- Opowiadanie: MichałBronisław - Bożyk - rozdział 2

Bożyk - rozdział 2

Dal­sze losy grupy dzie­cia­ków w cza­sach schył­ku PRL przy­no­szą pierw­sze od­po­wie­dzi i nowe py­ta­nia. Kon­ty­nu­acja wy­da­rzeń z:

Roz­dział 1: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/31928

Roz­dział 2: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/32032 (tu je­steś)

 

Za betę dzię­ku­ję Am­bush, skry­ty.

Oceny

Bożyk - rozdział 2

 

„Pro­chem za­sy­pu­jesz i w proch się ob­ró­cisz.

Ale nie dzi­siaj”.

za­wo­ła­nie bi­tew­ne

Aber­ra­to­rów Prze­zna­cze­nia

 

 

 

 Pik… Pik… Pik – Obudził go jednostajny, nieustępliwy dźwięk. Z zegarmistrzowską precyzją zadawał ból, penetrując czaszkę i odmierzając kolejne sekundy cierpienia.

Aparatura medyczna? – pomyślał.

Leżał na plecach. Spróbował otworzyć oczy, ale wzrok wciąż tonął w ciemności. Poruszył dłońmi, poczuł coś miękkiego pod opuszkami palców. Przesunął je dalej i zacisnął na zimnej, metalowej krawędzi. Prześcieradło? Łóżko?

– Nie ruszaj się. – Poczuł oddech kobiety, musiała się nad nim pochylić. Delikatne dotknięcie ramienia. Słyszał, jak biegnie przez korytarz, a jej kroki są coraz cichsze. – Panie doktorze on się obudził – dotarło do niego z oddali.

– Już idę – powiedział niski głos z tej samej oddali.

Cięższe kroki stawały się coraz głośniejsze, aż ustały tuż obok łóżka.

– Jesteś w szpitalu. Miałeś dużo szczęścia. Masz kilka oparzeń, ale będziesz żył. Da się z tym żyć.

Bożyk powoli uniósł dłoń i palcem wskazał oczy.

– Są opatrzone, ale to tylko tymczasowo. Nie są trwale uszkodzone. Miałeś więcej szczęścia niż rozumu – kontynuował męski głos.

– Gdzie…? – wychrypiał.

– Nie próbuj jeszcze mówić. Struny głosowe są podrażnione – powiedział doktor, ściszając głos. – Co cię podkusiło, żeby wbiec tam do środka? Strażak, który cię wyciągnął bardzo ryzykował. Nie, nic mu się nie stało. Gdyby nie on, no sam się chyba domyślasz. Ludzie mówili, że jeszcze chwila, a obaj byście tam zginęli.

– A moi… – próbował spytać.

– Eksplozja gazu była ogromna, przykro mi. Teraz odpoczywaj.

Poczuł rękę lekarza na ramieniu, a następnie usłyszał, jak oddala się, pozostawiając go samego.

 

*

 

Nie spał. Ponownie poprawił głowę na poduszce. Robił to wielokrotnie i za każdym razem pomagało tylko na chwilę. Który to już raz? – pomyślał. – Nawet najwygodniejsza pozycja przestaje być taka, gdy nie możesz jej zmienić.

Cisza wskazywała, że musi być już noc. Bożyk bez względu na porę widział tylko ciemność, czuł tylko ból. Jedyne co mógł zrobić to czekać.

Czekać na co? Jestem sam. Mama i tata, oni nie żyją. Co ja teraz zrobię?

Oczy zapiekły go od łez.

Usłyszał nierówne kroki z głębi korytarza. Z każdą chwilą stawały się głośniejsze i głośniejsze. Ktoś jakby utykał na jedną nogę.

Pewnie jakiś nowy pacjent wstał i idzie korytarzem. Na pewno szuka ubikacji i przejdzie obok mojej sali po drodze.

Utykanie ustało tuż obok Bożyka. Chwilę później poczuł, jak olbrzymia dłoń zacisnęła mu się na ustach.

– Nie zginiesz tu. Nie dopuszczę do tego.

Chłopiec rozpoznał rosyjski akcent.

Kilka sekund później igła wbiła się w jego ramię. Chciał krzyknąć, ale nie dał rady. Nie mógłby, nawet gdyby nie miał dłoni na ustach.

Poczuł, jak coś szarpie jego ciałem. To jego własne mięśnie.

Następnie czucie zaczęło zanikać. To coś odbierało mu władzę w rękach i nogach.

Dorwali mnie – pomyślał. Czuł, jak mięśnie na przemian się zaciskają i wiotczeją. – Zboczeniec mnie dorwał. – Poczuł pot na czole. – Są różne typy zboczeńców – przypomniał sobie słowa Adama. – Musiałem trafić na najgorszego – pomyślał i stracił przytomność.

 

*

 

Poczuł dotyk zimnych dłoni na ciele. Spróbował się zerwać.

– Widzimy znaczną poprawę. Spójrzcie na to.

Obca ręka zatrzymała się na szyi. Chciał krzyknąć.

– Spokojnie.

Rozpoznał głos lekarza.

A więc żyję – pomyślał.

– Goi się na tobie jak na psie – powiedział doktor. – Nie widziałem jeszcze czegoś takiego. Oparzenia musiały być mniejsze, niż na początku oceniliśmy. Wiesz, minęły trzy dni.

– Trzy… – wyszeptał.

Nie zrozumieli go. Czuł, że jest tam więcej osób.

– W nocy…

– Tak, dużo spałeś. Podawaliśmy ci leki nasenne na przemian z przeciwbólowymi.

To musiał być zły sen, tylko sen – pomyślał. – Nie mogło tu być nikogo.

– A teraz kroplówka i odpoczywaj.

Poczuł coś zimnego powyżej nadgarstka. Wpływało w żyłę, a powieki stawały się coraz cięższe.

 

*

 

Obudził się. Mała dłoń trzymała go za rękę.

– E, no obudziłeś się – usłyszał łamiący się głos.

– Mariusz – wyszeptał.

– No, chyba nie myślałeś, że cię tu zostawimy samego. Masz nic nie mówić. Tak powiedział Adam.

– Ty? – próbował Bożyk.

– My wszyscy. Mamy dyżury. Tylko wcześniej nas nie wpuszczali do środka. Rodzice nas przyprowadzają. A tata Wojtka powiedział, że w dupie ma szkołę i teraz to jest ważniejsze.

Bożyk poczuł pieczenie. Łzy ściekały mu policzkach.

– E, ja nie chciałem, nie płacz.

– Na dzisiaj wystarczy. Musi odpoczywać – przerwał im doktor.

Dłoń Mariusza puściła jego rękę. Został sam.

 

*

 

Długo czekał na ten moment. Wczoraj doktor powiedział, że ściągnie mu opatrunek z oczu. Nie skłamał. Ciemność zamieniła się w coś jaśniejszego. Poczuł ciepły dotyk na skórze. Wilgotna gaza delikatnie oczyszczała powieki. Kilka kropel spłynęło mu po policzkach.

– Przysłońcie żaluzje.

Usłyszał krótki, charakterystyczny dźwięk.

– Teraz otwórz oczy, nie śpiesz się.

Zobaczył biel. Biel zaczęła przeradzać się w rozmazane kształty.

– Co widzisz? – spytał łysy z nadwagą.

– Kogoś łysego z nadwagą – odpowiedział powoli Bożyk.

– Tak to ja. Czyli wszystko w porządku – Doktor się uśmiechnął.

– Obraz jest rozmazany – wyszeptał.

– Spokojnie. Ostrość niedługo wróci.

Stopniowo zaczął zauważać ściany z odpadającą farbą, metalowe łóżko i poplamioną pościel. Pielęgniarka stała po lewej i wyglądała inaczej niż sobie wyobrażał. Nie była podobna do mamy. Po prawej stał doktor, a tuż przy nim na baczność młody stażysta. Lekarz uniósł rękę przed twarzą Bożyka.

– Obserwuj kciuk.

Doktor przesunął go w prawo i w lewo, a chłopiec wodził za nim wzrokiem.

– Reakcja poprawna. Brak zaburzeń pola widzenia.

Stażysta zanotował.

– Podaj lampkę.

Poświecił Bożykowi w lewe, a następnie prawe oko.

– Reakcje źrenic prawidłowe – ocenił stażysta.

Doktor skinął głową, a młody zapisał notatkę w karcie pacjenta.

– Zrobię dzisiaj wyjątek, mam dla ciebie niespodziankę. Wpuśćcie ich na kilka minut, a my kontynuujemy obchód.

Do środka weszło trzech pozostałych członków bandy.

– Cześć – powiedział Wojtek.

Okrążyli łóżko. Stali tak, a on leżał. Oni wiedzieli i on wiedział, że to wystarczy. Adam wyciągnął „Fantastykę”.

– Tata pozwolił mi zabrać, spróbuję poczytać. Razem spróbujemy. Będziemy się zmieniać.

Czytali bardzo powoli i zmieniali się, co dwa, trzy zdania.

Słuchając, miał wrażenie, jakby opowiadanie było rzeczywistością, a ten zły świat pozostał gdzieś daleko poza nim. To był pierwszy raz, kiedy nie płakał przez dłuższą chwilę. Zrobił to, dopiero jak wyszli.

 

*

 

Weszła do środka. Nie, nie weszła. Ona wpadła jak burza. Dawno jej nie widział. Grubawa z farbowanymi włosami, zwiniętymi na lokówkach.

– Poznajesz mnie? – spytała.

– Ciotka Elwira.

Tak, przypomniał sobie starszą siostrę swojej mamy. Tata twierdził, że niemożliwe, żeby były z tego samego ojca. Nazywał ją starą, marudną jędzą.

– Ja ci dam ciotkę – warknęła. – Zresztą wszystko jedno. Będziesz u mnie mieszkał. Nie zostawię cię, mimo że nie przepadałam za twoim ojcem.

On za to cię uwielbiał – pomyślał.

– Na razie dziadek będzie opłacał twój pobyt u nas, a ja już się tobą zaopiekuję.

Dziadek? – Zwróciła jego uwagę. Patrzył teraz pytająco.

Zacisnęła usta, odwróciła wzrok, aby nie patrzeć mu w oczy. Powiedziała za dużo.

– Jego ojciec i o więcej nie pytaj. – Kobieta skarciła chłopca wzrokiem.

– Dobrze, ciotko Elwiro.

– Ciociu i lepiej się przyzwyczaj – warknęła. – A teraz muszę iść, nie mam całego dnia. Mam swoje problemy. A właśnie, jutro wychodzisz ze szpitala – przypomniała sobie. – A w sobotę pogrzeb rodziców. Mówiłam twojej mamie, że źle przez niego skończy, ale nie, ona wiedziała lepiej. No lecę.

Lecisz, chyba na miotle – pomyślał.

 

*

 

Nadszedł ostatni dzień pobytu w szpitalu. Był jednocześnie kolejnym dniem niepewności co dalej. Na szczęście przyjechali po niego Adam wraz ze swoim tatą.

– Tak. Jesteś już wypisany i lepiej tu nie wracaj – powiedział niskim głosem gruby doktor.

– Twoja ciotka powiedziała, że możemy cię przywieźć – odezwał się Adam.

– Tak, zawieziemy cię prosto do jej domu. Twojego nowego domu – poprawił się ojciec Adama.

– Dla odmiany przejedziesz się Trabantem. Zebraliśmy dla ciebie ubrania, każdy coś dał, a że jesteś od nas trochę mniejszy to i tak już z tego wyrośliśmy – próbował go rozweselić kolega.

– Słuchaj Bożyk, pożyczę ci numery „Fantastyki”. Na razie sześć, żebyś miał co robić w nowym domu – powiedział tata Adama. – Tylko mi ich nie zniszcz – dodał po chwili.

Wyszli przed front szpitala. Bożyk dopiero teraz zauważył, że nie było już śniegu na ulicach. Zima chwilowo odpuściła. Na parkingu czekał na nich wyprodukowany w NRD samochód. Tata Adama uchylił siedzenie kierowcy i chłopcy weszli na tył pojazdu.

Tru tu tu tu, dwusuwowy silnik wydał charakterystyczne dla siebie odgłosy. Zapach spalanej mieszanki benzyny i oleju też był niepowtarzalny.

Tata Adama przekręcił korbkę, aby podnieść opuszczoną boczną szybę. Biały dym przestał dostawać się do środka. Wrzucił pierwszy bieg i ruszyli. Chwilę później Trabant pędził, wioząc Bożyka w znane nieznane.

– Nie chcę cię martwić, ale laba się skończyła. Od jutra wracasz do szkoły. – Próbował rozweselić Bożyka kierowca.

Chłopiec nie odpowiedział. Wpatrywał się w boczną szybę. Nie patrzył przez nią, lecz w nią, niczym w otchłań. Tata Adama zauważywszy to, skupił się na prowadzeniu samochodu.

Dom, w którym mieszkała ciotka Bożyka, był zbudowany ze starej, gołej cegły. Gdy dojechali na miejsce, Elwira już na nich czekała.

– Dziękuję za pomoc. Proszę to tutaj wyładować.

Otworzyła drzwi domu i wskazała za siebie. Weszli do środka.

– A tu będzie pokój Bożyka. Jest ciepło i jest łóżko i lampka.

Chłopiec zatrzymał się. Poczuł się jak bohater bajki o Kopciuszku, przy czym on dostał rolę Kopciuszka, Elwira złej macochy, a na księżniczkę i dobrą wróżkę nie miał co liczyć.

– To na pewno tu? Nie ma innego miejsca? – spytał ojciec Adama. Spoglądał na ciemny grzyb na połączeniu ściany z sufitem.

– Nie jest tak źle. Gdyby odmalować. No ale na razie musi wystarczyć – podsumowała ciotka.

– Nie martw się. Przynajmniej to nie dom dziecka – pocieszył go Adam.

Wypakowali zebrane ubrania, jego szkolny plecak oraz kilka numerów „Fantastyki”, zostawiając wszystko w rogu pokoiku.

– Dasz radę. – Tata Adama wychodząc, poklepał go po ramieniu.

Nie dam – pomyślał Bożyk.

– Jutro rano po ciebie przyjdziemy po drodze do szkoły – rzucił Adam.

Chwilę później Trabant odpalił dwusuw po raz kolejny. Tym razem by Bożyka pozostawić. Wsłuchiwał się w coraz cichszy odgłos silnika.

Może jeszcze zawrócą.

– No, na co czekasz? Rozpakuj się – ponagliła ciotka. – Kolacja o siódmej.

Pokój znajdował się w przybudówce na parterze. Pewnie, gdyby nie on, rozebraliby ją w najbliższym czasie, lub zaczęli trzymać tam jakieś zwierzęta.

Bożyka zaskoczyła kolacja. Była smaczna. Znów zaczął wpatrywać się w ścianę. Tym razem odpłynął myślami, z uniesioną do ust kanapką z białym serem i miodem.

– Jedz.

Tak, jedz – pomyślał. – Jak w Jasiu i Małgosi.

Dokończył kanapkę i zebrał z talerzyka okruchy sera.

– Smakowało? To pozmywaj naczynia. Jesteś tu tylko, dlatego że dziadek za ciebie płaci. Ja byłam nauczycielką i dość mam już dzieci. Wiem, do czego jesteście zdolni. A tam nie wchodź. – Wskazała papierosem na piętro. – Tam mieszka moja córeczka. Co się tak patrzysz? Tak, to twoja kuzynka z wnuczkiem. On jest taki słodki. Nie przeszkadzaj nam, a nie będziesz miał problemów.

– Chciałbym umyć zęby, ale nie mam czym.

– Ja też nie mam czym, a dodatkowo nie mam co – odburknęła ciotka. – Jutro ci kupię z pieniędzy od twojego dziadka. A teraz do pokoju i nie przeszkadzaj mi.

W pokoju było przynajmniej ciepło. Miał lampkę i magazyn „Fantastyka”. Otworzył go i zaczął czytać. Czuł, jak przenosi się w inne światy. Tam, gdzie to wszystko się nie wydarzyło. Gdy powieki Bożyka stały się ciężkie, próbował myśleć, o tym co przeczytał, a nie co go spotkało. Zasnął.

 

Koniec

Komentarze

Helloł

 

“– Już idę – powiedział niski głos z tej samej oddali””. – zawsze mi do łba tłuczono, że: powiedział ktoś niskim głosem.

 

 

“– Co widzisz? – spytał łysy z nadwagą.

– Kogoś łysego z nadwagą – odpowiedział powoli Bożyk”. – bardzo lubię i cenię takie zabiegi. Jeśli nie są stosowane często, robią robotę.

 

“Doktor skinął głową, a młody zapisał notatkę w karcie pacjenta”. – skinięcie zazwyczaj dotyczy głowy, ale akurat takie dookreślenie mocno nie przeszkadza.

 

No okej. Po seansie.

 

Pierwsza część, przygodowo-niewinna, dawała sygnał, że to będzie tekst przygodowo-awanturniczy, ale jednak bez plot twistu utkanego na śmierci rodziców. Były zabawy, gierki i zagrożenie, ale to było zagrożenie typu: dwója z geografii, a nie poważne. Tutaj opko (może powieść/nowela) dorasta. Porzuca szaty bezpieczeństwa, czyli 1001 śmiercionośnych przygód, a i tak wszyscy ocaleją. I dobrze. To pokazuje, że jest trochę poważnie. 

Dla mnie to się mocno pasie na skrzydłach H. Pottera. Rodzice zginęli, dzieciak przejawia zdolności, ciotka wredna małpa, itd. I nie, że to źle. Taki odbiór.

Trochę obcesowo traktowali go (według mnie) lekarze, mówiąc bez podwalin psychologa o śmierci rodziców, a i dzieciak przyjął to dość dobrze. Martwił się o siebie, ale w logiczny sposób. Martwił się, co będzie dalej, jak sobie poradzi. W rzeczywistości rozpacz byłaby pewnie bardziej nieposkładana, entropijna. 

Tutaj wydaje mi się, że było sporo cięć, bo już tak nie mnożysz słowotoku. Wszystko przyspiesza. Nie gra na łeb, na szyję, ale jednak jest zdynamizowane. Dałbym 4/6

pozdrox

O i to są cenne uwagi. Wykorzystam do pracy nad aktualną wersją, w której narracja jest już z pierwszej osoby w czasie teraźniejszym.

Z perspektywy czasu widzę tu dużo błędów np. powtórzenia “jego” itp.

 

Co do Harrego Pottera to na tym etapie masz rację, jest podobnie. Postanowiłem dowalić bohaterowi, aby musiał się zmienić. Dalej jest mroczniej. Mam pewne doświadczenia z game design i lubię tworzyć swoje światy, mechaniki. Wysoka, uzasadniona w fabule śmiertelność to też już nie klimat grzecznej szkoły magii. To co się dzieje później, jest częściowo o dzieciach, ale niekoniecznie dla dzieci.

 

Największa wadą całości jest mała ilość opisów w stosunku do dialogów. Mam z tym problem, za szybko pędzę z fabułą do przodu. Zostawiam bohaterów w pustce, słabo opisuję lokalizacje. Kurwa, jestem mistrzem samobiczowania ;)

 

PS. Oglądnąłem “Stand by me”. Aż dziw, że przegapiłem. Bardzo dobry.

 

Dobry opis może być szczątkowy, jeśli nie jest schematyczny. Najczęściej ukazywany jest z perspektywy dwóch wiodących zmysłów: wzroku i słuchu. Na szczęście jest jeszcze kilka innych. Poza tym można stosować rozmaite sztuczki opisowe: chociażby bazować na skojarzeniach. Postać filtruje otoczenie przez pryzmat tego, z czym jej się kojarzy lub z odniesieniami do przeszłości. Nie każda komoda musi być super opisana, jakby Tolkien nosił na barana Lovecrafta. Balans przychodzi sam. No i… od czego są tysięczne poprawki ;)

Nowa Fantastyka