
– Mamo! Tato!
Gdy w końcu potwory zniknęły w szafie, do pokoju Antka wpadli rodzice.
– Synku, już dobrze – mama uspokajała zapłakane, opadłe z sił dziecko. Przytuliła, wytarła łzy z policzków i smarki spod nosa.
– Znowu przyśniło ci się coś strasznego? – zapytał tato.
– Nie przyśniło mi się, oni tu naprawdę byli – odpowiedział, szlochając chłopiec. – Naprawdę!
– Przez okno nie uciekli, bo jest zamknięte, a do tego są przecież kraty. To gdzie się podziali? – Tato podszedł do szafy i otworzył ją na oścież.
Poprzesuwał wiszące ubrania i pokazał, że nikt tam się nie schował.
– Może ktoś uciekł przed nami pod łóżko? Zajrzyjmy. – Mężczyzna się nachylił. – Spójrz, nie bój się, przecież jesteśmy przy tobie.
– Nie chcę. – Chłopak jeszcze mocniej przytulił się do mamy.
– Nic tam nie ma. Synku, no, zobacz, tam jest tylko kurz.
– Nie kłamię! To mi się nie przyśniło! – odparł stanowczo chłopak.
– Antoś, ale przecież duchów nie ma. Wiesz, prawda? To był tylko zły sen. – Tato objął żonę i syna. Najwyraźniej zdenerwował się kolejną pobudką w środku nocy, ale widok zapłakanego dziecka go rozczulił.
Przez chwilę siedzieli razem przytuleni na łóżku. W końcu mama się odezwała:
– Jest bardzo późno, połóż się i zaśnij. Potwory już nie przyjdą.
– Skąd wiesz?
– Zawsze tak jest, gdy coś strasznego cię obudzi, przez resztę nocy nic takiego się nie wydarza.
– A mogę spać z wami?
– Przecież wiesz, że nie. Jesteś już duży i powinieneś to rozumieć. Weźmiesz tabletkę, żeby ci się lepiej spało. – Mama wyciągnęła z kieszeni lekarstwo i zwróciła się do męża – Tadeusz, przynieś wodę.
Tato zszedł do kuchni, a mama zaczęła układać dziecko do spania. Poprawiła poduszkę, a gdy zabrała się do kołdry i prześcieradła, to poczuła, że są wilgotne. Chciała zajrzeć pod przykrycie. Antek próbował temu zapobiec, ale mama nie dała za wygraną. Odsłoniła chłopca i zobaczyła mokre plamy na prześcieradle i piżamie.
– Zsikałeś się? – zapytała z wyrzutem. – Mógłbyś już z tego wyrosnąć. Zobaczysz, w końcu przestanę ci zmieniać pościel i będziesz spał w mokrej. Może to cię oduczy.
– Ale ja nie chciałem! – Dopiero co uspokojony Antek znowu zaczął płakać.
– No, już dobrze, zmienię ci, ale pamiętaj, to ostatni raz i jak się powtórzy, to będziesz musiał tak spać. Co ty myślisz, że pranie nic nie kosztuje?
Widok żony zmieniającej pościel zdenerwował Tadeusza.
– Co? Znowu się zeszczałeś? – ostro zwrócił się do syna. – Widzisz, dałeś matce robotę. Ja bym ci nie zmieniał, to może… – Mężczyzna chciał powtórzyć argumentację żony, ale go powstrzymała.
– On już wie. I nie będzie już tego robił. Prawda? – zapytała syna z uśmiechem.
– Tak – odpowiedział Antek pospiesznie.
Chłopak połknął tabletkę i popił wodą.
Spał długo. Śniły mu się koszmary, ale gdy się obudził, niczego nie pamiętał. Spojrzał na zegarek i się przeraził. Było tuż przed dziesiątą i zanim dotrze do szkoły, przepadnie większość zajęć.
Wyskoczył z łóżka i w piżamie zbiegł po schodach do salonu. Rodzice oraz siostrzyczka jedli śniadanie. Rozmawiali i śmiali się, jakby zapomnieli, co się wydarzyło w nocy i żeby obudzić syna.
– O, śpiochu, w końcu wstałeś! – rozbawiona mama przywitała chłopca. – Czekaliśmy z jedzeniem, ale tak długo nie schodziłeś, że zaczęliśmy bez ciebie.
– No już, siadaj, bo zaraz kończymy – ojciec ponaglał.
– A szkoła? Nie ma czasu! – Antek miał jeszcze nadzieję, że zdąży choćby na część lekcji. Musieli się tylko pospieszyć.
– Dziś masz wolne – powiedział tato z uśmiechem, jakby przekazywał dobrą nowinę.
Chłopak nie był szczęśliwy z tego powodu. Lubił szkołę i bardzo zależało mu na zajęciach. Do tego przeczuwał, co kryje się za decyzją rodziców.
– No, rozchmurz się. Każdy by się ucieszył z wolnego – powiedział tato.
– Ale ja mam dziś ważne lekcje.
– Nie martw się. Będziesz miał nieobecność usprawiedliwioną.
– Wypiszecie mi zwolnienie? – zapytał z nadzieją.
– Nie, dostaniesz od doktora – odpowiedziała mama.
Przeczucie nie myliło chłopca. Właśnie tego się obawiał. Co jakiś czas rodzice prowadzili go do psychiatry, który miał mu pomóc z problemami, ale dla Antka wizyty u tego lekarza były gorsze od potworów przychodzących w nocy. Wielokrotnie skarżył się rodzicom na doktora Szretnera, ale to nic nie dawało.
Tłumaczyli, że doktor jest uznanym specjalistą, często występującym w telewizji, a jego metody pomogły wielu pacjentom. Stan hipnozy oraz środki farmakologiczne, które lekarz stosował w trakcie terapii, mogły wywoływać majaki u dzieci, ale to były tylko skutki uboczne, warte poświęcenia dla uzyskania efektów. Antek jednak niczego pozytywnego nie dostrzegał, ale był przecież tylko dzieckiem i nie musiał wszystkiego rozumieć. Dorośli lepiej wiedzieli, co jest dla niego dobre.
– A może pójdziemy do innego lekarza? – zapytał nieśmiało.
– Do jakiego?
– No, nie wiem, jakiegoś innego.
– Nie wiesz, czego chcesz, ale ciągle jesteś niezadowolony! – mama zareagowała nadspodziewanie ostro. Wstała od stołu i zaczęła sprzątać naczynia. – My się zaharowujemy, nie śpimy po nocach, ciągle coś. Ale żadnej wdzięczności, tylko pretensje.
– Przepraszam. – Antek próbował, ale nie powstrzymał płaczu. Kompletnie nie rozumiał, czym zawinił.
– O i teraz płacz. Dziecko, ile ty masz lat? Zastanów się! Taka beksa. Widzisz Kamilkę? – Mama wskazała siostrzyczkę jedzącą z apetytem i przyglądającą się z zaciekawieniem całej scenie. – Ona ma dwa lata, ale z nią nie ma żadnych problemów i prawie nigdy nie płacze.
– Widzisz, co narobiłeś? – zapytał ojciec, gdy mama wyszła do kuchni. – Zanim przyszedłeś, było wesoło. Śmialiśmy się. Myśleliśmy, że się ucieszysz, jak każde normalne dziecko, że nie pójdziesz do szkoły. Ale nie, musiałeś wszystko zepsuć. Cały czas coś ci się nie podoba.
– Przepraszam.
– I już, do jasnej cholery, nie becz!
Przychodnia mieściła się w odnowionej poniemieckiej kamienicy. Wnętrze było przestronne, nowocześnie urządzone.
Usiedli w poczekalni na wygodnej kanapie i czekali na swoją kolej.
Z jednego z gabinetów wyszedł starszy mężczyzna w fartuchu i gdy zobaczył czekającą rodzinę, od razu do niej podszedł. Wizyta Jankowskich wyraźnie go ucieszyła. Po przywitaniu dorosłych nachylił się do chłopca i zagadał.
– O! Mój ulubiony pacjent. Dawno cię nie widziałem i się stęskniłem.
Antka zmroziło. Doktor wydawał się jeszcze bardziej odrażający niż poprzednio.
Tymczasem recepcjonistka, stojąca za kontuarem, wyciągnęła z koperty kartę zdrowia i po krótkiej lekturze poprosiła do siebie rodzinę.
– Niestety państwa syn nie będzie mógł już być pacjentem profesora – powiedziała. – Bardzo mi przykro.
– Ale czemu? – zapytała wyraźnie zmartwiona Jankowska. – Co my teraz zrobimy?
– Pani Elu, profesor Szretner jest doskonałym psychiatrą, ale jego specjalnością są dużo mniejsze dzieci. – W tym momencie skierowała wzrok w stronę stojącego po drugiej stronie poczekalni lekarza, który wykrzywił twarz w uśmiechu, jakby oznajmiał, że niestety nic nie może poradzić. Wzruszył ramionami i odszedł do gabinetu.
Rodzice byli tą informacją wyraźnie zmartwieni, ale chłopcu spadł kamień z serca.
– Wiecie państwo, to powinno nastąpić już ze dwa lata temu, ale bardzo dobrze się panu profesorowi współpracowało z Antkiem, więc to odwlekaliśmy. Najwyższy czas, by syna przejęła doktor Leśniewska.
– Ale może…
– Pani Elu, bardzo dobrze państwa rozumiem, ale wszystko się kiedyś kończy. Po państwa telefonie doktor Leśniewska z profesorem Szretnerem wspólnie przeanalizowali ten przypadek i doszli do wniosku, że najwyższa już pora na zmianę terapii.
Po chwilowej euforii Antek znowu poczuł niepewność.
– O, pani doktor, proszę, to ten chłopiec – recepcjonistka zwróciła się do kogoś za plecami Jankowskich.
Cała trójka spojrzała w tamtą stronę. Antkowi ulżyło. Nowa lekarka w niczym nie przypominała Szretnera. Była dużo młodsza i ładniejsza. Gdy się z nim witała i na chwilę odwróciła wzrok od rodziców, kątem oka zauważył, jak mama z groźną miną szturchnęła ojca łokciem.
– Najpierw, zanim przyjmę Antka, chciałabym porozmawiać z jednym z państwa.
– To może ze mną – zaproponowała Jankowska.
– Oczywiście. Zapraszam.
Mama młodego pacjenta przebywała w gabinecie doktor Leśniewskiej wyjątkowo długo. Tato nerwowo zerkał na zegarek i powoli zaczął się niecierpliwić. Nerwy udzieliły się również Antkowi. Nie miał pojęcia, co o tym myśleć.
W końcu się doczekali i mama wyszła z gabinetu. Wydawała się smutna, ale pogodzona z tym, co usłyszała. Na nieme pytanie męża zadane uniesieniem brwi, odpowiedziała wzruszeniem ramion.
Chłopiec wychwycił wszystkie gesty, spojrzenia, smutne uśmiechy kącikami ust, ale nie umiał ich zinterpretować. Nie wiedział, czy są to pozytywne sygnały, czy raczej powinien się obawiać. Pocieszał się, że nic gorszego od tego, czego doświadczał podczas wizyt u doktora Szretnera, spotkać go nie może.
– No, Antoni, zapraszam.
Gdy znalazł się w gabinecie, podszedł do krzesła przy biurku lekarki, ale ta poprosiła, żeby usiadł na kanapie pod ścianą. Poczuł gulę w gardle, ale bez słowa posłuchał. Doktor Leśniewska postąpiła inaczej niż poprzednik. Nie usiadła obok, tylko naprzeciwko. Gula powoli ustępowała.
Lekarka przyglądała się chłopcu uważnie. Zawstydzony opuścił wzrok.
– Ile masz lat? – zapytała Leśniewska.
– Dziewięć – odpowiedział niepewnie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że doktor wie, w jakim jest wieku i wyczuwał podstęp.
– Dziewięć? A może osiem?
– Dziewięć – tym razem odpowiedział bardziej stanowczo.
– Jesteś pewien? Pytam, bo miałam wrażenie, że się wahasz.
– Dziewięć.
– Ale teraz nie o to pytałam. – Lekarka była nieprzyjemna. Zachowywała się inaczej niż przy rodzicach. – Zostawmy to. Jesteś jakiś taki mamejowaty, niepewny swego, przestraszony.
Do oczu chłopca zaczęły napływać łzy. Nie znał innych lekarzy poza tą przychodnią, ale czuł, że nie tak powinny wyglądać rozmowy z pacjentami. Leśniewska podeszła do biurka i wyjęła z pudełka kilka chusteczek higienicznych.
– No, już dobrze. Wytrzyj się – powiedziała oschle.
Antek wytarł łzy i jakoś się opanował.
– Przepraszam cię za mój ton i słowa. – Teraz kobieta uśmiechała się przyjaźnie. – To był taki mały test. Chciałam wiedzieć, jak bardzo jesteś wrażliwy i w jaki sposób reagujesz na niemiłe sytuacje. Czy agresją, czy właśnie wzruszeniem. Rozumiesz?
– Chyba tak.
– I znowu ta niepewność. – Lekarka pokręciła głową z dezaprobatą.
– Rozumiem – odpowiedział chłopiec z taką stanowczością, na jaką było go stać.
– O, właśnie! Taka odpowiedź mi się podoba.
Leśniewska znowu wstała, podeszła do biurka i zapaliła elektronicznego papierosa.
– Wierzysz w duchy? – zapytała ni z tego, ni z owego.
Chłopak zawahał się. Lekarka nie spuszczała z niego wzroku.
– Nie.
– Znowu ta niepewność! Co, zastanawiałeś się, jaka odpowiedź jest prawidłowa?
– Nie wierzę.
– To w takim razie, kto przychodzi do ciebie w nocy?
– Nie wiem.
– Może to tylko wytwory twojej wyobraźni?
Chłopak wzruszył ramionami.
– Wiesz, ja ci wierzę, że ktoś do ciebie przychodzi. Przyjmijmy nawet, że duchy. Dobrze?
– Dobrze.
– Jak myślisz, dorośli wierzą w duchy?
– Nie.
– Mylisz się. Wielu dorosłych wierzy. Na przykład ja.
– Tak?
– Oczywiście! Ale nie są to takie potwory, jak je opisujesz. W te twoje nikt nie uwierzy. I albo pomyśli, że zmyślasz, albo uzna, że coś jest nie tak z twoją głową.
– Już i tak wszyscy tak myślą.
– No, widzisz! Przyznajesz mi rację! Cieszę się, że doszliśmy do takiego samego wniosku. To w takim razie powiedz, jaki ma sens opowiadanie o tych wizytach?
– Mam nic nie mówić?
– Ależ nie! Oczywiście musisz mówić. Tylko nie każdemu!
– Mówię tylko mamie i tacie. No i pani.
– Nie opowiadałeś w szkole o swoich koszmarach?
Antek się zaczerwienił.
– Może mi się coś wymsknęło.
– Wymsknęło? A rodzice nie mówili, żeby trzymać gębę na kłódkę?
– Mówili.
– To czemu nie posłuchałeś?
– Posłuchałem, ale myślałem, że mogę powiedzieć pani psycholog. Bo to przecież jest taka pani doktor jak pani.
– Wiesz, jakie mogą być konsekwencje twojej paplaniny? Może zainteresować się tobą opieka społeczna albo policja. Uznają, że nie masz w domu prawidłowej opieki. I dojdą do wniosku, że zmyślasz albo stwierdzą, że masz kuku na muniu. Zabiorą cię do bidula lub umieszczą w szpitalu dla obłąkanych. Rozumiesz?
– Ale ja przecież niczego złego nie zrobiłem!
– Przyjmijmy, że te straszydła rzeczywiście istnieją i przenikają przez ściany. Coś im przeszkodzi, żeby przyjść do ciebie w sierocińcu albo wariatkowie? Nie, mój drogi, nic im nie przeszkodzi. I powiedz, czy wtedy będziesz bardziej bezpieczny? Rodzice nie przyjdą, nikt cię nie przytuli, nie zmieni pościeli. Będziesz sam. A jak nie będziesz dawał innym spokoju w nocy, to zobaczysz, że prawdziwymi potworami są ludzie. Rozumiesz?
Antek, przerażony wizją lekarki, nie był w stanie wydusić głosu. Skinął głową na potwierdzenie.
– To się cieszę, że rozumiesz. Ale dla pewności, dla twojego dobra, żebyś jednak nikomu nie opowiadał tych niestworzonych historii, zalecę rodzicom, żeby do czasu wyzdrowienia, nie posyłali cię więcej do szkoły.
– Ale jak to?
– Będziesz się uczył w domu. To tyle, możesz iść. Poproś jeszcze do mnie mamę.
Antek pożegnał się i wyszedł. Mama już czekała, więc minęli się w drzwiach. Chłopiec usiadł obok taty. Chciał opowiedzieć o wizycie, ale ojciec z zainteresowaniem przeglądał kolorowe magazyny, których, gdyby nie poczekalnie wszelkiego typu, nikt by nie kupował. Miał dobry humor, najwyraźniej dzięki jakiemuś artykułowi. W końcu odłożył pisemka, rozejrzał się po przychodni, jakby chciał przypomnieć sobie, gdzie jest i zapytał:
– I jak wizyta?
Chłopak wzruszył ramionami.
– Czemu nic nie mówisz? Spodobała ci się pani doktor? Miła jest, prawda?
– Jest jakaś dziwna.
– Jakaś dziwna? – Ojciec spochmurniał. – Co konkretnie masz na myśli?
– Mówiła takie rzeczy, że chyba lekarze nie powinni…
– Ale z ciebie mądrala. Ty nawet lepiej wiesz, co powinna mówić pani doktor. Nic ci się nie podoba.
– No, bo ona…
– Dobra już. Skończ. Siedź cicho!
Od tej pory aż do wyjścia mamy nie odezwali się ani słowem. Ojciec ponownie wziął jakąś gazetę i zaczął czytać o motocyklach.
W poczekalni nie było wielu pacjentów. Gdy ktoś się pojawił, zaraz został przyjęty w jednym z gabinetów. Wszystko odbywało się bardzo sprawnie.
Jankowscy bardzo sobie chwalili organizację pracy tej placówki, dlatego jak tłumaczyli wielokrotnie synowi, nie wyobrażali sobie, by ją zmienić. Opowiadali o tłumach w innych ośrodkach zdrowia, o bałaganie, odległych terminach przyjęć do specjalistów, o godzinach czekania pod drzwiami, o niekompetentnych i niemiłych lekarzach i dziwnych, często śmierdzących pacjentach. Antek, mimo tych opowieści potwierdzanych zresztą różnymi relacjami kolegów, wolałby korzystać z państwowej służby zdrowia.
Pobyt matki w gabinecie Leśniewskiej się przedłużał. Tato musiał być na to przygotowany, bo wyjątkowo nie wykazywał zniecierpliwienia. Antek domyślał się, że coś już zostało wcześniej między rodzicami dogadane w tej sprawie.
W końcu drzwi się otworzyły. Ojciec z synem żądni informacji poderwali się, ale ich zapał został szybko zgaszony.
– Nie teraz – usłyszeli.
W samochodzie rodzice wymieniali tylko krótkie zdania, drobne gesty, westchnienia. Ojciec po pierwszym pobycie żony w gabinecie Leśniewskiej, czegoś się dowiedział, ale na szczegóły musiał zaczekać.
Antek niepokoił się. Chciał wiedzieć, co ukrywają rodzice, ale bał się zapytać.
– Pani doktor przepisała ci nowe lekarstwo i powiedziała, że na pewno pomoże. – Mama z uśmiechem obróciła się do tyłu. – Cieszysz się?
– Tak.
– Tylko że tego lekarstwa nie ma w aptekach i trzeba zamówić. To potrwa kilka dni.
W domu mama oznajmiła, że później będą musieli poważnie porozmawiać.
Obawiając się najgorszego, chłopczyk nie mógł usiedzieć na miejscu. Nie wyobrażał sobie, co to mogłoby być. W końcu rodzice go zawołali.
– Co zrobiłem? – zapytał od razu po przekroczeniu progu salonu.
– Ty nic! Usiądź. Zaraz się wszystkiego dowiesz.
Chłopaka nie uspokoiły słowa taty. Rodzice długo się zbierali, ale w końcu mama się odezwała.
– Po pierwsze chcieliśmy cię przeprosić.
– Za co?
– Za to, że ci nie wierzyliśmy.
– Że w nocy przychodzą do mnie potwory? – Antek był zaskoczony. Tego się nie spodziewał.
– Nie o to chodzi. Pani doktor Leśniewska wytłumaczyła nam, co jest przyczyną twoich nocnych koszmarów.
– Tak? – Chłopak był zawiedziony.
– Chodzi o profesora Szretnera. Nie słuchaliśmy, gdy opowiadałeś, co ci robił, ale teraz wiemy, że nie kłamałeś. Policja prowadzi śledztwo i zbiera dowody przeciwko niemu.
– Aresztowali go?
– Jeszcze nie. Na razie to tajemnica. Chodzi o to, żeby się nie wywinął. Muszą zgromadzić wystarczająco dużo materiałów. Dlatego zostaliśmy poproszeni, abyś opowiedział o wszystkim, co ci robił. Teraz włączymy kamerę i nagramy twoje zeznanie.
– Ale ja się wstydzę. Nie chcę.
– A chcesz, by ten zboczeniec skrzywdził inne dzieci? Możesz je uratować. Nie ty powinieneś się wstydzić. Nic złego nie zrobiłeś. I lepiej, żebyś opowiedział o wszystkim w domu przy rodzicach, bo inaczej będziesz musiał to zrobić na policji przy obcych, a potem w sądzie przy świadkach. Wolisz tak?
– Nie.
– To dobrze. Ja zaraz włączę kamerę i z mamą będziemy zadawać ci pytania, a ty odpowiadaj szczerze. Im więcej szczegółów, tym lepiej.
Antek wrócił do swojego pokoju. Rozmowa kosztowała go dużo wstydu, ale otworzył się, opowiedział o wszystkim i w końcu został wysłuchany.
Tuż przed położeniem się do łóżka, przyszła mama.
– Jestem z ciebie taka dumna. Mam odważnego syna, prawdziwego bohatera!
Chłopczyk zasnął, trzymając mamę za rękę.
– Obudź się!
Antek rozpoznał głos, który wyrwał go ze snu. Stał nad nim upiór, ubrany w łachmany, z rozwichrzoną czupryną i nożem w ręku. Miał twarz Szretnera.
– Mamo!
– Cicho, szczeniaku!
Starzec zamknął dłonią usta chłopca, a drugą ręką przyłożył mu sztylet do gardła. Napawał się strachem, który dostrzegł w jego oczach. Powoli zdjął rękę z ust dziecka i, niczym magik, wyciągnął zza jego ucha monetę. Była to stara pięciozłotówka z rybakiem na rewersie.
– Orzeł, czy reszka?
– Orzeł – ledwo wydusił z siebie Antek.
Przybysz rzucił monetę, która spadła na poduszkę. Chłopiec próbował kątem oka dostrzec wynik, ale nie dał rady.
– To, co się wydarzyło w gabinecie, to tajemnica lekarska. A tajemnic się nie zdradza! Tym razem ci się poszczęściło, ale nigdy więcej o mnie nie opowiadaj. Bo inaczej przyjdę i zarżnę cię jak prosię. I każdego, komu coś o mnie wypaplesz. Rozumiesz?
Antek pokiwał głową, ale kiedy przestał czuć nóż na szyi, zeskoczył z łóżka i zawołał o pomoc. W tym momencie usłyszeli zbliżające się kroki. Szretner stanął obok drzwi i uniósł sztylet. Chłopak próbował ostrzec rodziców, ale było za późno. Mama z tatą wpadli do pokoju i zastali syna stojącego przy oknie.
– Za wami! – wydarł się chłopak. Ci gwałtownie obejrzeli się, szybko zapalili światło i najwyraźniej nie dostrzegli ani nie usłyszeli śmiejącego się potwora.
– Coś ci się znowu przyśniło?
– Nie widzicie? On tam stoi!
– Synku, kto znowu? Tu nikogo nie ma.
Szretner, zaśmiewając się, wyszedł przez drzwi. Na odchodnym rzucił tylko:
– Pamiętaj, więcej nikomu ani słowa o mnie, bo… – Pokazał nożem gest podrzynania gardła.
Minęło kilka miesięcy od wizyty w gabinecie doktor Leśniewskiej. Przepisane zastrzyki, które rodzice aplikowali na noc, okazały się bardzo skuteczne. Antek stał się spokojny, wręcz otępiały. To było uboczne działanie przyjmowanych lekarstw, ale przynajmniej skończyły się koszmary.
Na początku nowej kuracji przy zasypianiu towarzyszyła mu mama. Z czasem to przestało być konieczne.
Nie chodził do szkoły i nie dostał promocji do następnej klasy. By wrócić do nauki, nawet jeśli miałaby się odbywać w warunkach domowych, terapia musiała być zmieniona. Doktor Leśniewska przepisała inne lekarstwa o słabszym działaniu i zaleciła, by zastrzyki stosować tylko w sytuacjach doraźnych, gdyby nastąpił gwałtowny nawrót choroby.
Powoli Antek dochodził do równowagi. Spał spokojnie, otępienie zaczęło ustępować.
Pewnego dnia sytuacja była na tyle opanowana, że rodzice skorzystali z zaproszenia znajomych i pierwszy raz od wielu miesięcy wyszli z domu na całą noc. Zawieźli Kamilkę do dziadków, a do opieki nad Antkiem wynajęli opiekunkę. Ewa mieszkała na tym samym osiedlu i była im doskonale znana.
Dziewczyna szybko nawiązała dobry kontakt z podopiecznym. Była od niego starsza zaledwie kilka lat. Antek chodził do jednej klasy z jej bratem. Był zachwycony – z nikim jeszcze nigdy tak dobrze mu się nie rozmawiało.
– Masz dziewczynę? – zapytała Ewa.
– Nie – odpowiedział, rumieniąc się.
– Niemożliwe! Mówię ci, na pewno niejedna laska umówiłaby się z tobą na randkę. Ale, jak siedzisz w domu, to nikogo nie poznasz.
– Lubię szkołę! – Chłopak wzruszył ramionami. – Wcale nie chcę tu siedzieć cały czas.
– To w czym problem? Brat mi mówił, że przestałeś chodzić do szkoły, bo zabrali cię do wariatkowa.
– Nieprawda! Nigdzie mnie nie zabrali. Po wakacjach wrócę do szkoły – skłamał.
Dziewczyna spojrzała na zegarek.
– Musisz już iść spać. Miałam przypilnować, byś wziął tabletkę.
– A możemy trochę później? Ja jeszcze nie chcę.
– Ale…
– Nie powiem mamie, słowo.
Opiekunka zastanowiła się chwilę. Było jej na rękę, by podopieczny zasnął, ale z drugiej strony zrobiło jej się go żal.
– Powiem ci coś, ale obiecaj, że mnie nie wydasz.
– Obiecuję.
– Umówiłam się z chłopakiem. Niedługo tu będzie.
– Jak przyjdzie, to wezmę tabletkę i pójdę do łóżka. Proszę.
– Słowo?
– Słowo.
– No, dobra. To powiedz, czemu starzy nie wypuszczają cię z domu?
Antek zawahał się. Tyle razy obiecywał, że nie będzie więcej opowiadał o potworach z szafy, ale Ewa była wyjątkową osobą, pierwszą, z którą tak dobrze mu się rozmawiało. Gdyby nie różnica wieku…
Sebastian okazał się również świetnym kompanem. Nikt już nie pamiętał o tabletce, a Antkowi rozwiązał się język.
– To gdzie stoi ta szafa? – dociekał Sebastian.
– W moim pokoju.
– Idziemy.
– Może nie, już nie mam koszmarów.
– Daj spokój, chyba nie wierzysz w duchy? Jak mówisz, że ktoś stamtąd wychodził, to muszą być drzwi.
Chłopak Ewy obejrzał szafę ze wszystkich stron. Zajrzał do środka, postukał w tylną ścianę.
Antek poczuł się nieswojo. Wróciły emocje, o których już zapomniał. Na wszelki wypadek połknął tabletkę.
– Widzisz, nic tam nie ma – powiedział, mając nadzieję, że Sebastian da za wygraną i odstąpi od badania sprawy.
Gość zignorował te słowa i tylko rzucił:
– Ale klump! Pomóżcie! – Nie czekając, zaparł się, by przesunąć mebel. Po chwili cała trójka zobaczyła dziurę w ścianie wielkości drzwi. Sebastian odwrócił się i triumfalnie zawołał – Voilà! Kto pierwszy? No, dobra, ja.
Włączył latarkę w komórce i przekroczył próg. Ewa podążyła za nim.
Antek został. Czuł się coraz gorzej, wokół wszystko wirowało i zebrało mu się na wymioty. Panikował. Podszedł do nocnej szafki, w której trzymali zastrzyki. Rozerwał opakowanie i zaaplikował sobie dawkę lekarstwa. Zanim zasnął, usłyszał jeszcze przeraźliwy krzyk Ewy.
Było koło południa, gdy się obudził. Leżał w sypialni rodziców. Szybko przypomniał sobie wydarzenia z wieczora. Nie minęła chwila, a przy łóżku pojawili się rodzice.
– W końcu! – Mama przytuliła przerażone dziecko i obdarzyła je gradem pocałunków.
– Co z Ewą?
– Nie ma jej, nie bój się – tato uspokajał.
– Ale nic jej się nie stało?
– Synku, ważne, że tobie nic nie jest. A nią niech się martwi policja.
– Tato, ale dlaczego? Ona…
– Już dobrze. Uspokój się, jesteś bezpieczny.
– Nie rozumiem. Co się stało? – Antek był zdezorientowany.
– Odpoczywaj. Jest u nas policja. Pan inspektor będzie chciał z tobą porozmawiać.
Tato w kilku słowach powiedział, co się wydarzyło.
Po powrocie do domu rodzice zastali nieprzytomnego Antka, leżącego na podłodze. Wezwany lekarz stwierdził, że chłopak został nafaszerowany lekami uspokajającymi, ale jego zdrowiu nic nie groziło. Opiekunka zaginęła, a mieszkanie zostało ogołocone z kosztowności. Od tego czasu minęły dwie doby.
Chłopaka dręczyła myśl, że to wszystko przez niego. Przecież potwór ostrzegał, by niczego nie mówić. On jednak nie mógł się powstrzymać i opowiedział o wszystkim Ewie i Sebastianowi, a teraz oni prawdopodobnie nie żyją. Czy ma znowu popełnić ten błąd i narazić innych? Ale przecież miał milczeć tylko o Szretnerze! Nie musi o nim wspominać.
Wkrótce odbyło się przesłuchanie. W pierwszej chwili informacja, że poza opiekunką w domu pojawił się również jej chłopak, wszystkich zaskoczyła, bo nie znaleziono żadnych śladów obecności trzeciej osoby, ale jednocześnie wiele wyjaśniała. Ewa była grzeczną, miłą dziewczyną, córką znajomych sąsiadów z osiedla. Widocznie została omamiona przez starszego chłopaka, namówiona do kradzieży i wspólnej ucieczki.
Natomiast słowa o szafie i ukrytym przejściu tylko zdenerwowały rodziców. Ojciec próbował tłumaczyć, że to są tylko rojenia leczonego psychiatrycznie dziecka, ale policjanta nie przekonał. Protesty nic nie dały i wszyscy udali się na górę.
– Chodzi o tę szafę? – zapytał inspektor.
– Tak, ale…
– Proszę ją odsunąć.
Ojciec zaparł się, ale nie dał rady ruszyć mebla. Policjant pomógł i po chwili wszyscy zobaczyli zgromadzone przez lata śmieci i pajęczyny, które wraz z kolorem farby, nie tak wyblakłym, jak w innych miejscach, świadczyły, że szafa stała w tym miejscu nieruszana od lat.
Antkowi zakręciło się w głowie i gdyby nie szybka reakcja taty, upadłby bezwładnie, uderzając głową o kant łóżka.
* * *
– Pobierzmy się.
Siedział przy stole i wpatrywał się w kanapkę, na którą nie miał ochoty.
– Oświadczasz się? – Marzena zapytała, nie przerywając malowania paznokci u nóg.
– Tak.
– Z czego będziemy żyć?
– Z tego, co teraz – odpowiedział beznamiętnie.
– Z pokazywania przeze mnie cycków i dupy w Internecie?
– Ja przecież też pracuję.
– Kochanie, to twoje stróżowanie po nocach to nie praca, tylko hobby. Pieniędzy z tego nie wystarczy nawet na czynsz. A jak wyjdę za mąż, to nie będę chciała robić tego, co teraz. Tobie, mam nadzieję, też to by nie odpowiadało.
Antek wzruszył ramionami. Teraz też to mu nie odpowiadało, ale takie jest życie.
– Najpierw weź się za siebie, znajdź porządną pracę, zarób trochę pieniędzy, stwórz perspektywę, a potem proponuj dziewczynie ślub. Kup pierścionek, zadbaj o nastrój, klęknij czy coś, a nie gapiąc się w niedopitą herbatę, wyskakujesz z taką propozycją. I już, kończ śniadanie. Zaraz przychodzi Tomek.
– Nie mam ochoty jeść.
– Musisz. Ile ty ważysz? A i jeszcze, oddzwoń w końcu do matki. Nie daje już mi żyć.
– Dzwoniła do ciebie? – Antka zdenerwowała ta wiadomość. – I czego chciała?
– Tego, co zwykle. Żebyś do niej zadzwonił. I mówiła jeszcze, że jesteś niewdzięcznym skurwysynem. Tyle lat ciebie utrzymywali, karmili, ubierali, stracili majątek na twoje leczenie, a ty nawet nie odbierasz telefonu. I kiedy oni na starość potrzebują pomocy, to ty się wypinasz.
– Naprawdę tak mówiła?
– Trochę sparafrazowałam. No, ale mniej więcej o to chodziło. Mógłbyś się trochę odwdzięczyć za lata starań.
– Lata starań? Przecież ci opowiadałem, jak to wyglądało! Majątek na moje leczenie? Prowadzili mnie do wariatów i psycholi, jeszcze większych niż sam byłem. A potem tułałem się po jakichś ośrodkach, gdzie robili na mnie eksperymenty, pranie mózgu. Wymazali mi kilka lat życia. I starzy nigdy tam mnie nie odwiedzali. Przez lata! A teraz ja mam im pomóc? W czym?
– Nie wiem. Zadzwoń. Oni też swoje przeżyli.
– Nie wierzę, że to mówisz. Opowiadałem ci przecież.
– Kochanie, zapomnij już o tym. Wiem, opowiadałeś, ale te twoje opowieści są jakieś…
– No, jakie?
– Trudno w nie uwierzyć. No, na przykład, że lekarka mówiła, byś zamknął gębę na kłódkę, albo żeby…
– Nie wierzysz mi? Ja tak to zapamiętałem.
– Właśnie, tak to zapamiętałeś. Jeździsz codziennie po całym Wrocławiu i szukasz szkoły, do której chodziłeś. Znalazłeś ją już?
– Nie. – Antek zaczął rozumieć, do czego zmierza ta rozmowa.
– Byłeś molestowany przez lekarza. To przecież nie ich wina. Przeżyłeś traumę. Ale wyszedłeś z tego. Może czas już pogodzić się ze starymi i zrobić krok naprzód.
– Co ty mówisz? Jak to wyszedłem? Przecież jestem wrakiem człowieka!
– Myślisz, że tego nie widzę? Jesteś wrakiem, niech ci będzie. To myślisz, że w takim stanie rozsądnie jest proponować dziewczynie małżeństwo?
– Ale może to byłby ten krok naprzód?
– Kocham cię, ale ogarnij się najpierw. Uporządkuj swoje życie. Zapomnij o przeszłości, pogódź się ze starymi póki czas, bo potem będziesz żałował. A na koniec jeszcze cię wydziedziczą.
– Weź przestań. Póki czas? Oni są przed sześćdziesiątką.
– Ojciec podobno ledwo dycha podłączony do aparatury. Nie zostało mu wiele czasu.
– Tak powiedziała? Wydziedziczą? Ha, ha, ha. Z czego?
– Ta willa na Karłowicach warta jest pewnie kilka baniek.
– A niech mnie wydziedziczą! Mam to w dupie. Willa! I tak nie miałbym zamiaru tam mieszkać.
– Po co mieszkać? Można sprzedać. Nie mówię teraz, ale za dwadzieścia lat, może trochę więcej. Miałbyś jakieś zabezpieczenie.
– Nie dbam o to, nie potrzebuję ich majątku.
– No i sam widzisz, nie dbasz o to. Ja też nie lecę na majątek po twoich starych, nie myśl sobie, ale jak z takim podejściem chcesz zapewnić byt rodzinie? Nie dbasz o to, za co będziesz żył, gdzie mieszkał, jakie warunki stworzysz dzieciom?
– Ja tylko zapytałem, czy za mnie wyjdziesz, a ty o majątku po starych, o dzieciach i przyszłości?
Marzena nic nie odpowiedziała, tylko patrzyła, jak powoli dociera do Antka, co przed chwilą od niego usłyszała. Nie nadawał się na męża i sam to musiał przyznać.
Ciszę przerwał dzwonek przy drzwiach.
– Już jest. Otworzysz? – zapytała.
– Denerwuje mnie.
– Co?
– Nie „co” tylko „kto”. A jak myślisz? Tomek.
– Pracujemy razem. Mam ci to znowu tłumaczyć? No, już, otwórz mu i się zwijaj.
Antek podszedł do drzwi i wpuścił informatyka, jak lubił o sobie mówić kamerzysta Marzeny.
– Cześć.
– Cześć, właź.
– A ty, co taki wymięty? Chłopie, wyśpij się w końcu, bo się wykończysz.
Tomek wtaszczył sprzęt i się rozejrzał.
– Zaraz zaczynamy, a tu macie jeszcze burdel. Antek, pomożesz?
– Spieszę się, kończę śniadanie i wychodzę. Radźcie sobie sami.
– Śniadanie o czternastej?
– A co cię to gówno obchodzi?
– Co on dziś taki drażliwy? – zapytał kamerzysta.
– Nieważne – dziewczyna ucięła temat.
W czasie, gdy Tomek z Marzeną zamieniali pokój w kawalerce w studio filmowe, Antek kończył śniadanie, zjadł kanapki, dopił herbatę i przysłuchiwał się rozmowie.
– Musimy coś zmienić.
– Co? Inaczej poduszki położyć? – Marzena się rozejrzała.
– Tak ogólnie, biznes siada. Od wczoraj kolejni subskrybenci zrezygnowali. A nowych brak.
– Znajdą się. Może trzeba jakąś akcję marketingową przeprowadzić.
– A ty myślisz, że co ja przez cały czas robię?
– To co proponujesz?
– Nie mam pojęcia, ale dłużej tak nie pociągniemy. Może trzeba by zmienić otoczenie. To się opatrzyło. I wiesz, musimy coś dodać do oferty. Ostrzejszy kontent by się przydał, nowe zabawki, może kogoś dołączyć do ekipy. Mogę się rozejrzeć za jakąś młodszą dziewczyną.
– Na razie zostaje, jak jest. Pomyślimy później.
Gdy skończyli przygotowania, Marzena zwróciła się do Antka.
– Kochanie, zmykaj, musimy pracować.
– Pa.
– Pa, widzimy się jutro rano. – Dziewczyna niemalże wypchnęła chłopaka za drzwi.
– Wiesz, ja może zobaczę cię wcześniej.
– Nie żartuj, nie stać cię na abonament. Idź już.
Jak co dzień wsiadł do starej fiesty i ruszył przed siebie. Trochę krążył po ulicach zatłoczonej stolicy Dolnego Śląska, by kolejny raz złamać swoje powtarzane od miesięcy postanowienie. Obiecywał sobie, że z tym skończy, ale nie miał pomysłu na lepsze spędzenie czasu.
Pojechał na osiedle Karłowice, zatrzymał się na ulicy, przy którym stał dom rodziców. Z oddalenia, by pozostać niezauważonym, wpatrywał się w ceglaną fasadę budynku. Potrafił w ten sposób spędzić nawet kilka godzin.
Wysoki płot otaczał dużą, jak na tę dzielnicę, posiadłość z pokaźnymi drzewami i zabudowaniami gospodarczymi. Po jego wyjeździe rodzice dokupili działkę obok. Byli właściciele nabytej parceli nie dali rady udźwignąć finansowo budowy domu w miejscu rozsypującej się poniemieckiej rudery.
Nagle dotarło do niego z całą mocą coś, o czym doskonale wiedział, ale nie uświadamiał sobie tego w pełni – rodzice byli bogaci. Będąc dzieckiem, nie zauważał tego. Ich finansowy status był czymś naturalnym.
Matka była księgową w jednej ze spółdzielni mieszkaniowych, ojciec mało ważnym kierownikiem w jakieś spółce miejskiej. Skąd mieli pieniądze na jego leczenie w prywatnych klinikach w Szwajcarii, w której spędził kilka lat?
Wrócił do Polski jako dorosły mężczyzna, ale nie był przekonany, że został wyleczony. Czuł się pusty w środku, co prawda wyzuty z lęków, ale przy okazji wymazali mu przeszłość, zostawiając jedynie strzępy pamięci.
Codziennie jeździł ulicami Psiego Pola, szukając straconych wspomnień. Wjeżdżał w blokowiska osiedli, stawał pod szkołą, której budynek wydawał się kompletnie obcy, pętał się po skwerach i parkach. Żadnych znajomych miejsc! Przecież musiał jako dziecko gdzieś na którymś z podwórek spotykać się z kolegami przy trzepaku.
W jego przypadku pranie mózgu nie było tylko metaforą. Miał wrażenie, że właśnie to mu zrobiono.
Po kilku godzinach zapalił silnik. Zostało mu jeszcze jedno miejsce, które zapamiętał z dzieciństwa i którego od miesięcy bezskutecznie szukał. Rodzice często go tam zabierali. Wjeżdżali w ulicę Traugutta od strony placu Wróblewskiego i po minięciu szpitala Marciniaka skręcali w prawo, potem jeszcze jeden skręt i byli pod przychodnią, przy jednej z kamienic Trójkąta Bermudzkiego.
Zmarnował zbyt dużo czasu, tkwiąc na Karłowicach, ale przed pracą chciał, by choć spróbować powtórzyć trasę sprzed lat. Minął budynki po zlikwidowanym szpitalu, skręcił w prawo. „A może powinna to być przecznica dalej?” Zatrzymał się, by to przemyśleć, choć nieraz już szukał i przecznicę dalej i dalej, i wcześniej, i wcześniej. Już miał zrezygnowany odjechać, gdy tuż przed maską przeszedł starszy mężczyzna. Oblał go zimny pot.
To nie mógł być on!
A jednak! Tej twarzy i sylwetki nigdy nie zapomni.
Antek wysiadł z samochodu i podszedł do drzwi, za którymi zniknął Szretner. W końcu odnalazł jedno z wielu tak usilnie od miesięcy poszukiwanych miejsc.
Długo trwało, zanim odtajał. Wrócił do fiesty i pojechał do pracy.
Od dawna już nic tak bardzo nie wstrząsnęło nim, jak widok psychiatry. Czy mógł się spodziewać, że jego oprawca będzie gnił w więzieniu do końca życia? Nie myślał wcześniej o tym, ale chyba wyobrażał sobie, że ten gwałciciel został wyeliminowany ze społeczeństwa raz na zawsze. Minęło już dość dużo czasu, kilkanaście lat od aresztowania, więc faktycznie mógł wyjść na wolność, ale chyba nie wrócił do byłej pracy? A może po prostu leczył się w tej przychodni? Mało prawdopodobne, ale czy niemożliwe? I czy to w ogóle był Szretner? Musiało mu się coś przywidzieć.
Na ekranach monitoringu obraz się nie zmieniał. Jedna z przemysłowych kamer rejestrowała tylko ruch gałęzi szarpanej przez wiatr, inna została zafajdana przez gołębia. Antek wstał, zabrał pęk kluczy, latarkę i wyszedł na obchód.
Przeszedł wzdłuż okalającego chroniony teren muru, zabezpieczonego dodatkowo drutem kolczastym. Po drodze odnalazł zabrudzoną kamerę i ją wyczyścił. Jego zmiennicy skończyliby na tym i wróciliby do drzemki w stróżówce. On jednak lubił zajrzeć jeszcze do starych poprzemysłowych zabudowań. Nie musiał tego robić. Nie było żadnych oznak, by ktoś wdarł się na pilnowany teren.
Lata temu zakłady produkujące wózki widłowe zostały opuszczone jakby w wyniku śmiertelnej epidemii. W halach zostały stare maszyny, które najwidoczniej do niczego się już nie nadawały oraz niedokończone towary. W pomieszczeniach biurowych poza warstwą kurzu nic się nie zmieniło. Na biurkach stały monitory komputerów, leżały papiery z notatkami, długopisy, zszywacze i inne akcesoria. W gabinetach konstruktorów walały się płachty papierów z projektami nowych wyrobów, a szafy w każdym dziale były pełne segregatorów.
Tej nocy nie ograniczył się tylko do obejścia kolejny już raz wszystkich zabudowań, pomieszczeń biurowych i socjalnych, toalet i gabinetów kierowników. Całą wędrówkę sfilmował.
– I co myślicie? – Antek pokazał nagrany w nocy film.
– Jakiś pomysł to jest. – Tomek się wahał. – To by się może nadawało na scenerię jakiegoś horroru. Ale, rozumiesz, my nie kręcimy fabuły. Marzena, co ty na to?
– Mam się rozbierać w takim syfie? W życiu!
– Syf nie jest problemem. Można tam tak po prostu wejść? Nikt nas nie pogoni? A twoi zmiennicy?
– Nikt się tym nie przejmuje. To popeerelowska fabryka. Zbankrutowała w latach dziewięćdziesiątych. Amerykanie za grosze kupili ten teren ze wszystkimi zabudowaniami. Najpierw trochę pomieszczeń zajmowali mali hurtownicy, warsztaty samochodowe, zakład stolarski i takie tam. Kolejny inwestor, który miał plan zbudowania biurowców, wyrzucił całą tę drobnicę i zanim cokolwiek zrobił, przyszedł kryzys na nieruchomościach i projekt padł. Od tamtej pory nic się tam nie dzieje. Właściciel, jakiś fundusz z USA, chyba czeka na lepsze czasy. Wiecie, po drodze ta pandemia. Teren otoczony płotem, budynki zamknięte. Wszystko zabezpieczone. Ochrona, poza mną tam nie zagląda. Nie ma po co.
– Gdzie to dokładnie jest?
– Przy Grabiszyńskiej.
– Tam, gdzie Zajezdnia?
– Po drugiej stronie i w głębi, bliżej torów.
– Okolice Hutmenu?
– Mniej więcej.
– No dobra, przemyślimy. Jakaś opcja to jest. Do rozważenia. A teraz wybacz, robota czeka.
Marzena odprowadziła Antka do drzwi.
– To do jutra.
– Pa.
Chciał zamknąć za sobą drzwi, ale dziewczyna go powstrzymała.
– Dziękuję – powiedziała.
– Za co?
– Starasz się. Zależy ci.
– Po prostu słyszałem, jak wczoraj mówiliście, że przydałoby się coś zmienić, na przykład scenerię. Dla waszego show.
– Domyśliłam się.
Chłopak wsiadł do samochodu i przez moment rozważał, gdzie jechać. Kusiło go, by do Trójkąta, ale w końcu zdecydował się na Karłowice. Jeśli Szretner pracuje w przychodni, to pewnie pojawi się o tej samej porze, co dzień wcześniej. Miał więc kilka godzin.
Tym razem zatrzymał auto kilka numerów dalej. Za każdym razem stawał w innym miejscu, by nie rzucać się w oczy okolicznym mieszkańcom. Z obecnego położenia ledwo dostrzegał fragment dachu rodzinnego domu.
„Muszę z tym skończyć” – obiecywał sobie za każdym razem, gdy tu przyjeżdżał. „Dobra, to ostatni raz” – postanowił. Musi się w końcu ogarnąć. Pierwszy krok już zrobił. Zaangażował się w sprawy swojej dziewczyny i został doceniony.
Sięgnął do kluczyka w stacyjce, ale zanim go przekręcił, zadzwonił telefon.
– Słucham.
– W końcu odebrałeś! – usłyszał uradowany głos matki. Był tak zaaferowany, że nie spojrzał, kto dzwoni.
– A, to ty, cześć.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
– Trochę jestem zajęty.
– Tak? A co robisz?
– Jadę do pracy, ale spokojnie, teraz parkuję.
– Może wpadłbyś do domu?
– Na pewno, jak tylko znajdę chwilę, wiesz, dużo się dzieje, praca, to nie osiem godzin, jak u innych i często w nocy, a potem odsypiam i inne sprawy, chcemy z dziewczyną rozkręcić jakiś biznes. Jak tylko będę miał więcej wolnego, może w przyszłym miesiącu, to się odezwę i się umówimy.
– A może wstąpisz teraz?
– No, nie bardzo. Wiesz, trochę się spieszę. Praca, rozumiesz?
– Nie za bardzo. Spójrz w lewo.
Obrócił głowę. Na chodniku po drugiej stronie ulicy stała matka i się w niego wpatrywała.
– Muszę jechać. Przejeżdżałem tędy i zatrzymałem się tylko na chwilę. Musiałem coś sprawdzić w komórce i już miałem ruszyć, ale zadzwoniłaś…
– Stoisz tu od godziny. Długo sprawdzałeś to coś w komórce.
– Od godziny? Niemożliwe. Coś ci się pomyliło.
– Możliwe. Robisz to od kilku miesięcy. Po co to robisz? Co sprawdzasz? Łapiesz tu Wi-Fi?
Matka zakończyła rozmowę i schowała telefon do torebki. Patrzyli na siebie przez chwilę. Antek w końcu też opuścił rękę. Nabrał powietrza i wysiadł z samochodu.
– To chodźmy – powiedział.
Zanim ruszyli, matka objęła syna. Chłopak stał sztywno, ale po chwili poddał się wzruszeniu. Obojgu poleciały łzy. Antek nie pamiętał, kiedy ostatni raz płakał. Kiedyś często to robił, najwięcej w tym domu, do którego za chwilę mieli wejść.
– Ojciec się ucieszy.
– A jak się czuje? Podobno choruje.
– Zostało mu niewiele czasu, najwyżej rok, może dwa. Leży, nie mówi, ale wszystko rozumie, jest w pełni świadomy.
Po pierwszej wizycie zaczął regularnie odwiedzać dom rodzinny. Początki były pełne wyważonej czułości i umiarkowanego zainteresowania wzajemną przeszłością, tak jak to bywa w przypadku dobrych znajomych, którzy długo się nie widzieli. Potem losy Antka zeszły na plan dalszy, a głównym tematem stały się problemy rodziców. Jak im było ciężko, jak tęsknili za synem, ile się nacierpieli, gdy odeszła Kamilka, i te ciągłe kłopoty ze zdrowiem. Bo to nie tylko teraz z ojcem było źle, ale i matka ledwo wyszła z raka. A pomocy znikąd. Liczyli na powrót syna, ale on unikał kontaktu, i już stracili nadzieję, że będą mieli kogoś, kto ich wesprze na starość. I Antek musiał wiedzieć, że byli bardzo, ale to bardzo zawiedzeni, że gdy ich spotkała taka tragedia, to nawet nie przyjechał na pogrzeb siostry.
Antek słuchał cierpliwie wszystkich narzekań, ciągle przemycanych złośliwości i pretensji. Przychodził codziennie, powoli przejmował obowiązki opieki nad ojcem. Postanowił, że z tym skończy, uwolni się od tego toksycznego związku, jak tylko wywiąże się z obietnicy.
Matka wykupiła wczasy na Karaibach, należały jej się, bo była wykończona, ale zaufana pielęgniarka nie mogła od razu podjąć się opieki. Próbowała kogoś wynająć, ale to nie takie proste i wtedy pomyślała o synu. Od czego jest rodzina?
– Mamo, ale ja przecież pracuję.
– Co to za praca? Weź urlop. Jak nie możesz płatny, to weź bezpłatny. Zwrócę ci za te parę dni.
– Przecież wiesz, że nie chodzi o pieniądze.
– A co? Kariera ciecia ci się posypie? – Antek nie dał po sobie poznać, ale zdziwiło go, że matka wie o jego pracy.
Antek spakował plecak. Trochę ubrań na zmianę, dezodorant i szczoteczkę do zębów. Nie miał nawet maszynki do golenia. Używał damskiej, tej pożyczonej od Marzeny. Był zaskoczony, jak niewiele posiadał.
– Jesteś pewien?
– Czego?
– Że to dobry pomysł. Jeszcze kilka dni temu nie odbierałeś telefonów od rodziców, a teraz wprowadzasz się do nich.
– Tylko na parę dni.
– A nie możesz ich po prostu odwiedzać w dzień, a na noc wracać do domu?
– Ojciec wymaga całodobowej opieki. Tłumaczyłem ci. I sama mi radziłaś, żebym się do nich zbliżył.
– Tak, wiem, ale nie wydaje ci się, że chcą cię wykorzystać? Ledwo nawiązaliście kontakt, a już masz robić za całodobową pielęgniarkę, gdy matka jedzie sobie na wczasy.
– Przestań! Należą jej się. Od czterech lat nigdzie się nie ruszała. Wynajęła kobietę do opieki, ale tamtej coś wypadło i będzie mogła przyjść od drugiego tygodnia. Chciała poszukać zastępstwo, ale sam jej zaproponowałem, że zajmę się ojcem. Pokazała mi wszystko. Dam radę i nie martw się. Szybko zleci.
– A ten dom?
– Och, bałem się, że lęki wrócą, ale już go sobie oswoiłem. Spoko. Buzi.
– Pa! I dawaj codziennie znać o sobie.
– W kontakcie. Pa.
Choć uspokajał partnerkę, to sam miał wątpliwości.
Pierwszy dzień, gdy zostali z ojcem sami, przebiegł spokojnie. Nic się nie działo. Matka zaproponowała Antkowi jego dawny pokój, ale odmówił. Zamieszkał w gościnnym.
Całą noc nie spał. Wiedział, że kiedyś to nastąpi – wróci do rodzinnego domu i starał się do tego przygotować. Dlatego w pracy chętnie brał nocne zmiany i szwendał się po opuszczonych budynkach, zaglądał we wszystkie możliwe zakamarki, chodził ciemnymi korytarzami do opuszczonych pomieszczeń biurowych i piwnic. Wtedy strachu nie czuł. Widocznie został z niego wyleczony. Czemu teraz nie mógł zasnąć? Czy przez niepokój, bo był w domu, w którym spędził upiorne dzieciństwo, czy kompletnie rozregulował zegar biologiczny?
Rano nakarmił ojca, opróżnił worek stomijny, podał leki, pomógł wykonać ćwiczenia. Potem w kuchni zjadł śniadanie, pokręcił się bez sensu po podwórku, zrobił zakupy. I jakoś zleciało do południa.
Zmęczony nocnym czuwaniem i poranną nudą, zostawił ojca z pilotem do telewizora i poszedł się zdrzemnąć.
Obudziły go hałasy, których się nie spodziewał. Był nimi zaskoczony i rozbawiony. Uśmiechnął się w duchu. Ojciec najwyraźniej oglądał jakiś program erotyczny. Nie chciał mu przeszkadzać ani zawstydzać, ale był ciekawy, co ten stary, stojący nad grobem człowiek wybrał. Zakradł się, a to, co zobaczył, wytrąciło go z równowagi. Wyrwał pilota ze schorowanej ręki i przełączył na program telewizyjny.
Ojciec nie wydawał się zawstydzony. Wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie poirytowanego. Zacharczał, domagając się zwrotu pilota. Antek nie wiedział, co powiedzieć, wybiegł z sypialni rodziców i zadzwonił do matki.
– Coś się stało?
– Wiesz, na czym przyłapałem ojca?
– Na czym?
– Oglądał program dla dorosłych.
– Ha, ha, ha. Jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś, on jest dorosły – matka była wyraźnie rozbawiona. – Ale nie wiedziałam, że jesteś taki pruderyjny. Mieszkasz z dziewczyną i chyba wiesz, jak zarabia. Nie bądź hipokrytą.
– Ale on wszedł na płatną stronę z…
– Daj już spokój. Pozwól mu. Myślisz, że nie wiem, że on sam dałby radę w takim stanie cokolwiek znaleźć w Internecie, wykupić abonament i tak dalej? Ja to mu zorganizowałam.
– Ale…
– Zostało mu naprawdę niewiele czasu. Niech jeszcze ma coś z życia.
– Nie o to chodzi, ale…
– Koniec. Nie będziemy o tym rozmawiać. Wydoroślej w końcu.
– Ale to jest popierdolone!
– Nie przeklinaj przy mnie! Uspokój się! Wytrzymaj jeszcze te parę dni.
Matka przerwała rozmowę.
Antek był wściekły, próbował sobie tłumaczyć, że może to nic takiego. „To jest chore, to jest po prostu chore” – powtarzał w kółko, chodząc nerwowo po pokoju.
Potrzebował porozmawiać z Marzeną. Zaczekał, aż dziewczyna zrobi sobie przerwę, i zadzwonił.
– Hej!
– Co tam, kochanie? Nie możemy długo rozmawiać, zaraz zaczynam, a chciałabym coś zjeść. Wszystko w porządku?
– Kojarzysz takiego użytkownika DILF? – chłopak od razu przeszedł do rzeczy.
– Tak, a co?
– Możesz sprawdzić, kiedy się zarejestrował?
– Skarbie, mogę, ale, po co chcesz to wiedzieć? Naprawdę mam teraz mało czasu.
– To ważne! Proszę.
– Dobra, poczekaj. – Po chwili Marzena odezwała się: – Piętnastego listopada.
– OK, to teraz zobacz, kiedy pierwszy raz zadzwoniła do ciebie moja matka.
– Kochanie, dobrze się czujesz?
– Proszę!
– No już, sprawdzę. Oddzwonię za chwilę.
Nie minęła minuta i Antek odebrał połączenie.
– Szesnastego listopada. Może to przypadek.
– Gówno przypadek. Wiesz, jakim nickiem posługuje się mój ojciec?
– DILF?
Cały trząsł się z nerwów. Żałował tego zbliżenia z rodzicami. Trzeba było trzymać się od nich z daleka. Matka za dużo o nim wiedziała. Postanowił, że jak tylko minie jeszcze te pięć dni, kiedy zamówiona pielęgniarka przejmie obowiązki, to ostatecznie odetnie się od przeszłości i zerwie kontakt ze starymi.
Jeszcze pięć dni. Pięć dni na uporanie się z przeszłością. Zabrał swoje rzeczy i poszedł na górę. Na moment zawahał się przed drzwiami, ale wziął głęboki oddech i przekroczył próg dawnego pokoju.
Wszystko było takie, jak zapamiętał. Krata w oknie, łóżko przykryte kocem w misie, regały z zabawkami i pluszakami, małe biurko, przy którym odrabiał lekcje, dywan z planem bajkowego miasta. Typowy pokój dziecka. Małego dziecka, może najwyżej pięcio-, sześcioletniego. Pamiętał, że chciał zmienić wystrój, przynajmniej pozbyć się większości zabawek. Mama jednak odmówiła. Nie mieli gdzie trzymać tego wszystkiego. W całym domu nie było miejsca, by przechować kilka kartonów z zabawkami!
Gdy poszedł do szkoły, bał się odwiedzin kolegów, wstydziłby się pokazać taki pokój. Nigdy nikogo nie zaprosił, a że był dzieckiem skrytym, ciągle przestraszonym i wiecznie na zwolnieniach, to i nikt się do niego nie wpraszał.
Była jedna rzecz, która nie pasowała do wystroju. Olbrzymia, solidna dwudrzwiowa szafa. W środku poza kilkoma wieszakami nic nie zostało. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał, ale teraz zauważył, że tył nie był przybity do ścianek bocznych, ale znajdował się między nimi. Na obwodzie tylnej ściany była wyraźna szpara. Przejechał palcem, ale na nic nie trafił.
Szafa przylegała ciasno do ściany. Musiał bardzo się wysilić, by ją odsunąć. Od razu przy krawędzi zobaczył mały przełącznik, który po użyciu odblokował jakiś mechanizm. Z dołu i z góry mebla dobiegł go dźwięk kliknięcia. Lekko popchnął tylną ściankę, która łatwo się poddała i odsłoniła wnętrze szafy.
Zastukał palcami w ścianę, tam, gdzie farba była bardziej wyblakła i tuż obok. Różnica była wyraźna. Zerwał tapetę, przykrywającą ceglany, prowizorycznie postawiony mur.
Zszedł do piwnicy, by poszukać narzędzi. Wybrał najcięższy młot, jaki znalazł, kilof oraz latarkę. Po drodze zajrzał jeszcze do ojca. Gdy spotkali się wzrokiem, uśmiechnął się tylko na widok zdezorientowanej miny rodzica, zamknął drzwi i poszedł na górę.
Paroma uderzeniami młota szybko uporał się z przeszkodą i wszedł do wąskiego korytarza. Na tym etapie latarka nie była potrzebna, bo wnętrze było wyposażone w instalację elektryczną i oświetlone na całej długości.
Po kilku krokach natrafił na kręcone schody, którymi zszedł ze dwa piętra i trafił na metalowe drzwi. Na szczęście nie były zamknięte na klucz, więc po chwili znalazł się w kolejnym pomieszczeniu. Namacał włącznik światła i jego oczom ukazała się duża sala. Spodziewał się raczej surowego piwnicznego wnętrza, ale zamiast tego zobaczył przytulnie urządzone biuro, bogato wyposażone w sprzęt komputerowy. Wokół pełno było regałów, na których zalegały najróżniejsze nośniki danych – całe sterty metalowych puszek na taśmę filmową, kasety wideo, dyskietki wszystkich możliwych rozmiarów, płyty CD i DVD.
Gdy z pudła na biurku spośród innych szpargałów wygrzebał płytę CD podpisaną „Antek”, bardziej systematycznie zaczął przeglądać zawartość kartonów i półek. Było tego bardzo dużo i zatracił się poszukiwaniach do nocy. Zebrał cały urobek, wszystko, co było podpisane jego imieniem lub z czymś mu się kojarzyło i gdy już miał wrócić do siebie na górę, uświadomił sobie, że przecież były tu jeszcze drugie drzwi.
Wyobraził sobie rozkład wszystkich pomieszczeń i nałożył na niego drogę, którą przebył. Zgasił światło i po cichu otworzył tajemnicze wrota. Usłyszał dobiegający z dali telewizor. Zapalił latarkę i rzucił wątłe światło na prowadzące w górę schody. Po kilku krokach zobaczył taki sam tył szafy jak u siebie. Przyłożył ucho. Poza wiadomościami Panoramy dobiegł go szum respiratora.
Wrócił do swojego pokoju z pudłem kaset i dyskietek. Nie wiedział, jak mógłby sprawdzić ich zawartość. Obejrzał swój laptop. Z boku znajdował się przycisk, który kiedyś przypadkowo nacisnął i wysunęła się kieszeń. Nigdy nie potrzebował jej użyć, ale wiedział, do czego służy. Niestety pliku, który znajdował się na płycie DVD, nie udało mu się otworzyć.
Przepakował całą zawartość pudła do plecaka i pojechał do kawalerki. Wyciągnął na chwilę Tomka z pokoju, z którego transmitowany był występ Marzeny.
– Pracujemy. Co jest? – zapytał szeptem kamerzysta.
– Możesz sprawdzić, co tu jest?
– Skąd to wziąłeś? – Tomek rzucił okiem na zawartości plecaka. Wyjął kilka dyskietek i przyjrzał się im.
– Nieważne. Wiesz, co to jest?
– Jasne. To trzyipółcalowe dyskietki, to pudełko z dyskietkami pięćićwierćcalowymi, masz też kasety wideo, płyty CD…
– Umiałbyś je otworzyć?
– Tak, ale nie tu. Wpadnij do mnie rano.
– Dobra, będę o ósmej…
– Bez przesady. Przed dziesiątą nie przychodź. To pewnie jakieś śmieci. Czego się spodziewasz? Znalazłeś to w pracy, w jakimś opuszczonym biurze?
– Nie, nie. Sam nie wiem, czego się spodziewać. Dobra, w takim razie do jutra.
Antek wrócił do willi na Karłowicach. Zaszedł do sypialni rodziców. Nakarmił ojca i gdy wykonał wszystkie konieczne czynności, wyłączył telewizor, zgasił światło i wyszedł bez słowa.
Był niespokojny. Długo nie mógł zasnąć. Tym razem powodem nie był strach, ale ciekawość. Wiedział, że niedługo dowie się, czego tak naprawdę doświadczał w dzieciństwie.
Punktualnie o dziesiątej następnego dnia zadzwonił do drzwi Tomka. Zaspany informatyk wpuścił go do środka.
Antek spodziewał się, że zobaczy pokój zawalony różnoraką elektroniką, z plątaniną kabli, pełen włączonych monitorów i kolejnych stojących pod ścianą komputerów pozbawionych obudowy ze wszystkimi bebechami na wierzchu, tak by w szybki sposób dołożyć lub wymienić na nowsze karty pamięci czy inne podzespoły. Zamiast tego zobaczył schludnie umeblowany pokój ze średniej wielkości biurkiem, na którym stał jeden duży monitor oraz notebook.
Tomek również odbiegał od stereotypowego hakera, technologicznego guru – grubego, niedogolonego z przetłuszczonymi włosami i oczami przekrwionymi od ciągłego wpatrywania się w ekrany, w niechlujnym T-shircie. Wręcz przeciwnie, kamerzysta Marzeny był zadbanym, przystojnym, dobrze zbudowanym mężczyzną.
Na moment stracił wiarę w fachowość i umiejętności informatyczne Tomka. Widok, który zastał, odbiegał od jego wyobrażeń, narzuconych przez niezliczoną ilość filmów, ale nie mógł wybrzydzać. Nie znał nikogo innego, kto mógłby pomóc.
Przyszła mu też do głowy myśl, która dawała nadzieję na rozwiązanie również innych wątpliwości. I zanim się zastanowił, zapytał:
– Jesteś gejem?
– Skąd ta myśl?
– No, czy ja wiem, tak jakoś…
– Nie, bez obaw. Jestem stuprocentowym heterykiem – z uśmiechem powiedział Tomek, wiedząc, że w ten sposób tylko wzmacnia niepokój chłopaka Marzeny.
„A czego niby miałem się obawiać? To była raczej nadzieja” – pomyślał zawiedziony Antek.
– Pokaż, co tam masz.
– Może najpierw to? – Antek podał płytę DVD. – Chyba jest uszkodzona, ale może tobie uda się otworzyć.
Tomek włożył płytę do kieszeni komputera i przyjrzał się znajdującym się tam plikom.
– Siadaj, daj mi chwilę.
– Dasz radę?
– Zobaczymy. To stary format, muszę ściągnąć odpowiedni program. Cierpliwości.
Antek usiadł i przyglądał się działaniom kolegi.
– To jakiś horror. Wygląda na niezależną produkcję, ale obraz i dźwięk bardzo dobre. – Antek, jak oparzony podskoczył z fotela i stanął za plecami Tomka. – To powiesz, skąd to masz?
– Grałem w tym – Antek po kilku długich chwilach w końcu wydobył z siebie głos. – Ten chłopak na łóżku, to ja.
– Łał, człowieku, masz talent. Bardzo naturalnie wyszło. Szacun. Czekaj, posłuchaj dźwięku, naprawdę robi wrażenie. Wydzierałeś się, że aż ciarki przechodzą. – Tomek puścił film od początku i już chciał przekazać słuchawki, ale Antek go powstrzymał.
– Posłucham kiedy indziej. Obraz mi wystarczy.
– Ile wtedy miałeś lat?
– Ile na tym filmie? Pewnie koło ośmiu, dużo tego było i już dokładnie nie pamiętam.
– Dobrze się czujesz? – Tomek zauważył, że Antek jest blady, mówi cicho i ledwo stoi. – Usiądź, bo zaraz mi tu padniesz!
– Już jest ok. Mam tego więcej…
– No, widzę. Pokaż, co tam przyniosłeś.
– To może to? – Antek wyjął nośnik z zamazaną etykietą, z której dało się odczytać tylko „Wizyta u dr. S”. – To tu, to tylko niewielka część. Znalazłem archiwum w domu moich starych. Całe regały. Pomożesz mi z tym?
– Antek, sorry, ja mam robotę, wiesz, sprawdzę ci te parę kaset i dyskietek, jak będziesz chciał coś więcej, to przynieś, ale…
– Zapłacę ci.
– Nie o to chodzi, ale wiesz, z tego, co mówisz, to masz tego dużo, chodzi o czas, a poza tym tu mam sprzęt i ogólnie…
– Przyjdź i zobacz, tam też są komputery, ja się nie znam, ale dla ciebie to będzie pestka.
Tomek wahał się. Brakowało mu czasu, jednak kusiło go wyzwanie.
– A twoi starzy?
– Co starzy?
– Pytałeś ich, co tam mają? To archiwum jest ich?
– Tak, ale ojciec jest sparaliżowany, a matki nie ma.
– To zaczekaj na nią. Wiem, że miałeś z nimi zaszłości, ale z tego, co słyszałem, macie to już za sobą. Dowiesz się wszystkiego, jak matka wróci z urlopu.
– Chodzi o to, że chcę się dowiedzieć, zanim wróci. Widzisz, ja nie wiedziałem, że w czymś gram.
– Ale, że co? Bo nie rozumiem. – Wiadomość zaskoczyła Tomka.
– Aranżowali to, straszyli mnie i wszystko nagrywali. Przez całe dzieciństwo… – Antkowi ugrzązł głos w gardle.
Jeszcze chwilę Tomek szukał pretekstu, żeby odmówić, ale w końcu uległ.
– Stary, już dobrze. Przyjdę. A teraz siądź i oddychaj głęboko. A ja rzucę okiem na to. – Informatyk posadził Antka w fotelu i wyjął dyskietkę z jego ręki.
Tomek zbladł, gdy zobaczył zawartość nośnika. Gwałtownie wysunął kieszeń, wyciągnął płytę, wstał i odsunął się od biurka.
– Chłopie, więcej tu mi niczego nie znoś! – wrzasnął.
– Co tam jest? – Krzyk kolegi wyrwał Antka z zamyślenia.
– Co? Słuchaj, za przechowywanie, oglądanie, rozpowszechnianie itede, ba, za bycie w pobliżu czegoś takiego, to w tym kraju idzie się do paki. Wiesz, w jakiej branży ja robię? W każdej chwili mogę spodziewać się nalotu. Wynoś się z tym!
– Ok, domyślam się, co zobaczyłeś. Ale, widzisz, tam też grałem – powiedział Antek i wziął płytę.
– Wątpię, chyba że czegoś o tobie nie wiem.
– Niech zgadnę, nagranie z gabinetu lekarza? Obleśny staruch i dziecko?
– Tak, do cholery, tak, ale tam jest dziewczynka!
Antek zbladł.
– Pokaż, wystarczy tylko twarz. Chcę zobaczyć, kto to.
– Zapomnij. Nie chcę tego u siebie. Idź już.
– Dobra, ale przyjdziesz jutro? Obiecałeś!
– Idź z tym na policję. Czym prędzej idź, a po drodze uważaj, by cię nie zatrzymali, bo jak znajdą takie materiały, zanim do nich trafisz, to się nie wywiniesz.
– Pojdę. Pójdę… Może. W każdym razie nie teraz. Jutro o ósmej u mnie. Wyślę ci SMS z adresem.
– Zastanów się jeszcze, czy chcesz wiedzieć. Radzę, idź lepiej na policję.
Rano, podczas karmienia, zadzwonił dzwonek.
– Kolega mnie odwiedził – powiedział Antek, widząc zaskoczoną minę rodzica.
Choć nie było jeszcze siódmej, nie miał wątpliwości, kto stoi przed furtką.
– Wchodź!
Bez zbędnych ceregieli, po krótkim przywitaniu, Antek zaprowadził kolegę na górę do swojego pokoju. Patrząc na gościa, domyślił się, że tamten od razu rozpoznał miejsce, które było sceną horroru, obejrzanego poprzedniego dnia.
– Nadawałby się?
– O co pytasz?
– Pokój. Na występy dla Marzeny.
– Po kilku przeróbkach, czemu nie? – Tomek wzruszył ramionami. Obejrzał jeszcze raz całe pomieszczenie i na wspomnienie nagranego tu filmu przeszły go ciarki. – Wiesz, chyba jednak nie. Kraty w dziecięcym pokoju?
– To dla mojego bezpieczeństwa. Któregoś razu, jak byłem mały, chciałem uciec od koszmarów i się zabić.
– Serio? Stary, miałeś gówniane dzieciństwo. To gdzie to archiwum?
– Zapraszam. – Antek wskazał dziurę w ścianie.
– Ty pierwszy, prowadź.
Po chwili znaleźli się w piwnicy. Informatyk rozejrzał się, odchylił klapę noteboka, leżącego na stole operatorskim.
– Chyba jest zepsuty. Wczoraj próbowałem go włączyć i mi się nie udało.
Tomek zajrzał pod stół.
– Jest podłączony do prądu. To też sprawdziłem. Będziesz chyba musiał użyć swojego sprzętu.
– Tak? A przecież wczoraj mówiłeś, że znajdę tu wszystko, co trzeba.
Komputerowiec rozejrzał się po pomieszczeniu. Kilka kroków dalej, w miejscu, do którego prowadziły kable wychodzące spod biurka, dostrzegł przymocowaną do ściany listwę zasilającą z wyłącznikiem. Po chwili urządzenia zaczęły pracować.
– Jak byłem nadwornym informatykiem w takiej jednej korporacji, to większość problemów dawała się rozwiązać po sprawdzeniu, czy zasilanie jest odpowiednio podłączone, a pozostałe sekwencją „wyłącz i włącz”.
– To już teraz nie mam wątpliwości, że wybrałem odpowiedniego człowieka do tej roboty?
– A kiedykolwiek miałeś?
– Oczywiście. Dobra, co o tym sądzisz?
– Wyposażenie profesjonalne, w swoim czasie zapewne drogie, choć teraz już lekko przestarzałe. W całym domu, to znaczy tam, gdzie byłem, są kamery, pełno czujników, teraz nie działają, ale kiedyś zapewniały pełną inwigilację…
– Dasz radę sprawdzić, co znajduje się na półkach?
– Oczywiście, ale będę pracował na swoich warunkach. Najpierw rozpracuję całą informatyczną instalację, a potem zobaczymy.
– No, nie wiem. Bardziej zależy mi na tym. – Antek wskazał brodą regały.
– Zaufaj mi.
Przez następne dni Tomek dzielił czas między dotychczasową pracą a nowym zleceniem. Nocował w willi na Karłowicach, wczesnym rankiem schodził do piwnicy przez dziurę w ścianie. Przesiadywał tam do południa, potem jechał do Marzeny. Wracał w nocy, schodził do piwnicy na parę godzin, potem wracał na górę. Po trzech dniach intensywnej pracy, gdy przestał się myć i zmieniać ubranie, nie dojadał i nie dosypiał, zaczął w końcu przypominać informatyka z wyobrażeń Antka.
Tadeusza niepokoiło to, co się działo w domu, ale był bezradny i zdany na opiekę syna, który teraz, od czasu, gdy wprowadził się jego kolega, poświęcał mu dużo więcej czasu i starannie się nim zajmował.
Antek co prawda wiedział, że staruszek był bezradny i nie mógł mu niczego zabronić, jednak czuł potrzebę, by wyjaśnić, dlaczego ktoś obcy kręci się po mieszkaniu.
– Kolega jest w podbramkowej sytuacji – tłumaczył. – Musiał zwolnić dotychczasowe lokum i zaproponowałem mu pokój u nas. Teraz ma ważny projekt i dużo pracuje, również zdalnie, jak tylko się z tym upora, to poszuka czegoś i się wyprowadzi. Nie masz nic przeciwko?
Któregoś dnia, podczas śniadania, usłyszeli dzwonek. Wszystkich to zaskoczyło, bo nikogo się nie spodziewali.
Okazało się, że minął już tydzień od wyjazdu Jankowskiej i do pracy przy chorym zgłosiła się zamówiona pielęgniarka. Kobieta miała ze sobą podróżną walizkę. Była przygotowana na dłuższy pobyt.
– Dziękuję, że pani przyszła, ale sami sobie poradzimy.
– Ale pani Ela bardzo mnie prosiła. Odmówiłam innej klientce i…
– Oczywiście zapłacimy pani za te dni. Proszę się nie martwić. Widzi pani, ja jestem synem Tadeusza Jankowskiego, dawno się nie widzieliśmy, nie mieliśmy kontaktu i to jest okazja, by nadrobić stracony czas. Rozumie pani?
– Ale…
– Naprawdę, proszę się nie martwić. Poradzimy sobie. Mamie wszystko wyjaśnię, a po powrocie na pewno rozliczy się z panią z nawiązką.
Mimo że zapłata bez konieczności pracy musiała być kusząca, kobieta nie była przekonana. Nie miała jednak wyjścia i odeszła.
Antek wrócił do ojca i zdał relację o wszystkim. Po minie można było poznać, że Tadeusza wcale nie ucieszyła perspektywa przedłużonego pobytu syna. Chwilę później zadzwoniła matka i zapytała, co się dzieje i czemu pielęgniarka została odprawiona.
– Mamo, radzimy sobie. Nic się nie martw.
– A ty nie masz pracy?
– Przedłużyłem urlop. A poza tym, co to za praca? Będę chciał ją zmienić, więc wiesz. A razem nam tu dobrze. – Antek uśmiechnął się i mrugnął porozumiewawczo do taty. – I jest jeszcze jedna sprawa. Mam nadzieję, że to nie problem. Na kilka dni wprowadził się do nas kolega. Jest spoza Wrocławia, a ma tu pracę. Szuka mieszkania i szybko się wyprowadzi, teraz ma kłopot…
– Co to za jeden? – przerwała matka. – Nie sądzisz, że powinieneś to wcześniej ze mną uzgodnić?
– Tak, wiem, przepraszam, ale to była taka nagła sytuacja…
– Już dobrze. Na drugi raz zapytaj.
– Oczywiście. A jak urlop?
– Opowiem, jak wrócę. Pa.
Na pytania o postęp prac, niezmiennie słyszał, że jak robota będzie skończona, to dowie się o tym pierwszy.
– No, mógłbyś tak mniej więcej oszacować, ile ci to jeszcze zajmie? – dopytywał informatyka.
– Skończę, jak skończę.
Tego samego dnia, w którym pojawiła się pielęgniarka, informatyk wyszedł z piwnicy wcześniej niż zwykle. Wziął prysznic, ogolił się i założył świeże ubranie.
– Skończyłem – oznajmił.
– No, to mów.
– Teraz idę do roboty. Wpadnę rano.
Dla Antka kolejne godziny były męczarnią. Był tak podenerwowany, że odszukał tabletki uspokajające, których nie potrzebował przez kilkanaście ostatnich miesięcy. Zaniedbał swoje obowiązki wobec ojca i dla uspokojenia nerwów wsiadł do fiesty i już zarzuconym zwyczajem odbył kilkugodzinną rundkę po mieście.
Nie przespał spokojnie nocy. Przypominał sobie obrazy, które tak usilnie wypierał z pamięci. Te wszystkie koszmary, wizyty u lekarzy i potem wieloletnie terapie. Miał nadzieję, że prawda pozwoli mu ostatecznie odciąć się od przeszłości.
Gdy rano przyszedł Tomek, od razu zeszli do piwnicy.
– Pewnie wielu rzeczy się domyślasz – zagadnął komputerowiec.
– Przekonajmy się.
Cały dom był opleciony gęstą siecią różnych czujników i kamer. Większość z tych urządzeń od kilku już lat nie była używana, poza tymi na zewnątrz. Sygnał z monitoringu dostępny był przez aplikację i najwyraźniej cały czas ktoś go odbierał.
– Domyślasz się, kto to?
– Pewnie matka. Tak myślałem, że będzie chciała mieć kontrolę, ale spodziewałem się raczej, że jakiś sąsiad będzie donosił. Dlatego powiedziałem o tobie, że jesteś kolegą, który potrzebuje noclegu na jakiś czas.
– Kupiła to?
– Powiedziałem niepytany, więc wiesz. Ona nie ma najlepszego zdania o mnie, pewnie nie spodziewa się, że coś knuję.
– A ojciec?
– Byłby głupi, jakby się czegoś nie domyślał. Zrobiłem tyle hałasu, burząc ścianę, przychodziłem umorusany gruzem – wiesz, nie od początku myślałem przeprowadzić tę operację w tajemnicy, potem ty się pojawiłeś. Z drugiej strony, jakoś to wszystko tłumaczyłem. Wątpię, by uwierzył, ale on jest sparaliżowany, we wszystkim zależny ode mnie, nie ma kontaktu z matką, by ją ostrzec.
– Miejmy nadzieję, że jest, jak mówisz, bo widzisz, to są bardzo niebezpieczni ludzie.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Ale, co może mi grozić? Matka pomacha palcem? Doniesie na policję, że odkryłem ich tajne studio filmowe? Ja już nie jestem dzieckiem, nie wyskoczą na mnie w nocy przebrani za potwory.
– Wiesz, co to jest dark web?
– O tyle, o ile.
– Wystarczy. Twoi starzy należą do międzynarodowej siatki bardzo, bardzo złych ludzi. I to ich powinieneś się bać. Pogrzebałem, ale jako haker trochę już zardzewiałem i dlatego poprosiłem kilku starych kumpli z sieci, by mi pomogli.
– Wciągnąłeś innych?
– Spokojnie, to zaufani ludzie.
– Dobra, ale powinieneś był wcześniej zapytać!
– Chcesz się dowiedzieć, co ustaliłem?
– Dawaj.
Jankowscy mieli konto w aplikacji, dzięki której wymieniali się różnymi plikami z innymi użytkownikami. Na początku były to tylko durne filmy kręcone z ukrycia. Z czasem produkcje były coraz brutalniejsze i bardziej profesjonalne – dręczenie zwierząt, straszenie dzieci, twarda pornografia.
Kumple Tomka – hakerzy pomogli włamać się na konto Jankowskich. Dzięki temu mają pełny dostęp do ich aktywności w sieci. Można dowiedzieć się, co ściągali, co wgrywali, ile na swoich produkcjach zarabiali.
– Czyli wszystko z tych regałów jest w Internecie?
– W dark webie i masz do tego łatwy dostęp. Sprawdziłem to. Cokolwiek wziąłem z półki, było dostępne przez tę aplikację. A to wszystko wokół zostało chyba tylko na pamiątkę.
Siedzieli chwilę w milczeniu.
– Lepiej tego nie oglądać. Idź na policję, dobrze ci radzę – Tomek przerwał milczenie.
– Tak, oczywiście, pójdę, ale nie teraz. Muszę to wszystko przemyśleć. Znalazłeś coś ciekawego?
– Ciekawego? – Tomek aż krzyknął. – Jeszcze ci mało?
– Trochę się tego domyślałem, bo jak wiesz, w niektórych filmach grałem. – Mówiąc to, pokazał palcami cudzysłów.
– No, to wiesz, z czym mamy do czynienia. Pełno tego typu treści. Ohyda. Całe mnóstwo gówna, drastyczne filmy, ale znalazłem dwa, które mogą cię bardziej zainteresować.
– Mów.
Tomek wziął głęboki oddech.
– Jeden z nich nagrany jest w tym pomieszczeniu. To wyjątek. Zaczyna się jak chłopak, na oko jakieś osiemnaście lat, a za nim dziewczyna w podobnym wieku idą po schodach, tych, które prowadzą z twojego pokoju… Dobrze się czujesz? Nie odpływasz? Domyślasz się, kto to?
– Opowiadaj, dam radę.
– Wchodzą tu, rozglądają się. I nagle… Widzisz tę kłodę? – Tomek wskazał podczepioną na suficie belkę. Antek spojrzał w górę. Widział ją wcześniej, nawet przez chwilę zastanowił się, do czego służy, ale szybko o niej zapomniał.
– No i?
– Odsuńmy się.
Koledzy stanęli pod ścianą. Tomek wyciągnął smartfona, pogrzebał w nim i kliknął jedną z ikonek.
– Inteligentny dom. Znalazłem aplikację, którą można wszystkim sterować. Pozwoliłem sobie zainstalować ją na mojej komórce – wyjaśnił i nacisnął na ekranie przycisk.
Belka opadła, a przez sposób zawieszenia kołysała się na łańcuchach niczym wahadło.
– Kłoda roztrzaskała głowę chłopaka. Mózg, krew, wszystko wokół obryzgane. Dziewczyna krzyknęła…
– Do dziś słyszę wrzask – wtrącił Antek. Tomek na chwilę przerwał opowieść, chciał o coś zapytać, ale zrezygnował.
– Nie zdążyła uciec, bo drzwi się zatrzasnęły. Wydzierała się, szarpała drzwi, w końcu padła ze zmęczenia. Po kilku godzinach pojawiła się tu kolejna osoba. Rozegrała się walka, zmęczona dziewczyna nie miała szans i skończyło się poderżnięciem jej gardła. A potem…
– Dość!
– Wiesz, kto to był?
– Moja opiekunka i jej chłopak.
– Pytam o…
– A ten drugi film?
– Chłopie, wystarczy. Zostawmy to, idź na policję.
– Pójdę, ale nie teraz. Co było na drugim filmie?
– Pamiętasz ten, który mi przyniosłeś i który tak mną wstrząsnął?
– „Wizyta u dr.”…
– Tak. No, więc w tamtym i w tym, o który pytasz, była ta sama dziewczynka, tylko dużo starsza. Sprawdziłem, to była twoja siostra.
Antkowi pociemniało w oczach. Dostał kilka razy otwartą dłonią w twarz i to go ocuciło.
– Skończyłem. Koniec. Koniec! Jeszcze mi tu zejdziesz i będę miał cię na sumieniu.
– Czekaj! – Antek wyjął z kieszeni tabletkę. – Zaraz mi przejdzie. Czekaj.
– Ale ja więcej już nic nie mam do dodania.
– Płacę, to wymagam. Wywiąż się, do cholery, z umowy!
– Coś ci się pomieszało. Ani ty mi nie płacisz, ani nie było żadnej umowy, tylko koleżeńska przysługa.
– Już mi lepiej. No, mów. Jak ją zabili?
– Nie! Nie! To nie tak!
– Więc jak?
– Mówiłem, pełna inwigilacja, więc twoi starzy wiedzieli, co się dzieje w całym domu. Twoja siostra została sama i widocznie coś w niej pękło. Zawiązała pętlę i… No wiesz… Niedługo po tym do jej pokoju wpadli rodzice i próbowali ratować. Cóż, było za późno.
– Rozumiem – Antek powiedział spokojnie, trochę dzięki lekom, trochę z powodu tego, co usłyszał.
– Ale… – Tomek się zawahał.
– Co? Jest jakieś „ale”?
– Parę miesięcy po śmierci twojej siostry starzy sprzedali ten film w dark webie. Na niczym tak nie zarobili…
– Dobra, wystarczy.
Antek miał dość. Czuł, że więcej nie wytrzyma i postanowił odpocząć. Połknął kolejną tabletkę i poprosił o jeszcze jedno spotkanie.
– Co chcesz jeszcze wiedzieć?
– Pokażesz, co i jak, wiesz, jak wejść do tego dark webu, na aplikację i tak dalej.
– Chłopie, bez wygłupów. Idź po prostu na policję.
– Pójdę, najpierw muszę to jeszcze przemyśleć?
– Co tu myśleć?
– Idź już, pogadamy jutro.
Następnego dnia nie zeszli do piwnicy.
– Idź na policję – Tomek mówił jak nakręcony.
Antek opowiedział o swoich przemyśleniach. Informatyk słuchał z coraz większym zdumieniem.
– Zwariowałeś? Ja się wypisuję, nie chcę mieć więcej z tym do czynienia. A ten twój plan jest chory. Twoi starzy nie są sami, mają wpływowych przyjaciół, możliwości, pieniądze i są bezwzględni.
– Bez ciebie nie dam rady. Musisz mi pomóc. Sam mówisz, że to są wpływowi ludzie. Chyba nie chcesz, żeby im się upiekło?
– Z takimi dowodami?
– Pomóż, proszę.
– Nie stary, na mnie nie licz. Chcesz, to dam ci namiar na gościa, który pomagał mi to wszystko rozpracować. Chcesz? Ale wiedz, że to niebezpieczny typ.
– Dobra, daj i zapomnij o sprawie.
– Zapomnę, masz to, jak w banku. Wyczyściłem wszystkie nagrania, jak wchodzę do tego domu itede. I tak, jak się umawialiśmy, mnie tu nie było!
* * *
Kolejne dni były bardzo intensywne. Antek prawie nie bywał w domu. Wpadał tylko na chwilę. Karmił ojca i wychodził. Ledwo zdążył ze wszystkim.
Gdy matka podjechała taksówką, wybiegł na spotkanie. Po krótkim przywitaniu, chwycił walizki i poprowadził do domu.
– Coś ty taki pobudzony? – zapytała Jankowska, przyglądając się krytycznie synowi.
– Cieszę się z twojego powrotu – odpowiedział szybko i sam wyczuł, że zrobił to zbyt entuzjastycznie. Postanowił wyciszyć emocje i mówić spokojniej. – Miałaś męczącą podróż?
– A jaka miała być? Szesnaście godzin w drodze.
– W domu odpoczniesz po urlopie – rzucił sucharem.
– A jak ojciec?
– Stęsknił się.
Antek ledwo się ze wszystkim wyrobił, ale na posprzątanie zabrakło czasu. Matka zauważyła bałagan i nawet nie starała się ukryć niezadowolenia.
– Co tu tak śmierdzi? – zapytała po wejściu do sypialni, zanim przywitała się z mężem. – Ty w ogóle zmieniałeś ojcu pościel? Co jest, co to za plamy?
– Proszę, usiądź. – Antek wskazał fotel i położył rękę na jej ramieniu. – Odpocznij trochę.
– Zostaw! Nie popychaj mnie! A ty co mówisz? Co? Co tu się dzieje? Mów wyraźnie! – Matka miotała się między synem i mężem.
Ojciec próbował wyżalić się na nieodpowiednią opiekę i przekazać swoje podejrzenia, ale przez zdenerwowanie mówił jeszcze mniej wyraźnie niż zwykle.
– Siadaj! – wrzasnął Antek, by zakończyć z tym rozgardiaszem.
Rodzice nie spodziewali się takiej stanowczości po synu. Zaskoczeni zamilkli.
– Usiądź, proszę – powiedział chłopak teraz już spokojnie, choć zdecydowanie.
Matka posłuchała i usiadła w fotelu.
– Co tu się dzieje? – zwróciła się do syna.
– Chcieliśmy zrobić ci niespodziankę, ale tato jest taki podekscytowany, że chciałby sam o wszystkim opowiedzieć. Prawda?
Ojciec znowu spróbował coś przekazać, ostrzec żonę. Antek szybko przerwał jego wysiłki.
– Dobra, tato, uspokój się, bo zrobisz sobie krzywdę. Oddychaj spokojnie.
Chłopak odczekał chwilę. Spojrzał na rodziców z góry, dając gestami do zrozumienia, że teraz on będzie mówił i oczekuje spokoju.
– Chciałem z tą niespodzianką poczekać, ale jesteście tak niecierpliwi, że nie ma co zwlekać. Dałaś mi do zrozumienia i miałaś rację, że powinienem coś zrobić ze swoim życiem i poszukać nowej pracy.
Matka spróbowała coś powiedzieć, Antek jednak przyłożył palec do ust na znak, że oczekuje ciszy.
– Zastanawiałem się nad tym i w końcu wpadłem na pomysł pewnego biznesu. Postanowiłem pójść w wasze ślady i zająć się rozrywką.
W tym momencie Antek, by się przekonać, jakie wrażenie wywrze tą deklaracją, zrobił teatralną pauzę. Matka chciała ją wykorzystać i już otwierała usta, ale szybko zrezygnowała, widząc minę syna.
– Zanim wyjawię swoje plany, zobaczcie, co znalazłem w sieci.
Na ekranie telewizora pojawił się film, na którego widok kobieta poderwała się z fotela. Chłopak kątem oka obserwował rodziców, więc szybko zareagował i siłą zmusił ją, by usiadła z powrotem. Używając opasek zaciskowych, sprawnie unieruchomił matkę, przytwierdzając jej ręce do fotela. Zanim się zorientowała, to samo zrobił z nogami.
– Chciałem tego uniknąć, ale nie dałaś mi wyboru.
– Mało się wycierpieliśmy? Jesteś okrutny, że nam to pokazujesz! – Kobieta się rozpłakała.
– Możecie mi to wytłumaczyć?
– Co? Przecież widzisz! Nie zdążyliśmy jej uratować. Obwiniasz nas za jej śmierć?
– Nagraliście to, a potem udostępniliście w Internecie! Co z was za ludzie?
– Niczego nie udostępnialiśmy. Pierwszy raz widzę ten film!
– O czym ty mówisz?
– Baliśmy się o twoją siostrę. Miała swoje problemy. Zamontowaliśmy kamery i jak zorientowaliśmy się, co Kamilka chce zrobić, od razu wróciliśmy do domu. A ty teraz znęcasz się nad nami i karzesz jeszcze raz to przeżywać?
– To jak to się stało, że ten film lata w sieci?
– Nie mam pojęcia! Może jakiś pracownik z firmy ochroniarskiej go tam umieścił?
– Ach tak?
– Tak! A co myślałeś? Muszę do toalety. Uwolnij mnie i wynoś się, to nie jest już twój dom!
– Dobrze. To co powiecie na to?
Antek pokazał kilka zarejestrowanych wizyt u doktora Szretnera.
– Dość! To dzięki nam i twoim zeznaniom policja go zamknęła. Nie pamiętasz?
– To musiał szybko wyjść z więzienia i wy o wszystkim zapomnieliście, bo Kamilkę też prowadziliście do tego zwyrodnialca. Chcecie zobaczyć?
Antek, nie czekając na odpowiedź, pokazał kolejne nagranie. Matka zaczęła szlochać. Poraniła ręce, próbując wyrwać się z więzów. W końcu zmęczona i zrezygnowana przestała się szarpać.
– To wszystko wina ojca. On mnie zmuszał – tłumaczyła swoją rolę. – Chroniłam rodzinę, jak potrafiłam. Przecież uratowałam cię i wysłałam jak najdalej od tego zboczeńca! Ale dalej bałam się o życie – swoje, twoje i Kamilki. On zna wpływowych ludzi i zagroził, że jak nie będę uległa albo opowiem wszystko policji, to się zemści. Próbowałam z tego wybrnąć. Rozumiesz?
Antek wysłuchał cierpliwie. Spojrzał na ojca, który przestał się szarpać, a tylko uśmiechał się, zaskoczony tym, co usłyszał.
– Do tego też cię zmusił? – zapytał spokojnie chłopak i pokazał kolejny fragment z bogatej kolekcji, którą przygotował.
Zmęczona opiekunka opadła z sił. Próby wydostania się z piwnicy, w której została uwięziona, nie przyniosły żadnych rezultatów. W pewnym momencie usłyszała, jak ktoś wchodzi. Nie spodziewała się ratunku, więc poszukała jakiejś broni. Rozejrzała się nerwowo i w ostatniej chwili chwyciła krzesło, którym udało jej się zasłonić i przewrócić napastnika. Ruszyła w kierunku otwartych drzwi. Niestety oprawca był szybszy. Wstał, dopadł ją i sprawnym ruchem poderżnął gardło. Stanął przed kamerą, w geście triumfu uniósł ręce z zakrwawionym nożem i wydał pełne rozkoszy westchnienie.
– Zatrzymaj to!
– To jest już końcówka, jeszcze chwila i zobaczymy, kto kryje się pod tym strojem.
Morderca opuścił ręce i zdjął maskę.
– O, kurczę! To ty? – Antek, udając zaskoczenie, zaśmiał się, jakby przyłapał matkę na wstydliwym, ale niewinnym występku.
To jeszcze nie był koniec filmu. Kobieta oblizała zakrwawiony nóż, potem rozcięła brzuch ofiary i włożyła w niego ręce.
– Na tym może skończymy ten seans. – Antek zatrzymał nagranie. – Muszę powiedzieć, że się porzygałem, gdy oglądałem to pierwszy raz.
– Synu, to przecież fikcja, efekty specjalne, keczup…
– Przestań! Więcej kłamstw nie zniosę!
Antek zakleił matce usta taśmą.
– Mówiłaś, że uratowałaś mnie. A nie było tak, że waszym klientom przejadł się mój strach i sprzedaliście mnie do burdelu w Szwajcarii? Wymazali mi to z pamięci, ale w swoim archiwum pieczołowicie gromadziliście nagrane tam filmy.
Patrzył jeszcze chwilę matce prosto w oczy, po czym podszedł do laptopa i trochę przy nim pomajstrował. Na ekranie pokazał się nowy obraz.
– Skończmy z przeszłością – powiedział z uśmiechem. – Co było, oddzielmy grubą linią i patrzmy w przyszłość. Przed nami kolejna część prezentacji. Biorąc przykład z kochanych rodziców, tak jak wspomniałem wcześniej, postanowiłem zająć się show-biznesem. Zacznę od serii filmów. Za chwilę pokażę fragment przygotowywanego pilota. Jeszcze nie skończyłem castingu, ale kilka gwiazd już pozyskałem. A koniec całej serii zwieńczy odcinek specjalny, w którym to wy, kochani rodzice, zagracie główne role. Tytuł całej serii może nie jest zbyt oryginalny, myślę jednak, że oddaje całkiem dobrze sens tego przedsięwzięcia. W dodatku całość, dołączając wasz wkład, będzie można potraktować jako nowatorskie, rzekłbym odświeżające, podejście do pewnego podgatunku kina eksploatacji. Wy daliście światu akt pierwszy, ja dokręcę trzeci – „Revenge”. To zaczynamy!
Antek nacisnął przycisk myszki i na ekranie pokazał się napis „Snuff TV”. Potem kamera pokazała opuszczoną halę fabryczną, wchodziła w różne korytarze, zaglądała do pomieszczeń, w końcu znalazła się w magazynie pełnym regałów. Pośród zeskładowanych wyrobów na jednej z półek siedziały po turecku przerażone, związane dwie osoby z kneblami w ustach.
Jankowscy dobrze ich znali. Byli to Szretner i Leśniewska. Po chwili nastąpiło cięcie i kolejna scena. Do Szretnera, siedzącego pod ścianą na plastikowej skrzyni, zbliżał się wózek widłowy, unoszący stertę poskręcanych wiązek metalowych prętów. Gdy pod naporem skrzynia zaczęła się uginać, film się urwał.
– Całość pokażę, jak wszystko do końca zmontuję. W każdym razie nie wiem, czy wypada spojlerować, powiem tylko, że wystające druty wbijają się powoli w ciało, jest dużo krzyku, rozumiecie, potem ta kupa żelastwa zgniata doktora, bryzga krew, pęka głowa. Takie tam. Rozważałem piłę tarczową, bo łańcuchowa już się opatrzyła. Może wykorzystam ją w następnym odcinku, gdy zagra doktor Leśniewska. Wiesz tato, ona jest jeszcze niczego sobie, i może wyjść całkiem seksi. – Antek porozumiewawczo mrugnął do ojca. – Tak swoją drogą, przepraszam za tę taśmę, ale jak zauważyliście, kneble z waszej bogatej kolekcji zabawek już wcześniej wykorzystałem. To jak? Co myślicie? Da się na tym zarobić?
Spojrzał na przerażonych rodziców, zrezygnowanych i pozbawionych nadziei. Z fotela zaczęła sączyć się na podłogę strużka żółtego płynu.
– Poważnie? I kto to ma sprzątnąć? Daję wam czas, przemyślcie to sobie.
Antek zostawił rodziców w sypialni. Zabrał przygotowany plecak i wyszedł z domu. „Jestem gotowy” – pomyślał i wyjął komórkę. Nacisnął ikonę telefonu i na wirtualnej klawiaturze wprowadził numer 112. Wolną ręką sięgnął do kieszeni, z której wyjął pięciozłotową monetę, pamiątkę po ostatniej wizycie potwora w jego pokoju.
„Orzeł – niech państwo wymierza sprawiedliwość, rybak – zemsta będzie należała do mnie” – postanowił.
Moneta poszybowała w górę i wpadła w wysoką trawę. Antek przez chwilę zastanawiał się, gdzie jej szukać. Nagle go oświeciło: „ślepy los nie będzie decydował o moim życiu”. Zadzwonił.
Hej, AP!
Początek (z małym Antkiem) ciekawie zbudował klimat i spodziewałem się zupełnie innego rozwoju wydarzeń. Na pewno na plus, że mnie zupełnie zaskoczyłeś rozwojem fabuły.
Los, który (jak się później okazało) zgotowali Antkowi rodzice był wyjątkowo paskudny. Niemniej, mimo mocnych scen i szeroko rozumianej tematyki pornografii dziecięcej, całości nie postrzegam w kategorii horroru. W pierwszej części rzeczywiście jest trochę mieszanki grozy i surrealizmu, ale potem całość przechodzi w odmienne tony.
Lekko zgrzyta mi postać Tomka, który zbyt szybko przeszedł od przerażenia treścią znajdującą się na nośnikach danych do pełnej pomocy w “śledztwie”. Trochę też nie pasuje mi, że w zasadzie to on odkrywa wszystkie elementy układanki, ale robi to poza opisanymi w opowiadaniu wydarzeniami i jedynie informuje Antka, co ustalił.
Pod względem językowym jest nieźle, ale przejrzyj tekst pod kątem siękozy. Spójnik “się” występuje w tekście 459 razy i często po dwa-trzy razy w jednym zdaniu. ;]
Niezależnie od mojego marudzenia, tekst przeczytałem praktycznie za jednym zamachem i byłem autentycznie ciekawy, jak rozwiniesz fabułę. Z tego względu polecam do biblio.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w konkursie! ;]
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
Witaj, cezary_cezary!
Dziękuję za przeczytanie, komentarz i klika.
Bruno napisał:
Horrory bez wątku paranormalnego też wchodzą w grę czyli slashery, seryjni mordercy itp… jak najbardziej.
Wydaje mi się, że mój tekst łapie się pod taką definicję, ale to jury zdecyduje.
Tomek jest informatykiem, który zajął się branżą streamingową. Niby nie chce mieć nic wspólnego z tym, co pokazał Antek, ale założyłem, że ciekawość, jak to robią inni była silniejsza. Poza tym zasugerowałem, że kiedyś trochę parał się hakerstwem, więc i to mógł chcieć sobie odświeżyć.
Siękozie się przyjrzę.
Pozdrawiam, dziękuję i też życzę powodzenia!
Mocne. W sumie wolałem tego nie czytać przed snem, ale już za późno… Obraz psychopatycznych manipulujących rodziców jest wiarygodny, ale jedna rzecz była dla mnie niejasna – skąd matka wiedziała tyle o obecnym życiu Antka. Ze streamu? Pokazywali się razem na transmisji i rozmawiali o prywatnych sprawach? Bo piszesz, że go wyrzucała za drzwi, zanim zaczynała, więc chyba nie?
freki, bardzo dziękuję!
W sumie z tekstu nie wynika, że matka dużo wiedziała o życiu syna. Znała jego numer telefonu, gdzie pracuje i czym zajmuje się jego dziewczyna. Takie informacje łatwo jest odszukać. I widocznie nie straciła go nigdy z oczu. Antka zdziwiło to, bo nie zdawał sobie sprawy, że matka go w jakiś sposób obserwuje, a co za tym idzie, do pewnego stopnia kontroluje jego życie. Dziewczyna Antka zarabiała, tworząc treści dla dorosłych i prezentując je w transmisji na żywo. I najbardziej go zdenerwowało, że rodzice nie tylko wiedzieli, jak zarabia Marzena, ale również sami wykupili abonament.
Ano, mocne, jako że i horror mocny być powinien. Imo, tu jest groza na kilku płaszczyznach i dlatego to opowiadanie dobrze chwyta.
Od pierwszych akapitów nienawidziłam rodziców Antka, lekarka też wzbudziła moją najwyższą niechęć. A później było tylko gorzej.
Może są jeszcze pewne warsztatowe braki, może miejscami jest zbyt wiele dialogów (choć nie wiem, czy warto słuchać mnie w tej kwestii, wszak opisy to moje zboczenie) ale całość daje radę.
„Człowiek, który potrafi druzgotać iluzje jest zarazem bestią i powodzią. Iluzje są tym dla duszy, czym atmosfera dla planety." - V. Woolf
Dzień dybry,
komentuję na bieżąco. Mogę nie zdążyć dziś przeczytać całego opowiadania, więc najwyżej dokończę jutro.
– Synku, już dobrze – mama uspokajała zapłakane
→ – Synku, już dobrze… – Mama uspokajała zapłakane
Hm. Dziwne to jest dla mnie. Ćpają dziecko tabletkami, na pewno to nie jest dobry pomysł. Chyba że takie było Twoje zamierzenie, by pokazać rodziców jako nieodpowiedzialnych. No a żeby popić tabletkę, dają mu wody, by jeszcze raz obsikał łóżko ;p
– O, śpiochu, w końcu wstałeś – rozbawiona mama
→ – O, śpiochu, w końcu wstałeś! – Rozbawiona mama
– No już, siadaj, bo zaraz kończymy – ojciec ponaglał.
→ – No już, siadaj, bo zaraz kończymy. – Ojciec ponaglał.
– Nie wiesz, czego chcesz, ale ciągle jesteś niezadowolony! – mama
→ – Nie wiesz, czego chcesz, ale ciągle jesteś niezadowolony! – Mama
– O, pani doktor, proszę, to ten chłopiec – recepcjonistka
→ – O, pani doktor, proszę, to ten chłopiec – Recepcjonistka
Ok, już przyznam szczerze nie chce mi się tego za każdym razem poprawiać :P Didaskalia, jeśli nie zaczynają się odgłosem “paszczowym”, piszemy z wielkiej litery.
– To, czemu nie posłuchałeś?
→ – To czemu nie posłuchałeś?
– Wiesz, jakie mogą być konsekwencje twojej paplaniny? Może zainteresować się tobą opieka społeczna albo policja. Uznają, że nie masz w domu prawidłowej opieki. I dojdą do wniosku, że zmyślasz albo stwierdzą, że masz kuku na muniu. Zabiorą cię do bidula lub umieszczą w szpitalu dla obłąkanych. Rozumiesz?
No, już bez przesady. Dzieci mają bujną wyobraźnię, często “widzą” demony, mają zmyślonych przyjaciół, biegają za nieistniejącymi motylkami…
– To, w czym problem?
→ – To w czym problem?
– A możemy trochę później.
→ – A możemy trochę później?
To, gdzie stoi ta szafa? – dociekał Sebastian.
→ To gdzie stoi ta szafa? – dociekał Sebastian.
triumfalnie zawołał – Voilà.
→ triumfalnie zawołał – Voilà!
Tu zrobię sobie przerwę, muszę uciekać na siłownię. Dokończę jutro.
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Rossa, dzięki za komentarz i klika.
– Kochanie zapomnij już o tym.
→ – Kochanie, zapomnij już o tym.
Po kilku godzinach zapalił silnik.
To jak on wcześniej jeździł bez zapalonego silnika?
– Jadę do pracy, ale spokojnie teraz parkuję.
→ – Jadę do pracy, ale spokojnie, teraz parkuję.
Wpatrywali się jeszcze przez chwilę.
W co się wpatrywali?
Kiedyś często to robił, najwięcej w tym domu, do którego za chwilę mieli wejść.
Chyba powinno być najczęściej, ale nie jestem pewna, może najwięcej to nie jest błąd.
Ojciec nie wydawał się zawstydzony. Wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie zdenerwowanego.
Zdenerwowanie często wynika z zawstydzenia. Zastąpiłabym to słowo czymś innym, np. zirytowanego.
Potrzebował porozmawiać z Marzeną. Zaczekał, aż dziewczyna zrobi sobie przerwę, i zadzwonił.
Przerwę od czego? I skąd wiedział, że robi sobie przerwę?
DILF?
O faaak;p
Cały się trząsł z nerwów.
Szyk:
→ Cały trząsł się z nerwów.
– Umiałbyś je otworzyć.
→ – Umiałbyś je otworzyć?
ale dla ciebie, to będzie pestka.
→ ale dla ciebie to będzie pestka.
– Chłopie, więcej tu mi niczego nie znoś – wrzasnął.
Skoro wrzasnął, to przydałby się wykrzyknik na końcu.
→ – Chłopie, więcej tu mi niczego nie znoś! – wrzasnął.
Gdy rano przyszedł Tomek od razu zeszli do piwnicy.
→ Gdy rano przyszedł Tomek, od razu zeszli do piwnicy.
Sygnał z monitoringu dostępny był przez aplikację i najwyraźniej cały czas, ktoś go odbierał.
→ Sygnał z monitoringu dostępny był przez aplikację i najwyraźniej cały czas ktoś go odbierał.
Jankowscy mieli konto w aplikacji, dzięki której wymieniali się różnymi plikami
z innymiz innymi użytkownikami.
Po kilku godzinach. Pojawiła się tu kolejna osoba.
A czemu rozdzielone są te zdania?
Wywiąż się, do cholery, z umowy?
Lepiej dla mnie brzmi:
→ Wywiążesz się, do cholery, z umowy?
W każdym razie nie wiem, czy wypada spojlerować
Spojlować
Ok, skończyłam.
No, w końcu poczułam jakąś grozę, napięcie i niepokój. Jestem usatysfakcjonowana. Nie jestem pewna, czy to się mieści w kanonie horroru, ale mi się podobało.
Na plus też jest wyraźne odcięcie się od stereotypowego obrazu informatyka. Uwielbiam nieszablonowe rozwiązania.
Nie wiem w sumie, co więcej napisać, kawał dobrej roboty. Klikam!
Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć
Witaj, HollyHell91!
Dziękuję za przeczytanie, komentarz, klika i wskazówki. Do większości z nich się zastosowałem.
W każdym razie nie wiem, czy wypada spojlerować
Spojlować
Według poradni językowej PWN obie formy są poprawne. Ja przyzwyczajony jestem do tej pierwszej, więc ją zostawię.
Didaskalia, jeśli nie zaczynają się odgłosem “paszczowym”, piszemy z wielkiej litery.
Ja również znam tę zasadę, ale chyba rozumiem ją inaczej. Oczywiście, może gdzieś zastosowałem ją błędnie, ale nie wydaje mi się, że dotyczy to tych przypadków, które wskazałaś. W partiach dialogowych, w których opisujemy okoliczności wypowiedzi, małą literą zaczynamy, gdy opisujemy czynność słowną.
– Synku, już dobrze – mama uspokajała zapłakane
– Synku, już dobrze… – Mama uspokajała zapłakane
Mama uspokajała, używając słów: „Synku, już dobrze”, a wiec poprawny jest pierwszy przykład.
– O, śpiochu, w końcu wstałeś – rozbawiona mama przywitała chłopca.
– O, śpiochu, w końcu wstałeś! – Rozbawiona mama przywitała chłopca.
Mama przywitała, używając słów: „O, śpiochu, w końcu wstałeś”.
– No już, siadaj, bo zaraz kończymy – ojciec ponaglał.
– No już, siadaj, bo zaraz kończymy. – Ojciec ponaglał.
Ojciec ponagla, używając słów: „No już, siadaj, bo zaraz kończymy”.
Itd.
W przykładzie:
– Przez okno nie uciekli, bo jest zamknięte, a do tego są przecież kraty. To gdzie się podziali? – Tato podszedł do szafy i otworzył ją na oścież.
tato coś powiedział i w tym czasie podszedł do szafy. Opis tej czynności rozpocząłem wielką literą.
Potrzebował porozmawiać z Marzeną. Zaczekał, aż dziewczyna zrobi sobie przerwę, i zadzwonił.
Przerwę od czego? I skąd wiedział, że robi sobie przerwę?
Przerwę w pracy. Znał rozkład jej zajęć i wiedział, kiedy może zadzwonić, by nie przeszkadzać.
Pozdrawiam!
Zacznę od czepiania się. To kolejne opowiadanie, gdzie widzę bardziej dramat psychologiczny niż horror. Postacie złoli są wyraziste na granicy pastiszu.
Natomiast na plus sprawnie poprowadzona opowieść, i to przerysowanie które sprawia, że czyta się płynnie i z silnymi emocjami, no i ogólna spójność wizji. WIdać, że sobie przemyślałeś całość i że widziałeś to, co opisywałeś. No i jest zbrodnia i kara;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Witaj, Ambush!
Też zastanawiałem się, czy postaci i sytuacje nie są zbyt przerysowane. Ale z drugiej strony nawet kochający rodzice czasami ze zmęczenia, życiowej udręki źle się zachowają lub wypowiedzą nieodpowiednie słowa.
Poza tym od czasu do czasu słyszy się historie, w które trudno uwierzyć. Zamknięte w piwnicy przez lata dzieci, czy nawet dorosłe osoby. Choćby ostatnia historia więzionej przez pięć lat kobiety w pomieszczeniu gospodarczym. Czy też sprawa z Francji. Facet przez lata podawał środki odurzające żonie i zapraszał dziesiątki mężczyzn, by ją gwałcili. Najdziwniejsze jest to, że trwa to bardzo długo i na jaw wychodzi, często przypadkowo, dopiero po wielu latach.
Pozdrawiam!
Cześć, AP!
Samym horrorem było już bagatelizowanie problemu przez rodziców i traktowanie dziecka przedmiotowo, tymczasem Twoje opowiadanie ma wiele kolejnych horrorowych warstw, od dosłownego gore po psychologiczny terror. Wymieszanie realnych strachów (molestowanie nieletnich, dark web, problem anonimowości w internecie, itd.), nieco kosztem fantastyki (udawane duchy), wyszło moim zdaniem przede wszystkim ciekawie: jako fragmentaryczna relacja narratora (tego z rodzaju niewiedzących wszystkiego i „niegodnych zaufania”), który sam odkrywa prawdę o swoim życiu. I który, naturalnie, planuje zemstę na swoich oprawcach. Pozostaje pytanie, czy Antek zrobił za dużo – bo czy zrobił źle, nie ma wątpliwości, lecz jest to zło usprawiedliwione – i czy etyka jego postępowania może być poddana jakiemukolwiek osądowi, skoro mamy do czynienia z osobą tak psychicznie zniszczoną.
Najbardziej podobała mi się determinacja Antka, którą zachował pomimo strachu, i którą dorosły już Antoni wykorzystał jako swoją motywację dojścia do prawdy. Najmniej podobała mi się dosłowność "pełnego pułapek i kamer domu horrorów" i finalnej kary, ale rozumiem wybór tego rodzaju horroru.
Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!
Witaj, Żongler!
Dzięki za przeczytanie, komentarz i polecenie do biblioteki.
Pozdrawiam!
AP, zacząłeś od opisu sytuacji jeżącej włos na głowie, nie tylko dlatego, że zobaczyłam prawdziwy koszmar chłopca, ale także dzięki temu, że jednocześnie umiałeś wywołać wrażenie, że troska rodziców trąciła fałszem. Że to nie Antek był najważniejszy podczas całego zajścia, co potwierdziło ich zachowanie podczas śniadania.
Wizyta u specjalisty utwierdziła mnie w podejrzeniu, że nie zdrowie Antka było tu najważniejsze, że za wszystkim kryło się coś mocno osobliwego.
Nieźle też wypadł przeskok do czasu, kiedy Antek jest już dorosły. Jasno tu widać, że przeżycia z dzieciństwa mają ogromny wpływ na jego obecne życie. To co dzieje się później, pozwala odkryć całą prawdę o przeszłości i odrażających poczynaniach rodziców.
I pozostaje nadzieja, że Antek kiedyś upora się z koszmarami przeszłości.
Mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zobaczyć opowiadanie w Bibliotece. :)
Poprawiła poduszkę, a gdy zabrała się za kołdrę i prześcieradło… → Poprawiła poduszkę, a gdy zabrała się do kołdry i prześcieradła… Lub: Poprawiła poduszkę, a gdy chwyciła kołdrę i prześcieradło…
http://filologpolski.blogspot.com/2016/11/brac-siewziac-sie-za-cos-brac-siewziac.html
W samochodzie rodzice wymieniali się tylko krótkimi zdaniami, drobnymi gestami, westchnieniami. → W samochodzie rodzice wymieniali tylko krótkie zdania, drobne gesty, westchnienia.
– Pani doktor przypisała ci nowe lekarstwo… → – Pani doktor przepisała ci nowe lekarstwo…
Lekarz przepisuje lekarstwo.
Za SJP PWN: przepisać – przepisywać 2. «zwykle w odniesieniu do lekarzy: zalecić, zaordynować coś»
Sprawdź też znaczenie czasownika przypisać.
– A chcesz, by ten zboczeniec skrzywdził inne dzieci? Możesz ich uratować. → Jest mowa o dzieciach, więc w ostatnim zdaniu: Możesz je uratować.
Czym więcej szczegółów, tym lepiej. → Im więcej szczegółów, tym lepiej.
Przypisane zastrzyki, które rodzice aplikowali na noc… → Przepisane zastrzyki, które rodzice aplikowali na noc…
Doktor Leśniewska przypisała inne lekarstwa… → Doktor Leśniewska przepisała inne lekarstwa…
…na pewno nie jedna laska umówiłaby się… → …na pewno niejedna laska umówiłaby się…
– Ja się tylko zapytałem… → – Ja tylko zapytałem…
…choć nie raz już szukał… → …choć nieraz już szukał…
Musiało mu się coś przewidzieć. → Musiało mu się coś przywidzieć.
Sprawdź znaczenie czasowników przewidzieć i przywidzieć.
…może w przyszły miesiącu… → Literówka.
Wyjął kilka dyskietek i się im przyjrzał. → Wyjął kilka dyskietek i przyjrzał się im.
– Jasne. To trzy i pół calowe dyskietki, to pudełko z dyskietkami pięć i ćwierć calowymi… → –Jasne. To trzyipółcalowe dyskietki, to pudełko z dyskietkami pięćićwierćcalowymi…
…i zakrwawionymi od ciągłego wpatrywania się w ekrany oczami… → Pewnie miało być: …i oczami przekrwionymi od ciągłego wpatrywania się w ekrany…
Antek podskoczył, jak oparzony z fotela… → Antek, jak oparzony podskoczył z fotela…
…odchylił klapę leżącego na stole operatorskim noteboka. → …odchylił klapę notebooka, leżącego na stole operatorskim.
…gdy przestał się myć i zmieniać ubrania… → …gdy przestał się myć i zmieniać ubranie…
Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą ktoś ma na sobie to ubranie.
– Ciężką miałaś podróż? → – Miałaś męczącą podróż?
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html
…próbując wyrwać się z więzi. → …próbując wyrwać się z więzów.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hej!
Mocny, smutny wstęp. Dziecko się boi, a rodzice mają pretensje… Wiadomo, są zmęczeni, ale nocne moczenie u dzieci jest fizjologiczną reakcją, więc nie da się tego powstrzymać. Fajnie, że poruszyłeś ten problem i rodzice z jednej strony na początku tak pocieszają, a z drugiej są niewyspani i wyżywają się na dziecku.
Ciekawie nakreśliłeś wizytę u psychiatry, ten test, świat widziany oczami dziecka – naprawdę dobrze to wypadło, tak realistycznie, jakbyś wszedł w umysł tego chłopca.
Mały zgrzyt mam do siękozy, sporo jej w tekście, więc nie sposób wymieniać konkretnych przykładów, ale np.
się tylko krótkimi zdaniami, drobnymi gestami, westchnieniami. Ojciec po pierwszym pobycie żony w gabinecie Leśniewskiej, czegoś się dowiedział, ale na szczegóły musiał zaczekać.
Antek niepokoił się. Chciał wiedzieć, co ukrywają rodzice, ale bał się zapytać.
– Pani doktor przypisała ci nowe lekarstwo i powiedziała, że na pewno pomoże. – Mama z uśmiechem obróciła się do tyłu. – Cieszysz się?
Trochę też za dużo tłumaczysz odnośnie zachwytu rodziców przuchodnią, bo to samo widzimy w ich zachowaniu. ;)
Sprawa molestowania – nie wpadłam na to, bo myślałam, że doktor prowadzi dziwną, upiorną terapię. Co do zmiany zachowania rodziców i opiekunki – czy 9-latek potrzebuje opieki? Kurczę, może obecnie tak. Ja miałam 6 lat i zostawałam w domu, nawet jak brałam leki.
No ale okej, wprowadzasz upiora doktora, rodzice go nie widzą, a potem okazuje się, że drzwi są za szafą. I nikt, chłopiec ani ojciec by tam nie zajrzeli? Przecież po pierwszej akcji chłopiec chciałby przeszukać szafę z ojcem, a ojciec pewnie dla świętego spokoju by tam zajrzał, żeby mieć to z głowy. Chyba że wiedział. Bo skoro są drzwi i doktor wyszedł… Hm. Może rodzice nie mają czystego sumienia.
Albo i nie, bo dalej mieszasz, szafa nieruszana od lat? No nie wierzę, kurczę, ciekawa jestem, co dalej!
Trochę szkoda, że nagle taki przeskok, kiedy robiło się naprawdę mrocznie i ciekawie. A tu urwane i mija sporo lat.
Skoro rodzice byli bogaci – czemu „pomocy znikąd”? Mogli wynająć opiekunów, którzy za dobrą kasę by im pomagali, umilali czas.
odezwała się – piętnastego
odezwała się: – Piętnastego
Dziura w ścianie i ukryte pomieszczenie skojarzyło mi się z filmem „La cara oculta”. A co do rodziców, kurczę, kojarzę taki film, ale zapomniałam, muszę zapytać męża. ;)
Końcówka trochę jednak pozytywna, a myślałam, że będzie makabra. :p
Na pewno pierwsza połowa podobała mi się bardziej, w drugiej śledztwo jest dość proste, nie kupuję rodziców sprowadzających tam Antka do pomocy nad ojcem – to nie ma sensu przy takich zwyrodnialcach, co mają tyle kasy i mogliby się bać, że syn odkryje sekret.
Ale całościowo czytałam ekspresowo, naprawdę wciągnął mnie ten tekst i nie mogłam się oderwać. ;)
Pozdrawiam i klikam,
Ananke
regulatorzy, bardzo dziękuję. Poprawki wprowadzone.
I pozostaje nadzieja, że Antek kiedyś upora się z koszmarami przeszłości.
Pierwszy krok ku temu już zrobił. W pierwszej wersji końcówka była trochę inna, ale postawiłem na pozytywne zakończenie.
Cześć, Ananke!
A tu urwane i mija sporo lat.
Zastanawiałem się, czy poświęcić trochę znaków na opisanie, co wydarzyło się w międzyczasie. Jednak kiedy znacznie przekroczyłem limit, to z tego zrezygnowałem i w sumie teraz jestem z tej decyzji zadowolony.
Siękozie się przyjrzę, choć na tym etapie jest już trudno cokolwiek zrobić. Obiecuję z tym walczyć w przyszłości.
Dziękuję za wszystko i pozdrawiam!
Bardzo prosze, AP. A skoro dokonałeś poprawek, idę do klikarni. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć, AP!
Przeczytałem za jednym zamachem, bez przystanków i przerw, co oznacza, że lektura mnie wciągnęła i jestem usatysfakcjonowany:)
Świetnie sobie to przemyślałeś, mam na myśli całą fabułę, te dialogi (najmocniejszy punkt), wraz z zakończeniem (fajnie, że pozytywne). Przyznam szczerze, że umiejętnie kluczysz i prowadzisz akcję, mylisz tropy. Chociaż od początku wiele wskazywało na to, że w zachowaniu rodziców i tych lekarzy jest coś nie tak, to dopiero w momencie, w którym bohater odkrywa tajne pomieszczenia i liczne nośniki danych zacząłem łapać, w którą stronę może to zmierzać.
Niezły horror zafundowałeś głównemu bohaterowi, wyrastał w grubej patologii (której nie był świadomy) i jak to bywa zazwyczaj w życiu, dorosłe życie też miał patologiczne (nieprzepracowane traumy; związek z kobietą, która rozbiera się dla kasy w internecie – będąc dodatkowo nagrywaną przez jakiegoś kamerzystę – inaczej tego nazwać się nie da).
Podobnie jak Ty uważam, że horror/mocny thriller wcale nie musi zawierać elementów nadprzyrodzonych, stricte fantastycznych, bo jak widać ludzie ludziom mogą zgotować nie mniej przerażające rzeczy (jak sobie pomyślę, że na świecie naprawdę są tacy, którzy robią takie świństwa i puszczają je w jakiś darknetach to mnie mdli).
Nie wiem, nie znam się, ale ponieważ w opowiadaniu poruszany jest wątek pedofilii i pornografii dziecięcej, to być może tekst powinien być oznaczony jako +18, ale to już sprawa dla adminów;)
Mam tylko dwie drobnostki, które trochę mnie zastanowiły, chociaż nie zmieniają one pozytywnego odbioru tekstu:
Ale to małe szczegóły. Spodobał mi się też ten pomysł (trochę jakby zaczerpnięty z amerykańskiego/zachodniego kina), że tytuł opowiadania właściwie tylko lekko łączy się z fabułą, w zasadzie z jakimś pobocznym, nieco drugorzędnym elementem fabuły.
Powodzenia w konkursie i pozdrawiam!
Cześć, Podeszło, podobało się. Bardziej kryminało-horror, ale ładnie wszystko się łączy i zostawia satysfakcję na końcu. Z przyjemnością nagram. Pozdrawiam, BS
Witaj, JPolsky!
Mam tylko dwie drobnostki, które trochę mnie zastanowiły…
Ja to widzę w ten sposób:
1.
Różne rzeczy wychodzą nawet po wielu latach. Matka mogła chcieć mieć pełniejszą kontrolę nad życiem swojego dziecka, a tym samym lepiej go pilnować. Dyskretna obserwacja z daleka mogła być niewystarczająca.
2.
Nie od razu po nawiązaniu bezpośredniego kontaktu matka zaufała synowi na tyle, by zostawić go na parę dni samego z ojcem. Minęło trochę czasu na rozmowach. Matka mogła się przekonać, na ile pranie mózgu było skuteczne, co syn myśli o rodzicach, ile jest w nim żalu itd.
3.
Rodzice mogli chcieć do końca go wykorzystać. Byli zaborczy. Teraz kiedy byli już starsi, potraktowali go jako darmową pomoc.
4.
Ludzie, którzy przez dłuższy czas postępują źle i im to uchodzi, czują się na tyle pewni siebie, że przestają być ostrożni. Pewnie przez lata, co jakiś czas zapaliła im się niejedna czerwona lampka, ale się uodpornili.
Kojarzysz sprawę takiego bardzo znanego psychoterapeuty (początek lat dwutysięcznych), który został oskarżony o akty pedofilskie i utrwalanie pornografii dziecięcej? Facet wpadł w ten sposób, że wiele takich materiałów po prostu wyniósł na śmietnik.
Czyta się też historie o porwanych i więzionych ludzi. Zastanawiające jest, że przez lata takie sprawy nie wychodzą. Wiezione kobiety nawet rodzą dzieci swoim oprawcom, czasem nawet w szpitalu, po czym wracają do piwnicy.
5.
Nie wiem też, czy należy wykluczyć, że również tacy rodzice na swój pokręcony sposób, kochają jednak swoje dzieci i chcą się do nich na starość zbliżyć.
Bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarz.
Pozdrawiam!
Część, Bruno!
Fajnie, że się podobało. Dziękuję za miłe słowa.
Pozdrawiam!
Hmmm. Zabrakło mi fantastyki.
Ale faktycznie mocno przeczołgałeś bohatera.
Już pierwsze sceny wydawały się dziwne. Nikt normalny nie powinien tak traktować dzieciaka. Zwłaszcza rodzice i lekarze. Później to się wszystko wyjaśnia, początek nabiera sensu.
Ciekawa lektura.
Babska logika rządzi!
Finkla, dzięki!
Hmmm. Zabrakło mi fantastyki.
Podeprę się zdaniem, które napisał Bruno w komentarzu wyjaśniającym, jakich tekstów oczekuje:
Horrory bez wątku paranormalnego też wchodzą w grę czyli slashery, seryjni mordercy itp… jak najbardziej.
Myślę, że moje opowiadanie pod to podpada, przynajmniej pod “itp.”.
OK, OK, nie twierdzę, że Twoje opowiadanie nie kwalifikuje się do konkursu, tylko że mnie nie podpasowało. Ale nie juroruję, więc to nie ma większego znaczenia.
Babska logika rządzi!
I po co mi to było? Z pierwszego wejścia dowiedziałem się, że “ciekawa lektura”, a z drugiego, że “nie podpasowało”.
Oj, myślałam, że wszyscy wiedzą, że jestem strasznie cięta na brak fantastyki. Twój tekst jak na właściwie obyczajówkę daje radę, ale nie jest to fantastyczna elita. Teraz lepiej zabrzmiało? :-)
Babska logika rządzi!
Tak sobie. I oczywiście zorientowałem się już dawno, że jesteś cięta na brak fantastyki.
Ulubiona emotka Baila. Już delikatniej chyba nie dam rady.
No, to po co prowokujesz wyjaśnienia?
Babska logika rządzi!
¯\_(ツ)_/¯ Już nie będę!
Hej!
Nie lubię czytać o krzywdzeniu dzieci na szczęście nie opisywałeś tego zbyt dokładnie. Ogólnie historia dobrze napisana i wciągnęła. Cała rzeczywistość jest dosyć przygnębiająca, również w dorosłym życiu. Brakowało mi tylko by dziewczyna bohatera miała romans z kamerzystą, na szczęście nie poszedłeś w tą stronę.
Na początku rodzice wychodzili na dość miłych potem okazali się dość jednostronni, ale w sumie to jest w porządku. Na końcu może za bardzo wszystko jest wyjaśnione, ale ucieszyłem się, że bohater ma szansę jakiejś zemsty.
Z punktów technicznych może brakowało mi jaśniejszego przejścia np. kiedy akcja przenosi się z dzieciństwa do wieku dorosłego. To szczególnie przy audiobooku może mieć znaczenie (choć może się mylę).
Kliknąłbym gdyby było trzeba, a tak tylko pozdrawiam!
Cześć, Edwardzie!
Z punktów technicznych może brakowało mi jaśniejszego przejścia np. kiedy akcja przenosi się z dzieciństwa do wieku dorosłego.
Jakieś zdanie typu “Piętnaście lat później…”?
W pierwszej scenie po przeskoku czasowym pada kilka informacji, podsumowujących wcześniejszy okres, by jasnym był upływ wielu lat od ostatnich opisanych zdarzeń. Trudno byłoby mi je tak wpleść w normalną rozmowę, dlatego wymyśliłem te pseudo oświadczyny. Oczywiście każde medium ma swoją specyfikę i również przy kilku innych fragmentach zastanawiałem się, jak to będzie w przypadku audiobooka.
Dzięki za przeczytanie, komentarz i potencjalnego klika.
Pozdrawiam!
Mocny i wciągający tekst. Klimat można kroić nożem, historia ładnie się składa w całość. Może samo zakończenie (ostatnia scena) wydało mi się nieco mniej zajmujące, ale wszystko co wcześniej naprawdę dobre.
Zygfrydzie, wielkie dzięki!
Dla mnie trochę tego za dużo, żeby potraktować to jako możliwe, a więc, niestety, niestraszne. Ale czytało się przyjemnie :)
Przynoszę radość :)
Anet, dzięki!
Cieszy, że przyjemnie się czytało, choć wolałbym Cię przestraszyć.