- Opowiadanie: Storm - Poszukując Aszy Wahiszty

Poszukując Aszy Wahiszty

Fantasy osadzone w realiach starożytnej Persji i mocno nawiązujące do jej religii – zaratusztrianizmu. 

Długo siedziałem nad tym tekstem i trochę mnie męczyło jego pisanie. Przeszedł kilka przepisań, zmian. Ogólnie dużo tu gadania i opisów, ale może komuś się spodoba.

Zapraszam do czytania i komentowania!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Poszukując Aszy Wahiszty

Karawana kupiecka zbliżała się do owianej złą sławą Szkarłatnej Pustyni.

Nareszcie, już prawie u celu – pomyślał Hafernes. Kilkudniowa, żmudna podróż z karawaną okrutnie go znużyła, lecz z chwilą ujrzenia czerwonawego piasku nawiedzanego przez demony pustkowia, w umyśle mędrca pojawiła się iskra, która ożywiła uśpioną dotychczas psyche. Już miał ponaglić wielbłąda do ruszenia naprzód, gdy niespodziewanie zatrzymał go Bejrif – przewodnik kupców, człowiek, dzięki któremu tu dotarł.

– Jesteś pewien, że chcesz wyruszyć sam? To przeklęte, zapomniane przez wszystkich bogów miejsce. Nikt nie wrócił stamtąd żywy – odezwał się nomada. Mówił szczerze. Bał się o los Hafernesa, choć Pers w czasie wędrówki dał mu się poznać od tej gorszej strony.

– Mówiłem ci, Bejrifie. Jestem w pełni świadom konsekwencji mego czynu. Nic nie powstrzyma mnie przed odnalezieniem Aszy Wahiszty – odparł mędrzec.

– A czymże ona tak właściwie jest?

– Najwyższą Prawdą. Dziękuję za doprowadzenie tutaj. Żegnaj – rzekł Hafernes i odjechał.

Karawana zawróciła w stronę najbliższego miasta, a Bejrif spojrzał na oddalającego się towarzysza. Wyszeptał pozdrowienie w języku ludzi pustyni i szybko dołączył do kupców.

 

Wielbłąd gnał niczym oszalały przez szkarłatne piaski. Był strasznie niespokojny. Zwierzęta potrafią bieglej wyczuwać zło niż ludzie. Hafernes zdawał sobie z tego sprawę, lecz teraz nie mógł się poddać. Musiał odnaleźć to, czego tak bardzo poszukiwał. Liczył na wielkie objawienie. Dokładnie takie, jakiego doświadczył prorok Zaratusztra. Świetlista istota wyjawiająca śmiertelnemu boskie tajemnice skrzętnie ukrywane przed nieświadomą ludzkością. Tak wyglądało to w przypadku czcigodnego świętego. Uparty perski mędrzec przemierzający zamieszkałą przez pradawne zło pustynię liczył na coś równie wspaniałego. Pragnął odnaleźć prawdę, prawość, Aszę Wahisztę, o której to Zaratusztra pisał w Gatach. A gdyby mu się udało, nic nie stanęłoby na przeszkodzie do obcowania ze światłem i świętością pana wszelkiego dobra – jego ukochanego boga Ormuzda zwanego Ahurą Mazdą. Musiał jednak uważać na znienawidzonego brata władcy światłości – okrutnego Arymana, pana zła i ciemności, którego plugawe, demoniczne sługi zwane Dewami każdego dnia usiłowały zwieść na manowce wyznawców Ormuzda. Hafernes wiedział o tym, dlatego też umyślnie wybrał kipiącą złą energią Szkarłatną Pustynię na miejsce swego wielkiego objawienia. Wyda się Arymanowi i jego Dewom niczym zwierzę na rzeź, oprze ich okrutnym pokusom, co zwróci uwagę Ahury Mazdy i wreszcie odnajdzie Najwyższą Prawdę. Ów pomysł był doskonały. Zrodził się w jego umyśle, podczas gdy gnuśniał jako doradca u boku Cyrusa, króla królów, władcy imperium Achemenesa. W czasie jednej z ceremonii ku czci wiecznego ognia – syna Ahury Mazdy – głowę Hafernesa nawiedziło niespodziewane olśnienie. Jak gdyby sam święty ogień wybrał go i zadecydował, iż właśnie ten skromny, pozornie niewiele znaczący człeczyna stanie się nowym Zaratusztrą.

 

Z zamyślenia wyrwała Persa kłębiąca się na horyzoncie burza piaskowa. Silny wiatr, który najczęściej zwiastował nadejście pyłowego chaosu nie pojawił się. Ściana piasku po prostu wyrosła jak spod ziemi. Mędrzec wiedział, że burza była spaczonym wytworem mrocznej magii Arymana. 

– A więc zwróciłem w końcu jego uwagę. Wspaniale! Wiedz, iż nie boję się ciebie i twych podstępnych sztuczek, duchu mroku. Stawię ci czoło i wyjdę z tej batalii zwycięsko, albowiem jestem wybrańcem potężnego Ahury Mazdy! – krzyczał Hafernes na cały głos. 

Zapału oraz determinacji mędrca nie podzielał jego wielbłąd. Zwierzę niespodziewanie zatrzymało się i nie chciało iść dalej, mimo licznych ponagleń jeźdźca. 

– Ach, upartyś prawie tak samo jak ja – rzekł Pers, zdając sobie sprawę, że krzykiem czy smagnięciami powrozem nie zmusi wielbłąda do posłuszeństwa. Zeskoczył z wierzchowca i na własnych nogach pobiegł w stronę burzy piaskowej. Gnał z okrzykiem triumfu na ustach, niczym dzielny wojownik armii Cyrusa gotów wyrżnąć w pień stawiających zajadły opór wrogów imperium. Wir piachu szybko go zasnuł, zdołał jednak w porę osłonić twarz ręką. Przeszedł kilka kroków, po czym szkarłatne piaski nagle zaczęły go wciągać. Kolejna sztuczka Arymana. Hafernes usiłował jakoś się wydostać ze sprytnej pułapki nikczemnego boga, lecz na próżno. W kilka chwil pustynia pochłonęła perskiego mędrca w całości. 

 

Ku własnemu zaskoczeniu wciąż żył. Gdy na powrót otworzył oczy, nie znajdował się na pustkowiu, lecz w przestronnej jaskini. Prędko wstał na równe nogi, podniósł swój kostur i ruszył naprzód. Po chwili stanął, spojrzał na sklepienie groty. Było litą skałą. 

Jak zatem się tu znalazłem? – pomyślał. Teraz był całkowicie pewien. Został poddany kolejnej próbie. Przez Ormuzda czy Arymana? Tego nie wiedział. Być może przez obu bogów. Postanowił iść dalej z nadzieją na odnalezienie wyjścia ze skalnego więzienia. Niewiele czasu upłynęło mu na pieszej wędrówce, gdy usłyszał dochodzący z oddali głos, wołający go po imieniu. Na początku wielki strach ogarnął mędrca, jednak po chwili zastanowienia zdecydował się podążać za nawoływaniem. Hafernes miał wrażenie, że zimne korytarze jaskini ciągną się w nieskończoność, a głos wciąż pozostawał tak samo odległy. Wiele piasku przesypało się w klepsydrze Pana Czasu, nim Pers dotarł do celu. Była to kolejna przestronna pieczara o sklepieniu przyozdobionym licznymi sopleńcami. Na środku groty płonął lazurowy ogień. Zdezorientowany Hafernes nie usłyszawszy ponownie nawołującego go głosu, zapytał:

– Czy jest tu ktoś? 

Nie otrzymał odpowiedzi. Podszedł więc do dziwnego płomienia i przyjrzał mu się. Płonął na litej skale, nie unosił się także z niego dym. Mag padł na kolana, gdyż wiedział, że oto przed oczyma ma Atara – najświętszy ogień. Wstał i kiedy wyciągnął lodowatą dłoń w stronę cudownego zjawiska, usłyszał niespodziewane:

– Nie dotykaj!

Mędrzec odskoczył jak oparzony. Szukał wzrokiem posiadacza tajemniczego głosu, lecz nie potrafił dostrzec nikogo. 

– Głupcze, to ja! Jestem płomieniem, na który patrzysz i którego próbowałeś dotknąć. Myślałeś, iż święty w twoim mniemaniu żar cię nie sparzy? Zabawne. – Usłyszał ponownie, w istocie to ów niezwykły ogień do niego przemawiał. 

– Kim lub czym jesteś? Aszą, strażniczką prawdy, służebnicą Ahury Mazdy? A może niegodziwym Dewą na usługach Arymana? – zapytał Hafernes skonfundowany. 

– Noszę wiele imion, wszystkie nadał mi twój gatunek. Ormuzd, Aryman, Marduk, Jahwe, Ozyrys, Baal, Set, Zeus, Enlil. Nazywaj mnie, jak chcesz – odrzekł boski płomień.

– Nie rozumiem. Jesteś wszystkimi bogami świata? Jesteś jeden, a ich jest mnóstwo. 

W odpowiedzi usłyszał śmiech dochodzący z tańczących wesoło płomieni. W jednej chwili lazurowy ogień wystrzelił w górę, by następnie opaść i zmienić się w roztaczającego słoneczny blask, brodatego starca w łachmanach. 

– Przybrałem nieco mniej zadziwiającą postać, ponieważ widzę, że już teraz twój ograniczony umysł nie jest w stanie pojąć mej istoty. 

– To niesamowite! Jesteś prawdziwym bogiem! Nareszcie! Błagam, zdradź mi swoje największe tajemnice. Chciałbym doświadczyć wielkiego objawienia jak prorok Zaratusztra – gorączkował się Hafernes. 

– Ach, tak, mówisz o tym dziwacznym staruszku w białych szatach, który jakiś czas temu tak jak ty błądził po pustyni? To nie było żadne objawienie. Opowiedziałem mu nieco o sobie i mnie podobnych, a on nie mogąc niczego zrozumieć, wmówił sobie jakieś głupstwa. 

– Jak to? Jak śmiesz obrażać tak świętego męża?! 

– Dobrze, dobrze, przestań krzyczeć, niczego tym nie wskórasz. Pozwól, że wyjaśnię ci wszystko, a potem zdecydujesz o swoim losie. 

Pochodzę z innego świata, świata nieśmiertelnych. Sprowadziłem cię tutaj, gdyż potrzebuję twojej pomocy w wykonaniu powierzonego mi zadania. Mym celem jest ustanowienie w świecie ludzi nowego porządku.

– W jaki sposób? 

Na twarzy niezwykłego bytu pojawił się uśmiech. 

 

***

W Pasargadach – stolicy rozkwitającego perskiego imperium – panowała napięta atmosfera. Król Cyrus dzień temu ogłosił rozpoczęcie przygotowań do wyprawy na Babilon. Wspaniałe zwycięstwo nad Lidyjczykami nie wystarczyło, by nasycić wciąż rosnące ambicje władcy. Z tarasu swego pałacu Cyrus obserwował szykujących się żołnierzy. Myślał o nadchodzącym triumfie. Z krainy idei niespodziewanie sprowadził go kapłan.

– Królu królów, mędrzec Hafernes pragnie się z tobą widzieć – odezwał się nieśmiało. 

– Co takiego? Mój były doradca? Byłem pewien, że już dawno zabiła go pustynia – zdziwił się Cyrus. 

Prędko pobiegł do apadany, gdzie nieoczekiwany gość już na niego czekał. Rozsiadł się wygodnie na złotym tronie władcy i wodził beztroskim wzrokiem po portykach sali. 

– Wspaniały tron, prawda? – rzekł król. 

– Zaiste – odparł sucho Hafernes. 

– Co tutaj robisz? Myślałem, że nie żyjesz. I jak ominąłeś moje straże?

– Przybyłem porozmawiać, Cyrusie. A co do strażników to bardzo proste. Wystarczy posiadać boską moc. 

W tym momencie mędrzec nagle zniknął i w mgnieniu oka pojawił się za plecami władcy. Król królów nie mógł wyjść z podziwu. Za wszelką cenę pragnął dowiedzieć się jak to możliwe. 

– Mój drogi, naiwny Cyrusie – rzekł Hafernes. – Me niezwykłe umiejętności to po prostu przyszłość. Nie tylko Persji, ale i całej ludzkości. Dokonałem niesamowitego odkrycia na Szkarłatnej Pustyni. Spotkałem potężną istotę twierdzącą, iż jest wszystkimi bogami świata. Podarowała mi ona cząstkę swej mocy w celu przeprowadzenia na naszej rasie pewnej próby. Nie zrozumiałem wszystkiego z tego co mówiła, ale wiem, iż to początek nowej ery dla ludzi. Koniec z wiarą w bogów. Możemy sami sobie stać się bogami. Spójrz tylko. 

Mędrzec machnął ręką i z jego dłoni wystrzeliła płonąca kula ognia, która w mgnieniu oka zniszczyła jedną z kolumn sali tronowej. Następnie uniósł drugą dłoń, i filar na powrót stał się całością. 

– Dzierżąc taką potęgę, mógłbyś sam błyskawicznie rozgromić Babilończyków. To jest właśnie Asza Wahiszta, o której mówił Zaratusztra – dodał Hafernes. 

Cyrus nie odpowiedział. Rozmyślał dłuższą chwilę nad niecodzienną sytuacją, po czym odparł:

– Byłbym skończonym głupcem gdybym nie wziął pod uwagę wszystkich aspektów twego rozumowania, Hafernesie, lecz niestety po namyśle twierdzę, iż cała ta idea jest wielce niedorzeczna. Cel istnienia ludzi to osiąganie wielkich rzeczy mimo osłabiających ich okowów śmiertelności. Stoimy w opozycji do istot o boskich mocach. I powinniśmy stać do końca świata, gdyż taka nasza rola w odwiecznym porządku wszechrzeczy. Niczego nie zrozumiałeś z nauk proroka, jeśli szczerze wierzysz, że przeznaczona nam nieograniczona moc. 

Dawny doradca króla próbował protestować, jednakże władca natychmiast go uciszył. Mędrzec był wściekły, Cyrus widząc jego gniew rozkazał mu odejść i wrócił do obserwacji swych żołnierzy.

 

– Po twej nietęgiej minie domyślam się, iż perski władca nie dał się przekonać – rzekł nieśmiertelny pod postacią staruszka. 

– Nie. Zawiodłem – odparł Hafernes.

– No, cóż. Trudno. Widocznie ludzkość nie jest jeszcze gotowa. Zabieram podarowaną ci moc i wracam do swoich.

Jednym, delikatnym ruchem dłoni istota pozbawiła mędrca wszystkich niezwykłych umiejętności. 

– Wrócę tu za dwa tysiące lat. Może wtedy zdecydujecie się zaakceptować nowy porządek. Żegnaj, Persie. Niech ci się wiedzie – powiedział nieśmiertelny i zniknął. 

Hafernes milczał. Był zdruzgotany. Stracił wiarę, nadludzkie moce, szacunek swego władcy i czas. Nie miał pojęcia, co począć dalej. Jedynym, co mogło mu teraz pomóc był dzban dobrego wina. 

 

***

– To tutaj, Szkarłatna Pustynia – rzekł nomada, wskazując rozciągające się przed nim czerwone piaski. 

Czwórka poszukiwaczy skarbów rzuciła koczownikowi mieszek złotych monet i pognała na swych wielbłądach w stronę złowieszczo wyglądającego pustkowia. 

– Uważajacie na siebie, nikt nie powrócił stamtąd żywy. Prawie nikt. Ja wróciłem i bardzo żałuję – krzyczał nomada za oddalającymi się awanturnikami. Ci jednak nie słuchali. Dawny mędrzec poszukujący prawdy ponaglił swego wierzchowca i zawrócił do oazy. 

Koniec

Komentarze

Cześć.

 

wstał na równe nogi, podniósł swój kostur i ruszył naprzód. Po chwili stanął, spojrzał..

Za gęsto orzeczenia. Niby nie błąd, ale sam widzisz :)

 

Do zacytowanego momentu, czyli obudzenia w jaskini, było całkiem nieźle. Z każdym kolejnym akapitem było niestety gorzej. Konwencja, która początkowo wydawała się być ciekawa, może nie świeża, ale wciąż intrygująca, okazała się zlepkiem dobrze znanych schematów. Mędrzec poszukujący objawienia. Mędrzec pytający bóstwo, czym lub kim jest. Bóstwo zwracające się w stylu “to wasz gatunek mnie tak nazywa”. Bóstwo przekazujące część mocy mędrcowi.

Dalej mamy Króla królów, żądnego kolejnych podbojów, nie mogącego nasycić swych ambicji. Jednak, gdy spada mu z nieba gwiazdka w postaci mędrca strzelającego kulami ognia z ręki, ten jak gdyby nigdy nic odrzuca jego pomoc. Nie wspominając o jego zerowej reakcji na niezwykłości, których był świadkiem.

Na końcu mamy bóstwo, które ot tak odbiera moc mędrcowi, bo ten nie przekonał 1 (jednego) jedynego człowieka. Spoko, wrócę za dwa tysiące lat. Wydaje mi się, że zabrakło pomysłu na końcu tekstu.

Jeżeli tekst był przepisywany kilkukrotnie, to proponowałbym go od połowy przerobić. Zmniejszyłbym udział dialogów w tekście. Są kwadratowe i jakościowo odbiegają od reszty tekstu.

 

Czyli, co? Zdolny, ale leniwy? :D

o sklepieniu przyozdobionym licznymi sopleńcami. ← Użyłeś określenia sopleńce. Czy to były stalaktyty, czy jagodowce? Pewnie stalaktyty, ale może lepiej byłoby tego określenia użyć.

Wstał i kiedy wyciągnął lodowatą dłoń ← dlaczego lodowatą?

Istota zaśmiała się. ← ogień przemawiał nie istota

Prędko pobiegł do apadany, lecz jego nieoczekiwany gość już tam czekał. ← zmieniłbym na: Prędko pobiegł do apadany, gdzie nieoczekiwany gość już czekał. 

Podobnie jak lenti uważam, że co najmniej od spotkania Cyrusa z Hafernesem nie wykorzystałeś potencjału w pomyśle. Może warto szort rozbudować do pełnego opowiadania? Pytam dlatego, że sam nie piszę opowiadań, jedynie króciaki. Pozdrawiam :)

lenti

Pomysłu owszem zabrakło, jak pisałem, długo walczyłem z tym tekstem. Przepisywał raczej już nic nie będę, wykorzystam sugestie w przyszłych tekstach. 

Fragment z Cyrusem odrzucającym pomoc Hafernesa miał pokazać, że król mimo wielkich ambicji jest zwolennikiem osiągania celu w taki sposób, w jaki osiągają go śmiertelni. Nie chce boskich mocy, pragnie stworzyć imperium będące owocem ciężkiej pracy i zwykłej ludzkiej determinacji. Pójście na łatwiznę w postaci otrzymania nadludzkiej potęgi i zawojowania całego świata w jeden dzień, według niego nie wchodziło w grę. Było też sprzeczne z naukami proroka Zaratusztry. 

Leniwy jestem, lecz nie jeśli chodzi o pisanie. Mam na koncie parę dobrych tekstów, których tworzenie dawało mi masę frajdy. Po prostu praca nad tym konkretnym szła jak krew z nosa. 

 

Koala75

Użyłem wyrażenia sopleńce, gdyż stalaktyty to słowo pochodzące z greki i prawdopodobnie nieznane w Persji Achemenidów.

Dłoń miał lodowatą, ponieważ w jaskini panował chłód, w końcu kilka linijek tekstu temu wędrował jej zimnymi korytarzami.

Według licznika portalowego to już jest opowiadanie. Może kiedyś to rozbuduję, nie wykluczam, choć nie lubię wstawiać jeszcze raz tego samego, a na modyfikację obecnego tekstu nie mam pomysłu i ochoty. Nie licząc kwestii błędów i innych niedoróbek, te jak najbardziej załatam. 

Pozdrawiam! 

Obawiam się, Stormie, że nie znam się na perskich wierzeniach i mądrościach, bo nie udało mi się pojąć, co miałeś nadzieję opowiedzieć.

 

Nie­wie­le czasu upły­nę­ło mu na pie­szej wę­drów­ce, nim usły­szał do­cho­dzą­cy z od­da­li głos… → Nie­wie­le czasu upły­nę­ło mu na pie­szej wę­drów­ce, gdy usły­szał do­cho­dzą­cy z od­da­li głos

 

Na po­cząt­ku wiel­ki strach ogar­nął mę­dr­ca, jed­nak po chwi­li za­sta­no­wie­nia zde­cy­do­wał się za nim po­dą­żać. → Czy dobrze rozumiem, że mędrzec postanowił podążać za strachem?

 

z tań­czą­cych we­so­ło pło­mie­ni . → Zbędna spacja przed kropką.

 

po­wie­dział nie­śmier­tle­ny i znik­nął. → Literówka.

 

wska­zu­jąc na roz­cią­ga­ją­ce się przed nim czer­wo­ne pia­ski. → …wska­zu­jąc roz­cią­ga­ją­ce się przed nim czer­wo­ne pia­ski.

Wskazujemy coś, nie na coś. 

 

krzy­czał w stro­nę od­da­la­ją­cych się awan­tur­ni­ków no­ma­da. → A może: …krzy­czał nomada za oddalającymi się awanturnikami.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy,

dzięki za przeczytanie i komentarz.

Tematyka dość specyficzna i trzeba lubić w niej grzebać, więc rozumiem lekkie zagubienie, choć i tak starałem się w miarę wyjaśnić zawiłości zaratusztrianizmu i ogólnie realiów starożytnej Persji.

Przyjrzę się wskazanym błędom.

Pozdrawiam! 

 

Bardzo proszę, Stormie. Wierzę, że Twoje kolejne opowiadanie bardziej mi się spodoba. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niedawno polubiłem się z dynastią Achemenidów, zatem masz moją pełną uwagę. :)

Noszę wiele imion, wszystkie nadał mi twój gatunek. Ormuzd, Aryman, Marduk, Jahwe, Ozyrys, Baal, Set, Zeus, Enlil.

Nie bluźnij! ;P A tak na serio, to są trochę różne bóstwa, niektóre dobre, niektóre złe… Rozumiem, ludzie mogli go spotkać w różnych okolicznościach, ale i tak… mam wątpliwości. Poza tym Aryman właściwie nie był bratem Ahuramazdy (to jest doktryna tylko jednej sekty). 

Co do historii – w sumie mógłbym się zgodzić z lentim, bo gość przekonany o misji od Boga, spotykający przemądrzałą i potężną istotę, która twierdzi, że żadnych bogów nie ma… No, gdzieś to już widziałem i nigdy mi się ten manewr nie podobał. Nie wspominając o konkluzji w stylu Starożytnych Kosmitów. :( Zakończenie też jakieś wątłe (w Persji nie takie rzeczy musieli widywać, sądząc po ich reakcjach).

BTW, podobno Cyrus niekoniecznie był zaratusztrianinem. ;)

 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

SNDWLKR

Dzięki za przeczytanie i opinię!

Istota celowo wymienia bogów zarówno złych jak i dobrych, gdyż tak jak piszesz ją i jej podobnych spotykano w różnych okolicznościach. Taka była moja intencja.

Cyrus prawdopodobnie nie był też przedstawicielem dynastii Achemenidów. Coraz więcej badaczy skłania się ku temu, że był Teispidą, gdyż pochodził z Anszanu. Z Achemenidów wywodziła się jego żona. Do rodu Achemenesa włączył go Dariusz, by pasowało do inskrypcji z Behistun. Nad religią i pochodzeniem władcy zbytnio się nie rozwodziłem, by uniknąć zamieszania i wrzuciłem go do worka z zaratusztrianami i Achemenidami. W końcu można lekko nagiąć prawdę historyczną w fantasy. 

Pozdrawiam!

Historia nie rzuciła na kolana, ale daje radę.

Też odnoszę wrażenie, że od rozmowy mędrca z Cyrusem wszystko słabnie. Czego właściwie ta istota oczekiwała? Jak powinien zareagować król królów? Zadecydować za wszystkich, że chcą zostać bogami? No, dopiero by się zaczęła jatka…

Babska logika rządzi!

Finkla

Istota oczekiwała, że Cyrus zgodzi się na to co przedstawił Hafernes. Chciała uczynić wszystkich ludzi bogami w ramach zaprowadzenia nowego porządku na Ziemi. Konsekwencje faktycznie mogłyby być opłakane, więc chyba dobrze, że król na to nie przystał.

Cieszy mnie, że czytało się nie najgorzej.

Pozdrawiam! 

Kilkudniowa, żmudna podróż z karawaną okrutnie go znużyła, lecz z chwilą ujrzenia czerwonawego piasku nawiedzanego przez demony pustkowia, w umyśle mędrca pojawiła się iskra, która ożywiła uśpioną dotychczas psyche.

Nieco długie, skaczące między tematami zdanie.

 

Zaznaczenie – trochę to samo.

Już miał ponaglić wielbłąda do ruszenia naprzód,

To się w zasadzie rozumie samo przez się.

Musiał odnaleźć to, czego tak bardzo poszukiwał. Liczył na wielkie objawienie. Dokładnie takie, jakiego doświadczył prorok Zaratusztra.

Seria krótkich, patetycznych zdań.

Uparty perski mędrzec przemierzający zamieszkałą przez pradawne zło pustynię liczył na coś równie wspaniałego.

Aż się roi od określeń.

 

Ja bym bardzo chciał trochę detalu, klimatu pustyni, może odrobiny poezji? Opis scenerii jest tyle patetyczny, co bardzo abstrakcyjny.

Ów pomysł był doskonały.

W tym momencie robi się tak patetycznie, że zastanawiałem się, czy to nie jest szykowanie jakiegoś twistu albo dowcipu.

 

Aż się dziwię, że bohater nie zmówił jakiejś modlitwy, idąc ku burzy piaskowej…

 

Ciekawa opowieść, na uwagę zasługuje na pewno zaskakujące rozumowanie króla.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

GreasySmooth

Patos był tu zamierzony. W końcu w dziełach z epoki też nierzadko występuje. 

Nad modlitwą nawet myślałem, konkretnie nad Aszem Wohu, która wspomina o Najwyższej Prawdzie i Ormuździe, ale ostatecznie odpuściłem. 

Miło mi, że dostrzegłeś zaskakujący wydźwięk rozumowania Cyrusa. Taki właśnie miał być, a wiele osób nie zwróciło na to uwagi bądź nie zrozumiało.

Dzięki za przeczytanie i pozdrawiam! 

Nowa Fantastyka