- Opowiadanie: Drugi - Rzemieślnik

Rzemieślnik

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Rzemieślnik

Męż­czy­zna w ciem­nej pe­le­ry­nie wszedł przez pół­noc­ną bramę mia­sta. Przy­sta­nął i ro­zej­rzał się wo­ko­ło, z jego ust wy­do­był się kłę­bek pary, po­pra­wił torbę i ru­szył w kie­run­ku cen­trum. Ko­bie­ta cią­gną­ca wózek w kie­run­ku bramy przy­sta­nę­ła i zer­k­nę­ła na niego ba­daw­czo. Po chwi­li cięż­ko ru­szy­ła, mam­ro­cząc gniew­ne słowa pod nosem. Uśmiech­nął się do niej i ru­szył dalej. Idąc mijał ulicz­ki, domy i kramy, w któ­rych bu­dzi­ło się życie; im bli­żej cen­trum tym bu­dyn­ki były więk­sze, bar­dziej bo­ga­te. Szedł drogą po­mię­dzy ludź­mi spie­szą­cy­mi z po­ran­ny­mi spra­wun­ka­mi.

Ra­tusz sto­ją­cy na środ­ku nie­du­że­go rynku po­sia­dał za­dzi­wia­ją­co wy­so­ką wieżę zwień­czo­ną dużym ze­ga­rem sło­necz­nym. To wszyst­ko co można o nim po­wie­dzieć, nie od­zna­czał się ni­czym szcze­gól­nym w sto­sun­ku do in­nych ra­tu­szy w tej kra­inie. Po­stać po­de­szła do mo­sięż­nych drzwi i za­ło­mo­ta­ła.

/////////

Po­miesz­cze­nie do któ­re­go wszedł spra­wia­ło wra­że­nie czę­sto uży­wa­ne­go, pod­ło­ga była miej­sca­mi prze­tar­ta a okna za­ska­ku­ją­co czy­ste.

Ciało le­ża­ło na drew­nia­nym bo­ga­to zdo­bio­nym stole w głębi po­ko­ju. Plama krwi ście­ka­ła na ciem­ny dywan.

“Tak go zna­leź­li­śmy Panie, nie ru­sza­li­śmy ino od razu po­sła­li­śmy wia­do­mość”.

“Do­brze, mo­że­cie odejść” – po­wie­dział, nie pod­no­sząc na niego wzro­ku. Blady se­kre­tarz szyb­ko za­mknął za sobą drzwi.

Pod­szedł do zmar­łe­go, po­wo­li wy­pusz­cza­jąc po­wie­trze. Ścią­gnął rę­ka­wicz­kę i po­ło­żył dłoń na cie­mie­niu zmar­łe­go bur­mi­strza mia­sta. Ręka spra­wia­ła wra­że­nie mar­twej, jak u osób do­tknię­tych świe­rzo­bem. Mimo to palce spraw­nie ob­ję­ły głowę. Spo­koj­ny szept wy­do­był się z jego ust.

Świa­do­mość mo­men­tal­nie prze­sko­czy­ła, za­czę­ła szu­kać ostat­nie­go wspo­mnie­nia nie­bosz­czy­ka. Gdy ją zna­la­zła chwy­ci­ła mocno i prze­sła­ła im­puls.

“Sie­dzisz przy stole, świe­ca po­wo­li się do­pa­la. W rę­kach trzy­masz list, sku­piasz wzrok, li­te­ry za­czy­na­ją się skła­dać w słowa i zda­nia. List pełen zło­ści i nie­na­wi­ści. Ostat­nie zda­nie jest pod­kre­ślo­ne – Zgi­niesz już dziś…” Sły­szysz za sobą skrzyp­nię­cie pod­ło­gi a na­stęp­nie ból w oko­li­cy karku, pa­dasz na stół”

Wzdry­gnął się, oczy zmie­ni­ły kolor z nie­bie­skich na brą­zo­we.

“Nie wi­dzia­łeś mój drogi swo­je­go za­bój­cy? No cóż, tro­chę to utrud­nia moją pracę. Nie martw się jed­nak, po­trwa to tro­chę dłu­żej, ale znaj­dzie­my go”

Rzekł te słowa, ob­cho­dząc ciało i de­li­kat­nie pod­niósł rękę nie­boszcz­ka. Się­gnął po prze­mo­czo­ny krwią per­ga­min. Zba­dał go do­kład­nie, sta­ra­jąc się od­czy­tać słowa, lecz świa­tło było nie­wy­star­cza­ją­ce. Na­stęp­nie ob­szedł całe po­miesz­cze­nie, szu­ka­jąc śla­dów za­bój­cy.

/////////////

Jej Wiel­moż­ność była star­szą ko­bie­tą, z licz­ny­mi zmarszcz­ka­mi wokół oczu i w ką­ci­kach ust. Widać życie da­wa­ło wiele po­wo­dów do uśmie­chu. Teraz jed­nak jej twarz była przy­kry­ta bólem, a oczy błysz­cza­ły od łez.

“Dla­cze­go on to zro­bił, tyle lat, tyle lat i aku­rat teraz, kiedy Al­fred…” – spazm pła­czu prze­rwał jej słowa. Jej płacz nie róż­nił się od pła­czu in­nych ko­biet. Tak samo pła­cze pan jak i sługa. Te myśli zo­sta­ły prze­rwa­ne, kiedy do męż­czy­zny do­szedł sens jej słów.

“Kto co zro­bił? Wie Wiel­moż­na kto mógł zabić Pani mał­żon­ka?” – spy­tał

Jej prawa ręka z mokrą chu­s­tecz­ką wska­za­ła na kre­dens sto­ją­cy pod dużym ob­ra­zem przed­sta­wia­ją­cym bur­mi­strza z mał­żon­ką, któ­rzy do­stoj­nie pa­trzy­li w kie­run­ku oglą­da­ją­ce­go.

Męż­czy­zna pod­szedł do kre­den­su i za­czął prze­glą­dać listy; sto­jąc do ko­bie­ty tyłem, spy­tał spo­koj­nym gło­sem.

“Czy Wiel­moż­na wie kto je pisał? Pro­szę się za­sta­no­wić, czy mąż miał wro­gów?”

“Wro­gów? Był bur­mi­strzem w tym pie­kiel­nym miej­scu, każdy ku­piec, od któ­re­go do­ma­gał się uczci­wej za­pła­ty za to­wa­ry był jego wro­giem. Każdy szlach­cic, który mu­siał pła­cić skład­kę miej­ską prze­kli­nał go co mie­siąc… Ale nie zabił go wróg. Ktoś o wiele gor­szy, jego syn”. Ostat­nie słowo wy­po­wie­dzia­ła szlo­cha­jąc.

“Listy za­czę­ły się po­ja­wiać kilka mie­się­cy temu”– kon­ty­nu­owa­ła – “Pa­mię­tam jak mi przy­niósł pierw­szy, po­ło­żył na sto­li­ku i sta­nął przy oknie bez słowa. Od razu roz­po­zna­łam to pismo… Po­mi­mo tylu lat, roz­po­zna­łam od razu. Pro­szę je prze­czy­tać, ja nie dam rady wię­cej po­wie­dzieć, wszyst­ko tam jest…”.

Skło­nił się przed ko­bie­tą i wy­szedł bez słowa z rę­ka­mi peł­ny­mi pa­pie­rów. Prze­szedł do pierw­sze­go po­miesz­cze­nia obok. W po­ko­ju ni­ko­go nie było, je­dy­nie krze­sło przy małym sto­li­ku i nad­pa­lo­na świe­ca. Męż­czy­zna za­mknął do­kład­nie drzwi za sobą, usiadł przy sto­li­ku, przed sobą roz­ło­żył listy, równo, jeden koło dru­gie­go. Zdjął rę­ka­wi­ce, wy­cią­gnął dło­nie nad stół i uspo­ko­ił od­dech.

Po­czuł lekką nić ener­gii bie­gną­cą od kar­tek. Nić pełną nie­na­wi­ści i wście­kło­ści, ale też po­czu­cia ogro­mu nie­spra­wie­dli­wo­ści. Wziął głęb­szy od­dech, czuł jak jego żyły za­czę­ły pom­po­wać szyb­ciej krew.

Drew­nia­ny sufit, smród nie­my­te­go ciała i źle prze­tra­wio­ne­go al­ko­ho­lu, stłu­mio­ny dźwięk prze­su­wa­nia krze­seł i pi­jac­kich okrzy­ków, miej­sce gdzie prze­by­wa za­bój­ca.

//////

Wy­cho­dząc przy­sta­nął i spoj­rzał w niebo, słoń­ce le­d­wie prze­bi­ja­ło się przez gęste ciem­ne chmu­ry, za­po­wia­da­ją­ce burzę. Za­piął płaszcz wy­so­ko pod szyję i ru­szył w kie­run­ku karcz­my, gdzie spo­dzie­wał się zna­leźć oj­co­bój­cę.

Miesz­kań­cy też czuli zmia­nę po­go­dy, każdy spie­szył się za­ła­twić spra­wun­ki zanim wio­sen­na burza za­mknie ich w do­mach i cha­łu­pach. Tylko nie­licz­ni się nie spie­szy­li, oni i tak wie­dzą co ich czeka, grup­ka bez­dom­nych męż­czyzn sie­dzia­ła le­ni­wie na ławce przed karcz­mą. Gli­nia­ny bu­kłak prze­cho­dził z rąk do rąk, two­rząc jeden z naj­sil­niej­szych so­ju­szy w świe­cie. Pa­trzy­li na ciem­ny front bu­rzo­wy, który zaj­mo­wał coraz więk­szą część nieba.

Karcz­ma była do­brze za­dba­na, ławy nie były zbyt krzy­we a pod­ło­ga zbyt obrzy­ga­na. W kącie grup­ka kup­ców świę­to­wa­ła sprze­daż, jeden leżał i chra­pał zna­czą­co a trzech in­nych co chwi­lę ści­ska­ło się i cmo­ka­ło w po­licz­ki, mó­wiąc o do­zgon­nej przy­jaź­ni, ze łzami w oczach.

Za szynk­wa­sem stał śred­nie­go wzro­stu facet, jego włosy były ciem­ne i się­ga­ły ra­mion. Męż­czy­zna usiadł, miska cie­płe­go gu­la­szu po­ja­wi­ła się przed nim wraz z ku­flem ja­sne­go pach­ną­ce­go chmie­lem piwa. Nie pod­no­sząc wzro­ku, zjadł do czy­sta i wypił piwo. Do­pie­ro wtedy po­ło­żył srebr­ną mo­ne­tę na bla­cie.

Od Was Panie nie wezmę – rzekł ciem­no­wło­sy – spra­wy ro­dzin­ne.

Za­sko­czo­ny cof­nął rękę z mo­ne­tą.

Więc może mi po­mo­żesz, w ra­mach za­pła­ty? Szu­kam pew­ne­go mło­dzień­ca, który przy­był jakiś czas temu, zaj­mu­je u Was izbę.

Obec­nie mam tylko dwie izby za­ję­te, ostat­nie drzwi na prawo na pię­trze, w dru­giej jest jakaś parka… dość za­ję­ta – zna­czą­co za­wie­sił głos.

Dzię­ku­ję od­sta­wił kufel i kiw­nął głową. Po­pra­wił szty­let za pasem i ru­szył na pię­tro. W po­ło­wie pię­tra okien­ni­ca otwo­rzy­ła się i silny wiatr z desz­czem ude­rzył go w twarz. Burza sza­la­ła.

////

Po­wo­li pod­szedł pod drzwi, spod drzwi nie prze­ni­ka­ło żadne świa­tło. Wy­pu­ścił po­wie­trze i pró­bo­wał wy­obra­zić sobie, że jest za drzwia­mi. W tym mo­men­cie usły­szał ude­rze­nie okien­ni­cy w po­ko­ju. Cho­le­ra jasna na­parł całym cia­łem i zdą­żył zo­ba­czyć skra­wek ma­te­ria­łu zni­ka­ją­ce­go za oknem. Gdy do niego pod­biegł, za­bój­ca prze­ska­ki­wał na są­sied­ni dach, kie­ru­jąc się w stro­nę miej­skich staj­ni. Cho­le­ra jasna.

Desz­cze, wiatr i cho­ler­nie śli­skie dachy. Dwa razy męż­czy­zna pra­wie spadł na ulicę pełną prze­my­ka­ja­cych ludzi. Na szczę­ście jego prze­ciw­nik nie ra­dził sobie le­piej.

Stra­cił go na chwi­lę z oczu, gdy mu­siał zła­pać się cie­płe­go ko­mi­na, z któ­re­go uno­sił się ciem­ny cuch­ną­cy dym. Stój – krzyk­nął, nie wie­dząc na co liczy, ale na pewno nie na to, że on usły­szy i po­słu­cha. Ciem­na syl­wet­ka dwa dachy przed nim od­wró­ci­ła się do niego.

Dwa skoki przez śli­skie dachy. Męż­czy­zna stał przy ryn­nie, ba­lan­su­jąc na kra­wę­dzi; za­bój­ca na ka­le­ni­cy, przy­trzy­mu­jąc się ko­mi­na. Witaj przy­ja­cie­lu – rzekł – za­sta­na­wia­łem się który z Was mnie do­pad­nie, może to i do­brze, że to bę­dziesz Ty.

Jego głos… fala wspo­mnień za­la­ła męż­czy­znę, za­chwiał się i stra­cił rów­no­wa­gę. Nagle ktoś zła­pał go za ramię i przy­cią­gnął do sie­bie. Męż­czy­zna nie zdą­żył za­re­ago­wać, za­bój­ca wy­szarp­nął ostrze i wbił je w serce. Swoje serce. Pa­trząc mu w oczy, uśmiech­nął się lekko i obaj spa­dli na mokrą ulicę.

 

Koniec

Komentarze

Hej, mu­sisz po­pra­co­wać nad tym tek­stem. Dia­lo­gi są do po­pra­wy, do­dat­ko­wo pod­miot, trąci się co chwi­lę i nie wia­do­mo, kto co robi i mówi. Z de­ta­li – zmień ozna­cze­nie na szort, opo­wia­da­nia są po­wy­żej 10 ty­się­cy zna­ków i wrzuć ja­kieś tagi. Po­zdra­wiam :)

"On jest dziw­nym wir­tu­ozem – Na or­ga­nach ludz­kich gra Bu­dząc za­chwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Po­wiedz, kogo ob­cho­dzi gra, Z któ­rej żywy nie wy­cho­dzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złu­dze­nia! Na sobie te­stu­je­my Każdą praw­dę i mit."

Witam, cał­kiem przy­jem­ne. Twoją mocną stro­ną bez wąt­pie­nia jest z ła­two­ścią bu­do­wa­ny kli­mat i, na­zwij­my to, “czu­cie opi­sy­wa­nej chwi­li”. Po­mi­mo, że opisy są ra­czej dość skrom­ne, to myślę, iż spraw­ny dobór słów od­po­wied­nio two­rzy na­strój i wy­star­cza­ją­co od­da­je cha­rak­ter opi­sy­wa­nych przez Cie­bie wy­pad­ków. Do tego uży­wasz czę­sto wy­szu­ka­ne­go słow­nic­twa, a to pra­wie za­wsze, a na pewno w tym przy­pad­ku, wy­cho­dzi twór­com na plus. Jeśli cho­dzi o kwe­stie fa­bu­lar­ne, to widzę w tej kró­ciut­kiej hi­sto­rii duży po­ten­cjał, który warto z niej wy­cią­gnąć, wy­sy­cić i jesz­cze raz wy­ko­rzy­stać i to w spo­sób jak naj­bar­dziej opty­mal­ny i roz­bu­do­wa­ny. Po­stać wę­drow­ca w pe­le­ry­nie czy­ta­ją­ce­go za opła­tą myśli zmar­łych bo­wiem na pewno za­słu­gu­je na swoje dal­sze losy, które z chę­cią prze­czy­tam. 

Jeśli cho­dzi zaś o kwe­stie, na­zwij­my to, es­te­tycz­ne, po­le­cam usta­lić jeden spój­ny i po­praw­ny sche­mat na bu­do­wę dia­lo­gów (jest ich mia­no­wi­cie kilka, toteż mo­żesz za­wsze wy­brać ten, który naj­bar­dziej przy­pad­nie Ci do gustu). Co do es­te­ty­ki na stop­niu czy­sto wi­zu­al­nym, to mógł­byś odro­bi­nę po­pra­wić dzie­le­nie par­tii tek­stu i pro­ces roz­miesz­cze­nia w nich po­szcze­gól­nych scen i myśli, ale to już są dro­bia­zgi.

Pod­su­mo­wu­jąc, uwa­żam Twój de­biut za udany:))

Jeśli o czymś po­my­śla­łeś, to znak, że to gdzieś ist­nie­je.

Uwagi mam takie same, jak Bar­dja­skier, więc nie będę po­wta­rzał. Szko­da, że ogra­ni­czy­łeś się do szor­ta, bo po­mysł cie­ka­wy, ale z dru­giej stro­ny do­brze, bo po po­pra­wie­niu warsz­ta­tu mo­żesz stwo­rzyć in­te­re­su­ją­cy se­qu­el. :)

 

Wi­ta­my świe­żyn­kę. Świe­żyn­ka szy­ku­je się na chrzest ognia :D potem może być wieża ja­skół­ki ;)

Męż­czy­zna w ciem­nej pe­le­ry­nie wszedł przez pół­noc­ną bramę mia­sta.

Hmmmmmmmm. Zda­nie jest za­sad­ni­czo po­praw­ne, ale ja­kieś…

Przy­sta­nął i ro­zej­rzał się wo­ko­ło, z jego ust wy­do­był się kłę­bek pary, po­pra­wił torbę i ru­szył w kie­run­ku cen­trum.

Kłęb­ki pary nie po­pra­wia­ją toreb, a zda­nie warto po­dzie­lić, ale i roz­bu­do­wać. Dobra (nie uni­wer­sal­na, ale zwy­kle po­moc­na) re­gu­ła – jedno zda­nie to jedna myśl. Poza tym zda­nie po­win­no mieć cel. Jaki cel ma to kon­kret­ne? Po­ka­zu­je, dokąd bo­ha­ter się udał (czyli na­pro­wa­dza na za­wią­za­nie akcji) i in­for­mu­je o po­go­dzie (kłę­bek pary – swoją drogą, strasz­nie słod­ki ten kłę­bek, chyba za słod­ki, żeby go wziąć po­waż­nie). Mo­gło­by też po­ka­zy­wać cha­rak­ter de­li­kwen­ta.

Ko­bie­ta cią­gną­ca wózek w kie­run­ku bramy przy­sta­nę­ła i zer­k­nę­ła na niego ba­daw­czo.

Czyli było w nim coś nie­zwy­kłe­go. Do­brze. Po co to "w kie­run­ku bramy"? Nie le­piej opi­sać tro­chę mia­sto?

Po chwi­li cięż­ko ru­szy­ła, mam­ro­cząc gniew­ne słowa pod nosem.

Czyli jak ru­szy­ła? Może: Po chwi­li ru­szy­ła z mo­zo­łem, mam­ro­cząc coś gniew­nie.

Uśmiech­nął się do niej i ru­szył dalej

"Ru­szył" jest po­wtó­rzo­ne, zresz­tą on nie przy­sta­wał.

Idąc mijał ulicz­ki, domy i kramy, w któ­rych bu­dzi­ło się życie; im bli­żej cen­trum tym bu­dyn­ki były więk­sze, bar­dziej bo­ga­te.

Mało kon­kret­ne, "cen­trum" nie za bar­dzo pa­su­je w fan­ta­sy: Idąc, mijał ulicz­ki, domy i kramy bu­dzą­ce się do życia; im bli­żej cen­trum, tym bu­dyn­ki były więk­sze, bar­dziej ozdob­ne.

Szedł drogą po­mię­dzy ludź­mi spie­szą­cy­mi z po­ran­ny­mi spra­wun­ka­mi.

Nadal nie­kon­kret­ne. Mo­gło­by też być zgrab­niej­sze. Lu­dzie spie­szą ze spra­wun­ka­mi, czyli niosą za­ku­py do domu – tak rano? Pokaż mi ten tłu­mek, może niech pach­nie świe­żym chle­bem? Jest zimno (para z ust), więc są grubo po­ubie­ra­ni – jakiś cha­rak­te­ry­stycz­ny sza­lik? Daj parę szcze­gó­łów, a resz­tę do­śpie­wam sobie sama.

Ra­tusz sto­ją­cy na środ­ku nie­du­że­go rynku po­sia­dał za­dzi­wia­ją­co wy­so­ką wieżę zwień­czo­ną dużym ze­ga­rem sło­necz­nym.

Nie­zgrab­ne – jak zwień­czyć wieżę ze­ga­rem? Ra­tusz po­środ­ku nie­wiel­kie­go rynku miał bar­dzo wy­so­ką wieżę z dużym ze­ga­rem sło­necz­nym.

To wszyst­ko co można o nim po­wie­dzieć, nie od­zna­czał się ni­czym szcze­gól­nym w sto­sun­ku do in­nych ra­tu­szy w tej kra­inie.

W takim razie to zda­nie jest nie­po­trzeb­nym ba­la­stem. Opi­su­je­my to, co nie­zwy­kłe. Cza­sa­mi zwy­kłość jest nie­zwy­kła, ale chyba nie tu.

Po­stać po­de­szła do mo­sięż­nych drzwi i za­ło­mo­ta­ła.

Jaka znowu "po­stać"? Po­stać to nie­wia­do­mo­co, a tu masz kon­kret­ne­go fa­ce­ta, uśmiech­nię­te­go nawet, zna­czy, nie de­men­to­ra. Po­nad­to – kto robi drzwi z mo­sią­dzu? Okute mo­sią­dzem, tak, ale z mo­sią­dzu?

/////////

Nie po­wie­dzia­ła­bym, że to ładny se­pa­ra­tor, ale tak czy siak po­wi­nien być wy­środ­ko­wa­ny. Edy­tor stro­ny jest tro­chę, mmm, sta­ro­daw­ny, i cza­sem psuje for­ma­to­wa­nie, więc spraw­dzaj takie rze­czy.

Po­miesz­cze­nie do któ­re­go wszedł spra­wia­ło wra­że­nie czę­sto uży­wa­ne­go, pod­ło­ga była miej­sca­mi prze­tar­ta a okna za­ska­ku­ją­co czy­ste.

Dla­cze­go mia­ło­by mnie dzi­wić, że ktoś tam od czasu do czasu sprzą­ta? Czy może cho­dzi Ci, na przy­kład: Po­miesz­cze­nie, do któ­re­go wszedł, było dość czy­ste. Świa­tło pa­da­ją­ce z okien pod­kre­śla­ło wgłę­bie­nia wy­tar­te w de­skach pod­ło­gi przez nie­zli­czo­ne stopy.

Ciało le­ża­ło na drew­nia­nym bo­ga­to zdo­bio­nym stole w głębi po­ko­ju.

Upo­rząd­kuj okre­śle­nia: Ciało le­ża­ło na bo­ga­to zdo­bio­nym drew­nia­nym stole w głębi po­ko­ju.

Plama krwi ście­ka­ła na ciem­ny dywan.

Plama nie ście­ka: Krew cie­kła na dywan, roz­le­wa­jąc się ciem­ną plamą.

“Tak go zna­leź­li­śmy Panie, nie ru­sza­li­śmy ino od razu po­sła­li­śmy wia­do­mość”.

Dużą li­te­rą pi­sze­my zwro­ty do ad­re­sa­ta w li­stach: “Tak go zna­leź­li­śmy, panie, nie ru­sza­li­śmy, ino od razu po­sła­li­śmy wia­do­mość”.

“Do­brze, mo­że­cie odejść” – po­wie­dział, nie pod­no­sząc na niego wzro­ku.

Hmm? To re­tro­spek­cja?

Ręka spra­wia­ła wra­że­nie mar­twej, jak u osób do­tknię­tych świe­rzo­bem.

Nie mam po­ję­cia, co pró­bu­jesz mi po­wie­dzieć. To jest tekst, nie film – nie sto­isz w tym po­miesz­cze­niu z ka­me­rą, ale za­glą­dasz przez ramię swo­je­mu bo­ha­te­ro­wi.

Spo­koj­ny szept wy­do­był się z jego ust.

Tak sam?

Świa­do­mość mo­men­tal­nie prze­sko­czy­ła

Czyli?

Gdy ją zna­la­zła chwy­ci­ła mocno i prze­sła­ła im­puls.

To jest to wspo­mnie­nie, ro­dzaj ni­ja­ki: Gdy je zna­la­zła, chwy­ci­ła mocno i prze­sła­ła im­puls.

W rę­kach trzy­masz list, sku­piasz wzrok, li­te­ry za­czy­na­ją się skła­dać w słowa i zda­nia

Mmmm… czy tak wy­glą­da czy­ta­nie? Dla­cze­go część re­tro­spek­cji jest kur­sy­wą, a część nie?

Sły­szysz za sobą skrzyp­nię­cie pod­ło­gi a na­stęp­nie ból w oko­li­cy karku, pa­dasz na stół

Sły­szysz za sobą skrzyp­nię­cie pod­ło­gi, na­stęp­nie ból w oko­li­cy karku, pa­dasz na stół.

Wzdry­gnął się, oczy zmie­ni­ły kolor z nie­bie­skich na brą­zo­we.

Czyje oczy? Jeśli chcesz po­ka­zać, jak ne­kro­man­cja wy­glą­da z ze­wnątrz, dodaj po­stać, która tego nie wie i niech ona ob­ser­wu­je. Bo na razie mamy tu sce­na­riusz fil­mo­wy. To nic złego, ale tu sku­pia­my się na li­te­ra­tu­rze.

“Nie wi­dzia­łeś mój drogi swo­je­go za­bój­cy? No cóż, tro­chę to utrud­nia moją pracę. Nie martw się jed­nak, po­trwa to tro­chę dłu­żej, ale znaj­dzie­my go”.

“Nie wi­dzia­łeś, mój drogi, swo­je­go za­bój­cy? No cóż, tro­chę mi to utrud­nia pracę. Ale nie martw się, po­trwa to tro­chę dłu­żej, ale znaj­dzie­my go”.

Rzekł te słowa, ob­cho­dząc ciało

O, skoro on to po­wie­dział, to po­win­no być for­ma­to­wa­ne jak dia­log. Pol­ski, nie an­giel­ski. Sama tak kie­dyś ro­bi­łam :) więc się nie przej­muj, tylko prze­czy­taj po­rad­nik: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/

Się­gnął po prze­mo­czo­ny krwią per­ga­min.

Le­piej: prze­siąk­nię­ty. I dla­cze­go per­ga­min nagle po­ja­wia się zni­kąd, hmm? Z tego, co po­wie­dzia­łeś, do­my­śli­łam się, że po­miesz­cze­nie jest puste, ale ono nie jest puste, praw­da? To ga­bi­net.

Zba­dał go do­kład­nie, sta­ra­jąc się od­czy­tać słowa, lecz świa­tło było nie­wy­star­cza­ją­ce.

Nie kom­bi­nuj: Usi­ło­wał od­czy­tać słowa, ale było za ciem­no. A w ogóle – nie miał lampy? To ga­bi­net!

Na­stęp­nie ob­szedł całe po­miesz­cze­nie, szu­ka­jąc śla­dów za­bój­cy.

Na­stęp­nie ob­szedł całe po­miesz­cze­nie w po­szu­ki­wa­niu śla­dów za­bój­cy. I? Zna­lazł coś? Nie zna­lazł? Co zmie­nia to zda­nie?

Widać życie da­wa­ło wiele po­wo­dów do uśmie­chu.

Widać życie dało jej wiele po­wo­dów do uśmie­chu.

Teraz jed­nak jej twarz była przy­kry­ta bólem, a oczy błysz­cza­ły od łez.

Pur­pu­ro­we: Teraz jej twarz była ścią­gnię­ta bólem, a oczy błysz­cza­ły od łez.

“Dla­cze­go on to zro­bił, tyle lat, tyle lat i aku­rat teraz, kiedy Al­fred…” – spazm pła­czu prze­rwał jej słowa.

Nie jest to zbyt ładne. In­ter­punk­cja – p. wyżej.

Jej płacz nie róż­nił się od pła­czu in­nych ko­biet. Tak samo pła­cze pan jak i sługa.

A dla­cze­go miał­by się róż­nić? Skąd to nagłe fi­lo­zo­fo­wa­nie?

Te myśli zo­sta­ły prze­rwa­ne, kiedy do męż­czy­zny do­szedł sens jej słów.

Nor­mal­nie Po­irot :) Zda­nie bar­dzo nie­zgrab­ne. Le­piej pokaż tok jego myśli: fi­lo­zo­fu­je sobie, i nagle… zaraz. Co ona po­wie­dzia­ła?

“Kto co zro­bił? Wie Wiel­moż­na kto mógł zabić Pani mał­żon­ka?” – spy­tał

Nie­na­tu­ral­ne. O du­żych li­te­rach już mó­wi­łam, o in­ter­punk­cji też, ale dia­log jest psy­cho­lo­gicz­nie nie­wia­ry­god­ny.

Jej prawa ręka z mokrą chu­s­tecz­ką wska­za­ła na kre­dens sto­ją­cy pod dużym ob­ra­zem przed­sta­wia­ją­cym bur­mi­strza z mał­żon­ką, któ­rzy do­stoj­nie pa­trzy­li w kie­run­ku oglą­da­ją­ce­go.

Po­plą­ta­na skład­nia, zob. tutaj: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842857 Moja pro­po­zy­cja: Mokrą chu­s­tecz­ką mach­nę­ła w stro­nę du­że­go mał­żeń­skie­go por­tre­tu.

Męż­czy­zna pod­szedł do kre­den­su i za­czął prze­glą­dać listy; sto­jąc do ko­bie­ty tyłem, spy­tał spo­koj­nym gło­sem.

“Czy Wiel­moż­na wie kto je pisał? Pro­szę się za­sta­no­wić, czy mąż miał wro­gów?”

Na pewno kre­den­su? Męż­czy­zna pod­szedł do sto­ją­ce­go przed ob­ra­zem kre­den­su i za­czął prze­glą­dać le­żą­ce na nim listy. – Czy Wiel­moż­na wie, kto je pisał? Pro­szę się za­sta­no­wić, czy mąż miał wro­gów? – spy­tał spo­koj­nie.

Był bur­mi­strzem w tym pie­kiel­nym miej­scu, każdy ku­piec, od któ­re­go do­ma­gał się uczci­wej za­pła­ty za to­wa­ry był jego wro­giem. Każdy szlach­cic, który mu­siał pła­cić skład­kę miej­ską prze­kli­nał go co mie­siąc…

… czy ona tro­chę nie prze­sa­dza?

Ale nie zabił go wróg. Ktoś o wiele gor­szy, jego syn”.

…?

“Listy za­czę­ły się po­ja­wiać kilka mie­się­cy temu”– kon­ty­nu­owa­ła – “Pa­mię­tam jak mi przy­niósł pierw­szy, po­ło­żył na sto­li­ku i sta­nął przy oknie bez słowa. Od razu roz­po­zna­łam to pismo… Po­mi­mo tylu lat, roz­po­zna­łam od razu. Pro­szę je prze­czy­tać, ja nie dam rady wię­cej po­wie­dzieć, wszyst­ko tam jest…”.

Mało na­tu­ral­ne i dość bez­barw­ne: Listy za­czę­ły przy­cho­dzić kilka mie­się­cy temu – cią­gnę­ła. – Pa­mię­tam, kiedy przy­niósł pierw­szy, po­ło­żył na sto­li­ku i sta­nął przy oknie, bez słowa. Od razu roz­po­zna­łam to pismo… Mi­nę­ło tyle lat, ale roz­po­zna­łam od razu. Pro­szę je prze­czy­tać, ja… nie mogę, wszyst­ko tam jest…

Skło­nił się przed ko­bie­tą i wy­szedł bez słowa z rę­ka­mi peł­ny­mi pa­pie­rów.

Skło­nił się ko­bie­cie i wy­szedł, z rę­ka­mi peł­ny­mi pa­pie­rów.

Prze­szedł do pierw­sze­go po­miesz­cze­nia obok. W po­ko­ju ni­ko­go nie było, je­dy­nie krze­sło przy małym sto­li­ku i nad­pa­lo­na świe­ca.

Skróć: W po­ko­ju obok nie było ni­ko­go, tylko krze­sło przy małym sto­li­ku i oga­rek świe­cy.

Męż­czy­zna za­mknął do­kład­nie drzwi za sobą, usiadł przy sto­li­ku, przed sobą roz­ło­żył listy, równo, jeden koło dru­gie­go.

Męż­czy­zna sta­ran­nie za­mknął drzwi, usiadł, roz­ło­żył listy na bla­cie, równo, jeden przy dru­gim.

wy­cią­gnął dło­nie nad stół

Wy­cią­gnął dło­nie nad sto­łem.

Po­czuł lekką nić ener­gii bie­gną­cą od kar­tek. Nić pełną nie­na­wi­ści i wście­kło­ści, ale też po­czu­cia ogro­mu nie­spra­wie­dli­wo­ści.

Czy te me­ta­fo­ry trzy­ma­ją się kupy?

Wziął głęb­szy od­dech, czuł jak jego żyły za­czę­ły pom­po­wać szyb­ciej krew.

Żyły nie pom­pu­ją: Wziął głęb­szy od­dech. Po­czuł, jak serce szyb­ciej pom­pu­je krew.

źle prze­tra­wio­ne­go al­ko­ho­lu

A jak pach­nie do­brze prze­tra­wio­ny al­ko­hol?

dźwięk prze­su­wa­nia krze­seł i pi­jac­kich okrzy­ków

Okrzyk to dźwięk, więc – dźwięk dźwię­ków? Hmm?

miej­sce gdzie prze­by­wa za­bój­ca

Miej­sce, gdzie prze­by­wa za­bój­ca.

słoń­ce le­d­wie prze­bi­ja­ło się przez gęste ciem­ne chmu­ry, za­po­wia­da­ją­ce burzę.

A to nie zima aby? Jaki masz cel w opi­sy­wa­niu nieba?

Miesz­kań­cy też czuli zmia­nę po­go­dy, każdy spie­szył się za­ła­twić spra­wun­ki zanim wio­sen­na burza za­mknie ich w do­mach i cha­łu­pach.

Czy oni nic in­ne­go nie robią, tylko za­ku­py? Miesz­kań­cy też czuli zmia­nę po­go­dy. Każdy spie­szył za­ła­twić spra­wun­ki, zanim wio­sen­na burza za­mknie go w domu.

Tylko nie­licz­ni się nie spie­szy­li, oni i tak wie­dzą co ich czeka, grup­ka bez­dom­nych męż­czyzn sie­dzia­ła le­ni­wie na ławce przed karcz­mą.

Po­ła­ma­ne zda­nie. O co w nim cho­dzi? Bez­dom­ność w świa­tach fan­ta­sy to… skom­pli­ko­wa­ny temat. Prze­my­śla­łeś go?

Gli­nia­ny bu­kłak prze­cho­dził z rąk do rąk, two­rząc jeden z naj­sil­niej­szych so­ju­szy w świe­cie.

Bu­kłak nie jest gli­nia­ny. Ca­łość – no, wiem, że cho­dzi o kum­pel­stwo od kufla, ale dziw­nie to wy­glą­da.

Pa­trzy­li na ciem­ny front bu­rzo­wy, który zaj­mo­wał coraz więk­szą część nieba.

Front bu­rzo­wy to po­ję­cie z dzie­dzi­ny me­te­oro­lo­gii – nie widać go, o ile wiem.

Karcz­ma była do­brze za­dba­na, ławy nie były zbyt krzy­we a pod­ło­ga zbyt obrzy­ga­na.

To brzmi gry­zą­co iro­nicz­nie, ale chyba nie ma takie być.

jeden leżał i chra­pał zna­czą­co a trzech in­nych co chwi­lę ści­ska­ło się

… czyli jak chra­pał? Jeden leżał i chra­pał, a trzej inni co chwi­lę ści­ska­li się…

mó­wiąc o do­zgon­nej przy­jaź­ni, ze łzami w oczach.

Jak już, to: ze łzami w oczach mó­wiąc o do­zgon­nej przy­jaź­ni.

Za szynk­wa­sem stał śred­nie­go wzro­stu facet, jego włosy były ciem­ne i się­ga­ły ra­mion.

Nie­zgrab­ne, nie­fan­ta­stycz­ne: Za szynk­wa­sem stał czło­wiek śred­nie­go wzro­stu, o ciem­nych wło­sach do ra­mion.

miska cie­płe­go gu­la­szu po­ja­wi­ła się przed nim wraz z ku­flem ja­sne­go pach­ną­ce­go chmie­lem piwa

Nawet za­ma­wiać nie mu­siał? Miska cie­płe­go gu­la­szu po­ja­wi­ła się przed nim wraz z ku­flem ja­sne­go, pach­ną­ce­go chmie­lem piwa.

Nie pod­no­sząc wzro­ku, zjadł do czy­sta i wypił piwo. Do­pie­ro wtedy po­ło­żył srebr­ną mo­ne­tę na bla­cie.

Dobra, a gdyby nie po­ło­żył? Ka­za­li­by mu zmy­wać?

Od Was Panie nie wezmę – rzekł ciem­no­wło­sy – spra­wy ro­dzin­ne.

– Od was, panie, nie wezmę – rzekł ciem­no­wło­sy – spra­wy ro­dzin­ne. Jakie spra­wy ro­dzin­ne? O ile in­fo­dum­pu na pewno uni­kasz, wska­zu­jesz tu na coś, a ja nie wiem, na co. To ciut draż­ni. I – skoro już nie­po­praw­nie for­ma­tu­jesz dia­lo­gi, to czemu nie kon­se­kwent­nie?

Więc może mi po­mo­żesz, w ra­mach za­pła­ty? Szu­kam pew­ne­go mło­dzień­ca, który przy­był jakiś czas temu, zaj­mu­je u Was izbę.

– Więc może za to mi po­mo­żesz? Szu­kam mło­dzień­ca, który tu przy­był jakiś czas temu, zaj­mu­je u was izbę.

Obec­nie mam tylko dwie izby za­ję­te, ostat­nie drzwi na prawo na pię­trze, w dru­giej jest jakaś parka… dość za­ję­ta – zna­czą­co za­wie­sił głos.

Di­da­sca­le zbęd­ne, nie­fan­ta­stycz­ne sfor­mu­ło­wa­nia psują efekt: – Tylko dwie izby za­ję­te, na pię­trze, ostat­nie drzwi z pra­wej. Obok śpi jakaś parka… albo i nie śpi.

Dzię­ku­ję od­sta­wił kufel i kiw­nął głową.

– Dzię­ku­ję. – Od­sta­wił kufel i ski­nął karcz­ma­rzo­wi.

Po­pra­wił szty­let za pasem i ru­szył na pię­tro. W po­ło­wie pię­tra okien­ni­ca otwo­rzy­ła się i silny wiatr z desz­czem ude­rzył go w twarz. Burza sza­la­ła.

Masz trzy zda­nia iden­tycz­nej kon­struk­cji, a burza chyba czy­ta­ła sce­na­riusz. To mało wia­ry­god­ne. Poza tym – co to jest "pię­tro"? Co po­wiesz na: Po­pra­wiw­szy nóż u pasa, ru­szył na pię­tro. W po­ło­wie scho­dów okien­ni­ca stuk­nę­ła o ścia­nę, po­wiew wia­tru chlu­snął mu desz­czem w oczy.

Po­wo­li pod­szedł pod drzwi, spod drzwi nie prze­ni­ka­ło żadne świa­tło.

Prze­czy­taj to na głos. Źle brzmi, nie? Wolno pod­szedł do drzwi.

Wy­pu­ścił po­wie­trze i pró­bo­wał wy­obra­zić sobie, że jest za drzwia­mi.

… po co? Nie dałeś mi się za­po­znać ze zdol­no­ścia­mi bo­ha­te­ra, więc nie wiem. A to nie­do­brze. Po­nad­to: pró­bo­wał sobie wy­obra­zić.

W tym mo­men­cie usły­szał ude­rze­nie okien­ni­cy w po­ko­ju.

A może: Nagle usły­szał trza­śnię­cie okien­ni­cy.

Cho­le­ra jasna na­parł całym cia­łem i zdą­żył zo­ba­czyć skra­wek ma­te­ria­łu zni­ka­ją­ce­go za oknem. Gdy do niego pod­biegł, za­bój­ca prze­ska­ki­wał na są­sied­ni dach, kie­ru­jąc się w stro­nę miej­skich staj­ni.

Tnij, dy­na­mi­zuj: – Cho­le­ra jasna! – Ude­rzył bar­kiem, zdą­żył zo­ba­czyć, jak za oknem znika rąbek płasz­cza.

Desz­cze, wiatr i cho­ler­nie śli­skie dachy. Dwa razy męż­czy­zna pra­wie spadł na ulicę pełną prze­my­ka­ja­cych ludzi. Na szczę­ście jego prze­ciw­nik nie ra­dził sobie le­piej.

Wła­ści­wie czemu on go ściga? Skoro za­wsze może go­ścia zna­leźć, po­słu­gu­jąc się psy­cho­me­trią? Czemu lu­dzie "prze­my­ka­ją" w cza­sie burzy? I po­win­no być: "jego prze­ciw­nik ra­dził sobie nie le­piej" (idiom).

Stra­cił go na chwi­lę z oczu, gdy mu­siał zła­pać się cie­płe­go ko­mi­na, z któ­re­go uno­sił się ciem­ny cuch­ną­cy dym.

Dla­cze­go mu­siał się zła­pać?

Stój – krzyk­nął, nie wie­dząc na co liczy, ale na pewno nie na to, że on usły­szy i po­słu­cha. Ciem­na syl­wet­ka dwa dachy przed nim od­wró­ci­ła się do niego.

Tnij: – Stój – krzyk­nął, nie wie­dząc, na co liczy. Ciem­na syl­wet­ka dwa dachy dalej od­wró­ci­ła się do niego.

Męż­czy­zna stał przy ryn­nie, ba­lan­su­jąc na kra­wę­dzi; za­bój­ca na ka­le­ni­cy, przy­trzy­mu­jąc się ko­mi­na.

Za­bój­ca nie jest męż­czy­zną? Tak się mści nie­na­da­nie bo­ha­te­ro­wi imie­nia.

Witaj przy­ja­cie­lu – rzekł – za­sta­na­wia­łem się który z Was mnie do­pad­nie, może to i do­brze, że to bę­dziesz Ty.

Od­dzie­la­my wo­łacz: – Witaj, przy­ja­cie­lu – rzekł – za­sta­na­wia­łem się, który z was mnie do­pad­nie, może to i do­brze, że to bę­dziesz ty.

Jego głos… fala wspo­mnień za­la­ła męż­czy­znę, za­chwiał się i stra­cił rów­no­wa­gę.

Ale dla­cze­go?

Męż­czy­zna nie zdą­żył za­re­ago­wać, za­bój­ca wy­szarp­nął ostrze i wbił je w serce. Swoje serce. Pa­trząc mu w oczy, uśmiech­nął się lekko i obaj spa­dli na mokrą ulicę.

Wut.

 

Co tu się stało, nie wiem. Nie wiem, czy Ty wiesz. Zdaje się, że mamy tu świat po­wle­czo­ny odro­bi­ną la­kie­ru w ko­lo­rze wiedź­miń­skim, ale pod spodem nie ma za wiele sensu. Sporo po­wtó­rzeń, uży­wasz nie­któ­rych słów tak, jak­byś nie wie­dział, co zna­czą, no i – więk­szość chyba zo­sta­ła w Two­jej gło­wie, bo da­li­pies, nie mam po­ję­cia, kim jest bo­ha­ter, kim jest dla niego za­bój­ca (chyba kimś jest…), po co jeden zabił, czemu drugi go ściga i co z tego wszyst­kie­go ma wy­ni­kać.

Po­mi­mo, że opisy są ra­czej dość skrom­ne, to myślę, iż spraw­ny dobór słów od­po­wied­nio two­rzy na­strój i wy­star­cza­ją­co od­da­je cha­rak­ter opi­sy­wa­nych przez Cie­bie wy­pad­ków.

Nie mogę się zgo­dzić. Opisy są nie tyle skrom­ne, co skąpe, a dobór słów nie prze­kra­cza po­zio­mu śred­nio­świe­żyn­ko­we­go (tj. nie ma ja­kichś prze­ra­ża­ją­cych błę­dów, ale takie drob­niej­sze, nie­ste­ty, są).

Do tego uży­wasz czę­sto wy­szu­ka­ne­go słow­nic­twa, a to pra­wie za­wsze, a na pewno w tym przy­pad­ku, wy­cho­dzi twór­com na plus.

Aku­rat wy­szu­ka­ne słow­nic­two zwy­kle na plus nie wy­cho­dzi. Ale tutaj? Nie za­uwa­ży­łam go. To nie pro­blem.

po­le­cam usta­lić jeden spój­ny i po­praw­ny sche­mat na bu­do­wę dia­lo­gów

Patrz wyżej lin­ko­wa­ny po­rad­nik.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie spo­dzie­wa­łem się ta­kie­go szyb­kie­go od­ze­wu, dzię­ku­ję za wasze ko­men­ta­rze. Po­pra­cu­ję jesz­cze nad tek­stem.

Po­mysł fajny, ale mu­sisz, mu­sisz po­pra­co­wać nad ję­zy­kiem:

“wy­do­był się kłę­bek pary, po­pra­wił torbę” – wy­cho­dzi na to, że kłę­bek pary po­pra­wił torbę.

Dalej się nie pa­stwię, bo masz całą listę od Tar­ni­ny ;)

Ale ogól­nie szor­cik w po­rząd­ku.

Moje po­wie­ści: https://marmaxborowski.pl/kwestia-wyboru/

Po­pra­cu­ję jesz­cze nad tek­stem.

I to jest słusz­na po­sta­wa – ale pa­mię­taj, że tek­sty dzie­lą się na te, które można po­pra­wić, i nie­na­pi­sa­ne ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Na pewno po­mysł na umie­jęt­ność głów­ne­go bo­ha­te­ra cie­ka­wy, ale wy­ko­na­nie mnie nie za­chwy­ci­ło. Cza­sem czy­ta­ło się tro­chę opor­nie. Na­to­miast po po­praw­kach myślę, że mógł­by być z tego cał­kiem dobry tekst. 

Sen jest dobry, ale książ­ki są lep­sze

Nowa Fantastyka