Poemat heroiczny pióra Aldo Duponta, nagrodzony w konkursie poetyckim dla starszej młodzieży szkolnej „Snuff nam współczesny – odbicie jego życia, dzieła i osiągnięć w poezji renesansu cywilizacji VIII Fali”. Szósty Węzeł Tau Ceti, 4750 AD.
Męża czyny orężne opiewam i sławię:
choć była już tak blisko, o dwa kroki prawie,
powstrzymał pochód podłej nieludzkiej Potworze.
Przed męstwem ustąpiła, poszła precz, daj Boże,
aby dalej od ręki karzącej skinienia.
Tak ocalał nasz Wszechświat, nie zginęła Ziemia.
Znowu dziecię spokojnie kaszkę swoją trawi
a młodzieniec z dziewczęciem w doktora się bawi.
Bez obaw znów włościanin cieszy się libacją,
uratowan przed onej Potwory frustracją…
…Onaż z poczucia własnej sromotnej ohydy
niszczyć zaczęła miasta, wioski, lud brać w dyby,
znosić kolonie nasze w Kosmosie dalekiem,
odwet biorąc na wszystkim, co pachnie Człowiekiem.
Zalewać miasta nasze swymi miazmatami,
mordować, łupić, palić, co jak wiecie sami
uciążliwym nam czyni proste bytowanie,
w zgliszcza zamienia Postęp, a w kurz – planowanie
czegokolwiek, co ważne. Ni na dziś, ni jutro.
***
Lecz kiedy już Potwory agresja zbyt butną,
zbyt nachalną się stała – z owej to przyczyny
ruszyły wnet najtęższe ziemskich rodów syny.
Zagrzewany do boju Huf cny, malowany,
by z kolan powstać chyżo, broń ściągnąć ze ściany!
Pięścią Potworze grożąc, kurwią ją nazwali,
zaczem w statki swe wsiedli i wystartowali,
wiedząc dobrze, że mają historyczną rację.
Szykowali Potworze złej anihilację
oraz inne to męki długie, a okrutne.
Za szybko się cieszyli – losy ich więc smutne!
… Um wielce chytry miała i w pułapkę swoję
zwabiła wszystkie one międzygwiezdne woje,
w pasie gdy asteroid szczwanie się ukryła
i zza osłony owej śmiałków wytraciła,
po kolei ich mamiąc pozorną bezsiłą,
by znienacka pożerać!… I już ich nie było.
A że matematyczny talent przy tym miała,
często, nim ich pożarła, wcześniej całkowała
ugasić pragnąc głód swój nie do ugaszenia
(takiego nie nasyci Kosmos ani Ziemia).
Głód którego odcieni Poeci nie zliczą,
gdy trafi na istotę długo zbyt – dziewiczą.
Strach blady padł więc szybko na ziemskie narody.
Znikąd ratunku nie ma! Płacze stary, młody.
Zmiłowania wnet prosi od Losu i Boga
i posażna matrona, i dziewka uboga,
wiedząc, że zła Potwora szczególnie jest łasa
na cnotę i bogactwo, a gdy się rozhasa
żadna siła nie przerwie łajdactw jej bezliku.
Owoż doszło do biadań, narzekania, krzyku,
aż ktoś mądry wpadł na myśl, że trzeba zachęty
by ocalić ród ludzki – jedyny i święty,
zaś Potworę wyniszczyć lub przynajmniej przegnać,
konkretna kwota w złocie niezbędnie potrzebna.
A do tego najwyższe funkcje i splendory.
Znajdzie się wonczas śmiałek ryzykować skory.
Jeśli zaś go Potwora zeżre bez krępacji,
kolejni się ustawią w cnej abominacji
ku nieziemskiej maszkarze – ale nie do dutków,
Aż w końcu któryś z rzędu doczeka się skutków
i selfika wykona na maszkary zwłokach,
by nagrodę ogromną odebrać w podskokach.
***
Tak też i się stało. Szybko się zgłosiło
bohaterów bez liku, a tylu ich było,
że gwiezdnymi statkami samoszóst lecieli
i równie też samoszóst w finale ginęli,
gdy Potwora ich hurtem na śmierć zabijała.
Co najgładszych rzecz jasna – wcześniej całkowała,
wiedząc, że w taki sposób najłacniej odstraszy
kolejnych śmiałków skorych by dobyć pałaszy
w walce za sprawę z góry przegraną sromotnie.
(Jak słusznie domniemała, prędzej sam się potnie
kto ujrzy jak Potwora przegranych onaczy:
wnet ucieknie, bo tego już nie odzobaczy!
Nie zapomni też trwogi przed haniebnym końcem).
Ale razu pewnego, wraz z wstającym Słońcem
do gwiezdnego porciku w grodzie Kraków Nowy
przybył kolejny śmiałek do walki gotowy!
***
Imię Snuff było jego. Kreślone runami
– symbol ich: „cztery, cztery”, zatem zważcie sami
jak znamienne się stało jego tam przybycie,
kiedy w bramę zastukał w owym szczęsnym świcie,
co słał nań przyszłej Sławy, Victorii promienie
i nadzieję nieśmiałą posyłał na Ziemię.
Oszczędzono mu pytań, porad i rezerwy
(mnóstwo jemu podobnych ginęło bez przerwy).
Poproszono jedynie o zamówień listę.
Były zaś na niej rzeczy niezbyt oczywiste:
zamiast działek kosmicznych, lasera, blastera
– rzutniki hologramów, w tym projekcja ZERA,
nadajnik, serce z lukru, dwie maleńkie skrzynie
i najmniejsza też z czarnych dziurek w magazynie.
Wszystko to zapakował przybysz jak należy,
zaczem skłonił się damom, starcom i młodzieży,
do rakiety wlazł chyżo, właz z hukiem zatrzasnął,
kurs wyznaczył, startując i on „Kurwać!” wrzasnął
nim rozwiał się w przestrzeni niczym dym z silników,
jako wielu tuż przed nim dzielnych harcowników,
co z równą werwą, wiarą w Kosmos wyruszali,
jak on krzyczeli „Kurwać!” – i już nie wracali…
Tak i Snuff tam odleciał, ów Czterdziesty Czwarty
gdzie Potwora czatuje na swój łup uparty.
***
Oto co dalej było: celu dobiegł przecie!
Wnet w Asteroid pasie skrył się w swej rakiecie,
sprzęt po cichu rozstawił, a poprzez nadajnik
wołać zaczął przyjaźnie, jak Filon w zagajnik
(kiedy Laurę chciał skusić, by mu liczka dała):
– O, przepotwornie piękna Potworo wspaniała!
Międzygwiezdna ksieżniczko śliczna przeraźliwie!
Ten tylko cię doceni, zapragnie prawdziwie,
kto urok twój rozpozna za skromnością skryty.
Twój to dziewiczy powab wzbudza me zachwyty.
Miłość ku cię mię wiodła przez galaktyk centra.
Cóż uczynić mam, luba, byś była mi chętna?
Bym mógł wielbić twe ciało bezbrzeżnie przejęty
oraz sławić wśród wszystkich Ludów twe ponęty?
No i rozkosz ci dawać oraz brać bez końca
w blasku twojej miłości, niczym w żarze Słońca!
Hipotezo Goldbacha! Teorio Riemanna!
Jak całka nieskończona palisz mię co rana.
Ach, kiedyż twe wykresy poznam upragnione,
czyste jak liczby pierwsze, nawet urojone!
Tak wołał dzielny rycerz uparcie, wytrwale
niczym kropelki wody, co ślad żłobią w skale.
W końcu skała największa w obłok się rozwiała
i Potwora się zza niej milczkiem ukazała…
***
Chwilę śledziła pilnie, skąd dźwięki dobiegą
a gdy się upewniła, rzekła jeno: – Czego?!!
Długo potem słuchała, bez zbędnego słowa
jak nadal ją bohater wielbił i czarował
i jak z uczucia ku niej wzdycha, mdleje, szlocha,
aże poczuła w końcu, że i ona kocha!
Że dziewicze jej ciało z namiętności płonie
jej płeć sokiem nabrzmiewa, w lubych dreszczach tonie
(szczególnie był jej miłym ów matematyczny
ciąg porównań, co ścisły, zarazem liryczny.
Wzbudził w niej dychotomii niespodziane dreszcze,
aż mruczała po cichu: jeszcze, mów tak jeszcze!)
W końcu ryknęła głucho: ukaż się, nie czekaj,
bierz mnie luby kochanku, a dłużej nie zwlekaj!
Niech strumień twej niezmiernej jako ja – tkliwości
posiądzie mnie do końca, w mym wnętrzu zagości!
Bierz mię całą. I niechże i ja to dziś sprawię,
że hymen mój ustąpi jako kra na stawie!
Na to Snuff – szczwany śmiałek – już nie przedłużając:
– Wiedz me kochanie jednak, spełnienia czekając,
żeśmy znaki przeciwne wielkiej są miłości.
Oboje wszak dążymy do nieskończoności.
O ileś ty jest, owoż, jej krańcowym plusem
Mnie los pokarał srodze – niechybnym minusem!
Wyjęczała Potwora z potworną rozpaczą:
– Cóż mam robić, kochanku, co słowa twe znaczą?
Odtrącasz mą namiętność? Toż tak się nie godzi!
Powiedz, cóż mam uczynić, by sprzeczność pogodzić,
którą, przyznaję sama, nie całkiem pojmuję,
jeno ból, głuchą rozpacz coraz większą czuję!
Natenczas rzucił Snuff nasz w Kosmosu odmęty
hologram wielki ZERA cętkowany, kręty
i wyjaśnił Potworze, że choć wielki duchem,
przy bezkresnym jej pięknie jest jeno okruchem.
Zaś choć posiąść ją całą bezsprzecznie się pali,
stoi mu na przeszkodzie ów problemat… skali.
Potwora na to tylko lekko się zaśmiała:
– Ależ żaden to problem, zechcesz – będę mała.
Wszystko przecież potrafię, powiedz tylko – jaka!
Byłeś mnie w swe objęcia z powodzeniem złapał,
byłeś ów głód nasycił, co go przy Cię czuję.
I szczęśliwą mnie zrobił – już się redukuję!
***
Snuff więc skrzynki jej wskazał, najpierw tę po lewej
– Jestem w środku, więc wejrzyj, bo sam dobrze nie wiem
jak skojarzyć najlepiej ogrom mej czułości
i ciał naszych rozmiary, by nie zmiażdżyć kości
ni twych, ni moich w szale wspólnego Spełnienia…
… Potwora sapie z chuci, kurczy się, przemienia,
skrzynkę otwiera – w środku serce miast kochanka.
Rozczula ją niezmiernie słodka niespodzianka
Serce z lukru pożera, chrupie, wylizuje…
Wtem drugą skrzynkę widzi: – Tuś mi! Już cię czuję!
Pieść mię, luby Zerusiu, pieść, aż zedrzesz skórę!
Otwiera, skacze w środek. Wpada w czarną dziurę!!!
***
Ukryta tam przez Snuffa druga niespodzianka
Wchłonęła bezpowrotnie miłość tego ranka,
w którą to nasz bohater przemienił Potworę
uleczając jej serce, dotąd ciężko chore.
Ludzkość, fakt, uratował, ale nikt dziś nie wie
ileż stracił, niebaczny, w bezrozumnym gniewie.
Jakież uczucie zdeptał czyste, bo kobiece.
Jakąż przedwcześnie zgasił rozpaloną świecę!
Gdzie płynie z tego morał? Najgorszą potworę
Słówkiem czułym odmienisz, gdy je rzekniesz w porę.
Drugi morał dla kobiet z historii wynika:
mikrych – choćby i Snuffów! – niechaj ta unika
co nad tłumy samotnie zbyt długo wyrasta.
Zawierzy? – W czarnej dziurze przepadnie niewiasta!
Posłowie Wydawcy
do pierwszego galaktycznego wydania „Opowieści Starego Nawigatora”
Oddajemy dziś w Państwa ręce odnaleziony po dekadach poszukiwań, w ruinach porzuconej przez osiedleńców kolonii Ziemian na Marsie, (stanowisko – zasypana marsjańskim regolitem serwerownia Starnetu nieopodal Olympus Mons) dowód potwierdzający fakt historycznego istnienia największego obecnie bohatera zbiorowej wyobraźni, herosa z epoki sprzed kryzysu Czasów Przerwanych, komandora Wielkiej Żeglugi Galaktycznej O. Snuffa.
Dotychczas strzępki opowieści o jego życiu i czynach, zaprezentowane po raz pierwszy w całości w niniejszym zbiorze, mogliśmy poznawać i kolekcjonować jedynie z mało wiarygodnych urywków apokryfów, ewentualnie spisując ustne pokoleniowe przekazy właściwe dla folkloru zagubionych w bezkresie Kosmosu kolonii. Dziś, wraz z ponownym uruchamianiem nieczynnych przez ostatnie z górą dwa tysiące lat Sol, transgalaktycznych nitek i węzłów dawnych Szlaków, na nowo przywracanych dla świata prężnie ekspandującej cywilizacyjnej wymiany i rozwoju.
Życie i osiągnięcia O. Snuffa, ich znaczenie dla nas – spadkobierców Cywilizacji VII Fali, owego najwybitniejszego przejawu aktywności gatunku Homo Sapiens w całej dotychczasowej jego historii, od dawna są natchnieniem dla ludzkiej kultury. Wielu twórców i badaczy starało się usystematyzować wiedzę na ten temat, aliści na przeszkodzie zawsze stawał trywialny niedostatek źródeł. Ewentualnie paradoksalny ich nadmiar – z powodu powszechnego przez tysiąclecia regresu. Wynikającego głównie z otaczania fragmentów rzeczywistej wiedzy potężną warstwą kulturowych nadpisywań, nadinterpretacji, czy w końcu zwyczajnych zmyśleń i bajań kolejnych pokoleń, tkwiących w rozproszeniu tudzież marazmie Czasów Przerwanych.
Za historię życia i czynów O. Snuffa nie można przecież uznać pełnych nieścisłości i luk narracyjnych, ubarwień oraz mimowolnych przeinaczeń, spisywanych ad hoc przekazów apologetów. Ewentualnie mało wiarygodnych gawęd świadków opowieści, snutych przez licznych zapijaczonych tzw. Snufiarzy przez stulecia (kolejne zjawisko kulturowe wymagające szerszego opracowania) w portowych tawernach na wszystkich nieczynnych przez millenia węzłach dawniej kwitnących Szlaków. Snuff stawał się w nich stopniowo legendą, mitem, zatracał swój ludzki, przez to najważniejszy wymiar. Wymiar Człowieka. Ojca rodziny. Odważnego rozumnego, uczciwego i oddanego bliskim mężczyzny, bezkompromisowego osobowego wzorca nie tylko dla obecnego, ale i przyszłych pokoleń. Kogoś nam bliskiego nie tylko w wymiarze historycznym i kulturowym, ale i głęboko humanistycznym, w tym również poprzez swe słabości.
Na szczęście odkrycie dokonane dwa Sol lata temu przez archeologiczny zespół profesora Leo Z. Amtousse’a na zboczach Olympus Mons wreszcie pozwalają nam szerzej poznać zarówno heroiczne czyny O. Snuffa, jak i jego współczesnych, do których nietuzinkowego formatu znów staramy się aspirować, szybko odbudowując z ruin kwitnącą dawniej cywilizację.
Dzieło, które dziś Państwu prezentujemy, w formie druku i zarazem pliku do pobrania w Starnecie II, jest wybitne z kilku względów.
Po pierwsze – udowadnia, iż już w latach bezpośrednio poprzedzających Czasy Przerwane O. Snuff znalazł szerokie i nieusuwalne miejsce w sercach i umysłach sobie współczesnych. Oznacza to, iż żył znacznie wcześniej niż jeszcze niedawno przypuszczaliśmy. Nie u schyłku, a już u zarania rozkwitu VII Fali. W epoce, w której na kosmicznych szlakach natknęliśmy się na pierwsze obce cywilizacje, ucząc się z nimi pokojowo koegzystować.
Po drugie – po raz pierwszy jest to dzieło kompletne, i to z całym prawdopodobieństwem pochodzące od samego Starego Nawigatora! Świadczą o tym zarówno poprawki pisane jego ręką na marginesach zamieszczonych w odkrytych w Serwerowni plikach faksymile rękopisów, jak i późniejsze do nich przypisy dawnych wydawców.
Po trzecie – zbiór, który Państwu obecnie udostępniamy, jest prawdziwą kopalnią wiedzy głębszej niż tylko sama historyczna beletrystyka: zawiera bowiem szerokie tło historyczne – od obyczajowego, po odnoszące się do codziennego życia naszych wielkich Przodków.
Dziś, kolejny raz w historii dynamizując ludzką cywilizację, mamy dzięki temu coś, bez czego nie miałaby ona szans na sukces. Nie tylko Wiedzę, ale także – Tradycję! Także dlatego ten zbiorek zakończyliśmy dziełkiem całkowicie nam współczesnym – świeżym utworem poetyckim laureata konkursu dla młodzieży szkolnej, utalentowanego reprezentanta Cywilizacji Swoich, ze znów rozwijających się układów gwiezdnych wchodzących w skład Społeczności VIII Fali. Złożonej, jako się rzekło, tym razem już nie tylko z Ludzi, ale i ze Swoich właśnie, a nawet z nielicznych przetrwałych do obecnych czasów Grzebieniastych.
To najlepszy dowód na to, jak ważne są dla nas wszystkich, także w wymiarze interkulturowym, i sama postać O. Snuffa, i nauka, jaką dzięki niemu możemy czerpać oraz wykorzystywać. Ona nie musi do nas wracać, bo nawet w najgorszych czasach nigdy nas nie porzuciła!
Prof. dr hab. Anthony Besserwasser
Dziekan Instytutu Historii Literatury VII Fali
na Uniwersytecie Dolnogalaktycznym
Drugi Węzeł Alfy Aldebarana, A.D. 4752