- Opowiadanie: dogsdumpling - Mag od półksiężyca (dogsdumpling vs. Vacter)

Mag od półksiężyca (dogsdumpling vs. Vacter)

Vacter i dogsdumpling, dogsdumpling i Vacter zapraszają na pierodynek! Śmiało czytajcie, komentujcie i punktujcie. Kto jest kim, zgadujcie!

Wszystkim zacnym gościom za udział w zabawie dziękujemy!

 

Temat pojedynku: “Jak odkryto pierogi?”

Gatunek: Fantasy.

Ilość znaków: Maksymalnie 10 000 ze spacjami.

Czas głosowania: Trzy tygodnie po publikacji (30.09.).

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Mag od półksiężyca (dogsdumpling vs. Vacter)

Boren był wadliwym magiem. Czarodziejska energia przeciekała mu przez palce, zanim zdążył wypowiedzieć najprostsze nawet zaklęcie. A tych znał tysiące. Księgi i zwoje mistrza, u którego praktykował, nie miały przed nim tajemnic. Przeczytał je tyle razy, że aż wyuczył się ich na pamięć. 

Dzień w dzień ćwiczył dłonie i nadgarstki. Wyłuskał korce fasoli, zacerował setki skarpet i co wieczór wygrywał na mandolinie po dziadku inną melodię. Zwinnymi palcami uszczęśliwiłby niejedną dziewkę, gdyby interesowały go wdzięki niewieście. Borenowi jednak tylko magia była w głowie. Medytował, zażywał zimnych kąpieli i pościł. Hartowanie ciała i ducha nie zdało się na nic. Energia jak nie chciała Borena słuchać, tak i pozostało. 

– Nie potrafię ci pomóc, nieszczęsny chłopcze. Taki talent, taki potencjał! – Załamywał ręce mistrz. Już z frasunku zaczęły mylić mu się zaklęcia. – Idź. Może co i znajdziesz w wielkim świecie, co cię uleczy.

Nie było rady. Boren objął mistrza serdecznie, aż zatrzeszczały w młodzieńczym uścisku starcze kości, ukradkiem otarł łzę, zarzucił mandolinę na ramię i poszedł. 

– Idź za magiczną energią, nie próbuj jej łapać, tylko idź. Niech cię serce prowadzi.

Słowa mistrza, wypowiedziane w dobrej wierze, okazały się bezużyteczne. Boren czuł magię aż za dobrze. Otaczała go zewsząd. Której drogi by nie wybrał, energia przyzywała go z każdej strony. Poszedł więc przed siebie, nie martwiąc się zbytnio, dokąd go nogi poniosą. Gorzej i tak być nie mogło. 

– A skoro nie może być gorzej, musi być lepiej – powiedział sobie Boren. 

Nielicho się pomylił. Żeby zarobić na miskę strawy i kąt do spania, został wędrownym muzykantem. Grał po karczmach, dworach i dworkach, siołach i sztetlach, rozpytując przy tym, czy kto nie zna remedium na jego przypadłość. Szukał odpowiedzi i u najprawdziwszych magów, i u szarlatanów. Nie omieszkał radzić się wiedźm, znachorów i cyrulików. Na próżno. Nikt nie potrafił mu pomóc. Dał sobie krwi upuścić, głowę ogolić, pijawkami ciało obłożyć, mazidłami z żabiego skrzeku i motylich skrzydeł ręce aż po łokcie wysmarować. Wykąpał się nago zimą w przeręblu, leżał krzyżem przed relikwią i nosił włosiennicę. Nie zliczyć, ile wypił i zjadł cudownych eliksirów i antidotów. Nie pomogło. Tylko się pochorował i reumatyzmu nabawił. Sposobu na okiełznanie magicznej energii nie znał nikt.

Z rozpaczy Boren zaczął zaglądać do kufla i pod spódnice karczemnych dziewek, ale i tam szczęścia i ukojenia nie znalazł. W noc pełni księżyca, za podszeptem gorzałki, postanowił ze sobą skończyć. 

Wyszedł z karczmy i ruszył przed siebie, rozglądając się za odpowiednim drzewem. Ani się spostrzegł, jak nogi zaprowadziły go nad jezioro. Toń przyzywała go i nęciła, w głowie szumiało. Przysiadł na kamieniu, żeby zebrać się na odwagę. Traf chciał, że tej nocy pani jeziora zażywała księżycowej kąpieli. Młodzieniec przypadł jej do serca. Smukły, na licu rumiany, o mówiących o wielkiej tęsknocie oczach. Już miała zarzucić miłosne sieci, gdy Boren raptownie wstał i zwalił się do jeziora jak kłoda. 

– Jeśli spędzisz ze mną noc, daruję ci życie – powiedziała rusałka śpiewnie, trzymając niedoszłego topielca w ramionach. 

– Życie, życie – zawtórowało jej echem sitowie.

– Na co mi ono, bez magii jest nic niewarte – wybełkotał pijany Boren. 

Czar prysł.

– Nie będziesz się trupił w moim jeziorze! – fuknęła rusałka, wzburzyła wodę i wyrzuciła młodzieńca na brzeg. – I nie waż się wracać – syknęła, zanim pochłonęły ją spienione fale. 

Przemoczony i upokorzony Boren powlókł się z powrotem do miasteczka. Usiadł na pierwszym lepszym progu, sięgnął po mandolinę i zaczął żałośnie brzdąkać. Palce same podchwyciły rzewną melodię. Wokół muzykanta zebrał się tłumek ludzi, jeden z drugim nawet rzucił po miedziaku. Występ się skończył, gdy rozeźlony gospodarz przegonił nieproszonego gościa miotłą.

– A idźże mi stąd, żebraku! – huknął. 

Boren powlókł się więc dalej. Na najbliższym rogu zagadnął go wyprostowany jak struna mężczyzna z pokaźnym brzuchem, bokobrodami i wąsem. 

– Podejdź no, paniczu – rzekł, uchyliwszy kapelusza. 

– Do mnie mówisz? – zdziwił się Boren, rozglądając się za paniczem.

– A widzi tu panicz kogoś innego?

Jeśli nie liczyć rudego kota iskającego się na murku nieopodal, byli sami. 

– Moja pani życzy sobie zamienić z paniczem słowo. – Mężczyzna zaprowadził go do powozu, w którym siedziała ubrana na czarno kobieta skrywająca twarz za woalką.

– Po śmierci mojego męża cisza niemożebnie mi ciąży. Potrzebuję zdolnego grajka – powiedziała bez ogródek. – Znasz jakieś wesołe melodie?

– We-sołe? – zająknął się Boren. 

Sądząc po stroju, wdowa wciąż była w żałobie.

– Czy ja mówię po łacinie? Potrafisz czy nie?

– Potrafię – potwierdził.

– Staw się jutro o świcie we dworze na wzgórzu. Jest tylko jeden, nie da się go nie znaleźć.

I tak Boren został grajkiem wdowy Rozalii. Od melodii do melodii, od spojrzenia do spojrzenia i ani się młodzieniec obejrzał, jak zostali kochankami. Jednej nocy opowiedział jej swoją historię.

– Chodź ze mną – powiedziała Rozalia i zaprowadziła go do kuchni. 

Wygoniła służącą, założyła fartuch i stanęła za stołem.

– Siadaj i patrz – poleciła.

Rozwałkowała płat ciasta, wykroiła szklanką krążek i położyła na dłoni. Srebrną łyżeczką do herbaty odmierzyła farsz i umieściła go w samym środku. 

– Teraz uważaj.

Jej palce zatańczyły i kulka farszu zniknęła w półksiężycu z ciasta zakończonym równą falbanką. Rozalia wrzuciła kluskę na wrzątek. Ugotowaną przekroiła. 

– Przyjrzyj się proporcjom. Są idealne. Jak będziesz potrafił taką ulepić z zamkniętymi oczami, staniesz się prawdziwym magiem. 

– Co lepienie klusek ma wspólnego z magią? Nie jestem kuchtą!

Rozalia wykonała ledwie zauważalny ruch nadgarstkiem i na jej dłoni zakołysał się płomień. 

– Rób, jak uważasz – powiedziała i zostawiła Borena nad stolnicą. 

Ten, nieprzekonany, zabrał się do rozwałkowywania ciasta. Cóż innego mu pozostało? Wszystkiego już spróbował. Przynajmniej recepta Rozalii nie groziła zapaleniem płuc, utratą krwi czy liszajami.

Nauka szła Borenowi opornie. Nie mógł utrafić z ilością farszu. Ciągle dawał go za dużo. Żeby temu zadośćuczynić, zlepiał ciasto tym mocniej. Po wrzuceniu do garnka wysiłki Borena zamieniały się w smętną breję. Dobrze, że przynajmniej smaczną, pocieszał się. Z dnia na dzień był coraz bardziej przybity, więc i w alkowie nie szło mu najlepiej. Rozalia w końcu nie wytrzymała.

– Chcesz za dużo, starasz się za bardzo. Tak się nie da!

– To co mam zrobić? Staram się, jak mogę!

– I w tym problem! Podaj mi dłoń – rozkazała. – A teraz zamknij oczy i o niczym nie myśl. Poczuj ciasto pod palcami. 

– Przecież jesteśmy w łożnicy…

Rozalia zgromiła go wzrokiem, więc Boren czym prędzej zamknął oczy. 

– Niech energia będzie twoim farszem – ciągnęła. – Traktuj ją z czułością i szacunkiem, jak najmilszą twemu sercu kochankę. Tylko tak uczynisz ją swoją. Współpracuj z nią, nie próbuj jej posiąść. Wtedy będzie ci powolna. 

I tak Boren odkrył sekret, na którego szukanie poświęcił większą część swych młodzieńczych lat. Kolejne spędził, ćwicząc się w sztuce lepienia magii i gotowania. Wyspecjalizował się w przygotowywaniu podpłomyków i faszerowanych klusek w kształcie półksiężyca, ulubionej potrawy Rozalii. Robił je pieczone, smażone i gotowane. Potem razem w łożu karmili się nimi nawzajem, rozmawiali i swawolili. 

– Nie myślałaś czasem o ponownym ożenku? – zapytał któregoś razu z ustami pełnymi ciasta z mięsem. 

– A co? Oświadczasz mi się?

Boren się speszył. Myślał o tym, prawda, Rozalia była od niego dużo starsza, szlachetnie urodzona i majętna. Ludzie by gadali. Ale co tam ludzie. Przyjrzał się jej twarzy. Czas odcisnął na niej swoje piętno, nie była już urodziwa. Jednak dobrze im było razem. Przełknął. 

– A zgodziłabyś się? 

– Nie. 

– Dlaczego?

– Och, nie zamierzam ponownie pakować się w małżeństwo. Dzielić się majątkiem i łożem, nie kiedy chcę, ale kiedy pan mąż sobie tego zażyczy. Teraz mogę wygonić cię z alkowy, kiedy tylko przestaniesz mi się podobać – zaśmiała się. – Dobrze nam tak jak jest, po co to zmieniać?

Więc i nie zmienili. Przyjaźnili się długie lata, aż do śmierci Rozalii. Po jej pogrzebie Boren wyruszył w podróż, tym razem nie jako grajek, a już jako mag. Schodził cały Stary Kontynent. Przeprawił się na statku przez wodę, by odwiedzić Brytanię i Zieloną Wyspę, dotarł na Słup Heraklesa, z którego widać szerokie ziemie Afryki, wspiął się na góry Uralu i Kaukazu, przemierzył stepy Ukrainy i kamieniste wybrzeża Hellady. Wszędzie nosił ze sobą niewielki kociołek, w którym gotował faszerowane półksiężyce z ciasta. Widywano go przy ognisku z uśmiechem na twarzy i parującą miską w dłoni. A że nigdy nie odmówił głodnemu, to i sława gotującego maga do niego przylgnęła. 

– Mistrz, co zawsze kluski jak półksiężyce warzy – mówili o nim.

W ten oto sposób świat odkrył ulubione danie Rozalii.

Jeśli przypadkiem na polanie w lesie czy gdzieś na miedzy napotkasz starca pochylającego się nad bulgoczącym kociołkiem, nie odmawiaj mu swojego towarzystwa. Przysiądź się, skosztuj jego zacnej strawy i ze smakiem wysłuchaj historii z dalekiego świata.

Koniec

Komentarze

No, nie jest to opis odkrycia pierogów, bo Rozalia znała je już wcześniej, zanim przygarnęła maga z dziurawymi rękami. Ale przynajmniej fantastykę widzę bardzo wyraźnie.

Trochę dużo dygresji jak na szort.

Babska logika rządzi!

zażywał zimne kąpiele

Zażywał kogo, czego? zimnych kąpieli.

Energia jak nie chciała Borena słuchać, tak i pozostało.

Idiom: Energia jak nie chciała Borena słuchać, tak nie chciała.

Już z frasunku zaczęły mylić mu się zaklęcia.

Z frasunku zaczęły mu się mylić zaklęcia.

Może co i znajdziesz

Może coś znajdziesz.

głowę zgolić

Zgolić można włosy, ale głowę tylko ogolić.

zaglądać do kufla i pod spódnice karczemnych dziewek

A ponoć go niewieście wdzięki nie interesowały :D

szczęścia i ukojenia

Szczęścia ni ukojenia.

Toń przyzywała go i nęciła

"Go" zbędne.

o mówiących o wielkiej tęsknocie oczach

Hmmm.

Jeśli spędzisz ze mną noc, daruję ci życie

Przecież nie chciała go zabić?

– Nie będziesz się trupił w moim jeziorze! – fuknęła rusałka

Widzicie, panowie? Po pijaku tracicie cały urok XD

jeden z drugim nawet rzucili po miedziaku

Jeden z drugim nawet rzucił po miedziaku.

kulka farszu zniknęła w półksiężycu z ciasta zakończonym równą falbanką

Czyli to Rozalia (albo jej mistrzyni?) wynalazła pierogi.

Żeby temu zadośćuczynić, zlepiał ciasto tym mocniej.

https://wsjp.pl/haslo/podglad/61540/zadoscuczynic Żeby to zrównoważyć, zlepiał ciasto tym mocniej.

zgromiła go wzrokiem

Spojrzeniem.

ponownym ożenku

Zamążpójściu, Rozalia jest kobietą.

Dzielić się majątkiem i łożem, nie kiedy chcę

Dzielić się majątkiem i łożem nie, kiedy chcę.

tak jak jest

Tak, jak jest.

dotarł na Słup Heraklesa, z którego

Słupy Heraklesa.

starca pochylającego się nad bulgoczącym kociołkiem

Pochylonego.

Jakie to rozkoszne ^^ (choć odrobinę niemoralne XD) Sympatyczne, przyjazne i kochane, a i niegłupie. I napisane bardzo przyzwoicie. heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Anonim dziękuje za komentarze. Szerzej odpowie po zakończeniu pojedynku. Nieśmiało tylko napomknie, że na Starym Kontynencie znajduje się jeden Słup Heraklesa. 

It's ok not to.

Jakkolwiek północny, europejski ze Słupów jest jednoznacznie określony, to według różnych źródeł jako południowy, afrykański Słup Heraklesa traktowana jest czasem hiszpańska góra Monte Hacho (204 m n.p.m. w Ceucie)[1], a czasem marokańska – Dżabal Musa (Abyle, 851 m n.p.m.), położona nieco bardziej na zachód.

It's ok not to.

No, dobra, przegadał mnie Anonim :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Powodzenia Pierożku albo Vacterze.

Szkoda, że z opowieści nie dowiedziałam się, jak odkryto pierogi, bo z treści jasno wynika, że one już istniały. :)

 

bez magii jest nic nie warte… → …bez magii jest nic niewarte

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Anonim dziękuje kolejnym odwiedzającym :)

It's ok not to.

Na plus stylizacja na legendę, można faktycznie uwierzyć, że to jakiś wiejski gawędziarz opowiada ją wścibskim bachorom dzieciom. Z drugiej strony ja tego osobiście nie cierpię, trudno mi się wtedy czyta; tam na początku jest taki dłuższy akapit, gdzie większość zdań ma szyk SOV – normalnie zęby zgrzytają. :P

Tajemnica pierogów nadal się nie wyjaśniła, chyba że to Rozalia je wymyśliła i przekazała przepis dalej? Podrzucam pomysł na prequel – przygody młodej Rozalii.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Legenda jak legenda, ale nabrałam ochoty na pierogi.

Opowieść sympatyczna i czytała mi się płynie.

Dowcip nieco frywolny, ale uśmiecha, nie odstręcza.

Udało Ci się stworzyć bohaterów, których da się lubić, mimo wad.

 

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Dalej nie wiem, jak powstały pierogi. A, że zwinne palce przydają się nie tylko przy lepieniu ciasta, to chyba każdy wie, ale z drugiej strony może nie dość przypominania tej oczywistej prawdy.

Jak widać po komentarzach pod oboma tekstami, pojedynkowe pytanie okazało się dla pojedynkujących się bardzo trudne. 

Dziękuję za odwiedziny!

It's ok not to.

Tajemnica pierogów nadal się nie wyjaśniła, chyba że to Rozalia je wymyśliła i przekazała przepis dalej? Podrzucam pomysł na prequel – przygody młodej Rozalii.

Dobra myśl! Hint, hint, nudge, nudge XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, linkiem mię tyrpiesz? Anonima tyrpać, co się stało z tym światem. 

It's ok not to.

Hej, O tak :) Taka historia powstania pierogów mi pasuje :), a raczej rozpropagowania w świecie. Porównanie lepienia pierogów do umiejętności rzucania zaklęć też robi robotę, dobre opowiadanie :). Klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Anonima tyrpać, co się stało z tym światem. 

Ruja i poróbstwo! I zbierają się Czterej Admini Apokalipsy! I szort z szortem, a wiersz z wierszem! XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Właściwie to można przyjąć, że coś nie istnieje, póki nie stanie się sławne ;) Więc Boren odkrył pierogi dla świata :)

Fajne, zabawne, lekkie, podobało mi się :) I do tego z przesłaniem, bo faktycznie można starać się za mocno :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Właściwie to można przyjąć, że coś nie istnieje, póki nie stanie się sławne ;)

Nie istnieję. Ojej :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie istnieję. Ojej :P

Primo – coś, a nie ktoś :)

Secundo – jesteś wystarczająco sławna :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No, dobre, dobre. Historia powstania pierogów wyjątkowo wciągająca. Pomysł też fajny, wykonanie też dobre, trafienie w moje gusta również zaliczone. Podobało się. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Anonim dziękuje kolejnym gościom za wizytę i skonsumowanie tekstu! 

 

Tarnino,

Jem pierogi, ergo sum!

 

It's ok not to.

Hej!

Wtedy będzie ci powolna. 

Na pewno “powolna”?

 

Opowiadanie czytałam z przyjemnością, choć szkoda, że ostatecznie mag nie wynalazł pierogów, po prostu je powielił. Z drugiej strony – za każdym wynalazkiem kobiecym stoi jakiś mag, który ten wynalazek rozpropaguje i przypiszą mu wszelkie zasługi. XD

Wstęp jak dla mnie ciut przydługi, bo zanim dochodzimy do pierogów, trochę się dzieje.

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

Ananke, powolny to ktoś pozwalający kierować sobą. Znaczy to samo, co: Wtedy będzie ci posłuszna. 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Reg. :) 

Pierwszy raz widzę, może dlatego brzmi to dziwnie. :) 

Bardzo proszę, Ananke. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy heart

Ananke, to od słowa “wola”. Powolny – według/po czyjejś woli. 

It's ok not to.

Dziękuję, Anonimie. kiss

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jem pierogi, ergo sum!

yes

Pierwszy raz widzę, może dlatego brzmi to dziwnie. :) 

Jest to w zasadzie archaizm :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przypowieść o tułaczce poszkodowanego przez życie maga średnio mnie zainteresowała, ale Rozalia okazała się na tyle ciekawa, że czytałam dalej z przyjemnością. Metafora lepienia pieroga w łożu wyszła wybitnie zgrabnie, czego się nie spodziewałam. Momentami chyba ciut przegadane jak na formę, ale ogólnie ładnie i mądrze napisane. Imponujące, że Rozalia zgarnęła i kochanka, i kucharza ;)

Pozdrawiam bitewnych Sąsiadów i zachęcam do pochwał i krytyk (oraz głosowania) u nas :)

Tekst pisany, mam wrażenie, trochę jak gawęda bardziej niż opko, przynajmniej w częściach opisowych. Brakowało mi trochę zrealizowania zasady “show, don’t tell”. Zasady pojedynku zrealizowane, choć subtelnie. Co może być i plusem i minusem – sam nie wiem, czy autor tak nieszablonowo poradził sobie z “odkrywaniem”, czy sam sobie za dużo dopowiadam ;)

 

Z dwu tekstów ten czytało mi się lepiej, oddaję głos na ten tekst.

Główny podejrzany: Vacter.

The KOT

Imponujące, że Rozalia zgarnęła i kochanka, i kucharza ;)

Wiedziała, co robi. 

 

Żongler, Eldil

Anonim dziękuje za komentarze. 

It's ok not to.

Przyjemny tekst, akurat jak znalazl do popołudniowej kawusi :) Klimat trochę jak u Pratchetta, więc na plus.

 

Z realizacją zadania pojedynkowego trochę gorzej, bo w sumie tutaj pierogi nie zostały wynalezione, a zapowiedziano ich rozpropagowanie na świecie. 

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Cześć, cezary_cezary,

 

cieszę się, że przyjemnie spędziłeś chwilę z Borenem przy kawie :)

 

Dzięki za komentarz!

 

Dziękuję wszystkim za wizytę i podzielenie się wrażeniami heart

It's ok not to.

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dobry wieczór. Niektórzy uważają, że nie można pojedynkować się z dogsdumpling, wybierając jeszcze do tego tematykę związaną z nią jak żadna inna. Ale to nie prawda. Można, trzeba tylko lubić przegrywać.

 

Oczywiście przeczytałem opowiadanie tuż po publikacji, z przyczyn obiektywnych nie zostawiając komentarza. Zaskoczyło mnie, że tekst trochę wodzi za nos czytelnika, prowadząc aż do łoża, choć nie tak blisko jak się wydaje :). Zrozumiałe jest dla mnie, że Dogs włożyła w swoje pierogi więcej pracy i serca, więc pozostaje mi pogratulować i jeszcze raz przeczytać. Tym razem nie z zazdrości, a dla przyjemności :)

Artystom więcej, szybko!

Cześć, Vacterze!

 

Zrozumiałe jest dla mnie, że Dogs włożyła w swoje pierogi więcej pracy i serca, więc pozostaje mi pogratulować i jeszcze raz przeczytać.

A wiesz, napisanie tego tekstu było dla mnie trudne, bo fantasy to nie moje rejony, więc tym bardziej cieszę się, że wyszło (ufff… :P).

Dzięki za wizytę i rzucenie mi wyzwania. To był smaczny pojedynek :D

It's ok not to.

Hej!

 

Jakie to jest urocze! Bardzo ładnie napisana gawęda, i choć fantasy to też nie moje rejony, to przeczytałem z zainteresowaniem. Na początku zdała mi się ta historia zbyt sztampowa, bo jest bohater, który czegoś poszukuje, więc albo znajdzie, albo nie i zazwyczaj tyle. Ale potem, kiedy trafia do łoża Rozalii, poprzez swoisty rytuał przejścia znajduje, to czego szukał, nie ma sztampy, tylko rozciągnięty w czasie, niemal sielankowy happy end i zwrot w kierunku typowo gawędziarskiego zakończenia, z bezpośrednim zwróceniem się do odbiorcy. Fajne to i dobrze przemyślane, stąd klik biblioteczny :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej!

Mówiłam, że będzie prosto i zrozumiale ;D Dobrze, że nie wyszło sztampowo. Fajnie, że rytuał przejścia przypadł do gustu :) A ten happy end to chyba zasługa tematu, jakoś nie wyobrażam sobie tekstu o pierogach, który źle się kończy. Choć w sumie, można by pójść w truciznę :P

Dzięki za wizytę i klik. Cieszę się, że się spodobało :)

It's ok not to.

jakoś nie wyobrażam sobie tekstu o pierogach, który źle się kończy

Historia pieroga zjedzonego? :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

W temacie pierogów, Dogs się pomyliło i zamiast ciasta, ugniotła Vactera i rozwałkowała na placek ;)

Artystom więcej, szybko!

Historia pieroga zjedzonego? :)

Dramat pustego talerza ;D

 

Vacterze drogi, trzeba było we mnie pierogiem nie rzucać :P 

It's ok not to.

Dramat pustego talerza ;D

Na jednej knajpie z pierogami w Gdańsku na oknie jest reklamowy napis “kiedy zjadłem ostatniego, serce mi pękło, że jestem już najedzony” – zawsze mnie śmieszy, kiedy tamtędy przechodzę laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dobre. A na której knajpie? Mandu?

It's ok not to.

jakoś nie wyobrażam sobie tekstu o pierogach, który źle się kończy.

Hmm, źle się konćzy? No to chyba tylko tekst, w którym zabrakło dla kogoś pierogów ;)

 

A na której knajpie? Mandu?

Czy do knajpy o nazwie Mandu trzeba przychodzić z kotem? ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

No to chyba tylko tekst, w którym zabrakło dla kogoś pierogów ;)

Kadr w zwolnionym tempie: o ułamek sekundy za późno złapałeś za widelec i pozostaje ci tylko patrzeć, jak ktoś nabija na swój ostatniego pieroga z twoim ulubionym farszem i pakuje go do ust.

Horror ;D

 

Ale dlaczego do Mandu z kotem? Nie łapię. 

It's ok not to.

Eh, bo ja mam spaczone poczucie humoru i bawią mnie rzeczy, które innych nie bawią. A w dodatku to jest akurat żart z “Two and a half men”.

Cat-Mandu ;)

Known some call is air am

Dobre. A na której knajpie? Mandu?

Niom :) A obok jest Stowarzyszenie Anonimowych Jedzenioholików (wg. mapy na Trójmieście). I śmieszno, i smutno.

Cat-Mandu ;)

:)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cat-Mandu ;)

Fajne :)

 

Stowarzyszenie Anonimowych Jedzenioholików

Nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. 

It's ok not to.

Nowa Fantastyka