- Opowiadanie: dawidiq150 - Ugryzienie

Ugryzienie

Zapraszam do lektury (może jeszcze nie szkolnej :))))

Krótkie opko ale postarałem się by było dopracowane z logicznego punktu widzenia, bo często mam z tym problem.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Ugryzienie

Mężczyzna ocknął się i z trudnością zaczął rozwierać powieki. Wielką senność, przezwyciężył ogromnym wysiłkiem woli. Pierwsze co zobaczył, to błękitne niebo, a właściwie jego małe fragmenty między liśćmi drzew.

Łupało go w głowie, jednak to było nic w porównaniu z bólem uda. Spojrzał na nogę, spodnie miał rozerwane i czerwone od zaschniętej krwi.

Zlustrował otoczenie i pojął, że znajduje się sam w środku lasu.

Próbował coś sobie przypomnieć, ale w głowie miał pustkę. Dopiero po dłuższej chwili wspomnienia nadeszły; wracał z zabawy u przyjaciela. Wypił tak dużo alkoholu, że w pewnym momencie stracił świadomość.

Ale dlaczego znajdował się tu sam i z raną w nodze? Nie musiał długo główkować. Kilkanaście metrów dalej leżała przewrócona bryczka, a w około niej rozszarpane ciała. Podszedł bliżej i rozpoznał każdego z martwych nieszczęśników. Było ich czterech. Jednego z przyjaciół poznał wyłącznie po ubiorze, gdyż jego twarz była całkiem zmasakrowana.

– „Czyli napadły nas wilki” – pomyślał. Podszedł bliżej obejrzeć dokładniej ciała, mając nadzieję, że ktoś przeżył tak jak on. Niestety wszyscy byli martwi.

– „I co teraz?” – myślał. Pojął bowiem jedną ważną rzecz. Jeden z przyjaciół mówił coś o drodze na skróty. I z pewnością jechali właśnie tą drogą na skróty, bo nie było nigdzie choćby wydeptanej ścieżki.

Utykając, gdyż z każdym krokiem ranna noga pulsowała bólem, skierował się tam, skąd prawdopodobnie przyjechała bryczka. Poruszał się bardzo powoli co go przeraziło. „W takim tempie nie ujdę daleko” – pomyślał – „a wilki mogą przecież znowu zaatakować.”

Zmusił się więc by iść szybciej. Minęło może pół godziny i ku swemu przerażeniu zauważył, że drzewa rosną tu gęściej. Świadczyło to z pewnością, że idzie w złą stronę. Przeszył go wielki lęk o swoje życie. Szedł dalej, ale teraz jednocześnie się żarliwie modląc. W myślach poparł znaną prawdę: „jak trwoga to do Boga”.

W pewnym momencie usłyszał szum wartko płynącej wody. Uświadomił sobie jak bardzo chce mu się pić. Zaczął iść w tamtą stronę. Powłócząc nogą, dotarł do szerokiej na jakieś trzy metry rzeki i napełniając dłonie wodą zaczął pić. Gdy zaspokoił pragnienie ochlapał jeszcze twarz. Potem ściągnął porwane spodnie i zabrał się za przemycie rany. Wyglądała fatalnie. Skóra była rozszarpana, ukazując czerwony mięsień. Bolała niemiłosiernie.

Mężczyzna odpoczął jeszcze chwilę i ruszył w dalszą drogę, rozmyślając co z nim będzie. W pewnym momencie, grunt zaczął piąć się nieco w górę. Później jeszcze bardziej. Pewnie by zawrócił, gdyby nie to, że na górze nie było drzew i pojawiła się możliwość ujrzenia większej okolicy.

Z dużym wysiłkiem doszedł już prawie na górę, kiedy usłyszał pod sobą trzask drewna i wpadł do jakiejś jamy.

Staczał się chwilę, aż upadł na sam dół. Otaczała go nieprzenikniona ciemność, jedynie wysoko, w dziurze przez którą spadł widział światło.

Usłyszał jakiś ni to syk, ni chrząknięcie i wyczuł że obok coś się poruszyło. Przestraszony bezwiednie krzyknął i zaczął się odsuwać. W ciemności ujrzał świecące żółte ślepia i po chwili poczuł ugryzienie w szyję. Coś przywarło do niego i piło jego krew. Chciał to odepchnąć, ale było zbyt silne.

– „Już po mnie” – pomyślał, gdyż był całkowicie bezbronny i po kilkunastu sekundach bezsensownej walki stracił świadomość.

 

&&&

 

Ocknął się na szczycie pagórka. Leżał na brzuchu, a jego ciałem wstrząsały dreszcze. Wiedział, z pewnością, że ma wysoką gorączkę. Wstał by się rozglądnąć i zimny pot zrosił mu czoło bo pojął, że jest ślepy. Jednak po chwili zaćma zniknęła i ujrzał rozciągający się daleko las. Widział wszystko wyraźnie, mimo że księżyc zasłaniały chmury i noc była ciemna. Gdzieś bardzo daleko ujrzał dym, świadczący o tym, że tam znajdzie pomoc.

Nagle ponownie przestał widzieć i powróciły kolejne fale dreszczy. W tym stanie nie potrafił iść. Mimo że teraz wiedział, w którą stronę ma się skierować.

Po wielu godzinach mąk, kiedy to organizm walczył z dziwną nieznaną chorobą, mężczyzna wreszcie usnął. Gdy się obudził był wieczór. Stracił jednak rachubę ile godzin znajduje się w tym lesie.

Pomijając ogromny głód, czuł się o wiele lepiej i ku jego wielkiemu zaskoczeniu rana na nodze zaczęła się świetnie goić i znacznie mniej bolała.

Miał ruszyć w stronę domu, tam gdzie unosił się dym z komina. Umysł jednak zajmowała mu zagadka, co się tak naprawdę stało? Pamiętał wszystko dobrze, wpadł do dziury i tam zaatakowało go jakieś zwierzę.

– „To musiało być gdzieś tutaj.” – pomyślał.

I faktycznie po krótkim poszukiwaniu odnalazł miejsce, które ponownie zamaskowane było grubymi gałęziami i liśćmi. Kto lub co może tu mieszkać? Zagadka została niewyjaśniona, a on ruszył w dalszą wędrówkę do domu.

Głód tak mu dokuczał, że zjadł kilkanaście surowych grzybów. Także trochę jagód i innych owoców lasu.

Planował iść całą noc, bo szacował, że przed rankiem dojdzie do chaty, której dym wzbijał się w niebo. Niestety, z nadejściem nocy nadeszła wielka niedyspozycja, podobna do poprzedniej. Chwilowe zaniki widzenia, dreszcze, gorączka. Usnął i tym razem obudził się rano.

Czuł się dobrze, rana na nodze wyglądała jeszcze lepiej.

Głód mu dokuczał jednak postanowił, że będzie już szedł prosto do domu, jak tam dotrze to się naje do syta.

Szedł, wydawało mu się ze trzy, może cztery godziny i jakaż była jego radość, kiedy opuściwszy las ujrzał niedaleko dobrze znaną gospodę o nazwie: „Idealnie dopieczony dzik”. Ogarnęła go wielka euforia; że uszedł z życiem, był nawet trochę z tego dumny. Na myśl o pysznym posiłku, poczuł jak w ustach zbiera mu się ślina i zassało go w żołądku.

Obszedł budynek dookoła, kierując się do głównych drzwi. Zatrzymał się jednak przed nimi, bo zauważył przybitą gwoździami kartkę z informacją napisaną dużymi literami:

 

W POBLISKICH LASACH POJAWIŁY SIĘ WILKOŁAKI. ZABRONIONE JEST WYCHODZENIE DO LASU! ZA KILKA DNI PRZYBĘDZIE POMOC Z WILHRANDU”

 

Mężczyzna poczuł jak ogarnia go przerażenie. Pojął bowiem wszystko. Zostali zaatakowani nie przez wilki tylko właśnie wilkołaki. Miał też odpowiedź na to dlaczego zostawiły go przy życiu. Był z niego kawał chłopa. Bestie chciały, by do nich dołączył.

Zastanawiał się co ma w tej sytuacji zrobić. Musi być sposób by go uleczyć. Czy przemiana już się dokonała? Nie wiedział.

Otworzył drzwi karczmy i wszedł do środka.

Kilka osób popatrzyło na gościa i zaczęli szemrać między sobą, tak że po chwili wszyscy znajdujący się w środku patrzyli na niego.

Jedna osoba zerwała się i krzyknęła:

– John, ty żyjesz. Gdzie jest reszta. Co ci się stało? – wskazał na zranioną nogę – Czy to…?

– Tak – odparł – zaatakowały nas wilkołaki. Mnie oszczędziły. Czy można mi jeszcze pomóc? Czy stanę się jednym z nich?

– Nie wiem – powiedział przyjaciel.

Wtedy, z pobliskiego stołu wstał siwy, chuderlawy mężczyzna niedużego wzrostu, ubrany nieco bogaciej od reszty i powiedział:

– Przemienisz się dopiero za kilka dni. Nie jesteś jeszcze stracony.

– Czy mogę coś zjeść? Jestem ogromnie głodny.

– Zjedz, a potem będę musiał cię przebadać i podać specjalne leki. Pojedziemy do mnie najszybciej jak to możliwe.

John usiadł i zaczął opowiadać co mu się przytrafiło. Gdy gospodarz przyniósł mu dużą miskę z gulaszem wołowym przerwał opowieść i zaczął łapczywie jeść.

Chwilę później stało się coś niespodziewanego i jednocześnie przerażającego. Zaczęły trząść mu się dłonie tak, że wypuścił drewnianą łyżkę, na całym ciele wystąpiły wielkie muskuły. Ubranie zaczęło na nim pękać, a skórę obrosła czarna sierść.

Upadł na ziemię. Kości głośno trzaskały. Twarz zmieniła się nie do poznania. Z ust wyrosły długie, bardzo ostro zakończone kły. Oczy zmieniły barwę na żółte i zapadły się w czaszce. Nos zniknął, zostały po nim jedynie dwie dziurki. Człowiek ważący około stu trzydziestu kilogramów zamienił się w bestię o masie przeszło dwukrotnie większej.

Kręgosłup i inne kości wydłużyły się tak, że John liczył sobie teraz ponad dwa i pół metra. Wszystko to trwało mniej niż dwadzieścia sekund.

– Boże Wszechmogący! – ktoś przeraźliwie krzyknął.

Większość, w panice rzuciła się do drzwi. Inni, bardziej odważni wyciągnęli broń. Dwóch miało pistolety, a trzech sztylety. Jednak potwór był niezwykle szybki. Momentalnie znalazł się przy jednym, a potem przy drugim uzbrojonym w broń palną. Ręce, w których ją dzierżyli, bestia złamała jakby to były suche gałązki. Następnie zatopił kły w szyi jednego, chwytając go tak, że zgruchotał mu kręgosłup.

Już nikt nie odważył się zaatakować bestii. Ona rozglądnęła się wokoło, w jej oczach pojawiły się łzy. Rzuciła się w stronę okna i rozbijając je, wyskoczyła na zewnątrz. Potem pobiegła z powrotem do lasu.

 

&&&

 

– A więc tak wygląda wilkołak. – powiedział jeden ze światków zdarzenia.

Jednak siwy lekarz, ten który chciał zbadać Johna pokręcił głową:

– To nie był wilkołak, lecz coś znacznie gorszego. Nie spotkałem do tej pory takiej bestii, a uwierzcie mi widziałem wiele. Dobrze, że przynajmniej wiemy, z jakimi przeciwnikami będzie trzeba nam się zmierzyć.

 

&&&

 

Serce Johna rozdzierała nienawiść i żal. Jak mogli mu to zrobić? Jak mogli przemienić go bez jego zgody?

Znajdzie ich i zabije. Biegł przez las, tak jak mu się wydawało do miejsca, gdzie zamordowano jego przyjaciół. Minęło pół godziny, kiedy jego ciało ponownie zaczęło przyjmować ludzką formę.

Wiedział, że zabłądził. Błąkał się po lesie do wieczora. Potem zmęczony położył się na ziemi opierając głowę o zwalony pień drzewa i zasnął.

 

&&&

 

Obudziło go trącanie w ramię. Otworzył oczy i ujrzał dwóch mężczyzn ubranych jedynie w spodnie, byli rośli tak jak on i mieli długie, brudne włosy do ramion, a także gęste wąsy i brody.

Wszystko, co przeżył wydawało mu się sennym koszmarem, dlatego spytał:

– Kim jesteście?

– Przyjaciółmi – odparł jeden z mężczyzn. – Wstań i choć, przedstawimy cię reszcie naszej grupy.

Johna opuściła senność i wszystko sobie przypomniał. Podniósł się z ziemi i zamachnąwszy uderzył pięścią w szczękę tego, który do niego mówił.

– Nie spytaliście mnie o zgodę! Wolałbym umrzeć niż stać się bestią! – krzyknął.

– Podobasz mi się, masz charakter! – z rozbawieniem powiedział zaatakowany, masując miejsce w które oberwał. – To normalne, że tak uważasz, minie ci po trzech dniach, uwierz mi. No chodź, nie daj się prosić, zawsze możesz pójść do wioski, gdzie cię uśmiercą.

– Dobrze, prowadź. – John udał uległość, a tak naprawdę w planie miał zdradę.

Szli przez około pół godziny, w tym czasie nieznajomy przedstawił siebie jako Jacka i swojego towarzysza, który na imię miał Ben. Następnie opowiadał rzeczy, które okazały się bardzo ciekawe.

– Jako wilkołak będziesz żył całe stulecia. Najstarszy z naszej grupy liczy sobie około czterysta lat. On już sam dokładnie nie pamięta ile. Jesteśmy wolni niczym ptaki. Robimy co nam się podoba. Bardzo lubimy zgłębiać wszelaką wiedzę, co jakiś czas ktoś z nas goli brodę, ścina włosy i gdy wygląda jak dżentelmen idzie do miasta, by zdobyć nowo wydane książki. Powtarzam ci, będziesz nam jeszcze dziękował…

Dotarli do miejsca, gdzie znajdowała się niewielka polana, a na niej w kole sześć identycznych namiotów. W środku znajdowało się palenisko. Kawałek dalej był jeszcze jeden wyglądający nieco inaczej namiocik.

– To nasz obóz. Jeden z namiotów należy teraz do ciebie. W tamtym – wskazał leżący poza okręgiem – trzymamy pieniądze, drogocenne rzeczy i książki, których wartość z uwagi, że są bardzo stare jest horrendalna. Możesz je przeglądnąć jeśli chcesz. W południe, gdy wszyscy będziemy w komplecie, przedstawię ci resztę naszej grupy. Nauczymy cię też jak się przemienić w dowolnym momencie, to niezwykle ważna dla nas umiejętność.

John zachęcony, poszedł obejrzeć książki. Pierwsza, którą wziął w ręce, traktowała o filozofii. Tak była wciągająca, że zanim się obejrzał Jack go wołał. Wszyscy już na niego czekali.

Każdy się przedstawił i opowiedział trochę o sobie. John udawał, że nie żywi już urazy.

– Najpilniejszą sprawą jest, byś nauczył się przemiany. Kluczem do przemiany są silne bodźce – powiedział najstarszy wilkołak imieniem Jules – ból, przyjemność, strach, wzruszenie i tak dalej. Mamy już opracowaną najlepszą metodę, by przemienić się wtedy, kiedy tego chcemy. To dla ciebie.

Jules wręczył Johnowi zawiniątko. John przyjął prezent i rozwinął szmatkę. Prezentem była szkatułka.

– Śmiało otwórz. – powiedział Jules.

John to zrobił i zobaczył w środku ostry szpikulec z uchwytem, a także flakonik z zieloną substancją.

– Możesz wbić szpikulec w ciało, ale żeby mieć stuprocentowy efekt, nałóż wcześniej na niego kropelkę tej mikstury.

John nie mógł uwierzyć, że jego plan będzie mógł tak szybko i łatwo zrealizować. Zrobił to co sugerował Jules. Po wbiciu zatrutego szpica w udo, faktycznie poczuł ostry ból i zaczął się błyskawicznie przemieniać. Metamorfoza trwała kilkanaście sekund.

Gdy zgromadzone wilkołaki ujrzeli, czym się stał John, byli nie tylko bardzo zaskoczeni, ale i zafascynowani.

Jules krzyknął:

– O wielkie nieba! To pół wilkołak, pół wampir!

Nie zdążył już powiedzieć nic więcej, bo bestia którą był John, zamachnęła się ogromną łapą zakończoną pazurami i z ogromną siłą uderzyła w głowę najstarszego z wilkołaków, tak że kręgosłup głośno pękł, a on sam osunął się bez życia na ziemię.

John rzucił się na kolejnego przeciwnika i zabił go, a także następnego, tak szybko, że nie minęły nawet cztery sekundy.

Trójka pozostałych zerwała się i każdy rzucił się do ucieczki. Jednak będąc w formie ludzkiej nie mieli wielkiej szansy uciec daleko. Chwilę późnij wszyscy byli martwi.

John osunął się na ziemię i znowu zapłakał.

 

&&&

 

Będąc w ludzkiej postaci, przeglądnął wszystkie książki, szukając wzmianki o wilkołakach i wampirach. Nie znalazł jednak nic takiego. Wiedział natomiast teraz na pewno, że w niedużym odstępie czasu został ugryziony i przez wilkołaka i przez wampira.

– Czym więc teraz jestem? – zadał sobie pytanie.

Potem wziął jeden z plecaków, który należał do któregoś z zabitych i spakował książki, które wydawały mu się najcenniejsze, a także pieniądze i kosztowności. Potem ruszył na północny zachód w stronę Manseli, najbliższej wielkiej metropolii. Tam chciał znaleźć odpowiedź. Nie zdawał sobie sprawy, że jest pierwszym z całkiem nowej rasy.

Koniec

Komentarze

Ja niedawno pozwoliłam sobie popełnić opowiadanie o wampirach, Ty o pół wilkołaku, pół wampirze, co mnie lekko rozbawiło. Zastanawiam się natomiast, dlaczego właściwie bohater jest wampirem, kiedy się nim stał? Jeśli na początku były jakieś wskazówki na ten temat, to chyba je przegapiłam. Wątpliwościami napawają mnie zaś motywy innych wilkołaków, bowiem nawet jeśli są wyjaśnione, to jakoś do mnie nie przemawiają. Ale to może tylko moje wilkołakowe uprzedzenia.

Poza tym opowiadanie mi się podobało, szczególnie fragment, w którym bohater jest świeżo po ugryzieniu i można poczuć jego lęk, zmęczenie, głód i całą ludzką ograniczoność ciała, która zmusza go do spożycia surowych grzybów (mam nadzieję, że potrafi odróżnić te trujące…).

Nie czuję się w mocy, by poprawiać błędy, choć słowo „przeglądnął” (w ostatniej części opowiadania) zamieniłabym może na „przejrzał”?

Cześć Babcia_Jezusa !!

 

Bohater staje się wampirem gdyż zostaje ugryziony przez samotnie żyjącego krwiopijcę w jamie do której przez przypadek wpada.

Natomiast wilkołaki widząc potężnego mężczyznę nie zabijają go gdyż pasuje do ich grupy.

 

Jaki tytuł ma twoje opko o wampirach? Chętnie przeczytam bo uwielbiam opki o takim temacie :)

 

Fajnie jak opowiadanie się spodobało, cieszy mnie to ogromnie.

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

To się bohaterowi trafiła kumulacja…

W literaturze wampiry i wilkołaki na ogół traktują się wrogo, ale ostatnio jakoś tam potrafią współpracować. Połączenie dwóch w jednym osobniku może być interesujące.

Bryczką jechali przez las na skróty, chociaż nie było tam nawet ścieżki? Jak?

Babska logika rządzi!

Hej Finkla !!!

 

Aaaajjjjjj!!! Zabolało!!! Jednak jest logiczny błąd.

 

To się bohaterowi trafiła kumulacja…

Pierwotnie tytuł miał być “Pechowiec” jednak nie pasowało mi i zmieniłem.

 

W literaturze wampiry i wilkołaki na ogół traktują się wrogo

Oczywiście o tym wiem :) Ale w moim opowiadaniu nie ma konfrontacji.

Jestem niepełnosprawny...

dawidiq150, czyli jednak źle zinterpretowałam atak w jamie. Kumulacja faktycznie jest niezła, ale absolutnie nie zazdroszczę bohaterowi.

Opowiadanie nosi tytuł „Mecenas Krzywda” (to wcale nie autopromocja).

Pozdrawiam serdecznie!

Zacząłeś całkiem fajnie. Opis przeżyć bohatera, niespieszna akcja, potem wpadnięcie do dziury i napotkanie tam stwora. To było naprawdę spoko, bo nie do końca wiedziałem, co to właściwie było no i dało się odczuć niepewność tak ważną w horrorze. Potem niestety czar prysł. Przemiana Johna w karczmie i nagłe pojawienie się innych wilkołaków nie wywołały już takich emocji. Do tego znów poleciałeś ostro ze streszczaniem zamiast pokazywaniem. Jules, Jack i Ben wszystko ładnie objaśnili naszemu bohaterowi, a on nagle ich zabija i tyle. Można było wycisnąć z tego więcej. Pokazać jak John myśli nad tym czy zabić pobratymców, pokazać jego niezdecydowanie i wewnętrzną walkę. Mógłby na przykład najpierw spróbować uciec, nie zabijając nikogo, wtedy wywiązałby się emocjonujący pościg albo walka trzech na jednego. Kto nie lubi dobrej naparzanki między potworami z legend?

Jest tu duży potencjał, lecz niestety niewykorzystany a szkoda.

Na plus dodam też koncepcję pół wampira pół wilkołaka, która wypadła całkiem interesująco :)

Pozdrawiam! 

Hej Storm !!!

 

Bardzo cieszy mnie taka ocena. Dzięki! Nie ma co się martwić nad rozlanym mlekiem niewykorzystanego potencjału, w przyszłości mogę wrócić do tego opowiadania i dopisać trochę. Takim czymś się w ogóle nie przejmuje :) Jestem wdzięczny, że poświęciłeś swój czas na przeczytanie i danie komentarza.

 

Pozdrawiam serdecznie!!!

 

PS.

Zacząłem się na poważnie uczyć angielskiego. Ale myślę, że znajdę czas i na pisanie i na czytanie i na wszystko. :)

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, dawidiq150. Czyta się Ciebie przyjemnie, pomimo utrudnień, jakie pojawiają się po drodze. Poprawność językową zostawiam, ponieważ nie jestem specem. Rozumiem, że pomysł miałeś – ok, całkiem dobry, ale zwróć uwagę na prowadzenie wydarzeń i narrację. Prawdą okazuje się, że sucha relacja potrafi zniechęcić czytającego. Również zdałem sobie sprawę, że kwestie typu: ile miała metrów rzeka lub cokolwiek innego, tak naprawdę nie ma większego znaczenia, jeśli nie zostanie to poprzedzone czymś, lub zakończone, co uzasadni podawanie wymiarów. Czytelnika mało interesuje, że coś miało mniej czy więcej kilka metrów. Dzięki konstruktywnym i merytorycznym komentarzom od życzliwych czytających, dowiedziałem się, że lepiej jest pokazać coś, niż zdać relację czy opisać. I u Ciebie tak to odbieram – w tym opko. Masz potencjał na więcej. Jeśli będziesz potrafił zabrać mnie do swojego świata który tworzysz tak, żebym poczuł zapach róży, uchylę czapkę i powiem: gratuluję. Czekam na Twoje kolejne opowiadania. Pozdrawiam.

Cześć Hesket !!!!!!!

 

Dzięki za miłe słowa! Ostatnimi czasy trochę gorzej się czuję. Tym bardziej cieszy mnie, że robię coś co ma sens. Nie tylko sprawiłeś mi radość, ale też rozpaliłeś zapał do dalszego tworzenia. A mam fajny pomysł na następne opowiadanie.

Ale super, może będę w przyszłości pisarzem!

 

Pozdrawiam! :)

Jestem niepełnosprawny...

dawidiq150, przecież piszesz :-) a ktoś, kto pisze, to pisarz. Pozdrawiam

Hmm… Wilkołaki zdążyły nagrabić kasy, książek i co tam jeszcze, więc trochę tam już siedzą, a ludzie dopiero się zorientowali?

No, ładnie biedakowi dołożyłeś ;) Spotkanie z wilkołakiem i wampirem w ciągu 24 godzin ;) Dowód na to, że picie przedłuża życie, a przynajmniej życie po życiu ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Irka_Luz!!

 

Miło mi, że do mnie wpadłaś :) Ja dzisiaj byłem na takim spotkaniu, pikniku organizowanym przez ośrodek terapii, do którego chodziłem dawno temu jakiś czas. Rozdałem kilka moich książek, ale co chcę powiedzieć; spotkałem dziewczynę, która pasjonuje się pisaniem i powiedziałem jej o tym portalu. Może się pokaże, ale nie wiem jaką będzie miała ksywę. :)

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka