
Opowiadanie w nieco odmiennym tonie niż dotychczas. Zawiera (mam nadzieję!) jedynie homeopatyczne ilości absurdu.
Ogromne podziękowania dla betujących – Barda i Edwarda! (rym niezamierzony) :)
Opowiadanie w nieco odmiennym tonie niż dotychczas. Zawiera (mam nadzieję!) jedynie homeopatyczne ilości absurdu.
Ogromne podziękowania dla betujących – Barda i Edwarda! (rym niezamierzony) :)
Otwieram oczy, ale nie dostrzegam niczego, poza czarną, nieprzeniknioną pustką. Przez dłuższą chwilę trwam w tym stanie, gdy nagle na horyzoncie pojawia się mały świecący punkt. Dwa wdechy powietrza później migocze kolejny, zaraz są już cztery, pięć, sześć… Początkowe uczucie wytchnienia spowodowane pojawieniem się nikłych źródeł światła, szybko przemija, teraz zaś czuję jedynie narastającą irytację. Buzuje mi w głowie, podszeptuje groźne myśli. Wreszcie nie wytrzymuję, unoszę rękę w geście przemocy, jestem już gotów zniszczyć światełka jednym ruchem, jakbym strącał pionki z szachownicy. Wtem czuję, że nieznana siła mnie powstrzymuje. Słyszę głos, wwierca mi się w czaszkę niczym wiertło.
– Ledwie się obudziłeś i już planujesz zagładę? – Usłyszałem.
– Kim jesteś i z jakiego powodu mi przerywasz? Czy nie dostrzegasz, że cierpię? – zapytałem nieznaną postać, którą otaczała złota poświata. Zmrużyłem oczy, żeby dokładniej się przyjrzeć. Nieznajomy okazał się postawnym mężczyzną o długich srebrzystych włosach i brodzie. Ubrany był w zwiewną białą szatę.
– Znasz mnie, jestem Demiurgiem, stwórcą świata i ludzkości. Jednak to nie jest prawidłowe pytanie – odpowiedział. – Postaraj się bardziej, wiem, że stać cię na więcej.
– Niech będzie – rzuciłem niedbale usiłując okazać nieuprzejmemu towarzyszowi lekceważenie. – W takim razie… Kim ja jestem?
– Bardzo dobrze. – Demiurg uśmiechnął się z wyrazem aprobaty w oczach. – Ty jesteś moim przeciwieństwem, nie nosisz prawdziwego imienia, ale legendy mówią o tobie jako o Trybunie Końca.
– Jakie legendy?
– Wszystko odkryjesz, w swoim czasie.
– Te małe irytujące punkty w oddali, czym one są? – Skrzywiłem się dotykając dłońmi głowę.
– To są ludzie.
– Nienawidzę ich – przyznałem.
– Wiem – westchnął Demiurg. – Dlatego ześlę cię na Ziemię, między nich. Może jak ich lepiej poznasz, to zmienisz swoje nastawienie.
– Co? Jak? – próbowałem krzyknąć, ale zalała mnie fala światła, a potem ponownie nastała ciemność.
***
Otwieram oczy, ale nie dostrzegam niczego, promienie słoneczne skutecznie mnie oślepiają. Klnę pod nosem i wyciągam z torby etui na okulary przeciwsłoneczne. W środku znajdują się moje wysłużone ray bany, nakładam je pospiesznie i mogę iść dalej. Moja praca, podobnie jak całe życie, nie jest usłana różami, ale rozgorzała we mnie nadzieja, że los się wreszcie odwróci. Wszystko rozstrzygnie się w ciągu następnych kilkudziesięciu minut.
Dobiegłem na spotkanie, na którym miałem przedstawić dużą prezentację, podsumowanie ostatniego miesiąca pracy. Szlifowałem slajdy wieczorami przez bity tydzień, poprawiałem też słownictwo na zgodne ze słownikiem języka polskiego, nie mogłem sobie pozwolić na najmniejsze potknięcie. Żeby przyciągnąć uwagę odbiorców, postanowiłem postawić na mocny, wręcz szokujący przekaz. Dla spotęgowania efektu część slajdów opatrzyłem ilustracjami przedstawiającymi kataklizmy, deformacje ciała u niemowlaków, czy zbiorowe mogiły. Nie były to może obrazy lekkie w odbiorze, ale zdecydowanie zapadały w pamięć.
W sali konferencyjnej zebrał się już cały czteroosobowy zarząd, moja dzisiejsza widownia. Siedzieli przy stole, emanowała od nich osobliwa mieszanka wrogości i patetyzmu, zupełnie jakby, szykując się do walki, dosiedli potężnych rumaków uformowanych ze skóry, metalu i plastiku. Nie ukrywam, zacząłem się pocić, a serce waliło mi jak oszalałe. Jednak, gdy tylko zabrałem głos, stres momentalnie opadł. Byłem w swoim żywiole, dosłownie płynąłem z prądem. Slajdy przerzucałem jak wirtuoz, nie traciłem przy tym płynności wypowiedzi. Dotarłem do czterdziestej czwartej strony, gdy poczułem niespodziewane mrowienie, coś było bardzo nie w porządku. Jest zbyt cicho, pomyślałem. Otaksowałem wzrokiem obecnych, znakomita większość w ogóle mnie nie słuchała, pochłonięta swoimi sprawami.
Poczułem krew buzującą w żyłach i płynącą wartkim strumieniem w górę. Oczy zaszły mi czerwienią, a oddech przyspieszył. W mgnieniu oka wskoczyłem na stół. Członkowie zarządu patrzyli na ten obrazek w wyraźnej konsternacji, wyrazy ich twarzy sugerowały, że nie wiedzą, czy to jest element mojego wystąpienia, czy może zupełnie zwariowałem.
Przez krótką chwilę patrzyłem na nich z góry, gdy dostrzegłem, że jedna z obecnych kobiet w dalszym ciągu nie zwraca na mnie uwagi, całkowicie pochłonięta treścią wyświetlaną na ekranie smartfona. Na ręce miała zaczepioną czerwoną nitkę, którą usilnie eksponowała. W jakim celu?, pomyślałem. Czara goryczy została przelana, zawyłem jak zwierzę i wskoczyłem na nią. W mojej głowie wybrzmiały setki głosów, wszystkie razem i każdy z osobna nawoływały do przemocy. Poddałem się tym głosom, gryzłem, szarpałem i okładałem pięściami, bez wyraźnego celu, ale i bez wytchnienia. Kobieta usiłowała się wyzwolić, ale nie miała szans w starciu z rosłym mężczyzną. Początkowo błagała o pomoc, ale wkrótce utraciła zdolność mowy, więc pozostały jej wyłącznie okrzyki przerażenia. W tym momencie pozostali mieli już pewność, że przeżywam ciężką formę załamania nerwowego, więc ktoś wezwał ochronę. Jednocześnie nikt nie kwapił się do ratowania koleżanki, najwyraźniej w obawie o zabrudzenie własnego garnituru.
Gdy ochroniarze wbiegli do sali, byłem już zupełnie pochłonięty przez żądzę mordu, zwłoki mojej pierwszej ofiary leżały zmasakrowane na podłodze, a ja wypatrywałem już kolejnego obiektu zemsty. Byłem jednocześnie dwiema postaciami, zakrwawionym szaleńcem dokonującym ostatecznego aktu przemocy i bezstronnym obserwatorem, znajdującym się nieco z boku. Poczułem jak coś twardego uderza mnie w potylicę, moje obie jaźnie zlały się ponownie w jedną całość, a potem światło zgasło.
***
Otwieram oczy, ale nie dostrzegam niczego. O tej porze światła Zakładu Psychiatrycznego są zupełnie wygaszone. Ostatnie tygodnie pamiętam jak przez mgłę. Wiem, że jakiś czas po zamordowaniu kobiety z zarządu przebywałem w areszcie śledczym jako enka, czyli zatrzymany szczególnie niebezpieczny. Przypominam sobie, że w tym czasie wielokrotnie byłem bity przez funkcjonariuszy, ale nie mam pewności ile razy. W trakcie aktów bezprecedensowej przemocy opluwali mnie, określali mianem bestii oraz przypisywali mi zachowania równie obrzydliwe, co bezbożne i myślę, że nie mylili się w tej ocenie.
Z mroków pomieszczenia dobiega donośne chrapanie, którego źródłem jest mój współlokator. Nie pamiętam jego imienia, chociaż jestem głęboko przekonany, że mi się przedstawiał, prawdopodobnie więcej niż raz. Ogarnia mnie znajome uczucie bezgranicznej wściekłości. Ile bym dał za możliwość usunięcia źródła uciążliwego hałasu! Niestety, jestem skutecznie przymocowany do łóżka, moje ruchy są ograniczone.
Zamiast przemocy uciekam się do aktu desperacji, wydaję dziki, wręcz nieludzki, skowyt i wzywam pomocy. Z oddali słyszę nerwowe ruchy, a następnie stukot butów. Drzwi otworzyły się z hukiem, ktoś zapalił światło. Ból spowodowany nagłą jasnością był nie do zniesienia.
– Co tu się dzieje? – wydyszał sanitariusz.
– Uciszcie go albo ja to zrobię! – krzyknąłem w odpowiedzi, przy okazji budząc współlokatora.
– Dzień dobry, czy to już pora na leki? – zapytał zaspanym głosem.
– Fałszywy alarm, psychol spod piątki narobił niepotrzebnego rabanu – powiedział sanitariusz do krótkofalówki. – Jeszcze jeden taki numer, a zamkniemy cię w izolatce, rozumiesz?
– Droga wolna – parsknąłem w odpowiedzi, po czym kątem oka dostrzegłem ogromnego żuka spacerującego swobodnie po parapecie. Byłem wstrząśnięty. – Czy ty też go dostrzegasz? – zapytałem i wskazałem owada palcem.
Pracownik zakładu nawet nie spojrzał w kierunku okna, zamiast tego pokiwał z dezaprobatą, machnął ręką, po czym wyłączył światło i wyszedł z pomieszczenia.
– O co ten cały hałas? – zapytał współlokator.
– O twoje chrapanie. Doprowadza mnie do szału.
– Masz ci los, to ja chrapię? Nie wiedziałem, przepraszam bardzo.
Nic nie odpowiedziałem, leżałem na wznak i próbowałem przeniknąć wzrokiem ciemność, która ponownie zapanowała dookoła.
– Dlaczego cię tu zamknęli? – zagaił współlokator. Było to o tyle dziwne, że w jednym pokoju przebywaliśmy od tygodnia i dotychczas nie przejawiał żadnej woli dowiedzenia się o mnie czegokolwiek.
– Widziałem wszystko i doznałem wszystkiego – odpowiedziałem filozoficznie.
– A konkretnie? – Współlokator nie odpuszczał.
– Cóż, wychodzi na to, że pozbawiłem życia pewną paskudną kobietę.
– Z jakiego powodu?
– Potraktowała mnie jak śmiecia, a ja tak bardzo się starałem… – Nawet nie wiem, kiedy zacząłem płakać.
– Rozumiem. Można by uznać, że wyświadczyłeś światu przysługę. Powinieneś dostać medal, a zamiast tego zostałeś zamknięty, niczym zraniona bestia. Świat zupełnie zszedł na psy. – Współlokator westchnął głośno, po czym ucichł zupełnie. Chwilę później ponownie zaczął chrapać.
Przez pierwszych kilka minut umiejętnie zachowywałem spokój, ostatecznie byłem już częściowo przygotowany na doznania dźwiękowe, jakimi raczył mnie towarzysz. Z czasem jednak, gdy uporczywy odgłos nie tylko nie zanikał, ale wręcz nabierał na sile, zaczęła ogarniać mnie irytacja. Chwilę później byłem już zupełnie wściekły.
Zacisnąłem zęby, w uszach dudniło mi od przyspieszonego bicia serca. Pomimo panującej w pomieszczeniu zupełnej ciemności zacząłem widzieć czerwoną poświatę. Przygryzłem wargę, do ust napłynęła mi krew, była metaliczna w posmaku, ale nie przeszkadzało mi to. Szarpnąłem gwałtownie ręką, po chwili kolejny raz. Za którymś razem zerwałem ograniczające mnie pasy i inne blokady, byłem wolny. W pierwszej reakcji planowałem uciec, jednak współlokator nie przestawał chrapać. Chwyciłem krzesło i zacząłem okładać leżącego mężczyznę. Trzask pękających kości wybrzmiewał mi w głowie niczym symfonia grana przez orkiestrę smyczkową. Była to melodia jednocześnie piękna i niepokojąca.
Zaalarmowany odgłosami sanitariusz wrócił do pokoju, na mój widok, całego we krwi stojącego z połamanym krzesłem nad zmasakrowanymi zwłokami, aż zakwilił. Momentalnie jednak się otrząsnął i wyciągnął pałkę. W tym momencie nie liczył się nikt i nic, pierwotny instynkt nakazywał mi zaatakować sanitariusza, jednak on był szybszy. Wyprowadził jedno uderzenie, potem kolejne i jeszcze jedno, w efekcie czego zwaliłem się z hukiem na podłogę.
Gdy tak leżałem, niespodziewanie przez myśl przeszło mi, że przemoc może nie być rozwiązaniem. Ta prymitywna forma relacji z drugim człowiekiem dotychczas przyniosła mi więcej złego niż dobrego i jeżeli chcę odcisnąć na świecie piętno, to możliwe, że będę zmuszony zmienić podejście. Gdy mój oprawca wyprowadził ostateczne uderzenie, a pałka sięgnęła mojej skroni, momentalnie zapanowała cisza i nastała ciemność.
***
Otwieram oczy, nade mną stoi Demiurg i przygląda mi się badawczo.
– Wróciłeś – stwierdził, niby od niechcenia.
– Tak, wróciłem – potwierdziłem. – W dodatku przypomniałem sobie wiele rzeczy, które próbowałeś usunąć z mojej głowy, ojcze.
– Jak się tego domyśliłeś?
– To nieistotne, jestem tutaj, ponieważ oczekuję odpowiedzi. Żadnego zbędnego kluczenia, samych faktów.
– Dobrze, wszystko ci wytłumaczę – westchnął Demiurg – ale zacznijmy od najważniejszego. Czy zmieniłeś zdanie?
– W kwestii?
– Zagłady ludzkości, niby jakiej innej?!
– Przebywanie pomiędzy śmiertelnikami otworzyło mi oczy na szereg problemów i nieścisłości, ale owszem, zmieniłem zdanie. Nie uważam już żeby konieczne było sięganie po metody ostateczne. Dzieje człowieka to nieuchronny pęd ku samozagładzie, to fakt. Myślę jednak, że ów pęd można skierować na odpowiednie tory. To będzie naturalnie wymagało działań nieco subtelniejszych od twoich, stary oszuście.
– O czym ty mówisz? – Demiurg wydawał się wstrząśnięty moimi oskarżeniami.
– Naprawdę muszę tłumaczyć? Jak sobie życzysz. Widzisz, przebywałem na ziemi wystarczająco długo… Wiesz co zobaczyłem? Cierpienie, całą masę cierpienia. Dzieci umierające z głodu albo na nowotwory. – Nie czekałem na reakcję, tylko kontynuowałem tyradę. – Powodzie, huragany, trzęsienia ziemi i inne klęski żywiołowe. No i oczywiście, w zasadzie na deser, wielkie wojny. Rozumiem, że miałeś w tym czasie wolne? Sprowadziłeś na ludzkość tyle cierpienia… Uważam za wręcz ironiczne, że po tym wszystkim, to ja jestem postrzegany jako zły.
– Nic nie rozumiesz… – próbował się wytłumaczyć, ale nie dałem mu szansy.
Zwłoki Demiurga zastygły na podłodze z wyrazem głębokiego zaskoczenia. Kopnąłem je dwukrotnie, częściowo dla pewności, a trochę z powodu mściwej satysfakcji. Mogłem poczekać na wyjaśnienia, ale, znając życie, i tak bym ich nie uzyskał, przeszło mi przez myśl.
– Z jedną rzeczą się pomyliłeś, wiesz? – zapytałem bardziej próżnię niż leżące nieopodal truchło. – Nie jestem żadnym Trybunem Końca. Postrzegam się bardziej jako Zwiastuna Początku.
Wyciągnąłem rękę w kierunku Ziemi i gwałtownie zacisnąłem pięść. Moich uszu dobiegły pojedyncze odgłosy bólu i cierpienia, satysfakcjonująca to była melodia. Pokusa była ogromna, jednak zwolniłem uścisk na niewidocznym bycie. Dźwięki momentalnie ustały. Postanowiłem, że nie podążę ścieżką wyznaczoną przez ojca. Demiurg do samego końca nie był zdolny by pojąć, że nie jestem taki jak on. Nie całkiem. Co więcej, w swojej lekkomyślności stworzył człowieka na mój wzór i podobieństwo, a to oznacza, że zawsze będzie dla niego nadzieja. Ludzie nie są źli, są zwyczajnie niewłaściwie zarządzani. A ja to zmienię.
Mocne, okrutne, bogobójcze. Nawet całkiem nieźle napisane, choć zdanie “Trzy uderzenia serca później zwłoki Demiurga zastygły na podłodze w wyrazie głębokiego zaskoczenia.” to bym napisał od początku. Bo hmmm, niesie jak dla mnie nawet, zbyt wielki ładunek zapowiedzianego przez Ciebie na wstępie absurdu.;).
Druga sprawa: Demiurg. Ów idealny byt stworzony intelektualnie przez bodajże Platona nie jest równoznaczny z Bogiem. No chyba, że wszedłeś w pojmowanie tegoż pojęcia znacznie bliższe późniejszym ideom gnostyków. Ale i tu nie do końca pasuje w opisanym przez Ciebie kontekście. Ale – to Twoje opko i pomysł. Znaczy – masz święte prawo:).
I trzecia sprawa: obraz szpitala dla psychicznie i nerwowo chorych. Jak dla mnie wada największa. W czasach dzisiejszych (a w twym opku są dzisiejsze, boć to czasy prezentacji w korporacjach ;) – jest absolutnie nieprawdziwy. Co znienacka i niestety – całkowicie – obudziło we mnie kryterium niewiary. A szkoda. Gdybyś miał kiedyś trochę czasu, polecam lekturę wspaniałej książki z lat 70. XX wieku – “Obłęd” Jerzego Krzysztonia. Dzieło , wg mnie, godne literackiej nagrody Nobla.
Pozdr.
Już tylko spokój może nas uratować
Cześć Rybaku z cyferką 3 :)
Dziękuję za błyskawiczną lekturę i komentarz :)
Demiurg. Ów idealny byt stworzony intelektualnie przez bodajże Platona nie jest równoznaczny z Bogiem. No chyba, że wszedłeś w pojmowanie tegoż pojęcia znacznie bliższe późniejszym ideom gnostyków. Ale i tu nie do końca pasuje w opisanym przez Ciebie kontekście.
Boga można pojmować na wiele sposobów. Moją intencją było przedstawienie stworzyciela, a czy koniecznie musi on stanowić boga w rozumieniu, dajmy na to, katolickim?… :) EDIT: W każdym razie, moim zamierzeniem było przedstawienie zarówno Demiurga jak i narratora w charakterze możliwie uniwersalnym. Niech się czytelnik troszkę pomęczy z interpretacjami :)
obraz szpitala dla psychicznie i nerwowo chorych. Jak dla mnie wada największa. W czasach dzisiejszych (a w twym opku są dzisiejsze, boć to czasy prezentacji w korporacjach ;) – jest absolutnie nieprawdziwy.
Opowiadanie piszę z perspektywy narratora, który w określony sposób postrzega rzeczywistość :) Zgodzę się, że szpitale psychiatryczne obecnie tak nie wyglądają :)
Raz jeszcze dzięki i pozdrawiam :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezary_Cezary przybywam z komentarzem po betowym. Świetnie wzbudzasz ciekawość czytelnika nie wyjaśniając kim jest bohater. Śledzenie poczynań bohatera na ziemi, jest ciekawe. No bo, kto nigdy nie miał ochoty za tłuc kogoś gołymi pięściami, niech pierwszy rzuci we mnie prezentacją :D. Końcówka świetnie dopełnia opowiadanie, klikam i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Dziękuję Bardzie za betę, komentarz i klika ;)
No bo, kto nigdy nie miał ochoty za tłuc kogoś gołymi pięściami, niech pierwszy rzuci we mnie prezentacją :D
Żeby to raz… :P
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Mrok dostrzegłam, ale kolejne wypadki – początkowa rozmowa z Demiurgiem, prezentacja i seria zabójstw, skutecznie zaciemniły sprawę.
Moja praca, podobnie jak całe moje życie… → Czy drugi zaimek jest konieczny?
Wszystko rozstrzygnie następnych kilkadziesiąt minut. → Czy na pewno minuty mogą coś rozstrzygać, czy raczej coś rozstrzyga się w ciągu kilkudziesięciu minut?
…przebywałem w Areszcie Śledczym… → …przebywałem w areszcie śledczym…
…moje ruchy są skrępowane. → Skrępowany może być ktoś, ale nie jego ruchy. Skrępowanie może uniemożliwiać ruchy.
Przygryzłem wargę, do buzi napłynęła mi krew… → Przygryzłem wargę, do ust napłynęła mi krew…
Buzię mają dzieci.
Z którymś razem zerwałem ograniczające mnie pasy… → Za którymś razem zerwałem ograniczające mnie pasy…
Zwłoki Demiurga zastygły na podłodze w wyrazie głębokiego zaskoczenia. → Zwłoki Demiurga zastygły na podłodze, z wyrazem głębokiego zaskoczenia.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć Regulatorzy, jak zawsze serdecznie dziękuję Ci za odwiedziny i łapankę. Człowiek czyta tekst wiele razy, za każdym razem coś poprawia, a potem i tak pozostaną babole. Wskazane przez Ciebie wyeliminowałem.
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Bardzo proszę, Cezary, miło mi, że mogłam się przydać. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przeczytałem. Szukałem czegoś lekkiego, więc źle trafiłem. Należało czytać tagi. Pozdrawiam.
Regulatorzy, jak zawsze :)
Koalo, przykro mi, że zawiodłem Twoje oczekiwania :( Aczkolwiek faktycznie ostrzegałem w tagach…
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Chociaż nie jestem zwolenniczką opowiadań z opisami przemocy, to muszę przyznać, że czytałam z ciekawością. Podałeś to w taki sposób, że ciężko się było oderwać. I o to chodzi, prawda? :D Niby krótko i zwięźle, ale jednocześnie interesująco! Pozdrawiam wiosennie! :)
Hej JolkaK! :)
Podałeś to w taki sposób, że ciężko się było oderwać. I o to chodzi, prawda? :D
Tak mi się właśnie wydaje :) Nietrafiony gatunek czy żart mogę przełknąć, gorzej jak tekst nudzi ;)
Dziękuję za odwiedziny i Twoją opinię:) pozdrawiam!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cześć cezary_cezary :)
Dobrze napisane, fajny jest motyw obserwowania poczynań bohatera w różnych rzeczywistościach/światach – myślę, że ten element bardzo zaciekawił, poprowadził mnie do zakończenia.
Choć jednego nie kupuję do końca – główny bohater wspomina, że zmienił zdanie i wymienia różne kataklizmy itd. ale ostatecznie przedstawione sceny pomiędzy rozmowami z Demiurgiem to raczej prezentacja nienawiści do człowieka. Chyba że coś tu błędnie interpretuję ;)
Poniżej kilka uwag/propozycji zmian:”
Słyszę głos, wwierca mi się w czaszkę niczym diamentowe wiertło.
Myślę, że rodzaj wiertła jest zbędny ;). Chyba bez znaczenia jest to czy to wiertło kobaltowe, tytanowe, stalowe… efekt jest ten sam w kontekście tego porównania (coś wwierca się w czaszkę).
Przez krótką chwilę patrzyłem na nich z góry, gdy dostrzegłem, że jedna z obecnych kobiet w dalszym ciągu nie zwraca na mnie uwagi, całkowicie pochłonięta treścią wyświetlaną na ekranie smarftona.
Literówka.
Nie ukrywam, zacząłem się pocić, a serce waliło mi jak oszalałe. Jednak, gdy tylko zacząłem mówić, stres momentalnie opadł.
Nie uważam już żeby konieczne było sięganie po metody ostateczne.
W interpunkcję jestem wyjątkowo słaby, ale tu chyba powinien być przecinek ;)
Cześć, Grzelulukasie! :)
Dziękuję za wizytę, komentarz I łapankę :) Babolki poprawiłem za wyjątkiem ostatniego przecinka, wydaję mi się, że jednak jest okej.
Choć jednego nie kupuje do końca – główny bohater wspomina, że zmienił zdanie i wymienia różne kataklizmy itd. ale ostatecznie przedstawione sceny pomiędzy rozmowami z Demiurgiem to raczej prezentacja nienawiści do człowieka. Chyba, że coś tu błędnie intepretuję ;)
Moim założeniem było pokazanie przemiany w podejściu narratora, który na własnym przykładzie odkrywa, że przemoc wcale nie jest rozwiązaniem (co nie przeszkadza mu w rozpoczęciu nowego rozdania dla ludzkości od zabicia ojca). Wszelkie wymienione kataklizmy istnieją naprawdę, a sam narrator używa ich bardziej jako formy zarzutu wobec Demiurga. Stąd nie uznałem za stosowne ich opisać;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Moim założeniem było pokazanie przemiany w podejściu narratora, który na własnym przykładzie odkrywa, że przemoc wcale nie jest rozwiązaniem (co nie przeszkadza mu w rozpoczęciu nowego rozdania dla ludzkości od zabicia ojca). Wszelkie wymienione kataklizmy istnieją naprawdę, a sam narrator używa ich bardziej jako formy zarzutu wobec Demiurga. Stąd nie uznałem za stosowne ich opisać;)
Chodziło mi o tę przemianę, o której wspominasz (nie do końca precyzyjnie się wyraziłem). W każdym razie dzięki za wyjaśnienie
Niezły świr z narratora. Zawsze mi się wydawało, że ponadnaturalne byty powinny być jakieś… poważniejsze, bardziej opanowane. W końcu mają mnóstwo czasu na naukę cierpliwości. A ten tutaj reaguje jak naćpany nastolatek. Ale może usunięcie wspomnień mu zaszkodziło.
Dlaczego Demiurg się właściwie nie bronił?
Babska logika rządzi!
Szarpnąłem gwałtownie ręką, po chwili kolejny raz. Za którymś razem zerwałem ograniczające mnie pasy, byłem wolny.
Dzięki wszystkim Demiurgom to niemożliwe ;) A nawet gdyby, to musiałby się jeszcze pozbyć pasów z brzucha i nóg ;) Generalnie opis szpitala psychiatrycznego, nawet biorąc poprawkę na niezrównoważenie bohatera, jest najsłabszym elementem tekstu.
Poza tym mi się. Ciekawy pomysł. Ten dobry, a przynajmniej zrównoważony Demiurg wrządza więcej krzywd niż Trybun końca. Trochę żałuję, że załatwiłeś Demiurga zanim zdołał się wytłumaczyć, choć rozumiem, że wyjaśnienie trudno znaleźć. Ciekawam, jak sobie poradzi synuś i co oznacza dla niego właściwe zarządzanie.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Hej!
Nagadaliśmy się na becie więc będzie krótko.
Ogólnie mi się podobało. Początek zaciekawia, środek jest ciekawie zwichrowany i podoba mi się ta perspektywa. Jest coś intrygującego w śledzeniu poczynań psychopaty jeśli są dobrze poprowadzone a te takie mi się wydają.
Pozdrawiam i klikam!
Finklo, dziękuję za wizytę, komentarz i kliczka ;)
Dlaczego Demiurg się właściwie nie bronił?
Wytłumaczeń może być wiele. Z takich najoczywistszych mamy brak woli albo niemożliwość. Niemniej, celowałem w nadanie tekstowi możliwie najbardziej uniwersalnego wydźwięku oraz mnogość dopuszczalnych interpretacji. Stąd nie wskażę jednego powodu bierności Demiurga wobec zamachu na jego życie :)
Irko, dla Ciebie również podziękowania za odwiedziny połączone z komentarzem oraz kliknięciem :)
A nawet gdyby, to musiałby się jeszcze pozbyć pasów z brzucha i nóg ;)
Słuszna uwaga, dodałem jeszcze informację o “innych blokadach” :)
Generalnie opis szpitala psychiatrycznego, nawet biorąc poprawkę na niezrównoważenie bohatera, jest najsłabszym elementem tekstu.
Muszę się zgodzić z Twoją opinią, wydarzenia w szpitalu mają słabszą dynamikę i ogólnie jestem mniej zadowolony z tego fragmentu. Natomiast pod względem fabularnym ma on zbyt duże znaczenie żeby bezlitośnie go wyciąć :)
Edwardzie, raz jeszcze dziękuję Ci za betę :) Dzięki także za komentarz pobetowy i klika ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej, hej,
ładnie napisane, historia płynie, ciekawie są zarysowani bohaterowie – nawet ci trzecioplanowi w rodzaju pielęgniarzy z psychiatryka. Choć przychylam się do zdania Irki, że realia psychiatryka słabo oddane. Dla mnie jednak przede wszystkim jest za mało i za krótko. Opisana została tylko jedna wizyta bohatera na ziemi, IMHO powinno ich być więcej, jestem niezwykle ciekaw jak Demiurg próbował zmienić opinię syna o rasie ludzkiej, jakie żywoty mu proponował? A może zostawiał mu wolną wolę i owa pakowała syna co i rusz w kabałę? Co więcej – sama końcówka również wydaje mi się pospieszna i zbyt “łatwa” – no bo w końcu jak zabija się boga?
Pozdrawiam!
Che mi sento di morir
Nieznajomy okazał się postawnym mężczyzną o długich posrebrzanych włosach i brodzie.
Raczej srebrzystych, czy srebrnych, bo posrebrzane to pokryte warstwą srebra.
Nie były to może obrazy lekkie w odbiorze, ale zdecydowanie zapadały w pamięć.
Może?!
Podobały mi się te nowe otwarcia, chociaż wizja ludzkości znacznie mniej.
Ciekawa może być kontynuacja z takim początkiem.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Hej BasementKey:)
Miło, że wpadłeś ;) Z tym psychiatrykiem biję się w pierś, skupiłem się na wszystkim, poza wiarygodnym przedstawieniem miejsca.
Dla mnie jednak przede wszystkim jest za mało i za krótko.
Tu takze zgoda, ale poki co dluzsze teksty wychodzą mi nużące, czego dobrym przykładem może być opowiadanie na konkurs złodziejski;)
jestem niezwykle ciekaw jak Demiurg próbował zmienić opinię syna o rasie ludzkiej, jakie żywoty mu proponował? A może zostawiał mu wolną wolę i owa pakowała syna co i rusz w kabałę?
Tutaj mam poczucie, że osiągnąłem cel, ponieważ w założeniu tekst miał rodzić stertę pytań i skłaniać do własnych interpretacji. Taki eksperyment literacki, który osiągnął efekt zamierzony przez autora oraz, na zasadzie rykoszetu, nienasyconych czytelników;)
Cześć Ambush ;) Dziękuję za wizytę:)
Może?!
Z perspektywy narratora to był pikuś;)
Podobały mi się te nowe otwarcia, chociaż wizja ludzkości znacznie mniej.
Ciekawa może być kontynuacja z takim początkiem.
Jak trochę dopracuję warsztat i nauczę się pisać dłuższe teksty, to z pewnością wrócę do tematu ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hejka. W sumie okazuje się, że jadnak okrucieństwo popłaca. Nie zdziwiło mnie, że jedno bóstwo ma siłę i możliwości zabić inne, bardziej przejęłam się jak prawdziwe może być stwierdzenie, że kawałek czerwonej nitki może zadecydować o być lub nie być w naszym nieprzewidywalnym świecie.
Cześć, Nova! Dzięki za wizytę i komentarz.
bardziej przejęłam się jak prawdziwe może być stwierdzenie, że kawałek czerwonej nitki może zadecydować o być lub nie być w naszym nieprzewidywalnym świecie.
Ten problem chciałem poruszyć na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony, jak słusznie zauważyłaś, często najbardziej błaha rzecz może stanowić przyczynek dla agresji, czy ogólnie – nieszczęścia. Z drugiej, czerwona nitka na nadgarstku ma znaczenie symboliczne, wywodzące się z kabały. A zatem, w pewnym sensie, uderza w narratora w sposób metafizyczny.
Pozdrawiam!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Przyjemnie się czytało :)
Przynoszę radość :)