- Opowiadanie: ordoabchao91 - Prolog

Prolog

Siema wszystkim. Prolog pierwszy draft. Czuję, że jest jeszcze sporo elementów do poprawy i chciałbym poznać Waszą opinię, zdanie oraz sugestie dotyczące owego framentu, które pozwolą mi lepiej pisać. Chciałbym zwrócić uwagę, że przygodę z pisaniem rozpocząłem niespełna dwa miesiące temu i jak narazie piszę po to, aby rozwinąć swój warsztat. Pzdr

Oceny

Prolog

PROLOG

 

Knajpa była zupełnie pusta i martwa; tak martwa jak przydrożny bar poza sezonem w mieście, od dawna omijanym przez turystów. Za oknami szalała wichura, niosąc tumany śniegu nad budynkami. Wielki neon z napisem Raven’s Bar rzucał kolorowe, migotliwe światło na parking. W środku unosił się zapach piwa, potu i papierosów, mieszając się z nutą starej skóry porzuconych kurtek, które wisiały przy wejściu. Drewniany blat nosił liczne znamiona rozlanych napojów i niedopałków, a każdy z nich był echem przebytych rozmów. Długi kontuar barowy zdawał się znikać w ciemności, jakby pomieszczenie nie miało wyraźnych granic. Przy oknach stały skórzane kanapy w stylu amerykańskich barów z lat 80-tych. Ich czerwień pokryta szkarłatem, miała w sobie coś złowieszczego. Jak Bóg mi świadkiem miałem wrażenie, że gdy tylko się zbliżę, wciągną mnie jak zwierzynę, a ich kolor nabierze jeszcze głębszej czerwieni. Wybrałem więc miejsce przy barze. Wyciągnąłem czerwone Marlboro i dym z papierosa boleśnie wypełniał me płuca. „Nowy dzień, stare blizny…” – pomyślałem, a dźwięk dzwonka nad otwartymi drzwiami przegonił panującą ciszę. Zamieć wdarła się do środka, pokrywając podłogę śniegiem. Sylwetka nieznajomego wypełniła pustą przestrzeń.

 

– Witaj Jamie. Cieszę się, że w końcu cię widzę. – powiedział, a jego słowa nie brzmiały zwyczajnie. Czułem jakby wdzierały się do moich myśli, dotykając niemal duszy. Starzejecie się szybciej niż wasze marzenia, a i one bywają ulotne – dodał po chwili, a jukebox zagrał kawałek Don’t Fear The Reaper.

 

Podszedł bliżej. Cień ustąpił z jego oblicza. Przyćmione światło ukazało gnijącą narośl, która pulsowała i zdawała się oddychać. Przy każdym wdechu, słychać było świst powietrza, a małe wgłębienia na wysokości oczu, skrywały przenikliwe ślepia, które lśniły jak dwa obsydiany. 

 

– Wiem, o czym myślisz, Jamie. Ale co by to dało, gdybym ci powiedział? I tak nie zrozumiałbyś prawdziwego piękna…Jeszcze nie jesteś gotowy. – a słowo „jeszcze” skrywało obietnicę, która zmroziła krew w żyłach.

 

Gnijąca narośl przybierała większych rozmiarów pulsując i kurcząc się na przemian. „To cholerstwo żyło…” – krzyczały moje myśli, a mózg płonął jak zwęglone opony. Drzwi baru z tabliczką OTWARTE zamknęły się z głuchym trzaskiem.

– Och powiedz, co słychać u Kathy…? – zapytał, a jego głos niósł jakąś chorą ciekawość.

 

Chciałem krzyknąć „odpieprz się od niej, albo przeflancuję ci tę buźkę, przystojniaku…”, jednak nie potrafiłem wydusić słowa. Zmroził mnie strach, który zaciskał stalową obręcz na gardle. Nie byłem w stanie zrobić nic więcej. Mogłem tylko dokończyć swoją historię.

 

Powiedzieć, że moje małżeństwo z Kathy Bennett się nie ułożyło, to jakby nie powiedzieć nic. Każdy trzyma trupa w szafie – my mieliśmy pełne groby. Po stracie dziecka, nasz związek przetrwał nieco ponad osiem miesięcy i bum, rozsypał się jak domek z kart, zostawiając po sobie cholerny bałagan. Z resztą nigdy nie miałem szczęścia do kobiet. Mówią, że ten kto nie ma szczęścia w miłości, z pewnością odnajdzie je w kartach. Tak właśnie było w moim przypadku. Jasne, przegrałem sporo szmalu jednak bilans był dodatni; dodatni dopóki nie zacząłem pić. Kochałem Kathy. Naprawdę ją kochałem, a po rozwodzie nie potrafiłem pozbierać się do kupy. Zbyt wiele czasu spędzałem w barach, w okolicy Starego Portu przy Wildshox Avenue: w Red Rose, Strip Night i Street Pub. Za dużo piłem i za dużo paliłem, a rano nie potrafiłem znieść swojego spojrzenia w lustrze. I do diabła, ja cię pierdzielę – za każdym razem kłamałem, że to ostatni raz.

 

Ogarnął mnie głęboki smutek, większy nawet niż wtedy gdy, Kathy Bennett zabrała swoje rzeczy i wyprowadziła się do matki. Usłyszałem płacz, nie w knajpie lecz w umyśle. Płacz przeszłości, który wdziera się do głowy i kroi mózg na kawałki. „Na miłość boską niech ktoś coś zrobi, żeby w końcu przestał skomleć…” – pomyślałem, jednak wiedziałem, że tylko ja mogę zdusić ten krzyk. Nieznajomy usiadł koło mnie. To cholerstwo na jego twarzy, przybierało łagodniejszych kształtów. Najpierw pojawiły się oczy. Dojrzałem w nich coś znajomego. Później malował się podbródek z kilkudniowym, siwym zarostem. Upiorne oblicze przybierało wyraz twarzy, która przypominała mi ojca. 

 

– Niedaleko pada jabłko od jabłoni… – powiedział, a jego uśmiech nie dotykał oczu. Przypominał raczej kogoś, kogo cieszy cierpienie innych.

 

„Niech mnie piorun trzaśnie, a ziemia stanie w płomieniach, usłyszałem głos ojca”.

Pamiętasz huśtawkę, którą kiedyś zrobiłem…? – kontynuował, a w jego tonie wyczułem nutę goryczy. Nie miałem pewności, ale myślę że czegoś żałował, jakby trawił go smutek wszystkich straconych lat.

 

– To jedyne dobre wspomnienie, związane z tobą, tato. – odpowiedziałem i poczułem żal.

 

To nie tak, że cierpię na syndrom odrzucenia czy coś w tym rodzaju. Po prostu bałem się, że będę popełniał te same błędy co on. Obawiałem się, że pewne rzeczy są nieuniknione, jeśli wiesz co mam na myśli. Przez całe życie martwiłem się, że tak bardzo będę przypominał ojca, że w końcu przestanę być sobą. Czasami czułem się bezradny jak człowiek, który spada w samochodzie z wysokiej skały. Masz kierownicę, wygodny fotel, ale nie masz wpływu na nic. Możesz krzyczeć, błagać i walić pięściami, a tylko spadasz czekając na koniec.

 

– Złamałem rękę na tej pieprzonej huśtawce – po chwili dodałem i sięgnąłem do paczki. Narośl zaczęła zmieniać swe kształty, przybierając nową maskę. To była Kathy, Kathy Bennett. Patrzyła na mnie błękitnymi oczami.

 

Od dłuższego czasu nie układało nam się najlepiej, a poronienie było tylko gwoździem do trumny. Byłem egoistycznym dupkiem. Nie potrafiłem słuchać, a może nie chciałem zrozumieć. Może po prostu wkurwiała mnie jej obecność, a gdy w końcu odeszła, z całych sił zapragnąłem żeby wróciła. Koniec końców, nie pozostawiłem jej innego wyboru. Może gdybym wcześniej zrozumiał, to sprawy potoczyłyby się inaczej. Tak czy siak jestem tutaj, a to ostatni przystanek mojej podróży. Chyba powoli łapię, co to za miejsce.

 

– Słyszysz to Jamie? Mrok…szura po ścianach, żebyś wiedział, że jest blisko. 

– To przez te cholerne pęknięcia, Kate…pieprzone pęknięcia. Mrok zawsze wchodzi przez blizny. Najpierw czernieje umysł, potem serce, a na końcu pożera duszę.

– Ale jesteśmy razem, prawda Jamie? Razem przeciwko niemu, pamiętasz? Mieliśmy być razem do końca, dopóki…

– Ale to jest mój koniec Kathy. Wierzyłem, że wszystko ma jakiś sens, nawet to czego nie potrafiłem z początku zrozumieć, ale teraz…sam już nie wiem. Czułem, że coś jest blisko, a to coś nie dawało mi spokoju. Ja po prostu chciałem cię chronić…

– Chronić przed czym?

– Przed bestią, Kate, miałem chronić cię przed bestią.

 

Na jej twarzy pojawił się bezduszny uśmiech, przypominający uśmiech rekina. Na miłość boską, to nie była Kathy, którą kiedyś kochałem! Zrobiła się blada, biała jak kreda, a błękitne oczy przybrały srebrzystą barwę. Pod jej włosami coś zaczęło się poruszać, jakby włochaty stwór wyżerał jej mózg od środka, a z każdym kęsem zwiększał swój rozmiar powodując wodogłowie. Usłyszałem dźwięk łamanych kości i mokry łoskot pękającej czaszki. Zniknęła twarz mojej Kathy. Pożarła ją plugawa narośl.  

 

– Ty skurwielu…! – krzyczałem, miotając się na stoliku przy barze i omal z niego nie spadłem. Serce wydało okrzyk stłumionego wrzasku, jakby chciało wyrwać się z piersi i uciec od tego miejsca.

– Och Jamie! Jamie! Jamie! Byłeś taki poważny, że aż sam się o to prosiłeś. Naprawdę nie podobała Ci się moja Kathy? – wykrzywił usta, przypominające rozwartą bliznę, teatralnie wyrażając smutek, po czym zaśmiał się niewinnie jak dziecko.

– Pieprzony draniu! Jesteś tak samo chory, jak chore jest to miejsce! – wydarłem się na całe gardło, czując gorącą falę złości. Strąciłem popielniczkę z lady, która z hukiem roztrzaskała się o podłogę. W przypływie gniewu kierowałem się w stronę wyjścia. Drżącą dłonią szarpnąłem za klamkę. Drzwi, choć wyglądały na kruche, otwierały się powoli. Miałem wrażenie jakbym otwierał stalowe skrzydło skarbca, które ważyło tonę. To co za nimi ujrzałem, dosłownie wywaliło mnie z butów. Poczułem strach, który brzmiał jak pisk szczura w gardle. Był to okropny, mokry i śliski strach, ten który pazurami ciągnie po plecach, wywołując zimny pot i gęsią skórkę.

– Witamy w piekle! W najlepszym piekle pod słońcem, Jamieeee! – upiorny uśmiech obnażył jego równie upiorne zęby.  Poczułem odurzający zapach siarki, a mój wzrok zrobił się mętny. Podłoga zaczęła drżeć pod stopami. Z początku było to subtelne, ledwo wyczuwalne drżenie, które stopniowo przybierało na sile. Krzesła i stoły podskakiwały w miejscu, jakby niewidzialna siła próbowała je unieść. Butelki z alkoholem spadały na podłogę, rozsypując fragmenty szkła w każdą stronę. Stałem w środku chaosu, próbując utrzymać równowagę. Czułem, że coś jest blisko, to coś co nie dawało mi spokoju.

 

****

 

Zrozumiałem, że to koniec, gdy wnętrze baru zaczęło się rozpadać. Ściany pękały pod naporem niewidzialnej siły, a brunatna krew, niczym wodospad, wylewała się z każdej szczeliny. Podłoga rozerwała się z potężnym hukiem, unosząc czarno-białe kafelki pod sufit. Eksplodujące okna wypluwały przed siebie odłamki szkła, które przecinały powietrze jak błyszczące żyletki. Czerwone kanapy płonęły żywym ogniem, rozpływając się jak wosk, wydając przy tym syknięcia przypominające ryk zranionej bestii. Poczułem metaliczny smak w ustach, a wszystko wokół zaczęło wirować. Fragment podłogi zapadł się pod ziemię, tworząc dziurę wielkości jeziora. „A więc tak wygląda piekło…” – pomyślałem, gdy mroczna otchłań, niczym czarna dziura, wciągnęła mnie do środka. Spadałem, spadałem, spadałem…rozpaczliwie machałem nogami, jakbym próbował znaleźć kawałek twardej powierzchni. Czułem palący ból, który coraz mocniej zaciskał swe szpony na gardle. Wiedziałem, że moje stopy nie dotkną już krzesła. Jeszcze chwila walki i mięśnie ustąpiły przytłaczającej sile otchłani. Ciemność oplata każdy centymetr mojej duszy. Plugawa bestia wbijała swe kły i odrywała kawałek po kawałku, jak surowe mięso od kości. Nagle ból ustąpił, a umysł wypełniła rozkosz. Przestałem walczyć. Zobaczyłem ich piękno, którego wcześniej nie mogłem pojąć. Zniknął strach i poczucie samotności. Wszystko wokół nabrało sensu. Usłyszałem cichy głos z dalekiej otchłani…

 

Dlaczego to zrobiłeś, Jamie…?

Bo mrok zjadł moją duszę, mamo.

 

Nakarmiłem bestię. Wypełniłem swoje przeznaczenie.

Koniec

Komentarze

Cześć, ordoabchao91. Powiadasz, że zacząłeś tworzyć dwa miesiące temu? To powiem Ci, że jak na dwa miesiące, piszesz bardzo dobrze. Jestem palaczem i nie rozumiem, dlaczego bohaterowo (boleśnie dym wypełniał płuca). Płuca nie są unerwione, oskrzela mogą boleć, ale nie płuca. Poza tym, przyznam, jako osoba paląca, że podczas kiedy ząciągam się dymem, ulegam złudnemu wrażeniu odprężenia, i nawet wydaje mi się, że czuję się przez chwilę lepiej. Dlatego całkowicie nie mogę uwierzyć w słowa bohatera. Czekam na następne Twoje teksty, ponieważ zapowiada się całkiem nieźle. Pozdrawiam.

Jaki to jest zapach porzuconych kurtek?

 

Drewniany blat nosił liczne znamiona rozlanych napojów i niedopałków, a każdy z nich był echem przebytych rozmów.

Raczej ślady. https://sjp.pwn.pl/sjp/znamie;2546916.html

 

Poza tym na stole to raczej ślady przypaleń, a nie niedopałków.

 

Ich czerwień pokryta szkarłatem

Masło maślane mamy.

 

Starzejecie się szybciej niż wasze marzenia, a i one bywają ulotne – dodał po chwili, a jukebox zagrał kawałek Don’t Fear The Reaper.

Powinien być kontynuowany dialog, więc – Starzejecie się szybciej…

 

Te wszystkie przerwy między akapitami są zbędne.

 

– Wiem, o czym myślisz, Jamie. Ale co by to dało, gdybym ci powiedział? I tak nie zrozumiałbyś prawdziwego piękna…Jeszcze nie jesteś gotowy. – a słowo „jeszcze” skrywało obietnicę, która zmroziła krew w żyłach.

Wielokropek ma 3 kropki. Po kropce spacja. A z dużej w “a słowo”.

 

Gnijąca narośl przybierała większych rozmiarów pulsując i kurcząc się na przemian. „To cholerstwo żyło…” – krzyczały moje myśli, a mózg płonął jak zwęglone opony. Drzwi baru z tabliczką OTWARTE zamknęły się z głuchym trzaskiem.

 

Przybierała rozmiary, zła odmiana. Jak się kurczyła to nie większe raczej.

 

– Och powiedz, co słychać u Kathy…? – zapytał, a jego głos niósł jakąś chorą ciekawość.

Głos nie może nieść ciekawości… nawet chorej;)

 

 jego uśmiech nie dotykał oczu

 

Uśmiech nie dotyka.

 

Masz błędy w zapisie dialogów. Tu poczytasz jak zapisywać: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

 

Takie surowe opowiadanie to warto wrzucić na betę, a nie do poczekalni.

https://www.fantastyka.pl/loza/17

 

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Cześć Hesket. Ogromnie dziękuję za Twój komentarz! Metafora “Wyciągnąłem czerwone Marlboro i dym z papierosa boleśnie wypełniał me płuca” na tamten moment :) wydawała mi się trafna, choć po Twoim komentarzu mam pewne obiekcje…. W tym przypadku miało to oznaczać, że dym nie dosłownie wypełnia płuca w sposób bolesny, lecz sugeruje, że oddychanie w dymie jest trudne i bolesne. Miałem na celu wywołanie silniejszego emocjonalnego i zmysłowego wrażenia u czytelnika. Sam też jestem palaczem, co prawda weekendowym, a to spostrzeżenie jakoś do mnie przemawiało…Odnośnie mojego pisania. Dawno temu pisałem teksty do piosenek i być może to w jakiś sposób “ułatwia” (to złe słowo), pomaga mi pisać? Nie wiem, ale czuję że to fajna zajawka :)

 

Mam pewne pytania odnośnie publikowania tekstów na fantastyka.pl – czy to na pewno dobry pomysł? Zastanawiam się nad tym…Boję się, że będę pisał tylko pod fantatsykę, aby publikować tutaj pojedyncze fragmenty. Na dzień dzisiejszy mam napisane jakieś hmm 85 tys. znaków. Chciałbym to skończyć, aby dodać sobie trochę “otuchy” i pokazać, że mogę po prostu dokończyć to co zacząłem, choć droga jak wiadomo nie jest najłatwiejsza. Jak uważasz? Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego!

OrdoAbChao

Ogromnie dziękuję Ambush za wskazówki odnośnie tekstu. Merytoryczne, konkretne i mega pomocne! Przeanalizuję tekst pod względem wytycznych, które zamieściłaś powyżej. Dziękuję :)

OrdoAbChao

Cześć.

Faktycznie, warsztatowo nie jest źle jak na debiutanta, błędów stylistycznych nawet nie zauważyłem. Ale:

Wielki neon z napisem Raven’s Bar

Cudzysłów zamiast bolda.

jukebox zagrał kawałek Don’t Fear The Reaper

Tytuł w cudzysłowie albo kursywą.

 

I niepotrzebne światło między akapitami.

 

Co do fabuły – trochę mi przypomina niedawny horror z Freyą Alan, ,,Baghead” (okropny polski tytuł ,,Dwie minuty do piekła”). Tamten film nawet mi się podobał, ale tu chyba widziałem za mało, żeby ocenić. Jak rozumiem, to początek historii – nie wiem, czy czytałbym dalej, gdybym mógł. Po prostu problemy bohatera (a opisujesz go tak, że na początku spodziewałem się czarnego kryminału) jakoś mnie nie poruszyły.

A, i to nie jest ,,dark fantasy”. To znaczy może i jest ,,dark”, ale ,,fantasy” sugeruje elfy, smoki, wróżki i tak dalej, a tutaj tego nie ma. 

Kilka uwag formalnych:

– ,,fragmenty nie cieszą się popularnością” – jeśli oczekujesz większego feedbacku, wrzuć skończony tekst. Ludzie niekoniecznie chcą czytać coś, czego ciąg dalszy pojawi się za czas bliżej nieokreślony.

– nie musisz pisać tytułu na początku, dodaje się sam.

Pzdr.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Dzięki za komentarz SNDWLKR oraz dziękuję za uwagi. Filmu nie oglądałem, ale chętnie rzucę okiem. Jestem nowy na serwisie i jeszcze nie ogarniam pewnych rzeczy, także dzięki za info. Jeżeli mógłbym oczekiwać odpowiedzi to chętnie zadam Ci pytanie – problemy bohatera nie poruszyły Cię ze względu na? Zastanawiam się czy chodzi o sam opis problemów, który nie był np. wystarczająco obrazowy? Czy po prostu waga problemów nie robiła wrażenia? A może coś zupełnie innego? Będe wdzięczny za odpowiedź. Pzdr!

 

OrdoAbChao

problemy bohatera nie poruszyły Cię ze względu na?

Jak by to nazwać… Trochę ich sztampowość, a trochę moje własne preferencje.

Z jednej strony problemy z tatusiem, osobista tragedia, rozpad małżeństwa, nałogi i wreszcie potępienie wywołują w mojej głowie dość wyraźny obraz – pana w fedorze i prochowcu snującego monologi na temat marnej kondycji ludzkości – przez który z kolei tylko przewalam oczami. Niezbyt lubię noir, uważam, że ta płyta zdarła się już dawno.

Z drugiej – chyba mam problem z utożsamieniem się z bohaterem. Mało mnie z nim łączy, ale na to już nie masz wpływu. (:

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

No tak, zestaw problemów bohatera faktycznie może się wydawać dosyć “podstawowy”. Widzisz SNDWLKR – jednak otrzymałem jakiś konkretny feedback :) Konstruktywną krytykę, cenię bardziej niżeli słowa pochlebne, albowiem każdy komplement jest jak kwiat maku – piękny, nietrwały; z krytyką, można pracować :)

OrdoAbChao

Primo – witaj w dżungli :D

Secundo – "przygoda" to nie to, co Ci się zdaje.

Tertio – coś wymyślimy po drodze do Perrivale ;) (trzeba się śmiać, bo co nam zostało)

 

A teraz…

 Knajpa była zupełnie pusta i martwa; tak martwa jak przydrożny bar poza sezonem w mieście, od dawna omijanym przez turystów.

Hej, hej, spokojnie. Powściągnij metafory. Jeżeli knajpa właśnie jest taka, jaką ją opisujesz, powiedz to wprost.

 Za oknami szalała wichura, niosąc tumany śniegu nad budynkami.

Rym, no i szalejesz z tym opisem. Gdzie właściwie stoimy? Skąd widzimy tę knajpę?

 Wielki neon z napisem Raven’s Bar rzucał kolorowe, migotliwe światło na parking.

W zadymce? Napis lepiej w cudzysłów, ewentualnie może być kursywą, ale na pewno nie wytłuszczony.

 W środku unosił się zapach piwa, potu i papierosów

Dobrze, ale knajpa jest pusta i martwa. To zwykle oznacza, że nie ma w niej nikogo, kto mógłby chlać, palić i się pocić. Jeżeli zapach pozostał, to – dokąd odeszli jego wytwórcy?

mieszając się z nutą starej skóry porzuconych kurtek

Czy Twój narrator jest kiperem? Czy ma superwęch?

 Drewniany blat nosił liczne znamiona rozlanych napojów i niedopałków, a każdy z nich był echem przebytych rozmów.

Bez sensu: raz, że znamię to nie to samo, co ślad, a dwa – niedopałek nie może być echem rozmów. Może tak: Drewniany blat znaczyły plamy po napojach i ślady wypalone papierosami, zapomnianymi podczas długich rozmów.

 Ich czerwień pokryta szkarłatem, miała w sobie coś złowieszczego.

Szkarłat to odmiana czerwieni, więc obraz wychodzi co najmniej dziwny. Przecinek koniecznie wyrzuć, nie może go być między podmiotem a orzeczeniem.

 Jak Bóg mi świadkiem miałem wrażenie, że gdy tylko się zbliżę, wciągną mnie jak zwierzynę, a ich kolor nabierze jeszcze głębszej czerwieni.

Czerwień jest odmianą koloru, zob. tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842880 Dlaczego właściwie te kanapy mają przywodzić na myśl coś drapieżnego? I przecinki oraz idiomy: Bóg mi świadkiem, miałem wrażenie, że gdy tylko się zbliżę, wciągną mnie, a czerwień jeszcze się pogłębi.

 dym z papierosa boleśnie wypełniał me płuca

Purpura, archaizm. Śmiesznie to wygląda, choć w sumie chyba celujesz tu w ton lekko purpurowy.

pomyślałem, a dźwięk dzwonka nad otwartymi drzwiami przegonił panującą ciszę.

Brak łączności logicznej (spokojnie można to rozdzielić na dwa zdania), purpura daje wrażenie pastiszu Chandlera czy czegoś podobnego. Hmm.

Zamieć wdarła się do środka, pokrywając podłogę śniegiem.

Całą?

 Sylwetka nieznajomego wypełniła pustą przestrzeń.

To jest śmieszne w swoim zadęciu.

 – Witaj Jamie.

Wołacz oddzielamy: – Witaj, Jamie.

 a jego słowa nie brzmiały zwyczajnie

Zapewniasz, i to nie wiadomo, o czym. Przejdź od razu do opisu tej niezwykłości, zamiast się zarzekać, że coś było niezwykłe, bo w tej sposób prowokujesz u czytelnika niedowierzanie.

 Czułem jakby wdzierały się do moich myśli, dotykając niemal duszy. Starzejecie się szybciej niż wasze marzenia, a i one bywają ulotne – dodał po chwili, a jukebox zagrał kawałek Don’t Fear The Reaper.

Gdzie tu się zaczyna wypowiedź postaci? I właściwie – co postać próbuje powiedzieć?

 Cień ustąpił z jego oblicza. Przyćmione światło ukazało gnijącą narośl, która pulsowała i zdawała się oddychać.

…?

 Przy każdym wdechu, słychać było świst powietrza, a małe wgłębienia na wysokości oczu, skrywały przenikliwe ślepia, które lśniły jak dwa obsydiany.

Między podmiotem a orzeczeniem nie stawiaj przecinka: Przy każdym wdechu słychać było świst powietrza, a małe wgłębienia na wysokości oczu skrywały przenikliwe ślepia, które lśniły jak dwa obsydiany. Ponadto – skoro je widać, to nie są ukryte, nie?

 Ale co by to dało, gdybym ci powiedział? I tak nie zrozumiałbyś prawdziwego piękna…Jeszcze nie jesteś gotowy.

… o co chodzi?

 a słowo „jeszcze” skrywało obietnicę, która zmroziła krew w żyłach.

Dużą literą, bo to nie czynność paszczowa. Zob. też tu: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859

 Gnijąca narośl przybierała większych rozmiarów pulsując i kurcząc się na przemian.

Nabierała rozmiarów; przybierała większe rozmiary. Ale co właściwie próbujesz tu opisać? Coś, co rośnie – i jednocześnie się kurczy?

 „To cholerstwo żyło…” – krzyczały moje myśli

Jeśli bohater teraz dochodzi do tego wniosku, to „To cholerstwo żyje…” – krzyczały moje myśli.

 mózg płonął jak zwęglone opony.

Czego to jest metafora? Co próbujesz pokazać? Bo trochę mam wrażenie że słyszę piosenkę polskiego wykonawcy.

Drzwi baru z tabliczką OTWARTE zamknęły się z głuchym trzaskiem.

I on w tej sytuacji zwraca uwagę na tę tabliczkę? Masz narrację pierwszoosobową, czyli pokazujesz to, czego doświadcza jedna z postaci – i nic więcej.

 – Och powiedz, co słychać u Kathy…? – zapytał, a jego głos niósł jakąś chorą ciekawość.

– Och, powiedz, co słychać u Kathy…? – zapytał. Głos niczego nie niesie, a ciekawość jest oczywista w kontekście. Nawet to, że nie podoba się narratorowi, można wywnioskować.

 przeflancuję ci tę buźkę

Nie używaj słów, których znaczenia nie znasz. Buźkę zwykle wolimy przefasonować, ale co kto lubi.

 Zmroził mnie strach, który zaciskał stalową obręcz na gardle.

Purpurowe do granic śmieszności.

 Mogłem tylko dokończyć swoją historię.

Przecież on niczego nie opowiadał…?

 Po stracie dziecka, nasz związek przetrwał

To nie związek stracił dziecko (swoją drogą – czy tak mówi odumarły ojciec?): Po śmierci dziecka nasz związek przetrwał.

 Z resztą

Łącznie.

 Mówią, że ten kto nie ma szczęścia w miłości

Mówią, że kto nie ma szczęścia w miłości.

 Jasne, przegrałem sporo szmalu jednak bilans był dodatni; dodatni dopóki nie zacząłem pić.

Jasne, przegrałem sporo szmalu, ale bilans był dodatni, dopóki nie zacząłem pić.

 Naprawdę ją kochałem, a po rozwodzie nie potrafiłem pozbierać się do kupy.

Co widać w poszarpanej, chaotycznej narracji. Taki był zamiar? Aliteracja: potrafiłem pozbierać. Równie dobrze może być "zebrać".

 nie potrafiłem znieść swojego spojrzenia w lustrze

Na pewno "spojrzenia"?

 Ogarnął mnie głęboki smutek, większy nawet niż wtedy gdy, Kathy Bennett zabrała swoje rzeczy i wyprowadziła się do matki.

To… nie jest psychologicznie sensowne. Bo zobacz – przegrany facet w knajpie. W trakcie, zdaje się, apokalipsy. Zagaduje go o byłą lovecraftowskie monstrum, a on chce mu dać w mordę, ale się boi… po czym robi mu się smutno? Hę? Poza tym przecinek się obsunął: Ogarnął mnie głęboki smutek, większy nawet niż wtedy, gdy Kathy Bennett zabrała swoje rzeczy i wyprowadziła się do matki.

 Usłyszałem płacz, nie w knajpie lecz w umyśle.

Usłyszałem płacz, nie w knajpie, lecz w umyśle.

 Płacz przeszłości, który wdziera się do głowy i kroi mózg na kawałki.

 „Na miłość boską niech ktoś coś zrobi, żeby w końcu przestał skomleć…”

Postaw się w sytuacji bohatera. Pomyślisz tak?

 , jednak wiedziałem, że tylko ja mogę zdusić ten krzyk.

Purpurowe. Oraz kliszowate.

 To cholerstwo na jego twarzy, przybierało łagodniejszych kształtów.

To cholerstwo na jego twarzy nabierało łagodniejszych kształtów. Tyle gramatyka, bo semantycznie – kształty nie mogą być łagodne. I chyba nie o kształty tu chodzi.

 Później malował się podbródek

?

 Upiorne oblicze przybierało wyraz twarzy, która przypominała mi ojca.

Co to jest "wyraz twarzy"?

jego uśmiech nie dotykał oczu

… dlaczego maszynowo tłumaczysz angielskie idiomy?

 „Niech mnie piorun trzaśnie, a ziemia stanie w płomieniach, usłyszałem głos ojca”.

Dlaczego to jest w cudzysłowie? Myśli bohatera nie ma co wyróżniać, bo narracja jest w pierwszej osobie, więc to i tak same myśli bohatera.

 kontynuował, a w jego tonie wyczułem nutę goryczy. Nie miałem pewności, ale myślę że czegoś żałował

Łopatologiczne. Tnij.

 wspomnienie, związane

Tu bez przecinka. Na końcu wypowiedzi nie dawaj kropki, zob. poradnik: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

 te same błędy co on

Te same błędy, co on.

 wiesz co mam na myśli

Wiesz, co mam na myśli.

 bezradny jak człowiek

Bezradny, jak człowiek.

 Możesz krzyczeć, błagać i walić pięściami, a tylko spadasz czekając na koniec.

Welcome to the real world (it sucks): Możesz krzyczeć, błagać i walić pięściami, a i tak spadasz, czekając na koniec.

 Narośl zaczęła zmieniać swe kształty, przybierając nową maskę.

Narośl nosi maskę? Narośl zaczęła zmieniać kształty, stając się nową maską.

 zapragnąłem żeby wróciła

Zapragnąłem, żeby wróciła.

 Chyba powoli łapię, co to za miejsce.

Mnie tam wyglądało na koszmarny sen, ale skoro powiadasz, że narrator umarł, to Twój tekst. Zauważam tylko, że klisza koszmarna.

 Słyszysz to Jamie?

Słyszysz to, Jamie?

 Najpierw czernieje umysł, potem serce, a na końcu pożera duszę.

Co pożera duszę? Tj. co jest podmiotem w tym zdaniu?

 prawda Jamie

Tu tez daj przecinek.

Ale to jest mój koniec Kathy.

 Ale to jest mój koniec, Kathy.

 nawet to czego

Nawet to, czego.

 bezduszny uśmiech, przypominający uśmiech rekina

?

 z każdym kęsem zwiększał swój rozmiar powodując wodogłowie

Czy rzeczy nie mogą po prostu rosnąć? A wodogłowie to jednak abstrakt: z każdym kęsem rósł i rozpychał się.

 Usłyszałem dźwięk łamanych kości i mokry łoskot pękającej czaszki.

…?

 Serce wydało okrzyk stłumionego wrzasku

Co to jest "wrzask"?

 nie podobała Ci się moja

"Ci" małą literą – zaimki piszemy dużą literą tylko w listach.

 teatralnie wyrażając smutek

Tak, domyśliłam się. Jeśli sam nie wierzysz w swój warsztat, to jak czytelnik ma uwierzyć?

 jak chore jest to miejsce!

Anglicyzm.

 wydarłem się na całe gardło, czując gorącą falę złości.

Zapewnianie, mocno przeszkadzające, bo opisuje beznamiętnie coś, co bohater właśnie przeżywa. Trudno to wytłumaczyć, ale "the lady doth protest too much".

 Strąciłem popielniczkę z lady, która z hukiem roztrzaskała się o podłogę

Lada roztrzaskała się o podłogę? Taki szyk zdania jest dopuszczalny w angielszczyźnie, ale w polszczyźnie nie.

 W przypływie gniewu kierowałem się w stronę wyjścia.

Jest wściekły – ale się ą-ę kieruje?

Drzwi, choć wyglądały na kruche, otwierały się powoli.

Kruche – to łamliwe, delikatne. Co to ma do powolnego otwierania?

 stalowe skrzydło skarbca

To słowo znaczy co innego. Jeśli masz na myśli skrzydło drzwi skarbca, to tak napisz.

 To co za nimi ujrzałem, dosłownie wywaliło mnie z butów. Poczułem strach, który brzmiał jak pisk szczura w gardle. Był to okropny, mokry i śliski strach, ten który pazurami ciągnie po plecach, wywołując zimny pot i gęsią skórkę.

To, co. Reszta zapewniająca – wywaliłabym.

 upiorny uśmiech obnażył jego równie upiorne zęby

Dużą literą, p. poradnik. Ogólnie – hmm.

odurzający zapach siarki

Niespecjalnie. Siarka pierwiastkowa pachnie podobno siarkowodorem (nie wąchałam), natomiast wdychanie produktów jej spalania znakomicie pozwala się przekonać, jak to jest mieć atak astmy.

 mój wzrok zrobił się mętny

Tak się mówi z zewnątrz, o kimś, kto ma niezogniskowane spojrzenie, ale nigdy o samym sobie.

 Z początku było to subtelne, ledwo wyczuwalne drżenie, które stopniowo przybierało na sile.

Hmm.

 rozsypując fragmenty szkła w każdą stronę

A mogły je rozsypywać w jedną stronę?

 Czułem, że coś jest blisko, to coś co nie dawało mi spokoju.

Łopata.

 brunatna krew, niczym wodospad, wylewała się z każdej szczeliny

Może tak: brunatna krew lała się z każdej szczeliny?

 Eksplodujące okna wypluwały przed siebie odłamki szkła, które przecinały powietrze jak błyszczące żyletki.

Nie wiem, w jakim celu opisujesz sceny z "Incepcji".

 rozpaczliwie machałem nogami, jakbym próbował znaleźć kawałek twardej powierzchni

?

Oookej, końcówka jest już zupełnie…

 

No i co się tutaj stało? Nic zupełnie. Najprawdopodobniej bohater umarł, być może z przedawkowania czegoś, bo całość przypomina (logicznością powiązań zwłaszcza) wizję senną. Ale o czym jest ten tekst? Kim jest bohater? O co w ogóle chodzi? Nie mam pojęcia. Sporo tu emocji, ale oderwanych od rzeczywistości, co w połączeniu z brakiem wyczucia słów (i śmieszności…) daje wrażenie bardzo "młodego" tekstu.

No. A że każde z nas (ja też) ma coś takiego na sumieniu (nie, nie pokażę), to masz odfajkowany jeden etap bycia pisarzem. Jedź dalej.

 W tym przypadku miało to oznaczać, że dym nie dosłownie wypełnia płuca w sposób bolesny, lecz sugeruje, że oddychanie w dymie jest trudne i bolesne. Miałem na celu wywołanie silniejszego emocjonalnego i zmysłowego wrażenia u czytelnika.

Tak, ogólnie mam wrażenie, że próbujesz w czytelnika bić z grubej rury – ale to wcale nie jest dobrze. Jeżeli wszystko jest wyróżnione, to nic nie jest wyróżnione. Tekst przeładowany metaforami, od początku do końca na wysokim "c" po prostu męczy (see what I did here?).

 Sam też jestem palaczem, co prawda weekendowym, a to spostrzeżenie jakoś do mnie przemawiało…

To rzuć, bo nie urośniesz :P

 Odnośnie mojego pisania. Dawno temu pisałem teksty do piosenek i być może to w jakiś sposób “ułatwia” (to złe słowo), pomaga mi pisać?

No, tak. To, niestety, widać. Teksty piosenek rządzą się trochę innymi zasadami – to doświadczenie może Ci ułatwić używanie instrumentacji głoskowej i kwestie rytmiki tekstu, ale proza, po pierwsze, nie może być skonstruowana z samych metafor (p. wyżej), a po drugie, nie może być skonstruowana z metafor, jakie występują w piosenkach. Niestety, zwykle odwozi mnie do pracy człowiek, który nie umie wyłączyć radia, więc nasłucham się tego – współczesne piosenki są bez sensu (z nielicznymi wyjątkami). Ale piosenka bez sensu może być fajna, może mieć przyjemną melodię – a proza bez sensu jest tylko nudna.

 Boję się, że będę pisał tylko pod fantatsykę, aby publikować tutaj pojedyncze fragmenty.

Przecież nie musisz. To Twoja decyzja. Jeśli uważasz, że to nie jest właściwa dla Ciebie ścieżka rozwoju, nie przejmuj się nią.

 Co do fabuły

Muszę wtrącić – fabuły jest tutaj bardzo niewiele. Fabuła polega na tym, że wydarzenia wynikają jedne z drugich przyczynowo. Koszmarny sen polega na tym, że wydarzenia nie wynikają jedne z drugich, a rzeczy nie podlegają normalnym prawom przyrody. Tekst wydał mi się zapisem snu. Na pewno przyczyniły się do tego drapieżne kanapy i rozwichrzone metafory.

 problemy bohatera nie poruszyły Cię ze względu na?

Bo są abstrakcyjne (nie widzieliśmy jego miłości, jego staczania się – streszczasz je w paru zdaniach) oraz wzięte z najniższej półki supermarketu idei. Albo z kosza z przecenami. I nie przypuszczam, żebyś opisywał własne życie – więc czemu akurat te? Co masz do powiedzenia – właśnie na ten temat? Może masz coś ciekawszego do powiedzenia na zupełnie inny?

 z krytyką, można pracować :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka