Baba i Bobo byli ostatnimi, którzy przybyli w wigilię Wigilii na wieś do babci Janci. Uprzedzili ich niebędący wiedzącymi rodzice, starsza siostra Ewa – również – normalna oraz wuj Alojz z ciocią Jolą i córkami. Baba wyciągnął z przedniego siedzenia klatkę, w której trzymał kota, po czym ją otworzył. Bobo wybiegł na świeży śnieg prychając.
 – To było dla twojego dobra.
 – Miau, miau.
 – Nie mogę prowadzić, jak wbijasz mi pazury w kolana.
 Czarny kot odwrócił się i odszedł, zostawiając tłumaczenia daleko w tyle.
  
 *
  
 Bobo upolował ptaszka, co poprawiło mu nastrój. Był z siebie dumny, bo zrobił to w warunkach zimowych.
 Czarnemu kotu niełatwo się ukryć na białym tle – pomyślał.
 Zapragnął się tym podzielić. Gdy wrócił do chaty, położył ptaszka na progu i zaczął miauczeć, aby go wpuścili. Drzwi się uchyliły.
 – Co ty narobiłeś? – krzyczała ciotka Baby. – To był gołąb pana Józefa.
  
 *
  
 Urażony Bobo wbiegł do środka. Przeszedł przez sień, wbiegł do kuchni i wskoczył na zapiecek. Czuł, jak jego kilkusetletnie kości doznają przyjemnego ciepła.
 Tego mi trzeba było – pomyślał.
 – Bobo, spadaj na ziemię, muszę tam jeszcze pościerać kurze.
 Kot wybiegł z kuchni i zobaczył uchyloną klapę do piwnicy. Zgrabnie szedł po drabince.
 Tylko wiewiórki są lepsze od nas, ale jeszcze którąś dopadnę.
 Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu Bobo wiedział, że idzie w stronę prawdziwego skarbu. Chwilę później skarb przyjął formę przygotowanej ryby.
 Mniam.
  
 *
  
 Kot oblizywał łapki, po zakończonej uczcie. Ewa zastała go pośród rozrzuconych po podłodze resztek wigilijnego dania.
 – Bobo! – Wrzask wypełnił piwnicę, odbijając się echem od betonowych ścian.
 Kot wybiegł z domu, uciekając co sił w czterech łapach. Za domem pośród śniegu spotkał Babę, palącego fajkę. Chłopak zaciągnął się, po czym zakaszlał.
 – Widzisz Bobo. Dlatego mieszkamy sami.
 – Miau.
  
 *
  
 Pierwsza gwiazdka nie była widoczna z powodu, dużej ilości chmur. Babcia uznała, że powinni zacząć, a z nią nikt nie próbował się sprzeczać. W końcu była poprzednią Babą, zanim nie przekazała całej wiedzy wnukowi. Pomodlili się, połamali opłatkiem składając życzenia. Następnie zjedli jedenaście dań i z pełnymi brzuchami odśpiewali wszystkie trzy kolędy, które znali, fałszując przy tym niemiłosiernie.
 Zbliżał się najważniejszy moment Wigilii w ich rodzinie. Czekali, aż kot przemówi ludzkim głosem. Wszyscy się w niego wpatrywali, licząc na proroctwo lub cenną radę na najbliższy rok.
 – No przemów Bobo. Prosimy.
 – Miau. Czterdzieści trzy.
 Bobo lizał łapkę i patrzył na ich głupie miny.
 Wkurzyli mnie, to niech teraz się zastanawiają – pomyślał.
 Chwilę później odwrócił się, mając ich głęboko w tyle. Zeskoczył ze stołu i pobiegł na zapiecek.
 A na następną Wigilię myślcie co robicie – zadumał się Bobo, zwijając się w kłębek.