
“Każdemu wolno kochać, to miłości słodkie prawo” Emanuel Schlechter
Dziękuję betującym za pomoc.
“Każdemu wolno kochać, to miłości słodkie prawo” Emanuel Schlechter
Dziękuję betującym za pomoc.
Zakład sukien balowych „Dobra Wróżka” oraz pracownia masek i wachlarzy „Brokatowy Sen” mieściły się w niewielkim, błękitnym domku przy ulicy Kruczej. Nikt w Srebrnogrodzie nie wiedział na pewno, czy Malwina Nitka i Matylda Cekin były, jak same twierdziły, siostrami. Wszyscy jednak zgodnie przyznawali, że miały doskonały pomysł na umieszczenie swoich zakładów tuż obok siebie. Malwina polecała klientkom Matyldę, a pani Cekin panią Nitkę, dzięki czemu obie prosperowały doskonale.
Stabilny interes zachwiał się, kiedy przed dwudziestu laty na miasto napadła banda podłych zbirów. Siostry obawiały się nawet, że ich warsztaty upadną, ale zbóje osiedli, złagodnieli, a ich żony zapragnęły sukien i wachlarzy.
***
Miesiąc po winobraniu rozgorączkowana Malwina Nitka odebrała na zapleczu dostawę atłasu z Melozji, różnobarwnych koronek i cieniutkiego jak mgła oxaldzkiego batystu. Z dumą patrzyła, jak bele cennych materiałów zapełniają półki składziku.
Zaaferowana wróciła do saloniku, gdzie z dumą obwieściła zgromadzonym damom:
– Jest wszystko, czego nam potrzeba! Będą najpiękniejsze gipiury! Mam też muślin na angażanty!
Odpowiedzią były ochy i achy, oraz subtelne oklaski.
Malwina zerknęła na klientki, uniosła brew, ale nie odezwała się ani słowem. Jej zadaniem było strojenie pań, ewentualnie dyskretne korygowanie ich sylwetek, ale na pewno nie ocenianie. Kazała służce podać orzeszki i fermentowany sok z kaktusa oxio i uśmiechnięta wzięła się do pracy.
Do zakładu wpadła podekscytowana Matylda, która przed momentem również odebrała zamówione materiały na maski i wachlarze.
– Aż trzy damy?! – Bez skrępowania wyraziła zdziwienie. – A na południe zapowiedziała się pani Gwarkowa z córkami i siostry Mysikrólik. Trzeba nam się będzie uwijać jak w ukropie.
– Królewski bal rządzi się własnymi prawami! – Siostra upomniała ją z uśmiechem. – Nasze damy przybyły dzisiejszym dyliżansem z Portu Białej Gwiazdy.
– Panie przybyły na bal?! – zdumiała się teatralnie.
– To dla nas szansa na całkiem nowe życie! – krzyknęła z promiennym uśmiechem posągowa brunetka. W jej intensywnie błękitnych oczach pojawiły się łzy, lecz nim siostry zdążyły spojrzeć na siebie porozumiewawczo, zmieniły się w iskierki radości.
Czujnym oczom krawcowej nie umknął fakt, że atłasowy płaszcz czarnulki był nowy i bardzo drogi, za to sukienka pocerowana i poplamiona, choć kiedyś pewnie równie kosztowna.
– Cieszymy się, że zaproszenie dotarło również w nasze strony – dodała z godnością krąglutka, odziana w czerń dama z twarzą otoczoną aureolą płomiennie rudych loków. A potem półgłosem dodała: – Nie, nie wrócę! Nudzisz, a sam powinieneś wiedzieć, że to nie moja wina!
Po czym rozejrzawszy się spłoszonym wzrokiem po zgromadzonych paniach, przeprosiła i wybiegła do ogrodu.
– Jakiś kłopot? – spytała Matylda z ciepłym, profesjonalnym uśmiechem, gestem zachęcając służkę do ponownego napełnienia kieliszków.
Damy poruszyły się niespokojnie na krzesełkach, poprawiając bezwiednie suknie i rękawiczki.
– My… – odparła z wahaniem brunetka – nie znamy się zbyt dobrze. Spotkałyśmy się już w drodze. Każda z nas chce zmienić coś w życiu i to nas połączyło.
– No, ale… – Matylda szukała słów. – Tylko jedna z was zostanie żoną księcia Wilhelma. To nie powinno sprzyjać…
Dziewczęta roześmiały się beztrosko.
– W zaproszeniu znalazłyśmy niezwykle krzepiącą informację – odezwała się barytonem najwyższa i najpotężniejsza z przybyłych, która w wąskiej, podróżnej sukni bez sukcesu usiłowała zasymulować damskie krągłości. – Król nie tylko szuka kandydatki na żonę dla swojego następcy. Na balu każdy może znaleźć wybranka lub wybrankę! Z nas tylko Nastazja jest prawdziwą księżniczką – mruknęła jakby zawstydzona. Potem poderwała się, podbiegła do Matyldy i szepnęła jej do ucha: – Wstydzi się o tym mówić, ale ponad rok mieszkała w leśnym obozowisku z gnomami, przez co straciła szansę na dobre zamążpójście. Oj! Nie rób takiej miny, kochana! – krzyknęła do spłonionej towarzyszki. – Ja pracowałem, tfu pracowałam w branży rozrywkowej – wyznała, przyjmując kuszącą pozę i kolejny raz poprawiając przesuwającą się pod pachę pierś. – Byłam znana jako Duża Carmen.
– Carmen?! – krzyknęła zaskoczona Malwina, ale od razu się zreflektowała i dodała szybko: – Złociste loki, jasna cera, piegi i zielonkawe oczy, skąd takie imię?!
– Od dziecka wydawało mi się najpiękniejsze – wyznała dama, spuszczając skromnie błękitne oczęta.
– A co z Lilią?
– Cóż, ona niewiele mówi o sobie…
– Chyba że do siebie – zachichotała Nastazja.
– Jest wdową i czasami rozmawia ze swoim mężem – szepnęła Carmen – mnie to przeraża.
– Wybaczcie, że zapytam – wtrąciła rzeczowo Malwina Nitka – jesteście miłymi dziewczętami… – Posłała uśmiech zwłaszcza w stronę Carmen. – Ale czy macie czym zapłacić za nasze usługi?
– Spokojnie – zadudniła Carmen. – Nastazja ma worki ze złotem i klejnotami, ja mieszek z oszczędnościami, a Lilia tajemniczą skrzynkę.
Zawołały Lilię do środka. Malwina skrupulatnie przeliczyła zapłatę za trzy suknie, wachlarze i maski, schowała to wszystko do skrytki na zapleczu. Po chwili wróciła, cała w uśmiechach.
– Cudownie. Jako pierwszą poproszę pannę Nastazję. Mam śliczny błękitny, broszowany bielą atłas, do tego biały bawecik. Będziesz, moje słodkie dziecko, wyglądać uroczo i skromnie.
– Nikomu do głowy nie wpadną gnomy i szalone imprezy z kilofami – zachichotała Lilia. – Spuścimy na to wszystko tiulową zasłonę… – dodała, widząc wzrok księżniczki.
Gdy Malwina obskakiwała pierwszą klientkę, jej siostra zagadnęła:
– Skoro miłe panie korzystają już z naszych usług, może wspomnimy w kilku słowach o władcy Srebrnogrodu…
– Przestań się bawić w politykę! – wysepleniła jej siostra, trzymając wargami liczne szpilki.
– Młody książę Wilhelm to układny młodzieniec, ale musicie wiedzieć, młode panie, że jego ojciec, nasz król Obwieś Topór pierwszy tego imienia, podbił miasto dwadzieścia lat temu, z bandą podobnych sobie… rycerzy. Zdobył olbrzymi majątek, ale nie ogładę. Do tego, po śmierci szlachetnej królowej Brygidy, poślubił już pięć dam.
– Naraz?! – wykrzyknęła Lilia, zrywając się na równe nogi, a jej dekolt i policzki pokryły się rumieńcem.
– Kolejno, ale wszystkie skończyły smutnie… Więc raczej, nasze miłe, schodźcie z oczu królowi.
– Oni zawsze chcą nami rządzić, jakbyśmy nie miały własnego rozumu – warknęła Lilia, siadając z impetem na krześle. – Poproszę suknię o barwie fiołków – rzuciła rozkazującym tonem do krawcowej. A potem niespodziewanie syknęła gniewnie: – Właśnie, że fiołkową! To mój ulubiony kolor, a tobie nic do tego!
– Lilio, a z kim ty ciągle rozmawiasz? – Nie wytrzymała Carmen.
– Z Leonardem, moim mężem.
– Czemu przyjechałaś na bal maskowy dla panien, skoro masz męża?!
– Nie mam męża! – mruknęła przez zaciśnięte zęby, wściekle szarpiąc trzymaną chusteczkę.
– A Leonard?
– On nie żyje. Zaszkodziła mu ryba.
Malwina zbladła. Kiedy brała miarę, drżały jej dłonie. Za to Lilia zachowywała się poprawnie. Sięgnęła do miseczki po kilka prażonych orzechów i posłusznie stała na krzesełku.
– Do fiołkowej sukni proponuję śmietankową szarfę i angażanty…
– Doskonale – westchnęła zadowolona Lilia. – Chciałabym mieć jasną maskę. Mogę być króliczkiem albo kotem… Niech się kojarzy z czymś milutkim i grzecznym!
– Jak tylko moja siostra skończy brać miarę, zapraszam do siebie. – Matylda gestem wskazała drzwi.
Ostatnia do przymiarki poszła Carmen.
– Ale czemu proponuje mi pani tkaninę bizarre, a nie gładką? I po co mi ten kolaret?
– To bardzo elegancki dodatek, poza tym osłoni szyję. A bizzarre jest pełna egzotyki i siły!
– A co jest złego w mojej szyi? – zadudniła Carmen. – Przecież jest szczupła i długa!
– Wystająca grdyka może się nie podobać kawalerom – szepnęła dyskretnie Malwina.
***
Zamówiwszy stroje, damy udały się do poleconej w pracowni krawieckiej oberży Pod Modrym Trzewiczkiem.
Miejsce zrobiło na nich dobre wrażenie. Malowane okiennice zapraszały do środka a kuliste krzewy róży dodawały oberży elegancji.
– Dzień dobry. Potrzebujemy wieczerzy i noclegu – zakomunikowała wyniosłym głosem Lilia.
Drobna blondynka, myjąca na kolanach podłogę, dmuchnęła w opadający na twarz niesforny kosmyk i odparła:
– Został nam ostatni wolny pokój, od strony ogrodu. Jest cichy, czysty i wygodny. Jeśli paniom odpowiada, to zaniosę bagaże. Zostaną panie do balu?
– Albo kilka dni dłużej – pisnęła wysoko Carmen.
– Mam na imię Krysia i jakby czego było potrzeba, proszę mnie wołać. Teraz mogą panie skorzystać z miski i wody. – Wskazała ręką. – Kiedy uporam się z bagażami, to podam posiłek.
Odświeżyły się kolejno, a potem zajęły miejsce w niewielkim alkierzyku i ze współczuciem patrzyły, jak niewysoka dziewczyna wpycha i wciąga po schodach ciężkie kufry.
W oberży nie było zbyt wielu klientów. Przy długim stole na samym środku biesiadowało ośmiu wojaków, w drugim alkierzu dwóch kupców dokonywało transakcji, czemu towarzyszyły szepty i dzwonienie metalu. Przy okrągłym zielonym stoliku siedziały dwie pulchne blondynki, które pogryzały orzechy, chichotały i zerkały spod oka na pozostałych gości.
Po kwadransie blondynka zjawiła się na dole i spytała:
– Pewnie panie głodne? Dzisiaj mogę zaproponować polewkę z cebuli i pieczonego kapłona.
– Poprosimy, a do tego dzbanek jabłecznika i jakieś ciasto – zdecydowała za pozostałe Lilia.
– Mam ciasto z dyni.
– Nam też daj ciasta! – rozkazała jedna z dziewcząt zza zielonego stolika. – Tylko szybko!
Zupa była smaczna, a kapłon miękki i do tego miał przypieczoną, chrupiącą skórkę. Zadowolone damy zjadły wszystko do ostatniego okruszka. Po wypiciu jabłecznika zrobiły się rumiane i gadatliwe.
– Nie wiem, czy dam radę zjeść jeszcze to – sapnęła Nastazja, kiedy dziewczyna zjawiła się z deską, na której leżały kawałki pomarańczowego ciasta, obficie posypanego brązowym cukrem i cynamonem.
– Sama upiekłaś? – spytała, zajadając się, Lilia.
– Ugotowałam i upiekłam wszystko, co tu podajemy – odparła dziewczyna z nieskrywaną dumą – ale ciasto dyniowe lubię robić najbardziej. Mamy jej w tym roku pod dostatkiem, a usłyszałam kiedyś przepowiednię, że dynia zmieni mój los… – westchnęła.
Zmęczone emocjonującym dniem damy udały się na spoczynek. Jedynie Lilia wyszła na mały ganek i do północy kłóciła się z byłym mężem.
***
– Trzeba zachować czujność – szepnęła teatralnie Lilia, gdy zeszły na śniadanie. Damy nie od razu zareagowały, bo z początku myślały, że nie mówi do nich. – Nie uwierzycie, co widziałam w nocy! Nasza kuchareczka spotkała się z kochankiem! Całowali się i wyznawali sobie uczucie. Pomyślałam sobie: „No proszę, taka cichutka, pokorniutka, a w nocy wyłazi z niej niezłe ziółko!”
Umilkła na chwilę, bo Krysia przyniosła im bułeczki, miód i gotowane jajka, choć wyglądała, jakby miała się udławić z emocji. Gdy służąca zajęła się zamiataniem, Lilia kontynuowała przejęta.
– Tuż przed bardzo długim i czułym rozstaniem… – Lilia wywróciła oczami. – Zapytała go, czy poślubi pannę, którą ojciec wybierze mu na balu!
– Krysia spotkała się z księciem?! – Nastazja rozdziawiła usta.
– Widzisz! Taki kocmołuch!
– To straszne, że kochają się, a nie mogą być razem! – westchnęła Carmen załamując duże dłonie.
– Aleś ty głupia! Po co nam konkurencja?! Chyba lepiej, żeby księcia poślubiła jedna z nas! Oczywiście, że planuję wyjść za mąż! – dodała Lilia, już nie do kobiet. – Tak, tak! Jeszcze nie ostygłeś! – przedrzeźniała. – Nigdy nie byłeś zbyt gorący! I co z tego, że przy nich! A komuż to one powtórzą – wrzasnęła, i trzaskając drzwiami, wyszła do ogrodu.
– Wiesz, Carmen – westchnęła Nastazja – nie chciałabym wyjść za młodzieńca, który kocha inną!
– Czuję to samo – wyznała Carmen. – Takie historie chwytają mnie za serce. – Przyłożyła do płaskiej piersi pokrytą piegami dłoń. – Może pomożemy troszkę zakochanym?
– Tak, ale nie zdradzajmy tego lepiej Lilii.
***
W przeddzień balu suknie były gotowe, a damy odpoczywały w swoim pokoju.
– Gdzie się podziewa ta dziewucha?! – złościła się Lilia. – Mają rację gospodyni i jej córki, że jest leniwa i płocha. Miała przynieść nam bulion z gołąbków. Nic tak nie odświeża cery jak lekki rosołek! Oj, chyba będę musiała iść do gospodyni i opowiedzieć o pewnych sprawkach!
W końcu zerwała się i, burcząc gniewnie, zeszła na dół. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Krysia dygnęła w progu i głośno wydeklamowała:
– Panna Lilia prosi panienki na posiłek. – A potem dodała szeptem: – Dosypała czegoś do zupy, a teraz stoi przy pompie i kłóci się z kimś niewidzialnym!
– Co mówi?
– Że sam sobie zasłużył i że to wcale nieprawda, że nie był pierwszy… Boję się jej!
– My też – odpowiedziały zgodnie.
Kto nigdy nie symulował jedzenia zupy, ten nie wie, jak trudno było Carmen i Nastazji udawać, że ufnie pałaszują posiłek. Dziewczęta pogryzały chleb, kilkakrotnie wychodziły za potrzebą, a nawet użyły kapelusza pewnego jegomościa jako pojemnika na zupę. Ponieważ miały dobre serduszka, nie chciały nakarmić polewką psa.
Kiedy wieczorem udawały się na spoczynek, ustaliły, że będą czuwać na zmianę. Zaprzyjaźniona z nimi Krysia obiecała spędzić noc pod drzwiami.
Kolejnego ranka Nastazja i Carmen pozostały w łóżkach, skarżąc się na mdłości. A zadowolona Lilia pobiegła kupić sobie nowe trzewiczki i bukiecik.
Jednak wieczorem do powozu zaprzężonego w cztery jabłkowite wałachy wsiadły aż cztery wystrojone, wyczesane i zamaskowane damy.
Ta w sukni o barwie fiołków, z włosami ukrytymi pod złocistą peruką, spojrzała na towarzyszki gniewnie i spytała zaczepnie:
– Ryżawa blondynka z wąsikiem i barami jak huzar to pewnie Carmen, czarnulka w anielskim błękicie, podkreślającym fałszywą niewinność to Nastazja, ale kim jest dama w sukni o barwie pomarańczy?
– To nasza kuzynka – odparła szybko Carmen.
– Wspólna? Ledwie się znacie!
– To kuzynka Carmen. Pochodzi z daleka i właśnie dzisiaj przyjechała.
– Czy mogę zobaczyć twarz młodej damy?
– Nie, to bal maskowy. Od tej chwili nasza tożsamość jest tajemnicą! – ucięła Carmen.
Lilia nadąsała się, jak podczas rozmów ze zmarłym mężem, i w milczeniu ruszyły na bal.
***
Tnimord Maczuga – dowódca straży, Bard Strzała – królewski kanclerz i Wilhelm – następca tronu siedzieli na blankach nad bramą i zerkali na powozy zajeżdżające na dziedziniec, a zwłaszcza na wysiadające z nich damy.
– Popatrz tylko na tę blondynę w zielonej sukni! – sapnął z zachwytem Tnimord. – Taka by mi się podobała. Bialutka i krąglutka jak słodka bułeczka!
– No, ale król Obwieś Topór, nasz umiłowany władca, wyraźnie powiedział, że pierwszy wybiera Wiluś, a potem sam król.
– Mnie się wydaje, że Wiluś to jest tak zainteresowany damami jak ty, Bardzie. Może on też gustuje w smukłych paziach.
– Goń w chaszcze, plugawcze! – Strzała, jak zawsze kiedy był wzburzony, mówił wierszem. Patrzył wściekle, chwytając równocześnie rękojeść miecza.
– Nie kłóćcie się i dajcie popatrzeć! – uspokajał ich Wilhelm. – Krysia przekazała mi wiadomość, że będzie na balu w pomarańczowej sukni. Muszę ją tylko wypatrzyć w tłumie!
– Co to za Krysia?! – spytał niewprowadzony w sprawę Tnimord. – O, popatrzcie, przyjechała madame Gorące Wargi ze swoimi dziewczętami! Oj, będzie z czego wybierać! – krzyknął podekscytowany. – To, co to za Kryśka?
– Córka pani Popiołek, właścicielki sklepów i tej eleganckiej karczmy nieopodal Północnej Bramy.
– Ta, której stara coś nie lubi i każe jej harować w karczmie jak kocmołuchowi ze wsi? Też sobie wybrałeś! – fuknął zniesmaczony.
– Miła dziewczyna i pracowita – mruknął Bard Strzała. – Nie przejmuj się, że matka jej nie znosi. Mnie ojciec sprzedał Obwiesiowi… Denerwowało go to, że umiałem pisać i liczyć.
– Chodźcie na bal, bo najlepsze kęski nam wybiorą. Coś czuję, że tam czeka na mnie miłość!
***
Komnata audiencyjna, w której rozpoczynał się bal, wyglądała niezwykle bogato.
Przedstawiciele dawnej arystokracji pewnie nazwaliby to nowobogackim przepychem, ale akurat nie było ich już w mieście.
Olbrzymie kryształowe żyrandole zwisały na grubych szczerozłotych łańcuchach. Ściany pokrywały jedwabne opony, a zastawę wykonano ze srebra. Stoły uginały się pod ciężarem pieczonych pawi, dropi, dzików i jeleni. Był nawet faszerowany kaszalot, ale nikt nie kwapił się do konsumpcji.
Kiedy Wilhelm i Bard weszli, siedzący na tronie król Obwieś burknął:
– Gdzie się włóczycie?! Patrzcie, ile się tego naszło. Małe, duże, dupiate i wiotkie. Nie wiadomo, co wybierać – westchnął rozmarzony.
– Pamiętaj królu, choć to niesłychane, że możesz wybrać tylko jedną damę! – podkreślił Bard, z lekkim ukłonem.
Byli od lat druhami, a Strzała pełnił rolę doradcy, kanclerza, a nawet nauczyciela młodego Wilhelma. Jednak doradca doskonale pamiętał, jak wściekł się król, kiedy otrzymał odpowiedzi na propozycje matrymonialne wysłane do kilku ościennych królestw.
Przy plugawym knurze jeszcze rechotał, ale kiedy usłyszał, że w Sebrze godniejszych wieszają, złapał swój słynny topór i rozpłatał nim posłańca i dwóch pechowych pachołków.
Jednak tego dnia królowi dopisywał doskonały humor:
– A gdybym tak szybciutko poślubił jedną damę, zabrał do łożnicy, a nad ranem wrócił po drugą? Różne mroczne sprawki mogą wyjść w czasie nocy poślubnej…
– To by zrobiło bardzo złe wrażenie…
– Dobra – sapnął z rezygnacją Obwieś – wybiorę jedną, a bal można powtórzyć nawet i za rok.
Bard ukłonił się, wyszedł na środek sali i obwieścił gromkim głosem:
– Nasz umiłowany władca król Obwieś, pierwszy tego imienia, zaprosił wszystkich tu zgromadzonych na bal. Podstawowym celem zgromadzenia jest wybór małżonki dla naszego ukochanego następcy tronu – wskazał dłonią jasnowłosego, przystojnego księcia Wilhelma, który ignorując go, rozglądał się bacznie po sali.
Liczne damy westchnęły głośno, a Bard Strzała kontynuował:
– Damę serca może wybrać również sam król, jako wdowiec oraz licznie zgromadzeni dworzanie i rycerze. Każdej parze, która połączy się na balu, król podaruje dziesięć złotych dukatów.
Na wzmiankę o nagrodzie wszystkie dziewczęta madame Gorące Wargi ujęły pod ramię mężczyzn. Te, które nie znalazły chętnych urodziwych młodzieńców, wlekły przed królewskie oblicze zażywnych panów z brzuszkami czy łysiną byle tylko odebrać należną zapłatę.
Orkiestra zagrała, a uszczęśliwiony książę Wilhelm poprowadził do tańca tajemniczą blond piękność w pomarańczowej sukni.
Zapobiegliwa Lilia kazała Nastazji trzymać się tuż obok. Wiedziała już, że następca tronu wymknął się jej z rąk, ale wciąż liczyła, że nimb szlachetności roztaczany przez prawdziwą księżniczkę przywabi do nich kogoś wartościowego.
Wreszcie zagadnęli do nich dwaj z trzech braci, którzy kilka lat wcześniej ruszyli ze swego zamku w świat, w pogoni za strzałami, przygodami i sensem życia. Jeden nazywał się Ludomir, a drugi Ludwig. Nie wiadomo, co udało im się zdobyć, ale wyjawili dziewczętom, że trzeci brat Lubomysł niestety jakiś czas wcześniej dogonił smoka.
Dziewczęta i książęta przypadli sobie do gustu. Wspólnie tańczyli, delektowali się smakołykami i wznosili toasty. Znajomość rozwijała się świetnie, dopóki Lilia nie rozpoczęła burzliwej dyskusji z mężem.
Podczas krótkiej przerwy w tańcach Nastazja odnalazła na tarasie Krysię i Carmen.
– Wyjeżdżam z Ludwigiem do jego zamku – szepnęła wzruszona. – Kazał już dla nas siodłać konie.
– A ja przyjęłam oświadczyny Wilhelma. Pamiętajcie, że zawsze będziecie miłymi gośćmi na zamku, choć pewnie nie będę już dla was gotować – zachichotała Krysia.
– Mnie chyba miłość nie jest pisana, ale co się wytańczyłam, to moje – westchnęła Carmen, ogryzając z wdziękiem przepiórkę.
Dziewczęta ucałowały się czule. Krysia i Carmen długo machały chusteczkami odjeżdżającej parze.
– Pójdę jeszcze coś podjeść – mruknęła Carmen. – Wiem, że zajadam rozczarowania, ale to mi pomaga.
– Idź, ja jeszcze chwilę zostanę. W sali jest gorąco, a noc taka piękna… – westchnęła rozmarzona Krysia.
Patrzyła na gwiazdy, gdy poczuła, że ktoś się zbliża. Nim zdążyła się odwrócić, poczuła ukłucie i usłyszała:
– Będziesz spać, kuchto!
Zakręciło się jej w głowie i upadła w czyjeś ramiona. Obudziła się za krzakami róż w samej bieliźnie.
Wszystko przepadło – pomyślała zrozpaczona.
W tej sytuacji nie mogła nawet wstać by wezwać pomoc. Siedziała na trawie, patrząc szklistym wzrokiem na rozświetlone okna pałacu.
Nagle podeszły do niej dwie korpulentne postacie w kwiecistych sukniach i strojnych maskach z piórami.
– Moje dziecko, co za nieszczęście! Jak możemy ci pomóc?! – krzyknęła Malwina.
– Nie wiem co się stało – płakała Krysia. – Straciłam oddech, a potem obudziłam się odarta z sukien!
– Całe szczęście, że zawsze przychodzimy popatrzeć, jak wyglądają nasze dzieła! – mruknęła Matylda. – Patrzcie, tam jest Carmen! Carmen, złociutka! Zejdź tutaj! – krzyknęła.
Carmen przybiegła bez zwłoki.
– Któż był tak podły?! – spytała blednąc, przez co piegi zalśniły wyraźniej.
– Nie wiem! – po twarzy Krysi płynęły łzy.
– My wiemy! To była wasza towarzyszka, panna Lilia, ta z niewidzialnym mężem! Miała ze sobą wrzeciono.
– Wszystkie moje marzenia przepadły!
– Może nie – odparła Matylda. – Czy Carmen okaże wspaniałomyślność i dobre serce? – spytała i wyciągnęła zza paska różdżkę.
Niedługo później do księcia, prowadzącego właśnie przed oblicze króla Obwiesia damę w pomarańczowej sukni i złocistej peruce, podeszła inna panna, odziana w szmaragdowo-żółtą, lśniącą tkaninę bizarre. Mimo że suknia była ciut zbyt wyzywająca, a może właśnie dlatego, książę zatrzymał się i popatrzył z uwagą. Jakby zobaczył coś znajomego albo jakby wróciło do niego piękne wspomnienie. Gdy dama dygnęła wdzięcznie i zdjęła maskę, książę bez wahania ujął jej dłoń i poprowadził wprost do ojca.
Porzucona na parkiecie Lilia zerwała maskę z twarzy i deptała ją wrzeszcząc przeraźliwie.
– Co za temperament! – mlasnął poruszony król.
Po ceremonii prezentacji młodzi narzeczeni pobiegli uratować Carmen, ale tej nie było już w ogrodzie.
***
Biorąc w swoim zakładzie miarę na suknię, Malwina paplała podekscytowana:
– Kolejnego dnia rano, na zamkowym dziedzińcu ślub wzięło kilkudziesięciu rycerzy króla Obwiesia. Nawet Kanclerz Bard Strzała odnalazł wybrankę miłą swemu sercu. Była wysoka, miała złociste włosy, zielone oczy i nosiła egzotyczne imię Carmen. Podobno odkrył ją w ogrodzie, wśród kwiatów, jak leśną nimfę.
– Była w samej bieliźnie! – dodała, płoniąc się jej siostra. – A on okrył ją płaszczem i pocałował.
– Nie do wiary – krzyknęła klientka.
– Król dotrzymał słowa i pozwolił Wilhelmowi poślubić wybrankę, nawet kiedy już odkrył, kim była. Sam król Obwieś również wszedł w związek małżeński z piękną damą porzuconą przez jego syna. Ślicznotka poszła do ślubu, w swojej balowej, fiołkowej kreacji.
– Uszytej w moim zakładzie!
Dobre. Przeczytałem. Powodzenia. :)
Anonim dziękuje dyskretnym uśmiechem;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Witaj Anonimie!
Ależ się dzieje w tym Srebrnogrodzie! Za najmocniejszą stronę opowiadania zdecydowanie uważam barwne opisy i nie mniej barwne postaci (szczególnie nie-taka-do-końca-oswojona-z-tożsamością-Carmen).
Rozmowy (kłótnie) Lilii z duchem zmarłego męża to już w ogóle rewelacja :)
Trochę szkoda, że nie uśmierciłeś anonimie żadnego bohatera (a już Lilia za swoją zdradę na to zasługiwała), ale nawet pomimo tego karygodnego zaniedbania czytało mi się bardzo dobrze :)
Pozdrawiam, życzę powodzenia w konkursie i biegnę klikać ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Anonim kłania się, piórkami kapelusza zamiatając podłogę.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Opowieść delikatna, zgrabna i powabna, dużo przyjemnych opisów i charakterni bohaterowie, co bardzo cenię. Na poczet innych zalet tekstu należy zaliczyć nienachalny humor – rozbawiła mnie zwłaszcza wystająca grdyka oraz fakt, że konfliktów z eksami nie jest w stanie przerwać nawet śmierć. Świat tętni życiem, wypełniają go rozmaite detale i naprawdę miło było się w nim zanurzyć.
Oczekiwałem może trochę większego BUM na sam koniec, ale i tak jest satysfakcjonująco, z powodu losu, jaki spotyka Lilię, antybohaterkę opowieści :)
A do tego wszystkiego bardzo przyzwoite wykonanie.
Lecę w podskokach polecić do biblioteki.
Anonim domyślił się, że o, Amonie Ra bierzesz udział w tej zabawie.
Dziękuję i ruszam z nosem przy ziemi, jak ogar!;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Anonimie, przy pomocy zdolnej szwaczki i jej nie mniej zdolnej siostry, uszyłeś piękną balową historię, ozdobioną wszystkim, czego konkurs wymagał. A że opowiadając o perypetiach kandydatek na narzeczone wplotłeś w historię humor świetnej jakości, a nawet elementy pewnej bajki, tym smakowitszy okazał się efekt ostateczny.
Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym móc odwiedzić Bibliotekę. :)
Zakład sukien balowych „Dobra wróżka” oraz pracownia masek i wachlarzy „Brokatowy sen”… → Zakład sukien balowych „Dobra Wróżka” oraz pracownia masek i wachlarzy „Brokatowy Sen”…
– No, ale… Matylda szukała słów. → – No, ale… – Matylda szukała słów.
Brakło półpauzy oddzielającej wypowiedź od didaskaliów.
…straciła szanse na dobre zamążpójście. → Literówka.
No, chyba że straciła wiele szans.
Po chwili wróciła, cała perląc się w uśmiechach. → Można się perliście śmiać, ale nie można perlić się w uśmiechach.
…zdobył miasto dwadzieścia lat temu, z bandą podobnych sobie… rycerzy. Zdobył olbrzymi majątek… → Czy to celowe powtórzenie?
– Na raz?! – wykrzyknęła Lilia… → – Naraz?! – wykrzyknęła Lilia…
…zakomunikowała wyniosłym głosem Lilia . → Zbędna spacja przed kropką.
…dwóch kupców dokonywało transakcji, którym towarzyszyły szepty i dzwonienie metalu. → A może: …dwóch kupców dokonywało transakcji, czemu towarzyszyły szepty i dzwonienie metalu.
– ale ciasto dyniowe lubię robić najbardziej. → Wystarczy jedna spacja po półpauzie.
Pomyślałam sobie: „ No proszę, taka cichutka, pokorniutka, a w nocy wyłazi z niej niezłe ziółko!” → Zbędna spacja po otworzeniu cudzysłowu. Brak kropki na końcu zdania. Winno być: Pomyślałam sobie: „No proszę, taka cichutka, pokorniutka, a w nocy wyłazi z niej niezłe ziółko!”.
…westchnęła Carmen załamując swoje duże dłonie. → Zbędny zaimek – czy załamywałaby cudze dłonie.
Wystarczy: …westchnęła Carmen, załamując duże dłonie.
…zwłaszcza na wysiadające z nich damy . → Zbędna spacja przed kropką.
…kanclerz i… → Jedna spacja wystarczy.
– Mi się wydaje… → – Mnie się wydaje…
…chwytając równocześnie za głownię miecza. → …chwytając równocześnie głownię miecza.
– Pamiętaj królu, choć to nie słychane… → – Pamiętaj królu, choć to niesłychane…
…a nawet nauczyciela młodego Wiliama. → Kim jest młody Wiliam?
…wskazał dłonią na jasnowłosego, przystojnego księcia Wiliama… → Czy tu aby nie miało być: …wskazał dłonią jasnowłosego, przystojnego księcia Wilhelma…
Wskazujemy kogoś, nie na kogoś.
– Wybrankę serca może wybrać również… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: – Damę serca może wybrać również…
Znajomość rozwijała się świetnie, do momenty kiedy Lilia nie rozpoczęła burzliwej dyskusji z mężem. Dziewczęta spodobały się książętom. Znajomość rozwijała się świetnie, dokąd Lilia nie wdała się w dyskusję z mężem. → Literówka. Mam wrażenie, że coś się tutaj pomerdało. Pewnie miało być: Dziewczęta spodobały się książętom. Znajomość rozwijała się świetnie, dopóki Lilia nie wdała się w dyskusję z mężem.
– Mi chyba miłość nie jest pisana… → – Mnie chyba miłość nie jest pisana…
– Wiem, ze zajadam rozczarowania… → Literówka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
@Regulatorzy Anonim dziękuje za wizytę i miłą recenzję, oraz za bezcenną łapankę.
@Tarnino Ty tam byłaś?! No to wydało się, że jesteś słynną Matyldą Cekin, mistrzynią tworzenia masek i wachlarzy! To tutaj zostawić, czy do odgadywanek?;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Bardzo proszę, Anonimie. Cieszę się, że uznałeś kometarzyk za miły.
Daj znać, kiedy poprawisz usterki, a odwiedzę klikarnię. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Poprawione zostały niezwłocznie.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
W takim razie idę spełnić obietnicę. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bardzo dobry tekst. Lekki, zabawny, z wyrazistymi bohaterami, a właściwie bohaterkami. Relacja Lilia – jej zmarły mąż rewelacyjna. Do tego kilka ciekawych nawiązań do klasyki, a na końcu satysfakcjonujące zakończenie. Językowo też ok, czytało się bardzo płynnie.
Wzruszony Anonim dziękuje za klika i miłą recenzję.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Bardzo ciepłe opowiadanie. Takie fajne cozy fantasy. Na początku nie załapałem humoru i był jakiś taki zgrzyt, ale szybko się wciągnąłem i spędziłem miło czas. Oczywiście, że klikam.
Kto wie? >;
Miło anonimowi, że wciągnął i ogrzał czytelnika.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Tylko bez takich wycieczek proszę @cezary_cezary!
Carmen nie był najbrzydsza siostrą Kopciuszka. Był śliczny, tylko niebinarny!
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Droga Fink… Znaczy, drogi Anonimie!
Carmen nie był najbrzydsza siostrą Kopciuszka. Był śliczny, tylko niebinarny
Śliczny? On jest boski! Twarz to mu chyba Michał Anioł dłutem haratał ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
O, Książę ze bajki ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Witaj, Anonimie!
Uczucia po lekturze dość mieszane. Opowiadanie ma mocne strony (zróżnicowanie licznych i nietrywialnych kobiecych postaci, pomysłowy finał z połączeniem wszystkich w pary) i fantastyczne przebłyski (historia życia kanclerza i jego manieryzm słowny; brat, który dogonił smoka). Jednak na początku trudno się połapać w pięciu wprowadzonych naraz paniach, a chwilę potem pojawia się Krysia i zakończenie jest już w pełni czytelne – Lilia nie wyrasta na poważną przeciwniczkę, nawet po uśpieniu wybranki balonik napięcia zostaje przekłuty natychmiast. Oprócz tego aspektu rozrywki obyczajowej może brakować dodatkowej treści czy przesłania, dzięki któremu tekst zapadłby w pamięć na dłużej, ale to w znacznej mierze podyktowane wymogami konkursu, zresztą mogę czegoś nie dostrzegać.
Finklą to Ty raczej nie jesteś. Przyznać się do nieistniejącej bety – żaden kłopot, ale u Finkli obserwujemy znacznie większe nasycenie warstwy fantastycznej i zupełnie inny styl przedmów. Do tego musiałabyś w ramach maskarady drastycznie sobie pogorszyć interpunkcję, a to naprawdę nie jest łatwe do wykonania. I to rzeczywiście przeszkadzało mi w odbiorze opowiadania, więc teraz przegląd redakcyjny…
niewielkim, błękitnym domku
Takie połączenia przymiotników nierównorzędnych raczej bez przecinka, choć nie jest to ściśle błąd.
Bez krępacji wyraziła zdziwienie.
To ma odcień ironiczno-potoczny, więc tutaj raczej “bez skrępowania”.
– Królewski bal rządzi się własnymi prawami! – siostra upomniała ją z uśmiechem.
Najpierw “upomniała” albo wielką literą.
Po czym, rozejrzawszy się spłoszonym wzrokiem po zgromadzonych paniach, przeprosiła i wybiegła do ogrodu.
Na balu każdy może znaleźć wybranka, lub wybrankę!
Nieprawidłowy przecinek.
Nie rób takiej miny, kochana!
Przecinek przed wołaczem.
Ja pracowałem, tfu, pracowałam w branży rozrywkowej – wyznała, przyjmując kuszącą pozę i kolejny raz poprawiając, przesuwającą się pod pachę pierś.
Ostatni przecinek błędny. Imiesłów przymiotnikowy może (zwykle nie musi) być poprzedzony przecinkiem wtedy, gdy następuje po opisywanym nim rzeczowniku. Ostatecznie można potraktować jako wtrącenie i wydzielić przecinkami obustronnie, ale zwykle się tego nie robi.
W ogóle zastanowiłbym się nad tym fragmentem – gdzie indziej dość subtelnie pokazujesz, że Carmen jest prawdopodobnie transpłciowa, a tutaj walisz jak obuchem.
zielonkawe oczy i piegi
Dość niezdrowa cera – może daj “piegi” przed “zielonkawe”…
– Chyba, że do siebie – zachichotała Nastazja.
Spójników dwuwyrazowych nie dzielimy przecinkiem, nawet na początku zdania (gdzie występują tylko w mowie potocznej).
dodała, widząc wzrok księżniczki.
Imiesłów przysłówkowy co do zasady wymaga przecinka.
że jego ojciec, nasz król Obwieś Topór pierwszy tego imienia, podbił miasto dwadzieścia lat temu
Najlepiej dać przecinek przed “nasz” dla domknięcia wtrącenia.
Kiedy brała miarę, drżały jej dłonie.
Mogę być króliczkiem, albo kotem…
Bez przecinka.
Matylda szerokim gestem wskazała drzwi.
Obszernym?
tkaninę bizzarre
Raczej przez jedno “z”, z włoskiego byłoby chyba “bizzarro”.
poleconej w pracowni krawieckiej, oberży
Bez przecinka, jak poprzednio.
Miejsce zrobiło na nich dobre wrażenie. Malowane okiennice zapraszały do środka, a kuliste krzewy róży dodawały miejscu elegancji.
Powtórzone “miejsce”.
– Został nam ostatni wolny pokój, od strony gumna.
Obecność gumna w stołecznej oberży wydaje mi się mało prawdopodobna.
kiedy zjawiła się dziewczyna z deską
Jeśli mowa o wcześniej opisywanej dziewczynie (Krysi), to odwracamy szyk: kiedy dziewczyna zjawiła się z deską…
spytała, zajadając się, Lilia.
Osobiście wolałbym nie stawiać tych przecinków, ale formalnie obydwa są wymagane.
– Ugotowałam i upiekłam wszystko, co tu podajemy
odparła dziewczyna z nieskrywaną dumą – ale ciasto dyniowe lubię robić najbardziej. Mamy jej w tym roku pod dostatkiem, a usłyszałam kiedyś przepowiednię, że dynia zmieni mój los… – westchnęła dziewczyna.
Litości, trzeci raz na przestrzeni czterech zdań piszesz o Krysi “dziewczyna”!
Jedynie Lilia wyszła na mały ganek i do północy kłóciła się z byłym mężem.
Tu mi dopiero zaświtało, że jak gdyby nawiązujesz do zwidów lady Makbet.
– Nie uwierzycie, co widziałam w nocy!
Pomyślałam sobie: „ No proszę, taka cichutka, pokorniutka, a w nocy wyłazi z niej niezłe ziółko!”.
Bez spacji po cudzysłowie.
– Tuż przed bardzo długim i czułym rozstaniem… – Lilia wywróciła oczami. – Zapytała go, czy poślubi pannę, którą ojciec wybierze mu na balu!
Kontynuujesz rozpoczęte zdanie, chyba tak to najłatwiej zaznaczyć.
A komuż to one powtórzą – wrzasnęła i, trzaskając drzwiami, wyszła do ogrodu.
Niestety. Nie mam najlepszej opinii o obowiązujących przepisach interpunkcyjnych dla imiesłowów przysłówkowych, więc nie nalegam na tę zmianę.
Oj, chyba będę musiała iść do gospodyni
W końcu zerwała się i, burcząc gniewnie, zeszła na dół.
– Panna Lilia prosi panienki na posiłek. – A potem dodała szeptem: – Dosypała czegoś do zupy, a teraz stoi przy pompie i kłóci się z kimś niewidzialnym!
Ta w sukni o barwie fiołków, z włosami ukrytymi pod złocistą peruką, spojrzała na towarzyszki gniewnie
Traktowałbym jako wtrącenie, chyba że peruka ma szczególne znaczenie dla jakości spojrzenia.
– Ryżawa blondynka z wąsikiem i barami jak huzar(-,) to pewnie Carmen, czarnulka w anielskim błękicie, podkreślającym fałszywą niewinność, to Nastazja
“To” definicyjne nie bierze przecinka, ale przed tym drugim jest właśnie potrzebny jako domknięcie wtrącenia.
Lilia nadąsała się, jak podczas rozmów ze zmarłym mężem, i w milczeniu ruszyły na bal.
król Obwieś Topór, nasz umiłowany władca, wyraźnie powiedział
– Mnie się wydaje, że Wiluś to jest tak zainteresowany damami, jak ty, Bardzie.
Pierwszy przecinek proponowany, drugi (przed wołaczem) niezbędny.
Strzała, jak zawsze, kiedy był wzburzony, mówił wierszem.
– Co to za Krysia?! – spytał nie wprowadzony w sprawę Tnimord.
“Niewprowadzony” razem (kolejny przepis dotyczący imiesłowów, któremu jestem raczej przeciwny).
Przedstawiciele dawnej arystokracji pewnie nazwali by to nowobogackim przepychem
“By” razem z formami osobowymi czasowników.
Był nawet faszerowany kaszalot, ale nikt nie kwapił się do konsumpcji.
Rozmiar mi się nie zgadza – nie wyobrażam sobie upieczenia kaszalota w całości, nafaszerowania kaszalota ani też umieszczenia kaszalota w sali balowej.
Kiedy Wilhelm i Bard weszli, siedzący na tronie król Obwieś, burknął:
Bez drugiego przecinka – dzieliłby grupy podmiotu i orzeczenia – nie ma tutaj wtrącenia.
Patrzcie, ile się tego naszło.
Nie wiadomo, co wybierać
pełnił rolę doradcy, kanclerza, a nawet nauczyciela młodego Wilhelma. Jednak doradca doskonale pamiętał, jak wściekł się król
– Nasz umiłowany władca, król Obwieś pierwszy tego imienia, zaprosił wszystkich tu zgromadzonych na bal.
Dość niewyraźne wtrącenie i teoretycznie można pozostawić bez przecinków, ale to rzadki zabieg.
wskazał dłonią jasnowłosego, przystojnego księcia Wilhelma, który, ignorując go, rozglądał się bacznie po sali.
Jak wcześniej, osobiście nie jestem przekonany, ale podaję według zasad.
– Damę serca może wybrać również sam król, jako wdowiec, oraz licznie zgromadzeni dworzanie i rycerze.
zażywnych panów z brzuszkami(-,) czy łysiną, byle tylko odebrać należną zapłatę.
Nie wiadomo, co udało im się zdobyć, ale wyjawili dziewczętom, że trzeci brat Lubomisł niestety jakiś czas wcześniej dogonił smoka.
“Nie wiadomo co” bez przecinka znaczyłoby jako utarta fraza “coś niewyobrażalnego, olbrzymie skarby materialne lub duchowe”. Pewnie miał być Lubomysł?
– Mnie chyba miłość nie jest pisana, ale co się wytańczyłam, to moje – westchnęła Carmen, ogryzając z wdziękiem przepiórkę.
westchnęła rozmarzona Krysia.
Krysia poczuła, że ktoś się zbliża.
Powtórzenie.
– Będziesz spać, kuchto!
W tej sytuacji(-,) nie mogła nawet wstać, by wezwać pomoc.
Nagle podeszły do niej dwie, korpulentne postacie
Bez przecinka między liczebnikiem a przymiotnikiem.
– Nie wiem, co się stało – płakała Krysia. – Straciłam oddech, a potem obudziłam się odarta z odzienia!
Chyba nadmierna aliteracja, zwłaszcza że “bez ubrań” powinno być całkiem wystarczające jak na zrozpaczoną pomoc kuchenną.
zawsze przychodzimy popatrzeć, jak wyglądają nasze dzieła!
– Któż był tak podły?! – spytała, blednąc, a jej piegi zalśniły czerwienią.
Jak poprzednio…
– Nie wiem! – po twarzy Krysi płynęły łzy.
Niedługo później, do księcia
Przecinek zbędny.
Mimo, że suknia była ciut zbyt wyzywająca
Także zbędny (spójnik złożony).
Jakby zobaczył coś znajomego, albo jakby wróciło do niego piękne wspomnienie.
I znów bez przecinka.
Po ceremonii prezentacji, młodzi narzeczeni pobiegli uratować Carmen
Ponownie – okoliczniki na początku zdania nie wywołują przecinka.
Biorąc w swoim zakładzie miarę na suknię, Malwina paplała podekscytowana
– Była w samej bieliźnie! – dodała, płoniąc się, jej siostra.
nawet kiedy już odkrył, kim była.
Ślicznotka poszła do ślubu, w swojej balowej, fiołkowej kreacji.
Bez pierwszego przecinka, ponieważ “ślicznotka poszła do ślubu” nie jest tu samodzielną informacją, wiemy to już wcześniej.
Słowem podsumowania: po skorygowaniu błędów opowiadanie na pewno będzie zasłużenie biblioteczne, natomiast moim zdaniem pozostaje dość daleko od poziomu piórkowego. Pozdrawiam ślimaczo!
Cześć, Ambush!
Całkiem przyjemny tekst, choć nie powiem, żeby dużo się tam działo. Widać ogólnie taki charakterystyczny dla autorki styl pisania, lekki, z nieco pretekstową fabułą, dużą ilością dialogów i żarcików; podanych w takiej nieco plotkarskiej, ale leciutkiej narracji. I choć generalnie nie czuję się tego pisania targetem, to tym razem uważam go za dość ciekawą próbę:P
Z większych detali to mam wrażenie, że brakuje nieco suspensu na początku. Zasadniczo plan tekstu jest dobry – wprowadzasz bohaterki/damy, później Krysię i temat jej romansu, a od pojawienia się na balu dynamika tekstu prowadzi już do końca. Niemniej – są tam momenty, w których zasadniczo nie za bardzo widać co nas czeka, a tej ekscytacji w oczekiwaniu na bal nie widać tak bardzo. Może też zacząłbym POV od dam wybierających się na bal? Niepotrzebnie tak od razu ogniskujesz uwagę na krawcowej i maskowej, chociaż potem w tekście gdzieś odpływają.
Żart z Lilią i jej mężem wrzucany imho nieco za często – za którymś razem już nie ma tego komicznego elementu, bo nie dokładasz nic nowego, a ileż razy można się zaśmiać z tego samego. Pewnie też znajdą się osoby z lepszym wyczuciem co do tych spraw, ale Carmen puszczona w szeroki świat jeszcze by Cię naciągnęła na uwagi o body-shaming. Lepiej uważać w takich sprawach;)
No i tak jak mówiłem – fabuła taka prosta, choć po zastanowieniu nie przeszkadza to aż tak bardzo. Bohaterki są lekko zarysowane, sama historia trzyma się kupy, gdzieś mi świsnęła pokręcona interpunkcja, ale poza tym czyta się dobrze, a i ogólnie wisi w powietrzu wrażenie, że coś Ci zagrało z, nazwijmy to, esencją tekstu. Na decyzję w sprawie głosowania potrzeba mi czasu – pierwszy odruch każe być na nie, ale ponoć dobrze jest wyjść poza swoje preferencje, a tu czuję, że powinienem spokojnie to jeszcze przeanalizować;)
Tymczasem życzę powodzenia w konkursie.
EDIT:
Oprócz tego aspektu rozrywki obyczajowej może brakować dodatkowej treści czy przesłania, dzięki któremu tekst zapadłby w pamięć na dłużej, ale to w znacznej mierze podyktowane wymogami konkursu, zresztą mogę czegoś nie dostrzegać.
Zasadniczo tak, choć równocześnie tekst jest mocno sprofilowany pod określoną grupę odbiorców. Ja bym chętnie wysłuchał tu opinii kogoś mocniej zaczytującego się w a) romansach b) fantastyce cozy. Sam niestety mam małe doświadczenie:/
Слава Україні!
Przypominam o istnieniu wątku odgadywankowego: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/31325
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Wrzucone:P
Przy okazji jeszcze przypomniała mi się sprawa formalna – anonim powinien w prywatnej wiadomości zdradzić swoją tożsamość wybranej osoby z Loży do dziesiątego dnia miesiąca. Jest to warunek konieczny do poddania tekstu pod głosowanie.
Слава Україні!
A ja przypominam, że nie możecie wybrać ninedin ze względu na konflikt interesów ;)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
@Ślimaku dziękuję za łapankę.
W ogóle zastanowiłbym się nad tym fragmentem – gdzie indziej dość subtelnie pokazujesz, że Carmen jest prawdopodobnie transpłciowa, a tutaj walisz jak obuchem.
Może własna się jej przesuwała????
Był nawet faszerowany kaszalot, ale nikt nie kwapił się do konsumpcji.
Rozmiar mi się nie zgadza – nie wyobrażam sobie upieczenia kaszalota w całości, nafaszerowania kaszalota ani też umieszczenia kaszalota w sali balowej.
Po to mamy fantastykę, żeby go wepchać!????
@Golodh dzięki za wizytę i recenzję. Plotkarskie? Ależ skąd!
Równocześnie informuję, że loża została poinformowana odnośnie danych Anonima.
Anonim zrobił to również z powodów humanitarnych, żeby się Finkla nie gryzła, że jej się interpunkcja pogorszyła;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Sorry, Anonimowy Winnetou, ale będę na NIE.
I wszystko rozbiło się o za małe stężenie fantastyki. Właściwie to chyba tylko rozmowy Lilii z duchem męża. Owszem, przyjemne, humorystyczne, ale raczej bez wpływu na fabułę. Brzytwa Lema ino świsnęła, a potem zostały już tylko romansiki na balu i walki o dobrze sytuowanego faceta. Niechby chociaż ten zmarły chłop jej pomagał albo przeszkadzał w zdobywaniu następcy…
Po raz kolejny powtarzam, że bazująca na przepychankach damsko-męskich fabuła to nie jest coś, co Finkle lubią najbardziej.
Za to postacie ciekawe, dodanie do kopciuszkowego balu niebinarnej postaci wypadło IMO interesująco.
Formę antybajki lubię, więc nawiązania do Kopciuszka i Shreka (choć to może wynikać z portretu Carmen wklejonego w wątku ze zgadywankami) powitałam z przyjemnością.
Mnie też wydaje się, że zaczynanie od sióstr, które potem na długo przepadają, jest dość karkołomne konstrukcyjnie.
Aha, doceniam akronimowy tytuł.
Moja interpunkcja zawiadamia, iż ma się nieźle. ;-)
Babska logika rządzi!
Dzięki za wizytę Finklo. No ale jak nie ma fantastyki. książęta, wrzeciono, wróżki od sukien i masek, a nawet smok, a Ty mi tniesz brzytwą?! Tytuł poczuł się doceniony.
Chyba już kończę, bo chyba mam zaburzenia osobowości i nie wiem kim jestem;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Nie napisałam, że nie ma fantastyki, tylko że nie wytrzymuje brzytwy Lema. Czy gdyby suknie były uszyte przez absolutnie niemagiczne krawcowe – coś by się zmieniło?
Babska logika rządzi!
Fajnie się czytało, choć mi się trochę na początku panie myliły. Sporządziłam jednak listę i było git ;) Zaczynasz od krawcowej i jej siostry (nie mam pojęcia, jak nazwać jej zawód), które potem przepadają, by pojawić się na koniec, kiedy już są trochę zapomniane. Imo to dość ryzykowny zabieg. Same kobietki świetne, naprawdę Ci się udały, a kiedy pojawia się jeszcze Krysia, robi się naprawdę ciekawie. Podobało mi się, jak do bajki kopciuszkowej dorzuciłaś elementy Shreka. Druga strona, to znaczy władca, syn i całe zamkowe otoczenie też fajne. Choć trochę to wygląda tak, jakby wszystkie kobitki marzyły tylko o jednym – wyść bogato za mąż.
To czego mi trochę brakuje, to jakiegoś drugiego dna, czegoś, co sprawi, że opko będzie nie tylko do uśmiechnięcia się, ale zapadnie w pamięć. Bo bez tego po prostu szybko wyleci z głowy. Było fajne, podobało mi się, gdybyś jeszcze, Anonimie, potrzebował, kliknęłabym z bananem na twarzy, ale na piórko dla mnie ciut za mało.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Anonim incognito dziękuje za miłą recenzję.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cześć, Osobo Anonimowa!
Początek to wrzucenie na głęboką wodę morza postaci. Przebrnąłem i z czasem zaczęło się to klarować, choć i tak, jak na tak krótki tekst, mnogość postaci trochę przytłacza. Niektóre są tylko tłem, ale momentami (szczególnie w okolicach początku balu) zaczynałem się zastanawiać kto jest kim i czy czasem czegoś nie pomieszałem.
Jest tu poskładanych kilka bajek, ciekawie przekonstruowanych. Do tego klimat jest lekki i przyjemny. Humor nie przekracza żadnych granic. Może nie zaśmiałem się w głos przy lekturze, ale całość wprowadziła mnie w bardzo miły nastrój. Takie cozy fantasy.
No może tego fantasy mało, ale można to przeboleć.
Podobało mi się, jak poprowadzona jest intryga, choć nie jest też skomplikowana – ot, dostosowana do lekkiego tekstu.
Mam bardzo podobne odczuci do Irki – to jest bardzo przyjemna lektura do kawki, ale tak jak kawka, za jakiś czas niewiele z niej zostanie (tak ok. 14:00 będę już wzdychał do następnej). Myślę, że zapamiętam fakt, że było mnóstwo postaci i chłop przebrany za babę Carmen ;)
Pozdrówka i powodzenia w krokusie!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Anonimowość dziękuje za miłą recenzję, choć nieco foszy się w imieniu Carmen.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cześć!
Tekst humorem i płcią piękną stojący. Zgrabne, pomysłowe przedstawienie sytuacji politycznej, w której każda z bohaterek pragnie ugrać coś dla siebie. Mamy Carmena, idącą po trupach czarną wdowę, kopciuszka, pannę, co z gnomami hulała… Przekrój charakterów, który połączyła iście karnawałowa historia. A z drugiej strony mamy noworządzacych, którzy zdążyli zrzucić zbroje oraz siostry, których biznesy mogą rozkwitać.
Przyjemnie napisane, wyważone opowiadanie, czy antybajka? Może, ja na to raczej jak na baśń patrzę. Jeżeli czegoś mi tu zabrakło, to fantastyki, bo ta jedyni skrada się po krużgankach w tle, nie wychodzi na pierwszy plan. Ale mamy sporo bajkowych elementów, wykorzystanych w nieco odmienny sposób, przy czym wszystko jest spójne i świetnie do siebie pasuje.
Tyle póki co. Piórkowo musze się jeszcze trochę zastanowić, odezwę się jutro.
2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Anonim wielce jest rad @krarze85.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Po zastanowieniu będę na NIE. Tak jak doceniam pewne walory tekstu, tak na Piórko potrzeba jednak czegoś więcej.
Слава Україні!
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Fajnie, że wpadłaś Anet. (fajnie na licencji A.)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cześć Anonimie!
Spodobała mi się Twoja baśń, która zawierała w sobie garść motywów całkiem z innych opowieści znanych. Przeplatały się one bardzo zgrabnie i dostarczyły mi jako czytelnikowi sporo przyjemności i uśmiechu. Przypadło mi do gustu również zakończenie, gdzie właściwie każdy w jakiś sposób dostał to, czego chciał.
Mimo pozytywnych wrażeń z tekstu, w głosowaniu piórkowym byłam na NIE. Przeważyła o tym myśl, która już tu wybrzmiała – że to niekoniecznie tekst, który zapada w pamięci. Baśniowo przerysowani bohaterowie są zabawni, ale ciężko im wzbudzić w czytelniku duże emocje, a wiadomo, że te dobrze zakorzeniają tekst w głowie. Dodatkowo, na dwie “przewodnie” postaci wybrałeś siostry-nie siostry, które ze wszystkich bohaterów były chyba najmniej charakterystyczne i najmniej znaczące. Nie do końca rozumiem ich rolę w tej historii, poza tworzeniem klamry.
Chyba tyle mogę powiedzieć. :D Dziękuję za miłą lekturę i trzymam kciuki za kolejne teksty!
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
Dziękuję za miłą recenzję Verus.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Za krótki był ten karnawał
Bo wykonanie tekstu zdradza pośpiech. Duży pośpiech, zwłaszcza pod koniec, bo ogólnie wszystko trzyma się kupy, choć nie zawsze na pierwszy rzut oka. W końcówce (na balu) dwa zdania się podwoiły, co wyraźnie oznacza, że Kopciuszek pędził, co sił ;) kawałek za połową zaczyna się streszczanie, pojawia się też garść literówek, parę powtórzeń oraz kilka nieprzemyślanych rozwiązań (Ludwig i Ludomysł spadają z sufitu, byle Nastazja też miała szczęśliwe zakończenie, Malwina z Matyldą też wyskakują jak diabełek z pudełeczka, no i ten zwrot… sensowny, ale niedopracowany). Może kiedyś będzie dobrze dopieścić ten tekst? Taki, jaki jest, jest trochę… bez przekonania. W dialogach kilka razy zdarzają się nielogiczne przeskoki, nie są też zbyt naturalne – sporo w nich opowiadania sobie nawzajem o tym, co postacie już wiedzą. Specjalistyczne słownictwo (z dziedziny odzieżowej) może utrudniać odbiór.
Powtarzam, że choroba psychiczna (czy inna) nie jest śmieszna. Średnio śmieszny jest też facet w damskim przebraniu – ogólnie czytało się dość przyjemnie, ale bez szału.
W jednym zdaniu Carmen ma oczy „zielonkawe”, w następnym już błękitne – Benedict Cumberbatch, czy nieuwaga autora? Raz czy dwa Wilhelm zmienił się w Wiliama – nie używamy różnych form tego samego imienia w odniesieniu do jednej osoby. A swoją drogą – panny płacą wszystko Malwinie, a Matyldzie nic – nie wspominałeś, żeby to była spółka.
Konkretnych problemów językowych znalazłam sporo, nie wiem, które z nich są skutkiem pośpiechu. Szczególnie chodzi mi o dobór słów – zdarzają się takie mało fantastyczne, a poza tym: prosperować można tylko dobrze – nie ma sensu tego podkreślać, „spłoszony wzrok” to antropomorfizacja, nie rozglądamy się wzrokiem, tylko oczami. Zdanie: „wąskiej, podróżnej sukni bez sukcesu usiłowała zasymulować damskie krągłości” jest bardzo niezręczne – nie można symulować krągłości, bo one nie są stanem (https://wsjp.pl/haslo/podglad/38953/symulowac/5075482/chorobe); poza tym – chwilę później wspominasz o piersiach, czyli jakieś krągłości (choć sztuczne) są. Co to znaczy „perlić się w uśmiechach”? Trafiło się consecutio temporum – jeśli: „Czujnym oczom krawcowej nie umknął fakt, że”, to zdanie podrzędne musi być w czasie teraźniejszym. Nie można wyglądać skromnie, tylko na kogoś skromnego. Kończy się nie „smutnie”, a „smutno” i jak „mruknąć” przez zaciśnięte zęby? Czy Lilia aby nie warknęła? Piszczy się z zasady wysoko, a nie nisko. „Głownia” miecza to raczej ostrze, choć trafia się też sens „rękojeść” – ale bardziej jednoznaczna jest zawsze „głowica”.
Pamiętaj, że „nie” z imiesłowami przymiotnikowymi piszemy jak z przymiotnikami – łącznie: https://sjp.pwn.pl/zasady/Z-imieslowami-przymiotnikowymi;629516.html, a „jednak” wprowadza przeciwstawienie – wspomnienie królewskich wkurzeń nijak nie wyklucza tego, że Bard zna monarchę od lat.
Forma zdrobniała dostatecznie sugeruje mały rozmiar – nie trzeba dodawać, że alkierzyk jest niewielki, bo to już wiadomo. Poważny błąd, który już w konkursie widziałam: „ciasto dyniowe lubię robić najbardziej. Mamy jej w tym roku pod dostatkiem” – no, przepraszam: czego mamy pod dostatkiem? Ten zaimek nie odnosi się do niczego. Nie ma żadnego rzeczownika, do którego mógłby się odnosić. Poza tym nie trzeba podkreślać, że książę nie zwraca na coś uwagi (i to tym brzydactwem „ignorować”, fuj), skoro następne zdanie mówi, że zwracał baczną uwagę na coś innego. Fraza „ufnie pałaszują posiłek” jest bardzo dziwna.
Interpunkcja: zabrakło trochę przecinków, zwłaszcza między orzeczeniami i przed wołaczami, trafiły się też spacje wciśnięte przed kropkę; są też przecinki w miejscach całkiem przypadkowych (między podmiotem a orzeczeniem też), i parę błędów w zapisie dialogów (zob. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/). „Wybrankę serca może wybrać również sam król, jako wdowiec oraz licznie zgromadzeni dworzanie i rycerze” tu jest powtórzenie, ale co gorsza – brak przecinka sugeruje, że król jest dworzanami i rycerzami. Poza tym często dajesz jednosylabowce („się”, „nam”) na miejsca akcentowane – to źle brzmi.
Elementami dodatkowymi są maski i przebieranki, i jako niezbędne w fabule zyskują Ci piętnaście punktów. Plany są, choć niezbyt rozbudowane, ślub (żeby to jeden…) jest.
Tekst po masakrze przecinkowej, jak zwykle, do odbioru na priv.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dziękuję Tarnino za rzeź mojego opowiadania. ;)
Przyznaję, że wydawało mi się tak przyjazne i łatwe, że zostawiłam sobie na koniec no i z czasem było krucho.
Pisać, czy poprawki dostanę na priv?
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Na priv przesyłasz mi adres mailowy, a ja na ten adres przesyłam plik ze szczegółową masakrą
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Odnośnie szaleństwa Heleny, to ono nie jest jednoznaczne. Może zamordowany mąż nawiedzał ją czasami. Poza tym z tym nie śmianiem się z chorób, to jak dla mnie jest zbyt poprawne politycznie. Bo czasem choroba stwarza zabawne sytuacje.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Czasem stwarza, ale na to jest miejsce raczej w dłuższych tekstach.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hehe, wiedziałem, że to ty Ambush :))
Kto wie? >;
;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cześć @Ambush,
Z przyjemnością przeczytałem opowiadanie i bardzo mi się podobało! Szczególnie “lekki” język przypadł mi do gustu, mimo że na co dzień czytam raczej “cięższą” fantastykę.
Mam jedną prośbę, popraw proszę:
“– Goń w chaszcze, plugawcze! – Strzała, jak zawsze kiedy był wzburzony, mówił wierszem. Patrzył wściekle, chwytając równocześnie głownię miecza.”
Technicznie nie da się chwycić głowni miecza kiedy jest w pochwie, chwytamy zawsze za rękojeść.
Powinno być:
“– Goń w chaszcze, plugawcze! – Strzała, jak zawsze kiedy był wzburzony, mówił wierszem. Patrzył wściekle, chwytając równocześnie rękojeść miecza.”
lub
“– Goń w chaszcze, plugawcze! – Strzała, jak zawsze kiedy był wzburzony, mówił wierszem. Patrzył wściekle, kładąc dłoń na głowicy miecza.”
Głowica to ta kulka na końcu rękojeści stanowiąca przeciwwagę dla ostrza. W czasie walki możemy też głowicą przyłożyć przeciwnikowi. Ale kiedy miecz jest w pochwie jej nie chwytamy, bo i tak nie bylibyśmy w stanie dobyć broni (Miecz ma swoją wagę)
Jedyny przypadek kiedy chwytamy za głownię, to kiedy w czasie walki chcemy odbić szczególnie mocne cięcie. To technika tzw “Half-Swording”.
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Dzięki Piotrze, poprawione.
Miło mi, że mimo lekkości/błahości dało się czytać.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cześć, Ambush! Odgrzebuję tekst, bo połapałem się, że byłem tu w błędzie co do pewnego szczegółu wskazówek interpunkcyjnych:
A komuż to one powtórzą – wrzasnęła i, trzaskając drzwiami, wyszła do ogrodu.
Niestety. Nie mam najlepszej opinii o obowiązujących przepisach interpunkcyjnych dla imiesłowów przysłówkowych, więc nie nalegam na tę zmianę.
W końcu zerwała się i, burcząc gniewnie, zeszła na dół.
Jak widać, intuicja próbowała mi podszepnąć, żebym sprawdził, co naprawdę jest w zasadach. I według https://sjp.pwn.pl/zasady/367-90-B-4-Imieslow-zakonczony-na-ac-lszy-wszy;629779.html przecinka stawiać nie należy, czyli Twój oryginalny zapis był właściwy.
Dotychczas myślałem, że brak przecinka w zwrotach typu że napisawszy jest redukcyjny, to znaczy ściśle uzależniony od obecności przecinka lub mocniejszego znaku przed spójnikiem, a tu właśnie odkryłem, że przynajmniej zasady PWN uznają go za prawo uniwersalne dla wszystkich spójników.
Hmmm – ale czy to nie są wtrącenia?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Przycupnę i posłucham;)
Przy okazji, mam też nowsze opowiadania, zapraszam serdecznie;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Hmmm – ale czy to nie są wtrącenia?
Tak jak to widzę, możliwe są dwie interpretacje: da się traktować człon typu “burcząc gniewnie” jako wtrącenie albo jako równoważnik zdania współrzędnego. Stąd zapewne w załączonej przeze mnie regule punkt b) Wyjątek możemy uczynić tylko w wypadkach, gdy chcemy podkreślić, że (…) zdanie ma charakter wtrącony.
Zajrzałem jeszcze do dwóch solidnych źródeł, a każde trochę inaczej rozkłada akcenty. Jodłowski i Taszycki piszą: Istnieją autorzy, którzy (…) rygorystycznie stosują przecinek.
Według Przyłubskich reguła jest w pełni opcjonalna: Przecinek można skasować. Przy okazji zaznaczają, czego nigdy nie byłem do końca pewien, że połączonych spójników nie dzielimy przecinkiem, nawet gdy pierwszy należy do grupy “i-lub-ani”: Mówił krótko i kiedy skończył, usiadł.
Ha. Ciekawe…
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.