
Hasło: O czym gawędzą szyny.
Podziękowania dla CM-a za błyskawiczną betę!
Hasło: O czym gawędzą szyny.
Podziękowania dla CM-a za błyskawiczną betę!
Pociąg ruszył punktualnie o piętnastej. Podłoga wibrowała pod stopami, do uszu dochodziła seria stuknięć przypominająca melodię wygrywaną na bębnach. Olaf patrzył w szybę, ledwo zauważając przewijające się za nią drzewa.
Podróże koleją przywoływały mgliste wspomnienia z dzieciństwa, niewyraźną galerię obrazów pełnych słońca, zapachu słomy i cierpkiego smaku czerwonej porzeczki. Powodowały, że skóra płonęła, przebudzały pierwotną dzikość mieszkającą w każdym człowieku.
Przetarł oczy, dotykając opuszkami palców głębokich cieni pod nimi. Z powodu awarii samochodu musiał jechać pociągiem do pracy, a że ten kursował co godzinę, tego dnia Olaf wstał bladym świtem, ale tak naprawdę nie tylko dziś się nie wyspał. Nie spał dobrze od dwudziestu siedmiu lat.
Zamyślił się nad kosztami naprawy, bezwiednie patrząc na ciemną szczelinę w ścianie przedziału widoczną na granicy podwójnej szyby. Wyzierała stamtąd doskonała czerń, dokładnie taka, w jakiej pragnął się teraz pogrążyć.
Pasażerka siedząca naprzeciwko zmieniła pozycję. Olaf dopiero teraz jej się przyjrzał. Dziewczyna wyglądała na nie więcej niż osiemnaście lat. Spała z głową opartą o okno, z twarzą wygładzoną leniwym wpatrywaniem się we własne marzenia. Natychmiast uderzyło go, jaka jest chuda. Ubranie luźno wisiało na wątłym ciele, ze zbyt szerokich rękawów wystawały kościste dłonie i nadgarstki.
Oczy otworzyła nagle, tak niespodziewanie, że Olaf nie zdążył spojrzeć w inną stronę. Pośpiesznie przeniósł wzrok na szybę, choć czuł, że współpasażerka mu się przygląda. Uparcie nie zwracając na to uwagi, popatrzył w ciemność pod siedzeniami. Za łydkami dziewczyny turlał się jakiś śmieć.
Olaf żałował, że nie ma żadnego zajęcia, ale nie potrafił wymyślić, co mógłby robić w pociągu. Perspektywa kilkudziesięciu wolnych minut dziennie go przerażała. Tak dawno nie miał dla siebie czasu, że już nie umiał go spędzać.
Z początku chciał wykorzystać przymusowe podróże pociągiem jako pretekst do skończenia jakiejś książki, na które od lat nie miał czasu, ale rano, gdy próbował czytać, ze zmęczenia litery dwoiły mu się w oczach. Usiłował też spać, lecz hałas maszyny uniemożliwiał mu zaśnięcie.
– Jest pan smutny.
Słowa wypowiedziane przez współpasażerkę były tak niespodziewane, jak jej wcześniejsze otwarcie oczu. Olaf popatrzył na dziewczynę nieprzytomnie, trochę zbyt długo nie odpowiadając.
– Słucham? – zapytał w końcu, bo nie miał pojęcia, jak zareagować na takie stwierdzenie.
– Smutek dosłownie się z pana wylewa.
Olaf zaniemówił. Czy rzeczywiście odczuwał smutek? Od lat nad tym nie rozmyślał. Bo i po co? Nikogo nie obchodziło, czy jest smutny, czy nie, w zasadzie dla niego samego również się to nie liczyło. Najważniejsze było to, czy Kacper nie jest smutny.
Nie odpowiedział i ponownie spojrzał w szybę. Pociąg pędził, szarość migała wściekle między drzewami. Większość była już prawie naga, tylko gdzieniegdzie Olaf dostrzegał pojedyncze martwe listki na cienkich gałęziach. Kiedy po paru minutach zerknął przed siebie, zauważył, że dziewczyna wciąż mu się przygląda. Poczuł mrowienie skóry na karku.
Wszedł konduktor. Poprosił tylko o bilet Olafa, nastolatkę musiał skontrolować wcześniej. Gdy opuścił przedział, znów zamknęła oczy. Jej blade czoło lekko się zmarszczyło, lecz bruzdy zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
– Ty też nie wyglądasz na szczęśliwą – powiedział cicho Olaf.
– Jestem po prostu niewyspana – odparła, nie otwierając oczu.
– Dlaczego?
– Od dłuższego czasu cierpię na bezsenność. Odkryłam, że mogę zasnąć tylko w pociągu. To jeżdżę tam i z powrotem, żeby trochę pospać.
– Naprawdę umiesz spać w tym hałasie? – zdziwił się Olaf.
Wzruszyła ramionami.
– Jest jak kołysanka.
Ułożyła się wygodniej. Olaf zapatrzył się na jej cienkie ramię. Odniósł wrażenie, że bezsenność to najmniejszy problem dziewczyny. Ale co go to obchodziło?
Kiedy pociąg dojeżdżał do jego stacji, wyszedł cicho z przedziału, nie chcąc budzić współpasażerki. Wyspa peronu zbliżała się szybko, pod stopami narastał pisk. Kiedy dźwięk osiągnął apogeum, pociąg się zatrzymał. Olaf zeskoczył na peron. W oddali, przy wiacie, stała żona z Kacprem. Podszedł i przejął od niej wózek inwalidzki syna.
***
Pociąg ruszył minutę po piętnastej. Olaf wszedł do przedziału i osunął się na siedzenie. Pragnął, by przestała boleć go głowa. Nurzając się w otępieniu, dopiero po kilku chwilach zdał sobie sprawę, że naprzeciwko niego siedzi ta sama dziewczyna, z którą rozmawiał wczoraj.
Zmarszczył brwi. Nie za bardzo go to ucieszyło, przez zmęczenie nie miał ochoty się odzywać. Chyba było już za późno, żeby się przesiąść. Nastolatka znów spała, ale mogła tylko udawać. Gdyby teraz wyszedł, zostałoby to zinterpretowane tylko w jeden sposób.
Współpasażerka otworzyła oczy. Wyglądała nieco przytomniej niż poprzedniego dnia. Skinął lekko głową i zapatrzył się na drzewa pędzące za oknem, ale znów czuł na sobie jej spojrzenie. W końcu się odezwała.
– Musi panu być ciężko.
Znów go zaskoczyła. Spojrzał na nią, nie rozumiejąc.
– Co?
– Widziałam, do kogo wczoraj pan podszedł na peronie.
– Aaa… – wymamrotał Olaf.
Nie chciał rozmawiać, a tym bardziej na ten temat. Bezmyślnie zapatrzył się w podłogę pod siedzeniami. Wciąż leżał tam śmieć. Najwyraźniej nikt tu nie sprzątał od wczoraj. Nastolatka, niezrażona krótkimi odpowiedziami, zapytała:
– Syn?
Potwierdził.
– Ile ma lat?
– Dwadzieścia siedem – powiedział cicho.
Pokiwała głową. Nie chciał na nią patrzeć, przeniósł spojrzenie na szczelinę przy szybie. Kiedy rano jechał innym składem i obserwował to samo miejsce, nie było tam żadnej szczeliny, tylko podziurkowana, cienka blaszka. W tym przedziale najwyraźniej wypadła. Coś się w tej brudnej ciemności szczeliny poruszało razem z drganiami pociągu. Może to ta poluzowana blaszka.
– Nigdy pan nie będzie wolny – zauważyła nastolatka.
Olaf zacisnął zęby. Zastanowił się, czy nie powiedzieć wprost, że nie ma ochoty o tym rozmawiać, ale wtedy dziewczyna dodała:
– Pogodził się pan z tym?
Zamarł. Czy się pogodził? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Skąd do jej głowy przychodziły takie pytania? Takie, które nigdy by nie przewinęły się przez jego umysł, a powinny. Może to przez częstą jazdę pociągiem, którą praktykowała. Podczas podróży ma się dużo czasu na przemyślenia.
Z ulgą przyjął wejście konduktora, który poprosił go o bilet. Ale choć Olaf z początku ucieszył się, że kontrola uratowała go przed pytaniem, to kiedy się skończyła, nagle postanowił odpowiedzieć.
– Nie, chyba się nie pogodziłem. – Wypluł te słowa, jakby były wymiotami. – Ale to nic nie zmienia – dodał, obserwując śmieć podrygujący pod siedzeniami.
Gdy dziewczyna nie odpowiedziała, popatrzył na nią dłużej niż zwykle. Źle wyglądała. Wgłębienia na twarzy wyraźnie odznaczały się pod kościami policzkowymi. Skóra ciasno opinała szczękę. Wargi wydawały się nienaturalnie rozciągnięte, lecz nie w uśmiechu. Olafa dopiero dzisiaj z całą mocą uderzyło to, jaka nastolatka jest wątła.
Pociąg dobijał do jakiejś stacji. Koła zwalniały na szynach, pod stopami słyszeli pisk. Ostry i nieprzyjemny.
– Zawsze krzyczą – mruknęła dziewczyna.
– Kto krzyczy?
– Szyny.
Olaf musiał przyznać, że współpasażerka była z pewnością dość szaloną osobą. Rozmawiali, pędząc przez pustkowia. Dowiedział się, że ma na imię Milena i że rzuciła szkołę.
– Ale nie jesteś bezdomna i nie mieszkasz w pociągu? – zapytał ostrożnie.
– Nie – zaprzeczyła. – Choć czasami wolałabym, żeby tak było.
Pociąg przecinał szarą mgłę, wyjątkowo gęstą, jak na tę godzinę. Olaf nieco oprzytomniał. Gdy zbliżali się do jego stacji, pożegnał się z Mileną i wyszedł z nadzieją, że dziś żona i Kacper postanowili zostać w domu, mimo że spacer na peron był jedną z niewielu atrakcji, na jakie mogli sobie pozwolić. Podejrzewał jednak, że i tym razem zobaczy ich na stacji.
Nie mylił się. Czekali. Westchnął, wysiadł z pociągu i ruszył w ich stronę.
***
Od tej pory Olaf, wracając z pracy, za każdym razem wchodził do tego samego przedziału, a Milena zawsze tam siedziała. Znajomość z nią była dla niego czymś w rodzaju cichego przystanku na ogromnej, pełnej światła i hałasu jezdni, choć paradoksalnie zawsze, gdy się spotykali, to pędzili. Przystanek ten był szary i dość ponury, ale właśnie takiego potrzebował.
Milena mówiła idealnie mało. Rozmowa polegająca na wymianie krótkich, pojedynczych zdań, przerywana długim milczeniem, była chyba jedyną rozrywką, do jakiej Olaf był zdolny w stanie głębokiego zmęczenia po pracy. W dodatku nie była to bezsensowna, płytka jak kałuża pogawędka, jakie się zwykle odbywają między dwojgiem ledwo znających się ludzi. Dziewczyna czasem mówiła dziwne rzeczy, czasem dobitne, a innym razem przesadnie szczere. Pogrążony w zmęczeniu chciał tego słuchać.
Jesień żarłocznie pochłaniała świat za oknem, brązy i czerwienie mętniały, okrywając się mgłą, a oni rozmawiali, codziennie w tym samym pociągu, tym samym przedziale, o tej samej godzinie i stawali się coraz bardziej powiązani, jak dwa słowa występujące tylko razem i tylko w jednym znaczeniu. Jedyne, co niepokoiło Olafa, to fakt, że Milena, już przecież tak drobna i wątła, wyraźnie jeszcze mocniej chudła. Jej palce zdawały się każdego dnia coraz cieńsze, ubranie coraz luźniejsze. Próbował z nią o tym rozmawiać, ale omijała ten temat, więc przestał.
Naprawa samochodu się przedłużała, a po jakimś czasie Olaf zdał sobie sprawę, że wcale nie chce jej końca. Miał pewność, że będzie mu brakowało jazdy pociągiem, bycia w ruchu, równomiernego stukotania mechanizmów delikatnie ocierających się o siebie pod podłogą. I Mileny.
– Zawsze jeździmy sami – zauważył pewnego dnia. – Nikt się do nas nie przysiada.
Milena oparła się kościstym ramieniem o szybę.
– Widocznie nie mają powodu – mruknęła.
Olaf dopiero teraz zdał sobie sprawę, że poza konduktorem i Mileną nigdy nie spotkał nikogo innego w tym pociągu. Podzielił się spostrzeżeniem z nastolatką. Oparła podbródek na chudej dłoni i powiedziała:
– Z czasem zaczniesz ich zauważać.
– Co to znaczy?
Nie odpowiedziała. Mgła za oknem zdawała się napierać na szybę, nie było widać absolutnie nic poza nią, więc Olaf bezmyślnie kontemplował przedmiot dygoczący w szczelinie za szybą. Było to coś długiego, ciągnącego się aż do górnej ramy okna, drgającego razem z pociągiem. Każdego dnia wychodziło ze szczeliny o parę milimetrów dalej. Obojętnie zastanawiał się, co to jest.
Pociąg powoli dojeżdżał do jego stacji, pod stopami rozlegał się pisk. Olaf wciąż się nie podnosił, ogarnięty dziwnym otępieniem. Niepokoił go ten dźwięk.
– Znów krzyczą – szepnęła Milena.
Jej słowa tylko pogłębiły niepokój. Już przestał pytać o to, co ma na myśli. Wyszedł w milczeniu z przedziału, stanął przed wyjściem i patrzył, jak z mgły wyłania się peron. Wyglądało to tak, jakby pociąg dryfował po szarym oceanie.
***
Nie było na świecie takiej rzeczy, którą dało się porównać do tej dziwnej przyjemności, jaka płynęła z jazdy pociągiem. Czuć ją było gdzieś w brzuchu, ulotną jak powietrze, niewyraźną jak cień na wodzie, niecodzienną, a jednak mającą w sobie coś z niewinnej rutyny.
Pociąg ruszył piętnaście minut po piętnastej. Olaf gryzł wargi, patrząc w stronę parkingu, na którym zostawił naprawiony już samochód, uciekającego powoli za skraj okna, będącego początkiem taśmy, która zaraz z dużą prędkością miała przesuwać się za szybą.
Palce Mileny były cienkie jak gałązki, tak białe, że patrząc na nie, mrużył oczy. Pogrzebał w torbie i wyciągnął kanapkę, której nie miał czasu zjeść w pracy. Podsunął ją dziewczynie pod nos. Nastolatka pokręciła głową.
– Dlaczego? – zapytał.
– To się nie uda. Nie ma sensu.
– Przecież chudniesz w oczach! – Olaf popatrzył znacząco na wychylające się zza kołnierza, wyraźnie zarysowane obojczyki. Był pewien, że poniżej znajdują się równie wyraźnie zarysowane żebra.
– Widocznie tak musi być.
Zacisnął wargi, schował kanapkę i pochylił się do przodu, próbując uchwycić spojrzenie Mileny. Wciąż patrzyła w szybę, lekko nieprzytomnie, z zadumą.
– Wiesz, że możesz umrzeć?
Wzruszyła ramionami. Olaf chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zamilkł i drgnął. Gdy spojrzał przelotnie na śmieć turlający się pod siedzeniami, wciąż ten sam śmieć, którego nadal nikt nie sprzątnął, miał wrażenie, że w jego miejscu widzi okrągłą, poznaczoną naczyniami krwionośnymi gałkę oczną. Gdy jednak wrócił do niej wzrokiem, ponownie widział śmieć. Otrząsnął się i ponownie spojrzał na Milenę.
– Porozmawiajmy. Pomogę ci – powiedział.
– Nie pomożesz. Masz własny ciężar do dźwigania.
Uniósł brwi.
– Co to ma do rzeczy? – zapytał, starając się nie podnosić głosu. – Byłaś chociaż u lekarza?
– Ha, żeby tylko jednego.
– I nic nie pomogli?
– Tylko pogorszyli sprawę.
Powstrzymał się od rzucenia przekleństwem. Wszystkie nierealistyczne ideały, przechadzające się po głowach dziewczyn takich, jak Milena, powinny iść się utopić.
– Wiesz, co zawsze widziałam, kiedy patrzyłam w lustro? – zapytała. – Widziałam glistę. Oślizgłą, białą, długą glistę.
– Nie jesteś żadną glistą! – Tym razem nie udało mu się uniknąć podniesienia głosu.
Jego serce biło teraz za szybko. Nie mógł patrzeć na Milenę. Nagle wszystko w niej zaczęło go irytować. Nie chciał widzieć tej chudości, tej białości, tej nikłości. Nie kontynuował rozmowy. Był zbyt zmęczony. Obserwował szczelinę za szybą. Rzecz, która w niej podrygiwała, wysunęła się na parę centymetrów przez te dni, w które Olaf jeździł pociągiem, ale nadal nie umiał stwierdzić, co to jest. U góry jasnoróżowe, łagodnie przechodziło w szarość, a potem w brąz. Pociąg, według rozkładu odjeżdżający o piętnastej, codziennie spóźniał się o więcej minut, podobnie jak ta rzecz codziennie trochę się wysuwała.
Z Mileną już więcej nie poruszał tematu jej wagi, bo wiedział, że to nic nie da. A dziewczyna chudła. Jej palce, cieniutkie jak makaron, wiły się po siedzeniu. Były niemal przezroczyste, przypominały zatem makaron ryżowy. Ledwie zauważalnie drgały razem z pociągiem. Gawędzili tak samo, jak zwykle, lecz Olaf miał wrażenie, że ich rozmowy utraciły głębię. Coś się zmieniło, ale na pewno nie w głosie Mileny. Może przyzwyczaił się do jej ciężkich, dobitnych, uporczywych słów i nie robiły już na nim takiego wrażenia?
Zastanawiał się, czy nie przerwać tej znajomości i nie zacząć jeździć samochodem, który w tajemnicy przed żoną i Kacprem wciąż zostawiał na parkingu przed dworcem, ale odkładał podjęcie decyzji, był zbyt zmęczony.
Pociąg odjechał godzinę po piętnastej i pędził, rozrywając jesienną mgłę, która przykrywała dokładnie cały krajobraz. Olaf płynął, na skraju snu, widząc jednocześnie wnętrze przedziału i senne wizje, które pojawiały się znienacka i równie niespodziewanie znikały. Patrzył na rurę kanalizacyjną, która symbolizowała jego życie, po chwili wokół niej zaczęły owijać się makaronowe palce Mileny, zawiązując na niej skomplikowany węzeł żeglarski.
Jazda pociągiem zaczynała go przytłaczać. Olaf codziennie przecież wychodził na peron i wracał do domu, a jednak miał wrażenie, że wciąż siedzi w przedziale. Leżąc nocą w łóżku, słyszał klekotanie wagonów i postukiwanie mechanizmów, gdy brał prysznic, wydawało mu się, że brodzik drży, jakby był w ruchu, a kiedy rozmawiał z żoną, co jakiś czas za sprawą łagodnej, ledwie zauważalnej metamorfozy przemieniała się ona w Milenę.
Coś dziwnego działo się z Kacprem. Zacierał się, stawał zapomniany, jakby tak naprawdę nie istniał, a co najwyżej Olafowi śniło się, że ma syna i potem przez cały dzień czuł posmak tego snu. Nie pamiętał, jakie emocje towarzyszyły mu, gdy dowiedział się, że będzie ojcem i też dużo później, gdy patrzył na wiecznie przechyloną w lewo głowę Kacpra, na błyszczącą strużkę śliny sączącą się z ust, wokół których widniały już pierwsze zmarszczki.
Wszedł konduktor. Olaf automatycznie wyciągnął telefon z biletem. Miał wrażenie, że podobnie jak codziennie po piętnastej jechał wciąż w tym samym przedziale, z tą samą współpasażerką i tymi samymi śmieciami, tak i konduktor jest wciąż ten sam, ale nigdy tego nie sprawdził. Teraz spróbował spojrzeć na mężczyznę, ale jakoś nie mógł podnieść wzroku, twarz kontrolera wciąż mu uciekała, jakby próbował uchwycić spojrzeniem coś na skraju pola widzenia, co okazywało się tylko paprochem na źrenicy.
Zaprzestał, lecz gdy konduktor zasuwał za sobą drzwi przedziału, Olafowi wydało się, że twarz kontrolera jest tak naprawdę niedostrzegalna, bo skórę i rysy miał ściągnięte na samym środku, w miejscu nosa, w ciasny supeł.
Jesienna mgła dziko napierała na szyby. Olaf myślał o tym, by przejść się po pociągu, ale wciąż nie mógł dojrzeć do tej decyzji. Był zmęczony. Chciał jednak sprawdzić, czy jadą tym pociągiem jacyś inni ludzie.
Nie mógł już patrzeć na Milenę. Teraz to jej nogi i ręce przypominały makaron, wylewały się z rękawów i nogawek, formując w skomplikowane wzory, które być może miały jakieś znaczenie, ale Olaf nie miał siły się nad nim zastanawiać. Palce dziewczyny podobne były do włosów, a na cieniutkiej jak łodyga szyi chybotała się wąska, wydłużona głowa. Sięgała do sufitu przedziału.
***
Pociąg ruszył trzy godziny po piętnastej. Olaf wciąż nie mógł dojrzeć do wstania i przejścia się po korytarzu. Nie rozmawiał już z Mileną. Bał się, że tylko ją pogrąży, że dziewczyna niepotrzebnie zużyje wątłe siły na mówienie. Chociaż i tak była chyba zbyt słaba, by mówić. Chciał, żeby spała, żeby chociaż tak uzupełniała energię.
Zaczął zastanawiać się, kiedy w zasadzie wsiadł, bo nie mógł sobie tego przypomnieć. Wszystko przesłaniała jesienna mgła, w myślach wciąż plątała się kleista ciecz rutyny. Prawie nie pamiętał życia poza pociągiem, jedynie pojedyncze, niewyraźne obrazy. Wcześniej miał chociaż wrażenie, że kiedyś były mocno, ostro i nieodwołalnie prawdziwe, teraz w zasadzie coraz bardziej w nie wątpił.
Pewnego dnia zauważył, że Mileny już nie ma. Naprzeciw Olafa leżało tylko jej ubranie. Buty stały równo i grzecznie, w środku kłębiły się skarpety. Za butami, w ciemności, dalej turlał się śmieć.
Bezwiednie wyjął kanapkę z torby, choć w zasadzie nie był głodny. Żuł długo, nie czując smaku, a każdy kęs trochę bolał. Potem otworzył maleńki kosz na śmieci umieszczony pod półką pod oknem, by wrzucić tam papier śniadaniowy. Oczywiście. Nie wyrzuci, bo śmietnik jest pełny, przecież nikt tutaj nie sprząta.
Kosz był pełen czegoś twardego i wielokolorowego, przypominającego kulę źle wymieszanej plasteliny. Na samej górze, nienaturalnie rozciągnięte i mocno niebieskie, patrzyło na Olafa czyjeś oko.
Wstrzymał oddech. Powoli zamknął kosz, papier po kanapce wrzucił do torby.
Rękaw płaszcza Mileny obsunął się o kilka milimetrów. Olaf zmrużył oczy. Może ona wciąż tam była, tylko tak cienka, że niewidoczna gołym okiem? Poruszył ramionami. Bolały go plecy. Oparł się o szybę. Analizował, czym może być rzecz, która chybotała się w szczelinie.
Pociąg zatrzymał się nagle. Nienaturalnie. Pociągi się tak nie zatrzymywały. Nie było słychać pisku szyn, plecy nie przycisnęły się do oparcia. Po prostu zawisł pośród mgły, jakby ktoś wcisnął pauzę na filmie.
Zatrzymanie się sprawiło jednak, że to coś, co dygotało w szczelinie, nagle wysunęło się całkiem i bezgłośnie potoczyło na środek okna, uwięzione w podwójnej szybie. Była to twarz, spłaszczona i groteskowo rozciągnięta. Oczy zostały sprasowane, gdy były całkiem wytrzeszczone, usta lekko się rozchylały, ręka trwała przy lewym policzku. Po drugiej, niewidocznej dla Olafa stronie znajdowała się zapewne reszta spłaszczonych członków.
Nie potrafił stwierdzić, czy twarz należała do kobiety, czy do mężczyzny. Całkowicie przesłaniała widok za oknem, wpatrując się w Olafa spłaszczonymi oczami. On również nie mógł oderwać od niej wzroku. Czuł, że wszystkie myśli opuściły jego głowę, pozostawiając wirującą pustkę.
Pociąg ruszył, równie niespodziewanie, jak się zatrzymał. Śmieć wyturlał się spod siedzeń i dotknął buta Olafa, który ostrożnie spojrzał w dół. Jak już podejrzewał, to nie był śmieć. W malutkiej, nieregularnej kuli dostrzegł zdeformowany kciuk i część spłaszczonej małżowiny usznej.
Z czasem zaczniesz ich zauważać.
Olaf poczuł się jakoś nie na miejscu i niezręcznie. Nie miał gdzie podziać wzroku. Nie mógł patrzeć w szybę, bo widok był zasłonięty przez człowieka-naleśnika. Zerknął więc w drugą stronę, w okno na korytarzu.
Mgła była dziś wyjątkowo namacalna. Kryło się za nią jakieś blade światło. Wyraźnie nie potrafiło się przez nią przedrzeć.
Wtedy Olaf to zobaczył. W nikłym świetle widoczne były unoszące się w przedziale drobinki kurzu i cieniutkie, ledwie dostrzegalne nitki, cieńsze niż włosy, przezroczyste. Milena. A więc cały czas tu była.
Drzwi przedziału rozsunęły się i wszedł konduktor, zrywając nitki, niszcząc je. Olaf pragnął wstać i krzyknąć, ale bał się, że jeszcze bardziej uszkodzi Milenę. Siedział osłupiały i bardzo ostrożnie wyciągnął dłoń, by pokazać bilet. Nie patrzył na twarz konduktora. Przez cały czas trwania kontroli wstrzymywał oddech, a dopiero, gdy drzwi zamknęły się za kontrolerem, wypuścił głośno powietrze.
Z górnej półki na bagaż wysunęła się ręka. Była dziwnie pogięta, jakby miała łokcie w kilku miejscach. Nitki Mileny głaskały ją, tańczyły po jej krzywiznach, delikatnie się o nią ocierały.
Olaf nie mógł znieść tego widoku. Odruchowo spojrzał w okno, ale tam natrafił przecież na spłaszczoną twarz. Jednak to krótkie spojrzenie wystarczyło, by zauważyć, że usta uwięzionego w oknie człowieka lekko się poruszają, jakby wargi próbowały wypowiedzieć drżące, błagalne słowa.
Olaf zaklął. Zapragnął wstać, ale nie potrafił. Nie mógł poruszyć kończynami. Spojrzał w dół.
To, co zobaczył, sprawiło, że ogarnął go chłód. Jego tors przypominał pień drzewa o bardzo grubej korze, z głębokimi szczelinami i wyraźnymi wypustkami, cienki jednak i powyginany. Gdy Olaf przyjrzał się bliżej, dostrzegł, że to, co wcześniej przypominało mu strukturę kory, było w istocie siatką śladów kół, dość cienkich kół.
Jednak to, co znajdowało się poniżej, było jeszcze gorsze. Olaf zamiast nóg miał dwa koła, łudząco podobne do tych montowanych przy wózkach inwalidzkich.
Próbował nimi poruszyć, ale na próżno. Koła zaczęły się kręcić, jednak niezależnie od jego woli. Wirowały coraz szybciej i szybciej. Przerażony Olaf zacisnął powieki. Ze zdeformowanego gardła wydarł się krzyk.
Gdzie była Milena? Dlaczego mu nie pomagała?
Z wielkim wysiłkiem udało mu się przesunąć tylko po to, by bezwładnie spaść na podłogę. Leżał tam przewrócony i porzucony, koła kręciły się w powietrzu, jakby był wózkiem, który dopiero co miał wypadek. Czuł delikatne wibracje podłogi, słyszał postukiwanie i pisk szyn, które chyba nigdy nie milczały. Milena unosiła się nad nim, całkowicie obojętna na jego los.
***
Pociąg ruszył eony po piętnastej. Olaf wirował. Wirował po przedziale, obijał się o szybę niczym rozwścieczona mucha, krzyczał bezgłośnie i boleśnie. Współpasażerowie patrzyli na niego obojętnie, każdy zajęty swoim losem. Kula na podłodze drżała, z kosza dochodziło coraz głośniejsze postukiwanie o wieko, ręka z półki bagażowej próbowała wsunąć się tam z powrotem. Milena lekko i zwiewnie wypełniała cały przedział.
On wirował, ona lekko się unosiła, on był tak niespokojny i ruchliwy, a ona taka spokojna i cicha, bezszelestna. Gdy w końcu Olafowi udało się przeniknąć przez szybę, wypadł na zewnątrz jak pocisk. Milena zaraz była obok. Po chwili, przeciskając się przez różne szczeliny, dołączyła do nich reszta współpasażerów.
Pociąg wyłaniał się z mgły i zaraz w niej chował. Pędził, a jednak był w tym samym miejscu, nie poruszał się. Mgła ich otuliła, było w tym coś wściekłego i niepoprawnego. Ściskała ich coraz mocniej, aż ścisnęli się tam bardzo, że stali się jednością. Już nie mieli imion, mieli za to formę, pewien kształt, zmienny, a jednak wyraźny i wyrazisty, jak witraż w oknie.
Zbliżyli się do pociągu, gładko przeniknęli przez toczące się po szynach kółka, zawirowali między mechanizmami, a potem położyli się na torach.
Z łatwością się dopasowali. Wkrótce stali się kolejną warstwą szyn. Słyszeli stukot przewijających się nad nimi mechanizmów, widzieli spód pociągu, czuli jeżdżące po nich kółka. I krzyczeli, bo to bolało.
Przeczytałem. Powodzenia w konkursie. :)
Fajne. Zaciekawiło mnie od samego początku niedomówieniami. Ładnie napisane.
Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/
Hej!
Po pierwsze napisane bez zarzutu, płynąłem przez tekst z przyjemnością. Poza tym podobał mi się bardzo klimat. Nie wiem w sumie czym jest weird fiction, ale mam wrażenie, że Twoje opowiadanie jest znakomitym jego przykładem. Dziwność i niepokój narasta, ale powolutku, z każdym zdaniem z każdą literką, przesuwaj bohaterom granice akceptacji obłędu.
Dobrze nakreślone dwie główne postacie, obie z tytułowym ciężarem, który w sobie noszą, które rozsmarowuje je przez życie, popychając ich powoli otchłań. Ładnie przez niedopowiedzenia je zbudowałaś. Z kilku scen, niedopowiedzeń, można wszystkiego się domyślić.
Bardzo dobre wykorzystanie hasła i dobry tytuł.
Klikam z przyjemnością i pozdrawiam!
Koalo, dzięki za wizytę!
Marcin_Maksymilian, super, że zaciekawiło :) Dziękuję za opinię!
Edward Pitowski, dziękuję za tak pozytywny komentarz!
Dziwność i niepokój narasta, ale powolutku, z każdym zdaniem z każdą literką, przesuwaj bohaterom granice akceptacji obłędu.
Bardzo się cieszę z tych słów, bo starałam się dokładnie tak zrobić! No i cieszę się, że bohaterowie się spodobali, a niedopowiedzenia nie były za bardzo niedopowiedziane :)
Cześć Sonata,
Starannie napisany tekst, ciekawy pomysł na konkursowe hasło, pomimo tego, że nie jest ono wykorzystane w sposób dosłowny. Dostrzegam tu podobną koncepcję i przyjętą formę, jak w moim opowiadaniu. Jest główny bohater(rzy), któremu ewidentnie ciąży cos, co ma genezę w przeszłości, jest gęstniejąca, zacieśniająca się atmosfera, klimat też jest podobny. No tylko Ty poszłaś w stronę większego absurdu i większej ilości niedomówień. Pociąg “przepoczwarza” swoich pasażerów, a los Olafa zdawał się być od początku przesądzony.
Powodzenia w konkursie i pozdrawiam!
Hej, mocno depresyjny tekst. Podobał mi się nastrój opowiadania, powolne temp, które tu pasuje. Sam nie jestem pewien jak mam odbierać przemianę bohatera i jego współpasażerki. Pierwsze, co przychodzi do głowy, to że nasze zmartwienia pozostawione samym sobie, kiedyś nas zniszczą. Klikam, pozdrawiam i powodzenia :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
JPolsky, cześć, dzięki za komentarz! Super, że wykorzystanie hasła zaciekawiło. Pomysł, co zrobić z hasłem konkursowym, przyszedł mi niemal od razu. Los Olafa rzeczywiście był od początku przesądzony, jeszcze zanim wsiadł do pociągu. Do Twojego opowiadania dotrę niebawem!
Bardjaskier, dziękuję za opinię! Fakt, opowiadanie nie jest zbyt wesołe. Cieszę się, że nastrój się podobał.
Pierwsze, co przychodzi do głowy, to że nasze zmartwienia pozostawione samym sobie, kiedyś nas zniszczą.
Właśnie tak to można odebrać. Ale z niektórymi zmartwieniami nie da się nic zrobić i nie ma innego wyjścia, jak je zostawić, by nas zmiażdżyły (tak, wiem, bardzo optymistyczna refleksja :D).
“Właśnie tak to można odebrać. Ale z niektórymi zmartwieniami nie da się nic zrobić i nie ma innego wyjścia, jak je zostawić, by nas zmiażdżyły (tak, wiem, bardzo optymistyczna refleksja :D).”
Równie optymistyczny, co opowiadanie :D. Ale nawet beznadziejne przypadki potrzebują nadziei, nawet jeśli jest płonna :) – napisał autor horrorów, których bohaterowie przeważnie giną ;)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
napisał autor horrorów, których bohaterowie przeważnie giną ;)
Przeważnie, czyli nie zawsze, a więc jest jakaś nadzieja ;)
Cześć, Satano!
Bardzo podoba mi się pomysł. Przechodzisz od niby-zwykłej opowiastki o ludziach, którzy mają ciężko, w klimaty horrorowe. Do tego samo przejście jest wiarygodne, odpowiednio podbudowane i z bohaterami, którzy przechodzą przemianę – w przypadku głównego bohatera nie tylko fizyczną, ale też wewnątrzną.
Bardzo sprawnie napisane, nie ma co zarzucić.
Do tego masz kilka smaczków, które zyskują, gdy się nad tym zastanowić.
– Z czasem zaczniesz ich zauważać.
Potem powtarzasz to zdanie w myślach Olafa i zastanawiam się, czy słusznie – czy nie lepiej wybrzmiałoby jedynie jako echo, a nie dosłowne zaznaczenie. Ale to już bardzo luźne dywagacje.
Pozdrówka i powodzenia w krokusie!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Podobało mi się. Atmosfera tajemniczości i ogólny, trochę surrealistyczny klimat, działał na mnie kojąco, co nie często się zdarza. Może dlatego, że ciągle siedziałem w z bohaterami w przedziale, i słyszałem stukot kół. Dzięki. Daję klika. Pozdrawiam
Cześć, Krokusie! Miło mi, że podobał Ci się pomysł, a przemiana bohaterów była dla Ciebie wiarygodna :)
Potem powtarzasz to zdanie w myślach Olafa i zastanawiam się, czy słusznie – czy nie lepiej wybrzmiałoby jedynie jako echo, a nie dosłowne zaznaczaenie.
Właściwie fakt, nie musiałam tego powtarzać, ale już trudno, niech zostanie.
Dziękuję za wizytę!
Hesket, dzięki za opinię i cieszę się, że się spodobało! Nie spodziewałam się, że klimat tego opka może zadziałać kojąco, ale w sumie dobrze, że tak na Ciebie zadziałał :) Super, że udało się dosiąść do bohaterów i usłyszeć stukot kół!
Szalenie przygnębiający klimat i wszystko, co spotkało Olafa w czasie podróży okazało się tak bardzo osobliwe, że nie udało mi się dociec, co tam się właściwie wydarzyło. I choć czytałam opowiadanie z zaciekawieniem, zaintrygowana wypadkami, to skończywszy lekturę muszę powiedzieć, że raczej niewiele z tego pojęłam.
Skóra na jego karku zamrowiła. → A może: Poczuł mrowienie skóry na karku.
Kiedy pociąg zbliżał się do jego stacji, wyszedł cicho z przedziału, nie chcąc budzić współpasażerki. Wyspa peronu zbliżała się szybko… → Czy to celowe powtórzenie?
Może w pierwszym zdaniu: Kiedy pociąg dojeżdżał do jego stacji…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Rzeczywiście, bardzo przygnębiające opowiadanie. Odczytałam je jako opis nieradzenia sobie ze światem, przytłoczenia samym sobą, a pod koniec niemal zdziwiłam się, że Olaf nie rzucił się pod pociąg – a może rzucił, tylko nie zostało to nazwane wprost.
Niemniej, tekst dobry. Dziwny, niepokojący, przypominający, że najstraszniejsze demony to te, które widać w lustrach.
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Regulatorzy, dzięki za wizytę! Poprawki wprowadzone. Cieszę się, że czytałaś z zaciekawieniem :) W skrócie chodziło o to, że ciężar problemów Olafa (a także innych pasażerów), który w jakiś sposób formował go jako człowieka, w pociągu zaczął go dosłownie formować, aż Olaf nie stał się częścią wciąż krzyczących z bólu szyn.
Rosso, dziękuję za komentarz! Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że wyjdzie aż tak przygnębiająco, może to przez to, jaką porę roku wybrałam ;) W pewnym sensie Olaf rzucił się pod pociąg – przez swoje problemy został częścią szyn, a może być to traktowane jako metafora osób, które przez problemy rzucają się pod pociąg. Cieszę się, że uważasz tekst za dobry!
Bardzo proszę, Sonato. Nie pomyślałam o tak szczególnym rozumieniu ciężaru. Dziękuję za wyjaśnienie. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej, Sonato!
Bardzo ładnie (poważnie, czapki z głów) napisany tekst o dość smutnym wydźwięku. Było coś niepokojącego i jednocześnie ekscytującego w śledzeniu kolejnych spotkań Olafa i Mileny podczas jazdy pociągiem. Tajemnicze chudnięcie nastolatki, przemyślenia mężczyzny, to naprawdę robi robotę i buduje klimat.
Aczkolwiek muszę przyznać bez bicia, nie zrozumiałem zakończenia :P
Niemniej, czytało się naprawdę przyjemnie, więc biblioteka zdecydowanie zasłużona. Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie :)
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
cezary_cezary, cześć, dzięki za komentarz! Miło mi, że podobało się śledzenie spotkań bohaterów :) Zakończenie w sumie można rozumieć na różne sposoby – metaforyczne rzucenie się na tory, dołączenie do grona osób, które każdego dnia krzyczą w duchu (pisk szyn) w reakcji na ciężar życia, generalnie chodziło mi o ogólne poddanie się ciężarowi problemów.
Ciekawe opowiadanie. Takie… bezkompromisowe.
Stoi oczywiście dusznym, posępnym nastrojem, okraszonym udanymi opisami zmieniającej się rzeczywistości. Podobają mi się turpistyczne wizje przedziału, wrzeszczące szyny, stopniowa transformacja pasażerów.
Z drugiej strony ta jednowymiarowość stanowi chyba zarazem największy minus. Jest dość sennie, monotematycznie. Zakończenie zdaje mi się nie łączyć z wcześniejszymi zdarzeniami – może dlatego, że szyny nie są częścią pociągu, tylko czymś oddzielnym. Pewnie tekst zyskałby na jakimś związku przyczynowo-skutkowym czy klamrze w tym miejscu.
Zastanawiające, że przemiana Mileny trwała dłużej, dziewczyna była też zaznajomiona ze znaczeniem dźwięku szyn. Tymczasem Olaf szast-prast i został wózkiem inwalidzkim ;)
Napisane schludnie. Jedno mnie jedynie zastanowiło:
Dziewczyna czasem mówiła dziwne rzeczy, czasem dobitne, a innym razem przesadnie szczere. Pogrążony w zmęczeniu chciał tego słuchać.
Serio miał ochotę tego słuchać w takim stanie? Masochista jakiś? ;p
Pzdr, powodzenia w konkursie!
"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."
CountPrimagen, dzięki za komentarz! Cieszę się, że podobały Ci się wrzeszczące szyny i transformacja pasażerów. W zakończeniu chyba za bardzo zwróciłam uwagę na hasło konkursowe, a za mało na związek z wcześniejszymi zdarzeniami. Co do długości przemiany, według mnie zastanawiające by było również, gdyby przemiana u każdego trwała tyle samo czasu ;)
Serio miał ochotę tego słuchać w takim stanie? Masochista jakiś? ;p
Brakowało mu rozrywki :)
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Dzięki, Anet!
Cześć.
Po pierwsze, super tekst. :)
To nie było przypadkowe spotkanie. W przedziale spotkał bratnią duszę; ciut odmienną, jednak tak podobną do niego samego. Milen była częścią pociągu, tak jak inni, których zobaczył w odpowiednim czasie – wagon to nowe życie, dom. Najprawdopodobniej, coś na podobieństwo snu, to, co miał do tej pory, przestawało istnieć, wyparowywało z jego pamięci.
Szczelina, brak pasażerów, konduktor, którego nie był w stanie zwizualizować – zastanawiające i pobudzające wyobraźnię.
Dziewczyna stanowiła pierwszy plan, a reszta – dialogi, nieokreślone detale, niedopowiedzenia; tło.
Fajne opisy podświadomości i stapiania się z pociągiem. Pogranicze jawy i snu. Niewyjaśnione stany, chociażby: nie sprzątanie przedziału, śmieci, ta sama sceneria – poza szczeliną, która się uwypuklała..
Po zniknięciu dziewczyny – rozpadła się jak wieża z klocków i jest wszędzie – zjawiska, których nie da się racjonalnie wytłumaczyć: otępienie, szok, szczątki ludzkie, dziwne twarze chcące wejść do środka, niedowierzanie, niemoc…
Zabrakło mi ciut głębszej miotaniny bohatera ze samym sobą i głębszych odczuć, ale to tylko moje subiektywne odczucie.
Pozdrawiam. :)
Świetne opowiadanie od początku do końca. Dobrze zbudowany klimat i postacie. Wciągnęło tak naprawdę od pierwszej sceny. Przez całą historię przewija się tajemnica, która powoli się odkrywa, budując coraz większe napięcie.
Satysfakcjonująca lektura.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Hej!
Tak dawno nie miał dla siebie czasu, że już nie umiał go spędzać.
Rzadko zdarza mi się czytać tak proste, a tak prawdziwe zdania.
Nagłe odezwanie się współpasażerki było tak niespodziewane jak jej wcześniejsze otwarcie oczu.
Moje osobiste zdanie: okropnie to brzmi. Nie lepiej “Słowa wypowiedziane przez pasażerkę…”?
Poprosił bilet tylko
odOlafa, nastolatkę musiał skontrolować wcześniej.
Wywaliłbym.
No, to jest najbardziej dołujące i mroczne opowiadanie, które jak na razie przeczytałem w tym konkursie. Jest też najlepiej napisane, bardzo barwnie, zdania są okrągłe, starannie cyzelowane, bardzo dobra robota.
Co do fabuły, to również jestem kontent. Przeszłaś od dwójki steranych życiem ludzi; od obyczajówki, do gęstych, weirdowych, horrorowatych klimatów. Szalenie podoba mi się pomysł na stawanie się częścią infrastruktury kolejowej, na wtapianie się w pociąg, to trwanie w nim, które kończy się swoistym zapuszczeniem korzeni – od przygodnego podróżnego do bywalca, od bywalca do elementu składowego pociągu jako całości, od elementu składowego do… No właśnie, czego? Widzę to tak: jeśli coś jest częścią większej całosći, z którą obcuje się na co dzień, to po jakimś czasie ta część traci indywidualizm, przestaje się ją dostrzegać w kontekście jednostkowości jako osobny twór, staje się tylko elementem składowym, czymś normalnym, czymś po czym wzrok się prześlizguje, nie zatrzymuje się, bo nie wyodrębnia jej jako osobnego bytu. To się dzieje z Mileną, to się dzieje z Olafem, oni według mnie zatracają się w pociągu, przestają być osobnymi bytami, a na końcu stają się częścią czegoś jeszcze wiekszego niż pociąg, stają się częścią szyn, znikają zupełnie jako jednostki. I tylko krzyczą, bo to boli, bo gdzieś w nich tli się sprzeciw, poniewczasie uświadomiony.
Bardzo ładny i nastrojowy tekst, od połowy nurzający się w mgle weirdu, snującej się za oknami pociągu.
Pozdrawiam serdecznie :)
Q
Known some call is air am
Hej!
Wybacz, że brzydko zacznę:
spojrzeć w inną stroną.
literówka
się przygląda. Uparcie nie zwracając na to uwagi, wpatrzył się w ciemność pod siedzeniami. Za łydkami dziewczyny turlał się jakiś śmieć.
Olaf żałował, że nie ma się
Trochę siękoza.
Powoli budujesz klimat i dziewczyna z jej nagłym otwarciem oczu i stwierdzeniem o smutku wzbudza jedynie odrobinkę niepokoju. Następnego dnia znowu ta sama sytuacja, więc wiemy, że dziewczyna to pewnie jakaś mara, zjawa, coś takiego.
Czyta się przyjemnie, fajnie wplotłaś trudne życie i zwierzenia mężczyzny, czy to w myślach, czy te wypowiedziane.
Choć trochę brakuje mi grozy, na razie mam wrażenie obyczajówki, bo te momenty niepokoju są szczątkowe.
Szkoda, że wjechały streszczenia o tym, jak wyglądała Milenia, tzn. te o tym mijającym czasie – okej, ale to jak zapytał ją, czemu taka jest i ona omija temat – już by się przydało. ;) Zwłaszcza że później mamy scenę z kanapką, więc hm – można sobie darować streszczenia.
Za to te wstawki Mileny, że krzyczą, ten dziwny przedmiot wystający w szczelinie okna, coraz mocniej eksponowane – na plus. Tak samo gałka oczna/śmieć.
Ale streszczenia trochę wybijają z rytmu, chyba w opowieści grozy lepiej wybrzmiewa szybsze tempo. Kiedy coś trwa tak długo, w dodatku okraszone opisami o tym, co u bohaterów, czytelnik zaczyna się nużyć, a atmosfera rozmywać.
Za to część, w której znika Milena już bardzo fajnie opisana – mimo że główne dostajemy opisy, lubię Twoje opisy i czyta się bardzo dobrze. Jedynie kilka zgrzytów miałam przy:
makaron
człowieka-naleśnika
Takie nawiązywanie do jedzenia średnio tu pasowało, zwłaszcza że inne opisy wzbudzały niepokój. Podoba mi się bardzo, że kiedy wchodzi konduktor, Milena jest jak takie cienkie nitki.
Kiedy Olaf zmienia się w rozpadający wózek stworzony z kory, bardziej niż grozę czuję zrozumienie. Bohaterowie stawali się tym, czego się bali, a jednocześnie nie potrafili tego zwalczyć. Jak zawsze u Ciebie – ładnie opisane, smutno, nostalgicznie. Fakt, że tej grozy było mało, mi nie przeszkadzał (zresztą każdy inaczej interpretuje grozę). Taki psychologiczny, trudny, duszny klimat z ludźmi, których coś zmienia, mi bardzo odpowiada.
Końcówka idealnie pasuje i dopełnia całość. Ta końcówka to nawet najlepsza. Opisy jeszcze bardziej wyraziste, piękne, krzyczące szyny stały się jasne, przytłaczające problemy stały się tym, co bohaterów pogrążyło.
Pozdrawiam,
Ananke
Tygrysico, dzięki za opinię! Bardzo trafne podsumowanie tekstu i podoba mi się Twoja interpretacja. Milena była bratnią duszą głównego bohatera, choć tego, co ich łączyło, oboje woleliby nie doświadczać. Mogłam silniej pokazać konflikt wewnętrzny Olafa, natomiast cieszę się, że ogółem opowiadanie przypadło do gustu :)
Młody pisarzu, dziękuję za komentarz! Cieszę się, że wciągnęło i że podobały się postacie i klimat. Bardzo mi miło, że lektura była satysfakcjonująca.
Cześć, Outta Sewer, dzięki za komentarz!
Moje osobiste zdanie: okropnie to brzmi. Nie lepiej “Słowa wypowiedziane przez pasażerkę…”?
A rzeczywiście! Podmieniłam.
Faktycznie opowiadanie wyszło mi dołujące. Cieszę się, że uważasz je za dobrze napisane, że jesteś zadowolony z fabuły, no i że podobał się pomysł na wtapianie się w pociąg i jego otoczenie.
Widzę to tak: jeśli coś jest częścią większej całosći, z którą obcuje się na co dzień, to po jakimś czasie ta część traci indywidualizm, przestaje się ją dostrzegać w kontekście jednostkowości jako osobny twór, staje się tylko elementem składowym, czymś normalnym, czymś po czym wzrok się prześlizguje, nie zatrzymuje się, bo nie wyodrębniam jej jako osobnego bytu.
Dokładnie tak jest. Podoba mi się ta interpretacja. Tak się dzieje z pociągiem z opowiadania i z wieloma sytuacjami z życia wziętymi, rutyna przestaje być w pewnym momencie zauważalna i dopiero kiedy coś się dzieje, to ją dostrzegamy. Dziękuję raz jeszcze za opinię i za rozbudowaną interpretację :)
Ananke, dzięki za wizytę i opinię! Literówkę i siękozę poprawiłam. Co do streszczeniowości – również za nią nie przepadam, ale akurat w tym tekście sobie na nią pozwoliłam, bo podczas czytania Grabińskiego zauważyłam dużo streszczania u niego. Jeśli chodzi o grozę – nie miała to być klasyczna opowieść grozy, starałam się tu umieścić tylko parę jej elementów, ale koncentrowałam się bardziej na dziwności. Nawiązaniem do jedzenia starałam się trochę przełamać powagę opisów :) Cieszę się, że mimo pewnych zgrzytów Ci się podobało i miło mi, że lubisz moje opisy :)
bo podczas czytania Grabińskiego zauważyłam dużo streszczania u niego.
Oj, no wiesz, Grabiński pisał w innych czasach. :) Gdyby dać konkurs tolkienowski, ilość opisów miejsc raczej by wszystkim nie podeszła. :)
Nawiązaniem do jedzenia starałam się trochę przełamać powagę opisów :)
Aa, rozumiem, choć mi to tam w tekście zgrzytało. ;)
miło mi, że lubisz moje opisy :)
Mam w pamięci poprzednie teksty, więc opisy czytam zawsze z przyjemnością. ;)
Pozdrawiam,
Ananke
Oj, no wiesz, Grabiński pisał w innych czasach. :) Gdyby dać konkurs tolkienowski, ilość opisów miejsc raczej by wszystkim nie podeszła. :)
Ano fakt :)
Mam w pamięci poprzednie teksty, więc opisy czytam zawsze z przyjemnością. ;)
To miło mi, że jeszcze je pamiętasz :)
Tekst ustawiony na jeden klimat i doskonale go realizujesz. Jest ciemno, duszno, powolnie – co jest jego zaletą, ale może łatwo zamienić się w wadę, jeśli to nie chwyci. Tekst jednego triku, ale stworzony świadomie w tej konwencji.
Natomiast misię ;)
Językowo też jest dobrze. Przeczytałem bez większego chrobotania.
Podsumowując: przyjemny koncert fajerwerków.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
NoWhereMan, dzięki za opinię! Super, że się podobało i cieszę się, że tekst był przyjemnym koncertem fajerwerków ;)
Cześć!
Bardzo dobre opko, z gęstym klimatem, który zdaje mi się już Twoim “znakiem firmowym” z całą swoją niespiesznością, ciężarem i dozą poetyckości. Bo jest coś poetyckiego w gapieniu się w dziurę i w zamienianiu w kurz. Podoba mi się, że właściwie nie widzimy tutaj sceny poza pociągiem (czy poza peronem). Gęsto i niepokojąco, warsztatowo bez zarzutów. :D
Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.
No, rzeczywiście dziwaczny ten Twój weird… Sama z siebie nie zrozumiałabym końcówki – ja jestem prosta Finkla i wszystko interpretuję dosłownie. Ale komentarze co nieco wyjaśniły.
Ciekawy tekst, skłaniający do refleksji.
Babska logika rządzi!
Verus, witam ponownie!
Bardzo dobre opko, z gęstym klimatem, który zdaje mi się już Twoim “znakiem firmowym” z całą swoją niespiesznością, ciężarem i dozą poetyckości.
Bardzo mi miło :)
Cieszę się, że tekst się podobał i dzięki za komentarz :)
Finklo, dzięki za komentarz! Nie da się ukryć, że końcówka wyszła trochę niezrozumiała. Super, że tekst skłonił do refleksji ;)
Żongler, witam jurorkę!
Witam jurora MaSkrola!