- Opowiadanie: Żongler - Bóg z papieru (Cezary vs. Eldil vs. Żongler)

Bóg z papieru (Cezary vs. Eldil vs. Żongler)

Pojedynkują się (podwójkują?) Cezary, Eldil, Żongler

Hasła – dwa do wyboru z trzech: most, dynia, kobieta fatalna

Dodatkowe wymaganie: w szorcie ma się pojawić koktail frosé (ostrzegałam!). Ponadto mile widziane będą możliwie ezoteryczne nawiązania do Sherlocka Holmesa.

Objętość: do 15 tysięcy znaków wg. licznika strony.

Gatunek: fantasy noir

Termin: publikacja 22 września ze względu na przyzwoitość; głosowanie do 30 września.

Głosowanie w tym wątku.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Bóg z papieru (Cezary vs. Eldil vs. Żongler)

Uśmiechnięta ludzka głowa lewitowała na czele holograficznej parady. Zmieniała kolory z czerwonego na żółty, aż technicy świetlni wybrali pomarańczowy. Wielkie szkielety i wielkie duchy szły do rytmu dudniącej muzyki, a za nimi poprzebierani ludzie. Śmiechy i wiwaty wypełniły uliczkę Tech Duinn.

– Słuchasz mnie, człowieku? Dwa za dwanaście.

– Dwa?

– Jesteś jakimś złomem, czy co? – Chłopak wskazał na swoją kurtkę z napisem „FROSEN”.

– Nie chcę sorbetu, dziękuję.

– To frosé, puszko zmielonych gadzich móżdżków. Z syntetycznym truskawkowym syropem!

– Jesteśmy na festynie historycznym. Miasto promuje historię i ludową sztukę. To dziedzictwo kulturowe, wszystko ręcznie robione. Ma pan pozwolenie, by sprzedawać tutaj syntetyki?

Zgarbiony chłopak zgarbił się jeszcze bardziej, aż jego zez dopatrzył się naszywki. Cofnął się o krok i potknął o parującą studzienkę.

– K. Isz. Straż miejska. Oj. Serdecznie przepraszam. Ja nie sprzedaję, wie pan. To tylko próbki. Trzeba jakoś rozkręcić interes, ha!

Isz roześmiał się z uprzejmości, po czym wypisał mandat za nieobyczajność. Pominął resztę wykroczeń – był w festiwalowym nastroju.

Jeśli chodziło o obyczaje, ludzie z przeszłości mieli słabość do makabry. Gdy nadchodziła jesień, najwięcej wolnego czasu poświęcali zmarłym. Według wierzeń, potrafili przyzywać ich duchy, częściej z powodu własnych korzyści, niż w szczerej trosce. Ta fascynacja zaświatami zawsze była żywa w Askororze, nim neogalowie wydobyli podwodne miasto z dna oceanu i ustanowili nową epokę. Dało się pogodzić tradycje z nowoczesnością. Z minionej ery wyniesiono pewne nauki, ale zmiany objęły głównie układ oddechowy i rozrodczy, nie stare wierzenia. Ludzie od zawsze trzymali się tego, co znali ich przodkowie. To przynosiło komfort. Wielu przestrzegało starego kalendarza, a neogalowie nawet rozdzielali pory roku, choć w Askororze nie miały one żadnego znaczenia.

Coroczny festiwal imitował starą „jesień”, dostosowaną do gustów nowego pokolenia. Wśród zabawy przemycano trochę polityki i nie tylko. Na pierwszy plan wybijały się reklamy askororskich trunków oraz oferty pracy w koncernach, które je produkowały. Kobiety robiły wieńce z kwiatów, mężczyźni próbowali przekąsek ze zwierzęcą krwią, dzieci biegały z latarenkami i białymi czaszkami namalowanymi na buziach. Były balony i neony. Isz był zrelaksowany. Czuł się przyjemnie pijany, chociaż odmówił alkoholu – nawet specjału zachwalanego jako „wino komety 1811”, który dla „pana detektywa konsultanta” kosztował wyłącznie jedną pensję. Żaden rak nie rósł tak dorodnie, jak oszustwo finansowe na naiwnych ludziach. Sprzedawano ciasteczka w kształcie żołędzia po trzykroć zwykłego ciasteczka, wyłącznie dlatego, iż było w kształcie żołędzia.

Malutki kram stał na uboczu. Niknął w blasku neonów większych od siebie.

– Mam licencję, władzo.

– Słucham?

– Tu jestem, na dole.

Neogalijka ledwo sięgała kontuaru; by wyjrzeć, musiała podeprzeć się błoniastymi dłońmi. Wątrobiane cętki na jej skórze były zielononiebieskie, a oczy krótkowidza mrużyły trzecią powiekę. W cieniu zawoalowanego wnętrza stało kadzidło.

– Organizmy czy syntetyki? – zapytał Kaz, węsząc.

– Ciężko powiedzieć.

– Nie wie pani, tak? Pewnie pomysł wnuczka, jakiś startup? Ale skoro wynajmuje miejsce legalnie…

– Sugerujesz, chłopcze, że jestem stara, i nie mogę prowadzić własnej działalności?

Nie było dobrej odpowiedzi na to pytanie. Isz pochylił się nad wyłożonym towarem – prostokątami w różnych kolorach.

– Co to?

– Papier. Nie jest toksyczny. Pogładź grzbietem dłoni, to przyjemne uczucie. Nie zatnij się. Krwawisz normalnie czy płynem chłodzącym?

Zignorował pytanie.

– Co się z nim robi?

– Robiło, masz na myśli? Nie jestem pewna. Słyszałam, że pieniądze, ale ludzie używali go raczej do dekoracji. Może na ściany, jako wystój wnętrza? Albo dla rozrywki.

– Dla rozrywki? – podjął Isz. Ujął kawałek papieru pod neony parady. – Co niby można…

– Porwał pan. Trzeba zgiąć symetrycznie, o tak.

– Och. Przepraszam. – Nie spodziewał się, że jest tak nietrwały. – Ile…

– Nic. To za darmo, te wszystkie próbki. Jaki jest pana ulubiony kolor?

Isz pomyślał o paradzie i wielkiej głowie.

– Pomarańczowy.

– Proszę. – Gdy starsza kobieta się uśmiechnęła, ubyło jej lat. Błoniasta dłoń z gracją podała gruby stos papieru w kolorze curry. – Sprzedaję to w „blokach”. Rozłóż sobie po służbie i uważnie się przyjrzyj. Może sam wpadniesz na pomysł, co zrobić sobie z papieru.

– Jest pani podejrzanie hojna. Czym sobie zasłużyłem?

– Ten galik, którego spisałeś. Mój wnuk. Jest chory, ma tylko dwa płuca. Zbieramy na przeszczep. Cofnie mu pan mandat?

 

*

Kaz przyłożył papier do ściany i odsunął się, żeby podziwiać dekorację.

Kartka zatrzepotała i spadła smętnie na podłogę. Nic dziwnego, że ludzie przestali to robić.

Zapalił i roztarł oczy. Dym koił nerwy, dopóki Isz nie dostrzegł go pod swoimi butami. Ogień płonął na pomarańczowo, powstały z popiołu i rozsypanych kartek. Spanikowany Kaz zalał wodą papier i buty. Miał wrażenie, że odkrył zastosowanie dla materiału z przeszłości. Podpałka.

Z bloku przetrwało parę pogiętych kartek. Iszowi zajęło chwilę, żeby je wyprostować. Złożył wzdłuż, zagiął rogi. Obejrzał ze wszystkich stron: papier wydał mu się zagadką logiczną do rozwiązania, jak kostka Rubika. Po paru próbach się znudził. Zostawił kartki do wyschnięcia i położył się spać.

Obudziło go łomotanie: w drzwi oraz przysadkę mózgową neurosieci, do której dobijało się przychodzące połączenie.

– Isz, jest wezwanie, jedziemy! Jestem pod drzwiami. Potrzebuję minimum twojej prawej ręki do odpalenia silnika!

Kaz ubrał się i wręczył Spiwetowi kluczyki. Partner zmiany uniósł ciemne okulary.

– Co to jest?

Isz zdał sobie sprawę, że trzyma w ręce małą pomarańczową figurkę. Był tak samo zdumiony jak Spiwet. Przypominała pomarańczową głowę z parady, ale dziesięciokrotnie mniejszą.

– To papier. – Schował do kieszeni. – Mam z tego festynu.

– Wali ci na przysadkę, co? – Partner zmiany klepnął go pocieszająco w plecy, po czym założył okulary. – Chodźmy, złomku.

 

*

Brama Ferum prowadziła prosto do serca neogalijskiego imperium. Nocą błyszczało zielononiebieskim odcieniem, szumiało od wody przepływającej rurami. Neogalowie mieli słabość do podgrzewanej wody. Przypominali płazy – zarówno wyglądem, jak i stereotypowym śliskim zachowaniem. Byli też właścicielami największego koncernu alkoholowego w mieście.

Brama Ferum nie przepuszczała byle kogo, lecz ciężarówka Pur-Y-Fire Koncernu Nekronet miała wszystkie wymagane licencje. Była niezbędna na każdym miejscu zbrodni: tam, gdzie się pojawiała, doszło do wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Napędzana paliwem z palonych na bieżąco odpadów, łączyła funkcje śmieciarki i kostnicy.

Spiwet ziewnął, posmarował nos mentolem i wysiadł w deszcz z wężem ciśnieniowym. Kaz stłumił drżenie dłoni i ruszył za nim.

Patologowie dawno skończyli. Gdy Spiwet obficie polewał chodnik dezynfekującą pianą, Kaz zaniósł do pieca trzy duże worki śmieci. Jednak kiedy przyszło do zapakowania i wyniesienia ciała, nogi odmówiły Iszowi posłuszeństwa.

Młody neogal w garniturze został potraktowany impulsem rozrywającym wnętrzności, ale Kaza nie obrzydzała ilość krwi. Mózgowa papka wymieszała się z pianą, nieczystości znikały w paszczy mlaszczącego w zadowoleniu Pur-Y-Fire’a. W studzience kanalizacyjnej zatrzymał się mały przedmiot – przemoczony, ale wciąż jaskrawo pomarańczowy.

Papierowa główka.

Spiwet obraził się, że musiał dokończyć robotę sam. Isz powiedział, że musi się wyrzygać, a gdy się oddalił, wyjął z kieszeni swoją figurkę.

Papierowa główka była identyczna. Prawie wypadła mu z dłoni, kiedy usłyszał krzyk:

– Isz! Chodź się resetować, chcę już jechać do domu!

 

*

Sytuacja powtarzała się przez jedenaście miesięcy. Zginęło jedenastu neogalów. Za każdym razem, przy ciele zostawiono figurkę z papieru.

 

*

Wyszedł z wanny na ciemnozielone kafelki i spojrzał na swoje odbicie w zaparowanym lustrze. Rudowłose i blade jak zawsze. Odpaliło papierosa za pomocą wszczepu w kciuku i paliło, aż cały popiół spadł do umywalki, a lustro odparowało.

Isz sięgnął po ręcznik, ale na sznurku do prania wisiał papier. Jakimś cudem pozostał suchy w neogalijskim mieście.

Zginanie papieru było dobrą rozrywką dla zaspanego mózgu. Dwanaście razy i Kaz trzymał w dłoni okrągłą papierową figurkę. Pastą do butów narysował wyszczerzone kły i rozgniewane oczy. Zrobił do figurki groźną minę, po czym wrzucił do umywalki. Miał ich mnóstwo – rutyna pomagała na mdłości.

Pomogła też wszywka na ubraniu. K. Isz założył mundur, opanował paranoję i wyszedł na odprawę.

Frustracja w neogalijskim imperium była bliska przerwania tamy. Askorora miała stracić wszelkie dotacje, jeśli władze nie powstrzymają morderstw na neogalach. Paranoja przechadzała się swobodnie dusznymi korytarzami komisariatu. Przedstawiciele Nowej Galii przyjechali rano. Mieli twarze pozbawione wyrazu, brwi i rumieńców, a ich długie ortalionowe płaszcze i eleganckie kapelusze jasno dawały do zrozumienia, że ci dwaj wysocy panowie są tu tylko dla formalności – czekają na zakończenie odprawy, żeby wziąć kogoś pod rękę i wyprowadzić z budynku raz na zawsze.

Komendant nie wyściubiał nosa z gabinetu. Nie nadzorował spotkania, więc Isz został do samego końca. Podniósł rękę, by zadać pytanie.

– Kazian Isz, utylizacja. Co z papierem?

– Co?

W korytarzu przed salą odpraw puszczano z głośnika retro jazz, by stłumić bulgoczący akcent neogadów dyskutujących za drzwiami.

– Co z figurkami, które zostawia morderca?

– Pytałeś już o to, Isz! Jesteś z utylizacji i nie wiesz, co robić ze śmieciami? Weź się w garść!

– Ja… już pytałem?

– O, Kaz. – Spiwet właśnie wychodził. – Chodź się przewietrzyć. Na deszczu lepiej się oddycha.

Wziął go pod rękę i wyprowadził z budynku Kontroli Askororskiej.

– Ty coś bierzesz? – zagaił, oferując papierosa. – Kupiłeś jakieś prochy na tym festynie, co nie?

Wspomnienie festynu zniknęło gdzieś w zakamarkach neurosieci, gdzie nadpisywała się pamięć krótkotrwała. Pozostały rozmyte kolory i intensywne uczucie ciepła, jakby Kaz napił się czegoś rozgrzewającego. Zawsze po resecie widział wyraźniej kolory i czuł ich temperaturę, ale nigdy nie był tak rozkojarzony. Był natomiast pewien, że…

– Niczego nie biorę, stary. Tylko… nawet nie wiem, ile razy już wyjeżdżaliśmy czyścić. Pamiętam te pomarańczowe figurki. Są z papieru, wiesz, Spiwet? Można złożyć z niego różne kształty, ale jest taka ludzka główka… Mogę ci pokazać. Trzeba zagiąć…

…dwanaście razy.

Spiwet był myślami gdzie indziej.

– To słuchaj, nie chciałbyś może kupić prochów ode mnie?

 

*

Pozbawiona dekoracji uliczka Tech Duinn przypominała koryto wyschniętej rzeki. Wypełniały ją dostawczaki neogalijskich koncernów alkoholowych. Holograficzne symbole rozmywały się w oczach Kaza, jakby natłok informacji przeciążał jego rozregulowany implant. Nic dziwnego – neurosieć potrzebowała resetu. Isz odraczał aktualizację już parę dni. Czuł się lekko pijany, idąc w deszczu.

Zamiast stoiska z papierem, na końcu ulicy stał kopiec kamieni. Ułożony z mokrych gruzów, przypominał wejście do małego kamiennego domku. Ze środka dochodziło buczenie albo muzyka.

Oznaczenia wskazywały, że wejście prowadzi do kanałów. Te askororskie sięgały jeszcze ery zanurzonej i ciągnęły się przez większą część kontynentu. Bez restartu neurosieci Kaz miał dostęp tylko do mapy miasta, a nie mógł ryzykować, że znowu o wszystkim zapomni. Jednak droga okazała się prosta. Prowadziła do ogromnego kolektora: leżały tu przykryte brezentami posągi, zniekształcone leżeniem w wodzie. Jedyny względnie cały był wykonany z bloku matowego złota, a czubkiem ukoronowanej głowy sięgał sklepienia.

Wyciosany na piedestale skrót myślowy nie mówił wiele neurosieci Kaza.

ᚉᚏᚑᚋ ᚇᚒᚁᚆ

Ludzie mieli sentyment do rzeczy z przeszłości. Niekiedy przechowywali je w magazynach, jak rekwizyty zamkniętej muzealnej wystawy, zamiast spopielić w bezdennym żołądku PYFire’a. Instynkt Kaza podpowiadał, że był to błąd. Kanały nie były normalnym miejscem na magazyn.

Postać kuliła się pośród rozrzuconych kartek, wygięte ciało nadawało jej wygląd ropuchy. Długie białe włosy migotały, błoniaste dłonie metodycznie składały papier. Gdy się odwróciła, była piękna – wcale nie przypominała starej neogadzicy z festynu, lecz Isz natychmiast ją rozpoznał.

– Ma pani licencję na prowadzenie działalności w kanałach askororskich? – zapytał.

Kobieta zachichotała. Śmiech objawił się piskiem w głowie Kaza.

– Odkryłem, co robi się z papieru – podjął. – Służyły pani do oznaczenia morderstw.

Kobieta skończyła składać papier. Dwunastogłowa żółta kreatura stanęła na własnych szpiczastych nogach pod obliczem posągu.

– Skąd wiesz, że to nie ty? Może po prostu nie pamiętasz, że zabiłeś tych ludzi?

Pytanie zbiło Kaza z tropu, choć przecież…

– Nie mam takich uprawnień. A papier dostałem od pani. Koloru…

– …pomarańczowego. Ben síde zawsze miały w ogrodzie wielkie pomarańczowe dynie, by na Sauin strzec dom przed złymi duchami. Nim świat się zanurzył, po czym wynurzył odmieniony. Ludzie zapomnieli o starym porządku. Dwanaście słońc dostatku, poprzedzone dwunastoma okrwawionymi głowami. Powinny być zakopane w ziemi, ale kanały też się nadadzą. Papier to tylko dekoracja.

– Rozumiem. Do rytuału potrzebujesz dwunastu. Zwiodłaś mnie tu, żebym był ostatni.

– Nie schlebiaj sobie, skarbie. Na co mi twój płyn chłodzący? Tylko ludzka krew może przebudzić Cromma Crúaicha.

Wskazała na posąg. Kolory nabrały intensywności, kiedy Kaz spojrzał na złoty kloc o ludzkiej twarzy. U jego stóp spoczywało ciało: neogal leżał na brzuchu, a dwa wyjęte płuca przysłaniały logo FROSEN na rozerwanej kurtce. Nekronet domagał się wysłania powiadomienia o wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ale bez restartu sieć była nieaktywna.

Technik dekontaminacyjny musiał utylizować wszelkie zagrożenie na miejscu zbrodni. Był od czyszczenia. System nie zablokował Kazowi dostępu do broni – nie zakwalifikował białowłosej postaci do ludzi.

Isz żałował Askorory. Gdyby jej technicy mieli wyższe uprawnienia, mogliby szybciej tropić i likwidować skażenie. Mogliby mieć pewność, czy są skażeni jakąś wrogą ideologią. Ryzyko było za duże, tanie wszczepy łatwo ulegały infekcji. Kaz miał tylko nadzieję, że jego ciało zostanie rzucone na pożarcie Pur-Y-Fire’owi.

Na szczęście, papier z przeszłości był tak łatwopalny jak jej bogowie. Era wynurzona była bardziej zaawansowana technologicznie.

Isz strzelił w kobietę, podszedł, wypalił wszystkie pociski prócz ostatniego, a nim system odciął mu władzę w palcach, przyłożył lufę do wszczepu i opróżnił magazynek.

 

*

Coroczny festiwal jesieni przyciągnął tłumy z każdej neorasy. Askorora huczała z podniecenia, szkoły i zakłady przybyły zobaczyć neogalijskie przedstawienie. Miał pojawić się wielki posąg, odkryty w kanałach podczas prac archeologicznych. Gdy nadchodził, złoty kolor wypełniał uliczkę Tech Duinn.

Isz roztarł bok głowy. Dawno nie czuł się tak odprężony. Skończył papierosa i poszedł na paradę.

Koniec

Komentarze

Mistrzu/Mistrzyni powodzenia w truejedynku. Po przeczytaniu mi przez Koalę podyktowałem mu. Goblin-niegawiedź.

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej, jestem po lekturze wszystkich opowiadań i czas na komentarz :). Dziwny i ciekawy świat został przedstawiony w opowiadaniu. Połączenie CP z rybną cywilizacją, gdzieś w przyszłości, gdzie kartka papieru wywołuje fascynację bohatera. Mnie to kupiło. Świetny klimat i bardzo oryginalny świat przedstawiony barwnie jak na taką ilość znaków z fabułą może nie tak rozbudowaną jak u konkurencji, ale zdaję sobie sprawę, że z czegoś trzeba było zrezygnować:). Będzie klik i pozdrawiam:)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ludzie, dlaczego upychacie takie fajne światy po króciakach? XP Chociaż tutaj akurat prezentacja się udała, nie ma wrażenia pakowania na siłę. Jest natomiast niedosyt i – tak mi się wydaje – lekki przerost formy nad treścią, w sensie że setting budzi większe zainteresowanie niż fabuła (już czuję, jak próbuje wylecieć mi z głowy).

Zabrakło też klimatu noir, ale chyba wiem, dlaczego – zwykle nie lubię narracji pierwszoosobowej, ale sorry, noir bez monologów głównego bohatera psioczącego na wszystko i wszystkich to żaden noir. :(

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Cześć, Anonimie. Bardzo sprawnie napisane. Podziwiam za warsztat. Czytając, zabrałeś/aś mnie w świat przedstawiony, co jest dla mnie najistotniejsze. Posługujesz się wyrazami z lekkością. Bardzo mi się podobało. Udaję się do klikarni. Pozdrawiam.

– Jesteśmy na festynie historycznym. Miasto promuje historię i ludową sztukę. To dziedzictwo kulturowe, wszystko ręcznie robione. Ma pan pozwolenie, by sprzedawać tutaj syntetyki?

Troszkę zaleciało infodumpem. XD Nawet przy dialogu połączenie tak dużej ilości informacji wygląda sztucznie. Poza tym – skoro festyn historyczny, trudno o nie promować historii.

 

zgarbił się jeszcze bardziej, aż jego zez dopatrzył się naszywki. Cofnął się

Siękoza.

 

Kurczę, po scence dostajemy sporo streszczeń i moja uwaga tak odlatuje…

 

Sprzedawano ciasteczka w kształcie żołędzia po trzykroć zwykłego ciasteczka, wyłącznie dlatego, iż było w kształcie żołędzia.

Polska rzeczywistość. XD

Ale u nas na festynie dmuchańce za darmo, wata cukrowa za darmo (tyle że moje dziecko nie lubi ;p) i popcorn za darmo. Były też darmowe lody i hot dogi. Także nawet u nas w Polsce można zrobić fajne festyny. ;) Sorki za to wtrącenie. ;p

 

Za to scena z Iszem i neogalijką bardzo dobra. Naturalnie i świetnie łączy wątek poprzedniego mandatu.

– Ten galik, którego spisałeś. Mój wnuk. Jest chory, ma tylko dwa płuca. Zbieramy na przeszczep. Cofnie mu pan mandat?

:)

 

Kartka zatrzepotała i spadła smętnie na podłogę. Nic dziwnego, że ludzie przestali to robić.

Rozbawiło mnie. I ogólnie sam pomysł na wprowadzenie kartek do opowiadania, których przeznaczenia nie znają, uważam za bardzo ciekawy i oryginalny.

 

przemoczony, ale wciąż jaskrawo pomarańczowy.

Papierowa główka.

 

Oo, robi się naprawdę ciekawie i trochę mrocznie. :)

 

Sytuacja powtarzała się przez jedenaście miesięcy. Zginęło jedenastu neogalów. Za każdym razem, przy ciele zostawiono figurkę z papieru.

Zginanie papieru było dobrą rozrywką dla zaspanego mózgu. Dwanaście razy i Kaz trzymał w dłoni okrągłą papierową figurkę.

Hm… Czyżby to Kaz zostawiał te figurki?

 

– Co z figurkami, które zostawia morderca?

– Pytałeś już o to, Isz!

To jego rozkojarzenie coś mi nie pasuje.

 

– Skąd wiesz, że to nie ty? Może po prostu nie pamiętasz, że zabiłeś tych ludzi?

O, no fajnie to pokazujesz, nic wprost, więc tym lepiej się czyta. ;)

 

Za to motywy Askorory mimo wszystko za słabo nakreślone, żebym mogła się nią przejąć, ale to kwestia długości opowiadania, więc to rozumiem.

 

Co do końcówki – hm, no przyznam, że to ich odrodzenie mnie zaskoczyło tak czy siak, zastanawiam się, czy ich pamięć została wyczyszczona i wstawiona ponownie do tych samych ciał po ich naprawieniu? Czy może dostali nowe ciała, bo to świat, w którym każdy może mieć zapas ciał.

 

W każdym razie – bardzo przyjemna, intrygująca lektura.

 

Pozdrawiam,

Ananke

Polska rzeczywistość. XD

Nie świrujmy, kapitalizm, i tyle.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Szczerze zazdroszczę czytelnikom, którzy pojęli sens tej historii. Mnie się nie udało… :(

 

Chło­pak wska­zał na swoją kurt­kę… → Chło­pak wska­zał swoją kurt­kę

Wskazujemy coś, nie na coś.

 

spoj­rzał na swoje od­bi­cie w za­pa­ro­wa­nym lu­strze. → Można coś zobaczyć w zaparowanym lustrze?

 

Wska­za­ła na posąg.Wska­za­ła posąg.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawie wykreowany świat, podoba mi się jego eklektyzm i nasycenie barwami. Co do samej historii, to się pogubiłam. Sens zakończenia mi umyka. Kaz zabił staruszkę odprawiającą rytuał, ale po co ona go odprawiała, nie wiem. Na koniec zabiła też swojego wnuka (chyba) i znowu nie wiem, dlaczego. I jaka w tym wszystkim była rola Kaza?

Przyjemnie się czytało. Niestety po lekturze zostałam ze zbyt dużą liczbą znaków zapytania. 

 

It's ok not to.

Zaczyna się absurdalnie, ale plastycznie. Zresztą kolejne obrazy pojawiają się jak w kalejdoskopie i to mi się podobało. Ujęła mnie też spora garść szaleństwa;)

Troszkę mnie Anonimie umęczyłeś tą neogaliskością i ogólnie neo.

Poza tym mam wrażenie, że wiele rzeczy nie zostało pokazanych, dopowiedzianych, że jedynie wspomina się o nich mimochodem, a bez nich opowieść jest nieco zubożona. Normalnie jak dziecko z dwoma płucami;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

OK, niby wszystko w porządku, ale mam wrażenie, że ten świat bardzo źle się czuje ściśnięty w pojedynkowym limicie. Dusi się biedactwo. Aż się zastanawiałam, czy nazwisko bohatera wzięło się z oszczędzania znaków.

Babska logika rządzi!

Klimat całkiem przejmujący, fajny festiwal, ale wydaje mi się, że zamiast gdzieś pod sceną, czy w centrum wydarzeń, stałem przy namiocie i pokiwałem sobie głową. Widzę kolory, czuję zimno, emocje, ale przekaz do mnie nie trafił. Znaczenie płynie gdzieś, wątki się splatają, ale ja sobie tak stoję i potakuję, coś przeczuwam. Także po tekście zostało we mnie wrażenie, ale jak ktoś mnie zapyta “o czym to jest”, to nie odpowiem. Musiałbym jeszcze chociaż jeden raz przeczytać, a widzę, że jest fabuła, skoro ciągle wracają figurki, morderstwa oraz składane banknoty. A ja zamiast podążać za nimi, to szukałem festiwalu.

Artystom więcej, szybko!

Dzięki wszystkim za czytanie i głosowanie! Nauczyłam się, że noir na 15k nie jest dla mnie… nic na 15k nie jest :D

 

Tu Crom Cruach z mitologi irlandzkiej, inspiracja dla opka, zwany Okrwawionym albo Złotym Cielcem.

 

 

Ben sidhe (stara neogalijka) to oczywiście banshee – i tak, po dwunastu złożonych ofiarach do życia wraca bóg płodności i nastają dobre czasy, jak na końcu opowiadania ;)

Uśmiechnięta ludzka głowa lewitowała na czele holograficznej parady.

… whaaat? XD

– To frosé, puszko zmielonych gadzich móżdżków. Z syntetycznym truskawkowym syropem!

Odhaczone :)

jego zez dopatrzył się naszywki

Zez nie patrzy :P

uprzejmości, po czym wypisał mandat za nieobyczajność

Zdanie ościste.

Pominął resztę wykroczeń – był w festiwalowym nastroju.

Hmm.

Według wierzeń, potrafili przyzywać ich duchy, częściej z powodu własnych korzyści, niż w szczerej trosce.

Poplątane.

neogalowie nawet rozdzielali pory roku

A nie "rozróżniali" aby?

imitował starą „jesień”, dostosowaną do gustów nowego pokolenia

Hmm?

zrelaksowany. Czuł się przyjemnie pijany

Rym.

chociaż odmówił alkoholu

Hmmmmm.

„wino komety 1811”, który dla „pana detektywa konsultanta”

kosztował wyłącznie jedną pensję

Kosztował zaledwie jedną pensję.

Żaden rak nie rósł tak dorodnie, jak oszustwo finansowe na naiwnych ludziach.

…? co to być za język?

Sprzedawano ciasteczka w kształcie żołędzia po trzykroć zwykłego ciasteczka,

Sprzedawano ciasteczka w kształcie żołędzia po trzykrotnej cenie zwykłego ciasteczka. Bo tak, jak jest, wychodzi, że ciasteczko było trzy razy zwykłe, cokolwiek to znaczy.

dlatego, iż

"Iż" pasuje jak kwiatek do kożucha.

Mam licencję, władzo.

Idiom: panie władzo.

oczy krótkowidza mrużyły trzecią powiekę

Oczy niczego nie mrużą. Mogą się skrywać za powieką. https://pl.wikipedia.org/wiki/Migotka

W cieniu zawoalowanego wnętrza stało kadzidło

??? https://sjp.pwn.pl/szukaj/zawoalowany.html

Zignorował pytanie.

:P https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842860

wystój wnętrza

Literówka.

Ujął kawałek papieru pod neony parady.

Co znaczy to zdanie?

gruby stos papieru w kolorze curry

Nie wie, co to jest papier, ale curry zna?

co zrobić sobie z papieru

"Sobie" wycięłabym.

Zapalił i roztarł oczy.

?

Dym koił nerwy, dopóki Isz nie dostrzegł go pod swoimi butami.

…? stał na dymie?

Ogień płonął na pomarańczowo, powstały z popiołu i rozsypanych kartek.

Angielska konstrukcja.

Z bloku przetrwało parę pogiętych kartek.

Pozostało.

Iszowi zajęło chwilę, żeby je wyprostować

Iszowi zajęło chwilę wyprostowanie ich.

jak kostka Rubika

O wiele częściej spotykana niż papier? :P

Partner zmiany uniósł ciemne okulary.

"Zmiany"?

Isz zdał sobie sprawę, że trzyma w ręce małą pomarańczową figurkę.

po czym założył okulary

Miał okulary, tylko je uniósł…

Brama Ferum prowadziła prosto do serca neogalijskiego imperium.

Hmm? Ciut zrymowane.

Nocą błyszczało zielononiebieskim odcieniem

Hmm.

tam, gdzie się pojawiała, doszło do wypadku ze skutkiem śmiertelnym

Pojawiała się tam, gdzie doszło do wypadku ze skutkiem śmiertelnym.

Napędzana paliwem z palonych na bieżąco odpadów

Powtórzenie.

Spiwet ziewnął, posmarował nos mentolem

Przecież to roboty, nie? Nie mogą wyłączyć węchu?

wysiadł w deszcz z wężem ciśnieniowym

Nie wiem, co się dzieje.

Kaza nie obrzydzała ilość krwi

Kaz nie brzydził się mnóstwa krwi.

jaskrawo pomarańczowy

Łącznie.

Spiwet obraził się, że musiał dokończyć robotę sam. Isz powiedział, że musi się wyrzygać, a gdy się oddalił, wyjął z kieszeni swoją figurkę.

Streszczenie.

usłyszał krzyk

Wołanie, krzyk kojarzy się raczej z morderstwem. Właśnie popełnianym.

Sytuacja powtarzała się przez jedenaście miesięcy.

Sytuacja powtarzała się co miesiąc przez jedenaście miesięcy. Ale i tak…

Za każdym razem, przy ciele zostawiono figurkę z papieru.

Tu bez przecinka.

morderstw na neogalach

Morderstw neogalów.

Paranoja przechadzała się swobodnie dusznymi korytarzami komisariatu

Niezłe, niezłe.

by stłumić bulgoczący akcent neogadów dyskutujących za drzwiami.

…? Stłumić ich głosy, tak. Ale akcent?

odraczał aktualizację

Odkładał. https://wsjp.pl/haslo/podglad/25924/odroczyc jest urzędowe.

Czuł się lekko pijany, idąc w deszczu.

Hmm.

ery zanurzonej

Ery zanurzenia.

przykryte brezentami posągi

Przykryte brezentem posągi. Brezent to substancja. Mogą być przykryte brezentowymi płachtami.

zniekształcone leżeniem w wodzie

?

że był to błąd

C.t., ale "był" w ogóle zbędne.

Kanały nie były normalnym miejscem na magazyn.

J.w.: Kanały nie są normalnym miejscem na magazyn.

wygięte ciało nadawało jej wygląd ropuchy

Śmiech objawił się piskiem w głowie Kaza.

Hmm.

do oznaczenia morderstw

…? Miejsc morderstwa, tak. Ale nie samych morderstw.

wielkie pomarańczowe dynie

Dynie, są.

Zwiodłaś mnie tu, żebym był ostatni.

https://wsjp.pl/haslo/podglad/16784/zwiesc

nie zakwalifikował białowłosej postaci do ludzi.

?

Isz żałował Askorory.

Hmm?

Mogliby mieć pewność, czy są skażeni jakąś wrogą ideologią

Mogliby mieć pewność, że nie są skażeni wrogą ideologią.

wypalił wszystkie pociski prócz ostatniego

?

Miał pojawić się wielki posąg

?

 

Bardziej cyberpunk niż klasyczne noir, ale to nic złego (cyberpunk to noir, w którym mają Internet) – gorzej, że nie bardzo wiem, co tu się właściwie zdarzyło i o co chodziło. Częściowo z winy języka, ale tekst mocno wygląda na początek czegoś… bardzo odjechanego. Kobieta jest niewątpliwie wyrachowana, ale czy fatalna? Nie wiem. Wiem, że to baaardzo dziwny tekst. A, i – przegapiłam, ale płuc dwoje, a nie dwa. W dialogu to jeszcze ujdzie, bo ludzie (i neogalowie) mówią niepoprawnie, ale zaznaczam.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dobrze napisany tekst, ciekawy świat, wart dalszej eksploracji (Kurczę, Tarnina wciąż daje karkołomne zadania pojedynkowe, które wciąż owocują światami do dalszej eksploracji. Matka Światów laugh ). Ładne połączenie technologii, mitologii i polityki.

Mój warsztat też skorzystał na tym pojedynku – tym bardziej dziękuję rywalomsmiley

The KOT

Cześć, Żonglerko

 

Najmocniejszym elementem opowiadania jest świat przedstawiony, ale to juz wiesz z komentarzy innych czytelników ;)

 

Natomiast trochę mnie zdziwiło, że nikt nie zwrócił uwagi na podobieństwa do Heavy Rain wyrażające się w pozostawianych figurkach z papieru. Zupełnie jakby i tutaj grasował zabójca origami… ;)

 

Dziękuję za udział w trójjedynku i do zobaczenia w starciu o tytuł Króla Czterech Pór Roku… ;)

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Matka Światów laugh

Mówcie mi “Pani Bram” XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bardzo interesujący świat przedstawiony, tylko szkoda, że tak krótko :D Fabuła też całkiem wciągnęła, jest tajemnica, jest napięcie i może jedynie niektóre sceny czasami zbyt szybko idą, ale wiadomo, kwestia limitu znaków. 

Ogólnie przeczytałem z zainteresowaniem. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Hejo.

Klimat do cięcia nożem. Świetne, filmowe dialogi i barwny, nieoczywisty świat. Świat, który zasługuje na duuużo więcej miejsca.

Sztosix opowiadanie.

Nowa Fantastyka