- Opowiadanie: Jastek Telica - Wybrani

Wybrani

Tekst sprzed dwóch lat. Myślałem sobie wtedy, że dopasuję go do kolejnej zabawy adwentowej.

Ale on nie jest pozytywny, zatem się nie nadaje.

Jednakże dzisiaj to najlepszy dzień dla czegoś takiego, ewentualnie jako prezent urodzinowy dla siebie, bym traktował go jako nakaz albo wezwanie.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

GreasySmooth, Użytkownicy

Oceny

Wybrani

 

Gwiazda rozbłysła na południu.

Zaiste niezwykła.

Ćwierć nieba przyćmiła?

Nie!

Pół.

Niewątpliwie największa.

Najpiękniejsza.

Zapowiedź.

Oczu nie pozwalała od siebie oderwać. I stale wzywała, mocą odzywając się w sercu, wołaniem, którego nie sposób zagłuszyć:

– Chodź!

Słyszał, na miedzy stojąc.

Dla niego zapłonęła.

Doczekał się.

Pokiwał głową.

Lata strawił na przygotowaniach.

Pozostało kij wziąć z dawna ostrugany, węzełek codziennie sprawdzany, rozchodzone sandały wzuć, by w drodze stóp nie otarły. I doprawdy nic więcej.

No, ale zwierzęta musiał oporządzić.

A później wrony zegnać z pola.

I żonę pocieszyć. Stale płakała. Aż serce się kraje. Mocarz tego nie udźwignie.

Tysiąc obowiązków.

Zębami zgrzytał, pięści zaciskał. Radził sobie.

Życie, w którym brał udział nie dawało mu wiele okazji, by podążyć za czymkolwiek innym, choć przecież tamto tak cieszyło, że materię na drugą stronę przenicowywało, by ducha wyzwolić.

Oczywiście, że wyzwolony został.

Wiadomo.

Ten duch. I tak duchowo.

 

* * *

 

Gwiazda wzeszła promienista.

Rozsypała się blaskami, skrami sięgała krańca nieboskłonu.

Firmamentu było dla niej za mało.

Noc rozwidniona.

Wabiła.

Westchnął, a kiedy odetchnął, to poczuł, jak rześki dech wypełniający płuca wprost go unosi nad ziemię.

Już gotów wzlecieć. Skrzydła przyprawione.

Serce szalało.

Roześmiał się. Prawa przestrzegał. Modły wznosił. Posty gorliwie praktykował. Jakżeby miano o nim zapomnieć?

Chwila odpowiednia.

Był godzien.

Zasłużył. To pewne.

– Pójdę, oczywiście, że pójdę! – zawołał.

Słyszał, jak świat mu odpowiada.

Cały!

Czy możliwe, by działo się inaczej?

Rankiem, choć dzień, ona z nieba stale przywoływała. Gwiazda! Słońce mniej radowało, a jego blaski mizerniejsze.

Od siebie dawał jej znaki. Niech wie, że widzi.

Potwierdzał wybór.

Jasne, że za chwilę podąży na kraj świata.

Nawet najdalszy.

Nie zawiedzie.

I kolejnego dnia nie czynił nic mniej.

To samo stale do powiedzenia. Przecież nie miał zamiaru niczego się wyrzekać.

Nieustanne zapewnienia.

I choć czas płynął, gwiazda nie blakła.

To niemożliwe.

Za to on przywykł do dziwu.

Zwyczajna rzecz.

 

* * *

 

Mędrcowi dusza zaskowytała. Po latach, kiedy badając tory planet na firmamencie, zyskał wiedzę co do ich natury i wiarę całą utracił, oto – stało się.

Serce mu zastygło.

Skurczone i małe!

Poszedł do przyjaciela, szukając wsparcia.

Takiego samego głupca.

Ten drżał.

Trzeci do nich dołączył. Oczyma straszył rozpalonymi pożogą szaleństwa. Podpali świat.

Uciekać, to wiadomo.

Zostali.

– Zobaczyliście? – on spytał.

Kiwali głowami.

Nieuleczalni wariaci.

– I co teraz?

Serca biły.

I nie biły.

Wszystko pomieszane!

– Ano, jest.

– Dla nas? Naprawdę? My niegodni! Proch na sandale wędrowca strząsany na progu. Cały nasz opis. Boleśnie prawdziwy.

Wzruszenie ramion.

I czekanie.

Oczywiste, że to co miało zajść, właśnie zaszło.

Wtedy pierwszy przemówił:

– W domu przechowuję mirrę. Rany leczy. Za młodu wierzyłem, że zdradzi sekret nieśmiertelności.

– A ja kadzidło. Nie na próżno pod niebo się wznosi, by łaski wyżebrywać. Wiecie do kogo wzlata?

Trzeci popatrzył.

Sapnął.

Świecidełka wokoło, którymi oczy sycił. I dotąd radowały.

Wstyd!

Zaiste proch i pył!

Złoto.

Ale lepsze niż nic.

– Ruszajmy, nie zwlekając – oświadczył. – Skoro już nas wezwano.

Nie ich jednych.

Cały świat.

Trzech rzuciło wszystko, zdając się na cud.

Koniec

Komentarze

Fajna opowieść. Chyba czegoś nie zrozumiałam, bo po etapie oczekiwania na meteoryt, doszłam do trzech króli i nie widzę pesymizmu?

Natomiast rwane, by nie powiedzieć szarpane zdania i akapity, przeszkadzały mi nieco.

 

Wesołych Świąt

Lożanka bezprenumeratowa

Hej, faktycznie konstrukcja opowiadania może podpowiadać drugie i trzecie dno. Ale ja skupiłem się na tym, co widać od razu, czyli historii starej jak świat (no może według niektórych ;)). I podoba mi się przedstawienie pasterza, anioła i trzech króli. Forma opowiadania, choć niełatwa to jest ciekawa i mi odpowiada. Chętnie kliknę do biblio jak tylko będę przy komputerze :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ambush

Chciałem dystansu, kwestie zaznaczałem bardziej niż rozwijałem, stąd może wrażenie rwania.

Jednak tylko tych trzech poszło.

 

Bardjaskier

Tak, my stare historie cały czas opowiadamy, choć staramy się na nowo, by aktualne były.

 

Dzięki Wam za czytanie, życzę radosnych i pogodnych.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Mnie się podobało. Historia stara jak… opowiedziana w nowy sposób, zadziwia i raduje. Pomyślności w 2024.

Również nie widzę pesymizmu, w zasadzie to chyba w ogóle nie dotrzegam czym jest ten szort, ale to może przez poniedziałkową orkę (tzn. środową, ale jakby poniedziałkową) ;)

 

Rzecz napisana dość osobliwie, ale mimo to zrozumiała i czytelna.

 

Noc roz­wi­dlo­na. → Na czym polega rozwidlenie nocy?

A może miało być: Noc roz­wi­dnio­na.

 

po­czuł, jak rześ­ki dech wy­peł­nia­ją­cy jego płuca unosi go w górę. → Czy oba zaimki są konieczne? Masło maślane – czy coś może unosić się w dół?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hm, mam wrażenie, że to trochę takie balansowanie pomiędzy poezją a prozą. I mimo że poezja dotyka duszy, a proza opisuje pewne historie, tutaj coś mi nie zagrało. Za bardzo wzniosłe (co wybaczam poezji, ale przy prozie zazwyczaj nie umiem), za mało tu wydarzeń (co jest normalne w poezji, przy prozie już uwiera).

Połączenie nietypowe, ale jednak przeszarżowane. Co nie zmienia faktu, że językowo jak najbardziej plastycznie, ładnie, nie mam zarzutów.

Koala75

Raduje? Mnie mało, ale przez to, że kogoś tak, to jakby i mnie.

Powodzenia w tym nowym.

 

grzelulukas

Nie mówię chyba nigdzie o pesymizmie, bardziej mam na myśli gorzką refleksję.

Ze względu na to, że to moje autorstwo, by nie poniżać się wyjaśnianiem, o co chodzi, pozwolę sobie o takich rzeczach nie pisać.

Pozdrawiam.

 

regulatorzy

Z całego serca dziękuję za wyłapanie baboli. Wstyd, że sam ich nie zauważyłem.

Najserdeczniejsze pozdrowienia.

 

Ananke

Pierwotnie pisałem z przeznaczeniem zgłoszenia do kalendarza adwentowego. Liczyłem słowa. Pojawił się przez to określony styl. Uznałem, że nawet pasuje i przy nim zostałem.

Z tym przeszarżowaniem się nie zgodzę. Ale każdy takie kwestie widzi przez pryzmat własnego gustu.

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Bardzo proszę, Jastku. Miło mi, że mogłam się przydać.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przecież zawsze się przydajesz.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Dziekuję!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z tym przeszarżowaniem się nie zgodzę. Ale każdy takie kwestie widzi przez pryzmat własnego gustu.

Pewnie, po to jesteśmy, żeby dzielić się opiniami, nie o zgodność tu chodzi. :)

Poezja w prozie, ciekawy zamysł, długość odpowiednia, aby tym zamysłem nie zmęczyć. Mnie się podobało. 

Lepiej jak się podoba niż nie.

Ale czuję, że muszę się wytłumaczyć.

Koncept tekstu został oparty o ideę minimalistyczną, czyli by ograniczyć liczbę słów. Potem poszło.

Wykorzystałem w tym celu to, w czym czuję się mocny, czyli dialogi. A one dla mnie to pytanie i odpowiedź albo drążenie kwestii, albo tezy i jej zaprzeczenie. Ogólnie kontrast, to buduje dynamikę i pozwala oszczędzić na objętości. Co nie męczy realizacją zamysłu.

Tu oczywiście nie ma formalnego dialogu, a raczej go mało, ale chodzi o samo przeniesienie sposobu realizacji.

Ten tekst w gruncie rzeczy sam mi się napisał.

Ciekawe, czy byłby lepszy z tymi wszystkimi dodatkami scenograficznymi, powiewem wiatru, odłożeniem skiby, by coś innego się zadziało poza gwiazdą? Pojęcia nie mam.

Pozdrowienia.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Te urywane zdania przeszkadzały i mnie.

Na początku.

Jak się okazało – przez niezrozumienie.

Gdy już mnie olśniło do czego zmierzałeś, spodobało mi się.

Fajny pomysł i ciekawe wykonanie, a i uważam, że forma odpowiada właśnie takiej historii, która już opowiedziana była tyle razy, że wszyscy ją znają, więc trudno zarzucić autorowi, że czegoś nie wyjaśnił…

To mi odpowiedziałaś, używając zastosowanego przeze mnie w tym opowiadaniu sposobu polegającego na używaniu krótkich, a wręcz skrótowych zdań, by w gruncie rzeczy pochwalić zamysł twórcy, sama przechodząc drogę od niezrozumienia do olśnienia.

To znana historia, ale niewiele nieznanych. Kiedyś pomyślałem sobie o takiej opowiastce, gdzie bohater po wielu przygodach i długiej wędrówce, kiedy traci po drodze towarzyszy wyprawy, a guzy zyskuje, nierozpoznany przez najbliższych siada na przyzbie.

To Odyseja oczywiście, wszystko w niej było, o czym piszemy, a powstają coraz to nowe historie na niej oparte.

Absolutnie nie należy wszystkiego wyjaśniać.

Szczególnie autor nie powinien.

Pozdrawiam.

Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.

Nowa Fantastyka