- Opowiadanie: Zulata - Historie przy palenisku

Historie przy palenisku

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Historie przy palenisku

HISTORIE PRZY PALENISKU.

 

 

 

– Pierwsza trzydzieści sześć – westchnął spoglądając na zegarek komputera.

Łukasz, dwudziestotrzyletni, ciemny blondyn jak określała go mama, z niedużą nadwagą, oglądał któryś raz z kolei strony popularnego ostatnimi czasy portalu społecznościowego; nie dlatego, że go bardzo lubił, ale z nudów.

Odkąd skończył staż, spał do południa, przez co spokojnie mógł zarywać noc, aby potem znów przespać poranek. Codziennie, od dwóch tygodni nastawiał sobie budzik na godzinę dziewiątą, ambitnie wierząc, że tym razem będzie miał cały ranek dla siebie, lecz ani razu jeszcze nie udało mu się obudzić o wyznaczonej godzinie, chociażby po to, aby wyłączyć piszczący alarm rozrywający bębenki.

Z monotonni tej nocy wyrwał go sygnał dzwonka jego komórki. Kto może dzwonić o tej godzinie ? pomyślał i złapał za telefon . „ Diabeł" – ksywka kolegi pojawiła się na wyświetlaczu. Przyłożył go do ucha i nacisnął zieloną słuchawkę.

– Co jest Dawid ? – powitał kolegę.

– Siema, słuchaj, właśnie z Michałem siedzimy w pizzerii, jak coś to wpadaj – mówił wesoły głos.

Nawet nie musiał pytać jaka pizzeria jest otwarta o tej porze, gdyż w jego małej mieścinie tylko jedna pracowała przez całą noc.

– Nie jest trochę za późno na pizze ?

– Ziomuś, na pizze nie jest nigdy za późno – śmiech Dawida zabrzmiał w słuchawce.

– No nie wiem, chyba się zaraz położę spać – wzbraniał się Łukasz.

– No jak chcesz, ale gdybyś się zdecydował to tu siedzimy…. A zaraz mi bateria pewnie padnie więc…. – urwał, a jego głos zastąpił kojący głos kobiety – abonent jest czasowo niedostępny … .

Zastanawiał się zawsze, czy przynajmniej dobrze jej zapłacili z ten tekst. W końcu jest najbardziej rozpoznawalnym głosem w Polsce.

Posurfował jeszcze chwilę po internecie, kiedy do pokoju wszedł jego brat, Marcin.

– Jadę po mamę. Właśnie skończyła pracę. – oznajmił i zaczął się ubierać.

– O to czekaj, może i mnie podwieziesz gdzieś.

– No to dawaj! – ponaglił go brat.

Założył szybko dżinsy, dresową bluzę i trzyletnią kurtkę zimową. Zawiązał buty i złapał za modną ostatnimi czasy czapkę – uszatkę. Był gotowy.

Brat odwiózł go pod same drzwi pizzerii. Kiedy wszedł do środka, wszystkie stoliki były puste, jedynie maszyny zdawały się mieć gro zainteresowanych. Przeszedł się dla pewności po całym pomieszczeniu, lecz nie spotkał swoich kolegów. Chyba tą pizzę wchłonęli ! zdenerwował się lekko, wiedząc, że musi teraz wracać do domu na piechotę.

Przechodząc przez most, zdecydował się na spacer. Pogoda była do tego wyśmienita, a jemu brakowało świeżego powietrza. Mimo, że był środek zimy, a ulice, drzewa i chodniki pokrywał śnieg, to temperatura była na plusie. Rozpiął więc kurtkę, odsłaniając szyję i kawałek kołnierzyka po czym zdjął czapkę, której grube futerko, za mocno ogrzewało mu głowę przy tylu stopniach Celsjusza.

Wędrował sobie spokojnymi ulicami miasta, spoglądając na bloki, sklepy, restauracje, które widział na co dzień. Ulgą dla uszu było iść, nie słysząc hałasu korkujących się samochodów. Tylko kilka minęło go o tak później porze. Co rusz, zrywał się wiatr, przechylający dość mocno choinki przy chodniku, który zamiast przeszkadzać, nadawał jeszcze większego uroku jego przechadzce. „Klimat" jak zwykł określać niemalże wszystko co wpływało na jego samopoczucie, był niezwykły.

Pomyślał o Agnieszce, dziewczynie, którą poznał kilka miesięcy wcześniej w Internecie. Z wielu jego znajomych, ona zdawała się, podobnie jak on, najbardziej doceniać dary oraz wybryki matki natury. Upajała się czystym powietrzem na bieszczadzkich szczytach, chłodną wodą górskiego strumyka, czy też śpiewem ptaków i zapachem pobliskich lasów. Zaprosiłby ją na wspólny spacer w tą noc, gdyby nie fakt, że już pewnie śpi oraz to, że nie ma jej numeru telefonu.

Idąc przed siebie, wszedł w uliczkę, która wzbudziła jego ciekawość. Nie było w niej nic wyjątkowego, prócz tego, że wydawało mu się, że nigdy jeszcze na niej nie postawił swojej nogi. „ Piekotchła 6" przeczytał na tabliczce pobliskiego domu. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek jak żyje, słyszał o takiej ulicy w swoim mieście. No ale stał teraz na jej chodniku, więc pewnie gdyby przejrzał mapę, odnalazłby ją w tym właśnie miejscu. W jego głowie natomiast pojawiło się pytanie, szydercze zresztą, które zjawiało się gdy słyszał o dziwnych ulicach - Kim był ten Piekotchł? .

Idąc przed siebie, zatrzymał się przy jednym z domostw. Jego uwagę przykuła pordzewiała żelazna furtka, na której tkwiła drewniana rzeźba krzyża. Wtedy tez przypomniał sobie pewną sytuacje z dzieciństwa, kiedy to nocami, wraz ze znajomymi, na piasku, wysypanym w pobliżu ich mieszkania, przy tlącym się ogniu ogniska, zwykłli opowiadać sobie „straszne historie". Jedna z nich wryła mu się w pamięć i zdaje się, że tak samo zadziałała wtedy na każdego, kto był obecny.

Do ich kółka wkroczyła bowiem starsza kobieta.

– O dzieci, wydaje się, że opowiadacie sobie historie o duchach.

Pokiwali głową przytakująco.

– Mogę opowiedzieć wam jedną ?

Spojrzeli po sobie niepewnie, ale się zgodzili. Kobieta usiadła więc przy ognisku i zaczęła snuć opowieść.

Opowiem wam o kobiecie, która zamieszkiwała nasze miasto.

Mieszkała ona sobie w małej uliczce wraz ze swoimi mężem, który był żołnierzem. Kochali się bardzo i troszczyli o siebie. Dlatego też, ich smutek był wielki, kiedy to musiał on opuścić dom, aby wyruszyć na wojnę.

Kobieta, pogrążona w żalu, chciała znaleźć sobie zajęcie, które umiliło by jej czas do powrotu męża. Zdecydowała więc, że pomoże młodym rodzicom, którym praca zajmuje cały dzień i zaopiekuje się ich dziećmi. Zapracowani w tamtych czasach rodzice, z chęcią oddawali swoje dzieci pod jej opiekę, szczególnie, że nie kazała sobie dużo płacić.

Mijały lata, a kobieta wciąż zajmowała się dziećmi ku uciesze młodych matek i ojców, oczekując ukochanego, który jednak nigdy nie powrócił. Zginął na wojnie, walcząc za Ojczyznę. Ona jednak nigdy nie pogodziła się z tą wiadomością, cały czas wierząc, że jej ukochany mąż, powróci do domu, a na łożu śmierci, będzie trzymał ją za rękę, oczekując ostatniego tchnienia. Te fałszywe nadzieje doprowadziły kobietę do szaleństwa. Tak czy inaczej, to co później się stało było tego dowodem.

Gdy rodzice, którzy w tamtym czasie oddali jej swoje dzieci powracali jak każdego dnia, aby je odzyskać lecz nie zastali jej w domu. Zaglądali w okna, walili w drzwi i krzyczeli, martwiąc się o swoje pociechy, lecz drzwi wciąż były zamknięte.

Na jej podwórku, zbierało się coraz więcej ludzi, chcących dowiedzieć się co dzieje się w jej domu. Jedni panikowali, inni zachowywali zimną krew. Zdecydowali się wezwać policję, gdyż sami nie chcieli włamywać się do jej domostwa.

Kiedy pojawili się funkcjonariusze, poganiani przez zdesperowanych rodziców, nie uzyskując odpowiedzi od kobiety, zdecydowali się wywarzyć drzwi. Zaraz po tym, gdy drzwi wypadły z zawiasów z środka wydobył się tak intensywny smród, że ci bardziej odporni krztusili się, a ci mniej wymiotowali. Jednak, smród był niczym w porównaniu co zobaczyli w jej pokoju.

Gdy do niego zaglądnęli z ich ust wydobył się krzyk, niosący się echem po całej ulicy. Kobieta siedziała w fotelu błogo, uśmiechnięta, wtulając się w makabryczną kukłę, która miała przypominać człowieka. Lecz nie byłą to kukła taka jaką zwykliście widzieć na wystawach sklepów. Ta bowiem zbudowana była z rączek i nóżek małych dzieci, niezdarnie pozszywanych ze sobą. Jej głowa, wyglądała jak kula, na którą ktoś naciągnął poszarpaną ludzką skórę i wszył ludzkie oczy oraz doczepił szczotę z miotły. Po podłodze pokoju walały się nożyczki i noże, z zaschniętą krwią na ostrzach.

Ludzi, którzy byli wtedy w pokoju ogarnął gniew, którego nie mogło powstrzymać jedynie dwóch funkcjonariuszy policji. Wywlekli kobietę na jej podwórko i zatłukli na śmierć.

Historia o tym co zrobiła, a także ulica na której mieszkała zostały zapomniane i wyklęte. A do furtki jej podwórka doczepili oni drewniany krzyż, który był oznaką tego, że w tym miejscu mieszkała wiedźma i morderczyni, którą ukarał Bóg.

Mówi się jednak, że kobieta tak naprawdę żyje i dalej mieszka na tej ulicy gdzie cierpliwie wyczekuje powrotu swojego męża, a każdego kto zapuka trzy razy do jej drzwi, jak zwykł robić to jej ukochany mąż spotka taki sam los jak te dzieci.

Wtedy, gdy był dzieckiem, wydawała się ona straszna, lecz teraz będąc już dorosłym, potrafił określić ją jednym słowem – chora. Jednakże wywarła ona na nim jakiś wpływ, gdyż stał wpatrzony w bramkę jej podwórza. Nie należał do odważnych i przeważnie śmiał się z filmów, które tak naiwnie pokazywały zwykłych ludzi, którzy zamiast uciekać, gdy w ciemnym pokoju pojawiał się niezidentyfikowany dźwięk to szli zajrzeć, co tam się dzieje. Nie był też przezorny i nie wierzył w bzdurne opowieści z dzieciństwa, więc jako że nie był to amatorski horror, nic nie stało na przeszkodzie aby zaglądnął na włości.

Przeszedł przez furtkę i podszedł do starych, postrzępionych drzwi, ledwo trzymających się w zawiasach. Wilgotne mury porosły już mchem, a w pękniętych okiennicach nie był w stanie niczego dojrzeć. Zimny wietrzyk jaki panował na ciemnym podwórzu przyprawiał o dreszcze.

Już miał wracać, gdy przypomniał sobie o jednej rzeczy, której nie zrobił.Zapukać trzy razy zaśmiał się w duchu, na samą myśl o tej czynności.

– Ale co mi zależy – szepnął pod nosem i podszedł do drzwi.

Zapukał raz, zapukał drugi, lecz przy trzecim zrobił przerwę. Spuścił głowę zażenowany swoim zachowaniem i zapukał po raz trzeci. Nic się nie stało. Odwrócił się na pięcie i szedł w stronę furtki, zadowolony z siebie kiedy za jego plecami rozległ się dźwięk przekręcanego zamka i jęk skrzypiących zawiasów.

Zatrzymał się tyłem do drzwi i zastał w bezruchu. Nie dlatego, że zamierza się odwrócić bo był ciekawy tego co pojawi się w drzwiach, lecz ze strachu, który sparaliżował każdy mięsień w jego ciele. W myślach, był już za furtką w drodze do domu, a w rzeczywistości wciąż tkwił na ciemnym podwórku domostwa, a słowa kto zapuka trzy razy do jej drzwi, jak zwykł robić to jej ukochany mąż spotka taki sam los jak te dziecikrążyły w jego głowie jak szalone. Wydawało mu się, że straci przytomność, kiedy to paraliżujący strach go opuścił i nastąpiła ulga, gdy usłyszał głos staruszki.

– Kto tam ?

Odwrócił się i spojrzał na kobietę, która pojawiła się w drzwiach. Posiwiała staruszka, o pomarszczonej twarzy z dobrotliwą miną, mierzyła go zaspanymi oczyma. Zarówno włosy jak i koszula nocna falowały na wietrze, który raczył ich spotkanie.

– Kim jesteś ? – zapytała.

– Ja … Ja tylko tędy przechodziłem – odpowiedział Łukasz, zawstydzony tym, że ją obudził, a może nawet i przestraszył. Na szczęście ona nie wiedziała, jak przestraszyła jego.

– My skądś się znamy ? – pytała staruszka.

– Nie, nie. Po prostu, wyszedłem na spacer i coś głupiego podkusiło mnie aby zapukać do pani drzwi. Najmocniej przepraszam za najście i już mnie nie ma – tłumaczył się z buraczaną miną, której po ciemku nie można było dostrzec.

– Ach wy młodzi – westchnęła – ciągle wam psoty w głowie. Może więc w ramach zadośćuczynienia wejdziesz i napijesz się herbaty bo i tak prędko teraz nie zaśpię.

Łukasz był zaskoczony jej propozycją i nie miał ochoty na herbatę, jednak był jej to winien. W końcu obudził ją w środku nocy, napędzany jakąś debilną historyjką.

– Dobrze, z chęcią się napiję, tylko coś jeszcze zrobię – sięgnął po telefon i napisał sms-a, po czym przekroczył próg domu.

Ostatnie zawodzenie wiatru, zerwało się nim kobieta zamknęła drzwi. Może to dlatego, że wietrzna pogoda panowała przez cały czas, a może to z rozpaczy, gdyż mógł zakończyć wędrówkę kiedy była na to pora.

Kobieta rozejrzała się po podwórku i powiedziała niby za nim, lecz niedosłyszalnie pod nosem.

– Wejdź chłopcze, wejdź … Tak bardzo przypominasz mi mojego męża.

 

**********

 

Rano, Marcin wstał i spojrzał na komórkę. „ Jedna nieprzeczytana wiadomość" – pojawił się komunikat obok wirtualnej koperty.

„ Siema, jestem na jakiejś ulicy Piekotchła, będę pewnie rano" – przeczytał sms-a od brata.

Piekotchła? pomyślał i wstał. Ubrał się w spodnie dresowe i ruszył do ubikacji.

Po załatwieniu naturalnych potrzeb każdego człowieka wszedł do mieszkania rodziców gdzie zobaczył mamę, surfującą po Internecie na jej laptopie, a tuż obok siedział tata i palił papierosa.

– Cześć wam, ej powiedzcie mi, gdzie jest ulica Piekotchła ?

– Jak ? Piekotchła ? pierwsze słyszę – oznajmił tato, który niegdyś był kierowcą, więc ulice powinny mu być dobrze znane.

– Ja też – dodała mama wpatrzona w ekran monitora.

Marcin wrócił do pokoju i wszedł na internetową mapę swojego miasta. Jej badaniewzdłuż i wszerz oraz wpisywanie nazwy ulicy w wyszukiwarkę nie przyniosły żadnego rezultatu. Taka ulica nie istniała, ani tu, ani w żadnej innej mieścinie.

– Aaaa tam, pewnie znowu się wygłupia – powiedział zrezygnowanie i włączył grę.

 

 

Koniec

Komentarze

Początek o zarywaniu nocy i przesypianiu poranka przypomniał mi, że właśnie zarywam noc i chyba nic nie uratuje poranka przed przespaniem, więc czytałem dalej. Fajna opowieść ogniskowa - najpierw myślałem, że to będzie coś takiego jak z Rękopisu znalezionego w Saragossie - a wyszła bardzo przyjemna makabra.
Zakończenie nie zachwyca, wręcz człowiek liczy na jakąś porządną puentę... i jest zawiedziony.
Przecinki (co ciekawe, częściej za dużo niż za mało), jakieś drobne literówki.
Wtedy, gdy był dzieckiem, wydawała się ona być straszna na tyle, że pouciekali oni do domów, teraz kiedy był już dorosły, potrafił określić ją jednym słowem - chora.  Nie podoba mi się ta zmiana podmiotów.
i
Ahh wy młodzi  - zapewnie staruszka powiedziała "ach". Nie miałbym nic do ahh, gdyby powiedział to Arab albo kobieta w łóżku, albo ortodoksyjny gothh, ale nie staruszka.

Dzięki ;)
Poprawiłem te większe błędy, które wymieniłeś.

 

ciemny blondyn jak określała go mama, z niedużą nadwagą oglądał któryś raz z kolei strony popularnego ostatnimi czasy portalu społecznościowego; - Śmieszne to zdanie. Wynika z niego, że ta nadwaga siedziała obok i razem oglądali portal :P – Ciemny blondyn z niedużą nadwagą, jak określała go mama, oglądał któryś…

- No to dawaj szybko - ponaglił go brat.
Założył szybko dżinsy, dresową bluzę i trzyletnią kurtkę zimową.

 

A ja tyle wyłonię. Czytało mi się ten tekst ciężko jakoś, ale dobrnąłem do końca. Taki sredni, nic rewelacyjnego.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Opowiadanko całkiem, całkiem. Tylko kolejny raz bohater (czy to filmu czy też książki) nie zareagował na moje głośne krzyki: nie idź tam! Nie idź! :)
pozdrawiam

Pomysł (choć do najoryginalniejszych nie należy) lepszy niż wykonanie, które też nie było fatalne. Spokojnie można przeczytać, ale zachwytów nie ma i z pamięci też szybko wyleci.
Pozdrawiam.

Przyjemne opowiadanko, przyzwoicie napisane, ale raczej nie zapadnie w pamięć.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka