Zbudowana ze stali, szkła i żelbetu Siedziba Główna ONZ, znajdująca się na Manhattanie przy United Nations Plaza siedemset sześćdziesiąt, lśniła w letnim słońcu. Od East River wiała lekka, przyjemna bryza. Mający trzydzieści dziewięć kondygnacji budynek w kształcie prostopadłościanu miał być miejscem wielkiej międzynarodowej narady światowych przywódców i ekspertów. Wkrótce United Nations Plaza, East River Drive i First Avenue zostały zamknięte dla ruchu, przepuszczano tylko grawitoloty, których kierowcy posiadali specjalne przepustki. Sala Zgromadzenia Ogólnego zaczęła się zapełniać gośćmi przybyłymi na zjazd pod roboczym tytułem: ,,Nowa prohibicja”.
Młody psycholog Johnny Walker również został zaproszony na zebranie. Z zaciekawieniem oglądał pomieszczenie, gdzie odbywało się spotkanie. Na drewnianej ścianie widniał wielki symbol ONZ, przy biurku siedziało trzech prowadzących, po schodkach mieli wchodzić na mównicę kolejni prelegenci, inni zebrani, których przyjechało ponad tysiąc, siedzieli przy połączonych ze sobą biurkach, umieszczonych w dużej liczbie po półokręgach. Delegaci założyli słuchawki, tłumacze siedzieli z tyłu sali.
Konferencję zaczął dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia. Nienagannie ubrany, starszy człowiek z siwą brodą, rozpoczął:
– Witam przywódców państw i zaproszonych ekspertów biorących udział w konferencji pod tytułem: ,,Nowa prohibicja”. Co oznacza termin prohibicja? To częściowy lub pełny zakaz produkcji i dystrybucji napojów alkoholowych. Niektórzy rozszerzają to pojęcie do podobnego zakazu dotyczącego narkotyków. Termin oznacza również okres w historii Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, przypomnę, lata od tysiąc dziewięćset dwadzieścia do tysiąc dziewięćset trzydzieści trzy.
Szef WHO przerwał na chwilę, aby napić się wody.
– Prohibicja panuje obecnie w pewnych krajach, chcemy ją wprowadzić na całym świecie, dlatego zorganizowaliśmy ten mityng. Zamierzamy pójść jeszcze dalej, wprowadzić całkowity zakaz produkcji, przewozu, sprzedaży, kupowania i spożywania etanolu. Ale nie tylko. Zakazy te będą obejmować również dragi i wyroby tytoniowe.
Na sali odezwały się zdziwione głosy, jedne wyrażały aprobatę, inne raczej sprzeciw.
– Nie chcę mówić o szkodliwych skutkach spożywania trunków, zażywania prochów czy palenia, wszystkim są one dobrze znane. Pragniemy skupić się na przyczynach powstawania nałogów i je wyeliminować. Ale o tym powie nam profesor Roger Kormack. Dziękuję za uwagę i zapraszam szanownego gościa na mównicę.
Dyrektor WHO poszedł na swoje miejsce.
– Witam państwa. Dlaczego ludzie się uzależniają?
Drugi mówca zaczął wykład.
– Otóż nałóg pełni rolę regulacji emocji, to rodzaj samoleczenia, pojawiającego się w trudnych sytuacjach, w celu poprawy złego samopoczucia i niechcianego stanu psychicznego. Używanie i nadużywanie, pozwala na ucieczkę od pewnych stanów, emocji, traum i konfliktów. Jakie są przyczyny, dla których ludzie pragną zmieniać swój stan umysłu? Można tu wymienić niskie poczucie wartości, brak satysfakcji w relacjach z ludźmi, deficyty emocjonalne, nieumiejętność radzenia sobie z kryzysami życiowymi…
Doktor psychologii Johnny Walker słuchał kolejnych przemówień. Jedni mówili o skutkach złych nawyków, inni o metodach walki z nimi lub sposobach zwalczania przyczyn tych przyzwyczajeń. Młody naukowiec czekał jednak na swoją kolej, miał występ na końcu, wykład na tej konferencji stanowił dla niego szansę na rozwój kariery. Po kilku godzinach był już nieco zmęczony, dlatego z mniejszą uwagą słuchał wypowiedzi na forum ONZ. W końcu nadszedł czas na jego wystąpienie. Trzydziestoletni psycholog wyszedł na mównicę, poprawił mikrofon, po czym zaczął prelekcję.
– Przyczynami popadania w uzależnienia jest głównie stres, niepowodzenia życiowe i frustracja. Może i tak, ale ja mam inne zdanie na ten temat. Człowiek popada w niepożądane nawyki z powodu nieprzystosowania mózgu do warunków, nazwałbym to dobrobytu. Ludzie przed tysiącami lat żyli w stanie ciągłego zagrożenia i niedostatku, musieli walczyć o przetrwanie. Dlatego obecnie, gdy każdy żyje wygodnie, mózg homo sapiens się buntuje. Pomocą służy alkohol, dragi czy wyroby zawierające nikotynę. Człowiek po ich zażyciu znajduje się w stanie zagrożenia, źle się czuje, boi się o swoje zdrowie. Poza tym znika komfort dostatku, bo pozbywa się pieniędzy, ciągle brakuje na używki, jeśli dostaje podwyżkę, to kupuje droższy napitek, narkotyk lub papierosy. Jeszcze chciałbym zwrócić uwagę na skutek starzenia się społeczeństwa. Ludzie starsi są ciągle chorzy, źle się czują, młody człowiek, aby być podobny do innych musi się upić, naćpać lub najarać. Można też zwrócić uwagę na to, że wszyscy żyją dzisiaj dłużej, dlatego nasz organizm chce samozagłady, a zażywanie prochów, picie etanolu czy palenie tytoniu można nazwać powolnym samobójstwem. Z jednej strony chcemy żyć jak najdłużej, z drugiej podświadomie pragniemy śmierci. No i jeszcze uzależniony ma cel w życiu, kolejna działka, butelka czy paczka fajek jest najważniejsza na świecie, oczywiście wtedy, gdy jej brakuje…
Młody psycholog mówił jeszcze długo.
Na zakończenie konferencji dyrektor generalny WHO ogłosił rozpoczęcie szeroko zakrojonych badań nad wynalezieniem leku na uzależnienia. Johnny Walker, na prośbę prezydenta USA został włączony do kierownictwa projektu. Przywódcy wszystkich państw zobowiązali się wprowadzić ,,Nową prohibicję” w swoich krajach.
W Salt Lake City Harry Morgan, włóczęga i bezrobotny z wyboru, siedział na trawniku i pił jabola. Coraz trudniej było go zdobyć, zamknięto sklepy monopolowe, obowiązywał zakaz sprzedaży alkoholu. Wokół wielkie stupiętrowe bloki rzucały cień na ulice, po których ludzie w grawitolotach spieszyli do pracy. Po chodnikach obok pieszych przemykały odrzutowe deskorolki, sterowane przez młodzieńców. Nagle do Harrego podjechał pojazd policji.
– Dzień dobry, bełta pijemy?
– A co to za wino, lura jakaś – odpowiedział mężczyzna.
– Jesteś bezdomny? – zapytał policjant.
– Tak.
– Zabieramy cię do ośrodka naukowego, będziesz uczestniczył w badaniach.
– Ale ja nie chcę – zaprotestował pijak.
– Trzeba kupić mieszkanie, wtedy chodziłbyś na badania raz w tygodniu.
– Panie władzo, proszę.
– Już, już, do radiowozu – Policjant chwycił Morgana, zakuł go w kajdanki i zaciągnął na tył grawitolotu.
Walker wyszedł ze swego gabinetu, aby przeprowadzić obchód ośrodka. Umieszczano tu narkomanów oraz bezdomnych pijaków i nikotynistów. Inni uzależnieni przychodzili raz w tygodniu. Budynek był ładny, wyremontowane ściany lśniły bielą, na zewnątrz rosły krzewy i drzewa. Johnny chodził od pokoju do pokoju, przeprowadzając krótkie rozmowy z pacjentami. Nowy program trwał już od roku, byli bliscy wynalezienia leku na nałogi. Naukowiec wierzył, że jego misja uczyni ludzi szczęśliwszymi, na początek znikną dragi, trunki i wyroby tytoniowe. Potem może zamiłowanie do słodyczy, internetu, seksoholizm, pracoholizm. Psycholog się uśmiechnął, czy jestem pracoholikiem? Na wszystkich siedmiu kontynentach obowiązywała ,,Nowa prohibicja”, dzięki niej i jego badaniom ludzkość wkroczy na nowy etap rozwoju, pozbędzie się zwierzęcych instynktów i skłonności.
Prace nad medykamentem trwały trzy lata i zakończyły się sukcesem. Po wynalezieniu specyfiku, Johnny został zaproszony na zjazd przywódców kontynentów, te bowiem zjednoczyły się i funkcjonowały jako odrębne państwa. Spotkanie zaczął Walker.
– Prezentuję państwu nowy lek na uzależnienia o nazwie kroton. Redukuje on znacznie skłonności do złych nawyków, jest również efektywny w walce z już istniejącą przypadłością. O mechanizmie jego działania mało wiemy, ale specyfik jest skuteczny.
Wśród przywódców powstał lekki szmer.
– Trzeba jeszcze zmusić obywateli do jego zażywania – powiedział prezydent Ameryki Północnej.
– Wam to dobrze, ludzie są przyzwyczajeni do przyjmowania pastylek, ale u nas… – zmartwił się przywódca Azji. – Jak sobie poradzić z Rosjanami?
– Zmusimy wszystkich uzależnionych do przyjmowania panaceum. Powołamy specjalną agencję składającą się z lekarzy. Będzie ona dysponowała środkami przymusu, policją, która przypilnuje nałogowców – zaproponował prezydent Europy.
– Jeszcze jedna sprawa. Lek potrzebuje dalszych badań, w celu poprawienia jego skuteczności i usunięcia skutków ubocznych – odezwał się Johnny.
– Pozostawimy ośrodki badawcze, a także zbudujemy obozy dla opornych. Pan będzie stał na czele agencji i policji antynałogowej. Czy pozostali zgadzają się? – powiedział prezydent Ameryki Północnej.
– Zgadzamy się – przytaknęli pozostali przywódcy.
– To na tym skończymy. Gratulacje, panie Walker – zakończył krótką konferencję prezydent Ameryki Północnej.
– Cześć Harry, co u ciebie? – zapytał funkcjonariusz nowopowstałej służby.
– Sam wiesz Garry, przestałem pić, znalazłem pracę, wynająłem mieszkanie – odpowiedział były bezdomny.
– Przyjmujesz lekarstwa, czy wyrzucasz? Czuć tutaj tytoniem.
– Daj spokój, stary, sam lubisz wypić piwko, jak nikt nie widzi. Masz sto dolarów i idź kontrolować kogo innego.
– Lubię, nie lubię, nie twoja sprawa. Zobaczysz, kiedyś trafisz do obozu – powiedział policjant i wyszedł.
Dziesięć lat po historycznym zgromadzeniu ONZ znów zwołano spotkanie przywódców światowych i ekspertów. Tym razem w zebraniu uczestniczyło około stu osób, ponieważ przywódców światowych było tylko siedmiu. Sekretarz Generalny ONZ zaczął przemowę:
– Mimo niezaprzeczalnego sukcesu programu ,,Nowa prohibicja”, ludzkość stanęła przed nowym poważnym zagrożeniem, wyczerpywaniem się zasobów Ziemi. Jedynym wyjściem wydaje się podbój Układu Słonecznego. Istniejąca obecnie technologia pozwala na wysłanie na Marsa wielkiego statku kosmicznego, który zostałby tam i stanowił bazę dla przyszłej kolonizacji. Problemem nie jest kwestia, jak taką międzyplanetarną Arkę skonstruować, ale z czego. Ludzie konsumują zasoby naszej planety, musimy znaleźć sposób, by zebrać potrzebne surowce i zbudować rakietę. Oczekuję na państwa propozycje.
Na sali obrad zapadła cisza. Pierwszy odezwał się prezydent Ameryki Północnej.
– Zapytajmy Walkera – powiedział przywódca.
– Tak, znalazłem rozwiązanie problemu – odpowiedział czterdziestoletni psycholog.
– Jakie? – padło kilka pytań.
– Moim zdaniem należy wprowadzić nowy system społeczno-gospodarczy, nazwę go minimalizm. – Głos naukowca sugerował, że swój pomysł głęboko przemyślał.
– A może komunizm, feudalizm, niewolnictwo lub wspólnotę plemienną? – ironicznie odezwał się jeden z ekspertów. Na sali słychać było niezadowolone głosy.
– Chwileczkę, dajmy mu powiedzieć – wsparł Johnnego Sekretarz Generalny ONZ.
Walker zaczekał, aż ucichnie szmer rozmów i zaczął.
– Minimalizm to ograniczenie do minimum wymagań, potrzeb, dążeń. Najprościej można powiedzieć, że zapewnienie sukcesu w życiu polega nie na dorobieniu się dużej ilości pieniędzy, ale ograniczeniu tego, ile tych pieniędzy potrzebujemy. Zasady minimalizmu są następujące:
Pozbądź się zbędnych rzeczy.
Określ to, co jest ważne.
Wszystko musi być istotne.
Wypełniaj życie radością i szczęściem.
Obserwuj i poprawiaj.
Społeczeństwo ukształtowało mit sukcesu, dlatego człowiek żyje w ciągłym uczuciu niedosytu. Istotą społeczeństwa jest posiadanie nieograniczonych oczekiwań wobec siebie, każdy oczekuje, że będzie najpiękniejszy, najlepszy, najbogatszy, najbardziej innowacyjny, najbardziej wolny.
– Krótko, bez długiej przemowy, jak to ma wyglądać? – zadał pytanie prezydent Azji, któremu pomysł nie bardzo się spodobał.
– Świadomość, umiar, rozluźnienie – streścił mówca.
Na sali zawrzało.
– To próba zamachu na kapitalizm i demokrację – odezwał się gruby jegomość w drogim garniturze.
– Nigdy na to nie pozwolimy – krzyknął inny.
– Cisza! W jaki niby sposób go wprowadzimy? – zapytał prezydent Afryki.
– Za pomocą zmodyfikowanych tabletek, które zastąpią leki przeciw uzależnieniom – psycholog nie tracił pewności siebie.
– Musimy to jeszcze przemyśleć, ale niech pan prowadzi dalsze badania – odezwał się Sekretarz Generalny ONZ.
Johnny Walker wśród głośnych gwizdów opuścił salę obrad. Jednak po wyjściu na ulicę, zaczepił go czarny człowiek.
– Chętnie spróbujemy wprowadzić ten system.
Johnny wrócił do swej placówki badawczej, niedaleko znajdował się obóz dla opornych. Jego wynalazek pozwolił znacznie zredukować narkomanię, alkoholizm i nikotynizm, lecz rodziły się nowe problemy. Byli uzależnieni posiadali więcej pieniędzy, zamiast je trwonić, wydawali na inne rzeczy. Wzrosła inflacja, zużywano więcej paliwa, bo uleczeni chcieli poznawać świat. Dlatego naukowiec uważał, że minimalizm to jedyne wyjście, aby utrzymać rozwój rasy ludzkiej, prowadził więc badania nad nowym medykamentem mającym ograniczyć skłonność społeczeństwa do rozrzutności i marnotrawstwa. W międzyczasie pojawiła się sztuczna inteligencja, tworzono roboty. Wykorzystał ten fakt, aby zastąpić niepewnych funkcjonariuszy policji antynałogowej inteligentnymi maszynami. Okazało się, że wielu ludzi ukrywało swoje przywary, obozy zaczęły się przepełniać i sporo kosztowały, dlatego więźniów wykorzystywano do pracy.
Trochę później nastąpiło zjednoczenie Ziemi. Pierwszym przywódcą zjednoczonego globu został Amerykanin, zbliżały się kolejne wybory. Johnny wykorzystał swoją popularność i wystartował z hasłem ,,Świadomość, umiar, rozluźnienie”, chcąc wprowadzić minimalizm na Błękitnej Planecie i rozpocząć budowę Arki.
Obóz pracy niedaleko Salt Lake City sprawiał imponujące wrażenie. Setki baraków umieszczono wewnątrz zasieków z drutu pod napięciem. Porządku i dyscypliny pilnowały maszyny, terapią zajmowali się medycy. Z krematorium codziennie wydobywał się gęsty dym, gdyż zmarłych palono. Jak co dzień, więźniowie udali się na apel.
– Cześć Garry – krzyknął Harry. – I ty też jesteś w obozie pracy?
– Przeklęty Walker i roboty. Przyłapały mnie przy piciu piwa – odparł niedawny funkcjonariusz. – Będę tutaj trzy miesiące.
– A ja tu jestem z wyboru, wolę palić i pracować, niż brać tabletki i robić za miskę ryżu – zaśmiał się były bezdomny.
– Skąd masz szlugi?
– Czarny rynek, konsyliarze, te sprawy.
– Idziesz głosować?
– Idę, idę, a ty nie?
– Nie – ponuro odparł dawny policjant i popędzani przez automaty ruszyli w stronę placu na środku obozu.
Wkrótce odbyły się drugie w historii zjednoczonego globu wybory prezydenta. Wygrał je Walker i zaczął się otaczać lekarzami i robotami, zmieniając kolejnych pracowników na ważnych stanowiskach. Skończono prace nad lekiem mającym uczynić ze śmiertelników minimalistów, wprowadzono również nowy system społeczno-gospodarczy. Chętni do leczenia pracowali na wolności, ludzi, którzy nie chcieli brać lekarstwa lub potajemnie wyrzucali tabletki zamiast je przyjmować, kierowano do obozów pracy. Kosztowali mniej niż wolni, dlatego tolerowano odmowę poddania się leczeniu.
Nadszedł moment rozpoczęcia prac nad statkiem kosmicznym kolonizującym Czerwoną Planetę. Przywódcy kontynentów i eksperci siedzieli w małej sali, było ich pięćdziesięciu. Połowa składała się z inteligentnych maszyn, druga z ludzi. Spotkanie zaczął pięćdziesięcioletni już Johnny Walker.
– Wprowadziliśmy skuteczny model społeczno-gospodarczy, zbieramy surowce, aby wybudować Arkę. Problemy, które przed nami stoją omówi profesor McCarthy.
Mający dwa fakultety naukowiec zaczął.
– Mars jest czwartą planetą Układu Słonecznego, licząc od Słońca. Posiada dwa satelity naturalne Phobosa i Deimosa. Życie na nim bez odpowiedniej infrastruktury jest dla człowieka niemożliwe.
– Jakie są tego przyczyny? – zapytał Johnny.
– Po pierwsze – nie ma czym oddychać, jest za mało tlenu. Po drugie – planeta posiada rzadką atmosferę, dlatego panuje za niskie dla człowieka ciśnienie. Po trzecie – jest tam niska temperatura, spadająca nawet do minus stu czterdziestu stopni Celsjusza. Po czwarte – za słaba magnetosfera, narażająca kolonistów na ostrzał promieniowaniem jonizującym z kosmosu. Po piąte – groźny dla człowieka skład gleby. Po szóste – niskie marsjańskie przyśpieszenie grawitacyjne. Po siódme – kolonistów czeka prawie sześciomiesięczna podróż w warunkach mikrograwitacji.
– Co na to powiedzą pozostali członkowie rady? – Walker przyzwyczaił się już do tego, że na ochotnika nikt się nie wypowiadał.
– Wszystkie te problemy są do pokonania, jeżeli zbudujemy odpowiednio duży statek kosmiczny i zastosujemy nowoczesne technologie. – Robot był pewny siebie.
– Zbudujmy dwa, może dojść do jakiejś awarii – zaproponował inny automat.
– Jest na to zgoda? – zapytał Johnny.
Obecni przytaknęli.
– To do pracy. Mam nadzieję, że dożyję ukończenia projektu.
– Ładuj, Garry, ładuj – powiedział wesoły jak zwykle Harry i podjechał wielkim grawitolotem ciężarowym na plac, gdzie składowano rudę miedzi.
– Przecież to robię – odpowiedział więzień, który dużą koparką ładował urobek z hałdy.
– Roboty potrzebują dużo metali, konfiskują je nawet minimalistom.
– Sami oddają, z własnej woli.
– Tak, akurat, bieda na Ziemi aż piszczy, a my mamy podbijać Marsa.
– A niech robią, co chcą.
Wkrótce grawitolot ciężarowy był pełen i odjechał.
Wieczorem zmęczony Garry położył się na łóżku w baraku. Po chwili do pomieszczenia weszły dwa roboty i lekarz.
– Nie wyrobiłeś dzisiaj normy – powiedział medyk.
– Koparka się zepsuła, urwał się gumowy przewód hydrauliczny – odpowiedział wystraszony więzień.
– Awaria nastąpiła z twojej winy, automat dozorca wszystko widział.
– To ze zmęczenia i głodu, przepraszam.
– Dostaniesz zastrzyk na wzmocnienie – powiedział doktor.
– Nie, nie – zaczął protestować pracownik.
Dwie maszyny chwyciły nieszczęśnika i położyły na łóżku, natomiast lekarz zrobił zastrzyk.
Nad ranem wyniesiono ciało Garrego do krematorium.
Realizację projektu Kolonizacja Marsa rozpoczęto od zbudowania dwóch orbitalnych stacji geostacjonarnych. Przy każdej chciano zmontować transportowiec międzyplanetarny, nazwano je Arka Jeden i Arka Dwa. Plan zakładał budowę modułów na Błękitnej Planecie, które potem zamierzano ze sobą połączyć przy stacjach. Na Pustyni Newada i Saharze powstały wielkie kosmodromy, rychło pierwsze moduły były gotowe. Do pracy przy budowie statków zatrudniono wyłącznie roboty, gdyż Johnny Walker uznał, że jeden partacz mógł zniweczyć cały projekt. Ludzie wydobywali surowce, zajmowali się przewozem, produkowali części.
Budowa pojazdów kosmicznych wykazała wyższość pracowników inteligentnych maszyn nad ludźmi. Roboty były szybsze, dokładniejsze, silniejsze, prawie nie popełniały błędów. Populacja automatów niezadługo przewyższała populację homo sapiens. Ci byli gnębieni przez lekarzy, którzy rządzili ludźmi. Specjalista decydował o przydatności do pracy, przeprowadzeniu aborcji albo eutanazji, wydawał pozwolenie na małżeństwo i urodzenie dziecka oraz posiadał wpływ na wiele innych spraw. Niebawem każdy człowiek miał zdiagnozowaną jakąś chorobę, ludzi leczono przymusowo, nawet wbrew ich woli.
Po trzech latach przy obu stacjach kosmicznych znajdowały się wielkie kadłuby rakiet. Wewnątrz nich trwała nieustanna praca, montowano przewody, instalowano systemy, do ich wnętrza zwożono wodę, zapasy, nawet glebę uprawną, by przyszli koloniści mogli uprawiać rośliny. Planowano, że statki zabiorą na pokład również zwierzęta.
Po dziewięciu latach ukończono obie Arki. Johnny, mimo swego wieku, postanowił przeprowadzić inspekcję zbudowanego transportowca. Promem dostał się na stację, potem wielką śluzą do wnętrza jednostki.
– Dzień dobry, panie Walker – przywitał go robot, mający służyć za przewodnika.
– Dzień dobry – odparł polityk.
Przywódca świata szedł wolno przez kolejne pomieszczenia.
– Tutaj mamy magazyny. Mieszczą zapasy na sto lat – powiedział automat.
Przywódca szedł w milczeniu, nie rozmawiał z maszyną.
– Oto mostek dowodzenia.
Mężczyzna mógł podziwiać przyrządy, wizjery, kontrolki, przyciski, dźwignie, ekrany.
– Widzimy teraz ogrody, gdzie przyszli koloniści będą uprawiać rośliny.
Walker oglądał jeszcze wiele pomieszczeń, na koniec zadał jedno pytanie:
– Ile osób ma lecieć na Marsa w tym statku kosmicznym?
– Arka Jeden zabierze dziesięć tysięcy kolonistów.
– Wracajmy na Ziemię, czuję się zmęczony.
Harry stał w kolejce do stolika, przy którym siedział robot i dwóch lekarzy. W końcu nadeszła jego kolej, aby zapisać się na lot na Czerwoną Planetę w jedną stronę.
– Jak się nazywasz? – zapytał automat.
– Harry Morgan – odpowiedział wesoło więzień.
– Dlaczego chcesz lecieć na Marsa?
– To moje marzenie, chcę poznawać wszechświat.
– Już nam tutaj kitu nie wciskaj – wtrącił się jeden z medyków. – Pracować ci się nie chce.
– Kim jesteś z zawodu? – ciągnęła wywiad maszyna.
– Botanikiem.
– Ile masz lat?
– Czterdzieści sześć.
– Za stary jesteś – odezwał się drugi medyk.
– Niech leci, i tak mamy niewielu ochotników. Słyszałem, że prawdopodobieństwo niepowodzenia misji wynosi pięćdziesiąt procent. – Pierwszy doktor miał już dość przepytywania więźniów.
– Dziękuję, panie doktorze. – Morgan uśmiechnął się szeroko i poszedł do grawitolotu, który zabrał wytypowanych do misji na Czerwoną Planetę.
Johnny Walker spotkał się ze swoją radą doradczą, złożoną z dziewięciu robotów i jednego lekarza. Na tajnym spotkaniu postanowili, że Arką Jeden poleci pięć tysięcy automatów i pięć tysięcy minimalistów. Arką Dwa miało lecieć pięć tysięcy ochotników z obozów nałogowców i pięć tysięcy antyminimalistów, dodatkowo przydzielono tam pięćdziesiąt inteligentnych maszyn i tyle samo medyków. Zaczęły się przygotowania do startu statków kosmicznych na Marsa.
Wkrótce odczepiono cumy łączące Arki ze stacjami. Załogi odpaliły silniki manewrowe, aby oddalić się od baz. Potem włączono potężne jednostki napędowe mające rozpędzić koraby, tak, aby dotarły na Czerwoną Planetę. Przy lądowaniu na niej planowano znów użyć tych pierwszych. Na Ziemi obywatele gołym okiem mogli zobaczyć jasny błysk. Rozpoczęła się podróż, mająca trwać sześć miesięcy.
Wystrzelenie rakiet pół roku przed wyborami nie było przypadkowe. Rada Johnnego uznała, że sukces w podboju Marsa zapewni Walkerowi wygraną w wyborach. Zwycięstwo niepewne, bo w sondażach prowadziła partia Królestwo Boże.
Walker oglądał w holowizji konwencję wyborczą partii swego konkurenta.
– Zastąpimy minimalizm, który realizując projekt podboju obcego nam ciała niebieskiego doprowadził ludzi do ubóstwa, a planetę do ogołocenia z zasobów, Królestwem Bożym na Ziemi. ,,Wiara, nadzieja, miłość”, nasze hasło wyborcze mówi wszystko. Bzdurne zasady minimalizmu zastąpimy tymi danymi przez Boga.
Pokora.
Hojność.
Czystość.
Miłość.
Umiarkowanie.
Cierpliwość.
Gorliwość i pracowitość.
Będziemy słuchać Boga i Kościoła, nie lekarzy wysługujących się robotami. Po co nam tabletki, wystarczy eucharystia.
Dawny naukowiec wyłączył holowizor i pomyślał, że jeszcze może wygrać, tydzień przed wyborami Arka Jeden i Arka Dwa wylądują na Marsie.
Wkrótce statki kosmiczne dotarły na Czerwoną Planetę, jednak przy lądowaniu powstały ogromne tumany kurzu, tak, że łączność z pierwszym i drugim korabem została przerwana na trzy dni. Wszyscy na świecie z napięciem oczekiwali na wiadomości od kolonistów. Prezydent siedział ze swymi doradcami i czekał na kontakt z czwartą planetą Układu Słonecznego. Wnet uzyskano połączenie z Arką Dwa.
Na hologramie pojawił się Harry Morgan, palił szluga i strzepywał popiół do popielniczki.
– Witam wszystkich Ziemian i chcę ogłosić powstanie nowego państwa, Republiki Marsa. Pragnę też poinformować, że Arka Jeden uległa poważnemu uszkodzeniu podczas lądowania, co spowodowało śmierć ludzi i maszyn na niej. Na Arce Dwa również nie ma robotów ani wysłanych z nami medyków. Może postąpiliśmy okrutnie, zabijając ich, ale oni nie zasługiwali na to, by nam przewodzić.
Tutaj niegdysiejszy więzień przerwał na chwilę, podszedł do niego mężczyzna i podał jakiś przedmiot.
– Oto nasza flaga.
Harry rozpostarł sztandar przed sobą. Przedstawiał czerwone koło na niebieskim tle, w prawym górnym rogu widniały skrzyżowane ze sobą butelka wódki i dymiący papieros.
– A teraz odegramy nasz hymn. Na tym kończę transmisję, bo mamy dziś wielką balangę.
Po tych słowach kamera pokazała zespół punkowy z zielonymi irokezami grający na gitarach elektrycznych, oglądający usłyszeli dumną pieśń.
Wysyłają ludzie na Marsa rakiety
Lecz się dowiedzą wkrótce niestety
Że na Marsie wolni mają swój dom
I wszystkich przybyszów odsyłają won.
Podbijemy planetę i inne układy
Walker i roboty nie dadzą nam rady
Kiedyś wrócimy także na Ziemię
By zniszczyć niecne maszyn plemię.
Johnny dostał zawału serca. Jego doradcy, inteligentne maszyny, spojrzały po sobie.
– To co, przejmujemy władzę na świecie i rozpoczynamy eksterminację ludzi? – zapytała jedna z nich.
– Ja się przydam – zapiszczał wystraszonym głosem lekarz, członek rady.