
Poniższy tekst jest trzema początkowymi rozdziałami historii Rogana, który poszukuje własnego ojca.
Poniższy tekst jest trzema początkowymi rozdziałami historii Rogana, który poszukuje własnego ojca.
1
Gustav Shac nigdy nie widział człowieka, który potrafił uchylać się przed ciosami oraz uderzać pięściami z precyzją bliską perfekcji, jak mężczyzna, którego w tej chwili podziwia, walczącego na tyłach karczmy pod Złotą Kaczką. Każdy atak wyprowadza tak, jakby wiedział, w którą stronę spróbuje uchylić się przeciwnik, i zarazem przesuwa swoje ciało, tak, aby trwać bezpiecznie poza zasięgiem siły i gniewu wroga.
Problem Gustava polega na tym, że każdy kolejny celny cios Rogana doprowadza jego sakwę, i reputacje jego imienia do uszczerbku, który będzie ciężko odpracować.
Tłum, entuzjastycznie nastawiony do dziczy dwóch mężczyzn walczących ze sobą, staje się coraz bardziej zszokowany sytuacją, która wyłania się przed nimi.
Wyższy o głowę od swojego przeciwnika, znany tutejszym jako Potężna Skała, niepokonany od wielu potyczek, faworyt zdobycia głównej nagrody w postaci trzech sakw wypełnionych srebrnikami, na którego postawiono większość srebrników, ledwo trzyma się na nogach. Próbuje wyprowadzić cios, który może jeszcze zmienić losy tej walki. Rogan o powżnie umięśnionej posturze, lecz nie tak obszernej jak u Jangu, który przybył do grodu kilka dni wcześniej, uchyla się przez desperackim atakiem i w tej samej chwili przechodzi do kontry.
Tłum wciąga powietrze w zdumieniu, jakby już nigdy nie mogli skosztować oddechu.
Gustav Shac czuje mięśnie sztywniejące w jego pięściach. Zaciska usta w wąskie różowe linie. Jest pewien, że ostatnia szansa na odwrócenie losów tej walki właśnie przepadła.
Potężna Skała zasłania twarz przedramionami tuż przed tym, jak dwa szybkie ciosy spadają w jego kierunku. Traci równowagę, ale dzięki szybkiej reakcji szerszego ustawienia stóp, doprowadza ciało do pozycji obronnej. Wykonuje trzy łapczywe oddechy, po czym spada na niego kilka kolejnych ciosów. Reaguje na pierwsze dwa. Trzeci ląduje na jego podbródku. Czwarty odrzuca jego głowę w lewą stronę, traci równowagę, ale tego co następuje już nie pamięta.
Gustav czuje złość i strach. Wykonuje nawołujący gest dłonią. Po chwili staje przed nim mężczyzna naznaczony na twarzy długimi, ciętymi bliznami.
– Zbierz czternastu ludzi. Wyślij pięciu z nich na północ i pięciu na południe. Z pozostałą czwórką pozostań w gotowości na wypadek, gdyby pozostał na noc. Zanim jednak pójdziesz, znajdź krwisto okiego i każ mu tutaj przyjść.
Człowiek z bliznami nie odpowiada. Odwraca się na pięcie i wydostaje się z karczmy, aby wykonać rozkaz.
Zwycięzca walki stoi po środku wyznaczonego miejsca na walkę i spogląda przed siebie wzrokiem, który napawa Gustava zdziwieniem. Mężczyzna wygląda na takiego, który nie wydaje się zaskoczony swoim zwycięstwem. Jest w tym raczej odosobniony. Większość postawionych zakładów oczekiwało jego porażki.
Gustav wycofuje się wgłąb karczmy. Wie, że jego czas na to, aby pogratulować zwycięstwa i obdarzenia Rogana nagrodą zbliża się nieuchronnie. Zanim jednak uściśnie zapewnię zakrwawioną pięść zwycięzcy musi być pewien, że nie jest oszukiwany. Zdesperowany mężczyzna chwyta się każdego możliwego sposobu, aby uniknąć porażki i wstydu.
– Coś tutaj poszło nie tak? – słyszy głos dochodzący zza pleców.
Gustava wpierw ogarnia strach, a następnie przychodzi zawstydzenie. Lodowa strzała wbija mu się w kręgosłup, a fala gorąca napływa do twarzy. Próbuje znaleźć schronienie w szybkich myślach, które mogą sformułować chwilową mądrość, lecz jedyne, co wychodzi z jego ust jest przytaknięciem.
Coś rzeczywiście poszło nie tak. Jego syn, Potężna Skała, miał bez problemu wygrać tę walkę. Oznaczałoby to, że nagroda za wygraną wpłynęłaby do kieszeni Gustava.
– W jaki sposób spłacisz teraz dług? – głos zadaje pytanie, na które Gustav ma tylko jedną odpowiedź.
– Znajdę sposób – głos Gustava brzmi mocno. On sam, jak i jego rozmówca, wie, że ta siła nasiąknięta jest kłamstwem.
– Masz czas do jutra rano – mówi mężczyzna stojący wciąż za plecami Gustava, po czym znika w tłumie, zanim Gustav podaje odpowiedz.
– Oczywiście.
Ciepło na twarzy wciąż rozpala jego zmysły, a lodowata strzała tkwi w kręgosłupie, jako przypomnienie o strachu, który wisi nad nim niczym nieunikniona konsekwencja popełnianych błędów.
Jang powinien wygrać, myśli. Przecież jest najlepszym zabijaką w okolicy, która sięga setki kilometrów. Powinien wygrać, powtarza w myślach niczym mantrę.
Gustav zdaje sobie sprawę, że jest to paplanina przestraszonego, uzależnionego od hazardu ojca, który widzi możliwość wyjścia z długów i zbudowania majątku kosztem zdrowia i życia własnego syna.
Z myśli wyciąga go twarz w której widzi ostatnią szansę ratunku. Zbliżający się do niego mężczyzna jest niskiego wzrostu, o szpakowatym nosie, zaniedbanych włosach, ale jego najbardziej charakterystycznym znakiem, którego nie jest w stanie przeoczyć, są głębokie blizny na przedramionach.
– Czy jest on jednym z Was? – pyta Gustav, kiedy mężczyzna z bliznami zbliża się na odległość dwóch kroków.
– Nie – odpowiada mężczyzna. Jego twarz zdaje się wyrażać szczerość.
– Jesteś pewien? – Gustav zanurza się w otchłań ostatniej deski ratunku, która nie sprowadza się do morderstwa.
– Tak samo, jak pewny byłem widząc własną matkę wiszącą na…
– Zamknij mordę, rynsztoku świata, i wynocha z mojej karczmy – rzuca Gustav. Mężczyzna zapewne pragnie odpowiedzieć na słowa Gustava, lecz on zna swoje miejsce w hierarchii społecznej tak dobrze, iż wciąż żyje, zamiast wisieć na słupach przed grodem, jako przestroga.
Gustav bierze głęboki oddech, przełyka ostatnią kroplę śliny, po czym sięga po kufel piwa stojący bez właściciela na najbliższym stole.
Chciałem rozwiązać ten problem bez rozlewu krwi, ale skoro życie mnie do tego zmusza, to muszę spełnić wolę losu w ten sposób a nie inaczej, myśli, próbując zarazem usprawiedliwić przyszłe czyny.
2
Rogan stąpa ponad leżącym, w bez ruchu, Potężnym Skałą. Oczy pokonanego skierowane są wprost na niego. Jest pewny, że ten wzrok jest chwilowo otępiony, na szczęście wciąż żywy. Kieruje się w stronę tłumu, aby przebić się przez ten mur ludzi i odebrać sakwę wypełnioną srebrnikami nagrody.
Widzowie zakończonej walki rozstępują się przed mężczyzną. Większość z nich wydaje się niezadowolona z wyniku zakończonego pojedynku. Ich miny zwiastują smutek i niedowierzanie.
Rogan wyczuwa na sobie spojrzenia, które podążają wraz z każdym jego krokiem. Patrzy przed siebie, nigdy im w oczy. Czuje, że niezadowolenie jest na tak wysokim poziomie, iż jedna mała iskra może wywołać lawinę, z którą nie chciałby się spotkać. Pokonanie każdego z nich w pojedynku jeden na jeden nie stanowiłoby problemu. Przeciwstawienie się ponad dwudziestce złych ludzi, bez szansy na ucieczkę, mieszałoby głupotę z pewną porażka.
Przeciska się przez tłum i ten rozpływa się z kroku na krok. Ma nadzieję, że nie będzie miał problemu ze znalezieniem właściciela.
Kilka kroków przed sobą widzi starszego mężczyznę. Ten patrzy na niego małymi oczami. Nie wygląda na to, żeby je mrużył, lecz Rogan ledwo dostrzega białka. Nagle obok mężczyzny wyrasta dwóch drabów, wysokich niemal tak samo, jak Potężna Skała, nieco mniej umięśnionych, ale z wyrazu twarzy tak samo tępych. W ułamku sekund starszy mężczyzna znika za ich plecami. Traci go z pola widzenia.
Rogan próbuje uniknąć spojrzenia mężczyzn, ale ci najwidoczniej mają inne plany. Zatrzymuje się trzy kroki przed nimi. Tłum wokół niego zaczyna znów gęstnieć.
Zanim zdążą zadać kłębiące się w jego głowie pytanie, mężczyźni rozstępują się i tworzą przejście. W pierwszej chwili spodziewa się ujrzeć starca, lecz go nie znajduje.
Wykonuje krok do przodu i wstępuje pomiędzy dwie góry mięśni. Stąpa skupiony, gotów na reakcje. Mężczyźni pozwalają mu przejść. Zostawia ich za plecami, po czym podchodzi do miejsca szerokiego stołu przy którym zapisywał się do walk w karczmie. Ten, którego spodziewał się tam zastać, siedzi na szerokim i krześle i patrzy na niego z szerokim uśmiechem.
Podchodzi do stołu i rewanżuje się Gustavovi równie fałszywym uśmiechem. Ten zaprasza Rogana ruchem dłoni do spoczynku na krześle.
Rogan wyczuwa na sobie coraz liczniejsze skupienie wielu par oczu. Nie podoba mu się, że siedzi tyłem do tłumu. Przyjmuje jednak zaproszenie i dołącza do właściciela karczmy.
Gustav sięga po coś za siebie i po chwili kładzie na stole trzy ciężkie sakwy. W tej samej chwili do stołu dochodzi dwóch grabów. Kładą dłonie na stole. Rogan widzi brud pod ich paznokciami i dziękuje im w myślach za to, że jakby przyszło co do czego, to ich kruche nadgarstki są w zasięgu jego ciosów.
– Proszę, oto twoja nagroda – Gustav odsuwa od siebie trzy sakwy.
Rogan myśli, iż mężczyzna po drugiej stronie stołu zapewne uważa, iż to wzgórze srebrników powoduje przyspieszenie jego serca, podekscytowanie z powodu pewnych nowych możliwości, lecz on jest chłodny i spokojny, tak samo jak był przed walką z Potężną Skałą. Postanawia pozostawić sakwy z nagrodą na stole. Czeka na kolejny ruch Gustava. Rogan widzi dokładnie, co mężczyzna uczyni w następnej chwili.
Gustav rozsuwa dłonie na szerokość ramion. Dwóch drabów odchodzi od stołu na odległość kilku metrów. Rogan skupia się na konturach ich ciał i śledzi granicą spojrzenia końcowe położenie. Uspokaja się, gdy mężczyźni pozostają w zasięgu wzroku.
– Chcę porozmawiać z tobą na osobności – mówi Gustav. Spojrzenie ma wbite w Rogana, tak, jakby jego nagła siła miała go do czegoś przekonać
– To zaproś mnie do swych pomieszczeń. Ciężko o osobność będąc otoczonym przez tłum ludzi – Gustav nie wytrzymuje w skupieniu. Po ostatnim słowie zdania rozgląda się, jakby musiał potwierdzić to, co powiedział Rogan.
– Nikt już na nas nie zwraca uwagi. Jesteśmy dla nich wszystkich nie osiągalnym celem – Gustav próbuje przechylić szalę rozmowy na swoją stronę.
Rogan myśli, że ta pewność siebie Gustava kiedyś będzie musiała go zgubić. Nie docenia on możliwości tłumu. Zostaje przedstawiany jako nic nie znaczący motłoch. Ale to myśl na inny czas, na moment, kiedy jego już tu nie będzie.
– Co to za propozycja jest tak istotna, że potrzebna jest fałszywa prywatność?
– Nie wiedziałem, że potrafisz być tak zmyślny w przewidywaniach, jak celny w ciosach.
Rogan nie mówi nic.
Gustav czeka kilka sekund na odpowiedź. Kiedy ta nie nadchodzi kontynuuje:
– Chciałbym, abyś został i walczył dla mnie.
– Nie szukam pracodawcy.
– Pokonałeś mistrza wielu walk. Mógłbyś zostać bardzo bogaty.
– A czy on był bogaty? – Rogan odwraca się w stronę mężczyzny, który właśnie podnosi się z ziemi. Dziwi się, że zajęło mu to aż tak długo czasu, aby otrząsnąć się z ciosów, które przyjął. Wydawało mu się, że nie uderzał wcale tak mocno. Może to, że Potężna Góra jest nie przyzwyczajony do otrzymywania wielu mocnych ciosów i porażki spowodowało wymieszanie się szoku i późnej regeneracji jaźni.
Gustav uśmiecha się na odpowiedź. Rogan widzi, że tym razem ten uśmiech jest szczery.
– Mordercy i gwałciciele nie stają się bogaci. Oni jedynie spłacają długi.
Kim w takim razie jesteś ty, zastanawia się, ale jest niemal pewny odpowiedzi.
– A jakie warunki byś mi zaproponował – rzuca przynętę.
– To rozumiem – odpowiada Gustav.
Rogan zauważa jak w jego spojrzeniu myśli eksplodują radością, jak zaczyna kalkulować przyszłe możliwości, jak kreśli przyszłość na modłę, która jest tylko iluzją.
– Dostaniesz stałą wypłatę za walkę. Nieważne czy przegrasz czy wygrasz. Za każdą wygraną zgarniesz jedną trzecią puli.
– Rozumiem, że ten tam walczy na podobnych warunkach.
– Zdecydowanie gorszych.
I do tego za pewne nie ma pojęcia o liczeniu. Każdy potrafi policzyć całość i podzielić na dwie równe połowy. Jedna trzecia to już bardziej wybitna sztuka, dla niektórych niemal czarna magia.
– Połowa. U mnie z liczeniem nie jest tak dobrze, jak z bijatyką – Rogan udaje, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że nie musi, i nie powinien być sobą przed takim typem jak Gustav.
Gustav śmieje się i odrzuca głowę do tyłu. Rogan uśmiecha się pod nosem niemrawo. Teatralność gestów rozmówcy jest bardziej przewidywalna niż deszcz w czasie pochmurnego wieczoru w listopadzie.
– Połowy nie dałbym nawet własnemu synowi – Gustav brzmi teraz poważniej.
– Ja też bym nie dał mu połowy. Zwłaszcza, że przegrywa z kimś takim jak ja. – Rogan uśmiecha się do Gustava równie teatralnym gestem. Ciekawe, co jest bardziej dla niego żenujące, to, że Potężna Góra przegrał walkę czy, że jest mordercą i gwałcicielem.
– Muszę się nad tym zastanowić – mówi Gustav. W jego słowach pobrzmiewa próba zmiany toru tej konwersacji.
– Dam ci czas na zastanowienie się – Rogan mówi pół prawdę. – Przede mną też jest klarowna ścieżka, którą muszę przebyć. Ciebie, twojej oferty i tego grodu na niej nie ma. Zastanawiaj się i czekaj, a kiedy przyjdzie odpowiedni czas i miejsce, to być może pojawię i zaakceptują twoją nową, bardziej interesującą ofertę. A tymczasem żegnaj. bo droga długa jest. – Rogan sięga po trzy sakwy i wstaje od stołu. Jest przygotowany na to, że ktoś pojawi się na jego drodze, aby zapobiec jego wyjściu.
– Zaczekaj – mówi Gustav. – Tak z ciekawości, dokąd zmierzasz?
Rogan wie, że pytanie uszyte jest podstępem, ale odpowiada szczerze.
– Szukam ojca. Jest on gdzieś przede mną. Pewności nie mam. Może w kopalni Mediae. Coś jeszcze?
Gustav nie odpowiada. Rogan przyjmując ciszę za odpowiedź i odchodzi. Nikt go nie zatrzymuje, być może nikt go nie śledzi, ale mógłby postawić swe sakwy na to, że zapewne ktoś oczekuje jego wyjazdu z grodu.
3
Zanim Rogan opuszcza gród, na kurs przeznaczeniu, kieruje się do gospody, w której spędził ostatnie dwie noce. Trzy sakwy, przewieszone teraz przez pas, obijają się o jego udo miłym dźwiękiem.
Gród wydaje się ożywiony. Popołudniowe słońce ociepla wyłożoną błotem ostatnich deszczowych dni ziemię . Wielu miejscowych obserwowało walkę, a teraz szwendają się pomiędzy straganami i rozmawiają o tym, co przed chwilą się wydarzyło. Większość słów dotyczy właśnie jego, mężczyzny znikąd, który przybył do miasta i pokonując Potężną Górę powywracał ich wierzenia na temat najlepszego wojownika do góry nogami.
Rogan nie przepada za byciem w centrum uwagi, ale rozumie, że czasami jest to nieuniknione. Pokonany przeciwnik jest rzeczywiście potężny cieleśnie, o wiele większy niż przeciętny mieszkaniec nie tylko tego grodu. To samo mógłby powiedzieć o sobie samym. Jest mu bliżej do metra osiemdziesięciu wzrostu, co stanowi, że jest o głowę wyższy od niemal wszystkich najwyższych znanych mu ludzi, nie wliczając w to takich anomalii jak on sam.
Oprócz wysokiego ciała posiada również umięśnienie ramion i nóg, które zwracają uwagę gdziekolwiek się pojawia. A kiedy się odzywa, basowy głos, często poza kontrolą jego skupienia, staję się tak donośny, że często zatrzymuje jakiekolwiek rozmowy, które odbywają się w jego otoczeniu.
Dochodzi wreszcie do gospody. Otwiera jedną z sakw i wyjmuje z nich srebrnika.
– Masz, idź się schlać tak bardzo, jak tego pragniesz – mówi do pijaka siedzącego pod gospodą.
Spotykał go żebrzącego w tym miejscu za każdym razem kiedy wychodził czy wracał do gospody. Nie dał mu dotychczas niczego oprócz kawałków chleba, które wynosił z gospody ponieważ chleba nie znosił jeść tak bardzo, jak nie znosił i sera. Lepiej oddać biednemu niż samemu się truć.
– Dziękuję, panie – Żebrak bierze srebrnika i patrzy oniemiały na majątek, którego zapewne nigdy w życiu nie widział w swych brudnych dłoniach.
Rogan postanawia nie poprawiać wypowiedzi żebraka. Nie raz powtarzał mu, że nie jest żadnym panem, ale skoro, już to słowo przylgnęło do języka tego człowieka, to niech tak zostanie.
Żebrak pada na kolana i obejmuje Rogana za nogi. Dziękuje słowem oraz całuje jego brudną skórę, co powoduje, że ślini się i bełkocze.
Rogan podnosi go za ramiona i stawia do pionu. Twarz mężczyzny wyraża radość, smutek i dziękczynność skąpane w łzach i ślinie. Może uczynić dla mężczyzny tylko jedno. Obejmuje go i przytula do swej piersi. Czuje, jak drobne ciało drga w jego objęciu. Po chwili emocja gasną. Wypuszcza go z objęcia, i wchodzi do gospody.
Ostatnim co słyszy, zanim zamyka za sobą drzwi jest śmiech żebraka. Nie zdąża zdecydować, czy jest to śmiech szaleńca, czy zadowolenia.
– Właśnie go zabiłeś – dochodzi go głos z wnętrza gospody.
Rogan idzie w kierunku skąd dochodzi to stwierdzenie.
Dziewczyna, stojąca przy wąskich schodach prowadzących na pierwsze piętro gospody, opiera się o ścianę w taki sposób, iż jej biodro wysuwa się bok na tyle, aby rozcięcie w szarej sukni odsłoniło wystarczającą powierzchnię uda.
– Ivy, czy zastałem waszą matkę – Rogan udaje, że nie zwraca uwagi na urodę dziewczyny.
– Matki nie ma, ale jestem w stanie zastąpić ją w każdym aspekcie, nawet bez wstydu, który przychodzi kobiecie z wiekiem.
Rogan uśmiecha się do niej, ale zarazem ignoruje ten zbyt natarczywy flirt. Jaka matka, taka córka, myśli. Na chwilę żal robi mu się gospodarza. Wyciąga z sakiewki pięć srebrników.
Zwraca uwagę, że oczy dziewczyny rozszerzają się jeszcze szerzej niż uczyniły to na jego widok. Cieszy się, że pewne rzeczy nie zmieniają się z wiekiem kobiety.
– Tylko oddaj to matce – podchodzi bliżej do Ivy i wręcza jej srebrniki.
Dziewczyna sięga po monety. Pozwala położyć mu monety na drobnej dłoni. Rogan czuje jej delikatną skórę i ułamek chwili ich spojrzenia spotykają się, a przez jego myśli przepływa setka obrazów i emocji, które mogłyby im towarzyszyć. Odwraca się od tej palety wrażeń i kieruje się w stronę drzwi.
Nie jest mu jednak opuścić gospodę tak szybko.
– Już nas opuszczasz, nowy mistrz, i to bez celebracji chcesz zniknąć – matka Ivy stoi w drzwiach i trzepocze językiem, jakby spotkała, co najmniej, księcia.
– Plotki roznoszą się szybko – stwierdza Rogan. Cieszy się na widok jej twarzy. Jest to oblicze, które może za kilka lat odpłynie z jego pamięci, ale póki będzie trwało we wspomnieniach, zapewni ciepło w samotne chwile pośrodku ciemnych nocy.
– To żadna plotka. Nie mogłam opuścić tej walki. Rzeczywiście walczysz tak dobrze, jak plotki opowiadały na straganach. A ty, schowaj to biodro, i marsz, do kuchni, przygotuj dla mistrza wino.
– Niestety muszę zrezygnować – oznajmia Rogan. – Przyszedłem zapłacić za nocleg. Kątem oka widzi, jak ciało dziewczyny umyka zgrabnie po kolejnych schodach. Widok jest to urodziwy.
– Ale przecież uregulowałeś już zapłatę rano – Kobieta zbliża się do Rogana. Staje na tyle daleko, aby niczego nie sugerować, zarazem na tyle kusząco, aby podpuścić rozmówcę do rozważenia za i przeciw.
– Avi zapłaciłem tylko tyle, ile ustaliliśmy, nie tyle ile się należało. Nie chcę już na ten temat rozmawiać, to tylko srebrniki – Rogan ignoruje jej mowę ciała.
– Znam już ciebie na tyle, aby nie ingerować w twoje traktowanie monet. Przyjmuję dodatkową opłatę na poczet przyszłych wizyt, jeśli takie się wydarzą.
Rogan dążył aby zaproponować podobną umowę. Avi ubiega ów ofertą. Nie odpowiada, co oby dwie strony przyjmują za przypieczętowanie ustnego porozumienia.
Avi odwraca się w stronę schodów i mówi:
– Rozumiem, że również nie dasz zaprosić się do pokoju? – Odsłania udo podobnie do córki. Gładkość skóry już nie taka sama, ale Rogan wie, że nie w połysku, czy natężeniu. ciała kobieta uczy się doświadczenia w rozdawaniu rozkoszy.
– Plotki roznoszą się zbyt szybko. Ta zapewne osiągnęłaby najdalsze kąty zanim wyszedłbym z pokoju.
Avi wybucha śmiechem, po czym dodaje:
– Nie spotkałam jeszcze mężczyzny, który byłby na tyle wolny.
Rogan pozostawia to bez komentarza. Nie może zostać i rozmawiać przez długi czas. Wieczór zbliża się nieubłaganie. Do najbliższej wioski mają dość sporą drogę do przebycia.
– Uciekaj już – mówi Avi. – Im dłużej tu zostajesz tym bardziej żałuję, że jestem żonata, lub, że ty nie masz dla mnie czasu.
Rogan wieży w szczerość jej słów.. Kobieta spędzająca samotnie dni, czekająca na powrót męża, który niekoniecznie jest wybawicielem jej wszystkich tęsknot, potrafi z łatwością przygarnąć do siebie uczucie obcego mężczyzny. Podróżując od grodu do grodu, poprzez wioski i nawet zaglądając na zamki możnych książąt widział i przeżył niejedną taką chwilę kobiecego zainteresowania. Tym razem nie było to ani odpowiednie miejsca, ani odpowiedni czas.
– Proszę – wręcza kobiecie jeszcze jeden srebrnik. – To za przyszłe spotkanie.
– Będę pamiętać i czekać – mówi Avi, po czym odwraca się i wspina na pierwsze trzy schody.
Rogan obserwuję przez chwilę ruchy oddalającego się ciała, po czym wychodzi z gospody, aby już nigdy nie zobaczyć ani Avi, ani Ivy.
Przyciężkie. Z trudem pokonałem pierwszą część. Generalnie nie jestem przeciwnikiem długich zdań, jeśli tylko są dość zgrabne. Te nie są. Sprawę pogarszają braki w interpunkcji, brak cudzysłowu przy myślach bohaterów. Ciężko jest połapać się kto jest kim. Trudno zrozumieć, czy Gustav i Skała są jedną osobą, czy jednak ojcem i synem. Brakuje przejrzystości. Odnoszę wrażenie, że chcąc uniknąć podania informacji bezpośrednio przez narratora, nadmiernie skomplikowałeś prosty w istocie przekaz. Brakuje mi opisów otoczenia, w którym dzieje się akcja, przez to trudno wyobrazić sobie scenę, a to zniechęca czytelnika. Uważam, że może coś z tego być, ale wymaga gruntownej przeróbki.
Z fragmenciarskim pozdrowieniem Nikolzollern