- Opowiadanie: Golodh - Błysk anihilacji

Błysk anihilacji

Nie zdążę już zro­bić re­dak­cji, ale że już na­pi­sa­łem, to stwier­dzi­łem trud­no, wrzu­cę. Nie wiem czy nie wy­szła mi przy tym szczyp­ta czy dwie gra­fo­ma­ni, ale to czy­tel­ni­cy sami oce­nią.

Za­pra­szam więc na zgłę­bie­nie prze­szło­ści, przy­szło­ści, te­raź­niej­szo­ści i wszyst­kich in­nych ...ości pro­fe­so­ra Smaka.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Błysk anihilacji

Mia­łem wra­że­nie, że ten mo­ment trwa wiecz­nie. Wraca do mnie jak zły sen; zmu­sza­jąc do prze­ży­wa­nia kosz­ma­ru ko­lej­ny raz, i ko­lej­ny, i ko­lej­ny, i ko­lej­ny…

Grim­ming­ton.

Białe ścia­ny ste­ryl­ne­go po­miesz­cze­nia wy­ło­żo­ne ekra­na­mi kom­pu­te­rów. Plą­ta­ni­na rur, wią­żą­cych się w samym środ­ku po­ko­ju. Wiel­ki, że­la­zny laser; sto­ją­cy w cen­trum ca­łe­go za­mie­sza­nia i po­śród dzie­sią­tek krzą­ta­ją­cych się na­ukow­ców. Wszyst­ko prze­bie­ga zgod­nie z pla­nem, szy­ku­je­my się do te­le­por­ta­cji…

I wtedy na­stę­pu­je błysk. Błysk ani­hi­la­cji.

Kwant znika. Nie re­je­stru­ją go ani ra­da­ry, ani wy­zwa­la­cze elek­tro­no­we. Na sku­tek złej ka­li­bra­cji wy­pa­ro­wu­je o kilka mi­li­se­kund za wcze­śnie. A bio­rąc pod uwagę względ­ny ruch Ziemi, Słoń­ca i całej Drogi Mlecz­nej, ozna­cza to prze­su­nię­cie rzędu kilku me­trów.

Kilku fa­tal­nych me­trów…

 

Ze snu wy­rwał mnie dźwięk skrzy­pią­cych drzwi.

– Pro­fe­sor Smak? – za­brzmiał ba­so­wy głos. Do ga­bi­ne­tu wszedł ele­ganc­ko ubra­ny męż­czy­zna. Niski i łysy.

Pod­nio­słem głowę znad biur­ka i do­pi­łem reszt­ki kawy. Skrzy­wi­łem się – czy mogła być jesz­cze bar­dziej gorz­ka? Czy na­praw­dę mu­sia­łem ją pić? Może po­wi­nie­nem wy­spać się przed spo­tka­niem? Tylko jak mógł­bym spać po tym, co prze­ży­łem? Gdy tylko za­my­kam oczy…

– Ri­chard Grant – przed­sta­wił się gość, po­da­jąc wi­zy­tów­kę. – Kon­sor­cjum Ha­da­mar­da. By­li­śmy umó­wie­ni w spra­wie pań­skie­go wnio­sku.

– Tak, tak – od­po­wie­dzia­łem mruk­nię­ciem, od­gar­nia­jąc za­le­ga­ją­ce na biur­ku pa­pie­ry. – Prze­pra­szam za nie­po­rzą­dek. Ostat­nio je­stem tro­chę za­pra­co­wa­ny.

Ri­chard nie od­po­wie­dział. W ciszy wyjął z ak­tów­ki do­ku­men­ty i za­ło­żył oku­la­ry o gru­bych opra­wach. Tylko po to, stwier­dzi­łem, by móc spo­glą­dać znad nich na roz­mów­cę z na­le­ży­tą dawką po­gar­dy.

– Za­po­zna­łem się z pań­skim do­rob­kiem na­uko­wym. Wiem, że za­czy­nał pan w ciele płyn­nym…

– To stare dzie­je. – Mach­ną­łem ręką. – Pra­co­wa­łem wtedy w więk­szej gru­pie. Inni li­czy­li, ja głów­nie ro­bi­łem ob­raz­ki. Ale szyb­ko od­kry­łem, że to nie to, czym chcę się zaj­mo­wać.

– …ale potem do­łą­czył do pro­jek­tu in­for­ma­ty­ków kwan­to­wych. Zaj­mo­wał się pan kon­kret­nie te­le­por­ta­cją fo­to­nów, tam i z po­wro­tem. We­dług tam­tych wnio­sków chcie­li­ście opra­co­wać re­wo­lu­cyj­ną me­to­dę po­nad­świetl­ne­go trans­por­tu ener­gii. I wtedy zda­rzył się wy­pa­dek w fa­bry­ce Grim­ming­ton.

– Nie chcę o tym mówić. Czy mo­że­my przejść do omó­wie­nia pro­jek­tu?

– Nie – od­parł sucho Ri­chard. – Jak to moż­li­we? Wiel­ka na kil­ka­na­ście pię­ter fa­bry­ka zo­sta­ła znisz­czo­na i oca­lał tylko pan?

Nie tylko ja. Przed ocza­mi sta­nął mi tam­ten mo­ment – ośle­pia­ją­cy błysk, roz­prze­strze­nia­ją­cy się po całym głów­nym holu i zni­ka­ją­ca w nim Ro­mu­al­da…

 

– Mar­len­ka – szep­nę­ła mi kie­dyś. – Nie są­dzisz, że to pięk­ne imię?

Przy­war­ła do mnie moc­niej. Po­ry­wi­sty wiatr spra­wiał, że na ze­wnątrz było coraz chłod­niej.

– Moja babka się tak na­zy­wa­ła – prych­ną­łem. – Chcia­ła­byś, żeby mi się przy­po­mi­na­ła za każ­dym razem?

Nie otwie­ra­łem oczu. Wy­star­czy­ło, że czu­łem każdy ko­smyk jej wło­sów; wdy­cha­łem za­pach jej kwia­to­wych per­fum; de­lek­to­wa­łem się jej aniel­skim gło­sem… Chcia­łem, żeby ta chwi­la trwa­ła wiecz­nie. Nie chcia­łem jej znowu stra­cić.

– To może He­len­ka? To też ładne imię.

My­śla­łem, że oca­li­ła mnie siła na­szej mi­ło­ści. Ale nie mo­żesz wie­rzyć w takie rze­czy, gdy je­steś fi­zy­kiem. W końcu już Ein­ste­in mówił, że nie ma cze­goś ta­kie­go jak siła.

 

– Mogę być z panem szcze­ry, pro­fe­so­rze Smak? – prych­nął Ri­chard Grant. – Po przej­rze­niu pa­pie­rów mie­li­śmy kilka obiek­cji, ale to tylko drob­ne kwe­stie. Misz­masz w har­mo­no­gra­mie można po­pra­wić, a pie­nią­dze za­osz­czę­dzić na pen­sjach dok­to­ran­tów. Nie­po­koi nas tylko pań­ski stan psy­chicz­ny.

– Co pan może wie­dzieć?! – od­par­łem ostro. – Ma pan ro­dzi­nę? Dom? Córkę?

– Nie mam.

– No wła­śnie. I dla­te­go nie zro­zu­mie pan tej hi­sto­rii. A co mógł pojąć i tak do­wie­dział się pan z gazet.

– Być może coś czy­ta­łem – od­parł Ri­chard. – Ale pań­skie wy­wia­dy tylko pana po­grą­ża­ją.

 

Po wy­pad­ku na uni­wer­sy­tet zje­cha­ły się wszyst­kie media. Każdy za­sta­na­wiał się, jak mo­głem prze­żyć coś ta­kie­go. Praw­dę mó­wiąc sam nie wie­dzia­łem; po pro­stu obu­dzi­łem się po wszyst­kim w nie­na­ru­szo­nym sta­nie. Nie­na­ru­szo­nym! Choć wokół le­ża­ły dzie­siąt­ki zma­sa­kro­wa­nych i wy­pa­ro­wa­nych ciał, ja jeden sta­łem na no­gach bez naj­mniej­sze­go za­dra­pa­nia. Jak wy­tłu­ma­czyć coś ta­kie­go?

Nie po­wie­dzia­łem im tylko jed­ne­go. Nie tylko ja prze­trwa­łem; poza mną wy­pa­dek prze­ży­ła moja żona. Choć „prze­ży­ła” to może zbyt dużo po­wie­dzia­ne.

Pro­ble­mem nie była sama te­le­por­ta­cja kwan­tu. Pro­ble­mem było to, gdzie go te­le­por­to­wa­li­śmy. Gdy tra­fił w moją żonę i za­re­ago­wał z jej polem psy­chicz­nym, wpro­wa­dził ją w su­per­po­zy­cję. Dla­te­go wy­buch uwol­nił tak duże ilo­ści ener­gii.

Su­per­po­zy­cja… Moja żona rów­no­cze­śnie żywa i mar­twa. W jed­nej chwi­li po­tra­fi­łem z nią nor­mal­nie roz­ma­wiać, w dru­giej zaś roz­pa­czać nad jej zim­nym cia­łem. Jak kot Schrödin­ge­ra. Ha­czyk był jeden – nie mo­głem jej za­ob­ser­wo­wać, bo to znisz­czy­ło­by su­per­po­zy­cję. Miał­bym tylko pięć­dzie­siąt pro­cent szans, że prze­ży­je.

Dla­te­go za­wsze od­wra­ca­łem wzrok, ucie­ka­łem w wir pracy i nigdy, prze­nig­dy nie pa­trzy­łem jej pro­sto w oczy. Była jak kwan­to­wy duch, to­wa­rzy­szą­cy mi ko­lej­ne kil­ka­na­ście lat. Z cza­sem na­uczy­łem się z tym żyć. Dla bez­pie­czeń­stwa prze­wio­złem do domu i ni­ko­mu o tym nie mó­wi­łem. A dla me­diów wy­my­śli­łem jakąś pseu­do­nau­ko­wą bajkę. Potem po­sy­pa­ło się na mnie tro­chę kry­ty­ki, ale nikt nie po­tra­fił do­wieść, że mówię nie­praw­dę.

 

– Coś pan su­ge­ru­je? – spy­ta­łem po­dejrz­li­wie Gran­ta.

– Ja? Nic – od­parł. – Ale kilku pań­skich ko­le­gów nie zo­sta­wi­ło su­chej nitki na pań­skich teo­riach. Uwa­ża­ją, że zu­peł­nie nie zna się pan na me­cha­ni­ce kwan­to­wej. A to źle wróży pań­skie­mu pro­jek­to­wi.

– Ktoś panu coś na­opo­wia­dał? Pew­nie ten mier­no­ta, Man­fred. Pro­szę po­słu­chać, kon­cep­cja po­dró­ży w cza­sie jest jak naj­bar­dziej re­al­na!

Ri­chard Grant zdjął oku­la­ry po­wo­li. Na­praw­dę po­wo­li. Li tylko dla zło­wro­gie­go efek­tu.

– Może więc opo­wie mi pan o tych po­dró­żach w cza­sie?

 

Na po­cząt­ku za­sta­na­wia­łem się, jak długo wy­trzy­mam bez oglą­da­nia mojej żony. Nie spo­dzie­wa­łem się, że będę w sta­nie to pod­trzy­my­wać całe trzy­na­ście lat. Z cza­sem jed­nak rze­czy sta­wa­ły się coraz trud­niej­sze, a staw­ka wzro­sła. W końcu do­cze­ka­li­śmy się córki.

– Tato! Tato! – krzy­cza­ła He­len­ka, ska­cząc po łóżku. – Tato, o co cho­dzi z tymi stru­na­mi?

– Sły­sza­łeś? – mruk­nę­ła Ro­mu­al­da, ledwo uno­sząc po­wie­ki. – Nasza córka cię po­trze­bu­je.

Ziew­ną­łem. Nie mia­łem ocho­ty wsta­wać.

– Nie za wcze­śnie na naukę? – spy­ta­łem, nie otwie­ra­jąc oczu. – Co wy­czy­ta­łaś?

– Że w rze­czy­wi­sto­ści mamy dzie­sięć wy­mia­rów. – Prze­rwa­ła na chwi­lę, od­li­cza­jąc do­kład­nie tyle pal­ców. Wes­tchnę­ła, z za­sko­cze­niem od­kry­wa­jąc, że ma ich do­kład­nie tyle, ile trze­ba. – Ale jak to się ma do gi­ta­ry?

Wes­tchną­łem i, wciąż przy­my­ka­jąc oczy, wy­śli­zgną­łem się spod koł­dry.

– Chodź, opo­wiem ci wszyst­ko w sa­lo­nie. Nie chcesz chyba obu­dzić mamy?

 

– W teo­rii strun wy­stę­pu­je dzie­sięć wy­mia­rów, choć my ob­ser­wu­je­my tylko trzy prze­strzen­ne i czas – wy­ja­śni­łem Ri­char­do­wi Gran­to­wi. – Za­sta­na­wiał się pan, gdzie się po­dzie­wa po­zo­sta­łe sześć?

Grant po­krę­cił głową.

– Pro­szę sobie więc wy­obra­zić, że czas nie jest linią pro­stą – kon­ty­nu­owa­łem. – Że są tak na­praw­dę dwa wy­mia­ry cza­so­we, które ukła­da­ją się w pą­czek. Nie ta­kie­go okrą­głe­go z na­dzie­niem, tylko do­nu­ta z dziur­ką i lu­krem na wierz­chu. I po tym sło­dziut­kim lu­krze po­ru­sza się nor­mal­ny czas.

Usza­mi wy­obraź­ni sły­sza­łem małą He­len­kę, wzdy­cha­ją­cą z za­chwy­tem nad moim wy­wo­dem. Przed ocza­mi wi­dzia­łem jed­nak tylko pana Gran­ta.

– Py­ta­nie brzmi co się sta­nie, gdy zej­dzie­my z tego lukru. Zro­bi­my pę­tel­kę przez dziur­kę, zje­dzie­my tro­chę pod kąt i pyk; lą­du­je­my znowu na górze, ale w innym miej­scu. To tak jak­by­śmy po­dró­żo­wa­li w cza­sie. A co naj­cie­kaw­sze; każda linia stwo­rzo­na z po­syp­ki na tym lu­krze mo­gła­by od­po­wia­dać al­ter­na­tyw­nym wy­da­rze­niom, ist­nie­ją­cym rów­no­cze­śnie.

– Przy­po­mi­na to tro­chę ta­chio­ny z jed­nej z pana prac.

– Wła­śnie! I tak jak ta­chio­ny, do ze­śli­zgnię­cia się z lukru bę­dzie trze­ba przy­spie­szyć do pręd­ko­ści więk­szej niż pręd­kość świa­tła. A to two­rzy pewne za­gro­że­nia. Jeśli nie przy­spie­szy się wy­star­cza­ją­co, to dy­la­ta­cja czasu, za­miast w prze­szłość, wy­rzu­ci po­dróż­ni­ka w da­le­ką przy­szłość. Ro­zu­mie pan, czemu to tak nie­bez­piecz­ne?

– Nie­zbyt – przy­znał nie­chęt­nie Grant.

– Pro­szę więc sobie wy­obra­zić późny wszech­świat, w któ­rym znaj­du­je się czar­na ener­gia. Ta sama czar­na ener­gia, która dzi­siaj przy­spie­sza roz­sze­rza­nie się wszech­świa­ta. Gdyby była tylko ona, i do tego w ogrom­nych ilo­ściach, po­tra­fi­ła­by ro­ze­rwać czło­wie­ka w ułam­ku se­kun­dy. Bar­dziej niż na atomy – zo­sta­ły­by z nas tylko po­zry­wa­ne stru­ny kwan­to­we. Mor­der­czy pro­ces; w jed­nej z prac opi­sa­łem go jako ra­vio­li­za­cja.

Ri­chard Grant nie od­po­wie­dział, ale wi­dzia­łem, że zro­bi­łem na nim wra­że­nie. Wsta­łem, by ode­tchnąć i za­pa­rzyć sobie kawę w nowo ku­pio­nym eks­pre­sie. Gdy wy­chy­li­łem jej pierw­szy łyk, Grant w końcu spy­tał:

– Po­trze­bu­je więc pan ogrom­nej ilo­ści ener­gii. Skąd ją pan weź­mie?

– Jest jedno źró­dło, które może mi je za­pew­nić. To gi­gan­tycz­na, ma­kro­sko­po­wa su­per­po­zy­cja.

 

Jak każda mi­łość, tak i nasza w końcu za­czę­ła się sypać. Ro­mu­al­da za­czę­ła robić mi wy­rzu­ty. Że długo sie­dzę w pracy, że nie opie­ku­ję się dziec­kiem, że jej nie za­uwa­żam i nie pa­trzę na nią tak jak kie­dyś… Pew­nie coś w tym było. Gówno mnie to ob­cho­dzi­ło – ja też mia­łem tego wszyst­kie­go dość.

– Wy­pro­wa­dzam się! – oznaj­mi­ła któ­re­goś razu, a ja tylko wzru­szy­łem ra­mio­na­mi. He­len­ka była w przed­szko­lu, nie mu­sia­łem się więc nią przej­mo­wać.

Tak, tę­sk­ni­łem za żoną. Ale za tą praw­dzi­wą, którą stra­ci­łem w Grim­ming­ton. Gdyby nie ten cho­ler­ny błysk, ta ani­hi­la­cja… Jak mo­głem ko­chać kogoś, kogo nie wi­dzia­łem tyle lat? Jak, do dia­ska?

– Je­steś gów­nem! – krzyk­nę­ła Ro­mu­al­da. – Je­steś ni­czym! Ża­łu­ję, że cię po­zna­łam!

 

– Nie ża­łu­ję, że pana po­zna­łem – po­wie­dział Ri­chard Grant. – To na­praw­dę coś wiel­kie­go. Prze­ło­mo­we do­ko­na­nie ludz­ko­ści.

Sta­li­śmy przed stat­kiem ko­smicz­nym, ma­ją­cym za­brać nas z lukru. Trzy­dzie­ści mi­liar­dów do­la­rów nie po­szło na marne. Je­dy­ne czego ża­ło­wa­łem, to że w końcu nie wy­ko­rzy­sta­li­śmy tej la­dacz­ni­cy, mojej żony. Pod na­ci­skiem Gran­ta, który rze­czy­wi­ście o mało nie uznał mnie za nie­po­czy­tal­ne­go, za­stą­pi­li­śmy je ma­ły­mi re­ak­to­ra­mi fu­zyj­ny­mi i ża­gla­mi sło­necz­ny­mi. Pie­kiel­na Ro­mu­al­da…

 

– Je­ste­śmy sie­bie warci! – prych­ną­łem. – Nie wi­dzisz, jak się dla cie­bie sta­ram? Gdyby nie He­len­ka… Oj, już dawno otwo­rzył­bym oczy! Tylko dzię­ki temu wciąż ży­jesz i tu je­steś!

– A ty znowu swoje…

– Od dwu­dzie­stu cho­ler­nych lat pra­cu­ję, by przy­wró­cić cię do życia, a ty tak mi się od­wdzię­czasz? Pusz­cza­jąc się z Man­fre­dem?

– Co ty pie­przysz?!

– Je­steś kwan­to­wym du­chem, do ja­snej cho­le­ry!

 

Za­sia­dłem za ste­ra­mi, spraw­dzi­łem ha­mu­lec, sprzę­gło – wszyst­ko dzia­ła­ło. Usta­wi­łem lu­ster­ka i za­pią­łem pasy, a Ri­chard usiadł koło mnie. Na­de­szła pa­mięt­na chwi­la…

Wci­sną­łem przy­cisk „turbo”.

Sta­tek szarp­nął i wci­snę­ło nas w fo­te­le. Licz­nik pręd­ko­ści po­ka­zy­wał coraz więk­sze war­to­ści. Trzy­sta ki­lo­me­trów na se­kun­dę. Czte­ry­sta. Pięć­set. Pięć­set ty­się­cy.

– Zaraz im po­ka­że­my! – krzyk­ną­łem do Gran­ta. – Prze­kro­czy­my pręd­kość świa­tła!

 

– Zaraz ci po­ka­żę.

Wsta­łem i wy­sze­dłem z sa­lo­nu.

 

Zbli­ża­li­śmy się do pręd­ko­ści świa­tła. Licz­nik zwol­nił, choć tylko na chwi­lę. Gdy prze­kro­czy­my ba­rie­rę, na­bie­rze­my nie­sa­mo­wi­tej mocy. Do jej po­ko­na­nia zo­sta­ło dzie­sięć, dzie­więć…

 

Wbie­głem do kuch­ni i wy­ją­łem nóż.

 

Czte­ry, trzy…

 

– Chcesz zo­ba­czyć praw­dę? – Sia­dłem przy cho­ler­nym stole. – Patrz i po­dzi­wiaj!

 

Jeden… Zero! I…

I nic.

Le­cie­li­śmy wciąż z pręd­ko­ścią świa­tła.

– Co się dzie­je? – zdą­żył spy­tać Grant, nim jego ciało roz­pły­nę­ło się na ma­lut­kie ka­wa­łecz­ki.

Po­zry­wa­ło mu stru­ny, a ja mia­łem wra­że­nie, że zaraz po­zry­wa i moje. Nie czu­łem już ręki, nie czu­łem nóg. Zo­sta­ło mi naj­wy­żej parę se­kund…

 

Po­sta­wi­łem nóż na sztorc i ude­rzy­łem weń głową. Ostrze prze­szy­ło moje lewe oko, a po dru­gim ude­rze­niu rów­nież prawe.

– Za­do­wo­lo­na? Teraz mogę zo­stać z tobą na za­wsze! Haha!

– Je­steś pie­przo­nym wa­ria­tem!

– Teraz twoim wa­ria­tem! Ha­ha­ha! Na za­wsze!

Obraz stat­ku ko­smicz­ne­go i roz­pły­wa­ją­ce­go się Ri­char­da Gran­ta ob­ja­wił się ostat­ni raz w krót­kim bły­sku ani­hi­la­cji, po czym znik­nął na za­wsze. Na­praw­dę udało mi się zo­stać. Prze­ży­łem.

Koniec

Komentarze

Co do an­ty­nau­ko­wo­ści – nie­wie­le jej do­strze­głem. Wszyst­ko, no, nie­mal wszyst­ko, bli­skie teo­riom, hi­po­te­zom… Ale to nic w po­rów­na­niu do fi­na­łu. Lep­sze­go spo­so­bu nie dało się zna­leźć?

Co nie ozna­cza to­tal­nej kry­ty­ki. Prze­ciw­nie, bo­wiem jako ca­łość misię.

Po­zdra­wiam.

Ada­mie, czy mam to w takim razie trak­to­wać jako swój suk­ces?:D Za­pew­niam, że żaden z za­war­tych w opo­wia­da­niu ele­men­tów fi­zycz­nych jest mniej lub bar­dziej (zwy­kle bar­dziej) bez­sen­sow­ny, co naj­wy­żej tylko gę­ściej po­kry­łem go po­pu­lar­no­nau­ko­wym żar­go­nem;) Jeśli ist­nie­je taka po­trze­ba, to chęt­nie o do­wol­nym z nich opo­wiem.

I co prze­szka­dza w fi­na­le?:P

 

Dzię­ku­ję ser­decz­nie za wi­zy­tę i cie­szę się, że cisię:)

 

Слава Україні!

"… nie otwie­ra­jąc oczy …" . Może "oczu " ?

"Choć, opo­wiem ci …". A to nie miało być "Chodź, opo­wiem ci …" ?

A z tą chwi­lą to było "na­dej­szła wie­ko­pom­na …" . No gdzie ?

Hej, SPW, miło, że wpa­dłeś:)

 

"… nie otwie­ra­jąc oczy …" . Może "oczu " ?

"Choć, opo­wiem ci …". A to nie miało być "Chodź, opo­wiem ci …" ?

Dzię­ki, po­pra­wi­łem:)

A z tą chwi­lą to było "na­dej­szła wie­ko­pom­na …" . No gdzie ?

Hmmm? Chyba nie zro­zu­mia­łem:P

Слава Україні!

To miał być żart. W trze­ciej czę­ści sagi fil­mo­wej o lo­sach ro­dzi­ny Paw­la­ków, stary Paw­lak ma wy­gło­sić prze­mó­wie­nie nad gro­bem brata i plą­cze mu się język. Od­ru­cho­wo wi­dząc tekst o chwi­li, która na­de­szła za­cy­to­wa­łem. Sorry, to taka moja mała cho­ro­ba, że mam głu­pie sko­ja­rze­nia i wy­da­je mi się, że wszy­scy je mają.

A, jasne:D Nie oglą­da­łem filmu, dla­te­go nie sko­ja­rzy­łem:P

Слава Україні!

Umiesz­cze­nie an­ty­nau­ko­wo­ści tak, żeby wy­glą­da­ły praw­do­po­dob­nie, to… Po­do­ba­ło mi się i misię czy­ta­ło z za­in­te­re­so­wa­niem i uśmiech­nię­tym py­skiem. :)

Misiu, my­śla­łem, że to jest za­ło­że­nie kon­kur­su:P

Dzię­ku­ję za wi­zy­tę, cie­szę się z mi­sie­go uśmie­chu:)

Слава Україні!

Cześć Go­lodh!

 

War­stwa ję­zy­ko­wa opo­wia­da­nia wy­pa­dła bar­dzo do­brze, czy­ta­łem bez po­tknięć (no, dwa ma­lut­kie mia­łem, ale o tym niżej). Po­do­ba­ła mi się forma, w któ­rej sny/wspo­mnie­nia/prze­my­śle­nia (nie­po­trzeb­ne skre­ślić?) prze­ni­ka­ją się z bie­żą­cą akcją. Do­brze się te frag­men­ty uzu­peł­nia­ły.

 

An­ty­nau­ko­wo jest, cho­ciaż część rze­czy dla mnie, jako laika, brzmia­ło rów­nie praw­do­po­dob­nie jak do­wol­ne fak­tycz­ne teo­rie na­uko­we. 

 

Sama koń­ców­ka… Zo­stań­my przy tym, że dość prze­wi­dy­wal­na :)

 

Nie chcę o tym mówić. Nie mo­że­my przejść do omó­wie­nia pro­jek­tu?

Nie – od­parł sucho Ri­chard.

Jakby dru­gie “nie” za­mie­nić na “Czy” to zda­nie brzmi le­piej i znika po­wtó­rze­nie :)

 

Moja żona rów­no­cze­śnie żywa i mar­twa

Hmm, bra­ku­je mi w tym zda­niu orze­cze­nia. Może: Moja żona rów­no­cze­śnie była żywa i mar­twa.

 

że jej nie za­uwa­żam i nie pa­trzę na nią tak jak kie­dyś…

“Ale o co ci cho­dzi? Prze­cież je­steś nie­wi­dzial­na…” – “Do­myśl się” :D

 

Ogól­nie tekst mi się po­do­bał, cho­ciaż za­bra­kło tro­chę wo­do­try­sków :)

 

Po­zdra­wiam ser­decz­nie i życzę po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Cześć, ce­za­ry!

Przy­znam, że nie­zbyt sta­ra­łem się w pla­no­wa­niu tej koń­ców­ki, pró­bu­jąc po­sta­wić na spraw­dzo­ne roz­wią­za­nia. Część isto­ty tego tek­stu to, poza samą an­ty­nau­ko­wo­ścią, czer­pa­nie formy z kilku kon­kret­nych opo­wia­dań scien­ce-fic­tion;)

Hmm, bra­ku­je mi w tym zda­niu orze­cze­nia. Może: Moja żona rów­no­cze­śnie była żywa i mar­twa.

Hmmm… Jed­nak chyba zo­sta­wię. Mi tu rów­no­waż­nik zda­nia pa­su­je.

Ogól­nie tekst mi się po­do­bał, cho­ciaż za­bra­kło tro­chę wo­do­try­sków :)

O nie, czyż­bym po­my­lił kon­kurs an­ty­nau­ko­wy z ero­tycz­nym? D:

 

Dzię­ku­ję za wi­zy­tę i po­zdra­wiam rów­nież:)

Слава Україні!

Hej, hej,

 

tak mniej wię­cej do po­ło­wy czy­ta­ło mi się bar­dzo do­brze. Potem przy­szedł fa­bu­lar­ny prze­skok, a może skok – mak­sy­mal­ne przy­spie­sze­nie hi­sto­ri: zmon­to­wa­nie ma­szy­ny do po­dró­żo­wa­nia w cza­sie war­tej 30 mi­liar­dów do­la­rów, ro­mans żony z Man­fre­dem i nóż prze­bi­ja­ją­cy oczo­dół na finał. Po­wie­dział­bym, że od­pa­li­łeś pro­to­kół s-f bi­zar­ro :) Ja się zu­peł­nie po­gu­bi­łem.

 

Po­zdra­wiam!

Che mi sento di morir

Ach, rze­czy­wi­ście tro­chę szyb­ki ten prze­skok, pew­nie nie­po­trzeb­nie:P

Dzię­ki za po­świę­co­ny czas, Klu­czy­ku:)

Слава Україні!

Go­lo­dhu, je­stem prze­ko­na­na, że do­sko­na­le wiesz o czym na­pi­sa­łeś, na­to­miast ja muszę wy­znać, że choć czy­ta­ło się nie­źle, to nie bar­dzo po­ję­łam, o czym trak­tu­je opo­wia­da­nie.

 

Białe ścia­ny ste­ryl­ne­go po­miesz­cze­nia wy­ście­lo­ne ekra­na­mi kom­pu­te­rów. → Wy­ście­lić coś można czymś mięk­kim; oba­wiam się, że ekra­ny kom­pu­te­rów się do tego nie nada­dzą.

Pro­po­nu­ję: Białe ścia­ny ste­ryl­ne­go po­miesz­cze­nia wy­ło­żo­ne ekra­na­mi kom­pu­te­rów.

 

za­brzmiał niski, ba­so­wy głos. → Zbęd­ne do­okre­śle­nie – głos ba­so­wy jest niski z de­fi­ni­cji.

 

– … ale potem do­łą­czył do pro­jek­tu in­for­ma­ty­ków kwan­to­wych. → Zbęd­na spa­cja po wie­lo­krop­ku.

 

wdy­cha­łem za­pach jej kwie­ci­stych per­fum→ Per­fu­my nie by­wa­ją kwie­ci­ste.

Pew­nie miało być: …wdy­cha­łem za­pach jej kwia­to­wych per­fum

 

Li wy­łącz­nie dla zło­wro­gie­go efek­tu.Li tylko dla zło­wro­gie­go efek­tu.

 

dwa wy­mia­ry cza­so­we, które ukła­da­ją się w pącz­ka. → …dwa wy­mia­ry cza­so­we, które ukła­da­ją się w pącz­ek.

 

Przed moimi ocza­mi wi­dzia­łem jed­nak tylko pana Gran­ta. → Zbęd­ny za­imek.

 

Do­kład­nie! I tak jak ta­chio­ny… → Otóż to/ Wła­śnie! I tak jak ta­chio­ny

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Dokladnie;1075.html

 

nasza w końcu za­czę­ła się sypać. Ro­mu­al­da w końcu za­czę­ła→ Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

Po­sta­wi­łem nóż na sztorc i ude­rzył weń głową. → Pew­nie miało być: Po­sta­wi­łem nóż na sztorc i ude­rzyłem weń głową.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Reg, przy­kro mi to sły­szeć :/ Nie­mniej bar­dzo dzię­ku­ję Ci za po­świę­co­ny czas i zo­sta­wio­ne su­ge­stie, które bez wy­jąt­ku wy­ko­rzy­sta­łem.

Слава Україні!

Go­lo­dhu, niech Ci nie bę­dzie przy­kro, bo ak by na to nie pa­trzeć, to naj­pew­niej moja nie­wie­dza nie po­zwo­li­ła mi w pełni do­ce­nić zalet opo­wia­da­nia.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Niby wiem, ale nie­po­cie­szo­ny czy­tel­nik zo­sta­wia ranę w sercu tak czy ina­czej :<

Слава Україні!

A niech­że ta rana za­bliź­ni się jak naj­szyb­ciej!

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

a pie­nią­dze za­osz­czę­dzić na pen­sjach dok­to­ran­tów – a więc wątki re­ali­stycz­ne też tu mamy! smiley

 

Po lek­tu­rze znacz­nej czę­sci opo­wia­dań w tym ko­nur­sie mam taką re­flek­sję: kwan­ty, cza­so­we dy­la­ta­cje itp. są czę­stym mo­ty­wem. Pewno dla­te­go, że (z całym sza­cun­kiem) prze­cięt­ny zja­dacz chle­ba i tak nic z tego “na­uko­we­go beł­ko­tu” nie ro­zu­mie, więc prze­pis na bzdu­rę jest dość oczy­wi­sty – lo­so­wo utwo­rzo­ne zlep­ki zna­nych ter­mi­nów. W tym opo­wia­da­niu jed­nak sta­ra­łeś się wyjść nieco poza samo two­rze­nie bzdur­nych zlep­ków – pą­czek, lu­kier, stru­ny, itp., to ma jakąś spój­ność – i może dla­te­go bar­dzo przy­pa­dło mi do gustu. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

W ko­men­ta­rzach robię li­te­rów­ki.

a pie­nią­dze za­osz­czę­dzić na pen­sjach dok­to­ran­tów – a więc wątki re­ali­stycz­ne też tu mamy! smiley

A tak li­czy­łem, że ktoś za­uwa­ży:)

 

Tekst pi­sa­łem opie­ra­jąc się na prze­ina­cza­niu nauki, nie nazw, więc nie dzi­wię się, że zo­ba­czy­łeś tu coś in­ne­go i więk­szą spój­ność:P

Bar­dzo dzię­ku­ję za ko­men­tarz:)

Слава Україні!

Czy­ta­jąc, czu­łem tę an­ty­nau­ko­wać, choć gdy­bym miał wy­ja­śniać, na czym po­le­ga­ła, to pew­nie bym po­legł. Na­pi­sa­ne bar­dzo do­brze, fa­bu­ła wcią­ga­ją­ca. To pierw­sze opo­wia­da­nie z kon­kur­su, które prze­czy­ta­łem i tro­chę mi szko­da, że sam nie wy­star­to­wa­łem, ale inne rze­czy mają prio­ry­tet.

In­te­re­su­ją­ce po­dej­ście. Mnie naj­bar­dziej po­do­ba­ła się su­per­po­zy­cja żony. Aż się za­sta­na­wiam, czy to nie jakiś po­to­mek Schro­din­ge­ra…

Beł­kot fi­zycz­ny też nie­zły. I fi­na­ło­wa pręd­kość świa­tła.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

An­ty­nau­ka jest, choć­by w osią­gnię­ciu pręd­ko­ści świa­tła. Gdzie jesz­cze to nie mam po­ję­cia. Dla mnie brzmi to wszyst­ko wia­ry­god­nie. Su­per­po­zy­cja szy­cow­nej mał­żon­ki cudna i jesz­cze He­len­ka do tego. Chylę czoła :)

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Cześć!

 

Tekst zde­cy­do­wa­nie an­ty­nau­ko­wy, nie za­chę­ca do bycia na­ukow­cem i pięt­nu­je “bla­ski” śro­do­wi­ska aka­de­mic­kie­go ;-) Motyw z su­per­po­zy­cją Żony nie­zły, po­ka­za­ny cał­kiem po­waż­nie (przez co – imho – tro­chę nie­wy­ko­rzy­sta­ny), z pew­nym dy­stan­sem. Przy­znam, że nie sku­ma­łem co się stało i jak to się miało rów­no­le­głe­go wątku, ale do­brze (w żar­to­bli­wym słowa zna­cze­niu) ilu­stru­je to “za­wi­ło­ści” mi­kro­świa­ta.

Sceny z po­zba­wia­niem się oczu nie zro­zu­mia­łem, ale ja tylko śli­zgam się po po­wierzch­ni dwu­dzie­sto­wiecz­ne­go do­rob­ku, nie li­cząc tego czy­ta­ło się cał­kiem nie­źle, akcja trzy­ma­ła w na­pię­ciu, ab­surd co i raz wy­glą­dał zza krza­ka.

 

2P dla Cie­bie: Po­zdra­wiam i Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie!

„Po­szu­ki­wa­nie praw­dy, która, choć­by naj­gor­sza, mo­gła­by tłu­ma­czyć jakiś sens czy choć­by kon­se­kwen­cję w tym, czego je­ste­śmy świad­ka­mi wokół sie­bie, przy­no­si je­dy­ną moż­li­wą od­po­wiedź: że samo po­szu­ki­wa­nie jest, lub może stać się, ową praw­dą.” J.Kaczmar­ski

Hej!

Wy­bacz­cie zwło­kę w od­po­wie­dzi, wi­dzia­łem ko­men­ta­rze, od razu prze­czy­ta­łem i mia­łem nawet od­po­wie­dzieć, ale w fer­wo­rze róż­nych rze­czy za­po­mnia­łem:/

 

zyg­fry­dzie!

Czy­ta­jąc, czu­łem tę an­ty­nau­ko­wać, choć gdy­bym miał wy­ja­śniać, na czym po­le­ga­ła, to pew­nie bym po­legł. Na­pi­sa­ne bar­dzo do­brze, fa­bu­ła wcią­ga­ją­ca. To pierw­sze opo­wia­da­nie z kon­kur­su, które prze­czy­ta­łem i tro­chę mi szko­da, że sam nie wy­star­to­wa­łem, ale inne rze­czy mają prio­ry­tet.

Dzię­ku­ję, bar­dzo się cie­szę w takim razie, że poza an­ty­nau­ko­wo­ścią udało mi się i do­brze na­pi­sać, i za­pla­no­wać wcią­ga­ją­cą fa­bu­łę – nawet jeśli gdzieś na po­cząt­ku była ona ra­czej pre­tek­stem;)

 

Fin­klo!

In­te­re­su­ją­ce po­dej­ście. Mnie naj­bar­dziej po­do­ba­ła się su­per­po­zy­cja żony. Aż się za­sta­na­wiam, czy to nie jakiś po­to­mek Schro­din­ge­ra…

Beł­kot fi­zycz­ny też nie­zły. I fi­na­ło­wa pręd­kość świa­tła.

Żeby być pre­cy­zyj­nym, to ra­czej mu­sia­ła­by być po­tom­kiem kota Schro­din­ge­ra;)

A pręd­kość świa­tła osią­gnę­li z po­mo­cą przy­ci­sku turbo, to chyba tro­chę uwia­ry­gad­nia;)

 

Irko!

An­ty­nau­ka jest, choć­by w osią­gnię­ciu pręd­ko­ści świa­tła. Gdzie jesz­cze to nie mam po­ję­cia. Dla mnie brzmi to wszyst­ko wia­ry­god­nie. Su­per­po­zy­cja szy­cow­nej mał­żon­ki cudna i jesz­cze He­len­ka do tego. Chylę czoła :)

Dzię­ku­ję ser­decz­nie:P A gdzie jesz­cze jest – my­śla­łem, że czas w kształ­cie pącz­ka bę­dzie dość jasno an­ty­nau­ko­wy:P

 

Kra­rze!

Tekst zde­cy­do­wa­nie an­ty­nau­ko­wy, nie za­chę­ca do bycia na­ukow­cem i pięt­nu­je “bla­ski” śro­do­wi­ska aka­de­mic­kie­go ;-)

A dzię­ku­ję, tro­chę też za­le­ża­ło mi na tego wrzu­ce­niu:P

Motyw z su­per­po­zy­cją Żony nie­zły, po­ka­za­ny cał­kiem po­waż­nie (przez co – imho – tro­chę nie­wy­ko­rzy­sta­ny), z pew­nym dy­stan­sem. Przy­znam, że nie sku­ma­łem co się stało i jak to się miało rów­no­le­głe­go wątku, ale do­brze (w żar­to­bli­wym słowa zna­cze­niu) ilu­stru­je to “za­wi­ło­ści” mi­kro­świa­ta.

A to na­wią­za­nie do teo­rii wie­lo­świa­tów. Po­nie­waż żona jest w su­per­po­zy­cji, to jej stan ewo­lu­uje rów­no­le­gle – jakby żona była (kur­sy­wą) i jej nie było (nor­mal­ny tekst). Stąd i pro­fe­sor Smak lata mię­dzy dwoma sta­na­mi;)

Sceny z po­zba­wia­niem się oczu nie zro­zu­mia­łem, ale ja tylko śli­zgam się po po­wierzch­ni dwu­dzie­sto­wiecz­ne­go do­rob­ku

Tu z kolei masz jasny przy­kład kota Schro­din­ge­ra – jego stan bę­dzie jasny do­pie­ro, gdy go zo­ba­czysz. Po­zba­wia­jąc się oczu pro­fe­sor Smak usta­lił, że nigdy nie zo­ba­czy żony i za­wsze zo­sta­nie w su­per­po­zy­cji;P

 

 

Dzię­ku­ję Wam za po­świę­co­ny czas na lek­tu­rę i ko­men­ta­rze:) I jesz­cze raz wy­bacz­cie, że do­pie­ro teraz od­pi­su­ję.

Слава Україні!

Żeby być pre­cy­zyj­nym, to ra­czej mu­sia­ła­by być po­tom­kiem kota Schro­din­ge­ra;)

Uuuu! To by mu­sia­ła być na­praw­dę gruba im­pre­za. I cie­ka­we, w ja­kich po­zy­cjach można to robić z kotem bę­dą­cym w su­per­po­zy­cji…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Myślę, że w ja­kiejś su­per­sy­me­trycz­nej po­zy­cji;)

Слава Україні!

Świet­ne na­uko­we wy­tłu­ma­cze­nie dla żony, na którą nie można pa­trzeć. Po­dej­rze­wam sporo an­ty­nau­ko­wo­ści, ale fi­zy­ka to dla mnie czy­sta magia, więc nie wy­tknę pal­cem. Czy­ta­ło się świet­nie, tylko koń­ców­ka mnie za­sko­czy­ła. My­śla­łem, że już się nie ko­cha­ją, a tu takie po­świę­ce­nie.

jej kwiet­nych per­fum

Chyba kwia­to­wych.

 

Wy­pa­ro­wa­ne ciała le­żą­ce obok bo­skie;)

 

 

An­ty­nau­ko­wo cie­ka­we i za­baw­ne, oby­cza­jo­wo po­do­ba­ło mi się mniej, bo za­wi­łe i jak dla mnie zbyt za­mie­sza­ne.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Ośmior­ni­co, dzię­ku­ję! Mówią, że mi­łość i nie­na­wiść to dwie stro­ny tej samej mo­ne­ty, tak jest też za­pew­ne i tu;)

 

Am­bush, przy­zna­ję się do bycia złym uczniem – o kwia­to­wych per­fu­mach pi­sa­ła mi już reg i nawet wpro­wa­dzi­łem po­praw­kę, ale jak widać prze­pi­su­jąc i to jesz­cze źle:/ Już po­pra­wiam.

Dzię­ku­ję za lek­tu­rę i ko­men­tarz!

 

Слава Україні!

de­lek­to­wa­łem się jej aniel­skim gło­sem

 

Nieco ki­czo­wa­te.

– Mogę być z panem szcze­ry, pro­fe­so­rze Smak? – prych­nął Ri­chard Grant. – Przej­rzaw­szy pa­pie­ry mie­li­śmy kilka obiek­cji,

Wy­da­je mi się, że le­piej by pa­so­wa­ło “po przej­rze­niu”, bo to ogól­ny wnio­sek z prze­glą­da­nia, a nie do końca czyn­ność uprzed­nia.

Jak kot Schro­din­ge­ra.

Or­to­graf w na­zwi­sku.

A dla bez­pie­czeń­stwa prze­wio­złem do domu i ni­ko­mu o tym nie mó­wi­łem. A dla me­diów wy­my­śli­łem jakąś pseu­do­nau­ko­wą bajkę.

2 x “a dla”. To w ogóle nie­zbyt ładne otwar­cie.

 

Wi­nie­ty są na­pi­sa­ne ele­ganc­ko i swo­bod­nie prze­miesz­cza­ją się mię­dzy kon­wen­cja­mi. Clou opo­wia­da­nia jest dla mnie opis ku­li­nar­ny – pry­chłem bar­dzo w trak­cie.

 

Za to motyw ze­msty kwan­to­wej, o ile kon­cep­cyj­nie bar­dzo cie­ka­wy, jest jed­nak przy­go­to­wa­ny tro­chę za późno w opo­wia­da­niu, żeby to jakoś mocno ude­rzy­ło emo­cjo­nal­nie. Do­sta­ję całą hi­sto­rię związ­ku, który się psuje, do­pie­ro pod ko­niec zo­sta­je to za­ple­cio­ne z Man­fre­dem.

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Dzię­ku­ję za uwagi. Cie­szę się, że przy­pa­dła Ci do gustu moja kuch­nia. Nie ukry­wam rów­nież, że hi­sto­rię skle­ja­łem tro­chę w po­śpie­chu jako pre­tekst do po­wrzu­ca­nia rze­czy an­ty­nau­ko­wych – a wgl pi­sa­łem to w po­dob­nym sta­nie jak gra­fo­ma­nię, z tą róż­ni­cą, że osta­tecz­nie ję­zy­ko­wo się bar­dziej zga­dza­ło xD

Dzię­ku­ję rów­nież za do­ko­pa­nie do bi­blio­te­ki. I w ogóle za chęć lek­tu­ry, nawet jeśli była wy­mu­szo­na przez re­gu­la­min kon­kur­su;) xD

Слава Україні!

Witam.

Cie­ka­we po­łą­cze­nie fi­zy­ki kwan­to­wej, po­dró­ży w cza­sie i pe­ry­pe­tii mał­żeń­skich. Na końcu opo­wia­da­nia bo­ha­ter wy­kłu­wa sobie oczy, ro­zu­miem że ma to jakiś zwią­zek z tym, że ob­ser­wa­tor wpły­wa na obiekt ba­da­ny. Skoro ktoś nie ma oczu, to nim nie jest. Bo­ha­ter dzię­ki temu prze­żył. Cie­ka­wy po­mysł.

Ogól­nie dobre opo­wia­da­nie. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie.

Po­zdra­wiam.

Fe­niks 103.

au­da­ces for­tu­na iuvat

Cześć, fe­nik­sie!

Do­sko­na­le od­czy­tu­jesz po­mysł na końcu opo­wia­da­nia! Bar­dzo dzię­ku­ję za wi­zy­tę, ży­cze­nia i rów­nież po­zdra­wiam! Cie­szę się, że się po­do­ba­ło:)

Слава Україні!

Po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

:)

Слава Україні!

Hej,

 

Fajna, do­brze na­pi­sa­na hi­sto­ria. W sumie poza koń­ców­ką to nie do­strze­gam tu za dużo an­ty­nau­ko­wo­ści xD (nie, że jej nie ma, tylko że mu­siał­bym zer­k­nąć do wiki czy gdzieś) → co oczy­wi­ście jak dla mnie jest dużą za­le­tą tek­stu.

 

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie :)

Tyle do­sta­łem ta­kich ko­men­ta­rzy, że aż się za­sta­na­wiam, czy prze­pu­ści­li­by mi ten tekst np. w kon­kur­sie PFFN. Może kie­dyś spró­bu­ję xD

Dzię­ki za wi­zy­tę i miłe słowo:)

Слава Україні!

Cześć! Cie­ka­wy po­mysł z dwoma wąt­ka­mi, choć przy­znam, że tro­chę po­gu­bi­łam się co było kiedy. Co do an­ty­nau­ki, fak­tycz­nie można by dys­ku­to­wać ile jej tu jest, ale to temu, że uży­wasz głów­nie nie do końca zba­da­nych teo­rii. Kto wie, może za pa­rę­dzie­siąt lat okaże się, że prze­wi­dzia­łeś przy­szłość ;) Ale, że teraz mamy teraz, to ja tu widzę po­kaź­ną dawkę an­ty­nau­ki. I cał­kiem ładny, przy­jem­ny tek­ścik. Po­wo­dze­nia i po­zdra­wiam.

"Naucz ich żeby się nie bali. Strach przy­da­je się w nie­wiel­kich daw­kach, ale kiedy to­wa­rzy­szy ci stale, przy­tła­cza, za­czy­na pod­wa­żać to kim je­steś i nie po­zwa­la stwier­dzić co jest służ­ne a co nie."

Cześć:) Od­po­wiem prze­wrot­nie, że ra­czej nie ma szans na speł­nie­nie się tych prze­po­wied­ni:P W tym sens ca­łe­go kon­kur­su (chyba), żeby od­róż­nić prze­wi­dy­wa­nia re­ali­stycz­ne (na­leż­ne w ja­kimś stop­niu sf) i te nie­re­ali­stycz­ne, an­ty­nau­ko­we. W tym wy­pad­ku rze­czy­wi­ście od­wo­łu­ję się do teo­rii nie­zba­da­nych, ale rów­nież tych zba­da­nych, i w obu przy­pad­kach omi­jam ich lo­gi­kę i prze­wi­dy­wa­nia sze­ro­kim łu­kiem;)

Cie­szę się, że się po­do­ba­ło; dzię­ki za ko­men­tarz i wi­zy­tę.

Слава Україні!

Nowa Fantastyka