
PROLOG
Bardzo daleko w kosmosie, wśród wielu różnych układów słonecznych, znajdował się układ bliźniaczo podobny do ziemskiego. Gwiazda, wokoło której kręciły się tam planety miała masę niemal identyczną do słońca. Na jednym z globów powstało życie, prawie w taki sam sposób jak na Ziemi.
Światy te były tak bardzo do siebie podobne, że spokojnie można by wziąć osobę z Ziemi i umieścić ją na tej drugiej planecie, bądź odwrotnie. Mogłaby żyć, oddychać i pobierać pokarm.
Planeta ta nazywała się Farran, a istoty na niej mieszkające Farranie.
Podobnie Farranie żyli najpierw w jaskiniach, polowali i walczyli z dzikimi zwierzętami przy pomocy maczug, a później zaostrzonych kijów. Z czasem opanowali ogień, potem przyszła pora na porzucenie koczowniczego stylu życia i osiedlenie się. Nadeszła rewolucja agrarna. I tak dalej i dalej. Aż do momentu, kiedy po tysiącach lat wybudowali statek kosmiczny i postawili nogę na swoim satelicie, a wkrótce potem na planecie, która była najbliżej i miała czerwony kolor, dokładnie jak Mars.
Gdy pierwsza ekspedycja wylądowała na Tryksie (tak nazywał się odpowiednik Marsa), zaczęli odbierać jakiś magnetyczny sygnał. Zaprowadził on ich w miejsce, gdzie nie było nic, ale sygnał dochodził spod ziemi. Zaczęto kopać. Po dokopaniu się na głębokość kilkunastu metrów, znaleziono coś wyglądającego jak duża skrzynia. Zawierała ona szufladkę, a w niej mały dysk. Natomiast to co początkowo wzięto za skrzynie, było akumulatorem, tysiące lat podtrzymującym sygnał. Dysk zaczęto badać i wkrótce odczytano go. Znajdowało się tam wiele nagrań muzycznych przypominających symfonię stworzone przez wybitnych farrańskich kompozytorów i ocenionych jako wspaniałe. Także bardzo dużo różnych danych, które zafascynowały naukowców z każdej dziedziny nauki. Na przykład nie odkryte jeszcze matematyczne równania, bądź lekarstwo na raka, które po wyprodukowaniu okazało się niezwykle skuteczne.
Na planecie kopano dalej. Okazało się, że pod piaskiem znajduje się ogromny hangar, a w jego środku statek kosmiczny. Niezwłocznie, gdy tylko było to możliwe zaczęto analizować jego konstrukcje.
By posiąść całą wiedzę, którą zostawiła na Tryksie tajemnicza cywilizacja potrzeba było sześciu lat. Jednak po tym czasie, zbudowano silniki, dzięki którym możliwe okazały się podróże na wielkie odległości. Nie tylko zbadano macierzysty układ ale i inne pobliskie.
I nagle, w ojczystym układzie pojawili się obcy. Ich olbrzymi krążownik wylądował na jednej z planet, która akurat była niezbyt przyjazna i nikt się nią nie interesował. Żyły tam jakieś zwierzęta, nie potrzebujące do życia wody.
Obcy założyli tam bazę. Na próby kontaktu nie odpowiedzieli. Statek z emisariuszami potraktowali jak barbarzyńcy. Żaden z delegatów nie wrócił do domu.
Tak zaczęła się wojna!
&&&
Mam na imię Jordks i szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia dlaczego się urodziłem. Jestem dziwadłem, które mógł powołać do życia jedynie szatan. Nie potrafię odróżnić dobra od zła. Jestem sadystą i pedofilem. Nie jestem zdolny odczuwać empatii. Na nieszczęście tych, których skrzywdziłem mam bardzo wysoki i rzadko spotykany iloraz inteligencji.
Siedząc w pudle, skazany za ciężkie przewinienia na dożywocie, często rozmyślałem. To były ciekawe czasy; trwała wojna z jakąś obcą rasą. Przegrywaliśmy, straty naszych żołnierzy były dużo większe. Obcy posiadali jakieś zdolności wpływające na umysły naszych żołnierzy. Do tego mieli lepszą technologię. Tak przynajmniej pisało w gazetach i mówiono w telewizji, którą raz na jakiś czas pozwalano mi oglądnąć.
Nagle pewnego dnia, elektroniczny zamek w drzwiach mojej celi głośno piknął. Drzwi otwarły się i wszedł facet, który z pewnością nie był jakimś nowym klawiszem. Ubrany w fioletowy mundur z jakimiś odznaczeniami. Podobnie jak ja, miał wysoki wzrost i potężną budowę ciała.
– Witaj! Jak samopoczucie? – spytał.
– Może spróbuję cię zabić, wtedy się polepszy – odparłem.
– Mam dla ciebie propozycję – powiedział ignorując moją odpowiedź. – Przegrywamy wojnę i potrzeba nam kogoś, kto zinfiltruje obcą bazę. A najlepiej ją wysadzi.
– Zgadzam się – powiedziałem – mów dalej.
Facet w mundurze podniósł brwi, lekko zdziwiony tak szybko podjętą przeze mnie decyzją. Następnie kontynuował:
– Świetnie. Zostaniesz przeszkolony w ekspresowym tempie. I dostarczony na planetę, którą zajmuje wróg. Musisz jednak zdawać sobie sprawę, że masz nikłe szanse by przeżyć tą misję.
– Zdaję sobie sprawę. Chcę po prostu sobie trochę pozabijać, gdy jest okazja.
&&&
Zabrali mnie z więzienia do wygodnego domu, gdzie przebywałem dwa tygodnie. Plan dnia był napięty i rygorystyczny, ale i tak w porównaniu do poprzedniej egzystencji żyłem jak król.
Nauczyli mnie obsługiwać wszelaką broń, zarówno palną, jak i białą. Także obsługiwać najróżniejsze urządzenia elektroniczne. Na końcu był wykład z chemii i medycyny. Wszyscy podziwiali jakim pojętnym uczniem jestem. Starałem się, bo mi zależało. Ostatnim punktem programu była operacja. Uśpiono mnie, w celu wszczepienia kilku implantów.
W końcu szkolenie dobiegło końca, byłem gotowy.
Zostałem przetransportowany na wielką kosmiczną bazę, w okolicy wrogiej planety, bardzo dobrze bronioną. I stamtąd, gdy nadeszła pora niewielkim stateczkiem już na miejsce docelowe. Jednocześnie, by odwrócić uwagę nieprzyjaciela zaatakowano go w innym miejscu.
Z daleka planeta, którą przejął wróg wyglądała biało jak pokryta śniegiem. Gdy pojazd podleciał bliżej ujrzałem, zgodnie z informacjami które miałem, skalistą pustynię. Pilot wylądował, a ja wysiadłem i zabrałem swój plecak ze sprzętem. Była bezchmurna, jasna noc.
Zacząłem wspinać się na wzgórze, by przy pomocy noktowizora-lornetki obejrzeć dalsze otoczenie. Statek, którym przyleciałem już zaczął się pionowo wznosić, gdy nagle spod skalistego podłoża wyrwały się coś jak ogromne szpony połączone błoną, białe tak jak tutaj wszystko. I zwarły się, by następnie wciągnąć zdobycz do wnętrza ziemi. Szybko odpiąłem z paska jeden z granatów i odbezpieczywszy rzuciłem tak, że wylądował w środku nie zakleszczonej jeszcze pułapki, obok statku.
Ta zniknęła we wnętrzu ziemi. I przez chwilę nic się nie działo. Potem nastąpiła przytłumiona eksplozja. Wpatrywałem się w miejsce, gdzie został wciągnięty mój statek. Nagle po kilku sekundach spod skał zaczęło się wyłaniać coś wielkiego. Prędko zdjąłem z pleców strzelbę i odbezpieczyłem ją. Mogłem już strzelać, ale doszedłem do wniosku, że lepiej poczekać chwilę i przymierzyć w słaby punkt potwora, na przykład w oko.
Bestia miała kształt węża, nie wydostała się jeszcze cała, a już miała na oko jakieś dwadzieścia metrów długości. Posiadała cztery kończyny, z których jedna była poważnie zraniona moim granatem i ciekła z niej zielona krew. To nie było zwyczajne zwierzę, wyposażono je w elektroniczne urządzenia i byłem niemal pewny, że zostało sztucznie wyhodowane.
Teraz ten gigantyczny wąż chciał mnie dorwać. Miałem jednak dobrą broń. Strzeliłem parę razy laserem we wszczepione urządzenie służące zwierzęciu jak się domyślałem, do namierzania obiektów takich jak mój statek. Doszło do spięć, które poraziły i zdezorientowały potwora. Potem wyłoniła się jego głowa mająca pod półprzeźroczystą błoną wielkie poruszające się gałki oczne. Teraz mnie wypatrujące.
Szybko przełączyłem w strzelbie opcję na pociski przeznaczone do robienia szczególnej szkody żywym organizmom. I puściłem długa serię w głowę.
Była to walka jednostronna. Skatowane zwierzę po chwili padło martwe. Spojrzałem przez lornetkę, by sprawdzić czy coś się do mnie czasem nie zbliża. Gdy się upewniłem, że nie zwróciłem niczyjej uwagi, podszedłem sprawdzić co zostało ze statku, którym przyleciałem i z mojego pilota. Jeszcze dymiący, zmasakrowany pojazd leżał kilka metrów w dziurze, z której wydostał się potwór.
Ruszyłem w kierunku bazy wroga, widocznej na horyzoncie. Adrenalina buzowała w moim organizmie. Walka z ogromnym wężem sprawiła mi wielką frajdę. Zastanawiałem się co mnie jeszcze spotka.
Idąc szybko pokonałem dużą odległość. Teraz widziałem wyraźniej cytadelę. To była budowla o kształcie piramidy. Wokoło niej znajdowały się mniejsze piramidki. I wtedy nagle zostałem zaskoczony.
– Kaillle! – krzyknął na mnie ktoś z tyłu.
Odwróciłem się i ujrzałem żołnierza, którego kamuflaż był doskonały. Pomyślałem tak, gdyż musiałem go minąć jak leżał na ziemi.
Otrzepał się z piachu i mając mnie na muszce powiedział coś do radia, które trzymał w drugiej ręce. Potem staliśmy dłuższą chwilę przypatrując się sobie. Był to humanoid nieco ode mnie wyższy. Jednak jego skóra miała pomarańczowy kolor i była jakby zaskorupiała.
Zrobiłem krok w jego stronę, ale nie pozwolił mi się zbliżyć, wystrzelił z karabinu celując blisko moich nóg i coś krzyknął.
Pozostało mi czekać. Ze strony bazy szybko zaczął zbliżać się jakiś pojazd. Zatrzymał się blisko mnie i wyskoczyło z niego dwóch innych żołnierzy. Przez chwilę mogłem się przypatrzyć maszynie. Miała sześć dużych kół, na wielkich resorach. Jej karoseria była biało szara jak podłoże. Posiadała dużo miejsca dla kilkunastu nawet pasażerów. Potem zostałem uderzony w głowę i straciłem przytomność.
&&&
Długo odzyskiwałem świadomość. Wielokrotnie bardzo senny budziłem się i zasypiałem nie otwierając nawet oczu. W końcu się przełamałem i rozwarłem powieki. To co ujrzałem mocno mnie zszokowało.
Siedziałem nagi na krześle z oparciem, a moje nogi i ręce były unieruchomione. To było wielkie pomieszczenie, jakaś hala. Nie byłem tu sam, bynajmniej. Znajdowały się tu setki takich jak ja. Wszyscy mieli powszczepiane w ciało kabelki odsysające krew. Cały czas słychać było brzęczenie komputerów i jakichś maszyn. Nie mogłem za bardzo się rozejrzeć, ale zauważyłem, że niektórzy mają otwarte oczy i są świadomi.
Przestrzeżono mnie przed sytuacją kiedy zostanę schwytany, miałem w zębie truciznę. Ale nie chciałem jeszcze umierać. Czekałem. Minuty dłużyły się w godziny. W końcu zasnąłem. Potem się obudziłem. Czekałem aż coś się wydarzy. Gdy w końcu zrozumiałem, że moja sytuacja jest beznadziejna zacząłem poważnie myśleć o samobójstwie. Godziny mijały i ostatecznie zdecydowałem się na nie. Ale to była trudna decyzja. Gdy zgryzłem truciznę, myślałem, że to mój koniec, a stało się coś czego kompletnie się nie spodziewałem.
Poczułem ogromny ból w klatce piersiowej. Nabrzmiała jakby w środku było coś co chciało się wydostać z mojego ciała. To było tak bolesne, że nie sposób tego opisać. I w końcu skóra pękła, a ja ujrzałem zakrwawioną główkę na której były splątane żyły i kawałki płuc. Potem z mojego ciała wydostała się reszta dziwnej istoty, której byłem nieświadomym nosicielem. W pewnym momencie myślałem, że umarłem bo przestałem widzieć. Dwie sekundy później odzyskałem wzrok. Ale to nie było już to samo. Widziałem wszystko znacznie wyraźniej i z innego miejsca. Mogłem też poruszać rękami. Spojrzałem na swoje ręce i ujrzałem zakrwawione ręce robota. Byłem teraz w ciele robota.
Myślałem o różnych rzeczach; że zostałem oszukany, wszczepiono we mnie coś bez mojej zgody. Nie wiedziałem, że przez cały mój pobyt w więzieniu technologia tak się rozwinęła. Była też jedna optymistyczna myśl; że mogę dalej kontynuować misję. O to przecież w tym wszystkim chodziło.
Powoli wydostałem się ze swojego martwego ciała i spojrzałem na nie. Poczułem się trochę jakbym patrzył w lustro. Na mojej twarzy został grymas okropnego bólu. Niżej byłem rozerwany jak podczas jakiejś operacji.
Coś zaczęło pikać zawiadamiając o usterce. Rozejrzałem się. Cała krew odsączana z uwięzionych Farran kierowana była do wielkiego zbiornika, gdzie bulgotała. Potem rurą kierowana była dalej.
Mijając uwięzionych, na skos przeszedłem przez salę, kierując się do drzwi. Musiałem się nieco przyzwyczaić, bo szło mi się trochę inaczej, ale robot poruszał się płynnie.
Zaczaiłem się obok wejścia, gdyż było tu bardzo cicho i usłyszałem zbliżające się kroki. Chwilę później do hali wszedł ubrany w zielony uniform obcy. Miał pomarańczową skórę, tak jak żołnierze którzy mnie schwytali.
Nie zauważył mnie, więc chwyciłem jego głowę od tyłu i mocno szarpnąłem. Kręgosłup głośno pękł i wróg osunął się na podłogę.
Chciałem iść dalej, ale zauważyłem na przedramieniu migający czerwony przycisk, który się właśnie zaświecił. Zastanawiałem się kilka sekund i wcisnąłem go.
Z mechanicznego nadgarstka wyszedł strumień światła i przede mną ukazał się średniej wielkości hologram.
– Witaj – z ekranu powiedział mężczyzna, który mnie zwerbował – jeśli oglądasz to nagranie to twoje ciało umarło. Winny ci jestem kilka wyjaśnień. Zostałeś poddany nowatorskiemu eksperymentowi, polegającego na skopiowaniu twojego mózgu i wszczepieniu go w bojowego robota, który został wewnątrz ciebie umieszczony. Tak więc możesz się dwojako przyczynić swojej rasie, a także odkupić swoje winy. Jak wysadzisz wrogą bazę, może w końcu wygramy wojnę, a druga rzecz, to jeśli eksperyment się powiedzie, osiągniemy wielką wiedzę w dziedzinie bioinżynierii…
Znajomy mi facet mówił dalej, a gdy skończył wątek, zaczął wyjaśniać jakie funkcje ma robot, którym sterowałem. W rękach zainstalowane miałem karabiny, na plecach niewielką wyrzutnie samonaprowadzających pocisków, do korpusu przytwierdzone trzy bomby o bardzo dużej sile rażenia, detonowane zdalnie. Posiadałem też granaty, i nawet broń białą w formie bardzo ostrego miecza. Byłem więc jak mała jednoosobowa armia.
Gdy nagranie dobiegło końca, hologram wyłączył się. Ruszyłem dalej. Opuściłem halę i znalazłem się w korytarzu. Na suficie ciągnęła się rura którą – byłem prawie pewny – płynęła krew. Korytarz rozgałęział się, ale rura na suficie nie. Szedłem więc prosto tam gdzie prowadziła.
Na końcu natrafiłem na bardzo solidnie wyglądające podwójne drzwi. Ale zauważyłem, że miały pośrodku szparę, na tyle dużą bym mógł włożyć w nią metalowe palce. Użyłem całej swojej siły by rozsunąć drzwi. Zamek pękł i po chwili wejście stało otworem.
Wszedłem do wielkiego pomieszczenia, wyglądającego jak jakieś sanktuarium. To na co patrzyłem było niezwykłe. W samym środku stał gigantyczny słój, w którym umieszczono olbrzymi zielony mózg. Z góry, z czterech rur płynęła krew ochlapując mózg, a ten pulsował jak serce i wsysał tą krew.
Nie miałem czasu na oglądanie bo włączyła się głośna syrena. To był ten moment, kiedy należało użyć bomb. W pośpiechu odpiąłem je i jedna po drugiej rzuciłem celując do słoja. Dwie trafiły, jedna odbiła się od szklanej ściany i upadła obok.
Potem wziąłem nogi za pas. Chciałem uciec jak najdalej, ale w drzwiach pojawili się wrogowie. Nie mogłem dopuścić, by bomby nie wybuchły, wszystko tak wspaniale poszło. Bez namysłu zdetonowałem je.
Eksplozja była potężna, odrzuciło mnie, uderzyłem w ścianę, ale nie straciłem przytomności. Wszystko się zawaliło. Zostałem przygnieciony i uwięziony pod gruzami cytadeli. Próbowałem się poruszyć, ale nie mogłem, nie wiedziałem do końca dlaczego, może robot doznał awarii, albo bardziej prawdopodobne, ciężar mnie przygniatający był zbyt duży. Jednak głowę miałem całą, mogłem normalnie myśleć.
Minęło może pół godziny jak ziemia zatrząsła się. Zrozumiałem, że planeta jest bombardowana przez moich ziomków. Pomyślałem sobie, że przeszkoda jaką stwarzał ten wielki mózg zniknęła razem z jego unicestwieniem.
Trwałem świadomy przez bardzo długo. Można by powiedzieć, że byłem pogrzebany żywcem, jednak nie odczuwałem głodu ani pragnienia. Wiedziałem też, że mogą mnie znaleźć, bo miałem wbudowany nadajnik.
Wreszcie usłyszałem odgłosy rozmów i chrzęst ziemi. Niedługo potem zobaczyłem światło dnia, a gdy mnie wyciągnęli, rumowisko po którym jeździły koparki i tym podobne pojazdy, a także farran, którzy uśmiechali się do mnie.
EPILOG
Minęło trochę czasu, mam nowe ciało, które specjalnie dla mnie wyhodowano. Znajduje się w specjalistycznym szpitalu, gdzie w zamian za to co zrobiłem próbują mnie nauczyć empatii i bym zaczął odróżniać dobro od zła. To jakaś kolejna nowatorska terapia. Tak więc znowu jestem królikiem doświadczalnym.
Jeśli chodzi o wojnę, to się zakończyła. Bez tamtego gigantycznego mózgu, wróg stracił swoje psioniczne moce i stał się bezbronny jak dziecko.
Wydaje mi się to niemożliwe, ale zaczynam mieć dziwne odczucia, których wcześniej nie doznawałem. Czuje jakbym był innym człowiekiem, tylko po tylu operacjach mózgu faktycznie mogło się coś zmienić. Ale niech to diabli, chcę by kontynuowano leczenie.
Horrory jednak lepiej ci wychodzą. :\
Z plusów – podoba mi się twist z robotem ukrytym w ciele Jordksa. Idea jednoosobowego Legionu Samobójców nie jest jakaś szalenie oryginalna, ale też zawsze spoko.
Minusy są dwa, mniejszy i większy. Mniejszy – gdyby wyrzucić cały prolog i zastąpić go dwoma, trzema wzmiankami o tym, że to Ziemianie w dalekiej przyszłości osiągnęli taki poziom rozwoju, że mogli skolonizować cały Układ Słoneczny i wziąć udział w galaktycznej wojnie, wyszłoby na to samo.
Światy te były tak bardzo do siebie podobne, że spokojnie można by wziąć osobę z Ziemi i umieścić ją na tej drugiej planecie, bądź odwrotnie.
Naprawdę, skoro są do siebie tak bardzo podobne, to po co niepotrzebnie udziwniać?
Większy minus dotyczy tej sceny:
Odwróciłem się i ujrzałem żołnierza…
Jordks rzekomo jest jakimś strasznym przeagarem, wszyscy się go boją, przed chwilą zaciukał wielkiego potwora… a teraz jeden koleś bierze go do niewoli. Głównie po to, żeby popchnąć fabułę do przodu. Moje zawieszenie niewiary zostało w tym momencie mocno naruszone. :(
Nawiasem mówiąc, na początku pojawia się informacja, że główny bohater jest praktycznie geniuszem, ale dla reszty historii nie ma to znaczenia, bo potem zachowuje się jak postać z ,,Dooma” – strzela do wszystkiego i w sumie nie wymagają od niego myślenia. :P Jeśli jakaś informacja nic nie wnosi, można ją bez żalu wywalić.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Witam SNDWLKR !!!!
Bardzo jestem wdzięczny za przeczytanie i komentarz :)
Super, że są plusy, że coś się spodobało. Jeśli chodzi o prolog to można było zrobić tak jak piszesz ale ja chciałem trochę oryginalnie. Do tego mi się to podobało bo trochę było jak początek w “Gwiezdnych wojnach” :)
Podobieństwo do Dooma oczywiście jest, już nawet pisałem podobne opowiadanie albo nawet dwa, ale postarałem się by się znacznie różniło.
Jeśli chodzi o bohatera to faktycznie najpierw napisałem o jego wysokim IQ a potem wychodzi trochę na głupka :) Przypominam sobie, że w czasie pisania to mi przeszkadzało, no ale ostatecznie tego nie zmieniłem.
Bardzo się cieszę, że twist z robotem się podobał i jak czytałem jeszcze przed zamieszczeniem tutaj to faktycznie też byłem z tego zadowolony :)
Biorę się teraz z radością za konkurs Tarniny.
Pozdrawiam serdecznie!!! :)
Jestem niepełnosprawny...
Hmmm. To niezupełnie tak, że każdy psychopata jest zły i odczuwa przymus zabijania wszystkiego, co się rusza. Jak to określił kiedyś jeden mój znajomy, główna różnica między psychopatą w więzieniu a psychopatą w zarządzie firmy to samokontrola. Wydaje mi się, że inteligencja powinna przechylać szalę w stronę opanowania, ale mogę się mylić.
Mnie też podobał się pomysł umieszczenia robota w środku bohatera. Tylko że ten robot był autonomiczny, do tego wyposażony co najmniej w bomby i miecz… Czy w środku bohatera pozostało jeszcze miejsce na organy raczej niezbędne mu do życia?
Nauczyli mnie obsługiwać wszelaką broń, zarówno palną, jak i białą.
W dwa tygodnie? Rodzajów broni jest od zarąbania. Sądzę, że bohaterowi nie starczyłoby czasu, żeby każdy rodzaj potrzymać w ręce chociaż przez pół godziny. Nie znam się, ale wydaje mi się, że całkiem inaczej walczy się dwuręcznym mieczem, szpadą i szablą. Znacznie rozsądniej byłoby przeszkolić go w tych rodzajach, w które będzie wyposażony.
Bestia miała kształt węża, nie wydostała się jeszcze cała, a już miała na oko jakieś dwadzieścia metrów długości. Posiadała cztery kończyny,
Węże raczej nie mają kończyn. Może jaszczurka?
Babska logika rządzi!
Hello Finkla !!!
To niezupełnie tak, że każdy psychopata jest zły i odczuwa przymus zabijania wszystkiego, co się rusza.
Jak się teraz zastanawiam nad tym to chyba przyznam ci rację. Świat jest bardzo złożony, miliony różnych charakterów, kombinacji. Mogą być psychopaci z dobrymi cechami charakteru, które “łamią” to co w nim złe.
Jak to określił kiedyś jeden mój znajomy, główna różnica między psychopatą w więzieniu a psychopatą w zarządzie firmy to samokontrola. Wydaje mi się, że inteligencja powinna przechylać szalę w stronę opanowania, ale mogę się mylić.
Czytałem mnóstwo książek i artykułów o seryjnych mordercach, a także oglądałem filmy i ci zbrodniarze zrobili na mnie wrażenie naprawdę bardzo inteligentnych, a jednak używali tej inteligencji w złych celach. Mi się wydaje a nawet jestem przekonany, że wielu ludzi nie chce walczyć ze swoimi wadami. Oni to olewają, nie przejmują się. (Ale zdają sobie z nich sprawę, bo wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy ze swoich wad) Takie są moje obserwacje. :))
Mnie też podobał się pomysł umieszczenia robota w środku bohatera. Tylko że ten robot był autonomiczny, do tego wyposażony co najmniej w bomby i miecz… Czy w środku bohatera pozostało jeszcze miejsce na organy raczej niezbędne mu do życia?
Tu zadbałem by było trochę wiarygodniej; robot nie był duży a mężczyzna potężny. Ale faktycznie przyszło mi do głowy, że tu jest brak logiki :)
Rodzajów broni jest od zarąbania. Sądzę, że bohaterowi nie starczyłoby czasu, żeby każdy rodzaj potrzymać w ręce chociaż przez pół godziny. Nie znam się, ale wydaje mi się, że całkiem inaczej walczy się dwuręcznym mieczem, szpadą i szablą. Znacznie rozsądniej byłoby przeszkolić go w tych rodzajach, w które będzie wyposażony.
Masz rację, to mi umknęło :)
Dzięki za przeczytanie i komentarz!
Pozdrawiam!
Jestem niepełnosprawny...
Czytałem mnóstwo książek i artykułów o seryjnych mordercach, a także oglądałem filmy i ci zbrodniarze zrobili na mnie wrażenie naprawdę bardzo inteligentnych, a jednak używali tej inteligencji w złych celach.
A tu masz rację. Może to jednak być próba niereprezentatywna. Ci bez inteligencji być może dali się błyskawicznie złapać, góra po trzech morderstwach, więc może w rezultacie nie załapali się do książek jako mało ciekawe przykłady.
Babska logika rządzi!
Finkla Kuba Rozpruwacz nigdy nie został złapany. Pozostały tylko domniemania, że musiał mieć jakiś wypadek albo przestał zabijać.
Podejrzewano, że jest jakimś lekarze np. chirurgiem bo miał wprawę w usuwaniu narządów. (które potem wysyłał do policji). To takie ciekawostki, żeby udokumentować, że nie jestem ignorantem w tej dziedzinie :)))
Jestem niepełnosprawny...
A może osiągnął, co sobie zamierzył?
Babska logika rządzi!
A może osiągnął, co sobie zamierzył?
Jedna z dziwniejszych teorii głosi, że Kuba był nadwornym lekarzem królowej Wiktorii, który na jej zlecenie mordował prostytutki szantażujące jej wnuka księcia Alberta, po tym, jak ten zrobił jednej z nich dziecko. W dużym skrócie.
Albo próbował przeprowadzić pogański rytuał. Każdy wierzy w to, co zechce. [shrug]
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Mojej osobie również podobał się pomysł z robotem. Ogólnie nie czytało mi się źle, a przedstawione wydarzenia też całkiem zainteresowały. Bez szału, ale dla mnie git.
Pozdrawiam.
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Cześć Młody pisarz !!!!
Dzięki, jak jeszcze jesteś to przekazuję ci informację, że dosłownie za 6-7 minut na Puls 2 leci “Terminator” :))))
Pozdrawiam!!!
Jestem niepełnosprawny...
Hej, widzę w tym opowiadaniu ten sam problem, co w każdym Twojego autorstwa – masz pomysł, całkiem fajny, i wyrzucasza go z głowy na "papier". Mam wrażenie, że chcesz się nim podzielić, ale niestety robisz to zbyt szybko, jakby to napisać, nie pracujesz nad historią tylko przedstawiasz skrótowo. I w tym opowiadaniu jest tak samo, wyliczasz co się dzieje, krok za krokiem wyrzucasz historię z głowy. Może lepiej jeśli zatrzymasz się na dłużej przy pomyśle i postarać się go urozmaicić. Pozdrawiam :)
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Hej Bardjaskier !!
Mądre to co napisałeś. Biorę głęboko do serca. Dzięki. Bardzo cieszy mnie, że uważasz, że mam dobre pomysły.
Pozdrawiam serdecznie!!! :)))
Jestem niepełnosprawny...
Tak uważam i pewnie nie tylko ja :). Ale musisz dać im więcej życia :). Powodzenia.
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."