- Opowiadanie: MariaN - KIEDY ŚWIATŁA ZGASNĄ (MASAKRA 2010)

KIEDY ŚWIATŁA ZGASNĄ (MASAKRA 2010)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

KIEDY ŚWIATŁA ZGASNĄ (MASAKRA 2010)

KIEDY ŚWIATŁA ZGASNĄ

 

Wróciłam z pracy około północy. Noc była kruczoczarna, żadne światła się nie paliły w sąsiednich blokach, księżyc lekko oświecał drzwi mojego garażu, powietrze było ciężkie a mój automatyczny zegarek zablokował się na godzinie 6:66. Trochę dziwne, ale mechanizmy mają swój własny umysł. Ustawiłam samochód, podjechałam do drzwi swojego garażu, wcisnęłam guzik i brama podniosła się ociężale i z hałasem. Zazgrzytałam zębami i ustawiłam auto w środku. Hałas znowu mnie ogłuszył, zapaliła się lampka, parę ciem latało wokół. Drzwi zamknęły się za mną. Usłyszałam świerszcze i szybko wyszłam z garażu bocznym wyjściem, które prowadziło do pustego, dużego i ciemnego salonu. Nikt na mnie nie czekał, rzuciłam torbę na stolik, jakaś gazeta sfrunęła na podłogę. Walnęłam ciałem o twardą kanapę. Cicho wszędzie, nawet trochę upiornie, zawsze mnie to denerwowało i do tego jeszcze głupie świerszcze. Lampa na suficie huśtała się niebezpecznie, robiąc różne cienie na meblach i ścianach. Do tego żarówka zaczęła się wypalać tworząc grę światła. Nawet żyrandol miał więcej życia niż ja… Uspokoiłam się w końcu, skupiłam na małej drzemce. Podniosłam nogi z podłogi na kanapę i położyłam się. To zabije czas, na szczęście…

 

Przerażający dźwięk, jakby coś się rwało i szurało po tablicy, wyrwał mnie ze snu jak błyskawica. Rzuciłam się w stronę hałasu, rąbnęłam twarzą w komórkę. Dalej, z szokiem w sercu i pulsem piekielnie szybkim, próbując złapać oddech, przerażona śmiertelnie, chwyciłam beczacą komórkę i odebrałam ustrojstwo. Okropny dźwięk ucichł, ktoś ze mna rozmawiał.

'Halo? Halo, Teresa?'

Dopiero teraz zauważyłam wyświetlony numer Helenki Wrocławskiej. Przestałam trzymać się za serce, wzięłam komórke do lewej dłoni.

'Halo, halo Helenka!' -odezwałam się, poczym zauważyłam dopiero, że żarówka się kompletnie wypaliła i siedziłam w salonie pogrążonym w demonicznych ciemnościach. Nienawidziłam ciemności straszliwie, to była moja fobia, cokolwiek mogło się teraz stać…

'Helenka, przestraszyłaś mnie, myślałam, że ktoś mnie próbuje zabić, muszę zmienić ten dzwonek, cholera.' Pomacałam stolik, wymacałam kanapę nogami, czułam się niespokojna a Helenka dalej nawijała.

'Ok, sprawdzę. Potem zadzwonię, jak mnie nikt nie zabije, pa' – dokończyłam, wyciągając latarkę zza kanapy. Właczyłam ją, trochę popstrykała, zgasła co mnie wkurzyło i znowu się włączyła. Nie była mocna ale mogłam widzieć. Chyba korki poszły, musiałam włączyć. Teraz bedę musiała przejść przez cały mój pusty, pełen grozy dom, w egipskich ciemnościach. Odeszłam od kanapy, przeszłam przez połowę salonu oświecając część mebli. Doszłam do drzwi, nie wiedziłam od czego, chyba ich tam wcześniej nie było… Położyłam rekę na zimnej klamce, pociągnęłam ją, drzwi jakby zachichotały poczym otworzyły się. Coś mnie uderzyło. Poświeciłam. Boże! Nie pamiętam żeby wkładała tego brudasa-mopa tutaj. Odetchnęłam i wzięłam mopa ze sobą, nie chciałam być sama, mop był bronią. Zamknęłam drzwi i bez tchu przebiegłam przez resztę salonu, prawie łamiąc sobie nogi i zahaczając mopem o żyrandol zwaliłam go na ziemię z hukiem. Jeszcze bardziej mnie to przestraszyło. Najmniejszy hałas wywoływał u mnie zdenerwowanie. Tu było cicho. Za cicho… Doszłam do drzwi kuchni, lekko odchylonych. Przez niewielką szparkę zobaczyłam dziwne światło, takie jakieś ciemne… natychmiast zauważyłam, że coś się poruszyło. Złodziej, obrabuje mnie a ja tu z głupim mopem stoję. Westchnęłam chyba za głośno, bo czarna jak atrament postura popatrzyła przez szparę wprost na mnie. Sparaliżowało mnie do reszty, krew wzburzyła mi się w żyłach, to chyba nie człowiek tylko halucynacje. Do reszty zgłupiałam. Jego twarz zmieniała się jak topiąca się świeca, oczy miał ogromne i czarne, chyba nie miał oczodołów, całkowita pustka na twarzy, ani ust, czerwona krew świeciła mu się na buzi. Śmierć stała mi w domu, bardziej w kuchni, jeszcze kosy brakowało, twarz biała jak duch świetnie kontrastowała z czarnymi pustkami po oczach. Miał dziury w szyi jakby go wilki rozszarpały. Straciłam kontrolę nad swoim własnym ciałem, patologiczny i niewyjaśniony lęk owinął mi się wokół serca i szyi i związał tak mocno, że chciałam wymiotować ze strachu. Potwór zamienił się w coś dziwnego, jakby czarny popiół, błyskawicznie przeleciał przez okno, z piekielnym krzykiem demona, szkło posypało się na ziemię. Odetchnęłam i domknęłam drzwi, moje serce pulsowało w czole i w kolanach, strasznie mi było gorąco. Nie wiedziałam przez chwilę co się stało. Przypomniały mi się korki, zszokowana , wstałam na nogi i włączyłam upuszczoną latarkę. Coś walnęło w salonie. Zerwałam się, bo myślałam że już po wszytkim. Doszłam do ciemnego korytarza, drzwi na schody jakoś się dziwnie świeciły a klamka niespodziewanie przekreciła się cichutko. Stanęłam w miejscu, latarka i mop wypadły mi z rąk. Klamka dziwacznie się wygieła, drzwi tak szybko sie otworzyły i zamkneły, że nic nie zauważyłam. Korytarz znowu ucichł, tym razem czułam się jak głucha. To moje bicie serca wszystko ogłuszało. Podniosłam mopa i latarkę, ze strachem w oczach, ostrożnie, bez hałasu szłam przez ten kruczy korytarz. Im bardziej się zbliżałam do mrożących krew w żyłach drzwi, tym bardziej zdawało mi się że słyszę cymbałki. Zrobiło się zimno. Otworzyłam drzwi, zimny powiew zamknął je za mną. Znalazłam się w odludnym pokoju, bez okien, biała farba schodziła ze ścian i na środku pokoju ujrzałam cymbałki pełne kurzu. Wyglądały na nieużywane. Coś mi mówiło, że powinnam jak najszybciej się stąd wynieść. Odwróciłam się do drzwi, chwyciłam klamkę i adrealina przeszła przez moje ciało. Drzwi były zamkniętę. Bardziej zablokowane. Warknęłam na klamkę. Dodatkowo kopnęłam w nie. Odetchnęłam. Rozejrzałam się dookoła tego paskudnego pokoju. Pajęczyny były wszędzie, pająki wyglądały jakby się na mnie gapiły przez cały ten czas. W końcu wróciły do roboty. Sufit tego pokoju był wysoki, sam pokój był maluteńki, poczułam się niepewnie. Czułam obecność kogoś tutaj, ale nikogo nie widziałam. Może ja śnię? Nadstawiłam rekę, żeby się uszczypnąć i nagle zobaczyłam, że pałeczka od cymbałek lekko podnosi się w powietrze i z ogromną siłą uderza w instrument. Dźwięk, który wydał było jak anielskie śpiewanie, które zamieniało się w demoniczne krzyki millionów osób. Cymbały roku, gdybym takie mogła kupić na internecie to chyba bym padła. I jeżeli nie znajdę tych korków to sama wykorkuję! Ten sam lęk zaczął mnie ogarniać kiedy pałeczka coraz szybciej uderzała. Dźwięk bardzo dobrze roznosił się po pustym pokoju, gdzie jedyne światło przenikało przez dziurę w ścianie… Całkowita ciemność panowała tutaj, tak samo jak w całym tym cholernie pustym domu ,na szczęście moje oczy już się przyzwyczaiły do tego. Nagle cymbałki ucichły, okropne dźwięki, które wydawaly też, ciemny pokój znowu wypełniła cicha atmosfera, którą można było ciąć nożem. Było tak cicho, że mogłam usłyszeć lekkie szumy trawy na wietrze przed domem. Ustabilizowałam swój oddech i wydech, zostawiłam monstrualne drzwi w świętym spokoju i podeszłam do czarnego kształtu, który okazał się cymbałkami. Pałeczka lekko opadła w ciemnościach, czułam coś złego na skórze. Ciche, stłumione i przerywane śpiewanie zawitało w pokoju bez wyjścia. No z wyjściem, ale takie to wyjście jak ze mnie Książę Pakistanu. Echo odbijało się od ścian i powtarzało każde ostatnie słowo cichej piosenki. Zastanowiłam się nad tym, co się właśnie dzieje. Poruszałam latarką po ścianach pokoju i zauważyłam coś bardzo dziwnego, czego na pewno wcześniej nie widziałam. Światło z latarki oświetliło różnorodne i autentyczne obrazy w złotych ramach. Przyjrzałam się im bliżej. Na wszystkich tych obrazach samotnie stała mała dziewczynka z pluszowym misiakem bez oczu. Dziewczynka była ubrana w ciasne i zdecydowanie za małe ubranka, które były dla małych bobasków. Przeraziłam się trochę, oderwałam wzrok od portretów i moją uwagę przykuł dywan koloru rubina i szafiru. Kontem oka zobaczyłam jak ściany zostają pokryte tęczową tapetą z kaczuszkami. Coś tutaj sie działo dziwacznego. Odwróciłam się i zobaczyłam szarą, nudną kołyskę na środku pokoju, a pod kołyską leżały zepsute cymbałki. Śpiewanie pewnie dochodziło z tej strasznej kołyski. Przypomniały mi się horrory gdzie straszne rzeczy działy się w i obok kołysek. Dreszcz przeszedł mi po plecach, poczułam złe uczucie w brzuchu jak to po ćwiczeniach. Kołyska stała tam jakby na coś czekała. I chociaż wiedziałam, że coś się na pewno stanie, ponieważ czego innego się spodziewać po tajemniczej kołysce na środku dziecęcego pokoju, zrobiłam pierwszy krok i drugi, i trzeci. Chyba spodziewałam się jakiegoś rabnięcia albo potwora i demona. Jednak nic się nie stało. Otchłanie ciemności dalej pogrążaya pokój, śpiew coraz bardziej wypełnial mi uszy i płuca. Tak jak woda. Czyłam, że się utopię kiedy podchodziłam do kołyski, coś mnie krztusiło. Czułam się bez siły, ale dalej szłam. W najbardziej cichej chwili, coś ryknęło. Ryk był związany z bólem i agonią, ale brzmialo w nim trochę nuty melancholi. Od razu stanęłam na nogi, topiąca się sensacja zniknęła, oderwałam oczy od kołyski i spojrzałam na ścianę tuż za mną. A raczej na kruczą i huczącą, jakby się to wydawało,czarną bramę, z dwoma posępnymi statuetkami kobiet w czarnych sukniach ślubnych, poszarpanych na strzępy. Głowy statuetek poruszyły się i od razu spojrzały się na mnie, ślepiami wilka. Jakoś dziwacznie mi się wydało, że miały najsłodsze głosy na całym świecie. Wpadłam w trans, podeszłam do oszpeconych, czarnych bram 'piekła'. Świetnie widziałam w ciemności, już nie potrzebowałam latarki, poświeciłam na swoje buty po czym wróciłam do bramy.

'Witaj, kochana… Wejdź do środka…' – większa statuetka dziwnie się wygięła, próbując się ukłonić.

'Wiecie, w filmach horroru, głupiutka bohaterka od razu przeszłaby przez takie demoniczne drzwi ale ja taka nie jestem. Więc oszczędźcie sobie jaj, mówcie czego chcecie.' – przerwałam jej, ukrywając panikę. Statuetki posępiały jeszczę bardziej, brama rzuciła na mnie swój czarny cień i przez to wyglądała jeszcze straszniej niż na początku. 'Czego chcecie?' – zapytałam, zdenerwowana.

'Byłoby OK gdybyśmy powiedziały ' Twoją duszę na zawsze!' hm?' – druga, szara statuetka odpowiedziała, ziewajac. Wzruszyłam ramionami.

'Ok, czego ty chcesz? Za co wejdziesz do tych kruczych wrót? Million złotych? Bo to możemy sprowadzić w mgnieniu oka.' – dodała druga i pokiwała głową. Oczy mi błysnęły, statuetki uśmiechnęły sie złowrogo.

'Niestety nie.'

'Tak teraz pójdzie. Zagramy w grę. Dwa sprytnie zrobione pytania z odpowiedziami, które wcale nie są takie łatwe.' 'Czyli podchwytliwe…' – wykazałam się.

'Tak, cokolwiek. Teraz słuchaj. Jeżeli źle odpowiesz na pytanie, zabijemy losowo wybraną osobę.

Dreszcz emocji przeszedł mi po plecach. Chyba nie żartowaly.

'A-a co jeżeli dobrze odpowiem?'

'Przejdziesz przez wrota.' – statuetka wytłumaczyła, zakładając nogę na nogę.

'Ok, przyjmuję wyzwanie.' – odpowiedziałam. Zrobiło mi sie sucho w gardle, moje nogi się zatrzęsły. Czułam, że ten sam lęk znowu spina mi szyję. Lekko i po cichu idzie za mną, a kiedy najbardziej się tego nie spodziewam , LĘK mnie zawija w szmaty i kopie w kosmos. Nie mam czasu krzyczeć ani uciekać tym bardziej. Lęk jest wszędzie i zawsze mnie spowalnia.

'A wiec zaczynajmy.' Zobaczyłam jak sowa, która siedziała na tych przysparzających o zimny dreszcz wrotach, uśmiechnęła sie troszeczkę. Pohuczała i odleciała.

'Wchodzisz do ciemnego pokoju z zapałką. Masz do wyboru: drewno, lampę i parę starych butów. Co zapalasz najpierw?' Druga statuetka wydała kpiący ze mnie śmiech. Zdenerwowała mnie jeszcze bardziej. Krew we mnie pulsowała jak nienormalna, dreszcze przeszły po całym moim przestraszonym i trzęsącym się ciele. Jeżeli źle na to odpowiem, te małe potworki-demonki zabiją przypadkową osobę. Dziecko, dorosłego albo nastolatka. Każdy z nich ma rodzinę. Ma matkę i ojca. Jest mniej lub bardziej przez nich kochany. Mają własne życie. Jeżeli się tak na to spojrzy to jeszcze bardziej mi się robi niedobrze. Pomyślałam o zagadce jeszcze raz. Drewno, lampa, buty. Drewno, lampa, buty. Drewno, la…

'Zapałkę!' -wykrzyknełam, zanim moglam cokolwiek zrobić.

'Najpierw zapalisz zapałkę!' -dokończyłam, biorąc głeboki oddech. Wrota lekko otworzyły się, hucząc przy tym straszliwie. Okropny i lodowaty wicher wyleciał z otworu. Statuetki klaskały. W końcu przestały i druga szara statuetka zaczęła mówić o zagadce.

'Jeżeli w Ameryce czwarty lipca to Dzień Niepodległości to czy Polska też ma czwartego lipca?'

Szyderczy uśmiech przyozdobił smukłą twarz statuetki. Czułam serce w lewej dłoni, postukałam się w czoło. Dzień Niepodległości. Niepodległość. Czwarty lipca. Lipca… Lipca… Czwarty lipca. Nic mi nie przychodziło do głowy, wyraz twarzy też pewnie miałam pusty. Zastanawiałam się i nic mi nie wychodziło. Czy my też mamy Dzień Niepodległości czwartego lipca? Zmarszczyłam czoło. Boże, nie wiem. Wpadałam w głębszą paranoję.

'Odpowiedz albo losowo zabijemy jakąś osobę. Nas osobiście nic to nie obchodzi. Możemy zabijać ile chcemy.' Świetny pomysł rzucił mi sie na umysł.

'Polska nie ma czwartego lipca.' Szyderczy śmiech statuetek uświadomił mi, że źle odpowiedziałam. Zabrałam komuś życie… Telefon komórkowy pojawił się w mojej trzesącej recę, odebrałam.

'Dzisiaj odszedł John McCoy, szanowany przyjaciel, brat i ojciec. Odszedł we śnie, wszyscy będziemy go bardzo żałowac. Spoczywaj w pokoju.' Usłyszałam płacz dzieci. Moje serce paliło sie ze wstydu i złości.

'Jak możecie…' -szepnęłam. Statuetki zaczęły się śmiać. Wrota coraz bardziej przypominały mi paszczę potwora. Ich śmiech zamieniał się w szydercie wycie. Upiorne dźwięki. Nie mogłam tego słuchać. Zakryłam uszy, zamknęłam oczy. Ale ten jadowity śmiech dalej brzęczał mi w uszach jak niechciana melodia. Otworzyłam oczy. Ściany sie łamały, rozwalały i eksplodowały w górę i w dół. Podłoga i dywan wystrzeliwały we wszystkie strony. Chaos totalny. Czarne wrota zniknęły, cały pokój demolował się, rozpadał się sam, ekslodowały tapety i ściany, obrazy łamały się na drobne kawałki spadając na podłogę, przez sufit przeszła ogromna szczelina, powstała wielgachna dziura, sufit posypał się na kawałki, ściany coraz szybciej wystrzeliwały w moją stronę, stałam tam czując jak świruję. Maluteńkie kawałki czegokolwiek migały mi w oczach, przeogromne odłamki spadały na podłogę, podłoga wybuchała, wyrywając kawały w górę, w odrywający się sufit. Żyrandol spadł na podłogę, mieszając się ze wszytkimi latającymi kawałami. Nagle wszystko zapłonęło czerwonymi i pomarańczowymi kolorami, płomienie pochłaniały odrywane kawałki i eksplodujące ściany. Ogień przemieścił się na tapety, wszystkie resztki zaświeciły w niebieskich płomieniach, chaos nie do opisania, kompletnie nie wiedziałam co się działo. Przed moją twarzą świstały płonące odłamki różnych rozmiarów, czerwone i żołte kolory tańczyły na dywanie, przy okazji wszystko podpalając. To wszytko było tak żywe, że zakryłam twarz. W policzki buhały mi płomienie a jeszcze nie spalone części świstały mi za plecami. Zaczęłam krzyczeć w niebogłosy, miotało mną wszędzie i chyba mi nawet złamalo żebro…. Uderzyłam o coś, otworzyłam oczy, rozejrzałam się. Leżałam w jakimś korytarzu. Ile ten dom ma korytarzy? Zdawało mi się, że tylko jeden. Wstałam, przypomniało mi się o palącym się pokoju. Poszłam przez ten zapaćkany krwią i podejrzany korytarz z wyłączoną latarką i na wpół spalonym mopem. Podłoga skrzypiała pod każdym krokiem, który postawiłam na tych deskach. Zdałam sobie sprawę z tego, że: 1: Ten dom naprawdę potrzebuje naprawy skoro tak trzeszczy… I 2: Ktoś lub coś mnie śledziło. Miałam to uczucie od początku, ale teraz jeszcze bardziej się nasiliło. Było oczywiste, że ktoś szedł za mną krok w krok. Wypalał mi dziury na plecach swoim spojrzeniem. Korytarz też najwyraźniej się ze mnie śmieje i szydzi. Poczułam się jak bezbronna kukła w posępnym domu Barbie. Jak błyskawica odwróciłam się do tyłu, prawie się przewracając. W tym samym momencie, coś jakby prąd przeszedł przez moje ciało kiedy zobaczyłam ciemno-czerwone, błyszczacę oczy w ciemnościach. Nastąpiło u mnie zwarcie, wypuściłam latarkę i spalonego mopa z ręki, uderzyły o podłogę. Ani drgnęłam. Tylko patrzyłam jak te okropne oczy odsłoniły rozciągający się ostry uśmiech. Strach przeszył mój mózg. I nagle jakbym dostałam nadludzkiej siły w nogach. Odwróciłam się jakby nigdy nic i popędziłam ile sił w nogach do przodu. Korytarz stał się ciemną plamą w moich oczach. Brązowe drzwi na lewo; rzuciłam się na nie, chwyciłam zimną klamkę, drzwi cudem się otworzyły, wlazłam do środka, nie myśląc co robię i zostałam oślepiona jasnością. Dostałam kolorowych mroczków, okazało się, że znalazłam się w mocno oświetlonej łazience! Ściany i podłoga były pokryte lśniącymi kafelkami, łazienka sama w sobie była normalnej wielkości, czysty zlew stał po lewej stronie, nad nim wisiało duże, prostokątne lustro, biały sedes stał w kącie, trochę dziwnie i duża wanna błyszczała po prawej stronie, obok złotawych ręczników. Bardzo podejrzane. Ta czysta wanna była chyba niedawno używana, bo brudna woda z pianą wpływała do odpływu, a podłoga bulgotała. Miałam złe uczucie, a instynkt nigdy nie kłamie… Pociągnęłam wyjściowe drzwi, ku mojemu zdziwieniu, nic się nie stało. Te drzwi były zablokowane. Wrzasnęłam na nie i chciałam się na czymś wyżyć. Porozglądałam się po łazience, czyściutki kran od wanny przykuł moją uwagę. Podeszłam i bez namysłu, ale za to z całej siły, wymierzyłam potężnego kopniaka w ten kran. Trzasnął i wpadł do wanny. Zimna woda zaczęła się lać z dziury jak sztorm. Przestraszyłam się, woda szybko wypełniała wannę. Na jej dnie zobaczyłam coś znajomego. Małe kluczyki, znaczy, kluczyki zawsze są znajome w mojej opinii. Podniosłam, zabrzdękały, słyszałam bulgot wody w wannie. Znowu popatrzyłam dookoła. Bezradnie kręciłam się po łazience, trzymajac klucze w ręku. Jakimś cudem, woda zaczęła wylewać się z wanny i płynąć po podłodze. Spanikowałam kiedy woda dotknęła moich butów. Kiedy woda jest czerwona, czy to woda? To pytanie przyszło mi do głowy. Nie chciałam na to odpowiedzieć, z resztą nikt by nie chciał. Stanęłam jak wryta. Niesamowite, krew wlewała się do wanny zamiast wody. Prawdziwa krew. Nie zauważyłam tego wcześniej, ale ta lśniąca i czyściutka łazienka wcale już taka nie była. Ślady dłoni, umoczone w świeżej krwi, i zwierzęcych łap, widniały na ścianach… Z sufitu kapały rubinowe krople, spadały do jeziora krwi w wannie. Kran był pokryty flakami zmieszanymi z krwią, a na lustrze coś było napisane. Zdrętwiałam, straciłam czucie w rękach. Powolnie, pełna paranoi, przeszłam przez rzekę krwi, bez żadnego wyrazu twarzy ani pomysłu w głowie przeczytalam napis. Zamilkłam i złapałam oddech. 'Istoty są wszędzie, nawet w łazience.' Coś scisnęło mnie w gardle, patologiczny lęk zszył mi brzuch. Spojrzałam na swoją ochlapaną krwią twarz. Rozmazałam napis rękawem, czułam się jak morderczyni. Nie obchodziło mnie, że mam nogawki we krwi i że skarpetki pewnie też mam już czerwone. Nie brzydziłam się krwi przez tę paranoję. Normalnie krzyczałabym, ale teraz coś mnie powstrzymało. I nagle to zobaczyłam. Nie odbicie w lustrze, ale dziurkę na samym jego dole. Wyjęłam swój kluczyk i dopasowałam. Przekręciłam. Coś kliknęło. Pogratulowałam sobie ciekawości w środku. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Wyjęłam kluczyk i otworzyłam lustro. Ostatni raz popatrzyłam na swoje umazane w krwi odbicie. Całkowicie je otworzyłam. Stałam we krwi aż do kolan, kran wanny chyba nie miał końca. To wszystko było obrzydliwe, psychiczne i w ogóle straszne. W szafce za lustrem stały używane perfumy firmy GOLDTM. Krew skapywała z kąta lustra wprost na moją rękę. Na drugiej szafce dalej w lustrze stało małe złote pudełko, z kokardą. Nie zostało otwarte, a ciekawość szturmowała we mnie. Wzięłam je, potrząsnęłam. Nic nie było słychać, jeszcze bardziej się zaciekawiłam. Pociągnęłam dwa końce kokardy, odłożyłam wieko na miejsce. Wyjęłam pakunek z pudełka, rozerwałam papier. Przez przezroczysty plastik zobaczyłam czekoladowe pianki. Nagle poczułam jak bardzo byłam głodna. Bez namysłu, otworzyłam plastik i wyjęłam trzy czekoladkowe pianki. Włożyłam je do ust. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się delicjami. Chciało mi się pić. Byłoby absurdalne gdybym napiła się krwi, nie jestem w 'Przeżyć w dżungli'. Jeszcze nie… Popatrzyłam na perfumy GOLDTM i, pewnie pomyślisz, że to głupie, ale odkręciłam pompkę i się napiłam. To było okropne uczucie, gardło zaczęło mnie cholernie piec, smak był okropny. Wyplułam resztki, zagryzłam pianką. Poczulłam dziwne uczucie w nogach, tak jakby skleiły się ze sobą. Błona pojawiła mi się między palcami, poczułam, że coś otwiera mi się na szyi. Moje nogi zamieniły się w rybi ogon, nie jakiejś tam syrenki tylko normalnej ryby. Kompletnie zamarłam, nie wiedzialam co się dzieje. Zmiejszyłam się, zamieniłam w rybęo kobiecym tułowiu. Wpadłam do jeziora krwi i oddychałam skrzelami. To wszystko stało się tak szybko, że byłam kompletnie zakłopotana. Popatrzyłam dookoła, widziałam światło na powierzchni, wszystko było czerwone. Na dnie wanny był mały otwór, który wyglądał jak maluteńkie drzwiczki. Wcześniej ich nie zauważyłam, chyba dlatego, że byly takie małe. Krew jest gęściejsza niż woda więc było trudniej w niej pływać. Wszędzie było rubinowo i czerwono. Paranoja, ale chyba muszę się do tego przyzwyczaić. Dopłynęłam do drzwi, otworzyłam je reką, wpłynęłam, zabierając trochę krwi ze mną. Z głuchym hukiem drzwi się zamknęły, nie wiedzialam w czym pływałam, bo wszystko było czarne. Kompletnie czarne jak nicość. Egipskie ciemności znowu mnie przywitały, zaczęłam tęsknić za tą oświetloną łazienką … Usłyszałam krzyki dzieci bawiących się, jakieś tupanie. Wszystko odbijało się echem. Głęboki, ale kobiecy głos wymawiał krótkie słowa, a melancholijny chór powtarzał je jeszcze głębszymi głosami. Śpiew chórów, wiatr, bieganie. Wszystko to słyszałam, ale nie wiedziałam skąd pochodzą te dźwięki. W końcu usłyszałam też tupot cięższych i głośniejszy butów, dzieci ucichły, chór przestał śpiewać. Wszystko co teraz słyszałam to huk tego ciężkiego stąpania. Echo je powtarzało i wydawało się, że ten ktoś szedł w nieskończoność. Znowu się zdenerwowalam, takie dźwięki w ciemnościach to żadne żarty, naprawdę. Moje nogi rozdzieliły się w końcu, błony zniknęły z palców, szyja się zamknęła i pozbawiła skrzeli. Ale dalej nie wiedziałam gdzie jestem. Niech ktoś włączy jakieś światła! W sekundzie wszystko się zapaliło, wylądowałam w paskudnym pokoju, nienaturalnie przekręconym na boki. Wyglądało to jakby ten pokój byl wytworem fantazji jakiegoś dziecka. Kolory były niesamowite, niektórych nie widziałam nigdy w swoim życiu. Każda rzecz była w innym odcieniu i kolorze, spodobało mi się to. Troche dziwnie się tu chodziło, podłoga była jakaś wykrzywiona, ściany wyglądały jakby miały się zawalić, chyba grawitacja tutaj nie działała. Wyciągnęłam ręce na boki żeby nie stracić równowagi, śmiałam się sama do siebie. Słyszałam, że kiedy sobie nucisz, nie stracisz tak szybko równowagi. Więc zrobiłam to samo. Drewniane meble stały jakby przyklejone do podłogi, nic nie spadało. Tylko żyrandol przechylał się trochę, ale to chyba dlatego, że był zepsuty. Nic strasznego tutaj nie było.

'Witaj kochana, i co myślisz o wystroju tego pokoju?' Kiedy usłyszałam te słodkie głosy, moje poczucie bezpeczeństwa od razu zniknęło jak dym na wietrze. Rozejrzałam się i zobaczyłam dwie posępne szare statuetki w kącie. Teraz pokój wydał się pełen smutku. Boże, one wszystko zepsują.

'Czego?' – wrzasnęłam.

'Masz tam trochę krwi…' Popatrzyłam na swoje nogi. Miały rację. Stałam w małej kałuży krwi. Obrzydziłam się, wzdrygnęłam i wyskoczyłam z kałuży. 'Ha ha ha ha ha ha!' – statuetki zaśmiały się. 'Co to było w tej łazience? Krew wylewała się z wanny.' 'Co, nie spodobało się? Same zrobiłyśmy dla ciebie.' 'Nie jestem kanibalką.' 'Niee?' Znowu zaczęły się śmiać, bałam się, że ich śmiech zamieni się w krzyki demonów. 'Gdzie ja w ogóle jestem? Chciałam włączyć korki, a znalazłam się w jakimś anty-grawitacyjnym pokoju.' – poskarżyłam się. Większa statuetka przekręciła nogami. Świetny pomysł przyszedł mi do głowy. Popatrzyłam się na nie, chytrym wzrokiem. 'Dlaczego jesteście statuetkami? Nie mogłyście być demonami?' 'A co chcesz? Jesteśmy zaklęte w tych kamiennych rzeźbach…' 'Kamiennych? Tak mówisz? Dlaczego akurat kamiennych?' – zapytałam. 'A czy ja wiem. Przestań nas zamartwiać, sama powinnaś się martwić.' 'Czarne wrota się jeszcze nie pojawiły…' – przerwałam jej. 'Gadasz jakbyś tego chciała! Chcesz żeby ktoś umarł? Nawet nie musisz na nic odpowiadać, bo możemy to zrobić bez ciebie. Więc przestań pyskować.' – chudsza statuetka odpowiedziała. Uciszyłam się trochę. Stałam tam w ciszy, trochę dziwacznie. Usłyszałam, że coś się otworzyło i zamknęło, ktoś wszedł do pokoju. Odwróciłam się,żeby stanąć prosto twarzą w twarz z tym okropnym odludkiem. Jego czarne, włosy leżały mu na twarzy jakby je sobie przykleił klejem. Skórę miał szarą i zniszczoną, usta były wąskie i małe, koloru ziemi. Ale jego wzrok był najgorszy. Oczy były pełne zła i horroru, ale też smutku. Wpatrywał się we mnie, dając mi dreszcze. Zauważyłam, że był zgarbiony, tak jakby chciał coś ukryć. Emanował złą energią, nie zajmuję się takimi sprawami, ale było to odczuwalne jak zimny wiatr na policzkach. Wzięłam krok do tyłu, nie mogłam na niego patrzeć. Był okropny, a jego wzrok niemal wypalał dziury. 'K-kto to?' Nikt mi nie odpowiedział. 'Jeżeli chcesz żyć, pójdź za mną. Te statuetki są złe, jak czyste zło. Ja ci pokażę.' -przybysz szepnął do mnie. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo złapał mnie za ramię, jego zimno przeszyło mnie. Patrzył na mnie tępym wzrokiem. 'Gdzie mnie prowadzisz?' 'Zobaczysz…' Chociaż dalej widziałam statuetki, czułam, że jestem sama z tym dziadem. Coś w nim było strasznego… Doprowadził mnie do czarnych jak smoła drzwi, z białą klamką i mocnymi odciskami palców, jakby ktoś chciał je szybko zamknąć. Dziad otworzył je, zobaczyłam jak oczy mu błysnęły, poczułam znajomy ból na sercu. Kiedy otworzył drzwi, ujrzałam schody. Dalekie i ciemne schody, pełne kurzu. Dokąd prowadziły nie wiedziałam. Znów wypełniła nas ciemność, trzymał mnie coraz mocniej za rękę. Słyszałam jak drzwi się zamknęły, pewnie jeszcze zablokowały się. Żadnej ucieczki już nie ma… Szliśmy tak, bez żadnych słów. Dziad dalej coś chował, nie wiadomo co. Patrzylam w ciemność, próbując znaleźć jakieś znajome kontury, jakąś ścianę. Pod nogami poczułam, że nie było już schodów, stara podłoga taka jak w … Zapaliło się światło, nie było mocne, wyłączało się kilka razy, było jak latarnia we mgle. Widziałam kontury pokoju, ale dalej było ciemno. Doprowadził mnie chyba do piwnicy. Sufit, jeżeli można to tak nazwać, był tuż nad naszymi głowami. Kurzu było w niebogromy, ktoś tu musi posprzątać. Ściany nie były pomalowane, były stare i zniszczone, wszędzie pajęczyny i kawałki drewna. Co on tutaj mi zrobi? 'Gdzie jesteśmy?' – zapytałam czując jak moje serce zaraz wyskoczy mi z ciała. 'Poczekaj tu a ja wezmę coś do jedzenia. Pewnie jesteś zmęczona i głodna. Usiądź sobie tutaj, o.' – wskazał mały drewniany stoliczek. Mój instynkt mówil mi żebym uciekała z tego miejsca, a i tak usiadłam. Dziad zniknął w dalszych ciemnościach. Znowu byłam zdenerwowana. Rozglądałam się po tej piwnicy. Wszystko było nieprzyjazne. Głos tego dziada roznosił się po piwnicy jak burza. Lekko uderzałam paznokciami o krawędź stolika. Nagle usłyszałam jak ktoś idzie po schodach,a raczej ucieka, drzwi się otwierają i zamykają. Była cisza. Zostawił mnie tutaj, czego się spodziewać… Panika i złość przeszła przez moje ciało w tym momencie, wstałam i popatrzyłam dookoła. Nie ma stąd żadnej ucieczki. Nie mogłam tego więcej trzymać w sobie. Uklękłam i zaczęłam krzyczeć. Zakryłam uszy. Czułam jak tracę energię. Jak mogłam być taka naiwna? Przez tyle co przeszłam i dalej wszystkim wierzę! Uspokoiłam się, bo wiedziałam, że nic to nie da. Ukryłam twarz w dłoniach, ale w momencie zamknięcia oczu zauważyłam, że coś się poruszyło, jakby kruczy cień w kącie. Przestraszyłam się, mogło to być cokolwiek i próbowało cicho skradać się za mną. Postanowiłam się nie ruszać, niech robi co chce. Zauważyłam kontury tego czegoś. 'Zostawił cię tutaj?' Musiałam się odwrócić. Ujrzałam coś czarnego w kącie. Brązowy pluszak bez oczu wisiał z ręki tego cienia. Pamietam gdzie widziałam tego misia. W starym pokoju z cymbałkami, kiedy świeciłam po ścianach, wisialy obrazy. Na wszystkich stała mała dziewczynka z misiem, który nie miał oczu. Cień najwyraźniej się poruszył, mała ręka wyciągnęła się z czarnego kształtu. Ta ręka wskazywała na mnie. Nie wiem dlaczego, ale wyciągnęłam swoją rękę i uścisnęłam ją. 'Zostawił cię tutaj?' 'Tak…' – odezwałam się. 'Jestem Rebecca. Jestem… Zostałam tutaj zamknięta na zawsze, z moim pluszakiem, on nigdy nie przychodzi, zawsze byłam tutaj sama. I teraz ty się pojawiłaś.' 'Kim on jest?' – zapytałam, bardzo zaskoczona. 'Moim tatusiem. Zabił mamę, wie, że ja wiem więc mnie tutaj zamknął, żebym nie mogła się wydostać i komuś powiedzieć. Nie daje mi jedzenia, jem kurz i brud, jestem strasznie słaba.' 'Dlaczego nie wyjdziesz z cienia?' – zapytałam, trochę niepewna. 'Nie chcesz żebym wyszła. Jestem okropna. Nikt mnie nie kocha, nie chcę żeby ktokolwiek mnie kochał. To uczucie mnie zabija. Próbuję się stąd wydostać, drapiąc paznokciami dziurę w ścianie. Ale stąd nie ma wyjścia, ta piwnica jest przeklęta.' 'Przepraszam. Ale czy to ty jesteś tą dziewczynką na zdjeciach w odludnym pokoju?' Zobaczyłam, że potaknęła głową. 'Widzisz, stworzyłam cały ten świat, żeby pokazać ci co się stało. Pokój z cymbałkami to moje dzieciństwo, pokój, który się zapalił i płonął to wtedy kiedy zobaczyłam, że mój tata zabija mamę. Krwawa łazienka to morderstwo mojej mamy. Tamten pokręcony pokój to paranoja w jakiej żyję. A to rzeczywistość. Nigdy się nie wydostaniemy…' – wytłumaczyła. Teraz zrozumiałam. Korytarze pełne strachu były tym z czym musiała się zmierzyć.

'A demon w mojej kuchni?' 'To mój tata przez zabiciem mamy. Był wtedy okropny i pełny gniewu.' Głos dziewczynki był pełen goryczy i smutku. Dalej chowała resztę ciała w cieniu. Zaczęłam wyobrażać sobie, że jej twarz jest fioletowa od siniaków. 'Kim są te statuetki?' 'To trochę jak moje przyjaciółki. Ale nie bardzo mnie posłuchały i przeszły na stronę ojca. To i tak nie ma znaczenia… Jesteśmy tutaj na zawsze.' Jej głos zamienił się w płacz. Nie byłam pewna czy mam ją przytulić. Ścisnęłam jej dłoń. 'Stworzyłaś cały ten świat?' 'Tak… Ja i mój tata. Ale potem… p-p p potem… Zrobił to… Nienawidzę go. Jak mógł to zrobić.' Popatrzyłam na nią. Raczej na jej cień. Poczułam jak bym ją znała od zawsze. Czułam jej ból. 'Powiem ci sekret.' – rzekłam. 'Tak? Dotrzymam sekretu. I tak tutaj nikogo nie ma oprócz mnie i ciebie.' Przez chwilę stałam w ciszy. Nie wiedziałam na co czekam. Ale czułam, że coś się ze mną dzieje. Wymacałam drugą rękę dziewczynki i uścisnęłam ją. 'Twoja matka żyje.' 'Jak możesz! Widziałam jak ojciec ją zabija! Krew była wszędzie, mama wpadła do wanny i rozbiła sobie głowę o kran. Ojciec próbował zmyć ślady wodą! Kretyn, wszystko widziałam! Jak mógł!' 'Twoja matka żyje.' 'PRZESTAŃ!' Dzieczynka wyrwała ręce z moich dłoni i wycofała się bardziej w ciemność. Wiedziałam, że płacze. 'PRZESTAŃ! PRZESTAŃ!' – krzyczała, kopiąc w ścianę. 'PRZESTAŃ!!!!!!!!' Rzuciła taboretem przez piwnicę trafiając w jakąś rurę. Zaczęła się wydzierać. Nie mogłam tego więcej słuchać.

'Twoja matka żyje, bo ja jestem twoją matką.' Dziewczynka przestała ryczeć, sama zdziwiłam się nad tym co powiedziałam. 'Mama? Mama żyje? Ty? TY?! TY!!!!!? Ty! Ty ją zabiłaś! Ty!'

'Nie! Ja nic nie zrobiłam, ja jestem twoją matką. Przetrwałam aż dotąd żeby cię znaleźć i ci to powiedzieć. Twój ojciec zabił moją bliźniaczkę. Proszę uwierz mi!' Sama sobie nie mogłam uwierzyć. Ale chyba dziewczynka uwierzyła mi. 'Jesteś moją mamą. To wiele wyjaśnia.' Jej ton głosu zmienił się na niebezpieczny. Jej też nie mogłam wierzyć. 'Zostawilaś mnie z nim. Zostawilaś mnie na 30 lat. Przysyłałaś mi perfumy i ciastka. I chociaż wiedziałam, że są od ciebie ojciec udawał, że są od kogoś innego. Przez tyle lat. Nie moglaś mnie wyręczyć ani się po mnie zgłosić? Cierpiałam przez ciebie. Dalej cierpię. I dopiero teraz mi to wszystko mówisz?' Zbliżyła się do mnie, jej oczy dziwacznie wpatrywały się we mnie.Teraz zobaczyłam jej twarz. Miała hebanowe wlosy, tak jak na zdjęciu owijały jej sie na szyi jak naszyjnik. Oczy swojego pluszaka miała przyklejone na czole. Jej własne oczy były zielone. Zielone jak trucizna. Odsunęłam się od niej. Kiedy dotknęłam ściany plecami wiedzialam, że już po mnie. Rebecca. Takie imię było napisane na jej nodze czerwonym flamastrem. Kim ona naprawdę była? Rebecca wyjęła zakrwawiony nóż zza siebie i rzuciła na moje stopy.

'Tata nie zabił mamy. To ja zabiłam ciebie.' Jej słowa były okropne. Przeszły przeze mnie jak prąd.

'Jeżeli nie zajmujesz się dzieckiem, dziecko się odpłaci. Nie ważne jak długo będzie musiało czekać. 30 lat albo więcej. Ważne, że w końcu MOJE marzenia się spełnią.'

'D-d-dlaczego?' – wyjąkałam.

'Bo tobie zawsze się powodziło. Jeżeli zabiorę twoje życie, to tak samo jak danie mi szczęścia, którego potrzebuję!' Rebecca była coraz bliżej mnie. Uśmiechała się. Szła wprost na mnie. Kucnęła i podniosła nóż. Wyczyściła go i przyłożyła do mojej szyi. Nóż był ostry i lodowaty.

'Mogłabym cię zabić tutaj i teraz. Ale to byłoby za łatwe. Chcę żebyś cierpiała. I nawet wiem jak.'

Odrzuciła nóż w ciemności, złapała moją zimną dłoń. Ugryzła mnie. Stałam tam i się nie ruszałam. Następnie ugryzła siebie i kropla krwi wypłyneła na jej dłoń. Przylożyła ją na moje ugryzienie.

'Nauczysz się.'

Po tych słowach, zaczęłam się dusić. Złapałam się za szyję i upadłam na podłogę, zamykając oczy.

Nazywasz się Rebecca Coy. Masz 30 lat ale jesteś zamknięta w ciele małej dziewczynki. Twój ojciec zabił twoją matkę. Albo tak ci się zdawało. Przez całe swoje życie byłaś uwięziona w swoim świecie zmieszanym z rzeczywistością. Próbowałam cię uratować. Przegrałam…

Podniosłam się. Uderzyłam głową o coś twardego. Rozejrzałam się. Była ciemność, ale czułam jak ciasno jestem ściśnięta. Tutaj było mało powietrza i wszędzie były ściany. Takie mocne. Odgarnęłam swoje hebanowe włosy z twarzy i szyi. Oko moje pluszaka odpadło mi z czoła. Przykleiłam je na miejsce. Czułam bliznę po flamastrze, który umoczyłam w chemikaliach żeby został na mojej nodze na zawsze jako REBECCA. Zostałam zakopana w trumnie. Zakopana żywcem. Na zawsze samotna pod ziemią, kiedy wszyscy o mnie zapomnieli. Albo skończy mi się powietrze i umrę albo bedę tak długo krzyczała aż ktoś mnie znajdzie. Niechcący ugryzłam się w język, swoimi długimi zębami które bardziej przypominały kły. Poczułam krew. Kochałam ten smak. Taki metaliczny. Zamknięta w czterech ścianach. Przytuliłam swojego misia.

'Ale było warto, prawda?'

 

Prawda?

Koniec

Komentarze

Czy ty to chociaż raz przeczytałaś po napisaniu? Bo mi się nie udało dotrwać do końca...
Drugie zdanie od razu mnie zniechęciło, ale przestałam w połowie... Korytarz i noc nie może być kruczoczarna! Jak to przeczytałam to się po prostu roześmiałam. Brak interpunkcji, nadmiar czasowników, potoczne słownictwo i to w nie odpowiednich miejscach. Masz problemy z konstrukcją zdań. One nie są nawet bardzo złożone, ale nie poprawne... W ogóle wyrażasz się bardzo potocznie, jakbyś w życiu książki nie miała w ręku. To nawet nie można nazwać stylem, tylko małym zasobem słownictwa.
"Wstałam na nogi" - a no co innego można?
"Skupiłam się na drzemce" brzmi co najmniej beznadziejnie.
 Jak ryk może być związany z melancholią?
"Złe uczucie w brzuchu jak to po ćwiczeniach"  żałosne... 
Nie będę się dalej rozwodzić, bo musiałabym przepisać wszystko. Temat też kiepski. "Klątwę" oglądałaś ostatnio?
Ile masz lat, drogi autorze? 12? Zasób słownictwa i forma wypowiedzi jak u dziecka... 

OK, do konkursu.

Ciekawe wizje opisane koszmarnie topornym językiem. Żeby to parę razy przeczytać, przeszlifować, poprawić błędy ortograficzne, zlikwidować powtórzenia, skrócić dłużyzny, dać jakieś wskazówki co do rozwikłania co się tak naprawdę dzieje i kim są bohaterowie, to byłoby dobre. Surrealistyczny klimat pokręconych wizji, niektóre naprawde świetne (dwie panny młode w czarnych, poszarpanych sukniach, zadające poronione zagadki - cudo:)), niestety całość zamordowana brakami warsztatowymi. No 'kruczoczarna noc' na dzień dobry mnie odstraszyła (widzę, że nie tylko mnie:P) i takie kwiatki się przewijają po całości w, niestety, dość dużej ilości.
Ale chciałabym to zobaczyć kiedyś w wersji dopracowanej i wzbogaconej o zasób słownictwa:)

pozdrawiam,
B

Bellatrix dzieki za komentarz! :D 

Jeszcze jedna uwaga. To moja pierwsza próba w jakimkolwiek konkursie i niestety skończyłam pisać dopiero dzień przed zakończeniem konkursu więc nie miałam zbyt wiele czasu na poprawki. Dlatego też jestem wdzięczna Bellatrix za konstruktywny krytycyzm. I tak, Nimue, mam 12 lat :) 

Nowa Fantastyka