- Opowiadanie: joler0 - Ciemny las

Ciemny las

Pomysł na opowiadanie wymyśliłem w trakcie upalnego dnia i chwilowej fascynacji potęgą Słońca.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Ciemny las

 

Wiadomość z Arecibo, nadana z Ziemi w 1974 roku w kierunku gwiazdozbioru Herkulesa, mknęła w przestrzeni kosmicznej od niemal stu lat. W tym czasie ludzkość nie zmieniła się znacząco. Tak, jak nie zmieniła się od czasów Cezara, upadku Konstantynopola czy II Wojny Światowej, tak i po wieku od nadania wiadomości do obcych cywilizacji, każdy człowiek rodził się, będąc pustą kartką. Technologia rozwijała się kaskadowo, ale ludzkie instynkty odziedziczone jeszcze po przodkach z jaskiń pozostały jedyną spuścizną zdolną do wpisania się na trwałe w zbiorową mądrość gatunku.

Nadane informacje o człowieku, budowie DNA, położeniu Ziemi i biochemicznych właściwościach życia na niej były zakodowane w systemie binarnym, a następnie niesione na częstotliwości 2380 MHz w nadziei, że któraś z równie samotnych cywilizacji będzie w stanie je odebrać i odkodować. Odpowiedź z rejonu gwiazdozbioru Herkulesa była szczytem marzeń grupy naukowców wierzących w istnienie istot zdolnych do kontaktu.

Ten jednak nigdy nie nastąpił.

Ludzie coraz silniej wierzyli, że są ewenementem w skali kosmicznej. Wybrykiem natury pojawiającym się raz na Wszechświat. Wybrańcami, panami i władcami wszystkiego, na co spojrzą. Zawsze pragnęli więcej niż to, co posiadali. Podbój najbliższego kosmosu przychodził im jednak opornie. Ledwo skolonizowali Księżyc, pożądliwie spoglądali ku sąsiednim planetom, jednak nie potrafili przezwyciężyć panujących tam warunków środowiskowych.

Ludzkość miała wiele planów. Jeszcze więcej grzechów. W ciągu stu lat cywilizacja ludzka siedmiokrotnie użyła ładunków nuklearnych. Dwa pierwsze zakończyły II Wojnę Światową, trzeci rozpoczął kolejną, a cztery pozostałe zmiotły z powierzchni Ziemi trzy duże miasta walczących stronnictw zabijając dziesiątki milionów ludzi.

Obrazy wybuchów obiegły świat i przeraziły zwykłych ludzi, którzy w końcu wymusili pokój. Wojna skończyła się, zanim przeistoczyła świat w radioaktywną pustynię. Ludzie odetchnęli z ulgą. Niestety, przekazy telewizyjne i radiowe niesione na setkach pasm częstotliwości, mówiące o okrucieństwie jedynego w pełni inteligentnego gatunku na planecie, uciekły z Ziemi i poniosły się we wszystkich kierunkach Wszechświata.

Po pięciu dekadach od zażegnania widma wojny nuklearnej ludzie wciąż żyli w kruchym pokoju. Nikt nie przypuszczał, jak bardzo życie na Ziemi zmieni się po jednej z licznych obserwacji nocnego nieba, gdy najnowocześniejszy teleskop naziemny z Chile, wycelowany przez kilku naukowców w Europy wprost w gwiazdozbiór Herkulesa, zaobserwował zaginięcie całych połaci gwiazd. Zjawisko to nazwano Plamą.

Informacja o Plamie żyła w mediach krótko głównie jako ciekawostka i kolejna niewyjaśniona tajemnica Wszechświata. Stosunkowo szybko o niej zapomniano. Jedynie mała grupa naukowców wciąż badała przyczynę powstania Plamy i zniknięcia gwiazd. Z początku przypuszczali oni, że odkryli nieznaną wcześniej gwiazdową czarną dziurę, jednak dalsze obserwacje nie potwierdziły hipotezy. W niedługim czasie kolejna próba zmierzenia odległości Ziemi od potencjalnego zaciemnienia wykazała, że od odkrycia Plama przybliżyła się o dziesiątą część roku świetlnego.

– Dr Mendes, obsługa chilijskiego Niesamowicie Ekstremalnie Wielkiego Teleskopu. Zgłaszam odkrycie anomalii zbliżającej się do Ziemi z prędkością połowy prędkości światła. Idealnie czarny obiekt zasłonił już dwanaście minut kątowych z dwudziestu minut gromady Herkulesa.

– Macie podejrzenia, co to może być?

– Nie. Sądzimy, że obiekt kieruje się ku Ziemi. Sądzimy, że celowo koryguje trajektorię lotu, lecz jest to obserwacja do zweryfikowania.

Na nagraniu rozmowy nastała cisza.

– Sugerujecie, że to ma związek z obcą formą życia?

– Wyczerpaliśmy inne hipotezy. Tak, to właśnie sugeruję.

– Dziękujemy, nadamy sprawie pędu.

Kolejne miesiące mijały na dyskusjach wewnątrz coraz to większych grup naukowców i wojskowych. Brak precyzyjniejszych informacji o zbliżającej się Plamie nie pozwalał na podejmowanie decyzji. Naukowcy z chilijskiego obserwatorium określili za to, kiedy anomalia znajdzie się w pobliżu Układu Słonecznego i przekazali, że dokładnie za osiem lat Plama dotrze do orbity Neptuna.

Krótko po tym do mediów przeciekła informacja o zbliżającej się inwazji pozaziemskiej cywilizacji.

Początkową panikę pośród większości społeczeństw szybko zastąpiła ciekawość, następnie przełomowa wiadomość zainspirowała do wykorzystania tematu obcych form życia we wszystkich gatunkach sztuki i rozrywki, by po niecałych dwóch latach temat ucichł. Ludzie przytłoczeni ilością informacji o możliwym pierwszym kontakcie, stracili nim zainteresowanie. Choć z każdym miesiącem obszar zaciemnienia rósł, zainteresowanie spadało. Nikt nie był w stanie podać żadnych nowych informacji na temat obcych, nikt nie znał celu ich wyprawy, nikt nawet nie wiedział, czy to naprawdę obca cywilizacja zmierzała ku Ziemi.

W ciągu kolejnych dwóch lat Ziemia postanowiła przejść w stan lekceważenia.

W czasie, gdy wszystkie wielkie teleskopy skierowane były w kierunku zaciemnionej gromady Herkulesa, jedna z niewielkich stacji badawczych zajmujących się obserwacją Słońca wydała niepokojący komunikat wprost do strefy publicznej. Jak się potem okazało, wyższe szczeble władz ignorowały wcześniejsze raporty. Załoga obserwatorium uznała swoje odkrycie za niezwykle ważne, postanowiła więc działać. Treść komunikatu brzmiała:

– Stacja obserwacji Słońca w Peru informuje, że w kierunku Ziemi zbliża się obiekt o wymiarach porównywalnych do wymiarów boiska piłkarskiego. Zaobserwowaliśmy go siódmego września o 12:34 czasu lokalnego. Nadlatuje ku Ziemi z prędkością ponad stu osiemdziesięciu tysięcy kilometrów na godzinę. Znajdzie się w pobliżu Ziemi za około trzydzieści dni.

Plama znajdowała się ponad dwa lata świetlne od Ziemi, natomiast nowy obiekt pędzący wprost ze Słońca miał przybyć znacznie wcześniej. To na nowo rozpaliło ludzi na wszystkich kontynentach. Strajki i demonstracje przetoczyły się po planecie jak płomień po kuli z waty. Władze poszczególnych frakcji musiały się porozumieć co do działań, by nie zostać zdmuchniętymi przez falę niezadowolenia. Szybko to też zrobiły. Gdy doniesiono, że Obiekt (tak od początku zaczęto nazywać nadlatujące nieznane ciało) przeleciał obok Merkurego, orbity Ziemi strzegły już statki bojowe wszystkich państw zdolnych do wystawienia floty kosmicznej. Co więcej, w kierunku Obiektu wysłano rój sond-pocisków zaprojektowanych do dokonania ataku ciała niebieskiego. Miały one rozbijać się o jego powierzchnię, próbując zniszczyć lub zmienić jego kurs.

Gdy Obiekt znalazł się w połowie odległości między orbitą Wenus, a orbitą Merkurego, rozpoczęła się pierwsza bitwa pomiędzy ludźmi, a czymś niewątpliwie stworzonym przez obcą cywilizację.

Rój atakował falami. Ku zdziwieniu pierwsze z sond wybuchły nie zbliżając się bliżej niż sto kilometrów od Obiektu, kolejnym udało się podejść bliżej, jednak nie trafiły celu. Dopiero fale od trzeciej do siódmej bez problemu roztrzaskały się o cel, spowijając go pyłem i ogniem. Obiekt jednak nawet nie zwolnił. Co prawda ostatnia fala, uzbrojona w ładunki nuklearne zdołała zmienić tor jego lotu, jednak po eksplozji o łącznej mocy stu megaton, Obiekt powrócił na tor kolizyjny z Ziemią. Ludziom nie pozostało nic innego, jak czekać na starcie z nieznanym.

Ósmego października niebo nad Ziemią zapłonęło. Błękit poszatkowały salwy z dział wszystkich stu dwóch okrętów wojennych znajdujących się na wysokiej orbicie Ziemi. Obraz przypominał deszcz kolorowych meteorytów uciekających z planety w kosmos, ogniskujących się w jednym konkretnym punkcie. Kula ognia rosła z każdą chwilą. W kulminacyjnym momencie świadkowie wpatrujący się w obraz bitwy poprzez ciemne filtry dostrzegli kulę światła dorównującą Słońcu w zenicie. Chwilę potem oślepiający rozbłysk wszystko zakończył. Flota wojenna Ziemi zamilkła. Na niebie pozostał gasnący jasny punkt, który po chwili zbladł, a następnie wtopił się w spokojny błękit nieba. Ludzie mówili, że czuli w powietrzu ozon, zupełnie jakby nad ich głowami przeszła potężna burza.

Flota wojenna raportowała do swoich dowódców na Ziemi:

– Tu „Bezkres”, potężny impuls zniszczył znaczną część naszej elektroniki, dalszy ostrzał jest niemożliwy. Powtarzam, dalszy ostrzał jest niemożliwy.

– „Bezkres”, czy widzicie cel?

– Tak, widzimy. Według naszych pomiarów Obiekt zatrzymał się i wisi w odległości dwóch tysięcy kilometrów od nas.

– Opiszcie go.

– Sferyczny, podłużny. Powierzchnia emituje światło o białej barwie. Porusza się nie pozostawiając smug ani szlaków cieplnych. Jednak w podczerwieni emituje ogromną aurę promieniowania, musi być rozgrzany do dużych wartości. Szacujemy, że jest to ponad pięć tysięcy stopni Celsjusza.

– Sprawdźcie pomiary, to niemożliwe.

– Trzykrotnie mierzyliśmy tę wartość. Temperatura Obiektu przekracza wartość topnienia wolframu.

– Zrozumiałem. Jesteście w stanie naprawić uszkodzenia?

– Nie.

– Czy…

– Obiekt ruszył. Zmierza w naszym kierunku i przyśpiesza.

Obiekt po zneutralizowaniu floty, rozwinął ułamek poprzedniej prędkości. Bez problemu podleciał do stojących w szyku okrętów i zatrzymał się kilkaset metrów od nich. Załogi okrętów, jak i personel na Ziemi, spodziewali się nieuchronnego ataku. Ten jednak nie nadszedł. Zamiast tego Obiekt zaczął dzielić się na mniejsze części, zachowując się przy tym jak rtęć. W chwili jego powierzchnia zafalowała, straciła swą jednolitość, pękła naraz w setce miejsc, które zaraz wygładziły się i oderwały od wspólnoty tworząc chmurę jaśniejących bielą drobin. Według załóg dryfujących okrętów wojennych każda miała około metra średnicy. Były ich setki.

Drobiny ruszyły w kierunku Ziemi, przecinając kolejne warstwy jonosfery, aż przebiły ostatnią z nich i otuliły planetę rzadką siecią. Zajęły pozycję i rozjarzyły się bladym światłem. Wtedy, gdy wszyscy pewni byli ataku, stało się coś niebywałego. Drobiny przemówiły na wszystkich częstotliwościach radiowych i pasmach transmisyjnych otulając Ziemię płaszczem niekończącego się przekazu. Nieważne czy były to stare radia w wiosce pośród tajgi, czy nowoczesny system holografu, wszystko, co kiedykolwiek służyło ludzkości do komunikowania się ze sobą na odległość, zabrzmiało jednym głosem. Głosem niesionym przez Obiekt i jego drobiny.

– Niosę pomoc – powiedział Głos. – Zniszczenie nadchodzi w waszym kierunku. Zaobserwowaliście znikające gwiazdy, ale to nie anomalia, a wysoce rozwinięta inteligencja. Niestety nie przekażę wam żadnych informacji, bo takich nie posiadam. Opowiem wam za to, co spotkało Stwórców.

Głos opowiadał o dawnej cywilizacji zamieszkującej Układ Słoneczny. Mówił o ich osiągnięciach, o technologii pozwalającej na czerpanie nieograniczonej energii ze Słońca i sposobach na jej magazynowanie. Mówił o wiekach dobrobytu i fascynacji Wszechświatem, o wizji kolonizacji innych światów wraz z niesieniem płomienia wiedzy i świadomości do wszelkich istot zdolnych do przyjęcia tych darów. Opowiadał o projekcie „Latarni” mającej służyć innym, inteligentnym formom życia do odnalezienia w bezkresnej pustce podobnych sobie, by móc wspólnie rozwijać się i ujarzmiać otchłań Wszechświata. Mówił o przerażającej ciszy. Nikt nie odpowiedział na wiadomości wysłane w mrok. Kosmos okazał się pozbawiony życia lub chęci kontaktu.

Wtedy w oddali pojawili się oni.

Głos po raz pierwszy zamilkł. Ludzie na całej planecie wstrzymali oddech. Wielu próbowało bezmyślnie dostroić swoje odbiorniki, ale wszędzie, na każdym paśmie radiowym i tak niósł się tylko Głos.

Gdy znów się odezwał, wyczuwało się zmianę w jego barwie. Jakby rozpoczynał zupełnie inną opowieść, a to, co dobre, już się skończyło.

Gdy ciemność pożerała coraz większe fragmenty nieba, Stwórcy domyślili się, że prze ku nim wrogo nastawiona siła. Nie wiedzieli o niej nic, ale postanowili stworzyć broń zdolną do jej powstrzymania. Wybór padł na Słońce i jego moc. W pośpiechu opracowali broń zdolną do poskromienia i skupienia w sobie mocy gwiazdy. Prace trwały latami. Cywilizacja podjęła nieopisany trud, porzuciła wszelkie gałęzie rozwoju, by skupić się jedynie na projekcie obronnym. Kolejne przełomowe osiągnięcia wychodziły z ich płodnych umysłów, by wkrótce stać się częścią potężnej broni. I wtedy, gdy do zakończenia prac pozostało już niewiele czasu – Stwórcy zrozumieli, że cały trud na nic. Wróg zbliżał się znacznie szybciej, jakby przewidział stworzenie broni zdolnej do odparcia jego ataku i w krótkim czasie obszar zaciemnienia przebył dwukrotnie większy dystans i pewna stała się nieuchronna konfrontacja.

– Wtedy stworzono mnie – powiedział Głos. – Powierzono mi misję i to ją dziś wykonuję. Broń zdolną do zniszczenia wroga kazano mi ukryć w jedynym miejscu, w którym nikt nie będzie jej szukał. Tak też zrobiłem. Następnie sam ją dokończyłem. Dzięki niej ludzkość będzie zdolna ocaleć. Dlatego nie bójcie się mnie, proszę o wasze zaufanie. Przybywam z pomocą.

Po tych słowach Głos postanowił rozmawiać już tylko z przedstawicielami ludzkości na jednym ze statków, po czym zakończył przekaz, a drobinki na powrót zlały się w jeden, sferyczny Obiekt.

Spotkanie zorganizowano po tygodniu na „Bezkresie”, okręcie flagowym najsilniejszej z ziemskich frakcji. Zebrani tam decydenci zajęli wszystkie sto trzydzieści miejsc i czekali na pojawienie się Głosu. Równo o umówionej godzinie, sala pociemniała, a pośrodku niej zmaterializowała się kula jaśniejąca białym światłem. Wraz z jej pojawieniem się, każdy z delegatów poczuł na twarzy przyjemne ciepło, kojarzące się z ciepłym, letnim dniem.

– Dziękuję za przybycie – usłyszał każdy z przywódców, gdzieś w głębi głowy. – Pozwolę sobie na komunikowanie się z wami bezpośrednio, wykorzystam częstotliwości zdolne do pobudzania odpowiednich ośrodków percepcji w waszych mózgach.

Przez salę przeszedł szept niezadowolenia.

– Wolelibyśmy jednak, żeby komunikacja odbywała się w sposób tradycyjny. Myślę, że większość z nas czuje się niekomfortowo, wiedząc, że potrafisz wejść do naszych umysłów.

Przez kulę przetoczyła się fala jaśniejszego światła.

– Oczywiście. Nie miałem złych zamiarów. Zastosuję więc pośrednią formę kontaktu. – Kolejna fala przetoczyła się po powierzchni Głosu jak tsunami. Wtedy też, salę wypełnił Głos. – Dziękuję za przybycie.

– Dlaczego lecą ku nam? – zapytał od razu przewodniczący Państwa Europejskiego.

– Podejrzewam, że to najwyższa forma inteligencji, zorientowana na własne bezpieczeństwo w Galaktyce. Opierają je na eliminacji każdej formy życia zdolnej do zagrożenia jej poprzez bezpośrednią walkę.

– A więc niszczą każdego, kogo wykryją w kosmosie? – To pytanie rzucił szef Unii Panameryki.

– Tylko abstrakcyjnie myślące formy życia – odpowiedział Głos.

– Czy oni już kiedyś tu byli? – zapytał kolejny z przedstawicieli.

– Tak. Zniszczyli planetę Stwórców.

Gwar rozlał się po sali z impetem wodospadu.

– Czy broń solarna okaże się skuteczna?

– Broń jest w stanie wygenerować moc do jednego procenta sekundowej energii Słońca. Dla uzmysłowienia jej potęgi dodam, że to około miliarda megaton. To jak dziesięć milionów najsilniejszych bomb termojądrowych w waszym arsenale, o rząd wielkości więcej, niż potrzeba.

Przez salę przeszedł szept.

– Gdzie ją ukryłeś?

– W Słońcu.

Nastała cisza. Dziesiątki szeroko otwartych par oczu wpatrywało się w Głos i kręciło bez przekonania głowami.

– Przecież to niemożliwe – niosło się po sali.

– Ależ tak. Stwórcy stworzyli generatory zdolne do utrzymania plazmy słonecznej w bezpiecznej odległości. Dzięki temu wokół Azylu rozpościera się bąbel pola magnetycznego, zdolny do stworzenia nadających się do przetrwania warunków.

– Próbowaliśmy stworzyć reaktory fuzji termojądrowej, wydatek energetyczny niezbędny to utrzymania plazmy w pożądanym miejscu zawsze przewyższał efektywność urządzenia.

– To prawda. Jednak mając nieograniczone ilości energii, jest to możliwe.

Zebranym chwilę zajęło zrozumienie sensu jego słów.

– A więc przetrwałeś setki tysięcy, miliony lat dzięki czemuś, co chroniło cię przed stopieniem wewnątrz Słońca, czerpiąc do tego zadania jego własną energię?

– Zgadza się.

Niektórzy kiwali głowami z aprobatą, inni kręcili nimi z niedowierzaniem.

– Gdy ludzkość otrzyma broń i zniszczy zagrożenie, posiądziecie wiedzę Stwórców. Staniecie przed niewyobrażalnym skokiem technologicznym.

W sali z pewnością dało się wyczuć napięcie i zniecierpliwienie. Wizja technologii tak zaawansowanej, by móc poskromić gwiazdę stała się dla każdego z przywódców państw największą żądzą. Choć wszyscy stali przed wspólnym zagrożeniem, każdy z osobna planował już świat po zwycięskim kontakcie z obcą formą życia.

Seria spotkań z Głosem zakończyła się po pięciu dniach. Zgodnie z jego poleceniami, ludzkość miała wyselekcjonować stuosobową grupę ludzi zdolną do obsługiwania broni.

 

Selekcja trwała od trzech miesięcy i miała się ku końcowi. W tym czasie zdołano wybrać sześćdziesiąt kobiet i czterdziestu mężczyzn, zgodnie z wytycznymi Głosu i jego decydującą opinią odnośnie kandydata. Początkowo słychać było sprzeciwy, szczególnie gdy odpadli najlepsi kandydaci z kręgów wojska, a w ich miejsce przyjęto ludzi zajmujących się medycyną lub naukami ścisłymi, jednak Głos wytłumaczył, że szuka ludzi o odpowiednim stanie psychiki i inteligencji. Priorytetem nie było doświadczenie w walce, a jasność umysłu. To ta grupa stu osób miała stać się jedyną nadzieją ludzkości na przetrwanie – stali się Wybrańcami.

Na dwudziestego piątego stycznia ustalono termin opuszczenia przez nich planety i przetransportowania do odbycia szkolenia na „Bezkres” przed docelową misją. Wielu z setki Wybrańców zastanawiało się, czy widzą Ziemię po raz ostatni, jednak żegnające ich tłumy dodawały otuchy. W taki sposób wielu zwykłych ludzi stało się bohaterami całej cywilizacji.

– Denerwujesz się? – zapytał David. Zapiął pas do klamry fotela i wziął głęboki oddech. – Ciepło tu. Za ciepło. Nie wiem czy wytrzymam. Ręce mi drżą jak przed pierwszą randką z żoną.

– Jak mam się nie denerwować, nigdy nie leciałem samolotem poza Europę. Teraz siedzę w stalowej tubie i mam polecieć w kosmos. To obłęd – odpowiedział siedzący obok mężczyzna. Wyciągnął ku Davidowi rękę. – Profesor Jack Winters. Chociaż… tytuły naukowe tylko wzmagają dystans międzyludzki. Jestem Jack.

– Miło poznać – David uścisnął dłoń Jacka. – Jack. Kto by pomyślał, że polecimy kiedyś w Słońce.

– Dalej nie ufam Głosowi. Nie wierzę, żeby ktokolwiek mógł okiełznać Słońce! Przecież to absurdalne.

– Ja nie wątpię. W końcu od tego zależy los ludzkości. I nasze życie, bo o ile przeżyjemy zbliżenie się do gwiazdy, to już chwila obecności w jej wnętrzu wydaje się niemożliwa.

– We wnętrzu tak, jednak my musimy dotrzeć do fotosfery, zewnętrznej warstwy Słońca. Tam jest tylko pięć i pół tysiąca stopni Celsjusza. Wyzwaniem jest pokonanie korony słońca z milionowymi wartościami temperatury.

– Nie przejmuję się tym – mówił sam do siebie David. – W końcu Głos dotarł tu z wnętrza Słońca, to jest najlepszy dowód na prawdziwość jego słów. Trzeba mu tylko zaufać.

– Tak – przytaknął Jacek. – Trzeba tylko zaufać.

Statek orbitalny wynosił dwudziestoosobowe grupy Wybrańców na „Bezkres”, gdzie podjęli szkolenie w warunkach próżni i braku grawitacji. Uczono ich walki, poruszania się, radzenia sobie ze stresem i brakiem obciążenia dla narządu ruchu. Następnie uczono ich pilotować lekkie myśliwce próżniowe do momentu, gdy Głos zdecydowanie przerwał szkolenie. Pojawił się pod postacią sfery tuż nad salą wykładową  i oznajmił Wybrańcom oraz dowództwu:

– Umiejętności, których uczycie Wybrańców nie przydadzą się im. Broń jest prosta, trzeba jedynie odpowiednio ją obsłużyć. Nie twórzcie z nich żołnierzy na skalę waszych wojen, to niepotrzebne. Ważne jest, by ludzkość przetrwała, a dzięki nim tak się właśnie stanie. Nie twórzcie z nich żołnierzy, bo nimi nie są i nigdy nie będą.

Ostatecznie zredukowano czas przewidziany na szkolenie do trzech tygodni. Jedynym co pozostało w cyklu szkolenia, to techniki radzenia sobie z nieważkością i jej skutkami w razie, gdyby mieli jej zaznać poza statkami floty ziemskiej. Po tym czasie Głos oznajmił konieczność wylotu do wnętrza Słońca.

Tuż przy burcie „Bezkresu” dryfował Obiekt. Cylindryczna łza jaśniała blaskiem, podobnym do blasku Księżyca w idealnie ciemną noc. Obiekt towarzyszył „Bezkresowi”, jak wierny poddany, jednak w dzień wylotu Wybrańców do wnętrza Słońca oddalił się tak, że ludzie próbujący go dostrzec gołym okiem z wnętrza statku flagowego, nie potrafili odróżnić go od migoczących gwiazd. Na krótko przed wylotem, Głos ostrzegł wszystkich, by nie spoglądali w kierunku Obiektu, po czym nakazał monitorowanie, czy aby ktoś nie pokusił się o złamanie jego zaleceń.

Rozbłysk rozświetlił ciemność, niwelując mrok Kosmosu. Obiekt krzyczał dookoła siebie w wielu spektrach promieniowania wystrzeliwując w przestrzeń każdą możliwą długość fal od promieniowania rentgenowskiego, ultrafioletowego, widzialnego, aż po podczerwień i długie fale radiowe. Osobliwy koncert trwał dokładnie czterdzieści jeden minut, po czym wszystko ucichło i zgasło.

– Głosie, co to było?! – krzyczał dowódca „Bezkresu”. – Nasze instrumenty oszalały, nigdy nie rejestrowały tak silnych sygnałów! Z każdej strony dochodzą do mnie raporty o uszkodzeniach i awariach.

– Było to niezbędne, by na chwilę oślepić wroga. Tak potężny rozbłysk stworzy nam okazję do zniknięcia.

– Rozbłysk ich oślepi, ale zakończyłeś nadawanie. I tak wszystko dostrzegą. Powinniście odlecieć w trakcie trwania zagłuszania – powiedział jeden z oficerów.

Głos milczał przez ułamek sekundy dłużej niż zwykle, po czym odpowiedział cierpliwie:

– Pomiędzy nami a wrogiem jest kilkadziesiąt sond mających za zadanie rezonować i powielać zagłuszenie, przez co będzie ono trwało długo po tym, jak odlecimy.

Oficer zmieszał się.

– Pora ruszać – oznajmił Głos, a Obiekt na nowo pojawił się na tle czarnej otchłani kosmosu.

 

Zebrani w hangarze głównym Wybrańcy nie dostrzegli rozbłysku. Tłoczyli się w oczekiwaniu na Obiekt, którym, jako jedynym statkiem zdolnym do przetrwania we wnętrzu Słońca, mieli odlecieć do ukrytej w nim broni. Kiedy w końcu nadleciał i bezdźwięcznie osiadł na posadzce hangaru, kilka osób z grupy zaczęło panikować. Z początku nerwowo wiercili się na swoich miejscach, by po chwili szeptać o szaleństwie misji i tym, że przecież podróż do wnętrza rozgrzanej kuli plazmy nie może się udać. Dwie kobiety próbowały się wycofać, uciec z dala od Obiektu i wszystkiego, co z nimi związane.

Wtedy wszyscy usłyszeli Głos. Wdarł się do ich mózgów jak cicha wibracja, a jego słowa działały jak przyjemna, ciepła kąpiel po długim spacerze na styczniowym mrozie. Opowiadał im o Enklawie we wnętrzu Słońca, o jej pięknie stworzonym tylko dla nich, Wybrańców. O tym jak bardzo przypomina dziewicze rejony Ziemi sprzed lat, gdy jeszcze takie istniały i były dostępne dla każdego. W końcu zaproponował:

– Zobaczcie ją sami, wtedy przekonacie się, że mówię prawdę.

I każdy z nich ujrzał, a właściwie znalazł się na zielonej łące otoczonej sosnowym lasem. Świeża zieleń dookoła uspokajała, falujące w rytm źdźbła traw hipnotyzowały ich tak mocno, że dopiero po kilku oddechach dostrzegli niebo. To wyglądało jak płynąca z wnętrza wulkanu magma. Ciemnopomarańczowe smugi przecinały jaśniejsze żółtobiałe morza nad ich głowami, które nieustannie płynęły, wirowały i znikały za horyzontem. Co chwila rozgrzane cumulusy plazmy odrywały się ze zwartej powierzchni, sunęły chwilę i wirując zbliżały się do łąki, by po chwili wrócić do toni, z której się oderwały.

– To właśnie Enklawa. Stwórcy stworzyli ją, byście nie bali się tu przybyć. Zapewnili jej bezpieczeństwo dzięki swojej technologii. To, co widzicie zostało przez nich stworzone na wzór dawnych, dziewiczych terenów ziemskich. Enklawę otacza sfera zapewniająca dopływ takiej ilości promieniowania słonecznego, jaka jest potrzebna organicznym formom życia do przetrwania i rozwoju. Resztę zbędnego i niebezpiecznego wpływu gwiazdy niweluje system sztucznej magnetosfery Enklawy. Jedyne czego nie udało się odtworzyć to cyklu nocy i dni.

Każdemu z Wybrańców Enklawa wydała się piękna.

Wizja zakończyła się, a cała grupa powróciła umysłami do hangaru „Bezkresu”, po czym, z o wiele większym spokojem, ruszyła do rozszerzających się wrót Obiektu. Wewnątrz zobaczyli mnóstwo ciasno poupychanych filarów z podobnego materiału, jakim jaśniało zewnętrzne poszycie Obiektu. Przypominało to niektórym z nich las, pełen gołych i jasnych pni sięgających do ciemnego, nocnego nieba; innym znowu kojarzyło się z salą wewnątrz kopalni, której strop zabezpieczała setka podpór.

– Niech każdy zajmie miejsce tuż obok jednego z filarów – powiedział Głos. – Niech pierwsi z was podejdą na sam koniec, by reszta mogła swobodnie wejść.

Gdy ostatnia osoba weszła do środka, wrota Obiektu zamknęły się, a wnętrze wypełniło delikatne, białe światło filarów.

– Niech każdy z was, przyłoży dłoń do filaru obok siebie.

Tak też zrobili.

Poszycie filarów rozjarzyło się pod wpływem dotyku dłoni Wybrańców, by po chwili zgasnąć. Dookoła zapanowała nieprzenikniona ciemność.

Ciemna otchłań.

Pojedyncze głosy zwątpienia przeistoczyły się w gwar. Ciemność od zawsze przerażała ludzi, lecz gdy w powietrzu unosiło się już widmo zbiorowej paniki, kolumny zaświeciły się na nowo, a każda z nich rozszczepiła się u środka, obnażając puste wnętrza.

– To komory ochronne – powiedział Głos. – Z waszych dłoni sczytano niezbędne dane, by móc jak najlepiej zabezpieczyć ciała w trakcie podróży. Wejdźcie do środka, w przeciwnym wypadku przelot przez górne warstwy Słońca może być dla was niebezpieczny nawet wewnątrz Obiektu. W komorach będziecie w pełni chronieni na poziomie molekularnym.

Setka Wybrańców nie miała już wyboru. Wszyscy weszli do ciemnych wnętrz kolumn, które były ciasne na tyle, by każde z nich musiało złożyć dłonie przed sobą. Żaden z nich nie oponował, nikt nie panikował. Wszyscy czuli jedno: przyjemną ekscytację na myśl o podróży, która na zawsze zmieni ich życie i pozwoli na uratowanie gatunku.

Kolumny na nowo scaliły pnie, chowając we wnętrzach każdego z Wybrańców.

Gdyby Głos był człowiekiem, czułby się dumny z tego, że zlecony mu plan wykonał perfekcyjnie. Byłby zadowolony, że jego własne modyfikacje umożliwiły wykonanie ostatniej woli Stwórców. Obserwując to, jak gatunek ludzki rozwijał się na przestrzeni milionów lat, zauważył, że człowiek to przede wszystkim jednostka. Instynkty, którymi nasiąknęli od zarania swojego powstania, sprawiły, że znacznie odeszli od pierwotnej puli genowej Stwórców. Najbardziej objawiało się to w kontaktach pomiędzy nimi samymi. Nieustanny konkurencja w posiadaniu coraz to skuteczniejszej broni, od zaostrzonego kija po rozszczepiony atom, sprawiła, że człowiek najbardziej obawiał się drugiego człowieka. Planeta również nie pomogła im w doścignięciu swoich protoplastów. Ziemia okazała się dużo bardziej wymagającym środowiskiem dla obcego gatunku, niż z początku sądzili Stwórcy. Sami rozwinęli się na planecie pełnej dostatku, mała konkurencyjność pomiędzy gatunkami sprawiła, że inteligencja rozwijała się w spokoju. O wiele dłużej niż na Ziemi, jednak nie była dzięki temu skażona nieustanną potrzebą rywalizacji, żądzą przetrzebienia konkurentów i zdobyciu przewagi w pozyskaniu pożywienia, przestrzeni do życia czy surowców. Stwórcy działali w harmonii ze światem, ludzie eksploatowali go. Nauczeni bycia łakomymi na wszystko, co okazywało się wartościowe, napychali usta tym, co znaleźli, dopóki mogli. Dopóki nie przegonił ich ktoś silniejszy.

Głos obserwował rozwój ludzkości odkąd przekroczyli granicę pomiędzy zwierzętami, a istotami inteligentnymi. Widział ich determinację we wszystkim co robili, a najbardziej w chęci przetrwania. Widział ich pierwsze wojny, okrucieństwo wobec samych siebie oraz otaczającego ich świata. Był świadkiem niszczycielskiej potęgi inteligencji nakierowanej na nieświadomy bunt wobec miejsca, do którego czuli, że nie pasują. Sprowadzali na Ziemię katastrofy, łupili ją ze wszystkiego, co wydała na świat, jakby wiedzieli, że to nie jest ich prawdziwy dom. Jakby wiedzieli, że pochodzą skądś indziej, z lepszego świata – bezpieczniejszego i bardziej przyjaznego. Jakby gdzieś głęboko w zbiorowym umyśle tęsknili za utraconym rajem, a to, co otrzymali w zamian, znienawidzili. I postanowili zniszczyć. Zupełnie jakby znali prawdę, lecz nie mogli jej znać.

Dlatego Głos postawił na podstęp.

Obiekt poszybował ku Słońcu przy aplauzie dziewięciu miliardów ludzi na Ziemi – wszystkich, którzy upatrywali w setce Wybrańców nadzieję na pokonanie nadciągającego niebezpieczeństwa. Wszystkie teleskopy skierowano na niknąca pośród rozgrzanego morza plazmy drobinkę. Wielu westchnęło. Inni poczuli strach. Jeszcze inni nie mogli doczekać się widoku potężnej broni stworzonej przez Stwórców, a udoskonalonej w kuźni samego Heliosa przez Głos. Wszyscy jednak czuli na plecach zimny powiew zagrożenia.

Plama była widoczna gołym okiem na nocnym niebie już od dawna, by w chwili odlotu Obiektu zaciemnić obszar nieba porównywalny do wielkości konstelacji Małej Niedźwiedzicy na północnym niebie. Obcy nadciągali. I znacznie przyśpieszyli. Nieuchronnie jak śmiertelna choroba. Bez wątpienia byli drapieżnikami. Byli alfami.

Ludzie po opuszczeniu przez Obiekt orbity ziemskiej poczuli się pewniej. Nadzieja wlała się w zbiorową świadomość jak benzyna wylana na tlące się ognisko, dodała męstwa i zuchwałości. Większość była głucha na twierdzących, że nadziei nie ma, że to tylko ułuda przywleczona przez Głos. Woleli wpatrywać się w pustynie wrzącej plazmy i wyczekiwać zbawienia.

I czekali tak już od ponad roku. Zdumieni brakiem działania. Przekonywani do niepowodzenia misji Wybrańców. Coraz więcej ludzi godziło się z nieuniknionym, lecz niektórzy czekali dalej, dalej ufni w Głos.

Czekali do samego końca.

Dwudziestego piątego grudnia potężny jet promieniowania gamma, X i kosmicznego zdmuchnął w przestrzeń kosmiczną atmosferę Ziemi z całej półkuli zachodniej. Woda z oceanów uleciała jak świeża bryza w wietrzny dzień. DNA każdej żywej istoty poszatkowały wysokoenergetyczne cząsteczki, rozbijając niepoliczalną ilość mostków czterech podstawowych białek wewnątrz jąder ich komórek. Umieranie było szybkie. Bardzo szybkie.

Na początku wymarło wszystko większe od muszki owocówki, chwilę potem nastał kres mikroświata.

W kolejnej fazie wysterylizowano drugą część planety. Ziemia stała się kolejną skalną planetą pozbawioną życia.

Ostatnia myśl ludzka na Ziemi brzmiała:

– Dlaczego Wybrańcy milczą?

 

 

Kolumny ochronne wewnątrz Obiektu otworzyły się, a Wybrańcy spokojnie wyszli z ich wnętrza. Nikt nie zauważył zmian wewnątrz Obiektu, więc trudno było im ocenić, gdzie się znajdują. Wiedzieli tylko, że według planu Głosu powinni znajdować się we wnętrzu Słońca.

– Skoro jesteśmy na miejscu, to musiało minąć kilka dni – powiedział ktoś z głębi kolumnowego pomieszczenia. – Mamy więc sporo czasu na przyswojenie wiedzy o Broni i próby jej użycia.

– Głos mówił, że jest prosta w obsłudze – przypomniał ktoś inny.

– Widziałeś kiedyś cokolwiek prostego, co musiałoby obsługiwać sto osób?

– Głos wie, co robi, zabrał nas do wnętrza gwiazdy. To najlepszy dowód na jego wiarygodność.

Wszyscy zaczęli dyskutować. Jedni niecierpliwili się, inni ze spokojem czekali na wieści od Głosu.

– Wybrańcy – w końcu odezwał się znany im i wyczekiwany Głos. – Cieszę się, że jesteście cali i nikomu nic się nie stało. Chciałem oznajmić wam, że misja, której się podjęliście, została wykonana pomyślnie.

Zamiast radości, nastała cisza.

– Przecież jeszcze nic nie zrobiliśmy – zauważył ktoś.

– Przeciwnie, dzięki waszemu poświęceniu. Temu, że zgodziliście się wziąć na barki tak ważną i niebezpieczną misję, gatunek ludzki odniósł zwycięstwo.

Konsternacja.

– Wykazaliście się empatią. Chęcią poświęcenia dla innych. Opanowaniem. Użycie broni to dla was ostateczność. Wolicie tworzyć i odkrywać, niż niszczyć i podbijać. Dlatego tak blisko wam do cech Stwórców.

Słuchali Głosu w skupieniu.

– Z tego powodu do tego zadania wybrałem właśnie was. Stwórcy chcieli dać szansę na przetrwanie tym, którzy przyszli po nich. Ich potomkom. Dlatego to was uratowałem, jesteście im najbliżsi.

– To my mieliśmy ratować Ziemię.

Kolumny, w których jeszcze przed chwilą byli, zaczęły podnosić się i wtapiać w strop nad ich głowami. Gdy ostatnia z nich zniknęła, Głos powiedział:

– Przed wrogiem nie było ratunku, nawet Stwórcom się to nie udało. Jedyną szansę na przetrwanie upatrywali w rozsianiu swoich genów na Ziemi i w stworzeniu mnie. Chcieli, bym po ich odejściu chronił was – ich następców. Dlatego przybyłem na Ziemię. Nie po to, by ofiarować wam Broń. Ta nie istnieje.

Szum przeszedł w gwar. Wybrańcy próbowali się przekrzyczeć i zadać Głosowi pytanie. Ucichli, gdy pod stopami i wszędzie dookoła pojawiła się pustka kosmosu. Ciemna toń pełna zawieszonych gwiezdnych drobinek, migoczących każda innym blaskiem.

– Użyłem podstępu – przyznał się Głos. – Gdybym przyleciał i wprost powiedział, że chcę uratować jedynie setkę ludzi, wybuchłyby niepokoje, wojny i szaleństwo. Tylko w taki sposób mogłem wybrać odpowiednich ludzi. Tych, których przykazali mi uratować Stwórcy.

– Jesteś oszustem, chcę wracać na Ziemię do rodziny! – krzyknął ktoś.

– Miałem uratować innych, nie siebie! – wrzeszczał ktoś inny.

Wtem wszyscy zamilkli.

Pod ich stopami pojawiła się planeta. Jej zielonobrązowa skorupa poszatkowana była ciemniejszymi pasmami grzbietów gór, rosnącymi z jej powierzchni jak zmarszczki na skórze. Jasne, puste baseny żłobiące ich podnóża, odbijały światło jak powierzchnia księżyca w pełni. Planeta była pusta. Martwa.

– Oto Ziemia.

Ktoś krzyknął.

– Wróg zniszczył na jej powierzchni wszystko, co żywe, zupełnie jak zrobił to z planetą Stwórców.

– Kłamiesz, widać stąd powłokę atmosfery, dostrzegam migoczącą taflę wody i zieloną plamę tuż obok niej. Co to za planeta? – wykłócał się ktoś inny.

– Zacząłem proces terraformacji. Atmosfera odradza się. Rojami dronów zbieram ziemską wodę z przestrzeni kosmicznej. Udało mi się odtworzyć namiastkę tego, co znaliście. Florę i faunę. Wszystko to jednak znajduje się pod kopułą ochronną, poza nią atmosfera jest jeszcze bardzo rzadka.

– Oszukujesz nas, taki proces trwałby tysiącami lat, nawet przy użyciu twojej technologii.

Głos chwilę milczał.

– Atak na Ziemię nastąpił dokładnie dwanaście tysięcy sto cztery lata temu. Hibernowaliście ten czas w kolumnach.

Płacz rozlał się po sali. Sali przypominającej kosmos.

– Przed wami prawdziwa misja – podsumował Głos. – Teraz musicie odtworzyć to, co straciliście. Teraz to wy jesteście Stwórcami.

Obiektem zakołysało. Pojawiła się szczelina w poszyciu, która rosła pozwalając światłu wedrzeć się do środka.

– Tam, to wszystko jest wasze. Będę was strzegł. Przetrwajcie.

Powoli ich oczom ukazywał się zielony raj.

 

 

Koniec

Komentarze

Inspiracja Cixinem Liu widoczna z daleka. Nawet tytuł “pożyczony”… Jednak reszta rozegrana tak, że można spodziewać się posądzeń o mizantropię. Ale nie z mojej strony.

I to by było na tyle, że zacytuję Stanisławskiego.

Pozdrawiam.

Hej!

Uch, no, na początku sporo opisujesz. Nie jestem fanką opisówek. W dodatku takich… typowych. Nie będę wypisywać wszystkiego, ale spójrz:

 

Ludzkość miała wiele planów. Jeszcze więcej grzechów.

No można to dać wszędzie, to puste zdania, powtarzane przez ludzi, przemielone na setki sposobów.

 

Dalej mamy Plamę, zaczyna się coś dziać. Ale znowu streszczasz, podobnie jak z Obiektem.

 

Co więcej, w kierunku Obiektu wysłano rój sond-pocisków zaprojektowanych do dokonania ataku ciała niebieskiego. Miały one rozbijać się o jego powierzchnię, próbując zniszczyć lub zmienić jego kurs.

Oj, normalnie streszczenie tak bolesne, że z trudem czytam dalej.

 

ale to nie anomalia, a wysoce rozwinięta inteligencja.(…) Opowiem wam za to, co spotkało Stwórców.

Głos opowiadał o dawnej cywilizacji zamieszkującej Układ Słoneczny. Mówił o ich osiągnięciach

 

Stwórcy podobni jak w “Expanse”, no i ogólnie wątek podobny, tylko tu na szybko opisany w formie streszczeń.

 

– Czy oni już kiedyś tu byli? – zapytał kolejny z przedstawicieli.

– Tak. Zniszczyli planetę Stwórców.

Mam naprawdę mocne skojarzenie z “Expanse”…

 

Czuję, że miałeś pomysł na fabułę, ale postanowiłeś upchnąć ją do jak najkrótszej formy, przez co wyszło męcząco. Dołożyłeś Wybrańców… i w magiczny sposób ich ludzkie odruchy i lęki zredukowałeś użyciem Głosu. Wygodne.

 

– Użyłem podstępu – przyznał się Głos. – Gdybym przyleciał i wprost powiedział, że chcę uratować jedynie setkę ludzi, wybuchłyby niepokoje, wojny i szaleństwo. Tylko w taki sposób mogłem wybrać odpowiednich ludzi. Tych, których przykazali mi uratować Stwórcy.

A to mi się podoba. Dobre, świetnie pomyślane, zaskoczyłeś mnie. ;)

 

– Atak na Ziemię nastąpił dokładnie dwanaście tysięcy sto cztery lata temu. Hibernowaliście ten czas w kolumnach.

Hm… No trochę ten czas przesadzony, ale dobra.

 

Pomysł miałeś fajny, bo końcówka przypadła mi do gustu, ale początek to zlepek mało ważnych informacji, streszczeń, oklepanych sformułowań… Środek też mnie wymęczył. Zakończenie takie w moim stylu, więc na plus – gorzkie, choć nie całkowity mrok i chaos. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Nie lubię sci-fi, ale przedmowa obudziła pewne wspomnienia, więc oto jestem. :)

Krótka informacja o Plamie żyła w mediach krótko głównie jako ciekawostka i kolejna niewyjaśniona tajemnica Wszechświata. Stosunkowo szybko o niej zapomniano.

Nikt się nie zaniepokoił tym, że, hej, gwiazdy znikają? To samo dotyczy wielkiego czarnego CZEGOŚ zmierzającego w kierunku Ziemi. Już widzę meneli z transparentami ,,Koniec jest bliski!”.

Z początku przypuszczali oni, że odkryli nieznaną wcześniej gwiazdową czarną dziurę, jednak dalsze obserwacje nie potwierdziły hipotezy.

,,Gwiazdowa czarna dziura”? Są a) czarne dziury, czyli, w zasadzie, gwiazdy, oraz b) pustki, czyli obszary gwiazd pozbawione. Odnoszę wrażenie, że chodziło o to drugie.

Niesamowicie Ekstremalnie Wielkiego Teleskopu

Wiem, że jest Ekstremalnie Duży Teleskop (ELT, tak?), ale naprawdę ktoś się zdecydował na taką głupią nazwę? :P

Domyśliłem się, że Głos zmyśla. Swoją drogą, trochę mnie razi, że mówi o sobie w formie męskiej – Stwórcy obdarzyli go tożsamością płciową?

Dobra, widzę dwa główne problemy – pierwszy: większość tekstu to, jeśli mogę tak powiedzieć, opisowe bla bla bla. Trochę jak streszczenie scenariusza sztampowego filmu sf. To samo dotyczy refleksji nad kondycją ludzkości. Wojną nuklearną trudno się przejąć, jeśli sprowadzi się ją do notatki z podręcznika.

Drugi problem, powiązany z pierwszym – bardzo kolektywny punkt widzenia. W sensie tak: jest Głos, najbliższy odpowiednik protagonisty. Poza tym są bezosobowi obcy niszczący wszystko na swojej drodze (w sumie nie musieli podlatywać tak blisko, żeby potraktować nas rozbłyskiem gamma), jacyś naukowcy, ,,przywódcy państw” (nie wiadomo, jakich) i Wybrańcy, z których dwóch, obdarzonych generycznymi imionami, prowadzi gadkę szmatkę bez najmniejszego wpływu na historię. W tle szara masa znana jako ludzkość. Wszyscy tak nijacy, że wali mnie, co się z nimi stanie. Możliwe, że taki był zamysł (człowiek vs. zimny, bezwzględny kosmos), ale w połączeniu ze streszczeniowym charakterem opowiadania… No, nie działa. :(

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Ot, taka kosmiczna bajka o Stwórcach, Głosie, zagładzie Ziemi i stu Wybrańcach, którzy po dwunastu tysiącach lat hibernacji mają odtworzyć ludzkość. Nie porwało, niestety.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Krót­ka in­for­ma­cja o Pla­mie żyła w me­diach krót­ko… → Czy to celowe powtórzenie?

 

na­sta­ła  cisza. → Jedna spacja wystarczy.

 

pre­cy­zyj­niej­szych  in­for­ma­cji… → Jak wyżej.

 

ano­ma­lia znaj­dzie się w po­bli­żu Ukła­du Sło­necz­ne­go i prze­ka­za­li, że do­kład­nie za osiem lat Plama znaj­dzie się… → Powtórzenie.

 

spo­wi­ja­jąc go w pyle i ogniu. → …spo­wi­ja­jąc go pyłem i ogniem.

 

Kie­ru­je się w na­szym kie­run­ku i przy­śpie­sza. → Nie brzmi to najlepiej.

 

pod­le­ciał do sto­ją­cych w szyku okrę­tów, by za­trzy­ma się… → Literówka.

 

Nie ważne czy były to stare radia… → Nieważne czy były to stare radia

 

Jakby roz­po­czy­nał zu­peł­nie inna opo­wieść… → Literówka.

 

postanowili stwo­rzyć broń zdol­ną do jej po­wstrzy­ma­nia. Wybór padł na Słoń­ce i jego moc. W po­śpie­chu two­rzo­no broń zdol­ną do po­skro­mie­nia… → Czy to celowe powtórzenie?

 

pew­nym stała się nie­uchron­na kon­fron­ta­cja. → Piszesz o konfrontacji, która jest rodzaju żeńskiego, więc: …pew­na stała się nie­uchron­na kon­fron­ta­cja.

 

Nada­no mi misję i to ją dziś wy­ko­nu­ję. → Nie wydaje mi się, aby misję można było komuś nadać.

Proponuję: Powierzono mi misję i to ją dziś wy­ko­nu­ję.

 

Na dwu­dzie­ste­go pią­te­go stycz­nia usta­lo­no ter­min… → Na dwu­dzie­sty pią­ty stycz­nia usta­lo­no ter­min

 

wy­kła­do­wą  i… → Jedna spacja wystarczy.

 

czy aby ktoś nie po­ku­sił się na zła­ma­nie jego za­le­ceń. → …czy aby ktoś nie po­ku­sił się o zła­ma­nie jego za­le­ceń.

 

– Gło­sie, co to było? – krzy­czał do­wód­ca „Bez­kre­su”. → Skoro krzyczał, po pytajniku przydałby się wykrzyknik.

 

Do­oko­ła za­pa­no­wa­ła nie­prze­jed­na­na ciem­ność. → Na czym polega nieprzejednanie ciemności?

A może miało być: Do­oko­ła za­pa­no­wa­ła nieprzenikniona ciem­ność.

 

Ko­lum­ny na nowo sca­li­ły swoje pnie, cho­wa­jąc w swo­ich wnę­trzach każ­de­go z Wy­brań­ców. → Czy zaimki są konieczne?

 

nie była dzię­ki temu ska­żo­na nie­ustan­ną po­trze­bą ry­wa­li­za­cji, rzą­dzą prze­trze­bie­nia kon­ku­ren­tów… → …nie była dzię­ki temu ska­żo­na nie­ustan­ną po­trze­bą ry­wa­li­za­cji, żą­dzą prze­trze­bie­nia kon­ku­ren­tów

Sprawdź znaczenia słów rządzążądzą.

 

skie­ro­wa­no na nik­ną­ca po­śród roz­grza­ne­go morza pla­zmy dro­bin­kę. → Literówka.

 

jak ka­ni­ster ben­zy­ny po­la­ny na tlące się ogni­sko… → W jaki sposób polewa się kanister?

Proponuję: …jak benzyna wylana z kanistra na tlące się ogni­sko

 

Stwór­cy chcie­li dać szan­se na prze­trwa­nie… → Literówka.

Chyba że Stwórcy chcieli dać kilka szans.

 

Dla­te­go przy­by­łem na Zie­mie. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć wszystkim,

AdamKB, tak, uwielbiam Cixina Liu i mocno się nim zainspirowałem. Próbowałem jednak tchnąć w tekst również coś swojego :)

Ananke, tekst rzeczywiście był okrojony ze względu na ilość wymaganych znaków, bo wysłałem go na jeden z konkursów. Miałaś więc słuszne odczucia, skracałem go i ciąłem, stąd wyszedł taki potworek.

Co do opisówki, chciałem spróbować napisać coś w takiej formie, chyba ostatni raz!

Nawiązania do “Expanse”? Ciiii… Dopiero zaczynam “Gorączkę Ciboli”, proszę nie spoilerować! Choć rzeczywiście jest już tam motyw unicestwionej cywilizacji, pisałem to zanim zacząłem cykl.

Cieszę się, że chociaż Tobie coś się podobało z całości! “Normalnie ulga że weź!” ;)

SNDWLKR, dzięki za wiele cennych uwag!

Z tym teleskopem to taki żart, mnie już nazwa “Ekstremalnie Wielki Telesop” nieco śmieszyła, więc chciałem nieco ją jeszcze podkręcić.

Co do pierwszego problemu – j.w.

Co do drugiego – rozumiem Twoje odczucia, chyba również mają one związek z tym, że chciałem po prostu opisać coś ciekawego. Wiem, opisówka zabija. Dzięki za opinię!

Opowiadanie super, cieszę się, że na nie trafiłam i przeczytałam.

 

Po samym tytule zorientowałam się, że będzie to opowiadanie w moich klimatach – naukowy kosmos wink i takie też było. Książek faktycznie jest dużo z podobnym pomysłem na fabułę, ale Twoje opowiadanie nazwałabym przyjemnym “zlepkiem” wielu z nich wzbogaconym własnymi rozwiązaniami. Trochę długie opisy ale ciekawe. W płynny sposób opisujesz komunikacje ludzi z Głosem, co mile zaskoczyło.

Mam nadzieję, że Twoja fascynacja Słońcem jeszcze trochę potrwa i pod jej wpływem coś napiszesz w podobnym klimacie.

Nawiązania do “Expanse”? Ciiii… Dopiero zaczynam “Gorączkę Ciboli”, proszę nie spoilerować! Choć rzeczywiście jest już tam motyw unicestwionej cywilizacji, pisałem to zanim zacząłem cykl.

Wybacz spoilery. :) A oglądałeś serial? Co dziwne, dla mnie był lepszy niż książka – więcej wątków. ;)

 

Co do krojenia pod znaki na konkurs – widzisz, zawsze można dodać trochę znaków przed publikacją na forum i rozwinąć pewne wątki. :)

Infinity, dziękuję za miłe słowa, skoro gustujemy w podobnych klimatach to muszę zapoznać się z Twoimi opowiadaniami ;) 

 

Ananke, widziałem do momentu zatrzymania Holdena i ekipy na Donnagerze, coś mi wtedy nie spasowało i porzuciłem serial. Podobnie miałem z “Problemem trzech ciał”, choć uwielbiam całą trylogię Cixina. Jednak po Twojej opini na pewno wrócę do “The Expanse” ;) Nie wiem jak Ciebie, ale te książki mają wszystko co mnie jara – dawne cywilizacje, rozmach przestrzeni kosmicznej i tajemnicę !

Chciałem wrzucić tekst dokładnie taki, jaki wysłałem na konkurs, żeby dostać konkretny feedback.

I się udało!!!

Joler – o, no dla mnie później mocno się rozkręca, zwłaszcza końcówka pierwszego i drugi: jest moc. :D Trochę żałuję, że nie oceniałam na filmwebie poszczególnych odcinków, ale oglądałam jeden za drugim.

Nowa Fantastyka