- Opowiadanie: Franek Grabowski - Chłopiec z walizką

Chłopiec z walizką

Stare opo­wia­da­nie, na­pi­sa­ne na kur­sie pi­sar­skim. In­spi­ro­wa­łem się bar­dzo dziw­nym snem.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Chłopiec z walizką

 

Wzdłuż wyjątkowo gładkiej, nowej drogi ciągnęły się wyjątkowo nieurodzajne, puste pola. Nie było niczego innego w zasięgu wzroku. Wła­śnie po tym pustkowiu je­chał wiel­ki, czar­ny jeep.

– To wszyst­ko było ska­za­ne na po­raż­kę! Wie­dzia­łem. Cho­le­ra jasna! – wy­krzyk­nął nagle Con­nor. Oczy­wi­stym było, że się wście­kł – spanikował. Nawet tak twar­dy koleś bał się tego co się wydarzy.

– Za­mknij się! I uspo­kój! – pal­nę­ła zi­ry­to­wa­na Max. Była już wy­star­cza­ją­co ze­stre­so­wa­na i miała już dość tej ga­da­ni­ny. Nie lu­bi­ła, gdy ktoś do niej mówił pod­czas pro­wa­dze­nia. 

– Mam się uspo­ko­ić? Goni nas wła­śnie tajna or­ga­ni­za­cja! Wy­kra­dli­śmy im do­pie­ro co ja­kie­goś zie­lo­ne­go ufo­lud­ka i jego zie­lo­ne­go bra­cisz­ka w wa­liz­ko-in­ku­ba­to­rze! Jakby jesz­cze tego było mało, w ba­gaż­ni­ku mamy sztyw­ne­go go­ścia, a my skoń­czy­my zaraz tak samo jak on! I to wszyst­ko przez twoją pie­przo­ną misję! – Max po­my­śla­ła, że w tym co po­wie­dział Con­nor naj­gor­sze było to, że była to praw­da.

Mie­siąc temu do­sta­ła misję wy­krad­nię­cia dwóch obiek­tów prze­trzy­my­wa­nych przez tajną or­ga­ni­za­cję Ta­ran­tis. Plan był ide­al­ny, mieli tam bo­wiem swo­ich ludzi. Do wła­ści­wej akcji po­trzebowali tylko czte­ry osoby, zwerbowanie ich nie należało do łatwych zadań, a teraz jedna z nich – Fio­dor – leży mar­twy w ba­gaż­ni­ku. Zo­sta­ła tylko ona, Con­nor i Otto. Na tyl­nych sie­dze­niach w sa­mo­cho­dzie, obok Ottona, sie­dział jeden z ich celów. Mały, fi­li­gra­no­wy, zie­lo­ny ko­smi­ta. Była to zde­cy­do­wa­nie hu­ma­no­idal­na rasa, po­nie­waż je­dy­ne co go róż­ni­ło od wy­chu­dzo­ne­go, dzie­wię­cio­let­nie­go ludz­kie­go dziec­ka, to zie­lo­na skóra i nie­pro­por­cjo­nal­nie duża głowa z wiel­ki­mi nie­bie­ski­mi ocza­mi. ,,Chło­piec” ani razu nie wydał z sie­bie dźwię­ku, wy­glą­dał na prze­ra­żo­ne­go. Trud­no było co­kol­wiek wy­czy­tać z jego oczu. Obok niego le­ża­ło coś w ro­dza­ju ma­łe­go in­ku­ba­to­ra, wy­glą­da­ło jak ko­smicz­ny sprzęt, ale była to po pro­stu naj­now­sza za­baw­ka spło­dzo­na z ludz­kiej wy­obraź­ni. Przy­po­mi­na­ła tro­chę wa­liz­kę, nie tylko z kształ­tu, ale miała też rącz­kę do trzy­ma­nia. Sprzęt ten był nie­zbęd­ny do prze­trans­por­to­wa­nia w bez­piecz­ny spo­sób dru­gie­go ko­smi­ty – no­wo­rod­ka. Można go było zo­ba­czyć, po­nie­waż wa­liz­ka była pół­prze­zro­czy­sta, wy­peł­nio­na me­cha­nicz­ny­mi przy­rzą­da­mi, które au­to­ma­tycz­nie kar­mi­ły i chro­ni­ły dziec­ko w środ­ku. Kie­dyś Max my­śla­ła, że la­ta­ją­ce sa­mo­cho­dy to ab­surd, a tu nagle wa­liz­ko-in­ku­ba­tor-niań­ko-ro­bot.

Mo­gło­by się jed­nak wy­da­wać, że po­mi­mo kilku strat w lu­dziach misja się udała. Jed­nak plan się po­psuł i akcja nie była tak szyb­ka i dys­kret­na, jak po­win­na być. Wiedzieli, że nie uda im się do­star­czyć ufo­lud­ków do celu. “To tylko kwe­stia czasu. Con­nor ma rację” – po­my­śla­ła sobie. Spoj­rza­ła na to­wa­rzy­szy. Otto był bar­dzo ci­chym fa­ce­tem, prak­tycz­nie nic nie mówił. Był za to wiel­ki. Max wi­dzia­ła go w akcji i wie, że to ma­szy­na do za­bi­ja­nia. Nic go nie ruszało, nie oka­zywał emo­cji, nawet gdy za­bi­jał. Po­mi­mo tego było jej go szko­da, on wie­dział, że umrze od kuli, pew­nie po­go­dził się z tym już dawno temu. Con­nor był nie­bie­sko­okim blon­dy­nem z moc­ny­mi ry­sa­mi i bli­zną pod okiem. Dobry żoł­nierz, jed­nak twardy tylko na zewnątrz, w środku był mięk­ki, bał się śmier­ci. Spoj­rza­ła na ko­smi­tę, po­wi­nien być dla niej nic niewarty, jak przed­miot, po pro­stu cel misji. Nie mogła się jed­nak na niego na­pa­trzeć, nie mogła uwie­rzyć, że eskor­tu­je dziec­ko z innej pla­ne­ty…

– Zna­leź­li nas! – krzyk­nął nagle Con­nor. – Otto ni­czym prze­bu­dzo­ny się­gnął po uzi, zie­lo­ny chło­piec obok za­drżał. Max spoj­rza­ła w dal i za­uwa­ży­ła trzy he­li­kop­te­ry kie­ru­ją­ce się pro­sto na nich, spoj­rza­ła do tyłu, a tam le­cia­ło pięć nieco mniej­szych he­li­kop­te­rów. Do­dat­ko­wo usły­sza­ła w od­da­li nad­jeż­dża­ją­ce sa­mo­cho­dy.

– Już po nas – po­wie­dział męż­czy­zna. Max za­sta­no­wi­ła się chwi­lę nad jego sło­wa­mi, miał rację, cały czas miał rację. Za­mknę­ła oczy, całe życie prze­mknę­ło jej przed ocza­mi, przy­po­mnia­ła sobie, ile po­świę­ci­li dla tej misji, po­my­śla­ła o mar­twym Fio­do­rze w ba­gaż­ni­ku i wielu in­nych. Otwo­rzy­ła oczy.

– Nie, nigdy się nie pod­da­my!

– Max, cho­le­ra to osiem he­li­kop­te­rów spe­cjal­nych i… ach… Za­bi­ją nas! Wiemy za dużo, muszą się nas po­zbyć! – Dziew­czy­na chwy­ci­ła ramię Con­no­ra.

– Agent nigdy się nie pod­da­je. Nigdy! Choć­by nie wiem co! Razem albo w ogóle! – krzyk­nę­ła Max, po czym męż­czy­zna za­śmiał się smut­no.

– Pie­przo­na misja – po­wie­dział cicho, po czym prze­ła­do­wał broń. Nie było szans na uciecz­kę, trój­ka wy­szła z wiel­kie­go, czar­ne­go jeepa. Chłop­cy zo­sta­li w aucie. Nad­je­cha­ły dwa szare sa­mo­cho­dy i zo­sta­li oto­cze­ni. Z jed­ne­go z sa­mo­cho­dów wy­szedł szczu­pły męż­czy­zna z kwa­dra­to­wą szczę­ką, w ciem­nych oku­la­rach. Tuż za nim z sa­mo­cho­du wysiadło czterech po­tęż­nie zbu­do­wa­nych męż­czyzn.

– Wie­cie czego chce­my! Od­daj­cie zie­lo­nych, a szyb­ko umrze­cie – po­wie­dział do­no­śnie lecz spo­koj­nie czło­wiek w oku­la­rach. Nikt nic nie od­po­wie­dział. Słoń­ce pa­li­ło w kark, ja­ło­we pola pach­nia­ły nie­przy­jem­nie, gry­zło w nos. Szef taj­nej or­ga­ni­za­cji nie cze­kał długo na od­po­wiedź, wes­tchnął, po czym kiw­nął głową na jed­ne­go z go­ry­li. Wiel­ki męż­czy­zna od razu się­gnął po gloc­ka i strze­lił w Otta. Ten padł mar­twy. Max spoj­rza­ła zszo­ko­wa­na na le­żą­ce­go, mar­twe­go wspól­ni­ka z kulką w gło­wie. Od razu się­gnę­ła po wła­sną broń, zanim jed­nak strze­li­ła, do­sta­ła po­ni­żej brzu­cha i padła obok Otta. Teraz Con­nor był na ce­low­ni­ku.

– Nie! – Con­nor wy­ce­lo­wał na ko­smicz­ne dziec­ko w sa­mo­cho­dzie. – Ten ufo­lu­dek jest dla was ważny? Puść­cie mnie wolno albo go za­bi­ję. Nagle chło­piec otwo­rzył drzwi i wy­szedł z sa­mo­cho­du. Spoj­rzał na niego gniew­nie, po czym za­czął krzy­czeć. Con­nor wy­trzesz­czył oczy, bły­snę­ło świa­tło i za­mie­nił się w pył, który po­wo­li opa­dał na od­ci­ski jego butów. Wszy­scy w szoku po­pa­trzy­li na ko­smi­tę, teraz w jego oczach widać było gniew. Szczu­pły męż­czy­zna zdjął oku­la­ry uka­zu­jąc swoje pełne prze­ra­że­nia oczy, po czym znikł z bły­skiem tak samo jak Con­nor. Ochro­nia­rze się­gnę­li po broń, ale zanim mogli oddać strzał, za­mie­ni­li się w kupkę po­pio­łu. Jeden, drugi, trze­ci wszy­scy w po­piół. Ko­smi­ta nadal krzy­czał, ci, co jesz­cze żyli, za­czę­li ucie­kać. Na marne. Chło­piec za­czął krzy­czeć gło­śniej i wy­buchł szary sa­mo­chód przed nim. Naj­pierw jeden, potem drugi. Spoj­rzał w górę, z wście­kło­ścią zo­ba­czył, że leci ku niemu po­cisk wy­strze­lo­ny z jed­ne­go z he­li­kop­te­rów. Ra­kie­ta eks­plo­do­wa­ła. Sku­pił się na la­ta­ją­cych obiek­tach, za­czę­ły wy­bu­chać jak gra­na­ty, od lewej do pra­wej. Nie miał li­to­ści. Gdy już po­zbył się wszyst­kich, prze­stał krzy­czeć, cięż­ko od­dy­chał, był wście­kły i sza­lo­ny. Nagle uspo­ko­ił się. Ro­zej­rzał się po szcząt­kach swo­ich wro­gów. Spoj­rzał jesz­cze na ledwo żywą Max, która cała blada z prze­ra­że­nia pa­trzy­ła na ko­smi­tę, któ­re­go jesz­cze nie­daw­no eskor­to­wa­ła, zo­ba­czy­ła jego nie­bie­skie oczy. Chło­piec jed­nak jej nie dobił, pod­szedł do czar­ne­go sa­mo­cho­du i wyjął wa­liz­kę-in­ku­ba­to­r-niań­ko-ro­bo­ta. Omi­nął dziew­czy­nę i po­szedł przed sie­bie, dep­cząc kupki po­pio­łu. Max wydając ostatnie tchnienie, spoj­rza­ła na od­da­la­ją­ce­go się chło­pa­ka z wa­liz­ką w od­da­li i po­my­śla­ła: ,,Tak, to wszyst­ko było ska­za­ne na po­raż­kę”.

Koniec

Komentarze

Wokół wyjątkowo gładkiej i sympatycznie wyglądającej drodze znajdowały się równie wyjątkowo jałowe i nie sympatyczne pola. ← drogi

…wielki, czarny Jeep. ← jeep

– Zamknij się! I się uspokój!

Może byłoby dobrze przeczytać przed publikacją i poprawić? Mnie zniechęciło do dalszego czytania. Sorry. Zajrzę później, jeśli całość przejrzysz i poddasz edycji.

Nawet mi się podobało. Sympatyczna opowieść o chłopcu kosmicie, który okazuje się groźny. A ludzie jak to ludzie, zabijają się, żeby zdobyć…? Małego kosmitę?:) Walizkę?) Trochę raziły błędy, ale dało się przeczytać.

Czemu zaznaczyłeś w tagach ..absurd”? Jakoś się nie dopatrzyłem:).

Pozdrawiam, Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Dziękuję bardzo za komentarze i przepraszam za błędy. Właśnie przeedytowałem cały tekst. Poprawiłem usterki, których niestety wcześniej nie zauważyłem.

Wciąż mam jednak wątpliwości co do interpunkcji zdania: “Ochroniarze sięgnęli po broń, ale, zanim mogli oddać strzał, zamienili się w kupkę popiołu.” (nie wiem czy po “ale” powinien być przecinek) Byłbym wdzięczny z pomoc.

feniks 103: Masz racje co do taga, trochę na siłę go wcisnąłem. Nie było za dużo pasujących. Wiesz może czy do się tworzyć własne tagi?

Tego przecinka bym nie dał, ale sam mam kłopot z przecinkami. Nie jestem ekspertem. Wydaje mi się, że masz “byłozę”. Spróbuj unikać powtórzeń, blisko występujących. To trudne, ale nie niemożliwe. Pozdrawiam. 

Koala75: Dziękuję za pomoc.

Hej, mi się podobało Twoje opowiadanie, może trochę niedopracowane, ale następnym razem będzie lepiej.

Poniżej to, co wyłapałam>

 

nie sympatyczne – niesympatyczne

 

Po właśnie takiej drodze jechał właśnie wielki, czarny jeep. – powtórzenie i chyba lepiej zacząć: Właśnie po takiej…

 

…i miała już dość tej gadaniny. Nie lubiła, gdy ktoś do niej gadał podczas prowadzenia. – gadał zmień na mówił(powtórzenie)

 

pięć, nieco mniejszych, helikopterów – bez przecinków

 

Pozdrawiam :)

Milis: Dziękuję. Tak, następnym razem będzie lepiej (:. Już poprawiam błędy.

Cześć, Franku!

 

Przeczytałem szorta, gdyby nie potkniecia językowe to byłaby to całkiem przyjemna lektura. Ot lekko absurdalna scenka przedstawiająca "misję", podczas której zwroty akcji kryją się za każdym zakrętem i nie wychodzi chyba nic…

 

Piszę z telefonu, więc wybacz, że nie wrzucę poradników, ale powinieneś koniecznie zajrzeć do posta Arnubisa w hyde parku ;)

 

Pozdrawiam!

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cezary, dziękuję za komentarz. Na pewno zajrzę do Arnubisa.

Cześć, Franek Grabowski. Ciekawa historia. Lepszy był początek. Zwróć uwagę, że połączyłeś wypowiedź Connora z opisem, w którym nie zastosowałeś akapitu, a według mnie przydałby się od: Miesiąc temu… Pozdrawiam

Hesket, dziękuję za komentarz. Masz racje a propos akapitu, już poprawiłem.

To tylko niewielki obrazek, który pozbawiony kontekstu niewiele mówi. Ot, pewna grupa przeprowadziła akcję, porwano kosmitę z inkubatorem, a na koniec wszyscy, z wyjątkiem kosmity, zginęli.

A ja chciałabym dowiedzieć się czegoś zarówno o przeprowadzonej misji, jak i konsekwencjach jej niepowodzenia.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Mam nadzieję, Grzechotniku, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.

 

Wokół wy­jąt­ko­wo gład­kiej i sym­pa­tycz­nie wy­glą­da­ją­cej drogi znaj­do­wa­ły się rów­nie wy­jąt­ko­wo ja­ło­we i nie­sym­pa­tycz­ne pola. → Pola nie mogły znajdować się wokół drogi, pola mogły się ciągnąć wzdłuż drogi.

Nie bardzo wiem, na czym polega sympatyczność drogi i niesympatyczność pól.

 

To wszyst­ko było ska­za­ne na po­raż­kę! Wie­dzia­łem. Cho­le­ra jasna! – wy­krzyk­nął nagle Con­nor. Oczy­wi­stym było, że był wście­kły, bał się, to był twar­dy koleś, ale bał się– Za­mknij się! I uspo­kój! – pal­nę­ła zi­ry­to­wa­na Max. Była już … → Byłoza. Występuje także w dalszej części tekstu.

 

Do wła­ści­wej akcji po­trzeb­ne były tylko czte­ry osoby, nie łatwo było ich zwer­bo­wać, a teraz jeden z nich… → Piszesz o osobach, a te są rodzaju żeńskiego, więc: Do wła­ści­wej akcji po­trzeb­ne były tylko czte­ry osoby, niełatwo było je zwer­bo­wać, a teraz jedna z nich

 

Na tyl­nych sie­dze­niach w sa­mo­cho­dzie, obok Otta… → Na tyl­nych sie­dze­niach w sa­mo­cho­dzie, obok Ottona

Tu znajdziesz odmianę imienia Otto.

 

Przy­po­mi­na­ła tro­chę wa­liz­kę, nie tylko z kształ­tu, ale po­sia­da­ła też rącz­kę do trzy­ma­nia. → Walizka nie może niczego posiadać.

 

Mo­gło­by się jed­nak wy­da­wać, że po­mi­mo kilku strat w lu­dziach misja się udała. Jed­nak plan… → Czy to celowe powtórzenie?

 

– ,,Pie­przo­na misja”. → Zbędna półpauza. Przed myśleniem nie stawia się półpauzy.

 

Spoj­rza­ła na swo­ich to­wa­rzy­szy. → Zbędny zaimek. Czy tam byli inni towarzysze?

 

po­wi­nien być dla niej nic nie warty… → …po­wi­nien być dla niej nic niewarty

 

Otto ni­czym prze­bu­dzo­ny się­gnął po swoje Uzi… → Otto, ni­czym prze­bu­dzo­ny, się­gnął po uzi

Zbędny zaimek – czy sięgałby do cudzą broń? Nazwy broni piszemy małą literą.

 

szczu­pły męż­czy­zna z kwa­dra­to­wą szczę­ką w ciem­nych oku­la­rach. → Czy dobrze rozumiem, że kwadratowa szczęka miała ciemne okulary?

A może miało być: …szczu­pły męż­czy­zna z kwa­dra­to­wą szczę­ką, w ciem­nych oku­la­rach.

 

Tuż za nim z sa­mo­cho­du wy­szło czwo­ro po­tęż­nie zbu­do­wa­nych męż­czyzn. → Piszesz o mężczyznach, więc: Tuż za nim z sa­mo­cho­du wysiadło czterech po­tęż­nie zbu­do­wa­nych męż­czyzn.

Czworo to mężczyźni i kobiety.

 

zdjął oku­la­ry uka­zu­jąc swoje pełne prze­ra­że­nia oczy… → Zbędny zaimek – czy zdjąwszy okulary mógł ukazać cudze oczy?

 

Sku­pił się na na la­ta­ją­cych obiek­tach… → Dwa grzybki w barszczyku.

 

wyjął wa­liz­kę-in­ku­ba­to­ra-ńań­ko-ro­bo­ta. → …wyjął wa­liz­kę-in­ku­ba­to­r-niań­ko-ro­bo­ta.

 

po­szedł przed sie­bie, dep­cząc kępki po­pio­łu. → …po­szedł przed sie­bie, dep­cząc kupki po­pio­łu.

 

Max ostat­nim tchnie­niem spoj­rza­ła na od­da­la­ją­ce­go się chło­pa­ka… → Obawiam się, że Max nie mogła spojrzeć tchnieniem.

Proponuję: Max, wydając ostat­nie tchnie­nie, spoj­rza­ła na od­da­la­ją­ce­go się chło­pa­ka

 

…i po­my­śla­ła – ,,Tak, to wszyst­ko było ska­za­ne na po­raż­kę”. → …i po­my­śla­ła: „Tak, to wszyst­ko było ska­za­ne na po­raż­kę”.

Przed myśleniem nie stawia się półpauzy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, dziękuję bardzo za komentarz i za wskazanie błędów. 

 

Mam nadzieję, Grzechotniku, że Twoje przyszłe opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.” – Ja również. (:

 

Pozdrawiam.

Bardzo proszę, Grzechotniku, i życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć,

 

Niestety mnie wykonanie zraziło :(

 

W pierwszym akapicie już niestety jest sporo potykaczy:

 

Wokół wyjątkowo gładkiejsympatycznie wyglądającej drogi znajdowały się równie wyjątkowo jałoweniesympatyczne pola. Właśnie po takiej drodze jechał wielki, czarny jeep.

Może warto opisać jak ta sympatyczna droga wygląda. Co powoduje, że droga sympatyczna, a pole jałowe?

 

– To wszystko było skazane na porażkę! Wiedziałem. Cholera jasna! – wykrzyknął nagle Connor. Oczywistym było, że był wściekły, bał się, to był twardy koleś, ale bał się.

Jak zauważyła regulatorzy, byłoza połączona z dużym nagromadzeniem słów na zaczynających się od literki b. Dziwnie się to czyta.

 

Polecam betowanie opowiadań.

grzelulukas, dziękuję za komentarz. Wkrótce poprawię błędy.

 

Pozdrawiam.

Scenka dość dynamiczna, trudno mi oceniać fabułę, nie ma jej tu dużo. Wykonanie pozostawia trochę do życzenia, ale po poprawkach wygląda znacznie lepiej.

zygfryd89 – Dziękuję bardzo za komentarz. Masz rację (zresztą nie tylko ty) że tekst mógłby być dłuższy, bo fabuły faktycznie mało. Cieszę się, że przynajmniej czuć było dynamizm(:. Jak chodzi o wykonanie – następnym razem będzie lepiej. 

 

Przeczytałem Całkiem spoko.

Małe rozczarowanie: Connor – myślałem, że będzie coś z “Terminatora”;)

Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Marcin_Maksymilian: Dziękuję za komentarz. 

Na “Terminatora” nie wpadłem, a szkoda(: 

Grzechotniku – wszystko w swoim czasie ;)

Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Całkiem ciekawy pomysł.

 

“Ochroniarze sięgnęli po broń, ale, zanim mogli oddać strzał, zamienili się w kupkę popiołu.”

– bez przecinka po ,,ale”: “Ochroniarze sięgnęli po broń, ale zanim mogli oddać strzał, zamienili się w kupkę popiołu.”

 

Pusia – Dziękuję za przeczytanie!

Już poprawiam.

Nowa Fantastyka