- Opowiadanie: RaaginVeerger - Tropiciel - Cienie Nemrodu. [Prolog]

Tropiciel - Cienie Nemrodu. [Prolog]

Zapowiadana przed wieloma laty Noc Świtu w końcu nadeszła. Po dziesięciu latach pokoju, krainy Assery ponownie pogrążają się w pradawnym i złowieszczym mroku. Świat nękany jest przez liczne bestie i stwory, jakich nikt wcześniej nie widział, a między ludźmi dochodzi do spisków, zabójstw i intryg na szczeblu królewskim. Dawny wróg - Król Cieni, znów powraca, tym razem mocniejszy i z nowymi sojusznikami: tajemniczą Ligą Cieni i upadłymi Starymi Bogami. Jedyna osoba, która może go pokonać to Raagin - Tropiciel, członek tajemniczego Bractwa. Jednak to wcale nie będzie takie łatwe. Bohater wie, że bez pomocy elfa - Gálvyra i Kreatorki Ni'Assai - Qa'Vaașrii, sam tego nie dokona. Nikt z nich nie wie, że ich śladem podąża ktoś jeszcze - wróg, czy może sojusznik?

Oceny

Tropiciel - Cienie Nemrodu. [Prolog]

 

Świat jenże znałeś, nie jest tyli jak drzewiej. Słyszała ja trochu, kiej złe idzie ku nam. Jakowiś leściwe Mamuny lubo Mroczne Cienie prosto ze wschodu zajdzie. Onych se bróć trzeba, jeno pobiedzić, ji łacno nie da. Bacz drugu, złe czai się wszyciek – takową mowę rzekła Kryvja.

 

 

 

⚝ Prolog ⚝

 

Rok 287. Morávij. Wieś Stráberok. Noc Świtu.

 

Mówiono we wsi, iż ta noc była straszna, wręcz przerażająca. Mówiono, iż była to Noc Świtu – noc, o której opowiadano od dawien dawna. Opowiadano o niej niemal przed stoma laty, gdy na terenach prastarej i dzikiej krainy Morávij szerzyło się wszelakie zło, jakie tylko widział świat. Powiadano wtedy, iż podczas Nocy Świtu wydarzy się coś strasznego.

Zaczęło się o zmierzchu, który tego dnia zapadł wyjątkowo wcześniej niż zwykle. Tego niezwykle chłodnego, zimowego wieczora, ujrzała zło, jakiego od bardzo dawna nie widywano na tych ziemiach, a ona dostrzegała je nadzwyczaj wyraźnie. Mimo że przeżyła już kilkadziesiąt lat, nigdy wcześniej nie widziała aż takich Mamun, dziwactw i biesów – a widziała już niejedno, i niejedno już ją potrafiło zdziwić, ale tym razem wszystko to było nadzwyczaj niespotykane. I właśnie to nie dawało jej spokoju. Nie umiała tego wyjaśnić.

Wpierw, w maleńkiej wsi Stráberok, mieszczącej się na skraju Wilchwowych Mokradeł, dało się słyszeć ujadanie psów – nie jednego czy dwóch, a wręcz całej gromady. Zdziwiło ją to nieco, gdyż nigdy wcześniej się tak nie zachowywały. Nawet wtedy, gdy tutejsi chłopi powracali z polowania, niosąc na plecach zwierzynę. Kilku z nich próbowało je uspokoić, jednak na nic się to zdało, gdyż zwierzęta nie pozwoliły nawet, by do nich podejść – zaczęły głośno warczeć i rzucać się w ich stronę – i tylko fakt, że były uwiązane łańcuchami, uchroniło mężczyzn przed rozszarpaniem.

Potem usłyszała jakiś dziwny, przeraźliwy świst, dotąd jej nie znany, a może tylko jej się tak zdawało? Tego wieczora wszystko wydawało się jej wyjątkowo dziwne. Czuła także jakiś niepokój. Jakby miało wydarzyć się coś naprawdę złego.

"Zaczęło się…" – Nim zdążyła dokończyć myśl, stało się to, czego od bardzo dawna się obawiała. To, o czym ze strachu od wielu lat nie opowiadano.

Nieprzenikniony mrok powoli ogarnął wieś, którą spowiła gęsta mgła. Widziała, jak w jednej chwili, w oknach domostw, jedno po drugim, szybko gasną łuczywa. Widziała, jak prędko zamykane są drewniane okiennice, jak chłopi czym prędzej wbiegają do swych chat i w pośpiechu ryglują drzwi. Widziała także zielony błysk, który zwiastował najgorsze.

– Nocznica! – Rozległ się przeraźliwy krzyk młodej dziewki, która upuściwszy chrust na ziemię, padła na kolana w progu swej chaty.

Zobaczyła ją. Tak, zobaczyła ją – choć nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek tego dożyje. Pośród zielonych błysków, pośród mgły snującej się tuż nad ziemią, wśród kłębów dymu unoszących się z krytych strzechą dachów. Z mocno bijącym sercem, wpatrywała się z przerażeniem w wolno kroczącą błotnistą ścieżką przez Stráberok, bladą postać.

Tak, to była ona – Nocznica. Upiór z prastarych opowiadań, które okazały się być jak najbardziej prawdziwe. Żałowała, bardzo żałowała, że ludzie jej nie usłuchali, gdy ostrzegała ich, iż te wszystkie opowiadania o Nocy Świtu są prawdą, gdy radziła, by tego wieczoru złożyli ofiarę ku czci bogini opieki, Dárvy, aby ta ocaliła ich wieś. Mimo, iż wierzyli w Starych Bogów, to uważali, że te wszystkie opowieści o tej nocy są kolejną z wiejskich legend – wymysłem wiedźm z Lasu Potępieńców. Tym bardziej żałowała, że jej nie wierzyli, gdyż wiedziała, co może się wydarzyć tej strasznej i mrocznej nocy. 

Teraz, gdy zbliżyła się wystarczająco blisko, widziała jej siną skórę twarzy, spod której w niektórych miejscach wystawały kości, a – gdzieniegdzie niemal ich brakowało. Widziała również puste oczodoły, spękaną skórę w okolicach ust, odsłaniającą żuchwę i pożółkłe zęby. Poszarpane, sinawe włosy targane porywistym wiatrem, opadały na blade, wychudzone ramiona – tak chude, że choć była odziana w podartą, poplamioną błotem i krwią długą suknię, dało się zauważyć kości.

Widziała, jak z ust Nocznicy wydobywają się kłęby pary, gdy coś mówiła, ale nikt, nawet ona sama nie mógł usłyszeć słów – choćby jednego. To tylko potwierdzało, iż wszystko, co opowiadali niegdyś o Nocznicach liczni wieszcze, a także powtarzały wiedźmy, jest rzeczywiście prawdą. A ta była straszna – albowiem upiór, sługa Žyrjiny, pojawił się znikąd. Jeszcze straszniejsze było to, iż Nocznica niosła za sobą tylko śmierć. Jej bezgłośnie wypowiadane słowa, stawały się rzeczywistością. Krok po kroku, w miarę jak jej bose stopy grzęzły w błocie i śniegu, gdy szła przez Stráberok, jedną chatę po drugiej zaczął trawić ogień. Krzyki uciekających z płonących chat ludzi były niczym, w porównaniu z tym, co dopiero miało się wydarzyć.

Na widok tego, co w owej chwili nadeszło, zaczęła modlić się, a raczej prosić Starych Bogów Nieba i Ziemi – Àzrnija i Ràjszę, by jakoś to wszystko powstrzymali. Jednak jej modły były daremne, albowiem Nocznica szeroko rozłożyła swoje wychudzone ręce i głośno zapiszczała. Pisk był nie do zniesienia. Widziała, jak ludzie klękając, zatykają uszy dłońmi i krzyczą z przerażenia – ale również i to na nic się zdało, gdyż sam widok upiora i tego, co ze sobą sprowadził, nie był najgorszą rzeczą, jakiej doświadczyli dzisiejszego wieczoru mieszkańcy Stráberoku. Najgorsze miało dopiero nadejść – i to w tym wszystkim przerażało ją najbardziej. Ci biedni i bezbronni ludzie, nie byli tego świadomi.

Po chwili, powoli wyłaniając się spomiędzy kłębów dymu jednej z płonących chat, pojawiła się kolejna Nocznica. A chata niedługo później zawaliła się, przygniatając kilkoro ludzi. Ten widok był naprawdę straszny. Nie minęło wiele czasu, a zjawiły się kolejne upiory.

– Pięć, sześć, siedem… – Próbowała je zliczyć, ale z każdą chwilą, było ich coraz to więcej. Pojawiały się dosłownie wszędzie.

Nocznice były okrutne, nie okazywały litości dla nikogo. Nie dziwiło jej to, przecież były sługami samej Žyrjiny – jej imię będzie zapamiętane w Stráberok na wieki, tak samo jak i upiory. Widok, w jaki sposób zabijały ludzi, był nie do opisania, nie umiała znaleźć odpowiednich słów – bo tego w żaden sposób nie dało się opisać.

Upiory wchodziły w ludzi, nie miało dla nich znaczenia czy to było dziecko, kobieta, mężczyzna czy starzec. Ludzie padali na kolana w błocie i śniegu, plując krwią. Gdy martwi całkowicie opadli na ziemię, pośród zgliszczy, Nocznice wyłaniały się ze zwłok i powoli zmierzały w kierunku kolejnych ofiar – dla nich liczyła się tylko śmierć. Zostały stworzone przez Žyrjinę, po to właśnie, by nieść ze sobą zgubę dla każdego, kto stanie na ich drodze. Ta noc była nocą śmierci.

Ludzie próbowali uciekać przed straszliwymi upiorami, chować się, gdzie tylko było to możliwe, jednak ich wysiłki były daremne, o czym przekonali się, gdy Nocznice zaczęły przechodzić przez płonące ściany i zabijać swe kolejne ofiary, które były przerażone ich widokiem.

– Ràjsza… Ràa… – Gdzieś, z którejś chaty, dobiegło głośne wołanie jakiejś kobiety, próbującej wezwać na pomoc jednego ze Starych Bogów. Jednak bardzo szybko ucichło.

Słyszała płacz dzieci, krzyki i modły ludzi, którzy okazali się bezsilni wobec Nocznic. Ci, którzy nadal czcili Starych Bogów, wiedzieli, że nawet oni im nie pomogą. Musieli pogodzić się z tym, co zdawało się być nieuchronne – ze śmiercią. "Ale jaka to jest dla nich śmierć? "– pomyślała. I na to pytanie nie umiała znaleźć odpowiedzi, o ile taka istniała.

Na moment przymknęła powieki, a gdy ponownie je otworzyła, zobaczyła, jak nad Stráberokiem unoszą się gęste kłęby dymu. Jak trawiący chaty ogień, rozświetla okolicę, ukazując – przerażający widok. Mnóstwo zakrwawionych ciał leżących w błocie i śniegu, a ich twarze… – Kolejny raz zamknęła oczy, nie chciała na to wszystko dłużej patrzeć. W ogóle nie chciała widzieć tego, co działo się podczas Nocy Świtu. Bała się znów otworzyć oczy. Zaczęła bać się po tym, gdy usłyszała coś o wiele straszniejszego niż Nocznice. Do jej uszu dobiegło wówczas coś, co przeraziło ją jeszcze bardziej.

– Dhōrr ghassh Dhōrarr!1* – Znała tę mowę, znała te słowa, znała znaczenie tych słów, ale bała się tego, co ze sobą niosą. A jeszcze bardziej bała się tego, kto je wypowiadał.

– Assh urrḡh, assh ghazz urḡharr!2* – Kolejne słowa były jeszcze straszniejsze od poprzednich.

Nie chciała, tak bardzo nie chciała, ale musiała w końcu otworzyć oczy, musiała zobaczyć, tego, kto wypowiada słowa zakazanej od wielu lat Czarnej Magii. Magii, którą znała, a dzięki której mogłaby ochronić Stráberok przed Nocznicami. Wiedziała jednak, iż jej używanie jest bardzo niebezpieczne. Znała takich, którzy to robili, nie chciała dzielić ich nieszczęsnego losu, gdyż ta magia potrafił być naprawdę nieprzewidywalna. Niekiedy jest w stanie przejąć kontrolę nad człowiekiem, który jej używa i doprowadzić go nawet do najgorszego… – Po jej ciele przeszedł dreszcz, gdy pomyślała o tym, co w ostateczności ze sobą niesie. Tego straszliwego i przeklętego wieczoru nie mogła zrobić absolutnie nic. Wiedziała o tym już od bardzo dawna. Wiedziała, że żadna inna magia, którą znała, nie jest w stanie temu wszystkiemu zapobiec. Tym bardziej czuła się bezsilna.

Powoli podniosła swe pomarszczone, blade powieki i ujrzała go. Tego, który władał zakazaną magią. Tego, kto miał odwagę jej użyć. Widziała w oddali Czarną Postać, która powoli wyłaniała się z kłębów dymu i zmierzała w jej stronę, dzierżąc w dłoni miecz – Kryžyr, zwany "Cieniem Zmierzchu", którego ostrze oplatały czarno-czerwone smugi oparów. Nie był to jednak zwykły miecz. Był przeklęty. Stworzony niegdyś przy pomocy Czarnej Magii, przez samą Žyrjinę. Widziała również jak za Czarną Postacią, której poszarpana szata swobodnie łopotała na wietrze, pośród siarczystego mrozu, kroczą liczne Mamuny, dziwactwa i biesy, jakich nigdy wcześniej dotąd nie widziała – bo kto władał "Cieniem Zmierzchu", władał też i nimi. Gdzieś, w głębi duszy czuła, że Nocznice, Czarna Postać, Bogini Śmierci, Kryžyr i stwory, to dopiero początek czegoś znacznie gorszego, niż sama Noc Świtu.

– Urr Dhōrarr Nagdrezz!3* – krzyczały liczne upiory, a ich wołania były jeszcze bardziej przeraźliwe, niż same Nocznice.

Była wystraszona tym, co zobaczyła, a jeszcze bardziej tym, co usłyszała. Wiedziała, co wołają wszelkie upiory – i to przerażało ją najbardziej. Stare opowiadania o Nocy Świtu mówiły o tym, iż w pierwszy dzień wiosny, dziesięć lat po Wojnie Królów, świat ponownie pogrąży się w mroku i ciemności, że nastanie czas panowania biesów i upiorów, jakich jeszcze nigdy dotąd ludzie nie widzieli. Mówiono także, iż Starzy Bogowie ponownie sprzymierzą się z Upadłym Królem, by odzyskać to, co niegdyś utracili, by odzyskać to, co im niegdyś ktoś odebrał – a odebrał im prawie wszystko. Tego wieczoru wszystko miało się zmienić. Tej nocy przepowiednia miała się spełnić.

Powoli zamknęła swe białe oczy i opuściła dłonie, które cały czas miała skrzyżowane na piersi, przerywając tym samym prastary rytuał – Wszechwidzenia. Żarzące się węgle, tworzące wokół niej krąg – zgasły. Wycieńczona opadła na kamienną, zimną posadzkę groty, którą oświetlało kilka świec.

– Matjuszko! – rozległ się nagle czyjś głos.

Nadal leżała skulona na ziemi, ciężko oddychając. Ten rytuał kosztował ją naprawdę sporo sił, ale wiedziała, że musi go wykonać, by zobaczyć to, o czym mówiły stare opowieści. By przekonać się na własne oczy, iż opowiadana od wielu lat historia o Nocy Świtu, staje się rzeczywistością.

– Matjuszko! – zawołał ktoś ponownie, a potem mocno ścisnął jej zimną dłoń. Poczuła także ciepło, delikatnych palców, które dotknęły jej sinej i pomarszczonej twarzy.

Powoli uniosła powieki. Jej białe oczy stały się teraz zielone. Widziała przed sobą rozmazany obraz jakiejś postaci, ale była zbyt słaba, aby móc ją lepiej zobaczyć. Zakaszlała, po czym z trudem wypowiedziała słowa, ledwo ściskając czyjąś dłoń:

– Kaj, znajdź druga… złe idzie ku nam…

Po tych słowach zasnęła.

 

1* Nadchodzi wasz Król. Wymowa: Dhuur ghasz Dhuurar.

2* Śmierć każdemu, śmierć całemu światu. Wymowa: Assz urrgah, assz ghaz urgahar.

3* Chwała Królowi Cieni. Wymowa: Urr Dhuurar Nagdrez.

Koniec

Komentarze

Z plusów to na pewno nazwy, one są fajne. A poza tym… jakaś wioska napadnięta przez potwory, nie wiem za bardzo co miałoby mnie tutaj zainteresować. Po drugie jeśli to prolog, to jest to fragment, a nie opowiadanie. No i jeszcze jedna rzecz, na którą zwróciłem uwagę, ale to raczej ciekawostka, bo wiadomo że w twoim świecie może być inaczej, chociaż ja jestem zwolennikiem realistycznego podejścia: “radziła, by tej nocy złożyli ofiarę ku czci bogini śmierci, Žyrjiny, aby ta ocaliła ich wieś” – nie jestem jakimś specjalistą od wierzeń, ale z tego co kojarzę, to bogów śmierci raczej się nie czci i nie składa się im ofiar, chyba że w związku z pochówkiem. Gdyby chcieli ochrony, to powinni zwrócić się do swojego bóstwa opiekuńczego, a każda wiocha takiego miała

Cześć, RaaginVeergernerze!

Mówiono we wsi, iż ta noc była straszna, wręcz przerażająca. Mówiono, iż była to Noc Świtu – noc, o której opowiadano od dawien dawna. Opowiadano o niej niemal przed stoma laty, gdy na terenach prastarej i dzikiej krainy Morávij szerzyło się wszelakie zło, jakie tylko widział świat. Powiadano wtedy, iż podczas Nocy Świtu wydarzy się coś strasznego.

Zaczęło się o zmierzchu, który tego dnia zapadł wyjątkowo wcześniej niż zwykle. Tego niezwykle chłodnego, zimowego wieczora, ujrzała zło, jakiego od bardzo dawna nie widywano na tych ziemiach, a ona dostrzegała je nadzwyczaj wyraźnie.

Pogrubione “M” na początku.

Usunąłbym ten początek albo przerobił go tak, jak pisana jest pozostała część tekst. Ta nagła zmiana podmiotu, która dokonuje się na w drugim akapicie, moim zdaniem, wybija z rytmu.

powracali z polowania, niosąc na plecach upolowaną zwierzynę.

Usunąłbym upolowaną.

swą wiarę do Starych Bogów – przestali ich nawet czcić.

wiarę w Starych Bogów

Czuli się przez nich wręcz opuszczeni, w chwili, gdy najbardziej ich potrzebowali.

Nie wierzą w Bogów, ale czują się przez nich opuszczeni?

– Dhōrr ghassh Dhōrarr!1*

Usunąłbym przypis i nie tłumaczył tych zdań. Ich znaczenie nie ma większego znaczenia, a można się domyślić, że te stwory nie mówią nic miłego.

– Kaj, znajdź druga… złe idzie ku nam…

Druga to imię?

 

Pozdrawiam.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Hej, proszę zmień oznaczenie na fragment:). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nowa Fantastyka