
W mroźną noc lutego 2021 roku, na przedmieściach Łodzi, w dzielnicy pełnej bogato zdobionych domów, wznosił się budynek o odważnym, nowoczesnym kształcie. Skonstruowana ze szkła, drewna i betonu willa, wyróżniała się na tle innych modernistycznym stylem. Jej płaski dach, otulony śnieżnym puchem i oświetlony blaskiem księżyca, zdawał się lewitować, unosząc budynek ku gwiazdom. Duże okna harmonijnie wtapiały się w szklaną elewację, tworząc baśniową opowieść światła i mroku. Bryłę budynku otaczały choinki, przypominające te z „Dziadka do orzechów” Hoffmanna. Pokryte oszronionym śniegiem zdawały się skrywać zimowe tajemnice.
W komfortowym wnętrzu willi Franek przeżywał męki Tantala, mierząc się z nocą pełną szmerów i szeptów. Echo jego myśli plątało się w zawiłą sieć niejasnych obaw i wspomnień. Przez ostatnią godzinę niespokojnie przewracał się z boku na bok, aż, spocony i zrezygnowany, porzucił próbę zaśnięcia i zwinął się w pozycję embrionalną.
Nagły huk wyrwał go z marazmu. Szalejący wiatr z trzaskiem otworzył okno, a jego skrzydła uderzały gwałtownie o futrynę. Mężczyzna zerwał się na równe nogi i podbiegł, aby je zamknąć. Powiew mroźnego powietrza ochłodził mu twarz, przywracając na moment jasność umysłu. Zanim udało mu się zatrzasnąć okno, do wnętrza wpadło sporo śniegu.
W końcu zapanował spokój, ale po chwili został przerywany głośnym sapaniem Franka. Mokrymi rękoma zwilżył skronie i zarzucił na plecy szlafrok.
– Nie wiem kim jestem. Czy tu była bitwa? Nic nie pamiętam – jego głos skrzypiał jak stare drzwi. – Ale mam kaca!
Powoli, jakby kierowany przeznaczeniem, zbliżył się do drzwi i wyszedł do holu. Światło dochodzące z łazienki przykuło jego wzrok. "Dlaczego tam się świeci?" – zaciekawiło go, skłaniając do podjęcia wyzwania.
Każdy krok postawiony na zimnej, twardej podłodze przybliżał go do odkrycia tajemnicy. Usłyszał szept i krzyknął:
– Kto tam? – Przemknęła mu przed oczami wizja. – Gosia? Gośka! – wycedził.
Gdy przekraczał próg, serce biło mu gwałtownie. Krzyknął:
– O mój Boże!
Widok ukochanej powalił go. Poczuł wyraźny puls w skroniach.
Małgorzata, jego dziewczyna, leżała naga i nieruchoma, otoczona aurą spokoju, której nie potrafił zrozumieć. W jednej sekundzie tragiczne myśli zalały jego głowę, a serce zamarło. Chciał krzyknąć raz jeszcze, lecz nie mógł.
Podbiegł do niej, ukląkł i drżącymi rękami przewrócił na wznak. Zielone oczy Małgosi, niegdyś pełne życia i ciepła, teraz patrzyły na niego puste, nieobecne. Przerażające odkrycie wstrząsnęło nim dogłębnie.
W piersi ukochanej tkwił kuchenny nóż, wbity w serce aż po rękojeść. Krew spłynęła z piersi po brzuchu, wypełniając pępek i ściekając gęsto na podłogę, malując ją szkarłatem. Franek nie mógł zahamować łez. Wycedził przez zęby, szlochając:
– Dlaczego? Kochana! Gosia! Gośka! Jak to się stało? Czy ja śnię?! – Pocałował ją w usta i zastygł w bezruchu.
Niechciana prawda w końcu do niego dotarła. Ostatni raz spojrzał na partnerkę i zamknął jej oczy na wieki. Położył ciało i przykrył ręcznikiem. Ten gest, pełen desperacji, stał się próbą zachowania choć odrobiny godności w obliczu tragedii.
Przerażony i zagubiony niemal mechanicznie wybiegł z łazienki i zatrzymał się przed barkiem w salonie. Serce biło mu teraz nieco wolniej, przytłoczone ciężarem dramatu. Sięgnął po butelkę wódki i przelał jej zawartość do szklanki. Haustem wypił jedną porcję, potem kolejną. Poczuł jak alkohol rozlewa się po gardle i spływa do żołądka niczym kojący eliksir. Ponownie dolał sobie wódki, próbując uciec od rzeczywistości. Ognisty płyn palił mu wnętrzności, ale nie przynosił oczekiwanej ulgi.
W końcu, z trudem uspokajając kłębiące się myśli, mężczyzna sięgnął po telefon i zadzwonił na policję. Pozostało jedynie usiąść i czekać. Cisza wypełniła przestrzeń i otuliła jego umysł. Zanurzony w wirze myśli, nie zauważył, kiedy funkcjonariusze pojawili się, by zabezpieczyć miejsce zbrodni i zebrać dowody. W głębi duszy wiedział, że od tego momentu nic już nie będzie takie samo.
Niestety, wszystkie poszlaki wskazywały na niego, w konsekwencji zatrzymano go jako głównego podejrzanego. Przez cały proces czuł się jak marionetka w rękach niewidzialnego sprawcy. Oskarżenie przytłaczało go swoim ciężarem, a zebrane dowody zdawały się tworzyć nieprzeniknioną ścianę wokół prawdy, której sam nie był pewien.
Prokurator wykluczył udział osób trzecich, podkreślając brak motywu dla innych podejrzanych. Tajemnica motywu Franka pozostała nierozwiązana, a pytania bez odpowiedzi wciąż wisiały w powietrzu: Czy to zemsta? Namiętność? A może coś jeszcze głębszego kryło się za tym tragicznym wydarzeniem?
Sąd opierał się na dowodach rzeczowych w postaci odcisków palców Franciszka pozostawionych na narzędziu zbrodni. To ostatecznie przesądziło o jego karze. Oskarżyciel zażądał dwudziestu lat, lecz, dzięki skutecznej apelacji adwokata Albina, Franek został skazany na lat piętnaście.
W trakcie procesu nie było miejsca na długie spekulacje czy komplikacje. Sprawiedliwość miała być szybka i stanowcza, jak młot uderzający w kowadło rzeczywistości.
Każdy dzień w więzieniu przynosił nowe wyzwania. Franek zaczął doceniać rzadkie momenty spokoju, które pozwalały mu skupić myśli i odtworzyć wydarzenia tamtej nocy.
Z czasem zaprzyjaźnił się z Bolkiem, współwięźniem z celi, który również uważał się za niesłusznie skazanego. Wspólne przeżycia w więzieniu zbliżyły ich, tworząc silną więź opartą na współczuciu i wzajemnym zrozumieniu.
– Musisz walczyć, masz jeszcze trzynaście lat odsiadki – przypominał kompan podczas wieczornych rozmów.
W końcu, zmęczony i sfrustrowany Franek, pociągnął temat dalej i spytał:
– Wiem, ale jak?
– Spróbuj przypomnieć sobie wszystkie szczegóły tamtej nocy – doradził Bolek.
Franek zmarszczył czoło w geście dezorientacji, a jego szeroko otwarte oczy odzwierciedliły pustkę duszy.
– Wiem, że byłeś wtedy pijany i nic nie pamiętasz – przypomniał Bolek, wpatrując się w niego intensywnie – ale jeśli to nie ty zabiłeś Małgorzatę, to kto?
Te słowa zapaliły we Franku iskrę nadziei:
– Wtedy był tam mój przyjaciel. Musimy znaleźć Józka! – wykrzyknął.
Zmotywowany, poprosił o pomoc adwokata Albina, znanego ze skuteczności i niekonwencjonalnych metod. Albin szybko zlokalizował Józefa i intensywnie go przesłuchał. Ten wyznał, że był zakochany w Małgorzacie i emocjonalnie zaangażowany w sprawę bardziej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Początkowo sugerował nieszczęśliwy traf, zeznając, że ofiara dostała napadu wściekłości i w szale chwyciła nóż. On, ze strachu, uchylił się przed ciosem, ale wtedy ona upadła, niefortunnie nabijając się klatką piersiową na ostrze.
– Nie opowiadaj mi tu bajek! – krzyknął adwokat. – Co naprawdę działo się tamtej nocy?! – Albin naciskał coraz agresywniej.
Józef, ze skruchą w głosie, opowiedział mecenasowi nową historię. Przyznał, że tego feralnego dnia to Franka pragnął zabić. Nie chciał dzielić się ukochaną. Jednak wówczas, przypadkowo dowiedział się o jej kolejnym romansie. Usłyszał jak rozmawiała przez telefon. To całkowicie zmieniło jego decyzję i sposób postrzegania sytuacji.
– To jest motyw! Miałeś świetny pretekst do morderstwa – stwierdził Albin. – Dostaniesz dożywocie. Po pierwsze za planowanie zabójstwa przyjaciela, a po drugie za mord z premedytacją.
Franek, słuchając tych wyznań, odczuwał mieszankę ulgi, smutku z powodu utraty ukochanej oraz poczucia zdrady ze strony przyjaciela. Odkrycie tych faktów było dla niego zarówno szokujące, jak i wyzwalające. Teraz wiedział, że ma szansę na uniewinnienie i odzyskanie wolności, jeśli tylko uda się przekonać sąd do przedstawionych dowodów.
Albin, broniąc Franka przed sądem, nie tylko podkreślał jego niewinność, ale także wskazywał na konieczność wymierzenia sprawiedliwości dla Małgorzaty, która zginęła tragicznie w dość niejasnych okolicznościach. Jego argumenty, oparte na solidnych dowodach, otwierały drogę do prawdy, której odkrycie pomogło rzucić nowe światło na całą sprawę.
Józef, z powagą i milczeniem, przyjął wyrok piętnastu lat pozbawienia wolności.
Gdy Franek wyszedł na wolność ogarnęła go radość. Doświadczenie to na zawsze pozostawiło w jego sercu świadomość, jak łatwo można utracić niewinność. Dostał nową szansę; szybko nauczył się na nowo cieszyć codziennością, mimo ciągłej obecności mrocznego cienia przeszłości.
Zaangażowanie i determinacja w odbudowie życia po straconych latach przyniosły efekty. Stał się szanowanym biznesmenem, założył rodzinę, a jego dom stał się symbolem spokoju i szczęścia. Przeszłość wydawała się być zamkniętym rozdziałem.
Po pięciu latach odwiedził Franka adwokat Albin. Podczas niespodziewanej wizyty mecenas przekazał smutne wieści:
– Wiesz, że twój przyjaciel Józef nie żyje?
Po tych słowach wyszli na taras, gdzie w cieniu zapadającego wieczoru Albin rozpoczął rozmowę:
– Nieźle się tu urządziłeś – zauważył, spoglądając na wypielęgnowany ogród. – Ale czy miewasz czasem wyrzuty sumienia?
Zaskoczony tym pytaniem Franek zaśmiał się ironicznie.
– Wyrzuty sumienia? Co masz na myśli?
Albin rzucił:
– Nawet nie zapytałeś jak umarł. – Franek zareagował mieszanką zaskoczenia i niepewności. – Powiesił się w celi – usłyszał.
Zaskoczony mężczyzna nie mógł ukryć wzburzenia. Mecenas bez skrupułów kontynuował:
– To ty zabiłeś Małgorzatę. Kochaliście się w niej obaj, ale Józef nie potrafił bez niej żyć. To za miłość do niej poniósł najwyższą cenę, a teraz nie żyje.
Przyparty do muru Franek początkowo próbował zaprzeczyć, ale wiedział, że Albin dotarł do głęboko skrywanej prawdy.
– Tak, masz rację. Nie mogłem znieść tego, że manipulowała mną i Józkiem. Zabiłem ją i uwolniłem świat.
– Jak to zrobiłeś? – zapytał Albin, chcąc poznać szczegóły.
Franek milczał, a potem odparł:
– Nie zamordowałem jej. To było coś więcej niż tylko morderstwo.
Albin, z lekkim uśmiechem, dodał:
– Dobre sobie.
– Trudno, oddam się w ręce sprawiedliwości, po to tu przyjechałeś? – rzucił pytaniem Franek, zerkając w oczy rozmówcy.
– Nie zamierzam nic robić. Sprawa zakończona. Karę odbyłeś, Józef nie żyje, a ja nie będę marnował ci życia. Chciałem tylko, żebyś wiedział, że wiem. – Albin umilkł na moment i spytał: – Jak się teraz czujesz?
Franek, stojąc w głębi ogrodu, spojrzał na niego z mieszanką ulgi i rozpaczy. Wyznanie prawdy, nawet jeśli tylko Albinowi, było dla niego kolejnym etapem wolności.
Tego wieczoru, ogród, świadek wielu radosnych chwil, stał się areną rozważań nad ludzką słabością i skomplikowanymi emocjami. Franek zrozumiał, że pewne grzechy pozostają ukryte w głębi duszy na zawsze, a prawdziwa wolność to nie tylko kwestia fizycznej obecności poza murami więzienia, ale również zdolności do życia bez wewnętrznych więzów winy i kłamstwa.
A gdzie tu fantastyka???
Już tylko spokój może nas uratować
"Cienie Niewinności" można z pewnością zaliczyć do gatunku kryminałów, z elementami thrillera, ze względu na psychologiczny dramat i napięcie.
Pozdrawiam AK
Cześć. Tekst jest może i całkiem sprawnie napisany, ale wiele więcej dobrego rzec nie mogę. Nie przepadam za tego typu formą narracji – czyli nieco suchym streszczeniu wydarzeń. Tutaj mamy dodatkowo niemały okres kilku/kilkunastu lat. Po prostu nie potrafię wówczas wczuć się w bohaterów ani poczuć emocji. Bo to, że pierwsza scena zaczyna się od śmierci ukochanej osoby nie robi na mnie żadnego wrażenia, bo nie miałem przecież czasu w żaden sposób zżyć się z tymi bohaterami. No i sama fabuła nie szczególnie zaskakująca. Ot, klasyczny i przewidywalny kryminał średniej klasy zamknięty w małej pigułce. Pozdrawiam.
Dziękuję za Twoje uwagi i szczerą opinię. Zdecydowanie można wzbogacić opowiadanie, dodając więcej szczegółów, które pozwolą czytelnikowi lepiej zżyć się z bohaterami i poczuć emocje. Chciałem jednak napisać krótki short i nie zależało mi na rozpisywaniu się. Skupiłem się na tym, aby zachować zwięzłość i intensywność fabuły w krótkiej formie. Pozdrawiam!
Sucha w sumie relacja, bez fantastyki i splątania cechującego dobry kryminał. Sorry, ale
Przykro mi to pisać, Kossadamie, ale w opowiadaniu dostrzegłam tylko suchy i dość beznamiętny opis pewnego zdarzenia i jego konsekwencji. Natomiast nie zauważyłam ani zagadki kryminalnej, ani elementów thrillera, ani interesującego procesu, że o braku dramatu psychologicznego nie wspomnę. Żadnego napięcia też nie było. No i jeszcze należy dodać, że popełniłeś grzech braku fantastyki.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
Mam nadzieję, Kossadamie, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze, zdecydowanie lepiej napisane i nasycone fantastyką.
…w dzielnicy pełnej bogato zdobionych budowli, wznosił się budynek o odważnym, nowoczesnym kształcie. Zbudowana ze szkła… → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: …w dzielnicy pełnej bogato zdobionych domów, wznosił się budynek o odważnym, nowoczesnym kształcie. Skonstruowana ze szkła…
W końcu zapanował spokój, przerywany jedynie jego głośnym sapaniem. → Czy dobrze rozumiem, spokój głośno sapał?
…zarzucił na plecy szlafrok, zawiązując pas. → Obawiam się, że to raczej niemożliwe, albowiem zarzuciwszy szlafrok, czyli nałożywszy go bez wkładania rąk w rękawy, ręce miałby pod szlafrokiem, więc jak zawiązałby pas na wierzchu szlafroka?
…jęknął, a jego głos skrzypiał jak stare drzwi. → Czy zaimek jest konieczny – wszak wiadomo, kto jęknął.
– Ale mam kaca! – wrzasnął. → Czy skacowany wrzeszczałby?
…podszedł do drzwi i wszedł do holu. → Brzmi to nie najlepiej.
Proponuję: …zbliżył się do drzwi i wyszedł do holu.
Poczuł jak alkohol rozlewa się po gardle, wypełniając jego wnętrze niczym kojący eliksir. → Obawiam się, że alkohol nie mógł wypełnić wnętrza gardła, bo Franek pewnie by się zakrztusił.
Proponuję: Poczuł jak alkohol rozlewa się po gardle i spływa do żołądka niczym kojący eliksir.
…więc został zatrzymany jako główny podejrzany. → Czy to celowy rym?
…pytania bez odpowiedzi wciąż wisiały w powietrzu – Czy to zemsta? → Zamiast półpauzy powinien być dwukropek.
Oskarżyciel zażądał 20 lat, lecz, dzięki skutecznej apelacji adwokata Albina, Franek został skazany na lat 15. → Oskarżyciel zażądał dwudziestu lat, lecz, dzięki skutecznej apelacji adwokata Albina, Franek został skazany na lat piętnaście.
Liczebniki zapisujemy słownie.
…masz jeszcze 13 lat odsiadki… → …masz jeszcze trzynaście lat odsiadki…
Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.
…przypominał jego kompan podczas wieczornych rozmów. → Czy zaimek jest konieczny?
Bohater zmarszczył czoło w geście dezorientacji… → Dlaczego Franek jest bohaterem? Gesty wykonuje się rękami, nie czołem.
Proponuję: Franek zmarszczył czoło w wyrazie dezorientacji…
– Masz rację, musimy znaleźć Józefa! → Kim jest Józef i dlaczego dowiaduję się o nim dopiero teraz?
…i w szale chwyciła za nóż. → …i w szale chwyciła nóż.
Chwytamy coś, nie za coś.
…przyjął wyrok 15 lat… → …przyjął wyrok piętnastu lat…
– Nieźle się tu urządziłeś – zauważył, spoglądając na ładnie urządzony ogród. → Powtórzenie.
Proponuję: – Nieźle się tu urządziłeś – zauważył, spoglądając na wypielęgnowany ogród.
Kochaliście się w niej obydwoje… → W Małgorzacie kochali się mężczyźni, więc: Kochaliście się w niej obaj…
Obydwoje to kobieta I mężczyzna.
Franek, stojąc w głębi swojego ogrodu… → Zbędny zaimek. Adwokat i Franek zaczęli rozmowę na tarasie; kiedy zeszli w głąb ogrodu?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Drogi autorze!
Dzwonił Tommy Wiseau i zażądał swojego stylu z powrotem. W odpowiedzi nawinąłem mu trochę makaronu na uszy i jego początkowe wzburzenie sprytnie zamieniłem w szczere podekscytowanie. Jest szansa na jakąś kolaborację w przyszłości. Nie dziękuj.
Tyle dobrych wieści na teraz.
Osobiście nie podzielam jego entuzjazmu. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy to Twoja duma i przeświadczenie, że wiesz co robisz. Twoje odpowiedzi na pierwsze komentarze nie przekonują mnie jednak, że tego tekstu nie napisałeś rano na kolanie. To nie zapomniana praca domowa, naprawdę mogłeś się choć trochę postarać. Przyznaj się, ile razy przeczytałeś swój tekst przed publikacją?
Nie udało Ci się osiągnąć niczego, co próbowałeś. Nie ma tutaj ani zagadki, ani intrygi, ani grozy, ani satysfakcji na koniec. Jest za to rozczarowanie, chaos i kicz, a to wszystko opisane tonem, który jeszcze w Twojej głowie brzmiał zapewne bardzo pięknie. W rzeczywistości wypada to dużo mniej kolorowo i poetycko, niż Ci się wydaje. Wielkimi słowami i opisami nie przykryjesz braku pomysłu i zaangażowania.
Już na samym początku mnie denerwujesz pompując tekst opisami budynku, który nie ma znaczenia, choć podobno nie chciałeś się rozpisywać. Próbujesz mi wmówić, z czym mają mi się kojarzyć choinki i karmisz oszronionym śniegiem, od którego mój mózg dostaje czkawki. Pojawiają się teatralne krzyki w powietrze, kwiatki typu kojący eliksir, który nie przynosi ulgi. Dalej jest tylko gorzej. Nie minęła połowa, a zupełnie Ci się odechciało i zacząłeś gonić i streszczać. Godne podziwu jest to, że goniąc i streszczając wciąż wciskałeś na siłę smaczki typu „każdy dzień w więzieniu przynosił nowe wyzwania”. Jakie wyzwania? Tego nie byłeś skłonny powiedzieć.
Żaden z Twoich bohaterów nie jest ani trochę interesujący. Opierają się na na zalążku pomysłów, nawet szablonowymi ich nazwać nie można. Zachowują się bezsensownie, majaczą i bełkoczą zamiast rozmawiać. Ciężko się doszukać jakiegokolwiek związku przyczynowo – skutkowego.
Sam nie wiem, czy bardziej mnie irytuje niewinny przyjaciel Józef, który bez gadania i oporu przyjmuje na siebie karę więzienia, czy skuteczny i niekonwencjonalny adwokat Albin, który go do tego z czystym sumieniem przekonał, a potem, z dumą nie mniejszą niż Twoja, chronił prawdziwego mordercę, czy może tutejszy wymiar sprawiedliwości i świat, w którym te zdarzenia miały miejsce, bo zdaje się on nie mieć żadnych reguł i sensownych konsekwencji.
Na przyszłość nie licz na to, że będę traktował poważnie postacie o imionach jak Franek i Bolek. Nie mogę szanować Twojego dzieła bardziej niż ty sam.
Czytał Mieczysław Gajda
Cześć, kossadam. Nie mogę sprecyzować, co wywołuje u mnie brak wiarygodności opowiadania. Myślę, że dialogi np. (– Musisz walczyć, masz jeszcze 13 lat odsiadki – przypominał jego kompan podczas wieczornych rozmów. W końcu, zmęczony i sfrustrowany Franek, pociągnął temat dalej i spytał: …), przez dopowiedzenia, tracą na dynamice. Od strony poprawności zapisu, nie dostrzegam jakichś wielkich błędów (nie jestem też specem w tej kwestii). Opowiadanie ma potencjał. Ogólnie nie jest źle, ale rewelacji nie ma. Pozdrawiam.
Cześć kossadam!
Nawet się dobrze czytało. Zgrzytało mi czasem, gdy nagle za szybko przeskakiwałeś z jednej akcji w drugą. Tak nagle. Jakby ci to wytłumaczyć. Brakowało mi opisu, coś działo się za szybko.
Ale poza tym spoko, choć nie ma tu jakiegoś wielkiego twistu :)
Pozdrawiam!!@
Jestem niepełnosprawny...
Dziękuję za wszystkie opinie dotyczące mojego opowiadania "Cienie Niewinności". Rozumiem, że tekst wzbudził mieszane uczucia i nie spełnił wszystkich oczekiwań, jakie mogą mieć czytelnicy. Pozwólcie, że odniosę się do kilku kluczowych kwestii poruszonych w komentarzach.
Ogólne uwagi
Wiem, że każda historia może mieć swoje mocne i słabe strony. Wasze opinie są dla mnie cenną wskazówką, co mogę poprawić w przyszłych tekstach.
Odpowiedzi na konkretne komentarze
Regulatorze: Dziękuję za Twoje szczegółowe uwagi. Przyznaję, że opowiadanie mogło być bardziej wciągające i lepiej rozwinięte pod względem emocji, napięcia oraz elementów thrillera i fantastyki. Twoje wskazówki dotyczące stylu i konstrukcji są bardzo pomocne i z pewnością wezmę je pod uwagę w przyszłych projektach.
Mieczysław Gajda: Dziękuję za bezkompromisową krytykę. Rozumiem, że niektóre elementy fabuły i stylu mogły wydawać się nieprzekonujące. Doceniam wskazówki dotyczące poprawy dialogów i rozwinięcia postaci. Pracuję nad tym, aby moje przyszłe opowiadania były bardziej spójne i angażujące.
Krytyka dotycząca tempa i przeskoków w akcji: Zgadzam się, że tempo narracji mogło być momentami zbyt szybkie, co mogło utrudniać pełne zaangażowanie w historię. Będę pracował nad płynniejszymi przejściami między scenami i dodaniem więcej szczegółowych opisów, aby lepiej budować napięcie i emocje.
Podsumowanie
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie uwagi i konstruktywną krytykę. Cenię sobie każdą opinię, ponieważ pomaga mi to rozwijać się jako pisarz. Mam nadzieję, że moje przyszłe opowiadania będą lepiej dopracowane i bardziej satysfakcjonujące dla czytelników.
Pozdrawiam serdecznie,
Kossadam
Twoje wskazówki dotyczące stylu i konstrukcji są bardzo pomocne i z pewnością wezmę je pod uwagę w przyszłych projektach.
Bardzo proszę, Kossadamie, miło mi, że mogłam się przydać.
Obawiam się jednak, że nie wszystkie powyższe uwagi będą mogły być wzięte pod uwagę w Twoich przyszłych dziełach. Natomiast byłoby wskazane, żebyś dokonał poprawek w Cieniach niewinności, aby kolejni czytelnicy nie potykali się na usterkach. Poprawianie błędów w opowiadaniu też jest nauką.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Drogi Regulatorze,
Dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie mojego opowiadania "Cienie Niewinności" i za szczegółową analizę. Doceniam Twoje wskazówki dotyczące stylu i konstrukcji, jednak chciałbym wyjaśnić kilka kwestii.
Rozumiem, że każdy ma swoje oczekiwania co do opowiadań i stylów literackich. Moim celem było stworzenie historii, która wciągnie czytelnika i zapewni mu emocjonującą lekturę. Twoje sugestie są z pewnością wartościowe, ale nie we wszystkich punktach się z nimi zgadzam. Każdy pisarz ma swoją unikalną wizję i sposób, w jaki chce przekazać swoją opowieść.
W przyszłości postaram się uwzględnić niektóre z Twoich uwag, aby moje opowiadania były jeszcze lepsze. Niemniej jednak, w przypadku "Cieni Niewinności", pozostanę przy swojej wersji, wierząc, że spełnia ona moje zamierzenia artystyczne.
Jeszcze raz dziękuję za konstruktywną krytykę i mam nadzieję, że moje przyszłe prace bardziej przypadną Ci do gustu.
Pozdrawiam serdecznie, Kossadam
Cześć, Kossadamie!
Niestety, ale muszę zgodzić się z przedpiścami, tekst jest bardziej beznamiętnym streszczeniem niż pełnoprawnym opowiadaniem. Fantastyki zabrakło zupełnie.
Życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej!
Edit: tak na marginesie to Regulatorzy jest kobietą, wiec forma "drogi Regulatorze" niespecjalnie pasuje… ;)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Przykro mi to pisać, ale przeczytałam opowiadanie dopiero za drugim podejściem. Tekst, choć niedługi, wydał mi się po prostu nudny. Począwszy od opisu budynku, a skończywszy na raportowanych wydarzeniach… ech, brakło mi tu czegoś więcej niż tylko fantastyki.
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Kossadamie, to jest Twoje opowiadanie i wyłącznie od Ciebie zależy, jak będzie napisane. Wszystkie moje uwagi to tylko sugestie, z których nie musisz korzystać, ani się z nimi zgadzać. Uważam jednak, że ewidentne usterki należałoby usunąć, ale to tylko moje zdanie i wcale nie musisz brać go pod uwagę.
Rozumiem, że jak każdy pisarz masz unikalną wizję i sposób, w jaki chcesz przekazać opowieść, ale zważ, że nawet jednym słowem nie próbowałam skłonić Ci ani do zmiany rzeczonej wizji, ani do sposobu przekazywania opowieści. W komentarzu zawarłam tylko subiektywne odczucia, których doznałam w trakcie lektury i po jej zakończeniu. Nic więcej.
Dodam jeszcze, że cezary_cezary ma rację – jestem kobietą i uważam, że zwracanie się do mnie per regulatorko, brzmiałoby zdecydowanie lepiej.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorko, dziękuję za Twoje szczegółowe i szczere uwagi dotyczące mojego opowiadania. Z przyjemnością informuję, że skorzystałem z Twoich sugestii i poprawiłem wszystkie błędy, które wskazałaś.
Co do elementów fantastyki – zdaję sobie sprawę, że ich brak to poważne niedopatrzenie w kontekście gatunku. W tym opowiadaniu nie udało mi się ich dodać, ponieważ wymagałoby to gruntownej przeróbki całej historii. Niemniej jednak, wezmę to pod uwagę i zadbam, aby w moich przyszłych tekstach pojawiły się odpowiednie elementy fantastyki.
Z wyrazami szacunku,
Kossadam
Bardzo proszę, Kossadamie. Miło mi, że mogłam sie przydać.
Spodziewam się, że niebawem zaprezentujesz opowiadanie, w którym nie braknie fantastyki.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Podobnie jak większość wcześniejszych komentatorów muszę stwierdzić, że tekst był słaby lub wręcz bardzo słaby. Aby jednak nie poprzestawać na własnych odczuciach, spróbuję wskazać kilka elementów, które się do tego przyczyniły.
Na początek język. Z jednej strony doceniam używanie wysokiego języka literackiego, rozbudowane opisy, itp. Ale język powinien współgrać z formą, a tutaj tego zabrakło. W tak krótkim tekście, który (w zamierzeniu) skupia się głównie na akcji i na zagadce można chyba te opisy pominąć. Do tego język nie był stosowany konsekwentnie w całym tekście, początkowo długie, rozbudowane opisy, potem właściwie samo streszczanie.
No właśnie, streszczanie. Tekst przypomina bardziej streszczenie pewnych wydarzeń niż ich opowiadanie. Myślę, że całość była zdecydowanie za krótka, aby w przekonujący sposób opowiedzieć wszystko, co autor chciał tam pomieścić. Większa część tekstu przypomina mi raczej konspekt, który dopiero ma zostać rozbudowany do opowiadania.
Chciałbym wreszcie podkreślić niewiarygodność zarówno samych zdarzeń, jak i bohaterów.
– Spróbuj przypomnieć sobie wszystkie szczegóły tamtej nocy – doradził Bolek. (…)
– Wiem, że byłeś wtedy pijany i nic nie pamiętasz – przypomniał Bolek, wpatrując się w niego intensywnie – ale jeśli to nie ty zabiłeś Małgorzatę, to kto?
Czy takie słowa nie powinny paść raczej w czasie procesu (opisanego zresztą tak skrótowo, że właściwie można go nie zauważyć), podczas narady z adwokatem? Również Józef, który bez szemrania przyjmuje niesprawiedliwy wyrok, a potem popełnia samobójstwo, nie wygląda jak prawdziwy człowiek, raczej jak jakiś fantom. To samo dotyczy innych postaci.
Nie ma tu zagadki, nie ma tajemnicy (tzn. niby są, ale giną w streszczeniu i w niewiarygodności wydarzeń).
To tyle ode mnie.