
Uczę się pisać, dlatego będę szczerze wdzięczny za każdy komentarz.
Podziękowanie dla grzelulukas oraz cezary_cezary za uwagi jakimi mnie obdarowali podczas bety. Były BEZCENNE. Dziękuję!
Uczę się pisać, dlatego będę szczerze wdzięczny za każdy komentarz.
Podziękowanie dla grzelulukas oraz cezary_cezary za uwagi jakimi mnie obdarowali podczas bety. Były BEZCENNE. Dziękuję!
Karolina wsypała tabletki do kieliszka i zalała je winem. Zawartość wymieszała palcem, a potem go oblizała. Skrzywiła się. Sięgnęła po tubkę i wycisnęła z niej język farby, zatapiając go w terpentynie. Całość rozbełtała na palecie. Podniosła pędzel i włosiem dotknęła płótna przymocowanego zatrzaskiem do ramy sztalugi. Przesunęła dłoń pozostawiając na gruncie czerwoną kreskę, która z każdym centymetrem traciła na barwie, aż zgasła zupełnie.
Koniec…, pomyślała Karolina i sięgnęła po kieliszek, na którym już zbierał się nalot. Po drodze przewróciła puszkę i na podłogę posypał się grad pędzli.
Wypiła łyk i poczuła się lepiej, chodź serce w piersi waliło tak mocno, że aż w uszach słyszała łomot. Otarła spocone czoło przy okazji przegarniając na bok grzywkę i wlała w siebie kolejny łyk. Tym razem było inaczej. W głowie się jej zakręciło, żołądek podszedł do gardła, z ust chlusnął gęsty paw.
Jasna cholera!, dudniło jej w głowie. Niczego nie potrafisz zrobić porządnie… Terapie, leki antydepresyjne, mityngi… Wszystko to na nic, skoro od początku jesteś do niczego.
Chciała przetrzeć usta, ale oprócz tetrowej szmaty przesiąkniętej terpentyną nie miała niczego pod ręką. Wstała więc i ruszyła w stronę szklanych drzwi pracowni malarskiej, by w kuchni odnaleźć chusteczki. Idąc miała wrażenie, że stojące pod oknami płótna oraz narzędzia plastyczne idą razem z nią. Komoda wystrzeliła szufladami i trafiła w szafkę apteczną. Stara witryna truchtała w stronę kredensu. Półki sypnęły koszykami oraz słoiczkami i zawisły w powietrzu. Postaci na obrazach formowały kwadraty lub linie i wychodziły poza ramy. Za drzwiami czaił się cień.
Facet kopnął w drzwi i odłamki szkła rozsypały się po podłodze. Intruz wpadł do środka, Karolina wessała powietrze przez zęby. Złapał ją za nadgarstek, prawie gruchocząc kości. Krzyknęła. Próbowała się wyrwać pracując obficie ramionami, ale okręcił nią w miejscu i nim zdążyła pojąć co się dzieje, otoczył ją przedramieniem i przyciągnął ku sobie. Gdy wbijał jej twarz w masywną pierś, zdążyła zauważyć, że nosił T-shirt z nadrukiem wyszczerzonej czaszki. Trzymał ją w uścisku, aż zaczęła się krztusić.
– Jak będziesz grzeczna to cię puszczę.
Poczuła ostre kłucie w sercu i żołądek podszedł jej do gardła. Zagryzła wargę próbując zdławić napływ emocji, choć nie spodziewała się, że w ogóle jest jeszcze do nich zdolna. Poczuła żar na policzkach, i wybuchła płaczem.
– Przestań wierzgać. – Usłyszała zmianę w jego głosie.
Przestała i chwyt na nadgarstku ustąpił. Idąc w tył zlustrowała intruza. Szerokie ramiona okrywał płaszcz lśniący od wilgoci. Nosił bojówki z kamuflażem o nogawkach wpuszczonych w buciory oblepione grudkami błota. Skórę na twarzy, chropowatą, jak kromka razowca, rozcinał ślad po rąbnięciu siekierą, z wnętrzem w kolorze sadzy. W cieniu oczodołów bieliły się krosty źrenic, wokół których obracały się tęczówki.
– Jesteś gwałcicielem?
Prychnął.
– Dobrze wiesz kim jestem. Przestań się okłamywać.
Karolinę poruszyły te słowa, chociaż nie miała czasu by je roztrząsać. Owszem, wymyśliła sobie opiekuna Morfeusza, który w jej dorosłym życiu miał być odpowiednikiem pluszowego misia z dzieciństwa. Talizmanem dla dużej dziewczynki. To, że stał przed nią żywy było…
– …niemożliwe.
– To twoje zdanie.
Spróbowała zbyć go zmarszczeniem brwi.
– Pokażę ci inny świat – Roześmiał się jej w twarz.
– A jeśli wolę swój?
Wskazał na kieliszek z winem i spojrzał jej wymownie w oczy.
Westchnęła.
Morfeusz potraktował to jako zgodę i wykonał ruch dłońmi, jakby wsuwał je w wodę, tak że powietrzu rozeszły się fale. Rozciągnął je ruchem ramion, aż utworzył portal. Wskoczył weń bez wahania. Ze środka wysunął rękę, złapał Karolinę i przyciągnął do siebie. Po drugiej stronie wygładził zmarszczki.
***
Stali na wierzchołku wydmy wchodzącej w skład pasa pagórków w widłach rzeki. Liczne doliny zalały bagna i torfowiska. Otaczały je kępy olch, brzóz i jesionów. Deszcz siekł rzekę. Nagły podmuch wiatru sypnął po oczach piachem i kropelkami wody. Zmarszczyły się tafle jeziorek i kałuż, zaszeleściły szuwary turzyc oraz zarośla wierzb. Błyskawica pocięła pajęczyną światła ciężkie jak ołów chmury.
– Co to za miejsce? – Zamiast odpowiedzi doczekała się trzasku grzmotu.
Ruszyli ścieżką wijącą się pomiędzy bagnami, aż dotarli do chałupy z pruskim murem, krytej darnią. Odgradzał ją płot z faszyny, za którym piętrzyły się pryzmy kawałków drewna i studnia z żurawiem. Gdy zbliżyli się do drzwi, minęli pieniek z wbitą weń siekierą.
Weszli do środka, przeszli przez sień, gdzie Morfeusz powiesił mokry płaszcz i skierowali się do izby. Oprócz stołu, krzeseł, kuferka i kredensu nie było w niej nic więcej, nie licząc paleniska. Ogień suszył rośliny powiązane w snopki, dym wędził pęta kiełbasy. W powietrzu pachniały zioła i wędliny.
Rozsiedli się za stołem. Na palenisku trzaskał ogień.
– Ponura kraina – stwierdziła Karolina patrząc przez okno.
– Nie zawsze taka była.
– Co to znaczy?
Nie odpowiedział. Wyciągnął się na krześle w stronę kuferka. Otworzył wieko i wydobył lutnię. Wypukłe pudło rezonansowe o kształcie połówki migdała umieścił pod ramieniem, przejechał dłonią po szyjce, aż dotknął wygiętej do tyłu główki. Wkręcił kołki poprawiając naciąg podwójnych strun. Stroił je w kwartach i tercjach, a gdy uznał, że wszystko gotowe, uderzył palcami w instrument i zaczął śpiewać.
Uszy Karoliny łaskotała słodka muzyka. Wsłuchała się słowa poezji. Wielka Pieśń Stworzenia opowiadała o porządku, tłumaczyła, że każdy ma w nim swoje miejsce, czy to kamień, czy istota żywa. Wszyscy jesteśmy częścią Planu i realizując go, wypełniamy powołanie. Czy warto się buntować, jeśli nie znamy celu?
„Ty ze mną, ja z tobą”, brzmiał refren.
Karolina, patrząc wstecz, zrozumiała, że ułożyła własny plan i swój porządek. Myślała, że robi dobrze, tymczasem to był zwyczajny bunt. Pomyliła się i popadła w depresję. Jej „Nie!” omal nie doprowadziło do samobójstwa.
Ulewa przeszła w mżawkę, nad bagnami podniosła się mgła.
Karolina słuchała i wędrowała coraz niżej. W końcu dotarła do najgłębszej czeluści swojego wnętrza i odnalazła miejsce, w którym od dawna nie było nic. Ani przez chwilę nie wahała się, aby pustkę napełnić melodią.
Morfeusz przestał grać, włożył lutnię do kuferka i zapytał:
– Czy już wiesz co to za miejsce?
Karolina dotknęła czołem stołu w ten sposób próbując zamaskować łzy.
– To moje wnętrze – załkała.
Gdy podniosła głowę, krzyknęła. Morfeusz się przemienił. Nie nosił już ubłoconego stroju, a szatę bielszą niż śnieg. Nad głową sterczały mu orle skrzydła, połyskujące srebrem. Ale najbardziej zmieniła się twarz. Przez gładką skórę przebijało bursztynowe światło, jak gdyby w jego wnętrzu gorzał ogień.
– Nie – zaprzeczył Morfeusz. – Wyjrzyj na zewnątrz.
Nie było śladu po bagnach. Za oknem latały motyle nad umajoną łąką. W koronach drzew ptaki śpiewały niemalże za głośno. Słodki zapach ciągnął od kwitnących jabłoni.
– O każdym z nas wspomina Wielka Pieśń Stworzenia. Odrzuciłaś swoje miejsce w niej i nadeszła depresja, która i mnie dotknęła. Choroba zmieniała anioła stróża w demona. W ostatniej chwili przyszedłem, zabrałem cię tutaj, byś poznała swoje wnętrze i zdecydowała czy podążysz za złem. Wybrałaś dobro i łąka jest teraz naszym domem. Dziękuję.
Przyjrzał się srebru na piórach.
– Istnieje siła, która pozwala przetrwać, przemienia, równoważy, obdarowuje nadmiarem szczęścia. To nią, malując obrazy, mogłabyś dzielić się bez końca.
Na podwórzu szpak przysiadł na stylisku siekiery wbitej w pieniek.
– I co to za siła?
Ptak zaświergotał.
– Miłość.
***
Chciała przetrzeć usta, ale oprócz tetrowej szmaty przesiąkniętej terpentyną nie miała niczego pod ręką. Wstała więc i ruszyła w stronę szklanych drzwi pracowni malarskiej, by w kuchni odnaleźć chusteczki. Ale nagle stwierdziła, że już ich nie potrzebuje. Czuła się… lepiej. Odetchnęła pełną piersią. Ponieważ kieliszek nie był już istotny, celowo go strąciła. Szkło roztrzaskało się w drobny mak, a w nosie zakręcił chemiczny smród. Wino wlało się w przerwy pomiędzy deskami podłogi i znikło.
Spojrzała na czerwoną kreskę tracącą ostrość. Ujęła w dłoń pędzel i przytknęła go do płótna. Kosmyk opadł jej na policzek, więc go zdmuchnęła.
„Ty ze mną, ja z tobą”, w uszach nie chciał przebrzmieć refren pieśni.
Karolina uśmiechnęła się i zatytułowała obraz: „Crucial point”.
Hej, przyjemny szort, niezły lot sobie zapewniła Karolina, po mieszance ;). Właściwie to czego mi brakuje to zapowiedzi Morfeusza, bo spada jak Filip z konopi. Ale tak poza tym fabularnie wszystko się skleja. Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Bardziejaskier,
Rzeczywiście, lot był. Tak to jest, gdy zamiast czerwonych, wybiera się NIEBIESKIE tabletki… Lot jest w ogóle elementem fabuły, z odniesieniami:
Do świata fantasy:
Tu Morfeusz uzasadnia swoją wizytę. Jako anioł stróż jest połączony z żywicielką, a jej depresja ma wpływ i na niego. Aby się ratować, interweniuje i zabiera Karolinę do swojego świata, by ta się zmieniła, co i jego uratuje.
Do naszego:
Może była to tylko wizja po lekach?
Jejku!
Dostałem piątkę! Dziękuję. Odwzajemnię się, może być cytat z barda Jaskra? „Pół wieku poezji”.
Wróci wiosna deszcz spłynie na drogi
Ciepłem słońca serca się ogrzeją
Tak być musi
Bo ciągle się tli w nas ogień
Wieczny ogień który jest nadzieją
Hej, TaTojota! :)
Wracam pobetowo. Dotychczas dość porządnie się nagadaliśmy, więc teraz krótko i na temat.
Interesujący szort na temat depresji i nietypowej metody ucieczki z jej szponów. Karolina została zabrana przez Morfeusza w nietypową podróż, która niespodziewanie zakończyła się happy endem.
Tekst wzbudza zainteresowanie i zdecydowanie jest wart przeczytania :)
Pozdrawiam i klikam :)
fTaTojotaTaTojotaTaTojotaTaTojotaTaTojota
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Cezary_cezary,
Yupi!
Dziękuję!! x 3!
Cześć!
Mam wątpliwości co do przesłania. Bohaterka cierpi na depresję – a z drugiej połowy szorta wynika, że choroba pojawiła się wyłącznie z jej własnej winy, bo odrzuciła swoje… przeznaczenie? (Którego BTW nie znamy.) A więc wystarczy krótka sesja terapeutyczna z aniołem stróżem, piosenka, rach-ciach, All you need is love i wszystko gra. Trochę tak, jakby zasugerować osobie faktycznie chorej, żeby po prostu wzięła się w garść i przestała jęczeć, i to nie ze względu na siebie, ze względu na innych – depresja tak nie działa. Pewnie nie taka była intencja, ale dla mnie wyszło dość niefortunnie…
Z innych rzeczy – pewnie, nie każdy jest tekściarzem, ale przez okrężne opisywanie tej ,,Wielkiej Pieśni Stworzenia” czuję się, jakbym przyklejał ucho do bardzo grubej szyby i próbował (bezskutecznie) podsłuchać. Wolałbym zobaczyć słowa. w tej sytuacji – przepraszam – nie do końca wierzę, że pieśń robi aż takie wrażenie. :P
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Cześć, SNDWLKR!
Miło Cię poznać. Uprzejmie dziękuję za poświęcony czas na przeczytanie CP i pozostawiony komentarz. Bardzo wartościowa uwaga, której sens wykorzystam do rozwoju warsztatu.
Zastanawiając się nad konstrukcją CP, doszedłem do wniosku, że jednak krótka forma wymusza zastosowanie uproszczeń. Siłą rzeczy spowoduje to powstanie niedopowiedzeń, których interpretacje zostały przerzucone na czytelnika. I być może właśnie to wywołuje ten dysonans, o którym napisałeś. Mówiąc innymi słowy, w CP ponad wszystko chodziło o domknięcie łuku przemiany bohatera. Jakimś cudem udało się to osiągnąć również z drugoplanowym aniołem.
Moim zdaniem zdecydowanie lepsze opowiadanie od "Ścieżki". Czytało się całkiem przyjemnie, historia nie nudziła. W porządku szort.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Młody Pisarzu,
Jest mi niezmiernie miło, że widzisz progres pomiędzy Ścieżką, a Crucial point, a jeszcze bardziej, że czytało Ci się je całkiem przyjemnie i się nie znudziłeś. Być może trzecie, dłuższe opowiadanie, również przypadnie Ci do gustu. Pozdrawiam i życzę powodzenia na literackim szlaku, TT.
Jak będziesz grzeczna(+,) to cię puszczę.
Jeszcze więcej przecinków w wielu miejscach pozjadał chochlik. Byłoby dobrze uzupełnić.
Wkręcił kołki poprawiając naciąg podwójnych strun. ← Może kręcił kołki/kołkami, bo wkręcanie sugeruje, że ich nie było, lub, że chciał tylko zwiększyć naciąg. W czasie strojenia zmniejsza się albo zwiększa naciąg strun. Wyrzuciłbym kołki. zostawiając: Poprawiał naciąg podwójnych strun.
Morfeusz kojarzy się z marzeniami sennymi. Czy tego chciałeś?
Jak widzisz, czytałem dokładnie. Wrażenia mam z grubsza takie, jak SNDWLKR, więc nie będę powtarzał. Pisz.
Koala75,
Dziękuję za cenną uwagę. Szkoda, że nie mówili o przecinkach podczas mojej technicznej edukacji . Stąd, moje, przerażenie, gdy, zastanawiam, się, gdzie, je, wstawiać,,,?
Dzięki za zachętę, będę pisał i jak skończę, to zaproszę Cię na betę. Będzie UCZTA!!!
Wciąż jestem pod wrażeniem tego jak to opowiadanie zmieniło się od pierwotnej wersji :)
Szort jest plastyczny i dobrze napisany. Pozostaje na dłużej w głowie.
Tyle już było historii, których bohaterowie nie umieli sobie poradzić z dręczącą ich depresją, i które pozostawiały po sobie dużo smutku, że ucieszył mnie Twój szort, bo daje nadzieję i pozwala widzieć jasną przyszłość. :)
Wykonanie pozostawia nieco do życzenia, ale jestem przekonana, że z czasem będziesz pisać coraz lepiej.
…chodź serce w piersi waliło tak mocno… → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy serce mogło walić w innym miejscu?
Wystarczy: …choć serce waliło tak mocno…
Sprawdź znaczenie słów chodź i choć.
Próbowała się wyrwać pracując obficie ramionami… → A może: Próbowała się wyrwać, mocno pracując ramionami…
Sprawdź znaczenie słowa obfity.
Poczuła żar na policzkach, i wybuchła płaczem. → Poczuła żar na policzkach i wybuchnęła płaczem.
http://okiem-filolozki.blogspot.com/2013/06/zniko-czy-znikneo-wybucho-czy-wybuchneo.html
W cieniu oczodołów bieliły się krosty źrenic, wokół których obracały się tęczówki. → O ile mi wiadomo, źrenice są czarne, więc raczej nie mogą się bielić. Ponadto krosty są wypukłe, a źrenice są otworami w tęczówce oka, więc trudno przyrównać je do krost.
To, że stał przed nią żywy było…
– …niemożliwe. → Wypowiedź nie jest dokończeniem narracji. Winno być:
To, że stał przed nią żywy, było…
– Niemożliwe.
– Pokażę ci inny świat – Roześmiał się jej w twarz. → – Pokażę ci inny świat – roześmiał się jej w twarz.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
Wskazał na kieliszek z winem… → Wskazał kieliszek z winem…
Wskazujemy coś, nie na coś.
– Co to za miejsce? – Zamiast odpowiedzi doczekała się trzasku grzmotu. → Narracji nie zapisujemy tak jak didaskaliów. Winno być:
– Co to za miejsce?
Zamiast odpowiedzi doczekała się trzasku grzmotu.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.