- Opowiadanie: Ambush - Oko zmruż

Oko zmruż

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Oko zmruż

”Jak spra­gnio­ny snu

Po­wo­li zmie­rzam do gra­nic zno­szą­cych mój ból…”

Wy­ja­dę na parę dni,

to na pewno do­brze zrobi miiiii.

 

Śpie­wa­ła peł­nym gło­sem Alina, pa­ku­jąc wa­liz­kę.

Lu­bi­ła swoją pracę i odzie­dzi­czo­ny po babce drew­nia­ny dom, ale ostat­nio za­czę­ła od­czu­wać mo­no­to­nię co­dzien­nej eg­zy­sten­cji. Czas de­ka­dy zi­mo­we­go prze­si­le­nia był ide­al­ny na krót­ki wypad, a Sto­wa­rzy­sze­nie Wie­dzą­cych or­ga­ni­zo­wa­ło wła­śnie czte­ro­dnio­wą kur­so­kon­fe­ren­cję.

Roz­my­śla­ła o wy­mia­nie do­świad­czeń, wie­czo­rach z grza­nym winem i plot­ka­mi, o roz­wo­ju oso­bi­stym i no­wych prze­pi­sach. Przede wszyst­kim cie­szy­ła się jednak wizją ko­le­ża­nek, któ­rym opa­da­ją szczę­ki na widok jej no­wiut­kich butów i ja­spi­so­wej skrzyn­ki na elik­si­ry.

Za­mie­rza­ła – przy­naj­mniej na po­cząt­ku – chwa­lić się, że za­ro­bi­ła sporo na wy­na­le­zio­nych mi­nio­ne­go roku lub­czy­kach in­stant. Choć praw­da była bar­dziej pro­za­icz­na: wy­na­ję­ła cha­łu­pę na świę­ta let­ni­kom. W sumie, bio­rąc pod uwagę sezon, ra­czej zi­mow­ni­kom – po­my­śla­ła.

Za­mknę­ła na sie­dem spu­stów de­sty­lar­nię i piw­nicz­kę z taj­ny­mi skład­ni­ka­mi, wy­wie­si­ła sło­ni­nę, oraz uzu­peł­ni­ła karm­ni­ki dla pta­ków, wie­wió­rek i kotów. W każ­dej izbie usta­wi­ła ochron­ne di­du­chy, a potem za­wie­si­ła pod su­fi­tem cho­in­kę, którą ubra­ła w bomb­ki z mar­ke­tu i ma­ka­ro­no­we łań­cu­chy.

Ma­ka­ron go­to­wa­ła wcze­śniej w wy­cią­gu z bie­lu­nia, była więc pewna, że żadne nie­za­pro­szo­ne złe nie wkro­czy pod jej nie­obec­ność do domu. Po wy­su­sze­niu na­wle­kła ma­ka­ron na nici na prze­mian z ja­rzę­bi­ną.

Go­ście mieli przy­je­chać o pierw­szej po po­łu­dniu. Go­dzi­nę wcze­śniej po­szła nad sta­wik.

We wsi ga­da­no, że to do niego wrzu­co­no w cza­sie wojny trupy. Jedni opo­wia­da­li, że były to ciała Niem­ców, któ­rzy przy­je­cha­li spa­cy­fi­ko­wać wio­skę, inni, że szu­ka­ją­cych schro­nie­nia Żydów, lub ludzi wra­ca­ją­cych z Nie­miec ze zło­tem.

Babka mó­wi­ła, że wszyst­ko to było praw­dą, wszyst­ko łgar­stwem i jesz­cze tro­chę wię­cej. Mó­wi­ła, też, że w spraw­ki za­mie­sza­ne było pół wsi, ale tylko ciot­ka Do­ro­ta wzię­ła na sie­bie do­glą­da­nie mocy, jakie po­czę­ły się w zie­lon­ka­wej toni.

Sta­nę­ła wśród po­zor­nie mar­twych ta­ta­ra­ków i na­gich wierzb. Ro­ose­velt i Chur­chill miau­cząc, ocie­ra­ły się jej o nogi. Staw po­kry­wa­ła cie­niut­ka war­stwa lodu.

Rzu­ci­ła na taflę sznur­ki z za­klę­ciem, wy­la­ła kilka kro­pli go­rzał­ki i szep­nę­ła:

– Spać bę­dzie mocno przez dni sześć, nie bę­dzie wę­szyć, nie bę­dzie jeść! – Po czym ukło­ni­ła się i ode­szła, nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź.

Wie­dzia­ła, że lód po­wstrzy­ma to, co tęt­ni­ło w sta­wie. Do tego na naj­bliż­sze dni za­po­wia­da­no mróz, więc na­tu­ra rów­nież po­win­na pomóc.

Ob­ró­ci­ła się, ogar­nia­jąc wzro­kiem oto­czo­ny bia­ły­mi so­sna­mi domek, uśpio­ny ogród i obej­mu­ją­cy ca­łość za­chłan­ny las. Po so­snach ska­ka­ły wie­wiór­ki, trzna­dle, si­ko­ry i zwy­kłe szare wró­ble, wy­ja­da­ły sma­ko­ły­ki, pła­ską po­lan­kę zna­czy­ły ślady saren i kun.

Spodo­ba się, miesz­czu­chom – po­my­śla­ła za­do­wo­lo­na.

Za­uwa­ży­ła, że na chod­ni­ku za domem za­par­ko­wał czar­ny jeep. Ostat­ni raz rzu­ci­ła okiem na staw i ru­szy­ła w stro­nę sa­mo­cho­du.

– Dzień dobry, Paweł Szu­ka­ła mam u pani re­zer­wa­cję. – Facet był przy­stoj­ny, śli­ski i miał pro­ble­my z pro­sta­tą.

– Tak, pro­szę za mną. Zaraz wszyst­ko panu po­ka­żę i ru­szam w drogę. Przy­je­cha­li pań­stwo bez dzie­ci? – za­py­ta­ła ostroż­nie.

– Tak, tylko ja i żona. Po­trze­bu­je­my spo­ko­ju.

– To się do­brze skła­da, bo stawu le­piej nie ru­szać…

Po­pa­trzył na nią z wyż­szo­ścią i wzru­szył ra­mio­na­mi.

Coś w jego po­sta­wie spra­wi­ło, że po­czu­ła w trze­wiach ssa­nie i obawę, iż po­peł­nia wiel­ki błąd. Jed­nak za­in­we­sto­wa­ła już tego ty­sia­ka i miała bilet na po­ciąg.

Opro­wa­dzi­ła go­ścia po domu, po­ka­za­ła mu scho­wek z za­pa­so­wy­mi ko­ca­mi, szaf­kę ze świe­ca­mi i prze­ka­za­ła słoik kon­fi­tur z tar­ni­ny. Po czym tar­ga­na wąt­pli­wo­ścia­mi mi­nę­ła dźwi­ga­ją­ce­go licz­ne wa­li­zy Pawła i jego na­stro­szo­ną jak kura żonę.

Jadąc przez las, zo­ba­czy­ła dwa auta sto­ją­ce na po­bo­czu.

Chro­mo­le­ni tu­ry­ści! – po­my­śla­ła, płacą za dwój­kę, a miesz­kać za­mie­rza­ją pew­nie w ósem­kę… Będą kło­po­ty…? – za­wa­ha­ła się. Może nie. Poza tym nie ma tego, jak teraz od­krę­cać!

 

***

Odzia­ny w krót­ki ko­żu­szek i wiel­ką fu­trza­ną czapę Paweł spraw­nie otwo­rzył sze­ro­kie wrota i cze­kał na gości, jak go­spo­darz.

Kiedy pod­je­cha­li, ukło­nił się te­atral­nie, wo­ła­jąc:

– Mości pań­stwo, za­pra­sza­my! Czym chata bo­ga­ta!

– Na co ich za­pra­szasz, jak jesz­cze nic nie go­to­we! Mo­głeś im kazać przy­je­chać wie­czo­rem – sar­ka­ła zza jego ple­ców żona.

– Mieli się plą­tać po nocy?! – mruk­nął pół­gęb­kiem. – Lasy gęste, wilki wyją…

– Kre­tyń­sko wy­szło! Na pewno ich wi­dzia­ła!

– I co?!

– No brawo, brawo! – ryk­nął Eryk, gra­mo­ląc się ze swo­je­go e-tro­na GT. – Wie­dzia­łem, że świet­ny z cie­bie or­ga­ni­za­tor! Po­znaj­cie moją pięk­ną…

– Elek­tryk? – za­py­tał żar­li­wie Paweł.

– Naj­pierw panie! – skar­cił go szef. – Ni­ko­la po­zwól – Podał rękę mło­dziut­kiej bru­net­ce z wło­sa­mi pod­go­lo­ny­mi do skóry nad usza­mi. – A au­dicz­ka to elek­tryk. Sam nie wiem, która ma wię­cej mocy!

– A ona jest peł­no­let­nia? – spy­ta­ła Mo­ni­ka, tak­su­jąc kry­tycz­nie chude nogi dziew­czy­ny.

– Le­d­wie – sap­nął z za­do­wo­le­niem Eryk. – Za­par­ku­ję przy okien­ku, bo muszę za­ła­do­wać. Mam wszyst­kie kable – dodał uspo­ka­ja­ją­co.

Mo­ni­ka otwo­rzy­ła usta, chcąc za­pro­te­sto­wać, ale po­wstrzy­ma­ło ją spoj­rze­nie męża. Za­miast tego po­wie­dzia­ła:

– Ada, Pio­trek do­tar­li­ście bez prze­szkód! Po­znaj­cie się to szef Pawła, Eryk i jego Ni­ko­la. Ada i Pio­trek – szwa­gro­stwo.

– Miło mi was po­znać. A jesz­cze milej, że w ogóle wy­je­cha­li­śmy z lasu – burk­nę­ła okrą­gła dziew­czy­na o wło­sach w ko­lo­rze ognia, pa­trząc jak za­uro­czo­na na szary la­kier au­di­cy. Po bun­kro­wa­niu się w lesie ten rzęch ledwo za­pa­lił! Z zie­lo­nej torby do lo­dów­ki, z bia­łej do kuch­ni! – po­le­ci­ła mę­żo­wi.

– Może zo­sta­wi­my na ze­wnątrz, mro­zik jest?

– Wi­dzia­łeś koty?! Poza tym tu jest las, na pewno jakiś szkod­nik by się zła­ko­mił!

– To może ba­niecz­ka na dobry po­czą­tek – za­pro­po­no­wał Eryk, wy­cią­ga­jąc z ba­gaż­ni­ka whi­sky.

Wy­pi­li, tu­piąc w miej­scu.

– Pięk­nie tu – sap­nął Pio­trek, który wró­cił z kuch­ni.

– I wsio­wo – do­da­ła Ada.

– Roz­pa­kuj­cie się, na górze są trzy sy­pial­nie. Potem pa­no­wie pójdą szu­kać drew­na, a dziew­czy­ny przy­go­tu­ją wie­cze­rzę – za­pro­po­no­wa­ła Mo­ni­ka.

Z lasu do­bie­gło wo­ła­nie sowy, wiatr strą­cił z czub­ków cho­inek śnieg, na mo­ment za­snu­wa­jąc oko­li­cę białą mgłą.

– Jak pier­wot­nie! Czad! – huk­nął Eryk. – I do tego nie macie ba­chor­ków! Nawet nie wie­cie, jacy z was szczę­ścia­rze!

– My się sta­ra­my – wes­tchnął Pio­trek.

– A jak u cie­bie z po­tom­stwem? – Mo­ni­ka wy­glą­da­ła jak bel­fer­ka od­py­tu­ją­ca ucznia.

– Zo­sta­ły z byłą! Niech po­czu­je, jak się wy­cho­wu­je dzie­ci bez mę­skiej ręki!

W kuch­ni Mo­ni­ka z Adą roz­pa­ko­wa­ły pół­pro­duk­ty na świą­tecz­ną wie­cze­rzę. Znały się jesz­cze od czasu stu­diów, a od kilku lat były szwa­gier­ka­mi, więc nie mu­sia­ły za wiele roz­ma­wiać. Lu­bi­ły się mimo róż­nic, a może wła­śnie dzię­ki nim.

Ni­ko­la zaj­rza­ła im przez ramię i pi­snę­ła:

– Ale ja na tej płasz­czyź­nie je­stem zero. Nawet wodę przy­pa­lam! – Po czym ucie­kła na górę.

Eryk zja­wił się już po pię­ciu mi­nu­tach. Rzu­cił:

– De­le­go­wa­łem za­da­nia i mam faj­rant! – Po czym po­mknął na górę.

Po chwi­li z po­ko­ju od fron­tu dały się sły­szeć jej jęki i ryt­micz­ny stu­kot łóżka.

– To już wiemy, w ja­kich płasz­czy­znach laska się od­naj­du­je… – syk­nę­ła Ada.

– Prze­stań!

– Co? Cały czas za­sta­na­wiam się, czy jak już Paweł zo­sta­nie dy­rek­to­rem re­gio­nu i bę­dzie jeź­dził taką bryką, to nie po­szu­ka sobie na­sto­lat­ki.

– Każdy ma swoje smut­ki… – Sen­ten­cjo­nal­nie od­par­ła Ada. – Pio­trek nie zo­sta­nie dy­rek­to­rem, a po­nie­waż uwiel­bia swo­je­go peł­no­let­nie­go forda, więc pew­nie nigdy mnie nie opu­ści.

– Cóż, coś za coś.

– I strze­la śle­pa­ka­mi! A ten bufon za­płod­ni chu­dziel­ca pew­nie jesz­cze dziś! A mnie w każde świę­ta ciot­ki py­ta­ją, na co cze­ka­my, skoro już osiem lat po ślu­bie!

– Nie jeź­dzi­ła­bym! – od­par­ła krót­ko Mo­ni­ka.

 

***

Bra­cia wró­ci­li z lasu zmar­z­nię­ci i pod­pi­ci. Eryk do­łą­czył do nich przy rą­ba­niu drew­na.

W po­po­łu­dnio­wym świe­tle każda pałka ta­ta­ra­ku, zmar­z­nię­ta ga­łąz­ka, czy kępa trzci­ny opa­li­zo­wa­ła jak klej­not. Woda w sta­wie była skuta srebr­no-zie­lo­nym lodem.

Kiedy wie­cze­rza była pra­wie go­to­wa, dziew­czy­ny za­mknę­ły się w ła­zien­ce i wy­pin­drzy­ły na bó­stwa.

Gdy wy­szły, za sto­łem sie­dzia­ła przy­ga­szo­na Ni­ko­la, ubra­na w od­lo­to­wą su­kien­kę ze zło­tych łusek.

– Gdzie fa­ce­ci? – spy­ta­ła Ada.

– Po­dob­no pa­li­wa jest za mało, to po­je­cha­li…

– Idio­ci!

Po dwóch kwa­dran­sach męż­czyź­ni wró­ci­li, ale za­trzy­ma­li się na ganku.

– Czy wy­ście po­wa­rio­wa­li?! – Mo­ni­ka wy­szła do nich. – Mamy tu morze wina i wódki, a sta­cja ben­zy­no­wa jest dwa ki­lo­me­try stąd.

– Drogi są puste, a my nie lu­bi­my prze­pła­cać! – za­pew­nił Eryk z za­pa­łem.

– Kto by po­my­ślał… Prak­tycz­ny pan!

– W każ­dym razie zro­bi­li­śmy za­ku­py, szczę­śli­we wró­ci­li­śmy i teraz mo­że­my wie­cze­rzać, jakby jutra miało nie być – wtrą­cił się Paweł, mru­ga­jąc po­ro­zu­mie­waw­czo do Eryka.

Sie­dli do stołu. Były ryby, pie­ro­gi z mar­ke­tu i kilka sa­ła­tek. Eryk rzu­cił pro­po­zy­cję gril­la ale od­mo­wę przy­jął god­nie.

Wszyst­kim do­pi­sy­wa­ły hu­mo­ry, tylko Pio­trek był zga­szo­ny i mil­czą­cy. Zjadł ko­la­cję, wypił drin­ka i skar­żąc się na ból głowy, uciekł na pię­ter­ko.

– Mam na­dzie­ję, że w na­szych sze­re­gach tra­fił się tylko jeden de­zer­ter – huk­nął Eryk, na­peł­nia­jąc ko­lej­ne kie­lisz­ki i na chyb­ci­ka wy­my­śla­jąc to­a­sty. – Że­by­śmy się za­wsze bu­dzi­li wtu­le­ni w na­sto­let­nie pier­si!

– Że­by­śmy nigdy nie sia­da­li do stołu z pa­lan­ta­mi! – wy­pa­li­ła Ada i za­śmia­ła się ner­wo­wo.

– Że też za­wsze laski ta­kich ste­ra­nych ży­ciem, przy­bi­tych fa­ce­tów to zołzy…

– Prze­stań – rzu­cił Paweł. – To zro­bi­ło na nim wiel­kie wra­że­nie. Na nas też po­win­no…

– Co zro­bi­ło?! – W gło­sie Ady dźwię­czał nie­po­kój.

– Co­ście znowu na­wy­ra­bia­li?! – do­łą­czy­ła się Mo­ni­ka.

Męż­czyź­ni wy­pi­li ko­lej­ny kie­li­szek do dna.

– Po­szy­mym­szy kofa – szep­nął Paweł, który miał już sporo w czu­bie.

– Co?

– Autem. Kota cza­row­ni­cy!

– Za­bi­li­ście kota?!

– Sam wlazł pod koła, kiedy par­ko­wa­łem.

– Je­ste­ście nie­nor­mal­ni! Może jest tylko ranny. Leży tam?

– Wrzu­si­my­my do safu. – Paweł był coraz chęt­niej­szy do zwie­rzeń. – Stuk, puk, chlup!

– No to chlup w ten dziób! – od­po­wie­dział Eryk, igno­ru­jąc miny ko­biet.

Nie zdą­ży­li po­kłó­cić się na dobre, bo ciszę wi­gi­lij­nej nocy roz­darł, do­cho­dzą­cy z po­dwó­rza, prze­raź­li­wy skrzek i trzask.

Wy­bie­gli na mróz tak jak stali i zo­ba­czy­li Piotr­ka le­żą­ce­go na za­mar­z­nię­tym sta­wie.

W mroku nocy staw był ste­ryl­nie biały, z wy­jąt­kiem szpe­cą­cej go ciem­nej wyrwy. Wy­da­wać by się mogło, że pa­trzy na nich ol­brzy­mie oko, a Pio­trek pró­bu­je je za­mknąć wła­sny­mi rę­ka­mi.

– Pio­truś! – wrza­snę­ła Ada i sko­czy­ła pierw­sza.

– Cze­kaj. Mu­si­my go wy­cią­gnąć za nogi, bo się za­pad­nie­my i po­to­nie­my – krzyk­nął Paweł.

Nogi Piotr­ka le­ża­ły na brze­gu. Męż­czyź­ni szarp­nę­li je, ale bez skut­ku.

– On ma dło­nie w prze­rę­bli! – Za­szlo­cha­ła Ada. – Boże jak to się stało, że nie usły­sze­li­śmy kiedy wy­cho­dził! Jak długo?! Ra­tun­ku!

Chcia­ła wbiec na lód, ale wtedy ode­zwa­ła się Ni­ko­la:

– Słu­chaj, nie bierz do sie­bie, ale może to ja wejdę. Ano­rek­tycz­kom jest ła­twiej – uśmiech­nę­ła się nie­śmia­ło.

– Właź!

Dziew­czy­na w kilku kro­kach do­tar­ła do le­żą­ce­go. Usi­ło­wa­ła wyjąć jego ręce, ale lód trzy­mał jak okowy. Wal­nę­ła ob­ca­sem i lód pękł, a od stawu po­wia­ło przej­mu­ją­cym chło­dem. Wszy­scy wzdry­gnę­li się i po­czu­li nie­po­kój. Ni­ko­la prze­su­nę­ła się zręcz­nie i ko­lej­ny­mi cio­sa­mi szpil­ki oswo­bo­dzi­ła drugą dłoń.

– Cią­gnij­cie! – po­le­ci­ła.

– Kotek – jęk­nął Pio­trek.

– Pew­nie ma ich wiele. Nie zo­rien­tu­je się – po­cie­szał go brat.

– Wołał mnie!

Wy­cią­gnę­li go na brzeg. Gdy wcho­dzi­li do środ­ka Mo­ni­ka ob­ró­ci­ła się i po­wie­dzia­ła:

– Pa­trz­cie. Ten staw na nas pa­trzy…

– Prze­stań – ucię­ła Ada i szyb­ko we­szła do cie­płe­go wnę­trza.

Pio­trek sie­dział przy pło­ną­cym ko­min­ku w fo­te­lu w róże i dy­go­tał, z nosa wi­sia­ły mu za­mar­z­nię­te śpiki. Okry­ły go ko­ca­mi i na­po­iły winem z przy­pra­wa­mi.

Eryk objął czule Ni­ko­lę.

– Byłaś boska – szep­nął.

– Ska­le­czy­łam mu rękę ob­ca­sem.

– Do we­se­la się zagoi… Chodź szyb­ko na górę, muszę cię roz­grzać!

Mo­ni­ka na­kle­iła pla­stry na po­kie­re­szo­wa­ną dłoń szwa­gra, który bawił się ro­giem koca i uśmie­chał się dziw­nie.

– Pio­trek sły­szysz mnie?! Długo le­ża­łeś na tym lo­dzie?!

– No odkąd kotek mnie za­wo­łał…

– Po co cię wołał?

– Chciał wyjść.

– No i co ro­bi­my? – zwró­ci­ła się do po­zo­sta­łych. – Coś jest z nim nie tak.

– Pio­trek, a pa­mię­tasz, jak po­je­cha­li­śmy do babci Klary i zżar­li­śmy cu­kro­we laski, które wi­sia­ły na cho­in­ce, odkąd świat pa­mię­tał? Potem rzy­ga­li­śmy do rana! Po­dob­ne świę­ta nam wy­szły, co?! – mruk­nął Paweł, głasz­cząc brata po gło­wie.

– Ty mnie na­mó­wi­łeś! Ja zja­dłem, a ty do­sta­łeś lanie – od­parł przy­tom­nie.

– To co? Po­ło­ży­my cię do łó­żecz­ka i już ni­g­dzie nie bę­dziesz cho­dził?

– Zjadł­bym ma­kow­ca.

– Zro­bię kawy i wszy­scy sobie zjemy – za­pro­po­no­wa­ła Ada, spo­glą­da­jąc z tro­ską na męża.

Z góry znowu za­czę­ło do­cho­dzić ryt­micz­ne stu­ka­nie.

– Jak kró­li­ki! I tak przez całe świę­ta?! – mruk­nę­ła Mo­ni­ka.

Jedli cia­sta, gdy do stu­ka­nia do­łą­czy­ły jęki. Naj­pierw ciche, a potem coraz gło­śniej­sze. Wresz­cie wrza­ski były tak gło­śne, że nie dało się roz­ma­wiać.

– Ty im zwró­cisz uwagę, czy ja mam iść?! – spy­ta­ła Ada. – Tylko jak ja…

– Pójdę – wes­tchnął Paweł.

Jed­nak oka­za­ło się to nie­po­trzeb­ne, bo w tej samej chwi­li po scho­dach zbie­gła Ni­ko­la. Miała na sobie tylko się­ga­ją­cy za pupę, za­krwa­wio­ny, męski T-shirt. Krew drob­ny­mi kro­pel­ka­mi ka­pa­ła z jej wło­sów i dłoni.

Nic nie mó­wi­ła, tylko pa­trzy­ła na nich mocno wy­trzesz­czo­ny­mi ocza­mi.

– Ni­ko­la, na Boga, co się stało?!

– Szedł… – szep­nę­ła, a broda drża­ła jej jak dziec­ku.

– Po­wiedz mi, że nie mówi „do­szedł” – sap­nę­ła gniew­nie Ada.

– Ty się módl, żeby to nie było „od­szedł”!

– Le­piej zo­ba­czę, co się stało – mruk­nął Paweł.

Po­sa­dzi­ły dziew­czy­nę na krze­śle, owi­nę­ły kocem i po­da­ły kie­li­szek wina. Ni­ko­la drża­ła jak liść, a jej źre­ni­ce ucie­ka­ły, po­zo­sta­wia­jąc prze­ra­ża­ją­ce, puste oczy.

Po chwi­li z góry do­biegł nie­ar­ty­ku­ło­wa­ny wrzask Pawła.

Gdy wszedł do kuch­ni, był blady jak ścia­na.

– Eryk nie żyje – mruk­nął.

– Co mu zro­bi­ła?! – spy­ta­ła zszo­ko­wa­na Mo­ni­ka.

– Nie sądzę, żeby mogła… coś ta­kie­go.

– Bo ładna?

– Bo chu­chro, a jemu ktoś urwał głowę!

– Ale kto, wszy­scy by­li­śmy tutaj.

– Ma roz­ora­ne plecy, tak że widać krę­go­słup. I to też nie wy­glą­da na ro­bo­tę czło­wie­ka…

– A na co?!

Paweł przez chwi­lę mil­czał, jakby szu­kał słów.

– Wy­glą­da jak ze­psu­ta kocia za­baw­ka…

– Boję się – szep­nę­ła Ada. – Trze­ba we­zwać po­li­cję. Ni­ko­li i Piotr­ko­wi przy­da się le­karz.

– Kto ci tu po ćmoku w Wi­gi­lię przy­je­dzie?! – Paweł był zły.

– No jak po­wie­my, że świę­tu­je z nami facet bez głowy, to ra­czej się zja­wią! – wrza­snę­ła Mo­ni­ka.

– A jak oskar­żą Piotr­ka?!

– Prze­cież był z nami cały czas! Tobie nie cho­dzi o brata, tylko o ka­rie­rę! Twój pro­mo­tor kor­po­ra­cyj­ny od­padł z wy­ści­gu szczu­rów. Do kogo się teraz pod­cze­pisz?!

– Kpisz ze mnie, ale lu­bisz narty w Szwaj­ca­rii, wcza­sy na Bali i ciu­chy z naj­now­szych ko­lek­cji.

– Idź­cie się kłó­cić gdzie in­dziej! Oni po­trze­bu­ją spo­ko­ju – po­le­ci­ła Ada.

– Ko­lę­dy im za­śpie­waj – sark­nął Paweł, ale wy­szli z Mo­ni­ką na ze­wnątrz.

Kłó­ci­li się sto­jąc na śnie­gu. Ada po­pra­wi­ła koc Ni­ko­li i po­da­ła ko­lej­ny kubek Piotr­ko­wi.

– Nie chce ci się tro­chę siku? – spy­ta­ła. – Wy­pi­łeś już dwa kom­po­ty i her­bat­kę.

– Pójdę – od­parł po­słusz­nie.

– Tylko pa­mię­taj zrób siku i zaraz wra­caj.

Gdy wró­cił, klap­nął cięż­ko w fo­te­lu przy oknie i po­wie­dział:

– A dasz mi grza­ne­go winka?

– Nie! Nie wiem, co ci jest i le­piej nie łą­czyć tego z al­ko­ho­lem.

– Ale nic mi nie jest…

– Le­ża­łeś na lo­dzie i mia­łeś zwidy. Wy­star­czy!

– Adul­ka – sap­nął – chyba dalej mam. – Po czym wy­padł na ganek.

Długa na dwa metry kocia łapa wcią­ga­ła Pawła pod lód. Mo­ni­ka trzy­ma­ła męża za nogi, ale też po­wo­li wjeż­dża­ła do stawu.

Piotr zła­pał ją w pasie i z ca­łych sił szarp­nął. Potem wsko­czył do stawu i razem szar­pa­li nogi Pawła. Na ta­ra­sie Ada wyła prze­cią­gle. Za nią stała Ni­ko­la, która po­wta­rza­ła w kółko:

– Przy­szedł! Przy­szedł!

Gdy go wy­cią­gnę­li, Paweł nie od­dy­chał. Mo­ni­ka ro­bi­ła mu sztucz­ne od­dy­cha­nie, gdy ze stawu wy­chy­li­ła się ogrom­na jak becz­ka kocia głowa.

– Ucie­kaj­my! – wrza­snę­ła Ada, cią­gnąc za sobą beł­ko­czą­cą Ni­ko­lę.

– Nie zo­sta­wię brata. To go zeżre!

– Zo­sta­nie­cie, to zje was!

W końcu Pio­trek z Mo­ni­ką wcią­gnę­li Pawła do kuch­ni i za­mknę­li drzwi. Ada po­wle­kła Ni­ko­lę przez śnieg w stro­nę drogi.

***

 

Sama nie wie­dzia­ła, czemu wró­ci­ła. Może to było prze­czu­cie albo głos w gło­wie cza­row­ni­cy. Klęła, kiedy wy­sia­dła z po­cią­gu po prze­je­cha­niu po­ło­wy drogi i kiedy cze­ka­ła na pe­ro­nie. Jadąc autem przez za­śnie­żo­ny las, już tylko po­bur­ki­wa­ła pod nosem.

Zo­ba­czy­ła je zaraz po wyj­ściu z za­krę­tu tam, gdzie już dwa razy był wy­pa­dek. Ta ruda, pulch­niej­sza była prze­ra­żo­na. Cią­gnę­ła za rękę chu­dziut­ką dziew­czy­nę z go­ły­mi no­ga­mi, która wy­glą­da­ła jakby spała.

– Panie z bo­okin­gu u mnie? – spy­ta­ła ostroż­nie.

– Kot wy­szedł ze stawu i od­gryzł głowę fa­ce­to­wi – od­par­ła ruda.

– Wsia­daj­cie.

– Ja tam nie jadę!

– Tutaj za­mar­z­niesz. Zajmę się kotem, bo to pew­nie jeden z moich.

Zo­sta­wi­ła je w na­grza­nym aucie i ostroż­nie po­de­szła do domu. Ule­pi­ła śnież­ną kulę wiel­ko­ści głowy i z wy­sił­kiem rzu­ci­ła, naj­da­lej jak mogła.

Nic. To ją za­nie­po­ko­iło.

Złe jest w domu. U sie­bie albo u mnie… U sie­bie do­brze, u mnie… cał­kiem źle. Że też mi się zjaz­du za­chcia­ło!

Po­de­szła do po­kie­re­szo­wa­ne­go stawu i wcią­gnę­ła woń. Czuła po­bu­dze­nie wody, mimo zi­mo­wej pory.

– Cie­niut­kie gra­ni­ce mię­dzy świa­ta­mi przy go­dach – wes­tchnę­ła.

Drzwi wej­ścio­we były pęk­nię­te, jakby ude­rzył w nie taran. Chcia­ła ura­to­wać, tych co byli w środ­ku, ale mu­sia­ła się do tego do­brze przy­go­to­wać. Uło­ży­ła spory sto­sik su­che­go drew­na, rzu­ci­ła na nie cały zapas su­szo­nych ziół. Zanim pod­pa­li­ła, dała jesz­cze znak dziew­czy­nom w aucie. Oba­wia­ła się, czy za­re­agu­ją, ale więk­sza po­cią­gnę­ła mniej­szą wprost do stosu.

– Nie od­chodź­cie od ognia, choć­by was pa­rzy­ło! – po­le­ci­ła i pod­pa­li­ła stos. – Macie być jak ćmy!

Kiedy zło­ci­ste, wonne pło­mie­nie roz­świe­tli­ły noc, z domu po­wo­li wy­szedł czar­ny kot wiel­ko­ści sło­nia. W pysku niósł bez­wład­ne ciało go­ścia, który wy­na­jął domek – Pawła. Wcze­śniej mru­kli­wa żona bie­gła za kotem, uzbro­jo­na w wałek i niski ta­bo­ret.

– Zo­staw go! Psik! – wrzesz­cza­ła. – Puść go ścier­wo!

Kot usi­ło­wał schwy­tać ją zręcz­nym ru­chem łapki, ale uska­ki­wa­ła, a zwie­rzak nie przy­kła­dał się do za­da­nia. Teraz jego za­baw­ką był męż­czy­zna. Zo­ba­czyw­szy ogni­sko, ko­ci­sko po­ło­ży­ło uszy i syk­nę­ło.

– Sta­lin! – za­wo­ła­ła Alina.

Kot za­miau­czał, przy­siadł i nie­spo­koj­nie ma­chał zje­żo­nym ogo­nem. Po­wo­li za­czął okrą­żać staw, pod­kra­da­jąc się do ognia.

– Kto utłukł Sta­li­na i czemu? – krzyk­nę­ła do zgro­ma­dzo­nych.

– Eryk, nie­chcą­cy. Jakie to ma teraz zna­cze­nie – od­par­ła Mo­ni­ka.

– A kto wpadł na po­mysł, żeby wrzu­cić ścier­wo do stawu?! Mó­wi­łam, żeby trzy­mać się z dala od stawu!

– Nie mó­wi­łaś, że masz tu wła­sne­go de­mo­na, że cały dom jest prze­klę­ty!

– Dość! – Alina unio­sła dłoń. – Idź do domu, weź w obrus dużo je­dze­nia i wrzuć do wody. Tylko do wody, a nie na lód. A potem przejdź­cie tu do nas, ale le­piej nie bie­giem.

Mo­ni­ka wy­glą­da­ła, jakby chcia­ła coś po­wie­dzieć. Wy­wró­co­na kil­ka­krot­nie przez koci ogon była kom­plet­nie mokra, prze­ra­żo­na i wście­kła. Naj­bar­dziej była wście­kła. Dla­te­go dwa razy na­bie­ra­ła po­wie­trza, by w końcu po­słusz­nie wró­cić do domu.

– Pomóż mi – po­go­ni­ła ogłu­pia­łe­go szwa­gra.

Razem wy­nie­śli zdo­bio­ny zie­lo­ny­mi li­ść­mi ostro­krze­wu i li­za­ka­mi w bia­ło­czer­wo­ne paski, pełen je­dze­nia obrus. Roz­huś­ta­li i wrzu­ci­li go do po­szar­pa­ne­go prze­rę­bla. Cza­ją­cy się w krza­kach kot za­miau­czał, sko­czył za ob­ru­sem i znik­nął pod taflą.

Alina roz­da­ła wszyst­kim pło­ną­ce witki i ka­za­ła oto­czyć staw.

– Od­cią­gnij męża od brze­gu – po­le­ci­ła Mo­ni­ce.

Wy­ję­ła z ba­ga­żu bu­tel­kę pio­łu­nów­ki, wy­po­wie­dzia­ła ciche za­klę­cie i wy­la­ła wódkę na taflę, która za­czę­ła się za­my­kać.

W ostat­niej chwi­li wy­sko­czy­ła z niej czar­na łapka, ale była mniej­sza i scho­wa­ła się, gdy ude­rzy­li ją wit­ka­mi. Zo­stał ślad na śnie­gu, przy­po­mi­na­ją­cy do złu­dze­nia od­cisk cu­kro­we­go li­za­ka.

Staw po­krył się gład­ką, lśnią­cą taflą. Pod spodem coś ko­tło­wa­ło się i wi­ro­wa­ło.

Noc zbla­dła i za­ró­żo­wi­ła śnieg. Prze­ra­że­ni i śmier­tel­nie zmę­cze­ni lu­dzie sie­dzie­li przy do­ga­sa­ją­cym ogni­sku. Na sza­rych twa­rzach widać było ja­śniej­sze smugi.

Alina szep­ta­ła ostat­nie za­klę­cie:

Ko­niec nocy, ko­niec mocy

Już se bobok nie wy­sko­czy.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Hej Am­bush!

 

Ko­men­tarz po­be­to­wy.

 

Twoje opo­wia­da­nie to nie­sa­mo­wi­ta w od­bio­rze wiedź­ma, któ­rej po­trze­ba urlo­pu pro­wa­dzi do nie­ocze­ki­wa­nych kon­se­kwen­cji. Warto jed­nak spraw­dzić komu się zo­sta­wia dom, szcze­gól­nie je­że­li trzy­ma się trupy w sza­fie ;)

 

Opo­wia­da­nie jest spój­ne w swo­jej nar­ra­cji, na­pi­sa­ne ele­ganc­kim ję­zy­kiem, który ocza­ro­wał mnie i cią­gnął przez całą hi­sto­rię od sa­me­go po­cząt­ku do końca. Bar­dzo po­do­bał mi się wątek Aliny i hu­mo­ry­stycz­ne ak­cen­ty, które wpro­wa­dził, a także za­ska­ku­ją­ca in­ter­pre­ta­cja pre­zen­to­wej “laski”.

 

Gra­tu­lu­ję wspa­nia­łe­go opo­wia­da­nia i pędzę do kli­kal­ni :)

Że­gnaj! Życzę Ci po­wo­dze­nia, do­kąd­kol­wiek za­nie­sie Cię los!

@Bos­ma­nie­Ma­cie dzię­ki za miły ko­men­tarz, uwagi na becie i klicz­ka. Cie­szę się, że Alin­ka zdo­by­ła Twoją sym­pa­tię. Nie do­ma­gam się sym­pa­tii do wszyst­kich bo­ha­te­rów;)

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Gdyby nie to opo­wia­da­nie, to pew­nie nigdy nie za­po­znał­bym się z żadną pio­sen­ką Ka­mi­la Bed­nar­ka. 

Wcze­śniej nie spo­tka­łem się nazwą “Wie­dzą­ca” (a może nie pa­mię­tam) na okre­śle­nie cza­row­ni­cy. A dziś to już dru­gie opo­wia­da­nie, w któ­rym po­stać tak na­zwa­na się po­ja­wia.

Bar­dzo po­do­ba­ły mi się opisy miej­sca, w któ­rym rzecz cała się dzie­je. Przy­ro­da oraz za­ha­cze­nie o wątki hi­sto­rycz­ne – Niem­cy, Żydzi i jakaś ta­jem­ni­ca oko­licz­nych ludzi. Świet­ne sceny z go­ść­mi. Przy­go­to­wa­nia do ko­la­cji, ja­kieś po­pi­ja­wy w mię­dzy­cza­sie, i spawy oby­cza­jo­we wy­cho­dzą­ce z dia­lo­gów.

 

Cu­kier­ki w kształ­cie lasek – tro­chę ko­la­nem wci­śnię­te w opo­wia­da­nie. Bos­man­Mat zdaję się su­ge­ru­je, że tą laską jest Ni­ko­la. Go­ty­ku nie za bar­dzo do­strze­gam, ale się nie znam, więc nie będę się upie­rał.

 

No­mi­nu­ję. Po­zdra­wiam.

 

 

Witaj @AP gotyk, z tego co wy­czy­ta­łam, to opo­wia­da­nie, gdzie wy­stę­pu­je mrocz­na ta­jem­ni­ca, czę­sto wy­ni­ka­ją­ca z prze­szło­ści. Jeśli tak, to mam na­dzie­ję, że gotyk mi się udał;)

Co do li­za­ka, to bar­dziej my­śla­łam o sło­wach Pawła, że te Świę­ta są po­dob­ne do ta­kie­go li­za­ka z prze­szło­ści, ale sama widzę, że inni au­to­rzy nawet buta ze skar­pet­ką po­wią­za­li w spo­sób za­chwy­ca­ją­cy;)

Cie­szę się, że mimo pew­nych nie­do­stat­ków lek­tu­ra była dla Cie­bie za­do­wa­la­ją­ca.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Cześć Am­bush!

 

Muszę przy­znać, że przed lek­tu­rą Two­je­go opo­wia­da­nia zo­sta­łem zmu­szo­ny nad­ro­bić za­le­gło­ści i wy­go­oglo­wa­łem, co to wła­ści­wie za ga­tu­nek li­te­rac­ki ten cały gotyk :P Z tego, co udało mi się usta­lić, Twój tekst wpa­so­wu­je się w tenże ga­tu­nek :)

 

Po­do­bał mi się her­me­tycz­ny set­ting, taki tro­chę w ta­ran­ti­now­skim stylu. Po­cząt­ko­wo kli­mat był siel­ski, bo­ha­te­ro­wie nie­po­waż­ni i prze­ry­so­wa­ni. A potem, nagle, roz­legł się krzyk Piotr­ka do­cho­dzą­cy ze stawu. Kur­czę, ale od tego mo­men­tu kli­mat zgęst­niał, a akcja ru­szy­ła z ko­py­ta! Do­brze, że Alina zdą­ży­ła wró­cić na czas, bo wy­szedł­by sla­sher :P

 

Kilka uwag szcze­gó­ło­wych (w kwe­stiach “ła­pan­ki” mogę się mylić, więc na spo­koj­nie :P)

 

Po so­snach ska­ka­ły wie­wiór­ki, trzna­dle, si­ko­ry i zwy­kłe szare wró­ble, wy­ja­da­ły sma­ko­ły­ki, pła­ską po­lan­kę zna­czy­ły ślady saren i kun.

Zda­nie jest trosz­kę nie­ja­sne. Nie wiem, które wła­ści­wie zwie­rząt­ka wy­ja­da­ły sma­ko­ły­ki. W ogóle zda­nie le­piej brzmi bez tego wy­ja­da­nia.

 

Dzień dobry, Paweł Szu­ka­ła[+,] mam u pani re­zer­wa­cję.

Do­dał­bym prze­ci­nek.

 

Po czym[+,] tar­ga­na wąt­pli­wo­ścia­mi[+,] mi­nę­ła dźwi­ga­ją­ce­go licz­ne wa­li­zy Pawła i jego na­stro­szo­ną jak kura żonę.

Do­dał­bym prze­cin­ki, “tar­ga­na wąt­pli­wo­ścia­mi” wy­glą­da mi na wtrą­ce­nie.

 

Po­znaj­cie się[+,] to szef Pawła, Eryk i jego Ni­ko­la. Ada i Pio­trek – szwa­gro­stwo.

Tutaj także pa­so­wał­by prze­ci­nek (chyba ;P).

 

Kiedy wie­cze­rza była pra­wie go­to­wa, dziew­czy­ny za­mknę­ły się w ła­zien­ce i wy­pin­drzy­ły się na bó­stwa.

Może: “zro­bi­ły się na bó­stwa”? Wy­pin­drzy­ły się za­sad­ni­czo ozna­cza to samo, więc “na bó­stwa” bę­dzie zbęd­ne.

 

Po­dob­ne świę­ta nam wy­szły, co?! – mruk­nął Paweł

 

Hmm, skoro “mruk­nął” to wy­krzyk­nik nie­spe­cjal­nie pa­su­je.

 

– Szedł… – szep­nę­ła, a broda drża­ła jej jak dziec­ku.

– Po­wiedz mi, że nie mówi „do­szedł” – sap­nę­ła gniew­nie Ada.

– Ty się módl, żeby to nie było „od­szedł”!

Ha! Re­we­la­cyj­ny czar­ny humor :P

 

– Wy­glą­da jak ze­psu­ta kocia za­baw­ka…

Cho­le­ra, cre­epy :P

 

– Ko­lę­dy im za­śpie­waj – sark­nął Paweł, ale wy­szli z Mo­ni­ką na ze­wnątrz.

Wy­da­je mi się, że po­praw­nie bę­dzie: wy­szedł

 

Mo­ni­ka ro­bi­ła mu sztucz­ne od­dy­cha­nie, gdy ze stawu wy­chy­li­ła się ogrom­na jak becz­ka kocia głowa.

Tutaj za­sta­na­wiam się czy szyk zda­nia nie wy­ma­gał­by po­pra­wy. Może: Mo­ni­ka ro­bi­ła mu sztucz­ne od­dy­cha­nie, gdy ze stawu wy­chy­li­ła się kocia głowa, ogrom­na jak becz­ka.

 

Ewen­tu­al­nie, przy ory­gi­nal­nym szyku, “ogrom­na jak becz­ka” po­trak­to­wać jako wtrą­ce­nie i dodać prze­cin­ki?

 

– Kto utłukł Sta­li­na i czemu? – krzyk­nę­ła do zgro­ma­dzo­nych.

W sumie lo­gicz­ne, że (po­ten­cjal­nie) mor­der­czy kotek zo­stał na­zwa­ny po dyk­ta­to­rze :P

 

 

Tyle ode mnie, lecę kli­kać :P

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

@Ce­za­ry­_ce­za­ry dzię­ki za ła­pan­kę. Po­nie­waż w prze­cin­kach je­stem to­tal­nym dnem, więc po­rów­nam z uwa­ga­mi z bety, bo mam wra­że­nie, że mó­wi­li od­wrot­nie;) No i za miłą re­cen­zję i klicz­ka dzię­ki.

 

Ju­ro­rom kła­niam się nisko, tylko koteł znik­nął.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

@ce­za­ry­_ce­za­ry:

Zda­nie jest trosz­kę nie­ja­sne. Nie wiem, które wła­ści­wie zwie­rząt­ka wy­ja­da­ły sma­ko­ły­ki. W ogóle zda­nie le­piej brzmi bez tego wy­ja­da­nia.

No to krój­my:

  1. Po sosnach skakały wiewiórki, trznadle, sikory i zwykłe szare wróble, ← podmiot „wiewiórki, trznadle, sikory i zwykłe szare wróble”
  2. wyjadały smakołyki, ← nie ma nowego podmiotu, więc pozostaje „wiewiórki, trznadle, sikory i zwykłe szare wróble”
  3. płaską polankę znaczyły ślady saren i kun. ← tu chyba jest bezdyskusyjne.

Gdzie myślę źle?

 

Pokój – szczę­śli­wość; ale bo­jo­wa­nie Byt nasz pod­nieb­ny

Am­bush

 

Na spo­koj­nie, jak pi­sa­łem wyżej: ja się mogę nie znać :P 

 

Radek

 

Skoro za jeden pod­miot zbio­ro­wy przyj­mie­my “wie­wiór­ki, trzna­dle, si­ko­ry i zwy­kłe szare wró­ble” to ow­szem, pod wzglę­dem gra­ma­tycz­nym, zda­nie jest po­praw­ne. Nie­mniej, pod­czas czy­ta­nia mia­łem zgrzyt, po­nie­waż treść nie była dla mnie jasna. Im dłu­żej się za­sta­na­wiam, tym bar­dziej utwier­dzam się w prze­ko­na­niu, że “wy­ja­da­ły sma­ko­ły­ki” jest w zda­niu zbęd­ne i tylko po­wo­du­je za­mie­sza­nie :)

 

Ale, hej! To tylko moja, skrom­na opi­nia. Nie je­stem znaw­cą ję­zy­ka pol­skie­go i w moich tek­stach za­zwy­czaj na tej płasz­czyź­nie jest dużo ba­bo­li :)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

A ja prze­czy­ta­łem, mimo że wi­dzia­łem tag hor­ror. Praw­dę mó­wiąc, my­śla­łem, że au­tor­ka dała ten tag ‘na wy­rost’, ale teraz za­sta­na­wiam się, czy po­je­chać do zna­jo­mych, któ­rzy mają w po­bli­żu staw i ten im w tym roku po­krył się lodem. 

Hej 

A gdzie humor, pytam się ? Ok jest to hor­ror ale z przy­sło­wio­wym jajem. Cza­row­ni­ca zgro­ma­dzi­ła trój­cę, która roz­mon­to­wa­ła na kraj :P. Jak się na­zy­wa­ła miej­sco­wość, w któ­rej mie­ści­ła się chat­ka – strze­lam że Jałta :D. Oczy­wi­ście naj­wred­niej­szym kotem oka­zał się ten z Gru­zji :D. Nie wiem jak inni ale ja się uśmia­łem i po­do­ba­ło mi się, więc kli­kam i po­zdra­wiam :) 

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

@Mi­siu, nie lękaj się. O ile nie wrzu­cisz w prze­rę­bel ja­kie­goś stwo­rze­nia, to myślę że nie ma za­gro­że­nia. Miło mi, że wpa­dłeś.

@Bar­dzie­ja­skrze nie my­śla­łam o Jał­cie, chcia­łam po­ka­zać, że Alin­ka to nie zwy­kła, wiej­ska baba. Cie­szę się, że Cię uba­wi­łam, cho­ciaż mia­łam wy­stra­szyć!;) No i dzię­ki za klika.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Kurde, że ona od obo­wiąz­ków chcia­ła od­po­cząć, to ro­zu­miem, ale jak mogła tak koty zo­sta­wić?! I czemu w ogóle koty za­bi­jasz?! Okrop­ne ;)

Ale opko fajne. Tro­chę mi bra­ku­je pół mi­nut­ki żalu po kocie, bo jakoś tak łatwo się Alina godzi ze stra­tą, ale uśmiech­nę­ło mi się tu i ów­dzie. Faj­nie po­ka­za­łaś Wi­gi­lię w wy­da­niu tu­ry­stów. Imio­na kotów re­we­la­cyj­ne. Alin­kę, mimo jej obo­jęt­no­ści po śmier­ci kota, po­lu­bi­łam. Mi się :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

To było takie sło­wiań­skie w naj­lep­szym tego słowa zna­cze­niu. Bo­ha­te­ro­wie jak praw­dzi­wi. W sta­nach na pewno już ktoś by cię po­zwał o znie­sła­wie­nie ;)

@Ir­ka­_Luz no zo­sta­wi­ła je­dze­nie, za­bez­pie­czy­ła cza­ra­mi i wy­da­wa­ło się, że bę­dzie OK. A tu takie rze­czy… Dzię­ki za miłą re­cen­zję i klika.

@Mi­chał­Bro­ni­sław Cie­szę się, że sia­dło. Pi­sa­łam kie­dyś takie opo­wia­da­nia dzie­ją­ce się w pew­nym korpo. Lu­dzie czy­ta­li. I pew­ne­go dnia po­de­szła do mnie laska, któ­rej nie zna­łam i strze­li­ła focha, że ją w kuch­ni pod­słu­cha­łam. Tylko nie wiem które opko miała na myśli;)

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Am­bush, nie­zmier­nie spodo­bał mi się Twój po­mysł na opo­wia­da­nie. Po­czą­tek za­po­wia­dał nie do końca ty­po­we wi­gi­lij­ne spo­tka­nie przy stole i spo­dzie­wa­łam się za­ska­ku­ją­cych zda­rzeń, ale to, co wy­da­rzy­ło się pod­czas tego wie­czo­ru i nocy prze­szło moje ocze­ki­wa­nia. :)

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia nieco do ży­cze­nia.

 

Chro­mo­le­ni tu­ry­ści!po­my­śla­ła→ Chro­mo­le­ni tu­ry­ści! – po­my­śla­ła…

Tek­stu na­pi­sa­ne­go kur­sy­wą nie uj­mu­je się w cu­dzy­słów.

 

– Mości Pań­stwo, za­pra­sza­my!– Mości pań­stwo, za­pra­sza­my!

Formy grzecz­no­ścio­we pi­sze­my wiel­ką li­te­rą, kiedy zwra­ca­my się do kogoś li­stow­nie.

 

z nosa wi­sia­ły mu za­mar­z­nię­te szpi­ki. → Co mu wi­sia­ło???

 

za­krwa­wio­ny, męski t-shirt. → …za­krwa­wio­ny męski T-shirt.

 

pa­trzy­ła na nich sze­ro­ko wy­trzesz­czo­ny­mi ocza­mi. → …pa­trzy­ła na nich mocno wy­trzesz­czo­ny­mi ocza­mi.  

 

Kłó­ci­li się na sto­jąc na śnie­gu. → Dwa grzyb­ki w barsz­czy­ku.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

– Po­szy­mym­szy kofa

Oż ty @#$%&!!!

A mó­wiąc ład­niej, ,,bo­ha­te­ro­wie” wy­da­li mi się tak od­py­cha­ją­cy, że po pro­stu cze­ka­łem, aż przyj­dzie po­twór i ich zma­sa­kru­je. :\ No i przy­szedł, bu­aha­ha­ha­ha, więc osta­tecz­nie mi się po­do­ba­ło. :P Z dru­giej stro­ny, nie wiem, czy to gotyk, gotyk mi się ko­ja­rzy z ja­kimś takim więk­szym wy­ra­fi­no­wa­niem, a nie z pol­ską wsią…

– Kto utłukł Sta­li­na i czemu?

[par­ska] Roz­ba­wi­ło mnie to, nie wiem, dla­cze­go. :D

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

@re­gu­la­to­rzy Le­jesz miód na me serce. Błędy na­tych­miast po­pra­wię.

@SN­DWLKR Nie chcia­łam robić z nich aż ta­kich po­two­rów, no może poza Ery­kiem, więc trosz­kę mnie zmar­twi­łeś. Uwiel­biam róż­no­rod­ność forum, gdzie Koalę wy­stra­szy­łam, a Cie­bie uba­wi­łam.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Niby od po­cząt­ku było wia­do­mo, że przez swoją igno­ran­cję tu­ry­ści ścią­gną na sie­bie ja­kieś nie­szczę­ście, ale na­tu­ra tego nie­szczę­ścia mnie za­sko­czy­ła :)Do­brze, że tro­chę miej­sca po­świę­ci­łaś, aby na­kre­ślić re­la­cje mię­dzy bo­ha­te­ra­mi.

Ge­ne­ral­nie fajny po­mysł, opa­ko­wa­ny w czar­ny pa­pie­rek – bo czar­ne­go hu­mo­ru tu sporo i jest to humor do­brze po­da­ny, dzię­ki czemu nawet zły los, który spo­ty­kał kota, jakoś mnie nie ru­szył – wkrę­ci­łem się w tę kon­wen­cję.

Do­kli­ku­ję bi­blio­te­kę, po­zdra­wiam! 

Am­bush, nie mogę oprzeć się wra­że­niu, że wza­jem­nie spra­wi­ły­śmy sobie przy­jem­ność. ;D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Zgrab­ne, wart­kie, ładny język i fajny styl. Po­do­ba­ła mi się za­war­tość hor­ro­ru w hor­ro­rze – nie lubię tego ga­tun­ku, ale lek­tu­ra two­je­go opo­wia­da­nia była na­praw­dę re­lak­su­ją­ca (?). Mor­der­czy ko­te­czek wiel­ce sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy – nie wolno roz­jeż­dżać au­ta­mi żad­nych ko­tecz­ków, szcze­gól­nie tych, któ­rych imio­na wiesz­czą ma­sa­krę. Ofia­ry dzia­łal­no­ści pa­cy­fi­ka­cyj­nej zhy­bry­dzia­łe­go zwie­rząt­ka  sta­ran­nie wy­se­lek­cjo­no­wa­ne – pod­ta­tu­sia­ły szef z korpo ku­pu­ją­cy sobie dwu­dzie­sto­la­ski i pod­wład­ny-przy­du­pas! Trud­no im współ­czuć mar­ne­go końca – kot tak chciał!  

Two­rzysz bar­dzo dobre, na­tu­ral­nie brzmią­ce dia­lo­gi, takie jakby „pod­słu­cha­ne”. Sa­mo­dziel­nie, czy­tel­nie, bez do­po­wie­dzeń nar­ra­to­ra prze­ka­zu­ją in­for­ma­cje na temat ak­tu­al­nie pa­nu­ją­cej at­mos­fe­ry, cha­rak­te­ry­zu­ją bo­ha­te­rów, ich na­strój, na­da­ją tempa wy­da­rze­niom. Duży plus!

Ogól­nie – mi­lut­ki hor­ro­rek, tro­chę w typie uwspół­cze­śnio­nych braci Grimm.

 

Przede wszyst­kim cie­szy­ła się jed­nak wizją, opa­da­ją­cych szczęk ko­le­ża­nek, na widok no­wiut­kich butów i ja­spi­so­wej skrzyn­ki na elik­si­ry.

 

Skład­nia się po­sy­pa­ła. In­ter­punk­cja rów­nież. Imie­słów w tym zda­niu nie ma prawa bytu i ge­ne­ru­je pro­ble­my.

Przede wszyst­kim cie­szy­ła się jed­nak wizją ko­le­ża­nek, któ­rym opa­da­ją szczę­ki  na widok jej no­wiut­kich butów i ja­spi­so­wej skrzyn­ki na elik­si­ry.

Zde­cy­do­wa­nie wy­pa­da za­zna­czyć, że buty i skrzyn­ka są jej – Aliny wła­sno­ścią.

 

Za­mie­rza­ła (przy­naj­mniej na po­cząt­ku) chwa­lić się, że za­ro­bi­ła sporo na wy­na­le­zio­nych mi­nio­ne­go roku lub­czy­kach in­stant.

 

Na­wia­sy, brzyd­ko wy­dzie­la­ją­ce wtrą­ce­nie, z po­wo­dze­niem można za­stą­pić pół­pau­za­mi, a i prze­cin­ki także by tu za­gra­ły.

Zioła in­stant to nie „wy­na­la­zek” Aliny – od dawna są pro­du­ko­wa­ne w ta­kiej for­mie, lub­czyk rów­nież wy­na­laz­kiem nie jest – matka na­tu­ra już jakiś czas temu uprze­dzi­ła nas w tym wzglę­dzie. Alina mogła sporo za­ro­bić np. na wy­kon­cy­po­wa­nych w mi­nio­nym roku sma­ko­wych wer­sjach lub­czy­ku in­stant. I lub­czyk w licz­bie po­je­dyn­czej, bo to ziele cier­pią­ce na brak naj­bliż­szej ro­dzi­ny – nawet, nie­bo­żąt­ko, od­mian żad­nych nie po­sia­da.

 

We wsi ga­da­no, że to do niego wrzu­co­no w cza­sie wojny trupy. Jedni opo­wia­da­li, że byli to Niem­cy, któ­rzy przy­je­cha­li spa­cy­fi­ko­wać wio­skę, inni, że szu­ka­ją­cy schro­nie­nie Żydzi, lub jacyś lu­dzie wra­ca­ją­cy z Nie­miec ze zło­tem.

 

Po skró­ce­niu do nie­zbęd­ne­go mi­ni­mum widać, że jest źle, bo ro­dza­je rze­czow­ni­ków nie mają szans na do­pa­so­wa­nie się.

(…)wrzu­co­no trupy. Byli to Niem­cy.  Albo jesz­cze kró­cej: trupy byli to Niem­cy

Ewen­tu­al­na wer­sja:

(…)wrzu­co­no trupy. Jedni opo­wia­da­li, że były to ciała Niem­ców itd.

 

Staw po­kry­wa­ła cie­niut­ka war­stwa lodu. Rzu­ci­ła na lód sznur­ki z za­klę­ciem

Ob­ró­ci­ła się, ogar­nia­jąc wzro­kiem oto­czo­ny bia­ły­mi so­sna­mi domek, uśpio­ny ogród i ota­cza­ją­cy ca­łość za­chłan­ny las.

Widać.

 

szu­ka­ją­cy schro­nie­nie Żydzi

Kłó­ci­li się na sto­jąc na śnie­gu.

– Ale ja się na tej płasz­czyź­nie je­stem zero.

z nosa wi­sia­ły mu za­mar­z­nię­te szpi­ki.

 

Po­zo­sta­ło­ści po po­przed­nich wer­sjach/ li­te­rów­ki.

 

Spodo­ba się, miesz­czu­chom

cie­szy­ła się jed­nak wizją, opa­da­ją­cych szczęk ko­le­ża­nek

Mó­wi­ła, też, że w spraw­ki za­mie­sza­ne było pół wsi,

Poza tym nie ma tego, jak teraz od­krę­cać!

i cze­kał na gości, jak go­spo­darz.

schro­nie­nie Żydzi, lub jacyś lu­dzie

 

Resz­tę po­mi­nę­łam. Masz osza­ła­mia­ją­co nie­orto­dok­syj­ny sto­su­nek do in­ter­punk­cji.

 

Za­uwa­ży­ła, że na chod­ni­ku za domem za­par­ko­wał czar­ny jeep. Ostat­ni raz rzu­ci­ła okiem na staw i ru­szy­ła w stro­nę furt­ki.

 

Brzmi to tak, jakby staw był oto­czo­ny ogro­dze­niem z furt­ką. Jeśli nie był, to su­ge­ro­wa­ła­bym pod­mia­nę – jeepa po­sta­wić na chod­ni­ku przed furt­ką, Alinę pu­ścić w kie­run­ku domu, a naj­le­piej – „w stro­nę sa­mo­cho­du”.

 

za­mknę­ły się w ła­zien­ce i wy­pin­drzy­ły się na bó­stwa.

 

Pierw­sze „się” wy­star­czy, dru­gie to już nad­miar.

Pzdr.

 

 

@a­da­mie­_c4 dzię­ki za do­kli­ka­nie. Cie­szę się, że tra­fi­łam w Twój gust.

@w_ba­ske­rvil­le pięk­na de­fi­ni­cja mo­je­go opo­wia­da­nia;) Dzię­ku­ję za ła­pan­kę. Po­praw­ki na­nio­słam. Od­no­szę się do kilku uwag, z któ­ry­mi mogę dys­ku­to­wać.

 

Mia­łam na myśli lub­czy­ki skła­nia­ją­ce do lu­bie­nia/ko­cha­nia, a nie przy­pra­wo­wy chwast.

 

Resz­tę po­mi­nę­łam. Masz osza­ła­mia­ją­co nie­orto­dok­syj­ny sto­su­nek do in­ter­punk­cji.

 W kwe­stii in­ter­punk­cji słu­cham wszyst­kich po­le­ceń, bo czuję się w niej nie­pew­nie. Pew­nie dla­te­go to wy­pad­ko­wa roz­ma­itych uwag.

 

@reg ;D

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Mia­łam na myśli lub­czy­ki skła­nia­ją­ce do lu­bie­nia/ko­cha­nia, a nie przy­pra­wo­wy chwast.

Ro­zu­miem – za­ło­że­nie było OK, ale ja – czy­tel­nik  – go nie zro­zu­mia­łam, bo po­ską­pi­łaś mi nie­zbęd­nej w tym celu wie­dzy. Skoro lub­czyk Aliny nie ma wiele wspól­ne­go z lub­czy­kiem z Her­ba­po­lu,  po­win­naś mi tę istot­ną róż­ni­cę jakoś za­su­ge­ro­wać. Może uży­wa­jąc np.  neo­lo­gi­zmu? Przy­szło­by ci to z ła­two­ścią, bo (tu pro­szę wpi­sać od­po­wied­nie kom­ple­men­ty na temat  swo­je­go po­ten­cja­łu ję­zy­ko­we­go i mocy wy­obraź­ni , a ja je chęt­nie pa­ra­fu­ję).  I, ko­rzy­sta­jąc z oka­zji, dodam jesz­cze, że koty Aliny noszą świet­ne imio­na – „mó­wią­ce”, in­spi­ru­ją­ce i, co ważne, krót­kie. Także mam kota (płeć żeń­ska),  ale zanim wy­po­wiem ostat­nią zgło­skę jego imie­nia, za­zwy­czaj zdąży już za­snąć. Spraw­dza się – to imię – wy­łącz­nie w przy­pad­ku wi­zy­ty u no­we­go we­te­ry­na­rza, w mo­men­cie, gdy pra­gnie on wcią­gnąć pa­cjen­ta do re­je­stru i prosi o dane. Od­po­wia­dam, a potem z sa­tys­fak­cją, która jest  formą słusz­ne­go re­wan­żu za stan­dar­do­wo wy­gó­ro­wa­ny ra­chu­nek, pa­trzę, jak dło­nie za­sty­ga­ją mu nad kla­wia­tu­rą. Na­stęp­nie sły­szę po­kor­ne py­ta­nie, czy może wpi­sać tylko po­czą­tek. Zga­dzam się ła­ska­wie z odro­bi­ną po­gar­dy. Pełne imię ko­teł­ki brzmi zwy­czaj­nie: Nio Gar­de­nia Gla­dio­la Szczoch-Za­ra­za Cze­twer­tyń­ska. (Żaden z czło­nów tego ze­sta­wu nie jest przy­pad­ko­wy!)

Pzdr ;D

Rów­nież byłam po­sia­dacz­ką dziew­czyn, któ­rym na­le­ża­ły się te imio­na. Dla­te­go obec­nie pre­fe­ru­ję psy;) Fak­tycz­nie na­stęp­ny raz roz­wi­nę temat lub­czy­ków.

 

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Po­rwa­ło mnie to opo­wia­da­nie. Humor do mnie tra­fił, a fa­bu­ła wcią­gnę­ła. Dia­lo­gi są takie jak po­win­ny być – na­tu­ral­ne.

Ge­nial­nie się ba­wi­łem, wsią­kłem, aż do ostat­niej kro­pel­ki i wszyst­ko prze­czy­ta­łem jed­nym tchem. Już bym le­ciał kli­kać, gdyby nie znaj­do­wa­ło się w bi­blio­te­ce. 

Gotyk bar­dziej ko­ja­rzy mi się z za­pusz­czo­ny­mi zam­ka­mi, ciem­ny­mi miej­sca­mi, opusz­czo­ny­mi dro­ga­mi, ner­wo­wy­mi ko­nia­mi, a pre­zent jest je­dy­nie wspo­mnia­ny. Ale kogo by to ob­cho­dzi­ło, bo to opo­wia­da­nie jest świet­ne! 

Kto wie? >;

Dzię­ki skry­ty za tyle mi­łych słów. Co do go­ty­ku, to wy­go­ogla­łam, że ma być ta­jem­ni­ca sprze­da lat i mrocz­ny na­strój, więc w moim od­czu­ciu tak miało być, ale oczy­wi­ście zamku brak;)

Pre­zent fak­tycz­nie wy­brzmiał sub­tel­nie, ale już czy­tel­ni­cy do­szu­ka­li się ty­sią­ca pod­tek­stów. Dzię­ki Bogu za kre­atyw­nych czy­tel­ni­ków;)

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Nie ma za co. Przy­jem­ność czy­ta­nia tak do­bre­go opo­wia­da­nia po mojej stro­nie. 

 

No­mi­no­wa­łem do piór­ka. wink

 

Po­zdra­wiam

Kto wie? >;

Cześć Am­bush,

 

Po­czą­tek był dość le­ni­wy i za­po­wia­dał jakąś stan­dar­do­wą, okle­pa­ną, śred­nio cie­ka­wą hi­sto­ryj­kę. Ale potem przy­szły fa­jer­wer­ki i było tylko le­piej i le­piej. Uba­wi­łem się po pachy dia­lo­ga­mi, a stylu pi­sar­skie­go i umie­jęt­no­ści ję­zy­ko­wych można się od Cie­bie uczyć. Do­brze zbu­do­wa­ne na­pię­cie, akcja nawet na chwi­lę nie zwal­nia tempa.

Dwa razy za­sta­no­wię się, jak kie­dy­kol­wiek będę miał za­miar wy­na­jąć cha­łu­pę na ja­kimś od­lu­dziu w okre­sie świą­tecz­nym. No i na pewno nie będę za­pra­szał tam swo­je­go szefa, cho­ciaż­by “bie­dak” pro­sił na ko­la­nach:)

Fajny kli­mat opo­wia­da­nia i duża przy­jem­ność z czy­ta­nia.

Te cu­kier­ki w kształ­cie lasek tro­chę na siłę wrzu­co­ne w tekst, a co do go­ty­ku to ro­zu­miem, że w stylu go­tyc­kim jest groza, bo aku­rat mi “gotyk” ko­ja­rzy się bar­dziej z jakąś XIX-wiecz­ną czy wcze­sno XX-wiecz­ną opo­wie­ścią.

 

Kto wie, czy bę­dzie to jeden z moc­niej­szych kan­dy­da­tów do wy­gra­nia kon­kur­su?;) Po­zdra­wiam.

@skry­ty Wow!

@J­Pol­sky Cie­szę się, że tym razem pę­dzą­ca akcja jest za­le­tą, bo róż­nie by­wa­ło;) Cie­szę się, że wpa­dłeś i że je­steś za­do­wo­lo­ny.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Слава Україні!

Witam jury.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Sym­pa­tycz­ny hor­ror! Może i te dwa słowa po­zor­nie do sie­bie nie pa­su­ją, ale w tym przy­pad­ku we­dług mnie bar­dzo do­brze opi­su­ją opo­wia­da­nie. Po­nie­waż jest tu sche­mat kla­sycz­ne­go hor­ro­ru, ale są też wiedź­ma i koty, zatem jest i strasz­nie, i sym­pa­tycz­nie, nawet jeśli kotek od­gryzł komuś głowę :) Scen­ka z roz­ora­ny­mi ple­ca­mi wy­pa­dła na­praw­dę prze­ra­ża­ją­co. Osta­tecz­nie wy­szedł na­praw­dę cie­ka­wy kli­mat i dobry tekst, jakby zbie­rał jesz­cze kliki, to do­rzu­ci­ła­bym swo­je­go :)

@So­na­to cie­szę się, że przy­go­to­wa­ny kok­tajl kli­ma­tów wy­padł smacz­nie;) Dzię­ku­ję za wi­zy­tę i chęć kli­ka­nia.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Hor­ror z ele­men­ta­mi hu­mo­ru. Wy­szedł cie­ka­wie.

Tro­chę prze­wi­dy­wal­ne – wia­do­mo, że jak cza­row­ni­ca mówi tu­ry­stom, czego nie wolno robić, to oni wła­śnie to zro­bią w pierw­szej ko­lej­no­ści.

Fak­tycz­nie, Alina nie­spe­cjal­nie prze­ję­ła się śmier­cią Sta­li­na. BTW, fajne imio­na, cie­ka­we, czym się kie­ro­wa­ła. Sta­lin był rudy?

Cie­ka­we, że bar­dziej ża­łu­je­my kotka niż czło­wie­ka. W sumie… Eryk sobie za­słu­żył.

Cie­ka­wa je­stem, co gli­nia­rze za­pi­szą w ra­por­cie z miej­sca zbrod­ni…

Czy­ta­ło się przy­jem­nie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

@Fin­klo to moze Huhor lub Hor­r­mor hmm stwo­rzy­łam nowy ro­dzaj opo­wia­da­nia;) Tak o ile po­zo­sta­łe osoby by­wa­ły fajne lub nie, to Eryk to kawał @%$$, na­le­ża­ło mu się. Wy­my­śli­łam co dalej, ale nie zna­la­złam in­for­ma­cji ile opo­wia­dań muszę prze­czy­tać z opo­wia­da­niem na 40k zna­ków.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Huhor brzmi cza­der­sko. :-D

No i przez nie­do­pa­trze­nie Jur­ków mu­sia­łaś stwo­rzyć chu­cher­ko… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzień dobry, nie ma to jak wi­gi­lij­ny hor­ror o po­ran­ku xd lubię za­siąść w taki dzień jak dziś, z ku­beł­kiem czar­ne­go, ku­lo­od­por­ne­go na­po­ju i czy­tać o wiedź­mach, wiedz­mich prze­czu­ciach, wiedź­miń­skim urlo­pie i kon­se­kwen­cjach z tego wy­ni­kłych xd Do kawy w sam raz xd

Witaj Basko.Szczepa­now­ska, cie­szę się, że do kawy do­bra­łaś opko (do­dat­ko­wo opko jest die­te­tycz­ne;)

 

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Spo­iler: po­do­ba­ło mi się :) ale bę­dzie też tro­chę na­rze­ka­nia. 

 

Ge­ne­ral­nie po­mysł bar­dzo mi się spodo­bał. Niby dość pro­sty, ale jed­nak ten gi­gan­tycz­ny kot, staw, let­ni­cy. Tu wszyst­ko za­gra­ło i jest to opko, które ocie­ra się dla mnie o no­mi­na­cję piór­ko­wą. Ale no wła­śnie ocie­ra. 

Nie za­gra­ło dla mnie kilka rze­czy tech­nicz­nych:

Chaos – wkradł się w mo­men­cie, gdy po­ja­wi­li się wszy­scy let­ni­cy. Np dość późno uży­łaś imie­nia Mo­ni­ka i po­gu­bi­łam się w tym miej­scu. Póź­niej w kilku in­nych miej­scach mia­łam wy­zwa­nie z tym, aby po­ła­pać się kto i co robi. 

Tempo – za­czę­ło gonić bar­dzo szyb­ko, akcja ga­lo­pu­je a to jed­nak wróg opo­wia­dań grozy i bu­do­wa­nia na­pię­cia. Przez to nie­ste­ty na­pię­cie sia­dło, a bar­dzo szko­da. Do­my­ślam się, że to też pew­nie kwe­stia li­mi­tu (a jakże, niech się jury wsty­dzi), ale spo­koj­nie można by skró­cić moim zda­niem 1 scenę, po­dob­nie ostat­nią i zo­sta­wić bar­dziej otwar­te za­koń­cze­nie.

Bra­ko­wa­ło mi opi­sów (może one też po­mo­gły by tej ga­lo­pu­ja­cej akcji), a ja z tych co nie lubi jak jest ich zbyt wiele. Skoro więc nawet mi ich bra­ko­wa­ło, to coś jest na rze­czy. 

 

Pod­su­mo­wu­jąc: szu­kam w te­go­rocz­nym kon­kur­sie ory­gi­nal­no­ści i tutaj ją zna­la­złam. Ba­wi­łam się do­brze, gdyby roz­wią­zań kwe­stie tech­nicz­ne tekst byłby jesz­cze lep­szy. 

Mam nie­ustan­ny kło­pot z ga­lo­pu­ją­cą akcją, w któ­rej czy­tel­ni­cy się gubią. Będę pró­bo­wać dalej, bo takie opo­wiast­ki z dzie­siąt­ką ma­łych Mu­rzyn­ków bar­dzo mi pa­su­ją;) Może będę ich wpro­wa­dzać trój­ka­mi?;)

Dzię­ki za re­cen­zję, będę my­śleć jak udo­sko­na­lić warsz­tat.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Hej!

 

Ten tytuł – nie wiem czemu – jest dla mnie jak frag­ment pio­sen­ki. O co cho­dzi? Po­ję­cia nie mam. XD W gło­wie sły­szę takie śpie­wa­nie „Oko zmruż, buty włóż”, me­lo­dia do Abby. :D

 

Oo, bo­ha­ter­ka też śpie­wa, coś jest na rze­czy. :D

 

Co do po­cząt­ku – dużo stresz­czasz i je­stem tro­chę prze­peł­nio­na hi­sto­rią…

 

Do­szłam już do mo­men­tu kotów ocie­ra­ją­cych się o nogi, dobre imio­na. :)

 

Staw po­kry­wa­ła cie­niut­ka war­stwa lodu.

Rzu­ci­ła na taflę sznur­ki z za­klę­cie

Pod­miot uciekł

 

Paweł Szu­ka­ła mam u

Paweł Szu­ka­ła, mam u

 

przy­stoj­ny, śli­ski i miał pro­ble­my z pro­sta­tą.

Ale śli­ski? I hasło przy­stoj­ny nie­wie­le mówi. A skąd wie­dzia­ła o pro­sta­cie? Bo póź­niej pyta o dzie­ci i o tym nie wie?

 

Poza tym nie ma tego, jak

Bez prze­cin­ka

 

po­zwól – Podał

Skoro zro­bi­łaś wiel­ką li­te­rę, wcze­śniej musi być krop­ka

 

Ada, Pio­trek do­tar­li­ście

Ada, Pio­trek, do­tar­li­ście

 

Po­znaj­cie się to szef

Po­znaj­cie się, to szef

 

au­di­cy. Po bun­kro­wa­niu

Brak myśl­ni­ka

 

gril­la ale od­mo­wę przy­jął god­nie.

Prze­ci­nek uciekł

 

Dość długi jest wstęp na im­pre­zie, a mimo że ję­zy­ko­wo jest wia­ry­god­nie, mimo wszyst­ko trud­no mi uchwy­cić cha­rak­te­ry bo­ha­te­rów. Sie­dzą, piją, roz­ma­wia­ją, ale tro­chę jak po­sta­ci prze­wi­ja­ją­ce się w szyb­ko pusz­czo­nym fil­mie.

 

Za to mo­ment, w któ­rym mówią o tym kocie, a na­stęp­nie Pio­trek leży w sta­wie – tutaj bar­dzo do­brze bu­du­jesz na­pię­cie.

 

śpiki.

?

Poza tym uciekł pod­miot.

 

– Pio­trek sły­szysz mnie?!

Prze­ci­nek

 

– Tylko pa­mię­taj zrób siku i zaraz wra­caj.

Prze­ci­nek uciekł

 

Hm… No dzie­je się, jest groza, choć bo­ha­te­ro­wie wciąż mnie nie prze­ko­nu­ją, ich re­ak­cje mo­men­ta­mi są dziw­ne. Eryk ma ode­rwa­ną głowę, a lu­dzie kłócą się i roz­ma­wia­ją jakby to było zwy­kłe ska­le­cze­nie.

 

Za to sam po­mysł stwo­ra z je­zio­ra, w do­dat­ku kota, jest bar­dzo cie­ka­wy i faj­nie bu­du­jesz na­pię­cie.

 

Szko­da tylko, że wiedź­ma wró­ci­ła, wy­czu­wam im­pe­ra­tyw nar­ra­cyj­ny. ;)

 

Puść go ścier­wo!

Prze­ci­nek. Ogól­nie sporo miejsc wy­ma­ga prze­cin­ków. ;)

 

Razem wy­nie­śli zdo­bio­ny zie­lo­ny­mi li­ść­mi ostro­krze­wu i li­za­ka­mi w bia­ło­czer­wo­ne paski, pełen je­dze­nia obrus.

To koń­ców­ka opo­wia­da­nia. Nie sądzę, żeby ozdo­by na ob­ru­sie i sam jego wy­gląd, były aż tak istot­ne przy tej sce­nie. ;)

 

Poza tym – gdy­byś dała tro­chę mniej bo­ha­te­rów, może opo­wia­da­nie bar­dziej by zy­ska­ło. Ja wiem, że im­pre­za, więc ilość gości musi być więk­sza, ale ca­łość jest dość krót­ka i po­dzie­lo­na na wy­da­rze­nia zwią­za­ne z wiedź­mą. Przez to wszyst­ko trud­no mi było komuś współ­czuć, ki­bi­co­wać. Ot, lu­dzie umie­ra­ją. A ja bym chcia­ła po­czuć, że ta śmierć coś zna­czy, że to boli.

 

Za to sza­le­ją­cy demon i nie­bez­piecz­ne je­zio­ro – ten motyw bar­dzo mi się po­do­bał. Było ma­gicz­nie, ta­jem­ni­czo, mścił się kot, faj­nie. Na pewno ory­gi­nal­nie i to za­pad­nie mi w pa­mięć. :)

 

Po­zdra­wiam,

Anan­ke

Dzię­ki za miłą re­cen­zję i ła­pan­kę. Po­praw­ki na­nio­sę jutro, ale po­sta­ram się wziąć sobie do serca uwagi od­no­śnie na­pię­cia. Zwłasz­cza, że hu­ho­ry mi się spodo­ba­ły;)

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Mu­sisz ofi­cjal­nie roz­pro­pa­go­wać huhor. :D

Ruszę z hu­ho­rem w świat, z mniej­szą ilo­ścią bo­ha­te­rów. Wtedy chyba po­le­gną wszy­scy, tylko muszę wy­my­ślić z czego bę­dzie­my się śmiać.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Hej, Am­bush, do śnia­da­nia mia­łam ucztę w po­sta­ci Two­je­go opka, śnia­da­nie zja­dłam ze sma­kiem a opko było od razu na deser. Bar­dzo mi się po­do­ba­ło! Jest akcja, na­pię­cie, jest dobry ję­zy­ko­wo styl, jest kot wiel­ko­ści sło­nia. Na­strój chwi­la­mi jak z Mi­strza i Mał­go­rza­ty, przy­naj­mniej mi się tak sko­ja­rzy­ło. Je­dy­nie prze­cin­ki żyją jakby wła­snym ży­ciem, ale kto by się tym przej­mo­wał! :) 

– Dzień dobry, Paweł Szu­ka­ła mam u pani re­zer­wa­cję. – Facet był przy­stoj­ny, śli­ski i miał pro­ble­my z pro­sta­tą.

Prze­ci­nek po na­zwi­sku, bo to wtrą­ce­nie. No i nie pa­su­je mi tro­chę to ze­sta­wie­nie opisu wy­glą­du ze scho­rze­niem we­wnętrz­nym, któ­re­go prze­cież nie widać. Nar­ra­tor ra­czej opi­su­je tu z po­zy­cji ob­ser­wa­to­ra sceny i pro­sta­ta po­win­na być jed­nak w osob­nym zda­niu, albo po­par­ta ja­kimś ze­wnętrz­nym ob­ja­wem, np. sze­ro­ko sta­wiał nogi, jakby miał pro­ble­my z pro­sta­tą. 

 

Po­zdra­wiam go­rą­co, po­świą­tecz­nie i gra­tu­lu­ję do­bre­go opka!

Dzię­ki Jol­koK, cie­szę się, że opko spraw­dzi­ło się jako przy­staw­ka śnia­da­nio­wa;)

Co do prze­cin­ków, to będę się dalej uczyć. I tak prze­szłam z po­zio­mu -100, na -79 i je­stem z sie­bie dumna, ale ro­zu­miem, że dla tu­tej­szej spo­łecz­no­ści to za mało.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Sym­pa­tycz­ne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

To huhor Anet, MÓJ nowy ga­tu­nek;)

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

 

W tym opi­sie bra­ku­je mi miej­sca akcji. Gdzie toczy się akcja opo­wia­da­nia?

Co praw­da wspo­mi­nasz o drew­nia­nej cha­cie, którą Ali­cja do­sta­ła od babci, ale gdzie to jest, w gó­rach nad mo­rzem, no gdzie, nie wia­do­mo? Nie ma też czasu akcji, można by są­dzić, że to się dzie­je tuż po woj­nie, da­jesz kotą nazwy po­li­ty­ków z epoki dru­giej wojny świa­to­wej Ro­ose­velt i Chur­chill. Potem do­wia­du­je­my się, że jest jesz­cze jeden kot, któ­re­mu nada­łaś nazwę Sta­lin.

 Ten dyk­ta­tor jest uzna­wa­ny za naj­więk­sze­go zbrod­nia­rza w hi­sto­rii ludz­ko­ści, nie­traf­ne po­rów­na­nie, może u czy­tel­ni­ków wy­wo­łać nie­ko­rzyst­ne emo­cje.

Jakoś nie prze­ko­nu­je mnie opi­sa­ny cha­rak­ter Świąt Bo­że­go Na­ro­dze­nia – Wi­gi­lii. Nikt już nie wie co to jest di­duch, to śre­dnio­wiecz­ny zwy­czaj, nie­prak­ty­ko­wa­ny w Pol­sce. Roz­sta­wia­nie snop­ków zboża po ką­tach może jest jesz­cze kul­ty­wo­wa­ne na za­bi­tej wsi w Ukra­inie, ale to jest wąt­pli­we. 

 Po­mysł za­wie­szenia pod su­fi­tem cho­in­ki i ubra­nie w bomb­ki z mar­ke­tu i ma­ka­ro­no­we łań­cu­chy, nie czy­nią kli­ma­tu Wi­gi­lij­ne­go. Prze­cież to miał być hor­ror, a nie ba­jecz­ka dla przed­szko­la­ków. Wpla­tasz w tą opo­wieść jakąś rze­ko­mą bajkę o Ży­dach i Niem­cach uto­pio­nych w sta­wi­ku razem ze zło­tem. Dobre sobie, jak oni się tam wszy­scy zmie­ści­li.

Po so­snach ska­ka­ły wie­wiór­ki, trzna­dle, si­ko­ry i zwy­kłe szare wró­blę. 

Wie­wiór­ki zimą nie są ak­tyw­ne, nawet jak są do­kar­mia­ne po­si­la­ją się wcze­śnie rano i czmy­cha­ją do swo­ich dziu­pli, na drzem­kę. To samo tyczy się wró­bli, nie ska­czą po so­snach.

Zimą zbi­ja­ją się w stad­ka i sie­dzą w krza­kach, za bar­dzo się nie ru­sza­jąc.

– Facet był przy­stoj­ny, śli­ski i miał pro­ble­my z pro­sta­tą. 

Młody facet ma pro­sta­tę? Ro­zu­miem, że jako wszech­wie­dzą­cy nar­ra­tor do­ko­na­łaś ba­da­nia pal­pa­cyj­ne­go per rec­tum. Po co ta in­for­ma­cja, nie roz­wi­jasz jej dalej, czemu mia­ła­by słu­żyć? Wpro­wa­dzasz chaos w opo­wia­da­niu i spo­wal­niasz akcję.

Potem przy­jeż­dża­ją na­stęp­ni go­ście i za­czy­na­ją się wspól­ne kom­ple­men­ty i wy­chwa­la­nia, kto ma lep­szą brykę, Po krót­kich dia­lo­gach fe­raj­na od razu przy­stą­pi­łą do spi­ja­nia whi­sky. Po czym bra­cia udali się do lasu urą­bać drze­wo, gdy wró­ci­li po chwi­li byli zmar­z­nię­ci i pod­pi­ci. Po­zo­sta­ła para gości za­ję­ta była upra­wia­niem seksu w pokój na górze. Pa­no­wie stwier­dzi­li, że nie za­spo­ko­ili do­sta­tecz­nie pra­gnie­nia i w te pędy po­je­cha­li uzu­peł­nić, jak twier­dzi­li pa­li­wo. Po dwóch kwa­dran­sach wró­ci­li, usie­dli do tzw. wie­cze­rzy i spi­ja­li ko­lej­ne por­cje al­ko­ho­lu.

 Po chwi­li beł­ko­ta­li o kocie, który jak twier­dzi­li: – sam im wpadł pod koła. Szko­da, że nie wje­cha­li do stawu, może wtedy by­ła­by szan­sa na jakiś fajny hor­ror.

Nagle ciszę roz­darł, do­cho­dzą­cy z po­dwó­rza, prze­raź­li­wy skrzek i trzask. Do­strze­gli Piotr­ka le­żą­ce­go na za­mar­z­nię­tym sta­wie. Cie­ka­wi mnie jak tam do­szedł, parę aka­pi­tów wcze­śniej pi­szesz, że staw po­kry­wa­ła cie­niut­ka war­stwa lodu, dla­te­go nie mógł za­mar­z­nąć przez parę go­dzin.

 Potem do akcji ra­tun­ko­wej wkro­czy­ła w szpil­kach Ni­ko­la. Szyb­ki­mi kro­ka­mi do­szła do le­żą­ce­go. Dziew­czy­na zręcz­nie cio­sa­mi szpil­ki oswo­bo­dzi­ła i uwol­ni­ła Pio­tra z oko­wów lodu. Na­stęp­na sprzecz­ność, dziew­czy­na je­dzie na wio­chę do cha­łu­py na ja­kimś za­du­piu, nie wia­do­mo gdzie, i ubie­ra się, jak na bal syl­we­stro­wy. Poza tym stawy są dość płyt­kie, i trud­no się w nich uto­pić, ra­czej można w nich bro­dzić. 

 – Pio­trek, a pa­mię­tasz, jak po­je­cha­li­śmy do babci Klary i zżar­li­śmy cu­kro­we laski, które wi­sia­ły na cho­in­ce, odkąd świat pa­mię­tał? Potem rzy­ga­li­śmy do rana! Po­dob­ne świę­ta nam wy­szły, co?! – mruk­nął Paweł, głasz­cząc brata po gło­wie. 

– Ty mnie na­mó­wi­łeś! Ja zja­dłem, a ty do­sta­łeś lanie – od­parł przy­tom­nie. 

– To co? Po­ło­ży­my cię do łó­żecz­ka i już ni­g­dzie nie bę­dziesz cho­dził? 

Jak na hor­ror to dia­log braci na­da­ją się do bajki dla sze­ścio­lat­ków a nie na taki ga­tu­nek li­te­rac­ki.

 Potem opi­su­jesz jęki, stu­ka­nia i w fi­na­le prze­raź­li­wy wrzask do­cho­dzą­ce z góry su­ge­ru­ją­cy po­now­ny seks. 

– Nagle po scho­dach zbie­gła Ni­ko­la. Miała na sobie tylko się­ga­ją­cy za pupę, za­krwa­wio­ny, męski T-shirt. Krew drob­ny­mi kro­pel­ka­mi ka­pa­ła z jej wło­sów i dłoni. 

Co za nie­sa­mo­wi­te szyb­kie tempo, przed chwi­lą, była w szpil­kach, ra­tu­jąc Pio­tra. Teraz jest cała we krwi. Dziew­czy­na nic nie mó­wi­ła, miała wy­trzesz­czo­ne oczy. Po­sa­dzi­li ją na krze­śle i dali kie­li­szek wina, na fra­su­nek dobry tru­nek.

Paweł po­biegł spraw­dzić co się stało, jak się za chwi­lę oka­za­ło Ery­ko­wi coś urwa­ło głowę.

 Potem to­wa­rzy­stwo za­sta­na­wia­ła się czy we­zwać po­li­cję, kłó­cąc i prze­ko­ma­rza­jąc mię­dzy sobą, jed­nak do­cho­dzą do wnio­sku, że ni­ko­go nie alar­mo­wać. 

W tych dia­lo­gach jest chaos nie bar­dzo wia­do­mo o co cho­dzi. Po czym jak z procy Paweł wy­padł na ganek i cap, nie­spo­dzie­wa­nie długa na dwa metry kocia łapa wcią­ga­ła go pod lód. Co to za wiel­ki kot z taką długą łapą? To już to­tal­na bzdu­ra nawet trud­no sobie wy­obra­zić, jak ten kot zmie­ścił się w tej sa­dzaw­ce.

Mo­ni­ka trzy­ma­ła męża za nogi, ale też po­wo­li wjeż­dża do stawu.

W su­kurs przy­cho­dzi jej Piotr.

 Piotr zła­pał ją w pasie i z ca­łych sił szarp­nął. Potem wsko­czył do stawu i razem szar­pa­li nogi Pawła. 

Więc cią­gnie rzep­kę dzia­dek nie­bo­żę.

 Cią­gnie i cią­gnie, wy­cią­gnąć nie może! Za­wo­łał dzia­dek na pomoc bab­cię: "Ja zła­pię rzep­kę, ty za mnie złap się!

Przy­po­mi­na mi to bajkę Ju­lia­na Tu­wi­ma “Rzep­ka”.

Sama nie wie­dzia­ła, czemu wró­ci­ła. Może to było prze­czu­cie albo głos w gło­wie cza­row­ni­cy. Klęła, kiedy wy­sia­dła z po­cią­gu po prze­je­cha­niu po­ło­wy drogi i kiedy cze­ka­ła na pe­ro­nie. Jadąc autem przez za­śnie­żo­ny las, już tylko po­bur­ki­wa­ła pod nosem. Do­brze tu by­ło­by wsta­wić jakiś opis, że Ali­cja tchnię­ta cza­ro­dziej­ską an­ty­cy­pa­cją po­sta­no­wi­ła wcze­śniej wró­cić do chaty.

 O co tu cho­dzi, po co je­cha­ła po­cią­giem i potem sa­mo­cho­dem.

Kiedy już je­cha­ła sa­mo­cho­dem spo­tka­ła po dro­dze prze­ra­żo­ne dziew­czy­ny. Do­wie­dzia­ła się, że kot wy­szedł ze stawu i od­gryzł głowę męż­czyź­nie. 

 Po krót­kim na­ma­wia­niu za­bra­ła je do sa­mo­cho­du i po­je­cha­ła w stro­nę chaty. Gdy do­je­cha­li na miej­sce Ali­cja zo­sta­wi­ła dziew­czy­ny w aucie i po­szła wę­szyć.

Uży­wa­jąc cza­rów stwier­dzi­ła, że zło jest w cha­łu­pie. Za chwi­lę po­de­szła do stawu i wcią­ga­ła woń ni­czym wilk tro­pią­cy zwie­rzy­nę. 

Coś tam jesz­cze mam­ro­ta­ła rzu­ca­jąc śmiesz­ne za­klę­cia i za­uwa­ży­ła, że drzwi wej­ścio­we były pęk­nię­te, jakby ude­rzył w nie taran. Roz­pa­li­ła ogni­sko, rzu­ci­ła na cały zapas su­szo­nych ziół i cza­rów jakie po­sia­da­ła w swej mocy. Z domu po­wo­li wy­szedł czar­ny kot, wiel­ki jak sło­ń. Cie­kaw ja się zmie­ścił w tej cha­cie. Sy­be­ryj­ski ty­grys, to lep­sze po­rów­na­nie. W pysku niósł bez­wład­ne ciało Pawła. Żona bie­gła za kotem, uzbro­jo­na w wałek do cia­sta i niski ta­bo­ret. Ale ko­me­dyj­ka.

– Sta­lin! – za­wo­ła­ła Alina. 

Ale to nie był Sta­lin tylko jego demon kot, na szczę­ście. Alina po­sta­no­wi­ła zwa­bić de­mo­na wrzu­ca­jąc do stawu dużo je­dze­nia. Cza­ją­cy się w krza­kach kot mu­siał być bar­dzo głod­ny, bo dał się sku­sić, sko­czył za żar­ciem i znik­nął pod taflą. Po chwi­li wy­sko­czy­ło z niej czar­na łapa, ale do­sta­ła od wszyst­kich cza­ro­dziej­ski­mi wit­ka­mi. Potem Ali­cja wy­po­wie­dział za­klę­cie, i wy­la­ła wódkę na taflę, która za­czę­ła się za­my­kać.  

– Alina szep­ta­ła ostat­nie za­klę­cie  

– Ko­niec nocy, ko­niec mocy 

 – Już se bobok nie wy­sko­czy. 

Pięk­ny wier­szyk, co za na­rze­cze, z ja­kiej oko­li­cy? 

Re­asu­mu­jąc – to praca pi­sa­na na kon­kurs Świąt Bo­że­go Na­ro­dze­nia w ga­tun­ku hor­ro­ru. 

To­wa­rzy­stwo zje­cha­ło się jak na kulig, al­ko­hol lał się stru­mie­nia­mi. 

Po­ru­sza­ne te­ma­ty ba­nal­ne, sex, fura i kasa. Nie ma tu kli­ma­tu wie­cze­rzy Wi­gi­lij­nej, gdzie lu­dzie dzie­lą się opłat­kiem skła­da­ją sobie ży­cze­nia. W two­jej hi­sto­rii nikt nie do­trwał do wie­czo­ru, bo­wiem wszy­scy byli pi­ja­ni, a po­zo­sta­li upra­wia­li seks. 

Po co są świę­ta?

Świę­ta są przede wszyst­kim cza­sem na­ro­dzin Chry­stu­sa, co po­win­no ce­men­to­wać i bu­do­wać ich wiarę. Boże Na­ro­dze­nie jest spe­cy­ficz­nym okre­sem, kiedy lu­dzie życzą sobie jak naj­le­piej i na ten krót­ki czas sta­ra­ją się dążyć do jed­no­ści i wspól­no­ty.

 Naj­lep­szy hor­ror po­cho­dzi z prze­ra­ża­ją­cych rze­czy, które mogą ma­ni­pu­lo­wać uczu­cia­mi czy­tel­ni­ków, two­rząc uczu­cie nie­po­ko­ju i stra­chu, które wy­kra­cza­ją poza świa­do­mość i prze­ni­ka­ją głę­bo­ko w psy­chi­kę.

Nie­ste­ty tego nie ma w two­jej opo­wie­ści.

 

 

Nie ważne jakie masz IQ, istot­ne jest, że umiesz czy­tać.

AK. 

 

@Kos­sa­dam cie­szę się, że wpa­dłeś.

W tym opi­sie bra­ku­je mi miej­sca akcji. Gdzie toczy się akcja opo­wia­da­nia?

Co praw­da wspo­mi­nasz o drew­nia­nej cha­cie, którą Ali­cja do­sta­ła od babci, ale gdzie to jest, w gó­rach nad mo­rzem, no gdzie, nie wia­do­mo?

A jakie to ma zna­cze­nie? Gdzieś poza mia­stem, Ma­zu­ry, Ka­szu­by, a może Dolny Śląsk, to nie de­ter­mi­nu­je roz­wo­ju sy­tu­acji.

 

 Ten dyk­ta­tor jest uzna­wa­ny za naj­więk­sze­go zbrod­nia­rza w hi­sto­rii ludz­ko­ści, nie­traf­ne po­rów­na­nie, może u czy­tel­ni­ków wy­wo­łać nie­ko­rzyst­ne emo­cje.

To może i do­brze, przy­naj­mniej nie bę­dzie im smut­no:)

 

Nikt już nie wie co to jest di­duch,

Ja wiem;)

 

 

 Po­mysł za­wie­sze­nia pod su­fi­tem cho­in­ki i ubra­nie w bomb­ki z mar­ke­tu i ma­ka­ro­no­we łań­cu­chy, nie czy­nią kli­ma­tu Wi­gi­lij­ne­go. Prze­cież to miał być hor­ror, a nie ba­jecz­ka dla przed­szko­la­ków.

 

Nie wiem czemu hor­ror musi być obo­wiąz­ko­wym skład­ni­kiem kli­ma­tu wi­gi­lij­ne­go, ale miał być kli­mat nie­wi­gi­lij­ny, acz­kol­wiek dzie­ją­cy się w Wi­gi­lię.

 

Wpla­tasz w tą opo­wieść jakąś rze­ko­mą bajkę o Ży­dach i Niem­cach uto­pio­nych w sta­wi­ku razem ze zło­tem. Dobre sobie, jak oni się tam wszy­scy zmie­ści­li.

W sta­wie mie­ści się sporo nie­bosz­czy­ków. Złota nie to­pi­łam.

Po so­snach ska­ka­ły wie­wiór­ki, trzna­dle, si­ko­ry i zwy­kłe szare wró­blę. 

– Facet był przy­stoj­ny, śli­ski i miał pro­ble­my z pro­sta­tą. 

Młody facet ma pro­sta­tę? Ro­zu­miem, że jako wszech­wie­dzą­cy nar­ra­tor do­ko­na­łaś ba­da­nia pal­pa­cyj­ne­go per rec­tum. Po co ta in­for­ma­cja, nie roz­wi­jasz jej dalej, czemu mia­ła­by słu­żyć? Wpro­wa­dzasz chaos w opo­wia­da­niu i spo­wal­niasz akcję.

 

Prze­do­brzy­łam, ale już nie będę po­pra­wiać, bo jury ob­ra­du­je;)

 

Potem przy­jeż­dża­ją na­stęp­ni go­ście i za­czy­na­ją się wspól­ne kom­ple­men­ty i wy­chwa­la­nia, kto ma lep­szą brykę,

Tylko jeden się chwa­lił.

Po krót­kich dia­lo­gach fe­raj­na od razu przy­stą­pi­łą do spi­ja­nia whi­sky. Po czym bra­cia udali się do lasu urą­bać drze­wo, gdy wró­ci­li po chwi­li byli zmar­z­nię­ci i pod­pi­ci.

Tak bywa. Twoje za­strze­że­nia do­ty­czą spo­ży­wa­nia, rą­ba­nia drew­na, czy faktu prze­mar­z­nię­cia?

 

Po­zo­sta­ła para gości za­ję­ta była upra­wia­niem seksu w pokój na górze.

To też się zda­rza.

 

Szko­da, że nie wje­cha­li do stawu, może wtedy by­ła­by szan­sa na jakiś fajny hor­ror.

Masz go­to­wy po­mysł!;)

 

Cie­ka­wi mnie jak tam do­szedł, parę aka­pi­tów wcze­śniej pi­szesz, że staw po­kry­wa­ła cie­niut­ka war­stwa lodu, dla­te­go nie mógł za­mar­z­nąć przez parę go­dzin.

Wiesz, jesz­cze mniej wia­ry­god­ny jest ukry­wa­ją­cy się w sta­wie ol­brzy­mi kot, ale to por­tal fan­ta­sty­ka!

I nie pytaj mnie, jak zmie­ścił się kot, obok in­nych lo­ka­to­rów. To magia!;)

 

Poza tym stawy są dość płyt­kie, i trud­no się w nich uto­pić, ra­czej można w nich bro­dzić. 

Stresz­czasz obie, ale nie wszyst­ko zro­zu­mia­łeś, muszę pisać ja­śniej. On nie tonął. Leżał na lo­dzie, a dło­nie miał pod lodem.

Jak na hor­ror to dia­log braci na­da­ją się do bajki dla sze­ścio­lat­ków a nie na taki ga­tu­nek li­te­rac­ki.

No gdyby od pierw­szych stron demon ich roz­ry­wał, to bym mu­sia­ła wpro­wa­dzić co naj­mniej czter­dzie­stu roz­bój­ni­ków. Ile wtedy by­ło­by ga­da­nia, że nie wia­do­mo, czy wy­so­cy, czy niscy, jaki zawód.

 

 Potem opi­su­jesz jęki, stu­ka­nia i w fi­na­le prze­raź­li­wy wrzask do­cho­dzą­ce z góry su­ge­ru­ją­cy po­now­ny seks. 

 

Co za nie­sa­mo­wi­te szyb­kie tempo, przed chwi­lą, była w szpil­kach, ra­tu­jąc Pio­tra.

Lu­dzie czę­sto do seksu ścią­ga­ją ubra­nia i szpil­ki, choć tu to już bywa róż­nie.

 

W tych dia­lo­gach jest chaos nie bar­dzo wia­do­mo o co cho­dzi.

Ale wszyst­ko ład­nie opi­su­jesz;)

 

 Co to za wiel­ki kot z taką długą łapą? To już to­tal­na bzdu­ra nawet trud­no sobie wy­obra­zić, jak ten kot zmie­ścił się w tej sa­dzaw­ce.

 

Tak już bywa w hor­ro­rach. Że klaun sie­dzi w ście­ku (że się tak po­rów­nam na wy­rost mocno), albo że sa­mo­chód mor­du­je. Wiesz, to nie musi być tak w 100% zgod­ne z rze­czy­wi­sto­ścią.

 

Przy­po­mi­na mi to bajkę Ju­lia­na Tu­wi­ma “Rzep­ka”.

Tam kotek był mniej­szy, ale bar­dziej ko­ope­ra­tyw­ny;)

 

 

 O co tu cho­dzi, po co je­cha­ła po­cią­giem i potem sa­mo­cho­dem.

Bo ta cza­row­ni­ca da­le­ko miesz­ka­ła. W tamtą stro­nę po­je­cha­ła autem na dwo­rzec, dla­te­go wró­ci­ła z dwor­ca autem.

 

 

 Po krót­kim na­ma­wia­niu za­bra­ła je do sa­mo­cho­du i po­je­cha­ła w stro­nę chaty. Gdy do­je­cha­li na miej­sce Ali­cja zo­sta­wi­ła dziew­czy­ny w aucie i po­szła wę­szyć.

Alina, ale resz­tę do­brze prze­czy­ta­łeś.

 

 Ale ko­me­dyj­ka.

No;)

 

Pięk­ny wier­szyk, co za na­rze­cze, z ja­kiej oko­li­cy? 

Kra­kow­ski;)

 

Re­asu­mu­jąc – to praca pi­sa­na na kon­kurs Świąt Bo­że­go Na­ro­dze­nia w ga­tun­ku hor­ro­ru. 

 

Go­ty­ku, ale jak wspo­mnia­łam, je­stem kom­plet­nie nie­cze­pli­wa;)

 

 

Nie ma tu kli­ma­tu wie­cze­rzy Wi­gi­lij­nej, gdzie lu­dzie dzie­lą się opłat­kiem skła­da­ją sobie ży­cze­nia. W two­jej hi­sto­rii nikt nie do­trwał do wie­czo­ru, bo­wiem wszy­scy byli pi­ja­ni, a po­zo­sta­li upra­wia­li seks. 

Po co są świę­ta?

Świę­ta są przede wszyst­kim cza­sem na­ro­dzin Chry­stu­sa, co po­win­no ce­men­to­wać i bu­do­wać ich wiarę. Boże Na­ro­dze­nie jest spe­cy­ficz­nym okre­sem, kiedy lu­dzie życzą sobie jak naj­le­piej i na ten krót­ki czas sta­ra­ją się dążyć do jed­no­ści i wspól­no­ty.

 

Wiesz, to nie jest kon­kurs w Nie­dzie­li. Nie wszy­scy łamią się opłat­kiem, nie wszy­scy jedzą kar­pia i nie wszy­scy wie­rzą w Chry­stu­sa. Dla­te­go można wy­ko­rzy­stać motyw nie­ko­niecz­nie ka­no­nicz­nie.

Po­czy­taj opo­wia­da­nia w kon­kur­sie, a prze­ko­nasz się, że mało w nich ce­men­to­wa­nia.;)

 

 

 Naj­lep­szy hor­ror po­cho­dzi z prze­ra­ża­ją­cych rze­czy, które mogą ma­ni­pu­lo­wać uczu­cia­mi czy­tel­ni­ków, two­rząc uczu­cie nie­po­ko­ju i stra­chu, które wy­kra­cza­ją poza świa­do­mość i prze­ni­ka­ją głę­bo­ko w psy­chi­kę.

Nie­ste­ty tego nie ma w two­jej opo­wie­ści.

Nic nie szko­dzi. Będę pró­bo­wać znowu, może wtedy wyj­dzie le­piej.

 

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Cześć, 

dzię­ku­ję za wy­ja­śnie­nia i życzę po­wo­dze­nia.

Po­zdra­wiam AK

 

Ruszę z hu­ho­rem w świat, z mniej­szą ilo­ścią bo­ha­te­rów.Ruszę z hu­ho­rem w świat, z mniej­szą ilo­ścią bo­ha­te­rów.

Pro­sił­bym o za­pro­to­ko­ło­wa­nie, że mi ilość bo­ha­te­rów nie prze­szka­dza­ła, wręcz wy­da­ła mi się od­po­wied­nia.

Pokój – szczę­śli­wość; ale bo­jo­wa­nie Byt nasz pod­nieb­ny

Dzię­ki Radku, miło że są czy­tel­ni­cy, któ­rym tra­fiam w gust.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Cie­ka­wa cza­row­ni­ca z tymi jej wszyst­ki­mi kon­kret­ny­mi cza­ra­mi w po­sta­ci cho­ciaż­by ma­ka­ro­nu.

Moim zda­niem prze­ry­so­wa­ni go­ście, co spra­wi­ło, że bar­dziej niż na fa­bu­le, sku­pi­łem się na karze, która na nich oczy­wi­ście spad­nie za bu­co­wa­tość i bu­rac­ką głu­po­tę (choć oni z mia­sta). Te rze­czy bym zmie­nił, bo na­zbyt prze­wi­dy­wal­ne. Wy­da­je mi się, że kilka ty­się­cy zna­ków uży­tych w tym celu by nie za­szko­dzi­ło.

Ale czy­ta­ło się jak naj­bar­dziej przy­jem­nie.

Rzecz­ka nie­du­ża i nie­głę­bo­ka, choć prze­być ją łatwo, bo tu wszę­dzie same pły­ci­zny, to most na niej. A na mo­ście myt­nik z kil­ko­ma zbroj­ny­mi po­moc­ni­ka­mi.

Witaj @Jast­ku Te­li­ca miło, że wpa­dłeś. Za­gę­ści­łam bu­rac­two, żeby czy­tel­ni­cy nie ża­ło­wa­li po­le­głych (no poza Sta­li­nem;), ale pew­nie za­bra­kło kunsz­tu, żeby ochło­dzić uczu­cia, ale bez na­chal­no­ści.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Cześć,

 

Fajny hor­ro­rek z ory­gi­nal­ną fa­bu­łą – co bez wąt­pie­nia jest dużym plu­sem. Nie spo­dzie­wa­łem się kotów gi­gan­tów po­lu­ją­cych na „mysz­ki”.

 

Przede wszyst­kim cie­szy­ła się jednak wizją ko­le­ża­nek, któ­rym opa­da­ją szczę­ki  na widok jej no­wiut­kich butów i ja­spi­so­wej skrzyn­ki na elik­si­ry.

– Dość! – Alina unio­sła dłoń. –  Idź do domu, weź w obrus dużo je­dze­nia i wrzuć do wody.

 

Po­dwój­ne spa­cje.

 

Spa­cje po­pra­wiam, za wi­zy­tę i miłą re­cen­zję dzię­ku­ję.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Cześć, Ło­wusz­ko!

Dzię­ku­ję za udział w kro­ku­sie!

Po­niż­szy ko­men­tarz jest pi­sa­ny jesz­cze przed wsta­wie­niem ob­raz­ka ju­ror­sko-kon­kur­so­we­go :)

Pre­zent nie­ste­ty wy­ko­rzy­sta­ny słabo. Laski po­ja­wia­ją się prze­lot­nie, a kli­mat nie­wie­le ma wspól­ne­go z go­ty­kiem – bar­dziej widzę tu kli­mat hor­ro­ru klasy B, gdzie grupa przy­ja­ciół wy­bie­ra się w od­lud­ne miej­sce i nie­zbyt roz­waż­nie, co jakiś czas, ktoś się od­dzie­la od resz­ty. Świąt też nie­wie­le tu uświad­czy­li­śmy – niby wy­da­rze­nia dzie­ją się w Wi­gi­lię, ale rów­nie do­brze mo­gły­by to być Wa­len­tyn­ki.

Masz sporo wy­da­rzeń, które łączą się w fa­bu­łę, ale uwa­żam, że na taki limit chcia­łaś zbyt dużo. Po­dob­nie rzecz ma się z bo­ha­te­ra­mi.

Jeśli cho­dzi o wy­ko­na­nie, to jest cał­kiem ok, choć w kilku mo­men­tach mus skra­ca­nia opi­sów nieco spa­lił mi styki i mia­łem pro­blem z wy­obra­że­niem sobie sy­tu­acji.

Naj­le­piej z wszyst­kie­go wy­cho­dzi wiedź­ma Alina. Zresz­tą warto za­uwa­żyć, że dałaś jej łącz­nie ja­kieś 2/5 tek­stu, więc miała na to miej­sce. Gi­gan­tycz­ny kot Sta­lin też zro­bił na mnie fajne wra­że­nie i jako hor­ro­ro­wy po­twór spraw­dził się re­we­la­cyj­nie.

Po­zdrów­ka!

Nie za­bi­ja­my pie­sków w opo­wia­da­niach. Nigdy.

Mo­głam za­lo­so­wać cho­in­kę;)

Klasy B po­wia­dasz, to wy­ja­śnia, że mi sza­cow­ne jury nawet pół punk­ci­ka nie dało;P

Wy­czy­ta­łam, że gotyk do­ty­czy od­lu­dzia i mrocz­nych ta­jem­nic, więc są­dzi­łam, że się udało.

Cóż, będę pró­bo­wać w ko­lej­nych kon­kur­sach.

 

Dzię­ki za wi­zy­tę.

 

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Cześć Am­bush!

Szyb­ko zła­pa­łam ha­czyk w opo­wia­da­niu, bo wiedź­ma opusz­cza­ją­ca dom z prze­klę­tym sta­wem na świę­ta wy­da­wa­ła mi się za­po­wie­dzią do­brej hi­sto­rii, nawet po­mi­mo że już przy pierw­szej wzmian­ce o sta­wie byłam pewna, że go­ście jej domu zro­bią coś nie tak. Mimo tego pierw­sze­go wra­że­nia, tekst nie przy­padł mi jed­nak do gustu.

Za­cznę od bo­ha­te­rów – wszy­scy, poza wiedź­mą, wy­da­ją mi się iry­tu­ją­cy. Na­pa­lo­ny szef, jego młoda, nie­po­rad­na dziew­czy­na, nie­mi­li bra­cia (jesz­cze jeż­dżą­cy sa­mo­cho­dem po pi­ja­ku) i Ada, która ob­ra­ża męża, jak tylko ten znika z oczu. Zwy­czaj­nie nie mia­łam, do kogo się przy­wią­zać i gdy akcja wkro­czy­ła na dal­sze tory, zła­pa­łam się na tym, że ki­bi­cu­ję kotu.

Jeśli cho­dzi o fa­bu­łę, jak już wspo­mnia­łam, samo miej­sce akcji mi się po­do­ba­ło, ale jego po­ten­cjał w mojej opi­nii nie zo­stał wy­ko­rzy­sta­ny. Za­miast tego przy­glą­da­łam się – nie­zbyt ory­gi­nal­nym czy cie­ka­wym – in­te­rak­cjom (głów­nie kłót­niom) bo­ha­te­rów. Kiedy coś za­czę­ło się dziać – przy wspo­mnie­niu, że po­trą­ci­li kota – su­spens po­ja­wił się na chwi­lę, ale nie zo­stał długo.

Po­ja­wi­ło się też tro­chę nie­spój­no­ści. Samo oszu­ki­wa­nie wy­naj­mu­ją­cej przez ludzi, któ­rym chyba pie­nię­dzy nie bra­ko­wa­ło (nowe auto, Bali, narty w Szwaj­ca­rii) jesz­cze mo­gła­bym prze­łknąć, zrzu­ca­jąc to na ra­czej pa­skud­ny cha­rak­ter bo­ha­te­rów. Ale scena, w któ­rej bra­cia mówią o je­dze­niu cu­kier­ków z cho­in­ki robi wra­że­nie do­kle­jo­nej na siłę, nie bar­dzo ro­zu­miem, dla­cze­go Paweł wspo­mniał o tej sy­tu­acji i nic z tego nie wy­ni­kło. Wy­ko­rzy­sta­nie kon­kur­so­we­go pre­zen­tu rów­nież w ostat­niej sce­nie – śla­dzie jaki po­sta­wił kot na lo­dzie – nie miało żad­ne­go zna­cze­nia dla fa­bu­ły. Nie do­strze­gam tu też go­ty­ku, ra­czej zwy­kły hor­ror.

Mimo tych za­rzu­tów, sam kon­cept z de­mo­nicz­nym sta­wem bar­dzo mi się spodo­bał, po­dob­nie to, w jaki spo­sób klą­twa zo­sta­ła uru­cho­mio­na – po­trą­ce­nie kota i spo­wo­do­wa­ny tym zwrot akcji były na­praw­dę zgrab­ne, nawet je­że­li spo­dzie­wa­łam się, że coś „od­pa­li” sta­wo­wą klą­twę.

Dzię­ki za udział w kon­kur­sie!

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

I tak się koń­czy pi­sa­nie we­dług wy­go­ogla­nej de­fi­ni­cji. Nie będę wię­cej eks­pe­ry­men­to­wać z no­wy­mi ga­tun­ka­mi. No chyba, że z hu­ho­rem;)

Dzię­ki Verus za re­cen­zję i za or­ga­ni­za­cję tego faj­ne­go i in­spi­ru­ją­ce­go kon­kur­su.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Nie będę wię­cej eks­pe­ry­men­to­wać z no­wy­mi ga­tun­ka­mi.

Nie no, gdzie tam, eks­pe­ry­men­to­wać trze­ba. :D Jak się ina­czej czło­wiek ma do­wie­dzieć, czy to dla niego, czy nie?

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Am­bush!

Mam am­bi­wa­lent­ne od­czu­cia, bo tro­chę cięż­ko czy­ta­ło mi się tekst; moż­li­we jed­nak, że nie je­stem po pro­stu tar­ge­tem ta­kich hi­sto­rii. Jako przed­sta­wi­ciel mło­de­go po­ko­le­nia od­bie­ram hi­sto­rię jako tro­chę bo­omer­ską (czy­taj: prze­zna­czo­ną dla osób o po­ko­le­nie star­szych ode mnie:D) – co widzę szcze­gól­nie w hu­mo­rze (zu­peł­nie innym, niż ten, któ­rym się po­słu­gu­ję), a także za­nu­rze­niu w moc­nej oby­cza­jo­wo­ści.

Na­kła­da się na to oczy­wi­ście fakt, że bar­dziej też gu­stu­ję w tek­stach po­waż­niej­szych, nio­są­cych wy­raź­ne prze­sła­nie i nie znaj­du­ję tu cze­goś dla mnie cie­ka­we­go. Bar­dzo szyb­ko pro­wa­dzisz też dia­lo­gi, a jako przy­zwy­cza­jo­ny do wol­niej­szej nar­ra­cji mam wra­że­nie, że tekst jest tro­chę to­por­ny i gubię się w mno­go­ści (a bez wiedź­my masz ich sze­ściu!) bo­ha­te­rów. I jeśli czuł­bym się pewny, by coś wy­po­mnieć, to za­pew­ne by­ło­by to wła­śnie to.

Pod­su­mu­ję to więc stwier­dze­niem, że tekst mi się po pro­stu nie po­do­bał – ale widzę też, że innym się po­do­bał dużo bar­dziej i po­dej­rze­wam, że może w po­wyż­szych czyn­ni­kach tkwi ten pro­blem xD Do­ce­niam mimo wszyst­ko sam po­mysł na lekką hi­sto­rię z hor­ro­rem, któ­re­go głów­ną przy­czy­ną jest obu­dze­nie kota:P

Слава Україні!

@Go­lodh Ej, bo­ome­rzy to byli zaraz po II Woj­nie Świa­to­wej! Nie­wąt­pli­wie je­stem star­sza, ale nie bądź jak moje córki i nie pytaj, czy żyłam w trak­cie bitwy pod Grun­wal­dem!

No, skoro humor nie siadł to wszyst­ko prze­pa­dło. Chyba, że gu­stu­jesz w tek­stach po­waż­niej­szych, wtedy każdy humor mógł­by prze­szka­dzać. Po­wta­rza­ją się za­rzu­ty o mno­gość bo­ha­te­rów, ale skoro za­mie­rza­łam zro­bić małą rzeź, a chcia­łam żeby ktoś ją zo­ba­czył, to mu­sia­ła ich być gro­mad­ka. Nie­mniej jed­nak ro­zu­miem, że tłum w małym tek­ście może kon­fu­do­wać czy­tel­ni­ka i nie uła­twia czy­ta­nia. Dzię­ku­ję za ob­szer­ną i cie­ka­wą re­cen­zję.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Nie, nie, nie, nie cho­dzi­ło o po­ko­le­nie baby bo­omer, tylko po pro­stu star­sze:P Chyba się tak używa też słowa “bo­omer­ski”:P

Wia­do­mo, że do rzezi trze­ba mieć tro­chę ma­te­ria­łu. Nie wiem, może po­mo­gło­by sku­pie­nie POVu na ja­kimś kon­kret­nym bo­ha­te­rze – mając kogoś moc­niej za­zna­jo­mio­ne­go, jakiś punkt za­cze­pie­nia, ła­twiej by­ło­by śle­dzić po­zo­sta­łych? Albo wpro­wa­dzać ich po kolei, ale przy tym po­ka­zy­wać ja­kieś wy­raź­ne cechy szcze­gól­ne?

Można zaj­rzeć, jak to zro­bi­ła np. Chri­stie w “I nie było już ni­ko­go”, bo pod tym wzglę­dem nad­cho­dzą­cej ma­sa­kry i mno­go­ści bo­ha­te­rów jest tu dość wy­raź­ny punkt wspól­ny:P

Слава Україні!

Je­stem zbyt bo­omer­ska by uży­wać słowa bo­omer­ski;P

A co do Chri­stie, cóż to był mój nie­do­ści­gły cel, ale ona na małe Mu­rzyn­ki miała całą książ­kę, a nam okrut­ne Jury za­ci­snę­ło gor­set;)

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Nie­wąt­pli­wie nie jest pro­sto z tak krót­ką formą;) Ale dzię­ki temu to do­sko­na­ła szan­sa na roz­wój:P

Слава Україні!

Nowa Fantastyka