
Hej
Kolejna część wesołych przygód Landorfa Brandstättera :)
Za betę dziękuję : EDWARD PITOWSKI, GREASYSMOOTH
I miłej lektury :)
Hej
Kolejna część wesołych przygód Landorfa Brandstättera :)
Za betę dziękuję : EDWARD PITOWSKI, GREASYSMOOTH
I miłej lektury :)
Landorf Brandstätter dopóki pił, nie zaprzątał sobie głowy tym, gdzie jest i co się z nim dzieje. Jedynym zmartwieniem było zdobycie kolejnego alkoholu. Nieważne, czy pod postacią piwa, wina czy miodu. Pił wszystko w każdych ilościach. Do czasu. Ocknął się w błocie niedaleko świńskiej zagrody. Nie od razu wstał. Był zmęczony, tak jak tylko potrafi być zmęczony pijak zaraz po przebudzeniu. Usiadł dopiero, gdy pragnienie zaczęło ściskać mu gardło, a ból rozsadzać czaszkę. Był pewien, że umrze. Jeśli nie zabije go kac, to będzie siedział tak długo, aż wykończą go głód i pragnienie.
Oparty o zagrodę obserwował wyspiarzy – wojów, pasterzy, wieśniaków i handlarzy, a wszyscy oni zgodnie traktowali go jak element otoczenia. Jakby siedział przy chlewie od zawsze. Wieczorem spadł zimny deszcz, zwiastujący koniec lata.
Wstał, oklejony zimnym błotem, widząc, że coś błyszczy niedaleko pustego straganu. Podszedł i podniósł srebrnik. Spojrzał w niebo i wymamrotał:
– Niezbadane są ścieżki Nekara.
Ruszył do gospody "Pod Trzema Wilkami".
Otworzył drzwi i poczuł ciepło kominka i słodką woń alkoholu. Landorf podszedł do szynkwasu, położył monetę i wycharczał:
– Piwa.
Właściciel dobrze znał Nekarczyka odzianego w panonskie szerokie spodnie, ze skórzanym czepcem zatkniętym za pas, nawet w deszczowe dni. Jakby się wstydził go nosić. Karczmarz nalał mu bez słowa i podał kufel. Landorf wypił duszkiem.
– Jeszcze. Nalej za całość.
Landorf dostał pełen dzban. Nekarczyk długo nie odrywał ust od naczynia. Dopiero, gdy opróżnił je do połowy, zobaczył, że przy szynkwasie stoi woj i przyglądają mu się. Landorf zerknął na topór wiszący u pasa potężnego Mersa o łysej głowie i długiej kasztanowej brodzie. Uśmiechnął się i zapytał:
– Na co się gapisz, łysy?
Brodacz sięgnął do broni.
– Harvas, nie.
Landorf rozejrzał się po gospodzie, spostrzegł w głębi sali dwóch wojów. Ten, który się odezwał, nosił krótki jasny zarost i włosy zaplecione w warkoczyki; jego towarzysz z nogami opartymi o ławę miał twarz wytatuowaną w spiralne wzory, a włosy swobodnie opadały na ramiona.
Brodaty wpatrywał się w mętne oczy Landorfa.
– Pytałem, na co się gapisz? – powtórzył Landorf.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że mówi do Mersa po nekarsku. Uśmiechnął się, dopił piwo, korzystając z tego, że łysy nie wiedział jeszcze, że Landorf stara się go obrazić.
– Pytałem – zaczął po meryjsku – na co się gapisz, kozojebco.
Mers musiał być bardzo szybki, bo Landorf nie zauważył pierwszego ciosu ani ostatniego, który pozbawił go przytomności.
*
Obudził się pod wielkim głazem. Leżał na kamienistej plaży. Nieco dalej trzech Mersów siedziało przy niewielkim ognisku. Za nimi fale morskie rozbijały się o brzeg. Nekarczyk wstał ostrożnie i spojrzał w mrok nocy.
– Jeśli spróbujesz ucieczki, Harvas złamie ci nogę.
Landorf rozpoznał głos tego z warkoczykami.
– A zrobi to chętnie po tym, jak musiał cię nieść.
Nekarczyk podszedł do ogniska.
– Nazywam się Ulf, Harvasa już znasz, a to jest Einar. – Mers patrzył na Landorfa z zaciekawieniem.
Harvas, cichy, ze srogą miną spoglądał w ogień, natomiast Einar uśmiechał się kpiąco.
– Czego chcecie? – zapytał Landorf.
– Siadaj – powiedział Ulf.
Nekarczyk chciał odmówić, ale jedno spojrzenie Harvasa wystarczyło, by usłuchał.
– Nie lubię marnotrawstwa, a ty, Nekarczyku, się marnujesz.
– Nie rozumiem.
– Ależ rozumiesz, marnujesz życie na pijaństwo, a do tego jesteś tchórzem, bo nie masz odwagi, by ze sobą skończyć. Czekasz, aż wyręczy cię picie lub ktoś pokroju Harvasa.
– A co ci do tego, co robię ze swoim życiem?
– Widzisz, przewodzę tej drużynie, bo dostrzegam okazję. – Ulf położył dłoń na ramieniu Einara. – Gdy z Harvasem trafiliśmy w okolice Edersbergu, zastaliśmy miejscowych, starających się przybić mosznę Einara do mostu. Ktoś pomyślałby, że spotyka go słuszna kara za wykorzystanie niewiasty. Ale gdy zobaczyłem, jak walczy o męskość, jak odgryza ucho jednemu z oprawców, od razu wiedziałem, że jest nie tylko waleczny, ale i będzie dozgonnie wdzięczny za uratowanie jaj.
Landorf pogładził czarne loki, podrapał się po ciemnym zaroście i zaczął ostrożnie:
– Ale co ta historia ma wspólnego ze mną?
– Inni widzą w tobie zapijaczonego przybłędę, ja zobaczyłem człowieka, który stracił cel w życiu, z odległej Nekary, który… – Ulf urwał, przyglądając się badawczy czepcowi wsadzonemu za pas Landorfa. – Człowieka, który zapomniał, do czego jest stworzony i tak sobie myślę, że pod tymi czarnymi lokami musi się kryć nieprzeciętny umysł, choć otumaniony piwem. Nosisz panońskiej szarawary, to znaczy, że niejedno widziałeś i przeżyłeś.
– Miałbym się do was przyłączyć?
– Mówiłem, że jest bystry – powiedział Ulf do towarzyszy.
– Czemu miałbym się zgodzić?
– Bo w zamian dam ci cel, którego ci brakuje.
– A jeśli mimo twojego zapewnienia go nie znajdę?
– No cóż, to obiecuję tyle piwa, ile ci trzeba – Ulf podał mu bukłak i patrzył, jak Nekarczyk pije zachłannie. – A jeśli i tego zabraknie, to Harvas chętnie skróci twoje męczarnie.
*
Landorf obudził się wraz ze świtem i zaraz sięgnął po bukłak, którego użył jako podgłówka.
– Zjedz coś, bo nim wykorzystamy twoje doświadczenie, najpierw skorzystam z pleców – powiedział Ulf, przekrzykując fale.
Landorf pił, ale i jadł pozostawione mu pieczone ryby. Obserwował, jak Mersowie kąpali się w lodowatym morzu. Einar prezentował liczne tatuaże, zdobiące całe jego ciało, był wysoki i umięśniony, podobnie jak Ulf. Harvas, o warstwie tłuszczu zakrywającej mięśnie, przywodził na myśl morsa przełamującego fale.
Ruszyli wzdłuż kamienistego brzegu. Landorf nie miał zbyt wielu okazji do picia. Zimny pot spływał mu po plecach, wyciskany z każdym krokiem, pod ciężarem dźwiganego tobołu. W końcu nie wytrzymał tempa marszu i został w tyle. Pod wieczór Landorf spostrzegł wieś i zmierzających ku niej wojów.
Nim dotarł między zabudowania, Einar już prężył wytatuowane mięśnie, przy chichoczących z zachwytu dziewczynach, a Ulf rozmawiał z wysokim rudobrodym mężczyzną w otoczeniu kilku rybaków.
Landorf usiadł ciężko obok jednej z łodzi, nie mając nawet siły, by ściągnąć balast z pleców. Za to sięgnął po bukłak. Pił, rozglądając się za Harvasem. Dojrzał go przy starej suce. Mers głaskał grzbiet psa, a Nekarczyk spostrzegł, że wyraz twarzy Harvasa się zmienił. Pod gęstym zarostem pojawiło się coś na wzór uśmiechu, a twarde oczy teraz czule spoglądały na zwierzę.
– Zjedz coś – powiedział Ulf, rzucając Landorfowi bochen chleba. – I znajdź sobie jakąś broń, może ci się przydać w nocy.
– Nie jestem wojownikiem, tylko pijakiem – zauważył Landorf.
– Jeśli mnie nie posłuchasz, wkrótce będziesz trupem, pijaku z Nekary.
Na nic się zdały dalsze narzekania. Ulf zwyczajnie go ignorował. Landorf nie zdołał też niczego wyciągnąć od pozostałych Mersów. Na dodatek był zbyt trzeźwy, by zignorować uwagę Ulfa, a po niej zbyt przestraszony, by pić na umór. Zdesperowany zaczął kręcić się po wsi w poszukiwaniu odpowiedniego dla siebie oręża. Gdy zapadł zmrok, Ulf zabrał wszystkich i zarządził wymarsz. Landorf, nie mając lepszego pomysłu, wyciągnął ze sterty gnoju widły o dwóch ostrzach i ruszył za Mersami.
*
Przeszli kamienistym brzegiem i weszli w iglasty las. Harvas z pochodnią prowadził, co chwilę przystając i badając leśne poszycie. Wkrótce wyprowadził ich na obszerną polanę, ciągnącą się aż do podnóża skalistego wzniesienia. Mersowie zrobili się czujni. Ulf ściągnął z pleców drewnianą tarczę i wyjął miecz, Einar zapalił pochodnię i razem z Harvasem oświetlając drogę, szli przodem. Zatrzymali się przy grocie, dobywając toporów. Ulf zbliżył się do nich i zaczął coś mówić ściszonym głosem. Landorf, korzystając z postoju, pił do chwili, gdy trójka Mersów spojrzała na niego.
– Podejdź – powiedział Ulf.
Landorf zbliżył się, a Einar podał mu pochodnię.
– Wejdziesz do środka i sprawdzisz, co jest w jaskini – powiedział Ulf.
– Co mogę spotkać w środku?
– Warga – powiedział Einar z szyderczym uśmiechem na twarzy.
– Wilka? – upewnił się Landorf.
– Może być wilk – powiedział Ulf.
– Jeśli jest tam, musisz wyciągnąć go na polanę.
– Wyciągnąć? Jak? Mam mu rzucić patyk?
– Coś wymyślisz i postaraj się nie zgubić pochodni, mamy tylko te dwie. – Ulf poklepał Landorfa po plecach i pchnął w stronę wejścia.
Nekarczyk spojrzał na Mersów, którzy stanęli po obu stronach przywódcy i wbili w Landorfa twarde spojrzenia, ten uniósł pochodnię i ruszył w głąb groty.
*
Już przy wejściu wyczuł, że coś ją zamieszkuje. Odór rozkładającego się mięsa, zmieszany z zapachem futra i moczu, był aż nadto wyraźny. Jaskinia szybko zaczęła się zwężać. Landorf zrozumiał, że nawet gdyby Mersowie mu towarzyszyli, to musieliby iść jeden za drugim. Nekarczyk stąpał ostrożnie po śliskiej podłożu. Ściany były wilgotne i odbijały blask pochodni, oślepiając Landorfa, który był pewien, że w tych warunkach prędzej wpadnie na wilka, niż go zobaczy. Tunel prowadził do komnaty. Teraz smród zgnilizny był nie do zniesienia. Dusił i drażnił nozdrza. Nekarczyk z trudem powstrzymywał się przed kaszlem. Stanął u wejścia i uniósł pochodnię, próbując dojrzeć wnętrze komnaty. Na skalnej podłodze zobaczył fragmenty poobgryzanych kości, strzępy ubrań i dłoń bez dwóch palców. Wstrzymał oddech, słysząc, że coś poruszyło się poza zasięgiem światła. Usłyszał kroki, następnie cichy, przeciągły warkot. Serce zamarło mu, gdy zrozumiał słowa przebijające się przez zwierzęce warknięcia:
– Jedzenie.
Rzucił się do ucieczki, pędził, nie patrząc za siebie. Coś skoczyło i wylądowało tuż za plecami Landorfa. Cisnął za siebie pochodnię. Usłyszał przeraźliwy ryk odbijający się od ścian, a w nim słowo:
– Ogień!
Landorf wybiegł na zewnątrz w szaleńczym pędzie, minął Mersów i schował się za Ulfem. Warg wypadł z groty. Nekarczyk spojrzał na zwierzę w świetle księżyca. Choć z pyska przypominało wilka, to było od niego znacznie większe, budową dorównywało niedźwiedziowi. Stwór stał na długich, masywnych łapach, jeżąc czarne futro, a czerwone ślepia spoglądały na wojowników z dziką furią i ku przerażeniu Landorfa chłodną kalkulacją. Nekarczyk pojął w jednej chwili, że ocenia szanse przed starciem. Einar ruszył łukiem od prawej, a Harvas od lewej, z wyciągniętą przed siebie pochodnią. Ulf z uniesioną wysoko tarczą zrobił krok naprzód. Warg wodził spojrzeniem po napastnikach, szczerząc kły. Harvas zaszedł bestię i zamachał pochodnią. Warg warczał i odsuwał się od płomieni, spychany na Einara.
Ulf skracał dystans, krąg Mersów zaciskał się wokół stwora. Warg niespodziewanie skoczył, jednak nie na gotowych do ciosu Einara i Ulfa, ale ku zaskoczeniu Mersów, wprost na pochodnię Harvasa. Brodaty wojownik uniósł płomień, opalając brzuch Warga. Bestia spadła na Mersa i go powaliła, przygniatając przednimi łapami głowę woja do ziemi. Harvas upuścił broń i pochodnię. Ulf doskoczył, napierając tarczą, uderzył mieczem zza głowy. Ostrze wbiło się w bok warga. Bestia zawyła i machnęła łapą, trafiając w tarczę z taką siłą, że nogi woja ugięły się, a Ulf padł na ziemię.
Einar ruszył, ale cofnął się zaraz, unikając szczęk bestii. Harvas zdołał w ostatniej chwili złapać za futro przy łbie warga, nim ten zatopił kły w szyję woja. Bestia wyszarpała łeb z uścisku i odskoczył przed ciosem Ulfa. Einar podbiegł i zasłonił bezbronnego Harvasa, który nic nie widział przez zalane krwią oczy. Ulf stanął z uniesioną tarczą przy ramieniu Einara. Teraz to warg obchodził Mersów, tocząc pianę z pyska.
Landorf obserwował całą scenę, jakby go tam nie było. Zdawało mu się, że jest jedynie widzem w przedstawieniu jakieś mitycznej baśni. Do czasu, gdy warg stanął między nim, a Mersami. Bestia obróciła się pomału w jego stronę. Nekarczyk zamarł, gdy spojrzał w czerwone ślepia. Widział w nich zadowolenie z łatwej zdobyczy. I wtedy coś, z dawnych lat, odżyło w sercu Landorfa. Coś, co nie godziło się na pozostanie bezbronną ofiarą. Warg skoczył, Nekarczyk zacisnął palce na drzewcu wideł, przykucnął i uniósł broń. Dwa szpikulce weszły w bok bestii. Landorf przewrócił się pod naporem masywnego ciała. Warg zawył przeraźliwie i odskoczył z widłami wbitymi w ciało. Kręcąc się jak oszalały, próbował kłami sięgnąć drzewca. Wtedy dopadł do niego Ulf. Naparł tarczą, a od góry wbił ostrze w grzbiet. Warg przysiadł na zadzie, skowycząc. Einar podbiegł i jednym pewnym uderzeniem topora wbił ostrze w kark bestii, która padła bez życia.
Landorf, widząc, jak Einar odrąbuje głowę Wargowi, zrozumiał, że przepełnia go satysfakcja, którą może odczuwać tylko osoba wychodząca zwycięsko ze śmiertelnego pojedynku. Było to uczucie niemal zapomniane w sercu Landorfa, a którego tak bardzo mu brakowało.
Harvas wstał i podszedł do Ulfa, który otarł mu krew z twarzy i krytycznie przyjrzał się brodaczowi. Dwie rany biegły wzdłuż czoła Harvasa, omijając oko. Następnie Mersowie spojrzeli na Landorfa, po chwili uśmiechy zaczęły pojawiać się na ich twarzach. Podeszli, łapiąc Nekarczyka za ramiona, gratulują mu i klepiąc po plecach.
*
Nim ściągnęli skórę z warga i wrócili do wsi, zaczęło już świtać. Gdy pierwsi wieśniacy wyszli, żeby sprawdzić, czy misja wojów się powiodła, Ulf nabił głowę warga na widły i unosił je wysoko, by wszyscy mieszkańcy nie mieli wątpliwości, że bestia została zgładzona.
– Nie pijesz? – zapytał Ulf, dosiadając się do Landorfa.
Nekarczyk patrzył na świętujących ludzi, bezskutecznie powstrzymując drżenie rąk. Einara uwodził jasnowłosą dziewczynę, a Harvasa bawił się, jak dziecko z psami.
– Jeszcze nie – odpowiedział. – Jesteście najemnikami?
– Zgadza się, Nekarczyku – powiedział Ulf, stawiając przed Landorfem kufel piwa. – Pij, bo trzęsiesz się, jak śledziona z węgorza wyrwana*.
– Miałem dziś szczęście, nie licz, że to się powtórzy.
– A ja myślę, że jest w tobie więcej, niż pokazałeś. – Ulf spojrzał na kompanów. – Muszę przyznać, że zrobiłeś dobre wrażenie na chłopakach. To dobrzy wojowie.
– Czego, właściwie, ode mnie oczekujesz?
– Pomóż mi stworzyć taką drużynę, o której będą śpiewać pieśni, której czyny przeniosą na papier. Nie oszukasz mnie, potrafię rozpoznać wojskowego. Założę się, że służyłeś w nekarskiej armii. Pewnie jesteś dezerterem albo popełniłeś jakąś zbrodnię. Dla mnie to nie ma znaczenia. Ale potrzebuję kogoś, kto podpowie mi jak prowadzić tę drużynę. Kogoś z obytego z dyscypliną i sztuką wojenną.
Landorf uśmiechnął się, ale szybko spoważniał, widząc w szarych oczach Ulfa, że ten nie żartuje.
– To będzie kosztowne.
– O to się nie martw, to już moje zmartwienie.
– Jest was za mało na kompanię.
– Więc pomożesz mi znaleźć odpowiednich ludzi.
– Stworzenie kompanii to nie tylko zarzynanie bestii. To reputacja, musicie… Musimy być rozpoznawalni.
– Pokażesz mi jak to osiągnąć?
Landorf sięgnął do pasa i przejechał palcem po wyrżniętym na czepcu symbolu. Nie uszło to uwadze Ulfa.
– Pokażę.
*
Landorfa obudził kobiecy wrzask. Zebrał się szybko i wybiegł ze stajni. Na kamienistym brzegu, wśród łodzi i sieci, zobaczył Einara okładającego dwóch wieśniaków. Wydarzeniu przyglądała się dziewczyna o złocistych warkoczach.
Młodzieniec o krótkich włosach doskoczył do Einara i złapał go w pasie. Mers wbił mu kolano w brzuch. Chwycił za czuprynę i uniósł głowę. Woj wymierzył potężny cios, który powalił chłopaka. Drugi z rozbitym nosem zdążył wstać. Dziewczyna krzyczała do niego, by nie podchodził do woja. Młodzieniec o jasnym zaroście nie posłuchał i złapał Einara za barki. Zaczęli się siłować, ale młodzieniec był bez szans. Woj kopnął go w zgięcie kolana. Chłopak przykląkł. Einar obszedł go sprawnie i złapał przedramieniem za gardło. Wieśniak szarpał się, lecz woj drugą ręką przytrzymał mu głowę.
Z chat wyszli ludzie. Starszy mężczyzna o siwych wąsach, złapał widły i spuścił psa. Einar jednym pewnym szarpnięciem skręcił kark chłopaka. Dziewczyna zawyła i padła na kolana. Wyżeł skoczył, lecz Einar dobył już topora. Zamachnął się i rozłupał czaszkę psa. Drugi młodzieniec podniósł się. Ejnar wbił mu ostrze w czubek głowy. Chłopak padł na kolana, a gdy woj wyszarpnął oręż, wieśniak osunął się na kamienistą plażę.
Starszy mężczyzna, widząc to, wrzasnął dziko i ruszył na Einara. Nie zauważył dobiegającego z boku Harvasa, który ciosem zza ramienia wbił mu topór między łopatki. Starzec padł bez życia. Tłum wieśniaków zafalował, pojawiły się pierwsze krzyki.
Dziewczyna wyła, rwąc włosy z głowy. Ktoś sięgnął po kamień, inny po kij.
– Nazywam się Ulf Haraldson! – ryk Mersa uciszył wieśniaków.
Zapadła cisza, w której słychać było lament dziewczyny i morskie fale.
– Posłuchajcie, kmioty! Jeśli któryś was, tylko się ruszy, wyrżniemy tę zapadłą wieś do nogi.
Nikt się nie odezwał. Wojowie zebrali ekwipunek, jedzenie oraz skórę z warga. Następnie ruszyli w drogę, odprowadzani posępnymi spojrzeniami wieśniaków.
Landorf obejrzał się tylko raz na dziewczynę, stojącą nad ciałami braci i ojca. Wiedział już, że dzikość w sercach Merskich wojów jest nieokiełznana i jeśli kompania ma zapisać się na kartach historii, to będzie potrzebować przywódcy bardziej charyzmatycznego niż Ulf. Kogoś, kto zapanuje nad Meryjskim temperamentem i zdoła poprawić wątpliwą reputację.
*
Ulf zarządził postój przy szkielecie morskiego stwora, którego kości zostały wyrzucone na brzeg. Landorf bał się pomyśleć, jak monstrum mogło wyglądać za życia, gdy rozciągał skóry między żebrami kolosa. Nim skończył zadaszenie, rozpadało się, na dobre. Mimo to Mersowie stali w pewnej odległości, dyskutując o wydarzeniach we wsi. Landorf rozpalił ogień i zabrał się do przygotowania jedzenia, gdy wojowie zaczęli się okładać. Nekarczyk w pierwszej chwili myślał, że Harvas wspiera Ulfa, ale w trakcie bijatyki każdy tłukł się z każdym. Uwagę Nekarczyka przyciągnął nadbiegający pies. Umięśniona bestia musiała ważyć z dwieście funtów. Rottweiler wpadł między wojów i przyłączyła się, do bijatyki. Za psem wkrótce pojawił się mężczyzna ze sporych rozmiarów kijem. Stanął zdyszany przy schronieniu i patrzył na szamotaninę ludzi i zwierzęcia.
– Cholerne psisko – wysapał.
– Świetnie pasuje do moich towarzyszy, od razu złapało z nimi wspólny język – powiedział Landorf, zapraszając gestem, mężczyznę do ogniska.
Bijatyka przerodziła się, za sprawą psa, w dziwną zabawę, polegającą na zapasach i wzajemnym podtapianiu. Ulf i Einar już pogodzeni, wrócili do Landorfa, zostawiając rottweilera z Harvasem, który tarzał się z psiskiem na kamienistej plaży.
– Co to za jeden? – zapytał Ulf, ocierając krew z rozbitego nosa.
– Nazywa się Eddgar, jedzie wraz z karawaną do Mildrast. Zaoferowałem mu naszą ochronę. Na co przystał – wyjaśnił Landorf.
– Świetnie – pochwalił go Ulf.
– A co tu robisz? – zapytał Einar.
– Miałem zabić to głupie bydle. – Mężczyzna wskazał psa. – Są z nim same kłopoty, nie słucha się i podgryza koniom pęciny, ale Landorf wyjaśnił mi, że ten brodacz chętnie zaopiekuje się zwierzakiem.
Ulf popatrzył na Nekarczyka badawczo, następnie na Harvasa bawiącego się z psem. Brodacz wyglądał na szczęśliwego jak dziecko.
– Niech tak będzie – powiedział Ulf.
– Tylko niech dobrze pilnuje, tego bydlęcia – dodał Eddgar.
Karawana składała się z pięciu wozów przewożących barwniki i materiały z lnu oraz wełny. Po trzech dniach spokojnej, choć dość męczącej podróży, dotarli do osady. Eddgar zapłacił szczodrze za ochronę, gdyż obecność wojów wyraźnie uspokoiła ludzi z karawany. Za drewnianą palisadą Mildrast znajdowały się domostwa i port. Ulf rozdzielił pieniądze, a drużyna się rozeszła. Landorf odnalazł stragan Eddgara. Po długich negocjacjach uhandlował dobrą cenę za materiał i barwniki, wydając przy tym całość zarobionych pieniędzy. Następnie odnalazł krawca. Nim wszedł do warsztatu, rozpruł wewnętrzną kieszeń kurtki i wydobył złoty pierścień z herbem Srebrnej Kompanii. Długo przyglądał się wygrawerowanym skrzyżowanym piką.
– Niezbadane są ścieżki Nekara i zaprawdę człowiek nie wie, gdzie go doprowadzą – wyszeptał i wszedł do warsztatu.
Spotkali się w tawernie. Harvas sprawił psu obrożę nabijaną stalowymi ćwiekami i nadał imię, Hjornet. Einar pochwalił się zakupioną tarczą, a Ulf opowiedział o zebranych informacjach.
Postanowili wyruszyć na zachód w stronę mokradeł, oddalając się tym samym od morza. Osada Jornsberg podobno borykała się z najazdami bandytów. Ulf stwierdził, że będzie to świetna okazja do porządnego zarobku. Landorf nie był pewien, czy Mersowie są na to gotowi, ale nie oponował. Po niefortunnych wydarzeniach, we wsi, doszedłem do wniosku, że czas podreperować nadszarpniętą reputację. Tym bardziej, że ponure twarze rybaków zwiastowały, iż nie odpuszczą kompanii tak łatwo. Odebrał zamówienie od krawca i wkrótce wyruszyli.
*
– Sprawiłeś sobie pikę – zauważył Harvas, gdy szli leśnym traktem.
Landorf przyglądał mu się, nieco zaskoczony, ale i zadowolony, że mrukliwy Mers zaczął rozmowę.
– Idziemy w końcu wojować, a po sukcesach z widłami stwierdziłem, że pika będzie najodpowiedniejsza.
– A czemu nosisz ją owiniętą w kolorowy materiał?
– Zobaczysz Harvas i myślę, że powinno ci się to spodobać – powiedział Landorf, gdy woj gwizdnął na Hjorneta.
Nekarczyk nie po raz pierwszy był zaskoczony, jak Harvasowi udaje się przekonywać psa do posłuszeństwa. Mers najwyraźniej wyczuł myśli Landorfa bo powiedział:
– Zwierzęta czują, kiedy darzysz je szacunkiem. I potrafią się odwdzięczyć tym samym.
Landorf pokiwał głową z uznaniem.
– Dziękuję ci, Nekarczyku, za Hjorneta.
Rottweiler, słysząc nadane mu imię, podniósł łeb i w tej samej chwili stanął, zawarczał w stronę lasu. Harvas schylił się i złapał psa za obrożę.
– Wilki? – zapytał Landorf.
– Nie, spójrz. – Harvas wskazał mężczyzn przebiegających między drzewami.
– Idioci – warknął Landorf i krzyknął do idących z przodu. – Chłopi z wioski rybackiej!
Na drużynę, posypał się grad kamieni, wystrzeliwanych z proc. Stożkowaty pocisk ze świstem przeciął suche gałęzie i grzmotnął w tarczę Ulfa. Wojownicy schowali się za drzewa i zaczęli liczyć przeciwników.
– Pięciu po obu stronach traktu – krzyczał Einar.
– Harvas i Landorf, bierzcie tych z prawej – rozkazał Ulf.
Hjornet wystrzelił jak za królikiem. Wieśniacy miotali kamienie, ale Nekarczyk nie zważał na to. Znów czuł, dawną radość z walki. Był najemnikiem Srebrnej Kompanii i nie mogła tego zmienić, ani banicja, ani miesiące pijaństwa. Landorf zobaczył, jak wieśniak wyskakuje zza głazu, kręcąc procą. Skręcił między drzewami. Procarz obszedł sosnę, ale Landorf już szarżował. Procarz nie wytrzymał napięcia, strzelił na ślepo – chybił. Nekarczył wbił mu ostrze włóczni pod brodę. Nieco dalej, Hjornet rozszarpywał gardło kolejnego, a Harvas odganiał się toporem od dwóch napastników z widłami.
– Gdzie jest piąty? – wychrypiał Landorf, wodząc wzrokiem od drzewa do drzewa. Wieśniak zaszedł go od tyłu. Skoczył z uniesionym nożem do filetowania. Landorf usłyszał trzask łamanych gałęzi. Okręcił się na pięcie i przeszył pierś rybaka.
*
– Jeden uciekł – powiedział Ulf, gdy spotkali się na trakcie.
– A my zabiliśmy wszystkich – stwierdził z dumą Harvas. – Ja z nekarczykiem po dwóch, a jednego załatwił dzielny Hjornet.
– No proszę, nasz nowy towarzysz, w końcu, zaczyna pokazywać, co potrafi – powiedział Ulf.
Harvas i Einar spojrzeli z ledwie skrywanym podziwem, na zakrwawioną pikę Nekarczyka.
*
Po trzech dniach las się przerzedził i weszli na mokradła. Pochwały dla Landorfa ustały, a zastąpiły je przekleństwa, gdy zostali zaatakowani przez chmary komarów i gzów. Brodząc po kolana, w grząskich moczarach, przemokli zupełnie. Wieczorem, odnaleźli twardy gruntu. By uniknąć nocnej wędrówki, postanowili przenocować. Einar, klnąc, na próżno starał się rozniecić ogień pod niewielkim stosem gałęzi. Ziemia, mech, a nawet powietrze, wszystko zdawało się nasiąknięte wilgocią. Do tego ich ciała oblepiły pijawki.
Wtedy Landorf wyciągnął mieszek z tytoniem. Susz łatwo zajął się, od wykrzesanych iskier, a po nim mech, a nawet wilgotne gałęzie. Nekarczyk nabił, a następnie zapalił fajkę. Komary szybko zaczęły omijać, kłęby wypuszczanego dymu. Przyjemny zapach panońskiego tytoniu rozniósł się w powietrzu. Usiedli dookoła ogniska. Przyglądając się, posępnie, ssącym krew pijawkom, przyczepionym do rąk, pleców i nóg. Harvas oderwał jedną, od ramienia i zaklął. Usunięty krwiopijca zostawił brzydką ranę. I na to, Nekarczyk znalazł remedium. Najpierw, w ognisku rozgrzał, do czerwoności, ostrze noża. Następnie ostrożnie przystawiał do pękatych pijawek, które z sykiem, odchodziły od ciała, nie czyniąc dodatkowych ran.
Tak przetrwali dwa dni, marudząc, za każdym razem, gdy Nekarczyk, w czasie drogi, odmawiał zapalenia fajki i wysławiając go, gdy wieczorami dym roznosił się wokół obozowiska.
O dzień drogi od osady trafili na uchodźców. Dwie rodziny z Jornsberga zmierzały ku wybrzeżu. Wojowie nie zdołali ich przekonać do powrotu, lecz uciekinierzy chętnie wskazali im drogę do osady. Przed zmierzchem drużyna dotarła na miejsce.
Ludzie w Jornsbergu byli przerażeni. Na widok wojów pozamykali się w chatach, a wójt wyszedł do nich, by błagać o niezabieranie resztek zapasów. Ulf szybko wyjaśnił, że jego ludzie nie należą do nękającej osadę bandy, a przybyli po to, by rozwiązać ich problem, jeśli oczywiście mieszkańców na to stać.
*
– Jest ich dziesięciu, a nas czterech i pies. Nie mamy szans – stwierdził Einar.
– Te bagnoluby zebrały sto pięćdziesiąt szylingów. Sto, pięćdziesiąt – powtórzył Ulf. – Nigdy wcześniej nie widziałeś na oczy tylu pieniędzy.
– Co mi po nich, jeśli będę trupem – nie dawał się przekonać Einar.
– Co ty na to Harvas? – zapytał Ulf.
– A co on ma do powiedzenia zrobi, co zechcesz, jeśli dasz mu zajmować się kundlem! – zirytował się Einar.
Siedzieli przy ognisku nieopodal pręgierza, a osadnicy, mimo nocnej pory, uchylili okiennice i wyglądali w nadziei, że usłyszą, co radzi drużyna.
– A ty Nekarczyku? – zapytał Ulf. – Co o tym sądzisz?
Landorf wstał i powiedział:
– Wrócę przed świtem i powiem wam, co myślę.
– Dokąd on idzie? – zapytał Einar, patrząc za odchodzącym w stronę bramy Landorfem.
– Nie wiem – odpowiedział Ulf i zawołał. – Nekarczyku!
Landorf jednak już zniknął w mroku nocy.
*
Skargard miał nosa co do osady. Wraz z kompanami cienko przędli. Przeganiano ich z każdej wsi, grożąc łukami. Ale Jornsberg okazał się zamieszkały przez rybaków i handlarzy torfem. Byli nieuzbrojeni, ale co najważniejsze, przerażeni ich widokiem i szybko przystali na żądania bandy. Ludzie Skargarda, choć nie znaleźli w osadzie żadnych kosztowności, to w końcu byli syci, gdyż spichlerze, osadnicy mieli pełne. A choć życie przy mokradłach nie rozpieszczało bandy, to Skargard przekazał ludziom, że nad ranem ruszą do Jornsberga, zajmą chaty i zamieszkają w osadzie. Wezmą sobie co ładniejsze kobiety i będą żyć z pracy miejscowych.
Koniec z ciągłą ucieczką przed szafotem. Koniec głodu i chłodu nocy. Z takimi myślami Skargard zasypiał. Był zadowolony po raz pierwszy od bardzo dawna, lecz tylko do świtu.
Obudził go dźwięk rogu. W lesie rozległo się rytmiczne bicie w bęben. Skargard skoczył na równe nogi. Towarzysze biegali po obozowisku, wskazując w stronę mokradeł. Herszt w porannym świetle zobaczył wojów idących przez las. Jeden z nich, okryty futrem z wilka, niósł powiewający wśród drzew sztandar na długiej pice – głowa czarnego psa na poziomych, zielono-czerwonych polach. Za wojami maszerowało dwudziestu może trzydziestu ludzi w rytm wybijanej na bębnie melodii.
– To wojowie z Jandenburga! – krzyknął ktoś.
– Mają psy! – wrzeszczał inny.
– Wojowie z twierdzy Jandenburga idą ku nam, ratuj się, kto może! – przekrzykiwali się spanikowani towarzysze.
Skargard szybko policzył, że Jandenburg jest o tydzień drogi. Czy możliwe było, że zastraszeni zbieracze torfu posłali po wsparcie? Jaka była szansa, że załoga zgodziłaby się pomóc biedakom? Skargard doszedł do wniosku, że taka interwencja zakrawa na cud, ale było już za późno. Kamraci, porzucając rynsztunek, czmychali w głąb lasu. Nim Skargard przeklął ludzi, wyzywając od półgłówków, nim sam się rzucił do ucieczki, dojrzał między drzewami wójta dmącego w róg i pochód wojów złożony z bab i chłopów z kijami, ale maszerujących w szyku do rytmicznego bicia w bęben.
*
– Cóż też tam dorwał, twój Hjornet?! – krzyknął uradowany Ulf.
– To nie zając, choć czmychał szybciej niż szarak – kpił Einar, na widok psa, szarpiącego rękę bandyty.
Mieszkańcom Jornsberga, nie było do śmiechu. Chwycili kije i rzucili się na prześladowcę, głodni krwi.
– Litości! – wrzeszczał Skargard, gdy pierwsze kije spadły na jego grzbiet.
– Dosyć! – rozkazał Landorf.
Głos Nekarczyka brzmiał dumnie i niosł się po lesie. Ludzie spojrzeli na stojącego pod sztandarem mężczyznę, łypiącego na nich groźnie spod kłów czarnej bestii, której łeb nosił zamiast hełmu. Ulf również patrzył i nie mógł uwierzyć, w przemianę Nekarczyka.
– Ludzie, umowa dotyczyła przepędzenia bandytów. I wywiązaliśmy się z umowy. Nie trzeba nam mordowania – mówił.
– Myśmy pomogli, więc należy się połowa zapłaty – krzyknął któryś z handlarzy torfem.
– To ja wam pokazałem, co robić, jak maszerować. Bez mojej pomocy bandyci wyrżnęliby mężczyzn, a potem zabraliby się do kobiet.
Nekarczyk przemawiał, a w głosie miał coś, co nie znosiło sprzeciwu. Nikt już się nie odezwał, czy to za sprawą słów Landorfa, czy też ostrych spojrzeń Harvasa i Einara. Landorf podszedł do bandyty.
– I co mam z tobą zrobić?
– Zabić albo przyjąć do kompanii – powiedział Skargard i dodał szybko. – To ja przewodziłem tej bandzie i zapewniam, że mogę się przydać.
– To prawda? – Landorf zapytał wójta.
– Tak, to on, poznaję go.
– Jak się nazywasz? – zapytał Landorf.
– Skargard.
– Słuchaj, Skargard, jeśli zasłużysz, to możesz zostać. W innym wypadku pójdziesz w swoją stronę. Ale nie jesteśmy bandytami, tylko najemnikami, więc jeśli zaszkodzisz dobremu imieniu kompanii, to nabijemy cię na pal. Czy to jest jasne?
– Jak słoneczko, nad naszymi głowami – powiedział Skargard, spoglądając z ukosa na gotowych do mordobicia osadników.
Wójt z nietęgą miną podszedł do Landorfa i wręczył mu sakiewkę. Einar i Harvasa stali u boku Nekarczyka, klepiąc go po plecach i gratulując udanego fortelu. Ulf przyglądał się z zaciętą miną.
*
Wieśniacy w końcu się rozeszli, a drużyna zaczęła przeszukiwać obóz. Ulf polecił zabrać skórzane kurtki i czepce. Znalazła się też tarcza dla Harvasa.
– Kto tu właściwie dowodzi? – zapytał Skargard, przypinając pas z mieczem.
– To jeszcze nie jest do końca jasne – odpowiedział Landorf, przyglądając się bandycie.
Skargard nosił krótką brodę i włosy, które już mocno posiwiały, choć nie mógł liczyć więcej niż czterdzieści lat. Miał bystre niebieskie oczy i nosił się na czarno.
– Ten z psem wyraźnie stoi po twojej stronie – zauważył Skargard. – Ocaliłeś mnie, więc i ja stanę za tobą, jeśli będzie trzeba. Posłuchaj, niedaleko stąd jest coś, co może ci się spodobać.
Skargard, uśmiechając się porozumiewawczo do Nekarczyka, wskazał mu kierunek.
Siwowłosy bandyta doprowadził drużynę do polanki przeciętej strumieniem. Tam pokazał im wóz z prowiantem i dwa muły. Gdy wojowie pakowali zdobycze z obozu, Skargard niedbale zapytał:
– Kto tu dowodzi?
Einar i Harvar popatrzyli po sobie.
– Mersowie, tylko w jeden sposób, ustalają lidera – powiedział Ulf, ściągając z pleców tarczę. – Przyjąłem cię, Nekarczyku, byś mi pomógł, a nie podkopywał moje przewodnictwo. Zatem teraz będziesz się mógł wykazać.
Nikt się nie odezwał. Landorf owinął sztandar wokół drzewca, przywiązał sznurkiem i oparł pikę o wóz. Odebrał od Einara tarczę oraz toporek o półokrągłym ostrzu i długim stylisku. Następnie stanął naprzeciwko Ulfa.
Z łąki unosiła się rzadka mgła, gdy poranne słońce przebiło się przez okoliczne drzewa, osuszając zroszoną trawę.
Ulf podniósł tarczę, opierając o nią ostrze miecza i zaczął krążyć wokół Nekarczyka. Landorf oparł toporek na ramieniu i patrzył za przeciwnikiem. Ulf doskoczył, wyprowadzając cięcie. Landorf błyskawicznie podniósł tarczę, parując cios. Ulf ciął zza głowę, następnie od prawej. Z tarczy Nekarczyka posypały się drzazgi, lecz ostrze nawet nie drasnęło Landorfa. Ulf odskoczył i znów krążył wokół pretendenta.
Landorf opuścił tarczę i czekał. Ulf zamarkował dwukrotnie atak, lecz Nekarczyk nawet nie drgnął. Wtedy Mers uderzył, bijąc na przemian to od lewej, to od prawej. Tarcza Landorfa stęknęła, gdy miecz odbijał się od stalowych okuć.
– Czemu nie atakujesz?! – wrzasnął wściekły Ulf, czerwony na twarzy z wysiłku.
Mers skoczył, tnąc od góry w udo, następnie zza głowy w ramię.
– Czemu nie walczysz?! – krzyknął Ulf, opuszczając tarczę, wyraźnie zmęczony, po tym, jak Nekarczyk skutecznie sparował ataki.
Landorf ruszył niespodziewanie, z taką prędkością, jakby to sam warg na jego ramionach ożył i rzucił się na woja. Tarcze zderzyły się, walczący napierali na nie, czerwieniejąc na twarzach. Ulf wrzasnął, gdy Landorf go odepchnął. Nekarczyk zaatakował toporem, nawet nie siląc się na finezję. Systematycznie bił w tarczę Ulfa, jakby rąbał drzewo. Mers za każdym cięciem Landorfa, zmuszony był do krok w tył, a tarcza pod naporem ciosów sypała się w drzazgi. Nekarczyk potężnie uderzył zza głowy, rąbnął w środek tarczy, a ta pękła na dwoje. Mers wrzasnął z bólu, a zdrętwiałe ramię zwisło bezwładnie.
– Jesteś dzielnym wojem, Ulfie, ale brakuje ci wojskowego obycia – powiedział Landorf.
Mers rzucił miecz pod nogi Nekarczyka i zapytał:
– Kim ty jesteś?
– Jestem tym, Ulfie, który sprawi, że będą o tobie układać pieśni, a twoje imię zapisze się na kartach historii. Pod warunkiem, że zgodzisz się, bym prowadził tę drużynę.
Einar i Harvar unieśli tarcze i zaczęli bić toporami o okucia. Landorf zrzucił skórę warga, sięgnął do pasa, wyciągnął czepiec i włożył na głowę.
Ulf dyszał ciężko, ale z jego twarzy zniknął zacięty wyraz. W końcu uśmiechnął się i powiedział:
– Mówiłem, że mam nosa do ludzi. Będę dumny, mogąc walczyć u twego boku, Landorfie z Nekary.
– Spójrz na herb wyrżnięty na czepcu – krzyknął Skargard.
– Nie może być – zdziwił się Ulf. – To herb Srebrnej Kompanii.
Podszedł i złapał Landorfa za przegub, unosząc rękę lidera wraz z toporem.
– Chyba powinienem podziękować, że mnie nie zabiłeś – wyszeptał, a następnie zawołał. – Niech żyje Landorf!
– Niech żyje Landorf! – krzyknęli chórem Mersowie.
– Niech żyje jego kompania! – zawtórował Landorf Brandstätter.
Zaczerpnięte z tekstu Kaczmarskiego – Autoportret Witkacego.
OK, jest jakaś opowieść. Mało fantastyczna (chyba tylko potwór z jaskini się łapie i niewiele by się zmieniło, gdyby to był zwykły niedźwiedź), ale czytało się w miarę przyjemnie.
Trochę wygląda na fragment – sporo działo się wcześniej (z jakiegoś powodu bohater wyleciał z doborowej kompanii), sporo będzie się działo później (żeby bardowie mieli o czym śpiewać).
Dużo literówek i innych błędów. Przecinki bawią się w ganianego po tekście.
Harvas z pochodną prowadził,
A ta literówka mnie rozbawiła. Pochodna po iksie czy jakaś inna? ;-)
Babska logika rządzi!
Hej Finkla, dziękuję za odwiedziny i komentarz :) To od końca – przecinki i literówki to dla mnie czarna magia, a ta wskazana przez ciebie jest faktycznie zabawna :). Jeśli chodzi o świat Żołnierzy fortuny – to faktycznie fantastyka jest w nim jedynie dodatkiem, podobne uwagii właściwie zostawiłaś, pod innymi tekstami z tej serii. I odrazu uprzedzam, że jeśli jakieś opki się jeszcze pojawią, w tym świecie, to będzie tak samo z poziomem fantastyki, lub nawet jej brakiem jak w przypadku Trudnej Nocy…;). Fragment – no to jest cykl, więc chyba normalne jest, że coś było wcześniej i coś być może będzie później :). Ale tak jak i w Wieży, czy Krew i Śnieg, wydaje mi się, że opowiedziałem kompletną historię, która ma swój początek, rozwinięcie i zakończenie :). Generalnie, coś widzę, że średnio ci się podoba, mój zamysł, na świat – tym bardziej, dziękuję, że chce Ci się, jak na razie, czytać wszystkie teksty, które napisałem w tym cyklu :) Dziękuję i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Fragmentaryczność jeszcze bym łyknęła. OK, to jest jakiś rozdział w dziejach, ale w miarę zamknięty. Niech Ci będzie.
Twój zamysł na świat. A na czym on właściwie polega? Bo ja tu widzę raczej generic fantasy, które powstało jeszcze przed Twoim przyjściem na świat. A żołnierze, zbójcy, najemnicy – to było w realu. OK, bohaterom można kibicować, ale nie różnią się jakoś strasznie od setek innych bohaterów, więc nie zapadają w pamięć.
Ty czytasz i komentujesz moje teksty, to i ja czytam i komentuję Twoje.
Babska logika rządzi!
Cześć Bardjaskier
Bardzo mi się podobało, piszesz coraz lepiej!!! Świetna, wciągająca, przygodowa opowieść. Bardzo dużo było humoru, który mi się spodobał. Zero nudy, fajne! Naprawdę dobra robota!!
Ostatni twój tekst też był dobry, ale tu jesteś jakby dojrzalszy, pewniejszy siebie. :)
Powodzenia dalej!
Pozdro!
Jestem niepełnosprawny...
Zmęczony, życiem zabójca potworów, który przechodzi kryzysu wieku średniego, klisza z pierwszego lepszego świata fantasy z krasnoludami, elfami i ludźmi, do tego problemy współczesnego świata, które mamy na co dzień – Wiedźmin. Cała fabuła skopiowana z historii Anglii – typowi bohaterowie – Pieśń lodu i ognia :P. Można tak pisać o wszystkim, tak jak wspominałem, widzę, że Cię nie porywa świat, ale chyba się niezrozumieliśmy, bo miło mi że mimo tego czytasz te teksty. Chciałem tylko uprzedzić, że będę kontynuował zamysł, mimo tego, że Twoim zdaniem nie jest ani nowy, ani ciekawy. Dobrze, że choć bohaterom można kibicować – to jakieś pocieszenie :). Pozdrawiam.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Hej dawidiq150 – dziękuję za odwiedziny i komentarz :) Super, że się podobało i że widzisz postępy moim pisaniu :) Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Pełnokrwista opowieść o przemianie bandy awanturników w drużynę, o której będą tworzone legendy. Do tego pijak zamienia się w lidera tej grupy. Herkules też zabił dzika i zapamiętano to do dziś.
Sprawnie napisana historia z bogatym słownictwem.
Landorfa nie miał zbyt wielu okazji do picia → chyba Landorf.
Pij, bo trzęsiesz się, jak śledziona z węgorza wyrwana* → po co gwiazdka?
Uwagę Nekarczyka przyciągnął nad biegający pies
Harvasa sprawił psu obrożę → Harvas?
Ludzie Skargarda, choć nie znaleźli, w osadzie, żadnych kosztowności, to w końcu syci. → chyba czegoś brakuje.
To ja przeowadziłem tej bandzie i zapewniam, że mogę się przydać.
Wójt z nietęgą miną podszedł do Landorf → Landorfa?
Nominuję. Pozdrawiam.
Hej
AP
Dziękuję za odwiedziny i komentarz oraz klika :). Bardzo mi miło, że historia się podobała. Dziękuję za wyłapanie błędów – poprawione. A co do gwiazdki – to zapomniałem o niej :D. To jest tekst z Kaczmarskiego, idealnie pasował mi do tej sceny. A zapomniałem, o gwiazdce bo miałem sprawdzić, w którym tekście to słyszałem – już wiem, to Autoportret Witkacego :)
Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
No i dzięki Tobie przypomniałem sobie wykonanie Gintrowskiego “Autoportretu…”.
Nie chcę marudzić za dużo, ale jeszcze coś mi się rzuciło. Po co w tym zdaniu: “Ludzie Skargarda, choć nie znaleźli, w osadzie, żadnych kosztowności, to w końcu byli syci.” te przecinki wokół “w osadzie”.
Bo na interpunkcji znam się jak na fizyce kwantowej :D, poprawię za dwa machnięcia ogonem:) Ja lubię wykonanie Bończyka :), ale chyba dlatego, że słyszałem je jako pierwsze.
EDIT
Poprawione :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Nie można nie zauważyć, że powiadanie, choć zamknięte, jest elementem szerszej historii i trochę żałuję, że rzecz nie jest prezentowana chronologicznie – łatwiej byłoby zapamiętać kolejne części i łatwiej śledzić losy bohaterów.
To opowiadanie, jak mniemam, traktuje o początkach bytności Landorfa w drużynie, ale mam nadzieję, że jeszcze wiele przed nim.
Czytałam z zainteresowaniem, bo umiesz ciekawie opowiadać, ale wielka szkoda, że część tej przyjemności została zepsuta nie najlepszym wykonaniem.
Nie ważne, czy pod postacią piwa… → Nieważne czy pod postacią piwa…
…aż wykończy go głód i pragnienie. → Piszesz o dwóch czynnikach, więc: …aż wykończą go głód i pragnienie.
…Nekarczyka odzianego w Panonskie szerokie spodnie… → …Nekarczyka odzianego w panonskie szerokie spodnie…
Barman nalał mu bez słowa i podał kufel. → Obawiam się, że w ówczesnych gospodach nie było barmanów.
Proponuję: Karczmarz/ oberżysta/ gospodarz nalał mu bez słowa i podał kufel.
Landorf dostał litrowy dzban. → Obawiam się, że w czasach tego opowiadania jeszcze nie wiedziano, co to litr. Pojęcie litra zostało zdefiniowane w końcu XVIII wieku.
Proponuję: Landorf dostał dzban mieszczący kwartę.
Ten, który się odezwał, nosił krótką jasny zarost… → Literówka.
…miał wytatuowaną twarz w spiralne wzory, włosy swobodnie opadały mu na ramiona. → …miał twarz wytatuowaną w spiralne wzory, włosy swobodnie opadały na ramiona.
Brodaty wpatrywał się w mętny wzrok Landorfa. → Można wpatrywać się w coś mętnym wzrokiem, ale nie wydaje mi się, aby można wpatrywać się w czyjś wzrok, tak jak nie można wsłuchiwać się w czyjś słuch.
– Pytałem, na co się gapisz? – powtórzył Landorf . → Zbędna spacja przed kropką.
…że mówi do Mersa po Nekarsku. → …że mówi do Mersa po nekarsku.
– Pytałem – zaczął po Meryjsku… → – Pytałem – zaczął po meryjsku…
Nieco dalej trzech Mersków siedziało przy niewielkim ognisku. → Literówka.
Za nimi morze rozbijało fale o brzeg. → To nie morze rozbijało fale.
Proponuję: Za nimi fale morskie rozbijały się o brzeg.
Landorf rozpoznał głos tego w warkoczykach. → W jaki sposób mężczyzna znalazł się w warkoczykach?
A może miało być: Landorf rozpoznał głos tego z warkoczykami.
…z odległej Nekaryktóry… → Brak przecinka i spacji. Winno być: …z odległe Nekary, który…
…że nie jedno widziałeś i przeżyłeś. → …że niejedno widziałeś i przeżyłeś.
Landorf pił, ale i jadł pozostawione mu smażone ryby. → Do usmażenia ryb potrzebna jest patelnia i tłuszcz. Czy ryby na pewno były smażone?
A może miało być: Landorf pił, ale i jadł pozostawione mu pieczone ryby.
Landorfa nie miał zbyt wielu okazji do picia. → Literówka.
Zimny pot spływał mu po plecach, wyciskany z każdym krokiem, pod ciężarem dźwiganego na plecach tobołu. → Nie brzmi to najlepiej. Drugie plecy są zbędne.
W końcu też nie wytrzymał tempa marszu i został w tyle. → A kto jeszcze nie wtrzymał tempa?
Wkrótce wyprowadził ich na obszerną polankę ciągnącą się aż do podnóża skalistego wzniesienia. → Skoro była obszerna i ciągnęła się aż do wzniesienia, to nie była to polanka, bo polanki są małe.
Proponuję: Wkrótce wyprowadził ich na obszerną polanę, ciągnącą się aż do podnóża skalistego wzniesienia.
Ulf ściągnął z pleców drewnianą tarczę i wyciągnął miecz… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Ulf ściągnął z pleców drewnianą tarczę i wyjął miecz…
– Ulf poklepał Landorfa po plecach i pchnął go w stronę wejścia. → Zbędny zaimek.
Nekarczyk spojrzał na Mersów, którzy stanęli po obu stronach przywódcy i wbili w Landorfa twarde spojrzenia. Nekarczyk uniósł pochodnię i ruszył w głąb groty. → to celowe powtórzenie?
Proponuję: Nekarczyk spojrzał na Mersów, którzy stanęli po obu stronach przywódcy i wbili w Landorfa twarde spojrzenia, ten uniósł pochodnię i ruszył w głąb groty.
Już na wejściu wyczuł, że coś ją zamieszkuje. → Już przy wejściu wyczuł, że coś ją zamieszkuje.
Nekarczyk stąpał ostrożnie po śliskiej nawierzchni. → Obawiam się, że tam nie było nawierzchni.
Proponuję: Nekarczyk stąpał ostrożnie po śliskim podłożu.
Stanął u wejścia i uniósł pochodnie… → Literówka.
Serc zamarło mu w piersi… → Literówka. Czy dookreślenie jest konieczne – czy serce mogło zamrzeć w innym miejscu?
Nekarczyk spojrzał na zwierzę w świetle księżyca. Choć z pyska przypominało wilka, to było od niego znacznie większe, budową dorównywał niedźwiedziowi. → Piszesz o zwierzęciu, które jest rodzaju nijakiego, więc winno być: …budową dorównywało niedźwiedziowi.
Warg niespodziewanie skoczył, ale nie na gotowych do ciosu Einara i Ulfa, ale ku zaskoczeniu Mersów… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Warg niespodziewanie skoczył, jednak nie na gotowych do ciosu Einara i Ulfa, ale ku zaskoczeniu Mersów…
Brodaty wojownik uniósł płomień, odpalając brzuch Warga. → Pewnie miało być: Brodaty wojownik uniósł płomień, opalając/ podpalając brzuch warga.
…uderzył mieczem za głowy. → …uderzył mieczem zza głowy.
Ostrze wbiło się w bok Warga. → Ostrze wbiło się w bok warga.
…złapać za futro przy łbie Warga… → …złapać za futro przy łbie warga…
…w przedstawieniu jakieś mityczne baśni. → Literówka.
Einara podrywał jasnowłosą dziewczynę… → Literówka. Słowo podrywał nie ma racji bytu w tym opowiadaniu.
Proponuję: Einar przygadywał/ uwodził/ bałamucił jasnowłosą dziewczynę… Lub: …Einar przymilał się/ umizgiwał się do jasnowłosej dziewczyny…
– Pij, bo trzęsiesz się, jak śledziona z węgorza wyrwana*. → Czemu służy gwiazdka w tym zdaniu?
Kogoś z obytym z dyscypliną i sztuką wojenną. → Kogoś obytego z dyscypliną i sztuką wojenną.
Landorfa obudził kobiecym wrzask. → Literówka.
Starszy mężczyzna o siwych wąsach, złapał za widły… → Starszy mężczyzna o siwych wąsach złapał widły…
Chwytając jakąś rzecz, łapiemy coś, nie za coś.
…wieśniak odsunął się na kamienistą plażę. → Pewnie miało być: …wieśniak osunął się na kamienistą plażę.
Landorf rozpalił ogień i zaczął przygotowywać jedzenie, gdy wojowie zaczęli się okładać. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Landorf rozpalił ogień i zabrał się do przygotowania jedzenia, gdy wojowie zaczęli się okładać.
Uwagę Nekarczyka przyciągnął nad biegający pies. → Uwagę Nekarczyka przyciągnął nadbiegający pies.
Umięśniona bestia musiała ważyć z sześćdziesiąt kilo. ->Bestia nie mogła ważyć sześćdziesiąt kilo, albowiem w czasach tego opowiadania nikt nie miał pojęcia o kilogramach.
…zostawiając Rottweilera z Harvasem… ->… zostawiając rottweilera z Harvasem…
Rasę psa piszemy małą literą.
Harvasa sprawił psu obrożę… → Literówka.
…ponure twarze rybaków, zwiastował iż nie odpuszczą tak łatwo kompanii. → …ponure twarze rybaków zwiastowały, iż nie odpuszczą kompanii tak łatwo.
…i grzmotnął w tarcze Ulfa. → Literówka.
Okręcił się na pięcie i przeszył pierś rybak. → Literówka.
…na próżno starał się zaprószyć ogień pod niewielkim stosem gałęzi. → …na próżno starał się rozniecić ogień pod niewielkim stosem gałęzi.
Zaprószenie ognia to nieumyślne podpalenie czegoś.
Przyglądając się, posępnie, ssącym krew pijawką… → Przyglądając się posępnie ssącym krew pijawkom…
…patrząc za odchodzącymw… → Brak spacji.
…to w końcu syci. Gdyż spichlerze, osadnicy mieli pełne. → Chyba miało być: …to w końcu byli syci, gdyż spichlerze osadnicy mieli pełne.
…czmychali głąb lasu. → …czmychali w głąb lasu.
Chwycili za kije i rzucili się na prześladowcę… → Chwycili kije i rzucili się na prześladowcę…
…a potem zabraliby się za kobiety. → …a potem zabraliby się do kobiet.
…w głosie miał coś, co nie nosiło sprzeciwu. → Pewnie miało być: …w głosie miał coś, co nie znosiło sprzeciwu.
– To ja przeowadziłem tej bandzie… → – To ja przewodziłem tej bandzie…
…podszedł do Landorf i wręczył mu sakiewkę. → Literówka.
Skargard miał krótką brodę i włosy, które już mocno posiwiały, choć nie mógł mieć więcej niż czterdzieści lat. Miał bystre… → Lekka miałoza.
Proponuję: Skargard nosił krótką brodę i włosy, które już mocno posiwiały, choć nie mógł liczyć więcej niż czterdzieści lat. Miał bystre…
…doprowadził drużynę do niewielkiej polanki przeciętej strumieniem. → Zbędne dookreślenie – polanka jest niewielka z definicji.
Odebrał od Einara tarcze oraz toporek… → Literówka.
Ulf ciął za głowę… → Co to znaczy ciąć za głowę?
A może miało być: Ulf ciął zza głowy…
Tarcze zderzyły się, walczący napierali na nie, czerwieniąc na twarzach. → Tarcze zderzyły się, walczący napierali na nie, czerwieniejąc na twarzach.
– To herb Srebrnej kompanii. → Chyba miało być: – To herb Srebrnej Kompanii.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej
regulatorzy
Dziękuję za przeczytanie tekstu, komentarz i jak zawsze za wyłapanie błędów :) – poprawione choć, w dwóch miejscach mam pytania :).
“Brodaty wpatrywał się w mętny wzrok Landorfa. → Można wpatrywać się w coś mętnym wzrokiem, ale nie wydaje mi się, aby można wpatrywać się w czyjś wzrok, tak jak nie można wsłuchiwać się w czyjś słuch.”
“Za nimi morze rozbijało fale o brzeg. → To nie morze rozbijało fale.
Proponuję: Za nimi fale morskie rozbijały się o brzeg.”
W tych dwóch fragmentach, jest dla mnie zrozumiałe, że nie można patrzeć w mętny wzrok – a można patrzeć mętnym wzrokiem oraz, że to nie morze, w dosłowny sposób rozbija fale. Ale w obu tych fragmentach raczej mi chodziło o sens metaforyczny. Tak więc, chodzi o to że Harvas patrzy w pijany wzrok Landorfa, a morze było wzburzone. Ale oczywiście nie wiem, czy w tych przypadkach nie jest to zbyt duże nadużycie, z mojej strony? :). Jeśli tak to oczywiście poprawię :).
“– Pij, bo trzęsiesz się, jak śledziona z węgorza wyrwana*. → Czemu służy gwiazdka w tym zdaniu?”
Tu chodziło o cytat z piosenki Kaczmarskiego – już dodałem wyjaśnienie na końcu opowiadania :)
“Umięśniona bestia musiała ważyć z sześćdziesiąt kilo. ->Bestia nie mogła ważyć sześćdziesiąt kilo, albowiem w czasach tego opowiadania nikt nie miał pojęcia o kilogramach.”
A tu dostałem zagadkę matematyczną :D. Znalazłem funty, których używano w średniowieczu, ale funt to 0.4 kilograma, rottweiler waży od 50 do 60 kilo. Ale to był duży rottweiler, a określenie sto dwadzieścia brzmi jakoś zbyt dokładnie – tak jakby Landorf już go ważył – więc padło dwieście :) – co jest przesadą, ale w oczach Landorfa mógł się chyba wydawać cięższy niż jest w rzeczywistości :)
“Nie można nie zauważyć, że powiadanie, choć zamknięte, jest elementem szerszej historii i trochę żałuję, że rzecz nie jest prezentowana chronologicznie – łatwiej byłoby zapamiętać kolejne części i łatwiej śledzić losy bohaterów. “
Tak, to wynika z dwóch czynników :)
Pierwszy – mam historię do opowiedzenia z Landorfem i Esteinem w rolach głównych, ale jest to bardziej materiał na książkę – lub na długą serię opowiadań. Więc na razie staram się pisać o świecie, by samemu mieć lepszy obraz całości, chciałbym jak najwięcej opowiedzieć o ludziach zwyczajach i istotach, nim zacznę to wszystko łączyć w jedną długą historię. Oraz sam chciałbym poznać lepiej postacie, które będą występować w dalszych częściach, a może nawet i powieści :).
Drugi – wynika z mojego zamiłowania do filmu, jeszcze nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale staram się łączyć pewnego rodzaju zabiegi ukazywania historii w sposób filmowy z tymi literackimi :). No zobaczymy jak to się sprawdzi w na dłuższą metę :)
“Czytałam z zainteresowaniem, bo umiesz ciekawie opowiadać”
Bardzo mi miło :)
Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
określenie sto dwadzieścia brzmi jakoś zbyt dokładnie
A nie możesz napisać, że grubo ponad sto funtów?
Babska logika rządzi!
O, to jest myśl :). Faktycznie dwieście, to trochę dużo :) Ale z drugiej strony wychodzi 80 kg, ale znowu sto to 40 kg trochę mało, nawet jeśli napiszemy grubo ponad – sam już nie wiem. To jednak ma być duży pies – sprawa do przemyślenia, ale dzięki za podpowiedź :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Ale w obu tych fragmentach raczej mi chodziło o sens metaforyczny. Tak więc, chodzi o to że Harvas patrzy w pijany wzrok Landorfa, a morze było wzburzone.
Bardzie, metaforycznie wzrok, moim zdaniem, nie może być pijany, albowiem wzrok nie używa alkoholu. Nie można też patrzeć w cudzy wzrok, bo wzroku nie widać. Wzrok jest zmysłem tak jak słuch, węch czy smak, a tych przecież nie można zobaczyć.
Proponuję: Brodaty wpatrywał się w mętne oczy Landorfa.
W drugim zdaniu, opisując sytuację na plaży, słowem nie wspominasz, że morze jest wzburzone, a ja nadal będę twierdzić, że to nie morze rozbijało fale.
Proponuję: Za nimi fale wzburzonego morza rozbijały się o kamienie na brzegu.
“– Pij, bo trzęsiesz się, jak śledziona z węgorza wyrwana*.
Tu chodziło o cytat z piosenki Kaczmarskiego – już dodałem wyjaśnienie na końcu opowiadania :)
Skoro to fragment utworu Przemysława Gintrowskiego, to jakim cudem te słowa mógł wypowiedzieć bohater Twojego opowiadania, który nie miał możliwości znać twórczości artysty? A nie przypuszczam, by sam wymyślił identyczne zdanie.
A tu dostałem zagadkę matematyczną :D. Znalazłem funty, których używano w średniowieczu, ale funt to 0.4 kilograma, rottweiler waży od 50 do 60 kilo. Ale to był duży rottweiler…
Bardzie, problem nie polega na domniemanej wadze psa, problem polega na tym, że podajesz jego ciężar w kilogramach, a kilogramy w czasach tego opowiadania jeszcze nie były znane, podobnie jak wcześniej użyty przez Ciebie litr.
Sugeruję, abyś skorzystał z wiadomości tu zawartych: https://pl.wikipedia.org/wiki/Kilogram
https://pl.wikipedia.org/wiki/Systemy_miar_stosowane_na_ziemiach_polskich
http://wiki.meteoritica.pl/index.php5/Dawne_jednostki_miar_i_wag
…chciałbym jak najwięcej opowiedzieć o ludziach zwyczajach i istotach, nim zacznę to wszystko łączyć w jedną długą historię. Oraz sam chciałbym poznać lepiej postacie, które będą występować w dalszych częściach, a może nawet i powieści :).
Dziękuję za wyjaśnienia. Teraz lepiej rozumiem takie prezentowanie opowiadań. :)
Powodzenia, Bardzie i życzę, aby wszelkie przygody Landorfa i jego drużyny były zajmujące i chętnie czytane. :)
edycja
A skoro dokonałeś poprawek, mogę udać się do klikarni. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję, za klika i oczywiście poprawię zarówno fragnet z morzem jak i z mętnym wzrokiem :). Dodam, tylko, że Ulf nie cytuje tekstu Kaczmarskiego, a jedynie pożyczyłem ten fragment ;) Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Bardzo proszę, Bardzie. ;)
Dodam, tylko, że Ulf nie cytuje tekstu Kaczmarskiego, a jedynie pożyczyłem ten fragment ;)
A ja wyznam, że zawsze irytuje mnie użycie w opowiadaniu słów/ powiedzeń, które powstały w czasach nam współczesnych, dlatego uważam, że zacytowane słowa w ustach Ulfa brzmią, moim zdaniem, niewiarygodnie. Ale to Twoje opowiadanie, Bardzie, Ty tu rządzisz. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ok, ostatnie poprawki, dotyczące wzroku i fal, wprowadzone – jeszcze raz dziękuję za wskazanie wszystkich błędów :)
Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Bardzo proszę, Bardzie. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć, Bardzie!
Z lekkim opóźnieniem, ale udało mi się wreszcie przysiąść do lektury kolejnej części “Żołnierzy Fortuny”. Fajnie się te opowiadania uzupełniają nawzajem, świat jest spójny i coraz lepiej go znamy.
Sama historia, to taka klasyka gatunku pt. od zera do bohatera zorganizowanej drużyny zabijaków. Czytało się dobrze, językowo też jest okej (widać czujne oko Regulatorzy :P).
Chciałoby się napisać, niech żyje Landorf! :D
Pozdrawiam i klikam :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Hej cezary_cezary, dziękuję za odwiedziny, komentarz i klika :). Właśnie, co do klasyka, nie chciałem się tylko trzymać Landorfa, a chciałem wprowadzić więcej postaci, a klasyczna opowieść drogi, idealnie się do tego nadaje, by połączyć bohaterów :). Za chwilę, przeniesiemy się do Panony i poznamy lepiej Srebrną Kompanię, co by na chwilę odejść od Mersji. A następnie chcę wrócić do wesołej drużyny merskich wojów i przedstawić coś bardziej zawiłego ;). No, to tyle jeśli chodzi o autoreklame ;) Tak regulatorzy, jak zawsze zrobiła świetną robotę :). "Chciałoby się napisać, niech żyje Landorf! :D" – Niech żyje, choć po Trudnej nocy w zajeździe Pod Trzema Piórami, ten okrzyk może się wydawać, nieco nie na miejscu :D. No to tyle jeśli chodzi o spoilerowanie swoich opowiadań ;). Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Przeczytane, komentarz niebawem.
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Dziękuję Krar, trochę mi głupio, bo mam nadal nie przeczytany, Twój tekst z antynaukowego konkursu, a niestety ostatnio mam dużo na głowie i brakuje mi czasu na czytanie, pisanie i ogólnie na portal i nie wiem kiedy się zdołam odwdzięczyć. No nic, mam nadzieję, że za niedługo uda mi się wyprostować kilka spraw, to w pierwszej kolejności będę miał na uwadze Twoje teksty :).
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Fabuła, postacie, relacje postaci – dosyć standardowe. Jesli coś zachowało się u mnie w pamięci, to lekka “niemieckość” imion, a przez to pewne wyobrażenia o świecie w stylu Warhammera Fantasy. Takie mam skojarzenia.
Tempo, ponownie, odpowiednie i oczekiwanie. Technikalia definitywnie wymagają większego doszlifowania, bo co i rusz na czymś chrobotałem.
Generalnie – standardowy koncert fajerwerków, nie wybijający się szczególnie niczym poza jednym, dwoma szczegółami. Obejrzałem i… właściwie tyle. Gdyby miał coś mocniej zapadającego w pamięć dla osoby dużo czytającej – wyszłoby bardzo na plus.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Hej NoWhereMan, dziękuję za odwiedziny – no z komentarza wynika, że ch..owo ale stabilnie ;) Więc nie jest źle :) dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Hej, jestem wreszcie.
Opko mocno klasyczne, bazujące na dosyć standardowych motywach, bez specjalnych zaskoczeń, ale… Czytałem na raty, będąc nieco zmęczonym i może dlatego bardzo mi podpasowało, bo właśnie czegoś klasycznego szukałem. Z początku miałem nieco problemu z rozróżnieniem bohaterów, bo chłopaki byli nieco do siebie podobni, a z czasem robiło się ich coraz więcej, ale od walki z wargiem już byłem wkręcony i chłonąłem kolejne akapity. Wędrowna kompania, spragniona sławy i pieśni, zmagająca się z czupurnym charakterem mersów i nadszarpniętą reputacją.
Ogólnie cały motyw “nadszarpniętej” reputacji wyszedł nieco humorystycznie, choć jest to czarny humor, nadawali by się chłopaki na polityków. Nie wiem, czy było tak zamierzone, ale dodało to nieco lekkości, choć takiej absurdalnej.
Finalna walka wyszła ciekawie, zamiast jatki użyli fortelu, co powiało świeżością. Nie za dobrze pamiętam poprzednie części, ale jako odcinek z cyklu przechodzi, kto szuka klasyki ten ja tu znajdzie, by oderwać się choć na chwilę od walki z rzeczywistością.
Tyle póki co.
2P dla ciebie: Pozdrawiam i Polecam do biblioteki!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Hej, krar85 – dziękuję za komentarz i klika :). Miło mi, że doceniłeś klasyczność histori oraz, że udało mi się, zainteresować Cię wydarzeniami. Niestety, jestem chory, więc wybacz mi zdawkowy komentarz, Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Przeczytało mi się to opowiadanie wręcz zaskakująco dobrze – zaskakująco, bo od dość dawna nie trafiłam na żaden tak klasycznie fantastyczny tekst. Nie mam nic przeciwko opowiadaniom spod znaku magii i miecza, ale niekiedy męczy mnie ich wtórność. Tutaj, mimo że motywy znane, wciąż mogłam się dobrze bawić. No bo co, że odgrzewany kotlet, skoro nadal jest smaczny? ;-)
Piszesz, że to kolejna część. Poprzednie nie są mi znane, ale widać opowieść jest na tyle domknięta, by nie przeszkadzało to w odbiorze.
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Hej, Rossa dziękuję za odwiedziny, komentarz oraz piątego klika :). Bardzo się cieszę, że się podobało, a najbardziej, że można potraktować opowiadanie jako osobną całość, bo taki jest zamysł, na każde opowiadanie z serii. Co do klasyki, to mam podobnie, a czasem wprowadzanie zbyt dużych udziwnień, potrafi zepsuć opowiadanie. No i traktuję serię jako ćwiczenie, by trochę odpocząć od horrorów:). Pozdrawiam:)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Dobrze się to czytało. Opowieść wciąga. Chętnie przeczytam kolejny odcinek. Jeszcze zostało trochę literówek. Nie zwracałbym na nie uwagi, gdybym nie siedział tu już kilka lat (czas leci okropnie szybko). W książkach też można je spotkać. Sympatyczne, że pijak mógł się tak zmienić. Czekam na kontynuację. :)
Hej, Koalo, dziękuję za odwiedziny, miło mi, że się podobało :). Jeśli chciałbyś poczytać o Landorfie to są jeszcze z Żołnierzy fortuny Śnieg i krew oraz wierzą Ansalamiego w bibliotece. Jeśli chodzi o kontynuację drużyny Mersów to trzeba chwilę zaczekać, bo najpierw muszę skończyć historię z Srebrną kompanią w Panoni, a dopiero w drugiej kolejności jest ciąg dalszy historii :). A, no i jeszcze po drodze są konkursy, ech kiedy ja to wszystko napiszę;). Pozdrawiam i obyś został z nami przynajmniej jeszcze raz tyle lat :).
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Hej, Anet, który to już raz mam przyjemność witać Cię, chyba czwarty :). Dziękuję za odwiedziny i komentarz, pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Hej, Anet, który to już raz mam przyjemność witać Cię, chyba czwarty :). Dziękuję za odwiedziny i komentarz, pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."