- Opowiadanie: PasterzWilkow - Panna w Bieli

Panna w Bieli

Będę wdzięczny za szczere opinie i krytykę.

Oceny

Panna w Bieli

Cisza wokół mnie zdawała się wszechwieczna. Nie wiem, ile już przemierzałem tą nieskończoną pustkę, gdyż pojęcie czasu zdawało się nie mieć tu znaczenia. Aż w końcy, gdzieś w oddali, udało mi się coś dostrzec. Było to ogromne drzewo, samotne pośród nicości. Wzywało mnie, bym podszedł bliżej. Kusiło, niczym dziewczyna wzywająca do siebie swojego chłopaka. Nie mogłem się mu oprzeć. Ruszyłem więc w jego stronę. Czułem, że moje serce bije jak oszalałe, coraz mocniej i mocniej, z każdym krokiem, który zrobiłem. I wtedy ją zobaczyłem. Stała tuż przed nim, plecami opierając się o prastarą korę. Była to niezwykłej urody Panna, ubrana w skromną białą suknię. Była taka piękna. Jej jasne, długie włosy falowały delikatnie, jakby poruszane niewidzialnym wiatrem.

– Kim jesteś? – zapytałem, jednak mój głos był zaskakująco cichy. Jakby coś w moim gardle nie pozwalało mu wybrzmieć. Dziewczyna, musiała jednak go usłyszeć, bo spojrzała wprost na mnie i uśmiechnęła się przyjaźnie. Jej kształtne usta poruszyły się powoli, wypowiadając słowa, których nie usłyszałem. Do moich uszu nie dotarł żaden dźwięk. Mimo to czułem, wiedziałem że to, co próbowała mi przekazać, było niezwykle ważne. Chciałem do niej podejść, chwycić jej dłoń i upaść przed nią na kolana. Nie mogłem się jednak ruszyć. Jedyne co mi pozostało to na nią patrzeć. Na to, jak zaczyna płakać. Na wielkie, czerwone krople krwi wypływające jej z oczu i powoli spływające w dół po jej bladych policzkach.

– Co się dzieje? – wykrztusiłem, czując, jak strach ściska mnie za gardło. Panna w bieli uniosła rękę, chyba chciała mnie uspokoić, ale jej oczy wyrażały niewypowiedziany ból. W tej właśnie chwili poczułem, że jestem świadkiem czegoś strasznego i jednocześnie niebywale pięknego. Drzewo zaskrzypiało, jakby miało się za moment złamać. Kobieta otworzyła usta, a z jej gardła wydobył się niemy krzyk. Pustka wokół mnie zaczęła wirować. Drzewo i dziewczyna zaczęły się rozmywać, gubić w otchłani, z której się narodzili.

Obudziłem się gwałtownie, waląc głową o oparcie siedzenia. Coś mi się chyba śniło. Coś niezwykle ważnego, ale za nic nie mogłem sobie tego przypomnieć. Zaraz! Gdzie ja, do cholery, jestem? Rozejrzałem się wokoło niezbyt przytomnym wzrokiem. Chwilę zajęło zanim zorientowałem się, że siedzę w niewygodnym fotelu autobusowym. Wokół mnie panował półmrok. Jedynym źródłem światła były reflektory, które rzucały blade promienie na krętą, wąską drogę przede mną. Cholera, nie pamiętam, kim jestem, ani jak się tu znalazłem. Próbowałem przywołać w pamięci jakieś obrazy, imiona, cokolwiek, co mogłoby mi pomóc zrozumieć moją sytuację. Moje wspomnienia były jednak puste. Tuż obok mnie siedziała dziewczyna o długich, ciemnych włosach. Była młoda i dość ładna. Mogła mieć około dwudziestu pięciu lat. Jej długie, ciemne włosy opadały swobodnie na ramiona, lśniąc delikatnie w blasku słabego światła wewnątrz autobusu. Miała na sobie czarną sukienkę stylizowaną na styl słowiański, z haftowanymi białą nicią wzorami. Zdawała się drzemać. Nagle zrozumiałem coś bardzo ważnego. Patrzyłem na swoje odbicie w bocznej szybie autobusu, ale ta twarz, którą widziałem była mi zupełnie obca. Miałem wrażenie, że patrzę na kogoś, kogo nigdy wcześniej nie widziałem.

– Kim ja jestem? – wyszeptałem, dotykając delikatnie palcami swój policzek. Odbicie, które widziałem w szybie zrobiło dokladnie to samo, ale zamiast przynieść mi to ukojenie, tylko bardziej mnie to przeraziło. Patrząc na nie, widziałem coś, co bardziej przypominało zniekształconą wizję niż rzeczywistość. Światło reflektorów rzucało bladą poświatę na szklaną powierzchnię, zniekształcając dodatkowo obraz. Moje oczy były puste, jakby ktoś wyciągnął ze mnie wszystkie uczucia. Skóra wyglądała blado i chorowicie, przez co moje rysy były rozmyte, może nawet nieco nieproporcjonalne. Musiałem przyznać, że nie byłem zbyt przystojny. Ot starszy, siwiejący lekko mężczyzna z lekkim brzuszkiem. Jednak całość obrazu sprawiała wrażenie, jakbym był wciąż zawieszony w jakimś nieuchwytnym stanie pomiędzy snem a rzeczywistością. Nagle poczułem, jak ktoś delikatnie kładzie rękę na moim ramieniu. To była ta dziewczyna z fotela obok. Patrzyła na mnie z troską w oczach.

– Wszystko w porządku? – zapytała cicho. Miała bardzo przyjemny i melodyjny głos. Nie mogłem wykrztusić z siebie ani słowa, więc tylko pokręciłem przecząco głową.

– Kim jesteś? – zapytała szeptem. Cicho, jakby bała się usłyszeć moją odpowiedź.

– Nie wiem – odparłem szczerze, czując, że odpowiedź ta na niewiele jej się przyda. – A ty, a ty kim jesteś?

Dziewczyna także pokręciła tylko przecząco głową. Spojrzała na mnie z wyrazem strachu i zagubienia. W jej postawie dostrzegłem to samo pytanie, które i mnie dręczyło: co się tu, u licha dzieje? Nagle, gdzieś tuż za nami, w innym rzędzie, usłyszeliśmy głuchy trzask. Automatycznie odwróciliśmy głowy w tamtą stronę i zobaczyliśmy trzeciego pasażera – mężczyznę w dżinsowej kurtce, który właśnie się obudził. Miał około trzydziestu lat. Jego ciemne, krótko przycięte włosy były lekko potargane. Twarz mimo malującego się na niej zaskoczenia, wydawała się surową, z wyraźnie zarysowaną szczęką i kilkudniowym zaniedbanym zarostem. Był przystojny, diabelsko wręcz przystojny. Jego dżinsowa kurtka była lekko znoszona, co wskazywało na jej częste użytkowanie, a pod nią miał prostą, czarną koszulkę, która uwydatniła tylko jego muskulaturę. Mimo surowego wyglądu, jego oczy zdradzały, że był równie zagubiony co my.

– Hej, co się dzieje? – zapytał, patrząc na nas z niepokojem. – Gdzie jesteśmy? Poczułem, jak zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Cała ta sytuacja była wręcz nierealna. Spojrzałem ukradkiem na dziewczynę, ale raczej nie mogłem oczekiwać od niej pomocy.

– Nie mam pojęcia – odpowiedziałem, próbując zachować spokój. – Obudziłem się tutaj tak jak wy, bez żadnych wspomnień. Jedyne czego jestem pewien, że mi się to cholernie nie podoba.

– Może… może powinniśmy porozmawiać? – zaproponowała szeptem dziewczyna, jakby bała się, że ktoś, lub coś może nas podsłuchiwać. – Może razem jakoś zdołamy ustalić co się dzieje?

Mężczyzna w dżinsowej kurtce skinął głową, siadając na brzegu swojego fotela.

– Masz rację. Zacznijmy od przedstawienia się. – zaproponował.– Pamiętacie jak macie na imię?

Zamilkliśmy, próbując przywołać jakiekolwiek wspomnienia. Każde z nas wyglądało na równie zagubionych.

– Nic nie pamiętam – powiedziałem w końcu. – Żadnego imienia. To, co mam w głowie, to wyłącznie pustka. Dziewczyna przytaknęła moim słowom, jej twarz była wyraźnie zmartwiona.

– Ja również. Wszystko, co pamiętam, to ta chwila, kiedy się obudziłam. Mężczyzna westchnął zrezygnowany i przetarł dłonią oczy.

– To jest jakieś pojebane. Nie mam pojęcia, jak się tu znalazłem i nie wiem kim jestem. Pamiętam jeszcze, że śniło mi się coś dziwnego, ale chyba nic, co mogłoby nas jakoś naprowadzić na to co tu się właściwie dzieje.

– A może jednak coś to da?– zapytała dziewczyna. – Sny są często odbiciem naszych wspomnień.

– No dobrze. Śniło mi się coś… dziwnego. – zaczął niepewnie, starając się znaleźć odpowiednie słowa. – Wędrowałem przez pustkę. Było tam jakieś ogromne drzewo, a przy nim stała dziewczyna. Niezwykle piękna, ubrana cała na biało. Stała tam i płakała krwawymi łzami. Czułem, że jej ból jest niewyobrażalny, ale nie mogłem się do niej zbliżyć. W końcu pustka zaczęła się kręcić i wszystko zniknęło…

– Ja chyba też o tym śniłem. – powiedziałem niewyraźnie, czując, jak atmosfera wokół nas gęstnieje.

–Nie strasz mnie, ale mimo to, ja też miałam dziwny sen – powiedziała siedząca obok mnie dziewczyna. – widziałam w nim ciemny korytarz. Słyszałam też głosy, które szeptały coś do mnie, ale zupełnie nie mogłam zrozumieć ich słów. Czułam się… jakbym była śledzona przez coś, czego nie mogłam zobaczyć. Jakby coś mnie śledziło i chciało mi zrobić krzywdę.

– Teraz to ty mnie straszysz. – Uśmiechnąłem się do niej krzywo. A ona zamiast mi odpowiedzieć schyliła się i podniosła coś z podłogi. Był to kobiecy, skórzany portfel. Z rosnącą ciekawością otworzyła go i wyjęła z niego dokumenty. Po chwili zamyślenia spojrzała na nas.

– Wynika z tego, że mam na imię Kalina Sokół.– powiedziała, pokazując nam swój dowód osobisty. – Sprawdźcie, może też macie przy sobie dokumenty. Poszperałem w swoich kieszeniach i ku mojemu zaskoczeniu znalazłem w jednej portfel. W środku znalazłem dowód osobisty z zdjęciem swojego oblicza, które widziałem w szybie a także z imieniem, które nic mi nie mówiło.

– Łukasz – przeczytałem na głos. – Nazywam się Łukasz Pomurnik. Mężczyzna w kurtce również znalazł swój portfel. Otworzył go i po chwili namysłu powiedział:

– Jestem Adam, Adam Olcha. – Zamknął portfel i włożył go z powrotem do kieszeni. Poczułem pewną ulgę, ale jednocześnie pojawiły się nowe pytania. Łukasz, Kalina, Adam, znamy swoje imiona, ale co dalej?

– Co dalej? – zapytała Kalina, jakby czytając mi w myślach i jednocześnie zerkając na nas niepewnie.

– Może przeszukajmy autobus. Jeśli znaleźliśmy nasze portfele, może znajdziemy coś więcej. – zaproponowałem, wskazując trzy plecaki, które właśnie zauważyłem, leżące na półce bagażowej nad naszymi głowami.

– Ten jest chyba mój. – odezwała się Kalina wskazując na breloczek w kształcie misia doczepiony do jednego z plecaków.

– Na to wygląda. – skinąłem głową podając go dziewczynie. Zauważyłem przy tym, że zarumieniła się delikatnie, jakby speszona tym, że posiada taki kobiecy gadżet.

– A ten pewnie mój. – odezwał się Adam i sięgnął mi nad głową po plecak w wojskowe barwy. Mi został w takim razie ostatni. Stary i znoszony, zupełnie jak ja. Ściągnąłem go więc i położyłem sobie na kolanach. Kalina jako pierwsza wyciągnęła coś z swojego plecaka. Był to pokaźnej grubości plik banknotów. Spojrzała na nas z niedowierzaniem.

– Co to ma znaczyć? – zapytała, ale nikt z nas nie miał na to odpowiedzi. Adam zanurzył ręce w swoim plecaku i po chwili wyciągnął telefon komórkowy. Spojrzał na nas pytająco.

– Sprawdź czy masz tam jakieś kontakty, a może znajdziesz jakieś wiadomości.– zasugerowałem, dalej przeszukując swój plecak. Telefon zdawał się nowoczesny i drogi. Adam włączył go ostrożnie. Na ekranie pojawiło się logo producenta, a po chwili menu z jakąś fabrycznie ustawioną tapetą. Mężczyzna grzebał w nim chwilę i w końcu powiedział:

– Telefon jest kompletnie wyczyszczony. Jakby nigdy nie był używany. Dodatkowo nie ma w nim karty.– Wzruszył zrezygnowany ramionami.– Jedyne co możemy z nim zrobić, to zadzwonić na policję. Nawet bez SIMa powinno dać radę.

– I co im powiesz? – Kalina przygryzła wargę.– Że jedziemy gdzieś w nieznane, straciliśmy pamięć i nie wiemy kim jesteśmy? Przecież od razu zamkną nas w szpitalu. Jakoś nie mam na to ochoty.

– Ja w sumie też nie. Rzuciłem tylko luźną myśl.

– To nie jest taki zły pomysł. – odezwałem się.– Ale chyba jeszcze na to za wcześnie. W każdym razie, gdyby zrobiło się niebezpiecznie, to jest to jakieś wyjście z całej tej sytuacji. Zamilkłem. Dalej przeszukiwałem bowiem wnętrze swojego plecaka. Oprócz kilku ubrań i bielizny na zmianę, znalazłem w nim także plik banknotów, podobny do tego, który miała Kalina. A na samym dnie było coś jeszcze: pistolet, paczka naboi i kabura. Kurwa, co ja robiłem z bronią? Kim byłem, zanim straciłem pamięć?

– Mam broń – powiedziałem, wyciągając dyskretnie pistolet.

– Pierdolę, dzwonię po gliny. – Piotr zaczął wybierać numer. Oj, nie spodobał mi się wyraz jego twarzy.

– Poczekaj! Nie rób tego! – Kalina uniosła brwi i sama wyciągnęła z plecaka jeszcze jedną rzecz – zdjęcie. Zamarła patrząc na nie, a jej twarz zrobiła się blada z przerażenia.

– Numer alarmowy… – z telefonu wydobył się cichy kobiecy głos, ale Adam szybko się rozłączył.

– Co to, kurwa, ma niby być?– wykrzyknął wymachując nam przed oczami zdjęciem.

– Ciszej, nie drzyj się tak. – wycedziłem przez zęby. Na zdjęciu byliśmy my, stojący razem pod wielkim dębem. Nie była to jednak zwykła fotografia. Wyglądaliśmy na niej zupełnie inaczej niż teraz. Nasze twarze wykrzywione były w potwornych grymasach, a nasze oczy zdawały się być puste i pozbawione życia. Mieliśmy na sobie eleganckie ubrania, ale całe były pobrudzone krwią. A za nami, w tle, pod dębem, leżały ciała innych ludzi. Paskudnie pokaleczone ciała.

– To… to my? – zapytała Kalina, a głos jej drżał. – Jak to możliwe? Poczułem, że zbiera mi się na wymioty. W głowie miałem mętlik, a moje serce biło jak oszalałe.

– Nie wiem – odpowiedziałem cicho. – Ale to wygląda, jakbyśmy byli zamieszani w coś strasznego.

Adam przyglądał się zdjęciu z niedowierzaniem, a potem spojrzał na mnie i Kalinę.

– Nie możemy tego zgłosić na policję – stwierdził. – Jeśli to wyjdzie na jaw, będą myśleć, że jesteśmy mordercami.

– Ale przecież nie pamiętamy, co się stało. – zauważyła Kalina, chowając zdjęcie głęboko na dnie swojego plecaka.

– Powinniśmy zapytać kierowcę, gdzie jedziemy.– zaproponował w końcu Piotr, po dłuższej chwili milczenia, chowając telefon do kieszeni. Skinąłem głową.

– Idziesz?– spytałem.

– Nie. Ty wyglądasz bardziej hmm… reprezentacyjnie. Ty idź. Nie miałem ochoty się kłócić, więc skinąłem głową.

– Jakby coś się miało mi stać, to mi pomóżcie.– rzuciłem.

– A co się mogłoby stać? -Kalina przewróciła oczami. Nie odpowiedziałem. Odwróciłem się tylko w stronę czoła autobusu i niepewnie ruszyłem w stronę kierowcy. Po drodze przypatrzyłem mu się uważnie. Był stary, mógł mieć spokojnie ponad sześćdziesiąt lat. Jego siwe, przerzedzone włosy były starannie zaczesane do tyłu, a pomarszczoną twarz zdobiła niezbyt gęsta, ale za to równie siwa broda. Miał na sobie ciemno niebieską, marynarkę z dawno już wyblakłymi guzikami, a pod nią białą, dokładnie wyprasowaną koszulę z lekko rozpiętym kołnierzykiem. Na głowie nosił staromodną czapkę kierowcy, również w kolorze ciemnoniebieskim, z czarnym daszkiem i złotą lamówką. Mimo wieku prowadził pewną ręką. Siedział w pełnym skupieniu za kierownicą, jakby zupełnie nieświadomy naszej wcześniejszej, dość głośnej wymiany zdań.

– Przepraszam, proszę pana – zacząłem, a mężczyzna spojrzał na mnie w lusterku wstecznym. – Dokąd jedziemy?

Kierowca uśmiechnął się lekko i skinął mi głową.

– Do pensjonatu Cicha Woda – odpowiedział spokojnie. Odwróciłem się i spojrzałem na Kalinę i Piotra, którzy również podeszli bliżej nasłuchując naszej rozmowy, ale ich twarze wyrażały to samo niezrozumienie, co moja.

– Cicha Woda? – powtórzyłem. – Wynajęliśmy tam pokoje?

– Tak – potwierdził skinieniem głowy kierowca. – Byliście bardzo podekscytowani, kiedy o tym mówiliście. Wspomnieliście, że to ma być naprawdę wyjątkowa wyprawa.

– Przepraszam, wiem, że to może zabrzmieć dość głupio, ale jak to się stało, że wsiedliśmy do tego autobusu? I gdzie dokładnie znajduje się pensjonat Cicha Woda?– brnąłem dalej. Chciałem wydobyć od niego jak najwięcej informacji. Starałem się mówić spokojnie, ale i stanowczo. Głos mi się jednak załamał i moje pytania zabrzmiały bardzo dziecinnie. Kierowca spojrzał na mnie szybko przez ramię, jakby sprawdzając czy jestem poważny i nie rozbię sobie z niego żartów.

– Wynajęliście mój autobus w całości, dla siebie. Wyruszyliśmy z Krakowa. Mam was zawieźć do pensjonatu Cicha Woda. Tyle wiem. – powiedział, a jego ton zdawał się sugerować, że może uważać mnie za pijanego, lub niespełna rozumu.

– A gdzie dokładnie jest ten pensjonat?

– Cicha Woda znajduje się koło wsi Brzóski, niedaleko Nowego Sącza. – odpowiedział, patrząc znowu na drogę przed sobą. Podziękowałem mu i zrezygnowany wróciłem do reszty pasażerów.

– Kierowca mówi, że wynajęliśmy ten autobus i ma nas zawieźć do pensjonatu Cicha Woda, koło wsi Brzóski. Więcej nic nie wie. – przekazałem zdobyte informacje pozostałym pasażerom. Adam zmarszczył brwi, a Kalina opuściła wzrok. Wydawała się zamyślona.

– Brzóski. Brzóski. Brzmi to jak jakaś głęboka prowincja – odezwał się Piotr, uśmiechając się niepewnie, widocznie próbując rozładować napięcie. – Może to wycieczka, której nie pamiętamy?

Kalina przytaknęła niepewnie, a ja usiadłem na swoim miejscu, starając sobie to wszystko jakoś poukładać w głowie. Jechaliśmy w milczeniu. Adam bez przerwy bawił się swoim telefonem, jakby miał nadzieję, że jednak znajdzie na nim coś użytecznego. Kalina wyglądała za to na zmartwioną. Co chwilę zaglądała do swojego plecaka. Wciąż wyciągała i chowała swój plik banknotów, jakby ten mógł udzielić jej odpowiedzi, których potrzebowała. Autobus zaczął się delikatnie trząść, co było znakiem, że droga staje się coraz bardziej wyboista. Reflektory rzucały niepokojące cienie na drzewa i krzewy. Coraz trudniej było mi myśleć racjonalnie. Czy naprawdę wynajęliśmy autobus na wycieczkę do pensjonatu? Dlaczego nic z tego nie pamiętamy? Co niby znaczą te pliki pieniędzy i broń w moim plecaku? A to cholerne zdjęcie, jakby żywcem wyjęte z jakiegoś horroru? Przecież to nie ma najmniejszego sensu. (…)

Koniec

Komentarze

Cześć, PasterzWilkow. Pomysł jest ok. Zupełnie nie wiem, o co chodzi, ale oznaczyłeś jako fragment, to zapewne wyjaśni się w dalszych częściach. Nie mogę sobie wyobrazić, jak pustka miałaby wirować, ale ok. niech wiruje. Po czym pasażerowie wnioskowali, że ten plecaczek mój, a ten mój, przecież byli pozbawieni tożsamości i wspomnień. Wydaje mi się, że nie wystarczy przypięty miś, żeby bohaterka mogła uznać – to mój. Pozdrawiam.

Dziękuję za opinię :) ok, wirująca pustka mnie porwała i faktycznie odleciałem. :) co do plecaków. Jeśli chodzi o misia to teoretycznie można się domyśleć. Jeśli chodzi o Adama ciężko to na razie wyłapać, bez przeczytania reszty, ale to jedna z pierwszych wskazówek, że facet ewidentnie coś ukrywa.

Cześć, podobało mi się i musze przyznać, że mnie zaciekawiłeś. Moim zdaniem trochę za krótki ten fragment, ucinasz właśnie wtedy, gdy zaczyna się coś dziać.

Znalazłem kilka małych błędów: 

 

– Kim jesteś? – zapytała szeptem. Cicho, jakby bała się usłyszeć moją odpowiedź.” – Szeptem to raczej zawsze cicho.

 

– Hej, co się dzieje? – zapytał, patrząc na nas z niepokojem. – Gdzie jesteśmy? Poczułem, jak zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Cała ta sytuacja była wręcz nierealna. Spojrzałem ukradkiem na dziewczynę, ale raczej nie mogłem oczekiwać od niej pomocy.” – Po “Gdzie jesteśmy” powinien być chyba myślnik, bo kończy się kwestia.

 

“–Nie strasz mnie, ale mimo to, ja też miałam dziwny sen” – Nie dałeś spacji po myślniku.

 

Używasz też kilka razy imienia Piotr zamiast Adam np.:

“– Pierdolę, dzwonię po gliny. – Piotr zaczął wybierać numer. Oj, nie spodobał mi się wyraz jego twarzy.”

 

 

Pozdrawiam i powodzenia,

Grzechotnik

 

 

 

 

Zdecydowanie bardziej podobała mi się część w autobusie niż sam sen. To właśnie na siedzeniach autobusu wciągnąłem się w historię.smiley

Podpisuję się pod wirującą pustkę i ten zwrot bym przerobił.

Światło reflektorów rzucało bladą poświatę na szklaną powierzchnię, zniekształcając dodatkowo obraz.

Nie jestem przekonany, czy osoba w głębokim szoku w jakim znalazł się bohater, tuż po przebudzeniu, byłaby zdolna do tak szczegółowych obserwacji otoczenia.

 

Wynika z tego, że mam na imię Kalina Sokół.

Łukasz – przeczytałem na głos. – Nazywam się Łukasz Pomurnik

Jestem Adam, Adam Olcha

 

I tu jeśli dobrze rozumiem, mała niespójność:

Pierdolę, dzwonię po gliny. – Piotr zaczął wybierać numer. Oj, nie spodobał mi się wyraz jego twarzy

– Brzóski. Brzóski. Brzmi to jak jakaś głęboka prowincja – odezwał się Piotr, uśmiechając się niepewnie, widocznie próbując rozładować napięcie. – Może to wycieczka, której nie pamiętamy?

Telefon miał przecież Adam. Piotr = Adam?

 

Co do zakończenia, jestem fanem takich niedopowiedzeń, więc dla mnie jest ono na plus. Więcej musimy sobie dopowiedzieć niż wiemy. Nie obrażę się, jeśli pojawi się kontynuacja tego tekstu :)

 

Nowa Fantastyka