
|Opowiadanie nieco inne niż wszystkie poprzednie. Nie ma tagu humor, tym razem będzie na poważnie.
|Opowiadanie nieco inne niż wszystkie poprzednie. Nie ma tagu humor, tym razem będzie na poważnie.
– Mamo, mogę na gokarty?
Olga spojrzała pytająco na swojego partnera czekając, aż podejmie decyzję. Wprawdzie Tymek nie jest jego synem, ale są już razem wystarczająco długo, żeby zaczął się angażować. Sugestia była bardzo czytelna, więc Daniel odpowiedział:
– Dobrze, ale najpierw skończ jeść.
To był błąd. Chłopczyk wepchnął sobie do ust napoczętego hot doga i pobiegł w kierunku ukochanej atrakcji.
– Ja nie… – Mężczyzna zaczął się tłumaczyć, ale Olga machnęła ręką.
Chciała jeszcze pobuszować po sklepach, więc ustalili, że Daniel posiedzi tymczasem na ławeczce i będzie miał oko na Tymka. Cosobotnie wspólne wyprawy do centrum handlowego „Wielki Staw” stały się dla nich namiastką życia rodzinnego. W tygodniu ciągle się rozmijali, niedziele każde z nich spędzało na dokształcaniu się. Tylko w soboty mogli sobie pozwolić na wspólne przyjemności.
Dziś przy atrakcjach dla dzieci panował wyjątkowy ruch i wszystkie ławeczki zajmowali rodzice czekający, aż ich pociechy wydadzą całe kieszonkowe i będzie można wracać do domu. Daniel przechadzał się wolno, co chwila zerkając na boks z gokartami. Kolejka dzieci, zapętlona jak wąż i równie długa, prawie wcale się nie poruszała.
– Tu jestem! – zawołał Tymek, robiąc krok do przodu.
Mężczyzna pomachał mu, a potem zaczął się rozglądać. Może gdzieś tutaj znajdzie się temat na artykuł? Jako doświadczony dziennikarz bez trudu wynajdował kolejne ciekawostki. Nagle złapał się na tym, że już od dłuższej chwili wpatruje się w diabelski młyn, najnudniejszą spośród tutejszych atrakcji. Sporo oczekujących ale coś tu nie gra, nie ma wśród nich ani jednego dziecka, chociaż rozmiary karuzeli wskazywały, że to raczej atrakcja dla pięciolatków. Sam kiedyś zaproponował Tymkowi jazdę na tym gracie i otrzymał odpowiedź pełną urazy, jakby to miała być kara, a nie atrakcja. Dlaczego więc stoi tam kilkanaścioro dorosłych ludzi? Daniel miał się przyjrzeć czekającym, ale widok zasłonił mu Tymek, który właśnie wyczerpał limit przyjemności na dziś. Trzeba było jeszcze zlokalizować jego mamę.
Zaprzątnięty swoimi sprawami dziennikarz zupełnie zapomniał o karuzeli aż do kolejnej soboty.
– A może poszukasz sobie jakichś wygodnych butów? – zaproponował partnerce. – Cały tydzień narzekałaś, że te zeszłoroczne nie są już takie wygodne jak na początku.
Zanim zaskoczona Olga zdołała wyksztusić odpowiedź, zwrócił się do Tymka:
– Hej, wczoraj bardzo ładnie mi pomagałeś. Tu masz dwa dodatkowe żetony na gokarty.
Radosne podskoki chłopca i pojrzenie pełne uznania ze strony jego mamy świadczyły o pełnej akceptacji jego starań. Kiedy został sam, usiadł na wcześniej upatrzonej ławeczce i przystąpił do obserwacji. Karuzela miała zostać uruchomiona za piętnaście minut, a już teraz w kolejce stało pięć osób. Między nimi Daniel wypatrzył łysego mężczyznę, którego zapamiętał z zeszłej soboty. Dziś miał na sobie kurtkę znanej firmy. Dalej kobieta w wieku Olgi. Za nią niski staruszek z laską. Właśnie podeszły do kolejki jeszcze dwie osoby. Starszą kobietę z obandażowaną ręką też pamiętał z poprzedniej soboty. Wsiadała wtedy jako druga. Dziwna ta kolejka. Patrzył na ludzi czekających na przejażdżkę i czuł, że coś tu było nie tak. Uderzał spokój i uporządkowanie. Kolejki rządzą się swoimi prawami, ludzie zachowują się w nich różnie , a tutaj wszyscy stali niezwykle grzecznie. Rozejrzał się w poszukiwaniu budki z biletami, żeby tam zasięgnąć jakichś informacji, ale była zamknięta. W końcu jednak bileter przyszedł. Podciągnął żaluzje w budce, po czym dokładnie sprawdził stan techniczny młynu i otworzył minibramkę.
– Zapraszam – odezwał się do czekających naprowadzając gondolę.
Jako pierwsza wsiadała tym razem starsza kobieta, dość tęga, w znoszonych, nie pasujących do siebie ubraniach. Daniel zdecydował się porozmawiać z kolejkowiczami. Stanął w ogonku. Mężczyzna z bardzo zniszczonymi zębami, za którym stanął, powiedział przez ramię.
– Nie ma pan po co stać, zabierze dziś tylko dwanaście osób.
– Nie szkodzi, i tak poczekam. Może ktoś zrezygnuje…
Mężczyzna nie odpowiedział. Pozostali również ignorowali dziennikarza. Zniechęcony wrócił na ławeczkę. Bardzo długo trwało podstawianie koszyków, potem diabelski młyn robił wolniutkie kółeczko i pasażerowie jeden po drugim wysiadali.
„Hm… cała zabawa trwa równo dwadzieścia minut, potem następne cztery osoby i ostatnia tura. Razem dwanaście osób. Po co uruchamiać urządzenie tylko na godzinę dziennie? Dlaczego tylko dwanaście pasażerów? I co mi to daje?” – zapytał się w duchu.
Na razie nie znalazł odpowiedzi. Swoją drogą organizacja była fatalna. Gdyby bileter jednocześnie wypuszczał klienta i wpuszczał następnego, wówczas więcej ludzi mogłoby się przejechać. Odblokował komórkę i spisał sobie cechy charakterystyczne każdego z kolejkowiczów. Postanowił, że wpadnie tu za parę dni, żeby pogadać z bileterem. Poczuł ekscytację, jak zawsze, gdy wpadał na trop afery. Historia dwanaściorga ludzi stała się dla niego tematem numer jeden.
Dopiero w środę znalazł wolną chwilę. Podjechał do „Wielkiego Stawu” na godzinę przed planowanym otwarciem karuzeli. Nie zdziwił się, że stały tam już cztery osoby. W środku tygodnia nie było tłumu, w który mógłby się wtopić. Stanął za kobietą z obandażowaną dłonią. Może tym razem uda się porozmawiać z kims z kolejki? Z bliska widać było, że bandaż jest brudny, jakby nie zmieniano go od dłuższego czasu. Może ta kobieta jest samotna i nie ma kto jej pomóc? Powinna być więc chętna do rozmowy.
– Widziałem panią tutaj parę dni temu – zaczął rozmowę, przyciągając jej uwagę. – Pani pozwoli, że się przedstawię: Daniel Biedrzyński. Pracuję dla Dziennika Wieczornego, czyta go pani może?
– Nie zawieram znajomości na ulicy – odparła kobieta beznamiętnie i odwróciła się do niego plecami.
– Nie jesteśmy na ulicy – sprostował dziennikarz – tylko w centrum handlowym.
Nic nie uzyskał. Nie chcą rozmawiać, to nie. Dowie się, po co tu przychodzą, choćby miał w tym centrum zamieszkać. Może staruszek z laską, który właśnie wolno podchodzi, odpowie na jakieś pytanie?
Staruszek stanął za Danielem i faktycznie zagaił rozmowę.
– Pan tu nowy? – zapytał.
– Tak, pomyślałem, że skoro sporo ludzi odwiedza tę karuzelę, to i ja się przejadę.
– A ma pan żeton?
– Oczywiście. – Dziennikarz wyciągnął z kieszeni żeton, uprawniający do skorzystania ze wszystkich atrakcji „Wielkiego Stawu”.
– Ten się nie nadaje – odpowiedział staruszek. – Musi pan kupić w budce.
Daniel wyszedł z kolejki. Cholera. Przecież standardowe żetony działały na wszystkich urządzeniach, dlaczego nie tutaj?
Stanął pod budką biletera zdeterminowany, żeby w końcu kupić właściwy żeton. Dziś przejedzie się tą żenującą karuzelą i odkryje, o co chodzi. W końcu bileter przyszedł i podciągnął żaluzje.
– Poproszę jeden bilet, albo żeton, co pan tam ma.
– Z przykrością muszę stwierdzić, że nic nie mam. Wszystkie już wykupione. Nie jest ich wiele, bo moja karuzela to zabytek. Na ogół sprzedaję żetony raz w miesiącu i szybko się rozchodzą.
– Jak to, nie ma żetonów? – Biedrzyński mimowolnie podniósł głos. – A ci ludzie stojący w kolejce?
– Już panu powiedziałem. Kupili je wcześniej. Przepraszam, muszę sprawdzić stan techniczny maszyny.
Dziennikarz nie zamierzał się poddać. Wiedział, że po wpuszczeniu ostatniego pasażera koło będzie się samo poruszało przez jakieś pięć minut, wtedy zada bileterowi kolejne pytania.
– Często przychodzę tu z synem i zauważyłem, że sporo ludzi codziennie jeździ na tej karuzeli. Czy to nie dziwne? Dorośli ludzie i mały młyn.
– Dla mnie to wcale nie jest dziwne – odparł bileter. – Widzi pan tego mężczyznę w koszu po lewej? Powiedział mi kiedyś, że uwielbia tu przychodzić, bo karuzela przypomina mu młodość. Wtedy jeszcze nie było tych szybkich i niebezpiecznych machin, od których kręci mu się w głowie. Albo ta pani w niebieskiej spódnicy, która stoi na końcu kolejki; powiedziała, że na tej karuzeli mąż jej się oświadczył, i to była najpiękniejsza chwila w jej życiu. Lubi tu wrócić po pracy, żeby się przejechać i odświeżyć wspomnienia.
– To kiedy mogę przyjść, żeby kupić u pana żeton?
– Na początku każdego miesiąca.
– Ale to dopiero za trzy tygodnie!
– Czas tak szybko leci, nawet pan nie zauważy. Muszę wracać do pracy.
***
– Czyś ty zwariował? – Olga wyglądała na zdegustowaną. – Chcesz napisać felieton o starej, nudnej i na dodatek zabytkowej karuzeli? Szef cię wyśmieje, to dobre do gazetki w domu starców, nie obniżaj poziomu.
– Dziewczyno, tam musi być drugie dno. Cały czas ci sami ludzie. Zawsze dwanaścioro, nigdy więcej ani mniej.
– To chyba oczywiste. Wiesz od biletera, że to jedyna w naszym województwie karuzela nieprzerwanie działająca od stu lat. Nieraz myślałam, że to grat i trzeba by ją wywalić, ale skoro chcą ją wpisać do księgi rekordów Guinnessa, to widocznie jest sens, żeby stała tam, gdzie stoi. Ma prawo mieć własną historię i fanów. Nie jestem dziennikarzem, ale pisanie o karuzeli wydaje mi się żenujące.
Chociaż każde słowo wypowiedziane przez Olgę miało sens, Daniel nie potrafił przestać myśleć o karuzeli. W ciągu ostatnich trzech tygodni zacieśnił znajomość z bileterem, panem Zdzisławem i stworzył sobie kilka roboczych teorii, ale żadna nie wyjaśniała dziwnego zachowania ludzi, codziennie przychodzili do centrum tylko po to, żeby się przejechać kupą złomu.
Przy kolejnej wizycie pan Zdzisław okazał się bardziej rozmowny.
– Widzi pan, ta karuzela to nie tylko kawał starego żelastwa, to kawałek mojego życia. Myślę, że ludzie kupują bilety po to, żebym nie zbankrutował. Kiedy moja karuzela pójdzie pod młotek, to może ją wylicytować jakiś złomiarz i zniknie jeden z ostatnich elementów przeszłości.
Wyjaśnienie zabrzmiało przekonująco i dziennikarz w duchu zganił się za podejrzliwość. Pewnie starsi mieszkańcy po prostu w ten sposób wspomagają pana Zdzisława, żeby miał za co żyć. Jednak wewnętrzny głos nie chciał się poddać. Wciąż alarmował, że to tylko przykrywka, wyjaśnienie na pokaz. Opowiastka biletera, a może raczej właściciela karuzeli, nie wyjaśniała kilku faktów. Na przykład: dlaczego pasażerowie nie rozmawiają? Codziennie poświęcają czas i pieniądze na wspólny cel a stoją w kolejce tak, jakby się nie znali? I dlaczego wszyscy zachowują się na karuzeli dokładnie tak samo? Przecież każdy jest inny. Jeden będzie się śmiać, inny ciekawie rozglądać, kolejny podłubie sobie w uchu, a tu ludzie siadają i dosłownie nieruchomieją. Przez dwadzieścia minut nikt się nie wierci, nie poprawia, nie zmienia pozycji. Cholera, a może nasz niegroźny pan Zdzisław faszeruje ich jakimiś prochami? To by wyjaśniało wiele. Zaczął pisać:
1 Poznać przyczynę uzależnienia od codziennych dawek/przejażdżek.
2 Ludzie z różnych środowisk, ten łysy wygląda na bogatego, a obok kobieta w łachmanach. Dowiedzieć się czegoś więcej o każdym.
3 Nie dbają o siebie: np. poplamiony bandaż, jeden z nich ma bardzo zniszczone zęby. Sprawdzić, czy to ma związek ze sprawą karuzeli.
4 Nie nawiązują bliższych relacji między sobą. Dlaczego?
Potem przyszły wątpliwości. Zaczął się zastanawiać, jak prochy byłyby podawane. Tak na oczach wszystkich? Codziennie? Przecież w końcu ktoś by coś zauważył. Albo któryś z klientów mógłby wsypać właściciela. Nie, to nie prochy. Tylko co?
Któregoś dnia, kiedy uważnie analizował emocje, a raczej ich brak na twarzach osób na karuzeli, podeszło do niego dwóch policjantów w mundurach. Nieco wyższy przedstawił obu i zagadnął:
– Czeka pan tu na kogoś?
– Nie – odparł Biedrzyński – odpoczywam po zakupach.
– Co pan kupił? Bo jakoś nie widzę u pana żadnych siatek – zainteresował się drugi patrząc wprost na puste ręce dziennikarza.
– Nie zdążyłem jeszcze nic kupić, szukam prezentu.
– Nie szuka pan żadnego prezentu, skoro usiadł pan tutaj zaraz po wejściu. Poproszę dowód – powiedział szorstko ten wyższy.
Po spisaniu danych policjant przeszedł do rzeczy.
– Zgłoszono nam, że kogoś pan prześladuje. Obserwacja to potwierdza. Jeśli znów się pan tu pokaże, przejedziemy się na komendę i usłyszy pan zarzut nękania.
***
W pracy szef zauważył, że coś Daniela trapi. Zapewnił, że zawsze może przyjść i pogadać. Wprawdzie od paru dni nie odwiedził centrum, ale również Olga wyczuwała, że jej partner wciąż nie potrafi zakończyć tematu karuzeli. Żeby uniknąć rozmowy na niewygodny temat zaproponował, że odbierze dziś jej syna ze szkoły. Czekając na chłopca, zobaczył w tłumie rodziców kobietę zapamiętaną z kolejki. Nazywał ją “czarna kołdra”, bo miała kruczoczarne włosy i nosiła zimową pikowaną kurtkę w tym samym kolorze, chociaż był dopiero październik. Zdążył zauważyć, że przyszła po dziewczynkę, ubraną w podobnym stylu. Dziewczynka była bardzo ładna i miała ten sam kolor włosów, co jej mama; łatwo było ją wyłapać nawet w tłumie dzieci. W drodze do domu zaproponował Tymkowi, że jutro pobawią się w dziennikarzy. Wieczorem Olga powiedziała z uśmiechem:
– Nie wiem, czy wiesz, ale młody był wniebowzięty na samą myśl, że chcesz mu pokazać, jak pracują dziennikarze. Myślę, że ostatnio załapaliście świetny kontakt.
– Fakt. Chyba trochę się bałem, czy mi się uda zbliżyć do Tymka, ale teraz nie żałuję.
Przytulił ją, pełen wyrzutów sumienia, że wykorzystuje jej dziecko do własnych celów. Jak już rozwiążę tajemnicę karuzeli, to faktycznie postaram się z chłopcem nawiązać bliższe relacje – obiecał sobie w myślach.
Na drugi dzień przyszedł wcześniej, żeby poobserwować dziewczynkę, ale jak na złość Tymek podbiegł do niego, zanim wyszła ze szkoły.
– I co będziemy robić?
– Najpierw ustalimy plan działania. Wybierzemy obiekt do śledzenia, tylko tak, żeby się nie zorientował. Zaczekaj, wyszukam kogoś, kto się nadaje. O, może ta dziewczynka z czarnymi włosami. Będziemy za nią szli aż do jej domu. Ani słowa mamie. Inaczej niczego więcej ci nie pokażę.
– Nic nie powiem – zapewnił chłopiec – choćby nie wiem, jak pytała.
Po piętnastu minutach dziennikarz wiedział już, w którym bloku mieszka dziewczynka, tym razem odprowadzana przez tatę. Weszli do jednej z klatek schodowych trzypiętrowego domu. Biedrzyński postanowił wrócić tam za parę dni. Wieczorem Tymek tak bardzo prosił, żeby to Daniel przyprowadził go ze szkoły, że mężczyzna skapitulował i obiecał, że wyrobi się do piętnastej. Olga wyglądała na zadowoloną, więc uznał, że w ten sposób pozbędzie się wyrzutów sumienia. Kiedy czekał pod szkołą na chłopca, nieoczekiwanie podszedł do niego mężczyzna, którego wczoraj śledził.
– Czemu wczoraj za nami szliście? – zapytał bez ogródek.
– Bo chcę się czegoś dowiedzieć się o karuzeli. Jestem dziennikarzem. Daniel Biedrzyński.
Mężczyzna zbladł. Kiedy zobaczył w tłumie czarne warkoczyki, mruknął:
– Nie przy dziecku. O dwudziestej pierwszej czekaj pod blokiem.
Potem wziął córkę ją za rękę i szybko odeszli.
Daniel poczuł, że teraz jest blisko przełomu w sprawie, która zatruwała mu życie od miesiąca. Po powrocie do domu ledwo tknął obiad i wyszedł pod pozorem, że musi nadrobić zaległości w pracy.
Mężczyzna pojawił się dokładnie o dwudziestej pierwszej, niosąc kosz ze śmieciami.
– Co pan wie o tej karuzeli? – zapytał Daniel, kiedy usiedli na ławeczce obok śmietnika.
– Od czasu, kiedy moja żona kupiła pierwszy bilet na karuzelę, jakiś rok temu, zmieniła się nie do poznania. Niby nic jej nie można zarzucić: pracuje, opiekuje się córką, sprząta i gotuje. Ale to jakby nie ona. Przestała się uśmiechać. Prawie nic nie mówi. Pyta na przykład Martynkę, co zje jutro na obiad, ale nigdy, co robiła w szkole. Jak maszyna. Jak zombie. Jakby jej ktoś skradł duszę.
– Może przez narkotyki? – zasugerował dziennikarz.
– Gdzie tam, raz poprosiłem kuzynkę, która pracuje w laboratorium, żeby przy okazji badania krwi zrobiła jej test na narkotyki i inne używki i nic nie wykryto.
– Może ona po prostu lubi karuzele. – Daniel powiedział to tak tylko, żeby pocieszyć mężczyznę, ale sam w to nie wierzył.
– To nie jest chęć, tylko jakieś uzależnienie. Alina musi tam codziennie chodzić. Na początku ją odprowadzaliśmy, ale przestałem, bo boję się, że nasza córeczka też się uzależni. To wygląda jak jakiś potworny smutek, który moja żona stara się ukryć, jakby nagle dostała ciężkiej depresji i tylko przejażdżka na karuzeli przywraca jej równowagę. Tysiąc razy błagałem, żeby tam nie szła. Czuję, że gdyby ktoś kazał jej wybrać: rodzina czy karuzela, to wybrałaby karuzelę. Pan jest dziennikarzem. Niech pan odkryje prawdę. Ja jestem prosty typ. Nigdy nie opowiadałbym swoich prywatnych spraw obcemu facetowi, gdybym nie wierzył, że mi pan pomoże.
– Mów mi Daniel.
– Arek.
– Cholera. Mnie też nie daje spać przypadek tej karuzeli. Tam coś jest.
– Tylko błagam, nie wsiadaj na te diabelską karuzelę. Ona uzależnia od pierwszego użycia.
– Nie powinieneś już wracać do domu? Przecież poszedłeś tylko wynieść śmieci.
– Alina nie zwróci uwagi. Od roku ledwo zauważa, że istnieję.
– Jest aż tak źle? – powiedział ze współczuciem dziennikarz.
– Nawet gorzej. Znajdź lekarstwo dla mojej żony, a będę wdzięczny do końca życia.
***
Biedrzyński już z daleka dostrzegł, że coś się zmieniło. Po raz pierwszy widział, żeby ludzie w kolejce rozmawiali ze sobą, choć “rozmowa” to nie do końca właściwe słowo. Wyglądało to jak głuchy telefon. Pierwszy w kolejce był dziś starszy pan z laską. Przekazał jakąś wiadomość kobiecie z brudnym bandażem, a ona przekazała ją dalej. Zanim do nich dotarł, kolejkowicze znów milczeli. Zauważył, że dziś jest ich tylko jedenaścioro. Poczuł znajome ukłucie gdzieś ponad żołądkiem. Tak zawsze się czuł, kiedy był bliski rozwikłania zagadki. Teraz albo nigdy. Bez zastanowienia podszedł do mężczyzny z laską.
– Dzień dobry, panie Jurku. Widzę, że ktoś dziś się spóźnia.
– Niestety, pan Władek, ten z siwym wąsem, pamięta go pan? Nie przyjdzie, bo zmarł dziś rano.
– Jaka szkoda. Ale ostatnio, kiedy go widziałem, wyglądał całkiem zdrowo.
– Takie życie. Miał w nocy wylew. Rano znalazła go pielęgniarka i było już za późno na ratunek. Ta pielęgniarka ma pod sobą całe osiedle domków jednorodzinnych, więc i do mnie przychodzi. Stąd wiem.
Daniel pokiwał głową. Musiał się powstrzymywać, żeby wolnym krokiem podejść do budki z biletami. Miał ochotę tam biec.
– Panie Zdzisławie, skoro tamten starszy człowiek zmarł, to ma pan wolne miejsce na dziś. Chciałbym kupić jeden żeton.
Bileter spojrzał na niego smutno.
– Naprawdę chce pan wydawać pieniądze? Koniecznie musi pan przejechać się akurat moją karuzelą? Przecież to żadna atrakcja. Niech pan to przemyśli.
„Dawaj ten cholerny bilet!” krzyczał w myślach dziennikarz. „Nareszcie wszystkiego się dowiem!” A głośno powiedział:
– Tak, poproszę jeden żeton.
Pan Zdzisław przyjął pieniądze, podał mu żeton i zwiesił głowę. Nie na długo, bo obowiązki nie pozwalały mu siedzieć bezczynnie. Poszedł sprawdzać stan techniczny maszyny, jak codzień. Podekscytowany dziennikarz stanął w kolejce, trzymając w ręce staromodny żeton. Każdy mógł zobaczyć, że stał się teraz „kolejkowiczem”. Niestety nikt nie zareagował. Nikt się nie odezwał, o nic nie zapytał.
„Już niedługo – pomyślał – jeszcze tylko przeczekać, aż wszyscy przede mną wsiądą i rozwiążę tę paskudną zagadkę. Wrócę do normalności. Zaproszę Olgę na kolację, wyciągnę małego na rowery. Skończy się ten okres oczekiwania. Będę mógł ruszyć dalej”.
Patrzył, jak pozostali pasażerowie zajmują miejsca. Widział teraz wyraźnie ich twarze i zdał sobie sprawę, że na niektórych z nich gościły emocje, których wcześniej nie widział. Alina uśmiechnęła się samymi kącikami ust, kobieta w niechlujnym ubraniu spojrzała w górę i tak trwała przez parę sekund. W końcu wsiadł i on. Karuzela wolno ruszyła. Daniel odruchowo zamarł, patrząc prosto przed siebie. I nagle poczuł coś dziwnego. Powietrze zafalowało, jak nad rozgrzanym asfaltem. Trwało to zaledwie sekundę i nagle dziennikarz nie miał już przed sobą sąsiednich karuzel. One zniknęły. Przed Danielem roztoczył się widok innego świata. Piękno tego widoku było absolutne i opanowało wszystkie jego zmysły. To było na poziomie świadomości i podświadomości.
– Ach!
Westchnienie nie było głośne, ale wewnątrz mózg krzyczał z radości. W nozdrza uderzały zapachy, które nie były z tego świata. Widok przed nim był tak zachwycający, że ogarnął go stan, który dotychczas znał tylko z opowieści. Nirwana. Ekstaza. Raj. Poczucie jedności z jakimś bytem, bez potrzeby jego identyfikowania. Uczucie wypełniało go tak całkowicie, że przestał oddychać. Wziął gwałtowny wdech. Karuzela osiągnęła najwyższą wysokość i Biedrzyński poczuł, że jego koszyk zaczyna zjeżdżać w dół.
– Nie! – chciał krzyknąć, ale z jego ust dobiegł zaledwie szept.
Kiedy koszyk zniżył się do wysokości dwóch metrów, powietrze znowu zawirowało i w jego umysł przemocą wdarł się nasz świat z zapachem kurzu, z krzykiem dzieci, nawoływaniem matek, tandetną muzyką i z ostrymi kolorami reklam kłującymi w oczy swoją bezsensownością. Karuzela zjechała do najniższego punktu. Daniel odzyskał zdolność logicznego myślenia, ale teraz w jego umyśle nastąpiło jakby rozdwojenie. Cześć jaźni marzyła tylko o tym, żeby znów zobaczyć raj, poczuć go nie tylko zmysłami, wręcz całym sobą, każdym nerwem; a inna część jego osobowości, jego ziemskie ja walczyło o przetrwanie. Przez chwilę nawet wydawało się, że dziennikarz zwycięży. Zaczął rozglądać się dookoła, zrozumiał jak bardzo wizje uzależniają i teraz już wiedział dlaczego ludzie codziennie tu wracają. Musi coś z tym zrobić, zatrzymać tę piekielną maszynę. Nie może wrócić do raju ponownie, bo nie znajdzie już sił, żeby się otrząsnąć z ekstazy. Odszukał wzrokiem biletera.
– Proszę zatrzy…
Nie dokończył, bo w tej sekundzie koszyk, w którym siedział, wzniósł się ponad poziom dwóch metrów, i wszystko przestało się liczyć. Poczuł, że karuzela zatrzymuje się, żeby wypuścić pasażera pierwszego koszyka. W innych okolicznościach cieszyłby się, że odkrył drugie dno. Ale w tej chwili w ogóle go to nie obeszło. Przestał myśleć i oddał się błogości. Nawet nie zamrugał, żeby nie stracić nic z rozciągających się przed nim widoków. Jakby za czyimś podszeptem zaczął oddychać inaczej, jak nigdy przedtem. Jego oddech nie angażował teraz płuc, wdychał całym sobą jakąś życiodajną substancję, która rozchodziła się po ciele, docierając do każdej cząsteczki, wypełniała całe jego jestestwo. Czuł błogość, jakby ktoś szeptał mu do ucha ledwo słyszalne słowa uspokojenia.
Wszystko będzie dobrze tak długo, jak długo będzie codziennie tu przychodzić i karmić się światłem objawienia. Musi pracować, gdzieś mieszkać, dbać o ciało, nie chorować. Takie są priotytety. Nie może narażać się na niebezpieczeństwo ani zostać aresztowany, bo to oznaczałoby rozłąkę.
Poczuł tę rozłąkę przez ułamek sekundy i już wiedział, że tego nie da się przeżyć. Był gotów. Zrozumiał, że najważnejsze to wykorzystać w pełni każdą sekundę w raju, o pozostałe rzeczy będzie martwić się później.
Nie, nie musi się martwić w ogóle. Będzie wiedział. W swoim czasie.
Nie bał się już powrotu do naszej rzeczywistości. Nie było sensu. Karuzela zatrzymała się, a on czuł już tylko przejmujący smutek. Trzeba jakoś przeżyć na tym świecie dwadzieścia cztery godziny. Najchętniej położyłby się tuż obok, może na ławeczce.
Nie, nie wolno mu tu zostać. Przecież pamięta swoje priorytety. Musi gdzieś mieszkać. Tutaj nie!
Odwrócił się wolno w kierunku głównego pasażu i poczuł, że ktoś chwyta go delikatnie za przedramię.
– Teraz już musisz iść – powiedział bileter, patrząc na niego ze współczuciem. – Przepraszam – dodał. – Starałem się bronić ci dostępu do karuzeli, jak tylko mogłem. No cóż, widocznie przeznaczenia nie da się oszukać.
Biedrzyński nie odpowiedział. Jeszcze pół godziny temu zasypałby mężczyznę pytaniami. Teraz? Czuł, że słowa nie będą mu już potrzebne. Nie musi już o nic pytać, niczego się dowiadywać. Odkrył swoje przeznaczenie.
Nie będzie na to marnować energii.
Wolno ruszył do domu. Nie myślał o tym, czy złapie autobus, bo nigdzie mu się nie spieszy. Szedł wpatrzony w ziemię, nie od razu dotarło do niego, że ktoś zastępuje mu drogę. Spojrzał bez zainteresowania i rozpoznał łysego mężczyznę.
– Proszę to wziąć, przyda się – powiedział kolejkowicz i wsunął mu do kieszeni jakąś wizytówkę.
Daniel nie zauważył napisu, mignęła mu tylko czarna błyskawica. Nie podziękował, nie zapytał o szczegóły, czuł, że pytania są już niepotrzebne. Ruszył dalej wlokąc się noga za nogą. Kiedy wyszedł na zewnątrz i owiało go chłodne powietrze poczuł się tak, jakby wyczuwał w środku cząstkę dawnego Daniela wciąż pełną pytań, ciekawości, złości i innych intensywnych uczuć. Nie zwrócił na nią uwagi. Zapiął kurtkę.
Nie wolno mu się przeziębić, bo nie mógłby przyjść tu jutro.
Nie wiedział, jak długo idzie, czas nie był już ważny. Kiedy zbliżał się do domu, zauważył Arka, który krążył nerwowo po chodniku.
– No i czego się dowiedziałeś? Co oni zrobili mojej żonie? Rozmawiałeś z tym kasjerem? – zaczął wypytywać. Nagle zbladł jak płótno.
– Nie, tylko nie to spojrzenie. Idioto, dlaczego to zrobiłeś? Czemu wsiadłeś na karuzelę?
Chwycił Biedrzyńskiego za ramiona i silnie nim potrząsnął.
– Obudź się z tego, może jeszcze nie jest za późno. Walcz. Nie poddawaj się, gdzieś tam w środku jesteś ty, prawdziwy ty. No, dalej!
Dziennikarz pozwalał się szarpać i potrząsać. Nie reagował. W końcu Arek poddał się i wolno odszedł. Gdyby Daniel spojrzał za nim, dostrzegłby jak ramiona mężczyzny drżą, targane bezgłośnym szlochem. Gdyby tylko spojrzał.
Wchodząc na klatkę schodową ominął drzwi czekającej windy po czym ruszył na szóste piętro schodami.
Trzeba dbać o kondycję. To jest dobre. Winda nie jest dobra, trzeba ją omijać.
Kiedy wspinał się po schodach, przed oczami stawały mu sytuacje, coś w rodzaju wizji. Krótkie migawki.
Najpierw zobaczył siebie, jak stoi w przedpokoju. Obok leży jego podniszczona torba, którą zawsze zabierał na dłuższe wyjazdy. Olga płacze.
– Ty draniu – krzyczy. – Powiedz coś! Cokolwiek!
Ale on milczy. Kobieta podnosi rękę i wymierza mu siarczysty policzek. On bez słowa sięga po torbę i wychodzi.
Wizja druga: siedzi na łóżku w mieszkaniu rodziców. Drzwi są półotwarte, widać przez nie fragment pokoju po drugiej stronie korytarza. Jego mama odmawia cicho różaniec, a łzy spływają jej po policzkach.
Migawka trzecia: szef potrząsa jakąś kartką.
– Od miesiąca żadnego nowego materiału – krzyczy. – I nie rób ze mnie idioty. Przecież poznaję, to są twoje stare teksty. Pamiętam je.
A potem glos mu łagodnieje, z twarzy bije troska.
– Co jest grane? Dlaczego nic nie mówisz? Można ci jakoś pomóc?
Brak odpowiedzi skutkuje wręczeniem wypowiedzenia.
Wizja czwarta. Stoi bez słowa przed jakimś biurkiem. Duża czarna błyskawica wymalowana na ścianie dokładnie odpowiada tej na wizytówce, którą on podaje recepcjonistce. Kobieta jest bardzo ładna, zadbana, w średnim wieku. Młoda dziewczyna obok wygląda na praktykantkę.
Kobieta instruuje dziewczynę, żeby zabrała pana Biedrzyńskiego do magazynu, gdzie mu wydadzą kombinezon roboczy. Słyszy szept dziewczyny:
– Kolejny z depresją. Gdzie prezes ich wynajduje?
– Czego ty od niego chcesz? – odpowiada równie cicho kobieta – Jeśli ktoś jest małomówny, jak nasz szef na ten przykład, to nie musi od razu być depresja.
– Wiem, co mówię, oni wszyscy mają takie nieobecne spojrzenie, jakby byli na prochach.
– Zdecyduj się – syczy starsza – depresyjny, czy ćpun. Rób swoje, bo pan prezes nie będzie zadowolony.
– Na moje oko prezes też wygląda, jakby miał depresję. Może z tego powodu wyłysiał? – zachichotała nagle dzieczyna.
– Ma czy nie ma, nie nasza sprawa, ciesz się, że nam daje pracę.
Wizje nie wywołały w Biedrzyńskim żadnych uczuć . Tak, to przecież oczywiste. Rozstanie się z Olgą, bo nie może jej niczego ofiarować. Wprowadzi się do rodziców. Zwolnienie z pracy jest kwestią czasu, bo nie stworzy nowych tekstów. Żadne słowa nie są w stanie oddać tego, co stanowi teraz sens jego istnienia. Przecież jego życie jest marnością nad marnościami. Może, gdyby skończył ze sobą, szybciej osiągnąłby raj? Szarpnął nim ostry ból.
Jak mógł tak pomyśleć? Samobójstwo to złe wyjście. Nie wolno o tym nawet myśleć. Skąd czerpałby upojenie? Musi żyć, żeby odwiedzać karuzelę.
Doszedł na szóste piętro i otworzył drzwi. Bez słowa sięgnął do pawlacza po torbę…
Cześć, Nova. :)
Zgłoszono nam, że prześladujesz spokojną osobę. Obserwacja to potwierdza. Jeśli jeszcze raz cię tu zauważymy, dostaniesz sprawę za stalking. A teraz spieprzaj stąd, już.
1. W art190a, który na karne.pl określany jest jako stalking, jest napisane, że ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego. Czy policjant zatem kłamie? Jeśli tak, dziennikarz powinien o tym wiedzieć, w jego fachu to ważne zagadnienie.
2.) Nie miałem co prawda nigdy styczności z policją, ale czy policjant może używać wulgaryzmów? We mnie wzbudziłoby to podejrzenia. A jeśli nie może, lecz ten by chciał, aby postraszyć Daniela, to przecież znajdują się w alejce w centrum handlowym, gdzie wokół mnóstwo ludzi.
Nirwana. Ekstaza. Raj.
Zdecydowałbym się na jedno z powyższych, bo to nie są synonimy. Albo zapisanie tego jako myśli Daniela.
Zmieniłby jeszcze tag z fantasy na inne. Karuzela to za mało. Właściwie nie wiadomo co ona robi i jak działa, i czy ma w ogóle coś wspólnego z fantastyką? Może to tylko specyficzne miejsce, które tak oddziałuje na człowieka, że wpływa na jego świadomość?
„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz
Atreju
Dzięki za cenne uwagi. Tag zmieniłam.
Co do policjantów to fakt, powinni zawsze zachowywać się grzecznie. A życie pisze inne scenariusze. Wylgaryzm, wypowiedziany dobitnie, aczkowliek niezbyt głośno, raczej nie wzbudzi zainteresowania tłumu.
Co do określeń to chciałam użyć wszystkich, żeby pokazać spektrum odczuć bohatera. Zgadzam się z tym, że nie są to synonimy. Gdyby były, bez sensu byłoby je wypisywać. Jeśli coś jest nam nieznane to próbujemy porównać to do rzeczy zbliżonych. Taki był zamysł. Gdybym zostawiła tylko raj, zabrzmiałoby zbyt religijnie, gdybym zostawił ekstazę, zasugerowałabym, że bohater jest na haju. Dlatego zostawiam je wszystkie ale miło, że wyłapałeś to jako coś nieoczywistego.
Nova, zastanawiam się, co miałaś zamiar opowiedzieć i nie umiem znaleźć odpowiedzi.
Rozumiem, że dziennikarza mogła zaintrygować kolejka osobliwych dorosłych, a nawet starszych ludzi, czekających na przejażdżkę karuzelą, co nie jest typowe dla osób w tym wieku, bo wiadomo, że karuzela jest atrakcją dla dzieci.
Daniel wielokrotnie widział dziwne zachowanie czekających, Arek przestrzegł go przed niebezpieczeństwem jazdy na karuzeli, jednak dociekliwy dziennikarz postanowił osobiście się o wszystkim przekonać. I jaki tego skutek – no, oględnie mówiąc, żałosny.
Na nierealność sceny z policjantami uwagę zwrócił już Atreju, więc powiem tylko, że w pełni zgadzam się z jego zdaniem.
Po skończeniu lektury najbardziej zirytowało mnie to, że cały czas stwarzasz wrażenie, że Biedrzyński rozwiąże zagadkę, że dowiemy się kim jest bileter Zdzisław i czym jest jego karuzela. Niestety – tej wiedzy poskąpiłaś czytającym, skutkiem czego pozwolę sobie raz jeszcze zapytać – o co tu chodzi?!
Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.
…patrzy w kierunku mini diabelskiego młyna. → Na czym polega mini diabelskość młyna?
A może miało być: …patrzy w kierunku małego diabelskiego młyna.
Dlaczego więc stoi tam kilkanaście dorosłych ludzi? → Człowiek jest rodzaju męskiego, więc: Dlaczego więc stoi tam kilkunastu dorosłych ludzi? A jeśli stoją ludzie płci obojga to: Dlaczego więc stoi tam kilkanaścioro dorosłych ludzi?
…żeby skupić się na obiekcie swoich obserwacji. → Zbędny zaimek – czy skupiałby się na obiekcie cudzych obserwacji?
Właśnie podeszły do kolejki kolejne dwie osoby. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Właśnie podeszły do kolejki jeszcze dwie osoby.
Patrząc na ludzi czekających na przejażdżkę zdawało się sprawę… → Patrząc na ludzi czekających na przejażdżkę, zdawało sobie sprawę…
…robią małe kółeczka, depcząc wokół swojego miejsca… → Chyba miało być: …robią małe kółeczka, drepcząc wokół swojego miejsca…
…zanim otworzył mini bramkę. → …zanim otworzył minibramkę.
…naprowadził pierwszy koszyk na niewielki podest.
Jako pierwsza wsiadała… → Czy to celowe powtórzenie?
…ubrana w tandetne ubrania. → Jak wyżej.
Ubrania wiszą w szafie, leża na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.
Proponuję: …tandetnie ubrana.
…odwrócili wzrok tak, że ciężko było nawiązać rozmowę z kimkolwiek. → …odwrócili wzrok tak, że trudno było nawiązać rozmowę z kimkolwiek.
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
…diabelski młyn robił wolniutkie kółeczko i zaczynał pozbywać się ludzi. → Co to znaczy, że pozbywał się ludzi?
„ Hm… cała zabawa trwa… → Zbędna spacja po otwarciu cudzysłowu.
Dopiero w środę miał chwilkę czasu. → Masło maślane – chwila to czas.
Proponuję: Dopiero w środę miał trochę czasu. Lub: Dopiero w środę miał wolną chwilkę.
…że tym razem „kolejkowicze” będą bardziej rozmowni. → Czemu tu służy cudzysłów?
– Nie zawieram znajomości na ulicy. – Odparła kobieta… → Zbędna kropka po wypowiedzi. Didaskalia małą literą. Winno być: – Nie zawieram znajomości na ulicy – odparła kobieta…
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
– Oczywiście – dziennikarz wyciągnął z kieszeni żeton… → Brak kropki po wypowiedzi. Didaskalia wielką literą. Winno być: – Oczywiście. – Dziennikarz wyciągnął z kieszeni żeton…
…nudnej i… → Jedna spacja wystarczy.
Cały czas jedni i ci sami ludzie. Zawsze dwunastu… → Tam byli kobiety i mężczyźni, więc: Cały czas ci sami ludzie. Zawsze dwanaścioro…
…nie wykonują rękami żadnych gestów. → Zbędne dookreślenie – gesty wykonuje się rękami.
1 Poznać przyczynę uzależnienia od codziennych dawek/przejażdżek → Brak kropki na końcu zdania.
Poproszę dowód. – powiedział szorstko ten wyższy. → Zbędna kropka po wypowiedzi.
…miała kruczo czarne włosy… → …miała kruczoczarne włosy…
…musi nadrobić w pracy zaległości. → Raczej: …musi nadrobić zaległości w pracy.
– Co pan wie o tej karuzeli? – zadał mu Daniel pytanie, kiedy razem usiedli na ławeczce… → Raczej: – Co pan wie o tej karuzeli? – Daniel zadał mu pytanie, kiedy usiedli na ławeczce…
…mężczyznę, ale… → Jedna spacja po przecinku wystarczy.
…to wybrałaby karuzele. → Literówka.
Przekazał jakąś wiadomość kobiecie z tym samym brudnym bandażem, a ona przekazała ją dalej. Zanim doszedł, ludzie już zdążyli przekazać wiadomość… → Powtórzenia.
Zauważył, że dziś jest ich tylko jedenastu. → Tam byli kobiety i mężczyźni, więc: Zauważył, że dziś jest ich tylko jedenaścioro.
Będę mógł ruszyć dalej.” → Będę mógł ruszyć dalej”.
Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.
…kobieta w niechlujnych ubraniach wzniosła oczy w górę… → Masło maślane – czy można coś wznieść w dół?
Proponuję: …kobieta w niechlujnym ubraniu spojrzała w górę…
– Ah! → – Ach!
Ah to symbol amperogodziny.
…wewnątrz jego mózg krzyczał z radości. W jego nozdrza… → Czy zaimki są konieczne?
…wdarł się nasz świat z zapachem kurzu, z krzykiem dzieci, nawoływaniem matek, tandetnej muzyki… → …wdarł się nasz świat z zapachem kurzu, z krzykiem dzieci, nawoływaniem matek, tandetną muzyką…
…żeby nie stracić nic z rozciągniętych przed nim widoków. → Chyba miało być: …żeby nie stracić nic z rozciągających się przed nim widoków.
…substancję, która rozchodzi się po jego całym ciele… → Zbędny zaimek.
Po co brać środki transportu… → Raczej: Po co korzystać ze środków transportu…
Ruszył dalej wlokąc nogę za nogą. → Ruszył dalej, wlokąc się noga za nogą.
– I nie rób ze mnie idioty Przecież poznaje te materiały… → – I nie rób ze mnie idioty! Przecież poznaję te materiały…
…czy można mu jakoś pomóc. Brak odpowiedzi pomaga mu… → Nie brzmi to najlepiej.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ciekawy pomysł, niezły nastrój.
Intryguje mnie właściciel-bileter. Czy też korzysta z karuzeli? Dlaczego to robi? Kim jest?
ubrana w tandetne ubrania.
Słabo to wygląda.
Wspinając się po schodach przed oczami stawały mu sytuacje, coś w rodzaju wizji.
W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu, bo wychodzą bzdury. W tym przypadku – sytuacje wspinają się po schodach. Za to przecinek obowiązkowy.
Babska logika rządzi!
Nova, pomysł z takim oddziaływaniem mini diabelskiego młyna jest ciekawy. Dla mnie jest drażniące nazywanie tego urządzenia karuzelą. Wizja sceny w firmie z błyskawicą imo nie skleja się z całością. Wolę wcześniej czytane Twoje teksty. Pozdrawiam. :)
regulatorzy:
Bardzo dzięluję z ałapankę i cenne podpowiedzi. Babole wytępione, nawet policjanci stali się bardziej uprzejmi. :-)
Co do treśc,i to przykro mi, że nie spasowało. Masz rację, że dziennikarz źle skończył, bo nie słuchał rad, koniecznie chciał wszystko sam. W mojej opinii Biedrzyński rozwiązał zagadkę, tyle, że nie może się swoją wiedzą już nikomu pochwalić, niestety.
Finkla:
miło, że wpadłaś, twoje uwagi również naniosłam. Fajnie, że zaintrygowało.
Koala75:
Szkoda, że nie podeszło. Może następne bardziej cię zainteresuje.
A mogę zapytać, dlaczego spośród wszystkich istniejących rodzajów karuzel, diabelski młyn nie powinien zasługiwać na tę nazwę?
Olga spojrzała najpierw na swojego partnera. Dała mu tym znak, że chciałaby, żeby to on podjął decyzję. Wprawdzie Tymek nie jest jego synem, ale są już razem wystarczająco długo, żeby jej partner zaczął się angażować. Daniel zrozumiał tę sugestię i odpowiedział:
Hmm. Objaśniasz, zamiast pokazywać. Może spróbuj to zrobić scenką? Taką króciutką, niech facet nie czyta Oldze w myślach (rzeczywiści faceci nie potrafią czytać w myślach).
Chłopczyk bez zastanowienia wepchnął sobie do ust dopiero co napoczętego hot doga i pobiegł w kierunku ukochanej atrakcji z pełnymi ustami.
Hmmm. Na początku zobaczyłam rodzinę przy śniadaniu. Tak to jest, kiedy opis odkłada się na koniec. Styl: Chłopczyk wepchnął sobie do ust napoczętego hot doga i z pełnymi ustami pobiegł w kierunku ukochanej atrakcji.
Olga machnęła ręką, pokazując, że jest ok.
Żadnych angielskich skrótów w narracji! Zresztą – spokojnie wystarczy: Olga machnęła ręką. "Machnąć ręką" to idiom, który właśnie to oznacza (że nie szkodzi, że machający się nie przejmuje i adresat machnięcia też nie musi). Nie ma co go tłumaczyć.
Sama chciała jeszcze zajrzeć do paru sklepów, więc ustalili, że Daniel posiedzi na jednej z licznych ławeczek i będzie miał oko na Tymka, podczas gdy ona jeszcze trochę porozgląda się w poszukiwaniu prezentu dla znajomych.
Tnij, tnij, tnij. I używaj mocniejszych słów, bo beżowe to: Chciała jeszcze pobuszować po sklepach, poszukać prezentu dla znajomych, więc ustalili, że Daniel posiedzi tymczasem na ławeczce i będzie miał oko na Tymka. Swoją drogą, czy ci znajomi są ważni?
Cosobotnie wspólne wyprawy do centrum handlowego „Wielki Staw” stały się dla nich namiastką życia rodzinnego.
Hmmm. Rymy, beż, beznamiętne to (poza tą "namiastką", która sugeruje niezadowolenie). Zobaczymy, co dalej. Swoją drogą – w centrach handlowych są lunaparki? Znaczy, mieszczą się?
W tygodniu ciągle się rozmijali, a niedziele przeznaczone były na dokształcanie się obojga,
Niezgrabne: W tygodniu ciągle się rozmijali, niedziele każde z nich spędzało na dokształcaniu się.
więc tylko w soboty mogli pozwolić sobie na przyjemności.
Mmm, na wspólne przyjemności chyba, bo inaczej to nie wynika. I: mogli sobie pozwolić.
Tym razem w części z atrakcjami dla dzieci panował wyjątkowy ruch i wszystkie ławeczki zajmowali rodzice czekający, aż ich pociechy wydadzą całe kieszonkowe i będą mogli wrócić do domu.
Styl: Dziś przy atrakcjach dla dzieci panował wyjątkowy ruch i wszystkie ławeczki zajmowali rodzice czekający, aż ich pociechy wydadzą całe kieszonkowe i będzie można wracać do domu.
Daniel przechadzał się więc wolno zerkając co chwila na boks z gokartami i mając nadzieję, że nie będzie musiał czekać zbyt długo. Chociaż… patrząc na długą kolejkę dzieci stojących grzecznie jedno za drugim zrozumiał, że to jednak trochę potrwa.
Tnij: Daniel przechadzał się wolno, co chwila zerkając na boks z gokartami. Kolejka dzieci, zapętlona jak wąż i równie długa, prawie wcale się nie poruszała.
– Tu jestem! – zawołał Tymek, kiedy jego kolejka posunęła się trochę do przodu.
To on się posunął do przodu w kolejce: – Tu jestem! – zawołał Tymek, robiąc krok do przodu.
Mężczyzna pomachał mu, i z nudów zaczął się rozglądać, szukając czegokolwiek, co go zainteresuje.
Tnij: Mężczyzna pomachał mu, a potem zaczął się rozglądać.
Jako dziennikarz pracujący od kilkunastu lat w lokalnej gazecie, bez trudu wynajdował tematy kolejnych artykułów.
Zapewniające zdanie. Może tak: Może gdzieś tutaj znajdzie się temat na artykuł? W końcu doświadczony dziennikarz z byle czego ukręci coś ciekawego.
Nagle złapał się na tym, że już od dwóch czy trzech minut patrzy w kierunku małego diabelskiego młyna. Najbardziej nieciekawej, spośród atrakcji pod tym dachem.
Nie wiem, skąd się wziął ten przecinek. Poza tym tnij bez litości: Nagle zdał sobie sprawę, że od dłuższej chwili gapi się na diabelski młyn, najnudniejsze z nudnych.
Sporo oczekujących, tylko że coś tu nie gra, nie ma wśród nich ani jednego dziecka, chociaż rozmiary karuzeli wskazywały, że to raczej atrakcja dla pięciolatków.
Uporządkuj: W długim ogonku stali sami dorośli, choć karuzela była przystosowana raczej dla pięciolatków.
Sam kiedyś zaproponował Tymkowi jazdę na tym gracie i otrzymał odpowiedź pełną urazy, jakby to miała być kara, a nie atrakcja. Dlaczego więc stoi tam kilkanaścioro dorosłych ludzi?
Nie tak wprost: Daniel przypomniał sobie, jak kiedyś zaproponował Tymkowi bilet na ten staroć, co najwyraźniej uraziło dumę młodego.
Daniel odwrócił wzrok, żeby przyjrzeć się osobom czekającym w kolejce, ale widok zasłonił mu Tymek, który właśnie wyczerpał limit przyjemności na dziś.
Dobra, ale odwrócić wzrok – to spojrzeć w inną stronę, a kolejka chyba jest przed karuzelą, nie? Styl: Daniel miał się przyjrzeć czekającym, ale widok zasłonił mu Tymek, który właśnie wyczerpał limit przyjemności na dziś.
Trzeba było jeszcze zlokalizować jego mamę.
Dlaczego nie można jej po prostu znaleźć?
Zaprzątnięty swoimi sprawami dziennikarz zupełnie zapomniał o karuzeli aż do kolejnej soboty.
Hmm. I tymczasem nic się nie działo? Poza tym między sceny dałabym światło, żeby je rozdzielić.
Cały tydzień narzekałaś, że te zeszłoroczne nie są już tak wygodne jak na początku.
Hmm. Nie są już takie wygodne, jak na początku.
Zanim zaskoczona Olga cokolwiek powiedziała, odwrócił się do Tymka:
A może trochę mocniej: Zanim Olga zdołała wykrztusić odpowiedź, zwrócił się do Tymka ?
Wzbudził tymi słowami radość dziecka i spojrzenie pełne uznania ze strony jego mamy.
To jest zapewnianie. Pokaż to. Tymek niech odbiegnie w podskokach, Olga niech przytaknie z uznaniem. Słowa są z natury abstrakcyjne, a my próbujemy z nich upleść coś konkretnego – nie utrudniaj sobie pracy.
Kiedy oboje się oddalili, usiadł na wcześniej upatrzonej ławeczce, żeby skupić się na obiekcie obserwacji.
Tnij: Kiedy został sam, zajął upatrzoną ławeczkę i przystąpił do obserwacji.
Za piętnaście minut karuzela miała rozpocząć pracę, a już teraz w kolejce stało pięć osób. Jedną z nich był widziany ostatnio wysoki, łysy mężczyzna.
Karuzela nie jest osobą i nie rozpoczyna pracy: Karuzela miała zostać uruchomiona za piętnaście minut, a w kolejce stało już pięć osób. Między nimi Daniel wypatrzył łysego mężczyznę, którego pamiętał z zeszłej soboty.
Starszą kobietę z obandażowaną ręką też pamiętał z poprzedniej soboty. Wsiadała wtedy jako druga.
To on obserwował uważnie, czy nie? Bo poprzednio napisałaś, że nie zdążył.
Patrząc na ludzi czekających na przejażdżkę, zdawało sobie sprawę, że coś tu było nie tak.
Gdzie to zdanie ma podmiot? I jaka jest jego (zdania) funkcja?
Uderzał spokój i uporządkowanie. Kolejki rządzą się swoimi prawami, czasem ludzie się pokłócą, częściej po prostu rozmawiają, co bardziej niecierpliwi nerwowo przebierają nogami, albo nawet robią małe kółeczka, drepcząc wokół swojego miejsca, jeśli kolejka zbyt długo nie posuwa się do przodu. Tutaj nic z tych rzeczy nie miało miejsca. Wszyscy stali niezwykle grzecznie.
Tutaj opisujesz kolejkę tak, jakby czytelnik nie wiedział, co to jest kolejka. Nie piszesz dla przyszłych archeologów. Możesz spokojnie założyć, że czytelnik wie, jak kolejka wygląda, bo zna ją z codziennego doświadczenia. Ergo – nie zapewniaj, że kolejka była dziwna. Opisz ją od razu jako dziwną, może porównaj do czegoś np.: Ludzie stali bez ruchu, jak manekiny, zapatrzeni przed siebie.
Rozejrzał się w poszukiwaniu budki z biletami, żeby tam zasięgnąć jakichś informacji, ale była zamknięta. W końcu jednak bileter przyszedł. Podciągnął żaluzje w budce, przeszedł na tyły karuzeli, żeby sprawdzić jej stan techniczny i robił to z wielkim zaangażowaniem. Sprawdził dosłownie wszystko, zanim otworzył minibramkę.
Konkretniej. Nie musisz tego tłumaczyć w technicznych szczegółach, ale wyobraź sobie zaaferowanego biletera i jego opisz.
naprowadził koszyk na niewielki podest
Hmm. To język fachowy? Bo zasadniczo, to te cosie nazywają się chyba "gondole", "krzesełka" albo "siedzenia".
Jako pierwsza wsiadała tym razem starsza kobieta, dość pokaźnych rozmiarów, tandetnie ubrana.
Ludzie są raczej tędzy, nie "pokaźnych" (czy jakichkolwiek) rozmiarów. "Tandetnie ubrana" to abstrakcja, nic nie mówi: Jako pierwsza wsiadała tym razem starsza kobieta, dość tęga, w sukience w jaskrawe kwiaty.
Daniel postanowił porozmawiać trochę z „kolejkowiczami”. Stanął jako ostatni, ale nie dane mu było tam zostać.
Dlaczego wyrzucili go przemocą? Skróć: Daniel zdecydował się porozmawiać z kolejkowiczami. Dołączył do ogonka.
Mężczyzna z bardzo zniszczonymi zębami, który stał jako ostatni, obrócił się w jego kierunku i powiedział
Skróć: Mężczyzna z bardzo zniszczonymi zębami, za którym stanął, powiedział przez ramię.
Nie doczekał się odpowiedzi. Mężczyzna zupełnie go zignorował. Pozostali również, jak na komendę odwrócili wzrok tak, że trudno było nawiązać rozmowę z kimkolwiek.
Rozwleczone to: Mężczyzna milczał, patrząc przed siebie. Nikt inny nie zdradził nawet gestem, że w ogóle zauważa Daniela.
Postanowił więc wrócić na ławeczkę i poobserwować. Bardzo długo trwało podstawianie koszyków, potem do każdego wsiadała tylko jedna osoba, choć na upartego zmieściłyby się dwie. Kiedy już wszystkie cztery koszyki miały swoich pasażerów, diabelski młyn robił wolniutkie kółeczko i pasażerowie jeden po drugim wysiadali.
Tnij: W końcu wrócił na ławeczkę. Podstawianie koszyków trwało długo. Do każdego wsiadała tylko jedna osoba, choć na upartego zmieściłyby się dwie. Kiedy już wszystkie cztery koszyki były zajęte, diabelski młyn wolniutko robił kółeczko i pasażerowie jeden po drugim wysiadali.
„Hm… cała zabawa trwa równo dwadzieścia minut, potem następne cztery osoby i ostatnia tura. Razem dwanaście osób. Tylko co mi to daje?” – zapytał się w duchu.
Właśnie? Poza tym – myślałam, że dwanaście osób naraz, a tu… dwanaście dziennie? dwanaście w ogóle? (tj. to ci sami ludzie każdego dnia?) I – czy dwanaście osób to taka duża kolejka? Bo wcześniej mówiłaś, że duża.
Na razie nie znalazł odpowiedzi. Jedyne, co dostrzegał, to okropną organizację pracy, bo gdyby bileter jednocześnie wypuszczał klienta i wprowadzał na jego miejsce kogoś nowego, wówczas więcej ludzi mogłoby korzystać z urządzenia.
Niezbyt to po polsku. Skróć: Swoją drogą, organizacja pracy fatalna. Gdyby bileter jednocześnie wypuszczał klienta i wpuszczał następnego, znacznie więcej ludzi zdążyłoby się przejechać.
Odblokował komórkę i spisał sobie charakterystykę dwunastu „kolejkowiczów”.
Mało naturalne. Dwanaściorga (są mężczyźni i kobiety), ale "charakterystyka"?
Postanowił, że następny krok to rozmowa z bileterem, ale nie będzie czekać aż do soboty, wpadnie tu jutro albo w poniedziałek.
Dlaczego?
Środek tygodnia powodował, że tym razem nie było tak dużo ludzi, nie mógł się wtopić w tłum.
Lepiej tak: W środku tygodnia nie było tłumu, w który mógłby się wtopić.
Postanowił więc zrobić kolejne podejście, mając nadzieję, że tym razem kolejkowicze będą bardziej rozmowni.
Nie widzę związku: Ale może tym razem uda się porozmawiać z kolejkowiczami?
odparła kobieta beznamiętnie i odwróciła się do niego plecami.
Ale stała przed nim w kolejce, czyli już była odwrócona plecami?
Znajdzie przyczynę, dla której tu przychodzą, choćby miał w tym centrum zamieszkać
Naturalniej: Dowie się, po co tu przychodzą, choćby miał w tym centrum zamieszkać. Dobrze, ale – dlaczego? Dlaczego tak mu zależy?
spojrzał na monetę
Żeton i moneta – to nie to samo.
Daniel wyszedł z kolejki rozczarowany. Przecież standardowe żetony działały na wszystkich urządzeniach, dlaczego nie tutaj? Stanął pod budką biletera i postanowił kupić właściwy żeton. Dziś przejedzie się tą żenującą karuzelą i odkryje, o co chodzi.
Nie ma co nazywać uczuć bohatera – lepiej je pokazać. Takie wtrącone myśli to niezły sposób, choć nie zawsze się sprawdza – ale tutaj jest dobry; poza tym warto pogmerać przy doborze słów. Uważaj na następstwo czasowe – po to staje pod budką, żeby kupić żeton, tak? Więc nie może postanowić, że go kupi dopiero, kiedy już stanął pod budką: Daniel wyszedł z kolejki. Przecież standardowe żetony działały na wszystkich urządzeniach! Stanął pod budką biletera, żeby kupić ten specjalny, wyjątkowy, który odkryje przed nim tajemnicę tej żenującej karuzeli.
Wszystkie żetony mam już wykupione. Nie jest ich wiele, bo moja karuzela jest zabytkowa. Na ogół sprzedaję je raz w miesiącu i szybko się rozchodzą.
Jak wykupione, to ich nie ma: Wszystkie już wykupione. Nie ma ich wiele, bo to zabytkowa karuzela. Na ogół sprzedaję żetony raz w miesiącu i szybko się rozchodzą.
– Jak to nie ma żetonów?
– Jak to, nie ma żetonów?
Biedrzyński mimowolnie podniósł głos.
Co wskazuje na frustrację, nawet wściekłość – ale czy Daniel powinien być aż tak zły? A skoro "mimowolnie", to nie udaje, żeby faceta wytrącić z równowagi, tylko jest szczerze zły.
Dziennikarz nie poddawał się łatwo. Poczekał, aż bileter rozpocznie swoją pracę. Wiedział, że po wpuszczeniu ostatniego pasażera koło będzie poruszało się samo przez około pięć minut, postanowił więc wtedy zadać bileterowi kolejne pytania.
Tnij: Dziennikarz nie zamierzał się poddać. Wiedział, że po wpuszczeniu ostatniego pasażera koło będzie się samo poruszało przez jakieś pięć minut, i wtedy będzie miał czas wypytać biletera.
przychodzę do tej galerii często z synem i zauważyłem, że sporo ludzi przychodzi tu codziennie
Styl: często przychodzę do tej galerii z synem i zauważyłem, że sporo ludzi codziennie jeździ na tej karuzeli.
karuzela kojarzy mu się z czasami, kiedy był młody
Tnij: karuzela przypomina mu młodość.
żeby przejechać się
Szyk: żeby się przejechać.
– Daniel uparcie trzymał się tematu.
Zbędne.
***
Wyśrodkuj.
– Czyś ty zwariował? – Olga wyglądała na zdegustowaną. – Chcesz napisać felieton o starej, nudnej i na dodatek zabytkowej karuzeli? Szef cię wyśmieje, to dobre do gazetki w domu starców, nie obniżaj poziomu.
Bez przesady, patrzyłaś, co piszą na portalach lokalnych? Zabytkowość jest akurat niezłym powodem, żeby o niej napisać. Dlaczego Olga jest aż "zdegustowana"?
Sam mi czytałeś
Czyli są o tej karuzeli jakieś źródła. Nie jest aż taka tajemnicza.
Nieraz myślałam, że to grat i trzeba by ją wywalić, ale skoro chcą ją wpisać do księgi rekordów Guinnessa, to widocznie jest sens, żeby stała tam, gdzie stoi
Hmm.
Nie jestem dziennikarzem, ale pisanie o karuzeli wydaje mi się żenujące.
Ekhm. https://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/fakty-i-opinie/wiadomosci/
Chociaż każde słowo wypowiedziane przez Olgę było prawdą
Tak ściśle, większość jej wypowiedzi to własne opinie Olgi. Daniel może się z nimi zgadzać, ale nie chodzi aby raczej o to, jak Olga ocenia całą sprawę? (Jako nudną?)
W ciągu ostatnich trzech tygodni zacieśnił znajomość z bileterem, panem Zdzisławem i stworzył sobie kilka teorii roboczych, ale żadna nie wyjaśniała dziwnego zachowania ludzi i ich determinacji, żeby codziennie przychodzić tylko po to, żeby przejechać się kupą złomu.
Streszczasz. Nie wiem, czy streszczasz to, co powinno być streszczone. Styl: W ciągu ostatnich trzech tygodni zacieśnił znajomość z bileterem, panem Zdzisławem i stworzył sobie kilka roboczych teorii, ale żadna nie wyjaśniała dziwnego zachowania ludzi, który codziennie przychodzili do centrum tylko po to, żeby się przejechać kupą złomu.
zniknie jeden z ostatnich elementów przeszłości.
Telewizyjne. Co to znaczy?
Wyjaśnienie zabrzmiało przekonująco
Nie całkiem. Nie wyjaśnia dziwnego modelu biznesowego – karuzela zabiera dwanaście osób dziennie, ale skoro żetony kupuje się raz na miesiąc, muszą kosztować ok. 30 razy tyle, ile kosztowałyby, gdyby były sprzedawane na bieżąco, żeby przychód był ten sam. Tylko – jeśli żeton kosztuje złotówkę i któregoś dnia stały klient nie przyjdzie, tracisz złotówkę przychodu i możesz ją sobie odbić na niestałym kliencie. A przy wykupowaniu abonamentu, jeśli ktoś zrezygnuje, tracisz od razu 30 zł i nie wiadomo, czy przyjdzie ktoś nowy.
Jednak wewnętrzny głos nie chciał się poddać. Wciąż alarmował, że to tylko przykrywka, wyjaśnienie na pokaz.
Dziwnie zapewniające.
Opowiastka biletera, a może raczej właściciela karuzeli, nie wyjaśniała kilku faktów.
Hmmmmmmmmmmm.
Na przykład dlaczego ludzie nie prowadzą pomiędzy sobą żadnych rozmów, ploteczek, nic? Grupa wsparcia, gotowa poświęcić własny czas i pieniądze, regularnie tu przychodząca, a jej członkowie nie zawierają żadnych przyjaźni, nawet ze sobą nie rozmawiają?
Grupa wsparcia to nie do końca to, ale co tam. Styl: Na przykład: dlaczego pasażerowie nie rozmawiają? Codziennie poświęcają czas i pieniądze na wspólny cel, a stoją w kolejce tak, jakby się nie znali?
Przecież każdy jest inny, jeden będzie się śmiać, inny ciekawie rozglądać, kolejny podłubie sobie w uchu, a tu nic z tych rzeczy nie ma miejsca. Ludzie siadają i dosłownie nieruchomieją. Siedzą bez ruchu przez dwadzieścia minut na niewygodnej metalowej ławeczce, nikt się nie wierci, nie poprawia, nie zmienia pozycji. Patrzą prosto, nie wykonują żadnych gestów.
Tnij: Przecież każdy jest inny. Jeden będzie się śmiać, inny ciekawie rozglądać, kolejny podłubie sobie w uchu, a tu ludzie siadają i siedzą sztywno przez dwadzieścia minut, na niewygodnej metalowej ławeczce. Nikt się nie wierci, nie poprawia. Patrzą prosto przed siebie, ręce składają na podołku.
Cholera, a może nasz niegroźny pan Zdzisław faszeruje ich jakimiś prochami? To by wyjaśniało wiele.
Kiedy i jak miałby ich faszerować czymkolwiek? Czyżby Daniel wpadał w paranoję? Poza tym – szyk: Cholera, a może uroczy, niegroźny pan Zdzisław faszeruje ich jakimiś prochami? To by wiele wyjaśniało.
Ludzie z różnych środowisk, ten łysy wygląda na bogatego a obok kobieta w łachmanach
Przecinek: ten łysy wygląda na bogatego, a obok kobieta w łachmanach.
nie zmieniany
Łącznie.
staruszek o lasce ma bardzo zniszczone zęby
Zaraz, pan z popsutymi zębami wyrzucił go z kolejki (no, bez przesady, że wyrzucił), a staruszek miło rozmawiał. Myślałam, że to dwie osobne postacie?
Nie nawiązują bliższych relacji.
Między sobą. Nie wie, czy nawiązują poza tym.
Zaczął się zastanawiać, jak prochy byłyby dostarczane.
Dostarczane? Nie podawane?
Tak na oczach wszystkich ludzi? Codziennie? Przecież w końcu ktoś by zauważył coś niewłaściwego. Albo któryś z klientów, niezadowolony z jakiegoś powodu, mógłby wsypać właściciela
Tnij: Tak na oczach wszystkich? Codziennie? Przecież w końcu ktoś by coś zauważył. Albo któryś klient wsypałby właściciela, przez nieuwagę czy z zemsty.
kiedy uważnie studiował twarze osób na karuzeli
Anglicyzm (latynizm, ale bardziej prawdopodobne, że współczesny autor zna angielski, niż że zna łacinę). Po angielsku mógłby "study", ale po polsku może się im tylko przyglądać.
próbując domyśleć się, jakie uczucia się na nich malują
…?
Nieco wyższy przedstawił obu i zagadnął:
Hmm.
zainteresował się drugi wpatrując znacząco w puste ręce dziennikarza.
"Wpatrywać" wymaga "się", ale można to ominąć: zainteresował się drugi, patrząc wprost na puste ręce dziennikarza.
– Nie szuka pan żadnego prezentu bo prosto z ulicy pan przyszedł tutaj. Poproszę dowód – powiedział szorstko ten wyższy.
– Nie szuka pan żadnego prezentu, skoro usiadł pan tu zaraz po wejściu. Poproszę dowód – powiedział szorstko ten wyższy. Hmm. Dziennikarz powinien wiedzieć, że policja nie ma prawa tak postąpić ( https://www.prosteprawo24.pl/kiedy-policjant-moze-legitymowac-obywatela/ ; https://www.infor.pl/prawo/sluzby-mundurowe/policja/5658237,policja-moze-legitymowac-obywatela-tylko-gdy-jest-podstawa.html ; https://bezprawnik.pl/kiedy-policjant-moze-wylegitymowac/ ). Jasne, pewnie to nie są normalni policjanci, ale dziennikarz, który daje się zastraszyć, to nie jest kompetentny dziennikarz.
Po spisaniu danych policjant przeszedł do rzeczy.
– Zgłoszono nam, że prześladuje pan spokojną osobę. Obserwacja to potwierdza. Jeśli jeszcze raz pana tu zauważymy, nie będziemy już tacy mili. Przejedziemy się na komendę i usłyszy pan zarzuty o stalking.
Zdecydowanie podejrzani panowie. Tnij: – Zgłoszono nam, że kogoś pan prześladuje. Jeżeli znów się pan tu pokaże, przejedziemy się na komendę i postawimy zarzut nękania.
W pracy szef zauważył, że coś Daniela trapi. Zapewnił, że zawsze może przyjść i pogadać.
Znów nagły przeskok – daj światło i opisz nową scenę, zamiast ją streszczać.
nawet Olga wyczuwała, że nie całkiem odpuścił temat.
Nie po polsku. I dlaczego "nawet" Olga? Sugerujesz tutaj, że Olga – dziewczyna Daniela! – ostatnia zauważa, kiedy z nim jest coś nie tak. Więc czemu ze sobą są, skoro ona o niego nie dba?
Żeby uniknąć kłótni, zaproponował, że odbierze dziś jej syna ze szkoły.
Nie widzę związku. Bardzo mocno streszczasz.
Czekając na chłopca, zobaczył w tłumie rodziców kobietę, którą zapamiętał z kolejki. Nazwał ją czarna kołdra, bo miała kruczoczarne włosy i nosiła zimową pikowaną kurtkę w tym samym kolorze, chociaż to dopiero październik.
Tnij: Czekając, zobaczył w tłumie rodziców kobietę zapamiętaną z kolejki. Nazywał ją "czarna kołdra", bo miała kruczoczarne włosy i nosiła zimową pikowaną kurtkę w tym samym kolorze, chociaż był dopiero październik.
W drodze do domu umówili się z Tymkiem, że jutro pobawią się w dziennikarzy.
Słabo się to łączy z poprzednim zdaniem, dopiero po chwili się połapałam. Bardzo notatkowy fragment, w ogóle nierozwinięty.
Wieczorem Olga wtrąciła:
Wtrącić można coś do rozmowy, ale nie tak po prostu.
– Nie wiem czy wiesz, ale młody był wniebowzięty pomysłem, że jutro mu pokażesz, jak pracujesz. Myślę, że ostatnio załapaliście świetny kontakt.
Nijak to znikąd nie wynika, Tymek był na razie tylko pretekstem, żeby iść do centrum z karuzelą, a jego związku z Danielem, dobrego czy nie, nie pokazałaś. Styl: – Nie wiem, czy wiesz, ale młody jest wniebowzięty na samą myśl, że chcesz mu pokazać, jak pracujesz. Chyba się zaprzyjaźniliście.
– Fakt. Chyba trochę bałem się, czy mi się uda zbliżyć do Tymka, ale teraz nie żałuję.
Czego nie żałuje? Nienaturalne to. “Się” na końcu powoduje określony efekt fonetyczny – przepróbuj to, posłuchaj, jak ludzie mówią. Ten efekt nie jest stylistycznie neutralny!
Przytulił ją, pełen wyrzutów sumienia, że wykorzystuje jej dziecko do własnych celów. W myślach obiecał sobie, że jak już rozwiąże tajemnicę karuzeli, to faktycznie postara się z chłopcem nawiązać bliższe relacje.
Pokaż to.
Na drugi dzień przyszedł przed czasem, żeby poobserwować dziewczynkę. Jak na złość Tymek skończył parę minut wcześniej i podbiegł do niego.
Następnego dnia przyszedł wcześniej, żeby poobserwować dziewczynkę, ale Tymek był już przy nim, zanim wyszła ze szkoły.
Najpierw ustalimy plan działania. Wybierzemy obiekt do śledzenia, tylko tak, żeby się nie zorientował. Poczekaj, wyszukam kogoś, kto się nadaje. O, popatrz, właśnie wychodzi jakaś dziewczynka z czarnymi włosami. Będziemy ją śledzić do jej domu. Ani słowa mamie. Inaczej nic ci już nie pokażę.
Jaki plan? Oni niczego nie ustalają. Styl: Najpierw ustalimy plan działania. Wybierzemy obiekt do śledzenia, tylko tak, żeby się nie zorientował. Zaczekaj, wyszukam kogoś, kto się nadaje. O, może ta dziewczynka z czarnymi włosami? Będziemy za nią szli aż do jej domu. Ani słowa mamie. Inaczej niczego więcej ci nie pokażę.
– Nie powiem ani słowa – zapewnił chłopiec – choćby nie wiem jak pytała.
Naturalniej: – Nic nie powiem – zapewnił chłopiec – choćby nie wiem, jak pytała.
Po piętnastu minutach dziennikarz wiedział już, w którym bloku mieszkała dziewczynka, tym razem odprowadzana przez tatę.
C.t.: mieszka.
Wieczorem Tymek tak bardzo prosił, żeby to Daniel przyprowadził go ze szkoły, że mężczyzna skapitulował i obiecał wcześniej skończyć pracę. Olga wyglądała na szczęśliwą, więc uznał, że w ten sposób pozbędzie się wyrzutów sumienia. Kiedy czekał pod szkołą na chłopca, nieoczekiwanie podszedł do niego mężczyzna, którego wczoraj śledził.
Streszczone. Bardzo streszczone. Olga wyglądała na zadowoloną (szczęście i zadowolenie oto nie to samo).
– Bo chcę dowiedzieć się czegoś o karuzeli.
– Bo chcę się czegoś dowiedzieć o karuzeli. Mhm. I facet tak od razu wie, o jakiej?
Mężczyzna zbladł. Obydwaj zobaczyli, że jego córka właśnie wychodzi. Pierwszy odezwał się tata dziewczynki:
Brak wynikania logicznego: Mężczyzna zbladł. Nagle w tłumie dzieci pokazała się ciemna głowa jego córki. Odchrząknął i mruknął:
Po czym skierował się do córki, wziął ją za rękę i szybko odeszli.
A może tak: Potem wziął dziewczynkę za rękę i spiesznie odprowadził.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Końcówka:
Daniel poczuł, że teraz jest blisko przełomu w sprawie, która zatruwała mu życie od miesiąca. Po powrocie do domu ledwo tknął obiad i wyszedł pod pozorem, że musi nadrobić zaległości w pracy.
Streszczone. I – właśnie dlatego – mówisz, że sprawa zatruwała mu życie, a ja w to nie wierzę, bo tego nie widziałam.
Mężczyzna pojawił się dokładnie o dwudziestej pierwszej, trzymał kosz ze śmieciami.
Rozdzieliłabym na dwa zdania.
– Co pan wie o tej karuzeli? – Daniel zadał mu pytanie, kiedy razem usiedli na ławeczce obok śmietnika.
– Co pan wie o tej karuzeli? – zapytał Daniel, kiedy usiedli na ławeczce obok śmietnika. Zaczynam podejrzewać, że to Przedwieczne Ławeczki coś uknuły, ale to ja.
Od roku, kiedy moja żona kupiła bilet na karuzelę
Jeden na rok? Ostatnio był jeden miesięcznie.
Niby nic jej nie można zarzucić: pracuje, opiekuje się córką, sprząta i gotuje. Ale to jakby nie ona. Przestała się uśmiechać. W ogóle. Nie inicjuje żadnej rozmowy, chyba że o rzeczy konieczne, pyta na przykład Martynkę, co zje jutro na obiad, ale nie zapytała ani razu, jak się czuje, albo czy poczytać jej bajki.
"Nie inicjuje rozmowy"? Kto tak mówi? Ja napisałabym tak: Niby wszystko robi normalnie, sprząta, gotuje, wykłada dziecku ubranie, ale… przestała się uśmiechać. Prawie nie mówi. Pyta, co Martynka chce na obiad, ale nigdy, co robiła w szkole.
– Gdzie tam, raz poprosiłem kuzynkę, która pracuje w laboratorium, żeby przy okazji badania krwi zrobiła jej test na narkotyki i inne używki i nic nie wykryto.
Naruszenie RODO, ale zatroskany mąż mógłby ewentualnie ubłagać laborantkę. Tylko – czy badanie krwi robi się ot, tak? A "testów na narkotyki" jest ho, ho.
Daniel powiedział tak tylko, żeby pocieszyć mężczyznę, ale sam w to nie wierzył.
Daniel powiedział to tak tylko, żeby pocieszyć mężczyznę, ale sam w to nie wierzył.
Na początku ją odprowadzaliśmy
Dlaczego?
To wygląda jak jakiś potworny smutek, który moja żona stara się ukryć, jakby nagle dostała ciężkiej depresji i tylko przejażdżka na karuzeli przywraca jej równowagę.
Daleko posunięte wnioski, a gdzie przesłanki?
Tysiąc razy błagałem ją, żeby tam nie szła.
Tysiąc razy błagałem, żeby tam nie szła.
Pan jest dziennikarzem. Niech pan odkryje prawdę. Ja bym nigdy nie opowiadał swoich prywatnych spraw obcemu facetowi, gdybym nie wierzył, że może pan dzięki temu coś odkryje.
Nienaturalne. Także psychologicznie wydaje mi się wątpliwe.
– Mów mi Daniel.
– Arek.
Po co ten bruderszaft?
– Dobrze, że się podzieliłeś tą wiedzą. Mnie też nie daje spać przypadek tej karuzeli. Obiecuję ci, że znajdę drugie dno.
Nienaturalne.
Bez naprawdę ważnego powodu nie odezwała się do mnie od roku. Obawiam się, że ja dla niej nie istnieję.
Tnij: Od roku ledwo zauważa, że istnieję.
– Nawet gorzej. Znajdź mi lekarstwo dla mojej żony, a będę ci wdzięczny do końca życia.
Tnij zaimki: – Nawet gorzej. Znajdź lekarstwo dla mojej żony, a będę wdzięczny do końca życia.
Po raz pierwszy od tygodni widział, że ludzie w kolejce rozmawiają między sobą. Rozmawiają to trochę za duże słowo.
Supozycję materialną dajemy w cudzysłów: Po raz pierwszy widział, żeby ludzie w kolejce rozmawiali ze sobą, choć "rozmowa" to nie do końca właściwe słowo.
kobiecie z tym samym brudnym bandażem
A miałaby nagle mieć inny? Może gdybyś opisała plamę na tym bandażu, wyszłoby naturalniej, ale "tym samym" zdecydowanie wytnij.
Zanim doszedł, ludzie już zdążyli przekazać informację i znów przestali się odzywać.
Zanim do nich dotarł, kolejkowicze znów milczeli.
Poczuł znajome ukłucie gdzieś ponad żołądkiem. Tak zawsze się czuł, kiedy był bliski rozwiązania afery.
Zapewniasz. Afer się nie rozwiązuje.
Bez zastanowienia podszedł do pierwszego w kolejce.
Hmm.
Dzień dobry, panie Jurku
Skoro nigdy z nimi nie rozmawiał, skąd zna imiona?
Strasznie mi przykro. Przez parę dni mnie nie było tutaj, ale ostatnio, kiedy go widziałem, wyglądał całkiem zdrowo.
Anglicyzm, wypowiedź mało naturalna: Jaka szkoda. Ale parę dni temu wyglądał na zdrowego.
Rano znalazła go pielęgniarka, i było już za późno na ratunek. Ta pielęgniarka ma pod sobą całe osiedle domków jednorodzinnych, więc i do mnie przychodzi.
A przed chwilą było, że zmarł w szpitalu, nie na osiedlu?
Daniel wolał nie ujawniać swoich prawdziwych uczuć, więc tylko smutno pokiwał głową. Musiał kontrolować się, żeby wolnym krokiem podejść do budki z biletami. Miał ochotę tam biec.
Tnij: Daniel pokiwał tylko głową. Musiał się powstrzymywać, żeby nie pobiec do budki z biletami.
Naprawdę chce pan wydawać pieniądze? Koniecznie musi pan przejechać się akurat moją karuzelą? Przecież to żadna atrakcja. Niech pan to przemyśli.
Dobra, to oznacza, że bileter wie, co jest nie tak. I Danielowi nie przyszło do głowy go spytać, bo…?
smutno zwiesił głowę
A można zwiesić głowę wesoło?
Nie na długo, bo obowiązki nie pozwalały mu siedzieć bezczynnie. Poszedł sprawdzać stan techniczny maszyny. Jak codziennie. Dziennikarz stanął w kolejce podekscytowany. Trzymał w ręce staromodny żeton, jakby był skarbem. Każdy mógł zobaczyć, że stał się teraz „kolejkowiczem”. Niestety nikt nie zareagował. Nikt się nie odezwał, o nic nie zapytał.
A może tak: Ale zaraz poderwał się z krzesła, żeby sprawdzić maszyny, jak co dzień. Podniecony dziennikarz zajął miejsce w kolejce, ściskając w palcach staromodny żeton. Kolejkowicze powinni zauważyć, że jest już jednym z nich, ale nikt się nie odezwał. Patrzyli nieruchomo przed siebie.
„Już niedługo – pomyślał – jeszcze tylko przeczekać, aż wszyscy przede mną wsiądą i rozwiążę tę paskudną zagadkę. Wrócę do normalności. Zaproszę Olgę na kolację, wyciągnę małego na rowery. Skończy się ten okres oczekiwania. Będę mógł ruszyć dalej”.
Fajnie – tylko nic z tego nie pokazałaś. Nie pokazałaś Daniela jako obsesjonata. Zaznaczyłaś, że jest zainteresowany, ale nie po wariacku. Nic dotąd nie wskazywało na to, żeby cierpiał jego związek, praca, życie towarzyskie.
Patrzył, jak każdy przed nim zajmuje miejsce. Z tej odległości widział wyraźnie twarze pasażerów kolejki i po raz pierwszy zauważył, że na niektórych z nich w chwili zajmowania miejsc, gościły emocje, których wcześniej nie widział.
Patrzył, jak pozostali pasażerowie zajmują miejsca. Widział teraz wyraźnie ich twarze i zdał sobie sprawę, że przez niektóre z nich przemykają cienie emocji.
kobieta w niechlujnych ubraniach
W niechlujnym ubraniu.
Daniel mimowolnie zaczął zachowywać się jak pozostali. Usiadł prosto, nie wiercił się, skierował wzrok przed siebie.
Niezgrabne. Może: Daniel odruchowo zamarł, jak pozostali, patrząc prosto przed siebie.
I nagle poczuł coś dziwnego. Powietrze zaczęło drgać, jak wówczas, gdy patrzy się na bardzo rozgrzane powierzchnie. Trwało to zaledwie sekundę i nagle dziennikarz nie miał już przed sobą sąsiednich karuzel. One zniknęły. Zobaczył za to inny świat. Piękno tego widoku było absolutne i opanowało wszystkie jego zmysły. To było na poziomie świadomości i podświadomości.
To powinna być magiczna chwila: Powietrze zafalowało, jak nad rozgrzanym asfaltem. I nagle zniknęło centrum handlowe z jarmarcznymi karuzelami, a przed Danielem roztoczył się widok innego świata. Lepszego świata.
Westchnienie nie było głośne, ale wewnątrz mózg krzyczał z radości. W nozdrza uderzały zapachy, które nie były z tego świata. Widok przed nim był tak zachwycający, że ogarnął go stan, który dotychczas znał tylko z opowieści. Nirwana. Ekstaza. Raj. Poczucie jedności z jakimś bytem, bez potrzeby jego identyfikowania. Uczucie wypełniało go tak całkowicie, że przestał oddychać. Wziął gwałtowny wdech. Karuzela osiągnęła najwyższą wysokość i Biedrzyński poczuł, że jego koszyk zaczyna zjeżdżać w dół.
Dobra. Muszę to powiedzieć, a nie będzie miłe. Próbujesz tu pokazać ekstazę, dosłowną, zgodną z definicją ekstazę, czyli coś, czego się NIE DA opisać słowami – chociaż nie za bardzo sobie radzisz z przekazywaniem słowami doświadczeń codziennych. To niedobrze. Świadczy o poważnej nieumiejętności mierzenia zamiarów na siły, która z kolei może mieć rozmaite przyczyny. O tych przyczynach nie chcę spekulować. Fakty są takie, że wsiadasz na pegaza, chociaż dotąd nie siedziałaś nawet na kucyku. I jak to się może skończyć?
– Nie! – szepnął odruchowo.
Nie szepcze się odruchowo. Mogło mu się wypsnąć.
Kiedy osiągnął poziom dwóch metrów
?
zgubił ostrość wzroku
Czy ostrość wzroku jest przedmiotem, który można zgubić?
w jego umysł przemocą wdarł się nasz świat z zapachem kurzu, z krzykiem dzieci, nawoływaniem matek, tandetną muzyką i z ostrymi kolorami reklam kłującymi w oczy swoją bezsensownością
Nagle opis. Jasne, to jest dla niego właściwe miejsce (choć przeredagowałabym go), ale dotąd opisów właściwie nie było.
Daniel znowu myślał logicznie, ale teraz w jego duszy nastąpiło jakby rozdwojenie.
A kiedy myślał nielogicznie? Przez chwilę chyba w ogóle nie myślał, jak już.
Cześć jaźni marzyła tylko o tym, żeby znów zobaczyć raj, poczuć go nie tylko zmysłami, wręcz całym sobą, każdym nerwem; a inna część jego osobowości walczyła o przetrwanie. Przez chwilę nawet wydawało się, że dziennikarz zwycięży.
Purpurowe. Nie jest jasne, że "walcząca o przetrwanie część osobowości" to to samo, co wewnętrzny dziennikarz Daniela.
Zaczął rozglądać się dookoła, jego umysł nie pracował na najwyższych obrotach, zdążył jednak dojść do wniosku, że te wizje uzależniają, wprowadzają ludzi w rodzaj transu. To dlatego wszyscy wracają tu codziennie, jak zombie, po kolejną porcję emocji.
Łopatologiczne jak sto pięćdziesiąt: Patrzył przed siebie. Myśli przypominały gęsty syrop, ale Daniel rozumiał już, po co ludzie tu wracają.
Coś trzeba z tym zrobić.
Dlaczego?
Nie dokończył, bo w tej sekundzie koszyk, w którym siedział, wzniósł się ponad poziom dwóch metrów, i wszystko przestało się liczyć. Jedyne przebłyski logiki, które miały teraz do niego dostęp, dotyczyły tylko raju.
Logika nie ma tu nic do rzeczy, zob. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842893 i https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842862
Poczuł, że karuzela zatrzymuje się, żeby wypuścić pasażera pierwszego koszyka. W innych okolicznościach cieszyłby się, że kolejna zagadka rozwiązana.
Zdania niezgrabne, ale bardziej rzuca się w oczy to, że Daniel nie rozwiązał zagadki – odsłonił tylko wierzchnią warstwę. To znaczy, odkrył, czego ludzie tam szukają, ale nadal nie wie, co to jest i skąd się wzięło.
Jakby za czyimś podszeptem zaczął oddychać inaczej, jak nigdy przedtem. Jego oddech nie angażował teraz płuc, wdychał jakąś życiodajną substancję, która rozchodzi się po całym ciele, docierając do każdej cząsteczki, wypełnia jego jestestwo, a wydychał tylko marność.
Nie ma to szczególnego sensu, niestety.
Czuł błogość, jakby ktoś szeptał mu do ucha niesłyszalne słowa uspokojenia.
Gdyby były niesłyszalne, toby ich nie słyszał, czyli nie odbierał, czyli ekstaza jest NIE DO OPISANIA normalnymi słowami, ech. Ambicja. Ambicja nas zgubi.
Zrozumiał, że priorytet to wykorzystać w pełni każdą sekundę w raju, o pozostałe rzeczy będzie martwić się później.
Bardziej po polsku: Zrozumiał, że po pierwsze musi wykorzystać każdą sekundę w raju, o wszystko inne pomartwi się później.
Kiedy jego koszyk zaczął zbliżać się do granicy rozmycia powietrza, nie czuł już strachu. Nie marnował na to energii. Parę sekund później wpłynął w naszą rzeczywistość. Karuzela zatrzymała się, a on czuł już tylko przejmujący smutek. Wiedział, że będzie musiał jakoś przeżyć na tym świecie kolejne dwadzieścia cztery godziny. Najchętniej położyłby się na ziemi tuż obok karuzeli, żeby nie musieć odchodzić zbyt daleko. Jego wzrok powędrował pod najbliższą ławeczkę, jakby tam spodziewał się znaleźć legowisko.
Dlaczego wzrok wędruje i jeszcze się czegoś spodziewa? Platonizm – gratis: Nie bał się już przejścia przez granicę. Nie było sensu. Wrócił do zwykłego świata, a potem karuzela stanęła. Daniela przepełniał smutek. Trzeba było teraz przeżyć dwadzieścia cztery godziny wśród cieni. Najchętniej przespałby je po prostu tuż obok, może na ławeczce.
Przecież pamięta swoje priorytety.
Co to jest "priorytet"?
Odwrócił się wolno w kierunku głównego pasażu i poczuł, że ktoś łapie go delikatnie za przedramię.
Odwrócił się wolno w kierunku głównego pasażu i poczuł, że ktoś chwyta go za przedramię.
powiedział bileter patrząc
Brak przecinka.
Starałem się bronić ci dostępu do karuzeli, jak tylko mogłem.
Nie zauważyłam, żeby się starał. Bo ci dwaj policjanci okazali się nieskuteczni, poza tym bileter był raczej uprzejmy i chętny do rozmowy.
Jeszcze pół godziny temu zasypałby mężczyznę pytaniami. Teraz to się zmieniło. W głębi duszy czuł, że słowa nie będą mu już potrzebne. Nie musi już o nic pytać, niczego się dowiadywać. Odkrył nieskończoność, wszystko inne to marność.
Tnij (platonizm – gratis!): Jeszcze pół godziny temu zasypałby mężczyznę pytaniami. Teraz? Czuł, że słowa nie są mu już potrzebne. Nie musi już o nic pytać, niczego się dowiadywać. Odkrył jedyny prawdziwy świat.
Tylko na priorytety.
To słowo nie brzmi mądrze, tylko pretensjonalnie. Daj mu już spokój.
Wolno ruszył do domu. Nie myślał o tym, czy złapie autobus. Nie zamierzał się tym przejmować. Po co korzystać ze środków transportu, skoro nigdzie mu się nie spieszy. Szedł wpatrzony w ziemię, wiec nie od razu dotarło do niego, że ktoś zastępuje mu drogę. Bez zainteresowania spojrzał i rozpoznał łysego kolejkowicza.
Tnij: Wolnym krokiem ruszył do domu. Nie spieszyło mu się. Szedł wpatrzony w ziemię, nie od razu zauważył, że ktoś zastępuje mu drogę. Spojrzał bez zainteresowania i rozpoznał łysego kolejkowicza.
– Proszę to wziąć, przyda się – powiedział, i wsunął mu do kieszeni jakąś wizytówkę.
Kto powiedział? Przecinek przed "i" zbędny.
Daniel nie skupił się, żeby przeczytać napisy, mignęła mu tylko czarna błyskawica. Nie podziękował, nie zapytał o szczegóły, czuł, że pytania są już niepotrzebne. Ruszył dalej wlokąc się noga za nogą
Jak mógłby się skupić, skoro ledwo je zobaczył? Daniel nie zauważył napisu, mignęła mu tylko czarna błyskawica. Nie podziękował, o nic nie pytał, nie było po co. Powlókł się dalej, noga za nogą.
poczuł, jakby miał w środku maleńką bańkę mydlaną pełną pytań, ciekawości, złości i innych intensywnych uczuć
Poczuł się tak, jakby. Nie mam pojęcia, skąd ta bańka i co właściwie ma przedstawiać.
Zignorował ją.
Anglicyzm. Nie zwrócił na nią uwagi.
Zapiął kurtkę pamiętając o priorytetach:
Nie wolno mu się przeziębić, bo nie mógłby przyjść tu jutro.
Tnij: Zapiął kurtkę. Nie wolno mu się przeziębić, bo nie mógłby przyjść jutro.
Nie wiedział, jak długo szedł, poczucie czasu nie stanowiło teraz dla niego żadnej wartości.
To, że coś jest bezwartościowe, nie oznacza, że się tego nie ma: Nie wiedział, jak długo idzie, czas nie był już ważny.
zaczął wypytywać, po czym nagle przerwał i zbladł, kiedy dotarło do niego, co widzi.
Tnij: zaczął wypytywać. Nagle zbladł jak płótno.
– Nie, tylko nie to spojrzenie. Człowieku, dlaczego to zrobiłeś? Czemu wsiadłeś na tę piekielną karuzelę?
Nienaturalne. Postaw się w jego sytuacji. Zagraj sobie tę scenkę w głowie. Ja napisałabym: – Nie… nie, człowieku, oszalałeś? Wsiadłeś… a co z Aliną? Idioto!
Położył obie ręce na ramionach Biedrzyńskiego i silnie nim potrząsnął.
Tnij: Chwycił Biedrzyńskiego za ramiona, mocno nim potrząsnął.
– Obudź się z tego, może jeszcze nie jest za późno. Walcz. Nie poddawaj się, gdzieś tam w środku jesteś ty, prawdziwy ty. No, dalej!
Zagraj to. Arek za dużo wie, swoją drogą: – Obudź się! Walcz! Bądź mężczyzną! Obiecałeś…
Dziennikarz pozwalał się szarpać i potrząsać. Nie reagował. W końcu mężczyzna poddał się i wolno odszedł. Gdyby Biedrzyński spojrzał za nim, dostrzegłby jak jego ramiona drgają, targane bezgłośnym szlochem. Gdyby tylko spojrzał.
Tnij i rozwijaj: Dziennikarz pozwalał szarpać swoim ciałem jak szmacianą lalką, aż w końcu tamten go puścił. Odszedł. Gdyby Biedrzyński spojrzał za nim, dostrzegłby, jak ramiona mężczyzny drżą w bezgłośnym szlochu. Gdyby tylko spojrzał.
Wchodząc na klatkę schodową ominął drzwi czekającej windy i ruszył na szóste piętro schodami.
Trzeba dbać o kondycję. To jest dobre. Winda nie jest dobra, trzeba ją omijać.
Jednocześnie? I właściwie – dlaczego temu absolutowi od siedmiu boleści zależy na zdrowiu ofiar?
przed oczami stawały mu sytuacje, coś w rodzaju wizji. Krótkie migawki.
Sytuacje – czy wspomnienia?
Najpierw zobaczył siebie, jak stoi w przedpokoju, obok leży jego podniszczona torba, która zawsze służyła mu, kiedy wybierał się w dłuższe podróże, jego partnerka płacze.
Tnij: Najpierw zobaczył siebie, jak stoi w przedpokoju. Obok leży podniszczona torba, którą zawsze zabierał na dłuższe wyjazdy. Olga płacze.
Bez rezultatu, nie potrafi zmusić go do przerwania milczenia.
Tnij: Ale on milczy.
W przypływie złości podnosi dłoń i wymierza mu siarczysty policzek.
Łopata: Kobieta podnosi rękę i wymierza mu siarczysty policzek.
Wizja druga: siedzi na łóżku w pokoju gościnnym mamy. Siedzi spokojnie, nie odzywa się. Drzwi pokoju nie są zamknięte i widać zza nich fragment pokoju po drugiej stronie korytarza. Jego mama odmawia cicho różaniec, a łzy bezgłośnie spływają jej po policzkach.
Tnij: Wizja druga: siedzi na łóżku w gościnnym pokoju. Drzwi są półotwarte, widać przez nie, jak po drugiej stronie korytarza mama cicho odmawia różaniec, a łzy spływają jej po policzkach.
Widzi szefa, który trzyma w ręku jakiś wydruk. Potrząsa nim ze złością.
Szef potrząsa jakąś kartką. To spokojnie wystarczy.
– Od miesiąca nie przyniosłeś żadnego nowego materiału – mówi podniesionym głosem. – I nie rób ze mnie idioty Przecież poznaję te materiały, to są wyciągnięte z szuflady stare teksty sprzed lat. Pamiętam je.
Tnij, dynamizuj: – Od miesiąca żadnego nowego materiału – krzyczy. – I nie rób ze mnie idioty! Przecież to są stare teksty, twoje własne stare teksty! Pamiętam je.
A potem glos mu łagodnieje, z twarzy bije troska.
Literówka, ale ogólnie skrótowe. Mogłabyś przecież pociągnąć ten dialog.
Brak odpowiedzi jest równoznaczny z trudną decyzją o zwolnieniu.
Nie, nie jest. Bo to Daniel nie odpowiada, a zwalnia szef.
Wizja czwarta. Stoi bez słowa w jakiejś recepcji. Duża czarna błyskawica wisi na ścianie, mniejsza jest widoczna na wizytówce, którą on podaje recepcjonistce. Kobieta jest bardzo ładna, zadbana, w średnim wieku, koło niej siedzi młoda dziewczyna, wygląda jakby się od niej uczyła.
Błyskawica wisi na ścianie? Hmm? Tnij: Wizja czwarta. Stoi bez słowa przed jakimś biurkiem. Duża czarna błyskawica wymalowana na ścianie dokładnie odpowiada tej na wizytówce, którą on podaje recepcjonistce. Kobieta jest bardzo ładna, zadbana, w średnim wieku. Młoda dziewczyna obok wygląda na uczennicę.
Kobieta instruuje dziewczynę, ma zabrać pana Biedrzyńskiego do magazynu, gdzie mu wydadzą kombinezon roboczy.
Kobieta instruuje dziewczynę, żeby zabrała pana Biedrzyńskiego do magazynu, gdzie mu wydadzą kombinezon roboczy.
Słyszy szept dziewczyny skierowany do starszej koleżanki.
– Kolejny z depresją. Skąd prezes ich wynajduje?
– Czego ty od niego chcesz? – odpowiada równie cicho kobieta – Jeśli ktoś jest małomówny, jak nasz szef na ten przykład, to nie oznacza od razu, że ma depresję.
Tnij: Słyszy szept dziewczyny:
– Kolejny z depresją. Gdzie prezes ich wynajduje?
– Czego ty od niego chcesz? – odpowiada równie cicho kobieta. – Jeśli ktoś jest małomówny, jak nasz szef na przykład, to nie musi od razu być depresja.
– Wiem co mówię, oni wszyscy mają takie nieobecne spojrzenie, jakby byli na prochach.
– Wiem, co mówię, oni wszyscy mają takie nieobecne spojrzenie, jakby byli na prochach.
– Zdecyduj się – syczy starsza – depresyjny czy ćpun. Zajmij się naszym nowym pracownikiem, bo pan prezes nie będzie zadowolony.
– Zdecyduj się – syczy starsza – depresyjny, czy ćpun. Rób swoje, bo pan prezes nie będzie zadowolony.
Pewnie z tego powodu wyłysiał.
A co ma piernik do wiatraka? I kto tak mówi?
– Ma czy nie ma, nie nasza sprawa, ciesz się, że nam daje pracę.
Mało naturalne i w sumie niepotrzebne. Swoją drogą, te wizje równie dobrze mogą sugerować, że prezes specjalnie produkuje lotofagów, jak że im pomaga z poczucia solidarności.
Te wizje nie wywoływały żadnych uczuć w Biedrzyńskim.
Szyk, forma dokonana (wizje są jednorazowe): Wizje nie wywołały w Biedrzyńskim żadnych uczuć.
Rozstanie z partnerką jest nieuniknione, bo nie może jej niczego ofiarować, wprowadzi się do matki. Zwolnienie z pracy też jest kwestią czasu, bo jego umysł nie jest w stanie tworzyć nowych tekstów. Żadne słowa nie są w stanie oddać tego, co stanowi teraz sens jego istnienia, wiec nie napisze już ani jednego zdania.
Tnij: Rozstanie się z Olgą, bo nie może jej już niczego dać. Wprowadzi się do matki. Zwolnienie z pracy to kwestia czasu, bo niczego już nie napisze. Żadne słowa nie są w stanie oddać tego, co stanowi teraz sens jego istnienia.
Przecież jego życie jest marnością nad marnościami.
Dlaczego? To nijak nie wynika.
Może, gdyby skończył ze sobą, szybciej osiągnie raj?
Albo: Może, gdyby skończył ze sobą, szybciej osiągnąłby raj? Albo: Może, jeśli skończy ze sobą, szybciej osiągnie raj? Poza tym – primo, nic nie wskazuje na to, że to był faktycznie Absolut i secundo: czwarte – nie zabijaj. To dotyczy także zabijania siebie. Więc – jeżeli to był Absolut – samobójstwo raczej by Daniela od niego oddaliło, niż przybliżyło. Matka odmawia różaniec, czyli jest pobożna, czyli powinna mu takie rzeczy przekazać.
Samobójstwo to złe wyjście. Nie wolno o tym nawet myśleć. Skąd czerpałby upojenie?
Tak, to zdecydowanie wskazuje na to, że nie mamy do czynienia z prawdziwym Absolutem.
Bez słowa sięgnął do pawlacza po torbę…
Hmm.
Więc tak. To jest notatka. Zdecydowanie notatka, nie wykończone opowiadanie, i nawet nie opowiadanie w stadium "już prawie" (tj. do bety). Całe partie są streszczone, widać, że temat nie został przemyślany, a szkoda, bo pomysł – choć oryginalny nijak nie jest – dałoby się pokazać tak, że czytelnik będzie się bał wstać z krzesełka. Albo tak, że będzie mu żal, że już skończył, jeżeli to wolisz. Pracuj dalej.
Ale zanim zaczniesz, ważna sprawa – ambicja nie jest niczym złym. (W granicach rozsądku, oczywiście). To dobrze, że chcesz się podejmować zadań trudnych. Ale są zadania trudne, a są zadania nie do wykonania, na które może się porywać tylko mistrz, a i on zwykle za dobrze zna swoje możliwości, żeby próbować. Do takich zadań należy opisanie ekstazy mistycznej. Akurat Tobie bliżej (na ile mogę to ocenić) do Platona i Jedni, niż do św. Teresy i Boga Jedynego (choć Platon też niekoniecznie by się przyznał do takich skutków emocjonalnych), ale to nie zmienia faktu, że próbujesz opisać nieopisane. Wskakujesz na bardzo wysokiego konia. Czy jesteś pewna, że potrafisz go okiełznać? Bo ja wiem, że nie potrafię, więc nie próbuję. Ale wysokie konie nie są jedynymi wartymi oswajania – ośmielę się zasugerować, że dalej zajadę na moim hobbickim kucyku, niż Ty na swoim pegazie.
A skoro chcesz ujeżdżać pegaza, to musisz wiedzieć, że to nie będzie łatwe.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Teraz już naprawdę końcówka (nie wiem, co to się stało…)
Właściwie nie wiadomo co ona robi i jak działa, i czy ma w ogóle coś wspólnego z fantastyką? Może to tylko specyficzne miejsce, które tak oddziałuje na człowieka, że wpływa na jego świadomość?
No, takie rzeczy w naszym świecie raczej nie występują. Myślałam tu o jaskini Platona, chociaż dobra dawka odpowiednich substancji miewa takie efekty. Z drugiej strony, jak je tu podać?
Jeśli coś jest nam nieznane to próbujemy porównać to do rzeczy zbliżonych.
Tak, ale to też trzeba robić z głową.
Gdybym zostawiła tylko raj, zabrzmiałoby zbyt religijnie, gdybym zostawił ekstazę, zasugerowałabym, że bohater jest na haju.
Nie. https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/ekstaza;3897109.html :
ekstaza [gr.], religiozn. stan psychiczny polegający na intensywnym przeżywaniu rzeczywistości transcendentnej, któremu towarzyszy pełne lub częściowe zawieszenie działań władz psychicznych;
To jest dokładnie to, co spotyka Twojego bohatera. Zwłaszcza, że potem zaczyna do niego "coś" przemawiać. To coś nie wygląda mi na Boga, bardzo możliwe, że mamy tu do czynienia z karuzelą demoniczną (co to mówi o bileterze…?), ale chyba się pod Niego podszywa (jak to demon).
Nova, zastanawiam się, co miałaś zamiar opowiedzieć i nie umiem znaleźć odpowiedzi.
Słuszna uwaga. Bo co się dzieje w tym tekście? Otóż dziennikarz, zaintrygowany czymś niezwykłym, włazi w to niezwykłe z butami i zostaje za to ukarany wypaleniem/traumą/opętaniem/co to tam jest. Na horror – zupełnie wystarczy. Ale coś mi się zdaje, że to nie miał być horror. Więc – co? O czym chciałaś opowiedzieć? Że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Postacie: Olga, Tymek, szef, Arek – są bardzo jednowymiarowe, mogłoby ich właściwie nie być, a przez to życie, które Daniel traci, goniąc za nieosiągalnym, już od samego początku wydaje się mało wartościowe. Nie żałujemy go. Bileter też nie wydaje się szczególnie diabelski, choć obsługuje diabelski młyn.
Intryguje mnie właściciel-bileter. Czy też korzysta z karuzeli? Dlaczego to robi? Kim jest?
Właśnie – trudno powiedzieć, bo jego zachowanie wskazuje najwyżej na rezygnację. Czyli – robi to, bo musi. Ale dlaczego musi? Czy dlaczego sądzi, że musi?
Masz rację, że dziennikarz źle skończył, bo nie słuchał rad, koniecznie chciał wszystko sam.
To jest myśl. Ale czy tekst ją wspiera? Czy ktoś mu w ogóle udzielał rad? Dziewczyna krytykowała, bileter był niezdecydowany… a podzielić się swoim odkryciem może, czemu nie? Przecież żyje, może mówić, ma wolną wolę. Tylko – nie chce. Lotofag.
A mogę zapytać, dlaczego spośród wszystkich istniejących rodzajów karuzel, diabelski młyn nie powinien zasługiwać na tę nazwę?
W zasadzie karuzela ma raczej pionową oś (diabelski młyn ma poziomą):
https://commons.wikimedia.org/wiki/Carousel?uselang=pl
https://commons.wikimedia.org/wiki/ferris_wheel?uselang=pl
Zdaje się, że nie mamy w polszczyźnie jednego słowa na wszystkie lunaparkowe atrakcje.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Droga Tarnino
Dzięki ogromne za twoją analizę. Dziś udało mi się poprawić zaledwie część pierwszą, mam nadzieję, że uda mi się nanieść wszystkie poprawki jutro. Poprawianie błędów uczy i fajnie, że mam możliwość usłyszenia/przeczytania nie tylko konstruktywnej krytyki ale też pokazania mi propozycji jak można zrobić to lepiej, inaczej. Kilkukrotnie pozostałam przy mojej nieidealnej wersji a czasem wprowadziłam hybrydę twojej wizji z moją. Z różnych przyczyn nie wchodziłam na NF przez ostatnich parę tygodni a tu taka niespodzianka. Postaram się zrobić z twoich sugestii jak najlepszy użytek.
pozdrawiam i dziękuje
Nie ma sprawy, cieszę się, że pomogłam
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ale to chyba rekord w kategorii zdublowanych komentarzy. :-)
Babska logika rządzi!
Chyba tak. Trzeba wezwać wodza Szaloną Rybę, może naprawi.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Zwykłe komentarze to może usunąć autor, nie trzeba mieszać do tego moderacji.
Babska logika rządzi!
Tak, tylko przyczyny dublowania nie usunie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Wczoraj w nocy klikałam i klikałam i w ogóle nie poszło. Zrezygnowana poszłam spać, obiecując sobie, że dziś napiszę komentarz ponownie. Widzę, że jednak poszło, usuwam więc nadmiar i zabieram się do plewienia grządek w moim opku. :-)
Wydaje mi się, że przyczyna dublowania to palce szybsze niż komputer. I żaden admin tu nie pomoże.
Babska logika rządzi!
Mmm, chyba że tak.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Utknęłam z poprawianiem, bo przerabiam wszystkie linki po kolei i jestem terraz na “logice”
A co do klikania to oponuję.
kliknęłam. Nic się nie stało. Dwie sekundy późnij kliknęłam znowu i tym razem, że tak powiem bardziej świadomie. Znowu nic. Jakieś dziesięć sekund później był trzeci klik a czwarty po dwóch minutach. No chyba wolniej już nie można.
Wracam do logiki, pa
Widać coś – komputer, internet, nie wiem – działało jeszcze wolniej. Spoko, nie panikuj, nie ma się czym przejmować. Więcej emocji wzbudził niegdyś poczwórny klik jednej użytkowniczki.
Babska logika rządzi!
Jesteś szybsza od komputera, i tyle :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dzięki Tarnina jeszcze raz, jesteś wielka.
Ależ, ależ
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.