- Opowiadanie: Sonata - Ciężar, który nas formuje

Ciężar, który nas formuje

Hasło: O czym ga­wę­dzą szyny.

 

Po­dzię­ko­wa­nia dla CM-a za bły­ska­wicz­ną betę!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Ciężar, który nas formuje

Po­ciąg ru­szył punk­tu­al­nie o pięt­na­stej. Pod­ło­ga wi­bro­wa­ła pod sto­pa­mi, do uszu do­cho­dzi­ła seria stuk­nięć przy­po­mi­na­ją­ca me­lo­dię wy­gry­wa­ną na bęb­nach. Olaf pa­trzył w szybę, ledwo za­uwa­ża­jąc prze­wi­ja­ją­ce się za nią drze­wa. 

Po­dró­że ko­le­ją przy­wo­ły­wa­ły mgli­ste wspo­mnie­nia z dzie­ciń­stwa, nie­wy­raź­ną ga­le­rię ob­ra­zów peł­nych słoń­ca, za­pa­chu słomy i cierp­kie­go smaku czer­wo­nej po­rzecz­ki. Po­wo­do­wa­ły, że skóra pło­nę­ła, prze­bu­dza­ły pier­wot­ną dzi­kość miesz­ka­ją­cą w każ­dym czło­wie­ku. 

Prze­tarł oczy, do­ty­ka­jąc opusz­ka­mi pal­ców głę­bo­kich cieni pod nimi. Z po­wo­du awa­rii sa­mo­cho­du mu­siał je­chać po­cią­giem do pracy, a że ten kur­so­wał co go­dzi­nę, tego dnia Olaf wstał bla­dym świ­tem, ale tak na­praw­dę nie tylko dziś się nie wy­spał. Nie spał do­brze od dwu­dzie­stu sied­miu lat. 

Za­my­ślił się nad kosz­ta­mi na­pra­wy, bez­wied­nie pa­trząc na ciem­ną szcze­li­nę w ścia­nie prze­dzia­łu wi­docz­ną na gra­ni­cy po­dwój­nej szyby. Wy­zie­ra­ła stam­tąd do­sko­na­ła czerń, do­kład­nie taka, w ja­kiej pra­gnął się teraz po­grą­żyć. 

Pa­sa­żer­ka sie­dzą­ca na­prze­ciw­ko zmie­ni­ła po­zy­cję. Olaf do­pie­ro teraz jej się przyj­rzał. Dziew­czy­na wy­glą­da­ła na nie wię­cej niż osiem­na­ście lat. Spała z głową opar­tą o okno, z twa­rzą wy­gła­dzo­ną le­ni­wym wpa­try­wa­niem się we wła­sne ma­rze­nia. Na­tych­miast ude­rzy­ło go, jaka jest chuda. Ubra­nie luźno wi­sia­ło na wą­tłym ciele, ze zbyt sze­ro­kich rę­ka­wów wy­sta­wa­ły ko­ści­ste dło­nie i nad­garst­ki. 

Oczy otwo­rzy­ła nagle, tak nie­spo­dzie­wa­nie, że Olaf nie zdą­żył spojrzeć w inną stro­nę. Po­śpiesz­nie prze­niósł wzrok na szybę, choć czuł, że współ­pa­sa­żer­ka mu się przy­glą­da. Upar­cie nie zwra­ca­jąc na to uwagi, popatrzył w ciem­ność pod sie­dze­nia­mi. Za łyd­ka­mi dziew­czy­ny tur­lał się jakiś śmieć.

Olaf ża­ło­wał, że nie ma żadnego zajęcia, ale nie po­tra­fił wy­my­ślić, co mógł­by robić w po­cią­gu. Per­spek­ty­wa kil­ku­dzie­się­ciu wol­nych minut dzien­nie go prze­ra­ża­ła. Tak dawno nie miał dla sie­bie czasu, że już nie umiał go spę­dzać. 

Z po­cząt­ku chciał wy­ko­rzy­stać przy­mu­so­we po­dró­że po­cią­giem jako pre­tekst do skoń­cze­nia ja­kiejś książ­ki, na które od lat nie miał czasu, ale rano, gdy pró­bo­wał czy­tać, ze zmę­cze­nia li­te­ry dwo­iły mu się w oczach. Usi­ło­wał też spać, lecz hałas ma­szy­ny unie­moż­li­wiał mu za­śnię­cie. 

– Jest pan smut­ny. 

Słowa wy­po­wie­dzia­ne przez współ­pa­sa­żer­kę były tak nie­spo­dzie­wa­ne, jak jej wcze­śniej­sze otwar­cie oczu. Olaf po­pa­trzył na dziew­czy­nę nie­przy­tom­nie, tro­chę zbyt długo nie od­po­wia­da­jąc. 

– Słu­cham? – za­py­tał w końcu, bo nie miał po­ję­cia, jak za­re­ago­wać na takie stwier­dze­nie. 

– Smu­tek do­słow­nie się z pana wy­le­wa. 

Olaf za­nie­mó­wił. Czy rze­czy­wi­ście od­czu­wał smu­tek? Od lat nad tym nie roz­my­ślał. Bo i po co? Ni­ko­go nie ob­cho­dzi­ło, czy jest smut­ny, czy nie, w za­sa­dzie dla niego sa­me­go rów­nież się to nie li­czy­ło. Naj­waż­niej­sze było to, czy Kac­per nie jest smut­ny.

Nie od­po­wie­dział i po­now­nie spoj­rzał w szybę. Po­ciąg pę­dził, sza­rość mi­ga­ła wście­kle mię­dzy drze­wa­mi. Więk­szość była już pra­wie naga, tylko gdzie­nie­gdzie Olaf do­strze­gał po­je­dyn­cze mar­twe list­ki na cien­kich ga­łę­ziach. Kiedy po paru mi­nu­tach zer­k­nął przed sie­bie, za­uwa­żył, że dziew­czy­na wciąż mu się przy­glą­da. Po­czuł mro­wie­nie skóry na karku. 

Wszedł kon­duk­tor. Po­pro­sił tylko o bilet Olafa, na­sto­lat­kę mu­siał skon­tro­lo­wać wcze­śniej. Gdy opu­ścił prze­dział, znów za­mknę­ła oczy. Jej blade czoło lekko się zmarsz­czy­ło, lecz bruz­dy znik­nę­ły tak szyb­ko, jak się po­ja­wi­ły. 

– Ty też nie wy­glą­dasz na szczę­śli­wą – po­wie­dział cicho Olaf. 

– Je­stem po pro­stu nie­wy­spa­na – od­par­ła, nie otwie­ra­jąc oczu.

– Dla­cze­go? 

– Od dłuż­sze­go czasu cier­pię na bez­sen­ność. Od­kry­łam, że mogę za­snąć tylko w po­cią­gu. To jeż­dżę tam i z po­wro­tem, żeby tro­chę po­spać. 

– Na­praw­dę umiesz spać w tym ha­ła­sie? – zdzi­wił się Olaf. 

Wzru­szy­ła ra­mio­na­mi. 

– Jest jak ko­ły­san­ka. 

Uło­ży­ła się wy­god­niej. Olaf za­pa­trzył się na jej cien­kie ramię. Od­niósł wra­że­nie, że bez­sen­ność to naj­mniej­szy pro­blem dziew­czy­ny. Ale co go to ob­cho­dzi­ło? 

Kiedy po­ciąg do­jeż­dżał do jego sta­cji, wy­szedł cicho z prze­dzia­łu, nie chcąc bu­dzić współ­pa­sa­żer­ki. Wyspa pe­ro­nu zbli­ża­ła się szyb­ko, pod sto­pa­mi na­ra­stał pisk. Kiedy dźwięk osią­gnął apo­geum, po­ciąg się za­trzy­mał. Olaf ze­sko­czył na peron. W od­da­li, przy wia­cie, stała żona z Kac­prem. Pod­szedł i prze­jął od niej wózek in­wa­lidz­ki syna. 

 

*** 

 

Po­ciąg ru­szył mi­nu­tę po pięt­na­stej. Olaf wszedł do prze­dzia­łu i osu­nął się na sie­dze­nie. Pra­gnął, by prze­sta­ła boleć go głowa. Nu­rza­jąc się w otę­pie­niu, do­pie­ro po kilku chwi­lach zdał sobie spra­wę, że na­prze­ciw­ko niego sie­dzi ta sama dziew­czy­na, z którą roz­ma­wiał wczo­raj. 

Zmarsz­czył brwi. Nie za bar­dzo go to ucie­szy­ło, przez zmę­cze­nie nie miał ocho­ty się od­zy­wać. Chyba było już za późno, żeby się prze­siąść. Na­sto­lat­ka znów spała, ale mogła tylko uda­wać. Gdyby teraz wy­szedł, zo­sta­ło­by to zin­ter­pre­to­wa­ne tylko w jeden spo­sób. 

Współ­pa­sa­żer­ka otwo­rzy­ła oczy. Wy­glą­da­ła nieco przy­tom­niej niż po­przed­nie­go dnia. Ski­nął lekko głową i za­pa­trzył się na drze­wa pę­dzą­ce za oknem, ale znów czuł na sobie jej spoj­rze­nie. W końcu się ode­zwa­ła. 

– Musi panu być cięż­ko. 

Znów go za­sko­czy­ła. Spoj­rzał na nią, nie ro­zu­mie­jąc. 

– Co? 

– Wi­dzia­łam, do kogo wczo­raj pan pod­szedł na pe­ro­nie. 

– Aaa… – wy­mam­ro­tał Olaf. 

Nie chciał roz­ma­wiać, a tym bar­dziej na ten temat. Bez­myśl­nie za­pa­trzył się w pod­ło­gę pod sie­dze­nia­mi. Wciąż leżał tam śmieć. Naj­wy­raź­niej nikt tu nie sprzą­tał od wczo­raj. Na­sto­lat­ka, nie­zra­żo­na krót­ki­mi od­po­wie­dzia­mi, za­py­ta­ła: 

– Syn? 

Po­twier­dził. 

– Ile ma lat? 

– Dwa­dzie­ścia sie­dem – po­wie­dział cicho. 

Po­ki­wa­ła głową. Nie chciał na nią pa­trzeć, prze­niósł spoj­rze­nie na szcze­li­nę przy szy­bie. Kiedy rano je­chał innym skła­dem i ob­ser­wo­wał to samo miej­sce, nie było tam żad­nej szcze­li­ny, tylko po­dziur­ko­wa­na, cien­ka blasz­ka. W tym prze­dzia­le naj­wy­raź­niej wy­pa­dła. Coś się w tej brud­nej ciem­no­ści szcze­li­ny po­ru­sza­ło razem z drga­nia­mi po­cią­gu. Może to ta po­lu­zo­wa­na blasz­ka. 

– Nigdy pan nie bę­dzie wolny – za­uwa­ży­ła na­sto­lat­ka. 

Olaf za­ci­snął zęby. Za­sta­no­wił się, czy nie po­wie­dzieć wprost, że nie ma ocho­ty o tym roz­ma­wiać, ale wtedy dziew­czy­na do­da­ła: 

– Po­go­dził się pan z tym? 

Za­marł. Czy się po­go­dził? Nigdy się nad tym nie za­sta­na­wiał. Skąd do jej głowy przy­cho­dzi­ły takie py­ta­nia? Takie, które nigdy by nie prze­wi­nę­ły się przez jego umysł, a po­win­ny. Może to przez czę­stą jazdę po­cią­giem, którą prak­ty­ko­wa­ła. Pod­czas po­dró­ży ma się dużo czasu na prze­my­śle­nia.

Z ulgą przy­jął wej­ście kon­duk­to­ra, który po­pro­sił go o bilet. Ale choć Olaf z po­cząt­ku ucie­szył się, że kon­tro­la ura­to­wa­ła go przed py­ta­niem, to kiedy się skoń­czy­ła, nagle po­sta­no­wił od­po­wie­dzieć. 

– Nie, chyba się nie po­go­dzi­łem. – Wy­pluł te słowa, jakby były wy­mio­ta­mi. – Ale to nic nie zmie­nia – dodał, ob­ser­wu­jąc śmieć po­dry­gu­ją­cy pod sie­dze­nia­mi. 

Gdy dziew­czy­na nie od­po­wie­dzia­ła, po­pa­trzył na nią dłu­żej niż zwy­kle. Źle wy­glą­da­ła. Wgłę­bie­nia na twa­rzy wy­raź­nie od­zna­cza­ły się pod ko­ścia­mi po­licz­ko­wy­mi. Skóra cia­sno opi­na­ła szczę­kę. Wargi wy­da­wa­ły się nie­na­tu­ral­nie roz­cią­gnię­te, lecz nie w uśmie­chu. Olafa do­pie­ro dzi­siaj z całą mocą ude­rzy­ło to, jaka na­sto­lat­ka jest wątła. 

Po­ciąg do­bi­jał do ja­kiejś sta­cji. Koła zwal­nia­ły na szy­nach, pod sto­pa­mi sły­sze­li pisk. Ostry i nie­przy­jem­ny. 

– Za­wsze krzy­czą – mruk­nę­ła dziew­czy­na. 

– Kto krzy­czy? 

– Szyny. 

Olaf mu­siał przy­znać, że współ­pa­sa­żer­ka była z pew­no­ścią dość sza­lo­ną osobą. Roz­ma­wia­li, pę­dząc przez pust­ko­wia. Do­wie­dział się, że ma na imię Mi­le­na i że rzu­ci­ła szko­łę. 

– Ale nie je­steś bez­dom­na i nie miesz­kasz w po­cią­gu? – za­py­tał ostroż­nie. 

– Nie – za­prze­czy­ła. – Choć cza­sa­mi wo­la­ła­bym, żeby tak było. 

Po­ciąg prze­ci­nał szarą mgłę, wy­jąt­ko­wo gęstą, jak na tę go­dzi­nę. Olaf nieco oprzy­tom­niał. Gdy zbli­ża­li się do jego sta­cji, po­że­gnał się z Mi­le­ną i wy­szedł z na­dzie­ją, że dziś żona i Kac­per po­sta­no­wi­li zo­stać w domu, mimo że spa­cer na peron był jedną z nie­wie­lu atrak­cji, na jakie mogli sobie po­zwo­lić. Po­dej­rze­wał jed­nak, że i tym razem zo­ba­czy ich na sta­cji. 

Nie mylił się. Cze­ka­li. Wes­tchnął, wy­siadł z po­cią­gu i ru­szył w ich stro­nę. 

 

*** 

 

Od tej pory Olaf, wra­ca­jąc z pracy, za każ­dym razem wcho­dził do tego sa­me­go prze­dzia­łu, a Mi­le­na za­wsze tam sie­dzia­ła. Zna­jo­mość z nią była dla niego czymś w ro­dza­ju ci­che­go przy­stan­ku na ogrom­nej, peł­nej świa­tła i ha­ła­su jezd­ni, choć pa­ra­dok­sal­nie za­wsze, gdy się spo­ty­ka­li, to pę­dzi­li. Przy­sta­nek ten był szary i dość po­nu­ry, ale wła­śnie ta­kie­go po­trze­bo­wał. 

Mi­le­na mó­wi­ła ide­al­nie mało. Roz­mo­wa po­le­ga­ją­ca na wy­mia­nie krót­kich, po­je­dyn­czych zdań, prze­ry­wa­na dłu­gim mil­cze­niem, była chyba je­dy­ną roz­ryw­ką, do ja­kiej Olaf był zdol­ny w sta­nie głę­bo­kie­go zmę­cze­nia po pracy. W do­dat­ku nie była to bez­sen­sow­na, płyt­ka jak ka­łu­ża po­ga­węd­ka, jakie się zwy­kle od­by­wa­ją mię­dzy dwoj­giem ledwo zna­ją­cych się ludzi. Dziew­czy­na cza­sem mó­wi­ła dziw­ne rze­czy, cza­sem do­bit­ne, a innym razem prze­sad­nie szcze­re. Po­grą­żo­ny w zmę­cze­niu chciał tego słu­chać. 

Je­sień żar­łocz­nie po­chła­nia­ła świat za oknem, brązy i czer­wie­nie męt­nia­ły, okry­wa­jąc się mgłą, a oni roz­ma­wia­li, co­dzien­nie w tym samym po­cią­gu, tym samym prze­dzia­le, o tej samej go­dzi­nie i sta­wa­li się coraz bar­dziej po­wią­za­ni, jak dwa słowa wy­stę­pu­ją­ce tylko razem i tylko w jed­nym zna­cze­niu. Je­dy­ne, co nie­po­ko­iło Olafa, to fakt, że Mi­le­na, już prze­cież tak drob­na i wątła, wy­raź­nie jesz­cze moc­niej chu­dła. Jej palce zda­wa­ły się każ­de­go dnia coraz cień­sze, ubra­nie coraz luź­niej­sze. Pró­bo­wał z nią o tym roz­ma­wiać, ale omi­ja­ła ten temat, więc prze­stał. 

Na­pra­wa sa­mo­cho­du się prze­dłu­ża­ła, a po ja­kimś cza­sie Olaf zdał sobie spra­wę, że wcale nie chce jej końca. Miał pew­ność, że bę­dzie mu bra­ko­wa­ło jazdy po­cią­giem, bycia w ruchu, rów­no­mier­ne­go stu­ko­ta­nia me­cha­ni­zmów de­li­kat­nie ocie­ra­ją­cych się o sie­bie pod pod­ło­gą. I Mi­le­ny. 

– Za­wsze jeź­dzi­my sami – za­uwa­żył pew­ne­go dnia. – Nikt się do nas nie przy­sia­da. 

Mi­le­na opar­ła się ko­ści­stym ra­mie­niem o szybę. 

– Wi­docz­nie nie mają po­wo­du – mruk­nę­ła. 

Olaf do­pie­ro teraz zdał sobie spra­wę, że poza kon­duk­to­rem i Mi­le­ną nigdy nie spo­tkał ni­ko­go in­ne­go w tym po­cią­gu. Po­dzie­lił się spo­strze­że­niem z na­sto­lat­ką. Opar­ła pod­bró­dek na chu­dej dłoni i po­wie­dzia­ła: 

– Z cza­sem za­czniesz ich za­uwa­żać. 

– Co to zna­czy? 

Nie od­po­wie­dzia­ła. Mgła za oknem zda­wa­ła się na­pie­rać na szybę, nie było widać ab­so­lut­nie nic poza nią, więc Olaf bez­myśl­nie kon­tem­plo­wał przed­miot dy­go­czą­cy w szcze­li­nie za szybą. Było to coś dłu­gie­go, cią­gną­ce­go się aż do gór­nej ramy okna, drga­ją­ce­go razem z po­cią­giem. Każ­de­go dnia wy­cho­dzi­ło ze szcze­li­ny o parę mi­li­me­trów dalej. Obo­jęt­nie za­sta­na­wiał się, co to jest. 

Po­ciąg po­wo­li do­jeż­dżał do jego sta­cji, pod sto­pa­mi roz­le­gał się pisk. Olaf wciąż się nie pod­no­sił, ogar­nię­ty dziw­nym otę­pie­niem. Nie­po­ko­ił go ten dźwięk. 

– Znów krzy­czą – szep­nę­ła Mi­le­na. 

Jej słowa tylko po­głę­bi­ły nie­po­kój. Już prze­stał pytać o to, co ma na myśli. Wy­szedł w mil­cze­niu z prze­dzia­łu, sta­nął przed wyj­ściem i pa­trzył, jak z mgły wy­ła­nia się peron. Wy­glą­da­ło to tak, jakby po­ciąg dry­fo­wał po sza­rym oce­anie. 

 

*** 

 

Nie było na świe­cie ta­kiej rze­czy, którą dało się po­rów­nać do tej dziw­nej przy­jem­no­ści, jaka pły­nę­ła z jazdy po­cią­giem. Czuć ją było gdzieś w brzu­chu, ulot­ną jak po­wie­trze, nie­wy­raź­ną jak cień na wo­dzie, nie­co­dzien­ną, a jed­nak ma­ją­cą w sobie coś z nie­win­nej ru­ty­ny. 

Po­ciąg ru­szył pięt­na­ście minut po pięt­na­stej. Olaf gryzł wargi, pa­trząc w stro­nę par­kin­gu, na któ­rym zo­sta­wił na­pra­wio­ny już sa­mo­chód, ucie­ka­ją­ce­go po­wo­li za skraj okna, bę­dą­ce­go po­cząt­kiem taśmy, która zaraz z dużą pręd­ko­ścią miała prze­su­wać się za szybą. 

Palce Mi­le­ny były cien­kie jak ga­łąz­ki, tak białe, że pa­trząc na nie, mru­żył oczy. Po­grze­bał w tor­bie i wy­cią­gnął ka­nap­kę, któ­rej nie miał czasu zjeść w pracy. Pod­su­nął ją dziew­czy­nie pod nos. Na­sto­lat­ka po­krę­ci­ła głową. 

– Dla­cze­go? – za­py­tał. 

– To się nie uda. Nie ma sensu. 

– Prze­cież chud­niesz w oczach! – Olaf po­pa­trzył zna­czą­co na wy­chy­la­ją­ce się zza koł­nie­rza, wy­raź­nie za­ry­so­wa­ne oboj­czy­ki. Był pe­wien, że po­ni­żej znaj­du­ją się rów­nie wy­raź­nie za­ry­so­wa­ne żebra. 

– Wi­docz­nie tak musi być. 

Za­ci­snął wargi, scho­wał ka­nap­kę i po­chy­lił się do przo­du, pró­bu­jąc uchwy­cić spoj­rze­nie Mi­le­ny. Wciąż pa­trzy­ła w szybę, lekko nie­przy­tom­nie, z za­du­mą. 

– Wiesz, że mo­żesz umrzeć? 

Wzru­szy­ła ra­mio­na­mi. Olaf chciał po­wie­dzieć coś jesz­cze, ale za­milkł i drgnął. Gdy spoj­rzał prze­lot­nie na śmieć tur­la­ją­cy się pod sie­dze­nia­mi, wciąż ten sam śmieć, któ­re­go nadal nikt nie sprząt­nął, miał wra­że­nie, że w jego miej­scu widzi okrą­głą, po­zna­czo­ną na­czy­nia­mi krwio­no­śny­mi gałkę oczną. Gdy jed­nak wró­cił do niej wzro­kiem, po­now­nie wi­dział śmieć. Otrzą­snął się i po­now­nie spoj­rzał na Mi­le­nę. 

– Po­roz­ma­wiaj­my. Po­mo­gę ci – po­wie­dział. 

– Nie po­mo­żesz. Masz wła­sny cię­żar do dźwi­ga­nia. 

Uniósł brwi. 

– Co to ma do rze­czy? – za­py­tał, sta­ra­jąc się nie pod­no­sić głosu. – Byłaś cho­ciaż u le­ka­rza? 

– Ha, żeby tylko jed­ne­go. 

– I nic nie po­mo­gli? 

– Tylko po­gor­szy­li spra­wę. 

Po­wstrzy­mał się od rzu­ce­nia prze­kleń­stwem. Wszyst­kie nie­re­ali­stycz­ne ide­ały, prze­cha­dza­ją­ce się po gło­wach dziew­czyn ta­kich, jak Mi­le­na, po­win­ny iść się uto­pić. 

– Wiesz, co za­wsze wi­dzia­łam, kiedy pa­trzy­łam w lu­stro? – za­py­ta­ła. – Wi­dzia­łam gli­stę. Ośli­zgłą, białą, długą gli­stę. 

– Nie je­steś żadną gli­stą! – Tym razem nie udało mu się unik­nąć pod­nie­sie­nia głosu. 

Jego serce biło teraz za szyb­ko. Nie mógł pa­trzeć na Mi­le­nę. Nagle wszyst­ko w niej za­czę­ło go iry­to­wać. Nie chciał wi­dzieć tej chu­do­ści, tej bia­ło­ści, tej ni­kło­ści. Nie kon­ty­nu­ował roz­mo­wy. Był zbyt zmę­czo­ny. Ob­ser­wo­wał szcze­li­nę za szybą. Rzecz, która w niej po­dry­gi­wa­ła, wy­su­nę­ła się na parę cen­ty­me­trów przez te dni, w które Olaf jeź­dził po­cią­giem, ale nadal nie umiał stwier­dzić, co to jest. U góry ja­sno­ró­żo­we, ła­god­nie prze­cho­dzi­ło w sza­rość, a potem w brąz. Po­ciąg, we­dług roz­kła­du od­jeż­dża­ją­cy o pięt­na­stej, co­dzien­nie spóź­niał się o wię­cej minut, po­dob­nie jak ta rzecz co­dzien­nie tro­chę się wy­su­wa­ła. 

Z Mi­le­ną już wię­cej nie po­ru­szał te­ma­tu jej wagi, bo wie­dział, że to nic nie da. A dziew­czy­na chu­dła. Jej palce, cie­niut­kie jak ma­ka­ron, wiły się po sie­dze­niu. Były nie­mal prze­zro­czy­ste, przy­po­mi­na­ły zatem ma­ka­ron ry­żo­wy. Le­d­wie za­uwa­żal­nie drga­ły razem z po­cią­giem. Ga­wę­dzi­li tak samo, jak zwy­kle, lecz Olaf miał wra­że­nie, że ich roz­mo­wy utra­ci­ły głę­bię. Coś się zmie­ni­ło, ale na pewno nie w gło­sie Mi­le­ny. Może przy­zwy­cza­ił się do jej cięż­kich, do­bit­nych, upo­rczy­wych słów i nie ro­bi­ły już na nim ta­kie­go wra­że­nia?

Za­sta­na­wiał się, czy nie prze­rwać tej zna­jo­mo­ści i nie za­cząć jeź­dzić sa­mo­cho­dem, który w ta­jem­ni­cy przed żoną i Kac­prem wciąż zo­sta­wiał na par­kin­gu przed dwor­cem, ale od­kła­dał pod­ję­cie de­cy­zji, był zbyt zmę­czo­ny. 

Po­ciąg od­je­chał go­dzi­nę po pięt­na­stej i pę­dził, roz­ry­wa­jąc je­sien­ną mgłę, która przy­kry­wa­ła do­kład­nie cały kra­jo­braz. Olaf pły­nął, na skra­ju snu, wi­dząc jed­no­cze­śnie wnę­trze prze­dzia­łu i senne wizje, które po­ja­wia­ły się znie­nac­ka i rów­nie nie­spo­dzie­wa­nie zni­ka­ły. Pa­trzył na rurę ka­na­li­za­cyj­ną, która sym­bo­li­zo­wa­ła jego życie, po chwi­li wokół niej za­czę­ły owi­jać się ma­ka­ro­no­we palce Mi­le­ny, za­wią­zu­jąc na niej skom­pli­ko­wa­ny węzeł że­glar­ski. 

Jazda po­cią­giem za­czy­na­ła go przy­tła­czać. Olaf co­dzien­nie prze­cież wy­cho­dził na peron i wra­cał do domu, a jed­nak miał wra­że­nie, że wciąż sie­dzi w prze­dzia­le. Leżąc nocą w łóżku, sły­szał kle­ko­ta­nie wa­go­nów i po­stu­ki­wa­nie me­cha­ni­zmów, gdy brał prysz­nic, wy­da­wa­ło mu się, że bro­dzik drży, jakby był w ruchu, a kiedy roz­ma­wiał z żoną, co jakiś czas za spra­wą ła­god­nej, le­d­wie za­uwa­żal­nej me­ta­mor­fo­zy prze­mie­nia­ła się ona w Mi­le­nę. 

Coś dziw­ne­go dzia­ło się z Kac­prem. Za­cie­rał się, sta­wał za­po­mnia­ny, jakby tak na­praw­dę nie ist­niał, a co naj­wy­żej Ola­fo­wi śniło się, że ma syna i potem przez cały dzień czuł po­smak tego snu. Nie pa­mię­tał, jakie emo­cje to­wa­rzy­szy­ły mu, gdy do­wie­dział się, że bę­dzie ojcem i też dużo póź­niej, gdy pa­trzył na wiecz­nie prze­chy­lo­ną w lewo głowę Kac­pra, na błysz­czą­cą struż­kę śliny są­czą­cą się z ust, wokół któ­rych wid­nia­ły już pierw­sze zmarszcz­ki. 

Wszedł kon­duk­tor. Olaf au­to­ma­tycz­nie wy­cią­gnął te­le­fon z bi­le­tem. Miał wra­że­nie, że po­dob­nie jak co­dzien­nie po pięt­na­stej je­chał wciąż w tym samym prze­dzia­le, z tą samą współ­pa­sa­żer­ką i tymi sa­my­mi śmie­cia­mi, tak i kon­duk­tor jest wciąż ten sam, ale nigdy tego nie spraw­dził. Teraz spró­bo­wał spoj­rzeć na męż­czy­znę, ale jakoś nie mógł pod­nieść wzro­ku, twarz kon­tro­le­ra wciąż mu ucie­ka­ła, jakby pró­bo­wał uchwy­cić spoj­rze­niem coś na skra­ju pola wi­dze­nia, co oka­zy­wa­ło się tylko pa­pro­chem na źre­ni­cy. 

Za­prze­stał, lecz gdy kon­duk­tor za­su­wał za sobą drzwi prze­dzia­łu, Ola­fo­wi wy­da­ło się, że twarz kon­tro­le­ra jest tak na­praw­dę nie­do­strze­gal­na, bo skórę i rysy miał ścią­gnię­te na samym środ­ku, w miej­scu nosa, w cia­sny supeł. 

Je­sien­na mgła dziko na­pie­ra­ła na szyby. Olaf my­ślał o tym, by przejść się po po­cią­gu, ale wciąż nie mógł doj­rzeć do tej de­cy­zji. Był zmę­czo­ny. Chciał jed­nak spraw­dzić, czy jadą tym po­cią­giem jacyś inni lu­dzie. 

Nie mógł już pa­trzeć na Mi­le­nę. Teraz to jej nogi i ręce przy­po­mi­na­ły ma­ka­ron, wy­le­wa­ły się z rę­ka­wów i no­ga­wek, for­mu­jąc w skom­pli­ko­wa­ne wzory, które być może miały ja­kieś zna­cze­nie, ale Olaf nie miał siły się nad nim za­sta­na­wiać. Palce dziew­czy­ny po­dob­ne były do wło­sów, a na cie­niut­kiej jak ło­dy­ga szyi chy­bo­ta­ła się wąska, wy­dłu­żo­na głowa. Się­ga­ła do su­fi­tu prze­dzia­łu. 

 

*** 

 

Po­ciąg ru­szył trzy go­dzi­ny po pięt­na­stej. Olaf wciąż nie mógł doj­rzeć do wsta­nia i przej­ścia się po ko­ry­ta­rzu. Nie roz­ma­wiał już z Mi­le­ną. Bał się, że tylko ją po­grą­ży, że dziew­czy­na nie­po­trzeb­nie zu­ży­je wątłe siły na mó­wie­nie. Cho­ciaż i tak była chyba zbyt słaba, by mówić. Chciał, żeby spała, żeby cho­ciaż tak uzu­peł­nia­ła ener­gię. 

Za­czął za­sta­na­wiać się, kiedy w za­sa­dzie wsiadł, bo nie mógł sobie tego przy­po­mnieć. Wszyst­ko prze­sła­nia­ła je­sien­na mgła, w my­ślach wciąż plą­ta­ła się kle­ista ciecz ru­ty­ny. Pra­wie nie pa­mię­tał życia poza po­cią­giem, je­dy­nie po­je­dyn­cze, nie­wy­raź­ne ob­ra­zy. Wcze­śniej miał cho­ciaż wra­że­nie, że kie­dyś były mocno, ostro i nie­odwo­łal­nie praw­dzi­we, teraz w za­sa­dzie coraz bar­dziej w nie wąt­pił. 

Pew­ne­go dnia za­uwa­żył, że Mi­le­ny już nie ma. Na­prze­ciw Olafa le­ża­ło tylko jej ubra­nie. Buty stały równo i grzecz­nie, w środ­ku kłę­bi­ły się skar­pe­ty. Za bu­ta­mi, w ciem­no­ści, dalej tur­lał się śmieć. 

Bez­wied­nie wyjął ka­nap­kę z torby, choć w za­sa­dzie nie był głod­ny. Żuł długo, nie czu­jąc smaku, a każdy kęs tro­chę bolał. Potem otwo­rzył ma­leń­ki kosz na śmie­ci umiesz­czo­ny pod półką pod oknem, by wrzu­cić tam pa­pier śnia­da­nio­wy. Oczy­wi­ście. Nie wy­rzu­ci, bo śmiet­nik jest pełny, prze­cież nikt tutaj nie sprzą­ta. 

Kosz był pełen cze­goś twar­de­go i wie­lo­ko­lo­ro­we­go, przy­po­mi­na­ją­ce­go kulę źle wy­mie­sza­nej pla­ste­li­ny. Na samej górze, nie­na­tu­ral­nie roz­cią­gnię­te i mocno nie­bie­skie, pa­trzy­ło na Olafa czy­jeś oko. 

Wstrzy­mał od­dech. Po­wo­li za­mknął kosz, pa­pier po ka­nap­ce wrzu­cił do torby. 

Rękaw płasz­cza Mi­le­ny ob­su­nął się o kilka mi­li­me­trów. Olaf zmru­żył oczy. Może ona wciąż tam była, tylko tak cien­ka, że nie­wi­docz­na gołym okiem? Po­ru­szył ra­mio­na­mi. Bo­la­ły go plecy. Oparł się o szybę. Ana­li­zo­wał, czym może być rzecz, która chy­bo­ta­ła się w szcze­li­nie. 

Po­ciąg za­trzy­mał się nagle. Nie­na­tu­ral­nie. Po­cią­gi się tak nie za­trzy­my­wa­ły. Nie było sły­chać pisku szyn, plecy nie przy­ci­snę­ły się do opar­cia. Po pro­stu za­wisł po­śród mgły, jakby ktoś wci­snął pauzę na fil­mie. 

Za­trzy­ma­nie się spra­wi­ło jed­nak, że to coś, co dy­go­ta­ło w szcze­li­nie, nagle wy­su­nę­ło się cał­kiem i bez­gło­śnie po­to­czy­ło na śro­dek okna, uwię­zio­ne w po­dwój­nej szy­bie. Była to twarz, spłasz­czo­na i gro­te­sko­wo roz­cią­gnię­ta. Oczy zo­sta­ły spra­so­wa­ne, gdy były cał­kiem wy­trzesz­czo­ne, usta lekko się roz­chy­la­ły, ręka trwa­ła przy lewym po­licz­ku. Po dru­giej, nie­wi­docz­nej dla Olafa stro­nie znaj­do­wa­ła się za­pew­ne resz­ta spłasz­czo­nych człon­ków. 

Nie po­tra­fił stwier­dzić, czy twarz na­le­ża­ła do ko­bie­ty, czy do męż­czy­zny. Cał­ko­wi­cie prze­sła­nia­ła widok za oknem, wpa­tru­jąc się w Olafa spłasz­czo­ny­mi ocza­mi. On rów­nież nie mógł ode­rwać od niej wzro­ku. Czuł, że wszyst­kie myśli opu­ści­ły jego głowę, po­zo­sta­wia­jąc wi­ru­ją­cą pust­kę. 

Po­ciąg ru­szył, rów­nie nie­spo­dzie­wa­nie, jak się za­trzy­mał. Śmieć wy­tur­lał się spod sie­dzeń i do­tknął buta Olafa, który ostroż­nie spoj­rzał w dół. Jak już po­dej­rze­wał, to nie był śmieć. W ma­lut­kiej, nie­re­gu­lar­nej kuli do­strzegł zde­for­mo­wa­ny kciuk i część spłasz­czo­nej mał­żo­wi­ny usznej. 

Z cza­sem za­czniesz ich za­uwa­żać. 

Olaf po­czuł się jakoś nie na miej­scu i nie­zręcz­nie. Nie miał gdzie po­dziać wzro­ku. Nie mógł pa­trzeć w szybę, bo widok był za­sło­nię­ty przez czło­wie­ka-na­le­śni­ka. Zer­k­nął więc w drugą stro­nę, w okno na ko­ry­ta­rzu. 

Mgła była dziś wy­jąt­ko­wo na­ma­cal­na. Kryło się za nią ja­kieś blade świa­tło. Wy­raź­nie nie po­tra­fi­ło się przez nią prze­drzeć. 

Wtedy Olaf to zo­ba­czył. W ni­kłym świe­tle wi­docz­ne były uno­szą­ce się w prze­dzia­le dro­bin­ki kurzu i cie­niut­kie, le­d­wie do­strze­gal­ne nitki, cień­sze niż włosy, prze­zro­czy­ste. Mi­le­na. A więc cały czas tu była. 

Drzwi prze­dzia­łu roz­su­nę­ły się i wszedł kon­duk­tor, zry­wa­jąc nitki, nisz­cząc je. Olaf pra­gnął wstać i krzyk­nąć, ale bał się, że jesz­cze bar­dziej uszko­dzi Mi­le­nę. Sie­dział osłu­pia­ły i bar­dzo ostroż­nie wy­cią­gnął dłoń, by po­ka­zać bilet. Nie pa­trzył na twarz kon­duk­to­ra. Przez cały czas trwa­nia kon­tro­li wstrzy­my­wał od­dech, a do­pie­ro, gdy drzwi za­mknę­ły się za kon­tro­le­rem, wy­pu­ścił gło­śno po­wie­trze. 

Z gór­nej półki na bagaż wy­su­nę­ła się ręka. Była dziw­nie po­gię­ta, jakby miała łok­cie w kilku miej­scach. Nitki Mi­le­ny gła­ska­ły ją, tań­czy­ły po jej krzy­wi­znach, de­li­kat­nie się o nią ocie­ra­ły. 

Olaf nie mógł znieść tego wi­do­ku. Od­ru­cho­wo spoj­rzał w okno, ale tam na­tra­fił prze­cież na spłasz­czo­ną twarz. Jed­nak to krót­kie spoj­rze­nie wy­star­czy­ło, by za­uwa­żyć, że usta uwię­zio­ne­go w oknie czło­wie­ka lekko się po­ru­sza­ją, jakby wargi pró­bo­wa­ły wy­po­wie­dzieć drżą­ce, bła­gal­ne słowa. 

Olaf za­klął. Za­pra­gnął wstać, ale nie po­tra­fił. Nie mógł po­ru­szyć koń­czy­na­mi. Spoj­rzał w dół. 

To, co zo­ba­czył, spra­wi­ło, że ogar­nął go chłód. Jego tors przy­po­mi­nał pień drze­wa o bar­dzo gru­bej korze, z głę­bo­ki­mi szcze­li­na­mi i wy­raź­ny­mi wy­pust­ka­mi, cien­ki jed­nak i po­wy­gi­na­ny. Gdy Olaf przyj­rzał się bli­żej, do­strzegł, że to, co wcze­śniej przy­po­mi­na­ło mu struk­tu­rę kory, było w isto­cie siat­ką śla­dów kół, dość cien­kich kół. 

Jed­nak to, co znaj­do­wa­ło się po­ni­żej, było jesz­cze gor­sze. Olaf za­miast nóg miał dwa koła, łu­dzą­co po­dob­ne do tych mon­to­wa­nych przy wóz­kach in­wa­lidz­kich. 

Pró­bo­wał nimi po­ru­szyć, ale na próż­no. Koła za­czę­ły się krę­cić, jed­nak nie­za­leż­nie od jego woli. Wi­ro­wa­ły coraz szyb­ciej i szyb­ciej. Prze­ra­żo­ny Olaf za­ci­snął po­wie­ki. Ze zde­for­mo­wa­ne­go gar­dła wy­darł się krzyk. 

Gdzie była Mi­le­na? Dla­cze­go mu nie po­ma­ga­ła? 

Z wiel­kim wy­sił­kiem udało mu się prze­su­nąć tylko po to, by bez­wład­nie spaść na pod­ło­gę. Leżał tam prze­wró­co­ny i po­rzu­co­ny, koła krę­ci­ły się w po­wie­trzu, jakby był wóz­kiem, który do­pie­ro co miał wy­pa­dek. Czuł de­li­kat­ne wi­bra­cje pod­ło­gi, sły­szał po­stu­ki­wa­nie i pisk szyn, które chyba nigdy nie mil­cza­ły. Mi­le­na uno­si­ła się nad nim, cał­ko­wi­cie obo­jęt­na na jego los. 

 

*** 

 

Po­ciąg ru­szył eony po pięt­na­stej. Olaf wi­ro­wał. Wi­ro­wał po prze­dzia­le, obi­jał się o szybę ni­czym roz­wście­czo­na mucha, krzy­czał bez­gło­śnie i bo­le­śnie. Współ­pa­sa­że­ro­wie pa­trzy­li na niego obo­jęt­nie, każdy za­ję­ty swoim losem. Kula na pod­ło­dze drża­ła, z kosza do­cho­dzi­ło coraz gło­śniej­sze po­stu­ki­wa­nie o wieko, ręka z półki ba­ga­żo­wej pró­bo­wa­ła wsu­nąć się tam z po­wro­tem. Mi­le­na lekko i zwiew­nie wy­peł­nia­ła cały prze­dział. 

On wi­ro­wał, ona lekko się uno­si­ła, on był tak nie­spo­koj­ny i ru­chli­wy, a ona taka spo­koj­na i cicha, bez­sze­lest­na. Gdy w końcu Ola­fo­wi udało się prze­nik­nąć przez szybę, wy­padł na ze­wnątrz jak po­cisk. Mi­le­na zaraz była obok. Po chwi­li, prze­ci­ska­jąc się przez różne szcze­li­ny, do­łą­czy­ła do nich resz­ta współ­pa­sa­że­rów.

Po­ciąg wy­ła­niał się z mgły i zaraz w niej cho­wał. Pę­dził, a jed­nak był w tym samym miej­scu, nie po­ru­szał się. Mgła ich otu­li­ła, było w tym coś wście­kłe­go i nie­po­praw­ne­go. Ści­ska­ła ich coraz moc­niej, aż ści­snę­li się tam bar­dzo, że stali się jed­no­ścią. Już nie mieli imion, mieli za to formę, pe­wien kształt, zmien­ny, a jed­nak wy­raź­ny i wy­ra­zi­sty, jak wi­traż w oknie. 

Zbli­ży­li się do po­cią­gu, gład­ko prze­nik­nę­li przez to­czą­ce się po szy­nach kółka, za­wi­ro­wa­li mię­dzy me­cha­ni­zma­mi, a potem po­ło­ży­li się na to­rach. 

Z ła­two­ścią się do­pa­so­wa­li. Wkrót­ce stali się ko­lej­ną war­stwą szyn. Sły­sze­li stu­kot prze­wi­ja­ją­cych się nad nimi me­cha­ni­zmów, wi­dzie­li spód po­cią­gu, czuli jeż­dżą­ce po nich kółka. I krzy­cze­li, bo to bo­la­ło.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem. Powodzenia w konkursie. :)

Fajne. Zaciekawiło mnie od samego początku niedomówieniami. Ładnie napisane.

Moje powieści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Hej!

Po pierwsze napisane bez zarzutu, płynąłem przez tekst z przyjemnością. Poza tym podobał mi się bardzo klimat. Nie wiem w sumie czym jest weird fiction, ale mam wrażenie, że Twoje opowiadanie jest znakomitym jego przykładem. Dziwność i niepokój narasta, ale powolutku, z każdym zdaniem z każdą literką, przesuwaj bohaterom granice akceptacji obłędu.

Dobrze nakreślone dwie główne postacie, obie z tytułowym ciężarem, który w sobie noszą, które rozsmarowuje je przez życie, popychając ich powoli otchłań. Ładnie przez niedopowiedzenia je zbudowałaś. Z kilku scen, niedopowiedzeń, można wszystkiego się domyślić.

Bardzo dobre wykorzystanie hasła i dobry tytuł.

Klikam z przyjemnością i pozdrawiam!

Koalo, dzięki za wizytę!

 

Marcin_Maksymilian, super, że zaciekawiło :) Dziękuję za opinię!

 

Edward Pitowski, dziękuję za tak pozytywny komentarz! 

Dziwność i niepokój narasta, ale powolutku, z każdym zdaniem z każdą literką, przesuwaj bohaterom granice akceptacji obłędu.

Bardzo się cieszę z tych słów, bo starałam się dokładnie tak zrobić! No i cieszę się, że bohaterowie się spodobali, a niedopowiedzenia nie były za bardzo niedopowiedziane :)

Cześć Sonata,

 

Starannie napisany tekst, ciekawy pomysł na konkursowe hasło, pomimo tego, że nie jest ono wykorzystane w sposób dosłowny. Dostrzegam tu podobną koncepcję i przyjętą formę, jak w moim opowiadaniu. Jest główny bohater(rzy), któremu ewidentnie ciąży cos, co ma genezę w przeszłości, jest gęstniejąca, zacieśniająca się atmosfera, klimat też jest podobny. No tylko Ty poszłaś w stronę większego absurdu i większej ilości niedomówień. Pociąg “przepoczwarza” swoich pasażerów, a los Olafa zdawał się być od początku przesądzony.

 

Powodzenia w konkursie i pozdrawiam!

 

Hej, mocno depresyjny tekst. Podobał mi się nastrój opowiadania, powolne temp, które tu pasuje. Sam nie jestem pewien jak mam odbierać przemianę bohatera i jego współpasażerki. Pierwsze, co przychodzi do głowy, to że nasze zmartwienia pozostawione samym sobie, kiedyś nas zniszczą. Klikam, pozdrawiam i powodzenia :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

JPolsky, cześć, dzięki za komentarz! Super, że wykorzystanie hasła zaciekawiło. Pomysł, co zrobić z hasłem konkursowym, przyszedł mi niemal od razu. Los Olafa rzeczywiście był od początku przesądzony, jeszcze zanim wsiadł do pociągu. Do Twojego opowiadania dotrę niebawem!

 

Bardjaskier, dziękuję za opinię! Fakt, opowiadanie nie jest zbyt wesołe. Cieszę się, że nastrój się podobał. 

Pierwsze, co przychodzi do głowy, to że nasze zmartwienia pozostawione samym sobie, kiedyś nas zniszczą.

Właśnie tak to można odebrać. Ale z niektórymi zmartwieniami nie da się nic zrobić i nie ma innego wyjścia, jak je zostawić, by nas zmiażdżyły (tak, wiem, bardzo optymistyczna refleksja :D).

“Właśnie tak to można odebrać. Ale z niektórymi zmartwieniami nie da się nic zrobić i nie ma innego wyjścia, jak je zostawić, by nas zmiażdżyły (tak, wiem, bardzo optymistyczna refleksja :D).”

 

Równie optymistyczny, co opowiadanie :D. Ale nawet beznadziejne przypadki potrzebują nadziei, nawet jeśli jest płonna :) – napisał autor horrorów, których bohaterowie przeważnie giną ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

napisał autor horrorów, których bohaterowie przeważnie giną ;)

Przeważnie, czyli nie zawsze, a więc jest jakaś nadzieja ;)

Cześć, Satano!

 

Bardzo podoba mi się pomysł. Przechodzisz od niby-zwykłej opowiastki o ludziach, którzy mają ciężko, w klimaty horrorowe. Do tego samo przejście jest wiarygodne, odpowiednio podbudowane i z bohaterami, którzy przechodzą przemianę – w przypadku głównego bohatera nie tylko fizyczną, ale też wewnątrzną.

Bardzo sprawnie napisane, nie ma co zarzucić.

Do tego masz kilka smaczków, które zyskują, gdy się nad tym zastanowić.

– Z czasem zaczniesz ich zauważać. 

Potem powtarzasz to zdanie w myślach Olafa i zastanawiam się, czy słusznie – czy nie lepiej wybrzmiałoby jedynie jako echo, a nie dosłowne zaznaczenie. Ale to już bardzo luźne dywagacje.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Podobało mi się. Atmosfera tajemniczości i ogólny, trochę surrealistyczny klimat, działał na mnie kojąco, co nie często się zdarza. Może dlatego, że ciągle siedziałem w z bohaterami w przedziale, i słyszałem stukot kół. Dzięki. Daję klika. Pozdrawiam

Cześć, Krokusie! Miło mi, że podobał Ci się pomysł, a przemiana bohaterów była dla Ciebie wiarygodna :)

Potem powtarzasz to zdanie w myślach Olafa i zastanawiam się, czy słusznie – czy nie lepiej wybrzmiałoby jedynie jako echo, a nie dosłowne zaznaczaenie.

Właściwie fakt, nie musiałam tego powtarzać, ale już trudno, niech zostanie.

Dziękuję za wizytę!

 

Hesket, dzięki za opinię i cieszę się, że się spodobało! Nie spodziewałam się, że klimat tego opka może zadziałać kojąco, ale w sumie dobrze, że tak na Ciebie zadziałał :) Super, że udało się dosiąść do bohaterów i usłyszeć stukot kół!

Szalenie przygnębiający klimat i wszystko, co spotkało Olafa w czasie podróży okazało się tak bardzo osobliwe, że nie udało mi się dociec, co tam się właściwie wydarzyło. I choć czytałam opowiadanie z zaciekawieniem, zaintrygowana wypadkami, to skończywszy lekturę muszę powiedzieć, że raczej niewiele z tego pojęłam.

 

Skóra na jego karku za­mro­wi­ła. → A może: Poczuł mrowienie skóry na karku.

 

Kiedy po­ciąg zbli­żał się do jego sta­cji, wy­szedł cicho z prze­dzia­łu, nie chcąc bu­dzić współ­pa­sa­żer­ki. Wyspa pe­ro­nu zbli­ża­ła się szyb­ko… → Czy to celowe powtórzenie?

Może w pierwszym zdaniu: Kiedy po­ciąg dojeżdżał do jego sta­cji

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rzeczywiście, bardzo przygnębiające opowiadanie. Odczytałam je jako opis nieradzenia sobie ze światem, przytłoczenia samym sobą, a pod koniec niemal zdziwiłam się, że Olaf nie rzucił się pod pociąg – a może rzucił, tylko nie zostało to nazwane wprost.

Niemniej, tekst dobry. Dziwny, niepokojący, przypominający, że najstraszniejsze demony to te, które widać w lustrach. 

 

„‬Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf

Regulatorzy, dzięki za wizytę! Poprawki wprowadzone. Cieszę się, że czytałaś z zaciekawieniem :) W skrócie chodziło o to, że ciężar problemów Olafa (a także innych pasażerów), który w jakiś sposób formował go jako człowieka, w pociągu zaczął go dosłownie formować, aż Olaf nie stał się częścią wciąż krzyczących z bólu szyn.

 

Rosso, dziękuję za komentarz! Prawdę mówiąc, nie sądziłam, że wyjdzie aż tak przygnębiająco, może to przez to, jaką porę roku wybrałam ;) W pewnym sensie Olaf rzucił się pod pociąg – przez swoje problemy został częścią szyn, a może być to traktowane jako metafora osób, które przez problemy rzucają się pod pociąg. Cieszę się, że uważasz tekst za dobry!

Bardzo proszę, Sonato. Nie pomyślałam o tak szczególnym rozumieniu ciężaru. Dziękuję za wyjaśnienie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, Sonato!

 

Bardzo ładnie (poważnie, czapki z głów) napisany tekst o dość smutnym wydźwięku. Było coś niepokojącego i jednocześnie ekscytującego w śledzeniu kolejnych spotkań Olafa i Mileny podczas jazdy pociągiem. Tajemnicze chudnięcie nastolatki, przemyślenia mężczyzny, to naprawdę robi robotę i buduje klimat.

 

Aczkolwiek muszę przyznać bez bicia, nie zrozumiałem zakończenia :P

 

Niemniej, czytało się naprawdę przyjemnie, więc biblioteka zdecydowanie zasłużona. Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

cezary_cezary, cześć, dzięki za komentarz! Miło mi, że podobało się śledzenie spotkań bohaterów :) Zakończenie w sumie można rozumieć na różne sposoby – metaforyczne rzucenie się na tory, dołączenie do grona osób, które każdego dnia krzyczą w duchu (pisk szyn) w reakcji na ciężar życia, generalnie chodziło mi o ogólne poddanie się ciężarowi problemów.

Ciekawe opowiadanie. Takie… bezkompromisowe.

Stoi oczywiście dusznym, posępnym nastrojem, okraszonym udanymi opisami zmieniającej się rzeczywistości. Podobają mi się turpistyczne wizje przedziału, wrzeszczące szyny, stopniowa transformacja pasażerów.

Z drugiej strony ta jednowymiarowość stanowi chyba zarazem największy minus. Jest dość sennie, monotematycznie. Zakończenie zdaje mi się nie łączyć z wcześniejszymi zdarzeniami – może dlatego, że szyny nie są częścią pociągu, tylko czymś oddzielnym. Pewnie tekst zyskałby na jakimś związku przyczynowo-skutkowym czy klamrze w tym miejscu.

Zastanawiające, że przemiana Mileny trwała dłużej, dziewczyna była też zaznajomiona ze znaczeniem dźwięku szyn. Tymczasem Olaf szast-prast i został wózkiem inwalidzkim ;)

Napisane schludnie. Jedno mnie jedynie zastanowiło:

Dziewczyna czasem mówiła dziwne rzeczy, czasem dobitne, a innym razem przesadnie szczere. Pogrążony w zmęczeniu chciał tego słuchać.

Serio miał ochotę tego słuchać w takim stanie? Masochista jakiś? ;p

 

Pzdr, powodzenia w konkursie!

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

CountPrimagen, dzięki za komentarz! Cieszę się, że podobały Ci się wrzeszczące szyny i transformacja pasażerów. W zakończeniu chyba za bardzo zwróciłam uwagę na hasło konkursowe, a za mało na związek z wcześniejszymi zdarzeniami. Co do długości przemiany, według mnie zastanawiające by było również, gdyby przemiana u każdego trwała tyle samo czasu ;)  

Serio miał ochotę tego słuchać w takim stanie? Masochista jakiś? ;p 

Brakowało mu rozrywki :) 

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet!

Cześć.

Po pierwsze, super tekst. :)

To nie było przypadkowe spotkanie. W przedziale spotkał bratnią duszę; ciut odmienną, jednak tak podobną do niego samego. Milen była częścią pociągu, tak jak inni, których zobaczył w odpowiednim czasie – wagon to nowe życie, dom. Najprawdopodobniej, coś na podobieństwo snu, to, co miał do tej pory, przestawało istnieć, wyparowywało z jego pamięci. 

Szczelina, brak pasażerów, konduktor, którego nie był w stanie zwizualizować – zastanawiające i pobudzające wyobraźnię. 

Dziewczyna stanowiła pierwszy plan, a reszta – dialogi, nieokreślone detale, niedopowiedzenia; tło.

Fajne opisy podświadomości i stapiania się z pociągiem. Pogranicze jawy i snu. Niewyjaśnione stany, chociażby: nie sprzątanie przedziału, śmieci, ta sama sceneria – poza szczeliną, która się uwypuklała..

Po zniknięciu dziewczyny – rozpadła się jak wieża z klocków i jest wszędzie – zjawiska, których nie da się racjonalnie wytłumaczyć: otępienie, szok, szczątki ludzkie, dziwne twarze chcące wejść do środka, niedowierzanie, niemoc…

Zabrakło mi ciut głębszej miotaniny bohatera ze samym sobą i głębszych odczuć, ale to tylko moje subiektywne odczucie.

Pozdrawiam. :)

Świetne opowiadanie od początku do końca. Dobrze zbudowany klimat i postacie. Wciągnęło tak naprawdę od pierwszej sceny. Przez całą historię przewija się tajemnica, która powoli się odkrywa, budując coraz większe napięcie. 

Satysfakcjonująca lektura. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Hej!

 

Tak dawno nie miał dla siebie czasu, że już nie umiał go spędzać. 

Rzadko zdarza mi się czytać tak proste, a tak prawdziwe zdania.

 

Nagłe odezwanie się współpasażerki było tak niespodziewane jak jej wcześniejsze otwarcie oczu.

Moje osobiste zdanie: okropnie to brzmi. Nie lepiej “Słowa wypowiedziane przez pasażerkę…”?

 

Poprosił bilet tylko od Olafa, nastolatkę musiał skontrolować wcześniej.

Wywaliłbym.

 

No, to jest najbardziej dołujące i mroczne opowiadanie, które jak na razie przeczytałem w tym konkursie. Jest też najlepiej napisane, bardzo barwnie, zdania są okrągłe, starannie cyzelowane, bardzo dobra robota.

Co do fabuły, to również jestem kontent. Przeszłaś od dwójki steranych życiem ludzi; od obyczajówki, do gęstych, weirdowych, horrorowatych klimatów. Szalenie podoba mi się pomysł na stawanie się częścią infrastruktury kolejowej, na wtapianie się w pociąg, to trwanie w nim, które kończy się swoistym zapuszczeniem korzeni – od przygodnego podróżnego do bywalca, od bywalca do elementu składowego pociągu jako całości, od elementu składowego do… No właśnie, czego? Widzę to tak: jeśli coś jest częścią większej całosći, z którą obcuje się na co dzień, to po jakimś czasie ta część traci indywidualizm, przestaje się ją dostrzegać w kontekście jednostkowości jako osobny twór, staje się tylko elementem składowym, czymś normalnym, czymś po czym wzrok się prześlizguje, nie zatrzymuje się, bo nie wyodrębnia jej jako osobnego bytu. To się dzieje z Mileną, to się dzieje z Olafem, oni według mnie zatracają się w pociągu, przestają być osobnymi bytami, a na końcu stają się częścią czegoś jeszcze wiekszego niż pociąg, stają się częścią szyn, znikają zupełnie jako jednostki. I tylko krzyczą, bo to boli, bo gdzieś w nich tli się sprzeciw, poniewczasie uświadomiony.

Bardzo ładny i nastrojowy tekst, od połowy nurzający się w mgle weirdu, snującej się za oknami pociągu.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Hej!

 

Wybacz, że brzydko zacznę:

spojrzeć w inną stroną.

literówka

 

się przygląda. Uparcie nie zwracając na to uwagi, wpatrzył się w ciemność pod siedzeniami. Za łydkami dziewczyny turlał się jakiś śmieć.

Olaf żałował, że nie ma się

Trochę siękoza. 

 

Powoli budujesz klimat i dziewczyna z jej nagłym otwarciem oczu i stwierdzeniem o smutku wzbudza jedynie odrobinkę niepokoju. Następnego dnia znowu ta sama sytuacja, więc wiemy, że dziewczyna to pewnie jakaś mara, zjawa, coś takiego. 

Czyta się przyjemnie, fajnie wplotłaś trudne życie i zwierzenia mężczyzny, czy to w myślach, czy te wypowiedziane. 

Choć trochę brakuje mi grozy, na razie mam wrażenie obyczajówki, bo te momenty niepokoju są szczątkowe. 

 

Szkoda, że wjechały streszczenia o tym, jak wyglądała Milenia, tzn. te o tym mijającym czasie – okej, ale to jak zapytał ją, czemu taka jest i ona omija temat – już by się przydało. ;) Zwłaszcza że później mamy scenę z kanapką, więc hm – można sobie darować streszczenia. 

 

Za to te wstawki Mileny, że krzyczą, ten dziwny przedmiot wystający w szczelinie okna, coraz mocniej eksponowane – na plus. Tak samo gałka oczna/śmieć.

 

Ale streszczenia trochę wybijają z rytmu, chyba w opowieści grozy lepiej wybrzmiewa szybsze tempo. Kiedy coś trwa tak długo, w dodatku okraszone opisami o tym, co u bohaterów, czytelnik zaczyna się nużyć, a atmosfera rozmywać. 

 

Za to część, w której znika Milena już bardzo fajnie opisana – mimo że główne dostajemy opisy, lubię Twoje opisy i czyta się bardzo dobrze. Jedynie kilka zgrzytów miałam przy:

makaron

czło­wie­ka-na­le­śni­ka

Takie nawiązywanie do jedzenia średnio tu pasowało, zwłaszcza że inne opisy wzbudzały niepokój. Podoba mi się bardzo, że kiedy wchodzi konduktor, Milena jest jak takie cienkie nitki. 

Kiedy Olaf zmienia się w rozpadający wózek stworzony z kory, bardziej niż grozę czuję zrozumienie. Bohaterowie stawali się tym, czego się bali, a jednocześnie nie potrafili tego zwalczyć. Jak zawsze u Ciebie – ładnie opisane, smutno, nostalgicznie. Fakt, że tej grozy było mało, mi nie przeszkadzał (zresztą każdy inaczej interpretuje grozę). Taki psychologiczny, trudny, duszny klimat z ludźmi, których coś zmienia, mi bardzo odpowiada. 

 

Końcówka idealnie pasuje i dopełnia całość. Ta końcówka to nawet najlepsza. Opisy jeszcze bardziej wyraziste, piękne, krzyczące szyny stały się jasne, przytłaczające problemy stały się tym, co bohaterów pogrążyło. 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

 

Tygrysico, dzięki za opinię! Bardzo trafne podsumowanie tekstu i podoba mi się Twoja interpretacja. Milena była bratnią duszą głównego bohatera, choć tego, co ich łączyło, oboje woleliby nie doświadczać. Mogłam silniej pokazać konflikt wewnętrzny Olafa, natomiast cieszę się, że ogółem opowiadanie przypadło do gustu :) 

 

Młody pisarzu, dziękuję za komentarz! Cieszę się, że wciągnęło i że podobały się postacie i klimat. Bardzo mi miło, że lektura była satysfakcjonująca. 

 

Cześć, Outta Sewer, dzięki za komentarz! 

Moje osobiste zdanie: okropnie to brzmi. Nie lepiej “Słowa wypowiedziane przez pasażerkę…”? 

A rzeczywiście! Podmieniłam.

Faktycznie opowiadanie wyszło mi dołujące. Cieszę się, że uważasz je za dobrze napisane, że jesteś zadowolony z fabuły, no i że podobał się pomysł na wtapianie się w pociąg i jego otoczenie. 

Widzę to tak: jeśli coś jest częścią większej całosći, z którą obcuje się na co dzień, to po jakimś czasie ta część traci indywidualizm, przestaje się ją dostrzegać w kontekście jednostkowości jako osobny twór, staje się tylko elementem składowym, czymś normalnym, czymś po czym wzrok się prześlizguje, nie zatrzymuje się, bo nie wyodrębniam jej jako osobnego bytu. 

Dokładnie tak jest. Podoba mi się ta interpretacja. Tak się dzieje z pociągiem z opowiadania i z wieloma sytuacjami z życia wziętymi, rutyna przestaje być w pewnym momencie zauważalna i dopiero kiedy coś się dzieje, to ją dostrzegamy. Dziękuję raz jeszcze za opinię i za rozbudowaną interpretację :) 

 

Ananke, dzięki za wizytę i opinię! Literówkę i siękozę poprawiłam. Co do streszczeniowości – również za nią nie przepadam, ale akurat w tym tekście sobie na nią pozwoliłam, bo podczas czytania Grabińskiego zauważyłam dużo streszczania u niego. Jeśli chodzi o grozę – nie miała to być klasyczna opowieść grozy, starałam się tu umieścić tylko parę jej elementów, ale koncentrowałam się bardziej na dziwności. Nawiązaniem do jedzenia starałam się trochę przełamać powagę opisów :) Cieszę się, że mimo pewnych zgrzytów Ci się podobało i miło mi, że lubisz moje opisy :)  

bo podczas czytania Grabińskiego zauważyłam dużo streszczania u niego.

Oj, no wiesz, Grabiński pisał w innych czasach. :) Gdyby dać konkurs tolkienowski, ilość opisów miejsc raczej by wszystkim nie podeszła. :)

 

Nawiązaniem do jedzenia starałam się trochę przełamać powagę opisów :)

Aa, rozumiem, choć mi to tam w tekście zgrzytało. ;)

 

miło mi, że lubisz moje opisy :)  

Mam w pamięci poprzednie teksty, więc opisy czytam zawsze z przyjemnością. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Oj, no wiesz, Grabiński pisał w innych czasach. :) Gdyby dać konkurs tolkienowski, ilość opisów miejsc raczej by wszystkim nie podeszła. :)

Ano fakt :)

 

Mam w pamięci poprzednie teksty, więc opisy czytam zawsze z przyjemnością. ;)

To miło mi, że jeszcze je pamiętasz :)

Tekst ustawiony na jeden klimat i doskonale go realizujesz. Jest ciemno, duszno, powolnie – co jest jego zaletą, ale może łatwo zamienić się w wadę, jeśli to nie chwyci. Tekst jednego triku, ale stworzony świadomie w tej konwencji.

Natomiast misię ;)

Językowo też jest dobrze. Przeczytałem bez większego chrobotania.

Podsumowując: przyjemny koncert fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan, dzięki za opinię! Super, że się podobało i cieszę się, że tekst był przyjemnym koncertem fajerwerków ;) 

Cześć!

Bardzo dobre opko, z gęstym klimatem, który zdaje mi się już Twoim “znakiem firmowym” z całą swoją niespiesznością, ciężarem i dozą poetyckości. Bo jest coś poetyckiego w gapieniu się w dziurę i w zamienianiu w kurz. Podoba mi się, że właściwie nie widzimy tutaj sceny poza pociągiem (czy poza peronem). Gęsto i niepokojąco, warsztatowo bez zarzutów. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

No, rzeczywiście dziwaczny ten Twój weird… Sama z siebie nie zrozumiałabym końcówki – ja jestem prosta Finkla i wszystko interpretuję dosłownie. Ale komentarze co nieco wyjaśniły.

Ciekawy tekst, skłaniający do refleksji.

Babska logika rządzi!

Verus, witam ponownie! 

Bardzo dobre opko, z gęstym klimatem, który zdaje mi się już Twoim “znakiem firmowym” z całą swoją niespiesznością, ciężarem i dozą poetyckości. 

Bardzo mi miło :) 

Cieszę się, że tekst się podobał i dzięki za komentarz :) 

 

Finklo, dzięki za komentarz! Nie da się ukryć, że końcówka wyszła trochę niezrozumiała. Super, że tekst skłonił do refleksji ;) 

 

Żongler, witam jurorkę! 

Witam jurora MaSkrola!

Nowa Fantastyka