
Chwytam się snów, najcieńszej nici nadziei,
by móc choć na moment zapomnieć o bólu.
O tym, że gniję w szczerym złocie.
Nic na samym początku nie jest złe. To towarzyszące czemuś wydarzenia nadają mu ten charakter. Podobnie było z Irdgar, Złotym Miastem. Pierwsi osadnicy kilka tysięcy lat temu dokopali się do niewielkich złóż złota. Z czasem penetrowali coraz głębiej, aż natrafili na żyłę cennego kruszcu. Bogactwo niczym rzeka rozlewało się w jaskiniach pod ich stopami. Wkrótce potem miasto stało się nie tylko głównym dostawcą złota, ale i najbogatszym miejscem na całym kontynencie. Wydobycie prowadzono bez przerwy, dzień i noc. Ludzie ciągnęli do tego miasta niczym muchy do świeżej kupy łajna. Mijały lata, a władzę w mieście przejęli dziedzice pierwszych osadników. Z czasem zaczęli trafiać tam skazańcy i niewolnicy, których przymuszono do wydobywania kruszcu.
Bogactwo zawsze ściąga na siebie uwagę, a uwaga przyciąga niebezpieczeństwo. Irdgar długo żyło w spokoju i dobrobycie, które uśpiły czujność jego mieszkańców. Miasto przekonało się o tym podczas Wojny Granic. Żądza złota jest pokusą trudną do odparcia, szczególnie dla młodego króla, którego ambicją było podbicie królestwa Medirenu, w którym leżało Irdgar. Nakazał wpierw zająć Złote Miasto. Wysłał tam swoje najsilniejsze oddziały. Wielu w ten sposób poświęcił, ale mimo ciężkich strat w końcu zdobył miasto. Do obrony Irdgar zaangażowano wszystkich, nawet dzieci, stanęły na murach Irdgar, lecz obrośnięci w tłuszcz mieszczanie potrafili udźwignąć jedynie ciężar złota, nie stali. Żaden nie przeżył.
Po zdobyciu Złotego Miasta wzrosły ambicje króla. Rozkwit królestwa nigdy nie był prężniejszy. Karawany ze złotem niemal codziennie trafiały do Ilaroth – stolicy kontynentu. Nigdy wcześniej i nigdy później nie wydobywano złota tak ekspansywnie. Aż w końcu nad Irdgar zawisł cień śmierci. Legendy mówią, że zwiastun złego, czarny kruk, nałożył na miasto swoje skrzydła. Na wioskach opowiadają o umarlakach, dawnych mieszkańcach wstających z grobów. Na ich czele stoi Upiór jednego z tamtejszych. Bujdy czy nie, wiadomo tylko, że ktokolwiek wybrał się do miasta, już stamtąd nie wrócił. Inni mówią, że to fortel królewskich doradców, by nikt więcej nie zgarnął tego bogactwa. Może i to by było wiarygodne, gdyby nie to, że od lat nie widziano żadnej karawany wyruszającej z Irdgar.
Proszono o pomoc nawet magów, uczonych i inkwizytorów, ale żaden nic nie poradził, o ile w ogóle odważył się przekroczyć bramę miasta.
– Pleciesz głupoty – odezwał się młodzieniec. – Duchy? Bardzo nie chcesz, żebyśmy tam szli, co?
– Nie chcę, to prawda, Lio. Tak jak i to, co powiedziałem. Nie okłamałbym was, od tego jestem, żebyście poznali, co was tam czeka.
Młodzieniec skrzyżował ręce.
– Tak? A widziałeś ty kiedyś jakiegoś ducha?
– Opowiadali…
– Ty i te twoje opowieści – przerwał mu Khan. – Wiesz, na ile się zdały? Gdybyśmy ciebie słuchali, to nadal dzień w dzień jedlibyśmy kaszę i pili mleko. Dopiero wuj Harta pomógł nam. Dzięki niemu prowadzimy teraz handel z innymi wioskami.
– To był jego wuj, a mój syn. Nie zapomniałem o tym. Zaklinam was na bogów, nie idźcie tam.
– Nie słuchaj go – wtrącił się Khan. – Widać zupełnie zmysły mu odebrało.
– Mnie też babka i matka opowiadały tę historię – wtrącił stojący za nimi Hart. Wszyscy spiorunowali go wzrokiem. – No co!? Nie mówię, że wierzę, tylko, że opowiadały!
– Gadanie. Pomyśl tylko – odezwał się Khan – gdybyśmy do miasta przyjechali z kieszeniami wypełnionymi złotem – spojrzał na nich z rozmarzeniem. – O ile cokolwiek tam zostało, może wszystko już dawno do cna rozszabrowane, ale gdyby, gdzieś w domach, choć parę złotych świeczników się ostało. Moglibyśmy za to przeżyć parę miesięcy.
Starszy ustąpił i otworzył bramę. Widział determinację w ich oczach. Poszedłby z nimi. Nie dlatego, że interesowały go skarby, chciał po prostu chronić chłopaków. Westchnął. Młodzi zabrali ze sobą siekiery, jedyną broń, jaką udało im się znaleźć we wsi i podążyli traktem do Irdgar. Dotarli na miejsce o zmierzchu. Mimo zmęczenia, zgodnie uznali, że nie będą się zatrzymywać, póki nie dotrą do bram skarbca. W mieście było wiele domów, w których można rozpalić ognisko i odpocząć. Postanowili wpierw zajść jak najdalej w głąb miasta, póki pozwalały na to ostatnie promienie słońca.
Wkroczyli na główną ulicę, gdzie przywitał ich szpaler zmurszałych ciał wiszących na szubienicach lub kości przybitych wielkimi gwoźdźmi do drewnianych stelaży. Niewątpliwie ktoś nie chciał, żeby kręcili się tu obcy. W głębi przerazili się tego widoku. Żaden z nich nie chciał się cofnąć, zawieść pozostałych, wyjść na tchórza. Wyrzec się skarbów. Ten okropny widok ciągnął się przez długość całej alei. Dodatkowo powietrze wypełniał ciężki do zniesienia smród zgnilizny, który lata temu wsiąknął w otoczenie. Aleja przypominała park, który założyła i pielęgnowała Śmierć, by pokazać kto jest prawdziwym władcą tego miejsca.
Kilka wron wzbiło się z przeraźliwym krzykiem. Na ich miejsce przyleciał jeden biały kruk, bacznie śledzący chłopaków.
– Nadal chcecie iść dalej? – odezwał się Hart. – Od początku mi się to wszystko nie podobało. Dlaczego dałem się wam namówić?
– Nie pękaj. Zresztą sam chciałeś – odpowiedział mu Lio. – A te trupy pewnie wiszą tu od czasów wojny, przecież to sama skóra i kości.
– Poruszyła się! – krzyknął Khan. – Głowa się poruszyła.
Krew zakrzepła im w żyłach.
– Która? Gdzie? – przeraził się Hart.
– Tamten – młodzian wskazał jednego z trupów przybitych do szubienicy. – Słowo daję, poruszył głową. Spieprzamy stąd.
– Ten stary dziad nagadał ci głupot. To trup – stwierdził Lio. – Trupy się nie ruszają.
Khan w tym czasie cofnął się za mężczyzn i skoczył na Harta z przeraźliwym wrzaskiem. Jego rechot było słychać daleko poza murami miasta, kiedy poprzewracali się, wpadając na siebie.
– Czy ty jesteś normalny? Idiota.
Khan nie przestawał się śmiać.
– Bierzesz pierwszą wartę – stwierdził inny, kiedy chłodny wiatr owiał ich plecy.
– Nie mogłem się powstrzymać – Khan otarł łzę śmiechu i poklepał ich po ramionach. – Żebyście widzieli swoje miny. Ha! Dla nich samych warto było przyjść.
Śmiał się głośno przez dłuższą chwilę, a potem wyciągnął rękę, żeby wskazać kierunek. – Tam jest skarbiec.
– Nie będziemy robić postojów, idziemy prosto tam. Zapalcie pochodnie.
– Idziemy, bierzemy, co mamy wziąć i wynosimy się stąd. Im szybciej stąd znikniemy, tym lepiej – stwierdził Hart.
Dotarli na miejsce godzinę po zmroku. Wrota były zamknięte, ale szczęście im dopisało. Wzmacniane stalowe wrota leżały wyważone. Prowizoryczne drzwi robiono w pośpiechu, w dodatku z marnej jakości drewna. Najwyraźniej nie pierwszy raz plądrowano to miejsce. Mężczyźni prędko rozwalili je siekierami. Po wejściu do środka blask ognia pochodni odbił się od setek monet i kryształów leżących na podłodze. Okrzyki wesołości rozbrzmiały w sali. Khan wziął jedną z monet i ugryzł, upewniając się, że jest prawdziwa. Lio zaczął pakować kosztowności do worków. Tylko Hart stał obok, trzymając w dłoniach dwie pochodnie.
– Wystarczy nam. Chodźmy już.
– Nie bój się. Przecież miasto jest puste, sam widziałeś. Ani pół ducha.
– Właśnie to mnie najbardziej niepokoi.
Do wnętrza skarbca wleciał biały kruk. Podmuch z trzaskiem zamknął drzwi wejściowe.
– Tu jest tego jeszcze więcej – zawołał Lio, wychylając się zza drzwiczek do pomieszczenia obok.
Khan prędko pochwycił pochodnię i pobiegł do niego.
– Lio, wycofaj się – powiedział, kiedy ujrzał złoto zamieniające się w czarny dym.
Mężczyzna nie zważał, napełniał ochoczo jutowy worek, który zabrał ze sobą.
– Khan, chodź do mnie, pomóż mi.
– Lio – krzyknął Khan, ale było za późno. Stosy monet za mężczyzną całkiem zmieniły się w mgłę, której macki zaczęły go oplatać.
Khan rzucił się do Lio, ale chwycił jedynie czarny dym, który przemknął mu się przez dłonie. Mężczyzna zapadł się pod ziemię razem z mgłą.
– Wyłaź! – Khan chwycił siekierę. – Nie boję się ciebie.
Cień przemknął obok Khana, a ten złapał się za brzuch. Upadł, a gdy Hart podbiegł do niego ujrzał mężczyznę zbroczonego krwią. Wykrwawił się w kilka sekund, głośno oddając ostatni oddech.
– Kim… kim jesteś? – jęknął Hart.
– Jestem? – głos rozbrzmiał w komnacie. – Powinieneś raczej zapytać, kim byłem. Albo kim będę. To, kim jestem, nigdy nikogo nie obchodziło. Znano mnie pod wieloma imionami. Kruk, Mag, Upiór, Legenda. Wybierz sobie to, które ci odpowiada. Chcesz złota, prawda?
Chłopak potrząsnął głową.
– Bardziej od złodziei nie lubię kłamców. Ale ty nie jesteś ani jednym, ani drugim. Czuję to. Nie przyszedłeś po złoto, martwiłeś się o swoich przyjaciół. Interesujące.
– Daj mi tylko odejść, proszę. – Mężczyzna trząsł się ze strachu. – Nie chcę twojego złota.
– Mojego złota? – zdziwił się Upiór. – Myślisz, że to jest moje? Jestem bogaty, mam sam na własność cały zamek i jego dobra. Nie! To miejsce dla wielu to istny raj. Kraina, w której nie można osiągnąć większego szczęścia. Szczyt całej ich potęgi. Nie dla mnie. Nie jestem panem tego miejsca. Ono nie ma już władcy.
Cień zaczął zbierać się przed Hartem, który opierał się o wrota. Ciemna masa dymu, na wyciągnięcie dłoni, zaczęła formować się przed młodzianem. Jego oczom ukazała się postać mężczyzny, dzierżącego w dłoni zakrwawiony miecz. Jego twarz mimo iż blada, nie przypominała wyglądu typowego upiora opisywanego z bajek, a zwykłego mężczyznę. Wydawać by się mogło, że to rzeczywiście jeden z dworzan, który cudem przeżył pogrom i wrócił, by wymordować najeźdźców.
– Nie chcę nikomu niczego zabrać – ciągnął. – Chcę ich obdarować innym złotem. Jedno mniej pożądanie, czyni świat i ludzi odrobinę lepszymi. Uświadamia, gdzie leży ich skarb. Chcesz ulec żądzy. Stać się częścią tego szaleństwa? – Upiór wyciągnął dłoń, którą przepełniało złoto. Sztyletem wskazał skarby w sali tronowej. – Czy wolisz wybrać życie zwykłego chłopa. Decyduj i odejdź. Nigdy nie wracaj. W przeciwnym razie zabiję cię jak wszystkich tych, w których nie dostrzegłem nawet iskry nadziei na dobro.
– Pozwól mi zabrać moich przyjaciół. Chcę ich pogrzebać.
– Oni sami wybrali ten los. Chcieli dołączyć do tego miejsca. Chcieli stworzyć nowy świat, nowe Irdgar. Ludzie mieli już Złote Miasto. Zobacz jak to się skończyło. Nie zbudujesz szczęścia na złocie.
– A ty? Nie jesteś upiorem prawda?
– Nie jestem. Straciłem wszystko. Wraz z nadzieją. Dlaczego mam być szczęśliwy w miejscu, które inni uważali za raj, jeśli ja gniję tu otoczony szczerym złotem. A moja misja wciąż trwa. Nie oddałem światu ani jednej monety, która mogłaby przyczynić się do ich zguby. I nie zamierzam. Idź już.
Upuścił monety na ziemię, a wrota otwarły się ze zgrzytem, by wypuścić młodzieńca z zamku. Hart, nie oglądając się na zwłoki przyjaciół, wybiegł tak prędko, jak tylko mógł. Przystanął dopiero w połowie drogi do wioski. Upadł na kolana i spojrzał w górę. Promienie słońca przebijały się przez korony drzew. Gdzie umknęły mu te godziny? Może to wszystko działo się tylko w jego głowie. Ale wtedy dostrzegł krew na swoich dłoniach – to wszystko rzeczywiście się wydarzyło. Zrozumiał, że dostał drugą szansę, w przeciwieństwie do swoich przyjaciół.
Starszy wioski dostrzegł biegnącego samotnie Harta. Wspomnienie wróciło. Wspomnienie powrotu, z podobnej podróży. Towarzyszyło mu teraz to samo uczucie. Wyruszył wtedy z swoim synem. Ale nie potrafił zapobiec temu co nieuniknione. I nigdy nie będzie w stanie wyznać, dlaczego wrócił wtedy sam z wyprawy do Irdgar. Hart wpadł w jego ramiona z płaczem. Zrozumieli się bez słowa.
Niektórzy wciąż wyruszają do Irdgar, za mrzonkami, które nigdy się nie ziszczą. Śmierć wciąż zbiera żniwa, a każda podróż tam będzie tą ostatnią.
Hej, fajnie się czytało, choć historia jest dość typowa :). Podobały mi się klimat – taki trochę jak z podręcznika do RPG. Mamy opowieść, przestrogę i typowych typków, którzy na własnej skórze, chcą się przekonać czy to wszystko to prawda :). Ja osobiście lubię takie historie. Co mi się mniej podobało to zamieszanie z drużyną, bo wyruszyło ich chyba 5 ale wymienionych z imienia jest dwóch, a na koniec okazuje się, że dla historii znaczenie miał tylko jeden :D. Fabularnie opowiadanie by zyskałoby jakby poszukiwaczy było max 3 i byli trochę bardziej opisani. Na koniec takie powtórzenie trafiłem – Starszy wioski dostrzegł Harta biegnącego samotnie do wioski– pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Cześć, Bardjaskrze, dzięki za opinię, bardzo mi miło. Rzeczywiście, historia dość typowa, bo to można powiedzieć dopiero początek mojej przygody z pisaniem. Nie chciałem też za bardzo kombinować, a głównie skupić się na klimacie i uczeniu się warsztatu.
I dzięki też za uwagi, masz rację, gdyby było ich mniej i trochę więcej o nich, można by bardziej związać się z nimi emocjonalnie, więc ich koniec byłby bardziej znaczący. Z zamysłem nie chciałem ich rozbudowywać, żeby nie rozwlekać się z długością opowiadania, ale racja, gdyby ich było mniej, byłoby na to miejsce. I dzięki za tą końcówkę, przegapiłem faktycznie to powtórzenie. Pozdrawiam również :)
"Nie chciałem też za bardzo kombinować, a głównie skupić się na klimacie i uczeniu się warsztatu. " – słusznie i to wyszło , w mojej ocenie, dobrze :). Jeśli chodzi o tych bohaterów, to czasem napisanie dwóch – trzech słów, o postaci, nadaje jej już jakiegoś kolorytu. Powodzenia :).
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
chciał ich po prostu chronić chłopaków <– jedno z tych słów zbyteczne
Ale dla mnie szczęście to urąga. ← ???
Niektórzy wciąż lgą do Irdgar ← ???
Jak widać, przeczytałem. Jest legenda z przestrogą. Rozumiem, że to Twoje początki. Pisz, Pozdrawiam. :)
Cześć i czołem! Primo – po epigrafie dobrze by było dać światło (pustą linijkę). A teraz – pranie właściwe ;)
Nic na samym początku nie jest złe. To towarzyszące czemuś wydarzenia nadają mu ten charakter.
Hmm. A dlaczego? Co masz dokładnie na myśli? Bo akurat Tolkien, którego cytujesz (i który wziął ontologię prościutko od św. Tomasza) raczej by się nie zgodził – ale sformułowanie jest wieloznaczne.
Pierwsi osadnicy kilka tysięcy lat temu dokopali się do niewielkich źródeł złota.
Raczej do złóż złota.
Z czasem penetrowali coraz głębiej, aż natrafili na żyłę cennego kruszcu.
Hmmm… górnikiem nie jestem, skonsultuj to.
Bogactwo niczym rzeka rozlewało się w jaskiniach pod ich stopami.
Proza purpurowa, ekonomia – średniowieczna.
Wkrótce potem stało się nie tylko głównym dostawcą złota, ale w ślad za tym, najbogatszym miejscem na całym kontynencie.
Nie po polsku (czemu bogactwo stało się dostawcą?): Wkrótce osada stała się najbogatszą na całym kontynencie.
Ale bogactwo pierwszych osadników, dziedziczyło się pokoleniami, przez co z rzadka ktokolwiek kto trafił do tego miasta, miał szansę zarobić.
Co znaczy to zdanie? Po polsku proszę.
Trafiali tam skazańcy i niewolnicy, którzy wydobywali kruszec dla zamożnych.
Dobra, przed chwilą mieliśmy gorączkę złota w Klondike, teraz nagle kopalnie z niewolnikami. To co było?
Jedyną majętność jaką posiadali liczono w ziarnach kaszy na obiad i podartych koszulach na zmianę.
Nie po polsku, patos nietrafiony: Jedynym ich majątkiem była zdarta koszula na grzbiecie.
Bogactwo zawsze ściąga na siebie grozę.
…? https://sjp.pwn.pl/szukaj/groza.html Może ściągać na siebie uwagę, ale grozę? Może przyciągać nieszczęście.
Irdgar długo żyło w spokoju, który uśpił ich czujność.
Czyją czujność? Irdgar długo żyło w spokoju, który uśpił czujność mieszkańców. Związek główny w zdaniu jest zawsze związkiem zgody – formy wyrazów muszą do siebie pasować. Ponadto – wątpię. Mamy tu albo Dziki Zachód, albo niewolników, którzy chyba czasami się buntują.
Kiedy tylko liczba najemników zmalała, stało się kuszącym celem, pomimo wszystkich spisanych traktatów o nieagresji.
Pierwsze słyszę o najemnikach. A zdanie mogłoby być zgrabniejsze – co to za "spisane traktaty"?
Żądza złota jest silniejsza i mocniejsza niż zawarte umowy.
Przejdź do rzeczy, zamiast tłuc czytelnika łopatą.
Dla młodego króla stała się pokusą nie do odparcia.
Przepraszam, jakiego króla? Nie mam tu zupełnie tła – jest jakaś wojna, dobrze, ale czyja, z kim i o co?
Nakazał zająć miasto i wysłał tam najsilniejsze oddziały swoich wojsk. Wiele poświęcił, ale w końcu zdobył miasto, mordując każdego jego mieszkańca.
A może tak: Wysłał swoje najsilniejsze oddziały, by zdobyć miasto. Mimo ciężkich strat wziął je w końcu, wyrżnąwszy mieszkańców do nogi.
Do obrony Irdgar zaciągnięto wszystkich, nawet dzieci, ale ludzie obrośnięci w dobrobyt unosili ciężar monet, a nie stali.
Zaciągnąć można się do wojska, a stanie jest mało produktywne. Idiom brzmi: obrośnięci w tłuszcz. Zdanie mętne: Nawet dzieci stanęły na murach Irdgar, lecz obrośnięci w tłuszcz mieszczanie woleli uciec, dźwigając swoje złoto.
Wszyscy skończyli w ten sam sposób – nasycając ogień zemsty płonących stosów.
Purpurowe do granic śmieszności. Jakiej znowu zemsty? Jedyną ich winą był nadmiar gotówki i niedobór rozsądku. I po co antropomorfizować stosy?
Nigdy nic nie jest pewne, niemniej są rzeczy, które można określić bardziej prawdopodobnymi.
Czy to filozofowanie dokądś zmierza? Nic nie jest pewne, lecz pewne zdarzenia można uznać za prawdopodobne.
Wojna Granic przechyliła się na szalę króla
Idiom: szala zwycięstwa przechyliła się na stronę króla. Mamy tu obraz wagi szalkowej (trzymanej w ręku bogini Sprawiedliwości) – ogólnie radziłabym nie używać idiomów, jeśli nie wiesz, do czego się odnoszą.
właśnie wtedy, gdy włączono to miasto do jego lenna
Co to jest lenno i dlaczego używasz pojęć, których nie rozumiesz?
Rozkwit królestwa od tego czasu był prężny, a karawany z Irdgar do Ilaroth jeździły częściej niż posłańcy.
To nie po polsku, a sensu też ma niewiele. Posłańcy zresztą mogli się przyłączyć do karawan, ale – o co chodzi? Nie wiedząc tego, nie poprawię zdania.
Nigdy wcześniej i nigdy później miasto to nie wydobywało tyle złota.
Złoto wydobywa się w mieście, ale ono samo niczego nie wydobywa.
Mówi się, że zwiastun złego, czarny kruk, nałożył na miasto swoje skrzydła, a wtedy ci których zabito wstali z popiołów, siejąc śmierć wszystkim. A miastem zawładnął Upiór jednego z tamtejszych.
To już jest bełkot.
Inni mówią, że to fortel królewskich doradców, by nikt więcej nie zgarnął tego bogactwa poza nimi.
Niezbyt po polsku, poza tym niewiarygodne. Sami przecież nie będą fedrować.
Tylko od tego czasu nikt nie widział ani jednej karawany z Irdgar.
Od jakiego czasu?
Proszono o pomoc nawet magów, uczonych i inkwizytorów, ale żaden nic nie poradził, o ile w ogóle odważył się przekroczyć bramę miasta. Dlatego lepiej tam nie zaglądać.
Bathos.
wsłuchany ostrzeżenie
Zjadłeś "w". "Wsłuchany" sugeruje oczarowanie wysłuchiwaną opowieścią, a młody wyraźnie stoi na stanowisku, że to takie tam smęty dziadka. Swoją drogą, współczesna mentalność, jak na świat fantasy.
Nie chcę, to prawda Hart
Wołacz oddzielamy: Nie chcę, to prawda, Hart.
Tak jak i to co powiedziałem. Nie okłamałbym was, od tego jestem, żebyście poznali co was tam czeka.
Tak, jak i to, co powiedziałem. Nie okłamałbym was, od tego jestem, żebyście poznali, co was tam czeka.
poprawił skórzaną kurtkę
Czyli co zrobił?
przerwał mu drugi z mężczyzn imieniem Khan
Co sugeruje, że stoi tu długa kolejka Khanów: przerwał mu Khan.
Wiesz na ile się zdały?
Wiesz, na ile się zdały?
nawiązać handel
Można nawiązać stosunki handlowe, ale nie handel.
Bez tego, dalej byśmy jedli to ohydne żarcie.
Inaczej dalej byśmy jedli to ohydne żarcie. Bardzo współczesna mentalność. W czasach głodu je się to, co jest.
Widać zupełnie zmysły mu odebrało.
Nie brzmi to naturalnie, ale cały dialog jest raczej papierowy.
– Mi babka i matka też opowiadały te historię – wtrącił się chłopak stojący za nimi. Wszyscy odwrócili się do niego z nieprzychylnym spojrzeniem. – No co!? Nie mówię, że jej wierzę, tylko że opowiadały – spuścił wzrok.
– Mnie też babka i matka opowiadały tę historię – wtrącił chłopak stojący za nimi. Wszyscy spiorunowali go wzrokiem. – No co!? Nie mówię, że wierzę, tylko, że opowiadały!
Pomyśl tylko – odezwał się Khan – gdybyśmy do miasta przyjechali z kieszeniami wypełnionymi złotem – spojrzał na nich rozmarzonym wzrokiem. – O ile cokolwiek tam zostało, możliwe że już go dawno do cna je rozszabrowano, ale gdyby gdzieś w domach choć parę złotych świeczników się ostało. Bylibyśmy ustawieni na wiele miesięcy.
Podstawy ekonomii (bohaterowie nie muszą ich znać, Ty powinieneś) mówią – a, figę: Pomyśl tylko – odezwał się Khan – gdybyśmy przyjechali z kieszeniami wypełnionymi złotem… – Spojrzał na nich z rozmarzeniem. – O ile cokolwiek tam zostało, może wszystko już dawno do cna rozszabrowane, ale gdyby, gdzieś w domach, choć parę złotych świeczników się ostało. Moglibyśmy za to przeżyć parę miesięcy.
– Wybito naszych ojców – wtrącił się kolejny z piątki wyruszających mężczyzn –pora byśmy my stali się ojcami dla reszty.
…? Swoją drogą, przydało by się trochę tła. Gdzie to się odbywa? Co to za jedni?
Starszy wioski odpuścił i usunął się z drogi otwierając bramę.
Współczesny kolokwializm, imiesłowy nie oznaczają związku przyczynowego, tylko jednoczesność: Starszy wioski ustąpił i otworzył bramę.
Widział determinację w ich oczach.
Hmm.
Nie dlatego, że interesowały go skarby, chciał ich po prostu chronić chłopaków.
Albo "ich", albo "chłopaków".
Westchnął z poczuciem beznadziei. Młodzi zaś podążyli traktem do Irdgar, do którego dotarli dopiero z nastaniem zmierzchu.
Tak, ot. Tnij oczywistości. Każde zdanie powinno mieścić jedną myśl, mniej więcej: Westchnął. Młodzi podążyli traktem do Irdgar. Dotarli na miejsce o zmierzchu.
Mimo zmęczenia, zgodnie stwierdzili, że pójdą dalej.
"Stwierdza" się fakt – nie możesz stwierdzić własnej decyzji: Mimo zmęczenia zgodnie postanowili nie zatrzymywać się pod bramą.
Postanowili wpierw zajść jak najdalej, póki pozwalały na to ostatnie promienie słońca.
Postanowili zajść jak najdalej w głąb miasta, póki pozwalały na to ostatnie promienie słońca.
gdzie przywitał ich szpaler zmurszałych ciał wiszących na szubienicach lub kości przybitych wielkimi gwoźdźmi do drewnianych stelaży
Urocze. To oznacza, że ktoś zadał sobie trud i poustawiał te halloweenowe dekoracje. Po co?
W głębi przerazili się tego widoku, ale przecież nie okazaliby strachu przed pozostałymi
Ujęte w ten sposób jest to po prostu niewiarygodne. Zobacz: Żaden z nich nie chciał się cofnąć, zawieść pozostałych, wyjść na tchórza. Wyrzec się skarbów.
Ten okropny widok rozciągał się na długość całej alei, wypełniając ją smrodem zgnilizny.
Widok nie może się rozciągać, a tym bardziej nie śmierdzi. Śmierdzą trupy (przynajmniej w miarę świeże).
Przypominała park wykonany według zmyślnego planu Śmierci, by pokazać kto jest prawdziwym władcą tego miejsca.
Wydumane. Park można założyć, ale nie wykonać.
Kilka wron wzbiło się w górę, z przeraźliwym krzykiem, który wywołał ciarki na całym ciele mężczyzn.
Nie tłumacz nam, jak mamy reagować: Kilka wron wzbiło się w górę z przeraźliwym krzykiem.
Na ich miejsce przyleciał jeden biały kruk, jaśniejący pośród ciemności
Zmiana warty, czy co?
– Nadal chcecie iść dalej – odezwał się Hart.
Brak pytajnika.
– Ja już chyba nie jestem pewien. Nie podobna mi się to wszystko.
Literówka, ale wypowiedź mało wiarygodna – postaw się na miejscu bohatera. Co Ty byś powiedział?
– Nie pękaj. Pewnie wiszą tu od czasów wojny, przecież to sama skóra i kości.
I jeszcze śmierdzą?
– Poruszyła się! – zakrzyknął Khan. – Głowa poruszyła się.
"Zakrzyknął"? – Poruszyła się! – krzyknął Khan. – Głowa się poruszyła.
Krew zmroziła się w ich żyłach.
Idiom, i to raczej wytarty: Krew zakrzepła im w żyłach.
– zapytał z niedowierzaniem, ale i niepokojem, jeden z nich.
Po co to tłumaczysz?
– Tamten – młodzian wskazał jednego z trupów przybitych do szubienicy – słowo daję, poruszył głową.
– Tamten. – Młodzian wskazał jednego z trupów przybitych do szubienicy. – Słowo daję, poruszył głową. Patrz: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/
Ten stary dziad nagadał ci głupot do głowy.
Idiom: nakładł ci głupot do głowy. Albo po prostu: nagadał ci głupot.
To trup – stwierdził inny przyglądając się zwłokom wraz z pozostałymi. – Nie może się ruszać.
Tak, stanęli rządkiem i dokonali oględzin. Tak się mści nieopisywanie otoczenia (i postaci. I nienadanie im imion…): To trup – z naciskiem powiedział jeden z chłopaków. – One się nie ruszają.
Khan w tym czasie cofnął się za mężczyzn i skoczył na jednego z nich z przeraźliwym wrzaskiem.
I nie opisujesz tej scenki, ponieważ? To byłby "cat scare" jak ta lala, a tak tylko pomyślałam, że cokolwiek ich zeżre, zasłużyli.
Rechot jego śmiechu było słychać daleko poza mury miasta
Rechot to śmiech: Jego rechot poniósł się aż za mury miasta.
odskoczyła na boki krzycząc ze strachu
Odskoczyła na boki, krzycząc ze strachu. Ale o ile lepiej byłoby to pokazać. Jak na siebie wpadają i te pe.
Khan nie przestawał się śmiać. Zimny wiatr zawiał z zachodu.
Zdania nijak się do siebie nie mają. Drugie nie jest tak ładne, jak Ci się chyba zdaje.
– Bierzesz pierwszą wartę – stwierdził inny.
"Stwierdził" nie jest synonimem "powiedział".
Zatrzymał się nagle i wskazał palcem.
Co wskazał palcem?
Warto było dla nich samych tu przyjść.
Szyk: Dla nich samych warto było przyjść.
Śmiał się głośno kilka minut. Dopiero jak się uspokoił zatrzymał się w miejscu i wskazał palcem.
Śmiał się głośno przez dłuższą chwilę, a potem wyciągnął rękę, żeby wskazać kierunek.
Nie będziemy robić postojów, idziemy prosto tam. Zapalcie pochodnie.
Kto umarł, że ten został szefem? Wszystko tutaj nadaj wisi w próżni. Skąd pałac w górniczym mieście? Spodziewałabym się saloonu, zakładu pogrzebowego i banku; albo (bardziej fantasy) zamczyska jakiegoś feudalnego pana, karczmy i bram czterech ułomków. W ogóle nie ma tu o co zaczepić wyobraźni.
Idziemy, bierzemy co mamy wziąć i wynosimy się stąd.
Idziemy, bierzemy, co mamy wziąć i wynosimy się stąd.
– Taki jest plan – potwierdził Hart.
Co wnosi to – raczej współczesne – zdanie?
Dotarli do pałacu godzinę po zmroku.
Czy dokładny czas ma znaczenie?
Wrota były zamknięte, ale mężczyźni poradzili sobie z tym sprawnie, łapiąc za leżące w pobliżu siekiery.
Ponieważ siekiery leżą sobie na dworze (i nie rdzewieją), tam, gdzie są potrzebne? A drzwi nie mają wzmocnień z metalu? Wrota były zamknięte, ale mężczyźni poradzili sobie, złapawszy leżące w pobliżu siekiery.
Od razu po wejściu do pałacu ich oczom ukazał się niesamowity widok.
Przejdź od razu do widoku.
Blask ognia pochodni, odbijał się
Nigdy nie dawaj przecinka między podmiot a orzeczenie. I te monety tak sobie tam leżą. Zupełnie przypadkiem.
Khan wziął jedną z monet i położył na nosie, balansując nią sprawnie.
Imiesłów nie oznacza jednoczesności. Mógłbyś opisać tę scenkę.
trzymając w obu dłoniach pochodnie
W obu rękach.
– Wystarczy nam – zaczął ponaglać pozostałych. – Chodźmy już.
Didascale w ogóle bym wycięła: – Wystarczy. Chodźmy już.
– Właśnie to mnie najbardziej niepokoi.
Tak nagle, znienacka?
zawołał jeden z mężczyzn wychylając się z jednego z pomieszczeń obok.
Niezgrabne: zawołał jeden z mężczyzn, wychylając się z drzwiczek.
kiedy nagle coś poderwało stojącego w środku młodzieńca
Zapewne dziewica. Ale serio, opisz ich choć trochę, bo nijak to nawet poprawić.
Khan prędko pochwycił pochodnię i pobiegł do pomieszczenia, ale nic nie znalazł poza złotem.
Aliteracja: Khan prędko chwycił pochodnię i wbiegł do pomieszczenia, ale było tam tylko złoto.
Podmuch powietrza zamknął drzwi wejściowe z trzaskiem.
Szyk: Podmuch z trzaskiem zamknął drzwi wejściowe.
Cień, który przemknął w oddali złapał kolejnego z mężczyzn w uścisku i wchłonął.
Opisz to: Cień, który przemknął w oddali, złapał kolejnego z mężczyzn i wchłonął.
Hart próbował go złapać za koszule
Literówka.
Pochwycił jedynie fragment unoszącego się czarnego dymu.
Dym jest niełamliwy: Tylko czarny dym przeciekł mu przez palce.
Khan podjął siekierę.
Podejmuje się zadanie, a siekierę można chwycić. Ale ponieważ nie wiem, czy oni jeszcze są w pomieszczeniu, w którym je zostawili, za to też nie dam głowy.
Strach, tłumiony czy nie, nie miał znaczenia.
A to zdanie?
złapał się za impulsywnie za brzuch
…? https://wsjp.pl/haslo/podglad/28102/impulsywny
Upadł, a gdy Hart podbiegł do niego ujrzał mężczyznę broczącego we własnej krwi.
Przestań używać słów, których nie rozumiesz: https://wsjp.pl/haslo/podglad/10983/broczyc Upadł. Hart podbiegł do niego i zobaczył mężczyznę zbroczonego krwią.
głośno oddając swój ostatni oddech.
Nie po polsku.
– Kim jesteś? – wydukał Hart, szczękając zębami.
Tak, wiemy, że on się boi: – Kim… kim jesteś? – jęknął Hart.
odezwał się ktoś, roznosząc echo po komnacie
Roznosić można zakąski, ale na pewno nie echo: Głos zabrzmiał echem w komnacie.
zapytać kim byłem
Zapytać, kim byłem.
To kim jestem nigdy nikogo nie obchodziło.
To, kim jestem, nigdy nikogo nie obchodziło.
Wybierz sobie to, które będzie ci odpowiadać.
Wybierz sobie to, które ci odpowiada.
Chłopak pokręcił gwałtownie głową, zaprzeczając.
Tylko w Bułgarii kręcenie głową znaczy co innego. Zastanawiam się, skąd wśród naszych świeżynek tylu Bułgarów. Pamiętaj też, co powiedziałam o imiesłowach: Chłopak potrząsnął głową.
– Daj mi tylko odejść, proszę – mężczyzna trząsł się ze strachu. – nie chcę twojego złota.
– Daj mi tylko odejść, proszę. – Mężczyzna trząsł się ze strachu. – Nie chcę twojego złota. A tak w ogóle – "chłopak", "młodzian" i "mężczyzna" to nie to samo.
To miejsce dla wielu to istny raj.
???
Ciemna masa dymu zaczęła formować się metr przed młodzianem. Jego oczom ukazała się postać mężczyzny, dzierżącego w dłoni zakrwawiony miecz.
Metry w fantasy psują zawieszenie niewiary: Na krok przed młodzianem ciemna chmura zaczęła przybierać kształt mężczyzny z zakrwawionym mieczem w ręku.
Jego twarz była blada, ale nie wyglądał na upiora.
Konkretniej: Twarz miał bladą, ale wydawał się człowiekiem z krwi i kości.
– Nie chcę nikomu nic zabrać – kontynuował.
– Nie chcę nikomu niczego zabrać – ciągnął.
Jedno mniej pożądanie, czyni świat i ludzi odrobinę lepszymi. Uświadamia, gdzie leży ich skarb.
"Pożądanie" i przedmiot pożądania to nie to samo. I nie stawiaj przecinka między podmiot a orzeczenie.
Chcesz ulec żądzy i stać się zębem w kołowrotku nienawiści?
Purpurowe i śmieszne. Metafora z sufitu.
dłoń, którą przepełniało złoto
A może trochę konkretu: dłoń, z której sypały się złote monety.
Sztyletem zaś wskazał skarby w sali tronowej.
"Zaś" do wycięcia.
W przeciwnym zabiję cię jak pozostałych, w których nie dostrzegłem nawet iskry nadziei na dobro.
W przeciwnym razie zabiję cię, jak tych, w których nie dostrzegłem nawet iskry nadziei, że się poprawią.
Pozwól mi zabrać moich przyjaciół do domu.
Pozwól mi zabrać moich przyjaciół.
Oni wybrali swój los. Chcieli dołączyć do tego miejsca. Chcieli stworzyć nowy świat, nowe Irdgar. Mieli już miasto ze złota i cudowne życie. Rozejrzyj się, zobacz jak się skończyło. Złoto nie jest najlepszym budulcem szczęścia.
Oni sami wybrali ten los. Sami tu przybyli, by stworzyć nowy świat, nowe Irdgar. Miasto ze złota. Rozejrzyj się, zobacz, jak to się skończyło. Ze złota nie zbudujesz szczęścia.
Hart oswoił się nieco z lękiem.
?
Nie jesteś upiorem prawda?
Nie jesteś upiorem, prawda?
Ale dla mnie szczęście to urąga.
To nie po polsku: Ale mnie to szczęście urąga. https://wsjp.pl/haslo/podglad/83467/uragac
Dlaczego mam być szczęśliwy w miejscu, w którym inni uważali za raj, jeśli ja gniję tu otoczony szczerym złotem.
On na pewno nie jest upiorem? Dlaczego mam być szczęśliwy w miejscu, które inni uważali za raj, skoro gniję tu, otoczony szczerym złotem.
A moja misja wciąż trwa. Nie oddałem światu ani jednej monety, która mogłaby przyczynić się do ich zguby. I nie zamierzam. Idź już – ponaglił mężczyznę.
A moje zadanie wciąż trwa. Nie oddałem światu ani jednej monety, która mogłaby przyczynić się do cudzej zguby. I nie zamierzam. Idź już.
Upiór upuścił monety na ziemię, a drzwi otwarły się wypuszczając młodzieńca z zamku.
Czyli jest upiorem, ale aliteruje: Upuścił monety na ziemię, a wrota otwarły się ze zgrzytem, by wypuścić młodzieńca z zamku.
Hart opuścił swoich martwych przyjaciół i wybiegł tak prędko jak tylko pozwalały mu na to obciążone strachem nogi.
Hart, nie oglądając się na zwłoki przyjaciół, wybiegł tak prędko, jak tylko mógł na miękkich nogach.
Przystanął dopiero kilka kilometrów dalej. Upadł na kolana i spojrzał w górę
Kilometry nie pasują do fantasy. W ogóle można to przyciąć: Wreszcie potknął się i upadł na kolana. Spojrzał w górę.
Promienie słońca przebijały się przez korony drzew, oznajmiając nadejście świtu
Ale dotąd nie było żadnych opisów, więc roboczo wyobraziłam sobie okolicę jako pustynną. Tak to jest. Zdanie purpurowe.
Gdzie umknęły mu te godziny.
Gdzie jest pytajnik?
Może to wszystko działo się tylko w jego głowie, niczym sen. Dopiero wtedy dostrzegł krew na swoich dłoniach – to nie był sen. Dostał drugą szansę, której nie otrzymali jego przyjaciele, dlatego, że dla nich liczyło się tylko złoto. Upiór zabrał im je, by nie pogrążyli swej wioski w żądzy. By nie rozprzestrzenili zarazy. Zabrał im to co było dla nich najcenniejsze.
Smrodek dydaktyczny. Pomówmy o nim. Brukselka myśli jest strawniejsza i bardziej odżywcza, jeśli podasz ją lekko zblanszowaną i z masełkiem fabuły – w postaci, cóż, smrodku, powoduje tylko przemożną chęć otwarcia okna. (To była rozbudowana, lecz trzymająca się kupy metafora – widzisz różnicę?) Cały akapit dość niezręczny, brak w nim przecinków, jest za dużo zaimków i "byłów".
Starszy wioski dostrzegł Harta biegnącego samotnie do wioski.
Powtórzenie, a w ogóle – zmiana punktu widzenia mało sensowna: Starszy wioski dostrzegł biegnącego samotnie Harta.
Wspomnienie, kiedy to wracał, z tej samej podróży.
To nie po polsku: Wspomnienie własnego powrotu z podobnej wyprawy.
Ale nie potrafił zapobiec temu co było nieuniknione.
Zaaraz, to on wiedział? Hę? Ale nie potrafił zapobiec nieuniknionemu.
I nigdy nie będzie w stanie przyznać się, dlaczego wrócił wtedy sam z wyprawy do Irdgar.
I nigdy nie wyzna, dlaczego wrócił wtedy sam z Irdgar.
Ich ból złączył się w jedno bez żadnego słowa.
Purpurowe.
Niektórzy wciąż lgą do Irdgar, za mrzonkami
Lgnąć można do czegoś, nigdy za czymś (za czymś można gonić), ale do miasta? Nie bardzo. Może do wiedzy o mieście, ale to też niespecjalnie: https://wsjp.pl/haslo/podglad/37343/lgnac
każda podróż tam, będzie tą ostatnią
Tu bez przecinka.
Jest tu, nie powiem, jakaś idea (auri sacra fames?), ale zarżnięta wykonaniem (a nawet zdekapitowana i pochowana z głową między nogami, żeby nie wstała jako wampir). Brakuje opisów, ledwo widać ten świat, o polubieniu bohaterów już nie wspominając – same imiona (dwa na pięciu…) to za mało. Sporo błędów czysto językowych, stylistycznie jest bardzo niechlujnie. Purpura nie robi dobrego wrażenia, zwłaszcza, że nie ma się na czym trzymać. Filozoficznie – myśl jest niegłupia, bieda w tym, że przekazujesz ją właściwie wykładem – ma słabe oparcie w fabule (śmierć bohaterów równie dobrze mogła być spowodowana ich głupotą albo pechem, karą za chciwość jest tylko według słów upiora), a filozoficzne wtręty sensu stricte są mętne i nijak nie wskazują na myśl, którą tu odczytałam. Tekst ogólnie wydał mi się pierwszą notatką.
Co mi się mniej podobało to zamieszanie z drużyną, bo wyruszyło ich chyba 5 ale wymienionych z imienia jest dwóch, a na koniec okazuje się, że dla historii znaczenie miał tylko jeden :D. Fabularnie opowiadanie by zyskałoby jakby poszukiwaczy było max 3 i byli trochę bardziej opisani.
Tak – każda postać powinna mieć coś do roboty, choćby troszkę, to raz. Dwa – każda postać powinna mieć jakieś cechy i czegoś chcieć, choćby szklanki wody. Tutaj spokojnie mogliby wyruszyć dwaj kumple, jeden chciwy, drugi, hmm. Dopiero w decydującej chwili zdradzasz, że Hart poszedł tylko ze względu na kolegów. Dlaczego nie pokazałeś tego od początku? Dlaczego to nie on próbował ich od tego odwieść? Dlaczego on właściwie nie ma charakteru? Na początku nie zgadza się ze staruszkiem – dlaczego, skoro potem się okazuje, że w sumie się z nim zgadzał? Jak duże znaczenie ma dla niego opinia kolegów, bycie "lubianym"? A Khan? Kładziesz nacisk na jedną cechę jego charakteru, skłonność do głupich dowcipów – to buduje postać, dobrze, ale co to ma do rzeczy? Ważniejsze jest chyba to, czemu chce szukać skarbu. Nie?
Także historia miasta jest mało użyteczna – równie dobrze, a może i lepiej, można by to złoto i upiora umieścić w jakiejś tajemniczej grocie w górach. Polityka (u Ciebie też naszkicowana bardzo zgrubnie) naprowadza na bardziej materialne problemy, a tutaj mamy do czynienia z czymś z dziedziny aksjologii.
Nie chciałem też za bardzo kombinować, a głównie skupić się na klimacie i uczeniu się warsztatu.
Ale klimatu właśnie tutaj nie ma – nie opisałeś niczego, co ma faktycznie znaczenie. Fragment historyczno-geograficzny (nazwy nic mi nie mówią!), jak już powiedziałam, jest doskonale zbędny – nie ma wpływu na samą fabułę.
Z zamysłem nie chciałem ich rozbudowywać, żeby nie rozwlekać się z długością opowiadania, ale racja, gdyby ich było mniej, byłoby na to miejsce.
Tak, i gdyby ściąć wstęp, a nawet staruszka (no, w zasadzie, jako nosiciel idei wiecznego powrotu ma tu swoje miejsce, ale można go ciut przystrzyc). Za to warto opisać samo miasto, ale bez silenia się na udziwnione metafory i halloweenowe dekoracje. Poczytaj trochę Grabińskiego i Lovecrafta.
Powodzenia!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć, Denstarze!
Według mnie pomysł całkiem ciekawy. Znać, że wiesz, o czym chciałeś napisać. Warsztatowo trochę zabrakło, ale tekst zawsze można poprawić. :)
Pozdrawiam i życzę powodzenia.
„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz
Dziękuję Koala75 i Tarnina za uwagi.
Szczególnie Tarnina za tak dogłębne przeanalizowanie tekstu. Nie tyle mój tekst co ja sam czuję się teraz nie wyprany, a sprany kijanką i wytarmoszony na rompli. Może i słusznie. Daje mi to do myślenia. Na pewno siądę nad poprawkami, bo jest nad czym.
Tekst ogólnie jest luźnym odstępstwem od pewnego innego pomysłu, który zupełnie inaczej podchodzi do samej idei upiora, a legenda miała być legendą (ale na razie chyba nie jest). Mam wrażenie, że główny błąd (w sensie twórczym) jaki popełniłem to długość tekstu – mogę go albo skrócić albo wydłużyć – wtedy znajduje miejsce na to żeby coś uciąć albo rozbudować z sensem.
Audiatur et altera pars
Hmm. A dlaczego? Co masz dokładnie na myśli? Bo akurat Tolkien, którego cytujesz (i który wziął ontologię prościutko od św. Tomasza) raczej by się nie zgodził – ale sformułowanie jest wieloznaczne.
Chyba nie bardzo rozumiem. Tolkien (ustami Elronda) właśnie opisał w ten sposób Saurona – nie był on zły na początku, to dopiero – upraszczając – towarzystwo Melkora go zmieniło. Więc zapisałem własnie ten koncept, że wszystko jest dobre na początku, a dopiero później staje się złe.
Przepraszam, jakiego króla? Nie mam tu zupełnie tła – jest jakaś wojna, dobrze, ale czyja, z kim i o co?
Uznałem to za nieistotne dla rozwoju fabuły – nie chciałem wydłużać tekstu.
Inni mówią, że to fortel królewskich doradców, by nikt więcej nie zgarnął tego bogactwa poza nimi.
Oczywiście że nie. Od tego wynajęli by sobie ludzi.
I jeszcze śmierdzą?
Ba, ale w tym stanie rozkładu nie jest to tak dokuczliwe jak na tych pierwszych etapach kiedy szczególnie dużo wydzielanych jest VOCs. Taki zapach raczej pochodziłby z przesiąkniętego nim otoczenia.
Kilometry nie pasują do fantasy.
To jest celowo, nie przepadam za łatką mili jako jedynej prawilnej miary długości w tekstach fantasy (wiem, że mila = 1000 kroków i jest dawną jednostką miary, ale nie zmienia to faktu, że nie przepadam).
Fragment historyczno-geograficzny (nazwy nic mi nie mówią!), jak już powiedziałam, jest doskonale zbędny – nie ma wpływu na samą fabułę.
Nazwy nie pełnią tu roli. Umieściłem je by nie pozostawiać świata pustym.
I te monety tak sobie tam leżą. Zupełnie przypadkiem.
Jak to bywa w specjalnie zastawionych pułapkach. Halloweenowe dekoracje zostały powieszone na przestrogę przez Upiora ;)
Natomiast nie wypowiem (napisanymi) słowami ogromu wdzięczności za tyle cennych uwag, które będę wprowadzał i tu, i do ewentualnych przyszłych tekstów. Jedynie mogę powiedzieć ponownie dziękuję!
Nie tyle mój tekst co ja sam czuję się teraz nie wyprany, a sprany kijanką i wytarmoszony na rompli.
Spokojnie, spokojnie – nie utożsamiaj się z tekstem i nie traktuj go jako swojego "maleństwa" – to szkodzi autorowi na psychikę (może się wywiązać zespół Witkacego ;D).
Mam wrażenie, że główny błąd (w sensie twórczym) jaki popełniłem to długość tekstu
Niekoniecznie. To zależy, co chciałeś zrobić – bo ja też tego nie wiem, mogę tylko dedukować z tego, co przeczytałam.
Więc zapisałem własnie ten koncept, że wszystko jest dobre na początku, a dopiero później staje się złe.
Wróćmy do tego, co napisałeś w tekście:
Nic na samym początku nie jest złe. To towarzyszące czemuś wydarzenia nadają mu ten charakter.
Pierwsze zdanie jest wzięte bezpośrednio od Tolkiena, nic do niego nie mam. Chodzi o drugie (a teraz także o Twoją interpretację). Otóż – skoro złymi czynią rzecz "towarzyszące wydarzenia", musimy się zastanowić, w jaki sposób. I tu najmocniej narzuca mi się sposób relatywistyczny, z którym Tolkien na pewno by się nie zgodził, czyli: rzeczy są złe ze względu na okoliczności. Tolkien przyjmował prywatywną koncepcję zła (prościutko od Tomasza) – zło jest brakiem, "chorobą" bytu (jeśli przeczytasz Silmarilion, zauważysz, że Morgoth też nie od początku jest zły – staje się taki, bo ma głupie poglądy metafizyczne i wynikające z nich głupie ambicje, przez które się izoluje). W każdym razie zło u Tolkiena nie jest relatywne, chyba że w tym sensie, że każda rzecz ma jakiś właściwy sobie stan, od którego – kiedy jest zła – się oddala. Mmm, brnę w dygresje.
Uznałem to za nieistotne dla rozwoju fabuły – nie chciałem wydłużać tekstu.
I słusznie tak uznałeś – ale w takim razie wzmianki o historii świata widzą w próżni i drażnią aparaturę poznawczą czytelnika. Albo baśń z niedookreślonym tłem, albo "Gra o Tron" – mieszanie jednego z drugim wypada dziwnie.
Ba, ale w tym stanie rozkładu nie jest to tak dokuczliwe jak na tych pierwszych etapach kiedy szczególnie dużo wydzielanych jest VOCs. Taki zapach raczej pochodziłby z przesiąkniętego nim otoczenia.
A, OK.
To jest celowo, nie przepadam za łatką mili jako jedynej prawilnej miary długości w tekstach fantasy (wiem, że mila = 1000 kroków i jest dawną jednostką miary, ale nie zmienia to faktu, że nie przepadam).
Sęk w tym, że system metryczny w naszym świecie jest dziedzictwem rewolucji francuskiej i kojarzy się współcześnie. Wcale nie musisz używać mil – właściwie nie musisz używać żadnych jednostek miary. Podawanie liczbowych odległości słabo działa na wyobraźnię. Jeśli potrzebujesz szacunkowej wielkości czegoś (bo dokładnej nie potrzebujesz praktycznie nigdy), porównaj to z czymś. Sprawdź, jak daleko człowiek sięga wzrokiem i zamiast pisać "byli 800 metrów ode mnie" napisz "widziałem, jak Ziuta macha ręką" (zob.: https://www.yachting.com/pl-pl/news/how-to-judge-distance-at-sea ).
Nazwy nie pełnią tu roli. Umieściłem je by nie pozostawiać świata pustym.
Ale podając same nazwy, osiągnąłeś efekt odwrotny. To miałam na myśli – kiedy podajesz nazwę, czytelnik chce ją z czymś powiązać. Jeżeli nie ma z czym, zostaje dziura. Oczywiście, czasami podanie samej nazwy pogłębia świat, ale do tego trzeba być Dunsanym ;)
Jak to bywa w specjalnie zastawionych pułapkach.
Chłopaki nie oglądali horrorów XD
Jedynie mogę powiedzieć ponownie dziękuję!
Cieszę się, że pomogłam ^^
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Spokojnie, spokojnie – nie utożsamiaj się z tekstem i nie traktuj go jako swojego "maleństwa"
Spokojnie, nie utożsamiam się, po prostu to mi dało dużo do myślenia, rzeczywiście obiektywnie patrząc nie jest to najlepszy tekst który napisałem – i tak sobie myślę, że dobrze, że go wrzuciłem, bo dużo mnie te błędy nauczyły. Teraz muszę się skupić na czymś nowym.
Obecny tekst zedytowałem – biorąc pod uwagę powyższe uwagi – oczywiście, żeby go napisać dobrze, to musiałbym w ogóle zmienić koncept i go ponownie przemyśleć dodając mu koniecznej głębi.
Jeszcze raz dzięki wszystkim za uwagi!
tak sobie myślę, że dobrze, że go wrzuciłem, bo dużo mnie te błędy nauczyły. Teraz muszę się skupić na czymś nowym.
I to jest słuszna postawa!
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Witaj,
Mogę podzielić się swoim doświadczeniem, bo sam także przechodzę przez “męki” doskonalenia warsztatu.
Pokażę Ci jeden mały przykład gdzie bardzo ładnie widać brak zastosowania zasady “show don't tell”
Krew zakrzepła im w żyłach.
– Która? Gdzie? – przeraził się Hart.
Powiedziałeś że krzepa im w żyłach i Hart się przeraził, tymczasem powinieneś pokazać to przerażenie. Przykładowo: “Ich twarze zrobiły się trupio blade, a ruchy zamarły”.
Zobacz serię wykładów Brandona Sandersona na temat pisania fantasy, jednego z najlepszych współczesnych pisarzy:
https://www.youtube.com/watch?v=0cf-qdZ7GbA&list=PLSH_xM-KC3Zv-79sVZTTj-YA6IAqh8qeQ
Mnie bardzo pomogły.
Pozdrawiam
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Tytułowy upiór siedzi w każdym, kto usłyszawszy o możliwości łatwego zdobycia bogactwa wyruszy do skarbca, aby zabrać to, co do nie należy, skutkiem czego złota nie dostanie, a i życie najpewniej straci.
Obawiam się też, że już kieszenie wypełnione złotem utrudniałyby poruszanie się, a pełnych złota worków żaden z chciwców by nie udźwignął.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.
Irdgar długo żyło w spokoju i dobrobycie, który uśpiły czujność jego mieszkańców. → Piszesz o dwóch czynnikach, więc: Irdgar długo żyło w spokoju i dobrobycie, które uśpiły czujność jego mieszkańców.
Żądza złota jest pokusą ciężką do odparcia… → Żądza złota jest pokusą trudną do odparcia…
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
W legendach mówią że zwiastun… → Legendy mówią, że zwiastun…
Nie wątpliwie ktoś nie chciał… → Niewątpliwie ktoś nie chciał…
Kilka wron wzbiło się w górę… → Masło maślane – czy wrony mogły wzbić się w dół?
– Nie pękaj. Z resztą sam chciałeś… → – Nie pękaj. Zresztą sam chciałeś…
Jego rechot było słychać daleko poza mury miasta… -> Jego rechot było słychać daleko poza murami miasta… Lub: Jego rechot niósł się daleko poza mury miasta…
…wychylając się zza drzwiczek do pomieszczenia obok.
Khan prędko pochwycił pochodnię i pobiegł do pomieszczenia. → Czy to celowe powtórzenie?
– Khan, choć do mnie, pomóż mi. → – Khan, chodź do mnie, pomóż mi.
Sprawdź znaczenie słów choć i chodź.
…chwycił jedynie czarny dym, który przelał mu się przez dłonie. → Nie wydaje mi się, aby dym mógł się przelewać.
Proponuję: …chwycił jedynie czarny dym, który przemknął przez dłonie.
…głośno oddając swój ostatni oddech. → Zbędny zaimek – czy mógł oddać cudzy oddech?
…typowego upiora opisywanego z bajek… → …typowego upiora, opisywanego w bajkach…
– Nie chcę nikomu niczego zabrać – ciągnął.– Chcę… → Brak spacji po kropce.
W przeciwnym zabiję cię… → Pewnie miało być: W przeciwnym razie zabiję cię…
Gdzie umknęły mu te godziny?. → Po pytajniku nie stawia się kropki.
…dostał drugą szansę, w przeciwieństwie do jego przyjaciół. → …dostał drugą szansę, w przeciwieństwie do swoich przyjaciół.
…wciąż wyruszają do Irdgar, za mrzonkami, do których nigdy nie dotrą. → Mrzonki nie są czymś, do czego można dotrzeć.
Proponuję: …wciąż wyruszają do Irdgar za mrzonkami, które nigdy się nie ziszczą/ nie spełnią.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
ruchy zamarły
Może nie… ruchy nie zamierają.
Obawiam się też, że już kieszenie wypełnione złotem utrudniałyby poruszanie się, a pełnych złota worków żaden z chciwców by nie udźwignął.
O, na pewno. Załóżmy, że pojemność kieszeni wynosi 300 ml, tj. 300 centymetrów sześciennych (tyle, co butelka soku – mieści się akurat w kieszeni). Złoto waży 19,283 g/cm3. Razy 300 cm3 = 5 784,9 g, to jest dobrze ponad pięć kilo. To tylko w filmach ludzie biegają ze złotymi sztabkami. Spróbuj podnieść akumulator ołowiowy – jest lżejszy od złota – i pobiegać z nim.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć Regulatorzy!
Naprawiam swoje błędy i wytłumaczę się odrobię tutaj (rozwijając to co pisałem pod drugim swoim tekstem). Byłem przekonany w swoim świecie, że zanim rzuciłem się w wir swoich obowiązków, zamknąłem wszystko pod tym tekstem, z zamiarem powrotu tu w sobotę/niedzielę. Otóż, teraz zauważyłem swoje gapiostwo, że nie odpisałem Ci na wiadomość. Wybacz, kajam się nad swoim błędem.
Niezmiernie dziękuję Ci za Twoje uwagi. Niektóre błędy z mojej strony są doprawdy idiotyczne, aż sam się zastanawiam, jak mogłem to przegapić. Może po prostu dlatego, że straciłem (słusznie skądinąd) jakiekolwiek uczucie do tego tekstu.
Poprawię błędy, tak jak już wspominałem, w ten weekend, żeby na spokojnie przeanalizować jeszcze raz tekst i się czegoś nauczyć.
Pozdrawiam!
Cześć Piotr_jbk!
Kiedyś zacząłem słuchać wykładów Sandersona, ale z braku czasu na studiach, porzuciłem. Teraz może rzeczywiście czas, bym się za nie ponownie zabrał.
Tarnina,
Spróbuj podnieść akumulator ołowiowy – jest lżejszy od złota – i pobiegać z nim.
zależy jaki akumulator (jeśli myślimy o tych samych kwasowo-ołowiowych), te standardowe, jak w aucie, to 15-20 kg. Biegać z akumulatorem żadna przyjemność, ale ze złotem… hm… chciałbym kiedyś mieć okazję spróbować :D
chciałbym kiedyś mieć okazję spróbować :D
Kto by nie chciał XD
Kiedyś zacząłem słuchać wykładów Sandersona, ale z braku czasu na studiach, porzuciłem. Teraz może rzeczywiście czas, bym się za nie ponownie zabrał.
Słuchać – warto. Ale traktować go jak wyroczni – nie warto. Sanderson jest Sandersonem. Ty jesteś sobą. To, co się sprawdza u niego, nie musi się zawsze sprawdzić u Ciebie. Wszystko musisz przemyśleć sam. Takie rzemiosło :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Sanderson jest Sandersonem. Ty jesteś sobą. To, co się sprawdza u niego, nie musi się zawsze sprawdzić u Ciebie.
Co prawda, to prawda. Z tego co tam już kiedyś kojarzę, to on ma ciekawe uwagi co do tego jak budować świat i jak to powinno wyglądać, ale to prawda – to Sanderson. Podziwiam jego łatwość w pisaniu tak bogatych światów. Ale racja, każdy ma swój unikalny styl, który musi rzeźbić. Ja na razie chcę się skupić, żeby być po prostu lepszym rzemieślnikiem, potem się zobaczy.
Denstarze, zagapić się może każdy i miło mi, że się zreflektowałeś. Wybaczam.
Cieszę się też, że uwagi pod tym tekstem uznałeś za przydatne i nosisz się z zamiarem ich poprawienia.
Powodzenia w dalszej pracy twórczej.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dziękuję jeszcze raz za wszystkie uwagi do tekstu!
Poprawiłem, biorąc wszystko pod uwagę, mam nadzieję, że tym razem nie przegapiłem nic głupiego.
Powodzenia w dalszej pracy twórczej.
Dziękuję, to czy ta praca zaowocuje to się zobaczy, na razie początek jest ciężki, ale tutaj dzięki prawdziwej informacji zwrotnej mam szansę się poprawić.
Raz jeszcze bardzo proszę.
…czy ta praca zaowocuje to się zobaczy, na razie początek jest ciężki, ale tutaj dzięki prawdziwej informacji zwrotnej mam szansę się poprawić.
Początki zawsze są trudne, ale jestem przekonana, że kolejne opowiadania będą coraz lepsze. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pobieżnie porównując obecny tekst ze wskazanymi przez Tarninę, Niedźwiedzia i Regulatorów błędami, widzę, że naniosłeś już poprawki. Mimo to, opowiadanie nadal ma wiele mniejszych i większych niedociągnięć – nie zaznaczałem błędów w trakcie czytania, więc teraz podaję tylko parę, które udało mi się znaleźć. Ogólnie, warto przejrzeć cały tekst, ponieważ sama treść na tym zyska.
by pokazać kto jest prawdziwym władcą tego miejsca
przecinek: “by pokazać, kto…”
a gdy Hart podbiegł do niego ujrzał mężczyznę zbroczonego krwią.
przecinek: “do niego, ujrzał…”
Jego twarz mimo iż blada
przecinek: “twarz, mimo iż…”
Zobacz jak to się skończyło.
przecinek: “zobacz, jak…”
Ale wtedy dostrzegł krew na swoich dłoniach
Rozpoczynanie zdania od “ale” jest niewskazane, zdarza się to w tekście parokrotnie
Wyruszył wtedy z swoim synem
“ZE swoim synem”
nie potrafił zapobiec temu co nieuniknione
przecinek: “temu, co…”
Opowiadanie podoba mi się, stanowi zamkniętą całość i przedstawia swoją historię. Sama końcowa scena akcji mogłaby być, moim zdaniem, rozpisana nieco na nieco dłuższą, ale to już bardziej kwestia gustu. Tak trzymać i czekam na kolejne opowiadania.
“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”
Mimo to, opowiadanie nadal ma wiele mniejszych i większych niedociągnięć
Niestety, zawsze coś się przemknie – dlatego dobrze mieć kilku sprawdzaczy. Co jeden pominie, następny zauważy.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
dobrze mieć kilku sprawdzaczy
Oczywiście! W kupie siła!
“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.