- Opowiadanie: Chrysander - KIEDY USTA PĘKAJĄ

KIEDY USTA PĘKAJĄ

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

KIEDY USTA PĘKAJĄ

 Pierwsza kropla krwi na jej ustach wyglądała jak niewielki rubin na bladoróżowym płatku róży. Gdy czerwona ciecz skapnęła na białą szatę kobiety, zamarła przerażona. Obok czerwonej plamki na materiale zaczęły pojawiać się następne. Podniosła do ust drżącą rękę i dotknęła pękniętą dolną wargę. Pod palcami wyczuła ciepłą wilgoć. Upadła na kolana w rozmiękłą ziemię. Roztarła krew na opuszkach palców i w otępieniu patrzyła na czerwone smugi. Po policzku spływały jej łzy. Biała szata Renji nasiąkła brudną wodą.

 

Pierwsza dostrzegła ją zmierzająca do studni Termea. Rzuciła puste wiadro i przerażona podbiegła do klęczcej kobiety. Objęła ją delikatnie i spojrzała na wykrzywioną w grymasie bólu twarz. Cały podbródek Renja miała umazamy czerwienią, z rany sączyła się jeszcze krew

 

– Przykro mi – szepnęła Termea.

 

– Mój syn – mówiła drżącym głosem. – on nie żyje. Zabili go, zabili go przeklętnicy… – jej płacz przerodził się w pełne bólu wycie, jakby była ugodzonym w samo serce zwierzęciem. – Mówiłam mu żeby nie szedł na tę wojnę… Prosiłam…

 

– Wszyscy oni musieli iść – oparła Termea. – To był rozkaz Unii Międzyplanetarnej. Mój syn też poszedł…

 

– Jednak twój syn jest jednym z dowódców! – wrzasnęła z wyrzutem. – Tacy nie giną na froncie, tacy posyłają setki na pewną śmierć.

 

Termea wstała. Słowa Renji ukłuły ją dotkliwie. Ona wini mego syna – myślała. Nie chciała się kłócić. Renja była w szoku po stracie syna. Jej usta pękły. Jej pierworodny syn nie żyje.

 

– Mój syn również może umrzeć – rzekła głosem pełnym żalu i dotknęła swej wargi – zaczerwienionej i spuchniętej.

 

Do Renji podchodzili kolejni ludzie, których przyciągnął jej przeraźliwy krzyk. Termea nieśpiesznie oddaliła się i podniosła puste wiadro.

 

Tragedia Renji mocno poruszyła Termeę i spowodowała napływ niespokojnych myśli. Martwiła się o swego pierworodnego syna. Trej był ciężko ranny i znajdował się w stanie śpiączki. Zgłosił się na ochotnika by wykraść z bazy wroga plany militarne. Wgranych w mózg informacji nie udało mu się jednak dostarczyć dowództwu. Został postrzelony w czasie ucieczki. Teraz najwięksi medycy Uni głowili się jak ocalić dowódcę i znajdujące się w jego głowie bezcenne informacje. Trej pozostawił w swym mózgu psychiczne bariery i blokady chroniące dane, których nie dało się obejść bez jego świadomej decyzji.

 

Termea na kilka dni przed oficjalnym zawiadomieniem wiedziała, że jej synowi coś zagraża. Jej usta spuchły, na dolnej wardze wyrósł pęcherz, wyglądający jak narośl na zdrowym czerwonym owocu. Od tamtej nocy nie zmrużyła oka na dłużej. Niemal bez przerwy wcierała w usta różne maści i kremy, mające uczynić je bardziej elastycznymi i odpornymi na urazy. Kobieta nie była pewna czy zabiegi przynoszą jakiekolwiek efekty, ale wiedziała jedno: jej usta nie mogą pęknąć, jej syn nie może umrzeć…

 

Dokładniejsze wieści o stanie Treja mieli przywieść żołnierze wprost z planety, na której toczono walki. Wypatrywała ich z lekką obawą, dziwiąc się czemu grupa wojskowych miast walczyć fatygowała się na obrzeża znanego wszechświata.

 

 Termea stała przy zadaszonej studni gdy podeszło do niej trzech mężczyzn. Wyszli z lasu i przemykając między drewnianymi domostwami kierowali się wprost ku niej. Ubrani byli w dziwnie lśniące seledynowe kombinezony. To nie była barwa mundurów Unii. Twarze mieli ogorzałe od słońca i poryte głębokimi zmarszczkami. Ten idący w środku miał długą siwą brodę. Mimo to nie wyglądali na starców, emanowała od nich jakaś młodzieńcza siła.

 

– Dobrze, że tak szybko cię odnaleźliśmy – jeden z nich uśmiechnął się. – i że jesteśmy wcześniej niż twa ochrona.

 

– Myślałaś, że nie dowiemy się kim jest dowódca Trej? – zapytał ten z brodą podchodząc bliżej.

 

– Nie wiem o czym mówicie… – głos drżał jej z przerażenia.

 

– Wiemy, że jest pierworodnym.

 

– Nie sądziłaś chyba, że pozwolimy by twój syn przeżył następne dni wiedząc co ma głowie – kontynuował pierwszy i widząc zbierających się wokół nich zaniepokojonych mieszkańców wyciągnął krótki nóż. Dwóch pozostałych chwyciło przerażoną kobietę i unieruchomiło jej głowę.

 

Mężczyzna zimnym ostrzem przejechał po czerwonych wargach Termei. Krew ściekła na kombinezony oprawców.

 

Na odległej planecie, w miękkim łóżku zmarł kolejny żołnierz.

Koniec

Komentarze

Bardzo ładne i sprawne opisy. Motyw wargi, łącznika syna i matki świetny. Gdyby tylko akcja nie działa się w przyszłości... Ale to już moje osobiste fanaberie :)

Fajny pomysł :) oczywiście za krótkie, ale pomysł godny rozwinięcia.

KIepska historia według mnie. Nic ciekawego. za to opisy bardzo barwne i za to plus.

Nowa Fantastyka