- Opowiadanie: Realuc - Rzeka, którą popłynę (Eldil vs. Realuc. Clockpunk)

Rzeka, którą popłynę (Eldil vs. Realuc. Clockpunk)

Pojedynkują się Eldil i Realuc.

 

Temat: honor.

Dodatkowe wymaganie: w szorcie ma się pojawiać (niekoniecznie dosłownie) przedstawiciel rodziny różowatych (niekoniecznie drzewiasty ).

Objętość: do 10 tysięcy znaków wg. licznika strony.

Gatunek: clockpunk (nie musi być europejski).

Termin: publikacja do 15 sierpnia; głosowanie do 31 sierpnia.

 

Link do wątku: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/32022

Link do tekstu konkurenta: https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/32179

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Rzeka, którą popłynę (Eldil vs. Realuc. Clockpunk)

Tahu

 

Korzenie Tahu wiją się po piasku między czerwonymi skałami. Szerokie niczym góry, długie jak ocean, którego kresu nie widać, stare jak gwiazdy na nocnym niebie. Głęboko pod ziemią szukają wody, lecz natrafiają jedynie na krew.

Prastare drzewo, pochylone nad Krańcem Świata, płacze.

Purpurowe owoce rosnące na wiekowych gałęziach gniją i spadają, niknąc w zamglonej przepaści. Wiatr huczy, pył wiruje, koła zębate w odległych miastach zgrzytają coraz głośniej.

 

Ari

 

Przeskakiwał z dachu na dach, z balustrady na balustradę, z parapetu na parapet.

Nikt nie dostrzegł jego cienia, który przemykał uliczkami szybciej niż czarny kocur. Chłopiec przywiązywał uwagę do każdego kroku, jakby ten miał decydować o życiu lub śmierci. Z każdą pokonaną przeszkodą radował się w duchu, że potajemne nauki w podziemnym Bractwie Cieni nie poszły na marne.

Wspiął się po starym bluszczu, wijącym się po kamiennej ścianie. Kucnął na ceglanym dachu i omiótł wzrokiem miasto. Wysokie, wielopiętrowe budynki przeplatały się z jeszcze wyższymi konstrukcjami, które pełne były przeróżnych rozmiarów zębatek. Koła nieustanie, dzień i noc, obracały się to w jedną, to w drugą stronę, podtrzymując ludzkie serca przy biciu. Ari nieraz rozmyślał nad tym, co by było, gdyby kiedyś te wszystkie urządzenia tak po prostu się zatrzymały. Nie chciał wierzyć w to, że wytwarzana przez setki trybików energia jest niezbędna do życia. Nie czuł z nimi żadnej więzi. Był jednak osamotniony w swych rozważaniach.

Na placu, tuż pod ratuszową wieżą, dostrzegł Hereda. Wieszcz wylazł na podest, ciągnąc za sobą długą, purpurową szatę. Po chwili dołączył do niego cesarz, którego pełna zdobień karmazynowa tunika robiła jeszcze większe wrażenie w promieniach zachodzącego słońca. Chłopiec nie wiedział, że tego wieczoru miało się coś wydarzyć, ale obecność dwóch najważniejszych osobistości świadczyła, że był bliski przegapienia czegoś istotnego. Niezwłocznie ześlizgnął się z dachu, lądując na tarasie. Z niego doskoczył do najbliższego koła zębatego, uczepił się go mocno i czekał, aż wyniesie go do najwyższego punktu. Chwilę później skoczył na kolejny dach, skąd miał już odpowiednio dobry widok na plac. Przez moment zastanawiał się, gdzie jest cesarzowa, która zawsze towarzyszy władcy, ale szybko przypomniał sobie, że lada dzień ma wydać na świat następcę tronu. Położył się i nasłuchiwał, bo wieszcz właśnie zaczynał przemowę do zebranego tłumu:

– Miałem wizję! Wizję o tym, jak ostatni owoc Tahu spada do Krańca Świata a koła życia zatrzymują się razem z naszymi sercami.

Fala przerażenia przelała się przez gawiedź. Wieszcz odczekał chwilę, aż lud umilknie, po czym kontynuował:

– Wszystko przez ludzi zatrutych czarną krwią! Ludzi skażonych złem, jakie niesie na ten świat Argot, samozwańczy władca Pustkowi!

Ari dużo o nich słyszał. Mieszkali za miastami i żyli bez energii wytwarzanej przez koła, jednak przez to ich dusze były przeklęte a krew czarna jak u podziemnych biesów. Obiecał sobie kiedyś, że zabije jednego z nich, aby sprawdzić, czy to prawda.

– Armia tych nieludzi zmierza w stronę miasta. Tahu umiera. Dobrze wiecie, że jedno morderstwo, jedno niehonorowe pozbawienie życia, to jeden owoc mniej na świętych gałęziach. Tych zostało na drzewie tak niewiele, że jeśli Argot przeleje naszą krew, wówczas drzewo runie i świat, jaki znamy, upadnie. Musimy zwyciężyć! Mamy honor, którego na próżno szukać w zgniłych sercach ludzi Pustkowi! Kobiety niech rodzą jak najwięcej dzieci, mężczyźni niech walczą z honorem z nieludźmi go pozbawionymi! Tylko w ten sposób pojawią się nowe owoce!

Tłum wiwatował, wpatrzony w wieszcza jak w starego Boga, którego już nikt nie pamiętał.

– A teraz spójrzcie, co czeka tych, którzy spiskują z Argotem.

Strażnicy muszkietami skierowali kilka tuzinów ludzi pod podest. Wśród skazanych byli starcy, sędziwe kobiety, mali chłopcy i dziewczynki. Ari nie mógł wpaść na to, co te dzieci mogły złego zrobić. Sam miał przecież dopiero niespełna czternaście lat i nigdy nie udało mu się wyjść poza miasto, choć miał już na to opracowany niezły plan. A potem niedowierzanie wezbrało w nim do granic możliwości. Brat, cesarz, z mieczem o złotej rękojeści w dłoni, kroczył dumnie od jednego do drugiego człowieka, rąbiąc, tnąc, przeszywając ciała. Gdy główka najmłodszego chłopca opadła na bruk, Ari odwrócił wzrok. Wiele widział w Bractwie Cieni, ale tego wieczoru własny brat ukazał mu nowe oblicze okrucieństwa.

Po ostatnim straconym skazańcu koła zębate zazgrzytały złowrogo.

 

Argot

 

– Jesteś pewien, Etrymonie, że te konstrukcje poniosą wojowników nad murami miasta?

Argot przechadzał się wzdłuż dziesiątek rozpostartych skrzydeł. Mierzył wzrokiem każdą zębatkę, która miała wprawić je w ruch.

– Sam zobacz – odrzekł mężczyzna w skórzanym, oliwkowym kubraku.

Wpełzł pod urządzenie, narzucił kamizelę, do której przymocował linkami skrzydła, zacisnął dłonie na srebrnym uchwycie. Rozpędził się i skoczył z krańca pagórka. Poszybował z gracją niczym król przestworzy, wzbił się wysoko, nakreślił na niebie szerokie koło, wylądował.

– Niesamowite! Jutro miasto będzie nasze. Ocalimy Tahu, takie jest nasze przeznaczenie – powiedział zdumiony Argot i ruszył do namiotu, aby ostatecznie rozplanować bitwę.

W środku czekał na niego Redmun, dowódca piechurów. Stał nad rozłożoną na stole mapą i dumał, mrucząc pod nosem. Zobaczywszy wodza wyprostował się i rzekł dumnie:

– Wiem już, jak otworzyć zachodnią bramę.

Argot nie odpowiedział, ale wyraźnie dał do zrozumienia, że zamienia się w słuch.

– To koło. – Wskazał punkt na planie miasta. – Otwiera i zamyka wrota. Wystarczy, aby kilku naszych wylądowało tam, pokonało strażników na murach i uruchomiło urządzenie.

– Wówczas wtargniemy całą siłą od tej strony, podczas gdy nieświadomi tego obrońcy będą walczyć na drugim końcu miasta, tam, gdzie wylądują wojownicy używając skrzydeł Etrymona.

– Zgadza się.

Argot odpiął fibule i zrzucił płaszcz. Usiadł ciężko i pomyślał na głos:

– W jaki sposób ci łajdacy wmówili ludziom takie głupstwa…

Redmun oparł dłonie o blat i wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Jestem jednak przekonany co do tego, że większość ludzi jest niewiele mądrzejsza od podziemnych biesów, jeśli tylko dobrze pokieruje się ich wewnętrzną głupotą. Przyznać jednak musisz, że cesarz łeb do tego ma.

Argot splunął.

– Ma łeb do czego niby? Skazał tysiące istnień na tułaczkę po Pustkowiach tylko dlatego, że nie uwierzyli w jego bajki o magicznych kołach i nie dali zamknąć się w miastach. To żadna mądrość, Redmunie. To jeno podłość, która jest mocną bronią wyłącznie w rękach tego, kto ma władzę i pełny skarbiec. W jednym jednak zgadzamy się z ludźmi za murami. Tahu umiera, gdyż w ostatnich latach więcej przelewamy krwi, niż przychodzi na świat nowych istnień. Od jutra to się zmieni. Ocalimy drzewo zasadzone dawno temu przez przybyszy z Purpurowej Planety i sprawimy, że ponownie będzie pełne owoców.

Wódz ludzi Pustkowi nawet się nie zorientował, że ściskając ze złości wysunięty lekko z pochwy sztylet skaleczył dłoń. Czerwona krew kapała z nadgarstka na ziemię. I wtedy zaszeleściło coś w drugim końcu namiotu. Argot wstał, ale zanim doszedł do zawieszonego na linie płótna, zza materiału wyskoczył wysoki chłopiec o kruczych włosach. Wybiegł na zewnątrz i chwilę później zniknął w ciemności.

Rozpłynął się w niej, jakby był tylko cieniem, który nie może przetrwać bez światła.

 

Cesarz

 

– Wejść – powiedział cesarz w odpowiedzi na łomotanie w drzwi.

Hered wpadł do komnaty zdyszany, z przerażeniem wyrysowanym na starczej twarzy.

– Panie, miałem wizję…

– I cóż z tego? Nie bez kozery jesteś wieszczem.

Zgrzytanie zębatych kół dochodzące zza okna niemal zagłuszało ich słowa.

– Ostatni… Ostatni owoc. Na drzewie pozostał ostatni owoc.

Cesarz machnął od niechcenia ręką.

– I co, starcze? Skąd możesz mieć pewność, że upadek Tahu cokolwiek zmieni? Nikt nie może być tego pewien, nawet ty.

– Panie, jeśli choć jeden człowiek niesłusznie dziś um…

– Milcz! – ryknął cesarz. – To mój ród ustawił działanie tego świata niczym tryby. Nie wymyśleni przybysze z gwiazd. A teraz odejdź.

Znikąd wyłoniła się postać w czarnym stroju. Zdjęła z głowy kaptur, wyciągnęła zakrzywiony sztylet.

– Ari!? Co ty wyprawiasz?

Chłopiec podszedł do brata, kurczowo ściskając rękojeść. Wieszcz usunął się w kąt.

– Miałem tej nocy zabić kogoś innego, jednak trafiłem tutaj. Wiesz dlaczego?

Cesarz nie odpowiedział, zamiast tego dobył z pochwy miecz. Ari mówił dalej:

– W bractwie, którym tak gardzisz, nauczono mnie wielu rzeczy. Jedną z nich było to, że mając przed sobą dwie rzeki, należy poznać je obie, zanim którąś się popłynie. Inaczej skąd można mieć pewność, w której woda jest zdradliwa?

Chłopiec krążył wokół brata, odliczając kroki. Były niepewne, chwiejne, jakby przez wahanie zapomniał jak stąpa cień. Wyczuwał przy tym strach cesarza, który dobrze wiedział, jak skuteczni są wyszkoleni w podziemiach zabójcy.

– Na honor naszej cesarskiej rodziny, opamiętaj się! Na Tahu pozostał ostatni owoc, więc jeśli mnie teraz zabijesz… – Cesarz urwał.

W komnacie obok rozbrzmiał płacz dziecka.

– Wychodzi na to, że właśnie narodził się następca tronu – szepnął wieszcz, ale na tyle, aby jego słowa dobiegły uszu chłopca.

Ari cofnął w sposób niezauważalny jedną nogę, spiął mięśnie.

– Wybacz. Wybrałem już rzekę, którą popłynę.

Doskoczył do brata zanim ten uniósł oręż. Mimo drżącej dłoni atakującego ostrze sztyletu przecięło krtań równo, głęboko.

Zgrzytanie zębatych kół wymieszało się z dziecięcym płaczem i jękami konającego cesarza.

 

Tahu

 

Korzenie Tahu wiją się po piasku między czerwonymi skałami. Szerokie niczym góry, długie jak ocean, którego kresu nie widać, stare jak gwiazdy na nocnym niebie. Głęboko pod ziemią odnajdują wodę.

Prastare drzewo, pochylone nad Krańcem Świata, przestaje płakać.

Ostatni purpurowy owoc spada, niknąc w przepaści, lecz w jego miejsce na gałęzi pojawia się nowy.

Wiatr się uspokaja, pył osiada na kamieniach, koła zębate w odległych miastach cichną, jakby nigdy ich tam nie było.

Koniec

Komentarze

jak u konkurencji, komentarz będzie suchy, jak owoce Tahu ;). Dobre opowiadanie, z fabułą poprowadzoną z kilu perspektyw. klikam i strzelam focha ;) Pozdrawiam :) 

 

Edit: Foch cofnięty chwała stającym w szranki :D 

 

 

Hej, 

 

dobre :). Podoba mi się kilka perspektyw, które budują fabułę. Udało się też ładnie zarysować świat mimo małej ilości znaków. Honor potraktowany subtelnie, ale opowiadanie nie pozostawia wątpliwości, że to właśnie o niego toczy się gra. I motyw drzewa, na którym udało się skupić moją uwagę, a które okazało się niczym innym jak tylko drzewem. Bardzo ciekawe opowiadanie, klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Anonim dziękuje podwójnie za dwa komentarze.

Interesujący tekst, napisany bardzo obrazowo i ładnie. Motyw z ostatnim owocem i następcą tronu bardzo udany.

 

Żeby nie było zbyt kolorowo, mam lekki problem z przeskokami narracji pomiędzy kolejne postaci. Tekst jest imho trochę zbyt krótki na takie zabiegi, przez co wypadałem z rytmu.

 

Z typem w kwestii autora jeszcze się wstrzymam, póki co sprawdzę drugi tekst :)

 

EDIT: Po lekturze obu tekstów, ze względu na język, jakim napisany jest short, obstawiam autorstwo Realuca :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Anonim dziękuje za kolejny komentarz i poprzestanie póki co na tym. 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Niezwykle podoba mi się spojrzenie na wydarzenie oczami kilku postaci, co, jak mniemam, w tak krótkim utworze nie było łatwym zadaniem, ale pomysł zdołał mnie zainteresować i zaskoczyć finałem.

 

Kuc­nął na ce­gla­nym dachu i omiótł wzor­kiem mia­sto. → Domyślam się, że to był wzorek specjalnie zarezerwowany na tę okazję. ;)

 

Nie od ko­ze­ry je­steś wiesz­czem.Nie bez ko­ze­ry je­steś wiesz­czem.

Nie bez kozery to związek frazeologiczny, będący formą ustabilizowaną, utrwaloną zwyczajowo, której nie korygujemy, nie dostosowujemy do współczesnych norm językowych ani nie adaptujemy do aktualnych potrzeb piszącego/ mówiącego.

 

mając przed sobą dwie rzeki, na­le­ży po­znać je obie, zanim jakąś się po­pły­nie. → …mając przed sobą dwie rzeki, na­le­ży po­znać je obie, zanim którąś się po­pły­nie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajny świat, interesujący, bogaty. Za to mam wrażenie, że zabrakło miejsca na całą fabułę – wydaje się urwana. No i co z tymi owocami? Co się działo po zatrzymaniu mechanizmów?

Babska logika rządzi!

Anonim posłusznie poprawił to, co wskazane zostało, i dziękuje Paniom za komentarze. 

Powodzenia, Anonimie!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Strażnicy muszkietami skierowali kilka tuzinów ludzi pod podest.

Mam wrażenie, że powinno być ,,z muszkietami”, ale… nie wiem.

Tak, sporo napakowane, jak na szorta, ale wyszedł całkiem fajny klimat (trochę ,,Arcane”, ale nie do końca). Dobra, nie do końca rozumiem, jak się skończyło (bo został jeszcze jeden owoc, ale mechanizm i tak stanął, chyba że nie zrozumiałem zasad). Z drugiej strony wydaje mi się, że to jeden z tych tekstów, w których próba dodatkowego wyjaśnienia czegokolwiek wszystko by zepsuła.

Obstawiam autorstwo Realuca.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Historia na epos… spłycona do wersji limitowo-pojedynkowej. Narracyjnie ciut zbyt sucho, by dało się poczuć emocje bohaterów – już sami w sobie są dość sztampowi. Tu i tam zdarzają się drętwe dialogi, wydaje mi się również, że tekst mógłby wyglądać dużo lepiej. Namiastka światotwórcza robi apetyt, który nie zostaje zaspokojony, a szkoda.

Boski, usłużny ludzkości rodzaj clocka w clockpunku to klasycznie wygodne podejście, – i choć nie protestuję przeciwko klasyce – na tle wielu podobnych do siebie kreacji świata trudniej wyciągnąć na pierwszy plan odautorskie elementy, by pomysł nie stał się przewidywalny lub niepotrzebnie powielony. Myślę, że tekst zyskałby na ograniczeniu ekspozycji elementów „kinowych” (mroczne bractwo, wizja zagłady, przepowiednia) a podwojeniu dawki światotwórstwa (drzewo, związek maszyn z ludzkim życiem) – jak już w to iść, to na całość.

Dzieciaki na dachach i polityczna warstwa świata skojarzyły mi się z Prince of Persia.

Anonim dziękuje za kolejne komentarze i szerzej odpowie w przyszłości.

Przeczytałem z ciekawością. Podobało mi się. Trudny wybór przede mną. :)

Przeczytałem z ciekawością. Podobało mi się. Trudny wybór przede mną. :)

Dobrze napisała Żonglerka, że postaciom brak jest tutaj charakteru, że mroczne bractwa, tyrani i jakieś zewnętrzne hordy, zagrażające czemuś to filmowe motywy, oklepane i wielokrotnie wałkowane w popkulturze. No i fakt, że narracja jest bardziej sucha niż u oponenta. Ale pomimo tych kilku wad, teskt zaciekawił mnie bardziej, niż to, co zaprezentował Twoj adwersarz, Anonimie, ponieważ tutaj są haczyki i się coś dzieje – i pal licho, że dzieje się railroad, że fabuła podąża jak po sznurku, od jednego supełka do kolejnego, a plot twist też jest ogranym motywem :) No i podoba mi się klamra, robi robotę.

Wybór nie jest prosty, bo oba teksty mają plusy i minusy, które sprawiają, że ciężar obu jest mniej więcej taki sam. Ale decyzję już podjąłem.

Salut!

Q

Known some call is air am

Hered wpadł do komnaty zdyszany, z przerażeniem wyrysowanym na starczej twarzy.

– Panie, miałem wizję…

– I cóż z tego? Nie bez kozery jesteś wieszczem.

xD

 

Jakoś tak pojedynkowo;)

Opisy niby rozbudowane, ale momentami trochę im brakuje, nie zawsze dobrze suflują informację (jakoś mętnie podajesz to, że ludzkie życie zależy od zębatek i wgl zębatki), ani nie budują klimatu clockpunkowego (bardziej czuć ten złodziejski). I jakoś przez to wszystko światotwórstwo – element z chyba największym potencjałem w tekście – jakoś tak pozostawia niedosyt.

Jak na pojedynkowy limit, postawiłeś też sobie chyba zbyt ambitne cele na bohaterów. Szybka ta przemiana, zmiany decyzji, łatwo się pogubić. Bohaterów jest przy okazji dużo, każdego więc co najwyżej “muskamy”, nie poznając wystarczająco blisko, żeby się pogubić.

Moje przemyślenie po kilku pojedynkach jest takie, że to ogólnie bardzo trudna forma – bo ma się i mało czasu, i mały limit. Jeśli miałbym dawać rady na takie sytuacje, to próbowałbym raczej pisać coś w rodzaju starych nowelek – czyli jeden bohater, jeden wyraźnie zarysowany temat przewodni i jeden wątek (z jak najmocniejszym punktem kulminacyjnym na końcu). Albo jakieś niestandardowe formy jak list czy reportaż;)

Слава Україні!

Historia dużo większa niż tekst, niektórych elementów mogłoby nie być i raczej nie zmieniłoby to jej biegu – np. bractwo cieni, pokrewieństwo między chłopcem a cesarzem spokojnie można by wyciąć. W tej objętości tylko podkreślają fragmentaryczność tekstu. Nie miałam wrażenia, że jest to samodzielne, zamknięte opko. Przy tej długości pozbyłabym się części wątków albo rozwinęła tekst.

Warsztatowo – zdarzają się jakieś niezgrabne sformułowania, puste słowa i brakujące przecinki, ale mimo to czytało się dobrze. 

Świat ciekawy. Trochę przypomina mi ten z filmu Zabójcze maszyny z Hugo Weavingiem.

Całościowo – lektura na plus :)

 

It's ok not to.

Trochę przypomina mi ten z filmu Zabójcze maszyny z Hugo Weavingiem.

Tak!!! Dziękuję, dzwoniło, ale nie wiadomo, w którym kościele! XD Chociaż przypominam, że była też (lepsza) książka. ;)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Anonim po raz kolejny dziękuje za wszystkie komentarze. Głosującym za tekstem Anonima podwójnie, na głosujących przeciwko Anonim wyśle w swoim czasie kilku przedstawicieli Bractwa Cieni :)

Hej!

 

 

spada do Krańca Świata a koła

były przeklęte a krew czarna

Czemu bez przecinków?

 

Czerwona krew kapała z nadgarstka na ziemię.

Hm, no nie wiem, czy można się nie zorientować, jeśli krew kapie z nadgarstka?

 

Tekst krótki, a ja mam wrażenie, że to bardziej wycinek z historii tego świata. Skakałeś po bohaterach i nie wczułam się w żadnego, ale mimo to językowo tekst mi się podobał. Może właśnie nawet bardziej językowo niż fabularnie. Początek i koniec z drzewami są piękne, melancholijne, najbardziej zapadają w pamięć.

Pozdrawiam,

Ananke

na głosujących przeciwko Anonim wyśle w swoim czasie kilku przedstawicieli Bractwa Cieni :)

Chyba właśnie dostałam list z pogróżkami. Od jakiegoś anonima. ;-)

Babska logika rządzi!

na głosujących przeciwko Anonim wyśle w swoim czasie kilku przedstawicieli Bractwa Cieni :)

Ja tu pilnuję…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć!

 

No, chłopaki, 10k znaków i zmierzenie się z zapewne nowym dla Was gatunkiem – nie lada wyzwanie! Do tego trafiło się dwóch wartych siebie przeciwników – gratka dla miłośników pojedynków!

W „Rzece…” zamigotała mi w głowie pewna niejednoznaczność, którą można by tu wykorzystać – każda ze stron konfliktu mówi o honorze na swój sposób, ale Autor spolaryzował nasze spojrzenie poprzez rzeź niewiniątek – trochę mi tego szkoda.

Plusem, ale zarazem minusem jest przemiana Ariego – plusem, bo wystąpiła, minusem, bo w tak krótkim tekście jest za słabo nakreślona. Zobaczył rzeź (to musiał być fundament przemiany – solidny), a potem podsłuchał jedną rozmowę wroga (któremu od razu uwierzył i to była kropla, która przelała czarę) i cyk! Wincyj, Panie Autorze! Wiem, wiem… limit.

W „Pigułce…” bardzo przypadł mi do gustu twist z tym, że dziewczyna jest mechanizmem. Skojarzyło mi się z filmem „Hugo i jego wynalazek”, choć to pobudziło też nadzieję, po bardzo ciekawym wstępie i dialogu dwójki młodych, że całość zakończy się pozytywnie dla Wiktora. Autor jednak uciął to dość brutalnie – szkoda.

Miałem zwiechę, gdy okazało się, że dziewczyna ma na imię Honor – niby proste, a jednak trochę mną zamotało.

Oba teksty mają jak widać swoje w moich oczach zalety, jak i wady. W każdym znalazłem coś dla siebie, w każdym bezczelnie rozbudziłem swoje oczekiwania, ale swój głos oddam na „Pigułkę…” – przede wszystkim za większą „clockpunkowość”, która w „Rzece…” była jedynie tłem.

Typy co do autorów?

Rzeka… – Realuc

Pigułka… – Eldil

 

Com napisał, napisałem!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Fajny świat, ale trochę to epopeja wciśnięta w szorcika. Znaczy, w sumie to nie do końca wiem, jak działa, co z tego, co obie strony twierdzą jest prawdą, a co nie. Oczywiście, zważywszy na fakt, że brat Ariego zabijał jak leci, czytelnik może domniemywać, że racja jest po tej drugiej stronie. Trochę się dziwię, że dzieciakowi potrzebna była jeszcze wycieczka za mury, żeby dojść do podobnego wniosku, tym bardziej, że w sumie nic specjalnego nie podsłuchał.

Chętnie poczytałambym więcej w tym świecie, z tymi bohaterami.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

W obu przypadkach czegoś mi zabrakło, wolałabym więcej i dłużej. Jednak Twoje opowiadanie jest dla mnie pełniejsze i ciekawsze. Z uwagi na to, że ochlapały mnie flaki, a mimo to dostrzegłam piękno, obstawiam Realuca;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Cześć!

 

Krótkie, lecz treściwe i klimatyczne opowiadanie. Pokazujesz dzieje nakręcanego miasta z kilku perspektyw, mimo zdawkowości obrazu sytuacji przekaz jest jasny i ciekawie podany. Każdy ma swoją prawdę, dla siebie lub innych, każdy do czegoś dąży, a drzewo chwieje się nad przepaścią…

Udany szorcik.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Komentarz popojedynkowy :)

 

znaki: 9999

Żyjesz niebezpiecznie XD

długie jak ocean

Doceniam nawiązanie do mitologii greckiej, ale współcześnie to raczej ocean kojarzy się z szerokością i ogólnie rozległością ;)

Purpurowe owoce rosnące na wiekowych gałęziach gniją i spadają, niknąc w zamglonej przepaści.

Purpurowe XD

Chłopiec przywiązywał uwagę

Chłopiec przywiązywał wagę.

Z każdą pokonaną przeszkodą radował się w duchu, że potajemne nauki w podziemnym Bractwie Cieni nie poszły na marne.

Nie przesadzasz trochę?

Kucnął na ceglanym dachu

… ceglanym?

omiótł wzorkiem miasto

Literówka, moja ulubiona ^^

Wysokie, wielopiętrowe budynki przeplatały się z jeszcze wyższymi konstrukcjami, które pełne były przeróżnych rozmiarów zębatek.

Nie jest to zgrabny opis.

podtrzymując ludzkie serca przy biciu

Nie po polsku (frazeologizm: podtrzymywać przy życiu). Podtrzymując bicie ludzkich serc.

Nie chciał wierzyć w to, że

"W to" zbędne.

wytwarzana przez setki trybików energia jest niezbędna do życia

Na moją tróję na szynach z fizyki przysięgam! Nie tak działa zasada zachowania energii XD

długą, purpurową szatę

Tak, to bardzo purpurowy tekst :D

którego pełna zdobień karmazynowa tunika robiła jeszcze większe wrażenie w promieniach zachodzącego słońca

Mało naturalne, i tunika może być pełna tylko cesarza :)

Chłopiec nie wiedział, że tego wieczoru miało się coś wydarzyć, ale obecność dwóch najważniejszych osobistości świadczyła, że był bliski przegapienia czegoś istotnego.

Poplątane.

ześlizgnął się z dachu, lądując na tarasie

Czego nie robi imiesłów?

Wizję o tym

Wizję tego.

Fala przerażenia przelała się przez gawiedź.

… że co.

złem, jakie niesie

Które.

Mieszkali za miastami

Poza miastami.

jednak przez to ich dusze były przeklęte a krew czarna jak u podziemnych biesów

I przez to ich dusze były przeklęte, a krew czarna jak u podziemnych biesów.

Tych zostało na drzewie tak niewiele

Co Wy wszyscy z tym "tych"…

Mamy honor, którego na próżno szukać

Mamy honor, którego próżno szukać.

mężczyźni niech walczą z honorem z nieludźmi go pozbawionymi!

Wymów to…

skierowali kilka tuzinów ludzi pod podest

Źle to brzmi.

już na to opracowany niezły plan

"Na to" wycięłabym.

A potem niedowierzanie wezbrało w nim do granic możliwości.

"Niedowierzanie" jest za słabe w stosunku do otoczenia.

Brat, cesarz, z mieczem o złotej rękojeści w dłoni

Bardzo źle się to parsuje.

tego wieczoru własny brat

… Ari jest bratem cesarza? Hę?

ukazał mu nowe oblicze okrucieństwa.

Purpura.

Po ostatnim straconym skazańcu koła zębate zazgrzytały złowrogo.

?

Mierzył wzrokiem każdą zębatkę, która miała wprawić je w ruch.

Nie dawaj jednosylabowców na miejsca akcentowane.

skórzanym, oliwkowym kubraku

Lepiej: oliwkowym skórzanym kubraku.

narzucił kamizelę

Tak, ot, jak szlafroczek?

nakreślił na niebie szerokie koło,

Duże koło może?

powiedział zdumiony

Płaskie to.

aby ostatecznie rozplanować bitwę.

… co tam, po co plany sztabowe. Mamy el Cida :D

podczas gdy nieświadomi tego obrońcy będą walczyć na drugim końcu miasta, tam, gdzie wylądują wojownicy używając skrzydeł Etrymona.

Podczas gdy obrońcy będą walczyć na drugim końcu miasta, tam, gdzie wylądują wojownicy na skrzydłach Etrymona.

odpiął fibule

Rozpiął, i ile było tych fibul?

Jestem jednak przekonany co do tego, że większość ludzi jest niewiele mądrzejsza od podziemnych biesów, jeśli tylko dobrze pokieruje się ich wewnętrzną głupotą

"Co do tego" można ściąć. A głupota jest niezależna od kierunku :)

Przyznać jednak musisz, że cesarz łeb do tego ma.

A skąd taki szyk dziwny?

nie dali zamknąć się

Czytajcie na głos: nie dali się zamknąć.

W jednym jednak

Aliteracja.

Wódz ludzi Pustkowi nawet się nie zorientował, że ściskając ze złości wysunięty lekko z pochwy sztylet skaleczył dłoń.

Źle się parsuje.

Czerwona krew kapała z nadgarstka na ziemię.

Jak on się zaciął w nadgarstek ostrzem, które ściskał w dłoni?

powiedział cesarz w odpowiedzi na łomotanie w drzwi.

Źle to brzmi.

z przerażeniem wyrysowanym na starczej twarzy.

Ma inną?

Nie od kozery

Nie bez kozery.

Cesarz machnął od niechcenia ręką.

Może: Cesarz od niechcenia machnął ręką.

Znikąd wyłoniła się postać w czarnym stroju.

… ninja.

Wiesz dlaczego?

Wiesz, dlaczego?

zanim jakąś się popłynie

Którąś.

Inaczej skąd można mieć pewność, w której woda jest zdradliwa?

Nie ma pewności.

Były niepewne, chwiejne, jakby przez wahanie zapomniał jak stąpa cień.

…? Zapomniał, jak.

Wyczuwał przy tym strach

"Przy tym" zbędne.

szepnął wieszcz, ale na tyle

Szepnął wieszcz, ale na tyle głośno.

cofnął w sposób niezauważalny jedną nogę

Niezauważalnie cofnął jedną nogę.

Doskoczył do brata zanim ten uniósł oręż

Doskoczył do brata, zanim ten uniósł oręż.

Mimo drżącej dłoni atakującego ostrze sztyletu przecięło krtań równo, głęboko.

Niezgrabne. Może: Ostrze w drżącej dłoni przecięło krtań równo, głęboko.

 

Anime w postaci słów. Normalnie miałam wrażenie, że gram w Final Fantasy XD A purpurowe jako ta krew cesarza, co na ziemię spłynęła. Tylko gdzie tu różowate? Niekoniecznie róże, mógłby być głóg, jarząb, śliwa czy krwiściąg, a co jest? "Tahu" to wieś w Estonii lub indonezyjskie smażone tofu :D Honor też jest, hmm, raczej wspomniany, niż przedyskutowany.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Widzę, że była ostra walka z limitem :D Opowiadanie jest nabite jak urlopowa walizka ;) Zdecydowanie brakło limitu na rozwinięcie skrzydeł historii i bohaterom i to jest chyba największa wada. Bohaterowie wydają się jacyś tacy papierowi, a sam świat, jak słusznie zauważyła Żongler, aż prosi się o lepsze przedstawienie.

Natomiast tekst jest bardzo dobrze napisany, fajnie mi się czytało.

 

Jedna rzecz:

 

– W bractwie, którym tak gardzisz, nauczono mnie wielu rzeczy. Jedną z nich było to, że mając przed sobą dwie rzeki, należy poznać je obie, zanim którąś się popłynie. Inaczej skąd można mieć pewność, w której woda jest zdradliwa?

 

Jakoś to porównanie do mnie nie trafia. Rzeki (wszystkie) same w sobie są zdradliwe przez to, że się ciągle zmieniają (przemieszczają się mielizny, podwodne przeszkody, zmienia się stan rzeki itd.). Dlatego dla mnie porównanie nie wybrzmiewa zbyt mocno, a przecież jesteśmy w miejscu, w którym zbliżamy się do zakończenia i to kluczowy dialog.

Dziękuję Wszystkim za komentarze!

Konkluzja jest jedna: fakt, za dużo składników chciałem napakować do małego gara. Tak to już jest, jak pomysł na kilkadziesiąt tysięcy znaków upycha się w 10k :)

Pozdrawiam!

Tak to już jest, jak pomysł na kilkadziesiąt tysięcy znaków upycha się w 10k :)

Ano, jest :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka