- Opowiadanie: Ambush - Miłość Albo Sekret Komnaty Audiencyjnej

Miłość Albo Sekret Komnaty Audiencyjnej

“Każ­de­mu wolno ko­chać, to mi­ło­ści słod­kie prawo” Ema­nu­el Schlech­ter

Dzię­ku­ję be­tu­ją­cym za pomoc.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Miłość Albo Sekret Komnaty Audiencyjnej

Za­kład su­kien ba­lo­wych „Dobra Wróż­ka” oraz pra­cow­nia masek i wa­chla­rzy „Bro­ka­to­wy Sen” mie­ści­ły się w nie­wiel­kim, błę­kit­nym domku przy ulicy Kru­czej. Nikt w Srebr­no­gro­dzie nie wie­dział na pewno, czy Mal­wi­na Nitka i Ma­tyl­da Cekin były, jak same twier­dzi­ły, sio­stra­mi. Wszy­scy jed­nak zgod­nie przy­zna­wa­li, że miały do­sko­na­ły po­mysł na umiesz­cze­nie swo­ich za­kła­dów tuż obok sie­bie. Mal­wi­na po­le­ca­ła klient­kom Ma­tyl­dę, a pani Cekin panią Nitkę, dzię­ki czemu obie pro­spe­ro­wa­ły do­sko­na­le.

Sta­bil­ny in­te­res za­chwiał się, kiedy przed dwu­dzie­stu laty na mia­sto na­pa­dła banda pod­łych zbi­rów. Sio­stry oba­wia­ły się nawet, że ich warsz­ta­ty upad­ną, ale zbóje osie­dli, zła­god­nie­li, a ich żony za­pra­gnę­ły su­kien i wa­chla­rzy.

 

***

Mie­siąc po wi­no­bra­niu roz­go­rącz­ko­wa­na Mal­wi­na Nitka ode­bra­ła na za­ple­czu do­sta­wę atła­su z Me­lo­zji, róż­no­barw­nych ko­ro­nek i cie­niut­kie­go jak mgła oxaldz­kie­go ba­ty­stu. Z dumą pa­trzy­ła, jak bele cen­nych ma­te­ria­łów za­peł­nia­ją półki skła­dzi­ku.

Za­afe­ro­wa­na wró­ci­ła do sa­lo­ni­ku, gdzie z dumą ob­wie­ści­ła zgro­ma­dzo­nym damom:

– Jest wszyst­ko, czego nam po­trze­ba! Będą naj­pięk­niej­sze gi­piu­ry! Mam też mu­ślin na an­ga­żan­ty!

Od­po­wie­dzią były ochy i achy, oraz sub­tel­ne okla­ski.

Mal­wi­na zer­k­nę­ła na klient­ki, unio­sła brew, ale nie ode­zwa­ła się ani sło­wem. Jej za­da­niem było stro­je­nie pań, ewen­tu­al­nie dys­kret­ne ko­ry­go­wa­nie ich syl­we­tek, ale na pewno nie oce­nia­nie. Ka­za­ła służ­ce podać orzesz­ki i fer­men­to­wa­ny sok z kak­tu­sa oxio i uśmiech­nię­ta wzię­ła się do pracy.

Do za­kła­du wpa­dła pod­eks­cy­to­wa­na Ma­tyl­da, która przed mo­men­tem rów­nież ode­bra­ła za­mó­wio­ne ma­te­ria­ły na maski i wa­chla­rze.

– Aż trzy damy?! – Bez skrępowania wy­ra­zi­ła zdzi­wie­nie. – A na po­łu­dnie za­po­wie­dzia­ła się pani Gwar­ko­wa z cór­ka­mi i sio­stry My­si­kró­lik. Trze­ba nam się bę­dzie uwi­jać jak w ukro­pie.

– Kró­lew­ski bal rzą­dzi się wła­sny­mi pra­wa­mi! – Sio­stra upo­mnia­ła ją z uśmie­chem. – Nasze damy przy­by­ły dzi­siej­szym dy­li­żan­sem z Portu Bia­łej Gwiaz­dy.

– Panie przy­by­ły na bal?! – zdu­mia­ła się te­atral­nie.

– To dla nas szan­sa na cał­kiem nowe życie! – krzyk­nę­ła z pro­mien­nym uśmie­chem po­są­go­wa bru­net­ka. W jej in­ten­syw­nie błę­kit­nych oczach po­ja­wi­ły się łzy, lecz nim sio­stry zdą­ży­ły spoj­rzeć na sie­bie po­ro­zu­mie­waw­czo, zmie­ni­ły się w iskier­ki ra­do­ści.

Czuj­nym oczom kraw­co­wej nie umknął fakt, że atła­so­wy płaszcz czar­nul­ki był nowy i bar­dzo drogi, za to su­kien­ka po­ce­ro­wa­na i po­pla­mio­na, choć kie­dyś pew­nie rów­nie kosz­tow­na.

– Cie­szy­my się, że za­pro­sze­nie do­tar­ło rów­nież w nasze stro­ny – do­da­ła z god­no­ścią krą­glut­ka, odzia­na w czerń dama z twa­rzą oto­czo­ną au­re­olą pło­mien­nie ru­dych loków. A potem pół­gło­sem do­da­ła: – Nie, nie wrócę! Nu­dzisz, a sam po­wi­nie­neś wie­dzieć, że to nie moja wina!

Po czym ro­zej­rzaw­szy się spło­szo­nym wzro­kiem po zgro­ma­dzo­nych pa­niach, prze­pro­si­ła i wy­bie­gła do ogro­du.

– Jakiś kło­pot? – spy­ta­ła Ma­tyl­da z cie­płym, pro­fe­sjo­nal­nym uśmie­chem, ge­stem za­chę­ca­jąc służ­kę do po­now­ne­go na­peł­nie­nia kie­lisz­ków.

Damy po­ru­szy­ły się nie­spo­koj­nie na krze­seł­kach, po­pra­wia­jąc bez­wied­nie suk­nie i rę­ka­wicz­ki.

– My… – od­par­ła z wa­ha­niem bru­net­ka – nie znamy się zbyt do­brze. Spo­tka­ły­śmy się już w dro­dze. Każda z nas chce zmie­nić coś w życiu i to nas po­łą­czy­ło.

– No, ale… – Ma­tyl­da szu­ka­ła słów. – Tylko jedna z was zo­sta­nie żoną księ­cia Wil­hel­ma. To nie po­win­no sprzy­jać…

Dziew­czę­ta ro­ze­śmia­ły się bez­tro­sko.

– W za­pro­sze­niu zna­la­zły­śmy nie­zwy­kle krze­pią­cą in­for­ma­cję – ode­zwa­ła się ba­ry­to­nem naj­wyż­sza i naj­po­tęż­niej­sza z przy­by­łych, która w wą­skiej, po­dróż­nej sukni bez suk­ce­su usi­ło­wa­ła za­sy­mu­lo­wać dam­skie krą­gło­ści. – Król nie tylko szuka kan­dy­dat­ki na żonę dla swo­je­go na­stęp­cy. Na balu każdy może zna­leźć wy­bran­ka lub wy­bran­kę! Z nas tylko Na­sta­zja jest praw­dzi­wą księż­nicz­ką – mruk­nę­ła jakby za­wsty­dzo­na. Potem po­de­rwa­ła się, pod­bie­gła do Ma­tyl­dy i szep­nę­ła jej do ucha: – Wsty­dzi się o tym mówić, ale ponad rok miesz­ka­ła w le­śnym obo­zo­wi­sku z gno­ma­mi, przez co stra­ci­ła szan­sę na dobre za­mąż­pój­ście. Oj! Nie rób ta­kiej miny, ko­cha­na! – krzyk­nę­ła do spło­nio­nej to­wa­rzysz­ki. – Ja pra­co­wa­łem, tfu pra­co­wa­łam w bran­ży roz­ryw­ko­wej – wy­zna­ła, przyj­mu­jąc ku­szą­cą pozę i ko­lej­ny raz po­pra­wia­jąc prze­su­wa­ją­cą się pod pachę pierś. – Byłam znana jako Duża Car­men.

– Car­men?! – krzyk­nę­ła za­sko­czo­na Mal­wi­na, ale od razu się zre­flek­to­wa­ła i do­da­ła szyb­ko: – Zło­ci­ste loki, jasna cera, piegi i zie­lon­ka­we oczy, skąd takie imię?!

– Od dziec­ka wy­da­wa­ło mi się naj­pięk­niej­sze – wy­zna­ła dama, spusz­cza­jąc skrom­nie błę­kit­ne oczę­ta.

– A co z Lilią?

– Cóż, ona nie­wie­le mówi o sobie…

– Chyba że do sie­bie – za­chi­cho­ta­ła Na­sta­zja.

– Jest wdową i cza­sa­mi roz­ma­wia ze swoim mężem – szep­nę­ła Car­men – mnie to prze­ra­ża.

– Wy­bacz­cie, że za­py­tam – wtrą­ci­ła rze­czo­wo Mal­wi­na Nitka – je­ste­ście mi­ły­mi dziew­czę­ta­mi… – Po­sła­ła uśmiech zwłasz­cza w stro­nę Car­men. – Ale czy macie czym za­pła­cić za nasze usłu­gi?

– Spo­koj­nie – za­dud­ni­ła Car­men. – Na­sta­zja ma worki ze zło­tem i klej­no­ta­mi, ja mie­szek z oszczęd­no­ścia­mi, a Lilia ta­jem­ni­czą skrzyn­kę.

Za­wo­ła­ły Lilię do środ­ka. Mal­wi­na skru­pu­lat­nie prze­li­czy­ła za­pła­tę za trzy suk­nie, wa­chla­rze i maski, scho­wa­ła to wszyst­ko do skryt­ki na za­ple­czu. Po chwi­li wró­ci­ła, cała w uśmie­chach.

– Cu­dow­nie. Jako pierw­szą po­pro­szę pannę Na­sta­zję. Mam ślicz­ny błę­kit­ny, bro­szo­wa­ny bielą atłas, do tego biały ba­we­cik. Bę­dziesz, moje słod­kie dziec­ko, wy­glą­dać uro­czo i skrom­nie.

– Ni­ko­mu do głowy nie wpad­ną gnomy i sza­lo­ne im­pre­zy z ki­lo­fa­mi – za­chi­cho­ta­ła Lilia. – Spu­ści­my na to wszyst­ko tiu­lo­wą za­sło­nę… – do­da­ła, wi­dząc wzrok księż­nicz­ki.

Gdy Mal­wi­na ob­ska­ki­wa­ła pierw­szą klient­kę, jej sio­stra za­gad­nę­ła:

– Skoro miłe panie ko­rzy­sta­ją już z na­szych usług, może wspo­mni­my w kilku sło­wach o wład­cy Srebr­no­gro­du…

– Prze­stań się bawić w po­li­ty­kę! – wy­se­ple­ni­ła jej sio­stra, trzy­ma­jąc war­ga­mi licz­ne szpil­ki.

– Młody ksią­żę Wil­helm to układ­ny mło­dzie­niec, ale mu­si­cie wie­dzieć, młode panie, że jego oj­ciec, nasz król Ob­wieś Topór pierw­szy tego imie­nia, pod­bił mia­sto dwa­dzie­ścia lat temu, z bandą po­dob­nych sobie… ry­ce­rzy. Zdo­był ol­brzy­mi ma­ją­tek, ale nie ogła­dę. Do tego, po śmier­ci szla­chet­nej kró­lo­wej Bry­gi­dy, po­ślu­bił już pięć dam.

– Naraz?! – wy­krzyk­nę­ła Lilia, zry­wa­jąc się na równe nogi, a jej de­kolt i po­licz­ki po­kry­ły się ru­mień­cem.

– Ko­lej­no, ale wszyst­kie skoń­czy­ły smut­nie… Więc ra­czej, nasze miłe, schodź­cie z oczu kró­lo­wi.

– Oni za­wsze chcą nami rzą­dzić, jak­by­śmy nie miały wła­sne­go ro­zu­mu – wark­nę­ła Lilia, sia­da­jąc z im­pe­tem na krze­śle. – Po­pro­szę suk­nię o bar­wie fioł­ków – rzu­ci­ła roz­ka­zu­ją­cym tonem do kraw­co­wej. A potem nie­spo­dzie­wa­nie syk­nę­ła gniew­nie: – Wła­śnie, że fioł­ko­wą! To mój ulu­bio­ny kolor, a tobie nic do tego!

– Lilio, a z kim ty cią­gle roz­ma­wiasz? – Nie wy­trzy­ma­ła Car­men.

– Z Le­onar­dem, moim mężem.

– Czemu przy­je­cha­łaś na bal ma­sko­wy dla pa­nien, skoro masz męża?!

– Nie mam męża! – mruk­nę­ła przez za­ci­śnię­te zęby, wście­kle szar­piąc trzy­ma­ną chu­s­tecz­kę.

– A Le­onard?

– On nie żyje. Za­szko­dzi­ła mu ryba.

Mal­wi­na zbla­dła. Kiedy brała miarę, drża­ły jej dło­nie. Za to Lilia za­cho­wy­wa­ła się po­praw­nie. Się­gnę­ła do mi­secz­ki po kilka pra­żo­nych orze­chów i po­słusz­nie stała na krze­seł­ku.

– Do fioł­ko­wej sukni pro­po­nu­ję śmie­tan­ko­wą szar­fę i an­ga­żan­ty…

– Do­sko­na­le – wes­tchnę­ła za­do­wo­lo­na Lilia. – Chcia­ła­bym mieć jasną maskę. Mogę być kró­licz­kiem albo kotem… Niech się ko­ja­rzy z czymś mi­lut­kim i grzecz­nym!

– Jak tylko moja sio­stra skoń­czy brać miarę, za­pra­szam do sie­bie. – Ma­tyl­da ge­stem wska­za­ła drzwi.

Ostat­nia do przy­miar­ki po­szła Car­men.

– Ale czemu pro­po­nu­je mi pani tka­ni­nę bizar­re, a nie gład­ką? I po co mi ten ko­la­ret?

– To bar­dzo ele­ganc­ki do­da­tek, poza tym osło­ni szyję. A biz­zar­re jest pełna eg­zo­ty­ki i siły!

– A co jest złego w mojej szyi? – za­dud­ni­ła Car­men. – Prze­cież jest szczu­pła i długa!

– Wy­sta­ją­ca grdy­ka może się nie po­do­bać ka­wa­le­rom – szep­nę­ła dys­kret­nie Mal­wi­na.

 

***

Za­mó­wiw­szy stro­je, damy udały się do po­le­co­nej w pra­cow­ni kra­wiec­kiej obe­rży Pod Mo­drym Trze­wicz­kiem.

Miej­sce zro­bi­ło na nich dobre wra­że­nie. Ma­lo­wa­ne okien­ni­ce za­pra­sza­ły do środ­ka a ku­li­ste krze­wy róży do­da­wa­ły oberży ele­gan­cji.

– Dzień dobry. Po­trze­bu­je­my wie­cze­rzy i noc­le­gu – za­ko­mu­ni­ko­wa­ła wy­nio­słym gło­sem Lilia.

Drob­na blon­dyn­ka, my­ją­ca na ko­la­nach pod­ło­gę, dmuch­nę­ła w opa­da­ją­cy na twarz nie­sfor­ny ko­smyk i od­par­ła:

– Zo­stał nam ostat­ni wolny pokój, od stro­ny ogrodu. Jest cichy, czy­sty i wy­god­ny. Jeśli pa­niom od­po­wia­da, to za­nio­sę ba­ga­że. Zo­sta­ną panie do balu?

– Albo kilka dni dłu­żej – pi­snę­ła wy­so­ko Car­men.

– Mam na imię Kry­sia i jakby czego było po­trze­ba, pro­szę mnie wołać. Teraz mogą panie sko­rzy­stać z miski i wody. – Wska­za­ła ręką. – Kiedy upo­ram się z ba­ga­ża­mi, to podam po­si­łek.

Od­świe­ży­ły się ko­lej­no, a potem za­ję­ły miej­sce w nie­wiel­kim al­kie­rzy­ku i ze współ­czu­ciem pa­trzy­ły, jak nie­wy­so­ka dziew­czy­na wpy­cha i wcią­ga po scho­dach cięż­kie kufry.

W obe­rży nie było zbyt wielu klien­tów. Przy dłu­gim stole na samym środ­ku bie­sia­do­wa­ło ośmiu wo­ja­ków, w dru­gim al­kie­rzu dwóch kup­ców do­ko­ny­wa­ło trans­ak­cji, czemu to­wa­rzy­szy­ły szep­ty i dzwo­nie­nie me­ta­lu. Przy okrą­głym zie­lo­nym sto­li­ku sie­dzia­ły dwie pulch­ne blon­dyn­ki, które po­gry­za­ły orze­chy, chi­cho­ta­ły i zer­ka­ły spod oka na po­zo­sta­łych gości.

Po kwa­dran­sie blon­dyn­ka zja­wi­ła się na dole i spy­ta­ła:

– Pew­nie panie głod­ne? Dzi­siaj mogę za­pro­po­no­wać po­lew­kę z ce­bu­li i pie­czo­ne­go ka­pło­na.

– Po­pro­si­my, a do tego dzba­nek ja­błecz­ni­ka i ja­kieś cia­sto – zde­cy­do­wa­ła za po­zo­sta­łe Lilia.

– Mam cia­sto z dyni.

– Nam też daj cia­sta! – roz­ka­za­ła jedna z dziew­cząt zza zie­lo­ne­go sto­li­ka. – Tylko szyb­ko!

Zupa była smacz­na, a ka­płon mięk­ki i do tego miał przy­pie­czo­ną, chru­pią­cą skór­kę. Za­do­wo­lo­ne damy zja­dły wszyst­ko do ostat­nie­go okrusz­ka. Po wy­pi­ciu ja­błecz­ni­ka zro­bi­ły się ru­mia­ne i ga­da­tli­we.

– Nie wiem, czy dam radę zjeść jesz­cze to – sap­nę­ła Na­sta­zja, kiedy dziew­czy­na zja­wi­ła się z deską, na któ­rej le­ża­ły ka­wał­ki po­ma­rań­czo­we­go cia­sta, ob­fi­cie po­sy­pa­ne­go brą­zo­wym cu­krem i cy­na­mo­nem.

– Sama upie­kłaś? – spy­ta­ła, za­ja­da­jąc się, Lilia.

– Ugo­to­wa­łam i upie­kłam wszyst­ko, co tu po­da­je­my – od­par­ła dziew­czy­na z nie­skry­wa­ną dumą – ale cia­sto dy­nio­we lubię robić naj­bar­dziej. Mamy jej w tym roku pod do­stat­kiem, a usły­sza­łam kie­dyś prze­po­wied­nię, że dynia zmie­ni mój los… – wes­tchnę­ła.

Zmę­czo­ne emo­cjo­nu­ją­cym dniem damy udały się na spo­czy­nek. Je­dy­nie Lilia wy­szła na mały ganek i do pół­no­cy kłó­ci­ła się z byłym mężem.

 

***

 – Trze­ba za­cho­wać czuj­ność – szep­nę­ła te­atral­nie Lilia, gdy ze­szły na śnia­da­nie. Damy nie od razu za­re­ago­wa­ły, bo z po­cząt­ku my­śla­ły, że nie mówi do nich. – Nie uwie­rzy­cie, co wi­dzia­łam w nocy! Nasza ku­cha­recz­ka spo­tka­ła się z ko­chan­kiem! Ca­ło­wa­li się i wy­zna­wa­li sobie uczu­cie. Po­my­śla­łam sobie: „No pro­szę, taka ci­chut­ka, po­kor­niut­ka, a w nocy wy­ła­zi z niej nie­złe ziół­ko!”

Umil­kła na chwi­lę, bo Kry­sia przy­nio­sła im bu­łecz­ki, miód i go­to­wa­ne jajka, choć wy­glą­da­ła, jakby miała się udła­wić z emo­cji. Gdy słu­żą­ca za­ję­ła się za­mia­ta­niem, Lilia kon­ty­nu­owa­ła prze­ję­ta.

– Tuż przed bar­dzo dłu­gim i czu­łym roz­sta­niem… – Lilia wy­wró­ci­ła ocza­mi. – Za­py­ta­ła go, czy po­ślu­bi pannę, którą oj­ciec wy­bie­rze mu na balu!

 – Kry­sia spo­tka­ła się z księ­ciem?! – Na­sta­zja roz­dzia­wi­ła usta.

 – Wi­dzisz! Taki koc­mo­łuch!

 – To strasz­ne, że ko­cha­ją się, a nie mogą być razem! – wes­tchnę­ła Car­men za­ła­mu­jąc duże dło­nie.

 – Aleś ty głu­pia! Po co nam kon­ku­ren­cja?! Chyba le­piej, żeby księ­cia po­ślu­bi­ła jedna z nas! Oczy­wi­ście, że pla­nu­ję wyjść za mąż! – do­da­ła Lilia, już nie do ko­biet. – Tak, tak! Jesz­cze nie osty­głeś! – prze­drzeź­nia­ła. – Nigdy nie byłeś zbyt go­rą­cy! I co z tego, że przy nich! A komuż to one po­wtó­rzą – wrza­snę­ła, i trza­ska­jąc drzwia­mi, wy­szła do ogro­du.

 – Wiesz, Car­men – wes­tchnę­ła Na­sta­zja – nie chcia­ła­bym wyjść za mło­dzień­ca, który kocha inną!

 – Czuję to samo – wy­zna­ła Car­men. – Takie hi­sto­rie chwy­ta­ją mnie za serce. – Przy­ło­ży­ła do pła­skiej pier­si po­kry­tą pie­ga­mi dłoń. – Może po­mo­że­my trosz­kę za­ko­cha­nym?

– Tak, ale nie zdra­dzaj­my tego le­piej Lilii.

 

***

 W przed­dzień balu suk­nie były go­to­we, a damy od­po­czy­wa­ły w swoim po­ko­ju.

– Gdzie się po­dzie­wa ta dzie­wu­cha?! – zło­ści­ła się Lilia. – Mają rację go­spo­dy­ni i jej córki, że jest le­ni­wa i pło­cha. Miała przy­nieść nam bu­lion z go­łąb­ków. Nic tak nie od­świe­ża cery jak lekki ro­so­łek! Oj, chyba będę mu­sia­ła iść do go­spo­dy­ni i opo­wie­dzieć o pew­nych spraw­kach!

W końcu ze­rwa­ła się i, bur­cząc gniew­nie, ze­szła na dół. Po chwi­li roz­le­gło się pu­ka­nie do drzwi. Kry­sia dy­gnę­ła w progu i gło­śno wy­de­kla­mo­wa­ła:

– Panna Lilia prosi pa­nien­ki na po­si­łek. – A potem do­da­ła szep­tem: – Do­sy­pa­ła cze­goś do zupy, a teraz stoi przy pom­pie i kłóci się z kimś nie­wi­dzial­nym!

– Co mówi?

– Że sam sobie za­słu­żył i że to wcale nie­praw­da, że nie był pierw­szy… Boję się jej!

– My też – od­po­wie­dzia­ły zgod­nie.

Kto nigdy nie sy­mu­lo­wał je­dze­nia zupy, ten nie wie, jak trud­no było Car­men i Na­sta­zji uda­wać, że ufnie pa­ła­szu­ją po­si­łek. Dziew­czę­ta po­gry­za­ły chleb, kil­ka­krot­nie wy­cho­dzi­ły za po­trze­bą, a nawet użyły ka­pe­lu­sza pew­ne­go je­go­mo­ścia jako po­jem­ni­ka na zupę. Po­nie­waż miały dobre ser­dusz­ka, nie chcia­ły na­kar­mić po­lew­ką psa.

Kiedy wie­czo­rem uda­wa­ły się na spo­czy­nek, usta­li­ły, że będą czu­wać na zmia­nę. Za­przy­jaź­nio­na z nimi Kry­sia obie­ca­ła spę­dzić noc pod drzwia­mi.

Ko­lej­ne­go ranka Na­sta­zja i Car­men po­zo­sta­ły w łóż­kach, skar­żąc się na mdło­ści. A za­do­wo­lo­na Lilia po­bie­gła kupić sobie nowe trze­wicz­ki i bu­kie­cik.

Jed­nak wie­czo­rem do po­wo­zu za­przę­żo­ne­go w czte­ry jabł­ko­wi­te wa­ła­chy wsia­dły aż czte­ry wy­stro­jo­ne, wy­cze­sa­ne i za­ma­sko­wa­ne damy.

Ta w sukni o bar­wie fioł­ków, z wło­sa­mi ukry­ty­mi pod zło­ci­stą pe­ru­ką, spoj­rza­ła na to­wa­rzysz­ki gniew­nie i spy­ta­ła za­czep­nie:

– Ry­ża­wa blon­dyn­ka z wą­si­kiem i ba­ra­mi jak huzar to pew­nie Car­men, czar­nul­ka w aniel­skim błę­ki­cie, pod­kre­śla­ją­cym fał­szy­wą nie­win­ność to Na­sta­zja, ale kim jest dama w sukni o bar­wie po­ma­rań­czy?

– To nasza ku­zyn­ka – od­par­ła szyb­ko Car­men.

 – Wspól­na? Le­d­wie się zna­cie!

– To ku­zyn­ka Car­men. Po­cho­dzi z da­le­ka i wła­śnie dzi­siaj przy­je­cha­ła.

– Czy mogę zo­ba­czyć twarz mło­dej damy?

– Nie, to bal ma­sko­wy. Od tej chwi­li nasza toż­sa­mość jest ta­jem­ni­cą! – ucię­ła Car­men.

Lilia na­dą­sa­ła się, jak pod­czas roz­mów ze zmar­łym mężem, i w mil­cze­niu ru­szy­ły na bal.

 

***

 

Tni­mord Ma­czu­ga – do­wód­ca stra­ży, Bard Strza­ła – kró­lew­ski kanc­lerz i Wil­helm – na­stęp­ca tronu sie­dzie­li na blan­kach nad bramą i zer­ka­li na po­wo­zy za­jeż­dża­ją­ce na dzie­dzi­niec, a zwłasz­cza na wy­sia­da­ją­ce z nich damy.

– Po­patrz tylko na tę blon­dy­nę w zie­lo­nej sukni! – sap­nął z za­chwy­tem Tni­mord. – Taka by mi się po­do­ba­ła. Bia­lut­ka i krą­glut­ka jak słod­ka bu­łecz­ka!

– No, ale król Ob­wieś Topór, nasz umi­ło­wa­ny wład­ca, wy­raź­nie po­wie­dział, że pierw­szy wy­bie­ra Wiluś, a potem sam król.

– Mnie się wy­da­je, że Wiluś to jest tak za­in­te­re­so­wa­ny da­ma­mi jak ty, Bar­dzie. Może on też gu­stu­je w smu­kłych pa­ziach.

– Goń w chasz­cze, plu­gaw­cze! – Strza­ła, jak za­wsze kiedy był wzbu­rzo­ny, mówił wier­szem. Pa­trzył wście­kle, chwy­ta­jąc rów­no­cze­śnie głow­nię mie­cza.

– Nie kłóć­cie się i daj­cie po­pa­trzeć! – uspo­ka­jał ich Wil­helm. – Kry­sia prze­ka­za­ła mi wia­do­mość, że bę­dzie na balu w po­ma­rań­czo­wej sukni. Muszę ją tylko wy­pa­trzyć w tłu­mie!

– Co to za Kry­sia?! – spy­tał niewpro­wa­dzo­ny w spra­wę Tni­mord. – O, po­pa­trz­cie, przy­je­cha­ła ma­da­me Go­rą­ce Wargi ze swo­imi dziew­czę­ta­mi! Oj, bę­dzie z czego wy­bie­rać! – krzyk­nął pod­eks­cy­to­wa­ny. – To, co to za Kryś­ka?

– Córka pani Po­pio­łek, wła­ści­ciel­ki skle­pów i tej ele­ganc­kiej karcz­my nie­opo­dal Pół­noc­nej Bramy.

– Ta, któ­rej stara coś nie lubi i każe jej ha­ro­wać w karcz­mie jak koc­mo­łu­cho­wi ze wsi? Też sobie wy­bra­łeś! – fuk­nął znie­sma­czo­ny.

– Miła dziew­czy­na i pra­co­wi­ta – mruk­nął Bard Strza­ła. – Nie przej­muj się, że matka jej nie znosi. Mnie oj­ciec sprze­dał Ob­wie­sio­wi… De­ner­wo­wa­ło go to, że umia­łem pisać i li­czyć.

– Chodź­cie na bal, bo naj­lep­sze kęski nam wy­bio­rą. Coś czuję, że tam czeka na mnie mi­łość!

 

***

Kom­na­ta au­dien­cyj­na, w któ­rej roz­po­czy­nał się bal, wy­glą­da­ła nie­zwy­kle bo­ga­to.  

Przed­sta­wi­cie­le daw­nej ary­sto­kra­cji pew­nie na­zwa­liby to no­wo­bo­gac­kim prze­py­chem, ale aku­rat nie było ich już w mie­ście.

Ol­brzy­mie krysz­ta­ło­we ży­ran­do­le zwi­sa­ły na gru­bych szcze­ro­zło­tych łań­cu­chach. Ścia­ny po­kry­wa­ły je­dwab­ne opony, a za­sta­wę wy­ko­na­no ze sre­bra. Stoły ugi­na­ły się pod cię­ża­rem pie­czo­nych pawi, dropi, dzi­ków i je­le­ni. Był nawet fa­sze­ro­wa­ny ka­sza­lot, ale nikt nie kwa­pił się do kon­sump­cji.

Kiedy Wil­helm i Bard we­szli, sie­dzą­cy na tro­nie król Ob­wieś burk­nął:

– Gdzie się włó­czy­cie?! Pa­trz­cie, ile się tego na­szło. Małe, duże, du­pia­te i wiot­kie. Nie wia­do­mo, co wy­bie­rać – wes­tchnął roz­ma­rzo­ny.

– Pa­mię­taj królu, choć to nie­sły­cha­ne, że mo­żesz wy­brać tylko jedną damę! – pod­kre­ślił Bard, z lek­kim ukło­nem.

Byli od lat dru­ha­mi, a Strza­ła peł­nił rolę do­rad­cy, kanc­le­rza, a nawet na­uczy­cie­la mło­de­go Wil­hel­ma. Jed­nak do­rad­ca do­sko­na­le pa­mię­tał, jak wściekł się król, kiedy otrzy­mał od­po­wie­dzi na pro­po­zy­cje ma­try­mo­nial­ne wy­sła­ne do kilku ościen­nych kró­lestw.

Przy plu­ga­wym knu­rze jesz­cze re­cho­tał, ale kiedy usły­szał, że w Se­brze god­niej­szych wie­sza­ją, zła­pał swój słyn­ny topór i roz­pła­tał nim po­słań­ca i dwóch pe­cho­wych pa­choł­ków.

Jed­nak tego dnia kró­lo­wi do­pi­sy­wał do­sko­na­ły humor:

 – A gdy­bym tak szyb­ciut­ko po­ślu­bił jedną damę, za­brał do łoż­ni­cy, a nad ranem wró­cił po drugą? Różne mrocz­ne spraw­ki mogą wyjść w cza­sie nocy po­ślub­nej…

– To by zro­bi­ło bar­dzo złe wra­że­nie…

– Dobra – sap­nął z re­zy­gna­cją Ob­wieś – wy­bio­rę jedną, a bal można po­wtó­rzyć nawet i za rok.

Bard ukło­nił się, wy­szedł na śro­dek sali i ob­wie­ścił grom­kim gło­sem:

– Nasz umi­ło­wa­ny wład­ca król Ob­wieś, pierw­szy tego imie­nia, za­pro­sił wszyst­kich tu zgro­ma­dzo­nych na bal. Pod­sta­wo­wym celem zgro­ma­dze­nia jest wybór mał­żon­ki dla na­sze­go uko­cha­ne­go na­stęp­cy tronu – wska­zał dło­nią ja­sno­wło­se­go, przy­stoj­ne­go księ­cia Wil­hel­ma, który igno­ru­jąc go, roz­glą­dał się bacz­nie po sali.

Licz­ne damy wes­tchnę­ły gło­śno, a Bard Strza­ła kon­ty­nu­ował:

– Damę serca może wy­brać rów­nież sam król, jako wdo­wiec oraz licz­nie zgro­ma­dze­ni dwo­rza­nie i ry­ce­rze. Każ­dej parze, która po­łą­czy się na balu, król po­da­ru­je dzie­sięć zło­tych du­ka­tów.

Na wzmian­kę o na­gro­dzie wszyst­kie dziew­czę­ta ma­da­me Go­rą­ce Wargi ujęły pod ramię męż­czyzn. Te, które nie zna­la­zły chęt­nych uro­dzi­wych mło­dzień­ców, wle­kły przed kró­lew­skie ob­li­cze za­żyw­nych panów z brzusz­ka­mi czy ły­si­ną byle tylko ode­brać na­leż­ną za­pła­tę.

Or­kie­stra za­gra­ła, a uszczę­śli­wio­ny ksią­żę Wil­helm po­pro­wa­dził do tańca ta­jem­ni­czą blond pięk­ność w po­ma­rań­czo­wej sukni.

Za­po­bie­gli­wa Lilia ka­za­ła Na­sta­zji trzy­mać się tuż obok. Wie­dzia­ła już, że na­stęp­ca tronu wy­mknął się jej z rąk, ale wciąż li­czy­ła, że nimb szla­chet­no­ści roz­ta­cza­ny przez praw­dzi­wą księż­nicz­kę przy­wa­bi do nich kogoś war­to­ścio­we­go.

Wresz­cie za­gad­nę­li do nich dwaj z trzech braci, któ­rzy kilka lat wcze­śniej ru­szy­li ze swego zamku w świat, w po­go­ni za strza­ła­mi, przy­go­da­mi i sen­sem życia. Jeden na­zy­wał się Lu­do­mir, a drugi Lu­dwig. Nie wia­do­mo, co udało im się zdo­być, ale wy­ja­wi­li dziew­czę­tom, że trze­ci brat Lu­bo­mysł nie­ste­ty jakiś czas wcze­śniej do­go­nił smoka.

Dziew­czę­ta i ksią­żę­ta przy­pa­dli sobie do gustu. Wspól­nie tań­czy­li, de­lek­to­wa­li się sma­ko­ły­ka­mi i wzno­si­li to­a­sty. Zna­jo­mość roz­wi­ja­ła się świet­nie, do­pó­ki Lilia nie roz­po­czę­ła burz­li­wej dys­ku­sji z mężem.

Pod­czas krót­kiej prze­rwy w tań­cach Na­sta­zja od­na­la­zła na ta­ra­sie Kry­się i Car­men.

– Wy­jeż­dżam z Lu­dwi­giem do jego zamku – szep­nę­ła wzru­szo­na. – Kazał już dla nas sio­dłać konie.

– A ja przy­ję­łam oświad­czy­ny Wil­hel­ma. Pa­mię­taj­cie, że za­wsze bę­dzie­cie mi­ły­mi go­ść­mi na zamku, choć pew­nie nie będę już dla was go­to­wać – za­chi­cho­ta­ła Kry­sia.

– Mnie chyba mi­łość nie jest pi­sa­na, ale co się wy­tań­czy­łam, to moje – wes­tchnę­ła Car­men, ogry­za­jąc z wdzię­kiem prze­piór­kę.

Dziew­czę­ta uca­ło­wa­ły się czule. Kry­sia i Car­men długo ma­cha­ły chu­s­tecz­ka­mi od­jeż­dża­ją­cej parze.

– Pójdę jesz­cze coś pod­jeść – mruk­nę­ła Car­men. – Wiem, że za­ja­dam roz­cza­ro­wa­nia, ale to mi po­ma­ga.

– Idź, ja jesz­cze chwi­lę zo­sta­nę. W sali jest go­rą­co, a noc taka pięk­na… – wes­tchnę­ła roz­ma­rzo­na Kry­sia.

Patrzyła na gwiazdy, gdy po­czu­ła, że ktoś się zbli­ża. Nim zdą­ży­ła się od­wró­cić, po­czu­ła ukłu­cie i usły­sza­ła:

– Bę­dziesz spać, kuch­to!

Za­krę­ci­ło się jej w gło­wie i upa­dła w czy­jeś ra­mio­na. Obu­dzi­ła się za krza­ka­mi róż w samej bie­liź­nie.

Wszyst­ko prze­pa­dło – po­my­śla­ła zroz­pa­czo­na.

W tej sy­tu­acji nie mogła nawet wstać by we­zwać pomoc. Sie­dzia­ła na tra­wie, pa­trząc szkli­stym wzro­kiem na roz­świe­tlo­ne okna pa­ła­cu.

Nagle po­de­szły do niej dwie kor­pu­lent­ne po­sta­cie w kwie­ci­stych suk­niach i stroj­nych ma­skach z pió­ra­mi.

– Moje dziec­ko, co za nie­szczę­ście! Jak mo­że­my ci pomóc?! – krzyk­nę­ła Mal­wi­na.

– Nie wiem co się stało – pła­ka­ła Kry­sia. – Stra­ci­łam od­dech, a potem obu­dzi­łam się odar­ta z sukien!

– Całe szczę­ście, że za­wsze przy­cho­dzi­my po­pa­trzeć, jak wy­glą­da­ją nasze dzie­ła! – mruk­nę­ła Ma­tyl­da. – Pa­trz­cie, tam jest Car­men! Car­men, zło­ciut­ka! Zejdź tutaj! – krzyk­nę­ła.

Car­men przy­bie­gła bez zwło­ki.

– Któż był tak podły?! – spy­ta­ła bled­nąc, przez co piegi zalśniły wyraźniej.

– Nie wiem! – po twa­rzy Krysi pły­nę­ły łzy.

– My wiemy! To była wasza to­wa­rzysz­ka, panna Lilia, ta z nie­wi­dzial­nym mężem! Miała ze sobą wrze­cio­no.

– Wszyst­kie moje ma­rze­nia prze­pa­dły!

– Może nie – od­par­ła Ma­tyl­da. – Czy Car­men okaże wspa­nia­ło­myśl­ność i dobre serce? – spy­ta­ła i wy­cią­gnę­ła zza paska różdż­kę.

Nie­dłu­go póź­niej do księ­cia, pro­wa­dzą­ce­go wła­śnie przed ob­li­cze króla Ob­wie­sia damę w po­ma­rań­czo­wej sukni i zło­ci­stej pe­ru­ce, po­de­szła inna panna, odzia­na w szma­rag­do­wo-żół­tą, lśnią­cą tka­ni­nę bi­zar­re. Mimo że suk­nia była ciut zbyt wy­zy­wa­ją­ca, a może wła­śnie dla­te­go, ksią­żę za­trzy­mał się i po­pa­trzył z uwagą. Jakby zo­ba­czył coś zna­jo­me­go albo jakby wró­ci­ło do niego pięk­ne wspo­mnie­nie. Gdy dama dy­gnę­ła wdzięcz­nie i zdję­ła maskę, ksią­żę bez wa­ha­nia ujął jej dłoń i po­pro­wa­dził wprost do ojca.

Po­rzu­co­na na par­kie­cie Lilia ze­rwa­ła maskę z twa­rzy i dep­ta­ła ją wrzesz­cząc prze­raź­li­wie.

– Co za tem­pe­ra­ment! – mla­snął po­ru­szo­ny król.

Po ce­re­mo­nii pre­zen­ta­cji mło­dzi na­rze­cze­ni po­bie­gli ura­to­wać Car­men, ale tej nie było już w ogro­dzie.

 

***

Bio­rąc w swoim za­kła­dzie miarę na suk­nię, Mal­wi­na pa­pla­ła pod­eks­cy­to­wa­na:

– Ko­lej­ne­go dnia rano, na zam­ko­wym dzie­dziń­cu ślub wzię­ło kil­ku­dzie­się­ciu ry­ce­rzy króla Ob­wie­sia. Nawet Kanc­lerz Bard Strza­ła od­na­lazł wy­bran­kę miłą swemu sercu. Była wy­so­ka, miała zło­ci­ste włosy, zie­lo­ne oczy i no­si­ła eg­zo­tycz­ne imię Car­men. Po­dob­no od­krył ją w ogro­dzie, wśród kwia­tów, jak leśną nimfę.

– Była w samej bie­liź­nie! – do­da­ła, pło­niąc się jej sio­stra. – A on okrył ją płasz­czem i po­ca­ło­wał.

– Nie do wiary – krzyk­nę­ła klient­ka.

– Król do­trzy­mał słowa i po­zwo­lił Wil­hel­mo­wi po­ślu­bić wy­bran­kę, nawet kiedy już od­krył, kim była. Sam król Ob­wieś rów­nież wszedł w zwią­zek mał­żeń­ski z pięk­ną damą po­rzu­co­ną przez jego syna. Ślicz­not­ka po­szła do ślubu, w swo­jej ba­lo­wej, fioł­ko­wej kre­acji.

– Uszy­tej w moim za­kła­dzie!

Koniec

Komentarze

Dobre. Przeczytałem. Powodzenia. :)

Anonim dziękuje dyskretnym uśmiechem;)

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj Anonimie!

 

Ależ się dzieje w tym Srebrnogrodzie! Za najmocniejszą stronę opowiadania zdecydowanie uważam barwne opisy i nie mniej barwne postaci (szczególnie nie-taka-do-końca-oswojona-z-tożsamością-Carmen). 

 

Rozmowy (kłótnie) Lilii z duchem zmarłego męża to już w ogóle rewelacja :)

 

Trochę szkoda, że nie uśmierciłeś anonimie żadnego bohatera (a już Lilia za swoją zdradę na to zasługiwała), ale nawet pomimo tego karygodnego zaniedbania czytało mi się bardzo dobrze :)

 

Pozdrawiam, życzę powodzenia w konkursie i biegnę klikać ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Anonim kłania się, piórkami kapelusza zamiatając podłogę.

Lożanka bezprenumeratowa

Opowieść delikatna, zgrabna i powabna, dużo przyjemnych opisów i charakterni bohaterowie, co bardzo cenię. Na poczet innych zalet tekstu należy zaliczyć nienachalny humor – rozbawiła mnie zwłaszcza wystająca grdyka oraz fakt, że konfliktów z eksami nie jest w stanie przerwać nawet śmierć. Świat tętni życiem, wypełniają go rozmaite detale i naprawdę miło było się w nim zanurzyć. 

Oczekiwałem może trochę większego BUM na sam koniec, ale i tak jest satysfakcjonująco, z powodu losu, jaki spotyka Lilię, antybohaterkę opowieści :) 

A do tego wszystkiego bardzo przyzwoite wykonanie.

Lecę w podskokach polecić do biblioteki.

Anonim domyślił się, że o, Amonie Ra bierzesz udział w tej zabawie.

Dziękuję i ruszam z nosem przy ziemi, jak ogar!;)

Lożanka bezprenumeratowa

Anonimie, przy pomocy zdolnej szwaczki i jej nie mniej zdolnej siostry, uszyłeś piękną balową historię, ozdobioną wszystkim, czego konkurs wymagał. A że opowiadając o perypetiach kandydatek na narzeczone wplotłeś w historię humor świetnej jakości, a nawet elementy pewnej bajki, tym smakowitszy okazał się efekt ostateczny.

Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym móc odwiedzić Bibliotekę. :)

 

Za­kład su­kien ba­lo­wych „Dobra wróż­ka” oraz pra­cow­nia masek i wa­chla­rzy „Bro­ka­to­wy sen”… → Za­kład su­kien ba­lo­wych „Dobra Wróż­ka” oraz pra­cow­nia masek i wa­chla­rzy „Bro­ka­to­wy Sen”

 

– No, ale… Ma­tyl­da szu­ka­ła słów.– No, ale… Ma­tyl­da szu­ka­ła słów.

Brakło półpauzy oddzielającej wypowiedź od didaskaliów.

 

stra­ci­ła szan­se na dobre za­mąż­pój­ście. → Literówka.

No, chyba że straciła wiele szans.

 

Po chwi­li wró­ci­ła, cała per­ląc się w uśmie­chach. → Można się perliście śmiać, ale nie można perlić się w uśmiechach.

 

zdo­był mia­sto dwa­dzie­ścia lat temu, z bandą po­dob­nych sobie… ry­ce­rzy. Zdo­był ol­brzy­mi ma­ją­tek… → Czy to celowe powtórzenie?

 

Na raz?! – wy­krzyk­nę­ła Lilia… → Naraz?! – wy­krzyk­nę­ła Lilia

 

za­ko­mu­ni­ko­wa­ła wy­nio­słym gło­sem Lilia . → Zbędna spacja przed kropką.

 

dwóch kup­ców do­ko­ny­wa­ło trans­ak­cji, któ­rym to­wa­rzy­szy­ły szep­ty i dzwo­nie­nie me­ta­lu. → A może: …dwóch kup­ców do­ko­ny­wa­ło trans­ak­cji, czemu to­wa­rzy­szy­ły szep­ty i dzwo­nie­nie me­ta­lu.

 

– ale cia­sto dy­nio­we lubię robić naj­bar­dziej. → Wystarczy jedna spacja po półpauzie.

 

Po­my­śla­łam sobie: „ No pro­szę, taka ci­chut­ka, po­kor­niut­ka, a w nocy wy­ła­zi z niej nie­złe ziół­ko!” → Zbędna spacja po otworzeniu cudzysłowu. Brak kropki na końcu zdania. Winno być: Po­my­śla­łam sobie: „No pro­szę, taka ci­chut­ka, po­kor­niut­ka, a w nocy wy­ła­zi z niej nie­złe ziół­ko!”.

 

wes­tchnę­ła Car­men za­ła­mu­jąc swoje duże dło­nie. → Zbędny zaimek – czy załamywałaby cudze dłonie.

Wystarczy: …wes­tchnę­ła Car­men, za­ła­mu­jąc duże dło­nie.

 

zwłasz­cza na wy­sia­da­ją­ce z nich damy . → Zbędna spacja przed kropką.

 

kanc­lerz  i… → Jedna spacja wystarczy.

 

Mi się wy­da­je… → Mnie się wy­da­je

 

chwy­ta­jąc rów­no­cze­śnie za głow­nię mie­cza. → …chwy­ta­jąc rów­no­cze­śnie głow­nię mie­cza.

 

– Pa­mię­taj królu, choć to nie sły­cha­ne→ – Pa­mię­taj królu, choć to niesły­cha­ne

 

a nawet na­uczy­cie­la mło­de­go Wi­lia­ma. → Kim jest młody Wiliam?

 

wska­zał dło­nią na ja­sno­wło­se­go, przy­stoj­ne­go księ­cia Wi­lia­ma… → Czy tu aby nie miało być: …wska­zał dło­nią ja­sno­wło­se­go, przy­stoj­ne­go księ­cia Wilhelma

Wskazujemy kogoś, nie na kogoś.

 

Wy­bran­kę serca może wy­brać rów­nież… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Damę serca może wy­brać rów­nież

 

Zna­jo­mość roz­wi­ja­ła się świet­nie, do mo­men­ty kiedy Lilia nie roz­po­czę­ła burz­li­wej dys­ku­sji z mężem. Dziew­czę­ta spodo­ba­ły się ksią­żę­tom. Zna­jo­mość roz­wi­ja­ła się świet­nie, dokąd Lilia nie wdała się w dys­ku­sję z mężem. → Literówka. Mam wrażenie, że coś się tutaj pomerdało. Pewnie miało być: Dziew­czę­ta spodo­ba­ły się ksią­żę­tom. Zna­jo­mość roz­wi­ja­ła się świet­nie, dopóki Lilia nie wdała się w dys­ku­sję z mężem.

 

Mi chyba mi­łość nie jest pi­sa­na… → Mnie chyba mi­łość nie jest pi­sa­na

 

– Wiem, ze za­ja­dam roz­cza­ro­wa­nia… → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Regulatorzy Anonim dziękuje za wizytę i miłą recenzję, oraz za bezcenną łapankę.

@Tarnino Ty tam byłaś?! No to wydało się, że jesteś słynną Matyldą Cekin, mistrzynią tworzenia masek i wachlarzy! To tutaj zostawić, czy do odgadywanek?;)

Lożanka bezprenumeratowa

Bardzo proszę, Anonimie. Cieszę się, że uznałeś kometarzyk za miły.

Daj znać, kiedy poprawisz usterki, a odwiedzę klikarnię. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawione zostały niezwłocznie.

Lożanka bezprenumeratowa

W takim razie idę spełnić obietnicę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dobry tekst. Lekki, zabawny, z wyrazistymi bohaterami, a właściwie bohaterkami. Relacja Lilia – jej zmarły mąż rewelacyjna. Do tego kilka ciekawych nawiązań do klasyki, a na końcu satysfakcjonujące zakończenie. Językowo też ok, czytało się bardzo płynnie.

Wzruszony Anonim dziękuje za klika i miłą recenzję.

Lożanka bezprenumeratowa

Bardzo ciepłe opowiadanie. Takie fajne cozy fantasy. Na początku nie załapałem humoru i był jakiś taki zgrzyt, ale szybko się wciągnąłem i spędziłem miło czas. Oczywiście, że klikam. 

Kto wie? >;

Miło anonimowi, że wciągnął i ogrzał czytelnika.

Lożanka bezprenumeratowa

Tylko bez takich wycieczek proszę @cezary_cezary!

Carmen nie był najbrzydsza siostrą Kopciuszka. Był śliczny, tylko niebinarny!

Lożanka bezprenumeratowa

Droga Fink… Znaczy, drogi Anonimie!

 

Carmen nie był najbrzydsza siostrą Kopciuszka. Był śliczny, tylko niebinarny

Śliczny? On jest boski! Twarz to mu chyba Michał Anioł dłutem haratał ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Po czym poznać Księcia z Bajki? ⋆ Pyrkon Fantastyczne …

Lożanka bezprenumeratowa

O, Książę ze bajki ;)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Witaj, Anonimie!

Uczucia po lekturze dość mieszane. Opowiadanie ma mocne strony (zróżnicowanie licznych i nietrywialnych kobiecych postaci, pomysłowy finał z połączeniem wszystkich w pary) i fantastyczne przebłyski (historia życia kanclerza i jego manieryzm słowny; brat, który dogonił smoka). Jednak na początku trudno się połapać w pięciu wprowadzonych naraz paniach, a chwilę potem pojawia się Krysia i zakończenie jest już w pełni czytelne – Lilia nie wyrasta na poważną przeciwniczkę, nawet po uśpieniu wybranki balonik napięcia zostaje przekłuty natychmiast. Oprócz tego aspektu rozrywki obyczajowej może brakować dodatkowej treści czy przesłania, dzięki któremu tekst zapadłby w pamięć na dłużej, ale to w znacznej mierze podyktowane wymogami konkursu, zresztą mogę czegoś nie dostrzegać.

Finklą to Ty raczej nie jesteś. Przyznać się do nieistniejącej bety – żaden kłopot, ale u Finkli obserwujemy znacznie większe nasycenie warstwy fantastycznej i zupełnie inny styl przedmów. Do tego musiałabyś w ramach maskarady drastycznie sobie pogorszyć interpunkcję, a to naprawdę nie jest łatwe do wykonania. I to rzeczywiście przeszkadzało mi w odbiorze opowiadania, więc teraz przegląd redakcyjny…

niewielkim, błękitnym domku

Takie połączenia przymiotników nierównorzędnych raczej bez przecinka, choć nie jest to ściśle błąd.

Bez krępacji wyraziła zdziwienie.

To ma odcień ironiczno-potoczny, więc tutaj raczej “bez skrępowania”.

– Królewski bal rządzi się własnymi prawami! – siostra upomniała ją z uśmiechem.

Najpierw “upomniała” albo wielką literą.

Po czym, rozejrzawszy się spłoszonym wzrokiem po zgromadzonych paniach, przeprosiła i wybiegła do ogrodu.

Na balu każdy może znaleźć wybranka, lub wybrankę!

Nieprawidłowy przecinek.

Nie rób takiej miny, kochana!

Przecinek przed wołaczem.

Ja pracowałem, tfu, pracowałam w branży rozrywkowej – wyznała, przyjmując kuszącą pozę i kolejny raz poprawiając, przesuwającą się pod pachę pierś.

Ostatni przecinek błędny. Imiesłów przymiotnikowy może (zwykle nie musi) być poprzedzony przecinkiem wtedy, gdy następuje po opisywanym nim rzeczowniku. Ostatecznie można potraktować jako wtrącenie i wydzielić przecinkami obustronnie, ale zwykle się tego nie robi.

W ogóle zastanowiłbym się nad tym fragmentem – gdzie indziej dość subtelnie pokazujesz, że Carmen jest prawdopodobnie transpłciowa, a tutaj walisz jak obuchem.

zielonkawe oczy i piegi

Dość niezdrowa cera – może daj “piegi” przed “zielonkawe”…

– Chyba, że do siebie – zachichotała Nastazja.

Spójników dwuwyrazowych nie dzielimy przecinkiem, nawet na początku zdania (gdzie występują tylko w mowie potocznej).

dodała, widząc wzrok księżniczki.

Imiesłów przysłówkowy co do zasady wymaga przecinka.

że jego ojciec, nasz król Obwieś Topór pierwszy tego imienia, podbił miasto dwadzieścia lat temu

Najlepiej dać przecinek przed “nasz” dla domknięcia wtrącenia.

Kiedy brała miarę, drżały jej dłonie.

Mogę być króliczkiem, albo kotem…

Bez przecinka.

Matylda szerokim gestem wskazała drzwi.

Obszernym?

tkaninę bizzarre

Raczej przez jedno “z”, z włoskiego byłoby chyba “bizzarro”.

poleconej w pracowni krawieckiej, oberży

Bez przecinka, jak poprzednio.

Miejsce zrobiło na nich dobre wrażenie. Malowane okiennice zapraszały do środka, a kuliste krzewy róży dodawały miejscu elegancji.

Powtórzone “miejsce”.

– Został nam ostatni wolny pokój, od strony gumna.

Obecność gumna w stołecznej oberży wydaje mi się mało prawdopodobna.

kiedy zjawiła się dziewczyna z deską

Jeśli mowa o wcześniej opisywanej dziewczynie (Krysi), to odwracamy szyk: kiedy dziewczyna zjawiła się z deską

spytała, zajadając się, Lilia.

Osobiście wolałbym nie stawiać tych przecinków, ale formalnie obydwa są wymagane.

– Ugotowałam i upiekłam wszystko, co tu podajemy

odparła dziewczyna z nieskrywaną dumą – ale ciasto dyniowe lubię robić najbardziej. Mamy jej w tym roku pod dostatkiem, a usłyszałam kiedyś przepowiednię, że dynia zmieni mój los… – westchnęła dziewczyna.

Litości, trzeci raz na przestrzeni czterech zdań piszesz o Krysi “dziewczyna”!

Jedynie Lilia wyszła na mały ganek i do północy kłóciła się z byłym mężem.

Tu mi dopiero zaświtało, że jak gdyby nawiązujesz do zwidów lady Makbet.

– Nie uwierzycie, co widziałam w nocy!

Pomyślałam sobie: „ No proszę, taka cichutka, pokorniutka, a w nocy wyłazi z niej niezłe ziółko!”.

Bez spacji po cudzysłowie.

– Tuż przed bardzo długim i czułym rozstaniem – Lilia wywróciła oczami. – Zapytała go, czy poślubi pannę, którą ojciec wybierze mu na balu!

Kontynuujesz rozpoczęte zdanie, chyba tak to najłatwiej zaznaczyć.

A komuż to one powtórzą – wrzasnęła i, trzaskając drzwiami, wyszła do ogrodu.

Niestety. Nie mam najlepszej opinii o obowiązujących przepisach interpunkcyjnych dla imiesłowów przysłówkowych, więc nie nalegam na tę zmianę.

Oj, chyba będę musiała iść do gospodyni

W końcu zerwała się i, burcząc gniewnie, zeszła na dół.

– Panna Lilia prosi panienki na posiłek. – A potem dodała szeptem: – Dosypała czegoś do zupy, a teraz stoi przy pompie i kłóci się z kimś niewidzialnym!

Ta w sukni o barwie fiołków, z włosami ukrytymi pod złocistą peruką, spojrzała na towarzyszki gniewnie

Traktowałbym jako wtrącenie, chyba że peruka ma szczególne znaczenie dla jakości spojrzenia.

– Ryżawa blondynka z wąsikiem i barami jak huzar(-,) to pewnie Carmen, czarnulka w anielskim błękicie, podkreślającym fałszywą niewinność, to Nastazja

“To” definicyjne nie bierze przecinka, ale przed tym drugim jest właśnie potrzebny jako domknięcie wtrącenia.

Lilia nadąsała się, jak podczas rozmów ze zmarłym mężem, i w milczeniu ruszyły na bal.

król Obwieś Topór, nasz umiłowany władca, wyraźnie powiedział

– Mnie się wydaje, że Wiluś to jest tak zainteresowany damami, jak ty, Bardzie.

Pierwszy przecinek proponowany, drugi (przed wołaczem) niezbędny.

Strzała, jak zawsze, kiedy był wzburzony, mówił wierszem.

– Co to za Krysia?! – spytał nie wprowadzony w sprawę Tnimord.

“Niewprowadzony” razem (kolejny przepis dotyczący imiesłowów, któremu jestem raczej przeciwny).

Przedstawiciele dawnej arystokracji pewnie nazwali by to nowobogackim przepychem

“By” razem z formami osobowymi czasowników.

Był nawet faszerowany kaszalot, ale nikt nie kwapił się do konsumpcji.

Rozmiar mi się nie zgadza – nie wyobrażam sobie upieczenia kaszalota w całości, nafaszerowania kaszalota ani też umieszczenia kaszalota w sali balowej.

Kiedy Wilhelm i Bard weszli, siedzący na tronie król Obwieś, burknął:

Bez drugiego przecinka – dzieliłby grupy podmiotu i orzeczenia – nie ma tutaj wtrącenia.

Patrzcie, ile się tego naszło.

Nie wiadomo, co wybierać

pełnił rolę doradcy, kanclerza, a nawet nauczyciela młodego Wilhelma. Jednak doradca doskonale pamiętał, jak wściekł się król

– Nasz umiłowany władca, król Obwieś pierwszy tego imienia, zaprosił wszystkich tu zgromadzonych na bal.

Dość niewyraźne wtrącenie i teoretycznie można pozostawić bez przecinków, ale to rzadki zabieg.

wskazał dłonią jasnowłosego, przystojnego księcia Wilhelma, który, ignorując go, rozglądał się bacznie po sali.

Jak wcześniej, osobiście nie jestem przekonany, ale podaję według zasad.

– Damę serca może wybrać również sam król, jako wdowiec, oraz licznie zgromadzeni dworzanie i rycerze.

zażywnych panów z brzuszkami(-,) czy łysiną, byle tylko odebrać należną zapłatę.

Nie wiadomo, co udało im się zdobyć, ale wyjawili dziewczętom, że trzeci brat Lubomisł niestety jakiś czas wcześniej dogonił smoka.

“Nie wiadomo co” bez przecinka znaczyłoby jako utarta fraza “coś niewyobrażalnego, olbrzymie skarby materialne lub duchowe”. Pewnie miał być Lubomysł?

– Mnie chyba miłość nie jest pisana, ale co się wytańczyłam, to moje – westchnęła Carmen, ogryzając z wdziękiem przepiórkę.

westchnęła rozmarzona Krysia.

Krysia poczuła, że ktoś się zbliża.

Powtórzenie.

– Będziesz spać, kuchto!

W tej sytuacji(-,) nie mogła nawet wstać, by wezwać pomoc.

Nagle podeszły do niej dwie, korpulentne postacie

Bez przecinka między liczebnikiem a przymiotnikiem.

– Nie wiem, co się stało – płakała Krysia. – Straciłam oddech, a potem obudziłam się odarta z odzienia!

Chyba nadmierna aliteracja, zwłaszcza że “bez ubrań” powinno być całkiem wystarczające jak na zrozpaczoną pomoc kuchenną.

zawsze przychodzimy popatrzeć, jak wyglądają nasze dzieła!

– Któż był tak podły?! – spytała, blednąc, a jej piegi zalśniły czerwienią.

Jak poprzednio…

– Nie wiem! – po twarzy Krysi płynęły łzy.

Niedługo później, do księcia

Przecinek zbędny.

Mimo, że suknia była ciut zbyt wyzywająca

Także zbędny (spójnik złożony).

Jakby zobaczył coś znajomego, albo jakby wróciło do niego piękne wspomnienie.

I znów bez przecinka.

Po ceremonii prezentacji, młodzi narzeczeni pobiegli uratować Carmen

Ponownie – okoliczniki na początku zdania nie wywołują przecinka.

Biorąc w swoim zakładzie miarę na suknię, Malwina paplała podekscytowana

– Była w samej bieliźnie! – dodała, płoniąc się, jej siostra.

nawet kiedy już odkrył, kim była.

Ślicznotka poszła do ślubu, w swojej balowej, fiołkowej kreacji.

Bez pierwszego przecinka, ponieważ “ślicznotka poszła do ślubu” nie jest tu samodzielną informacją, wiemy to już wcześniej.

 

Słowem podsumowania: po skorygowaniu błędów opowiadanie na pewno będzie zasłużenie biblioteczne, natomiast moim zdaniem pozostaje dość daleko od poziomu piórkowego. Pozdrawiam ślimaczo!

Cześć, Ambush!

 

Całkiem przyjemny tekst, choć nie powiem, żeby dużo się tam działo. Widać ogólnie taki charakterystyczny dla autorki styl pisania, lekki, z nieco pretekstową fabułą, dużą ilością dialogów i żarcików; podanych w takiej nieco plotkarskiej, ale leciutkiej narracji. I choć generalnie nie czuję się tego pisania targetem, to tym razem uważam go za dość ciekawą próbę:P

Z większych detali to mam wrażenie, że brakuje nieco suspensu na początku. Zasadniczo plan tekstu jest dobry – wprowadzasz bohaterki/damy, później Krysię i temat jej romansu, a od pojawienia się na balu dynamika tekstu prowadzi już do końca. Niemniej – są tam momenty, w których zasadniczo nie za bardzo widać co nas czeka, a tej ekscytacji w oczekiwaniu na bal nie widać tak bardzo. Może też zacząłbym POV od dam wybierających się na bal? Niepotrzebnie tak od razu ogniskujesz uwagę na krawcowej i maskowej, chociaż potem w tekście gdzieś odpływają.

Żart z Lilią i jej mężem wrzucany imho nieco za często – za którymś razem już nie ma tego komicznego elementu, bo nie dokładasz nic nowego, a ileż razy można się zaśmiać z tego samego. Pewnie też znajdą się osoby z lepszym wyczuciem co do tych spraw, ale Carmen puszczona w szeroki świat jeszcze by Cię naciągnęła na uwagi o body-shaming. Lepiej uważać w takich sprawach;)

No i tak jak mówiłem – fabuła taka prosta, choć po zastanowieniu nie przeszkadza to aż tak bardzo. Bohaterki są lekko zarysowane, sama historia trzyma się kupy, gdzieś mi świsnęła pokręcona interpunkcja, ale poza tym czyta się dobrze, a i ogólnie wisi w powietrzu wrażenie, że coś Ci zagrało z, nazwijmy to, esencją tekstu. Na decyzję w sprawie głosowania potrzeba mi czasu – pierwszy odruch każe być na nie, ale ponoć dobrze jest wyjść poza swoje preferencje, a tu czuję, że powinienem spokojnie to jeszcze przeanalizować;)

 

Tymczasem życzę powodzenia w konkursie.

 

EDIT:

Oprócz tego aspektu rozrywki obyczajowej może brakować dodatkowej treści czy przesłania, dzięki któremu tekst zapadłby w pamięć na dłużej, ale to w znacznej mierze podyktowane wymogami konkursu, zresztą mogę czegoś nie dostrzegać.

Zasadniczo tak, choć równocześnie tekst jest mocno sprofilowany pod określoną grupę odbiorców. Ja bym chętnie wysłuchał tu opinii kogoś mocniej zaczytującego się w a) romansach b) fantastyce cozy. Sam niestety mam małe doświadczenie:/

Слава Україні!

Wrzucone:P

 

Przy okazji jeszcze przypomniała mi się sprawa formalna – anonim powinien w prywatnej wiadomości zdradzić swoją tożsamość wybranej osoby z Loży do dziesiątego dnia miesiąca. Jest to warunek konieczny do poddania tekstu pod głosowanie.

Слава Україні!

yes A ja przypominam, że nie możecie wybrać ninedin ze względu na konflikt interesów ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Ślimaku dziękuję za łapankę.

W ogóle zastanowiłbym się nad tym fragmentem – gdzie indziej dość subtelnie pokazujesz, że Carmen jest prawdopodobnie transpłciowa, a tutaj walisz jak obuchem.

 

Może własna się jej przesuwała????

 

 

Był nawet faszerowany kaszalot, ale nikt nie kwapił się do konsumpcji.

Rozmiar mi się nie zgadza – nie wyobrażam sobie upieczenia kaszalota w całości, nafaszerowania kaszalota ani też umieszczenia kaszalota w sali balowej.

 

Po to mamy fantastykę, żeby go wepchać!????

 

@Golodh dzięki za wizytę i recenzję. Plotkarskie? Ależ skąd!

Równocześnie informuję, że loża została poinformowana odnośnie danych Anonima.

Anonim zrobił to również z powodów humanitarnych, żeby się Finkla nie gryzła, że jej się interpunkcja pogorszyła;)

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Sorry, Anonimowy Winnetou, ale będę na NIE.

I wszystko rozbiło się o za małe stężenie fantastyki. Właściwie to chyba tylko rozmowy Lilii z duchem męża. Owszem, przyjemne, humorystyczne, ale raczej bez wpływu na fabułę. Brzytwa Lema ino świsnęła, a potem zostały już tylko romansiki na balu i walki o dobrze sytuowanego faceta. Niechby chociaż ten zmarły chłop jej pomagał albo przeszkadzał w zdobywaniu następcy…

Po raz kolejny powtarzam, że bazująca na przepychankach damsko-męskich fabuła to nie jest coś, co Finkle lubią najbardziej.

Za to postacie ciekawe, dodanie do kopciuszkowego balu niebinarnej postaci wypadło IMO interesująco.

Formę antybajki lubię, więc nawiązania do Kopciuszka i Shreka (choć to może wynikać z portretu Carmen wklejonego w wątku ze zgadywankami) powitałam z przyjemnością.

Mnie też wydaje się, że zaczynanie od sióstr, które potem na długo przepadają, jest dość karkołomne konstrukcyjnie.

Aha, doceniam akronimowy tytuł.

 

Moja interpunkcja zawiadamia, iż ma się nieźle. ;-)

Babska logika rządzi!

Dzięki za wizytę Finklo. No ale jak nie ma fantastyki. książęta, wrzeciono, wróżki od sukien i masek, a nawet smok, a Ty mi tniesz brzytwą?! Tytuł poczuł się doceniony.

Chyba już kończę, bo chyba mam zaburzenia osobowości i nie wiem kim jestem;)

Lożanka bezprenumeratowa

Nie napisałam, że nie ma fantastyki, tylko że nie wytrzymuje brzytwy Lema. Czy gdyby suknie były uszyte przez absolutnie niemagiczne krawcowe – coś by się zmieniło?

Babska logika rządzi!

Fajnie się czytało, choć mi się trochę na początku panie myliły. Sporządziłam jednak listę i było git ;) Zaczynasz od krawcowej i jej siostry (nie mam pojęcia, jak nazwać jej zawód), które potem przepadają, by pojawić się na koniec, kiedy już są trochę zapomniane. Imo to dość ryzykowny zabieg. Same kobietki świetne, naprawdę Ci się udały, a kiedy pojawia się jeszcze Krysia, robi się naprawdę ciekawie. Podobało mi się, jak do bajki kopciuszkowej dorzuciłaś elementy Shreka. Druga strona, to znaczy władca, syn i całe zamkowe otoczenie też fajne. Choć trochę to wygląda tak, jakby wszystkie kobitki marzyły tylko o jednym – wyść bogato za mąż.

To czego mi trochę brakuje, to jakiegoś drugiego dna, czegoś, co sprawi, że opko będzie nie tylko do uśmiechnięcia się, ale zapadnie w pamięć. Bo bez tego po prostu szybko wyleci z głowy. Było fajne, podobało mi się, gdybyś jeszcze, Anonimie, potrzebował, kliknęłabym z bananem na twarzy, ale na piórko dla mnie ciut za mało.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Anonim incognito dziękuje za miłą recenzję.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, Osobo Anonimowa!

 

Początek to wrzucenie na głęboką wodę morza postaci. Przebrnąłem i z czasem zaczęło się to klarować, choć i tak, jak na tak krótki tekst, mnogość postaci trochę przytłacza. Niektóre są tylko tłem, ale momentami (szczególnie w okolicach początku balu) zaczynałem się zastanawiać kto jest kim i czy czasem czegoś nie pomieszałem.

Jest tu poskładanych kilka bajek, ciekawie przekonstruowanych. Do tego klimat jest lekki i przyjemny. Humor nie przekracza żadnych granic. Może nie zaśmiałem się w głos przy lekturze, ale całość wprowadziła mnie w bardzo miły nastrój. Takie cozy fantasy.

No może tego fantasy mało, ale można to przeboleć.

Podobało mi się, jak poprowadzona jest intryga, choć nie jest też skomplikowana – ot, dostosowana do lekkiego tekstu.

Mam bardzo podobne odczuci do Irki – to jest bardzo przyjemna lektura do kawki, ale tak jak kawka, za jakiś czas niewiele z niej zostanie (tak ok. 14:00 będę już wzdychał do następnej). Myślę, że zapamiętam fakt, że było mnóstwo postaci i chłop przebrany za babę Carmen ;)

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Anonimowość dziękuje za miłą recenzję, choć nieco foszy się w imieniu Carmen.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć!

 

Tekst humorem i płcią piękną stojący. Zgrabne, pomysłowe przedstawienie sytuacji politycznej, w której każda z bohaterek pragnie ugrać coś dla siebie. Mamy Carmena, idącą po trupach czarną wdowę, kopciuszka, pannę, co z gnomami hulała… Przekrój charakterów, który połączyła iście karnawałowa historia. A z drugiej strony mamy noworządzacych, którzy zdążyli zrzucić zbroje oraz siostry, których biznesy mogą rozkwitać.

Przyjemnie napisane, wyważone opowiadanie, czy antybajka? Może, ja na to raczej jak na baśń patrzę. Jeżeli czegoś mi tu zabrakło, to fantastyki, bo ta jedyni skrada się po krużgankach w tle, nie wychodzi na pierwszy plan. Ale mamy sporo bajkowych elementów, wykorzystanych w nieco odmienny sposób, przy czym wszystko jest spójne i świetnie do siebie pasuje.

Tyle póki co. Piórkowo musze się jeszcze trochę zastanowić, odezwę się jutro.

 

2P dla Ciebie: Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Anonim wielce jest rad @krarze85.

Lożanka bezprenumeratowa

Po zastanowieniu będę na NIE. Tak jak doceniam pewne walory tekstu, tak na Piórko potrzeba jednak czegoś więcej.

Слава Україні!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Fajnie, że wpadłaś Anet. (fajnie na licencji A.)

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć Anonimie!

Spodobała mi się Twoja baśń, która zawierała w sobie garść motywów całkiem z innych opowieści znanych. Przeplatały się one bardzo zgrabnie i dostarczyły mi jako czytelnikowi sporo przyjemności i uśmiechu. Przypadło mi do gustu również zakończenie, gdzie właściwie każdy w jakiś sposób dostał to, czego chciał.

Mimo pozytywnych wrażeń z tekstu, w głosowaniu piórkowym byłam na NIE. Przeważyła o tym myśl, która już tu wybrzmiała – że to niekoniecznie tekst, który zapada w pamięci. Baśniowo przerysowani bohaterowie są zabawni, ale ciężko im wzbudzić w czytelniku duże emocje, a wiadomo, że te dobrze zakorzeniają tekst w głowie. Dodatkowo, na dwie “przewodnie” postaci wybrałeś siostry-nie siostry, które ze wszystkich bohaterów były chyba najmniej charakterystyczne i najmniej znaczące. Nie do końca rozumiem ich rolę w tej historii, poza tworzeniem klamry.

Chyba tyle mogę powiedzieć. :D Dziękuję za miłą lekturę i trzymam kciuki za kolejne teksty!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dziękuję za miłą recenzję Verus.

Lożanka bezprenumeratowa

 

Za krótki był ten karnawał

 

Bo wykonanie tekstu zdradza pośpiech. Duży pośpiech, zwłaszcza pod koniec, bo ogólnie wszystko trzyma się kupy, choć nie zawsze na pierwszy rzut oka. W końcówce (na balu) dwa zdania się podwoiły, co wyraźnie oznacza, że Kopciuszek pędził, co sił ;) kawałek za połową zaczyna się streszczanie, pojawia się też garść literówek, parę powtórzeń oraz kilka nieprzemyślanych rozwiązań (Ludwig i Ludomysł spadają z sufitu, byle Nastazja też miała szczęśliwe zakończenie, Malwina z Matyldą też wyskakują jak diabełek z pudełeczka, no i ten zwrot… sensowny, ale niedopracowany). Może kiedyś będzie dobrze dopieścić ten tekst? Taki, jaki jest, jest trochę… bez przekonania. W dialogach kilka razy zdarzają się nielogiczne przeskoki, nie są też zbyt naturalne – sporo w nich opowiadania sobie nawzajem o tym, co postacie już wiedzą. Specjalistyczne słownictwo (z dziedziny odzieżowej) może utrudniać odbiór.

 

Powtarzam, że choroba psychiczna (czy inna) nie jest śmieszna. Średnio śmieszny jest też facet w damskim przebraniu – ogólnie czytało się dość przyjemnie, ale bez szału.

 

W jednym zdaniu Carmen ma oczy „zielonkawe”, w następnym już błękitne – Benedict Cumberbatch, czy nieuwaga autora? Raz czy dwa Wilhelm zmienił się w Wiliama – nie używamy różnych form tego samego imienia w odniesieniu do jednej osoby. A swoją drogą – panny płacą wszystko Malwinie, a Matyldzie nic – nie wspominałeś, żeby to była spółka.

 

Konkretnych problemów językowych znalazłam sporo, nie wiem, które z nich są skutkiem pośpiechu. Szczególnie chodzi mi o dobór słów – zdarzają się takie mało fantastyczne, a poza tym: prosperować można tylko dobrze – nie ma sensu tego podkreślać, „spłoszony wzrok” to antropomorfizacja, nie rozglądamy się wzrokiem, tylko oczami. Zdanie: „wąskiej, podróżnej sukni bez sukcesu usiłowała zasymulować damskie krągłości” jest bardzo niezręczne – nie można symulować krągłości, bo one nie są stanem (https://wsjp.pl/haslo/podglad/38953/symulowac/5075482/chorobe); poza tym – chwilę później wspominasz o piersiach, czyli jakieś krągłości (choć sztuczne) są. Co to znaczy „perlić się w uśmiechach”? Trafiło się consecutio temporum – jeśli: „Czujnym oczom krawcowej nie umknął fakt, że”, to zdanie podrzędne musi być w czasie teraźniejszym. Nie można wyglądać skromnie, tylko na kogoś skromnego. Kończy się nie „smutnie”, a „smutno” i jak „mruknąć” przez zaciśnięte zęby? Czy Lilia aby nie warknęła? Piszczy się z zasady wysoko, a nie nisko. „Głownia” miecza to raczej ostrze, choć trafia się też sens „rękojeść” – ale bardziej jednoznaczna jest zawsze „głowica”.

 

Pamiętaj, że „nie” z imiesłowami przymiotnikowymi piszemy jak z przymiotnikami – łącznie: https://sjp.pwn.pl/zasady/Z-imieslowami-przymiotnikowymi;629516.html, a „jednak” wprowadza przeciwstawienie – wspomnienie królewskich wkurzeń nijak nie wyklucza tego, że Bard zna monarchę od lat.

 

Forma zdrobniała dostatecznie sugeruje mały rozmiar – nie trzeba dodawać, że alkierzyk jest niewielki, bo to już wiadomo. Poważny błąd, który już w konkursie widziałam: „ciasto dyniowe lubię robić najbardziej. Mamy jej w tym roku pod dostatkiem” – no, przepraszam: czego mamy pod dostatkiem? Ten zaimek nie odnosi się do niczego. Nie ma żadnego rzeczownika, do którego mógłby się odnosić. Poza tym nie trzeba podkreślać, że książę nie zwraca na coś uwagi (i to tym brzydactwem „ignorować”, fuj), skoro następne zdanie mówi, że zwracał baczną uwagę na coś innego. Fraza „ufnie pałaszują posiłek” jest bardzo dziwna.

 

Interpunkcja: zabrakło trochę przecinków, zwłaszcza między orzeczeniami i przed wołaczami, trafiły się też spacje wciśnięte przed kropkę; są też przecinki w miejscach całkiem przypadkowych (między podmiotem a orzeczeniem też), i parę błędów w zapisie dialogów (zob. https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/). „Wybrankę serca może wybrać również sam król, jako wdowiec oraz licznie zgromadzeni dworzanie i rycerze” tu jest powtórzenie, ale co gorsza – brak przecinka sugeruje, że król jest dworzanami i rycerzami. Poza tym często dajesz jednosylabowce („się”, „nam”) na miejsca akcentowane – to źle brzmi.

 

Elementami dodatkowymi są maski i przebieranki, i jako niezbędne w fabule zyskują Ci piętnaście punktów. Plany są, choć niezbyt rozbudowane, ślub (żeby to jeden…) jest.

 

Tekst po masakrze przecinkowej, jak zwykle, do odbioru na priv.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję Tarnino za rzeź mojego opowiadania. ;)

Przyznaję, że wydawało mi się tak przyjazne i łatwe, że zostawiłam sobie na koniec no i z czasem było krucho.

Pisać, czy poprawki dostanę na priv?

Lożanka bezprenumeratowa

Na priv przesyłasz mi adres mailowy, a ja na ten adres przesyłam plik ze szczegółową masakrą heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Odnośnie szaleństwa Heleny, to ono nie jest jednoznaczne. Może zamordowany mąż nawiedzał ją czasami. Poza tym z tym nie śmianiem się z chorób, to jak dla mnie jest zbyt poprawne politycznie. Bo czasem choroba stwarza zabawne sytuacje.

Lożanka bezprenumeratowa

Czasem stwarza, ale na to jest miejsce raczej w dłuższych tekstach.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hehe, wiedziałem, że to ty Ambush :)) 

Kto wie? >;

;)

Lożanka bezprenumeratowa

Nowa Fantastyka