
Stare opowiadanie, napisane na kursie pisarskim. Inspirowałem się bardzo dziwnym snem.
Stare opowiadanie, napisane na kursie pisarskim. Inspirowałem się bardzo dziwnym snem.
Wzdłuż wyjątkowo gładkiej, nowej drogi ciągnęły się wyjątkowo nieurodzajne, puste pola. Nie było niczego innego w zasięgu wzroku. Właśnie po tym pustkowiu jechał wielki, czarny jeep.
– To wszystko było skazane na porażkę! Wiedziałem. Cholera jasna! – wykrzyknął nagle Connor. Oczywistym było, że się wściekł – spanikował. Nawet tak twardy koleś bał się tego co się wydarzy.
– Zamknij się! I uspokój! – palnęła zirytowana Max. Była już wystarczająco zestresowana i miała już dość tej gadaniny. Nie lubiła, gdy ktoś do niej mówił podczas prowadzenia.
– Mam się uspokoić? Goni nas właśnie tajna organizacja! Wykradliśmy im dopiero co jakiegoś zielonego ufoludka i jego zielonego braciszka w walizko-inkubatorze! Jakby jeszcze tego było mało, w bagażniku mamy sztywnego gościa, a my skończymy zaraz tak samo jak on! I to wszystko przez twoją pieprzoną misję! – Max pomyślała, że w tym co powiedział Connor najgorsze było to, że była to prawda.
Miesiąc temu dostała misję wykradnięcia dwóch obiektów przetrzymywanych przez tajną organizację Tarantis. Plan był idealny, mieli tam bowiem swoich ludzi. Do właściwej akcji potrzebowali tylko cztery osoby, zwerbowanie ich nie należało do łatwych zadań, a teraz jedna z nich – Fiodor – leży martwy w bagażniku. Została tylko ona, Connor i Otto. Na tylnych siedzeniach w samochodzie, obok Ottona, siedział jeden z ich celów. Mały, filigranowy, zielony kosmita. Była to zdecydowanie humanoidalna rasa, ponieważ jedyne co go różniło od wychudzonego, dziewięcioletniego ludzkiego dziecka, to zielona skóra i nieproporcjonalnie duża głowa z wielkimi niebieskimi oczami. ,,Chłopiec” ani razu nie wydał z siebie dźwięku, wyglądał na przerażonego. Trudno było cokolwiek wyczytać z jego oczu. Obok niego leżało coś w rodzaju małego inkubatora, wyglądało jak kosmiczny sprzęt, ale była to po prostu najnowsza zabawka spłodzona z ludzkiej wyobraźni. Przypominała trochę walizkę, nie tylko z kształtu, ale miała też rączkę do trzymania. Sprzęt ten był niezbędny do przetransportowania w bezpieczny sposób drugiego kosmity – noworodka. Można go było zobaczyć, ponieważ walizka była półprzezroczysta, wypełniona mechanicznymi przyrządami, które automatycznie karmiły i chroniły dziecko w środku. Kiedyś Max myślała, że latające samochody to absurd, a tu nagle walizko-inkubator-niańko-robot.
Mogłoby się jednak wydawać, że pomimo kilku strat w ludziach misja się udała. Jednak plan się popsuł i akcja nie była tak szybka i dyskretna, jak powinna być. Wiedzieli, że nie uda im się dostarczyć ufoludków do celu. “To tylko kwestia czasu. Connor ma rację” – pomyślała sobie. Spojrzała na towarzyszy. Otto był bardzo cichym facetem, praktycznie nic nie mówił. Był za to wielki. Max widziała go w akcji i wie, że to maszyna do zabijania. Nic go nie ruszało, nie okazywał emocji, nawet gdy zabijał. Pomimo tego było jej go szkoda, on wiedział, że umrze od kuli, pewnie pogodził się z tym już dawno temu. Connor był niebieskookim blondynem z mocnymi rysami i blizną pod okiem. Dobry żołnierz, jednak twardy tylko na zewnątrz, w środku był miękki, bał się śmierci. Spojrzała na kosmitę, powinien być dla niej nic niewarty, jak przedmiot, po prostu cel misji. Nie mogła się jednak na niego napatrzeć, nie mogła uwierzyć, że eskortuje dziecko z innej planety…
– Znaleźli nas! – krzyknął nagle Connor. – Otto niczym przebudzony sięgnął po uzi, zielony chłopiec obok zadrżał. Max spojrzała w dal i zauważyła trzy helikoptery kierujące się prosto na nich, spojrzała do tyłu, a tam leciało pięć nieco mniejszych helikopterów. Dodatkowo usłyszała w oddali nadjeżdżające samochody.
– Już po nas – powiedział mężczyzna. Max zastanowiła się chwilę nad jego słowami, miał rację, cały czas miał rację. Zamknęła oczy, całe życie przemknęło jej przed oczami, przypomniała sobie, ile poświęcili dla tej misji, pomyślała o martwym Fiodorze w bagażniku i wielu innych. Otworzyła oczy.
– Nie, nigdy się nie poddamy!
– Max, cholera to osiem helikopterów specjalnych i… ach… Zabiją nas! Wiemy za dużo, muszą się nas pozbyć! – Dziewczyna chwyciła ramię Connora.
– Agent nigdy się nie poddaje. Nigdy! Choćby nie wiem co! Razem albo w ogóle! – krzyknęła Max, po czym mężczyzna zaśmiał się smutno.
– Pieprzona misja – powiedział cicho, po czym przeładował broń. Nie było szans na ucieczkę, trójka wyszła z wielkiego, czarnego jeepa. Chłopcy zostali w aucie. Nadjechały dwa szare samochody i zostali otoczeni. Z jednego z samochodów wyszedł szczupły mężczyzna z kwadratową szczęką, w ciemnych okularach. Tuż za nim z samochodu wysiadło czterech potężnie zbudowanych mężczyzn.
– Wiecie czego chcemy! Oddajcie zielonych, a szybko umrzecie – powiedział donośnie lecz spokojnie człowiek w okularach. Nikt nic nie odpowiedział. Słońce paliło w kark, jałowe pola pachniały nieprzyjemnie, gryzło w nos. Szef tajnej organizacji nie czekał długo na odpowiedź, westchnął, po czym kiwnął głową na jednego z goryli. Wielki mężczyzna od razu sięgnął po glocka i strzelił w Otta. Ten padł martwy. Max spojrzała zszokowana na leżącego, martwego wspólnika z kulką w głowie. Od razu sięgnęła po własną broń, zanim jednak strzeliła, dostała poniżej brzucha i padła obok Otta. Teraz Connor był na celowniku.
– Nie! – Connor wycelował na kosmiczne dziecko w samochodzie. – Ten ufoludek jest dla was ważny? Puśćcie mnie wolno albo go zabiję. Nagle chłopiec otworzył drzwi i wyszedł z samochodu. Spojrzał na niego gniewnie, po czym zaczął krzyczeć. Connor wytrzeszczył oczy, błysnęło światło i zamienił się w pył, który powoli opadał na odciski jego butów. Wszyscy w szoku popatrzyli na kosmitę, teraz w jego oczach widać było gniew. Szczupły mężczyzna zdjął okulary ukazując swoje pełne przerażenia oczy, po czym znikł z błyskiem tak samo jak Connor. Ochroniarze sięgnęli po broń, ale zanim mogli oddać strzał, zamienili się w kupkę popiołu. Jeden, drugi, trzeci wszyscy w popiół. Kosmita nadal krzyczał, ci, co jeszcze żyli, zaczęli uciekać. Na marne. Chłopiec zaczął krzyczeć głośniej i wybuchł szary samochód przed nim. Najpierw jeden, potem drugi. Spojrzał w górę, z wściekłością zobaczył, że leci ku niemu pocisk wystrzelony z jednego z helikopterów. Rakieta eksplodowała. Skupił się na latających obiektach, zaczęły wybuchać jak granaty, od lewej do prawej. Nie miał litości. Gdy już pozbył się wszystkich, przestał krzyczeć, ciężko oddychał, był wściekły i szalony. Nagle uspokoił się. Rozejrzał się po szczątkach swoich wrogów. Spojrzał jeszcze na ledwo żywą Max, która cała blada z przerażenia patrzyła na kosmitę, którego jeszcze niedawno eskortowała, zobaczyła jego niebieskie oczy. Chłopiec jednak jej nie dobił, podszedł do czarnego samochodu i wyjął walizkę-inkubator-niańko-robota. Ominął dziewczynę i poszedł przed siebie, depcząc kupki popiołu. Max wydając ostatnie tchnienie, spojrzała na oddalającego się chłopaka z walizką w oddali i pomyślała: ,,Tak, to wszystko było skazane na porażkę”.
Wokół wyjątkowo gładkiej i sympatycznie wyglądającej drodze znajdowały się równie wyjątkowo jałowe i nie sympatyczne pola. ← drogi
…wielki, czarny Jeep. ← jeep
– Zamknij się! I się uspokój!
Może byłoby dobrze przeczytać przed publikacją i poprawić? Mnie zniechęciło do dalszego czytania. Sorry. Zajrzę później, jeśli całość przejrzysz i poddasz edycji.
Nawet mi się podobało. Sympatyczna opowieść o chłopcu kosmicie, który okazuje się groźny. A ludzie jak to ludzie, zabijają się, żeby zdobyć…? Małego kosmitę?:) Walizkę?) Trochę raziły błędy, ale dało się przeczytać.
Czemu zaznaczyłeś w tagach ..absurd”? Jakoś się nie dopatrzyłem:).
Pozdrawiam, Feniks 103.
audaces fortuna iuvat
Dziękuję bardzo za komentarze i przepraszam za błędy. Właśnie przeedytowałem cały tekst. Poprawiłem usterki, których niestety wcześniej nie zauważyłem.
Wciąż mam jednak wątpliwości co do interpunkcji zdania: “Ochroniarze sięgnęli po broń, ale, zanim mogli oddać strzał, zamienili się w kupkę popiołu.” (nie wiem czy po “ale” powinien być przecinek) Byłbym wdzięczny z pomoc.
feniks 103: Masz racje co do taga, trochę na siłę go wcisnąłem. Nie było za dużo pasujących. Wiesz może czy do się tworzyć własne tagi?
Tego przecinka bym nie dał, ale sam mam kłopot z przecinkami. Nie jestem ekspertem. Wydaje mi się, że masz “byłozę”. Spróbuj unikać powtórzeń, blisko występujących. To trudne, ale nie niemożliwe. Pozdrawiam.
Koala75: Dziękuję za pomoc.
Hej, mi się podobało Twoje opowiadanie, może trochę niedopracowane, ale następnym razem będzie lepiej.
Poniżej to, co wyłapałam>
nie sympatyczne – niesympatyczne
Po właśnie takiej drodze jechał właśnie wielki, czarny jeep. – powtórzenie i chyba lepiej zacząć: Właśnie po takiej…
…i miała już dość tej gadaniny. Nie lubiła, gdy ktoś do niej gadał podczas prowadzenia. – gadał zmień na mówił(powtórzenie)
pięć, nieco mniejszych, helikopterów – bez przecinków
Pozdrawiam :)
Milis: Dziękuję. Tak, następnym razem będzie lepiej (:. Już poprawiam błędy.
Cześć, Franku!
Przeczytałem szorta, gdyby nie potkniecia językowe to byłaby to całkiem przyjemna lektura. Ot lekko absurdalna scenka przedstawiająca "misję", podczas której zwroty akcji kryją się za każdym zakrętem i nie wychodzi chyba nic…
Piszę z telefonu, więc wybacz, że nie wrzucę poradników, ale powinieneś koniecznie zajrzeć do posta Arnubisa w hyde parku ;)
Pozdrawiam!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezary, dziękuję za komentarz. Na pewno zajrzę do Arnubisa.
Cześć, Franek Grabowski. Ciekawa historia. Lepszy był początek. Zwróć uwagę, że połączyłeś wypowiedź Connora z opisem, w którym nie zastosowałeś akapitu, a według mnie przydałby się od: Miesiąc temu… Pozdrawiam
Hesket, dziękuję za komentarz. Masz racje a propos akapitu, już poprawiłem.
To tylko niewielki obrazek, który pozbawiony kontekstu niewiele mówi. Ot, pewna grupa przeprowadziła akcję, porwano kosmitę z inkubatorem, a na koniec wszyscy, z wyjątkiem kosmity, zginęli.
A ja chciałabym dowiedzieć się czegoś zarówno o przeprowadzonej misji, jak i konsekwencjach jej niepowodzenia.
Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Mam nadzieję, Grzechotniku, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.
Wokół wyjątkowo gładkiej i sympatycznie wyglądającej drogi znajdowały się równie wyjątkowo jałowe i niesympatyczne pola. → Pola nie mogły znajdować się wokół drogi, pola mogły się ciągnąć wzdłuż drogi.
Nie bardzo wiem, na czym polega sympatyczność drogi i niesympatyczność pól.
To wszystko było skazane na porażkę! Wiedziałem. Cholera jasna! – wykrzyknął nagle Connor. Oczywistym było, że był wściekły, bał się, to był twardy koleś, ale bał się– Zamknij się! I uspokój! – palnęła zirytowana Max. Była już … → Byłoza. Występuje także w dalszej części tekstu.
Do właściwej akcji potrzebne były tylko cztery osoby, nie łatwo było ich zwerbować, a teraz jeden z nich… → Piszesz o osobach, a te są rodzaju żeńskiego, więc: Do właściwej akcji potrzebne były tylko cztery osoby, niełatwo było je zwerbować, a teraz jedna z nich…
Na tylnych siedzeniach w samochodzie, obok Otta… → Na tylnych siedzeniach w samochodzie, obok Ottona…
Tu znajdziesz odmianę imienia Otto.
Przypominała trochę walizkę, nie tylko z kształtu, ale posiadała też rączkę do trzymania. → Walizka nie może niczego posiadać.
Mogłoby się jednak wydawać, że pomimo kilku strat w ludziach misja się udała. Jednak plan… → Czy to celowe powtórzenie?
– ,,Pieprzona misja”. → Zbędna półpauza. Przed myśleniem nie stawia się półpauzy.
Spojrzała na swoich towarzyszy. → Zbędny zaimek. Czy tam byli inni towarzysze?
…powinien być dla niej nic nie warty… → …powinien być dla niej nic niewarty…
Otto niczym przebudzony sięgnął po swoje Uzi… → Otto, niczym przebudzony, sięgnął po uzi…
Zbędny zaimek – czy sięgałby do cudzą broń? Nazwy broni piszemy małą literą.
…szczupły mężczyzna z kwadratową szczęką w ciemnych okularach. → Czy dobrze rozumiem, że kwadratowa szczęka miała ciemne okulary?
A może miało być: …szczupły mężczyzna z kwadratową szczęką, w ciemnych okularach.
Tuż za nim z samochodu wyszło czworo potężnie zbudowanych mężczyzn. → Piszesz o mężczyznach, więc: Tuż za nim z samochodu wysiadło czterech potężnie zbudowanych mężczyzn.
Czworo to mężczyźni i kobiety.
…zdjął okulary ukazując swoje pełne przerażenia oczy… → Zbędny zaimek – czy zdjąwszy okulary mógł ukazać cudze oczy?
Skupił się na na latających obiektach… → Dwa grzybki w barszczyku.
…wyjął walizkę-inkubatora-ńańko-robota. → …wyjął walizkę-inkubator-niańko-robota.
…poszedł przed siebie, depcząc kępki popiołu. → …poszedł przed siebie, depcząc kupki popiołu.
Max ostatnim tchnieniem spojrzała na oddalającego się chłopaka… → Obawiam się, że Max nie mogła spojrzeć tchnieniem.
Proponuję: Max, wydając ostatnie tchnienie, spojrzała na oddalającego się chłopaka…
…i pomyślała – ,,Tak, to wszystko było skazane na porażkę”. → …i pomyślała: „Tak, to wszystko było skazane na porażkę”.
Przed myśleniem nie stawia się półpauzy.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy, dziękuję bardzo za komentarz i za wskazanie błędów.
“Mam nadzieję, Grzechotniku, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.” – Ja również. (:
Pozdrawiam.
Bardzo proszę, Grzechotniku, i życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć,
Niestety mnie wykonanie zraziło :(
W pierwszym akapicie już niestety jest sporo potykaczy:
Wokół wyjątkowo gładkiej i sympatycznie wyglądającej drogi znajdowały się równie wyjątkowo jałowe i niesympatyczne pola. Właśnie po takiej drodze jechał wielki, czarny jeep.
Może warto opisać jak ta sympatyczna droga wygląda. Co powoduje, że droga sympatyczna, a pole jałowe?
– To wszystko było skazane na porażkę! Wiedziałem. Cholera jasna! – wykrzyknął nagle Connor. Oczywistym było, że był wściekły, bał się, to był twardy koleś, ale bał się.
Jak zauważyła regulatorzy, byłoza połączona z dużym nagromadzeniem słów na zaczynających się od literki b. Dziwnie się to czyta.
Polecam betowanie opowiadań.
grzelulukas, dziękuję za komentarz. Wkrótce poprawię błędy.
Pozdrawiam.
Scenka dość dynamiczna, trudno mi oceniać fabułę, nie ma jej tu dużo. Wykonanie pozostawia trochę do życzenia, ale po poprawkach wygląda znacznie lepiej.
zygfryd89 – Dziękuję bardzo za komentarz. Masz rację (zresztą nie tylko ty) że tekst mógłby być dłuższy, bo fabuły faktycznie mało. Cieszę się, że przynajmniej czuć było dynamizm(:. Jak chodzi o wykonanie – następnym razem będzie lepiej.
Przeczytałem Całkiem spoko.
Małe rozczarowanie: Connor – myślałem, że będzie coś z “Terminatora”;)
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Marcin_Maksymilian: Dziękuję za komentarz.
Na “Terminatora” nie wpadłem, a szkoda(:
Grzechotniku – wszystko w swoim czasie ;)
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Całkiem ciekawy pomysł.
“Ochroniarze sięgnęli po broń, ale, zanim mogli oddać strzał, zamienili się w kupkę popiołu.”
– bez przecinka po ,,ale”: “Ochroniarze sięgnęli po broń, ale zanim mogli oddać strzał, zamienili się w kupkę popiołu.”
Pusia – Dziękuję za przeczytanie!
Już poprawiam.