- Opowiadanie: Sekret - Witamy wśród martwych

Witamy wśród martwych

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Witamy wśród martwych

Każdy płaci, czym chce,

go­tów­ką lub cier­pie­niem

za to, co zwykł ktoś zwać 

swo­ich win od­ku­pie­niem.

Zwój Ma­mo­ny I

 

Do wi­ru­ją­cej w próż­ni czar­no­ści chwiej­nym kro­kiem wszedł przy­sa­dzi­sty ró­żo­wy słoń, Balgo. “Oj, cóż to było za nie­zdar­ne stwo­rze­nie!” – każdy by tak po­wie­dział o Balgo. I słusz­nie, bo słoń ten, ledwo co drzwi do ni­co­ści prze­kro­czył, a już zdą­żył za­ha­czyć trąbą o nie­byt i po­tknąć się o nie­ist­nie­ją­cy próg. I po­tknąw­szy się już o próg, spadł z nie­wi­dzial­nych scho­dów na samo dno, które, ku nie­za­do­wo­le­niu Balgo, było także górą.

– Nie cier­pię tej ro­bo­ty! – za­trą­bił ża­ło­śnie, wy­ma­chu­jąc trzy­ma­nym w dłoni pa­pi­ru­sem.

Balgo przy­su­nął pa­pi­rus bli­żej oczu. 

– Wil­helm Gre­ate­man, spad­ko­bier­ca Go­odLo­ve’a, do­wód­ca w bi­twie nad Odet­tą – prze­czy­tał. – Szu­kam Wil­hel­ma Gre­ate­ma­na!

Balgo po­drep­tał nieco w prawo, i pro­sto, ro­zej­rzał się po ota­cza­ją­cych go ko­ro­wo­dach za­pa­dłych we śnie gwiazd. 

– Szu­kam Wil­hel­ma Gre­ate­ma­na! – po­wtó­rzył. – Herbu Ostro­krze­wu, z domu Lwów Nad­mor­skich. 

Cisza niby prze­rwa­na lek­cja mu­zy­ki. W tle sły­chać było je­dy­nie ka­pa­nie nie­ist­nie­ją­cej wody. 

– Niech to! – prze­klął pod trąbą Balgo. – Nie uda­waj­cie, że nie wi­dzi­cie sło­nia w po­ko­ju. Po­wta­rzam jesz­cze raz: szu­kam Wil­hel­ma Gre­ate­ma­na, duszy czy­stej jak in­ten­cje szcze­niacz­ka, duszy od­waż­nej ni­czym szcze­ka­ją­cy szcze­niak, duszy nie­po­le­głej w spo­sób inny niż śmierć. 

A w tle roz­cho­dzi­ły się je­dy­nie jęki le­żą­cych w ster­cie, jedno na dru­gim, do­go­ry­wa­ją­cych ego. 

Balgo ro­zej­rzał się to w jedną nie­skoń­czo­ność, póź­niej w drugą nie­skoń­czo­ność, i jesz­cze raz w tę pierw­szą. Po­dra­pał się trąbą po gło­wie. 

– A niech to! No trud­no, ty też się nadasz. – Balgo wy­cią­gnął z próż­ni ka­wa­łek ko­lo­ru czar­ne­go i odło­żył do wi­kli­no­we­go ko­szy­ka. Ko­szyk miał na ple­cach, przy­wią­za­ny fio­le­to­wy­mi wstę­ga­mi do brzu­cha. Pod opi­na­ją­cą tors wstę­gą nosił jesz­cze nerkę, do któ­rej wło­żył zgnie­cio­ny pa­pi­rus.

Nie­szczę­sny Balgo mu­siał wspi­nać się z po­wro­tem po nie­ist­nie­ją­cych scho­dach, za­trzy­mu­jąc się co dwa pię­tra, by zła­pać od­dech. 

– Ty to masz pecha – po­wie­dział do czar­ne­go ob­ło­ku wy­rwa­ne­go z prze­strze­ni. – Mo­głem wy­brać nie­skoń­cze­nie wiele róż­nych od cie­bie, a tra­fi­łeś się wła­śnie ty. To ci nie­szczę­ście!

– Nie­szczę­ścia cho­dzą pa­ra­mi – wes­tchnę­ła ot­chłań. 

Balgo otwo­rzył drzwi do ko­smo­su, prze­szedł przez nie trwoż­li­wie nim za­trza­snął je za sobą. 

Praca w za­świa­tach nie jest pracą łatwą ani przy­jem­ną, w szcze­gól­no­ści dla sło­nia, który od­pra­co­wu­je grzech le­ni­stwa.

 

*

 

Balgo wy­szedł na po­la­nę po­ro­śnię­tą mnisz­ka­mi, chwa­sta­mi o mar­nych ło­dy­gach i żół­tych czu­pry­nach. 

– I co z tego, że od­ku­pię winy? – dumał prze­cho­dząc prze­tar­tym szla­kiem bie­gną­cym na skos błoni. – Wrzu­cą mnie w sam śro­dek cy­klo­nu dusz, i ześlą po­now­nie do ży­wych. A na ziemi od nowa za­cznie się ha­rów­ka, tylko za­miast dusz, dźwi­gać będę tu­ry­stów. Dusze, co praw­da, by­wa­ją cięż­sze od tu­ry­stów, zwłasz­cza te grzesz­ne, ale nie ja­zgo­czą tak strasz­nie, a i zdjęć mi nie pstry­ka­ją. Nie cier­pię zdjęć! Wolę już nie wi­dzieć żad­ne­go świa­tła w tu­ne­lu, ani­że­li uj­rzeć iskrę, i oba­wiać się, że to flesh. A sio, a sio! – Wy­ma­chi­wał trąbą pró­bu­jąc od­stra­szyć go­łę­bie, które wcale się doń nie zbli­ża­ły. 

– Prze­pra­aszam… – Ka­wa­łek ko­lo­ru czar­ne­go ode­zwał się za­chryp­nię­tym gło­sem, wy­glą­da­jąc nie­śmia­ło z ko­szy­ka.

– Tu nie ma co prze­pra­szać, wy­star­czy się ro­zej­rzeć. Spójrz na te go­łę­bie. Kie­dyś to byli klasz­tor­ni mnisi. Ale że żyli o wo­dzie i chle­bie, jak to zresz­tą mnisi, to wła­sna bo­gi­ni za­mie­ni­ła ich po śmier­ci w go­łę­bie. I ma­cha­ją tymi gło­wa­mi w przód, w tył, wy­łu­pia­sty­mi ocza­mi oglą­da­jąc po­ro­śnię­te żół­ty­mi chwa­sta­mi pole.

– Tu cho­dzi o to, że… – Ka­wa­łek ko­lo­ru czar­ne­go za­czął kasz­leć. Wy­krztu­sił z sie­bie opary ot­chła­ni, które ulot­ni­ły się do at­mos­fe­ry. 

Gdy smuga dymu spo­tka­ła się z cu­mu­lu­sem, chmu­ra cał­kiem znik­nę­ła. 

– Mia­łem na myśli… 

– Masz rację. Tu cho­dzi o to, że zba­wie­nie się nie opła­ca, ot co. Zba­wie­nie, to ja ci mówię, Willy, jest zwy­kły wo­lon­ta­riat dla fra­je­rów, któ­rzy dają się wro­bić w ro­bo­tę za friko. 

– Czy ja się na­zy­wam Willy? – zdzi­wił się obłok. 

– Od dzi­siaj tak. A sio, sio!

Go­łę­bie od­pro­wa­dzi­ły wzro­kiem syl­wet­kę od­da­la­ją­ce­go się Balgo, z po­li­to­wa­niem po­trzą­sa­jąc srebr­no pie­rza­sty­mi gło­wa­mi, a na­stęp­nie wró­ci­ły do gru­cha­nia mo­dli­twy.

 

Koniec

Komentarze

Cześć Se­kret !!!

 

Trud­ny do zro­zu­mie­nia tekst. Tzn. dla mnie. Tyle tu me­ta­for… więc za bar­dzo nie mogę oce­nić war­to­ści. Czy­ta­ło się na­to­miast do­brze, cie­ka­wi­ło mnie co bę­dzie dalej.

 

Po­zdra­wiam!!! :) :)

Je­stem nie­peł­no­spraw­ny...

Cześć Se­kret 

Ależ to jest do­brze na­pi­sa­ne! Wi­dzia­łem gdzieś prze­ci­nek zbęd­ny, ale mniej­sza o to. Bar­dzo mi się po­do­ba­ło. Go­łę­bię, to wbrew po­zo­rom nie takie głu­piut­kie ptasz­ki jakby się mogło wy­da­wać :-) 

(Jesz­cze w cza­sach, kiedy uczęsz­cza­łem do li­ceum pla­stycz­ne­go, pod­czas lek­cji fi­zy­ki, spoj­rza­łem przez okno i zo­ba­czy­łem go­łę­bia, który pa­ra­do­wał w na­szyj­ni­ku ze skór­ki chle­ba :-)) Bie­dak mu­siał sobie go za­rzu­cić na szyję. Spa­ce­ro­wał do­stoj­nie, jakby wy­stro­ił się na bal. 

Po­zdra­wiam

Hej Se­kret,

Opo­wia­da­nie to pe­wien ro­dzaj abs­trak­cji, przy­naj­mniej w moim od­czu­ciu, gdzie do­mi­nu­je gra bar­wa­mi. Nie je­stem pewna czy mi się po­do­ba? Ro­zu­miem, że nie można od­wo­ły­wać się do lo­gi­ki, ani zasad pi­sa­nia. Więc wska­zy­wa­nie ja­kich­kol­wiek błę­dów mija się z celem.

Po­zdra­wiam ;)

Bar­dzo cie­ka­we uka­za­nie abs­trak­cji bez­kre­su, opo­wia­da­nie mi się po­do­ba­ło. Moje gra­tu­la­cje! Cie­szy mnie też po­praw­ność tek­stu, bo to wcale nie takie oczy­wi­ste :) 

 

Opo­wia­dan­ko bar­dziej na­kre­śla kon­cept, no bo fa­bu­ły to tu nie ma, ale gdy­bym prze­czy­tał to opo­wia­da­nie w ja­kimś zbio­rze, za­pew­ne wy­róż­nia­ło­by się i zwró­cił­bym na nie uwagę. 

 

Czy tekst był może tłu­ma­czo­ny z an­giel­skie­go? Albo czy pi­szesz rów­nież po an­giel­sku? Wy­ła­pa­łem dwa frag­men­ty, które brzmią jak kalka z ang albo po pro­stu brzmia­ły­by le­piej w tym ję­zy­ku… I może dwa to nie­du­żo, ale to wię­cej niż zero, czyli tyle, ile za­zwy­czaj znaj­du­ję ta­kich frag­men­tów w czy­ichś opo­wia­da­niach. Stąd moje py­ta­nie.

 

Po­zdra­wiam!

“Bły­sko­tli­wy, sub­tel­nie in­spi­ru­ją­cy cytat z ukry­tą grą słow­ną”

Hmmm….. Gdzie ja to…. Już wiem: herbu Ostro­krzew! Ale jakoś nadal nie za­chwy­ca. Kiedy pa­trzysz w Ot­chłań, Ot­chłań spo­glą­da na Cie­bie (Fre­dzio Nicki)

Już tylko spo­kój może nas ura­to­wać

blush

@Se­kret

Jedna uwaga – 

Niech to! – prze­klął pod trąbą Balgo

to żadne prze­kleń­stwo, ot zwy­kła sobie par­ty­ku­ła…

No i – moim zda­niem – za mocno ota­go­wa­ne. Np. fi­lo­zo­fii tyle, co kot na­pła­kał.

Wy­star­czył­by jeden – oni­ryzm.

Ale cie­ka­wie na­pi­sa­ne…cie­ka­wie…

 

@ Ry­ba­k3

U Mi­ło­sza też pięk­nie…

Ot­chłań nie ma nogi,

Nie ma też ogona,

Leży obok drogi

Na wznak od­wró­co­na.

Ot­chłań nie je nie pije

i nie daje mleka.

Co robi ot­chłań?

Ot­chłań czeka.

wink

 

dum spiro spero

Za­baw­ne, gdy ab­surd ab­sur­dem po­ga­nia ab­surd. Po­do­ba­ło się mi. :)

 Hi­sto­ryj­ka na tyle oso­bli­wa, że nie zdo­ła­łam pojąć, co mia­łaś na­dzie­ję opo­wie­dzieć.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Hej,

 

Dla mnie tro­chę za dużo ab­sur­du :(

Po­do­ba­ło mi się. Gra­tu­lu­ję wy­obraź­ni. Gdyby opo­wia­da­nie było dłuż­sze, to by znu­ży­ło, ale w ta­kiej małej dawce bar­dzo do­brze się czy­ta­ło.

Cześć wszyst­kim, 

 

dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze. Do­dat­ko­wo, dzię­ku­ję oso­bom, do któ­rych gąszcz me­ta­for nie prze­mó­wił, a mimo to dały tek­sto­wi szan­sę i prze­czy­ta­ły do końca.

 

W tym szor­cie “te­stu­ję” po­mysł na książ­kę o przy­go­dach Balgo, ró­żo­we­go sło­nia pra­cu­ją­ce­go w za­świa­tach. Le­ni­wy Balgo wy­cią­ga z ot­chła­ni nie­wła­ści­wą duszą (za­miast Wil­hel­ma Gra­te­ma­na, chwy­ta pierw­szy lep­szy obłok). Dal­szą fa­bu­łę dyk­tu­ją kon­se­kwen­cje tego qui pro quo.

 

Wy­da­je mi się, że mo­głam prze­sa­dzić z me­ta­fo­ra­mi i ab­sur­dem. Sta­ra­łam się upchnąć esen­cję kon­cep­cji w paru ty­sią­cach zna­kach. Być może, gdy­bym roz­ło­ży­ła at­mos­fe­rę na dłuż­szy frag­ment, tekst byłby zro­zu­mial­szy.

 

Milis, jeśli za­uwa­żasz brak lo­gi­ki lub błędy pi­sar­skie, z chę­cią przyj­mę kry­ty­kę. At­mos­fe­ra nie­sa­mo­wi­to­ści/ab­sur­du rów­nież pod­le­ga pra­wom lo­gi­ki czy też or­to­gra­fii :D 

Ju­lian, opo­wia­da­nie nie jest tłu­ma­czo­ne z j. an­giel­skie­go. Jeśli mógł­byś wska­zać frag­ment, któ­rzy brzmi ci jak kalka, by­ła­bym bar­dzo wdzięcz­na. Nie­ste­ty, to nie jest pierw­szy raz, kiedy spo­ty­kam się z tego typu uwagą. Wiem, z czego to wy­ni­ka, wiem też, że jest tego co raz wię­cej, lecz zu­peł­nie nie po­tra­fię roz­po­zna­wać.

Rybak, fajne sko­ja­rze­nie! Cytat Fry­de­ry­ka po­cząt­ko­wo otwie­rał tego szor­ta. Ale jakoś zmie­ni­łam na swoje wier­szo­klec­two. I choć pew­nie z cy­ta­tem o ot­chła­ni szort mógł­by być lep­szy, to jakoś lubię do­da­wać te swoje ry­mo­wan­ki.

Ap, Koala, Fa­scy­na­tor, da­wi­diq, He­sket, cie­szę się, że lek­tu­ra nie była dla was stra­tą czasu. 

Hej, pod­czas na­stęp­ne­go czy­ta­nia będę na bie­żą­co robić ła­pan­kę, może się przy­da.

– Nie cier­pię tej ro­bo­ty! – za­trą­bił ża­ło­śnie, wy­ma­chu­jąc trzy­ma­nym w dłoni pa­pi­ru­sem. – To aku­rat pa­mię­tam, bo jak słoń może trzy­mać co­kol­wiek w dłoni .

A druga spra­wa to po­wtó­rze­nia, być może ce­lo­we?

Po­zdra­wiam :)

 Przy­cho­dzę po­now­nie z “an­gli­cy­zma­mi”, któ­rych cze­pia­łem się ostat­nio! Oto one:

 

– Niech to! – prze­klął pod trąbą Balgo. – Nie uda­waj­cie, że nie wi­dzi­cie sło­nia w po­ko­ju.

To jest oczy­wi­sta kalka z an­giel­skie­go idio­mu “ack­now­led­ge the ele­phant in the room”, który ozna­cza jakiś igno­ro­wa­ny, oczy­wi­sty pro­blem (nie ma co prze­sad­nie tłu­ma­czyć). Po an­giel­sku by­ła­by z tego fajna gra słow­na, ale po “na­sze­mu” to zwy­czaj­nie nie ma sensu… No i trud­no by­ło­by to prze­tłu­ma­czyć na pol­ski tak, żeby nie po­zbyć się żartu, a unik­nąć an­gli­cy­zmu.

Nie cier­pię zdjęć! Wolę już nie wi­dzieć żad­ne­go świa­tła w tu­ne­lu, ani­że­li uj­rzeć iskrę, i oba­wiać się, że to flesh. […]

– Prze­pra­aszam… – Ka­wa­łek ko­lo­ru czar­ne­go ode­zwał się za­chryp­nię­tym gło­sem, wy­glą­da­jąc nie­śmia­ło z ko­szy­ka.

– Tu nie ma co prze­pra­szać, wy­star­czy się ro­zej­rzeć.

Ta wy­mia­na zdań zdaje się opie­rać na an­glo­ję­zycz­nej dwu­znacz­no­ści wy­ra­że­nia I am sorry – za­rów­no jako prze­pra­szam jak i przy­kro mi. O ile po an­giel­sku mia­ło­by to duży sens, tak tutaj zwy­czaj­nie nie­lo­gicz­nym jest od­po­wie­dze­nie “prze­pra­szam” na na­rze­ka­nie obcej osoby na swój los (chyba, że był­byś winny jej cier­pie­nia). Tutaj aku­rat widzę, jak mo­gło­by to wy­glą­dać w spo­lsz­cze­niu, np:

na­rze­ka, na­rze­ka, na­rze­ka

– Współ­czu­ję

– Tu nie ma co współ­czuć, wy­star­czy się ro­zej­rzeć…

 

To tyle z mojej stro­ny na teraz, po­wo­dze­nia!

“Bły­sko­tli­wy, sub­tel­nie in­spi­ru­ją­cy cytat z ukry­tą grą słow­ną”

@JP

 Przy­cho­dzę po­now­nie z “an­gli­cy­zma­mi”, któ­rych cze­pia­łem się ostat­nio! Oto one:

smiley

Coś w tym jest. Lubię eks­pe­ry­men­ty, wujek G. w try­mi­ga “zan­gli­cy­zo­wał” mi (nie­ste­ty,

ja tylko tro­chę ła­ci­ny i to ku­chen­nej…) ka­wa­łek – tak na oko wy­glą­da to rów­nie pięk­nie,

jak “po na­sze­mu”…

 

 

Do wi­ru­ją­cej w próż­ni czar­no­ści chwiej­nym kro­kiem wszedł przy­sa­dzi­sty ró­żo­wy słoń, Balgo. “Oj, cóż to było za nie­zdar­ne stwo­rze­nie!” – każdy by tak po­wie­dział o Balgo

A stoc­ky pink ele­phant, Balgo, stag­ge­red into the dark­ness swir­ling in the void. “Oh, what a clum­sy cre­atu­re that was!” – eve­ry­one would say that about Balgo​

 

 

I słusz­nie, bo słoń ten, ledwo co drzwi do ni­co­ści prze­kro­czył, a już zdą­żył za­ha­czyć trąbą o nie­byt i po­tknąć się o nie­ist­nie­ją­cy próg. I po­tknąw­szy się już o próg, spadł z nie­wi­dzial­nych scho­dów na samo dno, które, ku nie­za­do­wo­le­niu Balgo, było także górą

And ri­gh­tly so, be­cau­se this ele­phant had ba­re­ly cros­sed the door to no­thin­gness when it al­re­ady ma­na­ged to touch non-exi­sten­ce with its trunk and trip over a non-exi­stent thre­shold. And ha­ving al­re­ady trip­ped over the thre­shold, he fell down the in­vi­si­ble sta­irs to the very bot­tom, which, to Balgo's dis­sa­tis­fac­tion, was also the top.

 

smiley Mnie się po­do­ba…

 

Edit – za­pew­ne Go­ogle ma za­awan­so­wa­ną SI. Dla wszyst­kich…

 

dum spiro spero

Dziew­czy­nę o per­ło­wych wło­sach" Omegi po­le­cam. Tam też jest dziw­ny słoń:D. A to był hit lat 70.

Już tylko spo­kój może nas ura­to­wać

duszy czy­stej jak in­ten­cje szcze­niacz­ka, duszy od­waż­nej ni­czym szcze­ka­ją­cy szcze­niak

ro­zej­rzał się to w jedną nie­skoń­czo­ność, póź­niej w drugą nie­skoń­czo­ność, i jesz­cze raz w tę pierw­szą.

bar­dzo spodo­ba­ły mi się te frag­men­ty :) czy­ta­ło się przy­jem­nie, i, choć lubię ab­surd, mam wra­że­nie, że coś mi się tu wy­my­ka

 

Po­zdra­wiam 

E.

@Fa­scy­na­tor

 

Rze­czy­wi­ście, mnie rów­nież się po­do­ba! Przy­zna­ję, że to opo­wia­da­nie bar­dzo do­brze by brzmia­ło po an­giel­sku, wpa­so­wu­je się do­brze w me­lo­dy­kę tego ję­zy­ka :)

“Bły­sko­tli­wy, sub­tel­nie in­spi­ru­ją­cy cytat z ukry­tą grą słow­ną”

Dziw­ne, abs­trak­cyj­ne, lekko oni­rycz­ne. Bar­dzo fajne, po­do­ba­ło mi się i trosz­kę ubo­le­wam, że to je­dy­nie krót­ki szort. 

Do wi­ru­ją­cej w próż­ni czar­no­ści chwiej­nym kro­kiem wszedł przy­sa­dzi­sty ró­żo­wy słoń, Balgo. “Oj, cóż to było za nie­zdar­ne stwo­rze­nie!” – każdy by tak po­wie­dział o Balgo. I słusz­nie, bo słoń ten, ledwo co drzwi do ni­co­ści prze­kro­czył, a już zdą­żył za­ha­czyć trąbą o nie­byt i po­tknąć się o nie­ist­nie­ją­cy próg. I po­tknąw­szy się już o próg, spadł z nie­wi­dzial­nych scho­dów na samo dno, które, ku nie­za­do­wo­le­niu Balgo, było także górą.

– Nie cier­pię tej ro­bo­ty! – za­trą­bił ża­ło­śnie, wy­ma­chu­jąc trzy­ma­nym w dłoni pa­pi­ru­sem.

Balgo przy­su­nął pa­pi­rus bli­żej oczu. 

– Wil­helm Gre­ate­man, spad­ko­bier­ca Go­odLo­ve’a, do­wód­ca w bi­twie nad Odet­tą – prze­czy­tał. – Szu­kam Wil­hel­ma Gre­ate­ma­na!

Balgo po­drep­tał nieco w prawo, i pro­sto, ro­zej­rzał się po ota­cza­ją­cych go ko­ro­wo­dach za­pa­dłych we śnie gwiazd. 

– Szu­kam Wil­hel­ma Gre­ate­ma­na! – po­wtó­rzył. – Herbu Ostro­krze­wu, z domu Lwów Nad­mor­skich.

Spójrz, bo­ha­ter w tym krót­kim frag­men­cie jest wy­mie­nio­ny aż pięć razy. Potem nie jest le­piej. Nie ma tutaj tłumu po­sta­ci, któ­rych ist­nie­nie by tego wy­ma­ga­ło.

PS. Lwy Nad­mor­skie brzmią jak Lan­ni­ste­rzy… ;)

Cisza niby prze­rwa­na lek­cja mu­zy­ki. W tle sły­chać było je­dy­nie ka­pa­nie nie­ist­nie­ją­cej wody.

W tle ciszy? Albo jest cisza albo jest dźwięk. ;)

 Nie cier­pię zdjęć! Wolę już nie wi­dzieć żad­ne­go świa­tła w tu­ne­lu, ani­że­li uj­rzeć iskrę, i oba­wiać się, że to flesh.

Jeśli chcesz użyć spo­lsz­czo­nej formy bły­sku z lampy: "flesz" (ory­gi­nal­nie flash).

 

Krót­ki tek­ścik, który mam wra­że­nie miał za za­da­nie na­kre­ślić świat ani­że­li coś wię­cej opo­wie­dzieć. Chciał­bym zo­ba­czyć coś dłuż­sze­go.

Na­dzie­je chyba się speł­nia­ją, skoro jest ich coraz mniej.

Cześć,

z pew­no­ścią tekst jest bar­dzo do­brze na­pi­sa­ny.

Ab­surd lubię i choć tekst jest nim mocno prze­siąk­nię­ty, w tak krót­kiej for­mie nie czu­łem prze­sy­tu.

Może nie do­świad­czy­łem ja­kie­goś oświe­ce­nia, ale z pew­no­ścią lek­tu­ra była cie­ka­wym do­świad­cze­niem.

Po­zdra­wiam! 

Sporo me­ta­for i alu­zji. Czuję, że część mi umkne­ła, a przez to koń­ców­ka nie wy­brzmia­ła tak, jak po­win­na.

Tech­nicz­nie czy­ta­ło się ok, choć cza­sem coś chro­bo­ta­ło w try­bach – a to prze­kom­bi­no­wa­ne zda­nie, a to dziw­ny zwrot.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka