Czas: 2066.03.13; sb; zmierzch; g 21:45
Miejsce: Szkocja; baza RN w Clyde; sala gimnastyczna; sektor VIP
Scena
– Mój panie! Mój mistrzu! O najpotężniejszy z potężnych! – pierwsza scena otwierająca nową sztukę była mocna. Pewnie po części ze względu na kostiumy. Gdy światło rozjaśniło scenę gdzie dekoracje przedstawiały jakiś zamek dało się zobaczyć dwie sylwetki. Mężczyzna stał w dumnej pozie a kobieta klęczała tuż u jego stóp. Istna, klasyka męskiego zdobywcy i uległej, wdzięcznej branki. Mężczyzną był Hubert który odgrywał ojca dumnego, rodu mrocznych elfów. Okazało się, że peleryna jest częścią jego stroju a pod nią miał coś co wyglądało na zbroję. I to nie taką zwyczajną, ze średniowiecza ale taką jaka pasowała wizerunkiem do wyobrażenia o elfach. Widocznie charakteryzator się postarał przy robieniu tych kostiumów. Do tego u pasa miecz no i jeszcze buławę za pasem. No istny rycerz, wódz i zdobywca.
Kitty Blond zaś miała na sobie znacznie mniej. Właściwie nie było pewne czy w ogóle coś na sobie miała co dodawało pikanterii widowisku. Była bowiem albo cała pomalowana na czerwono albo miała na sobie coś obcisłego o krwistej barwie. Patrząc z widowni nie można było być tego pewnym. Na tej czerwieni wyróżniała się czerń jej skromnego kostiumu jaki więcej odkrywał niż zakrywał. Ten kolorystyczny zestaw zapewne miał sugerować demoniczne pochodzenie odgrywanej postaci. Na tle czerwieni kawałki czerni mocno ze sobą kontrastowały i ładnie podkreślały te kobiece kształty czerwonej kusicielki. Do tego prawdziwa obroża na szyi i skórzane obręcze na nadgarstkach i kostkach sugerowały jakiś rodzaj niewoli. Ukoronowaniem kostiumy były rogi wpięte w jej blond włosy widocznie już wcześniej. Właśnie ona klęczała w uległej pozie u stóp swojego elfiego zdobywcy i wychwalała go pod niebiosa.
– Tak, tak, dobrze ci idzie Demi. Kontynuuj proszę. – Hubert jako wódz elfów łaskawie zgodził się z jej słowami. Dalej stał w dumnej pozie jakby oboje pozowali do jakiegoś plakatu z klasyki fantasy i komiksów. Nic dziwnego, że u części widowni smartfony poszły w ruch aby uwiecznić tą scenę.
– Mój zdobywco! O największy i najpotężniejszy! Tylko ciebie pożądam, tylko ty dajesz mi prawdziwą rozkosz i spełnienie! – Demi uniosła się nieco w kolanach i mocniej złapała za udo swojego elfiego wodza jakby naprawdę nie mogła się bez niego obyć.
– Tak, właśnie tak. Widzę Demi, że masz dobry dzień dzisiaj. Nie psujmy tego. – elfi wódz i zdobywca znów okazał uległej demonetce swoją łaskawość i pozwolił jej się pławić w swojej męskiej wspaniałości a sobie w jej pochlebstwach. A widzowie z zapartym tchem czekali dokąd aktorzy posunął się w swoich rolach. Do tej pory zdarzały im się różne śmiałe żarty, pozy i role ale nie przekroczyli pewnej subtelnej granicy przyzwoitości. Teraz zaś wydawało się, że właśnie się do niej zbliżają. Ale czy ją przekroczą?
– Oh proszę, pozwól mnie po tysiąckroć przeklętej, nasycić się swoim jestestwem! Napełnij mnie swoją potęgą i mocą! Chcę cię natychmiast tu i teraz! – Kitty się postarała bo wyjęczała to tak rozkosznie i przekonywująco jakby nie mogła istnieć ani chwili dłużej bez natychmiastowego skonsumowania swojego związku ze swoim panem. I pewnie niejeden widz z chęcią znalazłby się na miejscu Huberta aby skosztować tej kusząco uległej demonetki. Wódz elfów też miał minę jakby właśnie podzielał takie zdanie i już otworzył usta aby coś powiedzieć gdy wtrąciły się w tą scenę osoby trzecie.
– Tato, tato, tato! – Michelle wbiegła z impetem na scenę wywołując chaos swoją ekspresją z jakiej była znana. Też była ubrana w jakieś elfi kostium i widocznie odgrywała zgrabną, ciemnoskórą elfkę. Z biczem u pasa.
– Nosz ku! Dlaczego zawsze w takim momencie! – syknął rozeźlony Hubert i na ile to mógł dyskretnie próbował sobie zasunąć rozporek. Dyskretnie oczywiście przed Michelle a nie przed widownią. Ta gruchnęła gromkim śmiechem na widok jego zakłopotania i irytacji. Demi zaś błyskawicznie opadła na kolanka do początkowej pozycji i z miną niewiniątka udawała, że nic się nie działo.
– Oj tato no… – Michelle zatrzymała się obserwując ich oboje jakby sprawdzała czemu mogła przeszkodzić. Kitty na wszelki wypadek pomachała do niej dłonią posyłając sympatyczny uśmiech na co córka elfiego wodza kiwnęła jej głową.
– To twoja matka tak twierdzi. – mruknął wyraźnie zirytowany elf a sala buchnęła śmiechem. Co prawda nie poznali jeszcze matki Michelle i pewnie żony elfiego wodza no ale jak kogoś kabareciarze nie ukrywali w zanadrzu to z kobiet brakowało tylko Jeanette. Więc z tym “tato” w ustach Michelle to faktycznie był niezły ubaw. Zwłaszcza, że ciemna skóra aktorki sugerowała inne niż europejskie korzenie w przeciwieństwie do jasnoskórej pary która odgrywała jej rodziców.
– Oj no tato to jak już skończyłeś się zabawiać z Demi… A właśnie Demi to przyjdź do mnie jak już ululasz tatę… – córka zwróciła się do ojca ale na chwilę pozwoliła sobie wtrącić uwagę do demonetki. Szybko jednak wróciła do rozmowy z głową rodziny – A tato chodzi o to, że mi się niewolnicy skończyli i potrzebuję nowych. – Michelle też miała sztuczne, elfie uszy przyczepione do własnych i wyglądała jak jakaś wojowniczka. Tylko zamiast miecza miała zwinięty u pasa bicz.
– Hej, chwila, jak to “przyjdź do mnie”?! Jak to “ululasz tatę”?! Co to ma być? I zaraz jak to skończyli ci się niewolnicy? Przecież dopiero co ci kupiłem cały tuzin. – dzielny wódz elfów no a przy okazji oficjalny ojciec Michelle i pan Demi, popatrzył na nie jakby się właśnie dowiedział, że coś je łączy za jego plecami. Ale uwaga o niewolnikach bardziej przykuła jego uwagę.
– Oj no skończyli się. Tuptuś był trochę nieuważny przy karmieniu. – wyznała niezbyt tym zrażona córka swojego ojca.
– Jak to “skończyli się”? Cały tuzin? To powinno wystarczyć na kwartał! Co ty z nimi robisz? I jak to Tuptuś był nieuważny? Zaraz… Oj nie, nie… Chyba nie karmisz niewolnikami swojej hydry? – ojciec rozłożył ręce i klapnął nimi o uda dając znać, że coś mu tu mocno nie gra w opowieści córki. Ale nagle jakby wpadł na pomysł w jaki sposób owi niewolnicy tak szybko mogli “się kończyć”. Michelle zaś dziwnym trafem zaczęła przypatrywać się swojej stopie jaką zaczęła rysować w tę i we w tę po podłodze zdradzając rolę winowajcy. Zanim wódz elfiego rodu zdążył coś przedsięwziąć znów się rozległ podobny okrzyk jak wcześniej.
– Tato, tato, tato! – tym razem był to męski głos i za chwilę na scenę wbiegł Terry. I on już samym pojawieniem się wywołał burzę oklasków i śmiechów. Z całej szóstki był bowiem najwyższy i najtęższy. Więc najmniej pasował do kostiumu baletnicy w zwiewnej kiecce i pończochach. A właśnie wbiegł w takim stroju. Zarówno jego siostra jak i ojciec popatrzyli na niego krytycznie. Pozwalając przy okazji widzom się wyśmiać i uciszyć.
– To twoja matka tak twierdzi. – mruknął Hubert znów chyba niezbyt będąc dumny ze swoich dzieci. Zresztą to jak się potem okazało było dość odwzajemnione uczucie. Za to widownia chłonęła te rodzinne niesnaski pełną piersią.
– Tato ja już nie chcę być baletmistrzem. – Terry powiedział coś co sprawiło, że jego ojciec zbystrzał.
– Nie? No nareszcie! Mój synu! – podszedł do syna, objął go, uściskał jakby wreszcie ten zmądrzał, skończył z młodzieńczymi wygłupami i był gotów przejąć po nim schedę.
– No. To głupie. I mało męskie. – Terry pokiwał głową a w końcu był z pół głowy wyższy od kolegów a z koleżanek to prawie o głowę. Może oprócz Jeanette bo ta jak na kobietę była dość wysoka i dorównywała wzrostem obu kolegom a w szpilkach i upiętych włosach to nawet wydawała się ciut wyższa.
– Nareszcie! To kim chcesz być? Jako potężny, dumny, syn prastarej rasy mrocznych elfów! Zabójcą? Egzekutorem? Wojownikiem? No niech stracę, może magiem? Ostatecznie to też zawód jak każdy inny. Jak się przymknie oko. Albo oba. No nieważne, mag w sumie może ostatecznie być. A może… A może chcesz być morskim korsarzem?! Jak tatuś! – Hubert zdawał się przelać na Terrego całą ojcowską miłość, wyrozumienie i tolerancję. Nawet maga mógł mu wybaczyć chociaż wydawał się żywić do nich jakąś niechęć.
– Nie no co ty tato, nie rób siary… Aż tak zdesperowany nie jestem. – Terry spojrzał na niego i przyjął dość młodzieżowy ton jakby ojciec chciał mu narobić obciachu przy kolegach. I wydawał się być zdegustowany propozycjami ojca.
– Tak? Dobra. To kim chcesz być. No mów. Dawaj. Przetrwałem już barda, poetę, stylistę, baletmistrza to dawaj co tam masz. – ojciec westchnął, odsunął się od syna i zachęcił go słowem i gestem aby ten wyprowadził ten cios w jego serce jak wiele wcześniejszych.
– Chcę zostać seksualnym niewolnikiem! – odparł Terry i na twarzy wykwitł mu lubieżny uśmieszek. Zaś widownia ryknęła śmiechem i zaczęła bić mu brawo. Bo pod względem fizyczności to jemu było najdalej do elfich kanonów piękna.
– Co?! Chyba oszalałeś! Czy ty wiesz co to oznacza?! Wiesz co ci zrobią!? – Hubert wybuchnął jakby mimo wszystko znów spróbował synowi ostatni raz przemówić do rozsądku.
– No już trochę wiem. Ale jeszcze nie wszystko. No i właśnie dlatego przyszedłem. Pożyczysz mi na wieczór Demi? Muszę potrenować. – Terry bezwstydnie wskazał na wciąż klęczącą na poduszkach demonetkę. Ona zaś odwzajemniła mu się gestem jakby strzelała z niewidzialnego bicza. Na co on jej pomachał wesoło dłonią i zabujał brwiami.
– O nie, nie, mowy nie ma, Demi jest moja! Tak mamy napisany cyrograf. I w ogóle to nie ma mowy! Absolutnie nie. – ojciec pokręcił przecząco głową jakby Demi była jego ostatnim skarbem i deską ratunku jaką chciał mieć tylko dla siebie.
– Tak? A kto pisał ten cyrograf? A zresztą… Maamooo! – Terry złapał się za biodra jakby dostał nie taką odpowiedź jakiej oczekiwał i mu się to bardzo nie podobało. Ale wiedział jak uzyskać to co chce.
– Nie! Nie wołaj jej! Bo przyjdzie! No jeszcze jej tu tylko brakowało… No i przylazła… – dumny i męski wódz prastarej rasy przez chwilę zżymał się na syna ale już nie dało się powstrzymać nieuniknionego więc poddał się biegowi wypadków.
– Słucham cię synku? – na scenę wkroczyła Jeanette. I miała równie dopasowany kostium co Hubert. Tak jak on w spokoju mógł grać w nim elfiego króla tak ona elfią królową. No i przyszła stukając dumnie obcasami i trzymając pod bokiem ostatniego z ich szóstki czyli Juniora. Który z kolei miał męski odpowiednik stroju Michelle czyli jakiegoś młodego wojownika o niższej od wodza randze. Za to nadrabiał atrakcyjną sylwetką i wyglądem. A przez sposób wprowadzenia na scenę wyglądał na aktualnego kochanka elfiej wiedźmy. No i wyjaśniło się czemu głowa rodziny żywiła taką niechęć do magów. Jego żona była jedną z nich.
– A tata nie chce mi pożyczyć Demi na noc. – Terry poskarżył się matce na swojego ojca pokazując go oskarżycielsko palcem.
– A mnie nie chce kupić nowych niewolników. – Michelle skorzystała z okazji i dołożyła swoje trzy grosze. – I nie chce mi pożyczyć Demi. – dodała jakby na deser.
– Tak? Mój drogi, że tak zażartuję, mężu. Jak możesz wyjaśnić swoje niestosowne zachowanie względem, że tak zażartuję, naszych dzieci? – zapytała elfia królowa jakby to ona w tej rodzinie miała dominujący głos i pozycję.
– Ty wiesz kim on chce zostać? Seksualnym niewolnikiem! A twoja córka karmi swoją hydrę tymi niewolnikami! – Hubert nie poddał się tak łatwo i mimo wszystko spróbował swojej argumentacji z żoną. – A w ogóle kto to jest? To Garlond już ci się skończył? – jakby na deser zapytał o mężczyznę towarzyszącego jego żonie.
– No niestety mój drogi ktoś musi pracować na naszą rodzinną pozycję. I proszę cię nie marudź. Nie wiesz co się ostatnio nasłuchałam o tobie od Elandii. No naprawdę gust ci sie nieco poprawił z tymi kochankami ale no mój drogi. Jak już się z którąś umawiasz to proszę cię rób co do ciebie należy. A nie. Zasypiasz w połowie. Musiałam dokończyć za ciebie. Na szczęście Elandii jest o oczko wyżej od tej twojej poprzedniej wywłoki i nawet miałam z tego nieco przyjemności. Nim jej poderżnęłam gardło. – żona prychnęła na swojego męża i w paru zdaniach streściła jak to wyglądają stosunki w tym elfim społeczeństwie.
– Znowu?! Nie no nie możesz ciągle podrzynać gardeł moim kochankom! W końcu żadna nie będzie się chciała ze mną umawiać! Temu swojemu dandysowi poderżnij gardło! – Hubert wybuchnął jakby od strony rodziny otrzymał kolejny cios wskazując z irytacją na postać graną przez Juniora.
– Nie. Jeszcze nie. Na razie mnie zadowala. A Elandii to tylko biznes. Potrzebowałam świeżej krwi do czarów a ona była, że tak zażartuję, pod ręką. Nóż też no ale sama chciała. Mówiła, że to ją kręci. Co miałam przyjemności odmówić koleżance? – Jeanette wzruszyła ramionami i odparła dość spokojnie. Za to jej kochanek promieniał z dumy patrząc z wyższością na swojego pokonanego konkurenta. Do momentu gdy usłyszał to “jeszcze nie”.
---
– Nie, ma tego dość! Mam tego wszystkiego, cholernie dość! Koniec tego! Biorę statek i wypływam gwałcić, palić, zabijać i rabować! Biorę swoją wierną załogę i wypływam! Nie wiem kiedy wrócę i czy w ogóle wrócę! Demi! Zbieraj się! Popłyniesz ze mną! – przez większość sztuki poza jej początkiem to głowa elfiej rodziny nie wyglądała zbyt dumnie. W miarę jak widzowie dowiadywali się o kolejnych grzeszkach każdego z członków tej mrocznej i mocno patologicznej rodziny wydawali się mniej idealni. Każdy miał jakieś wady, przewiny, był próżny i egocentryczny. No i nawet każdy w jakiś sposób romansował z Demi chociaż w całkiem innym stylu. Tak to w pewnym momencie Michelle po zabawach z Kitty oddała jej swój pejcz aby zrobiła użytek na jej bracie którego uważała za niedojdę ale i konkurenta do majątku i tytułów. No a sama Demi wydawała się zwinnie lawirować pomiędzy członkami elfiej rodziny jakimś cudem dogadując się z każdym a i wszyscy chcieli mieć z nią dobre relacje a najlepiej to mieć słodką demonetkę tylko dla siebie. Ona też jakby stanowiła łącznika i negocjatora pomiędzy zwaśnionymi stronami próbując ich jakoś pogodzić albo chociaż uspokoić przez co wydawała się być najsympatyczniejsza z nich wszystkich. Zaś głowa rodziny zaś jawiła się jako zwykły ciapciak i kapeć jaki nie ma szacunku i poważania nawet we własnym domu. I pławi się w chwale swoich dawnych dni i wyczynów. Aż do ostatniej sceny. Wtedy bowiem krew w nim zawrzała na tyle, że postanowił zerwać z tym wszystkim i ruszyć na łupieżczą wyprawę z jakiej słynęła rasa mrocznych elfów.
– Tak mój panie! Z rozkoszą mój panie! – Demi zerwała się z miejsca i pobiegła za swoim władcą jaki zdążył już wyjść ze sceny.
– Korsarska wyprawa? To będą nowi niewolnicy! Tuptuś będzie szczęśliwy! Tato! Tato poczekaj! To ja też chcę płynąć z tobą! – Michelle zawołała w stronę widowni ale na koniec już w bok i pobiegła za swoim ojcem. Bo przez cały występ nie mogła się doprosić o nowych niewolników ani od ojca ani od matki.
– Korsarska wyprawa? To będą tawerny i zamtuzy! Wreszcie zdobędę doświadczenie i będę mógł się pokazać z lepszej strony! Tato! To ja też płynę! Poczekaj, jeszcze ja! – Terry też był nadspodziewanie zadowolony z decyzji swojego ojca. I w końcu też wybiegł ze sceny znikając z oczu widowni.
– Korsarska wyprawa? No nie wierzę… Tak jak kiedyś, gdy byliśmy młodzi… I był takim dzielnym, bezkompromisowym zdobywcą… Tak poetycko krew sikała z ran jego wrogów jak przyszedł po mnie gdy wyrżnął ich wszystkich… A potem kochaliśmy się całą noc śliscy od tej krwi! – Jeanette chociaż przez całą sztukę ewidentnie pogardzała takim ciapciakiem jaki był jej mężem nawet jeśli zawsze umiała to ubrać w gładkie słówka to nadal to były ostre, drażniące szpile. I raczej nie grała tu miłej postaci, raczej była symbolem kobiety zimnej i wyrachowanej. Ale ociekającej zimnym, dominującym erotyzmem. Teraz jednak, na sam koniec sztuki jakby się przebudziłą. I dostrzegła w tym ciapciaku mężczyznę w jakim była kiedyś zakochana i jakiego szczerze pożądała. – Kochanie! Kochanie, proszę cię zaczekaj! Może jeszcze to wszystko przedyskutujemy?! – zawołała w bok i w końcu wyszła energicznym krokiem w ślad za swoimi dziećmi i mężem. No i ich rodzinną demonetką.
– Korsarska wyprawa? No poważnie? Nosz w mordę a już miałem wszystko poukładane i zaplanowane! – Junior miał najmniej mówioną rolę i odgrywał raczej młodego i ambitnego karierowicza. Który chętnie pozbyłby się starszego rywala i zajął jego miejsce. A miał ku temu sporo okazji bo w pewnym momencie właściwie wszyscy mieli dość pozera w roli ojca i chętnie oddaliby dowódczą buławę komuś takiemu jak on. Jedynie Demi do końca stała po stronie starego kapitana i to ona dosypała blekotu do wina młodszego konkurenta przez co się potem zbłaźnił i zawalił sprawę. Ale pewnie by to jakoś odkręcił. Ta nagła wyprawa korsarska jednak mocno pokrzyżowała mu plany. – No i będę musiał płynąć razem z nimi. – westchnął na końcu bo nawet jak zamierzał zamieszać w tych rodzinnych relacjach o był niejako skazany na dzielenie ich losu. – Panie kapitanie! Panie kapitanie proszę zaczekać! Na pewno przyda się panu zaufany nawigator! – krzyknął głośniej i też udał się w bok sceny za pozostałymi.
---
No i był koniec przedstawienia. Cała szóstka wyszła jeszcze raz na scenę, wciąż w swoich kostiumach. Ukłonili się na raz dostając brawa a w końcu owacje na stojąco. Premiera nowej sztuki w eksperymentalnym gatunku fantasy i w komediowej konwencji zakończyła się sukcesem. Po wszystkim cała szóstka znów była zgranym zespołem aktorów, kolegów i koleżanek z jednej trupy jako ciężko pracowali nad tą sztuką i teraz mieli chwilę aby nacieszyć się brawami i okrzykami uznania.
– Tak, tak, dziękujemy. Nagrania będą dostępne wkrótce. Musimy jakoś zarabiać na naszych tantiemach. A gdyby się okazało, że coś można zarabiać na naszych autografach to dajcie znać. I to tam za chwilę jak zejdziemy ze sceny. – Hubert zabrał głos w imieniu całego zespołu i jak to często miał w zwyczaju lubił w żartach podkreślić, że aktorzy dla kasy zrobią wszystko albo bardzo wiele a w ogóle to są tylko bezdusznymi maszynkami do zarabiania pieniędzy. Oczywiście nikt w to nie wierzył bo w tych ich skeczach i przedstawieniach było czuć pasję, serce i duszę jaką aktorzy w to wkładają. Nie dałoby się tego robić bez uczuć i na zimno. W końcu aby wziąć to trzeba dać. Tak samo z okazywaniem emocji ze strony widowni tak jak teraz. Nie dało się tego zrobić bez okazywania własnych. Tak to kiedyś wspomniał pół żartem pół serio podczas jednego ze swoich żartobliwych monologów przed jednym z występów. Ale też tradycją się stało, że po występie artyści niejako “schodzili do ludu”. Czyli zwykle dosłownie schodzili ze sceny na dół i można było z nimi pogadać, pożartować, skomentować na gorąco występy czy choćby wziąć autograf.
---
Opis grupy teatralnej
The Glasgow Theater Group – grupa teatralna i kabaretowa jaka przybyła na początku marca 2066 r do bazy Clyde ze swoim bogatym repertuarem. Od tej pory stanowią jeden z popularniejszych punktów wieczornych rozrywek w bazie. W jej skład wchodzą: Hubert, Terry, Junior, Jeanette, Kitty Blond i Michelle.
Hubert – przeciętnej budowy mężczyzna, uważany za lidera całej grupy, zwykle gra główne role ojców, mężów, partnerów w interesach, spryciarzy ale z jakimiś karykaturalnymi wadami, przed katastrofą Hubert był nauczycielem w grupie teatralnej, jest urodzonym managerem i organizatorem, zwykle to on przemawia w imieniu grupy i załatwia kontrakty
Jeanette – czarnowłosa i najwyższa z kobiet, wyższa nawet od Huberta, kobieta o szlachetnym wyglądzie najczęściej gra główne role kobiece czyli matki, żony, królowe, szlachcianki, femme fatale. Razem z Hubertem jest uznawana za lidera grupy, bardzo charyzmatyczna, płynnie mówi po hiszpańsku i francusku, profesjonalna tancerka salsy i flamenco.
Junior – dobrze zbudowany mężczyzna o twarzy młodzika, często gra rolę synów, nastolatków, naiwniaków i pomocników. Najmłodszy i fizycznie najsprawniejszy z trójki aktorów, w razie potrzeby to on wykonuje najbardziej wymagające elementy choreografii zwłaszcza jak trzeba kogoś podrzucić, złapać, podnieść itd. Wcześniej był księgowym.
Kitty Blond – blondynka o klasycznej urodzie “profesjonalnej blondynki”, często gra dorosłe córki, kochanki i dobrotliwe choć naiwne dziewczęta o wielkim sercu ale niewielkim rozumku. Prywatnie Kitty też na ogół jest miła ale nie tak naiwna jak to najczęściej odgrywa na scenie. Ma szwajcarskie korzenie i mówi także po niemiecku i trochę po włosku.
Michelle – ciemnoskóra aktorka o wielkiej ekspresji, świetnie odgrywa momenty paniki, kłótni, pretensjonalnych karen, jest zawodową śpiewaczką więc ma najwięcej śpiewanych ról. Wedle rozpowszechnionych plotek jest też utalentowanym DJ-em.
Terry – duży, masywny i z dużym brzuchem więc często gra tatuśków, wujków, mafiozów, ochroniarzy, dozorców lub niezbyt lotnego mięśniaka. Ma wrodzony talent “dużego misia” co często wzbudza pozytywne pierwsze i drugie wrażenie. Wcześniej był nauczycielem w podstawówce i do tej pory ma dobre podejście do dzieci więc gdy są przedstawienia dla nich to zwykle on przejmuje rolę prezentera.