- Opowiadanie: cezary_cezary - Polowanie na Kopciuszka, czyli utrzymana w klimacie noir historia o pełnym przemocy śledztwie, której autor rzadko stosuje długie tytuły, ale teraz musiał z uwagi na trzyjedynek CC, Eldila i Żongler

Polowanie na Kopciuszka, czyli utrzymana w klimacie noir historia o pełnym przemocy śledztwie, której autor rzadko stosuje długie tytuły, ale teraz musiał z uwagi na trzyjedynek CC, Eldila i Żongler

Pojedynkują się (podwójkują?) Cezary, Eldil, Żongler

 

Hasła – dwa do wyboru z trzech: most, dynia, kobieta fatalna

 

Dodatkowe wymaganie: w szorcie ma się pojawić koktail frosé (ostrzegałam!). Ponadto mile widziane będą możliwie ezoteryczne nawiązania do Sherlocka Holmesa.

 

Objętość: do 15 tysięcy znaków wg. licznika strony.

 

Gatunek: fantasy noir ( https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/FantasticNoir )

 

Termin: publikacja 22 września ze względu na przyzwoitość; głosowanie do 4 października.

 

Głosowanie w tym wątku.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Polowanie na Kopciuszka, czyli utrzymana w klimacie noir historia o pełnym przemocy śledztwie, której autor rzadko stosuje długie tytuły, ale teraz musiał z uwagi na trzyjedynek CC, Eldila i Żongler

Był późny wieczór. Patrzyłam przez szybę jak krople deszczu głucho uderzają o asfalt. Niebo sprawiało wrażenie bezkresnego oceanu szarości, a światła ulicznych latarni migotały, niczym duchy z minionych lat. Przez uchylone okno do środka wdarło się powietrze, wilgotne i gęste, jak mroczne myśli kłębiące się w mojej głowie.

Do biura wszedł mężczyzna, około czterdziestki. Ubrany był w szary prochowiec, miał czarne pantofle i równie czarny kapelusz. 

– Nazywam się Calhoun, dostałem namiary od wspólnego znajomego. Z zakładu fryzjerskiego – wyjaśnił. – Podobno panienka jest najlepszym detektywem w mieście.

– Żadnym detektywem, tylko łowcą. – Mimowolnie się skrzywiłam. –  Nie interesują mnie bzdury pokroju robienia zdjęć niewiernym małżonkom, czy szukania zaginionych kotków. – Splunęłam z pogardą. – Ja eliminuję postaci z bajek, które miały dość pecha, żeby zaplątać się w nasz świat.

– Dobra, dobra, jednak oboje wiemy, że takie baśniowe stwory niełatwo namierzyć. Tym samym, musi panienka prowadzić śledztwo, tak? – nie ustawał.

– Coś w tym jest, niech będzie. Mam też sugestię.

– Tak?

– Nie nazywaj mnie więcej panienką, bo za chwilę zaśpiewasz sopranem. – Sugestywnie wyciągnęłam rewolwer.

– Nie chciałem być niegrzeczny, po prostu mam taką manierę. – Po wyrazie twarzy Calhouna poznałam, że całkiem stracił rezon. – Mogę o coś zapytać?

– Strzelaj.

– Czy u pa… – Przełknął ślinę. – Czy tutaj zawsze jest czarno-biało? Coś jakby niewidzialna siła nałożyła filtr na całe otoczenie. Czuję się trochę jak aktor grający w filmie z lat sześćdziesiątych. Gdy wszedłem do kamienicy, aż mnie przeszły ciarki.

– To pewnie wina mojej aury, czasem ją włączam, bo jest pomocna w pracy. – Wzruszyłam ramionami. – Wzmacnia koncentrację, więc pomaga w łowach.

– Rozumiem.

Obserwowałam, jak Calhoun chodził nerwowo po biurze. Kilkukrotnie wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zmieniał zdanie i jedynie przemierzał kolejne metry. W końcu zatrzymał się, nabrał powietrza w usta, ale ostatecznie jego wzrok spoczął na trzymanej przeze mnie szampance.

– Może poczęstujesz mnie drinkiem? Wygląda apetycznie, co to? – zapytał nerwowo.

– Koktail frosé. – Widząc zakłopotaną minę klienta, wyjaśniłam: – Mrożone różowe wino zmiksowane z sokiem z cytryny i syropem cukrowym.

– Jednak podziękuję, niezbyt męskie drinki popijasz, jak widzę.

– Jestem kobietą.

– Skoro tak twierdzisz.

– Dość pierdolenia – ucięłam. – Kto ma być celem?

Calhoun pobladł na twarzy i spuścił wzrok. To dobrze, poważne zlecenia oznaczają równie poważny zarobek.

– Ko… Kopciuszek – wydukał i zaczął nerwowo omiatać wzrokiem otoczenie. – Ale to na pewno zostanie między nami? Pod żadnym pozorem nie może się wydać, kto jest zleceniodawcą.

– Jestem profesjonalistką – zapewniłam. – Masz jakiś trop, czy mam zacząć od zera?

– Mam zdjęcie – powiedział i wręczył mi kopertę, którą wyciągnął z płaszcza.

– To wszystko, co masz?

– Tak.

Przez chwilę wpatrywałam się w zdjęcie przedstawiające… No cóż, dynię. Cholera, nie będzie lekko.

– To teraz porozmawiajmy o moim wynagrodzeniu…

 

Polowanie

 

Gdyby ktokolwiek zapytał mnie, jak tej nocy znalazłam się w zapuszczonym pubie na rogu Welbeck Street i New Cavendish, nie miałabym jednoznacznej odpowiedzi. Sama nie wiedziałam, dlaczego nogi wiodły mnie same przez spływającą strumieniami deszczu ulicę, wprost ku najgorszej spelunie, jaką tylko człowiek może sobie wyobrazić. A to wszystko w akompaniamencie miarowej serenady kropel deszczu, która zdawała się zagłuszać ponure pomruki miasta będącego w stanie permanentnego rozkładu.

Gdy tylko przekroczyłam próg, zaniosłam się rozrywającym płuca kaszlem. Pergaminowe powietrze przesycone było dymem papierosowym i duszącą wonią alkoholu. Momentalnie zapragnęłam wyjść, jednak przy barze dostrzegłam znajomą mordę, pokrytą licznymi szramami.

– Serwus, Peterson, kopę lat – powiedziałam, dosiadając się do mężczyzny trzymającego butelkę whisky. – Ciemno tu, jak w dupie, a ty siedzisz w przyciemnianych okularach. Wszyscy jesteśmy niewolnikami własnych nawyków, co?

– Nie proponowałem żebyś tu usiadła – odburknął.

– Co tam mamroczesz pod nosem? – zapytałam, wymownie kładąc na blacie nóż sprężynowy, który zawsze noszę w kieszeni.

– Mówiłem, że także cieszę się, że ciebie widzę – wycedził. – W czym mogę ci pomóc?

– Szukam czegoś, co należy do pewnej obdartej dziewczynki, która popełniła mezalians.

Gestem pokazałam Petersonowi, żeby się nachylił, jednak w odpowiedzi zobaczyłam środkowy palec.

– Nie jestem twoim pieprzonym informatorem – wyszeptał przez zaciśnięte zęby. – Już nie.

– To ja o tym decyduję.

Chwyciłam nóż i pewnym ruchem wbiłam ostrze w dłoń Petersona, mocując ją do blatu. Mężczyzna zawył z bólu i zaskoczenia. Obserwujący scenę barman wyprężył się, jakby chciał zainterweniować, ale wystarczyło jedno moje spojrzenie, by odpuścił.

Po chwili wyciągnęłam nóż, Peterson znowu krzyknął.

– Do wesela się zagoi. Tylko przepłucz ranę alkoholem, nie chciałbyś, żeby wdało się zakażenie. – Wskazałam palcem butelkę whisky.

Mężczyzna z wahaniem polał dłoń trunkiem. Na jego twarzy pojawił się paskudny grymas.

– To jak będzie? – zapytałam. – Jesteś gotowy do rozmowy?

Nie dostrzegłam żadnych oznak sprzeciwu, więc gestem ponownie nakazałam Petersonowi, żeby się nachylił, po czym dyskretnie pokazałam mu zdjęcie dyni.

– Słyszałem, że ktoś dopadł Czerwonego Kapturka – powiedział, ignorując fotografię. – Pod domem spokojnej starości, gdzie odwiedzała babcię. Wyjątkowo paskudna sprawa, muszę przyznać. Zakładam, że to twoja robota?

– Zlecenie to zlecenie. – Wzruszyłam ramionami. – To jak będzie z tą całą dynią, poznajesz ją?

– Tak – przyznał niechętnie, ściskając okaleczoną dłoń. – Naprawdę niezła bryka, taka bym powiedział, że wręcz oldschoolowa.

– Przecież to jest warzywo, nie żadna… – urwałam, bo przeszło mi przez myśl, że Peterson może mieć słuszność.

– Jeżeli mnie wzrok nie myli, a ból nie zaćmiewa umysłu. – Spojrzał z wyrzutem na zakrwawiony nóż sprężynowy, który położyłam na blacie. – To jestem przekonany, że pokazujesz mi właśnie magiczną dynię, która należy do niejakiego Kopciuszka.

– Mów dalej.

– No i ta magiczna dynia, ona kiedyś zmieniała się w karocę, wiesz? Ale czasy poszły do przodu, pojawiły się komputery, amfetamina…

Wywróciłam oczami, zapomniałam już, jak bardzo Peterson lubi cytować stare polskie komedie.

– Możesz przejść do sedna?

– Oczywiście. Zmierzałem do tego, że w obecnych czasach dynia zmienia się w odrestaurowanego volkswagena garbusa.

To już było coś, konkretny trop. Poklepałam informatora po ramieniu i wstałam od baru. Rzuciłam trzy stówy na blat.

– Barman! Butelka czegoś mocnego, dla mojego drogiego przyjaciela. – Spojrzałam na Petersona. – Interesy z tobą to czysta przyjemność.

– Wal się.

 

*

 

Jak trudne może być namierzenie pokracznego, a w dodatku pomarańczowego pojazdu w mieście liczącym prawie dziewięć milionów mieszkańców? Jak się okazało, cholernie trudne. Podpięcie pod monitoring miejski było jedną wielką stratą czasu i pieniędzy. Po tygodniu obserwacji, przy wykorzystaniu najnowszych modułów SI i wszelkich znanych mi technik śledczych, dalej znajdowałam się w punkcie wyjścia. Samochód oczywiście nie widniał też w żadnej ewidencji, więc i konwencjonalne metody były skazane na porażkę.

Muszę przyznać, zaczęłam tracić nadzieję. Nie mogłam przecież usiąść na skrzyżowaniu i liczyć na łut szczęścia. Już dawno temu się nauczyłam, że w tym mieście przypadkiem to można najwyżej zarobić kulę w łeb.

 

*

 

Pamiętałam, że w oryginalnej bajce o Kopciuszku wróżka rzuciła czar na dynię i myszy, zmieniając je odpowiednio w piękną karocę oraz dorodne rumaki. Tyle że wróżek nie ma, już nie. Nie mogłam więc udać się do magicznej istoty i złapać jej za jaja, czy co tam mają takie stworzenia, żeby zdobyć informację o miejscu pobytu Kopciuszka. Cholera by to wzięła.

Mogłam za to odwiedzić Starego Watsona, on pewnie znalazłby dla mnie jakieś odpowiedzi. Problem polegał na tym, że nasze ostatnie spotkanie… Cóż, wystarczy powiedzieć, że nie skończyło się najlepiej. W dodatku pozostawiło mi pamiątkę w postaci paskudnej blizny na ramieniu.

Tylko, czy mam jeszcze jakieś wyjście? Porzucenie zlecenia nie wchodzi w grę, zbyt mocno ucierpiałaby na tym moja reputacja. A to w praktyce oznaczałoby zawodowe samobójstwo, na co nie mogłam sobie pozwolić.

 

*

 

Watson najczęściej przebywał pod Thor Bridge, prawdopodobnie najbardziej niebezpiecznym miejscu w całym mieście. Nie był bezdomnym, przynajmniej nie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Miał dach nad głową, stały adres i kredyt hipoteczny na okrągłe pięćdziesiąt lat. No i żonę, wyjątkową sukę, jeżeli ktoś by mnie zapytał. I pewnie tutaj tkwił powód, dlatego tak rzadko bywał w domu, zamiast tego wybierając wątpliwe uroki otoczenia mostu.

– Cześć, Watsonie. Jak twój ogon, całkiem już doleczony?

Stary spojrzał na mnie z dołu (a właśnie, wspominałam już, że jest myszą?) mocno z ukosa.

– Masz czelność się tutaj pojawiać, szczególnie po ostatnim razie… – odburknął.

– Potrzebuję twojej pomocy, nie miałam wyjścia.

– To przykre, doprawdy – zadrwił. – Tylko widzisz, skąd pomysł, że ci pomogę?

W tym momencie Watson wydał z siebie dziwny dźwięk, taki ni to pisk, ni krzyk. Przez chwilę stałam, nerwowo omiatając wzrokiem otoczenie. Z ciemności zaczęły się wyłaniać niewielkie stworzenia, których ślepia lśniły, niczym zdradzieckie latarnie morskie. Gdy się zbliżyły, zrozumiałam, że otaczają mnie myszy, dziesiątki, może nawet setki myszy. W tym samym czasie padający deszcz i odgłosy przejeżdżających mostem samochodów wgryzały się w mój mózg nieznośną kakofonią dźwięków. Chciałam krzyczeć, ale i tak nikt by mnie nie usłyszał.

– Zabijcie ją – wydał rozkaz Watson.

Nie zdążyłam zareagować, a już pierwsze kły zatopiły się w mojej łydce. Mimowolnie padłam na kolano. Czarna strużka krwi pociekła na asfalt. Kolejne zęby przecięły palto, nieznacznie tylko zahaczając o skórę. Następnie poczułam ukłucie, jakby w ramię weszła setka igieł. Niezdarnie sięgnęłam do kieszeni, usiłując wydobyć schowany głęboko rewolwer. Strzelanie do myszy z broni palnej wydawało się równie sensowne, co polowanie na komary za pomocą trebusza, ale jaki miałam wybór?

Chwyciłam rewolwer i już miałam oddać strzał, gdy niespodziewana myśl wstrząsnęła mną do szpiku kości.

– Patataj – wyszeptałam.

Myszy zatrzymały się jak sparaliżowane.

– Coś ty powiedziała?! – krzyknął Watson.

– Ty byłeś koniem… I ty też. – Pokazywałam palcami. – Wasza dwójka także.

– Ale przecież… Ona nie powinna… – wydukała jedna z myszy.

– Nie powinna? Ona nie ma prawa tego wiedzieć! – skonstatował Watson.

– O czym wy, cholerne gryzonie, mówicie?!

– Posłuchaj mnie uważnie. Nie mam pojęcia, skąd właściwie wiesz o tym, że… – urwał w połowie zdania.

– Że co?! No mówże!

– Dobry wieczór państwu! – Zza pleców dobiegł mnie znajomy, męski głos. – Wygląda na to, że dalsze poszukiwania dyni są zbędne. Czy panienka już sobie przypomniała?

– Zakazałam ci tak do mnie mówić! – krzyknęłam. – A tak w ogóle, to o czym wy wszyscy właściwie pieprzycie, co?!

– Przyznam, że podczas naszego spotkania nie poznałem panienki. Całe szczęście, że mam w zwyczaju kontrolować zleceniobiorców! – zachichotał. – No, a wracając do meritum… Jeżeli za pomocą czarów można w okamgnieniu zostać królową balu, to z pewnością nic nie stoi na przeszkodzie zamianie w detektywa, prawda?

– Przecież mówiłam, że nie jestem…

– Detektywem – zakończył za mnie Calhoun. – Tak, wiem. Jesteś łowcą. Pozwól, że coś ci pokażę.

Mężczyzna wyciągnął z kieszeni płaszcza sfatygowane zdjęcie. Przedstawiało dziewczynę w znoszonym, poplamionym ubraniu i z niechlujną fryzurą. Gdyby się dobrze przyjrzeć, to wyglądała dość podobnie do…

– Poznajesz?

– Nawet jeżeli to ja, to wyszłam na tym zdjęciu fatalnie – prychnęłam.

Uruchomiłam aurę, żeby wspomóc pracę mózgu. Spojrzałam ponownie na fotografię, zrobiłam kilka kroków wstecz i w tym momencie przeszył mnie dreszcz, a wewnątrz coś jakby pękło. Setki migawek przeskoczyły mi przed oczami, a ja zrozumiałam, kim byłam wcześniej. Calhoun to dostrzegł, bo najpierw się uśmiechnął, a w następnej sekundzie ruszył biegiem w moją stronę. Zaczęłam uciekać ile sił w nogach. Potknęłam się o krawężnik i zgubiłam but, ale nie straciłam równowagi. Dopadłam do schodów technicznych. Przeskakiwałam kolejne stopnie, zmierzając ku górze. Prześladowca podążał moim śladem. Nie widziałam go, ale słyszałam wyraźnie, że jest coraz bliżej. Niemalże czułam jego oddech na karku.

 

*

 

Znalazłam się na moście. Brakowało mi tchu, więc przystanęłam na chwilę, daremnie próbując zaczerpnąć oddechu. Chciałam biec dalej, ale nie miałam już siły. Wtedy za plecami usłyszałam głos Calhouna.

– Historia zatacza koło, co? – zaśmiał się. – Ostatnim razem też straciłaś buta.

– Nie wiem, o czym mówisz – syknęłam.

– Oj, odnoszę wrażenie, że jednak wiesz. I to doskonale. A teraz… Podaj mi dłoń i chodźmy, ktoś ważny na ciebie czeka.

Odruchowo zbliżyłam się do krawędzi mostu, w miejscu, w którym zniszczono siatkę ochronną.

– Nie rób, proszę, żadnych głupstw – powiedział spokojnie, unosząc dłonie w porozumiewawczym geście. – Twój mąż się o ciebie martwi.

– Martwi? On się martwi?! Ten psychopata i zboczeniec? Ten cholerny fetyszysta stóp? – Zrobiłam kolejny krok w stronę krawędzi.

– Coś ci się musiało pomieszać, pewnie pamięć nie wróciła w pełni. Mogę się założyć, że to efekt kolejnej fuszerki w wykonaniu tej cholernej wróżki. Zupełnie jak z tą całą północą, kto to wymyślił, żeby zaklęcie nagle tak po prostu się rozmywało? Tandeta i jarmarczna iluzja, a nie prawdziwa magia – Calhoun westchnął z wyraźnym niesmakiem. – No, ale to wszystko już przeszłość. A teraz spokojnie, Książę oczekuje na ciebie w posiadłości w Meiringen. Wszystko sobie wyjaśnicie i będzie dobrze, zobaczysz.

– Meiringen? W Szwajcarii? – W odpowiedzi przytaknął. – Wiesz, z czego słynie Meiringen?

– Oświeć mnie, proszę.

– Mają tam wodospad. A z wodospadu, podobnie jak z mostu, można bardzo łatwo spaść.

– Ale dlaczego? Po co?! – W głosie Calhouna zabrzmiała nuta desperacji.

– Bo nie chcę… Nie mogę przeżyć tego znowu – załkałam.

Deszcz nie przestawał padać. Strumienie wody spływały po moim ciele, niczym rwąca rzeka, zmywając z umysłu resztki złudzeń. Przebłyski dawnego życia, wspomnienia… Wróciły na dobre i nie chciały odejść. Z każdą kroplą słyszałam krzyk. Mój własny, będący echem utraconej nadziei, odzwierciedleniem cierpienia, którego doświadczyłam. Ale nade mną wybrzmiewał też inny krzyk. Przepełniony radością, wręcz ekstatyczny. Zupełnie obcy, jednak nie mniej rzeczywisty.

Niespodziewanie na moście zapanowała martwa cisza. Odgłosy ulewnego deszczu i metaliczne trzaski konstrukcji zamieniły się w delikatny, wręcz wzruszający szept. W spowolnionym tempie obserwowałam, jak Calhoun, z niemym okrzykiem zastygłym na ustach, biegnie w moją stronę.

Uśmiechnęłam się do mężczyzny, po czym zrobiłam krok w tył. Spadałam z mostu, prosto w objęcia nocy.

Koniec

Komentarze

Mistrzu/Mistrzyni powodzenia w truejedynku. Po przeczytaniu mi przez Koalę podyktowałem mu. Goblin-niegawiedź.

Długi tytuł dla zmylenia czytających nie pomógł. Wszyscy wiedzą która/który Mistrzyni/Mistrz to napisała/napisał. Koala pozdrawia. :) 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej, jestem po lekturze wszystkich opowiadań i czas na komentarz :). Doceniam nawiązanie do Harry Angela, humor i dramatyczną końcówkę ale wybrałeś Anonimie najprostszą formę, bajkowe przeróbki są fajne jednak mało oryginalne. Co nie zmienia faktu, że bawiłem się dobrze przy lekturze:). Będzie klik :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Zgadzam się z Bardem, zakręcone wersje bajek były już wałkowane wielokrotnie (i łączone z noir też, vide cykl Jakuba Ćwieka o Grim City, no i komiksowe ,,Baśnie”). Im więcej ich czytam, tym mniejsze robią na mnie wrażenie. Ale ze wszystkich propozycji ta jest najbardziej ,,noirowa”, w sensie ,,czuć klimat”, a przy tym trochę bawi się konwencją (chyba pierwszy raz widzę Ponurego Detektywa o Mrocznej Przeszłości z dwoma chromosomami X). Nawiązania do baśni może nie jakoś bardzo odkrywcze, ale uśmiechnęły.

Zaczynam się przekonywać do tego całego czarnego kryminału.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Uwielbiam bajeczki, które nawiązują do wszystkiego co popadnie. Czytanie tego to jak zjadanie cwibaka, co rusz to jakiś smakołyk.

Lekkie, zabawne i nieco mroczne, jak woalka na liczku pięknej damy.

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hej!

 

 

Ja eliminuje postaci z bajek, które miały dość pecha, żeby zaplątać się w naszym świecie.

Lubię takie motywy. ;)

 

ją włączam bo

Przecinek.

 

wzrok utkwił

Wzrok utkwił?

 

– Jednak podziękuję, niezbyt męskie drinki popijasz, jak widzę.

– Jestem kobietą.

– Skoro tak twierdzisz.

– Dość pierdolenia – ucięłam. – Kto ma być celem?

Ten dialog jest dziwny, przeczytałam z takim „Co…?”, ale z tego wszystkiego parsknęłam śmiechem. Ta scena jest jak wyrwana z innego świata. XD

 

Przez chwilę wpatrywałam się w zdjęcie przedstawiające… No cóż, dynię.

:D

 

Sama nie wiedziałam, dlaczego nogi wiodły mnie same

Nie wiedziałam, dlaczego nogi wiodły mnie same

 

– Zlecenie, to zlecenie.

Bez przecinka.

 

Scena z Petersonem wyrazista, świetnie napisana i dobrze oddająca trop. Lubię takie sceny i wciągnęłam się w całość.

 

Tyle, że

Bez przecinka.

 

– Masz czelność, żeby się tutaj pojawiać, szczególnie po ostatnim razie… – odburknął.

W sumie po tym tekście można było darować sobie ten poprzedni fragment:

Problem polegał na tym, że nasze ostatnie spotkanie… Cóż, wystarczy powiedzieć, że nie skończyło się najlepiej. (…) A to w praktyce oznaczałoby zawodowe samobójstwo, na co nie mogłam sobie pozwolić.

 

Widzimy, że bohaterka to konkretna babka i zależy jej na wykonaniu zlecenia. Nie trzeba nas o tym zapewniać. ;)

 

– Nie powinna? Ona nie ma prawa tego wiedzieć! – skonstatował Watson.

Hm, a może:

– Nie masz prawa tego wiedzieć! – skonstatował Watson.

 

Czyli mamy Kopciuszka. Nie spodziewałam się, ale też chyba ciężko to zgadnąć na podstawie jej zachowania. :D

 

ktoś ważny na ciebie czeka.

Odruchowo zbliżyłam się do krawędzi mostu, w miejscu, w którym ktoś

 

Oo, no i nasz Kopciuszek ucieka przed poprzednim życiem, ostatecznie skacząc z mostu. Jeśli chodzi o sam baśniowy motyw – fajny, ale trochę takich już znam, przy czym Czerwone Kapturki, które są złe, a wilk dobry i Kopciuszki oraz Śnieżki terroryzowane przez mężów-księciów ciut mi się przejadły. Ale i tak bardzo dobrze mi się czytało. ;) Bohaterka bardzo na plus. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Jeszcze jedna bajka pokazana w sposób mocno odbiegający od pierwowzoru, ale należycie spełniająca wymogi boju o tytuł Mistrza Lata 2024. :)

 

Czy tutaj za­wsze jest czar­no–biało?Czy tutaj za­wsze jest czar­no-biało?

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

 

Gdy tylko prze­kro­czy­łam drzwi… → Można przekroczyć próg, ale obawiam się, że drzwi przekroczyć nie można.

 

do­strze­głam zna­jo­mą mordę, przy­ozdo­bio­ną licz­ny­mi szra­ma­mi. → Czy szramy na pewno były ozdobą mordy?

 

kła­dąc na blat nóż sprę­ży­no­wy… → …kła­dąc na blacie nóż sprę­ży­no­wy

 

od­re­stau­ro­wa­ne­go Volks­wa­ge­na gar­bu­sa. → …od­re­stau­ro­wa­ne­go volks­wa­ge­na gar­bu­sa.

Nazwy samochodów piszemy małą literą.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/marki-samochodow;715

 

Po­kle­pa­łam in­for­ma­to­ra po ra­mie­niu i wsta­łam od baru. → Wcześniej, kiedy bohaterka przysiadała się do Petersona, przeczytałam: – Nie zapraszałem cię do stolika – odburknął. → Kiedy bohaterka przesiadła się od stolika do baru?

 

Przed­sta­wia­ło dziew­czy­nę w zno­szo­nych, po­pla­mio­nych ubra­niach i nie­chluj­nej fry­zu­rze. → Przed­sta­wia­ło dziew­czy­nę w zno­szo­nym, po­pla­mio­nym ubra­niuz nie­chluj­ną fry­zu­rą.

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach, odzież, którą ktoś ma na sobie to ubranie. Nie można być we fryzurze.

 

Po­tknę­łam się o kra­węż­nik i zgu­bi­łam buta… → Po­tknę­łam się o kra­węż­nik i zgu­bi­łam but

 

– Ostat­nim razem też stra­ci­łaś buta.– Ostat­nim razem też stra­ci­łaś but.

 

Stru­mie­nie wody spły­wa­ły po moim ciele, ni­czym rwąca rzeka, zmy­wa­jąc z mo­je­go umy­słu reszt­ki złu­dzeń. → Czy oba zaimki są konieczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

OK, Anonimie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Faaajne. Lubię antybajki, więc spodobało się.

Pełno tu pojedynkowej dobroci, warunki spełnione już w pierwszych akapitach.

Twist należycie zaskoczył, chociaż z narratorem będącym sprawcą to raczej eksperymentowała Agatka niż Artur.

Babska logika rządzi!

Pokręcone, trochę shrekowe, trochę broadwayowskie. Końcówka fajnie dramatyczna, nieprzedobrzona. 

Postać głównej bohaterki nie do końca mnie kupiła. Jest nieco na siłę “twarda”, ale pasuje do konwencji. 

Udany tekst. 

It's ok not to.

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Gdybym miał przy sobie kody kreskowe, najpewniej czarno-białe, to bym nakleił na ten tekst. Dlaczego? Ponieważ jest produktem, na który nie otrzymamy reklamacji. Ot skrojony, nie zgrzyta, nie ma piachu przy przeżuwaniu. Do tego ma kilka solidnych momentów, które same w sobie sprawiają, że nie zapomnę…

 

Napiszę wiersz improwizowany:

 

Przyszłaś do mojego życia

Ale to nie było już życie

A pokój

 

I choć w nim były kwiaty

Dla Ciebie

Oraz czyste obrusy

Dla Ciebie

 

W Twej czerni i bieli

Dojrzeć umiałaś

Tylko swoje

W lustrze odbicie

 

A mój strój klauna

Włożyłaś do mej trumny

Zostając całkiem sama

 

Możesz zgubić kolejny but

Ale by ktoś go podniósł

Zdarzyć by się musiał cud

Artystom więcej, szybko!

Dziękuję, Vacterze ;) wieczorem siądę do komputera i odniosę się szczegółowo do wszystkich komentarzy;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Patrzyłam przez szybę jak krople deszczu głucho uderzają o asfalt

Patrzyłam przez szybę, jak. Pomieszanie modalności epistemicznych ^^

nosił czarne pantofle

"Nosić" jest habitualne. https://sjp.pwn.pl/szukaj/nosi%C4%87.html Zauważ, że jako synonim występuje "ubierać się" a nie "być ubranym w".

Ja eliminuje

Literówka.

które miały dość pecha, żeby zaplątać się w naszym świecie.

Hmm. W nasz świat.

Dobra, dobra, jednak oboje wiemy, że takie baśniowe stwory niełatwo namierzyć. Tym samym, musi panienka prowadzić śledztwo, tak?

Bardzo nienaturalna wypowiedź.

– nie ustawał.

?

Sugestywnie wyciągnęłam rewolwer.

… jak?

Po wyrazie twarzy Calhouna, zrozumiałam że całkiem stracił rezon.

Po wyrazie twarzy Calhouna poznałam, że całkiem stracił rezon.

Coś, jakby niewidzialna siła nałożyła filtr na całe otoczenie.

Bez przecinka, poza tym: XD

Czuję się trochę, jak aktor grający w filmie z lat sześćdziesiątych.

Bez przecinka. Metafora nieprzekonująca, aktorzy byli kolorowi, tylko filmy nie.

czasem ją włączam bo jest pomocna w pracy

Czasem ją włączam, bo jest pomocna w pracy.

więc pomaga w łowach.

Powtórzenie: pomocna – pomaga.

Obserwowałam, jak Calhoun chodził nerwowo po biurze.

C.t.: chodzi. Trochę z sufitu to – przyszedł i nic nie mówi, tylko chodzi w tę i nazad?

jedynie przemierzał kolejne metry

?

ostatecznie jego wzrok utkwił na trzymanej przeze mnie szampance

Utkwić można w czymś, nigdy na czymś: ostatecznie utkwił wzrok w trzymanej przeze mnie szampance.

– Koktail frosé.

Odhaczone XD tylko gdzie truskawki? XD

– Jednak podziękuję, niezbyt męskie drinki popijasz, jak widzę.

Ulubiona_emotka_Baila :)

Calhoun pobladł na twarzy

Innych elementów Calhouna przecież nie widać.

zaczął nerwowo omiatać wzrokiem otoczenie

…?

No cóż, dynię.

XD Odhaczone XD

nie miałabym na to jednoznacznej odpowiedzi

Ciachnij "na to".

nogi wiodły mnie same poprzez spływającą strumieniami deszczu ulicę

Ciut dziwny szyk, i nie poprzez, a przez. https://wsjp.pl/haslo/podglad/47193/poprzez/5172198/brnac-poprzez-snieg

A to wszystko w akompaniamencie miarowej serenady kropel deszczu, która zdawała się zagłuszać ponure pomruki miasta będącego w stanie permanentnego rozkładu.

Łaaaaał XD

Pergaminowe powietrze

Jakie?

Serwus, Peterson, kopę lat

https://www.tobaccopipes.com/blog/exploring-the-peterson-sherlock-holmes-series/ ? XD (Był inspektor Patterson :D)

trzymającego w dłoni butelkę whisky

A w czym innym, przepraszam, miałby ją trzymać?

który zawsze nosiłam w kieszeni

A teraz już nie nosi?

Mówiłem, że także cieszę się, że ciebie widzę

Niezbyt naturalne..

jednak w odpowiedzi zobaczyłam środkowy palec.

J.w.

pewnym ruchem wbiłam ostrze w dłoń Petersona, mocując ją do blatu

A może prościej: pewnym ruchem przygwoździłam dłoń Petersona do blatu.

Mężczyzna zawył z bólu i zaskoczenia.

Łopata.

Szybkim ruchem wyciągnęłam nóż, na co Peterson znowu krzyknął.

Znowu ruch. "Na co" zbędne.

nie chciałbyś, żeby wdarło się zakażenie

Angielska konstrukcja, a zakażenie może się wdać, ale raczej nie wedrzeć.

Jego twarz spowił paskudny grymas.

… wrrr. "Spowić" to tyle, co "owinąć". https://wsjp.pl/haslo/podglad/64977/spowic

, ignorując fotografię.

Zbędne. Widać z kontekstu. Zresztą: https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842860

Zlecenie, to zlecenie.

Zbędny przecinek.

Peterson może mieć rację.

? https://wsjp.pl/haslo/podglad/44087/racja/5178647/slusznosc ?

zapomniałam już, jak bardzo Peterson lubił

C.t.: lubi.

pomarańczowego pojazdu

Aliteracja, ale co tam :)

Podpięcie pod monitoring miejski

?

w tym mieście przypadkiem to można najwyżej zarobić kulę w łeb

Mam wrażenie, że powinien tu być przecinek, ale jakieś takie… mętne.

informację o lokalizacji

Brzydkie.

Mogłam za to odwiedzić Starego Watsona

W dodatku pozostawiło mi pamiątkę w postaci paskudnej blizny na ramieniu.

A może prościej: W dodatku została mi po nim pamiątka, paskudna blizna na ramieniu.

Tylko, czy mam jeszcze jakieś wyjście? Porzucenie zlecenia nie wchodzi w grę,

Coś tu się czasy potentegowały. Czemu nagle jest teraźniejszy?

Watson najczęściej przebywał pod Thor Bridge

Most plus Holmes :D punkcik!

I pewnie tutaj tkwił powód, dlatego tak rzadko bywał w domu, zamiast tego wybierając wątpliwe uroki otoczenia mostu.

Ujeju: I pewnie tu leży pies pogrzebany, a przynajmniej powód, dla którego tak rzadko bywał w domu, a tak często w rozkosznych okolicach mostu. (metafora gratis ;D)

(a właśnie, wspominałam już, że był myszą?

A już nie jest?

Masz czelność, żeby się tutaj pojawiać

Masz czelność się tutaj pojawiać.

nerwowo omiatając wzrokiem otoczenie

To naprawdę dziwna fraza.

zaczęły wyłaniać się niewielkie stworzenia, których ślepia lśniły, niczym zdradzieckie latarnie morskie

Zaczęły się wyłaniać niewielkie stworzenia, których ślepia lśniły niczym zdradzieckie latarnie morskie. (wut.)

Gdy zbliżyły się

Gdy się zbliżyły.

W tym samym czasie padający deszcz i odgłosy przejeżdżających mostem samochodów wgryzały się w mój mózg nieznośną kakofonią dźwięków.

Hmm? Ale rozmawiać z Watsonem mogła?

– Zabijcie ją – Watson wydał rozkaz.

– Zabijcie ją – wydał rozkaz Watson.

Mimowolnie padłam na kolano.

"Mimowolnie" jest tu zbędne.

Czarna strużka krwi

No.

Następnie poczułam ukłucie, jakby w ramię weszła setka igieł

Jakiś rozwleczony ten opis.

skonstatował Watson.

Nie przesadzasz troszkę?

Zakazałam ci tak do mnie mówić!

Niezręczne.

A tak w ogóle to, o czym

A tak w ogóle, to o czym.

nic nie stoi na przeszkodzie zamianie w detektywa

Hmmm…

sfatygowane zdjęcie. Przedstawiało dziewczynę w sfatygowanych, poplamionych ubraniach i niechlujnej fryzurze.

Powtórzenie celowe? Nie można być "we fryzurze" – tylko mieć fryzurę albo być jakoś uczesaną. Nie można też być w ubraniach, tylko w ubraniu, bo to kolektyw.

Spojrzałam ponownie na fotografię i w tym momencie przeszył mnie dreszcz, a wewnątrz coś jakby pękło.

…?

ruszył biegiem w moją stronę

A nie stał obok? Skoro pokazywał jej zdjęcie?

Zaczęłam uciekać ile sił w nogach

 Zaczęłam uciekać, ile sił w nogach.

zgubiłam buta

Zgubiłam kogo? co? but.

Dopadłam do schodów technicznych. Przeskakiwałam kolejne stopnie, zmierzając ku górze. Prześladowca podążał moim śladem.

Tnij, to jest mało dynamiczne, a przecież bohaterka ucieka: Dopadłam schodów technicznych. Przeskakiwałam kolejne stopnie, a prześladowca podążał moim śladem.

Brakowało mi tchu, więc przystanęłam na chwilę, daremnie próbując zaczerpnąć oddechu.

Przydługie. Mało dynamiczne.

straciłaś buta

BUT.

Podaj mi dłoń

Hę?

Nie rób proszę żadnych głupstw

Nie rób, proszę, żadnych głupstw.

unosząc dłonie w porozumiewawczym geście

Porozumiewawczym?

Coś ci się musiało pomieszać, pewnie pamięć nie wróciła w pełni

Hmm.

Meiringen? W Szwajcarii? – W odpowiedzi przytaknął. – Wiesz, z czego słynie Meiringen?

I punkcik za Sherlocka.

W głosie Calhouna zabrzmiała nuta desperacji.

Hmm?

Strumienie wody spływały po moim ciele, niczym rwąca rzeka, zmywając z mojego umysłu resztki złudzeń.

Pierwszy przecinek bym wycięła. I któryś z zaimków.

Z każdą kroplą słyszałam krzyk.

?

Mój własny, będący echem utraconej nadziei, odzwierciedleniem cierpienia, którego doświadczyłam.

Mój własny, echo utraconej nadziei, odzwierciedlenie cierpienia, którego doświadczyłam. Ekhm.

Szczęśliwy, wręcz ekstatyczny

Krzyk nie może być szczęśliwy.

Niespodziewanie, na moście zapanowała martwa cisza

Tu bez przecinka.

Odgłosy ulewnego deszczu i metaliczne trzaski konstrukcji zamieniły się w delikatny, wręcz wzruszający szept.

?

Hmm. Pomysł, nie przeczę, ciekawy – ale nie na tę długość tekstu. Upchanie go kolanem wymagało ucięcia kilku istotnych organów, na czym ucierpiała logiczna łączność między wydarzeniami (a na przykład frose zostało wprowadzone raczej sztucznie). Poza tym nie zawsze wyobrażasz sobie przedstawione sytuacje (Calhoun pokazuje jej zdjęcie – stojąc gdzie? Po drugiej stronie ulicy?) a opisy są tu i ówdzie rozwleczone. Metaforom przydałby się zastrzyk witaminy B6, if you know what I mean. Ale mimo to – jest atmosfera. Możesz przedłużać :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzięki, Tarnino ;) Poprawki naniosę, ale trochę później, jak będę przy komputerze;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Służę ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Gratuluję, Cezary Kwadracie. :-)

Jak wyczytałam w komentarzach pod tekstem Ananke, w ten sposób zostałeś szychą. :-)

Babska logika rządzi!

Dziękuję, Finklo ;)

 

Jak wyczytałam w komentarzach pod tekstem Ananke, w ten sposób zostałeś szychą. :-)

A właśnie! Bardzie, gdzie moje szyszki?! XD

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Dobra, jedno dziecko pojechało z żoną, drugie śpi. Można odpisywać :D

 

Koalo, dzięki za wizytę i dobre słowo :) Szkoda, że zmyłka się nie udała :D

 

Bardzie!

bajkowe przeróbki są fajne jednak mało oryginalne

Wszystko nie może być oryginalne :) Poza tym, jak tylko zobaczyłem dynię, to momentalnie pomyślałem o Kopciuszku, nic nie poradzę :P 

 

Najważniejsze, że lektura była przyjemna :)

 

SNDWLKR, witam i Ciebie :)

Ale ze wszystkich propozycji ta jest najbardziej ,,noirowa”, w sensie ,,czuć klimat”, a przy tym trochę bawi się konwencją

Bardzo mi miło, starałem się :P

 

Ambush, miło, że wpadłaś i opko się spodobało :)

Czytanie tego to jak zjadanie cwibaka, co rusz to jakiś smakołyk.

Tylko trzeba uważać, żeby nie przedobrzyć. Wtedy może się pojawić lekka niestrawność :)

 

Ananke, jak zawsze składam ukłony za rozbudowany i merytoryczny komentarz :) Większość Twoich uwag naniosłem do tekstu :)

Ten dialog jest dziwny, przeczytałam z takim „Co…?”, ale z tego wszystkiego parsknęłam śmiechem. Ta scena jest jak wyrwana z innego świata. XD

I tak miało to wybrzmieć :P

 

Scena z Petersonem wyrazista, świetnie napisana i dobrze oddająca trop. Lubię takie sceny i wciągnęłam się w całość.

Dziękuję :)

 

Regulatorzy, dziękuję za odwiedziny, pozytywny odbiór i oczywiście łapankę :) Musze przyznać, że niektóre babole pozostają moją zmorą, ale za każdym razem staram się eliminować złe nawyki językowe… ;] 

 

Finklo, cześć! Bardzo mi miło, że moja wersja antybajki o Kopciuszku Ci się spoobała :)

chociaż z narratorem będącym sprawcą to raczej eksperymentowała Agatka niż Artur.

Tego fragmentu chyba nie do końca rozumiem :P

 

Dogsdumpling, miło Cię widzieć! ;]

Postać głównej bohaterki nie do końca mnie kupiła. Jest nieco na siłę “twarda”, ale pasuje do konwencji. 

Dokładnie! Jest na siłę twarda, co powinno kontrastować z bajkową wizją Kopciuszka :) 

 

Vacterze, dzięki za odwiedziny, komentarz i oddany głos :)

Napiszę wiersz improwizowany:

Muszę Ci przyznać, że bardzo ładny wyszedł. 

 

Tarnino, powtórzę się, ale co tam: bardzo Ci dziękuję za organizację trzyjedynku oraz łapankę :) Znakomitą większość Twoich uwag naniosłem, kilka poprawiłem przy okazji wcześniejszych komentarzy. W kilku przypadkach zostawiłem jak jest, bo trochę zabrakło mi pomysłu na przeróbki. Ufam, że mi wybaczysz :)

tylko gdzie truskawki? XD

Po wpisaniu frazy w wyszukiwarce, wybrałem pierwszy link z brzegu i tam nie było truskawek (sic!), więc nie wiedziałem, że muszą być :P

 

Łaaaaał XD

W sensie, że spoko? Czy taka tragedia? :D

 

A w czym innym, przepraszam, miałby ją trzymać?

Kilka pomysłów przychodzi mi do głowy, ale wolałbym ich tu nie pisać… :D Poprawiłem :)

 

Ale mimo to – jest atmosfera. Możesz przedłużać :)

Pewnie kiedyś się o to pokuszę, ale chwilowo brakuje czasu :P Mam rozgrzebany tekst, który planowałem wysłać na konkurs NF, ale obowiązki zawodowe i rodzinne mnie trochę przytłoczyły, więc się nie udało. A póki co, muszę przetrwać nadchodzący tydzień :P

 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Wszystko nie może być oryginalne :)

Najmniej oryginalne jest zwykle to, co się sili na oryginalność :) Nie ma się co tym przejmować.

Tego fragmentu chyba nie do końca rozumiem :P

Ufam, że mi wybaczysz :)

Uff, uff :D

Po wpisaniu frazy w wyszukiwarce, wybrałem pierwszy link z brzegu i tam nie było truskawek (sic!), więc nie wiedziałem, że muszą być :P

Nie, żebym wkleiła link, czy coś :D

W sensie, że spoko? Czy taka tragedia? :D

Tak noir, że aż śmieszne XD

Kilka pomysłów przychodzi mi do głowy, ale wolałbym ich tu nie pisać… :D

He, he, he :)

A póki co, muszę przetrwać nadchodzący tydzień :P

Nie Ty jeden…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dobry tekst, bohaterka, której można kibicować (dlaczego ją zabiłeś, potworze! wink ). Śledztwo okazało się Uroborosem – ciekawa puenta.

 

Pojedynek oprócz stresu (czy jest na sali Brutus? Wynajmę Brutusa! laugh ) przyniósł mi także pomysły, z których jestem zadowolony. I to jest moje małe, osobiste zwycięstwo – z Realuciem (Vivat Realuc!) i Wami (Vivat Żongler! Vivat… no gdzie ten Brutus… laugh ) przełamałem dłuższy okres posuchy, za co szczególnie dziękuję smiley

 

Jeszcze raz, gratuluję smiley

The KOT

Brutalna baśń, z zakończeniem iście Grimm. Przyjemne skojarzenia z Wilkiem Pośród Nas. Zaborcza i decyzyjna babeczka zawsze ciekawa, jeśli nie jest karykaturą samej siebie, a ta na szczęście nie jest… choć ma niezdrową skłonność do przemocy ;) Ciekawy myk, żeby połączyć femme fatale oraz detektywa łowcę. Gratulacje!

chociaż z narratorem będącym sprawcą to raczej eksperymentowała Agatka niż Artur.

Tego fragmentu chyba nie do końca rozumiem :P

Trochę już wyjaśniła Tarnina. Na wszelki wypadek dołożę, że w co najmniej jednej książce A. Christie pod koniec okazuje się, że to pierwszoosobowy narrator był tym złolem. Oczywiście, nie zdradzę tytułu. Trochę na Agatce za to psy wieszali, że złamała jedną z zasad kryminału. Ale jeśli podejść do problemu bardziej elastycznie, to nie złamała, a czyta się fajnie.

Zaraz, zaraz w jednej książce Poirot hodował dynie… To wszystko się zazębia! Spiseq!

Babska logika rządzi!

Zaraz, zaraz w jednej książce Poirot hodował dynie…

Hę? Serio?

Trochę na Agatce za to psy wieszali, że złamała jedną z zasad kryminału

Ponieważ Agatka należała do grupy pisarzy, którzy te zasady ustanowili, można się czepiać ;) Skodyfikował je kto inny. W każdym razie zwykle się ich trzymała. I tu widzimy zaletę trzymania się zasad – jak czasem człowiek od nich odstąpi, to zaraz ma reklamę :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Trochę już wyjaśniła Tarnina. Na wszelki wypadek dołożę, że w co najmniej jednej książce A. Christie pod koniec okazuje się, że to pierwszoosobowy narrator był tym złolem. Oczywiście, nie zdradzę tytułu. Trochę na Agatce za to psy wieszali, że złamała jedną z zasad kryminału. Ale jeśli podejść do problemu bardziej elastycznie, to nie złamała, a czyta się fajnie.

Dzięki za wyjaśnienie :) Nie jestem szczególnym fanem kryminałów, stąd niezrozumienie :)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Hę? Serio?

Serio, serio. Postanowił odejść na emeryturę i zająć się hodowlą dyń. A tu oczywiście jakiś trup w sąsiedztwie i nici z planów. Ten biedak to nawet na wakacje nie mógł wyjechać, żeby w hotelu kogoś nie zaciukali. ;-)

A na Agatce psy chyba wieszała ta grupa, z którą wymyślała zasady, więc oni jednak mogli.

Babska logika rządzi!

Ha. Takie życie detektywa XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Z wszystkich trzech tekstów ten spodobał mi się najbardziej. Może dlatego że działo się, oj działo. 

Nova, dzięki, że wpadłaś ;) bardzo mi miło ;)

 

Żonglerko, przepraszam, ale w zamieszaniu zupełnie zapomniałem odpisać na Twój komentarz ;( Niemniej, super, że tak pozytywnie odbierasz tekst! Raz jeszcze dziękuję za udany pojedynek trzyjedynek! ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Dobre. I duży plusik za dialogi, bo według mnie wyszły nieźle. Opisy miasta też przypadły mi do gustu i może jedynie przyczepiłbym się do tego, że akcja momentami szła zbyt szybko, ale z drugiej strony pasuje to do konwencji. 

I zdecydowanie się nie nudziłem :D 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Cześć, Młody Pisarzu

 

Dzięki za wizytę i komentarz. Fajnie, że się podobało;) Akcja szła szybko, bo miejsca było mało z uwagi na limit znaków;)

 

Pozdrawiam ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet! ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Nowa Fantastyka