
No nie zbyt typowe to złodziejstwo ;)
Urban fantasy z nutą weird
No nie zbyt typowe to złodziejstwo ;)
Urban fantasy z nutą weird
– Gdzie ja posiałem widelec? – Joe zrzucał kolejne rzeczy ze stołu. Kubki, papierki po batonikach, niedojedzone kawałki chleba. Wszystko lądowało na podłodze. – Aha! – wykrzyknął zadowolony, odnajdując sztuciec. Światło brudnej żarówki odbiło się od metalu, rażąc przyzwyczajony do ciemności wzrok. Krzywiąc się, Joe przetarł swetrem widelec z zaschniętych drobinek jedzenia. Uśmiech powoli nikł z nieogolonej, zmęczonej twarzy. Joe przygarbił ramiona i potrząsając głową, wsunął się głębiej w zniszczony fotel. Podkulając nogi, zaczął wyjadać mielonkę z puszki, wpatrzony w migoczący ekran telewizora.
Stare pudło nie służyło mu za źródło informacji a do zagłuszania hałasów zza ściany. Sąsiedzi nie należeli do powściągliwych. Z jednej strony mieszkania słyszał głośne pojękiwania, a z drugiej wrzaski i huk tłuczonych naczyń. Zwykle było mu obojętne, co tam się dzieje, ale mogli by to chociaż robić ciszej. Brudnym od tłuszczu palcem dał na pilocie głośniej.
Godzinę później obudziło go walenie do drzwi. Kuląc się w fotelu, udawał, że nie istnieje. Często tak robił. Nie chciał mieć nic wspólnego ze światem za tymi drzwiami czy poprzednim życiem. Zamienił je na mniej skomplikowane i nie żałował tego. No… może czasem. Po kilku, ciągnących się w nieskończoność minutach, walenie ustało. Mrużąc oczy, zerknął w stronę drzwi. Nasłuchiwał. Gdy był pewien, że natręt sobie poszedł, wypuścił długo wstrzymywane powietrze. Zadowolony wsunął się głębiej pod brudny koc, celem kontynuacji drzemki. Nagle coś uderzyło o szybę.
Przestraszony spojrzał w tamtą stronę. Wzdychając, podszedł i uchylił okno. Najwyraźniej zapomniał, że zamówił jedzenie. Wiatraki drona kręciły się szybko, nieprzyjemnie chłodząc rozgrzaną nerwami i strachem twarz. Ignorując silne pragnienie, by uszkodzić to mechaniczne cholerstwo, odpiął przesyłkę jedną ręką, drugą zamknął okno. Narzekając pod nosem, jak to kiedyś było lepiej, poczłapał do kuchni. Niby komu przeszkadzały powabne wróżki w skąpych ubraniach dostarczające jedzenie, niestroniące od dodatkowych usług za drobną opłatą. Ten świat schodził na psy.
Pomrukując cicho, otwierał szafki w poszukiwaniu ostrego sosu. Puste opakowania i resztki dawnych posiłków nie ułatwiały sprawy. W końcu odnalazł butelkę w zlewie. Była pusta. Westchnął ciężko. Znowu będzie musiał zrobić zakupy. Zniesmaczony samym pomysłem, usiadł w podniszczonym fortelu. Jedząc, na telefonie dodawał rzeczy do koszyka. Cokolwiek wpadło mu w oko, lądowało na liście. Pieniądze nie stanowiły problemu. Miał ich więcej, niż zdołałby wydać przez całe życie. Tylko nie bardzo wiedział, skąd się wzięły i dlaczego były na koncie pod innym nazwiskiem. Jednak już dawno uznał, że nie będzie myślał o zbędnych rzeczach. Męczyły go one. Pragnął jedynie spokoju. No i może dużej butelki ostrego sosu.
---✤---
Jasnoniebieskie światło wyświetlacza oślepiło Joe. Przecierając oczy, przyjrzał się nieprzytomnie ekranowi telefonu. „Dostarczono zamówienie nr. 383…”. Mamrocząc przekleństwa, wstał niechętnie. Nienawidził przesuwać góry rzeczy tylko po to, żeby otworzyć drzwi. Jakby nie mogli dostarczyć zakupów przez okno jak żarcia. Niekompetentne, małe…. Joe zatrzymał się, przez chwilę nie wiedząc, co widzi. Wychodził ostatnio? Zamawiał coś? Przedpokój był pusty, a rzeczy ułożone w schludnych kupkach. Na pudłach leżała poczta.
Drapiąc się jedną ręką po jajkach, drugą chwycił za klamkę. Zamarł. Ostrożnie spojrzał przez wizjer. Rybie oko zniekształcało widok. Awaryjne oświetlenie wolno migało, niezbyt dobrze rozpraszając mrok. Korytarz wydawał się pusty, ale tego nigdy nie można było być pewnym. Joe przekręcił zamek, szybko wciągnął zakupy i zatrzasnął drzwi, zanim czujka włącznika światła mogła zareagować. Ciężko dysząc, oparł się o ścianę. W przypływie niedającej się opanować złości kopnął jedną z toreb. Puszki i butelki potoczyły się po zakurzonej podłodze, uderzając w stos pudeł. „Nie były tego warte” – pomyślał, roztrzęsiony. Wcisnął sobie nasadę dłoni w oko i przycisnął. Przestał, dopiero gdy ból stał się nie do zniesienia.
Spojrzał na rozsypaną pocztę. Białe, podłużne papierki go nie interesowały, ale pomiędzy nimi wystawała kartka dobrej jakości papieru. Sięgnął po nią. Rozpoznał pismo, ale przecież to nie mogła być ona.
„Potrzebuje twojej pomocy. A.
P.S. Znajdź słoik.”
Ciężko przełknął ślinę. Anna. Cały świat o nim zapomniał. Joe zmusił ich, by zapomnieli, ale jej… nie mógł tego zrobić. Sam też nie umiał odpuścić. Nie wolno mu było tego zrobić. Nagle opuściły go siły. Zakrywając głowę rękami, kucnął, zaczynając bujać się w przód i w tył. Nie powinien o niej myśleć, nic dobrego z tego nie wyjdzie. Na pewno poradzi sobie sama. Zawsze była silna i zaradna. Nieważne jak ciężko było, Anna nigdy się nie poddawała. Za to ją uwielbiał. Kiedyś myślał, że nie mógłby żyć bez niej. Życie zweryfikowało tę teorię.
Zanim pojawiła się w jego życiu, czuł się potwornie zagubiony. Dorastał w przekonaniu, że nic dobrego go nie czeka. Nigdzie nie pasował i nikt go nie chciał. Mając jedenaście lat, uciekł z sierocińca, do którego matka oddała go zaraz po urodzeniu i już nie wrócił. Tułaczka zaprowadziła Joe do bogatszej dzielnicy metropolii. Ich kosze na śmieci były jego głównym celem. Przemykał się do nich niezauważony, a nawet jeśli ochrona go łapała, zawsze umiał się wykpić od kary. I właśnie w jednym z takich domów zobaczył Annę. Bawiła się na wielkim podwórzu, otoczona przez służących i kochających rodziców. Niczego jej nie brakowało, a mimo to wydawała się smutna. Gdy dostrzegła Joe ukrytego w krzakach, nie zdradziła się nawet słowem. Później wymknęła się, przynosząc mu kilka batonów i wodę. Wszystko, co mogła zmieścić w małych rączkach. Mając zaledwie sześć lat, zrobiła dla niego więcej niż ktokolwiek. Wziął rzeczy bez słowa, a ona uśmiechając się, poprosiła, aby wrócił jutro. Zrobił to. Wrócił też następnego dnia i następnego. Od tamtej chwili byli nierozłączni. Razem planowali nagiąć świat do swojej woli, a przynajmniej ugrać w nim jak najwięcej się dało. I to właśnie zrobili. Tylko co to zmieniało? Nie bardzo pamiętał.
---✤---
Joe zamknął oczy. Powinien zostać w domu. Walczył ze sobą przez kilka dni, ale w końcu przegrał. Wiedział, że nic dobrego z tego nie wyjdzie, a jednak do niej przyszedł. Spod uchylonych powiek potoczyły się łzy. Przeszklona ściana nowoczesnego apartamentu ukazywała widok wielkiej metropolii. Noc nigdy nie była tu ciemna. Światła lamp i kolorowe neony zanieczyszczały powietrze jasnością. Dziś nawet bardziej niż zwykle. „Oczywiście, że akurat dzisiaj musiało padać” – pomyślał Joe, ścierając łzy z policzka. Opad świętomagiczny – noc, w której bogowie zrzucali niepotrzebną im magię, jak drzewa owocowe zrzucają zawiązki kwiatowe. Miasto otwierało nocny targ i organizowało festyny, imprezy trwały nawet do rana. Nawet tu, na najwyższym piętrze apartamentowca dało się czuć wibrującą w powietrzu radość. Anna zawsze lubiła skrzące się od błyszczących drobinek powietrze. Nieskrępowana tańczyła w srebrnym deszczu. Śmiejąc się, wyciągała ręce, by Joe do niej dołączył. Żałował, że nie mogła już zobaczyć tego widoku.
Spojrzał pod nogi. W srebrnym świetle krew wydawała się niemal czarna. Twarz Anny zastygła w wyrazie przerażenia, a może wściekłości. Joe nie był pewien. Klęknął, ujmując w dłonie odciętą głowę. Kciukiem pieszczotliwie przesunął po zimnej, bladej skórze. Łzy znowu popłynęły. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale nie umiał się powstrzymać. Przytulił głowę do piersi, cicho łkając. Usłyszał za sobą hałas. Nie miał siły się odwrócić.
Dwóch policjantów weszło do mieszkania. Widząc go na podłodze wśród krwi i poszatkowanego ciała nie silili się na pytania. Od razu go skuli, ustawiając kajdanki na zatrzymanie. Joe nie mógłby się ruszyć, nawet gdyby chciał. Ignorując go, rozglądali się po miejscu zbrodni. Niższy z nich przyjrzał się zatrzymanemu krytycznym wzrokiem. Pstryknął palcami, a cienista wersja Joe oddzieliła się od ciała i zaczęła cofać w czasie. Kajdanki zostały zdjęte, ponownie klęknął na podłodze, wziął głowę w dłonie, przytulił do piersi, odłożył, wstał, stanął przed szybą, ruszył tyłem w stronę wejścia, rozglądając się, potem wyszedł z mieszkania, zamykając otwarte drzwi. Policjant spojrzał na partnera i przecząco potrząsnął głową.
– Sprawdzisz, kiedy nastąpił zgon? – poprosił, zapisując coś w tablecie.
Wysoki mężczyzna wziął głęboki wdech i ze spokojem go wypuścił. Palcem ściągnął odrobinę krwi ze ściany. Polizał ją, oczy rozbłysły czerwienią. Joe nie miał odwagi ani możliwości skomentować metod działania policjantów.
– Dwa dni temu – odpowiedział wampir. Krzywiąc się, wypluł pozostałą w ustach krew.
– Tak daleko nie sprawdzę – oznajmił, skanując otoczenie. W końcu odnalazł dłoń ofiary. Przyłożył palec do czytnika. Dane kobiety pojawiły się na wyświetlaczu. Gwizdnął cicho.
– Cholera. Będzie kupa roboty. – Pokazał koledze wyświetlacz. Ten westchnął, wyciągając telefon.
– Kim jest pan dla ofiary? – zapytał Joe, oczekując na połączenie. Przypominając sobie, że nie może odpowiedzieć, sięgnął do kajdanek, wyłączając paraliż.
– Przyjacielem – zawahał się, co nie uszło ich uwadze.
– Proszę tu przyłożyć. – Wampir wskazał miejsce na ekranie, urządzenia trzymanego przez kolegę, jednocześnie odbierając połączenie.
Joe przytaknął, niepewnie kładąc palec na zimnej powierzchni urządzenia. Zanim zobaczył, co się pojawiło, policjant zabrał tablet. Mrucząc, sunął palcem po ekranie, co jakiś czas zerkając na Joe, który starał się nie wiercić.
– Ekipa już jedzie – oznajmił wampir, przyglądając się głowie Anny z bliska.
– Trzeba zawiadomić jej córkę… – głos Joe zadrżał. Nie wiedział, dlaczego to powiedział. Czy Anna miała córkę? Niepamiętał…
Wampir spojrzał na niego podejrzliwie. Przeniósł wzrok na partnera, który chwilę stukał w tablet.
– W dokumentach nie ma wzmianki o córce. Poza tym… – Podrapał się po brodzie. – Wiedźmy o takim poziomie mocy chyba w ogóle nie mogą mieć dzieci.
– No, chyba że przedtem.
Spojrzeli na Joe. Żałował, że odezwał się niepytany. Dłonie miał spocone, a w ustach czuł nieprzyjemną suchość.
– Kiedy one w ogóle się przebudzają? – zapytał wampir.
– Coś koło osiemnastki, choć chyba mogą wcześniej…
Powietrze stało się dziwnie ciężkie.
– Może coś mi się pomyliło – wymamrotał Joe, marząc, aby wrócić do domu. – Dawno się nie widzieliśmy.
– To co pan dziś tu robił?
– Poprosiła mnie o pomoc, ale…
– Spokojnie. – Wampir uśmiechnął się, obnażając kły. – Na posterunku wszystko sobie wyjaśnimy.
---✤---
Ostatnie drobiny magii osiadały na ziemi, tworząc skrzące się kałuże. Dookoła walały się kolorowe śmieci, wśród nich Joe dostrzegł podkowę. Centaury gubiły je kiedyś na potęgę i chyba nic się nie zmieniło od czasu, gdy Joe zaszył się w swojej norze. Ciekaw był, co jeszcze pozostało takie samo. Stojąc przed komedą międzygatunkowej policji, zaciągnął się chłodnym, nocnym powietrzem. Przesłuchanie skończyło się zaledwie po godzinie, bo w sumie nikt nie wiedział, co Joe robi na posterunku. Kazano mu wyjść, a jemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Normalnie nie mógłby się doczekać, by wrócić do domu, ale teraz jakoś przestało mu się spieszyć. Szedł wolno, nie wierząc, jak bardzo miasto zmieniło się w ostatnich kilkunastu latach. A może kilkudziesięciu? Ulice stały się czystsze, a zabudowa gęstsza. Plama zieleni w postaci niewielkiego parku wyglądała tu więc niemal egzotycznie. Joe był pewien, że widział kiedyś królewskie ogrody, a nawet ogromne pola kwiatów ciągnące się aż po horyzont. Jednak to ta niewielka wyspa zieleni w szklano–betonowej dżungli coś w nim poruszyła. Może chodziło o jego prostotę albo fakt, że Joe nie wychodził z domu od kilku lat. Żadna roślina doniczkowa nie była w stanie wytrzymać jego opieki.
Uznał, że może poświęcić kilka chwil na nicnierobienie. Przysiadł na ławce i odchylając głowę, spojrzał na gwiazdy. Zasłuchany w ciszę kończącej się nocy, próbował ułożyć myśli. Gdy już prawie mu się udało, usłyszał cichy szloch. Niedaleko niego na ławce siedziała kobieta. Młoda, ładna i w dobrej jakości ciuchach, teraz brudnych i gdzieniegdzie porwanych. Joe starał się nie gapić, zignorować wibrującą w tym płaczu rozpacz. Pomyślał o Annie.
Wstał z ławki i wolno podszedł do kobiety. Na początku nie wydawała się go zauważać, aż drgnęła niespokojnie. Zapłakane oczy spojrzały na niego. Rozpacz nie dodawała jej urody, podobnie jak opuchnięty policzek. Joe z kieszeni wyciągnął materiałową chusteczkę. Kobieta zawahała się, ale sięgnęła po nią. Dotknęła materiału, ale on nie puścił drugiego końca…
…
…
…
Dlaczego mnie to spotyka? Co ze mną nie tak?! niczego nie potrafię zrobić ? Zawsze kończę z dupkiem, który ma mnie za nic. który tylko bierze i . Nieważne ile daje, . Chcą więcej i sami mało dając. wydawał się taki miły! Jak ślepa? zostawić I tak siły. z tym skończyć. most i skoczę. Nikt
…
…
…
Joe z oddali obserwował, jak kobieta rozgląda się zdziwiona. Przez chwilę przyglądała się chusteczce w wyciągniętej dłoni, po czym schowała ją do kieszeni. Wygładzając spódnicę, wstała i z szerokim uśmiechem ruszyła w stronę wyjścia z parku. Joe także się uśmiechnął. Czuł, że zrobił coś dobrego i cieszyło go to. Przynajmniej tak mu się wydawało. Całą drogę do domu nie mógł jednak pozbyć się wrażenia, że kiedyś mu płacono za takie rzeczy.
---✤---
Stojąc na środku pokoju, nogą przekopał śmieci. Czubkiem noża narysował wzór na dłoni. Robił to odruchowo jak wiele razy przedtem. Krew była gęsta i powoli ściekała po skórze. Gdy wzór był gotowy, Joe zacisnął pięść, rysując krwią identyczny symbol na podłodze. Stając w nim, odchylił głowę i zamknął oczy. Gdy je otworzył był w już w innym miejscu. Rana na dłoni zabliźniła się błyskawicznie. Niemal sterylne, wysokie pomieszczenie raziło jaskrawą bielą przyzwyczajone do mroku oczy Joe. Mrugając intensywnie, zastanawiał się, kiedy ostatni raz tu był. Wydawało się, że minęła wieczność. Zresztą, jakie to miało znaczenie? Tu nic się nie zmieniało i było tylko jego. Może i nie pamiętał większości swojego życia, ale widok tego pokoju wyrył mu się w pamięci. Nie mógłby go zapomnieć, nawet jeżeli nie wszystko rozpoznawał.
Na stołach po obu stronach znajdowały się rzędy dużych, przeźroczystych słoi z nietłukącego się szkła. Te po lewej wypełnione były Czernią przeplataną srebrzystymi nićmi, te z prawej perłową Bielą. Po obu stronach pojedynczy słoik zawierał równocześnie Biel i Czerń, niemieszające się ze sobą. Substancja przypominająca bardziej mgłę niż płyn falowała w spowolnionym tempie. Etykiety znaczyły każdy słoik, ale odwrócone były nimi do ściany. Pośrodku znajdowała się zamknięta dwudrzwiowa szafa. Na stoliku obok stał większy od pozostałych słój. Jedyny, który miał etykietę z przodu: „Tylko w nagłych wypadkach!”. Wewnątrz Biel mieszała się z Czernią w bardzo nierównych proporcjach.
Joe skierował się w lewo. Odkręcił dwa słoiki jednocześnie. Nie wiedząc, dlaczego wybrał akurat te, przyłożył dłonie do każdego z otworów. Do jednego przelał wspomnienia i myśli dziewczyny z parku, do drugiego policjantów z posterunku. Robił to raczej od ruchowo, bo nie wiedział, po co niby miałby je zatrzymać. Zakręcając słoje, myślał intensywnie. Włoski na karku zjeżyły mu się, a ucisk w żołądku narastał. Suchość w ustach irytowała, nie dając się skupić.
W końcu Joe odwrócił się w stronę rzędu słoi wypełnionych Bielą. Powinien wyjść. Musiał, choć nie wiedział dlaczego. Wbrew rozsądkowi podszedł do nich. Fantazyjne wzory hipnotyzowały, uwodziły. Zanim pomyślał, co robi, odkręcił pierwszy ze słoi. Kwiatowy zapach nadziei i słodki posmak marzeń połaskotał nos Joe. Nie potrafił się oprzeć. Zanurzył palec w Bieli…
…
…
…
– Kupimy dom jeziorem – mruknął, wodząc po ramieniu kobiety. Bryza znad morza chłodziła rozgrzane od słońca ciała. Niosła zapach nadziei . – Będziemy mieli gromadkę dzieci i psa.
– Psa? – zaśmiała się rozbawiona. Dziecko w jej brzuchu poruszyło się energicznie.
Ostrożnie położył tam rękę i uśmiechnął się rozmarzony.
– Tak. A może nawet trzy! – Objął ukochaną i zasypał ją pocałunkami. Kobieta śmiała się głośno, ściskając go równie mocno. Nadal nie mógł uwierzyć, że taka cudowna istota go kochała. Zrobiłby wszystko, by była bezpieczna…
…
…
…
Joe westchnął głęboko. Rozmarzony uśmiech wypłynął na drżące usta. Nie wiedział, dlaczego miałby się pozbyć tak cudownego wspomnienia. Uznał, że musiał mieć ku temu powód, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nie mógł się skupić. Przyjemne uczucia tańczyły na granicy umysłu, ale z każdą sekundą bladły. Chciał je zatrzymać na dłużej. Zerknął ponownie na słój. Było tego tak dużo. Jeszcze odrobina nie zaszkodzi…
…
…
…
Nie mógł wysiedzieć na miejscu. Radość, i duma walczyły o pierwszeństwo. Serce waliło mu w piersi jak nigdy przedtem. Wszystko się w nim kotłowało. Tak długo czekał!
– A teraz – Sala umilkła, zapatrzona w mężczyznę na podwyższeniu – mam niezwykłą przyjemność wręczyć ostatni dzisiejszego dnia dyplom. W mojej sto sześćdziesięcioletniej karierze profesora nigdy nie miałem zaszczytu wręczać dyplomu bardziej zasłużonego niż ten. Dokonania tego młodego człowieka powinny być inspiracją dla nas wszystkich. Jestem pewien – Profesor poprawił okulary. – że jego wynalazki w połączeniu z talentem magicznym zaprowadzą go na sam szczyt. I mam nadzieje, że gdy tam dotrze, nadal pozostanie tym samym skromnym i skorym do pomocy czarodziejem, jakim był do tej pory. Proszę o przyjście pana…
…
…
…
Joe zatoczył się na stół. Dłonią, która zdawała się nie być jego własną, przeczesał włosy. Utkwił wzrok w słoiku, oblizując spierzchnięte usta. Nie powinien…
…
…
…
– Naprawdę mogę go zatrzymać? – zapytał, w swoje szczęście. Ciepło małego, ciałka dawała przyjemność i koiła zmysły. Szczeniak lizał go po twarzy. Zapach nie całkiem ugaszonych świeczek i lukru mieszał się w powietrzu z perfumami mamy.
– Oczywiście, kochanie.
– Dziękuję, dziękuję! – Twarz bolała go od uśmiechu. – Kupię mu posłanie i obrożę…
– Wspólnie pojedziemy do sklepu – zapewniła kobieta. – Ale pamiętaj, że jesteś za niego odpowiedzialny. To nie jest zabawka.
– Wiem, będę się nim opiekował…
…
…
…
Joe klęczał na podłodze, jedną ręką wsparty o stół. Na twarzy czuł wilgotne ślady po psim języku, a w powietrzu unosił się zapach niedogaszonych świeczek. Powinien wyjść. Natychmiast, póki jeszcze mógł to zrobić. Wrócić do mieszkania, zakopać się pod kocami i zasnąć. Powinien…
---✤---
Puste słoiki walały się po podłodze już nie tak sterylnego pomieszczenia. Ściany zdawały się szare, w niektórych miejscach pęknięcia zachodziły aż na sufit. Powietrze było ciężkie od potu i moczu. Przebudzając się, Joe uderzył dłonią o pusty słój, który potoczył się pod stół. Gdy uderzył o ścianę, dźwięk nie zgadzał się z właściwościami magicznego szkła ani betonowej ściany. Był przesunięty, piskliwy i rozciągnięty w czasie. Joe skrzywił się, rozcierając uszy. Nie pomogło. Natężenie hałasu rosło podobnie jak irytacja mężczyzny. Pokój wibrował intensywnie. Pulsował i falował. Joe w ostatniej chwili zdołał chwycić pusty słoik. Wypełnił go wymiocinami po sam brzeg. Kiedy pierwsze spazmy minęły, odstawił pojemnik na podłogę. Hałas powoli zanikał, aż w końcu umarł całkowicie. Przez chwilę wytworzył próżnię chłonącą inne dźwięki, a potem wszystko wróciło do normy.
Joe rozejrzał się nieprzytomnie, drapiąc się po zarośniętym policzku. Nie wiedział, ile czasu minęło, bo rzadko wracał do domu. Szedł tam tylko by przynieść żarcie i picie, ale nie pamiętał, kiedy robił to ostatni raz. Zapatrzył się w słoik na stole. Jedyny, który jeszcze miał w sobie odrobinę Bieli. Tak na trzy palce. Starczy mu jeszcze na chwilę, ale potem będzie musiał poszukać więcej. Chciał więcej. Nie było odwrotu. Z przyczyn, których nie do końca rozumiał, napawało go to niechęcią, ale i radością.
Sięgnął po słój. Stawiając go sobie na kolanach, dłonią przeszukał śmieci obok. W końcu znalazł długą słomkę. Wetknął ją w Biel i pociągnął solidny łyk…
…
…
…
Była zmęczona . Długo czekała na tę chwilę, nie będąc pewna czy kiedykolwiek się doczeka. Lekarz mówił, że jej przebudzenie to kwestia zaledwie kilku miesięcy. Może nie rekord, ale mało która wiedźma zdobywała moc w tak młodym wieku. A im wcześniej to zrobi, tym potężniejsza będzie. Nie mogła już się doczekać! Dobrze, że rodziców nie było w domu, bo by się wygadała. A chciała zrobić im niespodziankę.
Radość, którą czuła burzyło jednak poczucie zagrożenia. Joe zachowywał się dziwnie – jakby niestabilnie. Kochała go jak brata, dbał o nią i chronił, ale trudno było go ostatnio znieść. Doskonale wiedziała, ile mu zawdzięcza. Jako córka bogatych i wpływowych rodziców może i miała dostęp do elity, ale nie do ich sekretów. Joe to zmienił, ale nie po to tak ciężko pracowała… oboje pracowali, by teraz to zaprzepaścił. Nie wiedziała co z nim zrobić.
Ciężko wzdychając, rozpięła bluzkę. Uchylając drzwi szafy, dostrzegła Joe w lustrze. Przestraszona zakryła materiałem piersi.
– Matko, przestraszyłeś mnie! – zaśmiała się nerwowo. To nie tak, że nigdy się przy nim nie przebierała, ale teraz nie czuła się komfortowo. Ani bezpiecznie. – Możesz zaczekać na zewnątrz? – Gdy nie zareagował, dodała z uśmiechem. – Zaraz przyjdę.
Nie ruszył się z miejsca. Zapatrzony w nią, wyglądał, jakby nie usłyszał ani słowa. Z całych sił próbowała zachować spokój. To tylko Joe. Nieważnie jak dziwnie się zachowywał, to nadal był tylko Joe. Jej Joe.
– Co powiedział lekarz?
Wzdrygnęła się. Nie podobał jej się ten ton. Poczuła ucisk w żołądku.
– Oj, wiesz, jacy oni są… – zaśmiała się nerwowo, ponownie wkładając uprzednio zdjętą koszulę. – Niczego nie są pewni, ale mówił, że to jeszcze chwilę potrwa.
– To pewnie jesteś zawiedziona – mruknął, ruszając w jej stronę.
Poczuła narastającą panikę. Nie mogła się poruszyć, nie miała nawet odwagi wziąć głębszego oddechu. Kiedy to się stało? Kiedy przestała czuć się przy nim bezpieczna? Kiedy przestała mu ufać?
– Wiem, jak na to liczyłaś.
Był tuż za nią. Zerknęła w lustro. Uśmiechnęła się słabo, patrząc w ciemne oczy.
– Jest, jak jest – głos jej drżał.
Nie mogła pozwolić, by ją dotknął. Nie miała na sobie amuletu. Dowiedziałby się prawdy, a ona musiałaby się gęsto tłumaczyć. Sięgnęła w głąb szafy, by trochę się od niego odsunąć. W lustrze zobaczyła, jak Joe patrzy na jej tyłek. Nie podobał jej się ten wzrok. A jeszcze bardziej to jak się uśmiechnął, gdy zobaczył, że ona to widzi.
Poczuła szarpnięcie i ból w łokciu, gdy uderzyła nim o podłogę wyłożoną różową wykładziną. Przerażenie rozlało się po umyśle jak fala. Próbowała się odczołgać, ale nie zdążyła. Poczuła na sobie ciężar drugiego, większego ciała. Warczała, krzyczała i biła na oślep, ale nic z tego nie robiło na Joe wrażenia. W końcu, gdy poczuła oślizgły język na ustach, rozchyliła swoje i go ugryzła. Joe zawył, a ona zyskała odrobię swobody. Uderzyła go pięścią w twarz, ale zamiast okazji do ucieczki otrzymała równie mocny cios. Ból, jakiego jeszcze nie czuła, wycisnął z jej oczu więcej łez. Złamany nos pulsował, a krew spływająca do gardła przyprawiała o mdłości.
– Zawsze musisz stwarzać problemy, prawda? – warknął, odwracając ja na brzuch. Wiedziała, że nie był szczególnie silny… to ona była zbyt słaba. Mimo to walczyła. Nie umiałaby postąpić inaczej. Pociągnął spodnie w dół. Panika dodała jej sił. Wierzgała, krzyczała, ale nic z tego nie robiło na nim wrażenia. Jedynie opóźniało nieuniknione, utrudniając mu rozpięcie spodni.
– Proszę – przełykając łzy, starała się nie bełkotać. – Joe… Joe, błagam, nie rób tego…
Zamarł. Nie wiedziała, czy to jej szansa na ucieczkę, ale by się wyrwać musiał poluzować uścisk. Poczuła jego oddech na uchu i palce wplatające się we włosy.
– Sama jesteś sobie winna – syknął, ale zawahał się. Na chwilę głos stał się cieplejszy. Takim, jakim zawsze go znała. – Kiedy się przebudzisz, nie będziesz już mnie potrzebowała.
– Nieprawda… – jęknęła, ale zamilkła, gdy szarpnął ją za włosy.
– To po co kłamałaś? Nawet rodzicom nie powiedziałaś o tych wizytach. Bałaś się, że nie ukryją tego przede mną? Wiem, co powiedział ci lekarz. Ukradłem mu wspomnienia. Wiem, co czuł, gdy na ciebie patrzył. Jesteś jak złota gęś. Ale – głos mu się załamał – jesteś moją gęsią! Tylko moją! – Szarpnięciem rozpiął spodnie do końca.
Poczuła ból, obrzydzenie, strach i wściekłość jednocześnie. Mimo żelaznego uścisku robiła wszystko by odsunąć się od tego bólu. Pulsował, przyprawiając ją o mdłości, podobnie jak ruchy Joe sprawiające ból jej ciału i duszy. Zaciskając pięści, połykała łzy. Własna niemoc ją dobijała, ale wraz z nią wściekłość narastała jak tsunami. W końcu nie mogła już tego powstrzymać.
– Nienawidzę cię! Nienawidzę… – wrzeszczała zdławionym głosem, ale Joe tylko się śmiał.
– Oj, moja gąsko – westchnął zduszonym od przyjemności głosem, nie przestając się ruszać. – Gdy z tobą skończę, będziesz mnie kochała jak nikogo innego. Nic z tego. – Wykonał mocny ruch biodrami. – Nie będziesz pamiętała. Odbiorę ci każde wspomnienie i zastąpię je tymi, w których twoja miłość do mnie nie zna granic. Gdzie z pełnym oddaniem i uwielbieniem będziesz mi obciągała każdej nocy. Ale nie martw się – wydyszał, przyśpieszając ruchy. – Gdy znudzę się twoją uległością, zwrócę ci wspomnienia z dzisiejszej nocy. A potem znowu je odbiorę. Nie pozwolę ci odejść. Zrozum w końcu – wbił się w nią mocniej – jesteś moja, gąsko!
Zacisnęła pięści, drżąc z przerażenia, dławiła się łzami. W jednej upiornej chwili zrozumiała, co on chce jej odebrać. Wszystko. Nie tylko to, co miała, ale czym mogła być. Już nigdy nie będzie sobą. Ból i upokorzenie przestały mieć znaczenie. Pozostała tylko wściekłość i gorące, niedające się ugasić pragnienie zemsty.
– Zabije cię! Zabiję! ZABIJĘ!…
…
…
…
Joe zerwał się z podłogi, ale zdrętwiałe nogi nie chciały go nieść. Potykając się i krztusząc, próbował utrzymać równowagę. Przerażenie, ból wstyd i wszystko pomiędzy wsiąkało w niego powoli, ale coraz głębiej. Przecież nigdy by jej tego nie zrobił! Nieprzytomnie spojrzał na przewrócony słój. W Bieli pływały fragmenty Czerni, których tam nie powinno być. Rozlewały się po niej leniwie, wirując niespiesznie.
– Boli, prawda? – kobiecy głos poraził ciągle wrażliwe uszy Joe.
Ból rozsadzał czaszkę. Przecierając oczy, próbował zobaczyć intruza. Widział jedynie różową wykładzinę, czuł w ustach jej smak wymieszany z krwią. Skupiając wzrok w jednym punkcie, w końcu udało mu się zobaczyć właściwy pokój.
– Anna? – wymamrotał, cofając się o krok. Wpadł na stół, strącając niektóre słoiki. Rozdzierający dźwięk widelca szorującego o ceramikę, przyprawił Joe o mdłości. Z całych sił walczył, aby nie zwymiotować. – Niemożliwe.
– A to niby dlaczego? – zapytała kobieta, uśmiechając się dziwnie.
– Ty… nie żyjesz.
– Doprawdy? – Przesunęła dłonią po stole z Czernią. Krytycznie przyjrzała się kurzowi. Roztarła go w zamyśleniu. – Jesteś pewien?
– Tak… – Przecież widział jej ciało, dotykał zimnej skóry na policzkach odciętej głowy. – Tak – powtórzył z pewnością, której jeszcze nie czuł.
– Więc to musi być prawda. Przecież nie możliwe by ktoś ci wsadził – uśmiechnęła się złośliwie – te wspomnienia do głowy. Na siłę. Zmusił cię, byś pamiętał to, co się nie stało. To byłoby nieludzkie.
Joe zawahał się. Lepiej niż ktokolwiek wiedział, że było to możliwe. Odruchowo zerknął na stolik obok szafy. Zamarł.
– Tego szukasz? – Kobieta bez wysiłku uniosła duży słoik bez pokrywki wypełniony Czernią poprzeplataną Bielą. Obie falowały w hipnotyzującym rytmie. Czerni było znacznie więcej.
– Oddaj mi go – zażądał, przestępując krok.
– Ależ proszę bardzo – przytaknęła i chlusnęła zawartością słoja w Joe.
Odruchowo cofnął się, ale stół zablokował mu drogę ucieczki. Wspomnienia zalały wymęczony umysł…
…
…
…
重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 Otwieraj bydlaku! W końcu cię znalazłam. 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 Wszystko pamiętam! 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 Myślisz, że teraz się przede mną ukryjesz? 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 Krwawy znak na podłodze, wolno pulsował. 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 Sterylny pokój koił rozchwiane nerwy. Dlaczego Anna była na niego zła? 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 Niepewnie sięgnął po słoik z etykietą: „Tylko w nagłych wypadkach!” . 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 Przeciągnął się i uśmiechnął paskudnie. 重疊的記憶的混亂 Mogła nie wracać. 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 Odpoczywał od wszystkiego, nawet od swoich własnych zdolności. Cieszyło go to nieskomplikowane życie. Musiała to psuć? 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 „Potrzebuje twojej pomocy. A. P.S. Znajdź słoik.” – umiał podrobić pismo Anny doskonale. Kiedyś robił to ciągle. 重疊的記憶的混亂 Gdy z nią skończy, będzie mógł na stałe wrócić do dawnego siebie. 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂
重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂
– Czy ty naprawdę myślałaś, że możesz mi zagrozić? – Patrzył na Annę twardym wzrokiem.
– Nic mi nie zrobisz – warknęła, cofając się w stronę przeszkolonej ściany apartamentu. W dłoni ściskała amulet na szyi.
Nie brzmiała tak pewnie, jak miała nadzieję. Joe znał ją na wylot. Bała się. Wściekłość przesłaniała zdrowy rozsądek. A moc, którą dzierżyła, dawała więcej pewności siebie, niż powinna mieć w tej sytuacji. Fakt, po przebudzenia stała się niewyobrażalnie potężna i miała przyjaciół w odpowiednich miejscach, ale zapominała, z kim pogrywała.
– Tak bardzo się mylisz, moja gąsko…
– Nie nazywaj mnie tak – wrzasnęła. Przedmioty wokół niej uniosły się i poleciały w stronę Joe. Odbiły się od niewidzialnej bariery. Anna cofnęła się zdziwiona.
– Gąsko, gąsko… – Pokręcił głową rozbawiony. – Myślisz, że przychodziłbym tu, gdybym nie był pewien wygranej? Przecież wiem jaką mocą dysponujesz. Nie jestem głupi – warknął, ostrzej niż by chciał. – Wybacz. – Uśmiechnął się przepraszająco. – Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym powspominać stare dobre czasy, ale czas mnie goni.
Świat rozmazał się na chwilę. Powietrze zawirowało, a srebrne nici zalśniły w blasku dopiero co wschodzącego księżyca. W jednej chwili Anna nie mogła już się ruszyć. Linki cienkie jak włos oplatały szczupłe ciało, zaciskając się na skórze. Próbowała przełknąć ślinę, ale nić wścieła się w skórę. Krew popłynęła po wąskiej szyi.
– Widzisz. – Joe podszedł bliżej. – Nieważne, jaką mocą dysponujesz, jakie masz zabezpieczenia i ochronę, zawsze znajdzie się ktoś silniejszy. Ktoś, kto woli zaryzykować problemy związane z twoją śmiercią, niż mi się narazić. Wiedziałem, że kiedyś sobie wszystko przypomnisz. To było nieuniknione. – Wzruszył ramionami. – Dlatego się ubezpieczyłem. Te wszystkie wspomnienia, myśli i sekrety, które kradliśmy… no, które ja kradłem, naprawdę myślałaś, że oddaję ci je wszystkie? Tylko po to byś zdobywała więcej znajomości i potężnych przyjaciół? Jakbyś nie miała ich wystarczająco dużo, złota gąsko. Z twoim pochodzeniem i bogatymi rodzicami, którzy spełniali każdy kaprys, mogłaś mieć wszystko, ale to ci nie wystarczało. Zawsze chciałaś więcej i więcej. Dlatego tak dobrze się rozumieliśmy. Jesteśmy tacy sami. – Pogładził jej policzek. Zadrżała, ale nie odezwała się nawet słowem. Patrzyła na niego z nienawiścią i chyba odrobiną obrzydzenia. – Wiedziałem, co mnie czeka, więc co bardziej pikantne wspomnienia zostawiałem sobie. Takie, za które potężni ludzie zrobią… no w sumie wszystko. Wyposażą mnie w najsilniejsze zaklęcia ochronne, dopilnują, byś była sama w domu, bez ochrony. Narażą się twojemu klanowi. Poświęcą swojego najlepszego zabójcę. – Popukał w srebrzystą nić. Zaciął się, ale nie przestawał się uśmiechać. – Gdyby coś poszło nie tak.
Zlizując krew, napawał się wściekłością Anny, jej bezradnością i poniżeniem, tak jak robił to wiele razy przedtem. Chciałby się z nią pobawić ostatni raz, ale nie zamierzał ryzykować życia dla chwili przyjemności. Gdy zniknie, będzie miał jeszcze wiele okazji, by się zabawić z innymi. Od teraz będzie mógł robić wszystko. No, prawie. Musiał jeszcze chwilę poudawać głupiego. Przed policją, z którą oczywiście sobie poradzi, ale głównie przed samym sobą. Nikt lepiej nie udaje niewinnego, jak osoba która naprawdę myśli, że jest niewinna. Już raz odebrał sobie część wspomnień, może to zrobić ponownie.
– Tak więc tu się twoja droga kończy… – Zaśmiał się, widząc jej nieporadne próby wyrwania się z uścisku. – Czas pójść na rzeź, mała gąsko – mruknął, odsuwając się na bok. Linki napięły się, błyskawicznie rozcinając ciało Anny na wiele fragmentów. Mimo odległości parę kropel krwi spadło na usta Joe. Z paskudnym uśmiechem zlizał ją z nich.
…
…
…
Joe otworzył oczy. Przekręcając głowę lekko w bok, spojrzał na kobietę. A właściwie dziewczynę.
– Nie jesteś Anną – mruknął, uśmiechając się paskudnie. Przeczesując dłonią zmierzwione włosy, rozruszał spięty kark. Wyłamał sobie kostki palców, mrucząc z zadowoleniem.
– Nie, tato, nie jestem.
Joe zamarł. Zacisnął usta w wąską linię. Zagotowało się w nim.
– Wiedziałem, że błędem było pozwolenie na urodzenie cię – warknął.
– Nie kochasz mnie? – jęknęła, teatralnie przykładając sobie wierzch dłoni do czoła. – Jak możesz tak mówić… tato?
– Nie nazywaj mnie tak! – Uderzył pięścią w stół, przewracając kilka pustych słoików. – Istniejesz tylko dlatego, że opóźniałaś jej przebudzenie. Istniała szansa, że w ogóle nie dostanie mocy.
– Przecież wiem. – Wzruszyła ramionami. – Naprawdę myślisz, że po tym, co jej zrobiłeś, chciałabym mieć z tobą cokolwiek wspólnego? Nawet przebywanie w tym samym pomieszczeniu co ty przyprawia mnie o mdłości.
– Więc co tu do cholery robisz? I jak się tu dostałaś?
– To akurat było banalnie proste. – Poklepała jeden ze słoików z Czernią. – Wystarczy, że kobieta trochę popłacze w parku i już zjawia się jakiś rycerz na białym koniu, by jej pomóc. – Wyciągnęła chusteczkę z kieszeni i pomachała nią energicznie. – Pomaga też, jak ten rycerz nie ma wspomnień, jakim potworem jest i chce wierzyć, że zrobienie czegoś dobrego leży w jego naturze. Naprawdę myślałeś, że zabranie myśli o samobójstwie, cokolwiek zmieni? Aż tak głupi jesteś? – Z obrzydzeniem zgniotła chusteczkę i rzuciła ją w Joe. – Odziedziczenie twoich zdolności też oczywiście pomogło.
– I niby co zrobisz? Nic nie możesz – syknął, prostując się. – Niczego nie udowodnisz.
– Oj, źle mnie zrozumiałeś… prosiaczku. – Dziewczyna musiała być jego córką. Jak wcześniej miał wątpliwości, bo nie była zbyt do niego podobna, tak teraz wyzbył się ich całkowicie. Paskudny uśmiech, który pojawił się na młodej twarzy, zbyt przypominał jego własny. – Jedyne czego chce, to byś cierpiał. – Założyła kosmyk jasnych włosów za ucho. – Mocniej i dłużej niż ona kiedykolwiek. Zamierzam cię torturować, aż nie będziesz w stanie złożyć z liter pojedynczego słowa. Na końcu zapomnisz nawet jak wykonywać podstawowe czynności. Wiesz, takie jak przełykanie czy oddychanie.
– A niby jak chcesz to zrobić? – zaśmiał się głośno, ale czuł się mniej pewnie, niż chciał pokazać.
Cholera wiedziała, co ta mała potrafiła. Odszedł, zanim się o tym przekonał. Gdy tylko zrozumiał, że nic nie zatrzyma przebudzenia Anny. Ten bachor sprawił nawet, że przypominała sobie rzeczy, których nie powinna. Joe nie mógł zostać. Zresztą nieważne, poradzi sobie. Jak zwykle. Nie był przecież jakąś tam bezbronną ofiarą. Z tyłu za pasek miał wsunięty nóż, który wcześniej odkleił od spodu stołu. Wystarczyło wycelować. Nie chciał i nie powinien się spieszyć. Musiał…
– To proste. Użyje tego, co ukryłeś w szafie – wskazała palcem w lewo, robiąc niewinną minę.
To mogła być pułapka, ale zadziałał instynkt. Joe dopadł do szafy, na której brakowało zamka. Pociągnął za rączki. Nic. Na dnie został tylko wielki okrągły ślad, a w powietrzu unosił się zapach rozkładu. Poczuł, że serce traci rytm. Panika rozlała się po wymęczonym, nie jego wspomnieniami, umyśle. Za dużo ich wziął, w zbyt krótkim czasie. Próbował przywołać się do porządku, ale nic go nie słuchało. Ciało trzęsło się niekontrolowanie, a umysł próbował wmówić mu, że jest równocześnie mężczyzną, kobietą, nekromantą i centaurem. Nie wiedział, ile ma kończyn. Przez chwile był wszystkim i wszystkimi.
Wziął kilka głębokich oddechów.
– Gdzie on jest?! – wrzasnął, sięgając po nóż. Wymachując nim, przestąpił dwa kroki w stronę dziewczyny. Kolejny był ostatnim. Glif na podłodze rozbłysnął oślepiającą bielą, otaczając mężczyznę przeźroczystymi ścianami. I żadne walenie pięścią, czy próba wbicia w nie noża nie pomogły. Mimo to próbował. Szalał wewnątrz pułapki. Walił rękami i nogami w niewidzialne przeszkody, wrzeszczał, klął i groził. Widząc, że nic nie wskóra, oparł się dłońmi o barierę i utkwił wściekłe spojrzenie w dziewczynie.
– Czego chcesz? – wydyszał, powstrzymując bluzgi, które cisnęły mu się na usta.
Podeszła bliżej. Zmierzyła Joe wzrokiem. Miała zadziwiająco spokojne spojrzenie. Niemal… obojętne. „Zupełnie jak Anna, gdy była naprawdę wściekła” – pomyślał, czując, jak pocą mu się dłonie.
– Już ci mówiłam, czego chcę. Ale skoro jesteś za głupi, by zrozumieć, pozwól, że przedstawię ci to w najprostszy z możliwych sposobów. – Nie odrywając od niego spojrzenia, wskazała palcem sufit.
Joe uniósł wzrok i zamarł. Oblał go zimny pot. Ściekał strużkami po karku i wzdłuż pleców. Oddech nie chciał przejść przez ściśnięte strachem gardło. Pod sufitem, do góry nogami lewitował ogromny słój, który Joe dawno temu ukrył w szafie. Ten sam, który mieścił wszystkie jego wspomnienia. Tych, których nie chciał lub nie mógł mieć. Tych, które zawierały twarze jego ofiar. Tych, które były nieprzydatne lub bezwartościowe i zawalały mu głowę. Cały ten śmietnik wisiał dwa metry nad nim. Było ich tak wiele, że nikt nie zmieściłby ich w sobie i zachował rozum.
Poczuł, jak nogi się pod nim załamują. Spojrzał na córkę. Strach wymazał całą butę i dumę.
– Nie – jęknął błagalnie. Z oczu popłynęły łzy. – Nie. Nie. Proszę… nie możesz…
– Ona też cię błagała – syknęła dziewczyna, przelewając w te słowa całą swoją nienawiść.
Połykając łzy, Joe zrozumiał, że nic co powie, nie zmieni jej zdania. Ciało zaczęło drżeć niekontrolowanie. Nóż wylądował na podłodze. Ciepły mocz popłyną po nogach. Joe nie mógł nabrać tchu. Spojrzał na córkę błagalnie, ale jej wzrok nie stał się nawet na moment cieplejszy.
– Jesteś dokładnie taka jak ona.
– Tak i sprawię, że nigdy o niej nie zapomnisz. Właściwie. – Na usta wypłynął jej paskudny uśmiech. – Już nigdy niczego nie zapomnisz – wycedziła. Pstryknięcie palcami uwolniło płyn z wielkiego słoja.
Pierwsza kropla wolno powędrowała w dół, a za nią następna i następna. Gdy zetknęła się ze skórą Joe, zatrząsł się. 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 Zawył 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 Był wszystkimi i niczym jednocześnie. 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 Już na zawsze. 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂 重疊的記憶的混亂…
Wynik walki z edytorem portalowym – remis 1:1
Udało mi się dać spację, ale już nie zagęścić litery, tak jak chciałam ;)
Przed dodaniem spacji i “krzaczków” tekst miał ok 38 tys. znaków ze spacjami
nie ważne – nieważne
nic nierobienie – nicnierobienie
bledły – bladły
SPW
Dzięki – poprawiłam :)
Cześć, kasjopejo!
Czytało się w porządku. Przekładanka pomysłów zaserwowana na zimno, w dość ponurej otoczce obyczajowego urban fantasy, ze starym dobrym motywem słodkiej zemsty.
Nabrałam podejrzenia, że doświadczam weirdu, gdy Joe wspomniał o bogach władających magią, a później mocą umysłu zmodyfikował czas i przestrzeń. Jednakże w chwili, kiedy pojawiły się wampiry i wiedźmy, straciłam orientację, w którym gatunku literackim jesteśmy. Nie mówię, że ta przeplatanka mi się nie podobała. Skojarzyła mi się z iluzorycznym i złowrogim uniwersum Kultu: Boskości Utraconej.
W kwestii fabuły:
Joe stosunkowo łatwo wykaraskał się z tarapatów wiążących go bezpośrednio z brutalnym morderstwem swojej bliskiej osoby. Mimo modyfikacji pamięci detektywów, śledztwo powinno rzucić choć cień podejrzenia na bliskie otoczenie ofiary.
Zażywanie esencji wydaje się silnie narkotyczne, a co za tym idzie, katastrofalne w skutkach. Jak bohater dotychczas opierał się tej pokusie, szczególnie że – jeśli dobrze rozumiem – odbycie podróży do pałacu umysłu/magazynu z Bielą i Czernią jest równoznaczne z narysowaniem symbolu, a więc jest banalnie łatwe i całkowicie pozbawione konsekwencji? Dlaczego, będąc alkoholikiem, nie pić alkoholu, jeśli ma się do niego stały i nieograniczony dostęp?
Jestem pod wrażeniem kontroli oddechu i monologu Joe’go podczas sceny gwałtu.
Kradzież myśli jest ciekawą interpretacją motywu złodziejskiego. Biel to Dobro, Czerń to Zło. Jednak można odnieść wrażenie, że jest to zbyt prostolinijne. Nie jest to zarzut, jednak osobiście wolę subtelniejszą zabawę metaforami.
Myślę, że najmocniejszym elementem tekstu są wstawki poszarpanych myśli bohaterów i ciekawa zabawa tekstem (oraz portalowym edytorem tekstowym). Ciekawe, że sterylnie przechowywane myśli są dziurawe, niekompletne – daje to interesujący potencjał światotwórczy. Wydaje mi się jednak, że zbyt dużą część fabuły oglądamy we wspomnieniach – co nie jest wadą samą w sobie, a raczej sugestią, że można było rozwinąć obyczajowy aspekt opowieści w czasie teraźniejszym, nie przeszłym. Rozumiem jednak, że historia ma zostać opowiedziana właśnie poprzez wspomnienia tego, co było; podobnie jak Joe, fabuła żyje przeszłością.
Myślę, że tekst miał świetny pomysł i duży potencjał – kradzież myśli i patologia wykorzystywania zrabowanych wspomnień do zawładnięcia drugim człowiekiem są absolutnie podłe – ale wydaje mi się również, że czegoś tu zabrakło. Nie odczułam przywiązania do bohaterów. Ciężko mi także zrozumieć ich motywację, poza tym, iż byli źli. Cieszy mnie natomiast, że miała miejsce zemsta. Oraz to, że była słodka ;)
Twist z córką nieco filmowy, aczkolwiek sensowny. Jest logiczną częścią układanki. Mniej spodobała mi się natomiast przepychanka słowna rodem z paradokumentu: „Niby co mi zrobisz?”; „Jesteś jak ona, taka podobna do matki”; „Chcę, żebyś cierpiał!” Przesadnie dramatyczne dialogi, chociaż sama scena jest obrazowa.
Upodlony protagonista dotknięty niepamięcią, powoli odzyskujący własne ja budzi u mnie pozytywne skojarzenia, także czytało mi się przyjemnie, nie mogę jednak powiedzieć, że jest to najoryginalniejszy z pomysłów.
Ze zgrzytów, głównie zapis dialogów i przecinkoza, chociażby tu:
ostatni, dzisiejszego dnia, dyplom
Proponuję przerobić składnię na: „ostatni dyplom dzisiejszego dnia”.
nie przytomnie
nieprzytomnie
Nie prawda
Nieprawda
Imię „Joe” się odmienia: Joe’go; Joe’m. Wydaje mi się, że dopuszczalna jest także wersja bez apostrof, chociażby kierując się przykładem “Poe” → Poego.
Pstryknięcie palcami uwaliło płyn z wielkiego słoja.
Co zrobiło? D:
Anihilacja protagonisty poprzez tortury złymi wspomnieniami jest miłą dla oka zemstą, ale. Przedstawienie tego w postaci tajemniczych symboli jest jednocześnie wizualnie intrygujące (ze względu na nieznany człowiekowi świat, który objawia się w swej „magicznej” formie) oraz nieco rozczarowujący. Dlaczego? Wydaje mi się, że decyzja o przedstawieniu czegoś niewyobrażalnie bolesnego w postaci wyłącznie obrazkowej jest trochę pójściem na łatwiznę. Pytanie „jak przedstawić coś nieopisanego ludzką mową, opisując to w tekście?” należy odpowiedzieć sobie najpewniej przed popełnieniem owego tekstu. Osobiście nie wiem ;) Twoja wersja na pewno jest niekonwencjonalna.
Pozdrawiam!
Masz na początku ściany tekstu, które można by rozbić, żeby całośc była bardziej reader’s friendly :)
Krzywiąc się, Joe przetarł swetrem widelec z zaschniętych drobinek jedzenia. Uśmiech powoli nikł z nieogolonej, zmęczonej twarzy. Joe przygarbił ramiona i potrząsając głową, wsunął się głębiej w zniszczony fotel. Podkulając nogi, zaczął wyjadać mielonkę z puszki, wpatrzony w migoczący ekran telewizora.
Wiatraki drona kręciły się szybko, nieprzyjemnie chłodząc rozgrzaną nerwami i strachem twarz. Ignorując silne pragnienie, by uszkodzić to mechaniczne cholerstwo, odpiął przesyłkę jedną ręką, drugą szybko zamykając okno. Narzekając pod nosem, jak to kiedyś było lepiej, poczłapał do kuchni
Te imiesłowy ciut rażą w takim natężeniu.
Zwykle było mu obojętne, co tam się dzieje, ale mogliby to, chociaż robić ciszej. Brudnym od tłuszczu palcem dał na pilocie głośniej.
…ale mogli by to chociaż robić ciszej.
Dziwne to podkreślone “dać na pilocie (funkcja przycisku)”. Nie wiem czy to poprawne, bo może jest ok, ale mi to dziwnie brzmi :)
Zniesmaczony samym pomysłem, usiadł w podniszczonym fortelu.
Literówka.
Masz też kilka takich babolków jak ten:
Gdy uderzył o ścianę dźwięk, nie zgadzał się z właściwościami magicznego szkła ani betonowej ściany.
Powtórzenie, a to podkreślone sugeruje, że dźwięk uderzył o ścianę.
Tak – powtórzył z pewnością, której jeszcze nie czół.
Brzydka literówka.
Oprócz niemałej ilości różnego rodzaju wpadek z zapisem, całość czytało się w miare gładko. Gdzieś przy końcu się pogubiłem na moment, gdzieś przy dochodzeniu do tego, kim jest i jaki jest Joe, ale moment później się odnalazłem :)
Postać Joe jest ciekawa, a raczej ciekawe jest to, jak przedstawiasz go na początku i dośc szybko od kogoś, kogo widziałem jako introwertyka i postać tragiczną przechodzisz do zwyrodnialca, socjopaty z planem. Przywiązać się do tej postaci mi nie udało, ale – patrząc na końcówkę – to chyba dobrze :)
Trochę mnie trzepnęło gdzieś po drodze światotwórstwo. Myślałem, że to takie urban fantasy będzie, a po drodze dorzuciłaś fragmenty, które z cyberpunkowych klimatów Gibsona przeniosły mnie w ekspresowym tempie do konwencji d20 Modern, Shadowruna, a z kolei wspomnienie o otrzymaniu dyplomu objawiło mi się w hogwartowym anturażu. Pomieszanie z poplątaniem, lecz takie które intryguje a nie irytuje.
Zakończyłaś zemstą z malutkim plot twistem, który jednak mnie nie zaskoczył, ponieważ wcześniejsze wspomnienie o córce przy policjantach było strzelbą Czechowa, która musiała gdzieś wypalić. Scena gwałtu tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła. A, no właśnie, bo o scenie gwałtu chciałem jeszcze – może nie jestem pod jej wrażeniem, jednak jest ona jedną z takich scen, które pokazują umiejętności autora. Można to zrobić dosłownie, wulgarnie, albo przegiąc w drugą stronę i ugrzecznić gwałt – to ogólnie dość śliski dla każdego autora temat. A Tobie udało się tę scenę poprowadzić w taki sposób, że ani nie skrzywiłem się z powodu jej brutalności, ale tez nie odczułem zażenowania spłycaniem tego procederu. Ten gwałt jest u Ciebie opisany mocno, ale w moim odczuciu jest on odpowiednio zimny i bezosobowy, dzięki czemu ładnie komponuje się z psychotycznym charakterem Joe.
Wracając do zakończenia – pojawienie się córki przewidziałem, jednak sposób zemsty uważam za oryginalny i właściwy, bo wykorzystuje do pognębienia protagonisty narzędzie, które on sam wykorzystywał do czynienia zła. Takie rozwiązania zawsze się dobrze sprzedają.
Ogólnie z fabuły jestem dośc zadowolony, a głównym mankamentem Twojego tekstu są błędy, z których część przedstawiłem na początku komentarza. Widzę, że SPW i Żongler też zwrócili Ci uwagę na kilka rzeczy. Klikam awansem, mając nadzieję, że te wskazane uchybienia poprawisz :)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Khaire!
Mam ten luksus, że moi przedpiścy już rozłożyli opowiadanie na czynniki pierwsze, więc ja skupię się na wrażeniach ogólnych…
[No, może z takim wyjąteczkiem, o którym jeszcze nikt nie wspomniał:
Jedyne czego pragnął to spokój. No i może dużą butelkę ostrego sosu.
Rozsypały się przypadki. Teoretycznie można byłoby dać butelkę sosu w mianowniku, ale według mnie ładniej będzie tak: Pragnął jedynie spokoju. No i może dużej butelki ostrego sosu.]
Pierwsze akapity niezbyt zachęcające. To jest może kwestia indywidualna, ale u mnie ten początkowy obraz wegetacji bohatera o generycznym imieniu od razu wywołał lustrzane odczucie znużenia. Może przydałby się tam jakiś malutki haczyk dla podtrzymania uwagi? Skąpo ubrane wróżki były pierwszym elementem, który mnie trochę wybudził z marazmu ;)
A im dalej w las, tym więcej pozytywnych zaskoczeń. Bardzo umiejętnie kręcisz Czytelnikiem, zacierasz tropy, mieszasz nastroje, twist goni twist, a historię obiera się jak cebulę (albo jak ogra) z kolejnych warstw. Z każdym fragmentem klimat zmienia się na coraz bardziej niepokojący.
Podobało mi się mnóstwo drobiazgów porozrzucanych w tekście: deszcz świętomagiczny, policjant wampir i jego metody śledcze, podkowa centaura… Może odrobinę szkoda, że to są tylko rekwizyty, a nie narzędzia, które coś wnoszą do fabuły, ale nie będę narzekał na taki bufet ciekawych pomysłów.
Świeżo po lekturze całego opowiadania jestem bardzo usatysfakcjonowany, a ponieważ wierzę w naprawę usterek, klikam do biblioteki.
Podobnie jak Żongler, zastanawiałem się, dlaczego Joe tak nagle poszedł w cug z Bielą, jeśli miał ją w zasadzie cały czas pod ręką? Chyba wcześniej mu się to nie zdarzało, skoro miał jej taki zapas?
Pozdrawiam,
D_D
Twój głos jest miodem... dla uszu
Cześć :)
Wszystkie wskazane błędy poprawię (jak tylko skończę odpisywać). Wszystkim razem i z osobna dziękują za przeczytanie.
Żongler
W kwestii fabuły: Joe stosunkowo łatwo wykaraskał się z tarapatów wiążących go bezpośrednio z brutalnym morderstwem swojej bliskiej osoby. Mimo modyfikacji pamięci detektywów, śledztwo powinno rzucić choć cień podejrzenia na bliskie otoczenie ofiary.
I tak i nie. Wiadomo, że samo wykradzenie wspomnień nie zadziała (kamery czy informacje w komputerze zostaną). Ale później dowiadujemy się, że Joe ma „przyjaciół” w wielu miejscach i to załatwia sprawę. To nie tylko tak, że ułatwili mu dostęp do Anny, ale też i zapewnili opiekę po. Cały pakiet :D
Dlaczego, będąc alkoholikiem, nie pić alkoholu, jeśli ma się do niego stały i nieograniczony dostęp?
Apatia i zapomnienie. Dopiero gdy napisał sobie wiadomość (niby od Anny) mówiącą, aby odnalazł słoik – pamięć została pobudzona. Skubaniec się przygotował. A wcześniej jadł i pił bez umiaru nie wiedząc, czego mu naprawdę brakuje. On nawet nie bardzo pamiętał, co umie zrobić. Prawie nie wychodził z domu i nie miał jak przypadkiem się o tym przekonać. Choć gdy przeczytał kartkę niby od Anny, coś tam mu zaczęło świtać. A potem potoczył się jak kula śnieżna… dość powolna, ale jednak.
Kradzież myśli jest ciekawą interpretacją motywu złodziejskiego. Biel to Dobro, Czerń to Zło. Jednak można odnieść wrażenie, że jest to zbyt prostolinijne.
Trochę tak, ale raczej miałam na myśli, że Czerń to wszystko, czego w sobie nie chcemy, przykre, złe wspomnienia i myśli. A Biel to te przyjemne, słodkie i cenne dla nas. I jak się okazuje uzależniające dla Joe.
Wydaje mi się jednak, że zbyt dużą część fabuły oglądamy we wspomnieniach – co nie jest wadą samą w sobie, a raczej sugestią, że można było rozwinąć obyczajowy aspekt opowieści w czasie teraźniejszym, nie przeszłym. Rozumiem jednak, że historia ma zostać opowiedziana właśnie poprzez wspomnienia tego, co było; podobnie jak Joe, fabuła żyje przeszłością.
Zależało mi na tym, by czytelnik odkrywał i przechodził przez opowieść razem z Joe, który też nie wszystko pamięta i niektórych rzeczy dowiaduje się na równi z nami. Rozumiem jednak, że może być to specyficzne opowiadanie historii i nie zawsze atrakcyjne.
Przedstawienie tego w postaci tajemniczych symboli jest jednocześnie wizualnie intrygujące (ze względu na nieznany człowiekowi świat, który objawia się w swej „magicznej” formie) oraz nieco rozczarowujący. Dlaczego? Wydaje mi się, że decyzja o przedstawieniu czegoś niewyobrażalnie bolesnego w postaci wyłącznie obrazkowej jest trochę pójściem na łatwiznę.
Niestety tutaj przegrałam z edytorem – więc trochę się zgadzam. Zamysł był taki, że opisałabym cały proces, a potem ścieśniła tekst, by myśli i słowa nakładały się na siebie w niemal niedający się odczytać natłok myśli. Edytor jednak pokrzyżował mój plan, więc jedyne co mogłam zrobić by zachować pierwotny pomysł to go zasymulować.
Hej, Outta Sewer :)
Wszystko poprawię, jak tylko odpowiem na komentarze – tak to jest, jak od dawana się nic nie pisało ;)
Zakończyłaś zemstą z malutkim plot twistem, który jednak mnie nie zaskoczył, ponieważ wcześniejsze wspomnienie o córce przy policjantach było strzelbą Czechowa, która musiała gdzieś wypalić. Scena gwałtu tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła.
Tu akurat taki zabieg mi pasował, bo chyba nawet Joe wydawał się zdziwiony, że to powiedział. On nie powinien o niej pamiętać. Może to bardziej podkreślę.
Trochę mnie trzepnęło gdzieś po drodze światotwórstwo. Myślałem, że to takie urban fantasy będzie, a po drodze dorzuciłaś fragmenty, które z cyberpunkowych klimatów Gibsona przeniosły mnie w ekspresowym tempie do konwencji d20 Modern, Shadowruna, a z kolei wspomnienie o otrzymaniu dyplomu objawiło mi się w hogwartowym anturażu. Pomieszanie z poplątaniem, lecz takie które intryguje a nie irytuje.
Nie bardzo chciałam skupiać się na świecie (bo i nie to było celem opowiadania) – to miała być przyziemna opowieść o Joe (a on dawno odsunął się od tego świata, dlatego poznajemy fragmenty świata z jego perspektywy). Ale tak jest tu trochę dziwnych połączeń (wiedźmy, nekromanci i centaury – jak w moim opowiadaniu na “Kawka z Kafką”) + sugestia boskich interwencji i przywództwa. Choć cyberpunka nie miałam na myśli.
A, no właśnie, bo o scenie gwałtu chciałem jeszcze – może nie jestem pod jej wrażeniem, jednak jest ona jedną z takich scen, które pokazują umiejętności autora. Można to zrobić dosłownie, wulgarnie, albo przegiąc w drugą stronę i ugrzecznić gwałt – to ogólnie dość śliski dla każdego autora temat. A Tobie udało się tę scenę poprowadzić w taki sposób, że ani nie skrzywiłem się z powodu jej brutalności, ale tez nie odczułem zażenowania spłycaniem tego procederu. Ten gwałt jest u Ciebie opisany mocno, ale w moim odczuciu jest on odpowiednio zimny i bezosobowy, dzięki czemu ładnie komponuje się z psychotycznym charakterem Joe.
Przyznam, że nie było to łatwe. Choć wydaje się łatwiejsze, bo były to wspomnienia Anny, która nie dość, że była w szoku to chciała te myśli od siebie odsunąć (w miarę możliwości). Gadanie Joe trochę też pomogło w opisie sceny, ale gdyby to były jego wspomnienia, to scena byłaby aż nazbyt brutalna. Wiem, że pewnie można uznać (albo i nie), że scena jest trochę spłycona lub oszczędna, ale chyba w takiej formie tu pasuje.
Ogólnie z fabuły jestem dośc zadowolony, a głównym mankamentem Twojego tekstu są błędy, z których część przedstawiłem na początku komentarza. Widzę, że SPW i Żongler też zwrócili Ci uwagę na kilka rzeczy. Klikam awansem, mając nadzieję, że te wskazane uchybienia poprawisz :)
Dzięki za przeczytanie i kilka, zaraz wszystko ogarnę.
Duago_Derisme, cześć :)
Pierwsze akapity niezbyt zachęcające. To jest może kwestia indywidualna, ale u mnie ten początkowy obraz wegetacji bohatera o generycznym imieniu od razu wywołał lustrzane odczucie znużenia. Może przydałby się tam jakiś malutki haczyk dla podtrzymania uwagi? Skąpo ubrane wróżki były pierwszym elementem, który mnie trochę wybudził z marazmu ;)
Ja wiem, że czasem warto od razu przywalić łopatą…ale bohater jest w marazmie i chciałam, by czytelnik też przez chwilę był, ale miałam nadzieję, że przez to się nie zniechęci.
Podobało mi się mnóstwo drobiazgów porozrzucanych w tekście: deszcz świętomagiczny, policjant wampir i jego metody śledcze, podkowa centaura… Może odrobinę szkoda, że to są tylko rekwizyty, a nie narzędzia, które coś wnoszą do fabuły, ale nie będę narzekał na taki bufet ciekawych pomysłów.
Faktycznie, ciągle maiłam w głowie, by czytelnik mimo wszystko został otoczony przez świat, ale aż tak się na nim nie skupiał – by mógł go po kawałku poznawać z Joe (który średnio w nim uczestniczył na początku opowieści).
Podobnie jak Żongler, zastanawiałem się, dlaczego Joe tak nagle poszedł w cug z Bielą, jeśli miał ją w zasadzie cały czas pod ręką? Chyba wcześniej mu się to nie zdarzało, skoro miał jej taki zapas?
Bo o nim nie pamiętał :D do momentu, gdy sam do siebie nie napisał notatki.
Jeszcze raz dzięki i idę poprawiać błędy ;)
Jeszcze mały edit (niestety z telefonu, więc ciężko mi edytować poprzednią odpowiedź). Jeżeli chodzi o pokój i dlaczego Joe z niego nie korzystał. Napisałam, że o nim nie pamiętał i to jest prawda, ale też lekki skrótu myślowy. Przypomniał sobie o nim, gdy przeczytał spreparowaną notatkę. I to jest ok, ale to był drugi raz, gdy sobie o nim przypomniał. Pierwszy był, gdy Anna waliła do jego drzwi. Wtedy chciał gdzieś się schować i odruchowo (coś jak pamięć mięśniowa) schował się w tym pokoju. Tam zobaczył słoik na tylko nagłe wypadki i dalej wszystko poszło z górki :)
Stojąc przed Komedą międzygatunkowej policji, zaciągnął się chłodnym, nocnym powietrzem.
Komeda to błąd, czy własna nazwa?
więc niemal egzotycznie. Joe był niemal pewien
Nic z tego – wykonał mocy biodrami. – nie będziesz pamiętała.
Tego nie rozumiem. Poza tym Wykonał z dużej, nie z dużej o kropka po tego.
Zmierzyła Joe wzrokiem. Miała zadziwiająco spokojny wzrok.
Oszukałaś z tym początkiem. Zastanawiałam się jak depresyjny menel cokolwiek ukradnie, albo co ktoś może zechcieć ukraść jemu!
Cóż, jesteś jak Joe;) potrafisz zmieniać rzeczywistość.
Opowiadanie niełatwe, mroczne i przygnębiające, ale niezwykle interesujące.
I ta czerń i biel, przelewana od początku, niemal do samego końca.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cześć, Ambush :)
Dzięki za przeczytanie i klika (oczywiście poprawiłam błędy).
Oszukałaś z tym początkiem. Zastanawiałam się jak depresyjny menel cokolwiek ukradnie, albo co ktoś może zechcieć ukraść jemu!
Każdy „oszukany” czytelnik to miód na moje serduszko ;D Zwłaszcza, że zwykle gdzieś w tekście umieszczam rzeczy, które pozwalają przewidzieć zakończenie. Taka przypadłość, za młodu za dużo kryminałów oglądałam ;)
Opowiadanie niełatwe, mroczne i przygnębiające, ale niezwykle interesujące.
Tekst na pewno ciekawy, udało się wpleść całkiem sporo różnych motywów.
Najmniej przekonała mnie warstwa obyczajowa / emocjonalna. Miłość chłopaka, który uciekł z sierocińca i bogatej, wrażliwej dziewczyny wydała mi się w pewnym sensie banalna. Podobnie jak myśli dziewczyny w parku i fragment z planowaniem dorobienia się domu, gromadki dzieci i psa. Bardzo trudno mnie „kupić” tego typu emocjami.
Nie wiem też, czy wplecenie wampirów i wiedźm nie zaszkodziło tekstowi. Choć mogę nie być obiektywny, bo choruję na wampirowstręt nabyty ;)
Bardzo fajnie z kolei wyszedł wstęp. Ładnie pokazujesz bohatera, wzbudzając niechęć / obrzydzenie / współczucie (pewnie zależnie od czytelnika, w moim przypadku głównie te 2 pierwsze), jednocześnie wprowadzając kilka ciekawych elementów Twojego świata, jak dron czy opad świętomagiczny. Ten świat jest niby podobny do naszego, ale jednak wyraźnie przebija się jego niezwykła aura.
Fabuła w wielu miejscach przypomina Black Mirror, w pewnej chwili miałem wrażenie, że pasowałaby na scenariusz kolejnego odcinka ;) To na pewno na plus.
Odnośnie bohaterów: Joe na pewno wyszedł charakterystyczny i budzący pewne emocje. Chociaż przydałby się ktoś, komu moglibyśmy kibicować – odniosłem wrażenie, że wszyscy bohaterowie są „złymi” ludźmi.
Spodobało mi się sporo ciekawych pomysłów na świat i zdolności bohaterów oraz to, jak je wykorzystujesz do zbudowania historii. Sterylne pomieszczenie ze słoikami – tak, to było fajne!
Warsztatowo naprawdę nieźle, potrafisz tworzyć ładne, obrazowe opisy. Poszarpane, dziwnie zapisane wspomnienia też mają tutaj sens.
Podsumowując, może nie wszystko mnie przekonało, ale całość wychodzi na plus. Udało Ci się upchnąć sporo pomysłów jak na tekst z 40 tysiącami znaków :)
Perrux, cześć :)
Dzięki za przeczytanie i cieszę się, że jako całość się spodobało.
Najmniej przekonała mnie warstwa obyczajowa / emocjonalna. Miłość chłopaka, który uciekł z sierocińca i bogatej, wrażliwej dziewczyny wydała mi się w pewnym sensie banalna.
Tu coś chyba poszło nie tak – albo to źle opisałam, czegoś zabrakło lub coś innego się zadziało… albo suma sum ;) Wątpię, czy była to miłość normalna, jeżeli chodzi o Joe – raczej chora i wynaturzona. W końcu miał coś cudownego i nie zamierzał tego puścić.
Podobnie jak myśli dziewczyny w parku i […]
To miało być dość sztuczne (może nawet fajnie, że tak wyszło). Córka od początku chciała go oszukać i wiedziała, że nawet za bardzo się starać nie musi, bo Joe nie jest jeszcze sobą (nawet by jej nie rozpoznał) – musiała się dostać do pokoju z Bielą i Czernią, a to był najprostszy sposób.
[..] fragment z planowaniem dorobienia się domu, gromadki dzieci i psa. Bardzo trudno mnie „kupić” tego typu emocjami.
… bo to nie są jego wspomnienia ;) Wszystkie te, które pochłania, należały do kogoś innego. Pierwsze do mężczyzny szczerze zakochanego w swojej kobiecie, drugie do młodego studenta a trzecie do dziecka. Żadne z nich nie było Joe – on je ukradł (jak jeszcze pracował z Anną), żeby potem się nimi narkotyzować.
To pierwsze wspomnienie miało być niejasne (sugerować, że należy do Joe – on sam pewnie tak myślał, ale następne miały temu przeczyć). Gdzieś w tekście przewija się, że Joe nie mógłby skończyć szkoły, a do sierocińca oddany był zaraz po urodzeniu, więc nie mama nie mogłaby mu zrobić przyjęcia urodzinowego.
Fabuła w wielu miejscach przypomina Black Mirror, w pewnej chwili miałem wrażenie, że pasowałaby na scenariusz kolejnego odcinka ;) To na pewno na plus.
Odnośnie bohaterów: Joe na pewno wyszedł charakterystyczny i budzący pewne emocje. Chociaż przydałby się ktoś, komu moglibyśmy kibicować – odniosłem wrażenie, że wszyscy bohaterowie są „złymi” ludźmi.
To dość częsta przypadłość moich bohaterów. Czasem ciężko, któregokolwiek lubić :( Ja już tak mam… a i jeszcze zazwyczaj wszyscy giną lub świat umiera XD
Jeszcze raz dzięki za przeczytanie :)
Tu coś chyba poszło nie tak – albo to źle opisałam, czegoś zabrakło lub coś innego się zadziało… albo suma sum ;)
Chyba jeszcze coś innego – po prostu wyraziłem się zbyt mało konkretnie. Dlatego opiszę dokładniej, co tak naprawdę miałem na myśli.
Wątpię, czy była to miłość normalna, jeżeli chodzi o Joe – raczej chora i wynaturzona
Co więcej, ja uważam że to w ogóle nie była miłość, ale totalnie egoistyczna relacja. Chodziło mi tylko o „banalną” historię poznania się i zbudowania znajomości. Chłopak z sierocińca grzebiący w koszach na śmieci w bogatej dzielnicy i smutna dziewczynka przynosząca mu codziennie jedzenie, stają się nierozłączni i „planują nagiąć świat do swojej woli”… Tego typu historie mnie po prostu irytują ;)
To miało być dość sztuczne (może nawet fajnie, że tak wyszło). Córka od początku chciała go oszukać
Tak, ja to zrozumiałem. Tylko czytając ten fragment, poczułem się jakbym słuchał jakiejś influencerki użalającej się na TikToku, która nie potrafi wybrać normalnego chłopaka.
… bo to nie są jego wspomnienia ;) Wszystkie te, które pochłania, należały do kogoś innego.
Tak, wiem. Ale jak dla mnie to wspomnienie zabrzmiało bardziej jak bajka: “będziemy żyli długo i szczęśliwie, z gromadką dzieci, domkiem nad jeziorem i psem”.
Podsumowując – czytając tekst, dobrze zrozumiałem to, co opisujesz w komentarzu, więc tutaj niczego nie zabrakło :) Możliwe, że w kilku miejscach mamy inny gust.
A ok, chodzi o pewną naiwność relacji. Spoko – przyznaję się do winy :D Niby miałam zapas znaków, no ale też nie chciałam zbędnie przedłużać. Poza tym postawiłam na tę niepamięć głównego bohatera i wynikające z tego niedopowiedzenia i może wyszło czasem dość naiwnie.
Po kilku akapitach miałem wrażenie, że czytając, odpłynąłem gdzieś myślami. Wróciłem więc do fragmentu wcześniej i okazało się, że jednak nie. Cały czas czytałem uważnie. Przypomniał mi się tytuł i uznałem, że może ten efekt był celowy.
Opowiadanie męczące, wymagające skupienia. I dobrze. O gwałcie chyba nie powinno czytać się lekko. Magia, centaury, wampiry, amulety lub chory umysł. Stawiam na to drugie.
Klikam. Pozdrawiam.
AP, dzięki za przeczytanie :)
Wybacz, że trochę wymęczyłeś się przy czytaniu. Fakt – miało być trochę nużące, przynajmniej na początku, ale miałam nadzieję, że czytelnik jakoś to przeboleje ;)
Magia, centaury, wampiry, amulety lub chory umysł. Stawiam na to drugie.
Jedno nie wyklucza drugiego ;)
Wybacz, że trochę wymęczyłeś się przy czytaniu.
Czasami trzeba. Poza tym zauważ, że dodałem:
I dobrze.
Powodzenia w konkursie.
Dzięki, tobie również! Ja się powoli przetaczam po opkach konkursowych, może w weekend będę miała więcej czasu na czytanie ;)
Hej!
Komentarz powstanie na bieżąco.
Początek całkiem niezły, fajnie pomyślane z dronem, ale tutaj:
Niby komu przeszkadzały powabne wróżki w skąpych ubraniach dostarczające jedzenie
już zyskałaś moją całkowitą uwagę. Oo, fajnie poczytać urban fantasy, w którym stare porządki odchodzą. Mocne skojarzenie z “Carnival Row”, aż poczułam klimat. :D Choć może bliżej będzie Ci do “Bright”. ;)
Nienawidził przesuwać góry rzeczy, tylko po to
Czemu przecinek?
Niekompetentne, małe….
Coś za dużo kropek.
się o ścianę. W przypływie niedającej się opanować złości kopnął jedną z toreb. Puszki i butelki potoczyły się
Zanim pojawiła się w jego życiu, czuł się potwornie zagubiony. Dorastał w przekonaniu, że nic dobrego go nie czeka. Nigdzie nie pasował i nikt go nie chciał.
Ten akapit (nie wkleiłam w całości) to jedno wielkie streszczenie. Wymęczyło mnie.
– Dwa dni temu – odpowiedział wampir. Krzywiąc się, wypluł pozostałą w ustach krew.
Robi się ciekawie.
Masz bardzo dobre, takie świeże pomysły: a to oddzielenie Joe od ciała i sprawdzenie, co się działo (trochę taki nasz monitoring w wersji fantasy), a to wampiry po krwi sprawdzające, kiedy nastąpił zgon.
zapytał Joe, oczekując
Wygląda, jakby to Joe pytał. Ale rozumiem, że imię nieodmienne.
Niepamiętał…
Nie pamiętał…
Poza tym – Podrapał się po brodzie
Poza tym – podrapał się po brodzie
– Kiedy one w ogóle się przebudzają? – zapytał wampir
Brak kropki.
– To, co pan dziś tu robił?
Bez przecinka.
Ostatnie drobiny magii, osiadały na ziemi
Bez przecinka.
Dlaczego mnie to spotyka?
To dziwne ułożenie tekstu zamierzone? :O
na podwyższeniu. – mam
Bez kropki.
Teksty kursywą wydają mi się dziwnie wyjustowane, może taki był zamiar, ale… wygląda to po prostu niechlujnie. Na plus znikające słowa.
Jestem pewien – Profesor poprawił okulary. – że jego
Jestem pewien – profesor poprawił okulary – że jego
Scena ze słoikami – trochę zabrakło mi tu emocji, nie wiem czemu. Sam pomysł fajny, wspomnienia ukryte w słoikach, kradzież pamięci jako ta konkursowa kradzież?
– To poco kłamałaś?
– To po co kłamałaś?
Wykonał mocy biodrami.
Coś tu jest nie tak.
Patrzył na Anne
Annę
się i poleciały w stronę Joe. Odbiły się od niewidzialnej bariery. Anna cofnęła się zdziwiona.
– Widzisz – Joe podszedł bliżej. – nieważne
Albo:
– Widzisz – Joe podszedł bliżej – nieważne
Albo:
– Widzisz. – Joe podszedł bliżej. – Nieważne
zabójcę – Popukał
zabójcę. – Popukał
po udawać
poudawać
Niemal… obojętny.
obojętne
właściwie – Na usta wypłynął jej paskudny uśmiech. – już nigdy niczego nie zapomnisz
właściwie – na usta wypłynął jej paskudny uśmiech – już nigdy niczego nie zapomnisz
Jest już taka godzina, a ja jestem zmęczona i jutro wcześnie wstaję, więc nie wszystkie błędy zdołałam wypisać. Warto przeczytać jeszcze raz, może rzucą się w oczy. ;)
Te wspomnienia wybijały mnie z rytmu. Scena z córką wpadła nagle i w sumie wszystko potoczyło się szybko, brakowało tutaj chwili na wzięcie oddechu. Bohater kradł wspomnienia, a do tego był sadystą, a teraz córka robi to samo. Lubię motyw zemsty, choć tutaj wydaje się zbyt prosty.
Szkoda, że zabrakło tego urban fantasy, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie, ale potem wkroczyły słoje, wspomnienia i… ten natłok wspomnień trochę mnie zmęczył. I nie poczułam przy nim większych emocji, bo jednak takie rzewne wspomnienia jako same wspomnienia, wrażenia nie robią.
Na plus na pewno świat, w którym osadziłaś historię, zabawa pamięcią – ten motyw uwielbiam, także przypadły mi do gustu zabawy w takie wymazywanie wspomnień. Jest taki genialny film – “Porwana pamięć”, tak mi się skojarzyło. ;)
Pozdrawiam,
Ananke
ale potem biedzie musiał poszukać więcej. ← …będzie…
Przeczytałem. Powodzenia. :)
Bardzo umiejętnie wykorzystany wątek wspomnień, który mi jest szczególnie bliski. Kara zadana złolowi jest wyszukana i brutalna zarazem. Dzięki temu, że mścicielka wydaje się niewiele lepsza, unikamy prostego happy endu.
Klimat samego opowiadania jest mroczny i gęsty, ale zdecydowanie słabszym punktem są dialogi i migawki z ckliwej przeszłości – czasem wkrada się nieco kiczu, jak dla mnie.
Bohater w psychopatycznym wydaniu wydaje mi się nieco przewidywalny i jednostajny, za to trudno mi uwierzyć transformację z opiekuna szczeniaczka. Ja rozumiem, że zazdrość czy poczucie zagrożenia mogły go zmienić, ale jednak jakiś element walki wewnętrznej by się przydał.
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Ananke
Jestem wdzięczna za przeczytanie i wyłapanie błędów (większość chyba poprawiłam).
Wiem, że to urban fantasy dość oszczędne, ale i bohater dość odizolowany – przez co i czytelnikowi się dostaje rykoszetem :)
Koala75
Dzięki :)
GreasySmooth
Dzięki za przeczytanie i cieszę się, że coś tam się podobało. Zdaje sobie sprawę, że trudno lubić bohaterów – to u mnie częsta przypadłość.
Cześć!
Przyznam szczerze, że niewiele tekstów mnie porusza, ten poruszył. Wzięłaś na warsztat trudny temat i ciekawie go przedstawiłaś, przy okazji pokazując jak ból zamienia się w moc (by moc zmienić w kolejny ból). Bohater z początku wydaje się ciapą, trwającym bez sensu i celu. Przy scenie z policjantami robi się dziwnie i… fantastycznie. Przyznam, że tu na chwile się zgubiłem, ale jak po chwili zauważyłem było to celowe. Scena z dziewczyną tłumaczy co się dzieje i jaką to moc posiada protagonista.
Właśnie, protagonista, długo ukrywasz karty, a kiedy je w końcu odrywasz dostajemy bezwzględnego seksualnego drapieżnika, który ogarnia sumienie usuwając również sobie wspomnienia. Scena gwałtu na dziewczynie niesmaczna, paskudna, realna. Zastanawiam się, czy nie warto by tu dać oznaczenie 18+, bo osoby wrażliwe mogą się zdziwić. “Przemiana” wychodzi bardzo dobrze, naturalnie, okrutnie, trochę zgrzytało mi raptowne ogarnięcie się bohatera, ale to też ciekawy smaczek do rozkmin.
Paskudne i nieźle napisane opowiadanie. Jeśli czegoś mi zabrakło, to wyraźniejszego zarysowania wcześniejszych perypetii. Obecna forma pasuje do “odzyskiwania wspomnień”, ale łatwo się w tym pogubić. Świat pokazałaś wystarczająco, trochę może zabrakło postaci drugoplanowych i szerszej perspektywy, ale wtedy “protagonista” tak by nie wybrzmiał.
Dobry, nieco osobliwy tekst.
2P dla dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Cześć, krar85 :)
Dzięki za przeczytanie i wybacz tak późną odpowiedź.
“Przemiana” wychodzi bardzo dobrze, naturalnie, okrutnie, trochę zgrzytało mi raptowne ogarnięcie się bohatera, ale to też ciekawy smaczek do rozkmin.
Cieszę się, że protagonista się jako tako udał – forma, jaką przybrałam faktycznie ograbia go z przeszłości i możliwości zarysowania jego przeszłości i motywacji. Ta nagła przemiana była zamierzona – słoik na nagłe przypadki był jego ubezpieczeniem, zaworem bezpieczeństwa, gdyby coś się stało. Wymazanie wspomnień to jedno, ale zakładam, że jakaś pamięć „mięśniowa” (w tym wypadku wzorzec zachowań) pozostaje i reakcja była automatyczna.
Przyznam szczerze, że niewiele tekstów mnie porusza, ten poruszył.
Zastanawiam się, czy nie warto by tu dać oznaczenie 18+, bo osoby wrażliwe mogą się zdziwić.
Myślałam o tym, ale w końcu zrezygnowałam z tego pomysłu.
Jeszcze raz dzięki za komentarz!
three goblins in a trench coat pretending to be a human
– Trzeba zawiadomić jej córkę… – głos Joe zadrżał. Nie wiedział, dlaczego to powiedział. Czy Anna miała córkę? Niepamiętał…
Nie pamiętał.
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Cześć, kasjopejo!
Początek bardzo mnie wymęczył, przyznaję. Zaczęłaś od zagłębiania się w emocje i odczucia bohatera, które przez większość czasu przytłaczały całą resztę. W dialogu z policjantami panował chaos: gubiący się podmiot, mylący zapis dialogów, trudno było się połapać, kto wypowiada daną kwestię.
Podobnie chaotyczny wydawał mi się świat, zarysowany bardzo pobieżnie, na zasadzie rozrzucania tu i ówdzie okruchów informacji, które jednak później okazują się tylko rekwizytami. Ja to odbieram trochę jak udawane światotwórstwo, rzucanie czytelnikowi kilku pozbawionych kontekstu słów mających go przekonać, że ma do czynienia z rozbudowanym uniwersum.
Fabularnie było okej. Pomysł na kradzież myśli moim zdaniem miał ogromny potencjał, ale ostatecznie odczuwam niedosyt. Może dlatego, że motyw grzebania w cudzym umyśle, wykradania wspomnień, powinien nieść za sobą nieco większy ciężar emocjonalny, a tego mi w Twoim opowiadaniu zabrakło. Możliwe, że to po części moja wina, bo po początkowej męczącej introspekcji nie starałam się wczuć w tych bohaterów, nużyła mnie forma, w której przedstawiłaś ich myśli i wspomnienia. Nie wiem, nie kliknęłam z tym opowiadaniem.
Dziękuję za udział w konkursie i powodzenia w dalszym pisaniu!
three goblins in a trench coat pretending to be a human