- Opowiadanie: Ajzan - Zmyślony przyjaciel

Zmyślony przyjaciel

Cześć.

Długo mnie tu nie było. :-)

Po­mysł na po­niż­szy szort mia­łam od dawna. Naj­pierw pró­bo­wa­łam się z nim w ra­mach red­di­to­we­go dwuz­da­nio­we­go hor­ro­ru, potem uzna­łam, że warto zro­bić zeń coś dłuż­sze­go.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, Outta Sewer, dogsdumpling

Oceny

Zmyślony przyjaciel

Od małego miałem, jak to się mówi, zmyślonego przyjaciela: lisicę wielkości konia o imieniu Tulipan. Nie pamiętam, dlaczego właśnie tak ją nazwałem. Pewnie dlatego, że miała bardzo czerwone futro, jak kwiaty w naszym ogrodzie.

Inne dzieci mnie nie lubiły, mama nie chciała nic słyszeć o rodzeństwie, a przez liczne alergie taty nie mogliśmy mieć w domu żadnego zwierzaka, więc była ona moją jedyną przyjaciółką.

Gdy wracałem z zajęć, zawsze witała mnie na trawniku przed domem albo w sypialni, niewidoczna dla nikogo, poza mną. Rodzice i tak o niej wiedzieli, bo długo bawiliśmy się razem i zajadaliśmy słodycze oraz czipsy. Żadna z tych rzeczy nie podobała się mamie.

Tulipan była ze mną od przedszkola aż do pamiętnych wakacji. Miałem wtedy dziesięć lat. Z powodu pracy taty musieliśmy się przeprowadzić na drugi koniec kraju. Rodzice nie chcieli, abym zabierał przyjaciółkę ze sobą. Kłóciłem się, walczyłem, ale byli nieugięci. Według mamy, powinienem wreszcie dorosnąć i porzucić „dziecinne wymysły”. Tata zaś zagroził, że pojadą beze mnie, jeśli będę dalej pyskował.

Nie dałem im rady. Na ich oczach pożegnałem Tulipan. To był bardzo, bardzo smutny dzień dla nas obu. Mama i tata mogli uznawać ją za wytwór bujnej wyobraźni ich antyspołecznego syna, dla mnie jednak była tyleż prawdziwa, co oni.

Rodzice sądzili, że bez zmyślonego przyjaciela będę miał szansę znaleźć prawdziwych kolegów. Guzik prawda. W nowej szkole nie było lepiej niż w poprzedniej. Wprost przeciwnie. Najgorszy był chłopak z klasy wyżej. Mówiono na niego Wielki B i chyba postawił sobie za cel uprzykrzanie mi życia. Dlaczego mnie wybrał? Pewnie dlatego, że już z daleka wyglądałem na idealną ofiarę. Nie było dnia, żeby mnie nie pobił, okradł z kieszonkowego albo zrobił okrutnego kawału. Co gorsza, łaził za mną także i poza szkołą, do tego wiedział, gdzie mieszkam.

Naprawdę chciał mnie wykończyć. Inne dzieciaki za bardzo się go bały, aby stanąć w mojej obronie, nauczyciele zaś patrzyli przez palce, bo był ukochanym wnukiem dyrektora i synem miejscowej szychy. Na rodziców też nie miałem co liczyć, bo tata pracował od świtu do zmierzchu, a mama w końcu zaszła w ciążę, do tego bliźniaczą, więc nie miała czasu na inne zmartwienia poza bezproblemowym porodem a potem opieką nad moimi siostrzyczkami.

Pozostawiony sam sobie, nienawidziłem drania z całego serca. Bardzo też tęskniłem za Tulipan. Naprawdę chciałem, aby tu ze mną była.

Ten koszmar trwał ponad rok, aż do pewnej marcowej środy. Tamtego dnia ani Wielki B, ani dyrektor w ogóle nie pojawili się w szkole. W czwartek całe miasteczko obwieszone zostało plakatami informującymi o zaginięciu chłopaka.

Między moim obecnym domem a chatą dyrektora ciągnął się długi pas lasu. Nie miałem na to mocnych dowodów, ale wiedziałem, że Wielki B czasami chodził przezeń na skróty, aby po nocy rzucać w moje okno kamykami albo jakimś lepkim świństwem. Siódmego dnia poszukiwań to właśnie w lesie znaleziono jego ciało.

Nie zdradzono żadnych brutalnych szczegółów, ale krążyły plotki. Dzieci miejscowych policjantów twierdziły, że Wielki B został rozerwany na strzępy przez ogromne zwierzę. Oficjalnie winą obarczono wilka, który z jakiegoś powodu zapuścił się bliżej ludzkiego osiedla. Nieoficjalnie sprawcą była o wiele większa bestia o podobnym do wilczego pysku.

Dziś był pogrzeb Wielkiego B. Na prośbę mamy poszedłem z resztą klasy, bo „tak wypadało”. Sama też chciała pójść, ale nie znalazła na czas opiekunki dla moich siostrzyczek. Tata tymczasem musiał być w pracy. 

Przysięgam, próbowałem wytrzymać do końca ceremonii, ale nie potrafiłem się tak długo zmuszać. Z wielkiego zdjęcia obok trumny patrzył na mnie mój dręczyciel, ubrany i uczesany jak na eleganckie przyjęcie. Choć przemawiający wypowiadali jego imię, zdawali się mówić o zupełnie innej osobie: kimś dobrym, uzdolnionym, niezdolnym skrzywdzić muchy.

Wymknąłem się, gdy nikt nie patrzył. Pogrążony w myślach, krążyłem uliczkami miasteczka, aż w końcu stanąłem przed małym sklepem spożywczym. Rano na pewno przyszła dostawa, bo półki aż pękały od niezdrowych smakołyków w lśniących torebkach. Miałem przy sobie całe moje kieszonkowe, toteż wszedłem do środka. Zaszalałem. Kupiłem wszystkie te słodycze i czipsy, których nie miałem w ustach od dnia przeprowadzki.

Z plecakiem pełnym pyszności poszedłem w stronę domu, lecz tam nie dotarłem. Zamiast tego skręciłem i, wbrew zakazowi, wszedłem do lasu, Zdawałem sobie sprawę, iż to dla bezpieczeństwa mieszkańców i że służby nadal przeczesują teren w poszukiwaniu bestii odpowiedzialnej za śmierć Wielkiego B, ale ja się nie bałem.

Wiedziałem, że kto jak kto, ale ona nie da się pochwycić. W końcu nikt poza mną nie mógł jej zobaczyć. Przyspieszyłem kroku, nie mogąc się doczekać ponownego spotkania.

Koniec

Komentarze

Hej,

 

Choć łatwo było się domyślić zakończenia, a nawet co się mniej więcej wydarzy, opowiadanie jest bardzo fajne i przyjemnie się czyta. 

Wniosek jest taki, że lepiej nie zadzierać z dzieciakiem, który ma lisa wielkości samochodu. 

Dziękuję. ^^

Może mam głupie skojarzenia, ale ja tu widzę przede wszystkim horror – dziecko ma ,,zmyślonego” przyjaciela, który wymierza sprawiedliwość jego prześladowcy… Otwarte zakończenie tylko dodaje grozy.

mama nie chciała nic słyszeć o rodzeństwie(,) a przez alergie taty nie mogliśmy mieć w domu żadnego zwierzaka

Przecinek. I chyba literówka (,,alergię”?).

niewidoczna dla innych, poza mną

Ja bym napisał ,,niewidoczna dla nikogo, poza mną”.

ojciec pracował od świtu do zmierzchu(,) a mama w końcu zaszła (w) ciążę

Dwie rzeczy mnie zastanawiają. Po pierwsze – dlaczego narrator nie mógł zabrać Tulipan ze sobą? Nie jest do końca wymyślona, OK, ale nie mogła… nie wiem, na przykład biec za samochodem? Chyba że to jakaś metafora narzuconego wyrastania z fantazji, ale nie do końca ją rozumiem.

Druga – dzieciak ma przekichane. :P Rodzice go olewają, nie ma przyjaciół, gnojek, który go gnębi jest nietykalny. Normalnie wszystko zmówiło się przeciwko niemu. 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

 Hej, SNDWLKR. Dziękuję za komentarz. ^^

Specjalnie napisałam “alergie” w liczbie mnogiej. Gdyby tata głównego bohatera był tylko uczulony na sierść, chłopiec mógłby chcieć papugę, rybkę albo żółwia zamiast psa albo kota. Myślę jednak, że nie zaszkodzi doprecyzować.

Co do Twojej pierwszej kwestii, wyobraziłam to sobie jako siłę presji, którą chłopiec i Tulipan czuli jak i strachu przed konsekwencjami. Gdyby Tulipan pobiegła za nimi do nowego domu i zaszyła się gdzieś w okolicy, rodzice prędzej czy później by się zorientowali i byłoby źle.

[…[ było by źle i Tulipan wkroczyłaby do akcji za szybko, ucinając tym opowieść w połowie.

Pozwoliłem sobie dokończyć za Ciebie, Ajzan. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz.

Prosta, ale taka być musi opowieść o dziecięcych marzeniach, ich sile i wpływie na życie marzycieli. Czyli, zamykając w jednym słowie: dobre.

Pozdrawiam

Hej, dobra historia. Podoba mi się, że wątek Tulipana jest pociągnięty do końca bez bezpośredniego wskazania Tulipana jako sprawcy. Mniej mi się podoba opis Wielkiego B i jego motywacji, można by tu trochę rozwinąć przyczyn nienawiści:). Klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Pewnie z powodu bardzo czerwonego futra, jak kwiaty w naszym ogrodzie.

A może tak: Pewnie dlatego, że miała bardzo czerwone futro, jak kwiaty w naszym ogrodzie.

mama nie chciała nic słyszeć o rodzeństwie a przez alergie taty

Mama nie chciała słyszeć o rodzeństwie, a przez alergie taty.

toteż była ona moją jedyną przyjaciółką.

Naturalniej: więc była moją jedyną przyjaciółką.

niewidoczna dla innych, poza mną

Masło maślane – wytnij "poza mną".

przeprowadzić się

Się przeprowadzić.

Rodzice nie chcieli, abym zabierał moją przyjaciółkę ze sobą.

Nie chcieli, żebym, a "moją" zbędne, ale – zaraz. Myślałam, że oni nie wiedzą? A nawet, jeśli – to jak mogą mu tego (efektywnie) zabronić?

Według mamy, powinienem wreszcie dorosnąć

… w zaawansowanym wieku dziesięciu lat?

To był najsmutniejszy dzień dla nas obu.

Najsmutniejszy musi być jednak z jakiegoś zbioru.

Nie było dnia, kiedy by mnie

Nie było dnia, żeby mnie.

nauczyciele zaś ignorowali jego zachowanie

Anglicyzm: nauczyciele patrzyli przez palce.

Na rodziców też nie miałem co liczyć, bo ojciec pracował od świtu do zmierzchu a mama w końcu zaszła ciążę, do tego bliźniaczą, więc nie miała czasu na inne zmartwienia.

Na rodziców też nie miałem co liczyć, bo ojciec pracował od świtu do zmierzchu, a mama w końcu zaszła w ciążę, do tego bliźniaczą, więc nie miała czasu na inne zmartwienia. Nigdy nie byłam w ciąży, czym się różni – pod względem braku czasu – ciąża bliźniacza od pojedynczej?

Terror Wielkiego B nade mną trwał jakieś dwa lata

To nie jest po polsku. Mogą być rządy nade mną, ale nie terror.

Wielki B okazjonalnie chodził przezeń na skróty

Wielki B czasami chodził tamtędy na skróty.

opuścił terytoria

Hmm.

krążyłem uliczkami miasteczka aż w końcu stanąłem

Krążyłem uliczkami miasteczka, aż w końcu stanąłem.

Rano musiała przyjść dostawa

Anglicyzm: Rano na pewno przyszła dostawa.

Zaszalałem, kupując wszystkie te słodycze i czipsy

Lepiej: Zaszalałem. Kupiłem wszystkie te słodycze i czipsy.

Zamiast tego w pewnym momencie skręciłem i wbrew zakazowi władz. wszedłem do lasu,

Coś tu się popsuło: Zamiast tego skręciłem i, wbrew zakazowi, wszedłem do lasu.

Mmmm, kto o tym nie marzył… Język trochę zbyt napuszony, ale ogólnie guilty pleasure :)

Ja bym napisał ,,niewidoczna dla nikogo, poza mną”.

O, tak też można.

Po pierwsze – dlaczego narrator nie mógł zabrać Tulipan ze sobą? Nie jest do końca wymyślona, OK, ale nie mogła… nie wiem, na przykład biec za samochodem?

Najwyraźniej w końcu go znalazła…

Druga – dzieciak ma przekichane. :P Rodzice go olewają, nie ma przyjaciół, gnojek, który go gnębi jest nietykalny.

Rodzice pracują, dzieciaki uważają, że jest dziwadłem, a nauczyciele nie chcą kłopotów. Nic niezwykłego.

Specjalnie napisałam “alergie” w liczbie mnogiej. Gdyby tata głównego bohatera był tylko uczulony na sierść, chłopiec mógłby chcieć papugę, rybkę albo żółwia zamiast psa albo kota.

Mhm. Co prawda rybka siedzi w akwarium i ojciec chyba nie miałby z nią styczności, ale dziecko nie musi o tym wiedzieć, zresztą może po prostu nie chcieli mu kupować zwierzaka.

Mniej mi się podoba opis Wielkiego B i jego motywacji, można by tu trochę rozwinąć przyczyn nienawiści:)

A kto to wie, skąd się tacy biorą?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Tarnino. ^^

Dziękuję za łapankę. Tekst już poprawiłam.

Chciałam, aby to była dość krótka historia, dlatego nie wchodziłam w szczegóły z nadzieją, że z kontekstu brakujących szczegółów będzie można się domyślić.

W kwestii pożegnania Tulipan: ojciec i matka bohatera mogli uznawać Tulipan za wytwór wyobraźni, ale podczas kłótni zrozumieli, że ich syn za bardzo się z nią zżył, dlatego wybrali półśrodek z uroczystym pożegnaniem.

Co do ciąży mamy, mój headcanon jest taki, że po urodzeniu głównego bohatera z nieokreślonych powodów zdrowotnych miała niemal zerowe szansa na ponowne zajście. Dlatego nie mogła znieść próśb syna o rodzeństwo a potem, kiedy jednak zaszła i do tego miała urodzić bliźniaki, nie umiała myśleć o niczym innym.

Nie było dnia, żeby by mnie nie pobił, okradł z kieszonkowego albo zrobił okrutnego kawału

 

, więc nie miała czasu na inne zmartwienia poza bezpromemowym urodzeniem

 

kamykami albo jakimś leokim świństwem.

 

Z telefonu pisze, więc mam utrudnioną edycję, ale przyjrzyj się skopiowanym wyżej fragmentom, bo tam masz błędy. Popraw je, a ja tymczasem kliknę biblio, bo ta krótka historyjka, pomimo tego, że niczego odkrywczego w niej nie ma, posiada fajny klimacik i – jako rzekła Tarnina – jest takim guilty pleasure :) Dzieciaki potrafią być strasznymi dupkami.

 

Pozdrawiam serdecznie 

Q

 

Known some call is air am

Dziękuję za klika, Outta. ^^

Poprawiłam babole.

heart

Co do ciąży mamy, mój headcanon…

No, a my mamy Ci w myślach czytać :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wiem, że nikt nie może, dlatego dopracowałam tekst.

Tak trzymać :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zmyślony przyjaciel jest odzwierciedleniem wyobrażeń i pragnień twórcy. Wielki B był wredny, dokuczał innym dzieciakom. Został zamordowany w okrutny sposób.

Psychopaci, wchodzący z automatami do szkół i mordujący każdego, kto się napatoczy też pewnie byli ofiarami prześladowań. Z relacji znajomych często wynika, że byli cichymi, spokojnymi, grzecznymi, niemającymi przyjaciół dziećmi.

Dla mnie jest to opowieść o narodzinach seryjnego mordercy.

Dobrze napisane.

Nie wiem, czy “Ekhm.” dotyczy mojego komentarza, ale na wszelki wypadek spieszę z wyjaśnieniem, że pisząc “twórca” miałem na myśli twórcę zmyślonego przyjaciela, a nie autora opowiadania.

OK, sprawy nie było.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ajzan, wprawdzie trochę horroru w tym jest, ale uzasadnionego. Zmyślona przyjaciółka zadziałała. Dobrze, że nie zdarza się to codziennie (a może, tylko nie wiemy?), bo zabrzmiało przekonywująco. :)

Motyw zmyślonego przyjaciela nie jest niczym nowym, ale w zaprezentowanej formie się broni. Wyszedł ci sprawnie napisany może nie horror, a bardziej wstęp do horroru. Dobre tempo opowieści, konsekwentnie prowadzisz akcję do przodu bez zbędnych spowolnień czy nadmiarowych informacji. Kończysz w miejscu, które daje co najmniej kilka możliwości dalszego rozwoju sytuacji, co myślę fajnie podbija klimat tekstu. 

Językowo – były jakieś przecinkowe usterki, ale nie chciało mi się wynotowywać. 

It's ok not to.

Hej,

 

Lubię krótkie formy… choć w przypadku tego szorta uważam, że dla historii, którą napisałaś zdecydowanie brakuje znaków na rozbudowanie niektórych wątków.

 

A to dlatego, że nie “kupuję” tego jak zachowują się dorośli w Twojej historii.

 

Nie było dnia, żeby mnie nie pobił, okradł z kieszonkowego albo zrobił okrutnego kawału.

Pozostawiony sam sobie, nienawidziłem drania z całego serca.

Ten koszmar trwał ponad rok, aż do pewnej marcowej środy.

 

Przez rok chłopiec jest bity, okradany itd. i nikt dorosły nie reaguje? Szkoła. Wytłumaczenie, że Wielki B. to wnuk dyrektora do mnie nie przemawia, nie w takiej skali jak wyboldowałem wyżej. Ale dobra, powiedzmy, że to wyjątkowo zdegenerowane środowisko nauczycielskie… to są jeszcze rodzice i w tym przede wszystkim mama. Jej brak reakcji jest zwyczajnie dla mnie niezrozumiały, tak się nie zachowują rodzice w odniesieniu do krzywdy swojego dziecka (i pojawienie się bliźniaczek nic w tej kwestii nie zmienia).

 

Wracając do początku, brakuje dla mnie szerszego wyjaśnienia tych kwestii, lepszego przedstawienia motywacji dorosłych dla braku reakcji. Uroki szortów.

 

W każdym razie historia jest ogólnie okej. Dobrze napisane. Dwie rzeczy:

 

Pewnie dlatego, że

W krótkim odstępie występują dwie podobne struktury, jakoś mi to zazgrzytało.

 

Zamiast tego skręciłem i, wbrew zakazowi, wszedłem do lasu, Zdawałem sobie sprawę,

Tu chyba powinna być kropka.

Przez rok chłopiec jest bity, okradany itd. i nikt dorosły nie reaguje?

Widzę, że nie chodziłeś do gimnazjum…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przeczytane, motyw dość znany, ale fajnie to prezentujesz. Usterek nie znalazłem, ale tym już chyba zajęła się Tarnina. 

 

Pozdrawiam

Kto wie? >;

Dziękuję. ^^

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka