- Opowiadanie: cezary_cezary - Mrok, który w nas tkwi, czyli krótka rzecz o Wszechmogącym, prezentacji w power poincie i oddziale zamkniętym

Mrok, który w nas tkwi, czyli krótka rzecz o Wszechmogącym, prezentacji w power poincie i oddziale zamkniętym

Opo­wia­da­nie w nieco od­mien­nym tonie niż do­tych­czas. Za­wie­ra (mam na­dzie­ję!) je­dy­nie ho­me­opa­tycz­ne ilo­ści ab­sur­du.

 

Ogrom­ne po­dzię­ko­wa­nia dla be­tu­ją­cych – Barda i Edwar­da! (rym nie­za­mie­rzo­ny) :)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Mrok, który w nas tkwi, czyli krótka rzecz o Wszechmogącym, prezentacji w power poincie i oddziale zamkniętym

Otwie­ram oczy, ale nie do­strze­gam ni­cze­go, poza czar­ną, nie­prze­nik­nio­ną pust­ką. Przez dłuż­szą chwi­lę trwam w tym sta­nie, gdy nagle na ho­ry­zon­cie po­ja­wia się mały świe­cą­cy punkt. Dwa wde­chy po­wie­trza póź­niej mi­go­cze ko­lej­ny, zaraz są już czte­ry, pięć, sześć… Po­cząt­ko­we uczu­cie wy­tchnie­nia spo­wo­do­wa­ne po­ja­wie­niem się ni­kłych źró­deł świa­tła, szyb­ko prze­mi­ja, teraz zaś czuję je­dy­nie na­ra­sta­ją­cą iry­ta­cję. Bu­zu­je mi w gło­wie, pod­szep­tu­je groź­ne myśli. Wresz­cie nie wy­trzy­mu­ję, uno­szę rękę w ge­ście prze­mo­cy, je­stem już gotów znisz­czyć świa­teł­ka jed­nym ru­chem, jak­bym strą­cał pion­ki z sza­chow­ni­cy. Wtem czuję, że nie­zna­na siła mnie po­wstrzy­mu­je. Sły­szę głos, wwier­ca mi się w czasz­kę ni­czym wier­tło.

– Le­d­wie się obu­dzi­łeś i już pla­nu­jesz za­gła­dę? – Usły­sza­łem.

– Kim je­steś i z ja­kie­go po­wo­du mi prze­ry­wasz? Czy nie do­strze­gasz, że cier­pię? – za­py­ta­łem nie­zna­ną po­stać, którą ota­cza­ła złota po­świa­ta. Zmru­ży­łem oczy, żeby do­kład­niej się przyj­rzeć. Nie­zna­jo­my oka­zał się po­staw­nym męż­czy­zną o dłu­gich sre­brzy­stych wło­sach i bro­dzie. Ubra­ny był w zwiew­ną białą szatę. 

– Znasz mnie, je­stem De­miur­giem, stwór­cą świa­ta i ludz­ko­ści. Jed­nak to nie jest pra­wi­dło­we py­ta­nie – od­po­wie­dział. – Po­sta­raj się bar­dziej, wiem, że stać cię na wię­cej.

– Niech bę­dzie – rzu­ci­łem nie­dba­le usi­łu­jąc oka­zać nie­uprzej­me­mu to­wa­rzy­szo­wi lek­ce­wa­że­nie. – W takim razie… Kim ja je­stem?

– Bar­dzo do­brze. – De­miurg uśmiech­nął się z wy­ra­zem apro­ba­ty w oczach. – Ty je­steś moim prze­ci­wień­stwem, nie no­sisz praw­dzi­we­go imie­nia, ale le­gen­dy mówią o tobie jako o Try­bu­nie Końca.

– Jakie le­gen­dy?

– Wszyst­ko od­kry­jesz, w swoim cza­sie.

– Te małe iry­tu­ją­ce punk­ty w od­da­li, czym one są? – Skrzy­wi­łem się do­ty­ka­jąc dłoń­mi głowę.

– To są lu­dzie.

– Nie­na­wi­dzę ich – przy­zna­łem.

– Wiem – wes­tchnął De­miurg. – Dla­te­go ześlę cię na Zie­mię, mię­dzy nich. Może jak ich le­piej po­znasz, to zmie­nisz swoje na­sta­wie­nie.

– Co? Jak? – pró­bo­wa­łem krzyk­nąć, ale za­la­ła mnie fala świa­tła, a potem po­now­nie na­sta­ła ciem­ność.

 

***

Otwie­ram oczy, ale nie do­strze­gam ni­cze­go, pro­mie­nie sło­necz­ne sku­tecz­nie mnie ośle­pia­ją. Klnę pod nosem i wy­cią­gam z torby etui na oku­la­ry prze­ciw­sło­necz­ne. W środ­ku znaj­du­ją się moje wy­słu­żo­ne ray bany, na­kła­dam je po­spiesz­nie i mogę iść dalej. Moja praca, po­dob­nie jak całe życie, nie jest usła­na ró­ża­mi, ale roz­go­rza­ła we mnie na­dzie­ja, że los się wresz­cie od­wró­ci. Wszyst­ko roz­strzy­gnie się w ciągu na­stęp­nych kil­ku­dzie­się­ciu minut.

Do­bie­głem na spo­tka­nie, na któ­rym mia­łem przed­sta­wić dużą pre­zen­ta­cję, pod­su­mo­wa­nie ostat­nie­go mie­sią­ca pracy. Szli­fo­wa­łem slaj­dy wie­czo­ra­mi przez bity ty­dzień, po­pra­wia­łem też słow­nic­two na zgod­ne ze słow­ni­kiem ję­zy­ka pol­skie­go, nie mo­głem sobie po­zwo­lić na naj­mniej­sze po­tknię­cie. Żeby przy­cią­gnąć uwagę od­bior­ców, po­sta­no­wi­łem po­sta­wić na mocny, wręcz szo­ku­ją­cy prze­kaz. Dla spo­tę­go­wa­nia efek­tu część slaj­dów opa­trzy­łem ilu­stra­cja­mi przed­sta­wia­ją­cy­mi ka­ta­kli­zmy, de­for­ma­cje ciała u nie­mow­la­ków, czy zbio­ro­we mo­gi­ły. Nie były to może ob­ra­zy lek­kie w od­bio­rze, ale zde­cy­do­wa­nie za­pa­da­ły w pa­mięć. 

W sali kon­fe­ren­cyj­nej ze­brał się już cały czte­ro­oso­bo­wy za­rząd, moja dzi­siej­sza wi­dow­nia. Sie­dzie­li przy stole, ema­no­wa­ła od nich oso­bli­wa mie­szan­ka wro­go­ści i pa­te­ty­zmu, zu­peł­nie jakby, szy­ku­jąc się do walki, do­sie­dli po­tęż­nych ru­ma­ków ufor­mo­wa­nych ze skóry, me­ta­lu i pla­sti­ku. Nie ukry­wam, za­czą­łem się pocić, a serce wa­li­ło mi jak osza­la­łe. Jed­nak, gdy tylko za­bra­łem głos, stres mo­men­tal­nie opadł. Byłem w swoim ży­wio­le, do­słow­nie pły­ną­łem z prą­dem. Slaj­dy prze­rzu­ca­łem jak wir­tu­oz, nie tra­ci­łem przy tym płyn­no­ści wy­po­wie­dzi. Do­tar­łem do czter­dzie­stej czwar­tej stro­ny, gdy po­czu­łem nie­spo­dzie­wa­ne mro­wie­nie, coś było bar­dzo nie w po­rząd­ku. Jest zbyt cicho, po­my­śla­łem. Otak­so­wa­łem wzro­kiem obec­nych, zna­ko­mi­ta więk­szość w ogóle mnie nie słu­cha­ła, po­chło­nię­ta swo­imi spra­wa­mi.

Po­czu­łem krew bu­zu­ją­cą w ży­łach i pły­ną­cą wart­kim stru­mie­niem w górę. Oczy za­szły mi czer­wie­nią, a od­dech przy­spie­szył. W mgnie­niu oka wsko­czy­łem na stół. Człon­ko­wie za­rzą­du pa­trzy­li na ten ob­ra­zek w wy­raź­nej kon­ster­na­cji, wy­ra­zy ich twa­rzy su­ge­ro­wa­ły, że nie wie­dzą, czy to jest ele­ment mo­je­go wy­stą­pie­nia, czy może zu­peł­nie zwa­rio­wa­łem.

Przez krót­ką chwi­lę pa­trzy­łem na nich z góry, gdy do­strze­głem, że jedna z obec­nych ko­biet w dal­szym ciągu nie zwra­ca na mnie uwagi, cał­ko­wi­cie po­chło­nię­ta tre­ścią wy­świe­tla­ną na ekra­nie smar­tfo­na. Na ręce miała za­cze­pio­ną czer­wo­ną nitkę, którą usil­nie eks­po­no­wa­ła. W jakim celu?, po­my­śla­łem. Czara go­ry­czy zo­sta­ła prze­la­na, za­wy­łem jak zwie­rzę i wsko­czy­łem na nią. W mojej gło­wie wy­brzmia­ły setki gło­sów, wszyst­kie razem i każdy z osob­na na­wo­ły­wa­ły do prze­mo­cy. Pod­da­łem się tym gło­som, gry­złem, szar­pa­łem i okła­da­łem pię­ścia­mi, bez wy­raź­ne­go celu, ale i bez wy­tchnie­nia. Ko­bie­ta usi­ło­wa­ła się wy­zwo­lić, ale nie miała szans w star­ciu z ro­słym męż­czy­zną. Po­cząt­ko­wo bła­ga­ła o pomoc, ale wkrót­ce utra­ci­ła zdol­ność mowy, więc po­zo­sta­ły jej wy­łącz­nie okrzy­ki prze­ra­że­nia. W tym mo­men­cie po­zo­sta­li mieli już pew­ność, że prze­ży­wam cięż­ką formę za­ła­ma­nia ner­wo­we­go, więc ktoś we­zwał ochro­nę. Jed­no­cze­śnie nikt nie kwa­pił się do ra­to­wa­nia ko­le­żan­ki, naj­wy­raź­niej w oba­wie o za­bru­dze­nie wła­sne­go gar­ni­tu­ru.

Gdy ochro­nia­rze wbie­gli do sali, byłem już zu­peł­nie po­chło­nię­ty przez żądzę mordu, zwło­ki mojej pierw­szej ofia­ry le­ża­ły zma­sa­kro­wa­ne na pod­ło­dze, a ja wy­pa­try­wa­łem już ko­lej­ne­go obiek­tu ze­msty. Byłem jed­no­cze­śnie dwie­ma po­sta­cia­mi, za­krwa­wio­nym sza­leń­cem do­ko­nu­ją­cym osta­tecz­ne­go aktu prze­mo­cy i bez­stron­nym ob­ser­wa­to­rem, znaj­du­ją­cym się nieco z boku. Po­czu­łem jak coś twar­de­go ude­rza mnie w po­ty­li­cę, moje obie jaź­nie zlały się po­now­nie w jedną ca­łość, a potem świa­tło zga­sło.

 

***

Otwie­ram oczy, ale nie do­strze­gam ni­cze­go. O tej porze świa­tła Za­kła­du Psy­chia­trycz­nego są zu­peł­nie wy­ga­szo­ne. Ostat­nie ty­go­dnie pa­mię­tam jak przez mgłę. Wiem, że jakiś czas po za­mor­do­wa­niu ko­bie­ty z za­rzą­du prze­by­wa­łem w aresz­cie śled­czym jako enka, czyli za­trzy­ma­ny szcze­gól­nie nie­bez­piecz­ny. Przy­po­mi­nam sobie, że w tym cza­sie wie­lo­krot­nie byłem bity przez funk­cjo­na­riu­szy, ale nie mam pew­no­ści ile razy. W trak­cie aktów bez­pre­ce­den­so­wej prze­mo­cy oplu­wa­li mnie, okre­śla­li mia­nem be­stii oraz przy­pi­sy­wa­li mi za­cho­wa­nia rów­nie obrzy­dli­we, co bez­boż­ne i myślę, że nie my­li­li się w tej oce­nie.

Z mro­ków po­miesz­cze­nia do­bie­ga do­no­śne chra­pa­nie, któ­re­go źró­dłem jest mój współ­lo­ka­tor. Nie pa­mię­tam jego imie­nia, cho­ciaż je­stem głę­bo­ko prze­ko­na­ny, że mi się przed­sta­wiał, praw­do­po­dob­nie wię­cej niż raz. Ogar­nia mnie zna­jo­me uczu­cie bez­gra­nicz­nej wście­kło­ści. Ile bym dał za moż­li­wość usu­nię­cia źró­dła uciąż­li­we­go ha­ła­su! Nie­ste­ty, je­stem sku­tecz­nie przy­mo­co­wa­ny do łóżka, moje ruchy są ogra­ni­czo­ne.

Za­miast prze­mo­cy ucie­kam się do aktu de­spe­ra­cji, wy­da­ję dziki, wręcz nie­ludz­ki, sko­wyt i wzy­wam po­mo­cy. Z od­da­li sły­szę ner­wo­we ruchy, a na­stęp­nie stu­kot butów. Drzwi otwo­rzy­ły się z hu­kiem, ktoś za­pa­lił świa­tło. Ból spo­wo­do­wa­ny nagłą ja­sno­ścią był nie do znie­sie­nia.

– Co tu się dzie­je? – wy­dy­szał sa­ni­ta­riusz.

– Ucisz­cie go albo ja to zro­bię! – krzyk­ną­łem w od­po­wie­dzi, przy oka­zji bu­dząc współ­lo­ka­to­ra.

– Dzień dobry, czy to już pora na leki? – za­py­tał za­spa­nym gło­sem.

– Fał­szy­wy alarm, psy­chol spod piąt­ki na­ro­bił nie­po­trzeb­ne­go ra­ba­nu – po­wie­dział sa­ni­ta­riusz do krót­ko­fa­lów­ki. – Jesz­cze jeden taki numer, a za­mknie­my cię w izo­lat­ce, ro­zu­miesz?

– Droga wolna – par­sk­ną­łem w od­po­wie­dzi, po czym kątem oka do­strze­głem ogrom­ne­go żuka spa­ce­ru­ją­ce­go swo­bod­nie po pa­ra­pe­cie. Byłem wstrzą­śnię­ty. – Czy ty też go do­strze­gasz? – za­py­ta­łem i wska­za­łem owada pal­cem.

Pra­cow­nik za­kła­du nawet nie spoj­rzał w kie­run­ku okna, za­miast tego po­ki­wał z dez­apro­ba­tą, mach­nął ręką, po czym wy­łą­czył świa­tło i wy­szedł z po­miesz­cze­nia.

– O co ten cały hałas? – za­py­tał współ­lo­ka­tor.

– O twoje chra­pa­nie. Do­pro­wa­dza mnie do szału.

– Masz ci los, to ja chra­pię? Nie wie­dzia­łem, prze­pra­szam bar­dzo.

Nic nie od­po­wie­dzia­łem, le­ża­łem na wznak i pró­bo­wa­łem prze­nik­nąć wzro­kiem ciem­ność, która po­now­nie za­pa­no­wa­ła do­oko­ła.

– Dla­cze­go cię tu za­mknę­li? – za­ga­ił współ­lo­ka­tor. Było to o tyle dziw­ne, że w jed­nym po­ko­ju prze­by­wa­li­śmy od ty­go­dnia i do­tych­czas nie prze­ja­wiał żad­nej woli do­wie­dze­nia się o mnie cze­go­kol­wiek.

– Wi­dzia­łem wszyst­ko i do­zna­łem wszyst­kie­go – od­po­wie­dzia­łem fi­lo­zo­ficz­nie.

– A kon­kret­nie? – Współ­lo­ka­tor nie od­pusz­czał.

– Cóż, wy­cho­dzi na to, że po­zba­wi­łem życia pewną pa­skud­ną ko­bie­tę.

– Z ja­kie­go po­wo­du?

– Po­trak­to­wa­ła mnie jak śmie­cia, a ja tak bar­dzo się sta­ra­łem… – Nawet nie wiem, kiedy za­czą­łem pła­kać.

– Ro­zu­miem. Można by uznać, że wy­świad­czy­łeś świa­tu przy­słu­gę. Po­wi­nie­neś do­stać medal, a za­miast tego zo­sta­łeś za­mknię­ty, ni­czym zra­nio­na be­stia. Świat zu­peł­nie zszedł na psy. – Współ­lo­ka­tor wes­tchnął gło­śno, po czym ucichł zu­peł­nie. Chwi­lę póź­niej po­now­nie za­czął chra­pać.

Przez pierw­szych kilka minut umie­jęt­nie za­cho­wy­wa­łem spo­kój, osta­tecz­nie byłem już czę­ścio­wo przy­go­to­wa­ny na do­zna­nia dźwię­ko­we, ja­ki­mi ra­czył mnie to­wa­rzysz. Z cza­sem jed­nak, gdy upo­rczy­wy od­głos nie tylko nie za­ni­kał, ale wręcz na­bie­rał na sile, za­czę­ła ogar­niać mnie iry­ta­cja. Chwi­lę póź­niej byłem już zu­peł­nie wście­kły.

Za­ci­sną­łem zęby, w uszach dud­ni­ło mi od przy­spie­szo­ne­go bicia serca. Po­mi­mo pa­nu­ją­cej w po­miesz­cze­niu zu­peł­nej ciem­no­ści za­czą­łem wi­dzieć czer­wo­ną po­świa­tę. Przy­gry­złem wargę, do ust na­pły­nę­ła mi krew, była me­ta­licz­na w po­sma­ku, ale nie prze­szka­dza­ło mi to. Szarp­ną­łem gwał­tow­nie ręką, po chwi­li ko­lej­ny raz. Za któ­rymś razem ze­rwa­łem ogra­ni­cza­ją­ce mnie pasy i inne blo­ka­dy, byłem wolny. W pierw­szej re­ak­cji pla­no­wa­łem uciec, jed­nak współ­lo­ka­tor nie prze­sta­wał chra­pać. Chwy­ci­łem krze­sło i za­czą­łem okła­dać le­żą­ce­go męż­czy­znę. Trzask pę­ka­ją­cych kości wy­brzmie­wał mi w gło­wie ni­czym sym­fo­nia grana przez or­kie­strę smycz­ko­wą. Była to me­lo­dia jed­no­cze­śnie pięk­na i nie­po­ko­ją­ca.

Za­alar­mo­wa­ny od­gło­sa­mi sa­ni­ta­riusz wró­cił do po­ko­ju, na mój widok, ca­łe­go we krwi sto­ją­ce­go z po­ła­ma­nym krze­słem nad zma­sa­kro­wa­ny­mi zwło­ka­mi, aż za­kwi­lił. Mo­men­tal­nie jed­nak się otrzą­snął i wy­cią­gnął pałkę. W tym mo­men­cie nie li­czył się nikt i nic, pier­wot­ny in­stynkt na­ka­zy­wał mi za­ata­ko­wać sa­ni­ta­riu­sza, jed­nak on był szyb­szy. Wy­pro­wa­dził jedno ude­rze­nie, potem ko­lej­ne i jesz­cze jedno, w efek­cie czego zwa­li­łem się z hu­kiem na pod­ło­gę.

Gdy tak le­ża­łem, nie­spo­dzie­wa­nie przez myśl prze­szło mi, że prze­moc może nie być roz­wią­za­niem. Ta pry­mi­tyw­na forma re­la­cji z dru­gim czło­wie­kiem do­tych­czas przy­nio­sła mi wię­cej złego niż do­bre­go i je­że­li chcę od­ci­snąć na świe­cie pięt­no, to moż­li­we, że będę zmu­szo­ny zmie­nić po­dej­ście. Gdy mój opraw­ca wy­pro­wa­dził osta­tecz­ne ude­rze­nie, a pałka się­gnę­ła mojej skro­ni, mo­men­tal­nie za­pa­no­wa­ła cisza i na­sta­ła ciem­ność.

 

***

Otwie­ram oczy, nade mną stoi De­miurg i przy­glą­da mi się ba­daw­czo.

– Wró­ci­łeś – stwier­dził, niby od nie­chce­nia.

– Tak, wró­ci­łem – po­twier­dzi­łem. – W do­dat­ku przy­po­mnia­łem sobie wiele rze­czy, które pró­bo­wa­łeś usu­nąć z mojej głowy, ojcze.

– Jak się tego do­my­śli­łeś?

– To nie­istot­ne, je­stem tutaj, po­nie­waż ocze­ku­ję od­po­wie­dzi. Żad­ne­go zbęd­ne­go klu­cze­nia, sa­mych fak­tów.

– Do­brze, wszyst­ko ci wy­tłu­ma­czę – wes­tchnął De­miurg – ale za­cznij­my od naj­waż­niej­sze­go. Czy zmie­ni­łeś zda­nie?

– W kwe­stii?

– Za­gła­dy ludz­ko­ści, niby ja­kiej innej?!

– Prze­by­wa­nie po­mię­dzy śmier­tel­ni­ka­mi otwo­rzy­ło mi oczy na sze­reg pro­ble­mów i nie­ści­sło­ści, ale ow­szem, zmie­ni­łem zda­nie. Nie uwa­żam już żeby ko­niecz­ne było się­ga­nie po me­to­dy osta­tecz­ne. Dzie­je czło­wie­ka to nie­uchron­ny pęd ku sa­mo­za­gła­dzie, to fakt. Myślę jed­nak, że ów pęd można skie­ro­wać na od­po­wied­nie tory. To bę­dzie na­tu­ral­nie wy­ma­ga­ło dzia­łań nieco sub­tel­niej­szych od two­ich, stary oszu­ście.

– O czym ty mó­wisz? – De­miurg wy­da­wał się wstrzą­śnię­ty moimi oskar­że­nia­mi.

– Na­praw­dę muszę tłu­ma­czyć? Jak sobie ży­czysz. Wi­dzisz, prze­by­wa­łem na ziemi wy­star­cza­ją­co długo… Wiesz co zo­ba­czy­łem? Cier­pie­nie, całą masę cier­pie­nia. Dzie­ci umie­ra­ją­ce z głodu albo na no­wo­two­ry. – Nie cze­ka­łem na re­ak­cję, tylko kon­ty­nu­owa­łem ty­ra­dę. – Po­wo­dzie, hu­ra­ga­ny, trzę­sie­nia ziemi i inne klę­ski ży­wio­ło­we. No i oczy­wi­ście, w za­sa­dzie na deser, wiel­kie wojny. Ro­zu­miem, że mia­łeś w tym cza­sie wolne? Spro­wa­dzi­łeś na ludz­kość tyle cier­pie­nia… Uwa­żam za wręcz iro­nicz­ne, że po tym wszyst­kim, to ja je­stem po­strze­ga­ny jako zły. 

– Nic nie ro­zu­miesz… – pró­bo­wał się wy­tłu­ma­czyć, ale nie dałem mu szan­sy.

Zwło­ki De­miur­ga za­sty­gły na pod­ło­dze z wy­ra­zem głę­bo­kie­go za­sko­cze­nia. Kop­ną­łem je dwu­krot­nie, czę­ścio­wo dla pew­no­ści, a tro­chę z po­wo­du mści­wej sa­tys­fak­cji. Mo­głem po­cze­kać na wy­ja­śnie­nia, ale, zna­jąc życie, i tak bym ich nie uzy­skał, prze­szło mi przez myśl.

– Z jedną rze­czą się po­my­li­łeś, wiesz? – za­py­ta­łem bar­dziej próż­nię niż le­żą­ce nie­opo­dal tru­chło. – Nie je­stem żad­nym Try­bu­nem Końca. Po­strze­gam się bar­dziej jako Zwia­stu­na Po­cząt­ku. 

Wy­cią­gną­łem rękę w kie­run­ku Ziemi i gwał­tow­nie za­ci­sną­łem pięść. Moich uszu do­bie­gły po­je­dyn­cze od­gło­sy bólu i cier­pie­nia, sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ca to była me­lo­dia. Po­ku­sa była ogrom­na, jed­nak zwol­ni­łem uścisk na nie­wi­docz­nym bycie. Dźwię­ki mo­men­tal­nie usta­ły. Po­sta­no­wi­łem, że nie po­dą­żę ścież­ką wy­zna­czo­ną przez ojca. De­miurg do sa­me­go końca nie był zdol­ny by pojąć, że nie je­stem taki jak on. Nie cał­kiem. Co wię­cej, w swo­jej lek­ko­myśl­no­ści stwo­rzył czło­wie­ka na mój wzór i po­do­bień­stwo, a to ozna­cza, że za­wsze bę­dzie dla niego na­dzie­ja. Lu­dzie nie są źli, są zwy­czaj­nie nie­wła­ści­wie za­rzą­dza­ni. A ja to zmie­nię.

Koniec

Komentarze

Mocne, okrut­ne, bo­go­bój­cze. Nawet cał­kiem nie­źle na­pi­sa­ne, choć zda­nie “Trzy ude­rze­nia serca póź­niej zwło­ki De­miur­ga za­sty­gły na pod­ło­dze w wy­ra­zie głę­bo­kie­go za­sko­cze­nia.” to bym na­pi­sał od po­cząt­ku. Bo hmmm, nie­sie jak dla mnie nawet, zbyt wiel­ki ła­du­nek za­po­wie­dzia­ne­go przez Cie­bie na wstę­pie ab­sur­du.;).

Druga spra­wa: De­miurg. Ów ide­al­ny byt stwo­rzo­ny in­te­lek­tu­al­nie przez bo­daj­że Pla­to­na nie jest rów­no­znacz­ny z Bo­giem. No chyba, że wsze­dłeś w poj­mo­wa­nie tegoż po­ję­cia znacz­nie bliż­sze póź­niej­szym ideom gno­sty­ków. Ale i tu nie do końca pa­su­je w opi­sa­nym przez Cie­bie kon­tek­ście. Ale – to Twoje opko i po­mysł. Zna­czy – masz świę­te prawo:).

I trze­cia spra­wa: obraz szpi­ta­la dla psy­chicz­nie i ner­wo­wo cho­rych. Jak dla mnie wada naj­więk­sza. W cza­sach dzi­siej­szych (a w twym opku są dzi­siej­sze, boć to czasy pre­zen­ta­cji w kor­po­ra­cjach ;) – jest ab­so­lut­nie nie­praw­dzi­wy. Co znie­nac­ka i nie­ste­ty – cał­ko­wi­cie – obu­dzi­ło we mnie kry­te­rium nie­wia­ry. A szko­da. Gdy­byś miał kie­dyś tro­chę czasu, po­le­cam lek­tu­rę wspa­nia­łej książ­ki z lat 70. XX wieku – “Obłęd” Je­rze­go Krzysz­to­nia. Dzie­ło , wg mnie, godne li­te­rac­kiej na­gro­dy Nobla.

Pozdr.

 

Już tylko spo­kój może nas ura­to­wać

Cześć Ry­ba­ku z cy­fer­ką 3 :)

 

Dzię­ku­ję za bły­ska­wicz­ną lek­tu­rę i ko­men­tarz :)

 

De­miurg. Ów ide­al­ny byt stwo­rzo­ny in­te­lek­tu­al­nie przez bo­daj­że Pla­to­na nie jest rów­no­znacz­ny z Bo­giem. No chyba, że wsze­dłeś w poj­mo­wa­nie tegoż po­ję­cia znacz­nie bliż­sze póź­niej­szym ideom gno­sty­ków. Ale i tu nie do końca pa­su­je w opi­sa­nym przez Cie­bie kon­tek­ście.

Boga można poj­mo­wać na wiele spo­so­bów. Moją in­ten­cją było przed­sta­wie­nie stwo­rzy­cie­la, a czy ko­niecz­nie musi on sta­no­wić boga w ro­zu­mie­niu, dajmy na to, ka­to­lic­kim?… :) EDIT: W każ­dym razie, moim za­mie­rze­niem było przed­sta­wie­nie za­rów­no De­miur­ga jak i nar­ra­to­ra w cha­rak­te­rze moż­li­wie uni­wer­sal­nym. Niech się czy­tel­nik trosz­kę po­mę­czy z in­ter­pre­ta­cja­mi :)

 

obraz szpi­ta­la dla psy­chicz­nie i ner­wo­wo cho­rych. Jak dla mnie wada naj­więk­sza. W cza­sach dzi­siej­szych (a w twym opku są dzi­siej­sze, boć to czasy pre­zen­ta­cji w kor­po­ra­cjach ;) – jest ab­so­lut­nie nie­praw­dzi­wy.

Opo­wia­da­nie piszę z per­spek­ty­wy nar­ra­to­ra, który w okre­ślo­ny spo­sób po­strze­ga rze­czy­wi­stość :) Zgo­dzę się, że szpi­ta­le psy­chia­trycz­ne obec­nie tak nie wy­glą­da­ją :)

 

Raz jesz­cze dzię­ki i po­zdra­wiam :)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Ce­za­ry­_Ce­za­ry przy­by­wam z ko­men­ta­rzem po be­to­wym. Świet­nie wzbu­dzasz cie­ka­wość czy­tel­ni­ka nie wy­ja­śnia­jąc kim jest bo­ha­ter. Śle­dze­nie po­czy­nań bo­ha­te­ra na ziemi, jest cie­ka­we. No bo, kto nigdy nie miał ocho­ty za tłuc kogoś go­ły­mi pię­ścia­mi, niech pierw­szy rzuci we mnie pre­zen­ta­cją :D. Koń­ców­ka świet­nie do­peł­nia opo­wia­da­nie, kli­kam i po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Dzię­ku­ję Bar­dzie za betę, ko­men­tarz i klika ;)

 

No bo, kto nigdy nie miał ocho­ty za tłuc kogoś go­ły­mi pię­ścia­mi, niech pierw­szy rzuci we mnie pre­zen­ta­cją :D

Żeby to raz… :P

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Mrok do­strze­głam, ale ko­lej­ne wy­pad­ki – po­cząt­ko­wa roz­mo­wa z De­miur­giem, pre­zen­ta­cja i seria za­bójstw, sku­tecz­nie za­ciem­ni­ły spra­wę.

 

Moja praca, po­dob­nie jak całe moje życie… → Czy drugi za­imek jest ko­niecz­ny?

 

Wszyst­ko roz­strzy­gnie na­stęp­nych kil­ka­dzie­siąt minut. → Czy na pewno mi­nu­ty mogą coś roz­strzy­gać, czy ra­czej coś roz­strzy­ga się w ciągu kil­ku­dzie­się­ciu minut?

 

prze­by­wa­łem w Aresz­cie Śled­czym… → …prze­by­wa­łem w aresz­cie śled­czym

 

moje ruchy są skrę­po­wa­ne. → Skrę­po­wa­ny może być ktoś, ale nie jego ruchy. Skrę­po­wa­nie może unie­moż­li­wiać ruchy.

 

Przy­gry­złem wargę, do buzi na­pły­nę­ła mi krew… → Przy­gry­złem wargę, do ust na­pły­nę­ła mi krew

Buzię mają dzie­ci.

 

Z któ­rymś razem ze­rwa­łem ogra­ni­cza­ją­ce mnie pasy… → Za któ­rymś razem ze­rwa­łem ogra­ni­cza­ją­ce mnie pasy

 

Zwło­ki De­miur­ga za­sty­gły na pod­ło­dze w wy­ra­zie głę­bo­kie­go za­sko­cze­nia.Zwło­ki De­miur­ga za­sty­gły na pod­ło­dze, z wy­ra­zem głę­bo­kie­go za­sko­cze­nia.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cześć Re­gu­la­to­rzy, jak za­wsze ser­decz­nie dzię­ku­ję Ci za od­wie­dzi­ny i ła­pan­kę. Czło­wiek czyta tekst wiele razy, za każ­dym razem coś po­pra­wia, a potem i tak po­zo­sta­ną ba­bo­le. Wska­za­ne przez Cie­bie wy­eli­mi­no­wa­łem. 

 

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Bar­dzo pro­szę, Ce­za­ry, miło mi, że mo­głam się przy­dać. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Prze­czy­ta­łem. Szu­ka­łem cze­goś lek­kie­go, więc źle tra­fi­łem. Na­le­ża­ło czy­tać tagi. Po­zdra­wiam.

Re­gu­la­to­rzy, jak za­wsze :)

 

Koalo, przy­kro mi, że za­wio­dłem Twoje ocze­ki­wa­nia :( Acz­kol­wiek fak­tycz­nie ostrze­ga­łem w ta­gach…

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Cho­ciaż nie je­stem zwo­len­nicz­ką opo­wia­dań z opi­sa­mi prze­mo­cy, to muszę przy­znać, że czy­ta­łam z cie­ka­wo­ścią. Po­da­łeś to w taki spo­sób, że cięż­ko się było ode­rwać. I o to cho­dzi, praw­da? :D Niby krót­ko i zwięź­le, ale jed­no­cze­śnie in­te­re­su­ją­co! Po­zdra­wiam wio­sen­nie! :) 

Hej Jol­kaK! :) 

 

Po­da­łeś to w taki spo­sób, że cięż­ko się było ode­rwać. I o to cho­dzi, praw­da? :D

Tak mi się wła­śnie wy­da­je :) Nie­tra­fio­ny ga­tu­nek czy żart mogę prze­łknąć, go­rzej jak tekst nudzi ;)

 

Dzię­ku­ję za od­wie­dzi­ny i Twoją opi­nię:) po­zdra­wiam!

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Cześć ce­za­ry­_ce­za­ry :)

 

Do­brze na­pi­sa­ne, fajny jest motyw ob­ser­wo­wa­nia po­czy­nań bo­ha­te­ra w róż­nych rze­czy­wi­sto­ściach/świa­tach – myślę, że ten ele­ment bar­dzo za­cie­ka­wił, po­pro­wa­dził mnie do za­koń­cze­nia.

Choć jed­ne­go nie ku­pu­ję do końca – głów­ny bo­ha­ter wspo­mi­na, że zmie­nił zda­nie i wy­mie­nia różne ka­ta­kli­zmy itd. ale osta­tecz­nie przed­sta­wio­ne sceny po­mię­dzy roz­mo­wa­mi z De­miur­giem to ra­czej pre­zen­ta­cja nie­na­wi­ści do czło­wie­ka. Chyba że coś tu błęd­nie in­ter­pre­tu­ję ;)

 

Po­ni­żej kilka uwag/pro­po­zy­cji zmian:”

 

Sły­szę głos, wwier­ca mi się w czasz­kę ni­czym dia­men­to­we wier­tło.

Myślę, że ro­dzaj wier­tła jest zbęd­ny ;). Chyba bez zna­cze­nia jest to czy to wier­tło ko­bal­to­we, ty­ta­no­we, sta­lo­we… efekt jest ten sam w kon­tek­ście tego po­rów­na­nia (coś wwier­ca się w czasz­kę).

 

Przez krót­ką chwi­lę pa­trzy­łem na nich z góry, gdy do­strze­głem, że jedna z obec­nych ko­biet w dal­szym ciągu nie zwra­ca na mnie uwagi, cał­ko­wi­cie po­chło­nię­ta tre­ścią wy­świe­tla­ną na ekra­nie smar­fto­na.

Li­te­rów­ka.

 

Nie ukry­wam, za­czą­łem się pocić, a serce wa­li­ło mi jak osza­la­łe. Jed­nak, gdy tylko za­czą­łem mówić, stres mo­men­tal­nie opadł.

Nie uwa­żam już żeby ko­niecz­ne było się­ga­nie po me­to­dy osta­tecz­ne.

W in­ter­punk­cję je­stem wy­jąt­ko­wo słaby, ale tu chyba po­wi­nien być prze­ci­nek ;)

Cześć, Grze­lu­lu­ka­sie! :)

 

Dzię­ku­ję za wi­zy­tę, ko­men­tarz I ła­pan­kę :) Ba­bol­ki po­pra­wi­łem za wy­jąt­kiem ostat­nie­go prze­cin­ka, wy­da­ję mi się, że jed­nak jest okej.

 

Choć jed­ne­go nie ku­pu­je do końca – głów­ny bo­ha­ter wspo­mi­na, że zmie­nił zda­nie i wy­mie­nia różne ka­ta­kli­zmy itd. ale osta­tecz­nie przed­sta­wio­ne sceny po­mię­dzy roz­mo­wa­mi z De­miur­giem to ra­czej pre­zen­ta­cja nie­na­wi­ści do czło­wie­ka. Chyba, że coś tu błęd­nie in­te­pre­tu­ję ;)

Moim za­ło­że­niem było po­ka­za­nie prze­mia­ny w po­dej­ściu nar­ra­to­ra, który na wła­snym przy­kła­dzie od­kry­wa, że prze­moc wcale nie jest roz­wią­za­niem (co nie prze­szka­dza mu w roz­po­czę­ciu no­we­go roz­da­nia dla ludz­ko­ści od za­bi­cia ojca). Wszel­kie wy­mie­nio­ne ka­ta­kli­zmy ist­nie­ją na­praw­dę, a sam nar­ra­tor używa ich bar­dziej jako formy za­rzu­tu wobec De­miur­ga. Stąd nie uzna­łem za sto­sow­ne ich opi­sać;)

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Moim za­ło­że­niem było po­ka­za­nie prze­mia­ny w po­dej­ściu nar­ra­to­ra, który na wła­snym przy­kła­dzie od­kry­wa, że prze­moc wcale nie jest roz­wią­za­niem (co nie prze­szka­dza mu w roz­po­czę­ciu no­we­go roz­da­nia dla ludz­ko­ści od za­bi­cia ojca). Wszel­kie wy­mie­nio­ne ka­ta­kli­zmy ist­nie­ją na­praw­dę, a sam nar­ra­tor używa ich bar­dziej jako formy za­rzu­tu wobec De­miur­ga. Stąd nie uzna­łem za sto­sow­ne ich opi­sać;)

 Cho­dzi­ło mi o tę prze­mia­nę, o któ­rej wspo­mi­nasz (nie do końca pre­cy­zyj­nie się wy­ra­zi­łem). W każ­dym razie dzię­ki za wy­ja­śnie­nie yes

Nie­zły świr z nar­ra­to­ra. Za­wsze mi się wy­da­wa­ło, że po­nadna­tu­ral­ne byty po­win­ny być ja­kieś… po­waż­niej­sze, bar­dziej opa­no­wa­ne. W końcu mają mnó­stwo czasu na naukę cier­pli­wo­ści. A ten tutaj re­agu­je jak na­ćpa­ny na­sto­la­tek. Ale może usu­nię­cie wspo­mnień mu za­szko­dzi­ło.

Dla­cze­go De­miurg się wła­ści­wie nie bro­nił?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Szarp­ną­łem gwał­tow­nie ręką, po chwi­li ko­lej­ny raz. Za któ­rymś razem ze­rwa­łem ogra­ni­cza­ją­ce mnie pasy, byłem wolny.

Dzię­ki wszyst­kim De­miur­gom to nie­moż­li­we ;) A nawet gdyby, to mu­siał­by się jesz­cze po­zbyć pasów z brzu­cha i nóg ;) Ge­ne­ral­nie opis szpi­ta­la psy­chia­trycz­ne­go, nawet bio­rąc po­praw­kę na nie­zrów­no­wa­że­nie bo­ha­te­ra, jest naj­słab­szym ele­men­tem tek­stu.

Poza tym mi się. Cie­ka­wy po­mysł. Ten dobry, a przy­naj­mniej zrów­no­wa­żo­ny De­miurg wrzą­dza wię­cej krzywd niż Try­bun końca. Tro­chę ża­łu­ję, że za­ła­twi­łeś De­miur­ga zanim zdo­łał się wy­tłu­ma­czyć, choć ro­zu­miem, że wy­ja­śnie­nie trud­no zna­leźć. Cie­ka­wam, jak sobie po­ra­dzi synuś i co ozna­cza dla niego wła­ści­we za­rzą­dza­nie.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Hej!

Na­ga­da­li­śmy się na becie więc bę­dzie krót­ko.

Ogól­nie mi się po­do­ba­ło. Po­czą­tek za­cie­ka­wia, śro­dek jest cie­ka­wie zwi­chro­wa­ny i po­do­ba mi się ta per­spek­ty­wa. Jest coś in­try­gu­ją­ce­go w śle­dze­niu po­czy­nań psy­cho­pa­ty jeśli są do­brze po­pro­wa­dzo­ne a te takie mi się wy­da­ją.

Po­zdra­wiam i kli­kam!

Fin­klo, dzię­ku­ję za wi­zy­tę, ko­men­tarz i klicz­ka ;)

 

Dla­cze­go De­miurg się wła­ści­wie nie bro­nił?

Wy­tłu­ma­czeń może być wiele. Z ta­kich naj­oczy­wist­szych mamy brak woli albo nie­moż­li­wość. Nie­mniej, ce­lo­wa­łem w nada­nie tek­sto­wi moż­li­wie naj­bar­dziej uni­wer­sal­ne­go wy­dźwię­ku oraz mno­gość do­pusz­czal­nych in­ter­pre­ta­cji. Stąd nie wska­żę jed­ne­go po­wo­du bier­no­ści De­miur­ga wobec za­ma­chu na jego życie :)

 

Irko, dla Cie­bie rów­nież po­dzię­ko­wa­nia za od­wie­dzi­ny po­łą­czo­ne z ko­men­ta­rzem oraz klik­nię­ciem :)

 

A nawet gdyby, to mu­siał­by się jesz­cze po­zbyć pasów z brzu­cha i nóg ;)

Słusz­na uwaga, do­da­łem jesz­cze in­for­ma­cję o “in­nych blo­ka­dach” :) 

 

Ge­ne­ral­nie opis szpi­ta­la psy­chia­trycz­ne­go, nawet bio­rąc po­praw­kę na nie­zrów­no­wa­że­nie bo­ha­te­ra, jest naj­słab­szym ele­men­tem tek­stu.

Muszę się zgo­dzić z Twoją opi­nią, wy­da­rze­nia w szpi­ta­lu mają słab­szą dy­na­mi­kę i ogól­nie je­stem mniej za­do­wo­lo­ny z tego frag­men­tu. Na­to­miast pod wzglę­dem fa­bu­lar­nym ma on zbyt duże zna­cze­nie żeby bez­li­to­śnie go wy­ciąć :)

 

Edwar­dzie, raz jesz­cze dzię­ku­ję Ci za betę :) Dzię­ki także za ko­men­tarz po­be­to­wy i klika ;)

 

 

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Hej, hej,

 

ład­nie na­pi­sa­ne, hi­sto­ria pły­nie, cie­ka­wie są za­ry­so­wa­ni bo­ha­te­ro­wie – nawet ci trze­cio­pla­no­wi w ro­dza­ju pie­lę­gnia­rzy z psy­chia­try­ka. Choć przy­chy­lam się do zda­nia Irki, że re­alia psy­chia­try­ka słabo od­da­ne. Dla mnie jed­nak przede wszyst­kim jest za mało i za krót­ko. Opi­sa­na zo­sta­ła tylko jedna wi­zy­ta bo­ha­te­ra na ziemi, IMHO po­win­no ich być wię­cej, je­stem nie­zwy­kle cie­kaw jak De­miurg pró­bo­wał zmie­nić opi­nię syna o rasie ludz­kiej, jakie ży­wo­ty mu pro­po­no­wał? A może zo­sta­wiał mu wolną wolę i owa pa­ko­wa­ła syna co i rusz w ka­ba­łę? Co wię­cej – sama koń­ców­ka rów­nież wy­da­je mi się po­spiesz­na i zbyt “łatwa” – no bo w końcu jak za­bi­ja się boga?

 

Po­zdra­wiam!

Che mi sento di morir

Nie­zna­jo­my oka­zał się po­staw­nym męż­czy­zną o dłu­gich po­sre­brza­nych wło­sach i bro­dzie.

Ra­czej sre­brzy­stych, czy srebr­nych, bo po­sre­brza­ne to po­kry­te war­stwą sre­bra.

 

Nie były to może ob­ra­zy lek­kie w od­bio­rze, ale zde­cy­do­wa­nie za­pa­da­ły w pa­mięć. 

Może?!

 

 

Po­do­ba­ły mi się te nowe otwar­cia, cho­ciaż wizja ludz­ko­ści znacz­nie mniej.

Cie­ka­wa może być kon­ty­nu­acja z takim po­cząt­kiem.

"nie mam jak po­rów­nać sa­mo­po­czu­cia bez ba­ła­ga­nu..." - Anan­ke

Hej Ba­se­ment­Key:)

 

Miło, że wpa­dłeś ;) Z tym psy­chia­try­kiem biję się w pierś, sku­pi­łem się na wszyst­kim, poza wia­ry­god­nym przed­sta­wie­niem miej­sca.

 

Dla mnie jed­nak przede wszyst­kim jest za mało i za krót­ko.

Tu takze zgoda, ale poki co dluz­sze tek­sty wy­cho­dzą mi nu­żą­ce, czego do­brym przy­kła­dem może być opo­wia­da­nie na kon­kurs zło­dziej­ski;)

je­stem nie­zwy­kle cie­kaw jak De­miurg pró­bo­wał zmie­nić opi­nię syna o rasie ludz­kiej, jakie ży­wo­ty mu pro­po­no­wał? A może zo­sta­wiał mu wolną wolę i owa pa­ko­wa­ła syna co i rusz w ka­ba­łę?

Tutaj mam po­czu­cie, że osią­gną­łem cel, po­nie­waż w za­ło­że­niu tekst miał ro­dzić ster­tę pytań i skła­niać do wła­snych in­ter­pre­ta­cji. Taki eks­pe­ry­ment li­te­rac­ki, który osią­gnął efekt za­mie­rzo­ny przez au­to­ra oraz, na za­sa­dzie ry­ko­sze­tu, nie­na­sy­co­nych czy­tel­ni­ków;)

 

Cześć Am­bush ;) Dzię­ku­ję za wi­zy­tę:)

 

Może?!

Z per­spek­ty­wy nar­ra­to­ra to był pikuś;)

 

Po­do­ba­ły mi się te nowe otwar­cia, cho­ciaż wizja ludz­ko­ści znacz­nie mniej.

 

Cie­ka­wa może być kon­ty­nu­acja z takim po­cząt­kiem.

Jak tro­chę do­pra­cu­ję warsz­tat i na­uczę się pisać dłuż­sze tek­sty, to z pew­no­ścią wrócę do te­ma­tu ;)

 

 

 

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Hejka. W sumie oka­zu­je się, że jad­nak okru­cień­stwo po­pła­ca. Nie zdzi­wi­ło mnie, że jedno bó­stwo ma siłę i moż­li­wo­ści zabić inne, bar­dziej prze­ję­łam się jak praw­dzi­we może być stwier­dze­nie, że ka­wa­łek czer­wo­nej nitki może za­de­cy­do­wać o być lub nie być w na­szym nie­prze­wi­dy­wal­nym świe­cie. 

Cześć, Nova! Dzię­ki za wi­zy­tę i ko­men­tarz.

 

bar­dziej prze­ję­łam się jak praw­dzi­we może być stwier­dze­nie, że ka­wa­łek czer­wo­nej nitki może za­de­cy­do­wać o być lub nie być w na­szym nie­prze­wi­dy­wal­nym świe­cie. 

Ten pro­blem chcia­łem po­ru­szyć na dwóch płasz­czy­znach. Z jed­nej stro­ny, jak słusz­nie za­uwa­ży­łaś, czę­sto naj­bar­dziej błaha rzecz może sta­no­wić przy­czy­nek dla agre­sji, czy ogól­nie – nie­szczę­ścia. Z dru­giej, czer­wo­na nitka na nad­garst­ku ma zna­cze­nie sym­bo­licz­ne, wy­wo­dzą­ce się z ka­ba­ły. A zatem, w pew­nym sen­sie, ude­rza w nar­ra­to­ra w spo­sób me­ta­fi­zycz­ny.

 

Po­zdra­wiam!

Jak opi­sał mnie pe­wien zacny Bard: "Szysz­ko­wy Czem­pion Nie­skoń­czo­no­ści – lord lata, im­pe­ra­tor szor­tów, naj­wspa­nial­sza por­ta­lo­wa Szy­szu­nia"

Przy­jem­nie się czy­ta­ło :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka