
W głębi lasu stała stara chatka. Jej dach porastał zielony mech, deski gdzieniegdzie przeżarły korniki, a w środku można było znaleźć tylko stolik i rozklekotane krzesło. Nie miała nawet porządnej podłogi. Na okiennicy chatki spokojnie siedziała kawka, obserwując, jak wewnątrz krząta się kobieta. Ona z kolei czuła, że ptak pilnuje, żeby zrobiła wszystko we właściwej kolejności.
– Oj, nie patrz tak na mnie. Nie zwariowałam. Chyba. Po prostu… potrzebuję się wyrwać. Nie mam już siły, żeby się użerać z tym wszystkim. Najpierw ojciec, potem mój ukochany, a teraz ja. Jedno po drugim wszystkich zaczęło coś opętywać.
Rozłożyła na stoliku, przyniesione w torbie, zioła, naczynia i narzędzia.
– Na szczęście pojawił się ten czarownik – kontynuowała opowieść. – Powiedział, że mogę uciec od tego. Złamać klątwę. Wyzdrowieć. Mogę stać się kimś, czymś lepszym – poprawiła się. – Opowiadał mi dużo o dżinach. Potężnych istotach związanych z powietrzem, z wolnością. Powiedział, że mogę stać się jednym z nich. I dał mi tę piękną pieczęć. – Obróciła przedmiot w dłoniach. – Nie rozumiem tylko tych znaków, ale to na pewno jakieś starożytne pismo. Oczywiście, nie uwierzyłam mu od razu. Dopiero, kiedy alchemik potwierdził, że coś takiego jest możliwe, zrozumiałam, że szczęście po raz pierwszy się do mnie uśmiechnęło. Do tego dał mi te zioła. – Uniosła lniany woreczek i powąchała zawartość. – Ostrzegł, że to nie będzie przyjemne. Powiedział, że balsamista mi poradzi, jak to zrobić. Odprawić rytuał – dodała.
Wrzuciła do moździerza suszone zioła i nalała odrobinę alkoholu. Kilkakrotnie rozgniotła zawartość, aż aromat roślin wypełnił pomieszczenie. Przez lnianą szmatkę przesączyła płyn do ciemnej buteleczki..
– Ładnie pachnie. Zawsze lubiłam zapach suszonych ziół. – Zachwyciła się. – Ale jestem głupia, co? Gadam z kawką. To chyba dlatego, że się boję. Zawsze, jak się boję, dużo gadam. Chyba nie mam już wyjścia, co? – Chwyciła butelkę, obróciła kilkukrotnie w dłoniach, a potem szybko wypiła całą zawartość.
Skrzywiła się. W przeciwieństwie do zapachu, nie przepadała za smakiem ziołowych dekoktów. Odczekała, zgodnie z poleceniem alchemika, piętnaście minut, zanim chwyciła lancet. Wtedy ponownie się zawahała.
– A co, jak to nie wyjdzie? A co, jak umrę?
Kawka pokręciła łebkiem.
– I tak nie czeka mnie tu nic dobrego? Masz rację. Co za różnica? Warto spróbować.
Zbliżyła ostrze lancetu do przedramienia. Sprawnie wykonała niewielkie cięcie wzdłuż. Krew popłynęła wprost do przygotowanej amfory. Nacięcie zrobiła nad wyraz poprawnie. Niejeden balsamista z pewnością przyjąłby ją na uczennicę, gdyby to zobaczył.
Krew przenosi duszę, jeśli chcesz stać się wolna, duszę swoją musisz zamknąć w naczyniu – przypomniała sobie słowa czarownika. Musisz zachować równowagę w naturze i wypełnić pustkę po opuszczeniu swojego ciała. Uznała, że brzmi to rozsądnie, chociaż nie zrozumiała wszystkiego. Wróciła myślami do chwili obecnej. Spojrzała na rękę i przypomniała sobie, jak kiedyś skaleczyła się w dłoń. Wtedy też było dużo krwi, ale nie wypływała aż tak szybko i była znacznie gęstsza. Zastanawiała się, czy to z podniecenia, czy może tak działa mikstura. Serce biło jej coraz szybciej.
– Chyba zaczyna działać. Czuję się tak lekko, jakbym się unosiła.
Nie trwało to długo. Zaraz potem przyszło wyczerpanie. Czuła, jak jej ciało ciąży, jakby ziemia z każdą sekundą przyciągała ją mocniej do siebie.
– To dobrze – stwierdziła. Jej głos był ledwo słyszalny. – Jest tak, jak mówili. Teraz tylko muszę… Muszę zamknąć amforę.
Nogi ugięły się pod nią, kiedy próbowała wstać. Upadając, potrąciła amforę. Krew rozlała się po klepisku.
– Nie! – krzyknęła. – Nie, nie, nie!
Prędko postawiła naczynie i zapieczętowała.
– Krew tam wciąż jest – zapewniła samą siebie. – Moja dusza wciąż tam jest, ale dlaczego nic się nie dzieje!? Dlaczego wciąż czuję się tak samo?
– Jakiś problem, moja droga? – odezwał się znajomy głos zza jej pleców.
Czarownik. Prędko odwróciła głowę i ujrzała… nie, nie maga. Stała nad nią zgarbiona kobieta, oparta na nieco zbyt krótkiej lasce. Długie, siwe włosy opadały na jej ramiona, kontrastując z burym, zjedzonym przez mole szalem, ale twarz miała gładką. Wiedźma.
– Dżiny to niezwykle potężni słudzy – przeciągnęła ostatnie słowo. – Przyznaję, może nie jesteś potężna, ale jesteś sługą. Moim sługą. Przecież tego pragnęłaś. Zostać dżinem. Mniej więcej – Wiedźma zaniosła się śmiechem. – Można powiedzieć, że przynajmniej po części spełniło się twoje życzenie. No dobrze, odpocznij tu. – Ujęła dłoń kobiety. – Jak się obudzisz, musisz mi przynieść trochę ziół. Może odrobinę belladonny, trąby anioła i mandragory. Zrobimy drugą, podobną… herbatkę. Jeden ghul to skarb, a co dopiero tuzin.
Kobieta leżała na ziemi, wpatrując się pustym wzrokiem w wiedźmę. Wciąż wszystko widziała i słyszała, ale ciało zupełnie przestało jej słuchać. Serce z trudem wybijało powolny rytm.
– Dziewucha łatwo dała się nabrać – odezwała się, przycupnięta na okiennicy, kawka. – Byłaś bardzo przekonująca jako alchemik, a jako balsamista, wprost zabójczo. Nad czarownikiem wciąż musisz popracować. A może zrobimy z niej Pożeracza Dusz. Dziewucha jest ładna. Z mężczyznami pójdzie nam łatwiej. Wiesz… Wystarczy jeden pocałunek, żeby stał się jej posłuszny. A jak jej, to i tobie.
– Oj, Parchatko – westchnęła Wiedźma. – Nie idźmy na skróty. Od kiedy wymyśliłam tę zabawę, czuję się jakieś dwieście lat młodsza. Nie odbieraj mi tej przyjemności. Kto wie, kiedy wpadnę na coś bardziej twórczego. Leć za mną, Parchatko. Mamy jeszcze sporo do zrobienia.
Wiedźma wyprostowała się, czemu towarzyszył cichy chrzęst w kręgosłupie. Przeczesała dłonią siwe włosy, a te natychmiast nabrały czarnego koloru. Stary kubrak i podziurawiona suknia zmieniły się w piękną szatę z wyszytymi srebrną nicią emblematami natury. Z chaty, wyszedł młody czarownik, nucący radosną melodię.
***
– Luno! Luno, gdzie jesteś!? – Mężczyzna krzyczał z całych sił. – Luno!
Martwił się o swoją ukochaną. Dopiero, kiedy zniknęła, odkrył, że już jakiś czas temu odstawiła olanzapinę. Możliwe, że znów miała ostry epizod psychotyczny. Przystanął, znów zadzwonić, ale nie było zasięgu. Od godziny szukał żony w lesie. Obdzwonił wszystkich znajomych i pobliskie szpitale, ale nigdzie jej nie było. Las to jedyne miejsce, gdzie mogła się ukryć. Ostatnie, którego nie sprawdził. Już wcześniej próbowała tu uciec. Może się chować w jaskini, w tej wielkiej dziurze pod powalonym pniem albo… zląkł się na samą myśl o starej chacie. Nikt już nie pamiętał kto i dlaczego ją tam postawił. Krążyły o niej legendy, jak w tych słowiańskich bajkach, o staruchach pożerających dzieci i wiedźmach z długim zakrzywionym nosem. Nie brał tego na poważnie, ale i tak samotna chata w środku lasu budziła w nim niepokój. Nie tracił więcej czasu. Pobiegł prędko w jej kierunku.
Cholera, zaryglowane – zaklął w myślach, próbując otworzyć drzwi. Wziął rozbieg i uderzył w nie barkiem. Spróchniałe drewno łatwo uległo. Otrzepał się z kurzu i przetarł oczy. Uderzenie poderwało kawkę na moment. Mimo tego ptak nie odleciał, bacznie obserwując wnętrze. W środku, na krześle, siedziała kobieta. Luna. Blada jak duch, tylko na przedramieniu czerwieniała plama. Na zniszczonym stoliku leżała przewrócona buteleczka. Mężczyzna wziął ją do ręki i poświecił telefonem. Datura stramonium. Trąba anioła. Bieluń. Mężczyzna podszedł do kobiety i delikatnie ujął jej zimną dłoń.
Denstar, cześć. Muszę przyznać, że czytało się całkiem całkiem. Nie jestem tylko pewien czy dobrze wszystko zrozumiałem – mianowicie że owe opętania opisane na początku są wynikami tylko leków i stanu psychicznego bohaterów, czy też to wszystko miało miejsce realnie. Niemniej jednak jest nieźle, dryg do pisania masz. Pozdrawiam
Cześć Realuc. Cieszę się, że dobrze Ci się czytało to opowiadanie. Dla mnie to bardzo miła wiadomość.
Jeśli chodzi o to “opętanie” na początku, pozostawiam to do dowolnej interpretacji. Z takim zamysłem pisałem tę historię. Można to rozumieć, że to jest jedna historia, a Wiedźma to jest po prostu częścią omamów, halucynacji Luny, jak również można to interpretować jako dwie osobne historie, które łączy wspólne miejsce akcji. Być może istnieje jeszcze inna interpretacja, której nie dostrzegam, a którą odczyta czytelnik.
Również pozdrawiam
Dobrze się czytało. Mam jedną wątpliwość:
Jej pobladłą cerę jedynie na przedramieniu czerwieniła plama krwi.
Cera to potoczne określenie powierzchni skóry twarzy i jej cech (z Internetu).
Pozdrawiam. :)
Hej!
Przerwane leczenie – niedobrze. Buzująca podświadomość – lubię. Wprowadzenie nakreśla w jakimś stopniu historię, przypadłość bohaterki z dziada pradziada. Kawka skojarzyła mi się ze zmarłym członkiem rodziny, który dodawał otuchy przed “rzekomym” przerwaniem fatum wiszącego nad rodziną. Jednak później wyszło, że jest “szukającym”, naganiaczem śmierci.
Ludzi bardzo łatwo zwieść; wystarczy dobre podejście i przemyślana strategia – zależnie od stanu umysłu i pragnień.
Wiedźma – śmierć we własnej osobie. Upatrzyła ofiarę i wykończyła, dając przed zgonem odrobinę nadziei i odmienności, wiary, że potrafię. Nie było przemiany, jedynie kolejna dusza w kolekcji.
Gdyby nie ogłupiające zioła, stan chorobowy, to wszystko, co sobie wyobraziła – mogło być realne – śmiem stwierdzić, że zapewne nie poddałaby się tak łatwo i pozostała na tym świecie. Choroby psychiczne – duże pole do popisu pisarskiego.
Pozdrawiam. :)
Koala75 dziękuję, miło mi. Rzeczywiście, myślę że skóra będzie tu trafniejszym słowem niż cera. Poprawione!
Tygrysica, również dziękuję za przeczytanie i analizę. Przerwane leczenie to w istocie bardzo niedobrze. Co do kawki, ciekawe skojarzenie, przyznam że nie słyszałem o takim. Bardziej pisałem o tym z zamysłem kawki jako symbolu pewnej zmiany, transformacji, ale i przebiegłości. W niektórych kulturach postrzeganej jako zwiastun śmierci. Ale nie powiem, jako zmianę – przerwanie fatum – też mogłaby odgrywać tu istotną rolę, ale jej rzeczywista postać ujawnia się później.
I też się zgodzę, również myślę, że nie poddałaby się tak łatwo, gdyby nie wszystkie, nałożone na siebie, okoliczności.
Hej, bardzo fajny tekst. Zakończenie urwane w punkt. Aż się ma wrażenie, że każde słowo więcej po ostatnim zdaniu psuło by teks :) Motyw dżina i butelki fajnie wpleciony.
Małe przemyślenie:
, a w środku można było znaleźć tylko stolik i rozklekotane krzesło
Później jednak znajduje się jeszcze moździerz, butelka, alkohol. Wiem, wiem mogły być na stole, ale jak pisze tylko stolik i krzesło to przykuło moją uwagę :)
Hej!
Piszesz całkiem przyjemnie, zaciekawiła mnie chatka i kawka spoglądająca na kobietę. Tylko jak bohaterka zaczęła opowiadać wszystko, ze szczegółami – poczułam zmęczenie. Natłok streszczeń raczej nie tworzy napięcia.
Rytuał opisany ciekawie, ale mimo wszystko zabrakło mi tu emocji, dramatyzmu.
No dobrze, odpocznij tu – pogładziła twarz kobiety. Wiedźma ujęła jej dłoń. –
Podmioty się gubią.
Wiedziałam, że kobieta została oszukana, więc nie zdziwił mnie ten twist, był przewidywalny. Za to ucieszyłam się z dalszego ciągu historii. Mąż szukający Luny wprowadza świeżość, bardzo dobrze połączyłeś mroczny świat słowiańskich wierzeń z naszą współczesnością. I jeszcze motyw choroby psychicznej… Aż przypomniałam sobie serial “Undone”. ;) Zgrabnie Ci to wyszło, zwłaszcza że zakończenie mamy otwarte i nie wiadomo, czy to wszystko wynik choroby Luny, czy może faktycznie czarna magia przejęła nad nią kontrolę.
Pozdrawiam,
Ananke
Hej, Lenti, hej Ananke! Dziękuję Wam za opinię, cieszy mnie, że tekst się spodobał.
Później jednak znajduje się jeszcze moździerz, butelka, alkohol.
W sumie nie wiem, jak to ugryźć, bo z jednej strony się zgadzam, ale z drugiej nie jest to wyposażenie chatki per se, a to co kobieta wzięła z sobą. Ale z pewnością przemyślę to.
Tylko jak bohaterka zaczęła opowiadać wszystko, ze szczegółami – poczułam zmęczenie. (…) Rytuał opisany ciekawie, ale mimo wszystko zabrakło mi tu emocji, dramatyzmu.
Dzięki za te uwagi, będę szlifował te rzeczy przy następnych tekstach, a jak i tu mi coś wpadnie, jak ulepszyć tekst, to nie omieszkam to zrobić.
Pozdrawiam!
Cześć!
Całkiem przyjemny króciak, choć nie jestem pewien, czy to faktycznie fantasy (ale z takim założeniem początek lepiej się czyta). Intryga klasyczna, ale przystępnie pokazana. Miałem trochę problem z połączeniem kolejnych scen, bo wygląda na to, że okoliczności nieco się zmieniły, ale może to tylko zmiana perspektywy? W każdym razie po lekturze całości zastanawiam się, czy to fantastyka, więc zamierzony efekt został (chyba osiągnięty).
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Cześć krar85!
Dzięki za przeczytanie i
choć nie jestem pewien, czy to faktycznie fantasy
Początek z pewnością nim jest, a interpretację reszty tekstu pozostawiam czytelnikom. Można go postrzegać jako ciągłość albo jako dwie osobne historie. Może wydarzenia łączą się ze sobą, może to kontynuacja historii pewnej osoby, może omamy, a może obie historie dzieją się w jednym czasie, ale w różnych rzeczywistościach ????? Myślę, że w tym przypadku nie ma jedynego właściwego biegu wydarzeń.
Pozdrawiam!
Można go postrzegać jako ciągłość albo jako dwie osobne historie.
I jest to w tekście bardzo fajne i właśnie dlatego bardziej wygląd mi to na weird ;-) Ale jakby dać weird, to miss all the fun, więc fantasy brzmi dobrze (chyba).
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Cześć!
Z mojej strony głos w sprawie tytułu: na początku niemal spodziewałem się, że w tekście wystąpi anioł pod postacią słonia lub coś w tym rodzaju. Instrument mitologiczny to raczej “trąba anielska”. I o ile umiem ustalić, prawdopodobnie nie była to nigdy nasza, ludowa nazwa bielunia, ani nawet się do niego właściwie nie odnosi. Pojawiła się dopiero jako kalka z angielskiego angel’s trumpet, które oznacza grupę śmiertelnie trujących roślin andyjskich blisko spokrewnionych z bieluniem (Brugmansia spp.).
Pomysł ciekawy, intryga nie zaskoczyła jakoś mocno, ale instrukcja produkcji dżina zdecydowanie mi się spodobała. Jeżeli wziąć to wszystko w nawias halucynacji według drugiej sceny, to wymiar fantastyczny tekstu zanika, ale rozumiem, że zamysł twórczy jest taki, aby było to niejednoznaczne.
Pozdrawiam,
Ślimak
Cześć Ślimak Zagłady!
Pomysł ciekawy, intryga nie zaskoczyła jakoś mocno, ale instrukcja produkcji dżina zdecydowanie mi się spodobała.
Dziękuję ^^ Intryga właśnie taka miała być, żeby podkreślić inny wątek.
Zaś co do tytułu, w istocie, nie pojawia się żaden anioł, natomiast nawiązuje on do kilku rzeczy. Wpierw anioł – powiedzmy, że w pewnym sensie można go interpretować jako istotę boską, powiązaną z z wymiarem metafizycznym, który zwiastuje śmierć. Nawiązanie nie wzięło się znikąd, a z księgi Apokalipsy, gdzie mamy siedem aniołów, który trąbiąc zwiastują różne kataklizmy. Co ciekawe, bodajże trzecia trąba zwiastuje zatrucie wód piołunem (lub absyntem, który jest tworzony z m.in. piołunu).
Zaś co do nomenklatury, to jest bardzo ciekawa sprawa. Bo mam wrażenie, że panuje tu trochę nieład. Sam na samym początku przyznam, że miałem użyć nazwy “trąby anielskie” i precyzując użyć jakiegoś gatunku Brugmansia sp. Ale jak słusznie zauważyłeś, jest to gatunek endemiczny (biorąc pod uwagę jego naturalny obszar występowania) dla pewnych obszarów Andów. Obecnie jest rozpowszechniony jako roślina hodowlana, natomiast chcąc oddać warunki flory średniowiecznej Europy, nawiązując do słowiańskich wiedźm, wiedziałem, że muszę sięgnąć, po coś “naszego”. I tutaj znalazłem właśnie Bieluń dziędzierzawę, który co prawda dla naszej flory też jest epekofitem (został zawleczony do nas z innych obszarów), ale pojawił się on około XV/XVI w. Czyni to naszą Daturę bardziej wiarygodną dla historii. Co więcej, pokuszę się o pewną spekulację, bo tego nie wiem na pewno, ale wydaje mi się, że “trąba anioła” to była nawet wcześniejszą nazwą dla bieluniu, biorąc pod uwagę powyższe fakty. A dlaczego trąba anioła, nie anielska – to wziąłem z jednej z książek Amy Stewart “Zabójcze rośliny”, gdzie właśnie tak określana jest Datura stramonium. Myślę, że to w zależności od tłumaczenia, bo dla mnie angel’s trumpet to bardziej trąba anioła niż anielska.
Ogólnie to mam wrażenie, że panuje duży nieład w potocznej nomenklaturze tej rośliny – praktycznie w zależności od regionu, w Polsce, ma ona inną nazwę, które zdaje się wyparły nazewnictwo trąba anielska/anioła (która przeskoczyła dla podobnej do niej Brugmansji), czy też diabelskie ziele.
Przepraszam, za taką długą dygresję, ale ten temat jest dla mnie niezmiernie ciekawy i dzięki też, że poruszyłeś ten wątek.
Jeżeli wziąć to wszystko w nawias halucynacji według drugiej sceny, to wymiar fantastyczny tekstu zanika, ale rozumiem, że zamysł twórczy jest taki, aby było to niejednoznaczne.
Taki był właśnie zamysł, aczkolwiek też nie bardzo wiem, w jakie inne ramy mógłbym określić ten tekst?
Pozdrawiam!
Co ciekawe, bodajże trzecia trąba zwiastuje zatrucie wód piołunem (lub absyntem, który jest tworzony z m.in. piołunu).
Dobrze, że o tym przypomniałeś, sam nie wpadłem na ten związek. Absyntem to raczej nie, w czasach biblijnych alkohol uzyskiwano tylko drogą fermentacji, nie umiano destylować trunków wysokoprocentowych.
Co więcej, pokuszę się o pewną spekulację, bo tego nie wiem na pewno, ale wydaje mi się, że “trąba anioła” to była nawet wcześniejszą nazwą dla bieluniu, biorąc pod uwagę powyższe fakty.
Jak mówiłem, moim zdaniem to współczesna kalka z angielskiego, ale też nie potrafię tego stanowczo udowodnić.
Myślę, że to w zależności od tłumaczenia, bo dla mnie angel’s trumpet to bardziej trąba anioła niż anielska.
Dla mnie anioł gra na trąbie anielskiej, a “trąba anioła” mocno sugeruje, że anioł ma trąbę, jak by to ładnie powiedzieć, w sensie anatomicznym. Na pewno zależy od tłumaczenia i wyczucia językowego.
Przepraszam, za taką długą dygresję, ale ten temat jest dla mnie niezmiernie ciekawy
Wcale nie ma za co przepraszać, ja także czerpię przyjemność z takich rozważań.
Z tym absyntem masz rację, rzeczywiście przesadziłem. Sprawdzałem sobie wtedy tłumaczenia i jedno mówiło “piołun”, drugie “absynt”, ale to wynikało z zbyt dosłownego przetłumaczenia słowa “absinthium” odnoszącego się do Artemisia absinthium, czyli piołunu.
Jak mówiłem, moim zdaniem to współczesna kalka z angielskiego, ale też nie potrafię tego stanowczo udowodnić.
Ja również, nie będę się upierał przy swoim stanowisku, bo nie jestem specjalistą w tym temacie.
Dla mnie anioł gra na trąbie anielskiej, a “trąba anioła” mocno sugeruje, że anioł ma trąbę, jak by to ładnie powiedzieć, w sensie anatomicznym.
Interpretuję to podobnie, ale wydaje mi się, że dla opowiadania nie zrobi to większej różnicy, jako że wciąż sprowadza się to do tego, że trąbą anioła czy anielską jest pewne zioło, które wykonuje wyrok. Natomiast, jako że nie jestem też specjalistą w temacie, nie będę się upierał na tym stanowisku.
Wcale nie ma za co przepraszać, ja także czerpię przyjemność z takich rozważań.
Miło mi, ja również. Wiele też się dowiedziałem od Ciebie!
Interpretuję to podobnie, ale wydaje mi się, że dla opowiadania nie zrobi to większej różnicy, jako że wciąż sprowadza się to do tego, że trąbą anioła czy anielską jest pewne zioło, które wykonuje wyrok.
Tak, naturalnie zgadzam się, że nie czyni to różnicy fabule. Po prostu zostałem z tą odrobiną zawodu, że jednak nie było w tekście uroczego aniołka-słonika. Nie to, abym się go tak naprawdę spodziewał, ale pomarzyć można.
Cześć!
wydaje mi się, że “trąba anioła” to była nawet wcześniejszą nazwą dla bieluniu
Szybki research doprowadził do jednej nieopatrzonej przypisem wzmianki w Wikipedii (pod hasłem ,,bieluń dziędzierzawa”). Czy jest wiarygodna – nie wiem, nie jestem botanikiem. Z nazw ludowych kojarzę tylko cokolwiek dźwięczną ,,pindyryndę”. ;)
Nawiązanie do Apokalipsy – nie wymyśliłbym, bo w pierwszej kolejności jest tam mowa o spadającej gwieździe, dopiero potem jest, że ,,trzecia część wód stała się piołunem”.
Co do samego tekstu – hm. Na początku jest OK, chociaż nie wiem, do czego zmierzasz. Po gwiazdkach znika to całe rekwizytorium typowe dla fantasy i pojawia się coś w stylu ,,Blair Witch Project” (współczesny świat, ale jest jakaś wiedźma z lasu, i nawet ma chatkę). A końcówka nie podoba mi się w ogóle, bo sugerujesz, że początek mógł być tylko urojeniem konającej, chorej psychicznie bohaterki. Dla mnie takie rozwiązanie nie jest dużo lepsze od niesławnego ,,to tylko sen”. Nie po to czytam fantastykę, żeby na końcu usłyszeć ,,a może jednak nic nietypowego się nie wydarzyło”.
Ale napisane nieźle.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Ślimak Zagłady
Po prostu zostałem z tą odrobiną zawodu, że jednak nie było w tekście uroczego aniołka-słonika.
Może kiedyś wpadnę na coś tak oryginalnego, to by było rzeczywiście ciekawe ;)
Cześć SNDWLKR!
Szybki research doprowadził do jednej nieopatrzonej przypisem wzmianki w Wikipedii
Wikipedia nigdy nie była dla mnie źródłem, nazewnictwo to jest powielane też na wielu stronach, bliżej powiązanych z botaniką, natomiast ja zaczerpnąłem je z książki Amy Stewart “Zabójcze rośliny”.
Nawiązanie do Apokalipsy – nie wymyśliłbym, bo w pierwszej kolejności jest tam mowa o spadającej gwieździe, dopiero potem jest, że ,,trzecia część wód stała się piołunem”.
Dokładnie w tekście, z Biblii Tysiąclecia, brzmi to tak:
“Trzeci anioł zatrąbił:
i spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia,
a spadła na trzecią część rzek i na źródła wód.
A imię gwiazdy brzmi Piołun.
I trzecia część wód stała się piołunem,
i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie.” Ap, 8, 10-11
Ale zgodzę się, to nie jest oczywiste nawiązanie. Sam też na początku nie byłem świadom tego nawiązania, to się dopiero później połączyło.
A końcówka nie podoba mi się w ogóle, bo sugerujesz, że początek mógł być tylko urojeniem konającej, chorej psychicznie bohaterki.
Rozumiem, nie każdemu siądzie ten tekst. Natomiast nie narzucam nikomu interpretacji tej historii i możesz również przyjąć, że to dwa osobne teksty, pomiędzy którymi istnieje pewnego rodzaju paralelizm narracyjny. Dwie historie, które łączy chatka.
Ale napisane nieźle.
Dzięki, bardzo miło mi to słyszeć!
Wikipedia nigdy nie była dla mnie źródłem, nazewnictwo to jest powielane też na wielu stronach, bliżej powiązanych z botaniką, natomiast ja zaczerpnąłem je z książki Amy Stewart “Zabójcze rośliny”.
Jeśli książka jest przełożona z angielskiego, to możliwe, że tłumacz się rąbnął i zrobił kalkę. Zdarza się, nawet w profesjonalnych publikacjach. Nie wiem, jak z tymi botanicznymi stronami, ale ufam tobie jako autorowi.
Natomiast nie narzucam nikomu interpretacji tej historii i możesz również przyjąć, że to dwa osobne teksty, pomiędzy którymi istnieje pewnego rodzaju paralelizm narracyjny.
Okej… Chociaż wyznaję szkołę Umberto Eco i nie jestem zwolennikiem dowolności w interpretacji. :P
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Początek wydał mi się zajmujący i byłam ciekawa losów dziewczyny ulegającej namowom czarownika, ale kiedy w finale okazało się, że całe zdarzenie należy rozpatrywać w kategoriach obłędu Luny, historia straciła w moich oczach wszystko, co zdawało się fantastyczne i została tylko choroba i omamy.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia, ale zrezygnowałam ze zrobienia łapanki, bo zauważyłam, że ta pod poprzednim opowiadaniem do niczego Ci się nie przydała.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć Regulatorzy!
Początek wydał mi się zajmujący i byłam ciekawa losów dziewczyny ulegającej namowom czarownika
Już sam fakt, że początek wydał Ci się interesujący, napawa mnie nadzieją
całe zdarzenie należy rozpatrywać w kategoriach obłędu Luny
Nie, nie należy. Można tak go rozpatrywać. Można równie dobrze rozpatrywać go jako dwa osobne teksty, które wiąże wspólny element, jakim jest chata.
Wykonanie pozostawia sporo do życzenia, ale zrezygnowałam ze zrobienia łapanki, bo zauważyłam, że ta pod poprzednim opowiadaniem do niczego Ci się nie przydała.
Bardzo mi przykro, że tak to odebrałaś i zostałem w ten sposób osądzony. Prawda, że na ten moment nie poprawiłem tamtego tekstu, co nie oznacza, że nie zamierzam tego zrobić. Potrzebuję dostępu do laptopa i wolnego czasu, żeby na spokojnie usiąść nad tym tekstem i go poprawić, a w ostatnich kilku dniach, po prostu ich nie miałem. A nie chciałem na szybko poprawiać tekstu, bo wtedy nie dostrzegam wagi popełnionych błędów. Uderzam się w pierś, że nie odpisałem Ci pod tamtym wątkiem, naprawię swój błąd wraz z poprawkami tekstu, być może już jutro.
Powiem więcej, uwagi, które od Ciebie dostałem są niezwykle cenne, bo pozwalają mi doskonalić warsztat. Tak, czy inaczej, dziękuję za przeczytanie, a ze swojej strony obiecuję poprawę.
Pozdrawiam!
Denstarze, skoro wyraziłeś chęć skorzystania z poprzedniej łapanki, postanowiłam w wolnej chwili raz jeszcze zajrzeć do Trąby anioła i wypisać usterki.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki, jak poprzednio będzie mi bardzo miło, bo na pewno na tym skorzystam
Hej, historia przypadła mi do gustu, spodobał mi się również Twój styl pisania. Ogólnie opowiadanie na duży plus, również te dwuznaczności – po ilości komentarzy widać, że otwarte do interpretacji zakończenie było dobrą decyzją autora.
Nie zaznaczałem sobie błędów w trakcie czytania, zatem mogłem poniżej coś ominąć:
I dał mi tą piękną pieczęć
TĘ piękną pieczęć
Wtedy ponownie zawahała się.
“się” nie powinno znajdować się na końcu zdania w tym przypadku, zatem: “Wtedy ponownie się zawahała”.
Jest tak jak mówili
potrzeba przecinka “tak, jak mówili”
Moja dusza wciąż tam jest. Ale dlaczego
“ale” nie lubi być na początku zdania, zatem zmieniłbym kropkę na przecinek “…tam jest, ale dlaczego…”
Jak się obudzisz musisz mi przynieść trochę ziół
przecinek: “obudzisz, musisz…”
wędrował po lesie szukając swojej żony
przecinek: “po lesie, szukając…”
zaklął w myślach próbując otworzyć drzwi
przecinek: “w myślach, próbując…”
“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”
Denstarze, spełniam przyrzeczenie:
Na okiennicy chatki spokojnie siedziała czarna kawka. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy bywają kawki w innych kolorach?
I dał mi tą piękną pieczęć – obróciła przedmiot w dłoniach. → I dał mi tę piękną pieczęć. – Obróciła przedmiot w dłoniach.
Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.
On zaś dał mi te zioła – uniosła lniany woreczek i powąchała zawartość. → On zaś dał mi te zioła. – Uniosła lniany woreczek i powąchała zawartość.
Chyba nie mogę już zawrócić, co? – chwyciła butelkę… → Chyba nie mogę już zawrócić, co? – Chwyciła butelkę…
…zanim chwyciła za lancet. → …zanim chwyciła lancet.
Miała na sobie potargane ubrania… -> Miała na sobie potargane ubranie…
Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą ktoś ma na sobie, to ubranie.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć JulianPeterson! Bardzo mnie cieszy, że siadł Ci ten tekst i też dzięki za wypunktowanie błędów. Również Regulatorzy dziękuję za kolejną łapankę. Poprawki już naniesione :) Zazwyczaj staram się pamiętać o tym, żeby zwracać uwagę na TĄ/TĘ, ale kurcze, zawsze gdzie przegapię. Na link z pewnością spojrzę, bo rzeczywiście, przyznaję, że nie zawsze jest to dla mnie intuicyjne kiedy mam wstawić kropkę.
Bardzo proszę, Denstarze. Niezmiernie mi miło, że uznałeś uwagi za przydatne. :)
edycja
Właśnie zauważyłam, że obcięłam kawałek łapanki:
No dobrze, odpocznij tu – ujęła dłoń kobiety. → No dobrze, odpocznij tu. – Ujęła dłoń kobiety.
…ale jej ciało zupełnie przestało ją słuchać. → Czy pierwszy zaimek jest konieczny?
– Luno! Luno, gdzie jesteś – mężczyzna krzyczał z całych sił. → Skoro mężczyzna zadał pytanie, powinien być pytajnik, a skoro pytanie wykrzyczał, powinien pojawić się też wykrzyknik.
– Luno! Luno, gdzie jesteś?! – Mężczyzna krzyczał z całych sił.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy, dzięki jeszcze raz, już poprawione, także cieszy mnie, że tekst względnie przyzwoicie się teraz prezentuje, pod względem wykonania. Teraz pasuje mi ćwiczyć doskonalenie tekstów na czymś nowym.
Denstarze, pozostaje mi życzyć Ci wytrwałości w dalszej pracy twórczej i czerpania z niej jak najwięcej przyjemności. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
W głębi lasu stała niewielka stara chatka
Hmm. Skoro "chatka" w zdrobnieniu, to na pewno niewielka, ale można by to jakoś atrakcyjniej opisać.
Jej dach porastał zielony mech, a w środku można było znaleźć tylko stolik i rozklekotane krzesło.
O, właśnie – to bym rozdzieliła. Uporządkuj opis. Wyobraź sobie, że wchodzisz do tej chatki.
Na okiennicy chatki spokojnie siedziała kawka. Ptak bacznie przyglądał się poczynaniom kobiety krzątającej się wewnątrz. Ona z kolei odnosiła niepokojące wrażenie, że ten ją pilnował, by wszystko zrobiła we właściwej kolejności.
Jej pilnował. Nadmiar zaimków wynika z nieporadnej konstrukcji zdań: Na okiennicy chatki spokojnie siedziała kawka, obserwując, jak wewnątrz krząta się kobieta. Ona z kolei czuła, że ptak pilnuje, żeby zrobiła wszystko we właściwej kolejności.
Oj nie patrz
Oj, nie patrz.
Jedno po drugim wszystkich zaczęło coś opętywać.
Hmm? A w ogóle, dlaczego ona się zwierza ptakowi? Nie mówię, że nie może, ale dlaczego? Cały akapit dość infodumpowy, dałoby się go sformatować tak, żeby był czytelniejszy.
Potężnych istotach związanych z powietrzem, z wolnością
Hmmm?
Nie rozumiem tylko tych znaków, ale to musi być jakieś starożytne pismo
Anglicyzm: Nie rozumiem tylko tych znaków, ale to na pewno jakieś starożytne pismo.
Dopiero kiedy
Dopiero, kiedy.
Powiedział, że balsamista mi poradzi
Umm… balsamista? Nie przestraszyła się już choćby na to?
Rozgniotła kilkukrotnie zawartość
Hmmmm. Jeśli już to: Kilkakrotnie rozgniotła zawartość. Ale… no, nie wiem.
Odsączyła przez lnianą szmatkę płyn i przelała do ciemnej buteleczki.
Przez lnianą szmatkę przesączyła płyn do ciemnej buteleczki.
Zawsze lubiłam zapach suszonych ziół – rozmarzyła się.
Czy to jest rozmarzenie?
Chyba nie mogę już zawrócić, co?
Hmmmmmmm. Angielskawe.
Skrzywiła się, kiedy gorzka mieszanka przepłynęła przez gardło.
Purpurowe. Skrzywiła się. Wystarczy.
A co jak to nie wyjdzie? A co jak umrę?
A co, jak to nie wyjdzie? A co, jak umrę?
Wykonała sprawnie niewielkie cięcie wzdłuż
Szyk: Sprawnie wykonała niewielkie cięcie wzdłuż.
Krew szybko zaczęła wypływać z rany, wprost do przygotowanej amfory.
Przed chwilą w tej chatce nie było niczego, a tu pojawia się cały zestaw rzeczy. "Amfora" to dość duży i ciężki przedmiot. Zdanie skróciłabym: Krew popłynęła wprost do przygotowanej amfory.
Nacięcie zrobiła nad wyraz poprawnie. Niejeden balsamista z pewnością uznałby, że jako nowicjusz, nadałaby się do tej pracy.
Nienaturalne stylistycznie i psychologicznie – czemu narrator tak się zachwyca? Drugie zdanie w ogóle byłoby jaśniejsze tak: Niejeden balsamista z pewnością przyjąłby ją na uczennicę, gdyby to zobaczył.
Krew przenosi duszę, jeśli chcesz stać się wolna, duszę swoją musisz zamknąć w naczyniu
OK, mamy element fantastyczny.
pustkę, po opuszczeniu swojego ciała
Przecinek zbędny: pustkę w swoim ciele.
Zaczęła zastanawiać się, czy to wszystko przez jej nienaturalne podekscytowanie, czy może efekt działania mikstury.
Ciach: Zastanawiała się, czy to z podniecenia, czy może tak działa mikstura.
Jej serce biło coraz szybciej.
Szyk: Serce biło jej coraz szybciej.
Zaraz potem przyszło na nią znużenie i wyczerpanie.
Ciach: Zaraz potem przyszło wyczerpanie.
Czuła, jak jej ciało ciąży, jakby ziemia z każdą sekundą przyciągała ją mocniej do siebie.
Hmmmmmm.
Upadła, trącając amforę.
Upadając, potrąciła amforę.
zatknęła pieczęć
Hmmmmmmmmm. Naczynie można opieczętować, ale to nie to (najpierw się je zamyka korkiem, potem nakapuje na to lak). Nie wiem, czy pieczęć można "zatknąć".
Prędko odwróciła głowę i ujrzała stojącą nad nią postać. Nie był to jednak rzeczony mag. Stała tam zgarbiona kobieta, która podpierała się na nieco zbyt krótkiej lasce.
Tnij: Prędko odwróciła głowę i ujrzała… nie, nie maga. Stała nad nią zgarbiona kobieta, oparta na nieco zbyt krótkiej lasce.
Jej głowę pokrywały długie, proste i siwe włosy. Miała na sobie potargane ubranie, ale to wszystko kontrastowało to z jej twarzą, która wciąż wyglądała młodo.
Może trochę bardziej obrazowo? Np: Długie, siwe włosy opadały na jej ramiona, kontrastując z burym, zjedzonym przez mole szalem, ale twarz miała gładką.
Zrobimy drugą, podobną herbatkę.
To akurat nie była herbatka, tylko wyciąg alkoholowy czy inny macerat (mogę pogrzebać).
wpatrując się pustym wzrokiem w wiedźmę
Hmm. Niewidzącymi oczami?
przestało ją słuchać
Przestało jej słuchać. Kogo, czego? Jej.
Serce, ledwo pracowało, wybijając wolny rytm.
Nie dawaj przecinka między podmiot a orzeczenie: Serce z trudem wybijało powolny rytm.
odezwała się, stojąca wciąż na okiennicy, kawka
Odezwała się przycupnięta na okiennicy kawka.
balsamista, wprost zabójczo
Bez przecinka. Dobra, czyli cała fabułą rozegrała się za kulisami? Hę?
Wystarczy jeden pocałunek, żeby stał się jej posłuszny. A jak jej, to i tobie.
Hmmmm.
Kto wie, kiedy wpadnę na coś bardziej kreatywnego.
"Kreatywny" jest bardzo nowoczesne i nie pasuje z wiedźmą.
Stary kubrak i podziurawiona suknia zmieniły się w piękną zdobioną szatę.
Ozdobną szatę. Jeśli zdobioną, to czymś. I – brak opisów na początku nie powoduje, że czytelnik nie wyobrazi sobie niczego. Wyobrazi sobie najczęściej nie to, co chcesz.
Z chaty, zamiast wiedźmy, wyszedł młody czarownik, nucący radosną melodię.
Bez łopaty: Z chaty wyszedł młody czarownik, nucąc radosną melodię.
Martwił się o swoją ukochaną.
"Swoją" zbędne. W ogóle zdanie łopatologiczne, możesz to pokazać.
Dopiero kiedy zniknęła
Dopiero, kiedy zniknęła.
W takim przypadku było możliwe, że znów powtórzył się silny epizod psychozy
Naturalniej: Możliwe, że znów miała ostry epizod psychotyczny.
Przystanął, by ponownie wybrać jej numer telefonu. Tym razem, połączenie od razu zerwało, przez zbyt słaby zasięg.
Tnij i uważaj na przecinki: Przystanął, znów zadzwonić, ale nie było zasięgu.
Od godziny wędrował po lesie, szukając swojej żony.
Od godziny szukał żony w lesie.
Las to jedyne miejsce w okolicy, które przyszło mu do głowy, gdzie mogła się ukryć.
Niezgrabne. Trudno z tym zdaniem coś zrobić.
albo… – zląkł się
Po co ten myślnik?
Nawet nie brał pod uwagę podobnych bzdur
Hmm? https://wsjp.pl/haslo/podglad/55078/ktos-wzial-pod-uwage-cos
ale i tak, samotna chata
Bez przecinka.
deski, wraz z mężczyzną, poupadały na podłogę
Hmmm. Zupełnie psuje atmosferę.
Uderzenie wystraszyło kawkę stojącą na rozwalonej okiennicy.
Ptaki raczej siedzą na gałęzi czy płocie, niż stoją. Na okiennicy też.
Mimo tego ptak nie odleciał, bacznie obserwując wnętrze.
To skąd wiadomo, że się przestraszył? Mimo to ptak pozostał na miejscu, obserwując wnętrze niebieskimi jak paciorki oczami.
Jej pobladłą skórę jedynie na przedramieniu czerwieniła plama krwi.
Mmm, nie. Może: Blada jak duch, tylko na przedramieniu czerwieniała plama.
Na poniszczonym stoliku
Zniszczonym.
przyświecił telefonem
Poświecił.
ujął delikatnie jej zimną dłoń
Szyk: delikatnie ujął jej zimną dłoń.
Hmmm… "Wasze twarze, o siostry moje, wasze twarze wypełnione światłem", nie? Zasadniczo nie lubię redukcji fantasy do science fiction, a do obyczajówki tylko wyjątkowo. O ile Tiptree prawie od początku wplata wskazówki, że z bohaterką jest coś nie tak, Ty to traktujesz jako rewelację na koniec, co może być lepszym pomysłem. Ale z drugiej strony, Tiptree potrafiła rzecz opisać tak, że serce boli. Ty jeszcze nie.
Stylistycznie nadal potrzebujesz dużo ćwiczeń (bez pracy nie ma kołaczy!). Kompozycyjnie – hmm. Istnieje różnica między zaskoczeniem a suspensem. Tutaj pojawienie się wiedźmy, jej prawdziwa natura (i to, że kawka jest obdarzona mową) to zaskoczenie (w przypadku kawki mniejsze, zachowywała się tak, jakby rozumiała, co Luna do niej mówi). Ale nie suspens. Zdecydowanie czegoś tu brakuje. Może dobrze by było zacząć wcześniej, pokazać, jak Luna jest oszukiwana (tu mógłby się przewijać jakiś stały motyw, choćby kawka, albo wszyscy oszuści mogliby mieć jakąś wspólną cechę, albo coś w tym rodzaju).
Bardziej pisałem o tym z zamysłem kawki jako symbolu pewnej zmiany, transformacji, ale i przebiegłości. W niektórych kulturach postrzeganej jako zwiastun śmierci.
Mmm, kawka? Słyszałam o kruku, ale kawka kojarzy się raczej z gadatliwością, nawet głupotą, i z podkradaniem rzeczy (jak sroka).
Później jednak znajduje się jeszcze moździerz, butelka, alkohol. Wiem, wiem mogły być na stole, ale jak pisze tylko stolik i krzesło to przykuło moją uwagę :)
Właśnie. A bohaterka mogła je przecież przynieść.
Natłok streszczeń raczej nie tworzy napięcia.
Nie, nie tworzy.
W sumie nie wiem, jak to ugryźć, bo z jednej strony się zgadzam, ale z drugiej nie jest to wyposażenie chatki per se, a to co kobieta wzięła z sobą. Ale z pewnością przemyślę to.
Otóż to. Mogłaby przecież mieć jakąś torbę i rzucić ją pod stolik.
I o ile umiem ustalić, prawdopodobnie nie była to nigdy nasza, ludowa nazwa bielunia, ani nawet się do niego właściwie nie odnosi. Pojawiła się dopiero jako kalka z angielskiego angel’s trumpet, które oznacza grupę śmiertelnie trujących roślin andyjskich blisko spokrewnionych z bieluniem (Brugmansia spp.).
Zgadzam się – do dzisiaj nie widziałam tej nazwy i nie od razu zaskoczyłam, o co chodzi. Zresztą, podobno bieluń jest najnowszym krzykiem mody wśród narkotyzującej się młodzieży, a takie rzeczy idą z zachodu, niestety. Więc kalka z angielskiego wygląda prawdopodobnie (i spójrz na te kwiaty! mają kształt akurat trąby i kremowy kolor, więc o skojarzenie łatwo).
Wpierw anioł – powiedzmy, że w pewnym sensie można go interpretować jako istotę boską, powiązaną z z wymiarem metafizycznym, który zwiastuje śmierć.
Anioł to dosłownie "posłaniec", tutaj posłaniec Boga, który załatwia różne sprawy na ziemi. Niekoniecznie musi być psychopompem.
absyntem, który jest tworzony z m.in. piołunu
Absynt to napój alkoholowy. Nie kalkuj obcojęzycznych słów. Nazwa, owszem, pochodzi od nazwy rośliny ( https://fr.wikipedia.org/wiki/Absinthe_(plante) ), która stanowi jego składnik (tj. jest z niej wytwarzany) ale po polsku ta roślina nazywa się bylica piołun.
to wziąłem z jednej z książek Amy Stewart “Zabójcze rośliny”, gdzie właśnie tak określana jest Datura stramonium. Myślę, że to w zależności od tłumaczenia, bo dla mnie angel’s trumpet to bardziej trąba anioła niż anielska.
Współcześni tłumacze w dużej większości zasługują na przeciągnięcie pod kilem. </rant>
Absyntem to raczej nie, w czasach biblijnych alkohol uzyskiwano tylko drogą fermentacji, nie umiano destylować trunków wysokoprocentowych.
Destylacja pojawia się jakoś w dziesiątym wieku. Apokalipsa została spisana, o ile wiem, pod koniec pierwszego.
Sprawdzałem sobie wtedy tłumaczenia i jedno mówiło “piołun”, drugie “absynt”, ale to wynikało z zbyt dosłownego przetłumaczenia słowa “absinthium” odnoszącego się do Artemisia absinthium, czyli piołunu.
O, właśnie.
jest pewne zioło, które wykonuje wyrok
Przepraszam bardzo, ale ziele (bo taka jest poprawna liczba pojedyncza) nie może wykonywać wyroku, ponieważ nie jest osobą i samo nie potrafi niczego zrobić. Może służyć do wykonania wyroku.
Po prostu zostałem z tą odrobiną zawodu, że jednak nie było w tekście uroczego aniołka-słonika.
Ojejku, jaka słodka wizja ^^
Nawiązanie do Apokalipsy – nie wymyśliłbym, bo w pierwszej kolejności jest tam mowa o spadającej gwieździe, dopiero potem jest, że ,,trzecia część wód stała się piołunem”.
Nie jestem biblistką, ale "piołun" zasadniczo kojarzy się z czymś gorzkim, przykrym, i to jest raczej trop biblijny (na Ukrainie kojarzy się dobrze, bo dużo tam tego rośnie i jest takie znajome i domowe). W każdym razie stawiałabym tu na metaforę.
Jeśli książka jest przełożona z angielskiego, to możliwe, że tłumacz się rąbnął i zrobił kalkę. Zdarza się, nawet w profesjonalnych publikacjach.
Oj, tak. A potem człowiek ma ochotę kogoś udusić.
Chociaż wyznaję szkołę Umberto Eco i nie jestem zwolennikiem dowolności w interpretacji. :P
Nie potrzeba do tego Umberto Eco :P
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć Tarnina! Miło mi, że wpadłaś ocenić tekst!
Umm… balsamista? Nie przestraszyła się już choćby na to?
Czasami, jak ktoś jest bardzo zdesperowany, ignoruje oczywiste “red flagi”.
"Amfora" to dość duży i ciężki przedmiot.
Czy koniecznie duża? Są też mniejsze wersje, niestety nie kieszonkowe (taki kieszonkowy dżin z amfory byłby wyborny) ale powiedzmy, że umiarkowanej wielkości amfora. Nie wykluczone, że odwiedziła to miejsce po raz drugi, wcześniej przygotowawszy naczynie.
Nienaturalne stylistycznie i psychologicznie – czemu narrator tak się zachwyca?
To był komentarz sugerujący, że gdyby ktoś dostrzegł jej zdolności wcześniej, może uratowałby ją przed tragicznym losem. Mogłaby się wyrwać z otaczającej jej rzeczywistości, ba, a może nawet zostać medyczką. Kto wie…
To akurat nie była herbatka, tylko wyciąg alkoholowy czy inny macerat.
Raczej wyciąg, do maceratu częściej (choć nie tylko) wykorzystuje się oleje jako rozpuszczalnik + stosowany jest zewnętrzne. Co do herbatki – wiedźma z pewnością wie, natomiast użyła tego słowa z przekąsem. Ja z kolei coś muszę tam dopisać, żeby to wybrzmiało.
Dobra, czyli cała fabułą rozegrała się za kulisami? Hę?
Poniekąd, gdy o tym myślę, wydłużenie historii zrobiłoby jej dobrze, bo można by wówczas dodać to i owo, co pogłębiłoby by charakter bohaterki, natomiast zdecydowałem się na nie przedstawianie tego, żeby spróbować się w krótszej formie opowiadania.
Ptaki raczej siedzą na gałęzi czy płocie, niż stoją. Na okiennicy też.
A to jest ciekawe sprawa. Taka dygresja. Bo o ile rozumiem to sformułowanie, tak jednocześnie coś mi nie gra, bo one tak naprawdę przecież nie siedzą (biedne). W sensie nie wykonują tej czynności, którą wykonują ludzie – tzn. nie przyjmują postawy siedzącej tj. nie zginają kolan i nie opierają swojego ciężaru na miednicy i mięśniach pośladkowych. Ewentualnie ptak, jak np. wysiaduje jaja, to powiedziałbym, że leży, kładąc się na ziemi, opiera się na mostku. Ale jak to właściwie powinno być, pod względem językowym? Czy to co wyżej napisałem nie byłaby daleko idąca antropomorfizacja i mimo wszystko ptakom powinno się przypisywać tę czynność jako siedzenie? Ciekawa sprawa.
Ale z drugiej strony, Tiptree potrafiła rzecz opisać tak, że serce boli. Ty jeszcze nie.
Liczę, że kiedyś się tego nauczę.
Stylistycznie nadal potrzebujesz dużo ćwiczeń (bez pracy nie ma kołaczy!).
Jak to mówią, małymi krokami do celu. Pracuję nad tym, żeby każdy kolejny tekst był lepszy.
tu mógłby się przewijać jakiś stały motyw, choćby kawka, albo wszyscy oszuści mogliby mieć jakąś wspólną cechę, albo coś w tym rodzaju
Oj, tak! Jeśli miałbym opisywać spotkania bohaterki z magiem, alchemikiem itd. to z pewnością kawka przelatywałaby sobie w tle.
ale kawka kojarzy się raczej z gadatliwością, nawet głupotą, i z podkradaniem.
Tutaj, poniekąd z zawodowego obowiązku (choć nie jestem ornitologiem), muszę stanąć ich obronie. Choć wiem, że to tylko symbolika, to kawki, jak zresztą cały rodzaj Corvus, to bardzo inteligentne ptaki (co, swoją drogą, komicznie kontrastuje z sowami, jako symbolem mądrości, gdzie de facto intelektem to one nie grzeszą). W licznych badaniach naukowych potwierdzono zdolność krukowatych do wykorzystywania prostych narzędzi do pozyskiwania pokarmu, a kawki np. do wnioskowania przechodniego.
Zresztą, podobno bieluń jest najnowszym krzykiem mody wśród narkotyzującej się młodzieży, a takie rzeczy idą z zachodu, niestety.
Nie na tym, niestety, powinien wyglądać powrót do natury. Ale co zrobić.
Anioł to dosłownie "posłaniec", tutaj posłaniec Boga, który załatwia różne sprawy na ziemi. Niekoniecznie musi być psychopompem.
Też nie jestem biblistą, ale chyba na tym polega całe sedno apokalipsy, jako zagłady ludzkości.
ziele (bo taka jest poprawna liczba pojedyncza) nie może wykonywać wyroku, ponieważ nie jest osobą i samo nie potrafi niczego zrobić.
Racja, to tylko mój skrót myślowy. Swoją drogą ciekawa sprawa też, bo to ludzka natura, że lubimy zdjąć z siebie brzemię winy, zrzucając je często na np. przedmioty.
Jak poprzednio i teraz bardzo dziękuję, za całe przebrnięcie przez mój tekst ^^ Tekst poprawiony, a ja czegoś znów się nauczyłem.
Za maluteńki sukces uważam, że przynajmniej udało mi się uniknąć/zminimalizować część błędów, które popełniłem przy okazji poprzedniego tekstu. Może następnym razem skorzystam z opcji betowania? Jeśli dobrze rozumiem, jest ona otwarta dla każdego tekstu, prawda?
Cieszę się, że jest Ci miło :)
Czasami, jak ktoś jest bardzo zdesperowany, ignoruje oczywiste “red flagi”.
Niby tak, ale…
Są też mniejsze wersje, niestety nie kieszonkowe (taki kieszonkowy dżin z amfory byłby wyborny) ale powiedzmy, że umiarkowanej wielkości amfora.
No… no, dobrze.
To był komentarz sugerujący, że gdyby ktoś dostrzegł jej zdolności wcześniej, może uratowałby ją przed tragicznym losem.
Nie wpadłabym na to.
Raczej wyciąg, do maceratu częściej (choć nie tylko) wykorzystuje się oleje jako rozpuszczalnik
Właśnie nie byłam pewna, a było za gorąco, żeby sprawdzać :)
Co do herbatki – wiedźma z pewnością wie, natomiast użyła tego słowa z przekąsem.
Prawda, wiedźmy takie są.
natomiast zdecydowałem się na nie przedstawianie tego, żeby spróbować się w krótszej formie opowiadania.
Ale skoro właśnie ten pomysł potrzebuje więcej miejsca – to czemu akurat jego streściłeś?
W sensie nie wykonują tej czynności, którą wykonują ludzie – tzn. nie przyjmują postawy siedzącej tj. nie zginają kolan i nie opierają swojego ciężaru na miednicy i mięśniach pośladkowych.
To prawda. Ale językowo – siedzą. Zresztą możesz to ominąć i napisać np. że ptak był przycupnięty.
Liczę, że kiedyś się tego nauczę.
Słuszna postawa.
Choć wiem, że to tylko symbolika, to kawki, jak zresztą cały rodzaj Corvus, to bardzo inteligentne ptaki
Owszem, wiem o tym (o sowach też). Ale tradycyjna symbolika zwierząt najczęściej nijak się ma do rzeczywistości. Osioł uchodzi za upartego i głupiego, kiedy jest zdecydowanie inteligentniejszy od konia (i dlatego czasem nie słucha ludzi – bo widzi, że stanie mu się krzywda). Natomiast Twój tekst ma jednak wydźwięk mityczno-tajemniczy, a realistyczny jest tylko na końcu.
Też nie jestem biblistą, ale chyba na tym polega całe sedno apokalipsy, jako zagłady ludzkości.
Nie zagłady, a zbawienia. (A podobno ja jestem pesymistką :D)
Swoją drogą ciekawa sprawa też, bo to ludzka natura, że lubimy zdjąć z siebie brzemię winy, zrzucając je często na np. przedmioty.
Hmm, faktycznie.
Jeśli dobrze rozumiem, jest ona otwarta dla każdego tekstu, prawda?
Tak, ale musisz znaleźć kogoś, kto się tym zajmie. Można się ogłosić tutaj: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/11534, można pytać na shoutboksie, można też wysłać wiadomość prywatną, jeżeli masz konkretnego betownika na myśli.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ale skoro właśnie ten pomysł potrzebuje więcej miejsca – to czemu akurat jego streściłeś?
Są rzeczy, które ciężko logicznie wytłumaczyć xd Teraz już widzę, że to nie był najlepszy pomysł, ale to też czegoś uczy.
To prawda. Ale językowo – siedzą.
Ok, dobrze wiedzieć. W takim razie, tego będę przestrzegał (z delikatnym zgrzytem skrywanym w serduszku xd)
Nie zagłady, a zbawienia.
Tak, tak. Jak cały Nowy Testament. Ja po prostu jestem niewolnikiem swoich własnych skrótów myślowych. Tutaj miałem na myśli ten fragment, do którego się odwoływałem cały czas, czyli zagłady, po której przyjdzie zbawienie. Co nie zmienia faktu, że też jestem w większości sytuacji pesymistą.
Tak, ale musisz znaleźć kogoś, kto się tym zajmie.
Ok, dzięki za info! Właśnie nie wiedziałem jak się za to zabrać, ale teraz już przy kolejnym tekście skorzystam, bo w moim przypadku to raczej będzie konieczne.
Pozdrawiam!
Są rzeczy, które ciężko logicznie wytłumaczyć xd
XD Tak.
Ja po prostu jestem niewolnikiem swoich własnych skrótów myślowych.
Jak my wszyscy, nie? :)
Co nie zmienia faktu, że też jestem w większości sytuacji pesymistą.
Bo jest źle, a będzie gorzej.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.