
Śnieg rozpływa się wolno w przestrzeni, traci objętość, zmienia stan skupienia. Rozedrgane cząsteczki w owym miękkim puchu zaczynają swój taniec częstotliwości. Pośród tego spektaklu stoi kobieta, emocjonalnie rozwarstwiona. Kipiąca od nadmiaru głosów, dochodzących z jej kończyn, a przede wszystkim maltretujących dźwięków w jej głowie. Skąd się wzięła na tym pustkowiu? Żyła niegdyś w niebiosach, stąpała beztrosko w chmurach, jako dusza wolna i czysta. Niedługo cieszyła się błękitem nieba, coś wpełzło w jej serce, coś niegodziwego i dalej rozrastało w tkankę ciała. Powietrze już nie sprzyjało, słońce już nie karmiło wiązkami promieni. Kobieta zepchnięta z niebiańskiego piedestału przez spaczenie. Już coraz to bardziej zanurzała się w głębokiej studni, w swoim międzymózgowiu. Zdeptana karykatura doskonałej istoty. Dusza zapragnęła wrócić w komnaty sklepienia niebieskiego. Na próżno.
– Stwórco proszę pokornie o łaskę i uniżam się przed twoim majestatem – powiedziała.
Stwórca jednak, jak to miał w zwyczaju, nie zwracał uwagi na drobne owady, krzątające się tu i ówdzie. Bez celu. Bez zastanowienia. Kobieta upadła na ziemię tych właśnie drobnych stworzonek. Legła po środku polany pokrytej delikatnym puchem śniegu.
Kobieta zadrżała, zupełnie naga. Jej piersi sterczały, a pod skórą kurczyły się naczynia. Wstała. Oczy jej paliły się od wściekłości, która zatruwała umysł. Ruszyła w stronę lasu, z którym łączyła ją niezdefiniowana nieodparta więź. W głębokiej kniei usłyszała jakby dźwięk jakiegoś stworzenia. Dźwięk podobny do pękającej kry. Przemierzała ostępy by sprawdzić co wydaje tak przeraźliwie zimne odgłosy. Zbliżyła się do wielkiego dębu. Oprócz niego ujrzała ukradkiem w zaroślach sarny. Skonsternowana wróciła do swoich myśli jątrzących się niczym ropa z rany, nie dawały jej spokoju. Kobieta zdawała się być uwięziona w labiryncie własnego umysłu. Penetrowała każdy jego cal. Od momentu zatrucia i upadku z niebios stała się inna, zbyt długo nosiła w sobie to brzemię, stłumione myśli miały się dopiero uwolnić.
– Na czym my to skończyliśmy – mówi do siebie z bezbarwnym tonem głosu, jak gdyby ktoś ukradł jej energię życiową, tłamsił ją, nie pozwalał na uskrzydlenie.
– My już chyba nic nie czujemy, jesteśmy dziwadłem… Ile to ma trwać, ten jazgot, ten ból we wnęce naszej czaszki. I konsumujące nas dylematy? Jesteśmy już zmęczeni. Ja jestem zmęczona. Ty jesteś styrany. Wszystek naszych dni mija na bezsilnych wrzaskach, kakofonii rozpłatanych myśli, gorejących w lawie, tracących już swą postać. Ile ma trwać to życie? Czuję jakby każda nasza część była nieistotna rozbita na tysiące drobnych segmentów. – zaczęła rozmyślać kobieta
Nagle ponownie coś rozstroiło rudowłosą kobietę. Tym razem znalazła winowajcę jej rozproszenia. Był to kruk który przysiadł sobie na gałęzi wielkiego dębu. Owe ptaszysko było nietypowe, widać było blask w jego oczach, który zdawał się nigdy nie tracić na intensywności. Upierzenie czarne zupełnie jak bezgwiezdne niebo. I tak jak niebo, pełne tajemnic, piękna i nieskończoności. Kobieta z zaciekawieniem zbliżyła się o krok, wolno, tak by nie spłoszyć przybysza. Jednak ten odleciał. Pozostawiając w kobiecie uczucie zintensyfikowane. Nad wyraz cudaczne.
Kobieta nie wiedziała co ze sobą zrobić, zmieszana już nie wracała myślami do pesymistycznych obrazów jej życia, coś innego zalęgło się teraz w jej sercu – uniesienie – wręcz olśnienie, zbyt jasne. Absorbowało ją już w takim stopniu, iż nie mogła przestać myśleć o niczym innym. Czym był kruk? Dlaczego wwiercał się wzrokiem, przenikał jej duszę i pozostawił piętno? Dlaczego wydawało się jej, że ptak jest czymś znajomym, wręcz bliskim? Na tyle, iż czuła bicie jego serca. Pytania rozrastały się w jej głowie. Zaczęła dochodzenie, jej umysł gotował się na wolnym ogniu, w tym czasie przybyło wiele paradoksów. Kobieta wyczekiwała aż kruk ponownie zjawi się blisko drzewa. Była na tyle zdeterminowana, że pod nim nocowała. Przestała jeść, tylko czekała. Błądziła myślami. Na przemian cierpienie z olśnieniem przeplatały się raz za razem. Rudowłosa kobieta przez kilka dni leżała w śniegu nieustannie wypatrując stworzenie. Była już na granicy między światem żywych a umarłych. Widziała go, w majaczeniach przedśmiertnych pojawił się kruk, piękny jak nocne sklepienie pokryte świetlistymi punktami. Jej ciało zaś już blade. Przekraczała granicę gdy usłyszała głos kruka.
– Nigdy nie byłaś dziwadłem, nawet nie masz pojęcia jak głęboka i potężna jesteś możesz nagiąć rzeczywistość możesz sprawić, że śnieg zmieni się w piasek. Wystarczy tylko, że mnie wchłoniesz.
Rudowłosa ocknęła się cała rozdygotana. Czuła jakby jej myśli stały się inne, spokojniejsze. Zapamiętała słowa istoty z wizji. Niespodziewanie kruk podleciał trzymając coś w swych szponach, coś błyszczącego z bogatym ornamentem. Upuścił tę rzecz tuż u stóp kobiety i usiadł na jej ramieniu. Był to sztylet. Kobieta złapała za rękojeść.
– Co ja robię, już całkiem odjęło mi rozum – pomyślała i dźgnęła się w serce, upadła w miękki puch. Ptaszysko wzniosło się wysoko i pikowało w dół, aż wwierciło się w dziurę, w klatce piersiowej. Kobieta nagle uniosła się w górę w pozycji embrionalnej wznosiła się na wysokość wielkiego dębu. Następnie gwałtownie zmieniła pozycję. Wyprostowana z głową odchyloną do tyłu zaczęła mówić niewyraźnie. Bezładny potok słów płyną z jej ust. Roznosił się echem pośród drzew i każde stworzenie poznało swą panią. Już nie bezsilną istotkę, a potężną Kruczą Damę. Teraz była sobą, zjednoczona, nie musiała kryć się pod zasłoną z własnych demonów. Oto narodziła się na nowo.
Cześć,
Jak dla mnie niektóre opisy zbyt opisowe. Wydaje mi się, że wycięcie niektórych zdań i skrócenie pewnych myśli nadałoby historii ostrości. A tak, to wszystko się rozmywa.
Plus za kruka. Kruki są w ogóle super :-D
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Cześć, Aryss! Miło mi powitać nową użytkowniczkę…
Ślimak Zagłady nadpełza ku Kruczej Damie, unieruchamia w ścieżce śluzu i rozpoczyna kontrolę jakości…
Niedługo cieszyła się błękitem nieba, coś wpełzło w jej serce, coś niegodziwego, i dalej rozrastało w tkankę ciała.
“Coś niegodziwego” domykamy przecinkiem jako wtrącenie. Lepiej “wrastało w tkanki ciała, przerastało tkanki ciała”, bo tkanek jest wiele, a to coś chyba ma je zatruwać, nie zaś – być ich tworzywem.
Kobieta zepchnięta z niebiańskiego piedestału przez spaczenie.
Czyli spaczenie chwyciło ją za ramię i prask! w otchłań…
Już coraz to bardziej zanurzała się w głębokiej studni, w swoim międzymózgowiu.
Międzymózgowie ma tu wykazać znaczenie symboliczne w oparciu o jego rolę neurologiczną czy po prostu Twoim zdaniem ładnie brzmi?
– Stwórco, proszę pokornie o łaskę
Wołacz oddzielamy przecinkiem.
Kobieta upadła na ziemię tych właśnie drobnych stworzonek.
To aby na pewno ma być dzierżawcze, nie brakuje jakiegoś przyimka (wśród drobnych stworzonek)?
Legła po środku polany
“Pośrodku” razem.
Kobieta zadrżała, zupełnie naga.
Tuż przed chwilą miałaś “kobieta”.
Jej piersi sterczały
Jakby łamało podniosły styl – unosiły się stromo?
niezdefiniowana, nieodparta więź.
Wygląda na przydawki równorzędne, a zatem stawiamy przecinek.
jakby dźwięk jakiegoś stworzenia.
Niezręczne powtórzenie – nieznanego, obcego stworzenia?
Przemierzała ostępy, by sprawdzić, co wydaje tak przeraźliwie zimne odgłosy.
Przecinki przed wejściem w zdania podrzędne.
Oprócz niego ujrzała ukradkiem w zaroślach sarny.
Co ukradkiem? Może po prostu ukryte w zaroślach sarny?
Penetrowała każdy jego cal.
Nie lepiej “przemierzała”?
– Na czym my to skończyliśmy – mówiła do siebie
Proponowałbym nie zmieniać czasu w narracji (wszędzie jest przeszły).
we wnęce naszej czaszki.
Czaszka ma bardziej wnętrze niż wnękę (chyba że komuś usuną kość ciemieniową).
Ty jesteś styrany.
Właściwiej “sterany”.
Czuję, jakby każda nasza część była nieistotna, rozbita na tysiące drobnych segmentów. – Zaczęła rozmyślać kobieta.
Wydzielanie zdań podrzędnych i zapis dialogów.
Nagle ponownie coś rozstroiło rudowłosą kobietę.
Znów powtórzenie “kobiety”. Niespodziewany kolor włosów jak na Kruczą Damę.
Tym razem znalazła winowajcę
jej rozproszenia.
Jak już, to “swojego”, ale dodatek zupełnie zbędny.
Był to kruk, który przysiadł sobie na gałęzi wielkiego dębu.
Jak wcześniej.
Oweptaszysko było nietypowe, widać było blask w jego oczach, który zdawał się nigdy nie tracić na intensywności.
Prawidłowa forma tego zaimka to “owo” dla rodzaju nijakiego, “owe” dla niemęskoosobowego liczby mnogiej; poza tym on nie jest tu wcale potrzebny. Skąd możemy wiedzieć, że blask “zdawał się nigdy…”, skoro widzimy ptaszysko dopiero od kilku chwil?
Kobieta z zaciekawieniem zbliżyła się o krok, wolno, tak by nie spłoszyć przybysza. Jednak ten odleciał. Pozostawiając w kobiecie uczucie zintensyfikowane. Nad wyraz cudaczne. Kobieta nie wiedziała, co ze sobą zrobić
Takie ciągłe powtórzenia to naprawdę fatalny problem stylistyczny. A nie są wcale potrzebne do zrozumienia, o kim mowa, nie masz więcej niż jednej bohaterki w tym kontekście.
Zaczęła dochodzenie, jej umysł gotował się na wolnym ogniu, w tym czasie przybyło wiele paradoksów.
Całkowicie niezrozumiałe zdanie. Nie ma tu dochodzenia, nie przybywa paradoksów (przynajmniej widocznych dla czytelnika), a metafora z wolnym ogniem nie odnosi się do niczego konkretnego.
Kobieta wyczekiwała, aż kruk ponownie zjawi się blisko drzewa.
Rudowłosa
kobietaprzez kilka dni leżała w śniegu, nieustannie wypatrując stworzenie.
Wypatrując (kogo? czego?) stworzenia.
Przekraczała granicę, gdy usłyszała głos kruka.
– Nigdy nie byłaś dziwadłem, nawet nie masz pojęcia, jak głęboka i potężna jesteś, możesz nagiąć rzeczywistość, możesz sprawić, że śnieg zmieni się w piasek. Wystarczy tylko, że mnie wchłoniesz.
Czuła, jakby jej myśli stały się inne, spokojniejsze.
Niespodziewanie kruk podleciał, trzymając coś w swych szponach
Uwagi interpunkcyjne jak wcześniej. Równoważniki zdań oparte na imiesłowach tymczasowych także oddziela się przecinkami, zdania współrzędne połączone bezspójnikowo także.
i usiadł na jej ramieniu.
Zwykły szyk “usiadł jej na ramieniu”.
Kobieta złapała za rękojeść.
Samo “złapała rękojeść” odrobinę lepsze stylistycznie.
w dziurę, w klatce piersiowej.
Bez przecinka albo “w dziurę, w klatkę piersiową”.
Kobieta nagle uniosła się w górę w pozycji embrionalnej, wznosiła się na wysokość wielkiego dębu.
Niezręczne powtórzenie.
Wyprostowana, z głową odchyloną do tyłu, zaczęła mówić niewyraźnie.
Wtrącenie wydzielamy przecinkami.
Bezładny potok słów płynął z jej ust.
Jeśli potok, to bezładny… – lepiej unikać takich odruchowych przydawek.
nie musiała kryć się pod zasłoną
Kryjemy się raczej za zasłoną, natomiast pod łóżkiem, pod nazwiskiem Bronisława Wstępa.
Jak to podsumować? W miarę klasyczna impresja z próbami introspekcji symbolicznej, ładna w niektórych szczegółach, przeważnie oparta na typowych kliszach. Myślę, że była dobra na przywitanie się z Portalem, pochwalenie się techniką pióra i otrzymanie informacji zwrotnej, nad czym warto popracować. Jeżeli przyswoisz wskazówki językowe, następnym razem na pewno warto spróbować czegoś dłuższego i fabularnego.
Werdykt: pióra zakleiłem dokładnie, wierzę, że Krucza Dama nigdzie nie odleci, tylko zostanie z nami i będzie się rozwijać literacko. Jeżeli chcesz, możesz przywitać się ze społecznością w wątku https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/56842845. Wszystkim nowym użytkownikom warto polecić przewodnik Drakainy https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 oraz tekst Finkli o komentowaniu https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676. W każdym razie zachęcam do czytania cudzych tekstów i dzielenia się wrażeniami: to nie tylko rozwija twórczo, ale też pomaga w znalezieniu czytelników, działamy w końcu na zasadzie wzajemnej pomocy.
Pozdrawiam i życzę wiele weny!
Autorko, po analizie Ślimaka dodam tylko, że częste jest u wielu:
Bezładny potok słów płyną z jej ust.
Uważaj na chochlika. Potrafi zjadać różne znaki. Pozdrawiam i pisz, wielokrotnie sprawdzając i polerując tekst przed wrzuceniem. Zawsze coś sama znajdziesz. Mówię to z własnego doświadczenia. :)
Witam i dziękuję za wskazówki, szczególnie za obszerną analizę Ślimaka Zagłady. Od niedawna zacząłem pisać dłuższe teksty, zwykle tworzyłem wiersze o charakterze introspektywnym. Chciałbym tylko sprostować pewną, może mało istotną, informację dotyczącą mojej płci. Przez nieuwagę oznaczyłem się jako kobieta, dopiero teraz to zauważyłem. Już poprawiłem ten mankament, żeby nie wprowadzać nikogo w błąd.
Witaj, Autorze! Powodzenia, Autorze!
To zaledwie scenka ilustrująca pojawienie się w lesie tajemniczej kobiety i jej spotkanie z krukiem. Nie bardzo wiem, Aryssie, co miałeś nadzieję opowiedzieć, ale domyślam się, że to wprawka i że z czasem będziesz pisać lepiej i znacznie ciekawsze opowieści.
Powodzenia! :)
Kipiąca od nadmiaru głosów, dochodzących z jej kończyn… → Czy dobrze rozumiem, że jej ręce i nogi wydawały głosy?
…mówi do siebie z bezbarwnym tonem głosu… → …mówi do siebie bezbarwnym tonem głosu…
Można mówić jakimś tonem, nie można mówić z tonem.
I konsumujące nas dylematy? → Czy dylemat na pewno może konsumować?
…kruk podleciał trzymając coś w swych szponach… → Zbędny zaimek – czy mógł trzymać coś w cudzych szponach?
Ptaszysko wzniosło się wysoko i pikowało w dół… → Masło maślane – czy można pikować w górę?
Kobieta nagle uniosła się w górę… → Jak wyżej – czy można unieść się w dół?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Tak jak lubię zadumane, może nieco poetyckie klimaty tak tutaj niestety się wynudziłem.
Do tego jest trochę powtórzeń i błędów.
Ale nie ma co się przejmować, sam zaczynałem swoją przygodę na portalu od uderzania właśnie w podobne tony :)
Od czegoś trzeba zacząć.
Powodzenia w dalszym pisaniu!