
Szukam betaczytelników, dlatego będę tu zamieszczał najciekawsze fragmenty powieści. Tekstu nie sprawdzał żaden korektor
Szukam betaczytelników, dlatego będę tu zamieszczał najciekawsze fragmenty powieści. Tekstu nie sprawdzał żaden korektor
Śmiało otulił smoczycę skrzydłem i owinął ogon wokół miejsca, w którym siedziała – gest symbolizujący przynależność samicy do samca. Tym samym wpędził mnie w niewyobrażalne zakłopotanie.
Patrzyłem na nich w milczeniu, oczekując na rozwój sytuacji. Stresu miałem przy tym co niemiara. Kilka smoków zaryczało na znak triumfu Viricassisa, co do reszty mnie zdołowało.
Valithra odwróciła głowę do Viricassisa i spojrzała mu w oczy ze szczerym uśmiechem, który był dla mnie zapowiedzią kłopotów:
– Może zaprezentujesz naszemu bohaterowi jakieś miłe doznania?
Propozycja Valithry zabrzmiała w moich uszach niejednoznacznie. Nieoczekiwanie Viricassis plunął odrobiną jadu prosto w moje oczy. Poczułem pieczenie, które szybko przerodziło się w palący ból, jakby setki os żądliło moje gałki oczne. Próbując mrugać, tylko pogarszałem sytuację, a dyskomfort stawał się nie do zniesienia.
Po upływie kilku sekund boleści ustały, lecz wzrok zaczął płatać mi figle – widziałem całkowicie rozmyty obraz. Spanikowany, zacząłem uciekać, jednak po kilku krokach potknąłem się o coś, co rozśmieszyło Valithrę i Viricassisa. Gdyby tego było mało, zewsząd zaczęły dobiegać odgłosy umarłych wychodzących spod ziemi.
Jeszcze zanim zdołałem się podnieść, zostałem zaatakowany falą uderzeń. Z czasem liczba ciosów zaczęła narastać, a ja, leżąc bezradnie na ziemi, czułem się jak ofiara szkolnego znęcania, którą kopią w grupie starsi
i silniejsi młodzieńcy. Wydawało mi się, że atakuje mnie co najmniej piętnaście istot moich rozmiarów.
Gdy wzrok wreszcie wrócił do normy, byłem na granicy wytrzymałości, a ból ogarniał każdą część mojego ciała. Przed sobą dostrzegłem dziwne, paskudnie wyglądające istoty, przypominające orków z filmów i gier. Byli ogromni, jednak mniejsi ode mnie, mieli zieloną skórę i wielkie, grube kły, które nie mieściły się w ich szkaradnych gębach.
Nosili prymitywne ubrania wykonane ze zwierzęcej skóry, okrywające jedynie ich biodra. Każdy z nich dzierżył broń – głównie masywne młoty lub topory, które trzymali w nienaturalnie dużych dłoniach, większych od ich głów.
Najpotężniejsze stwory związały moje łapy łańcuchami, a następnie, po siedmiu na każdą kończynę, zaczęły ciągnąć w przeciwnych kierunkach, jakby pragnęły rozedrzeć mnie na cztery kawałki. Piątka wojowników przygwoździła mój ogon, a kolejnych pięciu unieruchomiło głowę, uniemożliwiając jakąkolwiek obronę.
– Kim wy jesteście?! Jak się tu znaleźliście?! – krzyknąłem, próbując wyszarpać się z rąk orków. Niestety, żadna z moich prób się nie powiodła.
W tłumie zielonych wojowników wypatrzyłem Viricassisa i Valithrę, stojących obok siebie, wolnych
i zadowolonych. Jeden z orków mówił coś do smoczycy w obcym mi języku.
Niedługo potem podszedł do mnie ktoś, kto przypominał elfiego maga. Jego skóra przypominała węgiel, a przez szczeliny przeciekała żarząca się, magmowa substancja. Żółte białka oczu i czerwona siatkówka dodawały mu przerażającego wyglądu. Włosy, niczym czarne obłoki, spływały po ramionach tej postaci, rozrzedzając się w powietrzu.
Zbroja, którą nosił, podkreślała jego mroczny wygląd – miała czarny kolor, czerwone wykończenia, naramienniki najeżone kolcami i potarganą pelerynę z kapturem. W ręku trzymał złoty kij zakończony ostrym szpikulcem, który przyłożył mi do gardła:
– Tak! To on!
– Nie poznajesz mnie? – zapytałem dziewczynę drżącym głosem. Nie rozumiałem, jak mogła patrzeć na moje cierpienie z mieszanką radości i satysfakcji.
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. „Ognisty elf” – jak sobie go nazwałem – mówiąc w tajemniczy sposób, ujawnił mi zaskakującą prawdę: moja ukochana nie była tym, za kogo się podawała. Jego splątane i trudne do zrozumienia słowa, pozwoliły mi zrozumieć, że Valithra była „zamknięta we własnym ciele”.
– Jestem idiotą, że nie dostrzegłem tego wcześniej – szepnąłem pod nosem, zamykając na moment oczy
i zaprzestając stawiać jakikolwiek opór.
Z przesadnym zachwytem mag rozkazał Viricassisowi wstrzyknąć mi truciznę. Wówczas wpadłem w szał
i ponownie podjąłem walkę o własne życie.
Do zielonych wojowników dołączyli kolejni, którzy natychmiast pochwycili mnie za skrzydła i zarzucili na mnie dodatkowe łańcuchy, zwiększając siłę, abym nawet nie mógł drgnąć. Na rozkaz tajemniczego elfa kolejne cztery stwory dołączyły do grupy, by bezlitośnie zamknąć mi paszczę mocnym łańcuchem.
Po chwili zrozumiałem, że wszelki opór jest daremny. Usiłując się uspokoić, rozluźniłem mięśnie, choć bardzo szybko oddychałem i lękałem się nieznanego. Cały drżałem przez paniczny strach przed nieuniknioną śmiercią, patrząc ze łzami w oczach na Valithrę.
– „Więc to tak czuje się skazaniec przed śmiercią” – pomyślałem.
Viricassis powoli otworzył paszczę, a wówczas zrobiło mi się słabo. Bliskość jego ostrych kłów zwisających nad moją szyją, wzbudziła na nowo mój instynkt przetrwania. Podjąłem jeszcze jedną próbę uwolnienia się – również bezowocną.
Smok jednak nie śpieszył się z egzekucją, co jedynie zaostrzyło moje przerażenie. Byłem pewien, że prędzej umrę na zawał, zanim wstrzyknie mi truciznę. Odruchowo spróbowałem raz jeszcze uwolnić się orkom, co skończyło się jedynie oswobodzeniem mojej paszczy.
– Nie rób tego. Proszę! – błagałem Viricassisa, przesycony desperacją.
W tym momencie smok zaprzestał swoich czynów, uniósł głowę i spojrzał na mnie z pewnego rodzaju pokorą.
– Z miłą chęcią pozbawiłbym cię życia, lecz nie mogę – rzekł ze szczerością w głosie.
– Zamilcz! – krzyknęła Valithra, pokazując po raz kolejny swoją wyższość nad alfą stada. Gniew przemienił jej cudowne oczy w czarną nicość, a grzbiet spowiła „czarna mgła”. – Dla dobra twojego i dobra twoich poddanych. Wywiąż się ze swojej umowy! – Głos Valithry nabrał przerażającej barwy.
Viricassis kontynuował, jednak zanim zacisnął szczęki na mojej szyi, zadałem pytanie o mój los. Pragnąłem usłyszeć coś uspokajającego, choćby: „Nic nie poczujesz, obiecuję”, „To będzie szybka śmierć, bez bólu”. Wówczas zgromadzeni orkowie wybuchnęli śmiechem.
Gdy utopił kły w miękkiej skórze na spodzie mojej szyi, ból okazał się nie większy niż ukłucie komara. Niedługo potem poczułem, jak jad przedostawał się do moich żył. Miejsce ugryzienia momentalnie spuchło i zaczęło cholernie swędzieć.
– Krrok ur shak tos – powiedziała głośno Valithra demonicznym głosem, rozglądając się po stworach. Orkowie natychmiast puściwszy mnie wolno, odsunęli się na bezpieczną odległość.
Po upływie kilku minut rozbolała mnie głowa, poczułem mdłości oraz narastający ból w klatce piersiowej. Coraz trudniej było mi złapać oddech, a każda próba podniesienia się na cztery łapy kończyła się utratą równowagi. Przez truciznę moje mięśnie stawały się coraz słabsze i z czasem dołączył nieprzyjemny pisk w uszach.
Leżąc bezsilnie, ogarnięty rosnącym lękiem, oczekiwałem na własny koniec, błagając o jak najszybszą śmierć, by nie doświadczać już więcej niewyobrażalnych męk, które przyszło mi znosić. Otaczający mnie orkowie i inni obserwatorzy z nieukrywaną cierpliwością i zachwytem oczekiwali na moment, gdy wreszcie wyzionę ducha.
– Voro zaprasza cię do siebie. – Usłyszałem znów melodyjny głos Valithry. Zaraz potem zgasły światła.
Jeśli to fragment, to mam nadzieję, że fakt, że nie kapuję, czym nasz bohater zasłużył sobie na taki los, nie jest oznaką ignorancji z mojej strony.
Nie jestem tutaj naczelną redaktorką, ale w oczy rzuciły mi się trzy rzeczy:
„o coś potknąłem się” → to błędny szyk, powinno być „potknąłem się o coś”
„ilość ciosów” → ciosy są policzalne, powinna być „liczba ciosów”
Poza tym w jednym miejscu piszesz „orki”, w innym „orkowie”. Oczywiście poprawna jest druga wersja (o ile nie piszesz o tych uroczych morskich mordercach), ale warto to ujednolicić
Hej, proszę zmień oznaczenie na fragment:). Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Śmiało otulił smoczycę skrzydłem i owinął ogon wokół miejsca, w którym siedziała – gest symbolizujący przynależność samicy do samca.
Brzmi jakby siedziała gest.
Stresu miałem przy tym co niemiara.
Czemu?
który był dla mnie zapowiedzią kłopotów:
Czemu?
Jak można prezentować doznania? To kto doznaje?
Propozycja Valithry zabrzmiała w moich uszach niejednoznacznie. Nieoczekiwanie Viricassis wypluł odrobinę jadu prosto w moje oczy.
Może daruj sobie moje uszy, bo zaraz są moje oczy. Gdzie stał narrator, że miał oczy zaraz przy smoku. Niezwłocznie po moich oczach i uszach wpadają moje gałki. Zaimki są potrzebne, ale tylko czasami i nie w nadmiarze;)
Nazywasz dyskomfortem żądlenie przez tysiąc os?
Po upływie kilku sekund boleści ustały, lecz mój wzrok zaczął płatać figle – widziałem całkowicie rozmyty obraz. Spanikowany, zacząłem uciekać, jednak po kilku krokach o coś potknąłem się, co rozśmieszyło Valithrę i Viricassisa.
Bliskie powtórzenia przeszkadzają w czytaniu.
Zanim zdołałem wstać, poczułem serię uderzeń.
Odgłosy w niego uderzały?
Ból głowy wywołany mieszającymi się barwami i pisk w uszach tylko nasilały moje cierpienie.
Malarze to muszą mieć permanentne migreny… Jaki pisk?
Czemu nasilały.
Z czasem ilość ciosów zaczęła narastać, a ja, leżąc bezradnie na ziemi, czułem się jak ofiara szkolnego znęcania, którą kopią w grupie starsi i silniejsi młodzieńcy. Wydawało mi się, że atakuje mnie co najmniej piętnaście istot moich rozmiarów.
Skoro na początku była seria, to jak narastały? Nie wiem czy kopanie w grupie boli, ale czytanie tego zdania boli.
byłem na granicy wytrzymałości,
Czyli? Bo to nic nie znaczy.
Byli ogromni, jednak mniejsi ode mnie, miały zieloną skórę i wielkie, grube kły, które nie mieściły się w ich szkaradnych gębach.
Jakiej płci są potwory, bo wydaje się, że jest to płynne?
Kim jest narrator, skoro orkowie są od niego mniejsi?
Nosili prymitywne ubrania wykonane ze zwierzęcej skóry, zakrywające jedynie intymne części ciała. Każdy z nich dzierżył broń – głównie masywne młoty lub topory. Dzierżenie tak wielkich oręży umożliwiały im nienaturalnie duże dłonie, większe od ich głów.
Mieli wszyscy wspólne ciało? Powtórzenia.
Najpotężniejsze stwory związały moje łapy łańcuchami, a następnie, po siedmiu na każdą kończynę, zaczęły ciągnąć w przeciwnych kierunkach, jakby pragnęły rozedrzeć mnie na cztery kawałki.
Przemyśl to zdanie raz jeszcze, a jak trzeba to kilka razy.
Jeśli gość miał zbroję to jak zobaczył jego skórę?
Mam nadzieję, że to fragment dlatego nie wiadomo kto, co i po co. Wepchane mnóstwo postaci i niepowiązanych ze sobą obrazków. Długa droga przed Tobą.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Witamy serdecznie i zawiadamiamy, że nie będzie bolało trochę :D
owinął ogon wokół miejsca, w którym siedziała
Mmm, to znaczy, że owinął jej nogi ogonem, czy co?
Patrzyłem na nich w milczeniu, oczekując na rozwój sytuacji. Stresu miałem przy tym co niemiara. Kilka smoków zaryczało na znak triumfu Viricassisa, co do reszty mnie zdołowało.
Akapit chwiejny stylistycznie – to kolokwialny (stres, zdołowało), to książkowy.
Valithra odwróciła głowę do Viricassisa i spojrzała mu w oczy ze szczerym uśmiechem, który był dla mnie zapowiedzią kłopotów:
Hmm.
– Może zaprezentujesz naszemu bohaterowi jakieś miłe doznania.
Mało naturalna wypowiedź.
Propozycja Valithry zabrzmiała w moich uszach niejednoznacznie.
Niekonkretne to.
Nieoczekiwanie Viricassis wypluł odrobinę jadu prosto w moje oczy.
Hmm.
Poczułem pieczenie, które szybko przerodziło się w palący ból, jakby setki os żądliło moje gałki oczne. Próbując mrugać, tylko pogarszałem sytuację, a dyskomfort stawał się nie do zniesienia.
Najpierw (dość beznamiętnie) opisujesz straszny ból, a potem nazywasz go "dyskomfortem". Tak wiesz, jakby bohatera palce swędziały. Takie niedopowiedzenia powodują zeza wewnętrznego wzroku.
mój wzrok zaczął płatać figle
Idiom: wzrok zaczął mi płatać figle.
widziałem całkowicie rozmyty obraz
Hmmmmmm, nie. Widziałem tylko rozmyte plamy.
Spanikowany, zacząłem uciekać, jednak po kilku krokach o coś potknąłem się, co rozśmieszyło Valithrę i Viricassisa.
W panice rzuciłem się do ucieczki, ale zaraz się potknąłem, co rozśmieszyło Valithrę i Viricassisa.
Gdyby tego było mało, zewsząd zaczęły dobiegać odgłosy umarłych wychodzących spod ziemi.
Idiom: jakby tego było mało. Odgłosy wychodzenia umarłych spod ziemi, choć nie mam pojęcia, co oni tu robią.
Zanim zdołałem wstać, poczułem serię uderzeń.
Hmm.
Ból głowy wywołany mieszającymi się barwami i pisk w uszach tylko nasilały moje cierpienie.
Zapewniasz. Co mają barwy do bólu głowy? I czy ból sam nie jest cierpieniem?
Z czasem ilość ciosów zaczęła narastać
Co próbujesz tu powiedzieć? Że bohater jest robotem z czujnikiem liczby uderzeń?
czułem się jak ofiara szkolnego znęcania, którą kopią w grupie starsi i silniejsi młodzieńcy
Rozumiem obraz, ale nie jest to zgrabnie namalowane.
Wydawało mi się, że atakuje mnie co najmniej piętnaście istot moich rozmiarów.
I oszacowałem to, kiedy mnie bili? Jak i po co?
Gdy wzrok wreszcie wrócił do normy, byłem na granicy wytrzymałości, a ból ogarniał każdą część mojego ciała
Bardzo zapewniające. Pokaż to.
Przed sobą dostrzegłem dziwne istoty o paskudnym wyglądzie wyglądające jak orki z filmów czy gier.
Nieładne powtórzenie. Orkowie (orki to walenie). Zwykle lepiej coś opisać, niż odnosić się do niekonkretnych "filmów". Dopisane po dobrnięciu do końca: Zwłaszcza, że to świat fantasy, w którym nie można się odnosić do filmów, bo ich nie ma. Narrator wszechwiedzący mógłby, ale pierwszoosobowy w żadnym razie.
Byli ogromni, jednak mniejsi ode mnie, miały zieloną skórę
Jeśli byli, to mieli. Jeśli miały, to były. I jeżeli ogromne istoty są mniejsze od narratora, to jakich rozmiarów jest narrator? "Ogromny" jest relatywne!
Nosili prymitywne ubrania wykonane ze zwierzęcej skóry, zakrywające jedynie intymne części ciała.
Noszenie jest habitualne, a całe to zdanie bardzo niezręczne: Przepaski z niewyprawionej skóry zasłaniały im biodra.
Dzierżenie tak wielkich oręży umożliwiały im nienaturalnie duże dłonie, większe od ich głów.
Nie po polsku. "Oręż" (podobnie jak broń) nie ma liczby mnogiej, a "dzierżyć" zwraca na siebie uwagę i lepiej go nie powtarzać. I skąd narrator wie, że te dłonie są nienaturalnie duże? Skąd zna naturę tych stworów?
Piątka wojowników przygwoździła mój ogon, a kolejne pięć unieruchomiło moją głowę
Za dużo tego "mój" co najmniej jedno możesz wyciąć. I nie "pięć wojowników", tylko "kolejnych pięciu wojowników".
uniemożliwiając jakąkolwiek obronę.
"Jakąkolwiek" przeważnie nic nie wnosi. Unikaj.
krzyknąłem, próbując wyszarpać się z rąk orków.
Krzyczałem. Forma dokonana oznacza, że coś się zrobiło raz, a dobrze, a tutaj wyraźnie nie było takiej możliwości.
Niestety, żadna z moich prób się nie powiodła.
Beznamiętne.
wolnych
i zadowolonych
Tu się wcisnął enter.
Jeden z orków mówił coś do smoczycy w obcym mi języku.
Mało naturalne.
Niedługo potem podszedł do mnie ktoś, kto przypominał elfiego maga.
Może nim był?
Jego skóra przypominała węgiel, a przez szczeliny przeciekała żarząca się, magmowa substancja. Żółte białka oczu i czerwona siatkówka dodawały mu przerażającego wyglądu. Włosy, niczym czarne obłoki, spływały po ramionach tej postaci, rozrzedzając się w powietrzu.
Bardzo dziwny opis. Siatkówka jest niewidoczna: https://pl.wikipedia.org/wiki/Oko#/media/Plik:Eye_scheme_mulitlingual.svg
Nie "dodawały mu przerażającego wyglądu", a "nadawały mu przerażający wygląd", zresztą nie ma co zapewniać, tylko opisać coś przerażającego. Zaufaj czytelnikowi: O czarnej jak bazalt skórze poznaczonej żarzącymi się czerwono żyłkami, o żółtych oczach i włosach jak obłoki dymu, spływających na ramiona.
Zbroja, którą nosił, podkreślała jego mroczny wygląd – miała czarny kolor, czerwone wykończenia, naramienniki najeżone kolcami i potarganą pelerynę z kapturem.
Fajnie, tylko raz – już opisałeś skórę, więc przyjęłam, że na takiej żadne ubranie się nie utrzyma. Bo opisuje się to, co widać, słychać i czuć. Dwa – nie zapewniaj, że zbroja "podkreślała jego mroczny wygląd" (zob. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842859 ) bo to wywołuje skutek odwrotny (tj. śmieszy). Trzy – nie nosił, tylko miał na sobie, i zbroja nie ma peleryny, tylko zakłada się pelerynę na zbroję. I cztery – opisujesz tego gościa jak w grze RPG. To źle. Organizacja opisu powinna odzwierciedlać działanie ludzkiej aparatury poznawczej – najpierw opisujesz to, co najpierw zauważa narrator (albo bohater, zależy od typu narracji): światło, ruch, kolor, kształt, potem szczegóły. Najpierw to, co się pojawiło, potem tło. I każdy szczegół opisu spowalnia akcję – czasami lepiej sobie odpuścić tę kartę postaci.
– Nie poznajesz mnie? – zapytałem dziewczynę drżącym głosem.
Jaką znowu dziewczynę?
„Ognisty elf” – jak sobie go nazwałem – mówiąc w tajemniczy sposób, ujawnił mi zaskakującą prawdę: moja ukochana nie była tym, za kogo się podawała.
I tak pół fabuły zamknąłeś w jednym infodumpowym zdaniu. Nie jest to dobry kierunek.
Jego splątane i trudne do zrozumienia słowa, pozwoliły mi zrozumieć, że Valithra była „zamknięta we własnym ciele”.
Jego trudne do zrozumienia słowa pozwoliły mi zrozumieć, że Valithra jest „zamknięta we własnym ciele”. Nie dajemy przecinków między podmiot a orzeczenie, zob. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842850
– Jestem idiotą, że nie dostrzegłem tego wcześniej – szepnąłem pod nosem, zamykając na moment oczy
i zaprzestając stawiać jakikolwiek opór.
Kolejny dziwny enter, "jakikolwiek" do skasowania, cały ten dialog (którego nie napisałeś) to by było mięsko – a nie ma. Gdyby było, ta linijka byłaby całkiem dramatyczna – ale ponieważ go nie ma, to nie jest. I – zamiast abstrakcji typu "zaprzestając stawiać opór" (brzydkie to, swoją drogą), lepiej dać konkret – niech biedaczyna oklapnie.
Z przesadnym zachwytem mag rozkazał Viricassisowi wstrzyknąć mi truciznę. Wówczas wpadłem w szał
i ponownie podjąłem walkę o własne życie.
Jak wyżej – i konkrety!
pochwycili mnie za skrzydła
Chwycili, ale jak to zrobili? Nie wiem, co tu się dzieje.
zwiększając siłę, abym nawet nie mógł drgnąć
Siłę czego? Co próbujesz powiedzieć?
Na rozkaz tajemniczego elfa kolejne cztery stwory dołączyły do grupy, by bezlitośnie zamknąć mi paszczę mocnym łańcuchem.
Źle to brzmi.
Usiłując się uspokoić, rozluźniłem mięśnie,
Jak? I – po co w sumie? Toć wyraźnie widać, że smok zaraz będzie odgłowiony, czy się uspokoi, czy nie.
Cały drżałem przez paniczny strach przed nieuniknioną śmiercią
Melodramat. Drżałem ze strachu.
– „Więc to tak czuje się skazaniec przed śmiercią” – pomyślałem.
Melodramat do kwadratu. Postaw się w jego sytuacji!
Bliskość jego ostrych kłów zwisających nad moją szyją, wzbudziła na nowo mój instynkt przetrwania.
…? Obudziła we mnie instynkt, ale…
Podjąłem jeszcze jedną próbę uwolnienia się – również bezowocną.
Pokaż to. Abstrakcje zostawmy dziennikom.
co jedynie zaostrzyło moje przerażenie.
Zaostrzyć można apetyt, ale przerażenie?
Byłem pewien, że prędzej umrę na zawał, zanim wstrzyknie mi truciznę.
Ironia i w ogóle humor – czarny też – to śmierć dla strachu. Jeśli możesz się z tego nabijać, to się nie boisz.
Odruchowo spróbowałem raz jeszcze uwolnić się orkom
Wyrwać się orkom, tak. Ale uwolnić się – tylko z łap orków.
co skończyło się jedynie oswobodzeniem mojej paszczy.
?
– Nie rób tego. Proszę! – błagałem Viricassisa, przesycony desperacją.
… dlaczego przyrównujesz smoka do gąbki?
W tym momencie smok zaprzestał swoich czynów, uniósł głowę i spojrzał na mnie z pewnego rodzaju pokorą.
Co to jest "pewnego rodzaju pokora"? I dlaczego nie mógł się po prostu zatrzymać, zamiast patetycznie (tak patetycznie, że aż śmiesznie) "zaprzestać swoich czynów"?
rzekł ze szczerością w głosie
Skończcie wszyscy raz na zawsze z tymi głosami: rzekł szczerze.
– Zamilcz! – krzyknęła Valithra, pokazując po raz kolejny swoją wyższość nad alfą stada.
Wyższość?
Wywiąż się ze swojej umowy!
Wywiąż się z umowy!
Głos Valithry nabrał przerażającej barwy.
Cokolwiek to znaczy.
Viricassis kontynuował, jednak zanim zacisnął szczęki na mojej szyi, zadałem pytanie o mój los.
Opisujesz zagryzanie bezbronnego smoka przez drugiego smoka mniej więcej tak, jak by to było składanie deklaracji ZUS.
Pragnąłem usłyszeć coś uspokajającego, choćby: „Nic nie poczujesz, obiecuję”, „To będzie szybka śmierć, bez bólu”.
… dlaczego? Został zdradzony, podstępem ujarzmiony, ma być zamordowany – a chce, żeby oprawca go pocieszał?
Wówczas zgromadzeni orkowie wybuchnęli śmiechem.
"Wówczas" zbędne.
Gdy utopił kły w miękkiej skórze na spodzie mojej szyi, ból okazał się nie większy niż ukłucie komara.
Zatopił kły (to idiom). Ukłucie nie jest bólem, tylko wywołuje ból, towarzyszy mu ból.
Niedługo potem poczułem, jak jad przedostawał się do moich żył. Miejsce ugryzienia momentalnie spuchło i zaczęło cholernie swędzieć.
C.t. – powinno być "przedostaje się". Drugie zdanie to podręcznikowy przykład bathosu. Musisz zdecydować, czy Twój bohater jest Heraklesem, który właśnie założył koszulkę Dejaniry, czy Harrym Dresdenem, który kozaczy i robi sobie jaja, żeby się nie bać. Ale nie może być tym i tym.
demonicznym głosem
… czyli jakim?
rozglądając się po stworach
Wśród stworów.
Orkowie natychmiast puściwszy mnie wolno, odsunęli się na bezpieczną odległość.
Orkowie, puściwszy mnie wolno, odsunęli się na bezpieczną odległość.
Po upływie kilku minut rozbolała mnie głowa, poczułem mdłości oraz narastający ból w klatce piersiowej.
A tymczasem co robił, skoro go puścili? Poza tym – opis objawów jak dla lekarza.
Coraz trudniej było mi złapać oddech, a każda próba podniesienia się na cztery łapy kończyła się utratą równowagi. Przez truciznę moje mięśnie stawały się coraz słabsze i z czasem dołączył nieprzyjemny pisk w uszach.
Tu już troszkę pokazujesz, ale nadal tłumaczysz jak krowie na rowie. Tłumaczenie jak krowie na rowie zabija tragiczny wydźwięk, który ta scena powinna mieć. Poza tym zabija go styl i dezorganizacja opisu – "nieprzyjemny pisk w uszach" to najmniejsze nieszczęście spośród tych, które narratora spotykają, i postawiony na końcu daje wrażenie śmieszności.
Leżąc bezsilnie, ogarnięty rosnącym lękiem, oczekiwałem na własny koniec, błagając o jak najszybszą śmierć, by nie doświadczać już więcej niewyobrażalnych męk, które przyszło mi znosić.
Mąk. https://wsjp.pl/haslo/podglad/860/meka Poza tym – jak wyżej.
Otaczający mnie orki i inni obserwatorzy z nieukrywaną cierpliwością i zachwytem oczekiwali na moment, gdy wreszcie wyzionę ducha.
… co to jest "cierpliwość"? I czemu nie pokażesz tych rozradowanych orków?
Scena powinna być tragiczna, ale w sensie "jak Hamlet", a nie w sensie, no, właśnie. Bo przedstawiłeś tutaj kogoś, kto z samych wyżyn jest podstępem i zdradą ściągany w dół i mordowany, ale przedstawiłeś go po prostu straszliwie niezręcznie, przez co nastrój szlag trafił. No i – fragment jest wyraźnie wyrwany z większej całości, która tłumaczyłaby, kim są dla narratora jego oprawcy i o co właściwie chodzi.
fakt, że nie kapuję, czym nasz bohater zasłużył sobie na taki los, nie jest oznaką ignorancji z mojej strony.
"Ignorancja" to niewiedza, ale tutaj jest to niewiedza niezasłużona – autor po prostu nam tego nie powiedział.
Oczywiście poprawna jest druga wersja (o ile nie piszesz o tych uroczych morskich mordercach), ale warto to ujednolicić
Zdecydowanie należy pisać "orkowie" (jeżeli nie chodzi o walenie, oczywiście).
Malarze to muszą mieć permanentne migreny…
To od terpentyny XD
Jakiej płci są potwory, bo wydaje się, że jest to płynne?
Nowoczesne potwory XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.