- Opowiadanie: Pilot111 - 2177

2177

Witam wszystkich. Zamieszczam tu pierwszą z jak dotąd siedmiu części mojej cyberpunkowej podróży dookoła świata. Mam nadzieję że się spodoba. Dalsze części już niedługo.

Oceny

2177

Dźwięki metalowej muzyki rozbrzmiewały daleko poza mury mury klubu Hell's Gate. Był to duży kilkupiętrowy budynek, z którego biło czerwone neonowe światło odbijające się w strugach nocnego deszczu. Przez ulicę wiodącą prawie prosto pod drzwi klubu szła postać okryta postrzępionym wojskowym płaszczem z pokrytym rdzawym brudem kapturem. W pewnym momencie zadarła głowę do góry. Nad jej głową z hukiem i zgrzytem przeleciał górniczy transportowiec świecąc długimi szperaczami w ciemne zaułki ulic. Kiedy jasna smuga światła padła na twarz zakapturzonej postaci można było zobaczyć może trzydziestoletniego mężczyznę o ziemistej cerze, zapadłych policzkach i głęboko osadzonych zamglonych oczach koloru brązu. Na twarzy nie miał grama zarostu przez to dobrze widoczna była jego wąska wychudzona szczęka. Rozglądał się na wszystkie strony jakby czegoś się obawiał, ale po krótkiej przerwie znowu ruszył przed siebie. Po drodze mijał wejścia do sklepów, szemranych spelun, palarni sziszy a prawie zawsze grupy ludzi siedzących lub opierających się przy ścianach z obu stron. Nie byli to tylko bezdomni chociaż wykluczeni społecznie byli częstym widokiem w mieście. Do uszu przechodnia docierały dobiegające zewsząd śmiechy krzyki jęki, nawoływania, grzmot deszczu o dachy i wiele innych. Zlewały się one w jeden wielki hałas nie cichnący nigdy. Mieszały się też zapachy. W tej części miasta smog nie był tak nieznośny jak w innych miejscach więc można było zdjąć podręczną maskę i poczuć chociażby ostry zapach przypraw czy dławiący wyziew arabskich ziół palonych w wielu okolicznych klubach. Wszystko to oświetlały jasne tafle neonów które niczym drogowskazy wytyczały drogę przez zatłoczoną ulicę. Ruchome i nieruchome, niektóre wielkie, krzyczące wręcz i migające jaskrawym światłem i małe migoczące stonowanym ciepłym światłem. Ich treść była najróżniejsza. Od reklam syntetycznej żywności, broni i ubrań po domy publiczne, studia neuralne i nowe wszczepy przeróżnego typu. Wszystko tak samo kusiło ewentualnego przechodnia i nie pozwalało mu znaleźć chwili bez wpatrywania się w jakiś nowy produkt. Hasła głosiły: "Kup to!", "Jedz to!" lub "Spróbuj tego!". Jednak idący nie zwracał na tą manifestację agresywnego kapitalizmu XXII wieku uwagi. Szedł, pewnie stawiając kroki na skąpanej w kwaśnym deszczu, brudnej metalowej wyściółce ulicy, która zdążyła już przybrać rdzawo czerwony kolor zmieszany ze zgniłą zielenią, resztkami jedzenia i różnych przedmiotów. W końcu stanął u wejścia do klubu. Stał tutaj olbrzymi umięśniony mężczyzna o łysej jak kolano płaskiej głowie. Był ubrany w garnitur, który ledwo opinał jego szerokie barki. Było widać, że nie jest to naturalny stan rzeczy. Choć ręce trzymał skrzyżowane na piersi, na dłoniach było widać połyskujące na srebrno elementy implantu. Kiedy zakapturzony zbliżył się ten zatrzymał go potężną dłonią.

– Żadnej broni i innego syfu! – warknął ostrzegawczo

Nieznajomy zatrzymał się i rozłożył ręce na boki. Wszczepy wzrokowe ochroniarza zabłysły niebieskim światłem na krótką chwilę. Później odsunął się od wejścia. Przechodzień ruszył do wnętrza. W środku uderzyła go muzyka. Grunt aż drgał mu pod nogami, kiedy niepewnym krokiem wszedł do głównej sali. Podłoga właśnie zmieniła kolor z jasnozielonego na jaskrawy niebieski. Na parkiecie znajdowało się już dużo ludzi tańczących lub siedzących. W powietrzu unosił się zapach papierosowego dymu i wszechobecna woń alkoholu. Po prawej stronie koło ściany przybyły zauważył grupę ludzi siedzących na okrągłej kanapie. Na oczach mieli migające jaskrawym światłem gogle neuralne. Wszyscy mieli odchylone do tyłu głowy jakby trwali w jakimś zbiorowym transie. Nowy gość westchnął na ten widok. Neuraline był w końcu jedyną odskocznią od tej ponurej rzeczywistości…

Tymczasem przybyły podszedł do podświetlonego na zielono baru i usiadł na jednym z długich białych krzeseł. Natychmiast podszedł do niego jeden z androidów-barmanów połyskujący w świetle sali.

– Co podać? – zadał pytanie metalicznym głosem

– Wódkę – mruknął tamten jakby od niechcenia

Android natychmiast odszedł i zaczął przygotowywać zamówiony napój. Tymczasem do siedzącego przysunął się drugi gość. Był to mężczyzna W średnim wieku o długich czarnych włosach i krótkiej koziej bródce. Twarz miał pociągłą i wyrażającą jakąś nieuzasadnioną drwinę. Kiedy uśmiechnął się do przybyłego w ustach błysnęły mu złote zęby. Oczy miał sztuczne, świecące się ciemnym złotem. Od oczu do ust biegły mu też długie złote paski. Zamówił whisky i zwrócił się do mężczyzny w płaszczu:

– Masz?

Mężczyzna w płaszczu nie odpowiedział. Sięgnął tylko do kieszeni i wydobył z niej foliową torebkę z drobnym, błękitnym proszkiem w środku. Oczy jego rozmówcy zabłysły, gdy położył ją przed nim na blacie.

– Alex, nie kryję zdziwienia – rzekł z drwiną – nie sądziłem, że ci się uda…

– Robię co mogę Nix – odparł Alex – ale nie charytatywnie…

– A tylko o tym – westchnął Nix i jego oczy zabłysły znowu. Oczy Alexa również i znaczyło to, że na jego konto wpłynęły pieniądze. Jednak coś było nie tak bo skrzywił się wyraźnie.

– Hej Nix co kurwa?!, miało był 1300! Z tysiąca nie wystarczy mi nawet na czynsz!

– Mógłbym zapytać o to samo – warknął cicho pytany – miało być 20 gramów, a jest, ile? Tylko 15!

– Wiesz jak ciężko jest to zdobyć! – wykrzyknął Alex – nikt poza mną nie dostarczy ci więcej!

– Uwierz dostarczy – odparł Nix – mam o wiele bardziej zaufanych dilerów od ciebie. Ciesz się, że w ogóle ci zapłaciłem!

– W takim razie dostarczaj sobie sam! – warknął Alex – Odchodzę!

– I gdzie się zatrudnisz? – zapytał z drwiną Nix – nikt ci tyle nie zapłaci!

– Wszędzie lepiej niż u ciebie – odparł ze złością Alex i nie odebrawszy zamówienia szybko ruszył w stronę wyjścia.

Na zewnątrz nadal padał deszcz więc Alex założył swój kaptur i ruszył szybkim krokiem w jedną z uliczek odchodzących na prawo od klubu. Była ona dużo ciaśniejsza od poprzedniej. Alex musiał przebijać się przez tłum ludzi zdążających w różnorakim kierunku. W górze ciągnęły się jak okiem sięgnąć kondygnacje domów, które zdawały się sięgać do samego nieba. Nad ulicą wisiały ubrania, lampiony i setki kabli dostarczających mało legalny prąd mieszkańcom tej dzielnicy. Ale na świecie i tak mało co jest legalne. Wśród wyższych poziomów przelatywały z bzykiem drony zarówno cywilnego użytku jak i opatrzone kamerami duże drony policyjne koloru ciemnego granatu. Tutaj także mieszały się ze sobą masy dźwięków i zapachów. Jednak była to tylko przykrywka. Całemu temu miejscu towarzyszył nieznośny smród pochodzący zapewne od smogu wypełniającego każdy zakamarek miasta lub śmieci walających się w każdym możliwym miejscu. A może był to fetor nieczystości, które w biednych dzielnicach zalegały wprost na ulicach? Nie wiedział tego ani Alex ani pewnie nikt z ludzi zamieszkujących to ponure miejsce. Czasami można było poczuć otarcie o któryś z butów. Mimo że szczury wytępiono w większości cywilizowanych stef ponad pół wieku wcześniej to w tak takich miejscach jak to nadal miały się świetnie. W odróżnieniu od poprzedniej ulicy tutaj po bokach znajdowały się wejścia do ogromnej liczby skoncentrowanych osiedli które przypominały bardziej pudełka ustawione na sobie bez ładu i składu ściśnięte i skompresowane do niemożliwości. Z niektórych wejść biło czerwone neonowe światło oślepiające przechodniów. Zazwyczaj przy takich przybytkach stały kobiety ubrane w skąpe różnokolorowe stroje lub ich holograficzne zamienniki uśmiechając się ponętnie i zapraszając do środka. Alex jednak nie przystanął nawet. Dotarł w końcu do stacji metra. Rzucił okiem na migający, niesprawny rozkład jazdy i przystanął na skraju torów wpatrując się w pogrążoną w ciemnościach linię. Przystanek był w zasadzie wiatą złożoną z zardzewiałej blachy i metalu. Nad wejściem palił się uszkodzony neon z numerem stacji oświetlający skrawek ziemi przed nim. We wnętrzu poza paroma krzywymi ławkami nie było nic. Pod ścianą pokrytą zielonym nalotem leżał bezdomny z głową wtuloną w kolana. Alex dostrzegł też drugiego, który na z błogim uśmiechem na twarzy palił skręta siedząc na jednej z rozwalonych ławek. Alex poprawił kaptur i z ulgą westchnął, kiedy na stację z szumem wjechał kilku wagonowy pociąg koloru rdzy. Chłopak wsiadł bezzwłocznie. W środku było prawie pusto. O tej porze mało kogo można było tu spotkać co było dosyć korzystne. Alex usiadł na wolnym miejscu z dala od kogokolwiek i oparł głowę o okno. Pociąg ruszył z szumem i po chwili przez okna można było zobaczyć dymiące kominy Dystryktu Przemysłowego. W oddali majaczyły wielkie rozświetlone drapacze chmur, a obok jasny port kosmiczny. Zaraz jednak znowu zjechał w ciemność Dolnego Miasta. Alex westchnął mając w pamięci ten widok i ponownie zajął swoje miejsce. Teraz skupił się na pasażerach. Była ich cała trójka: młoda kobieta o bladej piegowatej twarzy i rudych włosach w zabrudzonym korporacyjnym garniturze ze śladami damskiej szminki wyraźnie zmęczona długim dniem. Naprzeciwko niej siedział stary mężczyzna w brudnej skórzanej kurtce i wysokich wojskowych butach. Twarz miał zabrudzoną i nieogoloną a długą jasnoszara broda spadała mu na brzuch. Na oczach miał sfatygowaną czapkę z daszkiem więc nie sposób było dostrzec, gdzie patrzy. Tymczasem naprzeciw Alexa siedział jeszcze drobny może dwudziestopięcioletni chłopak z teczką w ręce. Wyglądał biedniej niż korporacyjna kobieta, ale też zamożnej niż żebrak. Należał zapewne do szerokiej grupy klasy średniej która w drugiej połowie XXI wieku stała się główną grupą społeczną która łączyła bogactwo z biedą. Chłopak wyglądał na mocno zmęczonego i zmartwionego czymś.

Alex rozmyślałby dalej ale mechaniczny głos oznajmił że dojechali do jego stacji. Wstał zarzucił kaptur i ruszył przez metalowe drzwi które właśnie otwarły się z sykiem. Stacja numer 695 nie różniła się zbytnio od wszystkich innych. No może była czystsza. Alex przeszedł przez całkiem pusty hall i znowu trafił na strugi kwaśnego deszczu. W tej dzielnicy sytuacja była gorsza. Bliskość fabryk sprawiała, że deszcz, gdyby nie wojskowy płaszcz przeżarłaby skórę na wylot. Teraz zostawiał tylko na nim duże rdzawe plamy. Smog też dawał się we znaki więc gdy tylko Alex znalazł się na zewnątrz musiał założyć sporej wielkości maskę z czarnego włókna i nasunąć ciaśniej kaptur. Tak przygotowany szybkim krokiem wszedł w pierwszą odchodzącą w lewo uliczkę. Otaczała go pustka. Ze względu na deszcz władze zakazały komukolwiek wychodzenia z domu w tych godzinach. Alex był więc jedynym który przemierzał to puste i straszne miejsce. W końcu jednak dotarł do celu. Jego lokum mieściło się w dużym czynszowym budynku o kilkudziesięciu kondygnacjach. Z wielu okien świeciło ciepłe światło pozwalające zobaczyć sznury do bielizny i kable zwisające ze ścian i dochodzące do okolicznych budynków. Obskurności dodawało mu również ułożenie poziomów. Blok przypominał raczej dziecięcą konstrukcję z klocków niż mieszkalny budynek. Alex jednak nie zwrócił na to większej uwagi i raźnym krokiem wszedł do środka. Parter wypełniał zapach smażenia i różnych przypraw. W większości takich bloków-osiedli parter stanowił coś w rodzaju przestrzeni wspólnej mieszkańców. Stały tu prowizoryczne bazary i stragany oferujące najróżniejsze towary mniej lub bardziej legalne. Teraz parterowy targ był gęsto zaludniony przez mieszkańców, którzy znudzeni niemożnością wyjścia zeszli tutaj by spędzić czas. Alex zatrzymałby się chętnie, ale musiał jeszcze coś załatwić. Wszedł do windy o wyglądzie zdezelowanej klatki i nacisnął panel wybierając 27 piętro. Winda ruszyła z jękiem i zgrzytem jednak szybko nabrała prędkości. Nim Alex się obejrzał stał już u drzwi swojego mieszkania opatrzonego numerem 360. Kiedy wolno przesunął dłonią przed świecącym na żółto wyświetlaczem. Drzwi jęknęły i odsunęły się z sykiem. Wnętrze "mieszkania" dzieliło się w sumie na 4 pomieszczenia: mikro kuchnię, łazienkę, salon i wnękę do spania. Salon jednak był zajęty przez ogromną plątaninę kabli i przewodów podłączonej do nie mniejszej ilości ekranów i wyświetlaczy. Wokół walały się zużyte opakowania po chłodzących żelach i syntetycznej żywności. Pośrodku znajdowała się zardzewiała blaszana wanna z wodą i kostkami lodu. Leżała w niej całkiem naga dziewczyna o długich brązowych włosach i opalonej skórze. Na oczach miała gogle podobne do tych z klubu z tym, że tutaj było zdecydowanie więcej kabli. Jej dłonie czasami drgały czasem w dziwny sposób, a twarz wykrzywiał nienaturalny grymas. Nadia – tak się nazywała i była rodzoną siostrą Alexa. Ten chętnie by ją obudził, ale wiedział, że nurkowania nie można przerywać. Był z resztą zbyt zmęczony. Ruszył tylko chwiejnym krokiem do swojego łóżka i padał na nie jak kłoda. Sen przyszedł szybko.

Sen w mieście, które nie śpi… Na Ziemi, która już zapomniała co to marzenia…

 

Koniec

Komentarze

Hej, tytuł to pewnie rok, a samo opowiadanie, skupia się na opisywaniu świata cyberpunka A.D 2177. Własciwie, to trudno tekst nazwać opowiadaniem, sugeruję zmienić kategorię na fragment. Więc mamy przedstawiony świat, nawet całkiem fajnie i co? No właśnie, nic więcej, czuję się trochę oszukany ;p. Dialogi są źle zapisane i zgubiły się gdzieś przecinki :). Na Hyde parku znajdziesz przydatne wskazówki dotyczące zapisu dialogów, pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Uderza brak wielu przecinków. Tekst jest właściwie opisem świata, w zapewne 2177 roku. Mógłby być wstępem do czegoś większego, w którym coś by się działo. W tej postaci trochę nuży. :)

Witam wszystkich. Zamieszczam tu pierwszą z jak dotąd siedmiu części mojej cyberpunkowej podróży dookoła świata. Mam nadzieję że się spodoba. Dalsze części już niedługo.

Czyli to fragment. Zmień kategorię. A ja tu jeszcze wrócę…

 

[Kilka godzin później…]

 

Pierwsze, co się rzuca w oczy – ściana liter. Wielkich akapitów nie czyta się zbyt dobrze.

Opis świata jest nawet nieźle zrobiony, szczegółowy i plastyczny, niestety poza nim nie ma tu nic więcej. Akcja: chłop się z kimś pokłócił i rzucił robotę, co trwało może z pół strony standardowego dokumentu w Wordzie. A całość ma ich jakieś pięć. Przez to wygląda jak jedno z tych opowiadań, które dają na początek podręczników do RPG. Z tym że nawet tam zwykle coś się dzieje. :P

Trochę razi też sztampowość settingu. Wszczepy, wielkie miasto, powszechna dekadencja, coś tam o kapitalizmie – OK, ale to już było. Wielokrotnie. Owszem, cyberpunk to taki specyficzny gatunek, który lubi sprawdzone sztuczki i dekoracje, ale nie przesadzajmy. Tutaj – uwaga, przechodzę na Ciemną Stronę – jest zasadniczo świat pewnej znanej gry z nazwami pozmienianymi tylko na tyle, żeby uniknąć pozwu. I może trochę Ghost in the Shell.

Błędy interpunkcyjne i językowe są, ale to pozostawiam ludziom bardziej kompetentnym ode mnie. Ogólnie – nie porwało. :(

 

P.S. Ja pierdzielę, teraz zauważyłem, że data w tytule to 2177. Miejmy nadzieję, że nikt z CDP tego nie czyta.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Nie zainteresowało, niestety.

Nowa Fantastyka