
Joe siedział przed monitorem komputerowym, próbując zrozumieć otrzymanego maila. Zgodnie z treścią, z firmy odeszły cztery osoby, ale tylko trzy miały określone stanowiska. Jakiś manager, młodszy księgowy i programistka. Standardowy przemiał w firmie, nic czym człowiek powinien się przejmować. Po drugiej stronie biurka, zasłonięta monitorem, siedziała Alice. Pod względem personalnym, lustrzane odbicie Joego. Zadania miała podobne, wypłatę bez różnicy i zasady kontaktów między pracownikami takie same. Odpisywała na maile i wysyłała maile, nie stać jej było na zakup nowych spodni, nie podejmowała z nikim tematów wrażliwych. Żadnego "podrywania", "nawiązywania relacji", "sugerowania". Tak samo Joe trzymał się w ryzach i unikał choćby cienia podejrzeń o nieodpowiednie zachowanie. Gdy Alice przefarbowała włosy na blond, milczał. Gdy wróciła do bycia brunetką, zachował ciszę. Kiedy latem włożyła krótką spódnicę, nawet przez moment nie spuszczał wzroku z twarzy rozmówczyni. W takich warunkach pracownicy byli zmuszeni do traktowania siebie nawzajem głównie jako osoby do pracy. Rygor nie dotyczył jednak wszystkich sfer ludzkich. Plotki nadal nie były obarczone karą, więc Joe odezwał się do koleżanki:
– Hej Alice, widziałaś nowego maila? Zwolnili cztery osoby, ale ten jeden gość jest dziwny. Kim on był? Nazywa się Otto Benslay, ale brakuje więcej informacji. Co on robił?
Alice wychyliła głowę zza monitora, co umożliwiło jej ujrzenie połowy skupionej twarzy Joego. Odpowiedziała, próbując wyobrazić sobie resztę ciała kolegi:
– Wiesz Joe, że nie wiem? Kojarzę to nazwisko, brzmi jak jakieś danie gotowe z marketu. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy.
Rezygnując z dalszych dociekać, Joe odpowiedział:
– Mówią, że nie ma osób niezastąpionych. Cokolwiek robił ten Benslay, pewnie już mają nowego na jego miejsce. Sądzę, że możemy spać spokojnie i niebo nam nie spadnie na głowę – zakończył rozmowę Joe, chichocząc.
Alice zamruczała tylko lekko, jakby markując śmiech. Dowcip wydał jej się mało śmieszny i była już nieco znudzona tymi sztucznymi barierami między ludźmi. Wszystko, na co mogła liczyć, to oklepane powiedzonka z filmów i komiksów. Żaden facet w firmie nie zwracał na nią wystarczającej uwagi. Czuła się trochę jak kserokopiarka, na której cały dzień ktoś drukuje nudne firmowe dokumenty, a czasem z cicha puści kolorowankę relaksacyjną albo lewe bony zakupowe. Uważała, że świat zmierzał w stronę całkowitego szaleństwa.
Za oknem słońce świeciło wysoko i Joe podszedł, by przesunąć rolety. W biurze zapanował przyjemny półmrok. Alice pomyślała, że zrobiło się dość intymnie, ale zachowała tę uwagę dla siebie. Joe, odsuwając skrzydło rolety, widział daleko za oknem wieżowce i jeden wytworny, który wyróżniał się najbardziej. Szyby wydawały się złote, ale była to tylko iluzja. W środku pracowali tacy sami ludzie jak w nudnym budynku Joego i Alice. Najwyższy wieżowiec świata uchodził za symbol zepsucia, wbity w ziemię jak sztylet z kosmosu. Nad powierzchnią wystawała ozdobna i wspaniała rękojeść, a w ziemi tkwiło ostrze, chłepcące krew pracy ludzkiej całego świata. Joe cieszył się, że jeszcze nikt nie czyta mu w myślach. Jednak na wszelki wypadek, wolał wytwarzać wizje upadłego świata, niż choćby obrazy nagiej Alice. A jeśli ktoś jednak czyta treść przemyśleń? Z tym zmartwieniem wrócił do stanowiska i zaczął odpisywać na kolejną rutynową wiadomość. Stukot dwóch klawiatur wypełnił pomieszczenie. Zarówno Joe, jak i Alice zdali sobie sprawę, że są sami w biurze.
Nagle coś się zatrzęsło. W pokoju zawył alarm z systemu informującego o trzęsieniach ziemi. Alice i Joe wskoczyli raptownie pod biurko. Przypadkiem spojrzeli sobie w oczy. Tak blisko, jak nigdy dotąd. Joe poczuł nawet perfumy, zmieszane z zapachem jej ciała. Usłyszał, jak kobieta wzdycha cicho. Sądził, że czuje bicie jej serca, organiczną wrażliwość tuż przy swoim ciele. Alice zdawała się odwzajemniać odczucia Joego. Przynajmniej on odniósł takie wrażenie. Trzęsienie jednak nasiliło się, więc szybko ułożyli ciała w wyuczonej pozycji, zakrywając rękoma tył głowy. Joe jęczał po cichu:
– Cholera, ja myślałem, że w końcu coś ciekawego się przydarzy, ale nie o takie coś mi chodziło.
Trzęsienie przerodziło się w miarowy stukot, a alarm zamilkł. Joe i Alice wygramolili się spod biurek. Pobiegli w stronę korytarza. Na ich piętrze nikogo nie było, windy nie funkcjonowały. Zgodnie z procedurą powinni zbiec schodami, jednak wyjścia na klatkę schodową też były zamknięte. Alice zaczęła krzyczeć, Joe podbiegał do wszystkich drzwi i szarpał za klamki. Budynek wciąż trząsł się miarowo, utrudniając ruch. Joe z trudem podbiegł do okna w biurze, odsłonił rolety i zobaczył coś niesamowitego. Oddalone wieżowce wydawały się zbliżać. Joe skupił uwagę przez chwilę, oceniając sytuację. Wynik był oczywisty: ich budynek kroczył przez miasto.
Po chwili z głośników radiowęzła został wydany komunikat:
– Drodzy pracownicy, prosimy zachować spokój. Została uruchomiona procedura Libido. Pracownik Otto Benslay proszony jest o rozpoczęcie wykonywania wstępnej operacji hamującej.
Joe i Alice spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Nie wyrazili na głos tego, co przychodziło im do głowy. Dobrze znali słowo libido, ale w tej firmie było nie do pomyślenia, by go używać w jakimkolwiek przypadku. Libido było tabu. Obydwoje wrócili do komputerów, ignorując wstrząsy, które nie przeszkadzały tak jak na początku. Żadne dokumentacje, do których mieli dostęp, nie informowały o procedurze libido. To słowo nie występowało nigdzie. Natomiast wszędzie gdzie pojawiał się Otto Benslay, nie widniał opis stanowiska ani jego nazwa. Dokumenty zostały najwyraźniej poprawione, a raczej ocenzurowane. Joe przypomniał sobie o czymś. Powiedział do Alice:
– Koleżanko, pilnuj proszę czy jakieś maile nie przychodzą w sprawie całej tej chryi. Zawołaj mnie, jak będziesz miała więcej informacji. Muszę do toalety. Mam nadzieję, że jest otwarta.
Alice kiwnęła głową, wpatrzona w monitor. Miała twarz bladą, ale powoli wracały jej naturalne kolory. Spojrzała w okno z przerażeniem. Budynek wciąż się poruszał.
Joe poszedł do męskiej toalety, która znajdowała się na piętrze. Palcami dotykał kafelków przy rurach, pod wyłączonym z użytku pisuarem. Fragment glazury można było przesunąć. Joe wyciągnął zalegające tam strzępki szklanej waty oraz kawałek gipsu. Wpychając palce do otworu, wyczuł małą kartę pamięci. Była to pozostałość po buncie, kiedy planował wynieść dane firmowe. Przy remoncie łazienki dogadał się z robotnikami. Dzięki temu zyskał dostęp do wspaniałej skrytki. Dałoby się ją znaleźć przy odrobinie chęci, ale nie ma rzeczy idealnych. Tak samo nieidealny był system kontroli pracowników, który więcej zasobów zżerał na sprawy kontaktów intymnych niż konkretach technicznych. Dlatego po powrocie do pokoju, bez słowa usiadł, włączył legalny programik z maszyną wirtualną, która wyłamywała się spod kontroli. Pamięć, dzięki sprytnym sztuczkom, dla systemu objawiała się jako zwykły nadajnik radiowy do podłączania różnych sprzętów, a dla wirtualnego był nieco bardziej tym, czym był faktycznie – pamięcią masową. Joe otworzył archiwalne spisy procedur i stanowisk. Znalazł najpierw opis stanowiska Benslay’a. Słowa dokumentu zabrzmiały jak uderzenie pioruna, Joe poczerwieniał i zaczął słyszeć szumy w uszach. Benslay był określany jako "Pracownik seksualny do spraw obniżania libido kompleksu Bigscam Enterprises". Opis stanowiska zakładał, że ów człowiek, w przypadku podniesienia się poziomu libido w budynku, miał go obniżyć przez dostateczne doprowadzenie wybranych pracowników do… Oddech Joego przyśpieszył. Ten pracownik miał dbać o poziom libido regularnie, a w nagłych przypadkach musiał właśnie doprowadzać wybranych pracowników do… Joe ponownie wytrzeszczył oczy. Słowo, które tam się pojawiło było trudne do wyartykułowania nawet w myślach. To słowo, to słowo… Ono brzmiało:
– Orgazm! Cholera… – powiedział głośno Joe i zbladł.
Nad monitorem zobaczył poczerwieniałą twarz Alice, która patrzyła na niego z ogromnym zdziwieniem. Joe szybko się poprawił i dodał:
– Korgaz, Alice. Wygląda na to, że Korgaz bankrutuje. Czym my się ogrzejemy?
Alice dalej stała nad monitorem, wpatrzona w kolegę. Po chwili usiadła z powrotem. Budynek jakby jęknął. Joe powiedział:
– Alice, ja nie chcę ci burzyć dnia. Podejdźmy do okna, okay?
Gdy stanęli przy szybie, zauważyli, że znajdują się coraz bliżej wcześniej znacznie oddalonego wieżowca. Ich mniejszy wieżowiec kroczył coraz szybciej. Przestraszona kobieta krzyknęła:
– Co się dzieje Joe!?
Mężczyzna zastanowił się chwilę i odpowiedział:
– Wiesz co Alice? Wydaje się, że nasz wieżowiec chce zrobić to, o czym nie można mówić u nas w firmie. A szczególnie zrobić to, czego pod żadnym względem nie można robić w pracy. Więc…
Alice poczerwieniała i wyobraziła sobie owo “to” między dwoma szklanymi wieżowcami. Pękające szkło, zmasakrowanych pracowników, zabitych postronnych. Była przerażona, trudno było jej dostrzec w tym choćby odrobinę romantyzmu.
– Alice. My… nie możemy do tego dopuścić. Wiesz czym się może skończyć “to”… Jest tylko jeden sposób by nie dopuścić do dalszych tragedii. Znalazłem informacje, wiem kim był Benslay. Ten budynek posiada wciąż rosnące libido, bez tego faceta wszyscy zginiemy. Chyba, że uda nam się razem coś na to poradzić.
Chwilę stali w milczeniu, patrząc jak ich wieżowiec zbliża się coraz bardziej do celu. Nie byli świadomi jakie szkody już zostały wyrządzone, przejeżdżającym w mieście pojazdom i przemierzającym ulice pieszym. Alice spojrzała na Joego i pokiwała głową. Nie zastanawiając się zbyt długo, przysunął rękę do jej piersi. Zanim zaczął rozpinać guziki w bluzce, spojrzał kobiecie w oczy i powiedział głośno i wyraźnie, chcąc mieć pewność:
– Alice, czy zgadzasz się bez przymuszenia i z własnej woli na współżycie seksualne, tym samym usuwając ryzyko oskarżenia o działanie wbrew tobie? Przy czym jesteś świadoma działania niezgodnie z regulaminem o zakazie wspominania o czynnościach seksualnych oraz konsekwencjach z nimi związanych?
Alice uśmiechnęła się i odpowiedziała:
– Tak Joe, zgadzam się z własnej woli na seks z tobą w miejscu pracy, jestem świadoma złamania regulaminu i konsekwencji z tym związanych. Dodam, że robię to dla dobra ludzkości oraz… bo mi się podobasz Joe.
Mężczyzna już nie rozpinał guzików, zerwał z kobiety bluzkę i resztę garderoby. Przycisnął Alice do szyby i patrząc na zbliżający się budynek, powoli rozkręcał maszynę miłości, między nim a nią. Coraz mocniej i szybciej, rytmicznie ze smakiem i miłością. Gdy wieżowiec zbliżał się do celu, nadlatywały już myśliwce gotowe do wystrzelenia rakiet w stronę kroczącego budynku. Oboje patrzyli na tę scenę, znikającą za parą osadzającą się na szybie. Nagle Alice i Joe opadli nadzy na podłogę, jeszcze zaplątani między sobą. Leżeli tak, patrząc na helikopter, w którym jako pasażer siedział ich przełożony. Joe speszony pociągnął Alice za rękę i schowali się pod biurkiem. Uśmiechnął się, widząc jej twarz, promieniejącą szczęściem jak nigdy.
– Wiesz Joe. Oni znowu to zrobili. Zwolnili Otto Benslay’a, a teraz potwierdza się, że nie ma ludzi niezastąpionych.
Alice palcem przejechała po twarzy Joego, zatrzymując się na ustach, w które postukała lekko. Zsunęła palec i powiedziała:
– A dzisiaj ty okazałeś się niezastąpiony.
Joe odpowiedział:
– Ty też Alice.
Gdy helikopter z szefem odleciał, podeszli znowu do okna. Siedzieli nadzy, już bez wstydu, wpatrzeni w panoramę miasta i odlatujące myśliwce. Brakowało tylko zachodu słońca, ale obydwoje docenili piękny dzień, który miał trwać jeszcze długo. Alice zapytała:
– Joe. Myślisz, że tylko my wpadliśmy na ten pomysł?
Mężczyzna pomyślał chwilę, licząc piętra stojącego blisko najwyższego wieżowca na świecie. Po dłuższym czasie, głaszcząc Alice, odpowiedział:
– Myślę, że jutro dowiemy się z maila.
Alice zaśmiała się, opierając głowę o ramię Joego. Zamknęła oczy. Ich pokój wydawał się jedynym istniejącym na świecie. Myśleli już tylko o sobie, choć uratowali wiele niewinnych istnień.
Haha, no misię… misię… Całkiem zgrabnie wymyślone i napisane. Nieco kojarzy się
z Sensem życia według Monty Pythona, a konkretnie fragmentem
Karmazynowe Ubezpieczenia Ostateczne (The Crimson Permanent Assurance).
Jest parę drobnych potknięć, ale gdzie drwa rąbią… Wiadomo.
Muszę poszperać jak to tam z tą biblioteką…heh
Pozdrawiam.
dum spiro spero
Witaj Fascynatorze, dzięki za odwiedziny i podrzucenie fragmentu z Pythonów oraz bibliotekoznawstwo :)
Artystom więcej, szybko!
Z takim pomysłem jeszcze się nie spotkałem. Wypada podziękować za niespodziankę…
Pozdrawiam.
Cześć Adam. Ja również dziękuję za lekturę i klika.
Artystom więcej, szybko!
Przy remoncie łazienki dogadał się z robotnikami o pewnych szczegółach wykonania.
Dogadał się odnośnie czegoś, albo dowiedział się o czymś. ten fragment ze skrytką też trochę niezgrabny.
Gdy
ichwieżowiec zbliżał się doswojegocelu, nadlatywały już myśliwce gotowe do wystrzelenia rakiet w stronę kroczącego budynku.
– A dzisiaj Ty okazałeś się niezastąpiony.
Pan, ty, ci z dużej tylko w listach.
W pierwszej chwili Benslay przypominał mi Clarence’a Beeks z Nieoczekiwanej zmiany miejsc i spodziewałam się czegoś złowrogiego. Natomiast Twój pomysł mnie rozbawił. Nie tylko koncepcja libido budynków, ale i bohaterskiej reakcji pracowników.
Podobało mi się również powolne, a nawet dyskretne wprowadzanie zmian w relacjach między bohaterami.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Dzień dobry Ambush,
Dziękuję za przeczytanie. Wprowadziłem poprawki i przeprowadziłem drobny remont fragmentu z łazienką. Szkoda, że nie zauważyłem wcześniej tego “Ty”, kiedy poprawiałem “Ci” :). Strasznie we mnie siedzą te grzeczności korespondencyjne. Dzięki za wymienienie, co się podobało, to dla mnie ważna informacja.
Fascynator przypomniał mi o filmie, który miałem obejrzeć, ale wypadł mi z głowy (nie wiem jak do tego doszło). Przypomniałaś mi teraz o filmie, który przez lata ignorowałem, prawdopodobnie niesłusznie. Zatem mam już dwa do nadrobienia.
Artystom więcej, szybko!
Niezły miałeś pomysł, Vacterze. Całkiem zajmująco opisałeś relacje między Joe i Alice, że o wieżowcach nie wspomnę. ;)
Wykonanie mogłoby być nieco lepsze.
…ale ten jeden gościu jest dziwny. → …ale ten jeden gość jest dziwny.
Choć zdaję sobie sprawę, że Joe nie musi mówić poprawnie.
…pewnie już mają nowego na miejsce. → Czy tu aby nie miało być: …pewnie już mają nowego na jego miejsce.
…zdali sobie nagle sprawę, że są sami w biurze.
Nagle coś się zatrząsnęło. → Czy to celowe powtórzenie?
Wydawało mu się, że czuje jej bicie serca, jej organiczną wrażliwość tuż przy swoim ciele. Alice zdawała się odwzajemniać odczucia Joego na swój sposób. Przynajmniej on odniósł… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?
Joe podbiegał do wszystkich drzwi, szarpiąc za klamki. → Czy na pewno szarpał klamki w czasie, kiedy podbiegał?
Proponuję: Joe podbiegał do wszystkich drzwi i szarpał klamki.
…trząsł się miarowo, utrudniając poruszanie się. Joe, chwiejąc się, podbiegł… → Lekka siękoza.
Widok się zmieniał, oddalone wieżowce wydawały się zbliżać. Joe skupił się przez… → Jak wyżej.
…doprowadzenie wybranych pracowników do…. → Zbędna kropka po wielokropku. Po wielokropku nie stawia się kropki.
Czym my się ogrzejemy… → To jest pytanie, więc powinno się kończyć pytajnikiem.
A szczególnie zrobić TO… → Joe umiał mówić wielkimi literami?
…przysunął rękę do jej piersi. Zanim zaczął rozpinać guziki w jej bluzce, spojrzał jej w oczy… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?
Przywarł Alice do szyby… → Obawiam się, że Joe nie mógł przywrzeć Alice do szyby.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dobry wieczór Reg, poprawiłem wskazane usterki. Dzięki za lekturę, docenienie relacji oraz architektury :)
Artystom więcej, szybko!
Bardzo proszę, Vacterze. A skoro poprawiłeś usterki, mogę udać się do klikarni. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję Reg za klika :)
Artystom więcej, szybko!
;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
OMG, jaki pomysł! Tyle się mówi o kontrolowaniu seksualności przez kościół, a tu – proszę, jest szybko i gładko poszło.
Skarżypytuję za pomysł, konstrukcję. Narracyjnie pewnie byłabym czepialską panną, bo za bardzo idziesz w niepotrzebne detale – literackie zabiegi miast historii.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Dzień dobry Asylum, dziękuję za zgłoszenie. Jak widzisz, mimo detali, napięcie w budynku nagromadziło się w ilości hurtowej ;-)
Artystom więcej, szybko!
Praca w wieżowcu musi być okropna. Co będzie jak zepsuje się winda?:)
audaces fortuna iuvat
To zależy od okoliczności. Znajome modelki, kiedy zjadły we trzy blachę ciasta, wsiadały
na 11-piętrze do windy i na parter. A do góry truchtem i bez przystanków… I tak 5-6 razy.
Bilans był na zero, a co zjadły – to ich…heh
dum spiro spero
Zależy, jakie towarzystwo w tej windzie. Warto mieć pod ręką jakieś gry i kanapki. A jeśli ucieknie winda, to treningi na schodach mogą się zwrócić (w sensie pozytywnym) ;)
Artystom więcej, szybko!
Świetne :) Bardzo fajny pomysł i dobre wykonanie. Kliknąłbym, ale już po zawodach ;)
Bałem się jak opiszesz współżycie seksualne, które wisiało w powietrzu od początku, ale wyszło bardzo ok :)
Zarówno Joe i Alice zdali sobie sprawę, że są sami w biurze.
Specjalistą nie jestem, ale ktoś mi kiedyś zwrócił uwagę, że skoro zarówno to i jak i ;)
Wszystko na co mogła liczyć, to oklepane powiedzonka z filmów i komiksów.
Po wszystko powinien być chyba przecinek.
Dobry wieczór grzelulukas. Dziękuję za lekturę, wprowadziłem poprawki.
Przyznam, że ja też się bałem :)
Artystom więcej, szybko!
Cześć Vacterze!
Ujmę to w ten sposób, rozpoczynając lekturę nie spodziewałem się, że narracja popłynie w kierunku, który obrałeś. Bardzo dobry, absurdalny w punkt, tekst Ci wyszedł. Historia Joe i Alice była wciągająca, koniecznie wróć jeszcze do tych bohaterów ;)
Kliknąłbym, ale już po frytkach :P
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cześć Cezary!
Dzięki za lekturę. Jeżeli tekst pozwolił zachować nutę niepewności, co wydarzy się dalej, to tylko się cieszyć. Może do bohaterów wrócę. Tym bardziej, że po napisaniu skojarzyłem mój tekst, w którym można by doszukać się Joego. Ten z filharmonią :)
Artystom więcej, szybko!
Oryginalny pomysł z libido wieżowców. I widzę tu głębszą prawdę – jeśli próbuje się walczyć z naturą i zabarykaduje drzwi, żeby nie weszła, to ona wbije rurą kanalizacyjna albo wleci przez komin. I tylko sprzątania o wiele więcej…
Babska logika rządzi!
Cześć Finklo, dobra interpretacja. Natura przeważnie dąży do równowagi, nie zawsze patrząc na skupiska specyficznie ułożonej materii na jej drodze.
Artystom więcej, szybko!
Zwabił mnie tutaj nietypowy tytuł.
No, niezły i oryginalny pomysł. Wyszło Ci fajnie kilka rzeczy, a pośród nich należy wymienić relację między współpracownikami i jej stopniową przemianę, absurdalny pomysł z budynkiem, no i całkiem w porządku poradziłeś sobie z opisaniem bohaterskiej czynności ocalenia wszystkiego przed katastrofą, chociaż był to zapewne najtrudniejszy element opowiadania.
Trochę bym się czepiał wykonania, zauważyłem kilka niezręczności, ale dokładnej łapanki nie zrobiłem. Na przykład tutaj:
Joe, odsuwając skrzydło rolety, widział daleko za oknem wieżowce i jeden wytworny, który wyróżniał się najbardziej.
Wytworny co? Zabrzmiało to moim zdaniem odrobinę koślawo, zamieniłbym na odsuwając skrzydło rolety, widział za oknem wieżowce. Ten najbardziej wytworny (efektowny? imponujący?) przykuwał wzrok na dłuższą chwilę albo coś w tym guście.
Natomiast wszędzie gdzie pojawiał się Otto Benslay, nie widniał opis stanowiska ani jego nazwa.
A tutaj z kolei podkreślasz brak opisu stanowiska po raz kolejny, jakbyś chciał na sto procent upewnić się, że żaden z czytelników o tym fakcie nie zapomniał – chociaż już wcześniej było opisane, że nie wiadomo, kto to jest. Moim zdaniem niepotrzebne powtórzenie tej samej informacji.
Mimo tego, że opowieść dałoby się jeszcze bardziej wyklepać i uzgrabnić, czytało się przyjemnie i swoje wrażenia określiłbym pozytywnymi.
Pozdrawiam ;)
Cześć AmonRa,
Dzięki za odwiedziny i lekturę. Fajnie, ze się podobało.
Mogę zastanowić się nad jakimiś poprawkami, chociaż odnoszę wrażenie, że wskazałeś raczej na sprawy dość subiektywne. Zawsze można coś lepiej wyklepać i usprawnić, włącznie z wydanymi już dziełami, o czym zapewne wiesz :).
A tutaj z kolei podkreślasz brak opisu stanowiska po raz kolejny, jakbyś chciał na sto procent upewnić się, że żaden z czytelników o tym fakcie nie zapomniał – chociaż już wcześniej było opisane, że nie wiadomo, kto to jest. Moim zdaniem niepotrzebne powtórzenie tej samej informacji.
Pierwsza informacja pojawia się w dialogu i związana jest z mailem informującym. Druga pochodzi z narracji dotyczącej zapisu w dokumentach z dodaniem dalszych szczegółów (dokumenty zostały ocenzurowane, co nie wynikało z pierwszej informacji dialogowej). Są to dwa różne źródła i dwa różne poziomy szczegółowości. Nie widzę w tym duplikatu, a jeżeli odbierasz to jako powtórzenie informacji, to czasami może okazać się to atutem. Chociaż skoro zwróciłeś na to uwagę to pewnie komuś w głowie się zaświeci “a to już wiem przecież”.
Mimo tych uwag, odbieram komentarz jako pozytywny. Także bardzo dziękuję! Tak, opisywanie scen erotycznych jest trudne z różnych powodów. Zawsze można opisać łopatologicznie, po chamsku itd. Często spotykałem się z opisami, które nagle wyrywały się z warstwy literackiej prezentując jakieś przyhamowane “ostrości”. Staram się znaleźć swój złoty środek :)
Artystom więcej, szybko!
Oryginalny, sympatyczny pomysł. Słusznie w Bibliotece. :)
Cześć Koala!
Dzięki za lekturę, dobrze, że się nie kurzy jeszcze na półce :)
Artystom więcej, szybko!
Joe siedział przed monitorem komputerowym, próbując zrozumieć otrzymanego maila.
Jest to lekkie naciągnięcie współczesności, bo siedział pewnie też przed tym.
Zgodnie z treścią,
W zasadzie zbędne.
nic [tu nie przecinek?] czym człowiek powinien się przejmować.
Pod względem personalnym, lustrzane odbicie Joego.
Anglicyzm, szczególnie w tym kontekście kojarzy się z działem HR.
zasady kontaktów między pracownikami takie same.
Mówimy o konkretnej osobie, więc raczej “z pracownikami”.
W takich warunkach pracownicy byli zmuszeni do traktowania siebie nawzajem głównie jako osoby do pracy.
Nieco niezgrabne. Zdanie możnaby odchudzić bez straty w treści.
więc Joe przemówił do koleżanki:
“Odezwał się” byłoby bardziej naturalne imo.
Alice zamruczała tylko lekko, jakby markując śmiech.
Nie lepiej “udając”?
widział daleko za oknem wieżowce i jeden wytworny, który wyróżniał się najbardziej.
Pierwsze – lepiej “w tym jeden”, drugie – nieco masło maślane.
Na powierzchni wystawała ozdobna i wspaniała rękojeść, a w ziemi tkwiło ostrze,
“Nad powierzchnią” chyba raczej.
Jednak, w razie czego, wolał wytwarzać wizje upadłego świata, niż choćby obrazy nagiej Alice.
Sugeruję jedno z dwóch albo “jednak na wszelki wypadek”.
Nagle coś się zatrząsnęło.
Umm?
W pokoju wybrzmiał alarm z systemu informującego o trzęsieniach ziemi.
Ja bym dał “zawył”.
Alice i Joe wskoczyli raptownie pod biurko.
Mi się raptownie kojarzy z czymś nagłym, nieoczekiwanym, a nie z odruchową i dość oczywistą reakcją.
Nie planując tego, spojrzeli sobie w oczy.
Sugeruję wywalić albo zamienić.
Usłyszał jak kobieta wzdycha cicho. Sądził, że czuje bicie jej serca, organiczną wrażliwość tuż przy swoim ciele. Alice zdawała się odwzajemniać odczucia Joego. Przynajmniej on odniósł takie wrażenie.
Strasznie zawiłe jak na zmysłową scenę.
ale w tej firmie było nie do pomyślenia, by go używać w jakimkolwiek przypadku.
Sugeruję redakcję.
Żadne dokumentacje, do których mieli dostęp, nie informowały o procedurze libido. To słowo nie występowało nigdzie. Natomiast wszędzie gdzie pojawiał się Otto Benslay, nie widniał opis stanowiska ani jego nazwa.
Zgrzyta mi, bo dwa zdania mówią to samo i zdają się wskazywać na związek.
Znalazłem informacje, wiem [chyba przecinek] kim był Benslay.
Chwilę stali w milczeniu, patrząc [chyba przecinek] jak ich wieżowiec zbliża się coraz bardziej do celu.
Nie byli świadomi [chyba przecinek] jakie szkody już zostały wyrządzone, [chyba przecinek zbędny] przejeżdżającym w mieście pojazdom i przemierzającym ulice pieszym.
Przycisnął Alice do szyby i patrząc na zbliżający się budynek, [chyba przecinek zbędny] powoli rozkręcał maszynę miłości, [jw.] między nim a nią.
Ta maszyna miłości między nimi jakoś nie do końca.
Coraz mocniej i szybciej, rytmicznie [chyba przecinek] ze smakiem i miłością.
Zacne :)
Dyżurny
facebook.com/tadzisiejszamlodziez
Spodziewałem się znaleźć tutaj sporo absurdu i faktycznie sporo absurdu znalazłem. Ciekawy pomysł na chodzący budynek.
Usłyszał, jak kobieta wzdycha cicho.
Zawołaj mnie, jak będziesz miała więcej informacji.
– Alice. My… nie możemy do tego dopuścić. Wiesz, czym się może skończyć “to”… Jest tylko jeden sposób, by nie dopuścić do dalszych tragedii. Znalazłem informacje, wiem, kim był Benslay. Ten budynek posiada wciąż rosnące libido, bez tego faceta wszyscy zginiemy. Chyba(tu nie powinno być raczej przecinika) że uda nam się razem coś na to poradzić.
Pogrubiłem miejsca, gdzie według mnie brakuje przecinka, chociaż mogę się mylić.
Dyżurny pozdrawia :)
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Cześć GreasySmooth!
Dzięki za przeczytanie i wypisanie kilku rzeczy. Część wymienionych przykładów poprawiłem, bo w moim odczuciu bezwzględnie wymagały poprawki. Części jednak nie wprowadziłem, jeżeli np. zmieniłyby przekaz. Nie wiem czy “Niezłe!” dotyczy całości, czy zdania. Ale pozostaje mi podziękować :)
Cześć Młody pisarzu!
Wprowadziłem zagubione przecinki, chociaż z tym trzecim nie mam pewności. Ponoć przysługuje mi tutaj dowolność.
Spodziewałem się znaleźć tutaj sporo absurdu i faktycznie sporo absurdu znalazłem.
Staram się tagować opowiadania najlepiej jak umiem (a nawet nadawać tytuły) ;)
Dzięki za lekturę.
Artystom więcej, szybko!
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Cześć Anet, dzięki za wizytę :)
Artystom więcej, szybko!