
– Zabiłeś mnie, Zawisza. Nie żyję. Jak się z tym czujesz?
Zawisza obudził się ze zduszonym krzykiem w swoim zamku. Popatrzył na omszałe ściany, i szybko się uspokoił. To tylko zły sen, przez szatana samego zesłany.
Minęły 3 tygodnie, a on nadal mam wyrzuty sumienia. Pierwszy tydzień balował w opór. Z królami, księżniczkami, kim popadnie. Wszakże zabić ostatniego smoka na świecie to osiągnięcie. Nawet miał na pamiątkę jego pazur, na ścianie powieszon. Dyskretnie spojrzał, czy aby nadal wisiał na swoim miejscu, czy nie chciał mu czasem gardła poderżnąć.
W tym czasie wpadła do pokoju Brunhilda, dziewczę młode, piękne, z cycem wspaniałym, dupką ponętną, poruszona okrutnie krzykiem jego.
– Mężu mój, ach, mężu mój! Czyżeś miał sen ów okropny znów? – Brunhilda podbiegła i mocno wtuliła Zawiszę w swoje cyce. Od razu strach przeminął.
– Oh, Hildko, Hildko najdroższa! Teraz już dobrze, bardzo dobrze jest! Jestem silny, odważny, smoka żem ubił, wcale się nigdy niczego boję. Toż to pewnie pluskwa w tyłek mnie ugryzła, ot co. A skoro już tu jesteś, przynieś mi wina dzban, i zawołaj swoją siostrę ku zabawie, dobrze? – Hildka uśmiechnięta, ucałowała Zawiszę i pobiegła wykonać plan. Noc zrobiła się jakby milsza, choć głośniejsza – na szczęście ściany z grubych bloków bazaltowych ciosane, prawie żadnego dźwięku nie przenoszą, a przynajmniej biada temu któżby zareagował.
Poranek wniósł do jego życia tylko więcej bólu – tym razem głowy. Wino oj trzepało, trzepało, i z mózgowia wyjść nie potrafiło.
– Klin klinem, hah! – Zakrzyknął, i służba przyniosła kolejny dzban. Wzniósł toast, niespecjalnie szczęśliwy, za poległą bestię, a huncwoci i inni dworzanie śmiało się przyłączyli. Dziewczyny jeszcze parowały po nocy, zmęczone nietęgo, ale cóż, taka rola nałożnic wszelakich.
Tymczasem z Zawiszą było tylko gorzej. Zdawało mu się, że licho jakieś za nim podąża. Że kątem oka widzi smoczy ogon. Że za oknem skrzydła cieliste łopoczą, a na niebie cielsko olbrzymie cienie na włościach jego kładzie. Żaden dzban wina, kibić dziewki nie była w stanie go uspokoić. Po tygodniu nocnych majaków, zwid i omamów wzrokowych udał się do Bezleby, wiedźmy okropnej, na mokradłach mieszkającej. Udał się wieczorem, w przebraniu, nie chcąc przyciągać uwagi niczyjej.
Zastukał do skrzywionej chatki trzy razy, tak jak mu karczmarz przykazał. Po chwili okropne stare babsko otworzyło mu drzwi. Cycki miała przewiązane u pasa, skórę pomarszczoną niby ropucha, gadzi język, oddech jaszczurki i nos wielkości i kształku nietoperza.
Za to koszulkę miała nową, ładną, seledynową. Widocznie nie wiedziała że nadchodzi, nie zdążyła się przebrać w kostium.
– Kto tu przyszedł, czego chce? Zaraz w żabę zamienię, he he! – wyskrzeczała, otwierając drzwi. – Ach, to Ty, Zawisza – dodała, uspokajając się. – Spodziewałam się Ciebie po tym co zrobiłeś staremu Rurkowi. Niech cię diabli, tfu – napluła na kamień, a on się rozpuścił.
– Paskudna kobieto, nie chcesz mnie, to pójdę, jakom żyw! Ale klątwa okrutna padła na mnie, i tylko Ty pomóc mi możesz – odparł Zawisza przechodząc przez drzwi. Wiedźma się odsunęła, wpuściła go do chatki.
Było w niej przytulnie. Oczywiście, mnóstwo wiedźmiego sprzętu, oczy traszki, skrzydła nietoperza, itepe, były wszędzie, ale też toaleta, z ładną pluszową deską, i kuchenka zamiast paleniska, nawet kilka obrazków na ścianie było powieszon. Zawisza podszedł się przyjrzeć z bliska.
– To moje siostry – odparła. – Zawsze były ode mnie ładniejsze, za to ja, JA!, byłam bystrzejsza. Nie zdały egzaminu na Łysej Górze.
– Nie można mieć wszystkiego, prawda? – odparł. Prawda. Coś go dręczyło, i nie wiedział co. Odwrócił się i zobaczył wiedźmę siedzącą na fotelu, obok szelongu. Wpatrywała się w niego i klepała delikatnie miejsce obok, wskazując by usiadł.
Nie wierzył że miał jakiś większy wybór. Usiadł, a raczej wyciągnął się na szezlongu, i zaczął opowiadać.
– Rodzice oczekiwali ode mnie wielkich rzeczy. Od małego parałem się rycerstwem, ćwiczyłem u samego Zawiszy Czarnego, stąd mój przydomek. Ale ja nie jestem Zawisza, co najwyżej zwykły Robert. – rozpoczął swoją przemowę. Wiedźma założyła nogę na nogę, okulary i skrzętnie notowała gęsim piórem.
– Kiedy byłem mały, przez przypadek zabiłem złodzieja. To znaczy, nie wiedziałem że był złodziejem, był jakimś parobkiem, i ćwiczyliśmy ataki i parowanie ciosów, i zamachnąłem się za bardzo. Tatulo zapłacił komu trzeba by prawda nie wyszła na jaw. Niestety fama poszła w las i jego tata powiesił się, nie móc znieść hańby, nie móc znieść że z jego syna zrobili złodzieja. Do dzisiaj kwiaty na grobie ustawiam, w nocy, by nikt nie widział. – łza popłynęła mu po policzku. Wiedźma i to zanotowała skrzętnie.
– Wtedy to też stałem się sławny. Każdy mnie znał, bardowie pisali o mnie pieśni, mnie było stać na zbroję, i giermka, i konia; dziewki do stóp mych padały. Cycki odsłaniały. Miałem 17 lat; cóż miałem czynić? Bękartów począłem, niektórych nawet spotykam, czy to na polu, czy w kuchni. Przyznać się nie mogę. A żona moja, Brunhilda, wyrozumiała bardzo, podczas gdy ja bym wolał by nakrzyczała na mnie, by mi powiedziała co o mnie myśli. Nikt mi nie mówi co o mnie myśli. Tylko chwalą.
– I jak się z tym czujesz? – zapytała wiedźma, przybliżając się nieco. Jej oddech jakby zelżał – chyba dbała o zęby, ale dla niepoznaki żuła zdechłe traszki by zachować pozory.
– No, strasznie źle mi z tym. Nie wiem co o mnie myślą. Nikt nie ma odwagi mi powiedzieć. Myślą że co, ja rach-ciach rozpłatam takiego za opinię? A w życiu, Panny Jasnej z Częstochowy bym się wyrzekł prędzej! Dlatego na misję, samobójczą, sam ruszyłem miesiąc temu. Sam. Bez nikogo. To był najpiękniejszy tydzień w moim życiu. Nikt mi w dupę nie wchodził, herbatki nie robił, tylko ja, mój miecz, podróż i biwaki. Nawet się gobliny trafiły by potrenować fechtunek, skarbów trochę żem zyskał. I komu to przeszkadzało? No komu? – wyrzekł gorzko.
– Słyszałam, że w tym czasie też na zamku i wesoło było. Hucznie. Chyba nie do końca cię tam lubią, co? Gdybyś wtedy do mnie przyszedł, jakiś urok bym rzuciła, napar przygotowała. I Rurka byś oszczędził. Na co Ci to było, po coś go ubił? – zapytała wiedźma.
-Nie wiem, paskudo, oj nie wiem. Niedobre o tym mówić! Niedobre o tym myśleć! Gdym do niego przyjechał, na moim wiernym rumaku, liczyłem że polegnę w boju, ubije mnie bestia, będę miał spokój. Pomnik mi postawią, i koło Najświętszego po prawicy jego usiądę. A tu lipa! Rurek był umierający. Stary. Smutny. Zdesperowany. To żem go dobił po rozmowie. Miał jeszcze gorzej niż ja, z szacunku wbiłem swój miecz w jego wielki szczerbaty łeb. Nie cierpiał. Nie masz mi za złe? – spode łba smutno wiedźmy zapytał.
– Nie mam. 1000 lat żył, a to dużo nawet jak na smoka. Szkoda, że nie miał żadnego potomka. Skąd ja teraz składniki do eliksirów wezmę.
– No i właśnie! Przyjechali giermkowie, znikąd, obwieścili zwycięstwo, a ze mną było gorzej niż przed wyprawą. Teraz to już żadnej silnej bestii na tym świecie nie ma. Ostatnią bestią jestem ja sam.
– Wyświadczyłeś mu przysługę. Powinieneś być dumny ze swoich czynów. Kraj jest w końcu bezpieczny. Musisz, po prostu, znaleźć sobie nowe upodobania -powiedziała zalotnie wiedźma, podnosząc lekko spódnicę. Zawisza-Robert popatrzył z niesmakiem, na co wiedźma opuściła kiecę, wyraźnie niezadowolona.
– No trudno. Nie można mieć wszystkiego, prawda? – odwróciła się i wzięła w rękę małą butelkę, którą mu następnie wręczyła.
– Masz ten eliksir, pij go raz na tydzień, a witalność i dobre samopoczucie wróci. Przyjdź za miesiąc, to nową porcję uwarzę. Nie wierz w te bajki, że to samo przejdzie. Czasami trzeba udać się do specjalisty.
Hej!
Nie polecam wrzucać dwóch opowiadań jednego dnia, często zniechęca to do czytania, zwłaszcza że przy pierwszym można dostać kilka wskazówek. ;)
Podobnie jak przy poprzednim – brakuje przecinków, cyfry zapisujemy słownie, zwroty grzecznościowe małą literą, dialogi są źle zapisane.
mam wyrzuty
ma wyrzuty
przez szatana samego zesłany.
Dziwny szyk.
zesłany przez samego szatana.
A, dobra, tu ogólnie panuje dziwny szyk. Nie wiem, dlaczego, czyta się przez to z trudem.
to ja, JA!, byłam
to ja byłam
szelongu
szezlongu
-Nie wiem
– Nie wiem
upodobania -powiedziała
– powiedziała
Na plus, że bohater jest kimś innym, ale nazywają go Zawiszą. Motyw wrażliwego mężczyzny mającego problemy i próbującego rozwiązać je alkoholem i kobietami – stary jak świat. Rozmowa z wiedźmą trochę na siłę, wszystko tak krótkie, że trudno wczuć się w jego emocje. Ale doceniam pomysł na zagubienie bohatera i jego problemy, niedające spokoju i prowadzące do rozwiązania w postaci psychologicznej sesji z wiedźmą. ;)
Nie rozumiem, dlaczego na początku taka dziwna narracja.
Pozdrawiam,
Ananke
Doberek.
Nawet zabawne, i morał jest. Tyle pozytywów. Ananke już zwróciła ci uwagę na błędy, więc nie będę powtarzać. Od siebie dorzucę jeszcze dwie rzeczy:
– stylizacja – moim zdaniem lepiej by było z niej całkowicie zrezygnować. Szorcik jest parodią, więc autentyzm nie jest konieczny, a teraz, po pierwsze – źle się go czyta, po drugie – ta stylizacja i tak nie jest zbyt dobra. Np.
kilka obrazków na ścianie było powieszon
,,Powieszon” to liczba pojedyncza. Tu raczej ,,powieszonych”.
– w tekściku na 7k znaków z pięć razy pada słowo ,,cycki” i dwa albo trzy razy ,,dupa”. Rozumiem, miało być rubasznie, ale to lekka przesada (zwłaszcza że sama historia szczególnie sprośna nie jest).
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Dodam, że stylizacja jest proszeniem się klęskę.
Czytałam na forum kilka opowiadań gdzie ta sztuka się udała, ale to byli najpewniej poloniści jak Światowider skubany. Natomiast większość stylizacji boli czytelnika.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Czy nikt nie oglądał tutaj “Pana Wołodyjowskiego” czy “Ogniem i Mieczem”? Czy nikt już nie pamięta jak imć Zagłoba się wysławiał?
Stylizacji będę bronił, nie wszystko musi być pisane idealną współczesną polszczyzną. Oczywiście, nie twierdzę, że jestem w tym niesamowity, ale próby warto podejmować, waszmościowie.
A z dwoma opowiadaniami jednego dnia – rozumiem. Mam zbiór kilkunastu opowiadań, które przez ostatnie kilka miesięcy napisałem, wybrałem dwa na start najbardziej wpasowujące się w portal. Częstotliwość publikacji spadnie zauważalnie.
Sienkiewicz mówił innym językiem, wiec było mu łatwiej.
Poza tym nikt nie mówi, że stylizowanie jest zakazane, po prostu mało komu wychodzi zjadliwie, jak suflet;)
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Witaj Mglisty,
Podoba mi się pożenienie pomnikowej postaci Zawiszy Czarnego z lekkim stylem tekstu.
Archaiczny język jest dla mnie tylko przeszkodą w odbiorze, pomimo tego że trylogię czytałem i ekranizacje obejrzałem. Pamiętam jak się imć Zagłoba wypowiadał i to nie zmienia odbioru Twojego tekstu, który moim zdaniem byłby znacznie lepszy rezygnując, lub ograniczając znacznie skalę użycia archaizmów.
Pozdrawiam i życzę wytrwałości.
Follow on! Till the gold is cold. Dancing out with the moonlit knight...
Doceniam próbę ożywienia w wersji fantasy historycznej postaci. Samo porwanie się na stylizację też doceniam, choć to trudny zabieg i wyszedł jako tako. Myślę, że warto popróbować bez stylizacji językowej również, jak opublikowałeś już jedno stylizowane, to sądzę, że odwagi i talentu starczy na “zwykły język”. Powodzenia!
nadal mam wyrzuty sumienia. ← może: miał
balował w opór ← ?, chyba: do oporu
kim popadnie ← z kim
Dyskretnie spojrzał, ← dlaczego dyskretnie?
zmęczone nietęgo ← chyba miało być: tęgo zmęczone
Więcej miejsc jest do poprawy. Zwłaszcza interpunkcja kuleje. Pomysł ma potencjał, ale zgadzam się z przedpiścami. Pozdrawiam
Dziękuję za komentarze :)
Całkiem przyjemna i zabawna historia, choć do rozbudowanych nie należy.