- Opowiadanie: Eldil - Pigułka małżeńska aka Pojedynek o Honor (Eldil vs. Realuc. Clockpunk)

Pigułka małżeńska aka Pojedynek o Honor (Eldil vs. Realuc. Clockpunk)

Pojedynkują się ELDIL i REALUC.

 

TEMAT: honor.

DODATKOWE WYMAGANIE: w szorcie ma się pojawiać (niekoniecznie dosłownie) przedstawiciel rodziny różowatych (niekoniecznie drzewiasty).

OBJĘTOŚĆ: do 10 tysięcy znaków wg. licznika strony.

GATUNEK: clockpunk (nie musi być europejski).

TERMIN: publikacja do 15 sierpnia; głosowanie do 31 sierpnia.

GŁOSOWANIE: jawne, jeden człowiek – jeden głos (cały głos, kombinacje z ułamkami będą zaokrąglane).

 

 

Link do drugiego tekstu:

https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/32178

 

 

GŁOSUJ TUTAJ:

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/32022 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Pigułka małżeńska aka Pojedynek o Honor (Eldil vs. Realuc. Clockpunk)

 

– Wik­tor Amo­ro­us i jego… na Wiel­ki Ocean, cóż za nie­do­rzecz­ny pre­zent! Dynia. Dla dziew­czy­ny. Pa­nicz ukrył tu jakiś rebus, sza­ra­dę? Może to me­ta­fo­ra? Sza­now­ny pan szuka dziew­czy­ny pu­stej w środ­ku, z papką w gło­wie, utrzy­my­wa­ną tylko dla na­sion?

 

Chło­pak ucie­szył się, sły­sząc swoje na­zwi­sko. Co praw­da przed­sta­wio­no ich sobie, by­wa­li w tych sa­mych do­mach. On zwy­kle sam, z da­le­ka przy­pa­tru­ją­cy się współ­bie­siad­ni­kom. Ona wśród wień­ca ad­o­ra­to­rów. Za­wsze nie­przy­stęp­na, za­wsze sma­ga­ją­ca ich sło­wa­mi jak bi­czem, ku wiel­kiej ra­do­ści jej ojca. Był pe­wien, że go nawet nie roz­po­zna. 

 

– Szu­ka­łem dziew­czy­ny tak mą­drej, że po­ślu­bił­bym ją nawet, gdyby była brzyd­ka. A jed­no­cze­śnie tak pięk­nej, że nie prze­szka­dza­ło­by mi, gdyby była… Mó­wi­li mi, że gonię za snem, a prze­cież stoi przede mną. – Mło­dzie­niec po­pra­wił ner­wo­wo fon­taź. Za­ru­mie­nił się, gdy ich spoj­rze­nia się spo­tka­ły. – Mój pre­zent… chwi­lę temu wy­da­wał się ide­al­ny. Teraz marzę, by go po­rzu­cić i uciec. Jeśli wać­pan­na po­zwo­li, wy­tłu­ma­czę się z kon­cep­tu.

– To zby­tecz­ne. – Nie zo­sta­wi­ła sobie ani chwi­li do na­my­słu, jakby za­gad­ka była dla niej za łatwa. – Dynie na­le­żą do ró­żo­po­dob­nych, resz­ta jest pro­sta. Pra­wie widzę te na­brzmia­łe na skro­niach żyły i spo­co­ne czoło, kiedy dumał pa­nicz nad pre­zen­tem. „Może klej­no­ty? Ob­ra­zi się, powie, że nie jest pierw­szą lep­szą srocz­ką, którą można zła­pać na bły­skot­ki. Kwiat? Przy ró­żach inne wy­glą­da­ją po­spo­li­cie, a prze­cież i róża to banał, do­sta­ła ich wiele. Jak się wy­róż­nić? Jak bły­snąć dow­ci­pem? Spójrz­my na krew­nych róży: ciot­ka ka­pu­sta. Żart tro­chę cięż­ki, szu­kaj­my dalej. Ku­zyn­ka po­krzy­wa. Za­baw­ne, ale ta­kie­go daru nikt nie przyj­mie”. Dynia miała mnie za­sko­czyć, to się pa­ni­czo­wi udało. Mło­dzie­niec z dynią… czy na pewno tak mam pana za­pa­mię­tać? A jeśli wła­ści­wy pre­zent do­pie­ro czeka na od­kry­cie? Brak sakwy, obie ręce za­ję­te. Płaszcz opię­ty pasem. Za taki pas można wło­żyć ga­łąz­kę, a prze­cież kwit­nie teraz ja­błoń, bliż­szy krew­ny róży, przed­sta­wi­ciel ró­żo­wa­tych. Z po­nu­rą miną przyj­mę dynię, zaś pan scho­wa rękę za ple­ca­mi i z ci­chym “tadam!” „wy­cza­ru­je” kwiat ja­bło­ni.

 

Młody ma­gnat oddał wiel­ki owoc odźwier­ne­mu. Ten przy­jął dar nie­wzru­szo­ny, jakby od­bie­rał ka­pe­lusz lub szpa­dę; po­drep­tał z dynią w głąb pa­ła­cu. Za pasem chło­pa­ka fak­tycz­nie tkwi­ła ga­łąz­ka ja­bło­ni, wrę­czał ją teraz, nagle onie­mia­ły. Z tru­dem prze­ła­mał stu­por, przy­po­mniał sobie ukła­da­ny go­dzi­na­mi fra­zes:

 

– Gdyby te kwia­ty mogły śpie­wać…

– To każdy z nich śpie­wał­by „wody mi daj”. Z pa­ni­czem w chó­rze, po­bladł pan, jakby miał ze­mdleć. Pro­szę się nie oba­wiać, pre­zent zdo­był moją przy­chyl­ność. Za­pro­wa­dzę pa­ni­cza do warsz­ta­tu, za­pew­ne teraz ze­chce pan spo­tkać się z ojcem.

 

Mi­ja­li ko­ry­ta­rze i kom­na­ty, jedne świet­niej­sze od dru­gich. Gość z gminu czuł­by się coraz bar­dziej onie­śmie­lo­ny, Wik­tor le­d­wie je za­uwa­żał. Do­tar­li wresz­cie do pra­cow­ni go­spo­da­rza, mar­ki­za Adama Guile. Pełna była – jak­że­by ina­czej – kółek zę­ba­tych, sprę­żyn, prze­kład­ni, wy­chwy­tów, ba­lan­sów, wa­ha­deł. Trwa­ją­ca na całym kon­ty­nen­cie od ponad stu lat moda na ze­gar­mi­strzo­stwo przy­czy­ni­ła się do gwał­tow­ne­go po­stę­pu i nie­zli­czo­nych wy­na­laz­ków. Ich świat za­peł­niał się ma­szy­na­mi. Po­cząt­ko­wo tylko od­mie­rza­ją­cy­mi czas. Ze­ga­ry, ze­gar­ki i ze­ga­rzy­ska – na ko­mi­nek, na rękę, na grzy­wę konia i na wieżę. Wi­sia­ły nad ich gło­wa­mi przy­cze­pio­ne do ba­lo­nów i la­taw­ców, le­ża­ły pod ich sto­pa­mi, wbu­do­wa­ne w pod­ło­gi i tro­tu­ary. Ze­ga­ro­we sza­leń­stwo nie za­trzy­ma­ło się – wkrót­ce na­stą­pił wysyp au­to­ma­tów uła­twia­ją­cych pracę. Koła zę­ba­te cią­gnę­ły, wio­zły, sor­to­wa­ły. Dwa­dzie­ścia lat temu oka­za­ło się też, że po­tra­fią li­czyć. W kąt ode­szły li­czy­dła, su­wa­ki lo­ga­ryt­micz­ne, astro­la­bia. Ma­szy­ny li­czą­ce i lo­gicz­ne, po­cząt­ko­wo pro­ste, dziś opa­no­wa­ły kon­ty­nent, od wozów wę­drow­nych kup­ców, po kró­lew­skie i im­pe­rial­ne urzę­dy. Coraz wię­cej dzie­ci ba­wi­ło się pro­sty­mi me­cha­ni­zma­mi gra­ją­cy­mi z nimi w za­gad­ki. Coraz wię­cej mor­derstw po­peł­nia­no uży­wa­jąc au­to­ma­tów.

 

Wik­tor błą­kał się dłuż­szą chwi­lę w la­bi­ryn­cie szaf i re­ga­łów. Uko­cha­na do­pro­wa­dzi­ła go tylko do drzwi warsz­ta­tu i tam opu­ści­ła, nie­za­in­te­re­so­wa­na roz­mo­wą, która miała od­mie­nić jej los. Chło­pak prze­jął się tym, ale po­sta­no­wił nie tra­cić ducha. Gdy zna­lazł w końcu pana domu, skró­cił do mi­ni­mum wy­ma­ga­ne uprzej­mo­ści i prze­szedł do rze­czy. Po­dob­nie jak go­spo­darz:

 

– Ona nie jest dla cie­bie.

– Moja ro­dzi­na w ni­czym nie ustę­pu­je…

– Głu­piec! – Prze­rwał mu mar­kiz. – Za­milcz i po­słu­chaj.

 

Na­chy­lił się ku mło­dzień­co­wi i tłu­ma­czył mu coś szep­tem. Chło­pak wy­glą­dał na za­szo­ko­wa­ne­go, ale nie ustę­po­wał:

 

– Nie dbam o jej po­cho­dze­nie. Ko­cham ją i pra­gnę po­ślu­bić!

– Uro­cze. Czasy się zmie­nia­ją, może kie­dyś męż­czyź­ni i ko­bie­ty będą po pro­stu biec ku sobie, jak, za prze­pro­sze­niem, zwie­rzę­ta w rui. Ale tu i teraz wciąż po­trze­bu­jesz mojej zgody, a ja się nie zga­dzam. Co wię­cej, ona sama się nie zga­dza, pra­gnie zo­stać ze mną.

– Tak ją pan… tak ją pan wy­cho­wał. Ale jest spe­cy­fik, wy­star­czy odro­bi­na…

– … i za­miast my­śleć o ojcu, bę­dzie my­śleć tylko o mło­dym, pięk­nym za­lot­ni­ku?

 

Mar­kiz po­cią­gnął nie­wiel­ką waj­chę. Me­cha­nizm, który uru­cha­mia­ła, był ukry­ty, ale jego funk­cja była jasna: po krót­kiej chwi­li przy go­spo­da­rzu sta­nął mil­czą­cy lokaj.

 

– Nasz gość wy­cho­dzi. Od­pro­wadź go do bramy.

– Za­pła­cę!

– Po­grą­żasz się, mło­ko­sie. Jesz­cze słowo, a za­żą­dam sa­tys­fak­cji.

 

Roz­trzę­sio­ny chło­pak spoj­rzał dziko na Adama, jakby za­bły­sła mu nowa na­dzie­ja.

 

– Do­sko­na­le. Jeśli to po­mo­że wy­rwać ją z rąk ty­ra­na, niech tak bę­dzie.

– Krew­ki głu­piec. I czym­że chcesz ją uwal­niać? Mie­czem? Wi­del­cem?

– Na Wiel­ki Ocean! To nie Piąta Era! Mamy drugi wiek, ta­kie­go bar­ba­rzyń­stwa nie prak­ty­ku­je się ni­g­dzie na obu kon­ty­nen­tach! Oczy­wi­ście, że po­je­dy­nek bę­dzie na me­cha­ni­zmy. Pu­blicz­ny, w Wiel­kiej Auli, jak na­ka­zu­je honor.

– Chły­stek i głu­piec na­uczy mnie, co to honor. Honor to całe moje życie! Idź już, se­kun­dan­ci usta­lą szcze­gó­ły.

 

* * *

 

Oko­licz­ni miesz­kań­cy wszyst­kich sta­nów jed­na­ko­wo chęt­nie przy­by­wa­li do Wiel­kiej Auli nie­za­leż­nie od oko­licz­no­ści; nie czy­ni­ło im róż­ni­cy, czy pla­ka­ty ob­wiesz­cza­ły przed­sta­wie­nie, de­ba­tę, eg­ze­ku­cję albo po­je­dy­nek. I dziś w pół­ko­li­stej wi­dow­ni wszyst­kie loże, ławki i miej­sca sto­ją­ce były wy­peł­nio­ne.

 

Sę­dzia po­je­dyn­ku, Lu­cius Black­thor­ne, ru­ty­no­wo za­py­tał wal­czą­cych o moż­li­wość po­jed­na­nia. W ko­lej­ne ru­bry­ki kwe­stio­na­riu­sza wpi­sy­wał ich dane. W końcu spy­tał o powód sporu. Znie­cier­pli­wił się, gdy usły­szał jedno słowo: „Honor”.

 

– Tak, wszy­scy tu bro­nią ura­żo­nej dumy. Po­daj­cie pa­no­wie kon­kret­ną przy­czy­nę.

 

Mar­kiz przy­wo­łał ku sobie córkę.

 

– Po­znał już pan kon­kret­ny powód. Oto Honor Bar­ba­ra Guile, wal­czy­my o nią. A skoro o Honor mowa: zo­sta­nie z nami na placu boju.

– Nie zga­dzam się. Może zo­stać ranna, zgi­nąć! To nie­do­pusz­czal­ne.

 

Adam Guile wy­cią­gnął ku niemu za­pi­sa­ny drob­no kar­te­lu­szek. Sę­dzia za­po­znał się z jego tre­ścią, skło­nił nisko i już nie opo­no­wał.

 

Wa­run­ki po­je­dyn­ku były pre­cy­zyj­ne – raz usta­wio­nych au­to­ma­tów nie wolno było po­now­nie re­gu­lo­wać. Dzia­ła­ły sa­mo­dziel­nie, póki jeden z nich nie uległ. W przy­pad­kach wąt­pli­wych sę­dzia oce­niał znisz­cze­nia. Kry­ją­cy się za urzą­dze­nia­mi lu­dzie nie­kie­dy od­no­si­li rany, nie pa­mię­ta­no jed­nak, by ktoś zgi­nął. Byli wszak cy­wi­li­zo­wa­ni – to nie ciem­na Piąta Era.

 

Wik­tor na­sta­wiał ro­do­wy au­to­mat bi­tew­ny. Po­dłuż­na, usta­wio­na pio­no­wo skrzy­nia za­wie­ra­ła wiele ro­dza­jów broni dy­stan­so­wej, mio­ta­nych sprę­ży­na­mi; umiesz­czo­na wśród nich ma­chi­na li­czą­ca gwa­ran­to­wa­ła, że po­ci­ski tra­fią do celu.

Mar­kiz usta­wił się na swo­jej po­zy­cji z pu­sty­mi rę­ka­mi. Pu­blicz­ność wpa­try­wa­ła się w niego i prze­rzu­ca­ła się do­my­sła­mi – podda się? Jego urzą­dze­nie jest za wiel­kie i do­pie­ro je niosą? Czyż­by miał coś w kie­sze­ni? Adam Guile miał opi­nię ge­niu­sza, ale nawet od niego nikt nie ocze­ki­wał tak da­le­ko po­su­nię­tej mi­nia­tu­ry­za­cji. Stary ary­sto­kra­ta ski­nął głową córce. Honor Bar­ba­ra sta­nę­ła przed ojcem. Pu­blicz­ność za­wy­ła. Jeśli z ogól­ne­go wrza­sku można było co­kol­wiek zro­zu­mieć, naj­czę­ściej sły­sza­ło się „tchórz”, „prze­kup­ny sę­dzia”, „mor­der­cy”. Mar­kiz jed­nym ru­chem roz­piął suk­nię dziew­czy­ny, od­sła­nia­jąc plecy. Pu­blicz­ność już go­to­wa była wtar­gnąć na plac boju, w ich kie­run­ku po­le­cia­ło nawet kilka butów. Jed­nak za­miast spo­dzie­wa­ne­go upo­ko­rze­nia mło­dej ko­bie­ty, stali się świad­ka­mi trium­fu nauki. Pod suk­nią doj­rze­li nie bie­li­znę lub ciało, ale nie­po­ję­ty me­cha­nizm. Ryk zmie­nił się nagle w ciszę, a ta prze­szła w szep­ty: „prze­cież ją znamy”, „jak żywa”, „nigdy bym nie zgadł” „jaki napęd?”, „dla­cze­go mówi?”, „jak myśli?”. W końcu także py­ta­nia uci­chły, za­stą­pio­ne głów­nie po­wta­rza­nym „ge­niusz, ge­niusz, ge­niusz!”. 

 

Nie­wzru­szo­ny ar­bi­ter dał znak opo­nen­tom, by za­czy­na­li. Wik­tor za­marł, nie­zdol­ny do uru­cho­mienia swo­jej broni. Tym­cza­sem Honor wy­sko­czy­ła na­przód, bły­ska­wicz­nie po­ko­nu­jąc dy­stans, bez wy­sił­ku od­rzu­ci­ła skrzy­nię i chwy­ci­ła chłop­ca za gar­dło. Szar­pał się jesz­cze, gdy pod­szedł do nich jego rywal. Wik­tor z tru­dem od­dy­chał, jed­nak na mo­ment prze­rwał bez­ce­lo­we próby uwol­nie­nia, się­gnął do kie­sze­ni i podał jej za­war­tość mar­ki­zo­wi. Na dłoni Adama spo­czę­ła zie­lo­na kulka. Chło­pak wy­ja­śniał rzę­żąc:

 

– Zdo­by­łem… duch w ma­szy­nie… wy­star­czy by… lalka stała się dziew­czy­ną…

 

Mar­kiz przyj­rzał się kulce. Chło­pa­ka oszu­ka­no, uznał. Skoro był za głupi, by od­róż­nić wy­bie­ra­ne przez au­to­mat go­to­we od­po­wie­dzi od praw­dzi­wej roz­mo­wy, trud­no by on jeden od­na­lazł le­gen­dar­ny śro­dek oży­wia­ją­cy mar­twe urzą­dze­nia.

A jeśli? Adam tak mocno udo­sko­na­lił al­go­rytm ste­ru­ją­cy kon­wer­sa­cją, mi­mi­ką i ge­sta­mi Honor, że sam za­po­mi­nał, z czym roz­ma­wia. Może smar­kacz ma wię­cej ro­zu­mu niż się wy­da­wa­ło i pi­guł­ka jest praw­dzi­wa? Praw­dzi­wa córka za­miast mar­twej ma­szy­ny. Hucz­ny ślub z Wik­to­rem czy innym śmier­dzie­lem, dłu­gie listy za­pew­nia­ją­ce o szczę­ściu ro­dzin­nym. Świą­tecz­ne spo­tka­nia. Pusty dom, utra­ta naj­wier­niej­szej sługi, naj­po­słusz­niej­szej nie­wol­ni­cy.

Zmiaż­dżył kulkę butem na oczach chło­pa­ka. Wik­tor zalał się łzami i wy­chry­piał:

 

– Gdzie twój honor?

– Do­brze, że py­tasz. Honor zo­sta­je ze mną.

 

Sta­rzec od­wró­cił się i od­szedł. Ma­szy­na do­koń­czy­ła pro­gram.

Koniec

Komentarze

Brak taga konkursowego, ale mi zrobiliście psikusa. No nic tym razem komentarz będzie suchy, dobre opowiadanie, z ciekawą fabułą prowadzące do nie mniej ciekawego twista, klikam i strzelam focha ;) Pozdrawiam :) 

 

Edit: Foch cofnięty chwała stającym w szranki :D 

 

Hej, 

 

dobre :). Początkowe zaloty zmyliły mnie i nie przygotowałem się na pojedynek i to z takim zaskakującym finałem. Honor potraktowany bardzo wprost, ale to nie umniejsza opowiadaniu. Mniej jest tu świata ( choć jest przedstawiony, jak najbardziej), bardziej opowiadanie skupia się na historii naukowca i zalotnika, co jak na tak małą ilość znaków wychodzi bardzo dobrze. Historia prowadzi do twista, który kończy opowieść w naprawdę satysfakcjonujący sposób. Klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Interesujące opowiadanie. Zaczęło się dość sztampowo, ale późniejszy twist i zakończenie naprawdę zrobiły robotę. Motyw z ożywianiem lalki przypomniał mi, że muszę w końcu kupić Lies of P na plejaka… :P

 

Tekst jest spójniejszy pod względem formy od konkurencyjnego, ale nieco mniej w nim barwnej kreacji świata. W efekcie bardziej rozumiem wydarzenia, ale w mniejszym stopniu jestem w stanie wyobrazić sobie miejsce, w którym się rozgrywają.

 

Obstawiam autorstwo Eldila :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zaloty wydały mi się pomysłem dość miałkim, ale kiedy okazało się, czym tak naprawdę jest panna, rzecz stała się ciekawsza, ale nie mogę powiedzieć, żeby historia mnie szczególnie porwała.

 

– … i za­miast my­śleć o ojcu… → Zbędna spacja po wielokropku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pigmalion reinkarnowany? OK, podobało mi się. Androidka naprawdę niezła, skoro potrafiła prześledzić rozumowanie związane z dynią.

Babska logika rządzi!

Pojedynek o Honor

Oto Honor Barbara Guile, walczymy o nią.

Nie potraktowałeś aby tematu nazbyt dosłownie? ;)

Nie przekonało mnie. Ot, mroczniejsza, bardziej zaawansowana wersja Pinokia – w sumie nic nowego. Ze wszystkiego najbardziej podobał mi się clockpunkowy mech* Wiktora (tak to sobie wyobrażam).

Obstawiam autorstwo Eldila.

 

*W sensie ,,mech” jak z Gundama, nie że roślinka.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Groźne, obłąkane zegary i tajniki sztuki zegarmistrzostwa zarysowują dystopijne ramy Twojego clockpunkowego świata, który mógłby być szerszy i głębszy, jednak w kontekście fabuły najzupełniej wystarczy. Pojedynek na mechanizmy jest ciekawą interpretacją honoru. Plus jest w tym nieukryta ironia. Wątek romantyczny i finalny twist skojarzyły mi się miło z „Piaskunem” Hoffmanna.

Przeczytałem z ciekawością. Podobało mi się. Trudny wybór przede mną. :)

Niezłe.

Początkowo nudne, jakieś zaloty, dynie, pojedynek o honor i takie tam, które zupełnie mnie w literaturze nie kręcą. A potem nagle okazuje się, że pojedynek jest na mechy, mechem jest dziewczyna, chłopak ma jakieś cudo do ożywiania maszyn, oponent ma to gdzieś, a mech robi, co mu kazano. Imię mecha zgrzyta, jak źle dopasowany mechanizm, ale reszta nawet, nawet, zaskoczyłeś mnie.

Idę do opowiadania Twojego adwersarza i podejmę decyzję, na który tekst zagłosuję.

 

Known some call is air am

Jakoś tak z 5k znaków więcej by się tu przydało. Dobry opis pani Honor i jej coming outu, trochę poszerzyć temat pigułki Pinokia i dorzucić do tego jakiś mocniejszy forshadowing.

W Pojedynku chyba na plus. Dialogi wypadają naturalniej, historia jest prostsza na taką długość i jako tako zbiega do końca (choć czuć leciutki pośpiech), opisy nieco bardziej przejrzyste.

Autorstwa obu tekstów nie odważę się zgadywać, bo za mało czytałem Waszych tekstów, a nie chcę strzelać z zawiązanymi oczami;)

Слава Україні!

Dziękuję wszystkim za glosy i komentarze. Honor rzeczywiście jest u mnie wprost, nie wprost i na skos wink Zgadzam się też, że ten świat ma potencjał – hańba ci, Anonimie (edit: Eldilu laugh), jeśli go nie wykorzystasz w większych tekstach laugh

The KOT

Hej!

Początek średnio w moim stylu, moment zalotów przydługi, podobnie jak wejście do domu Honor, ja bym raczej rozwinęła opisy mechanizmów, trochę też większy nacisk położyła na sam pojedynek.

Ale poza tym – bardzo mi się podobało. Jak już dostaliśmy wzmiankę o pojedynku – no działo się, przez tekst płynęłam. Szok bohatera w pracowni nabrał sensu, ojciec chcący zostawić u siebie “córkę” dość przerażający, magiczna (techniczna?) pigułka i gorzkie zakończenie w moim stylu.

Sam pomysł bohaterki jako czegoś w rodzaju mechanicznej kukły skojarzyło mi się z pewnym opowiadaniem na forum, ale nie podam tytułu, no bo tam też jest to element zaskoczenia. ;)

Pozdrawiam,

Ananke

Cześć!

 

No, chłopaki, 10k znaków i zmierzenie się z zapewne nowym dla Was gatunkiem – nie lada wyzwanie! Do tego trafiło się dwóch wartych siebie przeciwników – gratka dla miłośników pojedynków!

W „Rzece…” zamigotała mi w głowie pewna niejednoznaczność, którą można by tu wykorzystać – każda ze stron konfliktu mówi o honorze na swój sposób, ale Autor spolaryzował nasze spojrzenie poprzez rzeź niewiniątek – trochę mi tego szkoda.

Plusem, ale zarazem minusem jest przemiana Ariego – plusem, bo wystąpiła, minusem, bo w tak krótkim tekście jest za słabo nakreślona. Zobaczył rzeź (to musiał być fundament przemiany – solidny), a potem podsłuchał jedną rozmowę wroga (któremu od razu uwierzył i to była kropla, która przelała czarę) i cyk! Wincyj, Panie Autorze! Wiem, wiem… limit.

W „Pigułce…” bardzo przypadł mi do gustu twist z tym, że dziewczyna jest mechanizmem. Skojarzyło mi się z filmem „Hugo i jego wynalazek”, choć to pobudziło też nadzieję, po bardzo ciekawym wstępie i dialogu dwójki młodych, że całość zakończy się pozytywnie dla Wiktora. Autor jednak uciął to dość brutalnie – szkoda.

Miałem zwiechę, gdy okazało się, że dziewczyna ma na imię Honor – niby proste, a jednak trochę mną zamotało.

Oba teksty mają jak widać swoje w moich oczach zalety, jak i wady. W każdym znalazłem coś dla siebie, w każdym bezczelnie rozbudziłem swoje oczekiwania, ale swój głos oddam na „Pigułkę…” – przede wszystkim za większą „clockpunkowość”, która w „Rzece…” była jedynie tłem.

Typy co do autorów?

Rzeka… – Realuc

Pigułka… – Eldil

Com napisał, napisałem!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ciekawe, zakończenie zaskoczyło, choć przyznam, że chwię trwało, zanim zajarzyłam, że panna androidka ma na imię Honor ;)

Podobało mi się, krótkie, ale treściwe :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Clockpunkowy Pigmalion? ;) Historia wolno się rozkręca. Początkowa rozmowa mało wciągająca. Opko nabiera tempa w momencie wejścia Wiktora do warsztatu. Świat wydaje się ciekawy, choć bardzo zdawkowo opisany – i tutaj rozumiem limit, ale chyba wolałabym, żeby początek skrócić, a światu i głównemu konfliktowi poświęcić trochę więcej miejsca. 

It's ok not to.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Mam do Twojego opowiadania podobne zastrzeżenie, co do konkurenta, za duża kondensacja. Za dużo mięcha w zupce i wyszło gęsto. Wiele mi się podobało, ale miałam poczucie powierzchowności i pośpieszności. 

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Cześć!

 

Temat potraktowany z dystansem, ale nieźle to wyszło. Pigułka małżeńska, uchowaj borze. Jest fantastyka, jest intryga i twist, a wszystko nie tryska powagą, jednocześnie ociekając duchem czasów, kiedy surduty królowały na salonach. Trochę zabrakło tych mechanizmów, jednak nieco o nich opowiadałeś, dobrze podbudowując scenę pojedynku.

Ach te bezduszne kalkulacje…

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

 

Ale to nie oznacza, że jesteś bezpieczny XD

utrzymywaną tylko dla nasion

Dynie uprawia się nie tylko dla nasion XD (i nie należą do różowatych).

Ona wśród wieńca adoratorów

Hmmm.

Młodzieniec poprawił nerwowo fontaź.

Młodzieniec nerwowo poprawił fontaź. Musiałam sprawdzić słowo, ja się tam na modzie nie wyznaję XD

Mój prezent… chwilę temu wydawał się idealny.

Lepiej: Mój prezent… przed chwilą wydawał się idealny.

Dynie należą do różopodobnych,

Oj, dziewczę słabe z botaniki XD Miały być różowate (Rosaceae), nie różopodobne (Rosanae) XD

Spójrzmy na krewnych róży: ciotka kapusta.

A mógł być kwiat kalafiora XD

Płaszcz opięty pasem.

Spięty.

kwitnie teraz jabłoń, bliższy krewny róży, przedstawiciel różowatych

A, dobre! XD

Z trudem przełamał stupor, przypomniał sobie układany godzinami frazes:

Hmmm. A po co tu światło?

To każdy z nich śpiewałby „wody mi daj”.

https://youtu.be/InME0wn4Fnw yes

prezent zdobył moją przychylność

Hmmm. To znaczy, że lubi prezent…

przyczyniła się do gwałtownego postępu i niezliczonych wynalazków

I powstania niezliczonych wynalazków.

Ich świat zapełniał się maszynami.

Do czego odnosi się zaimek?

Wisiały nad ich głowami przyczepione do balonów i latawców, leżały pod ich stopami, wbudowane w podłogi i trotuary.

Oba "ich" są zbędne.

Zegarowe szaleństwo nie zatrzymało się

Hmm.

Coraz więcej morderstw popełniano używając automatów.

A może lepiej: z użyciem automatów?

Chłopak przejął się tym, ale postanowił nie tracić ducha

Hmmm. Streszczone.

Ale jest specyfik,

…?

Mamy drugi wiek, takiego barbarzyństwa nie praktykuje się nigdzie na obu kontynentach!

Mamy drugi wiek, takiego barbarzyństwa nie praktykuje się nigdzie na żadnym z dwóch kontynentów! (A swoją drogą, moje ulubione "mamy XXI wiek!" XD).

I dziś w półkolistej widowni wszystkie loże, ławki i miejsca stojące były wypełnione.

Hmmmmm.

rodzajów broni dystansowej, miotanych sprężynami

To nie rodzaje są miotane…

Jednak zamiast spodziewanego upokorzenia młodej kobiety, stali się świadkami triumfu nauki.

Hmmm.

Pod suknią dojrzeli nie bieliznę lub ciało, ale niepojęty mechanizm

Ha, wiedziałam ^^ (czemu grzebiecie mi w biurku?)

Ryk zmienił się nagle w ciszę

Hmm.

Niewzruszony arbiter dał znak oponentom, by zaczynali.

Niewzruszony arbiter dał oponentom znak, by zaczynali.

odrzuciła skrzynię

Hmm.

trudno by on jeden odnalazł legendarny środek ożywiający martwe urządzenia.

Trudno, by on właśnie odnalazł legendarny środek ożywiający martwe urządzenia.

Adam tak mocno udoskonalił

Adam tak dalece udoskonalił.

Zmiażdżył kulkę butem na oczach chłopaka.

Ścięłabym: Zmiażdżył kulkę butem.

 

Nie wiem, czemu dajesz puste linie przed dialogami. Tekst trochę pospieszny tu i ówdzie (limit, co?), ale dobrze napisany – można by go rozbudować, zwłaszcza, że zaczyna się komedią, a kończy tragedią. Szkoda tylko Wiktora…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję serdecznie, że przeczytaliście tekst i wzięliście udział w pojedynku jako sędziowie. Gratulacje dla Cezarego i Krokusa, którzy odgadli autorów.

 

Tarnino – świetna robota smiley

 

Przy okazji – w tekście jest parę “eastereggów”, na razie znalezione dwa:

– oczywiste nawiązanie do Pinokia (tu kukiełka ma szansę stać się nie chłopcem, tylko dziewczyną)

– “Kwiat Jabłoni” zaśpiewa “Wodymidaj” laugh

 

Oczywiście, to skojarzenia, które mnie samemu przyświecały. Te które Wam przyszły do głowy (jak Pigmalion, czy Lies of P) to element, który najbardziej lubię w tekstach – jak są “mądrzejsze od autora”, można tam dać pohasać wyobraźni, znaleźć sprawy, o których autor nie myślał.

The KOT

Tu chyba też była ostra walka z limitem ;) Przy czym u Ciebie mam poczucie lepszego poukładania ubrań w walizce ;) ale to chyba z tego powodu, że mniej mnie interesował świat a bardziej sama historia, którą zamknąłeś jak dla mnie.

Fajny początek, mnie dynie akurat zachęciły do dalszego czytania ;)

 

BTW Te entery to celowy zabieg? Czy o co z tym chodzi?

Nowa Fantastyka