
Serdecznie zapraszam do przeczytania i komentowania!!! :)
Serdecznie zapraszam do przeczytania i komentowania!!! :)
Detektyw Kazimierz, wraz ze swoim przyjacielem i pomocnikiem Darkiem szli przez zatłoczony targ w Danfracie, stolicy Huszknii, największego państwa na kontynencie. Pełno było tu ludzi i należało uważać na kieszonkowców, prawdziwej tutejszej zmory. Mimo tego, że za kradzież można było dostać dziesięć lat.
Ich celem, było spotkać się z wróżką Marianną, uchodząca za najlepszą jasnowidzącą w okolicy. Wizyta u niej kosztowała czterysta szegli, tyle co dobrej rasy rumak. Jednak jakość jej usług cieszyła się wspaniałą sławą. Miała podobno prawdziwy talent.
Targ, dla wygody podzielony był na trzy strefy; dla biednych, średnio zamożnych i bogatych. Siedziba Marianny znajdowała się w tej ostatniej.
– Jesteśmy, to tutaj – powiedział radośnie detektyw do swojego druha, błądzili bowiem kilkanaście minut.
Przed nimi ukazał się namiot, zbudowany z drewnianych belek i grubego płótna. „Wróżbiarskie usługi” – tak głosił szyld nad wejściem.
Kazimierz zerknął na zegarek.
– Jesteśmy dziesięć minut przed czasem. Ale wejdźmy, może już nas przyjmie.
W środku było przyjemnie chłodno. Wróżka miała na tyle duże zarobki, żeby zakupić elektryczne przyrządy do wytwarzania chłodnego powietrza. Był to jeden z ostatnich wynalazków.
Przywitała ich sekretarka, siostra Marianny, która urodziła się bez daru.
– Panowie są umówieni?
– Tak, na jedenastą trzydzieści.
– Jak nazwisko?
– Kazimierz Pyrka
– Aaa, tak, proszę, możecie już wejść.
Ruszyli więc dalej i po rozsunięciu pobliskiego płótna, służącego jako drzwi, znaleźli się w osobliwym gabinecie, w którym za pustym stołem siedziała młoda, lecz niezbyt ładna kobieta. Miała kok ozdobiony srebrem i złotem, zielono czerwoną suknię, na której wyhaftowano znaki zodiaku i obwieszona była przeróżną biżuterią, która razem musiała kosztować fortunę.
Za nią znajdowały się półki, na których mężczyźni zauważyli ciekawe przedmioty. Różnej wielkości czaszki i szklane kule, kilka talii kart tarota, także książki i słoiki z małymi zwierzątkami, takimi jak na przykład pająki, skorpiony, a nawet dziwne, miniaturowe nietoperze. Było tego mnóstwo, ale detektyw Kazimierz zamiast lustrować dokładnie otoczenie, przeszedł od razu do rzeczy.
– Po tragedii, jaka miała miejsce trzy tygodnie temu, kiedy jak pani pewnie wie, zmarło ponad trzy tysiące osób, ludzie domagają się znalezienia winnych. Czy może pani dzięki swoim zdolnościom ich wskazać?
– Mogę. Będzie to jednak dla mnie bardzo wyczerpujące, przez kilka dni będę musiała odpoczywać. Dlatego cena wzrasta o sześćset szegli.
– W porządku!
Wróżka zaczęła coś mruczeć do siebie pod nosem. Mężczyźni usłyszeli:
– … potrzebuję dużej nieużywanej kuli…
Kobieta otworzyła pudło, które leżało w rogu pomieszczenia i wyjęła nową szklaną kulę, owiniętą w gąbkę. Następnie położyła ją na stole. Potem wyjęła z szuflady kilka kartek papieru i długopis.
– Za chwilę wejdę w trans i spiszę wszystko. Będą to fakty, które się naprawdę zdarzyły. Spiszę, kto był wszystkiemu winny. Zajmie to może kilkanaście minut i nie możecie mi przeszkadzać. Dobrze?
Detektyw, ze swoim pomocnikiem potwierdzili i zaczęło się.
Marianna splunęła na dłoń, a ślinę rozmazała na kuli. Potem, zaczęła się w nią uważnie wpatrywać. Minęło może pięć sekund i kula zajaśniała wszystkimi kolorami tęczy. Oczy wróżki wywróciły się do wewnątrz, ukazując białka. Wzięła wtedy długopis i zaczęła pisać.
Gdy widzenie się zakończyło, Marianna wręczyła zapisane kartki Kazimierzowi.
– Proszę, to wszystko. – powiedziała.
Detektyw i jego pomocnik opuścili pokój, zapłacili za usługę i wyszli na zewnątrz.
– Chodźmy do mnie. Nie mogę się doczekać, by to przeczytać.
W mieszkaniu Kazimierza, przy zimnym piwie, detektyw wziął dokument i zaczął czytać na głos.
„Na obrzeżach dużego i licznie zamieszkanego miasta Kroniek, znajdowało się siedem bogatych, zajmujących razem ogromny obszar rezydencji. Należały one do majętnych ludzi, dobrze znających się nawzajem. Wszystkie zamieszkane były przez liczne rodziny. Oprócz jednej, w której żył tylko mężczyzna, z zawodu alchemik, razem z dwójką dzieci. Szesnastoletnią córką i dziesięcioletnim synem. Wielka posesja zawierała mnóstwo pokoi, z których nikt nie korzystał. Posunięty w latach mężczyzna, był dobrym ojcem, bardzo kochał swoje dzieci, natomiast na przestrzeni lat, mężem okazał się nie do zniesienia. Dlatego żona go opuściła. Jakiś czas trwała walka o to, kto weźmie dzieci w opiekę. Mężczyzna, który był geniuszem alchemii i mnóstwo wynalazków, które stworzył dało mu wielkie bogactwo, wynajął najlepszych prawników. Końcem końców, sąd przyznał mu opiekę nad obojgiem dzieci.
Mężczyzna, z uwagi na swój wolny zawód, miał mnóstwo czasu dla swoich pociech. W obrębie posesji, znajdowało się małe jezioro, do którego zabierał syna Bartka co drugi dzień, by łowić ryby.
Jeśli chodzi o córkę Martę, to uwielbiali grać w karcianą grę bitewną. W każdym dużym mieście, można było ją kupić. „Wojownicy z Kaneee”, tak nazywała się gra. Liczyła 346 dużych kart, z twardego papieru z pięknymi grafikami. Było aż dwanaście wariantów gry. Bartek był jeszcze za mały, by zrozumieć może nie zasady gry, bo te pojmował, ale strategie, które należało podejmować.
Alchemik miał swój warsztat, obszerny pokój, w którym pracował. A także wielką piwnicę, gdzie trzymał przeróżne składniki do mikstur. Uczulał dzieci, by niczego nie dotykały, ale nie zabraniał im przychodzenia i przyglądania się jak pracuje. Oglądanie różnych doświadczeń, było bowiem dla dzieciaków wielką frajdą.
I tak pewnego razu, zdarzyło się, że mężczyzna musiał daleko wyjechać na dwa miesiące, na jakieś bardzo ważne spotkanie związane ze swoją pracą. Wynajął więc gosposię, która miała opiekować się jego latoroślami.
– Trzymajcie się i bądźcie grzeczne – powiedział, gdy odjeżdżał wynajętym dyliżansem.
– Będziemy tęsknić tatusiu – córka machała tacie na pożegnanie.
– Będziemy tęsknić – powtórzył malec, również machając.
Następnego dnia około południa, Bartek wszedł do pokoju taty, w celu zabrania pożywki dla ryb. Uwielbiał bowiem je karmić. Wiedział, gdzie ojciec ją trzyma. W rogu pokoju był wielki wór, w którym znajdowała się, obfita w potrzebne witaminy sucha karma. Marta była wtedy w szkole.
Zabrał tyle co zawsze, tzn. około kilograma. Z ciążącym workiem poszedł nad jezioro.
Wszedł na molo i wpatrzył się w przeźroczystą wodę. Można było zobaczyć kilka rodzajów ryb. Całkiem małych, średnich i dużych, ważących po kilka kilogramów. Karmił ryby jakieś pół godziny, bez taty było to nieco mniejszą, niż zwykle frajdą.
Wieczorem przed snem, wyklarował mu się ciekawy pomysł.
– Poeksperymentuję jak tata. Jutro wrzucę rybom coś innego zamiast karmy.
Rano, wynajęta do opieki kobieta obudziła dzieci. Zjadły śniadanie i Marta poszła do szkoły. Bartek natomiast, nie mógł się doczekać pójścia nad jezioro, nawet później był trochę głodny, bo nie zjadł pełnego śniadania. Gdy tylko mógł, pobiegł szybko do piwnicy taty.
Schodziło się tam po schodach. Tuż przy zejściu był włącznik światła i chłopiec go wcisnął. Następnie zszedł na dół. Pomieszczenie było dość duże. Podłoga klepiskowa, a ściany ceglane pomalowane białą farbą. W powietrzu unosiło się dużo kurzu.
Ujrzał wielkie wory, pełne sproszkowanych substancji. Każdy mógł zawierać jej, od kilku, do nawet kilkudziesięciu kilogramów. Nie policzył ile jest tych worów. Na jego oko, było ich około dwudziestu. Wszystkie miały doczepione kartoniki z nazwą, w obcym języku.
– Może na początek wezmę trochę tego żółtego proszku – pomyślał.
Podniósł wiadro, które stało nieopodal, była w nim także szufelka do nabierania. I wziął się do roboty.
Napełnił całe wiaderko i spróbował unieść. Okazało się dość ciężkie. Postanowił, że wtaszczy je na górę, a potem użyje taczek, by przetransportować je do jeziora.
Chwilę później, zdyszany, był na górze. Następnie wykonał dalszą część planu. I po pół godzinie dotarł na molo.
– No moje rybki, mam dla was niespodziankę – podśpiewywał sobie ucieszony.
Zaczął szufelką nabierać żółtej substancji i sypać ją do jeziora. Ku wielkiej uciesze od razu zauważył efekt swojej pracy. Woda, po zetknięciu się z proszkiem zaczęła ciemnieć. Tak, że po dłuższej chwili, gdy chłopak opróżnił wiadro, część jeziora w pobliżu mola była czarna jak smoła. Nie można było już zobaczyć ryb.
– To tylko początek mojego eksperymentu, moje rybeńki – myślał.
Następnego dnia zabrał z piwnicy proszek, składający się z małych bryłek, o białym kolorze przypominający sól. Chciał go skosztować, ale bał się strucia, pamiętał jak mówił ojciec, że niektóre ze składników przez niego używanych, są silnie trujące i ostatecznie tego nie zrobił.
Gosposia zauważyła chłopaka, jak prowadził taczki i spytała trochę surowym tonem:
– Co ty robisz?
Na to on bardzo niegrzecznie odparł:
– To nie pani sprawa! Niech się pani zajmie tym, po co pani tu jest.
– Jesteś bardzo opryskliwy – kobieta była zbulwersowana. – Opowiem to twojemu tacie.
– Nic złego nie robię, karmię tylko ryby w jeziorze.
Gdy Bratek dotarł na molo, woda była czarna, tak jak po jego pierwszym eksperymencie. Teraz zaczął sypać proszek, który mógł być solą kuchenną, albo jakąś jej odmianą.
Prawie opróżnił wiadro, gdy ku swojej uciesze zobaczył, że ryby raz za razem wyskakują z wody. Działo się tak w okolicach mola. Tam gdzie substancja się rozpuściła.
– Ale jazda – Bartek był bardzo zadowolony ze swojego eksperymentu.
Kolejnego dnia, kontynuując swoją zabawę, gdy przybył na molo zobaczył, że wiele małych rybek, które chyba były tego samego gatunku, pływało na powierzchni do góry brzuchem. Zmartwiło go to, ale nie zrezygnował. Jeszcze dwa kolejne dni przywoził taczkami alchemiczne substancje i rozpuszczał w wodzie. Tak, że wytrącił się na niej żółty osad, a woda stała się galaretowata. Zabawę przerwały mu niezwykle obfite deszcze, które nawiedziły okolicę.
Przez ponad tydzień, bez ustanku lało jak z cebra. Pobliska rzeka wylała. Tak samo jak prywatne jezioro Bartka. Zabrudzona przez chłopaka woda, zmieszała się z nurtem kilkunastokrotnie powiększonej rzeki. Ostatecznie wpływając do morza oddalonego o osiem kilometrów od miasta Kroniek.
Minęło pięć lat.
Nadszedł kwiecień i tym samym sezon rybacki. Kutry wypłynęły na pełne morze. Jeden z nich miał nazwę „Rekin”.
Mając pełne sieci, marynarze „Rekina” chwycili za kołowrotki i zaczęli nimi kręcić. Wszystko wskazywało na niezły połów. Już po chwili, ujrzeli mnóstwo śledzi, szprotów, storni i innych ryb.
Wysypano ryby, w wydzielonym na kutrze miejscu, lecz kilka minut później stało się coś złego. Dwaj marynarze, którzy podeszli oglądnąć z bliska ryby, padli martwi z sinymi twarzami.
Ci, którzy to zauważyli prędko podbiegli i zobaczyli coś bardzo dziwnego. Złowione ryby miały obrośnięte boki dziwnymi, niewielkimi jakby purchawkami. I z tych purchawek, raz za razem wyłaniał się różowy pył, mieszający się z powietrzem. Ryb było mnóstwo i unosiła się teraz nad nimi lekko różowa chmura, z czasem coraz większa.
Trucizna nie zabijała od razu, potrzeba było kilku minut. Z załogi jednak nie przeżył nikt.
Żaden, z czternastu kutrów nie powrócił do portu. Natomiast purchawki nieprzerwanie pracowały tak, że wieczorem, gdy było już ciemno, trujące opary pchane wiatrem, wleciały nad ląd zabijając zarówno ludzi jak i zwierzęta.”
– A więc to tak! – powiedział Kazimierz kładąc zapisane kartki na stole.
Ale wejdźmy(+,) może już nas przyjmie.
pułki ← może bataliony, sorry, nie mogłem się powstrzymać
Próbka ‘łapanki’ mogła być niestety dłuższa.
Wolałem inne Twoje teksty. Ten mi nie podszedł. Może myślami byłeś na turnieju. Powodzenia. :)
Niedopracowany i nieprzemyślany do końca tekst. Ilość sama nie przechodzi w jakość. Niestety. Wymaga dodatkowo gigantycznej pracy. A tej ewidentnie tu zabrakło.
Już tylko spokój może nas uratować
Koala75
Dzięki :)))) Moim rodzicom też się nie za bardzo podobało.
PS.
Wiesz co? Powiem ci prawdę. Co mi szkodzi? Pomysł na opko przyszedł mi ze snu. I tak sobie myślałem, że Bóg zesłał mi ten sen bym napisał opowiadanie. I tu jest diabeł pogrzebany chyba. W przyszłości sam będę wymyślał pomysły. xD
Jestem niepełnosprawny...
Rybak3
Dzięki!!! :))) Napisałem na początku drugą część (tą którą spisuje wróżka) i kolejny raz wyszło mi streszczenie. Dlatego zrobiłem zabieg operacyjny… Niestety pacjent umarł :)
Jestem niepełnosprawny...
Cześć, dawidiq150. Przyznam, że zajmujące opowiadanie. Ciekawiło mnie, co się wydarzy, kiedy Bartek będzie sypał do stawku specyfiki ojca alchemika. Ten fragment najbardziej mi się spodobał. Pozdrawiam.
A propos snów: bodajże Lem kiedyś napisał o kimś, kto z uporem notował własne sny, oczekując po nich wstrząsających rozstrzygnięć Tajemnicy Bytu, niesłychanych jakichś wynalazków i wiekopomnych dzieł. I kiedyś temu śniącemu wreszcie coś takiego wstrząsająco genialnego się przyśniło, i to tak, że obudził się w środku nocy, zanotował to objawienie i znów zasnął. Rano sięgnął po kartkę i przeczytał na niej coś takiego: ebełebegudułebe. Tyle o snach wieszczych. Tako rzecze Lem:)
Już tylko spokój może nas uratować
Rybak3 Zdecydowanie ważniejsze jest co się dzieje na jawie. Choć dla osoby wierzącej to nie ma znaczenia.
Jestem niepełnosprawny...
Hesket
Dzięki! Wśród ostrej krytyki takie słowa są wyjątkowo miłe :)
Jestem niepełnosprawny...
Dawidzie, długo ta wieszczka musiała notować. Serio musiała spisać tyle kartek zamiast powiedzieć krótko: winny jest Bartek! No tak, musiała, bo taki sposób opowiedzenia tej historii sobie wymyśliłeś. I takie mam końcowe przemyślenia dotyczące Twoich tekstów: pomysły masz ciekawe, jednak sposób ich przedstawienia zazwyczaj nie wpada w moje gusta. Innymi słowy myślę, że historię Bartka możnaby opowiedzieć w bardziej zajmujący sposób niż suchą relacją spisaną na kartce przez wieszczkę. Pozdrawiam.
Dzięki Realuc !!!
Dobrze, że masz swoje zdanie na mój temat. To mi tylko schlebia :) Myślę, że w końcu mi się UDA…
Jak tam Kraków? Ja tak zazdroszczę tym którzy mieszkają w tym mieście. Myslowitz świetnie o tym śpiewa. Na szczęście w Jaworznie też jest sanktuarium, gdzie codziennie chodzę się modlić.
Jestem niepełnosprawny...
Hej Dawid, przeczytałam, tak średnio mi się podobało, choć jakby na tym popracować, może by wyszedł niezła historia. Może nawet z morałem, że eksperymentując chemikaliami na rybkach(naturze), trujemy też siebie. Z doświadczenia wiem, że masz już inny pomysł i nie będziesz pracował nad tekstem. Czekam na kolejne opowiadanie :)
…żeby zakupić elektryczne przyrządy do wytwarzania chłodnego powietrza – a wiesz, że ja taki przyrząd znam z realnego życia, nazywa się klimatyzator.
Pozdrawiam :)
P.S.
Gratulacje w związku z osiągnięciami w szachach.
Tekst mnie nie przekonał. Jeśli wynajmuje się opiekunkę do dzieci, to po to, żeby się dziećmi opiekowała. Zaufanie zaufaniem, ale nawet głupia apteczka powinna być niedostępna dla małych dzieci, a co dopiero pracownia alchemika z całymi workami różnych substancji. Ci dorośli zachowali się jak ostatni idioci.
We śnie dziwaczne rzeczy wydają się naturalne, ale przy wymyślaniu opowiadania trzeba się bardziej napracować.
Babska logika rządzi!
Hej, dawidiq150.
Zgrabnie napisana opowieść o chuliganie, który zatruł ryby w jeziorze. A ja właśnie jutro wybieram się na ryby:). Zamiast magicznych substancji bohater mógł użyć zwykłych chemikaliów.
Trochę niewiarygodne jest to, że zatruł całe jezioro, ale może było małe:).
Pozdrawiam, Feniks 103.
audaces fortuna iuvat
Milis
Dzięki za przeczytanie i komentarz!! Jeśli się średnio podobało to mnie to i tak bardzo cieszy bo mogło się w ogóle nie podobać. Chyba, że to “średnio podobało” znaczy, że się nie podobało :)))
Z doświadczenia wiem, że masz już inny pomysł
Właściwie to jeszcze nie mam ale już rozpiera mnie radość na myśl o nowym pisaniu :)
Jeśli chodzi o szachy to naprawdę osiągnąłem sukces. Właściwie chyba jeszcze nigdy mi tak dobrze nie poszło.
Serdecznie pozdrawiam!!!
PS.
Ja również czekam na twoje opowiadania :)
Finkla
Jeśli wynajmuje się opiekunkę do dzieci, to po to, żeby się dziećmi opiekowała. Zaufanie zaufaniem, ale nawet głupia apteczka powinna być niedostępna dla małych dzieci, a co dopiero pracownia alchemika z całymi workami różnych substancji. Ci dorośli zachowali się jak ostatni idioci.
Dzięki!!
We śnie dziwaczne rzeczy wydają się naturalne
To prawda, jak sen jest, że tak powiem “logiczny” to znaczy, że jest “cudowny”. Nadinterpretacja to moje drugie imię :)))
Pozdrawiam!!
feniks103
Dzięki, powodzenia!!! Życzę ci złowienia płetwala błękitnego :)))
Jestem niepełnosprawny...
Dawidzie,
Ja również czekam na twoje opowiadania :)
Jeden z konkursów mnie zmotywował, więc pewnie się doczekasz, chociaż pewnie przez ten czas przeczytam kilkanaście Twoich :)
Też uważam, że inne twoje teksty były lepsze.
Mało tu fantastyki, nie ma kreacji świata, choć to miało być fantasy
Hej pusia !!!
Będzie lepiej mam już fajnego pomysła :)
Jestem niepełnosprawny...
Cześć, Dawidzie! Na pewno ten tekst przypadł mi do gustu bardziej od Twojego poprzedniego opowiadania o Draculi. Może dlatego, że bardziej skupiłeś się na opisach, co lepiej pozwoliło mi poczuć przedstawiane przez Ciebie miejsce.
Niestety, tekst ma też swoje wady. Przede wszystkim rozjeżdża się w nim logika, a niestaranne wykonanie wytrąca z równowagi. Tu zabrakło kropki na końcu zdania, tam zaszalały przecinki, chyba nawet gdzieś zamajaczył jakiś ortograf.
No i jakoś do tego wszystkiego zupełnie nie pasuje mi, że bohaterowie fantastycznego świata używają wszystkich naszych miar, jednostek itp.
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Cześć Rossa !!! !!
Bardzo cieszę się, że do mnie wpadłaś. Lubię prowadzić dyskusje z dziewczynami :)))))
Niestety, tekst ma też swoje wady. Przede wszystkim rozjeżdża się w nim logika, a niestaranne wykonanie wytrąca z równowagi. Tu zabrakło kropki na końcu zdania, tam zaszalały przecinki, chyba nawet gdzieś zamajaczył jakiś ortograf.
Wiesz, tak sobie myślę, że może i mam trochę ponad przeciętną wyobraźnie. Już w szkole podstawowej byłem porąbany. Miałem skłonności do nadinterpretacji. Wszędzie widziałem podwójne, potrójne znaczenia z czego mój brat i tata się śmiali. I gorzej dla mnie by było gdybym był dobry w ortografii, a nie miał krzty wyobraźni.
Teraz piszę opowiadanie w fantastycznym świecie, pełnym magii i dziwnych stworzeń. W tym może nie będzie potrzeba mieć tej takiej czystej inteligencji, która potrzebna jest do tworzenia logicznych historii. :)
Pozdrawiam serdecznie! :)))
Jestem niepełnosprawny...