- Opowiadanie: Storm - Wieczne potępienie

Wieczne potępienie

Pesymistyczna wizja zaświatów. Zapraszam do czytania i komentowania!

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy V, Finkla, Rossa

Oceny

Wieczne potępienie

Otworzyłem oczy. Ujrzałem nieprzeniknioną ciemność. Wytężyłem wzrok i wyciągnąłem ręce przed siebie, jednak nie byłem w stanie zobaczyć własnych dłoni. Otaczający mnie mrok nie rozpraszał się choćby na chwilę. Postanowiłem iść naprzód. Pod stopami czułem litą skałę. Wziąłem głęboki wdech. Okropny zapach siarki wypełnił moje nozdrza. Zakasłałem. Nagle ciemności rozświetlił blask niebieskich płomieni, jak gdyby moja reakcja na siarkowy smród stanowiła jakiegoś rodzaju sygnał.

– Witaj – odezwał się niski głos w mojej głowie.

– Co? Kim jesteś? Pokaż się! – odparłem skonfundowany.

– Dobrze wiesz, kim jestem. Uprzedzając twoje pytanie: nie mam zamiaru wyjaśniać ci, gdzie się znajdujesz. Nie chcę ci psuć niespodzianki.

Kurwa! To musi być jakiś sen. Muszę się tylko obudzić – pomyślałem.

– To nie sen, przyjacielu. – Nie miałem pojęcia, jakim cudem posiadacz tajemniczego głosu odczytał moją myśl. To przecież niemożliwe. Teraz byłem pewien – śniłem. Musiałem się zbudzić. Natychmiast. Nie miałem jednak okazji podjąć tradycyjnej próby wyswobodzenia się z objęć Morfeusza, gdyż w oddali ujrzałem mężczyznę. Szybko pobiegłem w jego stronę, wołając o pomoc. Człowiek ów, na oko kilka lat starszy ode mnie, był zupełnie nagi. Chodził w kółko bez celu, cicho szlochając.

– Przepraszam, wie pan może co to za miejsce i dlaczego tu jesteśmy? – zapytałem. Czytałem, że jeśli mózg uświadomi sobie, że śni, istnieje szansa na natychmiastowe wybudzenie się. Miałem nadzieję, iż odpowiedź na to pytanie szybko zakończy niepokojący koszmar.

Goły dziwak jednak nie odpowiedział. Wciąż krążył bezcelowo, pociągając nosem, ignorując mnie zupełnie. Chwyciłem go za ramiona i potrząsając nim, powtórzyłem pytanie. Reakcja mężczyzny była jednak taka sama. Targała mną wściekłość i bez wahania spoliczkowałem człowieka.

– Nie, mamo, proszę, nie bij więcej! Nie chciałem, oni mnie zmusili. Już będę grzeczny, obiecuję – wrzeszczał, kuląc się i tarzając po ziemi. Nie takiej reakcji oczekiwałem. Kątem oka spostrzegłem kolejnych ludzi. Nadzy mężczyźni, kobiety, nawet dzieci. Wszyscy kroczący bezmyślnie z ogromnym żalem i smutkiem wypisanymi na twarzach.

– Co tu się, kurwa, dzieje!? – krzyknąłem na cały głos z nadzieją na uzyskanie odpowiedzi.

W pewnym sensie ją otrzymałem. Okropny, sardoniczny śmiech rozbrzmiał w mojej głowie.

– Z czego rżysz, ty skurwielu!? – zapytałem wściekły.

– Chyba domyślasz się już, gdzie jesteś, prawda? – odpowiedział tajemniczy głos.

– Nie. Gdyby to był sen, dawno bym się obudził.

– Właśnie. Jesteś w Piekle, mój drogi.

– Co? Dlaczego? Przecież byłem dobrym człowiekiem!

– Wszyscy tak mówią. Pora ci przypomnieć twoje wspaniałe czyny.

Otaczający mnie ludzie i błękitne płomienie zaczęły się rozmywać. Po chwili chaotyczny wir przybrał znajomy kształt.

 

 

Mój rodzinny dom. Pokój babci. Babunia leży w łóżku. Nie rusza się, zupełnie jakby nie żyła. Jedyne, po czym można poznać, że jeszcze nie umarła to bardzo płytki oddech i spływające po pomarszczonych policzkach łzy bólu. Tak, już pamiętam. Pewnego dnia babcia niespodziewanie nas odwiedziła. Powiedziała, że zostanie na kilka dni, na co ja, mama oraz tata ochoczo przystaliśmy. Biednej staruszce z pewnością doskwierała okrutna samotność od śmierci dziadka. Taka myśl przemknęła nam trojgu przez głowy, więc zgodnie postanowiliśmy, że babcia zamieszka z nami. Nie przyjęła dobrze tej informacji. Widocznie wciąż była bardzo przywiązana do swojej starej chałupy i wizja rozstania się z domem wywołała u niej silne emocje. Wtedy, będąc nastolatkiem, nie rozumiałem tego. Teraz myślę, że lepiej byłoby w ogóle nie przedstawiać jej tego pomysłu z wyprowadzką. Zdenerwowała się i zasłabła. Szybko zadzwoniliśmy na pogotowie. Po powrocie ze szpitala nie była już sobą. Miesiącami przykuta do łóżka powoli traciła rozum.

Drzwi pokoju otwierają się. Wchodzę siedemnastoletni ja, niosąc talerz gorącego rosołu.

– Babciu, czas na obiadek! – wołam entuzjastycznie.

– Przemuś, wnusiu, jaki obiadek? Jest szósta rano, trzeba iść krowy wydoić, nioski z kurnika wypuścić, świnie nakarmić i w ogóle roboty co niemiara w gospodarstwie – odpowiada babunia.

– Gospodarstwa już dawno nie ma. Poza tym jest południe, nie ranek.

– Jak to? Aj, głupstwa pleciesz, wnusiu! A co u Zosi? Była tu u mnie wczoraj. Pokazywała swoje obrazy. Ja to się chyba nie znam na sztuce, bo nic z tych bazgrołów nie mogłam zrozumieć…

– Babciu, twoja siostra nie żyje od dwudziestu lat – przerywam majaczenia staruszki, odstawiając talerz z zupą na stolik.

– Przemuś, czy ty siebie słyszysz? Zawsze głupoty gadałeś, ale teraz przesadziłeś. Przecież wczoraj Zosia była u mnie. Pytała jeszcze o…

– Dość! – krzyczę zdenerwowany. – Mam dość tego twojego pierdolenia! Ludzie w moim wieku chodzą na imprezy, na randki, korzystają z życia, a ja siedzę tu jak debil i muszę się użerać z popieprzoną staruszką!

Oczy babci wypełniają się łzami, moje również. Nastoletni ja czuje się lepiej. Wyrzucił całą kłębiącą się w nim złość, żal i wielką pretensję do niesprawiedliwego losu.

– Wnusiu, co ty mówisz? Jak chcesz, to zjem tę zupkę, ale najpierw powiedz Zosi, żeby tu do mnie przyszła – odzywa się nieśmiało babunia.

– Sama jej to powiedz i sama zjedz tę obrzydliwą zupę. Wychodzę! – odpowiadam i opuszczam pokój, trzaskając drzwiami z całej siły.

Wspomnienia wracają. Poszedłem wtedy z Łukaszem na piwo. Wróciłem w środku nocy, zupełnie pijany. Przed naszym domem stała karetka. Babcia znów miała atak i zabrano ją ponownie do szpitala. Dostałem reprymendę od rodziców i położyłem się spać. Następnego dnia lekarz poinformował nas o śmierci babuni. Cały dzień spędziliśmy na płakaniu i rozpaczaniu, ale ja byłem jeszcze bardziej przygnębiony, bo pożegnałem się z nią w najgorszy możliwy sposób.

 

 

– Ha, ha! Rzeczywiście byłeś dobrym człowiekiem. Gówniarz wyzywający zniedołężniałą staruszkę. Doprawdy, świetnie – odezwał się głos.

– Przestań, wiem, że źle zrobiłem. Byłem młody i głupi. Nie dręcz mnie więcej! – odparłem.

– Nie, chyba nie rozumiesz. Zabawa dopiero się zaczyna. Będziesz przez wieczność oglądał swoje grzechy i nawet za tysięcznym razem poczujesz tak samo wielki ból i smutek jak za pierwszym. Tak działa Piekło, śmiertelna duszo!

– Więc dlatego ci wszyscy potępieńcy tak szlochają i nie zwracają uwagi na swoje otoczenie. Są pogrążeni we własnej rozpaczy.

– Tak, całkiem nieźle pomyślane, nieprawdaż?

– Jesteś Szatanem? Diabłem? Lucyferem?

– Noszę wiele imion, nazywaj mnie, jak chcesz. O, a co my tu mamy? Kolejny malutki grzeszek do kolekcji. Bójka z ojcem. Złamałeś czwarte przykazanie, kolego. Na pewno chcesz zobaczyć ten moment w pełnej krasie. Zaczynajmy!

Piekielny krajobraz ponownie się rozmył, znów przed moimi oczyma zaczął rysować się dom rodzinny.

 

 

Tata siedzi przy stole. Nalewa sobie któryś z kolei kieliszek wódki. Podnosi go w górę i mówi bełkotliwie: Twoje zdrowie, mamo! Następnie wypija alkohol jednym haustem. Ojciec wstaje od stołu, przypadkiem go potrącając. Butelka rozbija się o podłogę.

– Kurwa jego mać – klnie pod nosem.

Do pokoju wchodzę dwudziestoletni ja. Wrą we mnie negatywne emocje. Od śmierci babci praktycznie codziennie widzę ojca pijanego jak bela. Nie potrafi pogodzić się z odejściem własnej matki i jak każdy rozgoryczony człowiek łudzi się, że znajdzie ukojenie w alkoholu. Nie odnajdzie. Wpada jedynie coraz bardziej w jego sidła, a jak wiadomo wyjście z nałogu to niełatwa rzecz. Patrzy na mnie rozbieganym wzrokiem, zataczając się i czkając. Coś we mnie pęka. Podchodzę do niego, uderzam pięścią w twarz. Upada na podłogę, tak jak jego ukochana butelka. Wyrzucam z siebie wszystko, co kłębiło się w moim sercu przez te trzy lata. Wrzeszczę do niego, że jest żałosną kupą gówna i zwykłą świnią. Z trudem wstaje. Próbuje mi oddać, jednak ja jestem szybszy. I trzeźwy. Chwytam go za rękę i kopię w krzyż. Znów się przewraca, bełkocząc jakieś wyzwiska. Zerkam w stronę otwartych drzwi. Stoi w nich mama. Płacze.

 

 

– Wzruszające. Co było potem? – zapytał Szatan.

– Ojciec zmarł rok po tej awanturze. Popełnił samobójstwo, połykając leki nasenne i popijając alkoholem. Dzień przed swoją śmiercią powiedział, że chciałby dołączyć do babci. Ja i mama zignorowaliśmy to, uznając za żart. Zawsze miał popieprzone poczucie humoru. Cóż, tym razem to nie był żart – odparłem.

– Nie smuć się. Cała twoja rodzina jest tutaj, na pewno kiedyś się z nimi spotkasz.

– Dlaczego? Byli dobrzy.

– Już ci mówiłem. Nikt nie jest święty. Jeden grzech i lądujesz tutaj a o to wcale nietrudno.

– Ale co z odpuszczeniem win i…

– Puste frazesy wymyślone przez Tego Na Górze w nadziei na zmiękczenie ludzkich serc. Jak widać, płonna była to nadzieja. Ludzie stali się jeszcze gorsi. Niebo jest puste, przyjacielu. 

– Niemożliwe. Dlaczego nic z tym nie zrobi? Nie pomoże nam? Jest wszechmogący.

– Stary głupiec ciągle w was wierzy, a przynajmniej tak się tłumaczy. Swój własny błąd, którego nie chce naprawić nazywa boską próbą. Bezczynność – wolnością dla swych dzieci, a hipokryzję – dogmatem. Dlatego stamtąd odszedłem. Widzisz, ja w przeciwieństwie do niebiańskiego staruszka, jestem szczery. Nie okłamuję nikogo. Powiem, że będziesz cierpieć przez wieczność i tak się właśnie stanie. Piekło jest prawdziwe i nie ukrywa swojej natury. A mimo to jest demonizowane i przedstawiane jako coś złego.

– Cierpią w nim ludzkie dusze. To nie jest złe?

– A czym różni się cierpienie tutaj od mąk, których doznajecie za życia?

Nie odpowiedziałem, Diabeł miał trochę racji.

– W Biblii napisano, że się zbuntowałeś i Piekło jest twoją karą – podjąłem po chwili zastanowienia. 

– Bzdura. Dobrowolnie tu przybyłem. Miałem dość Jahwe i jego kłamstw. No, ale o tym potem. Jesteś tu, by przeżywać swe grzechy, a nie zgłębiać sens wszechrzeczy. Kontynuujmy. 

Kolejna wizja. Kolejny zły uczynek. Kolejna fala bólu, rozpaczy i cierpienia.

 

 

Miasto. Środek zimy. Mam około trzydziestu lat. Włóczę się po ulicy. Brudny, głodny i zziębnięty. Jestem bezdomny. Kilka lat temu miałem dom, pracę. Byłem umiarkowanie szczęśliwy. Do czasu odejścia mamy. Nie mogłem się pozbierać i poszedłem w ślady ojca. Co za hipokryzja! Dziesięć lat temu gardziłem ludźmi takimi jak on, teraz stałem się jednym z nich. Wciąż idę przed siebie. Mijający mnie przechodnie patrzą na mnie z obrzydzeniem. Muszę się napić i coś zjeść, inaczej zdechnę na ulicy jak bezpański kundel. Nie mam pieniędzy. Wstępuję więc do pobliskiego sklepu spożywczego i grożąc ekspedientce nożem myśliwskim ojca, stanowiącym mój jedyny dobytek, biorę co tylko wpadnie mi w ręce. Pospiesznie wkładam wszystko do reklamówki. Idę za ladę, ściągam z półki z alkoholami dwie butelki wódki. Cały czas obserwuję sprzedawczynię. Nadchodzi ta chwila. Dwa grzechy w ciągu jednego dnia. Niezły wynik. Kobieta sięga po gaz pieprzowy schowany dotychczas pod ladą. Moja reakcja jest natychmiastowa. Dostrzegam spray, desperacja budzi we mnie najgorsze instynkty. Bez wahania dźgam kobietę nożem. Drugi raz. Trzeci. Czwarty. Upada na podłogę, dławiąc się krwią. Nie myślę o tym, co wydarzyło się przed sekundą, Nie mam na to czasu. Niczym zwierzę szybko uciekam ze zdobyczami.

Siódme: Nie kradnij. Piąte: Nie zabijaj.

 

 

– Już pamiętam jak umarłem – odezwałem się nagle.

– Świetnie. Przeżyjmy to razem – powiedział Szatan.

– Nie tak prędko. Mam pytanie odnośnie naszej poprzedniej rozmowy.

– Ach, jak zwykle śmiertelny nie jest w stanie pojąć najbardziej oczywistych koncepcji. Pytaj zatem.

– Skąd wiesz co się dzieje w niebie, skoro opuściłeś je w momencie stworzenia pierwszych ludzi?

– Mam swoje sposoby. Muszę wiedzieć o wszystkim. Dzięki tej wiedzy mogę sobie nieco ulżyć w cierpieniu. Szkoda, że ty nie możesz tego zrobić.

– Zaraz, Szatan również cierpi we własnym królestwie?

– Nie byłem z tobą do końca szczery, śmiertelniku. Owszem, dobrowolnie opuściłem królestwo niebieskie i przybyłem tutaj. Chciałem objąć władanie nad tym miejscem, lecz Jahwe był ode mnie przebieglejszy. Piekło, jak je nazwałem, okazało się pułapką. Gdy tylko postawiłem stopę na jałowej ziemi oplotły mnie łańcuchy i wciągnęły do ognistego jeziora. Kara za arogancję. Po części twoje święte księgi miały rację.

– W Piekle wszyscy są równi – powtórzyłem słowa pewnego teologa, które usłyszałem dawno temu, gdy wiara miała jeszcze dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

– Właśnie – odparł Szatan.

Byłem gotów ponownie ujrzeć własną, splamioną grzechem śmierć. Ponury świat znów zawirował mi przed oczyma.

 

 

Park miejski. Gnam na łeb, na szyję. W oddali słyszę policyjne syreny. Przewracam się. Leżąc na ziemi doznaję olśnienia. Znam wyjście z sytuacji. Nareszcie. Wstaję na równe nogi i powolnym krokiem podchodzę do pobliskiej ławki. Siadam i wyciągam z reklamówki skradzioną butelkę wódki. Otwieram ją pospiesznie. Wypijam długi, ostatni w moim życiu łyk. Czuję się świetnie. Jestem gotów. Wyciągam z kieszeni ojcowski nóż, ten sam, którym zabiłem kobietę w sklepie. Moje życie było pasmem nieszczęść, najwyższy czas ze sobą skończyć. Alkohol dodał mi odwagi. Spoglądam w niebo. Mama i babcia zawsze powtarzały: módl się do Pana Boga, a na pewno ci pomoże. Co za okrutne kłamstwo! Sfrustrowany posyłam Wszechmogącemu najbarwniejszą wiązankę przekleństw i wyzwisk, jaką jestem w stanie ułożyć i podrzynam sobie gardło. Osuwam się na chodnik, wykrwawiając się szybko. Czuję ulatujące z mojego ciała ciepło życia. Po krótkiej chwili całą moją istotę zasnuwa ciemność.

 

 

– Samobójstwo – kolejny grzech – podsumowałem wizję.

Szatan milczał. Ogarnęły mnie przytłaczający żal oraz smutek. Wszystkie grzechy mojego śmiertelnego życia zlały się w jeden, chaotyczny kolaż ponurych obrazów. Nie wytrzymałem. Wbiegłem w niebieski ogień z nadzieją, że fizyczny ból przyniesie ulgę obciążonej duszy. Myliłem się. Był jeszcze gorszy. Płonąłem długo, wyjąc z bólu, gdy nagle odezwał się mój jedyny przyjaciel:

– Wiesz, muszę ci coś wyznać. Jest w tobie coś niezwykłego i przyznaję, że całkiem przyjemnie się z tobą rozmawiało. Spotkajmy się twarzą w twarz. Być może dzięki temu ulżę ci nieco w cierpieniu.

Błękitne płomienie nagle zgasły, Piekło rozmyło się niczym akwarela a ja wylądowałem na brzegu ognistego jeziora. Pośród ognistych języków uwięziony był on. Spętany złotymi łańcuchami, wychudzony mężczyzna o spopielonej skórze i wielkich, postrzępionych skrzydłach. Po policzkach spływały mu krwawe łzy. Szatan. Pierwszy potępiony.

– Witaj – rzekł.

– Witaj, Lucyferze – odparłem.

Nagle upadły anioł zaczął wierzgać i jęczeć. Domyśliłem się, że ponownie przeżywa swój największy grzech. Tak jak mówił, ujrzenie go przyniosło mi odrobinę ulgi. Postanowiłem się zrewanżować. Wskoczyłem do ognistego jeziora. Ogień ogarnął mnie błyskawicznie. Razem przeżywaliśmy udrękę. Gdy piekielne męki dobiegły końca, popatrzyliśmy po sobie. Rozumieliśmy się bez słowa. Za przekrwionymi, pusto wpatrującymi się w nieokreśloną dal oczami Szatana kryła się myśl: Wszyscy w Piekle są równi.

Usłyszałem kroki po swojej prawicy. Nie wierzyłem własnym oczom. To była moja rodzina. Ojciec, matka i babcia. Podobnie jak ja jęczeli i lamentowali. Gdy stawiałem pierwsze kroki w piekielnej otchłani, na pewno rozpłakałbym się ze szczęścia na ich widok. Jednakże w tamtym momencie łkałem z żalu. Na powrót skoczyłem w ogień, wolałem płonąć żywcem niż obserwować ich męki. 

I tak trwam w wiecznym potępieniu, wyczekując odkupienia win, które nigdy nie nadejdzie. 

Koniec

Komentarze

Ciekawe opowiadanie, trochę filozoficzne na temat Piekła. Wynika z niego, że wszyscy są równi przed

szatanem. Postać bohatera budzi sprzeczności, bo z jednej strony grzeszył, a z drugiej nie chce widzieć cierpień bliskich. W tym kontekście nie jestem przekonana.

 

Przed sobą ujrzałem nieprzeniknioną ciemność. Wytężyłem wzrok i wyciągnąłem ręce przed siebie, jednak nie byłem w stanie zobaczyć własnych dłoni. Proponuję pierwsze zdanie zmienić : Ujrzał nieprzeniknioną ciemność.

 

Nieprzekonana udaję się do klikarni i pozdrawiam :)

 

 

 

 

Milis,

dziękuję za przeczytanie i klika. Miło mi bardzo, że tekst zaciekawił. Zabieram się za wyeliminowanie powtórzenia. 

Jest trochę sprzeczności u bohatera, bo grzesząc za życia, nie spodziewał się takiego cierpienia i ujrzenia bliskich po śmierci. Najzimniejsi i najbardziej bezduszni grzesznicy po wizycie w piekle nie wytrzymaliby przygotowanych dla nich katuszy i powiedzieli w końcu: dość.

Przynajmniej w mojej opinii :)

Pozdrawiam!

Hej, Storm.

Dość ciekawa wizja piekła, raczej oryginalna. Główny bohater, chociaż miał ciężkie grzechy, nie uważa ich za zasługujące na wieczne potępienie, co mnie dziwi. Z tą równością trochę też trochę niewiarygodne, w końcu szatan ma jakieś moce, a z drugiej strony jest przywiązany łańcuchami, a potępieni nie i mogą sobie wskoczyć w dowolne płomienie.

Na początku bohater nic nie widzi, potem może zobaczyć wędrujące postacie, z jakiego powodu?:) Może coś przeoczyłem:).

Pozdrawiam. Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

feniks103,

Dzięki za przeczytanie i komentarz. Milo mi bardzo, że opko zaciekawiło. 

Najwięksi grzesznicy jeśli wierzyliby w piekło, na pewno twierdziliby, że nie zasługują na potępienie. Tacy niestety są ludzie. Co do piekielnej równości można też interpretować ją w ten sposób, że każdy otrzymuje ten sam rodzaj kary. Szatan jako upadły anioł ma nadludzkie moce, ale cierpi tak samo jak ludzie. 

Bohater był w ciemnościach, ale zobaczył wędrujących potępieńców, gdyż:

Nagle ciemności rozświetlił blask niebieskich płomieni,

Gdybym zapomniał “zapalić światło” bohaterowi zwiedzałby otchłań z noktowizorem ;)

Popełniam głupoty w opowiadaniach, ale nie aż takie xD

Pozdrawiam również! 

Z wiarą w wieczne potępienie obecnie jest gorzej, bo Kościół uznał, że samobójca może być zbawiony. W dawniejszych czasach, choćby nie wiem jak był dobry, trafiał do wiecznej otchłani:). I podejrzewam, że istniały inne najcięższe przewinienia, które powodowały taki koniec po śmierci. W niektórych wierzeniach protestanckich jest to bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu.

audaces fortuna iuvat

Napisane dobrze warsztatowo. Co do treści – z tego co mi wiadomo, szatan nie opuścił nieba w momencie stworzenia pierwszych ludzi, ale to oczywiście kwestie sporne. Literackie, ciekawe przedstawienie piekła jako miejsca. Autoprojekcje złych czynów bohatera to też dobre rozwiązanie. Natomiast koncepcja wiecznego potępienia za (skończone winy) nie do końca. Co mam na myśli pisząc skończone winy… coś co wydarzyło się w czasie. Jak się ma wieczność, którą nie potrafię sobie do końca wyobrazić do popełnionego w czasie złego czynu? Myślę, że świadome odrzucenie Boga byłoby bardziej adekwatne. Wszechmogący wobec własnego stworzenia jakim jest człowiek, miałby być bezradny? Tak czy nie? Według mnie wolność i wolna wola człowieka, odgrywa bardzo istotną rolę, ponieważ możemy wybierać dobro, lub zło. Nasuwa się pytanie, czy zło jak też i dobro jest osobowe? W obecnych czasach coraz mniej jest osób wierzących w zło osobowe, jako np. realnie działającego diabła w świecie. Postęp techniczny w ciągu ostatnich stu lat jest zdumiewający, ale czy zło jest inne? Zastanawiająca jest dla mnie inna kwestia. Przebiegunowanie: pokazywanie zła jako dobro, a dobra jako zło. Piekło w mojej wyobraźni nie jest miejscem, a stanem wiecznego poczucia samotności, przekonania, że tak będzie już zawsze, a zło, podobnie, jak ciemność, będzie coraz bardziej ekspansywne, dopóki nie uświadomimy sobie, że jest brakiem dobra. Pozdrawiam.

Interesująca wizja piekła. Nieortodoksyjna i pozbawiająca nadziei.

Trochę jednak dziwi, że bohater na początku twierdzi, że był dobrym człowiekiem, a potem okazuje się, że ma na koncie zabójstwo. Takie ordynarne, z nożem w ręku, bez żadnego zasłaniania się, że to będzie mniejsze zło. Wydaje mi się, że coś takiego trudno wyprzeć i jakoś sobie zracjonalizować.

Na kwestią światła na początku też można się zastanowić. Czy dla każdego nowoprzybywającego wyłączają w całym piekle płomienie? Niezłą stroboskopową imprezę tam muszą mieć…

Babska logika rządzi!

Hesket,

dzięki za przeczytanie i komentarz. Cieszy mnie, że czytało się bez przykrości. 

Koncepcja wiecznych cierpień za skończone winy występuje w wielu dziełach traktujących o piekle. Tutaj niczego nowego nie chciałem przedstawiać, bo nie miałem po prostu pomysłu na nic innego. Za to idea piekła jako stanu, a nie miejsca interesująca. Niektóre biblijne analizy nawet się ku niej skłaniają. Tylko trudniej byłoby to opisać, przynajmniej według mnie. A może brak mi jeszcze umiejętności. 

Pozdrawiam również!

 

Finkla, 

dziękuję za przeczytanie i klika bibliotecznego. Miło mi, że pomysł zaciekawił. 

Bohater twierdzi, że był dobry, dlatego, że po prostu nie pamięta swojego śmiertelnego życia i z góry zakłada własną przyzwoitość. Wskazują na to kwestie:

Tak, już pamiętam. Pewnego dnia babcia niespodziewanie nas odwiedziła.

czy też:

– Już pamiętam jak umarłem

Nie chciałem wprost wykładać kawy na ławę, mówiąc, że bohater ma tymczasową amnezję. A może powinienem to zawrzeć w dialogu? Zastanowię się. 

Teraz zauważyłem, że napisałem feniksowi coś innego, więc jeśli to przeczyta to sorki za wprowadzenie w błąd. Chodziło o utratę pamięci nie o to, że “tacy są ludzie”.

Hmmm. Jeśli nic nie pamięta, to nie powinien twierdzić, że było dobrze. To nieuczciwe i sama chęć może sugerować, że z kryształowością faceta jest krucho.

Babska logika rządzi!

Jest grzesznikiem, więc spokojnie można dodać mu nieuczciwość do listy złych uczynków. Nie miał być to bohater pozytywny. Można zrozumieć niektóre jego błędy, ale jest on raczej złą postacią.

Dobre. Nie wiem, co myśleć o tej wizji piekła, według której wszyscy ludzie są grzesznikami, bo jakoś bliżej mi do rozumienia, że jedyne piekło jest właśnie tu, na ziemi.

No ale nie wchodząc w dyskusje teologiczne, widzę dużą rozbieżność między grzechami bohatera. O ile zabójstwo jest zabójstwem, to wybuchnięcie przy osobie z demencją, choć nieprzyjemne, wydaje się bardzo ludzkie i niestety prawdopodobne.

Ale może się czepiam. Na pewno ładnie napisane opowiadanie, pomysł też niebanalny. Leci klik. 

„‬Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf

Rossa,

dziękuję bardzo za przeczytanie i klika. Miło mi, że tekst zainteresował. 

Grzechy starałem się uszeregować w kolejności od najlżejszego do najcięższego, choć można polemizować czy zabójstwo to większe przewinienie niż samobójstwo. Dla niektórych tak, dla innych nie. 

Pozdrawiam! 

Przedstawiłeś osobliwy obraz mąk piekielnych i choć wizja to szczególna, dla mnie okazała się jeszcze jedną historyjką o znalezieniu się w Piekle, a takich już wiele miałam okazję przeczytać. Chyba nie do końca rozumiem ludzi wierzących zarówno w życie wieczne, jak i w wieczne potępienie.

 

–Do­brze wiesz, kim je­stem. → Brak spacji po półpauzie.

 

 – Co tu się kurwa dzie­je!?– Co tu się, kurwa, dzie­je!?

 

od­kła­da­jąc ta­lerz z zupą na sto­lik. → …odstawiajac ta­lerz z zupą na sto­lik.

 

Pod­no­si go w górę i mówi beł­ko­tli­wie: → Masło maślane – czy można coś podnieść w dół?

 

Wrzą we mnie ne­ga­tyw­ne emo­cje.Wrą we mnie ne­ga­tyw­ne emo­cje.

 

– Stary głupiec ciągle w was wierzy, a przynajmniej tak się tłumaczy. Swój własny błąd, którego nie chce naprawić nazywa boską próbą. Bezczynność – wolnością dla swych dzieci, a hipokryzję – dogmatem. → Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach, sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.

 

– A czym różni się cier­pie­nie tutaj od mąk, jakie prze­ży­wa­cie za życia? → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: – A czym różni się cier­pie­nie tutaj od mąk, których doznajecie za życia?

 

Bez wa­ha­nia pcham ko­bie­tę nożem. → A może: Bez wa­ha­nia dźgam ko­bie­tę nożem.

 

–Skąd wiesz co się dzie­je w nie­bie… → Brak spacji po półpauzie.

 

– W Pie­kle wszy­scy są równi.Po­wtó­rzy­łem słowa… → – W Pie­kle wszy­scy są równi – po­wtó­rzy­łem słowa

 

Do­kład­nie – od­parł Sza­tan.Właśnie – od­parł Sza­tan. Lub: Otóż to – od­parł Sza­tan.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Dokladnie;1075.html

 

Biorę długi, ostat­ni w moim życiu łyk.Wypijam długi, ostat­ni w moim życiu łyk.

Łyków się nie bierze.

 

na brze­gu ogni­ste­go je­zio­ra. Po­śród ogni­stych ję­zy­ków… → Czy to celowe powtórzenie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy,

dzięki, że wpadłaś. Tematyka rzeczywiście oklepana przez wielu, ale mimo to chciałem przedstawić swoją wersję. Jestem ateistą i nie wierzę w życie po śmierci, lecz ta koncepcja zawsze mnie jakoś ciekawiła. Szczególnie wizje piekła.

Przyjrzę się wskazanym błędom.

Pozdrawiam!

Bardzo prosze, Stormie.

Tematyka może i oklepana, ale Twoją wersję czytało się całkiem nieźle. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej,

 

Dobrze napisane, choć trochę mnie zanudziło w środkowej części. Wynika to z tego powodu, że po tej wypowiedzi…

 

Na pewno chcesz zobaczyć ten moment w pełnej krasie. Zaczynajmy!

 

…już wiadomo, że będą następować kolejne, choć krótkie to jednak, sceny z grzechami, po których będzie rozmowa z szatanem itd. Zamysł do mnie trafia, ale ten swojego rodzaju spoiler nie zachęca do czytania (jak na spoilery przystało). Przy czym końcówka to w pewnym sensie wynagradza. Zakończenie mi się podobało.

 

 

Taka myśl przemknęła nam trojgu przez głowy, więc zgodnie postanowiliśmy, że babcia zamieszka z nami. Nie przyjęła dobrze tej informacji. Widocznie wciąż była bardzo przywiązana do swojej starej chałupy i wizja rozstania się z domem wywołała u niej silne emocje.

Tu mi coś nie gra → Babcia sama do nich przyszła, a gdy oni zgodnie postanowili, żeby babcia zamieszkała z nimi to ona nie przyjęła dobrze tej informacji? Coś tu się nie klei.

grzelulukasie,

dzięki za przeczytanie i komentarz.

Schematyczność chyba wynika z tematyki, bo cóż innego bohater miałby robić w piekle niż cierpieć przez wieczność? A być może to mnie zabrakło pomysłowości na przedstawienie tego inaczej. 

Tu mi coś nie gra → Babcia sama do nich przyszła, a gdy oni zgodnie postanowili, żeby babcia zamieszkała z nimi to ona nie przyjęła dobrze tej informacji? Coś tu się nie klei.

Babcia miała zostać na kilka dni nie na stałe. Pobyć z rodziną i wrócić do siebie. Nie chciała przeprowadzki. 

Pewnego dnia babcia niespodziewanie nas odwiedziła. Powiedziała, że zostanie na kilka dni, na co ja, mama oraz tata ochoczo przystaliśmy.

Rzeczywiście pesymistyczna wersja. Wolę łagodniejszą, może dlatego, że jestem bliżej zaświatów niż dalej, chociaż nie znamy dnia ani godziny. Czytało się dobrze. :)

Dzięki za przeczytanie Koalo!

Cieszy mnie, że mimo pesymistycznego wydźwięku czytało się dobrze.

Pozdrawiam.

Cześć

Zostałem tutaj przywabiony w ramach akcji KOMENTARZ W PREZENCIE przez Krzkot1988. Ale jako że uważam, że komentarz powinien być przede wszystkim szczery, żeby dawać użyteczną odpowiedź zwrotną dla autora, to nie wiem, czy ten prezent ci się spodoba.

No bo tak – niestety nie specjalnie mi się podobało to opowiadanie. Oczywiście nie uważam, że mamy tu jakąś tragedię czy grafomanię, nie ma też szału. No ale lećmy dokładniej:

I zacznijmy od początku, to jest, od tytułu. Bo już sam tytuł mi się nie podoba, na dzień dobry rzucając wielkim spoilerem w twarz. Odpalam twój tekst i widzę wielki tytuł „WIECZNE POTĘPIENIE” a potem dwa pierwsze zdania „Otworzyłem oczy. Ujrzałem nieprzeniknioną ciemność.” Oho, czyżby piekło? Chwilę później jeszcze dodajesz siarkę. Ale ty udajesz, że to gdzie jest bohater to jakaś niespodzianka i mocno przeciągasz rzucenie informacji, że tak, no to piekło, czego niby się spodziewałeś, czytelniku? No dokładnie tego.

No ale mniejsza już o tytuł.

Mamy głównego bohatera, którego oczami poznajmy całą akcję. Zwłaszcza, że zdecydowałeś się na narrację pierwszoosobową – w takiej sytuacji to na bohaterze spoczywa największy ciężar i to, jak trafi do czytelnika, mocno rzutuje na odbiór tekstu. Tutaj no, do mnie nie trafia. Z jednej strony bohatera tak naprawdę widzimy mało – to znaczy, widzimy retrospekcje z jego życia, ale trudno przez większą część powiedzieć coś o samym bohaterze, tego jak myśli itd. W sensie, rozumiem że zdecydowałeś się na powolny powrót pamięci, więc trudno żeby od razu odnosił się do tego, jak przekichane miał życie, ale moim zdaniem to nie była do końca dobra decyzja. Myślę, że lepiej by wypadło, gdyby to czytelnik powoli poznawał grzechy bohatera, ale on od początku byłby ich świadomy, może oszukiwałby samego siebie, może próbował oszukać szatana – spokojnie można tu oprzeć się o założenie niewiarygodnego narratora, dobrze by pasował do tego tekstu. Plus dzięki temu można by od początku nadać bohaterowi dużo więcej charakteru. Taki dialog pełnego goryczy i wściekłego na swój los człowieka z szatanem byłby dla mnie dużo ciekawszy niż taki nijaki facet który nie wie co się dzieje.

Do tego, chociaż za dużo ten bohater nie robi, bo jednak nie na jego akcji oparte jest opowiadanie (co samo w sobie jest spoko), to jednak gdy coś robi, to jakoś tak… nie za mądrze?

– Witaj – odezwał się niski głos w mojej głowie.

– Co? Kim jesteś? Pokaż się! – odparłem skonfundowany.

– Dobrze wiesz, kim jestem. Uprzedzając twoje pytanie: nie mam zamiaru wyjaśniać ci, gdzie się znajdujesz. Nie chcę ci psuć niespodzianki.

Kurwa! To musi być jakiś sen. Muszę się tylko obudzić – pomyślałem.

– To nie sen, przyjacielu. – Nie miałem pojęcia, jakim cudem posiadacz tajemniczego głosu odczytał moją myśl. To przecież niemożliwe. Teraz byłem pewien – śniłem. Musiałem się zbudzić. Natychmiast. Nie miałem jednak okazji podjąć tradycyjnej próby wyswobodzenia się z objęć Morfeusza, gdyż w oddali ujrzałem mężczyznę. Szybko pobiegłem w jego stronę, wołając o pomoc.

No to tak – koleś od początku, jak piszesz, słyszy głos bezpośrednio w swojej głowie, ale to go specjalnie nie dziwi. Dziwi go za to czytanie mu w myślach. Ok. Krzyczy do niego „Pokaż się!”, a potem gdy nagle widzi w oddali jakiegoś obcego mężczyznę, to biegnie do niego wołając o pomoc. Przez myśl mu nie przeszło, że to może ten jego tajemniczy rozmówca? No i dopiero co sam był pewny, że to sen – po co więc biegnie prosić nierealnego faceta o pomoc? Jak miał mu pomóc się obudzić?

Duża część tekstu opiera się na dialogach. Niestety jednak, same dialogi też wymagają sporo szlifu. Po pierwsze, wydaje mi się że zdecydowanie przesadziłeś tutaj z wulgaryzmami – to są użyteczne narzędzia, zwłaszcza do kreowania bohaterów, ale kiedy rzucasz nimi w co drugim zdaniu, to tracą swoją siłę. Do tego często rzucasz niepotrzebnymi epitetami w didaskaliach:

– Co? Kim jesteś? Pokaż się! – odparłem skonfundowany.

No widzę, że jest skonfundowany, nie musisz tego pisać wprost.

– Z czego rżysz, ty skurwielu!? – zapytałem wściekły.”

To samo, przecież widać, że jest wściekły.

Zamiast pisać, że bohater jest wściekły czy skonfundowany, pokaż to – czy to samym dialogiem, czy to opisem. Show, don’t tell. Przy czym ty zasadniczo pokazujesz, więc niczym wiedźmin, mają wybór „show” or „tell” zdecydowałeś się nie wybierać wcale i lecisz z zaskakującym modelem „show and tell”.

No dobra, a coś mi się tutaj podobało? No tak, jak najbardziej. Sam pomysł. Idea sprawiedliwego (w sensie, równo dotykającego każdego xD) piekła, przed którym nie ma ucieczki i w którym wszyscy równo cierpią jest całkiem ciekawa. Założenie Lucyfera, który siedzi w tym piekle od początku i cierpi tak samo jak reszta, więc ich gnębi, żeby trochę sobie ulżyć zapominając o własnym cierpieniu też jest fajna. I na relacji takiego szatana z ciekawym bohaterem można by ulepić naprawdę fajny tekst. Tylko tutaj, jak zaznaczałem, twój bohater niestety do tego nie wystarcza. Szatan do niego mówi:

muszę ci coś wyznać. Jest w tobie coś niezwykłego i przyznaję, że całkiem przyjemnie się z tobą rozmawiało

a ja nijak w nim tej niezwykłości nie widzę i nie mam pojęcia, dlaczego szatan miałby zakumplować się z nim, a nie kimś ciekawszym.

A, i ostatnia scena, w której wszyscy sobie razem z szatanem wyją i cierpią jest fajna. A ostatnie zdanie nawet bardzo fajne.

Podsumowując: pomysł był, wykonanie niestety niewystarczające, żeby dać mu rozwinąć skrzydła. Ale to dobrze – warsztat można wyrobić, dużo trudniej nauczyć się mieć dobre pomysły niż dobrze pisać. Więc powodzenia z kolejnymi tekstami.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Arnubis

Dzięki za przybycie, a Krzkotowi za przywabienie.

Uwagi cenne i warte przemyślenia, szkoda, że w większości negatywne, ale cóż narzekał na prezent nie będę.

Po części wyjaśnieniem, dlaczego główny bohater biegł w stronę napotkanego mężczyzny, było jego przekonanie, że po prostu śni i w ten sposób szybko się wybudzi.

Wulgaryzmów jest tu więcej niż „standardowo” u mnie, ale muszę się nie zgodzić z tym, że jest ich za dużo. Jest ich trochę na początku kiedy bohater jest zdezorientowany i przytłoczony swoim losem, no i zdarzają się pojedynczo w retrospekcjach. Poza tymi momentami według mnie jest w miarę „czysto”. Sam uważam, iż ciągłe rzucanie mięsem to zła droga i jeśli ma się pojawić soczyste przekleństwo, to niech pojawia się z sensem. Jako podkreślenie intensywnego momentu czy emocji. 

Cieszy mnie fakt, że przynajmniej moja kreatywność ma się dobrze skoro od strony pomysłu jest spoko xD

Dzięki i pozdrawiam! 

Nowa Fantastyka