
Wylosowany bilet konkursowy: Pod jakimś niebem, postój.
Wylosowany bilet konkursowy: Pod jakimś niebem, postój.
– To tu, tato? – Głos chłopca zdradzał silne emocje.
– Tak – odparł trzydziestokilkuletni mężczyzna, po czym wysiadł z samochodu i podszedł do płotu. Przez chwilę szamotał się z kłódką. Brama składająca się z drewnianej, poczerniałej ramy wypełnionej drucianą siatką opadła na zawiasach i nie dawała się otworzyć. Z wysiłkiem wyciągnął ją z ziemi i utorował drogę na podwórko. Syn w tym czasie wygramolił się z auta i ciekawie rozglądał po okolicy. Pierwszy raz przyjechał do Ostoi znanej mu dotąd tylko z rodzinnych opowieści. Gniazdo męskiej linii rodu żywo go zainteresowało i choć przyjazd tutaj wywołał nieoczekiwany a gwałtowny spór między rodzicami, cieszył się, że tu jest. Był w wieku, w którym człowiek zdaje się chłonąć świat całym sobą.
– Piotrek! – Ojciec zawołał z ganku drewnianej chałupy. Dziesięciolatek pędem minął bramę i pognał przez podwórko pokryte tu i ówdzie kępami wysokiej trawy, chwastów i polnych kwiatów. Przed domem stanął jak wryty i otworzył buzię ze zdumienia. Chałupa była niewiele większa od autobusu, a dach miała pokryty papą.
– Dawniej większość domów tu była takich – objaśnił ojciec, wychwyciwszy zdumienie syna. – Polska wieś bardzo się zmieniła przez ostatnich dwadzieścia lat. Pola prawie nikt nie uprawia, mało kto też trzyma zwierzęta hodowlane. U prababci były kury i króliki, a sąsiedzi mieli konie pociągowe, krowy, gęsi, indyki, nawet nutrie. Dużo, jak to się w tych stronach mówiło: stworzenia. Za to domy są teraz murowane, eleganckie, a podwórka wyłożone kostką.
Wywód przerwał hałas wywołany przez pędzący pociąg. Chłopiec dopiero teraz zauważył, że wąska działka kończy się na nasypie kolejowym. Ojciec w tym czasie otworzył drzwi i wszedł na chwilę do środka, żeby pootwierać okna.
– Musi się trochę wywietrzyć – wytłumaczył niepytany i ruszył w stronę samochodu po bagaże.
– Tato, siku!
– Za domem jest wygódka – odkrzyknął mężczyzna.
– Co?! – Chłopiec nie zrozumiał.
– Sławojka, no: kibel, czy jak tam wolisz.
– Nie ma łazienki? – zdziwił się synek.
– Nie ma. Idź śmiało. Drzwiczki są zamknięte na skobel.
Chłopiec wrócił po chwili. Czoło miał zmarszczone.
– To tu się chodziło sikać?
– Tak.
– Nawet w zimie?
– Tak.
– Nawet w nocy?
– W nocy też, ale dzieci miały nocnik.
– Gdzie mogę umyć ręce?
– W miednicy, tylko zaczekaj chwilę, przyniosę wodę.
Po chwili ojciec ustawił przed dom emaliowaną miskę i napełnił ją prawie po brzeg.
– Zimna! – wyraził niezadowolenie chłopiec.
– Jak uruchomię kuchnię, to zagotujemy trochę w czajniku. Prababcia miała dwa: jeden emaliowany na wodę do herbaty, a drugi taki zwyczajny, żeby podgrzać do mycia albo prania.
Ojciec wszedł do domu. Po chwili wrócił i powiedział:
– Możemy wejść, trochę się wywietrzyło.
– Dlaczego nikt tu nie mieszka? – Pytanie chłopca zbiegło się hukiem kolejnego pociągu.
– Powodów jest kilka. Nieunormowany stan prawny, czyli ktoś ze spadkobierców musiałby spłacić resztę, która też ma prawo do tej działki. Do tego trzeba mnóstwo zainwestować. Wybudować nowy dom, bo ten nie spełnia współczesnych wymogów. Podłączyć wodę, kanalizację, gaz. Jedyne co się w tej okolicy udało za komuny to elektryfikacja. Zasięg telefonii komórkowej jest lichy, a światłowodu jeszcze nie podciągnęli, więc na Internet nie masz co do niedzieli liczyć. – Chłopiec popatrzył na swój pierwszy telefon i z kwaśną miną schował go do kieszeni. – Ponieważ działka jest niewielka, długa a wąska, bardziej nadaje się na daczę letniskową niż na stałe zamieszkanie. Do wypoczynku z kolei hałas pociągów nie zachęca. Pamiętasz, gdy mieszkaliśmy w hotelu niedaleko lotniska na Rodos? Nie mogłeś spać przez lądujące i startujące samoloty. Tu jest podobnie, ale dwie noce przetrwamy. Zresztą teraz jeździ mniej pociągów niż kiedyś. Chodź, podejdziemy do torów, poczujesz ten zapach stali, smaru i drewnianych podkładów, który przypomina mi dzieciństwo, choć od naszego domu do torów był spory kawałek.
– Janek! – Nieogolony mężczyzna ubrany we flanelową koszulę krzyknął przez płot.
– Lechu – odparł zawołany. – Poznaj mojego pierworodnego. Piotrek, przywitaj się.
Chłopiec podszedł do płotu i podał rękę nieznajomemu.
– Na długo przyjechaliście?
– Na weekend.
– Szkoda, że nie dałeś znać wcześniej, zebralibyśmy skład do brydża. Posiedziałoby się do rana, pogadało, zakąsiło co nieco – charakterystycznym gestem pokazał na szyję i uśmiechnął się szeroko do miłych najwidoczniej wspomnień.
– Nie dało rady. W niedzielę rano musimy wracać, a chciałem Piotrkowi pokazać Patelnię.
– No to będzie poważna wyprawa! – zaśmiał się mężczyzna. Po chwili spoważniał i dodał: – Swoją drogą, to ciekawa kwestia. Kilka dni temu rozmawiałem z takim starszym facetem. Mówią o nim medium. Przyjechał z łemkowszczyzny. Teraz mieszka na obrzeżach twojego Kaszanowa. Ma chłop jakieś nieziemskie moce. Zademonstrował kiedyś w klubie po pijaku. Spojrzał na świece i płomienie zaczęły migotać, dreszcz wszystkich przejął, a on sam się trząsł i łzy mu płonęły z oczu. Gdy zapytałem go potem o Patelnię, bo sam wiesz, że starzy dziwy o tym wzgórzu gadają, to się wzdrygnął i powiedział, że to przeklęte miejsce, ale nie chciał wyjaśnić, dlaczego tak sądzi. Zaciął się i koniec.
– Ciekawe.
– Leszku! – siwowłosa kobieta zawołała dorosłego syna. – Obiad!
– Wybacz, muszę lecieć. Serwus!
– Cześć!
Podali sobie ręce na pożegnanie. Mężczyzna odwrócił się w stronę syna i powiedział:
– Skoczymy na zakupy do Kaszanowa.
– Śmieszna nazwa: Kaszanów – zachichotał chłopak.
– Podobno pochodzi od tego, że kupiono ją dawno temu za ileś tam worków kaszy – wytłumaczył tata.
Jazda do pobliskiego miasteczka trwała zaledwie kilka minut. Weszli do sklepu spożywczego ulokowanego obok mostu.
– Dzień dobry, pani Ewo – przywitał się ojciec.
– Janek! – krzyknęła niemłoda już niewiasta słusznej postury. – A kim jest ten urodziwy młodzieniec?
Chłopiec zaczerwienił się po końce uszu i spuścił wzrok.
– To mój syn. Piotrek, przywitaj się ładnie. To pani Ewa, właścicielka najlepszego spożywczego w okolicy.
Fertyczna ekspedientka z zaskakującą, wziąwszy pod uwagę jej tuszę, zwinnością wypadła zza lady i uścisnęła chłopca, który zapewne zaczerwieniłby się jeszcze bardziej, gdyby nie to, że jego twarz już osiągnęła kolor pomidora z reklamy.
– Jaki słodziak! – Pani Ewa pogłaskała Piotrka. Sięgnęła do kieszeni fartucha i wyciągnęła lizaka. – To dla ciebie! Chcesz oranżady? – zagadnęła.
Chłopiec zawstydzony od tego nadmiaru czułości ze strony nieznanej mu kobiety schował się za nogą ojca. Po chwili nabrawszy odwagi, skinął głową, że chętnie.
Sprzedawczyni zaśmiała się serdecznie. Wyjęła butelkę ze skrzynki, otworzyła i podała małemu, zwracając się przy tym do jego ojca:
– Jaki nieśmiały! Za to dobrze mu z oczu parzy, tak mądrze, a nie hardo. Widać, że będę z niego ludzie, a odwagi z czasem nabierze, gdy tylko będzie musiał. No dobrze, mów co podać, bo zaraz przyjedzie dostawa.
Ojciec zrobił drobne zakupy, a na koniec zagadnął:
– Pani Ewo, zna pani takiego gościa, o którym mówią medium?
– Znam. Dziwak taki, a co? – wyraziła żywe zainteresowanie.
– Leszek Gębka mi o nim mówił. Zaciekawiłem się. To jakiś nowy mieszkaniec?
– Odludek. Przychodzi czasem po zakupy, ale ani z nim pożartować, ani co. Wybąka, co mu tam trzeba, zapłaci i idzie. Przeniósł się tu na starość. W relacjach z ludźmi jest ostrożny. Raz tylko chłopom udało się go podchmielić. Potem cuda różne opowiadali, że duchy umie przywoływać i takie tam, ale że sami byli nawaleni, to kto by tam wierzył? Często siedzi pod kościołem świętego Andrzeja i patrzy gdzieś hen. Imię ma takie nie nasze. Czekaj, zaraz sobie przypomnę. – Sprzedawczyni zmarszczyła czoło i kilka razy bezgłośnie poruszyła wargami. Wreszcie wypaliła radośnie – Już wiem, Ilja! Ksiądz proboszcz tłumaczył, że to wschodnia wersja naszego Eliasza.
Rozmowę przerwał klakson. To dostawca dawał znak, że zajechał od zaplecza i chce wyładować towar.
– Wpadnijcie jeszcze – powiedziała pani Ewa, po czym zamknęła za nimi drzwi.
Wrzucili zakupy do bagażnika. Przedtem ojciec obwąchał zawiniętą w papier kiełbasę i podsunął ją pod nos synowi.
– Z ogniska będzie pyszna! U nas się takiej nie kupi… – zakończył z nostalgią. Po chwili się ożywił i zapytał: – Przejdziemy się?
Syn, który w międzyczasie wpakował lizaka do ust, skinął głową na znak zgody. Gdy rozkoszował się słodyczą, ojciec opowiadał o okolicy.
– Kiedy byłem mały, główną atrakcję stanowiły pociągi. Mama zabierała mnie na stację i patrzyliśmy na niekończące się składy cystern, wagonów do transportu wapna, osobowych i pospiesznych składów. Obok był kiosk, w którym rodzice kupili mi kiedyś żołnierzyka. Innych atrakcji niewiele tu dla dziecka było. Można było pójść na pocztę i zadzwonić do taty do pracy, albo do kościoła i obejrzeć żłóbek lub szopkę. Teraz tam pójdziemy. Zobaczysz, gdzie mnie ochrzczono.
Przeszli przez most i przed budynkiem poczty skręcili w lewo. Droga wiodła delikatnie pod górę do kościoła pod wezwaniem św. Andrzeja. Minęli samotną dzwonnicę i weszli do chłodnego, barokowego wnętrza. Ojciec powiedział szeptem, żeby nie przerywać skupienia nielicznym modlącym.
– Obiecałem, że cię tu zabiorę po białym tygodniu.
Chłopiec kiwnął głową i rozglądał się ciekawie po skąpo oświetlonej świątyni. Przy filarach widniały błyszczące złotem figury błogosławionych. Sufit zdobiły freski, ale te od dawna wymagały renowacji, więc trudno było rozpoznać, jakie sceny biblijne lub z życia świętych przedstawiają. Przemierzyli nawę i transept, po czym wyszli na słoneczny dziedziniec.
– Wiesz, jak się nazywa znak drogowy, który informuje, że zbliżamy się do przejazdu kolejowego?
Chłopiec, który kończył lizaka, pokręcił głową.
– Krzyż świętego Andrzeja, czyli patrona tego kościoła. Bez kolei nie byłoby Kaszanowa. To znaczy, nie zyskałby rangi miasta, nie rozwinąłby się w dziewiętnastym wieku przemysł. – Ojciec mówił do syna, ale rozglądał się uważnie. Wreszcie dostrzegł mężczyznę siedzącego na schodach kaplicy żałobnej. Przyjrzał się staruszkowi. Dziadek ubrany był tak, jak dawniej nosili się mężczyźni nawet na co dzień, w garnitur i skórzane trzewiki. Brodę miał siwą. Głowę osłaniał elegancki, zielony kapelusz, niepasujący do znoszonej, szarej marynarki. Oczy kryły się w cieniu rzucanym przez rondo. W kąciku ust mężczyzny tkwiła wygasła fajka. Jan nie zwracając uwagi na syna, podszedł do starca.
– Dzień dobry! Ładną dziś mamy pogodę – zagadnął, jakby tłumaczył zdanie z podręcznika dobrych manier napisanego po angielsku, pominąwszy tylko zwyczajowe: „how are you?”.
Starzec zerknął na niego zaskoczony. Wyjął z kieszeni okulary w drucianej oprawce i spojrzał przez nie na przybysza, który przerwał mu codzienną zadumę. Oczy miał blade, jakby wyblakły wraz ze złachanym garniturem. Obserwował przez chwilę Jana, a uznawszy, że mężczyzna zaraz sobie pójdzie, po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi, kiwnął głową i burknął, nie wyjmując fajki z ust:
– Ano.
– Przepraszam, że przeszkadzam. Czy pan Ilja?
Staruszek skrzywił się na dźwięk swojego imienia. Wyglądało na to, że zapowiada się dłuższa rozmowa, na którą nie miał ochoty. Zastanawiał się przez chwilę, czy nie skłamać i nie zaprzeczyć, ale nie wiedząc z kim ma do czynienia, postanowił potwierdzić ruchem głowy. Mógł w końcu przed nim stać przedstawiciel jakiejś bardzo ważnej instytucji, który dobrze wie, że to on, a pyta tylko przez grzeczność.
– Czy mogę pana o coś zapytać?
Ilja wciąż uparcie milczał, ale skinął głową.
– Zna pan pobliskie wzgórze, tam przy torach? – Jan wskazał ręką kierunek. – Nazywają je Patelnia. Niby piaszczyste i pokryte sosnowym lasem, ale pod plątaniną korzeni jest skała.
Staruszek kiwnął głową.
– Mogę się przysiąść?
Ilja wzruszył ramionami i przesunął się na schodku, robiąc miejsce.
– Słyszał pan coś o nim?
– Coś tam słyszałech… – niechętnie potwierdził zagadnięty.
– Na spotkaniach u pradziadków, na które zjeżdżała się rodzina i znajomi, gdy dorośli trochę popili, mówili już tylko o dwóch rzeczach: o pacyfikacjach okolicznych wsi, o ocalałych i znajdowanych w zgliszczach szkieletach i o górze, z której unosi się czasem dym. Gdy byłem mały i szliśmy kiedyś na pociąg, też widziałem to zjawisko. Mama była zła, gdy jej o tym powiedziałem. Stwierdziła, że mi się na pewno przywidziało i od tamtej pory chodziliśmy na stację inną drogą. Ale ja dobrze wiem, co widziałem! – Zacisnął pięści jak małe dziecko, któremu dorośli nie chcą uwierzyć.
– Mądra mama. To przeklęte miejsce – powiedział cicho Ilja.
– Jak to? – Jan rozluźnił dłonie.
– Nie wiem. Ja nietutejszy, ale czuję więcej i bardziej niż inni. Tam nie chodzę, bo coś spod ziemi mnie woła. Dobre duchy wołają do góry, złe w dół. – Wzdrygnął się po tych słowach. Wstał i ruszył bez słowa.
– Ale ja chcę pojąć, co widziałem! – krzyknął za nim Jan.
Ilja zatrzymał się. Po chwili wahania odwrócił się i zaczął zdanie, patrząc Janowi w oczy:
– Ciekawość, to pierwszy stopień do… – Tu urwał.
– Do piekła! – dokończył z radością w głosie Piotruś. Cieszył się, że zna odpowiedź i może choć przez chwilę uczestniczyć w rozmowie dorosłych.
– Syn ma więcej rozumu niż ty – mruknął Ilja.
– Chcę wiedzieć – upierał się Jan. – Muszę wiedzieć!
– Jak mnie nie chcesz słuchać, to pogadaj ze starym Fredem. – Ilja odwrócił się i ruszył przed siebie.
– Jak go znajdę!
– Idź na Pasterską, poznasz po chodniku – odkrzyknął Ilja i wszedł na podwórko między gminną biblioteką i budynkiem z dawnymi salkami katechetycznymi.
Jan patrzył za nim jeszcze przez chwilę. W końcu ruszył w dół ulicy dziarskim krokiem.
– Tato! – okrzyk syna zatrzymał go w miejscu.
Zakłopotany zawołał:
– Chodź, Piotrek, odwiedzimy kogoś.
Szli w milczeniu obok zalewu, obaj zanurzeni w myślach. W końcu chłopiec szarpnął ojca za rękę i zapytał:
– Tato, co to jest: obsesja?
Ojciec stanął jak wryty. Popatrzył czujnie na synka i odparł:
– To taki stan umysłu, w którym nie możesz się uwolnić od jakichś powracających myśli, albo jakichś czynności. Chcesz przestać, ale nie możesz, bo te obrazy powracają, narzucają się, nie dają spokoju. Nie możesz skupić się na dłuższą metę na niczym innym. Dlaczego pytasz?
– O… – Chłopiec wyraźnie się zmartwił – Mama mówiła, że masz obsesję tego wzgórza – dodał cicho.
– Ja?! Nie! – zaprzeczył gwałtownie ojciec. – Zobaczysz je jutro. Pójdziemy na wycieczkę, przekonasz się, że nie jest groźne. Po prostu chciałbym wiedzieć o nim więcej. To przecież nic złego, jeśli chcesz wiedzieć więcej na jakiś temat, prawda? W szkole dają za takie zainteresowania dodatkowe punkty.
– Tak! – odparł chłopiec i wyraźnie się uspokoił. Raźnym krokiem weszli na ulicę Pasterską. Chodnik znajdował się tylko z jednej strony. Piotruś ciekawie zerkał na podwórka, na różnokolorowe domy z gankami, pomalowane barwnie ogrodzenia z siatki. Przyglądał się psom i kotom leniwie wygrzewającym się w majowym słońcu. Ojciec zaś patrzył na chodnik, na którym spodziewał się znaku, który powiadomi go, że dotarli do domu gospodarza, o którym mówił stary Ilja.
Tak doszli do miejsca, w którym trotuar na szerokości półtora metra pokryty był petami.
– Fu, ale brudno! – powiedział z niesmakiem Piotruś.
– Taki ślad, że jeszcze żyję, żeby sąsiedzi wiedzieli, że jeszcze nie zszedłem. Jak się nie podoba, to jazda stąd!
Odwrócili głowy w stronę otwartego okna. Piotruś odruchowo schował się za nogą taty. Mężczyzna z domu, który jako jedyny nie miał ogródka od frontu, lecz jego boczna ściana biegła wzdłuż chodnika, wyglądał odpychająco. Włosy miał zmierzwione, zarost szczeciniasty i szpakowaty, oczy zapadnięte jak u trupa. Rozchełstana koszula odsłaniała nagi tors pokryty siwymi kłakami. Pod pachami widać było plamy potu. Splunął Janowi pod nogi i patrzył nieprzychylnie.
– Dzień dobry – powiedział ojciec, nie okazując urazy. – Czy może pan Alfred?
– Zależy, kto pyta.
– Ja – odparł Jan, po czym się poprawił – prawnuczek Janiny i Władysława z Ostoi.
– Porządni ludzie – mruknął dziadyga. – Czego chcesz?
– Czy mogę o coś zapytać, panie Alfredzie?
– Fryderyku jak już – sprostował starzec. – Zależy o co.
– Przepraszam, panie Fryderyku – grzecznie odparł Jan. – Podobno wie pan coś ciekawego o Patelni.
– Chcesz opowieści, tak?
– Tak – skwapliwie potwierdził mężczyzna.
– Widzę, że interesa będziemy robić. – Tamten zatarł dłonie. – Ty chcesz opowieści, a jak chcę: ćwiartkę chleba, herbatę w torebkach, cytrynę, kaszankę i karton papierosów – wyliczył na palcach.
– Robi się! – Jan założył, że wiedza, którą za te wiktuały uzyska, warta jest inwestycji. – Chodź, Piotrek!
Byli już kilka metrów od okna, gdy zatrzymał ich głos starca:
– Czekaj! Czy mogę zamienić kaszankę na pasztetową i papierosy na tytoń do fajki? – Tym razem jego głos brzmiał łagodnie, wręcz przymilnie.
– Oczywiście! – odparł Jan i ruszył szybkim krokiem, ciągnąc syna za sobą.
Wrócili po paru minutach. Śmiało weszli na podwórko. Przed drzwiami stał stół przykryty ceratowym obrusem w kratę. Jan przetarł go chusteczkami higienicznymi i położył na blacie bochenek krojonego chleba, charakterystyczne, żółte pudełko herbaty, trzy cytryny, pasztetową i kaszankę oraz paczkę tytoniu.
Gdy skończył, drzwi otworzyły się jak w bajce, albo grze, gdy bohater musi dokończyć jakąś misję, by dostać się dalej w świat opowieści. Staruszek wyszedł o kulach. Prawą nogę miał amputowaną powyżej kolana. Nogawka spranych, roboczych spodni była zawinięta w supeł poniżej kikuta. Usiadł ciężko na ławce koło stołu i spojrzał na zakupy.
– Po co tyle? – burknął – Popsuje się…
– Schowacie sobie do lodówki – odparł urażony Jan. Wykazał się szczodrością, a ten tu narzeka.
– Nie mam. Zresztą, gdybym miał, to prąd mi wyłączyli w tamtym roku i licznik zlikwidowali.
– Nie płaciliście?
– Z czego niby? Mam lichą emeryturę rolniczą z nędznym dodatkiem za pracę na kolei. Na żarcie ledwie starcza, czasem na leki. – Gdy mówił, odkroił kawałek pasztetowej. Potem włożył go do ust i zjadł, mlaskając ze smakiem.
– Coś na to poradzimy – rzekł Jan. – Chodź, Piotruś, przyprowadzimy samochód.
Po kwadransie byli z powrotem. Gdy weszli na podwórze, starzec siedział w tym samym miejscu i przy użyciu maszynki robił skręty z fajkowego tytoniu. Jan postawił na stole wyciągniętą z auta małą, turystyczną lodówkę. Odsunął suwak i włożył do środka wędlinę, cytryny i pół chleba. Gdy skończył, powiedział do gospodarza:
– Kilka dni jedzenie powinno w niej wytrzymać. Zdążycie zjeść wszystko, nim się popsuje. Nie trzeba będzie wyrzucać.
Starzec tylko łypał znad maszynki. Nic nie powiedział.
Jan, który liczył na jakieś oznaki wdzięczności, skonsternowany usiadł na ławce. Doszedł w końcu do wniosku, że interes to interes. On się ze swojej części umowy wywiązał, a jak dziadek dalej będzie milczał, to weźmie lodóweczkę, zgarnie tytoń i odjadą z Piotrkiem. Kulawy ich raczej nie dogoni. Powiedział wyniosłym tonem:
– Macie, coście chcieli. Teraz czekam na opowieść.
– Zaraz – mruknął tamten. Odpalił skręta i zaciągnął się mocno. Dostał ataku kaszlu, z oczu popłynęły mu łzy. Splunął pod stół i zapytał:
– Co to za herbata?
– Nie znacie? – zdziwił się Jan. Produkt był często reklamowany, jak można było go nie znać?
Nie. Kupuję taką w czerwonych opakowaniach. – Machnął gdzieś w stronę chaty. – Z jednej torebki da się zaparzyć trzy, czasem cztery razy, więc na miesiąc mi starcza.
– A! – Zrozumiał Jan – Za tę paczkę byłyby trzy a może i cztery tamte!
– Po co taka droga herbata? – zdziwił się gospodarz. – Nie masz co z pieniędzmi robić? Tamta z cytryną też dobra.
– Tamta, to jest herbata tylko z nazwy – obruszył się Jan.
– A ta się nie nazywa: herbata? – zagadną dziadek.
– No nazywa się, ale…
– Czyli, widzisz, to też herbata, tylko droższa.
– Lepsza!
– Niech ci będzie – burknął starzec. – Pewnie sam miód – dokończył z sarkazmem.
Wstał i wszedł do domu. Słychać było odgłos przesuwanych fajerek. Piotrusiowi zdawało się, że minęła cała wieczność, nim gospodarz zawołał ojca do środka. Po chwili Jan wyszedł, niosąc starą, drewnianą tacę, a na niej trzy szklanki w metalowych koszyczkach napełnione herbatą.
– Nie ma cukru – mruknął do synka. – Przyniosę ci soczek z samochodu – dodał.
W tym czasie starzec wstał i oddał mocz bezpośrednio pod płotem, nie drepcząc nawet w stronę wygódki. Wrócił do stołu i siorbnął herbaty.
Jan dał sok synowi i zwrócił się do gospodarza.
– Gdy byłem mały, wdziałem, jak wzgórze się dymi. Mama twierdziła, że mi się przywidziało. Za każdym razem, gdy parowała rosa, albo asfalt w upalny dzień, ewentualnie ostatnie kłęby mgły się unosiły, mówiła: „Widzisz? Wygląda, jakby się dymiło? To właśnie wtedy widziałeś!”, ale ja wiedziałem swoje. U pradziadków też się o tym wzgórzu niesamowite rzeczy mówiło. Podobno wy coś wiecie ciekawego, a ja chcę pojąć, skąd ten dym się brał.
– Mówili coś o moim tacie? No, ci tam u twoich pradziadów.
Jan zamyślił się i odparł:
– Nie wiem, chyba nie.
– Ani słowa o jednonogim maszyniście?
– Nie pamiętam nic takiego.
– To gówno o tym wzgórzu wiedzieli, skoro o tacie nie wspominali. – Wzruszył ramionami.
– Skoro wy wiecie, to powiedzcie – nacisnął Jan.
– Opowiem, opowiem, w końcu obiecałem.
– Tato, jestem głodny – wtrącił się Piotruś.
– Zaczekaj chwilę. Zrobimy ognisko i zjesz sobie pyszną, pieczoną kiełbaskę.
– Masz kiełbasę? – Zaciekawił się staruszek.
– Mam – odparł Jan i dodał chytrze – Dostaniecie kawałek po opowieści.
– Niechaj tak będzie – mruknął stary – Ino daj co małemu jeść, bo to nie będzie krótkie opowiadanie.
Jan zrobił Piotrusiowi kanapkę z pasztetową, po czym wlepił czujne spojrzenie w starca. Ten zapalił kolejnego skręta i zagadnął:
– Co wiesz o tych terenach z czasu wojny?
– Pacyfikacje, silna partyzantka, nielegalna produkcja broni, a w Ostoi Niemcy stali na kwaterach aż do czterdziestego piątego – odparł szybko Jan.
– A o eksperymentach, czyli po co tu stali, też wiesz?
– Nie.
– Ciekawe – powiedział stary i zaciągnął się mocno. Potem nastąpił u niego kolejny atak kaszlu, tak długi i natarczywy, jakby chciał płuca wypluć. Gdy ustał, gospodarz przetarł załzawione oczy brudną chustką i znowu splunął pod stół. Piotruś odłożył resztę kanapki bezpośrednio na ceratę. Wyraźnie walczył z mdłościami. Jan zdawał się nie zwracać na to uwagi. Wpatrywał się we Fryderyka, czekając ciągu dalszego opowieści.
– Widzisz, młody, nikt tak nie umiał łączyć magii i technologii jak szwaby. Mussolini tak im zazdrościł zaklęć i rytuałów zwożonych z dalekich stron, które dawały im dużo mocy, że najechał Abisynię, żeby dotrzeć do źródeł etiopskiej magii, którą starożytni uważali za najmocniejszą na świecie. Nie wiedział, że tamta Etiopia, o której wspominali greccy i rzymscy autorzy, nie była z tego świata. Nigdzie jej nie znaleziono, a miała leżeć koło ziemskiego raju. Jak się kiedy znajdzie jedno, znajdzie się i drugie. Tak to w życiu bywa, że znajduje się po dwie rzeczy naraz: dobrą i złą… – Zamyślił się nad głębią własnych przemyśleń, po czym ciągnął. – Ojciec opowiadał, że któregoś dnia przyjechali do parowozowni esesmani. Wywlekli wszystkich na dwór. Przybiegł zawiadowca, który znał niemiecki i próbował ich zagadywać, ale oberwał szpicrutą i zamilkł. Ustawili wszystkich pod ścianą. Wyglądało na to, że ich rozstrzelają, ale mijały minuty i nic. Wreszcie zajechał automobil i wysiedli z niego dwaj oficerowie i cywil, ale taki dziwnie ubrany. Strój miał cały czerwony, nawet buty, a na ramionach czarny płaszcz wykonany jakby z jakiejś błony. Podchodził do każdego i obwąchiwał mu kark. Groza taka od niego biła, że niektórzy w momencie posiwieli. Nie pytając o dokumenty, bez pudła wybrał dwóch maszynistów i dwóch pomocników. Resztę szkopy odesłali do parowozowni. Zostali we czterech pod ścianą, teraz już pewni, że zostaną zabici, bez sądu, bez winy, nawet bez kary, ot, tak. W tym czasie cywil rozmawiał z oficerami. Wreszcie podszedł do przerażonych kolejarzy i odezwał się po polsku z twardym, niemieckim akcentem.
– Trafiła się wam misja, jakiej świat dotąd nie widział. Przejmiecie parowóz, który o zmroku dotrze z Breslau i przejedziecie się trochę.
– Gdzie będzie postój? – zapytał ojciec, chcąc wiedzieć, skąd będzie musiał wracać.
– Pod jakimś niebem. – zaśmiał się tamten, a szyderstwo przebijało się nawet przez cudzoziemski akcent. – Albo w jakimś piekle. To się jeszcze okaże.
Nie pozwolili im się pożegnać z rodzinami, tylko kazali wsiadać na pakę ciężarówki. O ucieczce nawet nie było co myśleć. Przejechali w sumie tylko czterdzieści kilometrów na bocznicę fabryki kamionki przemysłowej „Maria”. Tam, kazali im usiąść na ziemi i czekać. Rozejrzeli się po najbliższej okolicy i zobaczyli, że zrobiony został rozjazd i położono w tajemnicy przed miejscowymi nowe tory, które wiodły wprost w stronę interesującego cię wzgórza. Wieczorem na bocznicę wjechał pociąg. Z przodu platforma obciążona workami z piaskiem na wypadek min. Za nią druga z działkiem przeciwlotniczym i karabinami maszynowymi. Potem dwa potężne parowozy i reszta składu, która ginęła w ciemnościach. Zdziwiło ich, że cała obsługa składała się z Niemców, bo to było bardzo rzadkie zjawisko. Raczej jeździli tutejsi, dlatego też mogli prowadzić akcje sabotażu. Esesmani sprawnie rozczepili skład i przetoczyli lokomotywą spalinową jeden, jak im się wtedy zdawało, wagon przykryty brezentem na ten nowy tor. Reszta pociągu po chwili odjechała. Gdy stukot kół przestał do nich docierać, esesmani ściągnęli maskowanie. Wówczas zobaczyli lokomotywę, jakiej zaiste świat nie widział. Zamiast drzwi dymnicy były dysze. Wyglądały według ojca jak otwarty bębenek rewolweru. Mnie się zaś widzi, na podstawie jego opowieści, że raczej jak silniki rakietowe promu kosmicznego. Tym bardziej podobne, że można je było ustawić pod różnym kątem.
Jednej parze kolejarzy esesmani kazali wejść do budki maszynisty, a tacie i jego maszyniście, Stefkowi, usiąść na tender. Oznajmili przy tym, że droga będzie krótka, ale długotrwała. Cudacznie odziany cywil wskoczył na pomost, a z nim czterech żołnierzy z MP gotowymi do strzału. Ten w czerwonym stroju ze znawstwem obejrzał dysze. Wyraźnie zadowolony ustawił je pod wybranymi kątami. Nie trzymając się rusztowania, wrócił do kabiny i nakazał jechać z pełną prędkością. Trwać to musiało dosłownie chwilę, ale ojcu się zadawało, że całą wieczność, gdy odkryli, że pędzą wprost w skalistą ścianę wzgórza. Byli już blisko, gdy z komina buchnęły kłęby najczarniejszego dymu, jaki tata w życiu widział, a z dysz płomienie tak potworne, że skała zaczęła się topić, a parowóz wjeżdżać we wzgórze mimo tego, że szyny prowadziły li tylko do skały. Zdawało się przez moment, że przebiją się bez trudu, bo tuż za pierwszą ścianą trafili na otwartą przestrzeń jakiejś pieczary, ale kamienie tak samo jak szybko się rozgrzewały, tak błyskawicznie stygły i zaczynały gnieść boki maszyny. Przerażony ojciec zeskoczył i wówczas skała zamknęła się za parowozem, a jego noga utknęła w tym potrzasku. Desperacko spróbował kończynę wyszarpać, ale przecięła ją skała tak gorąca, że z bólu stracił przytomność. Ocucili go Niemcy i kazali opowiadać, co i jak. Mówił wszystko, jak było. Mieli go zastrzelić, ale stwierdzili, że i tak nikt mu nie uwierzy. Zlitowali się na wieść, że żonę ma w ciąży i zaufali zapewnieniom felczera, że od takiej rany szybko umrze.
Ojciec jednak przeżył, za to pogrążona w potwornym smutku wobec tego nieszczęścia matka zmarła przy moim porodzie. W ogóle niedobre rzeczy się działy. Przy spowiedzi stary zakonnik mu powiedział, wysłuchawszy opowieści, że kto choćby i pod przymusem nogę do przedsionka piekła wsadzi, zło będzie go ścigać zawsze. Może ktoś całkiem niewinny miałby w tej sytuacji szansę, ale takiego ze świecą szukać. – Tu dziadyga zamilkł na chwilę, znów kontemplując swoje słowa. Po tej krótkiej zadumie podjął opowieść. – Po wojnie tato wrócił w tamto miejsce raz. Po torach i rozjeździe ślad nie został. Do skały bał się podejść. Mówił, że jakby go coś złego stamtąd przyciągało tak mocno, że się strwożył i uciekł, jak tylko mógł najszybciej.
Gdy dorosłem, opiekowałem się ojcem. Uprawiałem pole i dorabiałem jako dróżnik. Nie miałem jeszcze dwudziestu lat, gdy wóz utknął na torach, a wiedziałem, że towarowy zaraz będzie leciał i nie wyhamuje. Ruszyłem ratować. Furmankę udało się zepchnąć, ale ja nie zdążyłem uskoczyć. Ucięło mi nogę prawie w tym samym miejscu co w czasie wojny ojcu. Gdy leżałem po operacji, przyśnił mi się diabeł i powiedział, że przez tamtą ucieczkę taty tak już w naszej rodzinie będzie z pokolenia na pokolenie. Kumple twierdzili, że to przez narkozę, ale ja się wystraszyłem tak, że się nigdy nie ożeniłem, a szkoda, dwie emerytury by teraz były, lżej by się żyło… – zakończył i zapalił kolejnego skręta.
– Tato, jedźmy już – powiedział Piotruś. – Boję się – dodał.
Jan wziął syna za rękę, ale zadał jeszcze jedno pytanie.
– Nikt nie próbował tej skały rozwiercić?
– Po co miałby ktoś do przedsionka piekła wchodzić? – zdumiał się tamten.
– Tato, jedźmy już. Boję się – powtórzył Piotruś.
– Przecież chyba nie po to szykowali tę machinę, żeby się dostać do piekła? – zapytał Jan.
– Tato… Tato… – Chłopiec ciągnął ojca za rękaw.
– Ano nie – odparł gospodarz. – Papa mówili, że chcieli w ten sposób robić szybko tunele i przerzucać nimi jednostki w miejsca, w których nikt się ich nie spodziewał. Do przedsionka piekła trafili raczej niechcący.
Ojciec wstał i bez słowa pożegnania ruszył w stronę auta. O tym, że obiecał kawałek kiełbasy zapomniał tak samo jak jego zadumany rozmówca.
Wieczorem rozpalili ognisko i siedzieli przy nim bez słowa. W innych okolicznościach cieszyliby się blaskiem płomieni i pyszną kiełbasą, zdawało się jednak, że jakaś groza nad nimi wisi, a zło podpełza od strony kolejowego nasypu. W nocy Piotruś budził się i krzyczał przestraszony. Chciał wracać do mamy. Jan go udobruchał, mówiąc, że tylko pójdą na umówiony spacer, a potem pojadą do domu, nie zostając na drugą noc. Obiecał też, że po drodze zajadą do galerii handlowej i chłopiec będzie mógł sobie wybrać dowolną zabawkę za całe sto złotych.
Nazajutrz spakowali plecak i ruszyli ścieżką wiodącą przez leszczynę w stronę porosłego sosnami wzgórza.
– Tato, dlaczego to wzgórze nazywa się Patelnia?
– Nie wiem – odparł mężczyzna. – Prababcia mówiła, że jak się tu ziemia nagrzeje, to smaży w pięty.
Rozmawiając przeszli przez łąkę, a następnie po chybotliwej kładce pokonali rzeczkę. Wreszcie wkroczyli w cień drzew. Ścieżka tu była piaszczysta, poprzecinana sterczącymi korzeniami. Gdy dotarli do wzgórza, stwierdzili, że nie są sami. Łysy mężczyzna ubrany w bojówki i kamizelkę z licznymi, naszytymi kieszonkami, patrzył na jakieś wydruki i coś mruczał pod nosem.
Jan przywitał nieznajomego.
– Dzień dobry, ładny dziś mamy dzień.
– Owszem – odparł tamten. – Chcecie zobaczyć coś ciekawego? – zagadnął.
– Jasne – potwierdził Jan.
Mężczyzna pokazał im wydruk, który wyglądał jak USG jamy brzusznej.
– Co to? – zapytał Piotruś.
– To wydruk z georadaru – powiedział mężczyzna i dodał – widzicie coś ciekawego?
Piotruś i Jan wlepili wzrok w szare plamy i linie. Nie dostrzegli jednak nic, co by było godne uwagi.
– No tak, to robota dla zawodowców – stwierdził tamten, odkrywszy, że przybyli nie dostrzegają niczego wartościowego. Wyjął czerwony marker i zaznaczył zarys jakiegoś obiektu. Pokazał im kartkę na nowo i zapytał:
– A teraz?
– Lokomotywa! – odgadł Piotruś.
– Brawo, mały – pochwalił chłopca nieznajomy. Tym samym markerem obrysował coś na drugim wydruku. Pokazał im oba i rzekł: – Widzicie różnicę?
Na obu kartkach wśród szarych plam i linii obrysowane były czerwonym markerem kontury parowozów. Nie zauważyli nic innego, poza tym, że kontury były nierówne, ale zrzucili to na ich niezbyt precyzyjne wykonanie.
– Bawicie się w takie zabawy: wskaż różnicę między obrazkami? – Mężczyzna zapytał Piotrka. Ten skinął w odpowiedzi głową. – No to znajdźcie jedną – dodał ze śmiechem.
W tym momencie z polnej drogi wyjechał samochód terenowy, a kierowca nacisnął klakson. Mężczyzna pomachał do niego, zabrał wydruki i spakował do torby z laptopem.
– Co mieliśmy zobaczyć? – zapytał Jan.
– Mieliście zauważyć, że się przesunęła między jednym pomiarem a drugim o całe pięć centymetrów – odparł tamten z dumą.
– Co to za badania? – Chciał wiedzieć Piotruś.
Mężczyzna zerknął na niego z góry, po czym zapytał:
– Słyszałeś o Centralnym Porcie Komunikacyjnym? – Nie czekając na odpowiedź, dodał – Tędy ma biec jedna z nowych linii kolejowych. Robiliśmy tu dwa razy badania i ta anomalia mnie zaciekawiła. No, muszę jechać.
– To tu jest ukryty parowóz? – zapytał Piotruś.
– Ta, jasne, cały złoty pociąg – rzucił tamten z drwiną w głosie.
– To dlaczego pan tu wrócił, skoro nic tu nie ma? – zagadną Jan.
Tamten obrzucił go spojrzeniem i bez słowa wsiadł do samochodu.
– Pociąg ze złota? – zainteresował się Piotruś.
– Nie tyle ze złota, co ze złotem. To taka kolejarska legenda o niemieckim transporcie, który miał wyruszyć z Wrocławia pod koniec wojny i ślad po nim zaginął.
– Myślisz, że to może być tu? – zapytał synek, a na jego policzkach pojawiły się wypieki.
– Nie. Tam miał być duży skład, lokomotywa i może nawet kilkanaście wagonów. To wzgórze jest za małe, żeby ukryć w swym wnętrzu taki transport. Do tego, żeby tu dotrzeć, musieliby się przebić przez front, a to by przecież nie miało sensu.
Po tej krótkiej konwersacji zamilkli obaj. Stali u stóp wzgórza i rozglądali się po okolicy. Piaszczysta ścieżka, którą mieli przed sobą, wiodła ku górze. Po jej bokach gęsto rosły paprocie. Ich żywa zieleń dziwnie nie pasowała do pomarańczowych pni sosen, choć pewnie to one były pierwsze na tym miejscu. Ten gatunek drzewa trafił na te tereny dopiero w dziewiętnastym wieku. Dróżka wiodła przez szczyt i prowadziła w stronę nasypu kolejowego, a dalej wzdłuż torów do stacji. Obejście pagóra wiązałoby się z przedzieraniem przez chaszcze. Mieli już odchodzić, gdy nagle poczuli, że zrobiło się na chwilę potwornie zimno. Zatrzęśli się obaj i wówczas Jan ujrzał mały obłoczek, który kilka metrów przed nimi wychynął wprost ze zbocza i rozwiał się w powietrzu. Pobiegł w tę stronę, zostawiając Piotrusia z tyłu. Rozgarnął paprocie i ujrzał jamę nieco tylko większą od lisiej. Przyklęknął i zaczął ją poszerzać gołymi dłońmi.
– Tato, co ty robisz? – zapytał syn, który zdążył dotrzeć do ojca.
Jan pochłonięty kopaniem nic nie odpowiedział. Syn szturchnął go delikatnie.
– Tato?
Ojciec poparzył na niego nieprzytomnym wzrokiem, po czym bez odpowiedzi wrócił do kopania. Gdy przebił się przez pierwszych kilkanaście centymetrów, zakrzyknął triumfalnie. Ukazał mu się bowiem tunel na tyle szeroki, że mężczyzna mógł się w nim zmieścić. Ruszył bez wahania przed siebie.
– Tato, po co tam wchodzisz? – Piotruś nie mogąc opanować strachu, zaczął łkać, lecz ojciec nie zwracał na to uwagi. Całkowicie pochłonęła go wola dotarcia do wnętrza. Czuł, jak korzenie dotykają jego pleców, jak osypują się gródki ziemi i kamienie, które mogą mu odciąć odwrót. Nie dbał o to. Obsesyjnie parł przed siebie. Nie dbał o nic i o nikogo, nawet o siebie.
– Tato, nie zostawiaj mnie! – zawodził Piotruś. – Tato, boję się!
Jan w tym czasie dotarł do skały. Tunel stał się ciasny i wiódł ukośnie w dół. Ruszył nim. Po chwili otoczyła go ciemność nieprzenikniona. Przy każdym ruchu ranił ciało o wystające fragmenty skał. Nie mając latarki, nie wiedział, jak wygląda droga przed nim. W pewnym momencie zdało mu się, że gdzieś daleko pojawiła się czerwona poświata. Jęknął, gdy ostrze skały wbiło mu się w plecy. Szarpał się dotąd, aż zdołał się uwolnić, zostawiając za sobą krwawe plamy z głębokiej rany ciągnącej się od łopatki do pasa. Mimo cierpienia parł naprzód. Zyskał teraz pewność, że ma przed sobą czerwony poblask. Ostatni fragment był tak wąski, że wciskając weń głowę, czuł, jak trzeszczą zgniatane kości. Stracił całkowicie czucie w lewej nodze, najwidoczniej też już potwornie poranionej. Dotarł wreszcie do szczeliny, która miała wielkość pięciozłotówki. Docisnął do niej oko i ujrzał to, co obsesyjnie chciał zobaczyć od maleńkości, źródło dymu. W pieczarze kilka metrów przed nim stała lokomotywa. Na jej przedzie, obok dysz, z których buchały czerwone płomienie, trwał dumnie wyprostowany stwór błyszczący czerwienią. Jan rozpoznał, że to, co ojciec Fryderyka opisał jako czarny płaszcz, było de facto skrzydłami. Na pomoście leżały szkielety w mundurach SS. Truchła polskich kolejarzy nie były stąd widoczne. Tylko diabeł trwał w dumnej pozie i patrzył, jak płomienie topią powoli kolejną warstwę skały. Dla nieśmiertelnych istot czas płynie inaczej i każdy, kto zechce wchodzić z demonem w konszachty, powinien mieć tego świadomość.
Szatan obrócił się w stronę Jana i wyszczerzył zęby. Wysunął czarny jęzor i oblizał wargi. Znać było, że stwór go widzi. Mężczyznę ogarnęła trwoga tak potężna, że serce w nim zamarło. Poczuł nagle ciężar wszystkich swoich grzechów. W ułamku sekundy wróciły do niego sytuacje, w których postąpił źle. Do mózgu wciskały się dawno zapomniane chwile, kiedy zawiódł lub zachował się wobec kogoś nie w porządku. Czuł, jakby przez całe życie nie zrobił niczego dobrego dla nikogo ze sobą włącznie. Jakby czego tylko się dotknął, wychodziło na złe, niosło krzywdę i cierpienie innym lub jemu. Wśród myśli zaczęła dominować ta, że świat bez niego będzie lepszy. Spojrzał na diabła, który skinął głową. Pogrążony w rozpaczy Jan postanowił, że odgryzie sobie język. Już miał zacisnąć szczęki, gdy otoczyła go jasna poświata. Delikatne dłonie dotknęły jego kostki. Usłyszał ciche:
– Tato…
W tym momencie stracił przytomność.
Po chwili całkowitego niebytu pojawiły się wizje. Otulony blaskiem, którego źródła nie znał, dostrzegł, że diabeł się cofnął. Płomienie zgasły, a piekielna lokomotywa rozpadła się w rdzawy proch. Gdzieś wysoko nad nim wzgórze się otwarło i zobaczył niebo, ale niebo niezwykłe. Oto na jasnym błękicie widniały gwiazdy i to wyraźniej niż nocą. Dostrzegał bez trudu galaktyki i planety, wybuchające supernowe i pędzące Perseidy. Poczuł w sercu harmonię, jakiej nie zaznał nigdy w życiu. Docierało do niego wyraźnie, że jest integralną częścią wszechświata. Pęd rozszerzającej się Drogi Mlecznej w ogóle go nie przerażał. Czuł, że tak powinno być, bo tak było zaplanowane od początku. Wiedział, że jest ważnym elementem tego wszystkiego, że istotna jest każda jego myśl i czyn, że każdy błąd można naprawić. Wreszcie poczuł miłość, że jest kochany, że nie jest niczym, ale że jest wszystkim. Gdy w uniesieniu zdawał się szybować do tego niezwykłego nieba, otaczająca go dotąd poświata zaczęła przygasać. Zrozumiał, że to był tylko postój pod tym nieznanym niebem. Strach powrócił, a demon znów zapłonął czerwienią w swej sile. Nim na dobre ogarnęła go rozpacz, poczuł szarpnięcie i pogrążył się w nicości, w której nie było ani dobra, ani zła, ani życia.
Świadomość wróciła w szpitalu. Zobaczył sufit i stojak z kroplówką. Poruszył wargami, ale nie wydobył się z nich żaden głos. Spróbował unieść rękę, ale nie dał rady. Pomieszczenie musiało mieć monitoring, bo po chwili do pokoju weszli lekarz, pielęgniarka i salowa.
Doktor bez słowa popatrzył na monitor za głową pacjenta. W tym czasie pielęgniarka uniosła nieco zagłówek i podała pacjentowi odrobinę gęstego płynu. Jan widział, że rozmawiają ze sobą, ale nie rozumiał słów. Zdołał w końcu przełknąć ślinę i szepnął:
– Noga mnie boli…
Przybyli spojrzeli na siebie. Po chwili milczenia lekarz odchrząknął i powiedział:
– Dostanie pan silniejsze środki przeciwbólowe. Teraz proszę odpoczywać.
Gdy wychodzili, usłyszał słowa salowej skierowane do pielęgniarki.
– Następny, którego boli to, czego już nie ma.
Tamta kiwnęła głową.
– Stary, a głupi. Po co tam polazł?
Pielęgniarka znów skinęła głową na znak zgody.
– Tylko dzieciaka szkoda. Podobno do końca tulił się do łydki ojca.
– Nagranie jego głosu, gdy prosił o pomoc, było poruszające.
– No, popłakałam się, słuchając tego w radiu.
Po tych słowach Jan stracił przytomność i już jej nie odzyskał.
Media jeszcze przez kilka dni donosiły o akcji ratunkowej i śmierci ojca i syna oraz o odkryciu nieznanej dotąd jaskini. Prawdziwą sensacją było odnalezienie w jej wnętrzu lokomotywy i siedmiu szkieletów. Hipotez, jak parowóz się tam znalazł, pojawiły się setki, a żadna nie była trafna.
Hej, Wilk który jest.
Ciekawe opowiadanie, groza rozpędza się powoli, ale pod koniec tekstu jest na dużym poziomie:). Czy Patelnia z opowiadania ma coś wspólnego z ,, patelniami” na zakopiance?
Pozdrawiam. Feniks 103.
audaces fortuna iuvat
Dzień dobry, Feniksie103!
Pięknie dziękuję za dobre słowo! :-) Pierwowzorem Patelni jest wzgórze pod Suchedniowem, którego skrajem Gustaw Herling-Grudziński wędrował z rodzinnego młyna na stację, żeby pojechać do szkoły w Kielcach. Jeśli przejdziesz się ścieżką dydaktyczną, która wiedzie od stacji do wspomnianego młyna, miniesz i Patelnię, ale żeby przejść przez jej garb, trzeba skręcić wcześniej i ruszyć w stronę suchedniowskiego zalewu.
Z uściskiem łapy,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Bardzo ładnie opowiedziane, dużo opisów z dbałością o szczegół. Napisane trochę anachronicznie, nie dla mnie, ale jeśli potrafię ocenić, dobrze koresponduje ze stylem Grabińskiego, a o to przecież chodziło. Do tego nawiązałeś do współczesnych legend – różne niemieckie eksperymenty z czasów wojny, złoty pociąg.
Podobało mi się, jak pokazujesz rozpędzające się zatracanie Jana. Wszechświat, który w pewnym momencie ujrzał, jakby obserwowany z wnętrza czarnej dziury.
Miałem problem z wiekiem Piotrka. Wydawało mi się, że czasami jego zachowanie nie pasowało do dziesięciolatka.
Nominuję. Pozdrawiam.
Ciekawa historia i ładnie napisana. Dobrze zarysowane postacie. Fantastyczne nawiązanie do legendarnego pociągu pełnego złota, w jakiś sposób, choć w tym opowiadaniu, zagadka rozwiązana. Dla mnie Piotrek zachowuje się jak przeciętny dziesięciolatek, a zachowanie Jana można tłumaczyć jedynie obsesją lub opętaniem.
Pozdrawiam, klikam i życzę powodzenia w konkursie ;)
@AP, bardzo dziękuję za nominację i dobre słowo! Wychowywałem się na Grabińskim i zależało mi, żeby nawiązać do klimatu z jego nowel. Jeśli piszesz, że to się udało, czuję się kontent. Dziękuję!
@Milis, pięknie dziękuję za dobre słowo i życzenia powodzenia. Myślę, że złoty pociąg z czasem będzie równie popularny jak bursztynowa komnata. :-)
Z serdecznym uściskiem łapy,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Ciekawa historia.
Piotruś, moim zdaniem, zachowuje się zbyt dziecinnie. Dziesięciolatek chowający się za nogą taty? No i dzieciaki w tym wieku uwielbiają słuchać strasznych historii.
Nie do końca jestem pewna motywacji ojca na końcu: wydaje mi się, że to było coś więcej niż chęć poznania prawdy o tym, co zobaczył w dzieciństwie, jakieś opętanie, nie do końca, przynajmniej w moim odczuciu, wybrzmiało to w tekście.
Mama mówiła, że masz obsesję tego wzgórza – dodał cicho.
– na punkcie tego wzgórza
dla tego też
– dlatego
zadawało
– literówka: zadawała
niepasowana
– niepasowała
Pęd rozszerzającej się Drogi Mlecznej w ogóle go nie przerażał.
– Droga Mleczna się nie rozszerza, rozszerzanie się wszechświata to zwiększanie się odległości pomiędzy niezwiązanymi grawitacyjnie częściami Wszechświata; widzimy, że odległe galaktyki się od nas oddalają, gwiazdy w galaktykach są ze sobą związane grawitacyjnie, grawitacja trzyma je razem
Pięknie Ci, Pusiu, dziękuję za uwagi i za to, że doczytałaś do końca. Cristina Martínez-Lombilla z Instytutu Astrofizyki na Kanarach, twierdzi, że Droga Mleczna się rozszerza i nie jest w tym osamotniona. Pozwolisz więc, że jej zaufam.
Bardzo dziękuję za wyłapanie literówek. Titivillus jak zawsze pokazał swoją diabelską siłę.
Dziesięciolatek – miałem dwa różne obiekty do bliskiej obserwacji i kilkadziesiąt do nieco dalszej. Takie przypadki istnieją.
Motywacja ojca – On miał obsesję. Sądzę, że większej motywacji nie potrzebował.
Raz jeszcze ślicznie dziękuję za przeczytanie i podzielenie się spostrzeżeniami!
Z pozdrowieniem,
Wilk który jest
PS Słownikowo (Słownik języka polskiego, PWN, red. M. Bańko, t. 3, sub voce ): Miała obsesję na punkcie niebieskiego koluru, ale też obsesja śmierci i samotności – dziękuję za zwrócenie uwagi, przemyślę.
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Hej, Wilku :-) Dobrze widzieć na portalu znajome nicki po długiej nieobecności. Dobre opowiadanie, tak naprawdę jedyne do czego mogłabym się przyczepić to nieco nierównomiernie rozłożona akcja. Początek jest spokojny, a końcówka leci jak szalona – może tak miało być. Ponieważ ładnie operujesz słowem czytało mi się bardzo przyjemnie. No, nawiązań do Złotego Pociągu się w tym konkursie nie spodziewałam, ale fantaści zawsze jednak człowieka zaskoczą ;-)
– Zimna! – wyraził niezadowolenie Chłopic.
Literówka.
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Droga Rosso, Ciebie również miło widzieć! Faktycznie, przez poprzednie dwa lata dodałem tylko po jednym opowiadaniu. W sumie zamieściłem 63 przez dziesięć lat, więc dysproporcja rzuca się w oczy. Tłumaczyłem się w grudniu 2022 w przedmowie do „Tam dokąd jadą piekielne pociągi”, gdzie mnie wcięło i co się z moim udziałem i pod numerem ISBN wówczas ukazywało. W zasadzie to prawie SF, bo prognozy dla rozwoju sektora komunikacji marketingowej. ;-)
Jak napisałem w odpowiedzi na komentarz AP, bardzo mi zależało na zbliżeniu się do klimatu nowel Grabińskiego, a u niego tak właśnie jest, czy to krótka forma, czy długa jak np. „Wyspa Itongo”. Długie budowanie klimatu, po czym bohater umiera, bo za szybko skręcił w ulicę.
Pięknie dziękuję za polecenie do Biblioteki i dobre słowo!
Z uściskiem łapy,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Cześć, Wilk który jest. Bardzo rozwleczone to opowiadanie, szczególnie początek. Rozwinięcie w miarę mi się podobało do chwili jak bohater zaczął słyszeć, jak łamie sobie kości, no i ten nieszczęsny diabeł jak z filmów klasy B. Twój pomysł mi się spodobał, ale wykonanie mnie nie przekonuje. Pozdrawiam.
ale nie chciało wyjaśnić ← chochlik
Przeczytałem. Powodzenia w konkursie. :)
@Hesket – dziękuję, że przeczytałeś i za Twoje uwagi. Diabłem zajmowałem się naukowo przez mniej więcej dekadę. Chętnie usłyszę, czym dla Ciebie jest diabeł klasy A i z jakiej bazy źródłowej korzysta Twoja wyobraźnia. Rozwleczone, jasne, ale to konkurs nawiązujący do prozy Grabińskiego, to jakie miało być?
@Koala75
Pięknie dziękuję za życzenia i czas poświęcony na lekturę! :-)
Z uściskiem łap,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Masz rację, Wilku który jest. Moja wiedza z tematu demonologii jest nijaka, i nie miałem nigdy większej potrzeby zajmowania się tą dziedziną, także nie mogę powiedzieć nic naukowego, ale już tłumaczę, co miałem na myśli pisząc diabeł klasy B. Chociaż nie musiałbym tego robić, gdybyś obejrzał jakąś pierwszą lepszą niskobudżetową produkcję filmową z gatunku horroru, gdzie tenże ma rogi, czasem kopyta i rozdziera krtanie swoim ofiarom. Może trochę przerysowałem, ale chyba wiesz o co mi chodzi. Bazą źródłową w tym temacie była dla mnie zazwyczaj Biblia, myślę, że tam jest najwięcej na temat diabła, ale podkreślam, nie jestem żadnym ekspertem w tej kwestii. Wyraziłem swoją opinię na temat Twojego opowiadania, którą nadal podtrzymuję. Oczywiście to Twoje dzieło, ale dla mnie rozwleczony początek trwa zbyt długo, przez co wszystko traci na dynamice.
Pozdrawiam
Pięknie Ci, Hesket, dziękuję za ustosunkowanie się do moich pytań. Rogi diabeł ma w ikonografii od XI stulecia, podobnie zresztą jak i ogon. Od tamtej też pory dominuje czarny kolor, bardzo ciekawie i rozmaicie przy tym uzasadniany. Mój faworyt, Św. Ambroży porównał go do owocu morwy, który kiedy się rodzi jest biały, potem staje się czerwony, a na końcu czarnieje. Tak więc diabeł na początku był według Ambrożego biały i wspaniały, później błyszczał czerwienią w swej sile, a na końcu sczerniał od grzechu. Produkcja niskobudżetowa będzie się więc różnić od wysokobudżetowej jakością charakteryzacji i stroju. W przypadku opowiadania to już li tylko kwestia wyobraźni, czy jest klasy A, czy klasy B.
Zastanawiam się, która z nowel Grabińskiego tryska dynamizmem od początku do końca. Może „Maszynista Grot”?
Z uściskiem łapy i podziękowaniami za kolejny komentarz,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Ładnie budujesz klimat małej dziury, opis domu też Ci wyszedł. Napięcie jest wyczuwalne. Język bardzo ładny. Miałam wrażenie, że wydarzenie cechuje determinizm, układają się w logiczną całość, która konsekwentnie prowadzi do takiego a nie innego końca i bohater nie ma tu nic do gadania. Imo byłoby dobrze, gdyby Jan był w jakiś sposób spokrewniony Fryderykiem, wtedy upartość Jana w kwestii odwiedzenia Patelni miałaby większy sens.
I tu przejdę do marudzenia. Przyczepiłabym się obsesji ojca, bo mam wrażenie, że masz na myśli bardzo konkretne zaburzenie psychiczne, które mocno utrudnia ludziom życie. I nie wyobrażam sobie, żeby matka pozwoliła ojcu zabrać tam dzieciaka, bo to zbyt niebezpieczne.
Generalnie jednak opko mi się podobało :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Pięknie Ci, Irka_Luz dziękuję za komentarz, polecenie i marudzenie! :-) Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Zastanowiłem się nad bohaterami Grabińskiego. Bywali tacy, którzy próbowali się sprzeciwiać losowi. Chociażby brat Czelawy, który już nie chciał żyć nocą i w tajemnicy, albo chłopak-medium z „Wyspy Itongo”, który złamał seksualną wstrzemięźliwość, co od razu zresztą wyszło na jaw. Wydaje mi się jednak, że większość pędziła, jak maszynista Grot, na zderzenie z losem.
Będę miał o czym myśleć. Dziękuję!
Z uściskiem łapy,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Patelnia jest w Sosnowcu. (:
No, chyba mogę powiedzieć, że to jest mniej więcej to, czego oczekuję od horroru. Jest mroczna tajemnica, a na końcu dzieje się coś dziwnego i nie ma happy endu. Końcówka z jakiegoś powodu skojarzyła mi się z grą ,,Darkest Dungeon”.
Minusy:
– jak dla mnie zabrakło podbudowy pod odpał ojca na końcu. Przez większość czasu jakoś nie czułem, że w jego zainteresowaniu wzgórzem jest coś szczególnie niepokojącego. Albo inaczej – nazwałbym to raczej ,,niezdrowym zainteresowaniem” właśnie niż ,,obsesją”. Dlatego jego zachowanie w finale trochę mnie zaskoczyło.
– piekło z diabłem ,,zejdźniętym” ze średniowiecznego fresku nie do końca mnie przekonuje. Wydaje mi się takie ludowo-naiwne.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Cześć, Wilku!
Pomysł ciekawy, szczególnie końcówka, ale nie przekonała mnie jego realizacja.
Najbardziej uwierała mnie relacja ojca z synem, na której mocno się skupiasz, a jak dla mnie jet zbyt czuła, słodkawa, nie mówię, że niemożliwa w rzeczywistości, tylko jakoś mało literacka. Odniosłem wrażenie, że służy głównie do tłumaczenia oczywistości.
Szkoda, że nie pokusiłeś się o stylizację opowieści Fryderyka. W mojej opinii, pomimo że opowiada ją kaleka, dawny dróżnik, człowiek zniszczony życiem o niezbyt wysokiej kulturze osobistej, brzmi jakbyś ty, Wilku, ją opowiadał. Szczególnie początek. Czy Fryderyk dowiedział się tego z książek? Studiował? Czy coś? Może przeoczyłem. Bo brzmi to, według mnie, bardzo podręcznikowo.
czy nie skłamać i nie zaprzeczyć
Nie wystarczyłoby jedno z tych dwóch?
Coś tam słyszałech…
Zastanawia mnie, czy to literówka, czy gwara? Bo, jeśli niczego nie przeoczyłem, później się nie pojawia podobny zabieg.
to smaży w pięty.
Chyba powinno być: smaży pięty? Ale może się mylę.
Gdy dotarli do wzgórza, stwierdzili, że nie są sami. Łysy mężczyzna ubrany w bojówki i kamizelkę z licznymi, naszytymi kieszonkami, patrzył na jakieś wydruki i coś mruczał pod nosem.
Oni spotkali go tam tak przypadkiem?
wobec kogoś nie fair.
Nie pasuje mi to wyrażenie nie tylko, dlatego że to wtręt z angielskiego, ale wcześniej o ekspedientce pisałeś niewiasta, jakoś mi się to gryzie, ale to może tylko moje odczucia.
Media jeszcze przez kilka dni donosiły o akcji ratunkowej i śmierci ojca i syna oraz o odkryciu nieznanej dotąd jaskini.
Jan żyje, więc tylko śmieć syna.
Jan widział, że rozmawiają ze sobą, ale nie rozumiał słów.
Cześć, Heskecie.
Bazą źródłową w tym temacie była dla mnie zazwyczaj Biblia, myślę, że tam jest najwięcej na temat diabła, ale podkreślam, nie jestem żadnym ekspertem w tej kwestii.
Tutaj wychodzi twoja nieznajomość Bibli, w której to wcale nie ma o nim wiele. Najwięcej chyba w Księdze Hioba i przy kuszeniu Jezusa. Przynajmniej tam jest zaznaczona jego obecność. Ale ja również specjalistą nie jestem i całego Starego Testamentu nie czytałem. Może Wilk wie więcej, skoro temat badał.
Diabeł jest upadłym aniołem, istotą duchową, nie ma więc ciała.
W Księdze Ezechiela 28,12-19 jest opisany jego prawdziwy wygląd: „Ty, który byłeś odbiciem doskonałości, pełnym mądrości i skończonego piękna … Obok cheruba, który bronił wstępu, postawiłem cię; byłeś na świętej górze Bożej … Nienagannym byłeś w postępowaniu swoim od dnia, gdy zostałeś stworzony …”
Powyższy fragment ze strony: https://aktywnechrzescijanstwo.pl/co-biblia-mowi-o-szatanie
Kojarzy mi się hipoteza, że diabeł nabył rogów i kopyt od greckiego Pana.
Pozdrawiam.
„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz
SNDWLKR, dziękuję za komentarz i uwagi. Nie wiedziałem, że w Sosnowcu jest Patelnia. Chętnie odwiedzę stolicę Zagłębia i obejrzę z bliska. :-) Może też zeskanuję fragment mapy ze szlakiem literackim śladami Gustawa Hrlinga-Grudzińskiego i zaznaczę wzgórze stanowiące pierwowzór? :-)
Wiedzę, że przyda się w Hyde Parku wątek o naturze diabła. To byłyby fascynujące dyskusje! :-) Różne były i są te diabły i różne z nimi skojarzenia. Gdybyś napisał, że jest za bardzo komiksowy, to nawet bym się specjalnie nie spierał. ;-)
Atreju, jeśli końcówka i pomysł są w Twojej ocenie ciekawe, to czuję się usatysfakcjonowany! Nad wykonaniem zawsze można popracować, co przyjmuję z pokorą i dziękuję za Twoje spostrzeżenia. Sugerujesz, że nie dość skutecznie zabiłem ojca we frazie: „Po tych słowach Jan stracił przytomność i już jej nie odzyskał”? Może i faktycznie można to odczytać, że zapadł w śpiączkę?
Stylizacja wypowiedzi Fryderyka – dokonując cięć, żeby się zmieścić w limicie, usunąłem fragment o tym, że dopóki miał prąd to słuchał radia, a w nim audycji w stylu dawnego „Klubu ludzi ciekawych wszystkiego” w Trójce. Zastanowię się nad tym raz jeszcze. Dziękuję!
Diabeł, w 1999 r. miałem podczas XVI Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich miałem referat o exemplum „De abbato a diabolo recepto” („O opacie porwanym przez diabła”) z XV wieku. Tekst powstawał przez półtora roku i to był początek mojej przygody z tą problematyką. Wówczas, w XV stuleciu, w wyobraźni łacińskiego średniowiecza mieszało się już wszystko: upadłe anioły, demony, wierzenia ludowe. Potem zresztą też to ewoluowało, bo mamy wysublimowanych, diabelskich intelektualistów („Mistrz i Małgorzata”) i stwory całkiem prymitywne jak w „Igraszkach z diabłem”, albo w sztuce „Zapomniany diabeł”. Poruszyłeś wątek fizyczności. On był ważny również w średniowieczu. Uczeni debatowali na przykład na temat tego, czy demon może podnosić ziemskie przedmioty. Wyszło na to, że tak, mógł więc śmiało porwać wspomnianego opata wąchockich cystersów. Szatan pojawia się pod postacią. We wcześniejszym średniowieczu głównie jako smok, ale też np. nietoperz. Natomiast już u Ojców Pustyni debiutuje jako Etiop. Ten obraz „Etiopa bardzo szpetnego” okazał się wyjątkowo długotrwały. Św. Augustyn zajmując się angelologią stwierdził, że zastępy anielskie są światłem, a ich zaprzeczenie, czyli legiony diabelskie ciemnością. Czarność diabła miała też wprost wynikać z braku (wewnętrznego) światła.
Raz jeszcze pięknie dziękuję za uwagi!
Z uściskiem łapy,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Sugerujesz, że nie dość skutecznie zabiłem ojca we frazie: „Po tych słowach Jan stracił przytomność i już jej nie odzyskał”? Może i faktycznie można to odczytać, że zapadł w śpiączkę?
Zupełnie mi te słowa umknęły, a to dlatego, że wcześniej przyswoiłem już sobie informacje, że twój bohater przeżył. Odzywał się i słuchał rozmowy. Można by podkreślić tę informację o śmierci i napisać o „piszczącym” EKG lub dodać jakiś okrzyk ze strony pielęgniarki. Oczywiście, jeśli widzisz sens takiej zmiany, to twój tekst.
Stylizacja wypowiedzi Fryderyka – dokonując cięć, żeby się zmieścić w limicie, usunąłem fragment o tym, że dopóki miał prąd to słuchał radia, a w nim audycji w stylu dawnego „Klubu ludzi ciekawych wszystkiego” w Trójce.
Limity potrafią napsuć krwi, ale to przynajmniej tłumaczyłoby stan jego wiedzy oraz styl wypowiedzi.
Raz jeszcze pięknie dziękuję za uwagi!
Ja z kolei dziękuję za pigułkę wiedzy o diable. :)
„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz
Cała przyjemność po mojej stronie! :-)
Ściskam łapy!
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Wilku – ja również cieszę się, że doczytałam do końca, to niezły tekst
Cristina Martínez-Lombilla z Instytutu Astrofizyki na Kanarach, twierdzi, że Droga Mleczna się rozszerza i nie jest w tym osamotniona. Pozwolisz więc, że jej zaufam.
– to ja nie zrozumiałam, o jakie rozszerzanie chodzi, myślałam o rozszerzaniu samej przestrzeni, a ty (a raczej Cristina Martinez-Lombilla) o przesuwanie się granic Drogi Mlecznej w wyniku formowania się nowych gwiazd na jej obrzeżach.
Nie mam za wiele do czynienia z dziesięciolatkami Ale dziecko w tym wieku nie schowa się raczej za nogą ojca, bo jest za duże. Ja bym poprawiła na ,,schował się za ojcem” .
Powodzenia w konkursie!
@Żongler, dziękuję za znak obecności! :-)
@Pusia, dziękuję za powrót i kolejny komentarz. Bardzo miło z Twojej strony! Zostawię nogę, ponieważ ona odgrywa ważną rolę na końcu opowieści. Piotruś jest nieśmiały. Ojciec mu mówi, żeby się ładnie przywitał. Krępują go uściski pani Ewy. Taki odruch mu został z maleńkości.
Z serdecznym uściskiem wszystkich łap,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Fajne, staromodne opowiadanie. Lubie takie. Przeoczyłem, że chłopiec ma 10 lat i w mojej wyobraźni miał 7 i to było w porządku. Chociaż teraz infantylizm postępuje i dziesięciolatek może być taki dzidziusiowy.
Finał zapowiada odkopanie diabelskiej lokomotywy. Dopiero jazda się zacznie;) Czekam na cd.
Uwaga merytoryczna: Ilja to żadną miarą nie Idzi, tylko Eliasz (hebr. Eliahu). Idzi to Egidiusz (Egidij), imię na Wschodzie prawie nieznane. Kto jak kto, ale proboszcz powinien o tym wiedzieć.
Klikam
Pięknie Ci, Nikolzollern, dziękuję za polecenie do Biblioteki, dzięki któremu opowiadanie właśnie tam trafiło na wirtualną półkę i słuszne uwagi. Uśmiałem się serdecznie z samego siebie. Potem przeżyłem okres buntu, czyli zastanawiałem się, na co zrzucić ten niedopuszczalny błąd? Może na upał? :-D Wiesz, z czym mi się, pomyliło? Z czeskim Jiljí. :-D Wówczas by się zgadzało, ale to stanowczo nie to samo co Ilja. Poprawiam w te pędy.
Z uściskiem łapy,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Zacna historia. Dobrze pomyślana i nieźle opowiedziana. Umiejętnie splotłeś miejscowe legendy i opowieści kolejarzy z wątkami sięgającymi drugiej wojny światowej, zgrabnie przemykając przez szczególną przeszłość, aż do równie osobliwej współczesności.
Zastanawiam się, Wilku, czy fascynacja dymiącym wzgórzem, czego Janek był świadkiem w dzieciństwie, trwała w nim całe życie, by w finale tej opowieści doprowadzić Jana do zguby.
I byłaby to ze wszech miar satysfakcjonująca lektura, ale cóż… Cieniem na Przesiadce do wieczności kładzie się wykonanie pozostawiające wiele do życzenia. Wilku, zwróć baczną uwagę na zapis dialogów – one wymagają generalnego remontu.
Syn w tym czasie wygramolił się z auta i ciekawie rozglądał po okolicy. → A może zwyczajnie: Syn w tym czasie wysiadł z auta i ciekawie rozglądał się po okolicy.
– Piotrek! – ojciec zawołał z ganku drewnianej chałupy. → – Piotrek! – Ojciec zawołał z ganku drewnianej chałupy.
Proponuję: – Piotrek! – zawołał ojciec z ganku drewnianej chałupy.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
– Dawniej większość domów tu była takich. – objaśnił ojciec… → Zbędna kropka po wypowiedzi.
– Nie ma łazienki? – Zdziwił się synek. → – Nie ma łazienki? – zdziwił się synek.
Tu znajdziesz wykaz czasowników dla didaskaliów dialogowych.
– Zimna! – wyraził niezadowolenie Chłopiec. → Dlaczego wielka litera?
– Dlaczego nikt tu nie mieszka? – pytanie chłopca… → – Dlaczego nikt tu nie mieszka? – Pytanie chłopca…
…która też ma prawno do tej działki. → Literówka.
Do tego trzeba dużo mnóstwo zainwestować. → Dwa grzybki w barszczyku.
Nie mogłeś spać przez lądujące samoloty. → Przez startujące chyba też.
Zresztą pociągów jeździ mniej niż kiedyś. → A może: Zresztą teraz jeździ mniej pociągów niż kiedyś.
– Janek! – nieogolony mężczyzna… → – Janek! – Nieogolony mężczyzna…
– Szkoda, że nie dałeś znać wcześniej, zebralibyśmy skład do brydża. Posiedziałoby się do rana, pogadało, zakąsiło co nieco – charakterystycznym gestem pokazał na szyję… → – Szkoda, że nie dałeś znać wcześniej, zebralibyśmy skład do brydża. Posiedziałoby się do rana, pogadało, zakąsiło co nieco. – Charakterystycznym gestem pokazał na szyję…
Gestem pokazujemy coś, nie na coś.
…on sam się trząsł i łzy mu płonęły z oczu. → Literówka, czy może nadprzyrodzona zdolność Łemka?
– Leszku! – siwowłosa kobieta zawołała na dorosłego syna. → – Leszku! – siwowłosa kobieta zawołała dorosłego syna.
Wołamy kogoś, nie na kogoś.
– Śmieszna nazwa: Kaszanów. – Zachichotał chłopak. → – Śmieszna nazwa: Kaszanów – zachichotał chłopak.
Chichot jest odgłosem paszczowym.
Często siedzi po kościołem św. Andrzeja… → Literówka. W dialogach nie używamy skrótów. Winno być: Często siedzi pod kościołem świętego Andrzeja…
Czekaj, zaraz sobie przypomnę – Sprzedawczyni zmarszczyła czoło i kilka razy bezgłośnie poruszyła wargami. Wreszcie wypaliła radośnie – Już wiem, Ilja! → Brak kropek po wypowiedziach.
Przedtem ojciec obwąchał zawiniętą w papier kiełbasę i dał powąchać synowi. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: Przedtem ojciec obwąchał zawiniętą w papier kiełbasę i podsunął ją pod nos synowi.
To znaczy, nie zyskałby rangi miasta, nie rozwinąłby się w XIX wieku przemysł – ojciec mówił do syna, ale rozglądał się uważnie. → To znaczy, nie zyskałby rangi miasta, nie rozwinąłby się w dziewiętnastym wieku przemysł. – Ojciec mówił do syna, ale rozglądał się uważnie.
https://bookowska.pl/jak-zapisywac-liczby-w-tekstach/
W kąciku ust mężczyzny tkwił ustnik wygasłej fajki. → Nie brzmi to najlepiej, zwłaszcza że chyba nie był to tylko ustnik, a cała fajka.
Proponuję: W kąciku ust mężczyzny tkwiła wygasła fajka.
– Jak mnie nie chcesz słuchać, to pogadaj ze starym Fredem – Ilja odwrócił się i ruszył przed siebie. → Brak kropki po wypowiedzi.
– Ja – odparł Jan, po czym się poprawił – Prawnuczek Janiny i Władysława z Ostoi. -> – Ja – odparł Jan, po czym się poprawił – prawnuczek Janiny i Władysława z Ostoi.
– Widzę, że interesa będziemy robić. – Tamten zatarł dłonie – Ty chcesz opowieści, a jak chcę: ćwiartkę chleba, herbatę w torebkach, cytrynę, kaszankę i karton papierosów – Wyliczył na palcach. → – Widzę, że interesa będziemy robić. – Tamten zatarł dłonie. – Ty chcesz opowieści, a jak chcę: ćwiartkę chleba, herbatę w torebkach, cytrynę, kaszankę i karton papierosów – wyliczył na palcach.
Jan założył, że wiedza, jaką za te wiktuały uzyska… → Jan założył, że wiedza, którą za te wiktuały uzyska…
…odkroił kawałek pasztetowej. Potem włożył go do ust i żuł ze smakiem. → Pasztetowa to nie guma, nie wydaje mi się, aby nadawała się do życia.
Proponuję: Potem włożył go do ust i zjadł, mlaskając ze smakiem.
…usiadł na ławce, a minę miał skonsternowaną. → Skonsternowany mógł być Jan, nie jego mina.
Proponuję: …skonsternowany usiadł na ławce.
– Nie. Kupuję taką w czerwonych opakowaniach – Wskazał gdzieś do chaty. → Brak kropki po wypowiedzi. Nie bardzo wiem, jak można wskazać do czegoś.
Proponuję: – Nie. Kupuję taką w czerwonych opakowaniach. – Machnął gdzieś w stronę chaty.
– Za tę paczkę byłoby trzy a może i cztery tamte! → Paczka jest rodzaju żeńskiego, więc: – Za tę paczkę byłyby trzy, a może i cztery tamte!
– Po co taka droga herbata? – Zdziwił się gospodarz. → – Po co taka droga herbata? – zdziwił się gospodarz.
– Pacyfikacje, silna partyzantka, nielegalna produkcja broni, a w Ostoi Niemcy stali od 1939 aż do stycznia 1945 na kwaterach – odparł szybko Jan. → – Pacyfikacje, silna partyzantka, nielegalna produkcja broni, a w Ostoi Niemcy stali na kwaterach od tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego aż do stycznia tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego – odparł szybko Jan.
– Pod jakimś niebem. – Zaśmiał się tamten… → – Pod jakimś niebem – zaśmiał się tamten…
– Tato… Tato… – chłopiec ciągnął ojca za rękaw. → – Tato… Tato… – Chłopiec ciągnął ojca za rękaw.
– To wydruk z georadaru – powiedział mężczyzna i dodał – Widzicie coś ciekawego? → – To wydruk z georadaru – powiedział mężczyzna i dodał – widzicie coś ciekawego?
…poza tym, ze kontury były nierówne… → Literówka.
– Bawicie się w takie zabawy: wskaż różnicę między obrazkami? – mężczyzna zapytał Piotrka. → – Bawicie się w takie zabawy: wskaż różnicę między obrazkami? – Mężczyzna zapytał Piotrka.
– Co to za badania? – chciał wiedzieć Piotruś. → – Co to za badania? – Chciał wiedzieć Piotruś.
Ich żywa zieleń dziwnie niepasowała do pomarańczowych pni sosen… → Ich żywa zieleń dziwnie nie pasowała do pomarańczowych pni sosen…
Mimo cierpienia parł wprzód. → Mimo cierpienia parł w przód/ naprzód.
Sprawdź znaczenie słów wprzód i w przód.
…kiedy zawiódł lub zachował się wobec kogoś nie fair. → A może: …kiedy zawiódł lub był wobec kogoś nie w porządku.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bogini Regulatorzy, już się martwiłem, że nie zajrzysz do tej opowiastki. Od tygodnia czekam na Twój komentarz, który mnie sprowadzi na ziemię! Pięknie Ci za niego dziękuję! Siadam do lektury i z radością w sercu się odnoszę! :-)
Z uściskiem wszystkich łap,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Drogi Wilku który jesteś, przykro mi, że stałam się przyczyną Twojego zmartwienia, ale proszę o wyrozumiałość. Lat mi bowiem przybyło, oczy już nie te co kiedyś, więc i czytanie opowiadań odbywa się nieco wolniej niż dawniej.
Jednakowoż nie kryję, że niezmiernie mi miło, iż radość zagościła w Twym sercu i wyznaję z ukontentowaniem, że czuję się bardzo uściskana wszystkimi łapami. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Droga bogini Regulatorzy, z zapisem dialogów mam kłopot następujący. Otóż zasady znam (te z Fantazmatów mam nawet wydrukowane…) i z reguły jestem przekonany, że się ich trzymałem konsekwentnie przed dodaniem tekstu, a potem okazuje się, że wyszło jak na załączonym rysunku. :-D
Dziękuję Ci pięknie za poświęcony czas!
Łapy całuję,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Drogi Wilku który jesteś, to bardzo dobrze, że znasz zasady, bo teraz wystarczy nieco praktyki, by rzeczone zasady wprowadzić w czyn. Innymi słowy – pisz częściej, a będzie coraz lepiej.
I miło mi, że mogłam się przydać. :)
Serdeczności.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
„Pisz częściej” dobra i mądra rada. Któryś ze znanych pisarzy wręcz stwierdził, że jak się nie pisze przez cztery godziny dziennie codziennie, to nic z tego nie będzie. Piszę dużo. Nie są to niestety fabuły. Biorę sobie Twoje słowa do serca i będę pisał więcej nowel. HOWGH! :-)
Z uściskiem łapy,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Wilku, i to jest bardzo dobre postanowienie!
Powodzenia! :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję, Regulatorzy! :-)
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Bardzo proszę, Wilku. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć,
Muszę przyznać, że mam mały problem z Twoim opowiadaniem.
Z jednej strony to ciekawy i pomysłowy tekst, z odniesieniem do pociągów oraz kolei, legendami związanymi z czasami drugiej wojny światowej, czy elementami rodem z satanistycznych horrorów. Pod tym względem fajnie się czytało, nawet pomimo kilku fabularnych uproszczeń, które troszkę mi zgrzytnęły (zachowanie dziecka, ta nadzwyczajna obsesja ojca i brak troski o syna, idea skonstruowania pociągu przebijającego skały itp.)
Z drugiej strony nie jest to chyba opowiadanie w tempie i stylu Grabińskiego. Pierwsza część troszkę przydługa jak na mnie, atmosfera grozy wchodzi gdzieś później, na znaczące elementy dla fabuły związane z koleją każesz czytelnikowi trochę poczekać.
Nie mniej czytało się szybko, płynnie, dobrze, że postawiłeś na takie zakończenie bez happy-endu.
Pozdrawiam, powodzenia.
Dzień dobry, cześć i czołem!
Pięknie Ci dziękuję, JPolsky, za przeczytanie, komentarz, wyrażone opinie i życzenia powodzenia! To bardzo miło z Twoje strony! Szanuję i doceniam!
Stefan Grabiński w liście do Karola Irzykowskiego wymienił liczne grono swoich naśladowców, kontynuatorów, a nawet plagiatorów. Wziąwszy pod uwagę, jacy autorzy się w tym zbiorze znaleźli, i co wówczas publikowali, jestem pewien, że autor „Muzeum dusz czyśćcowych” uznałby niniejszą opowiastkę za naśladownictwo lub kontynuację.
Z serdecznym uściskiem łapy,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Cześć, Wilku!
Osią tekstu jest obsesja Jana i jest to mocny aspekt tekstu – początkowo tego nie zdradza, z czasem widać to coraz lepiej. Podobało mi się.
Piotrek nie jest współczesnym dziesięciolatkiem, albo trafił się bardzo wyjątkowy osobnik. Ta składowa tekstu wychodzi najmniej wiarygodnie – jego rozmowy itd. są na poziomie sześciolatka, tak też jest zresztą traktowany przez innych.
Po tekście niestety widać też limit. Nie obciąłeś opisów (i dobrze!), ale przez to niektóre informacje musiałeś podać z rękawa, bez subtelności.
Nie do końca przekonują mnie rozmowy z oboma staruszkami – uzyskiwanie tych informacji idzie trochę za łatwo, przez co powiewało mi infodumpami – nie narzekałbym, gdyby lepiej oddać klimat bajęd starych dziwaków. Zrzucę wszystko na karb wspomnianego wcześniej limitu.
Natomiast pomysły i powiązanie wszystkiego ze sobą bardzo przypadły mi do gustu. Wrzucenie złotego pociągu dodaje smaczku, trochę poniemieckich historyjek, stare tajemnice i klimat przeklętego miejsca bardzo mi się podobały!
Ogólnie podsumowałbym to tak, jak mi gdzieś w komentarzach mignęło – bardzo fajne koncepcje tekstu, ale trochę zabrakło wykonania.
Pozdrówka i powodzenia w krokusie!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Cześć, Krokus!
Pięknie dziękuję, że przeczytałeś i podzieliłeś się wrażeniami. Cieszę się, że mimo podniesionych uwag, opowiadanie Ci się spodobało. Miło mi, że hej!
Jeśli chodzi o Piotrka, to mogę go co najwyżej wysłać rok wcześniej do szkoły, wówczas wystąpi jako dziewięciolatek. Jest nieśmiały i pozbawiony bezpiecznego azylu dla młodego pokolenia w postaci łączności z Internetem. Za sobą ma ponure doświadczenie pandemii i izolacji. Jest ciekawy świata, otwarty, ale też pełen obaw. Dzieci, które długo ssały kciuk, albo łapały za uszy, nie rzucają tego, bo zmieniła się kartka w kalendarzu i nagle wyrosły.
Bajania starych dziwaków. Poruszyłeś bardzo ciekawy wątek. Z mojego doświadczenia wynika, że to często są ludzie szukający sprawiedliwości za doznane krzywdy faktyczne lub uronione. W takich okolicznościach poznałem pana o imieniu Saturnin. Jako fan prozy Grabińskiego byłem pod ogromnym wrażeniem, że można faktycznie tak mieć na imię. Mam nadzieję, że jeszcze żyje. Teraz by pewnie docierał do setki… Po niedawnej deklaracji kanclerza Olafa Scholza mógłby wreszcie liczyć na zadośćuczynienie za doznane krzywdy. Taką postacią, którą los potraktował mniej sprawiedliwie, jest tutaj Fred. Ilja z kolei jest tu obcy i woli nie rzucać się w oczy. Najwidoczniej doświadczył już z tego tytułu przykrości. Na wszelki wypadek nie chce też robić sobie wrogów. Natomiast żaden z nich nie jest bejdakiem.
Cieszę się, że pomysł Ci się spodobał. Gorzej by było, gdyby wykonanie było perfekcyjne a pomysł nijaki. Włodek „Kinior” Kiniorski wyraził to kiedyś w dosadny sposób: „gra kapela i wszystko niby dobrze i równo, a męskim przyrodzeniem wali ze sceny”.*
Raz jeszcze pięknie dziękuję, że przeczytałeś „Przesiadkę do wieczności” i podzieliłeś się refleksjami. Będę miał o czym pomyśleć.
Z uściskiem łapy,
Wilk który jest
*Kinior nie mówił: „męskim przyrodzeniem”. Był bardziej dosadny.
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Tekst ładnie napisany, ale jak na mój gust za wolno się rozpędza. I wizja diabła wywołała raczej uśmiech niż dreszczyk. Ale całość fajnie się czytało. Dobrze nakreślony obraz zapadłej wiejskiej dziury przeraża bardziej niż piekielna końcówka ;)
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Pięknie dziękuję, Marcinie_Maksymilianie za doczytanie do końca i komentarz. Faktycznie, odkąd zabrakło dawnych kaznodziejów, piekło wydaje się dziś klimatyzowane. Opatowi Michałowi z Krakowa wystarczyło napisać w XV wieku, że diabeł pojawił się pod postacią Etiopa bardzo szpetnego, by przerazić publikę. Dziś wywołuje uśmiech, albo nawet sympatię. Ludzkość wodzi się na pokuszenie sama, więc co ma do roboty? Stoi sobie przy dymnicy i patrzy, jak płomienie topią skałę. Zabijanie czasu to trudna sztuka, zwłaszcza, gdy ma się go tyle.
Z uściskiem łapy,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Motylanoga, a miało wiać grozą… ;-) Pięknie Ci, Anet, dziękuję za dobre słowo!
Z uściskiem łapy,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Głos chłopca zdradzał silne emocje.
Jakie? Są różne stany emocjonalne. Chłopiec może być podniecony, przestraszony, znudzony – zależnie od tego, co go czeka i co on o tym myśli.
odparł trzydziestokilkuletni mężczyzna
Sama liczba (zwłaszcza między trzydziestką a sześćdziesiątką) niewiele mówi o bohaterze.
Brama składająca się z drewnianej, poczerniałej ramy wypełnionej drucianą siatką opadła na zawiasach i nie dawała się otworzyć.
Hmmm. Skrzydło bramy, poczerniały drewniany prostokąt wypełniony siatką, opadło na zawiasach i nie chciało się ruszyć.
Z wysiłkiem wyciągnął ją z ziemi
Jakim cudem skrzydło bramy wbiło się w ziemię? Może, gdyby tam było błoto.
i utorował drogę na podwórko.
Torowanie drogi sugeruje więcej przeszkód, a tak?
Pierwszy raz przyjechał do Ostoi znanej mu dotąd tylko z rodzinnych opowieści.
Pierwszy raz przyjechał do Ostoi, znanej mu dotąd tylko z rodzinnych opowieści.
Gniazdo męskiej linii rodu
Rody w naszej części świata są raczej patrylinearne. Więc nie ma co tego zaznaczać.
choć przyjazd tutaj wywołał nieoczekiwany a gwałtowny spór między rodzicami, cieszył się, że tu jest
Hmm. Na pewno wycięłabym "tutaj".
Był w wieku, w którym człowiek zdaje się chłonąć świat całym sobą.
Hmm?
– Piotrek! – Ojciec zawołał z ganku
Lepiej: – Piotrek! – zawołał ojciec z ganku.
Dziesięciolatek pędem minął bramę i pognał przez podwórko pokryte tu i ówdzie kępami wysokiej trawy, chwastów i polnych kwiatów.
Aliteratywne, znowu metryczka, i – podwórko nie jest pokryte, tylko porośnięte: Dziesięciolatek pędem minął bramę i pognał przez podwórko, między kępami wysokiej trawy, chwastów i polnych kwiatów.
, wychwyciwszy zdumienie syna.
Oczywiste, wytnij.
mało kto też trzyma zwierzęta hodowlane
"Też" psuje rytm.
Wywód przerwał hałas wywołany przez pędzący pociąg.
Nienaturalne. Może być np.: Przerwał mu turkot pędzącego pociągu.
kończy się na nasypie kolejowym
Hmm.
ustawił przed dom emaliowaną miskę i napełnił ją prawie po brzeg.
Literówki: domem, brzegi.
– Zimna! – wyraził niezadowolenie chłopiec.
Co tak górnolotnie? Może: wzdrygnął się? Poskarżył się?
drugi taki zwyczajny, żeby podgrzać do mycia albo prania.
W czajniku, nie w kociołku?
trochę się wywietrzyło.
Szybko.
Nieunormowany stan prawny,
Mnie co prawda dali własne klucze do domu dopiero, kiedy prababunia dokumentnie ogłuchła, i do dziś nie dowierzają, że umiem sobie zawiązać buty, ale – kto przemawia do dziecka językiem prawniczym?
Jedyne co się w tej okolicy udało za komuny to elektryfikacja.
Jedyne, co się w tej okolicy udało za komuny, to elektryfikacja.
Zasięg telefonii komórkowej jest lichy,
Hmmm.
światłowodu jeszcze nie podciągnęli
Tak automatycznie to go nie ciągną.
Chłopiec popatrzył na swój pierwszy telefon
Nie wiem, po co zaznaczasz, że pierwszy. Zresztą, czy Internet w komórkach nie leci po głównym sygnale? Nie używam, to nie wiem.
Ponieważ działka jest niewielka, długa a wąska, bardziej nadaje się na daczę letniskową niż na stałe zamieszkanie. Do wypoczynku z kolei hałas pociągów nie zachęca.
Źle to brzmi, nienaturalnie. Może tak: Działka jest za mała, żeby na niej stale mieszkać, a wypocząć trudno przez pociągi.
Pamiętasz, gdy mieszkaliśmy
Pamiętasz, jak mieszkaliśmy.
Chodź, podejdziemy do torów, poczujesz ten zapach stali, smaru i drewnianych podkładów, który przypomina mi dzieciństwo, choć od naszego domu do torów był spory kawałek.
Jakieś to… sztuczne.
– Janek! – Nieogolony mężczyzna ubrany we flanelową koszulę krzyknął przez płot.
Lepiej: – Janek! – krzyknął przez płot nieogolony mężczyzna we flanelowej koszuli.
– Lechu – odparł zawołany.
Hmm.
zakąsiło co nieco – charakterystycznym gestem pokazał na szyję i uśmiechnął się szeroko do miłych najwidoczniej wspomnień.
Zapis dialogów: zakąsiło co nieco. – Charakterystycznym gestem pokazał na szyję i uśmiechnął się szeroko do wspomnień.
– No to będzie poważna wyprawa!
– No, to będzie poważna wyprawa!
ciekawa kwestia
https://sjp.pwn.pl/szukaj/kwestia.html ?
Mówią o nim medium.
Supozycja materialna: Mówią o nim "medium".
Przyjechał z łemkowszczyzny.
Nazwy własne dużą literą.
Zademonstrował kiedyś w klubie po pijaku.
"Zademonstrował" jest za wysokie do tego zdania. Pokazał.
łzy mu płonęły z oczu
Mocny kandydat na litrówkę roku :D Cała wypowiedź ciut infodumpowa, może przydałoby się dodać postaci charakteru?
– Ciekawe.
A tu już mi się zwichnęło zawieszenie niewiary.
– Leszku! – siwowłosa kobieta zawołała dorosłego syna. – Obiad!
Ta kobieta pojawia się znikąd. Pomaluj ten świat, np.: – Leszku! – Z otwartych drzwi chaty dobiegł wysoki głos. – Obiad!
Podobno pochodzi od tego, że kupiono ją dawno temu za ileś tam worków kaszy
Jak rozumiem, kupiono nazwę? Skróć: Podobno wieś kupiono dawno temu za ileś tam worków kaszy.
Jazda do pobliskiego miasteczka trwała zaledwie kilka minut. Weszli do sklepu spożywczego ulokowanego obok mostu.
Pokaż mi to miejsce: Jazda potrwała kilka minut. Zaparkowali przy kamienicy obok mostu i weszli do środka.
– Janek! – krzyknęła niemłoda już niewiasta słusznej postury.
Pokaż mi tę niewiastę. Ale nie tak demograficznie – pokaż siwe włosy, fartuch, taki niebieski z falbankami, cokolwiek.
Fertyczna ekspedientka z zaskakującą, wziąwszy pod uwagę jej tuszę, zwinnością wypadła zza lady
Ona się tu właśnie pokazuje jako https://sjp.pwn.pl/szukaj/fertyczna.html , więc nie mnóż bytów ponad potrzebę: Ekspedientka, zwinnie, jakby ważyła o połowę mniej, niż ważyła, wypadła zza lady.
– Jaki słodziak! – Pani Ewa pogłaskała Piotrka
… to nie kot.
Chłopiec zawstydzony od tego nadmiaru czułości ze strony nieznanej mu kobiety schował się za nogą ojca.
Ona ma dziesięć lat, a zachowuje się trochę jak sześciolatek. Ponadto – zawstydzony czymś. I nie mnóż bytów: Chłopiec, zawstydzony, schował się za nogą ojca.
Po chwili nabrawszy odwagi, skinął głową, że chętnie.
Po chwili, nabrawszy odwagi, skinął głową.
dobrze mu z oczu parzy
Literówka.
mów co podać
Mów, co podać.
którym mówią medium?
Cudzysłów!
– wyraziła żywe zainteresowanie.
Didascale zbędne, a wręcz psujące zawieszenie niewiary, bo mocno zapewnia. Ogólnie – sposób wprowadzenia postaci medium zaklasyfikowałabym jako łopatologiczny in summo gradu.
udało się go podchmielić
Hmm.
patrzy gdzieś hen
Patrzy gdzieś, hen.
bezgłośnie poruszyła wargami. Wreszcie wypaliła radośnie
Rym. "Wypaliła"?
Już wiem, Ilja!
Dość popularne za ścianą wschodnią, o ile wiem. Zatem – powinno się kojarzyć "rusko" a nie "jakoś tak obco".
Ksiądz proboszcz tłumaczył, że to wschodnia wersja naszego Eliasza.
A Eliasz u nas właśnie mało popularny, co sprawia, że zdanie rzuca się w oczy jako wskazówka dla czytelnika.
zajechał od zaplecza
Aliteracja.
zakończył z nostalgią.
Nostalgia jest jasna z wypowiedzi – nie tłumacz nam tego.
Gdy rozkoszował się słodyczą
Nie przesadzasz trochę?
Innych atrakcji niewiele tu dla dziecka było. Można było pójść na pocztę
A może: Innych atrakcji mieliśmy niewiele. Można było pójść na pocztę.
Droga wiodła delikatnie pod górę
… klęcz na grochu. Droga wiodła na szczyt płaskiego wzgórza.
chłodnego, barokowego wnętrza
Jedno nic nie ma do drugiego. Daj jakiś szczegół.
Ojciec powiedział szeptem, żeby nie przerywać skupienia nielicznym modlącym.
Ojciec powiedział szeptem, żeby nie przeszkadzać w modlitwie kilku znajdującym się tu parafianom:
po skąpo oświetlonej świątyni
Hmm.
Przy filarach widniały błyszczące złotem figury błogosławionych.
Hmmmm.
Sufit zdobiły freski, ale te od dawna wymagały renowacji, więc trudno było rozpoznać, jakie sceny biblijne lub z życia świętych przedstawiają.
Nie tak. Wyobraź sobie, że tam jesteś. Co widzisz? Interpretację zostaw nam.
Przemierzyli nawę i transept
Słownictwo specjalistyczne.
Wreszcie dostrzegł mężczyznę siedzącego na schodach kaplicy żałobnej. Przyjrzał się staruszkowi. Dziadek ubrany był tak, jak dawniej nosili się mężczyźni nawet na co dzień, w garnitur i skórzane trzewiki. Brodę miał siwą. Głowę osłaniał elegancki, zielony kapelusz, niepasujący do znoszonej, szarej marynarki. Oczy kryły się w cieniu rzucanym przez rondo. W kąciku ust mężczyzny tkwiła wygasła fajka.
Poza tym, że "dziadek" wobec obcej osoby ma wydźwięk lekceważący, ten opis można lepiej zorganizować. Na przykład: Wreszcie dostrzegł siwobrodego mężczyznę, siedzącego na schodach kaplicy żałobnej. Staruszek miał na głowie elegancki, zielony kapelusz, którego rondo ocieniało oczy. W kąciku ust tkwiła wygasła fajka. Z kapeluszem kontrastował garnitur, taki, w jakich chodziło się dawniej, szary i mocno już wyświecony, i skórzane trzewiki.
Jan nie zwracając uwagi na syna, podszedł do starca.
Lepiej tak: Nie zwracając uwagi na syna, Jan podszedł do starca.
, jakby tłumaczył zdanie z podręcznika dobrych manier napisanego po angielsku, pominąwszy tylko zwyczajowe: „how are you?”.
…?
Oczy miał blade, jakby wyblakły wraz ze złachanym garniturem.
Hmm. Co próbujesz mi powiedzieć?
Obserwował przez chwilę Jana, a uznawszy, że mężczyzna zaraz sobie pójdzie, po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi, kiwnął głową…
Mętne, z winy przecinków: Obserwował Jana przez chwilę, aż uznał, że mężczyzna sobie pójdzie, kiedy usłyszy odpowiedź. Kiwnął głową…
Zastanawiał się przez chwilę, czy nie skłamać i nie zaprzeczyć, ale nie wiedząc z kim ma do czynienia, postanowił potwierdzić ruchem głowy.
Zastanawiał się przez chwilę, czy nie skłamać, ale nie wiedząc, z kim ma do czynienia, potaknął.
Niby piaszczyste i pokryte sosnowym lasem, ale pod plątaniną korzeni jest skała.
A dlaczego nie miałoby być? Wzgórze jest porośnięte, nie pokryte.
przesunął się na schodku, robiąc miejsce.
Przesunął się na schodku, żeby zrobić miejsce.
mówili już tylko o dwóch rzeczach: o pacyfikacjach okolicznych wsi, o ocalałych i znajdowanych w zgliszczach szkieletach i o górze, z której unosi się czasem dym.
To trzy rzeczy. Co najmniej.
też widziałem to zjawisko
Naturalniej: też to widziałem.
Stwierdziła, że mi się na pewno przywidziało
A może tak: Upierała się, że to przywidzenie?
Jan rozluźnił dłonie.
Hmm.
Ale ja chcę pojąć, co widziałem!
Lepiej: zrozumieć. Nie używaj wysokich słów bez potrzeby.
zaczął zdanie
Wystarczy: zaczął. Hmm, czyli Jan przyjechał tu specjalnie – ale nie do medium, jak przez chwilę myślałam, tylko na wzgórze. Niezbyt to medium wiarygodne jako zbieg okoliczności.
dokończył z radością w głosie Piotruś
"W głosie" prawie zawsze jest zbędne: dokończył radośnie Piotruś.
– Jak go znajdę!
Tu nie miało być pytajnika?
między gminną biblioteką i budynkiem z dawnymi salkami katechetycznymi
Lepsze "a" niż "i", ale w ogóle – dotąd myślałam, że to jakiś wzgórek pod miastem. Nakreśl jakieś tło, chociaż troszkę.
W końcu ruszył w dół ulicy dziarskim krokiem.
"Krok" też rzadko bywa potrzebny: W końcu dziarsko ruszył w dół ulicy.
– Tato! – okrzyk syna zatrzymał go w miejscu.
– Tato! – Okrzyk syna zatrzymał go w miejscu.
Zakłopotany zawołał:
Aliteracja.
Szli w milczeniu obok zalewu
Można iść brzegiem zalewu. Ponadto – myślałam, że to Podlasie albo coś. A tu Pomorze? https://pl.wikipedia.org/wiki/Zalew
obaj zanurzeni w myślach
Idiom: zatopieni w myślach.
To taki stan umysłu, w którym nie możesz się uwolnić od jakichś powracających myśli, albo jakichś czynności. Chcesz przestać, ale nie możesz, bo te obrazy powracają, narzucają się, nie dają spokoju. Nie możesz skupić się na dłuższą metę na niczym innym. Dlaczego pytasz?
Naturalniej: To jest wtedy, kiedy jakaś myśl albo czynność nie daje ci spokoju. Chcesz przestać o tym myśleć, ale nie możesz, bo to ciągle wraca. Nie możesz się na dłużej skupić na niczym innym. Dlaczego pytasz?
masz obsesję tego wzgórza
Masz obsesję na punkcie tego wzgórza.
– zaprzeczył gwałtownie ojciec. –
Didascale zbędne.
W szkole dają za takie zainteresowania dodatkowe punkty.
Hmm.
– Tak! – odparł chłopiec i wyraźnie się uspokoił.
Odparł – z wykrzyknikiem?
Raźnym krokiem weszli na ulicę Pasterską. Chodnik znajdował się tylko z jednej strony.
"Znajdować się" nie jest synonimem "być": Raźno weszli na ulicę Pasterską. Chodnik miała tylko z jednej strony.
pomalowane barwnie ogrodzenia z siatki
Może: barwne ogrodzenia z siatki?
, na którym spodziewał się znaku, który powiadomi go, że dotarli do domu gospodarza, o którym mówił stary Ilja.
Łopata, skasuj.
Tak doszli do miejsca, w którym trotuar na szerokości półtora metra pokryty był petami.
Hmmm.
Mężczyzna z domu, który jako jedyny nie miał ogródka od frontu, lecz jego boczna ściana biegła wzdłuż chodnika, wyglądał odpychająco.
Źle się to parsuje. Ten dom jako jedyny przylegał do chodnika, a patrzący na nich z okna mężczyzna wyglądał odpychająco.
patrzył nieprzychylnie
Czyli jak?
, nie okazując urazy.
A może po prostu: spokojnie?
– Ja – odparł Jan, po czym się poprawił – prawnuczek Janiny i Władysława z Ostoi.
– Ja – odparł Jan, po czym dodał – prawnuk Janiny i Władysława z Ostoi. Znam co prawda dorosłych facetów, którzy nadużywają zdrobnień, ale to zawsze coś o człowieku mówi i do Jana nie pasuje.
– Fryderyku jak już – sprostował starzec. – Zależy o co.
Zasadniczo, "Fred" jest zdrobnieniem od Fryderyka, nie od Alfreda, więc skąd to przypuszczenie? Przecinki: – Fryderyku, jak już – sprostował starzec. – Zależy, o co.
– Jan założył, że wiedza, którą za te wiktuały uzyska, warta jest inwestycji.
Zbędne.
Byli już kilka metrów od okna
Dajcie już sobie raz na zawsze spokój z tymi metrami.
Czy mogę zamienić kaszankę na pasztetową i papierosy na tytoń do fajki? –
Przecież to on dyktuje warunki? Chyba że sprawdza, na ile może sobie pozwolić, to też możliwe, ale to on ma to, czego Jan chce.
Przed drzwiami stał stół przykryty ceratowym obrusem
Przed drzwiami stał stół, przykryty ceratowym obrusem.
charakterystyczne, żółte pudełko herbaty
Tu bez przecinka.
Gdy skończył, drzwi otworzyły się jak w bajce, albo grze, gdy bohater musi dokończyć jakąś misję, by dostać się dalej w świat opowieści.
Hmm. Niby dziwna metafora, ale… Gdy skończył, drzwi się otworzyły, jakby to była bajka albo gra komputerowa, a on właśnie wypełnił zadanie i miał przejść o krok dalej.
zawinięta w supeł
Związana w supeł.
Wykazał się szczodrością, a ten tu narzeka.
Nie tłumacz nam tego.
przy użyciu maszynki
Za pomocą maszynki.
małą, turystyczną lodówkę
Przecinek zbędny.
wędlinę, cytryny i pół chleba
Ani chleba, ani owoców nie przechowuje się w warunkach chłodniczych.
Powiedział wyniosłym tonem:
Hmmmmmmmm.
Produkt był często reklamowany, jak można było go nie znać?
Jak się nie ma telewizora… zresztą skąd te zastrzeżenia? Pokazujesz Jana jako oderwanego od rzeczywistości (tej, w której tkwi Fryderyk – rzeczywistości przymierającego głodem emeryta), to rozumiem – ale dlaczego?
Nie. Kupuję taką w czerwonych opakowaniach.
Zniknął myślnik.
– A! – Zrozumiał Jan – Za tę paczkę byłyby trzy a może i cztery tamte!
– A! – zrozumiał Jan – Za tę paczkę byłyby trzy, a może i cztery tamte!
– No nazywa się, ale…
– No, nazywa się, ale…
Pewnie sam miód – dokończył z sarkazmem.
Tłumaczysz.
Słychać było odgłos przesuwanych fajerek.
Konkretniej: Słychać było szczęk przesuwanych fajerek.
niosąc starą, drewnianą tacę, a na niej trzy szklanki w metalowych koszyczkach napełnione herbatą
Przecinki: niosąc starą, drewnianą tacę, a na niej trzy szklanki w metalowych koszyczkach, napełnione herbatą.
Przyniosę ci soczek z samochodu – dodał.
Dobra, on ma dziesięć lat, nie sześć.
W tym czasie starzec wstał i oddał mocz bezpośrednio pod płotem, nie drepcząc nawet w stronę wygódki.
Za wysoki ton, za dużo wielkomiejskiego oburzenia (które pasowałoby w narracji pierwszoosobowej, nawet trzecioosobowej ograniczonej, ale nie wszechwiedzącej): Tymczasem starzec wstał i wysikał się pod płotem.
wzgórze się dymi
Jak wzgórze dymi, albo jak ze wzgórza się dymi.
ewentualnie ostatnie kłęby mgły się unosiły
Albo unosiły się kłęby mgły.
U pradziadków też się o tym wzgórzu niesamowite rzeczy mówiło.
Hmm.
No, ci tam u twoich pradziadów.
No, ci tam, u twoich pradziadków.
pyszną, pieczoną kiełbaskę.
Tu bez przecinka.
– Masz kiełbasę? – Zaciekawił się staruszek.
– Masz kiełbasę? – zaciekawił się staruszek.
– Niechaj tak będzie – mruknął stary
"Niechaj" jest wysokie. Swoją drogą, najpierw Jan mu "panował", teraz przeszedł na "wy"?
– Co wiesz o tych terenach z czasu wojny?
Wypowiedź nie pasuje do postaci. Brzmi jak Wołoszański.
Potem nastąpił u niego kolejny atak kaszlu, tak długi i natarczywy, jakby chciał płuca wypluć.
https://sjp.pwn.pl/szukaj/natarczywy.html Poza tym zdanie zaczyna się jak z podręcznika medycyny: Potem znów się rozkaszlał, długo i charkotliwie, jakby chciał płuca wypluć.
Gdy ustał, gospodarz przetarł załzawione oczy brudną chustką i znowu splunął pod stół
W końcu przetarł załzawione oczy brudną chustką i znowu splunął pod stół.
Piotruś odłożył resztę kanapki bezpośrednio na ceratę. Wyraźnie walczył z mdłościami. Jan zdawał się nie zwracać na to uwagi. Wpatrywał się we Fryderyka, czekając ciągu dalszego opowieści.
A na co miał ją odłożyć? Piotruś, wyraźnie zielonkawy na twarzy, odłożył resztę kanapki na ceratę, ale Jan z napięciem wpatrywał się w gospodarza.
nikt tak nie umiał łączyć magii i technologii jak szwaby
Zamyślił się nad głębią własnych przemyśleń, po czym ciągnął.
Brzmi to dość ironicznie. Uprościłabym: Zamyślił się na chwilę i podjął: (i tu bez kropki).
Strój miał cały czerwony, nawet buty, a na ramionach czarny płaszcz wykonany jakby z jakiejś błony.
Może tak: Cały na czerwono, nawet buty, tylko płaszcz miał czarny i jakby błoniasty.
Groza taka od niego biła, że niektórzy w momencie posiwieli.
Mhm.
bez pudła wybrał
"Bez pudła" czyli trafnie. Hę?
– Pod jakimś niebem. – zaśmiał się tamten, a szyderstwo przebijało się nawet przez cudzoziemski akcent. –
– Pod jakimś niebem – zarechotał tamten.
Nie pozwolili im się pożegnać z rodzinami,
Mógłby tego oczekiwać Piotruś, mógłby Jan, który buja w obłokach, ale Fryderyk zna życie i raczej nie wygłaszałby uwag tak naiwnych.
Przejechali w sumie tylko czterdzieści kilometrów na bocznicę fabryki kamionki przemysłowej „Maria”.
Jakie znaczenie mają te szczegóły?
Tam, kazali im
Tu bez przecinka.
Rozejrzeli się po najbliższej okolicy i zobaczyli, że zrobiony został rozjazd i położono w tajemnicy przed miejscowymi nowe tory, które wiodły wprost w stronę interesującego cię wzgórza.
Rozejrzeli się i zobaczyli rozjazd i nowe tory, położone w tajemnicy przed miejscowymi, które wiodły na wzgórze.
Zdziwiło ich, że cała obsługa składała się z Niemców, bo to było bardzo rzadkie zjawisko. Raczej jeździli tutejsi, dlatego też mogli prowadzić akcje sabotażu.
Zdziwiło ich, że cała obsługa składa się z Niemców, bo zwykle jeździli tutejsi, dzięki temu można było robić sabotaż.
Wyglądały według ojca jak otwarty bębenek rewolweru
Wyglądały, według ojca, jak otwarty bębenek rewolweru.
Mnie się zaś widzi, na podstawie jego opowieści, że raczej jak silniki rakietowe promu kosmicznego.
Hmmm. Po mojemu, to bardziej jak silniki rakiety.
droga będzie krótka, ale długotrwała
Sprzeczność. Może być: droga będzie krótka, ale podróż długa.
Cudacznie odziany cywil wskoczył na pomost, a z nim czterech żołnierzy z MP gotowymi do strzału. Ten w czerwonym stroju ze znawstwem obejrzał dysze.
Cudacznie odziany cywil wskoczył na pomost, a z nim czterech żołnierzy z MP gotowymi do strzału. Obejrzał dysze.
Wyraźnie zadowolony ustawił je pod wybranymi kątami.
Wyraźnie zadowolony, ustawił je po swojemu.
Nie trzymając się rusztowania
Rusztowania?
Trwać to musiało dosłownie chwilę, ale ojcu się zadawało, że całą wieczność, gdy odkryli, że pędzą wprost w skalistą ścianę wzgórza.
To mogło trwać chwilę, ale ojcu się wydało, że całą wieczność, jak się połapał, że pędzi na ścianę.
a parowóz wjeżdżać we wzgórze mimo tego, że szyny prowadziły li tylko do skały.
I nic im się nie stało? Nie po polsku: a parowóz drążyć wzgórze, chociaż szyny, oczywiście, kończyły się przy ścianie.
Zdawało się przez moment, że przebiją się bez trudu, bo tuż za pierwszą ścianą trafili na otwartą przestrzeń jakiejś pieczary, ale kamienie tak samo jak szybko się rozgrzewały, tak błyskawicznie stygły i zaczynały gnieść boki maszyny.
Myśleli przez chwilę, że przejadą bez trudu, bo tuż za pierwszą ścianą trafili na otwartą przestrzeń, ale kamienie tak samo, jak szybko się rozgrzewały, tak błyskawicznie stygły i napierały na boki maszyny.
a jego noga utknęła w tym potrzasku
A jemu noga utkwiła w potrzasku.
Desperacko spróbował kończynę wyszarpać, ale przecięła ją skała tak gorąca, że z bólu stracił przytomność.
Próbował się wyszarpnąć, ale zemdlał z bólu.
Mieli go zastrzelić, ale stwierdzili, że i tak nikt mu nie uwierzy.
Mieli zastrzelić, ale uznali, że i tak nikt mu nie uwierzy.
Zlitowali się na wieść, że żonę ma w ciąży i zaufali zapewnieniom felczera, że od takiej rany szybko umrze.
Akurat… Zresztą felczer powtarzał, że od takiej rany szybko umrze.
Ojciec jednak przeżył, za to pogrążona w potwornym smutku wobec tego nieszczęścia matka zmarła przy moim porodzie
Bardzo nienaturalne: Ojciec jednak przeżył, za to matka nie wytrzymała tego wszystkiego i zmarła, wydając mnie na świat.
Przy spowiedzi stary zakonnik mu powiedział, wysłuchawszy opowieści, że kto choćby i pod przymusem nogę do przedsionka piekła wsadzi, zło będzie go ścigać zawsze.
Źle to brzmi.
Tu dziadyga zamilkł na chwilę, znów kontemplując swoje słowa. Po tej krótkiej zadumie podjął opowieść.
Tu starzec urwał i po chwili zadumy podjął:
Ucięło mi nogę prawie w tym samym miejscu co w czasie wojny ojcu
Ucięło mi nogę prawie w tym samym miejscu, co ojcu.
powiedział, że przez tamtą ucieczkę taty tak już w naszej rodzinie będzie z pokolenia na pokolenie
Hmmmmmmmm.
zakończył i zapalił
Aliteracja.
– Ano nie
– Ano, nie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Część druga:
O tym, że obiecał kawałek kiełbasy zapomniał tak samo jak jego zadumany rozmówca.
W sumie nie ma potrzeby tego zaznaczać: O obiecanej kiełbasie zapomniał tak samo, jak jego rozmówca.
W innych okolicznościach cieszyliby się blaskiem płomieni i pyszną kiełbasą, zdawało się jednak, że jakaś groza nad nimi wisi, a zło podpełza od strony kolejowego nasypu
Mało naturalne.
Jan go udobruchał,
Uspokoił. https://sjp.pwn.pl/szukaj/udobrucha%C4%87.html
potem pojadą do domu, nie zostając na drugą noc
Aliteracja i źle użyty imiesłów: potem od razu jadą do domu.
ścieżką wiodącą przez leszczynę
Wiodącą wśród leszczyny.
Rozmawiając przeszli przez łąkę
Rozmawiając, przeszli przez łąkę.
Gdy dotarli do wzgórza, stwierdzili, że nie są sami. Łysy mężczyzna ubrany w bojówki i kamizelkę z licznymi, naszytymi kieszonkami, patrzył na jakieś wydruki i coś mruczał pod nosem.
Co za maniera z tym wiecznym "stwierdzaniem"…: Na szczycie wzgórza zastali łysego mężczyznę w bojówkach i kamizelce z mnóstwem kieszonek. Patrzył na jakieś wydruki, mrucząc pod nosem.
Chcecie zobaczyć coś ciekawego? – zagadnął.
Didascale zbędne (i nie zagadnął, bo to Jan zagadnął jego – czyli zaczął rozmowę).
który wyglądał jak USG jamy brzusznej.
Każdy widział USG jamy brzusznej…
Piotruś i Jan wlepili wzrok
Wlepili oczy.
Nie dostrzegli jednak nic, co by było godne uwagi.
A może: Wydruk nic im nie mówił.
– No tak, to robota dla zawodowców – stwierdził tamten, odkrywszy, że przybyli nie dostrzegają niczego wartościowego.
Po co to tłumaczysz?: – No, tak, robota dla zawodowców – przyznał obcy.
zaznaczył zarys
Gdyby był "kontur" toby nie było aliteracji.
Pokazał im kartkę na nowo i zapytał:
Można spokojnie wyciąć.
– Brawo, mały – pochwalił chłopca nieznajomy. Tym samym markerem obrysował coś na drugim wydruku. Pokazał im oba i rzekł: – Widzicie różnicę?
Przycięłabym: – Brawo, mały – pochwalił nieznajomy. Narysował coś markerem na drugim wydruku, pokazał im oba i spytał: – Widzicie różnicę?
Na obu kartkach wśród szarych plam i linii obrysowane były czerwonym markerem kontury parowozów. Nie zauważyli nic innego, poza tym, że kontury były nierówne, ale zrzucili to na ich niezbyt precyzyjne wykonanie.
Na obu kartkach, na tle szarych plam i linii nakreślone były czerwone kontury parowozów, nierówne, ale w końcu obcy rysował na kolanie.
– Bawicie się w takie zabawy: wskaż różnicę między obrazkami? – Mężczyzna zapytał Piotrka. Ten skinął w odpowiedzi głową. – No to znajdźcie jedną – dodał ze śmiechem.
– Znacie te zagadki, "wskaż różnicę między obrazkami"? – zapytał Piotrka mężczyzna, a chłopiec skinął głową. – No, to znajdźcie jedną!
W tym momencie z polnej drogi wyjechał samochód terenowy, a kierowca nacisnął klakson. Mężczyzna pomachał do niego, zabrał wydruki i spakował do torby z laptopem.
A może tak: Nagle usłyszeli klakson. Na końcu polnej drogi stała terenówka. Mężczyzna pomachał kierowcy, zabrał wydruki i spakował do torby.
– Ta, jasne, cały złoty pociąg – rzucił tamten z drwiną w głosie.
– Ta, jasne, cały złoty pociąg – zadrwił tamten.
zagadną Jan.
Literówka. I nie zagadnął, p. wyżej.
obrzucił go spojrzeniem
Brak dopełnienia.
To taka kolejarska legenda o niemieckim transporcie, który miał wyruszyć z Wrocławia pod koniec wojny i ślad po nim zaginął.
Wiedział o tym, i nawet nie zapytał Fryderyka?
zapytał synek, a na jego policzkach pojawiły się wypieki.
Tnij: Na policzkach synka pojawiły się wypieki.
małe, żeby ukryć w swym wnętrzu taki transport.
Naturalniej: małe, żeby ukryć taki transport.
Po tej krótkiej konwersacji zamilkli obaj.
Zbędne.
Piaszczysta ścieżka, którą mieli przed sobą, wiodła ku górze.
Zgrabniej: Piaszczysta ścieżka wiodła na szczyt.
Ich żywa zieleń dziwnie nie pasowała do pomarańczowych pni sosen, choć pewnie to one były pierwsze na tym miejscu.
Dlaczego miałaby nie pasować? Uprość: Ich żywa zieleń dziwnie nie pasowała do pomarańczowych pni sosen, choć pewnie to one były tu pierwsze.
Ten gatunek drzewa trafił na te tereny dopiero w dziewiętnastym wieku.
… sosna? https://pl.wikipedia.org/wiki/Sosna_zwyczajna#/media/Plik:Pinus_sylvestris_range-01.png Owszem, w lasach gospodarczych sadzi się sosny, ale widziałeś piaszczyste wzgórze bez sosen? To gatunek rodzimy!
Dróżka wiodła przez szczyt i prowadziła w stronę nasypu kolejowego, a dalej wzdłuż torów do stacji.
Dróżka wiodła przez szczyt i dalej, w stronę nasypu kolejowego i wzdłuż torów, do stacji.
Obejście pagóra wiązałoby się z przedzieraniem przez chaszcze.
A może: Nic dziwnego, wzgórze otaczały chaszcze, przez które trudno byłoby się przedrzeć.
Mieli już odchodzić, gdy nagle poczuli, że zrobiło się na chwilę potwornie zimno.
Mieli już odchodzić, gdy ogarnęło ich potworne zimno.
Zatrzęśli się obaj i wówczas Jan ujrzał mały obłoczek, który kilka metrów przed nimi wychynął wprost ze zbocza i rozwiał się w powietrzu.
Zadrżeli obaj, a Jan zobaczył, jak niedaleko od nich mały obłoczek unosi się z ziemi i rozwiewa w powietrzu.
poszerzać gołymi dłońmi.
Idiom: rozgrzebywać gołymi rękami.
który zdążył dotrzeć do ojca.
A może: kiedy go dogonił?
Jan pochłonięty kopaniem nic nie odpowiedział.
Jan, pochłonięty kopaniem, nie odpowiedział.
Ojciec poparzył na niego nieprzytomnym wzrokiem, po czym bez odpowiedzi wrócił do kopania.
Znów literówka: Ojciec popatrzył na niego nieprzytomnie i wrócił do kopania.
Gdy przebił się przez pierwszych kilkanaście centymetrów, zakrzyknął triumfalnie. Ukazał mu się bowiem tunel na tyle szeroki, że mężczyzna mógł się w nim zmieścić. Ruszył bez wahania przed siebie.
Ciach: Po chwili krzyknął triumfalnie. Odsłonił wlot tunelu dość szerokiego, żeby wejść, i bez wahania zapuścił nogi pod ziemię.
Piotruś nie mogąc opanować strachu, zaczął łkać, lecz ojciec nie zwracał na to uwagi. Całkowicie pochłonęła go wola dotarcia do wnętrza. Czuł, jak korzenie dotykają jego pleców, jak osypują się gródki ziemi i kamienie, które mogą mu odciąć odwrót. Nie dbał o to. Obsesyjnie parł przed siebie. Nie dbał o nic i o nikogo, nawet o siebie.
Nienaturalne, przegadane: Piotruś zaczął łkać, lecz ojciec nie zwracał na to uwagi. Korzenie drapały go po plecach, ziemia i kamyki sypały się na głowę. Nie dbał o to. Parł przed siebie.
Jan w tym czasie dotarł do skały.
Jan dotarł już do skały. A tunel nie jest wydrążony w skale?
Po chwili otoczyła go ciemność nieprzenikniona.
Otoczyła go nieprzenikniona ciemność.
Przy każdym ruchu ranił ciało o wystające fragmenty skał.
Przy każdym ruchu ranił się o krawędzie skał.
Nie mając latarki, nie wiedział, jak wygląda droga przed nim.
Tak, na tym polega nieprzenikniona ciemność. Pokaż to.
W pewnym momencie zdało mu się, że gdzieś daleko pojawiła się czerwona poświata.
Raz zdało mu się, że gdzieś daleko widzi czerwoną poświatę.
Jęknął, gdy ostrze skały wbiło mu się w plecy. Szarpał się dotąd, aż zdołał się uwolnić, zostawiając za sobą krwawe plamy z głębokiej rany ciągnącej się od łopatki do pasa.
Hmmmm.
Zyskał teraz pewność, że ma przed sobą czerwony poblask.
Teraz wyraźnie widział blask.
Ostatni fragment był tak wąski, że wciskając weń głowę, czuł, jak trzeszczą zgniatane kości.
Hmmm.
, najwidoczniej też już potwornie poranionej.
Zbędne.
Dotarł wreszcie do szczeliny, która miała wielkość pięciozłotówki.
Bardzo konkretne porównanie, jak na Niewypowiedziane Zło.
Docisnął do niej oko i ujrzał to, co obsesyjnie chciał zobaczyć od maleńkości, źródło dymu.
Przycisnął do niej oko i ujrzał to, co tak chciał zobaczyć od maleńkości, źródło dymu.
W pieczarze kilka metrów przed nim stała lokomotywa.
W pieczarze, niedaleko od niego, stała lokomotywa.
trwał dumnie wyprostowany stwór błyszczący czerwienią
Hmm.
Jan rozpoznał, że to, co ojciec Fryderyka opisał jako czarny płaszcz, było de facto skrzydłami.
To, co ojciec Fryderyka opisał jako czarny płaszcz, było faktycznie skrzydłami.
Truchła polskich kolejarzy
https://sjp.pwn.pl/szukaj/truch%C5%82o.html Jako pobierająca (kiedyś) rentę kolejową, wypraszam sobie :P Uważaj na konotacje słów!
patrzył, jak płomienie topią powoli kolejną warstwę skały
Patrzył, jak płomienie wolno topią kolejną warstwę skały.
Dla nieśmiertelnych istot czas płynie inaczej i każdy, kto zechce wchodzić z demonem w konszachty, powinien mieć tego świadomość.
Refleksja w takiej chwili? Dla nieśmiertelnych czas płynie inaczej i każdy, kto zechce wchodzić z demonem w konszachty, powinien o tym wiedzieć.
Szatan obrócił się w stronę Jana
Imię własne. To nie jest synonim "diabła".
Znać było, że stwór go widzi.
Zdanie świadczy o Twojej niewierze w inteligencję czytelnika.
Mężczyznę ogarnęła trwoga tak potężna, że serce w nim zamarło.
Tnij: W mężczyźnie serce zamarło.
W ułamku sekundy wróciły do niego sytuacje, w których postąpił źle. Do mózgu wciskały się dawno zapomniane chwile, kiedy zawiódł lub zachował się wobec kogoś nie w porządku.
Tnij, albo rzuć parę soczystych szczegółów.
Czuł, jakby przez całe życie nie zrobił niczego dobrego dla nikogo ze sobą włącznie. Jakby czego tylko się dotknął, wychodziło na złe, niosło krzywdę i cierpienie innym lub jemu. Wśród myśli zaczęła dominować ta, że świat bez niego będzie lepszy.
Miał poczucie, że nigdy nie zrobił niczego dobrego, nawet dla siebie. Że czego się dotknął, zniszczył. Że bez niego świat byłby lepszy.
Pogrążony w rozpaczy Jan postanowił, że odgryzie sobie język.
…?
W tym momencie stracił przytomność.
Po chwili całkowitego niebytu pojawiły się wizje.
Czy on w ogóle był przytomny, włażąc tam? Tj. czy to nie majaki?
Otulony blaskiem, którego źródła nie znał, dostrzegł, że diabeł się cofnął.
…?
Gdzieś wysoko nad nim wzgórze się otwarło i zobaczył niebo
To już są wizje jak po LSD.
Dostrzegał bez trudu galaktyki i planety, wybuchające supernowe i pędzące Perseidy. Poczuł w sercu harmonię, jakiej nie zaznał nigdy w życiu. Docierało do niego wyraźnie, że jest integralną częścią wszechświata.
Dickowskie, ale… hmm.
Pęd rozszerzającej się Drogi Mlecznej w ogóle go nie przerażał.
Dlaczego miałby?
Wreszcie poczuł miłość, że jest kochany, że nie jest niczym, ale że jest wszystkim.
Wreszcie poczuł, że jest kochany, że nie jest niczym, ale że jest wszystkim.
Gdy w uniesieniu zdawał się szybować do tego niezwykłego nieba, otaczająca go dotąd poświata zaczęła przygasać. Zrozumiał, że to był tylko postój pod tym nieznanym niebem. Strach powrócił, a demon znów zapłonął czerwienią w swej sile.
Hmmmmmm. Zdecydowanie wizje ekstatyczne (i demoniczne) ale o co tu chodzi?
Pomieszczenie musiało mieć monitoring
Pomieszczenie z pewnością było monitorowane.
po chwili do pokoju weszli lekarz, pielęgniarka i salowa.
On odróżnia salową od pielęgniarki po samym wyglądzie?: po chwili weszli lekarz, pielęgniarka i salowa.
Doktor bez słowa popatrzył na monitor za głową pacjenta.
Lepiej: spojrzał.
W tym czasie pielęgniarka uniosła nieco zagłówek i podała pacjentowi odrobinę gęstego płynu.
Powtórzenie: za głową/zagłówek. Nie wiem, jak to wygląda w szpitalu, ale coś nie dowierzam.
spojrzeli na siebie
Spojrzeli po sobie.
– Następny, którego boli to, czego już nie ma.
Salowa nie musi mieć wykształcenia medycznego, ale jakieś doświadczenie powinna mieć – a bóle fantomowe to rzecz normalna.
Pielęgniarka znów skinęła głową na znak zgody.
Zgody na co? Przytaknęła po prostu.
– Nagranie jego głosu, gdy prosił o pomoc, było poruszające.
– No, popłakałam się, słuchając tego w radiu.
… kto, u Boga Ojca, nagrał ten głos? Jak? Beznamiętność tych wypowiedzi wskazuje wprawdzie, że Jan trafił do piekła, nie do szpitala, ale zaraz mówisz, że media o tym trąbiły. Więc?
Widać pośpiech. Dużo nienaturalnych sformułowań, łopatologii, powtórzeń, literówek (nawet błąd ortograficzny!), niedobranych słów, za to praktycznie brak opisów, przez co fabuła wisi w próżni. Sama fabuła niezbyt trzyma się kupy. Fryderyk opisuje historię swojego ojca dość nijako, streszcza ją tylko – tu akurat przydałaby się stylizacja, jakiś koloryt. Obsesja Jana jest słabo podbudowana – spodziewałam się, że jest potomkiem Fryderyka (choć nieślubnym) albo któregoś z kolegów jego ojca, ale chyba nie. Początek wskazuje w ogóle w zupełnie inną stronę, niż tekst ostatecznie podąża, postacie są papierowe, refleksje nijak się mają do losu Jana – ogólnie mam wrażenie burzy mózgu, historii spisanej jak leci, bez planu, złożonej z przypadkowych myśli. Wprowadzasz wątki (medium na przykład), które giną w próżni. Zdecydowanie termin Ci nie sprzyjał.
Pierwowzorem Patelni jest wzgórze pod Suchedniowem
No, to już w ogóle nie tam, gdzie myślałam :D
Dla mnie Piotrek zachowuje się jak przeciętny dziesięciolatek, a zachowanie Jana można tłumaczyć jedynie obsesją lub opętaniem.
Mnie wydaje się młodszy – ale też nie mam na co dzień styczności z dziećmi. (Nie mam też mopsa.) Zachowanie Jana jest niewątpliwie obsesyjne, ale wytłumaczyć go w ogóle nie można. Zwykła fascynacja mogłaby być solidnie osadzona w tekście – nie jest.
Piotruś, moim zdaniem, zachowuje się zbyt dziecinnie. Dziesięciolatek chowający się za nogą taty? No i dzieciaki w tym wieku uwielbiają słuchać strasznych historii.
Mhm. Dałabym mu jakieś sześć lat. Do siedmiu.
Cristina Martínez-Lombilla z Instytutu Astrofizyki na Kanarach, twierdzi, że Droga Mleczna się rozszerza i nie jest w tym osamotniona.
W artykule stoi: "Czy w takim razie gwiazdy powstające na granicy Drogi Mlecznej mogą zwiększać jej rozmiar?" a dalej "przynajmniej jej widzialna część powoli zwiększa swoje rozmiary podczas formowania się gwiazd na obrzeżach galaktyki." Biorąc poprawkę na fatalne tłumaczenie oznaczałoby to nie, że się rozszerza, bo przestrzeń się rozszerza, tylko że rośnie, bo powstają nowe gwiazdy. Ulubiona_emotka_Baila.
Dziesięciolatek – miałem dwa różne obiekty do bliskiej obserwacji i kilkadziesiąt do nieco dalszej. Takie przypadki istnieją.
OK, dzieci rozwijają się w różnym tempie.
On miał obsesję. Sądzę, że większej motywacji nie potrzebował.
Mmmm, nie zgodzę się z Tobą. Zresztą – sam wskazywałeś, że w dzieciństwie matka mu nie uwierzyła, i to by była już jakaś motywacja – dowieść, że się nie mylił. Ale to się rozmyło.
Miała obsesję na punkcie niebieskiego koluru, ale też obsesja śmierci i samotności – dziękuję za zwrócenie uwagi, przemyślę.
Uwaga z takimi analogiami – nie wszystkie słowa się łączą; patrz https://wsjp.pl/haslo/podglad/17247/obsesja
Początek jest spokojny, a końcówka leci jak szalona
Tak, otwierasz mnóstwo wątków, które pozostają otwarte.
Długie budowanie klimatu, po czym bohater umiera, bo za szybko skręcił w ulicę.
Z tego, co pamiętam, to jednak śmierć bohatera ma tam trochę mocniejszy związek z tym, co robił przez całe opowiadanie. I nie ma otwierania zbędnych wątków, chociaż nie jestem jakimś specem od Grabińskiego.
Produkcja niskobudżetowa będzie się więc różnić od wysokobudżetowej jakością charakteryzacji i stroju. W przypadku opowiadania to już li tylko kwestia wyobraźni, czy jest klasy A, czy klasy B.
Ale zahaczkę tej wyobraźni dajesz Ty. To Ty uszyłeś ten strój. A ponieważ posługujesz się explicite słowem "strój", to ja na przykład widziałam coś takiego (plus “motyle” skrzydełka):
wydarzenie cechuje determinizm, układają się w logiczną całość, która konsekwentnie prowadzi do takiego a nie innego końca i bohater nie ma tu nic do gadania
Właśnie logiczną jakby nie. Arbitralną. Determinizm, owszem, trochę taki w stylu Wielkich Przedwiecznych.
upartość Jana
… zaraz przejdę na Ciemną Stronę Mocy. No, sorry, ale – argh!
Przyczepiłabym się obsesji ojca, bo mam wrażenie, że masz na myśli bardzo konkretne zaburzenie psychiczne, które mocno utrudnia ludziom życie.
Jakie konkretnie? Na początku facet jeszcze nieźle funkcjonuje, choć w tle jest ta kłótnia z żoną – zaczyna świrować gdzieś koło Fryderyka.
piekło z diabłem ,,zejdźniętym” ze średniowiecznego fresku nie do końca mnie przekonuje. Wydaje mi się takie ludowo-naiwne.
Ono mogłoby być zrobione dobrze, ale tutaj wygląda na rekwizyt zgarnięty z półki, bo był pod ręką. Nie wiem, może to ci Niemcy od Indiany Jonesa (zderzeni z realnymi Niemcami, co ostatecznie dało efekt dość mętny) tak mi spaczyli odbiór.
Najbardziej uwierała mnie relacja ojca z synem, na której mocno się skupiasz, a jak dla mnie jet zbyt czuła, słodkawa, nie mówię, że niemożliwa w rzeczywistości, tylko jakoś mało literacka.
W sumie – jaką rolę pełni w tym tekście Piotruś? Źródła tej miłości na końcu? Innego sensu jego istnienia nie widzę, a wizja kosmicznej miłości niespecjalnie pasuje z grozą, nawet kierkegaardowską.
W mojej opinii, pomimo że opowiada ją kaleka, dawny dróżnik, człowiek zniszczony życiem o niezbyt wysokiej kulturze osobistej, brzmi jakbyś ty, Wilku, ją opowiadał.
TAK.
Chyba powinno być: smaży pięty? Ale może się mylę.
W sumie tak, przegapiłam to.
Oni spotkali go tam tak przypadkiem?
To właśnie jeden z aspektów tej papierowości – żadna postać nie ma tutaj własnego życia, wszyscy tylko czekają, aż Jan przyjdzie, żeby mogli wygłosić swoje.
Jan żyje, więc tylko śmieć syna.
Ja zrozumiałam, że umarł w szpitalu.
Diabeł jest upadłym aniołem, istotą duchową, nie ma więc ciała.
Owszem, ale w ikonografii nijak się nie da pokazać istoty bez ciała. A że ludzie biorą ikonografię dosłownie (np. skrzydła aniołów – one są symbolem!)…
Kojarzy mi się hipoteza, że diabeł nabył rogów i kopyt od greckiego Pana.
Też gdzieś słyszałam, ale nie wiem, czy to prawda (i czy można to w ogóle stwierdzić).
dokonując cięć, żeby się zmieścić w limicie, usunąłem fragment o tym, że dopóki miał prąd to słuchał radia, a w nim audycji w stylu dawnego „Klubu ludzi ciekawych wszystkiego” w Trójce.
Hmm. Nie wiem, czy samo słuchanie radia wyrobi w człowieku wyczucie językowe.
potem okazuje się, że wyszło jak na załączonym rysunku. :-D
XD
Któryś ze znanych pisarzy wręcz stwierdził, że jak się nie pisze przez cztery godziny dziennie codziennie, to nic z tego nie będzie.
Chyba King, a może Bradbury, ale to jest kwestia indywidualna (albo to ja jestem leniem ;D).
Taką postacią, którą los potraktował mniej sprawiedliwie, jest tutaj Fred.
Mmm, ale czy to widać z jego opowiadania? Ono jest raczej beznamiętne, streszczone.
Ilja z kolei jest tu obcy i woli nie rzucać się w oczy.
Ale siedzi na widoku?
Gorzej by było, gdyby wykonanie było perfekcyjne a pomysł nijaki.
Niekoniecznie. Ale rozważania o wyższości formy nad treścią lub treści nad formą uważam za bliskie rozważaniom o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy :)
Faktycznie, odkąd zabrakło dawnych kaznodziejów, piekło wydaje się dziś klimatyzowane.
Ano, tak :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hej ;)
Komentarz powstanie mniej więcej na bieżąco.
objaśnił ojciec, wychwyciwszy zdumienie syna.
Wcześniej mamy scenę, w której Piotrek “otwiera buzię ze zdumienia”, więc można się domyślić, dlaczego ojciec objaśnia.
– Musi się trochę wywietrzyć – wytłumaczył niepytany
Nie wiem, czy ma sens podkreślanie, że tłumaczył niepytany, widzimy to z tekstu.
– Co?! – Chłopiec nie zrozumiał.
Tu tak samo. :)
– Nie ma łazienki? – zdziwił się synek.
I tu…
Warto przejrzeć tekst pod kątem oczywistości i je usunąć, zmienić, tekst zyska na przejrzystości. ;) Dalszych oczywistości nie będę już wskazywać, a widzę, że trochę ich jeszcze jest po drodze.
Co do fragmentu:
– Dlaczego nikt tu nie mieszka? – Pytanie chłopca zbiegło się hukiem kolejnego pociągu.
– Powodów jest kilka. Nieunormowany stan prawny, czyli ktoś ze spadkobierców musiałby spłacić resztę, która też ma prawo do tej działki. Do tego trzeba mnóstwo zainwestować. Wybudować nowy dom, bo ten nie spełnia współczesnych wymogów.
Ehm… Ojciec tłumaczy jak dorosłemu, raczej wygląda to na tłumaczenie do nas, czytelników, a nie faktyczną rozmowę.
(Edycja: proponuję trochę posiedzieć nad Piotrkiem i jego zachowaniem, bo mam wrażenie, jakby miał tak z pięć lat).
Podoba mi się za to rozmowa z Gębką, wyprawa do sklepiku, zwiedzanie okolicy. Ładnie opisany kościół. Taki melancholijny klimat.
– Po co tyle? – burknął – Popsuje się…
– Po co tyle? – burknął. – Popsuje się…
– Nie znacie? – zdziwił się Jan. Produkt był często reklamowany, jak można było go nie znać?
Nie wszystko trzeba znać, ja nie mam telewizji, więc też reklam nie oglądam, a herbaty raczej nie są produktem bardzo często reklamowanym na ulicy.
Nie. Kupuję taką
Uciekł myślnik.
– A! – Zrozumiał Jan – Za tę paczkę byłyby trzy a może i cztery tamte!
– A! – Zrozumiał Jan. – Za tę paczkę byłyby trzy a może i cztery tamte!
zagadną dziadek.
zagadnął
– Mam – odparł Jan i dodał chytrze – Dostaniecie
– Mam – odparł Jan i dodał chytrze: – Dostaniecie
– Niechaj tak będzie – mruknął stary – Ino
– Niechaj tak będzie – mruknął stary. – Ino
albo:
– Niechaj tak będzie – mruknął stary – ino
– Pod jakimś niebem. – zaśmiał s
bez kropki
Wojenna opowieść – hm, z jednej strony ciekawa, takie przekleństwo ciągnące się od czasów II wojny, połączone z obsesją Jana, który mógłby być nieślubnym synem Fryderyka, nic o tym nie wiedząc, przez co klątwa dalej by trwała. ;)
Z drugiej strony – to opowieść, więc mamy ściany tekstu i wszystko się już działo, więc napięcia nie doświadczamy. Szczerze mówiąc dla tak krótkiego tekstu lepiej byłoby skupić się na samym spotkaniu z Fryderykiem i rozmowie z nim, opowieści bardziej stylizowanej, albo na opowieści w opowieści. ;)
Papa mówili
?
dodał – widzicie
dodał: – Widzicie
Resztę czytałam już na jednym wdechu. Akcja ekspresowa, jak na długo rozkręcający się początek, ale za to pięknie opisana. Zdziwiło mnie tylko, że syn też zmarł, w sumie nie wiadomo, dlaczego, skoro wezwał pomoc i Jan zmarł już w szpitalu. Może czegoś nie zrozumiałam?
Poza tym podobało mi się, że historia, którą często zna się z radia: ktoś ginie w wypadku, nic nie wiemy, same domysły, tu była nam przedstawiona od podszewki.
Pozdrawiam,
Ananke
P.S. Zobaczyłam, że Tarnina wpadła, no nic, jak się powtórzymy – wybacz.
Nie wszystko trzeba znać, ja nie mam telewizji, więc też reklam nie oglądam, a herbaty raczej nie są produktem bardzo często reklamowanym na ulicy.
Yup. Chociaż trochę to świadczy o Janie i jego oderwaniu od rzeczywistości, więc może nie być błędem.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
@Ananke
@Tarnina
Drogie Panie, serdecznie dziękuję za komentarze dużej mocy. :-) Obiecuję obszerniej odpowiedzieć w ciągu kilku dni. Na początek mam kilka pytań:
Pytania w celu podtrzymania uwagi, a z odpowiedzią obiecuję rychło wrócić. Pięknie Wam dziękuję za przeczytanie tej nowelki i za czas poświęcony na tak obszerne skomentowanie. Dla mnie stanowi to dużą wartość i chętnie z tej skarbnicy uwag będę korzystał! Howgh!
Z uściskiem łapy,
Wilk który jest
Nie jest człowiek większy ani lepszy, gdy go chwalą, ani gorszy, gdy go ganią. (Tomasz z Kempis)
Pamiętasz takie zabawy?
… nie. Chyba coś mnie w życiu ominęło.
Droga Tarnino, czy znane jest CI nagranie, w którym o pomoc w związku z pożarem prosił Brajanek Chlebowski?
… nie jest.
Dla mnie stanowi to dużą wartość i chętnie z tej skarbnicy uwag będę korzystał!
Cieszę się niezmiernie!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Droga Ananke, kiedy ostatnio widziałaś drukowaną gazetkę z ofertą sklepu, albo plakat w plastikowej ramce?
Widuję codziennie takie gazetki, bo są w zawieszonym przed blokiem stojaku z pojemnikiem. Czasami biorę jako podkładka dla córki, kiedy maluje farbami kamienie albo inne takie. Plakat w plastikowej ramce – nie podam dokładnej daty, bo nie pamiętam, ale może z miesiąc temu?
Do napisania. :)