- Opowiadanie: grzelulukas - Półtorej sekundy

Półtorej sekundy

Podziękowania dla Ambush i Bardjaskiera za betę :)

 

W szorcie pojawia się jedno przekleństwo – wspominam tak na wszelki wypadek.

 

Mam nadzieję, że będzie zjadliwe i trochę Was przestraszy...

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Półtorej sekundy

Znowu to stukanie, cykliczne i jednostajne jak dźwięk wprawionego w ruch wahadła metronomu. Początkowo było ciche, dobiegające jakby z wnętrza głowy, dlatego nie przywiązałem do tego większej uwagi. No dobrze… może trochę się przejąłem. Informacje od doktora Google sugerowały, żeby umówić się do laryngologa, ale nie… to nie były problemy ze słuchem. Od kilku dni dźwięk stał się metaliczny, o wyższych częstotliwościach. Do tego ewidentnie dobiegał gdzieś z wnętrza budynku, pode mną. Może od sąsiada z piętra niżej albo piwnicy?

Dźwięk był słyszalny tylko w nocy i to przez pewien czas. Brzmiał teraz jak uderzanie o metalową blachę stalową rurką.

– Ewa, śpisz?

Co innego by mogła robić o drugiej w nocy, skarciłem się w myślach.

– Ewa. – Złapałem żonę za ramię.

– Jezu, Adam. Która jest godzina? – wymamrotała.

– Druga dwadzieścia, przepraszam, ale muszę cię o coś zapytać.

– Adam, czyś ty zwariował?

– Słyszysz to?

– Nic nie słyszę, daj mi spokój.

– Posłuchaj.

Ewa, choć była wyraźnie wkurzona tym, że ją obudziłem, nasłuchiwała przez kilka sekund. Po chwili westchnęła i położyła się na boku, nakrywając jaśkiem głowę.

– Nie budź mnie więcej – dobiegło spod poduszki.

Kot też nie wykazywał zainteresowania. Wychodziło, na to, że tylko ja to słyszałem.

Dyng dyng dyng, nieustannie. Niczym sekundnik zegara, ale nie w jego rytmie – to też sprawdziłem. Zmierzyłem na telefonie czas dla dwudziestu uderzeń, trzydzieści sekund z kawałkiem. Pomiar, co oczywiste, nie był idealny, ale oznaczało to, że odgłosy dobiegały mniej więcej co półtorej sekundy. Tak, odkryłem Amerykę.

I nagle… dudnienie ustało, zrobiło się na tyle cicho, że słyszałem mruczenie agregatu lodówki stojącej na drugim końcu mieszkania.

Poleżałem jeszcze jakiś czas, ale dźwięk nie powrócił.

 

 

Następnej nocy byłem sam, nie licząc kota. Żona pojechała w delegację, a dzieci już dawno z nami nie mieszkały. Leżałem chyba do pierwszej, czekając na pojawienie się dudnienia, w końcu usnąłem. Obudziło mnie znajome stukanie, co jeden koma pięć sekundy. Spojrzałem na wyświetlacz komórki, 2:30.

Ubrałem się, wziąłem telefon i klucze do piwnicy.

Na klatce schodowej lampy zapaliły się automatycznie. Przystanąłem, nasłuchując.

Dyng dyng dyng.

Dźwięk dobiegał z niższej kondygnacji.

Zszedłem na parter, ale słuch wyraźnie podpowiadał, że dudnienie dobiegało z piwnicy.

Otwarłem drzwi z napisem „poziom -1”, w nozdrza uderzył zapach stęchlizny i kociego moczu. Wymacałem na ścianie włącznik światła, nacisnąłem, ale nic się nie wydarzyło. Świetnie. Sięgnąłem po telefon i włączyłem ledową latarkę. Punktowe światło tworzyło kontrastowe cienie, których krawędzie oddzielały ostro, zabielone wapnem ściany od ciemności.

Z każdym ruchem dłoni, w której trzymałem telefon, cienie przemieszczały się, powiększały i zmniejszały. Snop światła padający na kłódki, rygle, łańcuchy, klamki i różnego rodzaju rury zostawiał na ścianach kształty przypominające powykręcane ludzkie tułowia.

Dyng dyng dyng.

Skierowałem się w stronę źródła dźwięku. Wkroczyłem do korytarza, na którego końcu zamiast drzwi, do jednego z wielu pomieszczeń piwnicznych, odznaczał się czarny, eliptyczny kształt mojej wysokości. To właśnie z tego miejsca docierało to dudnienie. Zbliżyłem się. Latarka zamigotała i zgasła. Stuknąłem w ekran telefonu, ale nie działał.

– Kurwa!

Musiałem polegać wyłącznie na świetle latarni ulicznej, wpadającym do korytarza przez niewielkie, kwadratowe okienko.

W końcu oczy przywykły do ciemności, plama w kolorze atramentu zaczęła pulsować na krawędziach.

Dyng dyng dyng.

Co to do cholery było i dlaczego się stąd nie zawijałem? Ciekawość? Sam nie wiedziałem.

Zrobiłem kolejny krok i wtedy z czerni wyłoniły się uplecione z dymu dłonie a za nimi przedramiona. Serce zamarło. Nienaturalnie długie palce oplotły moje plecy, uda i ramiona. Skóra na rękach tego czegoś naprężyła się, eksponując żyły, które wyglądały jak namoczone w smole napięte liny cumownicze. To coś zaczęło mnie przyciągać.

Chciałem krzyczeć, uciekać, wyrwać się, ale ciało nie reagowało na myśli.

W hebanowej czerni, od której dzieliły mnie już centymetry, dostrzegłem kilkanaście migoczących par oczu, które po chwili rozproszyły się jak uciekająca przed drapieżnikiem ławica ryb. Ukryta częściowo w mroku, rozmyta niczym zdjęcie o słabej ostrości, postać uniosła głowę i spojrzała na mnie. Twarz z ciemnymi jak czarna dziura oczami nabrała kształtów, wyostrzyła się.

– Nareszcie przyszedłeś.

Próbowałem zebrać myśli.

Dyng dyng dyng

Te półtorej sekundy. Było w tym coś jeszcze, ale brakowało mi tlenu. To proste obliczenie, nie byłem w stanie…

Nos dotknął zimnej jak lód mrocznej tafli.

Chłód i ciemność.

 

***

 

Telefon zawibrował, sięgnąłem i przeczytałem SMS-a. 

Zaczęło się.

Planowany zabieg miał zostać wykonany jutro, ale wiedzieliśmy, że to mogło się wydarzyć w każdej chwili. Szpital oddalony był o jakieś piętnaście kilometrów. Sięgnąłem po kluczyki do auta i marynarkę. Wybiegłem na parking, odpaliłem silnik. Noga drżała na pedale sprzęgła. Ruszyłem w kierunku kliniki.

Kto by się spodziewał, że w wieku pięćdziesięciu lat zostanę ponownie ojcem? Chyba nikt, włącznie ze mną.

– Spiesz się powoli – mówiła, kiedy omawialiśmy logistykę tego dnia. Tak też robiłem.

W radiu leciał jakiś popowy kawałek, w tle perkusja grała w triolowym rytmie. Coś mi to przypominało. Stuknąłem palcem w karbowany wyłącznik. Dźwięk ustał.

– To tylko piosenka, Adam – powiedziałem do siebie.

Od prawie dziewięciu miesięcy nie słyszałem tego dudnienia, ostatecznie uznając, że były to jakieś omamy słuchowe, nieopisane przez medyków pocovidowe powikłanie.

Uśmiechnąłem się, doktor Adam się znalazł.

Krążyło w mojej głowie też inne wytłumaczenie. Może potrzebowałem zbliżenia z Ewą? Bo jak inaczej mogłem nazwać ostatnie dziewięć miesięcy? Zaczęło się od jej powrotu z delegacji i seksu, jakby nie miało być jutra. Już wtedy przestałem słyszeć dudnienie, przy czym to było tylko preludium. Dla Ewy, choć była młodsza ode mnie o pięć lat, samo zajście w ciąże było czymś wyjątkowym. Kolejne miesiące to wspólna troska o maleństwo, które rozwijało się pod jej sercem. Dotrwaliśmy do tej chwili silniejsi i bliżsi sobie niż kiedykolwiek dotąd.

 

Podjeżdżałem pod szpital.

Wbiegałem schodami na oddział położniczy. W końcu dotarłem na piąte piętro. Ile mogło minąć od otrzymania SMS-a? Piętnaście, dwadzieścia minut?

Na końcu korytarza dostrzegłem dwie kobiety pchające do sali wysoki stół transportowy, na którym leżała Ewa. Pobiegłem i wparowałem do pokoju. Pracownicy kliniki właśnie skończyli przenosić żonę na łóżko szpitalne.

– Ewa?!

– To wszystko się tak szybko wydarzyło. Lekarz zdecydował, że trzeba natychmiast zrobić cesarkę. – Złapała oddech. – Ale wszystko jest okej, nasz synek, zaraz go przywiozą.

– Jezu, Ewa. – Złapałem ją mocno za dłonie.

Po kilku minutach do sali wkroczyła położna, pchając przed sobą szpitalne łóżeczko dla noworodków. W wanience o przezroczystych ściankach leżał nasz synek, zawinięty w chustę. Kobieta podniosła mojego małego bobaska i położyła na piersi żony.

– Zobacz jaki piękny.

– Synku – powiedziałem.

Mój mały osesek uniósł na chwilę powieki. Dostrzegłem jego oczy. Zamarłem.

Wspomnienie tamtej nocy wypełzło jak robak spod kamienia. Dlaczego tego nie pamiętałem?

– Adam, co się stało?

– Nic kochanie. Wszystko okej, po prostu się przejąłem – skłamałem.

To obliczenie. Przecież było cholernie proste.

Uderzenie co półtorej sekundy, to jakieś zero koma sześćset sześćdziesiąt sześć cyklu na sekundę. Bzdura, niemal parsknąłem, ale maluch ponownie na mnie spojrzał.

Znowu ten chłód. Zimne powietrze musnęło błonę śluzową nosa, dotarło do płuc, gdzie zastygło w pokrytą kolcami kulę lodu.

Matowe źrenice, w kolorze zapadniętej gwiazdy.

Po raz kolejny to usłyszałem.

Dyng dyng dyng…

Mój synek… nie, nie mój…

Jego synek… wpatrywał się we mnie czarnymi jak noc oczami.

Zakłuło coś w klatce piersiowej.

Ciemność.

Koniec

Komentarze

Hej 

Komentarz po betowy – dobre, klimatyczne opowiadanie z tajemnicą, której rozwiązanie robi – przynajmniej na mnie – całkiem spore WoW :). Klikam i pozdrawiam :)  

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dobra forma, dobra treść. Horror jak się patrzy, choć nie odkrywczy – demoniczny dzieciak podstawiony parze pragnącej syna. Choć jeśli zamiast “nie odkrywczy” napisać “klasyczny motyw” – inaczej to brzmi laugh

 

The KOT

Dziwny sposób wabienia ofiary. Łomotaniem czymś o coś. Ale może być, ciekawość i wkurzenie robią swoje.

Dlaczego facet nie cofnął się, gdy zgasła mu latarka w telefonie? Przekroczył granicę wpływu i już był stracony? Na to wygląda.

Jako nie-fan horrorków wyrażam jednoznaczne uznanie dla szorta.

Dwa przecinki do likwidacji.

Pozdrawiam.

Bardjaskier

Dzięki za pobetowe odwiedziny i klika. Cieszę się, że Ci się podobało :)

 

Eldil

Zostańmy przy „klasyczny motyw” brzmi lepiej xD Dzięki za komentarz

 

AdamKB

Zastanawiałem się, czy nie opisać tego wpływu bardziej dosłownie – bo to się tam zadziało. Tajemnicza postać przejęła najpierw kontrolę umysłową, a później już fizyczną nad Adamem. Jest, jak jest, pozostają domysły czytelników ;) Co do przecinków to poszukam ich z rana, bo już teraz nie mam do tego głowy. Dzięki za komentarz i cieszę się, że się podobało 

 

Wpadam pobetowo.

Zadziwiło mnie jak udało Ci się skompresować grozę.

Zaczęłam się bać już w połowie tej malizny.

Lubię horrory niewymyślne, czyli takie zwyczajne. Nie ma wampirów, nie ma fontann krwi, a włos się jeży;)

Lożanka bezprenumeratowa

Dzięki za ponowne odwiedziny i klika, cieszę się, że przestraszyło :)

Owszem, Grzelulukasie, zgodnie z Twoimi nadziejami wyrażonymi w przedmowie, dobrze się czytało i trochę zdołało przestraszyć.

Nie wiem czy słusznie, ale od chwili wzmianki o szalonym seksie małżonków, miałam nieodparte skojarzenie z „Dzieckiem Resermary”.

 

się­gną­łem i prze­czy­ta­łem SMSa. → …się­gną­łem i prze­czy­ta­łem SMS-a

 

Się­gną­łem po klu­czy­ki z auta i ma­ry­nar­kę. → Nie wydaje mi się, aby kluczyki mogły być z auta, one mogą być do auta, tak jak mogą być klucze do mieszkania, a nie z mieszkania.

 

Ile mogło minąć od otrzy­ma­nia SMSa?Ile mogło minąć od otrzy­ma­nia SMS-a?

 

Za­ku­ło coś w klat­ce pier­sio­wej. → Czy aby na pewno zakuło? A może miało być: Za­kłu­ło coś w klat­ce pier­sio­wej.

Sprawdź znaczenie słów zakućzakłuć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki regulatorzy za odwiedziny i uwagi. Poprawki naniosłem oczywiście na tekst.

 

No tak, jakiś kowal kuł w klatce piersiowej ;)) 

 

Cieszę się, że przestraszyłem :) Miłego.

Bardzo proszę, Grzelulukasie. Miło mi, że poprawki się przydały.

Strasz ludzi nadal i czerp z tego radość. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

SpongeBob gif. SpongeBob shudders and blinks with wide eyes as he lays in bed with the covers pulled up under his nose.

 To właśnie miałam na myśli. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jestem odważny, ale schodzenie do piwnicy o 2:30 w nocy i to jeszcze bez działającej latarki, jest trochę nie na moje nerwy ;P Zazdroszczę bohaterowi śmiałości (głupoty?).

Krótkie to, ale dobrze napisane. Fajnie budujesz klimat i napięcie, chociaż niewielką liczbą słów – to nie lada osiągnięcie. Szorcik budzi niepokój.

Klikam i pozdrawiam ;)

 

Ruszyłem i skierowałem się w kierunku kliniki.

Weź to zmień, słabo brzmi kierowanie się w kierunku.

 

Dzięki za odwiedziny, komentarz i klika :)

 

Szorcik budzi niepokój.

heart

 

Weź to zmień, słabo brzmi kierowanie się w kierunku.

Wydawało mi się, że to zmieniłem… wink dzięki za czujność, poprawione.

Dobry horror, mimo że krótki. Fajnie budowane napięcie. Sama historia może niezbyt odkrywcza, ale czasem nawet największa, acz dobrze zrobiona sztampa daje radę :)

Podobało mi się!

Pozdrawiam i klikam.

Dzięki za komentarz i klika yes

 

Fajnie, że się podobało :)

Cześć Grzelulukasie!

 

Bardzo klimatyczny szorcik Ci wyszedł i do tego mocno niepokojący. Włos dosłownie jeży się na głowie (czy tam by się jeżył, gdybym faktycznie miał włosy, nieważne… :P).

 

Krótkie formy literackie w takim wydaniu to rewelacja. Niby czyta się szybko, ale ilość treści wybrzmiewa w głowie jeszcze kilka dobrych chwil po zakończeniu lektury.

 

Biblioteka zasłużona, pozdrawiam! :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Wyszło ciekawie, choć od wzmianki o porodzie coś tam w głowie mogło zaświtać. Tym bardziej, jeśli ktoś oglądał Dziecko Rosemary. Może nie było bardzo strasznie, ale za to wciągająco :)

Dzięki. 

Cześć,

 

cezary_cezary

Bardzo się ciesze, że Ci się podobało – dzięki za odwiedziny i komentarz :)

 

Marwood

Nie ma co ukrywać, że motyw nie jest świeży ;) Niemniej cieszę się, że Cię wciągnęło :)

Interesujący horror. Dla mnie temat nie jest zbyt mocno wyeksploatowany.

Acz nie bardzo rozumiem, w jaki sposób doszło do zapłodnienia. Ale może na tym horrorowatość polega, że nie wszystko jest jasne.

No, ciekawe, jak teraz rodzinka będzie sobie żyła…

Babska logika rządzi!

Dzięki za odwiedziny i komentarz.

 

Acz nie bardzo rozumiem, w jaki sposób doszło do zapłodnienia. Ale może na tym horrorowatość polega, że nie wszystko jest jasne.

Mam na to konkretny pomysł… ale niech to zostanie w domysłach czytelników ;)

 

 

grzelulukas, powiem Ci, że zrobiłeś dobrą robotę. Nie jest to szort oczywisty. Mogę sobie przypuszczać, myśleć, czy koleś miał epizod psychotyczny, czy faktycznie widział to straszydło. Klimatem przypominało Maestro Kinga w opowiadaniu (Palec), ale chyba nikt nie lubi porównań, mam rację? Chociaż w tym przypadku to raczej poważnie na plus. W każdym razie – dobreńkie! Pozdrawiam

Dzięki za odwiedziny, komentarz i miłe słowa :)

 

Cieszę się, że się podobało.

Nie jestem wielbicielką horrorów, ale czytało się dobrze. Świetnie budujesz klimat :)

E.

Hej,

 

Dzięki za lekturę i komentarz :)

 

Świetnie budujesz klimat :)

heart

Nowa Fantastyka