- Opowiadanie: Narmo - Sergi

Sergi

Opowiadanie było pierwotnie opublikowane w 2007 roku na nieistniejącym już portalu valkiria.net

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Sergi

Powoli dochodził do przytomności. Najpierw usłyszał szum, a następnie zrozumiał, że w pobliżu płynie strumyk. Leżał i był czymś przykryty. Otworzył oczy i zobaczył, iż znajduje się w grocie. Po jego prawej stronie żarzyło się małe ognisko. Oparł się na łokciu, skrzywił i opadł na skóry, którymi został opatulony.

– Uważaj na swoje rany – upomniał go głos z głębi groty.

Przekręcił głowę do góry trzymając się za zabandażowany bok. Na tle skały zobaczył ciemną postać postawnego mężczyzny. Zauważył, że mężczyzna ściągnął coś ze ściany i podszedł do ogniska. Cały czas czujnie go obserwował. Mężczyzna przyklęknął przy żarze, dołożył kilka gałązek i polan, a następnie rozdmuchał ogień. W świetle płomieni widać było, że ma długie, ciemne włosy, a ubrany jest w krótką tunikę.

– Powinieneś odpoczywać i nie próbować wstawać – rzekł mężczyzna patrząc w ogień – Udało się uniknąć zakażenia twojej rany, lecz minie trochę czasu zanim będziesz w pełni sprawny.

Przez chwilę słychać było tylko szum strumyka rozbryzgującego się na kamieniach. Mężczyzna poprawił polana i uśmiechnął się półgębkiem. Spojrzał na rannego.

– Skąd się tu wziąłem? – szepnął leżący.

– Znalazłem cię. Wybacz mi, że nie pozwoliłem umrzeć ci w spokoju – leżący zauważył szczegóły tatuażu na jego prawym policzku i ponad brwią – Jestem…

– Borg…

Mężczyzna odsłonił zęby w uśmiechu.

– Tutaj nie jest to ważne, Sergi.

Tym razem ranny odwdzięczył się tym samym.

– Wygnany Borg jest gorszy od Sergi. Już wiem, czemu żyję.

– Czy aby na pewno? – Borg przysunął sobie kawałek skóry i usiadł na niej – Czy twoja śmierć w tym miejscu uwolniłaby twoją rodzinę?

Sergi spoważniał. Bezwiednie zacisnął dłoń na opatrunku. Skrzywił się. Borg podał mu bukłak.

– Pij. To pozwoli ci zasnąć i złagodzi ból – uniósł go trochę i Sergi pozwolił napoić się.

 

~~*~~

 

Mały chłopiec stał przy ogrodzeniu. Patrzył na idący drogą oddział. Mężczyźni ubrani byli w skórzane kaftany i nogawice. Ich bronią były miecze i toporki. Żaden z nich nie trzymał tarczy, ani nie miał na sobie pancerza. Ich gołe ramiona pokrywały identyczne tatuaże, których znaczenia jeszcze nie znał.

– Kto to? – zapytał stojącego obok młodzieńca, który był jego bratem.

– Sergi – odparł ten krótko.

Chłopiec zafascynowany dalej patrzył za oddalającym się oddziałem.

– Gdzie oni idą?

– Na śmierć.

– A dlaczego?

Młodzieniec spojrzał na swego braciszka. Ukląkł przy nim i spojrzał mu prosto w oczy.

– Czy wiesz co oznacza słowo Sergi? – tym razem on zapytał.

Chłopiec przytaknął z entuzjazmem.

– Sergi znaczy grzech – odpowiedział, ale widać było, że są to dla niego tylko słowa.

– Właśnie dlatego – odparł jego brat poważnie.

 

~~*~~

 

Obudził się. W grocie zrobiło się jaśniej.

– Wiedziałeś co się stanie – szepnął, przykrywając dłonią oczy – Wiedziałeś jakie będą konsekwencje…

– Mówisz do siebie? – usłyszał głos Borga.

Mężczyzna właśnie wszedł do groty trzymając w jednej ręce jakieś oprawione zwierzę, a w drugiej jego skórę. Futerko położył w słońcu, które wpadało do jaskini. Usiadł w cieniu przy wejściu i zaczął odkrawać płaty mięsa.

– Jak się czujesz? – zapytał.

Sergi uniósł się na łokciach i zdołał usiąść.

– Lepiej – przyznał.

– To dobrze. źle by było tracić tyle energii na marne.

Siedzący mężczyzna zadrżał od podmuchu wiatru, który wpadł do groty.

– Połóż się jeszcze – powiedział do niego Borg nie przerywając – Za chwilę dam ci coś do jedzenia, ale musisz jeszcze trochę poleżeć.

– Gdzie moje ubranie?

Borg podniósł głowę i spojrzał na niego niewiarygodnie jasnymi oczami. Sergi zadrżał tym razem nie z zimna.

– Nie dostaniesz go teraz. Gdybym ci je dał, zacząłbyś chodzić. A nie jesteś jeszcze na tyle sprawny. Czyż nie mam racji?

Sergi przyznał mu rację i posłusznie położył się z powrotem na posłaniu. Zaczął przyglądać się ścianom, gdyż do tej pory nie miał ku temu okazji. W skale wykute były różnej wielkości wnęki, niczym półki, a w nich różne skórzane worki i sakiewki. Jedne były mocno wypchane jakimiś drobnymi rzeczami, na powierzchniach innych odbijały się kanty umieszczonych w nich przedmiotów. Usłyszał jak Borg przyklęknął obok niego. Ten pomógł mu usiąść i wręczył drewnianą miskę do połowy wypełnioną gęstą, ciemnozieloną papką.

– Jedz – powiedział wręczając mu łyżkę.

Młody mężczyzna zerknął w miskę i zauważył, jak porusza się w niej kilka małych, białych robaków. Szybko zjadł papkę zerkając co chwila na Borga, który czekał cierpliwie, aż skończy. Ten wziął od niego pustą miskę i wyszedł z groty. Sergi usłyszał plusk wody i po chwili mężczyzna wrócił z czystą miską. Położył ją w jednej z wnęk i usiadł naprzeciw niego.

– Co tu robisz?

Sergi przykrył pokryte tatuażami ramiona skórą i oparł się o skałę.

– Co robię?

Borg uśmiechnął się.

– Sławna sergijska ironia. Podobno uczą was jej od pierwszego dnia, kiedy znajdziecie się w świątyni – jego oczy śmiały sie przez moment w milczeniu – Pytam w jakim celu zawędrowałeś aż tutaj. Nie jesteśmy na pograniczu.

Sergi uśmiechnął się krzywo.

– Nie muszę się tłumaczyć Borgowi. Tym bardziej wygnanemu. Ja przynajmniej wierzę w Nią i Panów światów – warknął wrogo.

Uśmiech pozostał na ustach Borga, lecz jego wzrok przeszywał ciało Sergi na wskroś. Przez chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy, aż starszy mężczyzna roześmiał się szczerze. Ranny spojrzał na niego niepewnie.

– Podobasz mi się, Sergi. Jesteś wojowniczy, nieustępliwy. Z pewnością nie zawiedziesz swojej rodziny.

Wstał i spojrzał na niego z góry nadal się śmiejąc.

– Idę sprawdzić sidła, niedługo wrócę i wrócimy do rozmowy.

Podszedł do wyjścia i odwrócił się do niego.

– Byłbym zapomniał – pstryknął palcami i zapłonęło ognisko – Ja również w Nią wierzę.

I poszedł.

 

~~*~~

 

Chłopiec stał uczepiony sukni swej matki u przedbramia świątyni Azar. Był zdenerwowany, czuł, że stanie się coś niedobrego. Ostatnie wydarzenia w jego domu rodzinnym również nie były najszczęśliwsze, więc bał się tym bardziej. Zniknął młodszy z jego dwóch braci, ojciec leżał chory w domowej izbie i nikt nie pozwalał mu tam wchodzić.

Wrota rozwarły się bezdźwięcznie i matka przeszła obok dwóch Sergi, którzy zamknęli je za nimi. Jeden z nich ukłonił się przed nią i poszedł przodem, prowadząc ich przez kręte korytarze świątyni. Chłopiec ze strachem rozglądał się wokoło. Korytarze sprawiały wrażenie ciężkich i ponurych. Przez niewielkie okna wpadało niewiele światła, a kamiennych ścianach brak było ozdób. Mocniej przywarł do matki, a ta pogładziła go po głowie. Od czasu do czasu mijali solidne, drewniane drzwi. Niepokojąca również była cisza jaka panowała w korytarzu. Zupełnie jakby nikt tu nie mieszkał. Słyszał tylko kroki swoje, matki i prowadzącego ich Sergi, odbijające się echem.

Nagle korytarz doprowadził ich do drzwi większych, niż do tej pory mijane. Sergi otworzył przed nimi drzwi i pochylił głowę. Matka wraz z chłopcem weszli do ogromnej sali. Spojrzenie chłopca natrafiło najpierw na ogromny posąg przedstawiający stojącą Boginię. U jej stóp na wpół leżeli Panowie Światów uczepieni jej nóg. Podług komnaty stali w dwóch rzędach Sergi. Byli rozebrani do pasa i każdy z nich trzymał przed sobą broń. Tatuaże oplatały czarnymi wzorami ich ramiona i piersi.

Kobieta przeszła wolno kilkanaście kroków i stanęła na środku sali. Odczepiła chłopca od swej sukni i ustawiła przed sobą. Uklękła i patrzyła w podłogę.

– Niech Bogini i Panowie Światów przebaczą memu Rodowi grzech – powiedziała wolno, lecz słychać było w jej głosie powstrzymywane drżenie.

– W jaki sposób twój Ród chce odpłacić swe winy? – rozległ się głos.

Chłopiec zobaczył stojącego przed pomnikiem Sergi w średnim wieku, który oprócz tatuaży właściwych dla siebie posiadał również na twarzy tatuaż Borg.

– Sergi Rodu Błękitnych Szponów zmazane zostanie krwią jednego z Rodu – matka wypowiedziała rytualne słowa trzęsąc się na całym ciele.

Sergi-Borg stanął przed chłopcem i położył mu dłoń na głowie.

– Niech tak będzie – odpowiedział i rozebrał go do naga – Chodź Sergi Rodu Błękitnych Szponów. Od tej pory należysz do Pana świata Umarłych.

 

~~*~~

 

Gdy się obudził było już ciemno. Borg siedział przy ognisku zastygły w bezruchu. Sergi machnął powoli ręką mu przed oczami. Nawet nie mrugnął. Usiadł i zauważył, że miał już ściągniętą część opatrunku. Czarny tatuaż był już tylko gdzieniegdzie przysłonięty bandażami. Do jego nozdrzy dotarł zapach czegoś co stało w misce obok ogniska. Tym razem była to trudna do zdefiniowania brunatna papka, która w tej chwili była zaledwie letnia. Zerknął na znieruchomiałego Borga i zjadł zawartość miski. Następnie udało mu się znaleźć bukłak z wodą, który prawie całkowicie opróżnił. Wstał pokonując ból. Podszedł ostrożnie do wejścia do groty. W ciemnościach zauważył jedynie wszechobecne drzewa, płytki strumień i kilkanaście owadów, atakujących jego nagie ciało. Opróżnił pęcherz i wrócił na posłanie. Przykrył ramiona skórami i oparł się o skałę. Przez jakiś czas zastanawiał się nad wspomnieniami powracającymi do niego w snach. Bardzo dawno do nich nie wracał.

Z zamyślenia wyrwało go poruszenie się Borga. Nagle zdawał się być bardzo zmęczony. Spojrzał na niego zamglonym wzrokiem i sięgnął tam, gdzie znajdował się przedtem bukłak z wodą. Gdy go tam nie znalazł, jego brwi zmarszczyły się. Sergi uśmiechnął się i podał mu go. Borg wypił resztkę wody i spojrzał na niego.

– Widzę, że tobie również doskwierało pragnienie.

– Nie bardziej niż tobie – odpowiedział.

Borg sięgnął za siebie i odkorkował drugi bukłak. Pociągnął z niego kilkanaście długich łyków, opróżniając go na raz do połowy. Uśmiechnął się do towarzysza, przyciągnął sobie drugie posłanie i położył na nim. Tym razem miał na sobie oprócz krótkiej, pozbawionej rękawów tuniki również skórzane nogawice. Położył sobie ręce pod głowę i westchnął.

– Jak się czujesz? – zapytał.

– Dobrze – odpowiedział Sergi, przyglądając mu się.

Leżący wybuchnął śmiechem.

– Ale mogłoby być lepiej?

– Mogłoby – przyznał.

Borg ponownie roześmiał się szczerze.

– Jesteś rozbrajający, wiesz? – spojrzał na siedzącego – Dawno nie rozmawiałem z nikim kto by Ją znał. Od kiedy musiałem opuścić Świątynię Loar czuję się niczym umarły.

– Ty jeszcze nie należysz do Azara – zaprzeczył Sergi.

Jasnooki, chociaż uśmiechały się jego usta, był poważny.

– Zostałem wygnany – zamilkł na chwilę – Dla mnie to gorsze niż śmierć.

Sergi pomyślał o rodzinie Borga. Jednak szybko odrzucił te myśli, on sam był uosobieniem sergi swojego Rodu, grzechu swego brata.

– Kiedy wyzdrowieję? – zapytał po chwili milczenia.

Jednocześnie wyrwał tym Borga z zamyślenia.

– Chcesz już być zdrowy? – młodzieniec skinął głową – Tak bardzo zależy ci na zakończeniu swej misji? Ponowne skinięcie.

– Nie wątpię, że jesteś Sergi z krwi i duszy, lecz taki pośpiech nie jest wam właściwy.

Czarne tatuaże na nagich ramionach i piersiach siedzącego połyskiwały w świetle ogniska. Borg pokręcił głową.

– Jesteś uparty – stwierdził patrząc w sufit – Uparty, lecz nie uporem Sergi. Co innego pcha cię do przodu…

Przez jakiś czas słychać było jedynie trzask polan w ognisku. W końcu Borg poprawił je i dorzucił kilka nowych. Spojrzał w oczy cały czas przyglądającemu mu się rannemu.

– Obiecuję, że bardzo szybko wrócisz do zdrowia…

 

~~*~~

 

Młody Sergi rozebrał się i wszedł do sali. Pomieszczenie było nadzwyczaj jasne, jak na świątynię. W środku stał już Sergi-Borg pilnujący każdego rytuału. Obok niego stał starszy już mężczyzna rozebrany do pasa. Nie miał żadnego tatuażu i Sergi zrozumiał, że jest on normalnym człowiekiem, nie obciążonym przez nikogo dożywotnim obowiązkiem. Położył się na ławie stojącej na środku sali, przy słowach modlitwy wypowiadanej przez Sergi-Borga do Pana Świata Umarłych. Starszy mężczyzna wysmarował jego plecy jakimś olejkiem i przystąpił do wykonywania tatuażu. Skomplikowany wzór miękkich krzywizn powoli powstawał na plecach młodzieńca. Po kilku godzinach usiadł na ławie i mężczyzna wykonał malunek na jego ramionach. Następnie położył go na plecach i wysmarował olejkiem jego piersi. Monotonna modlitwa Sergi-Borga przynosiła pewne otępienie, a olejek łagodził trochę ból. Odrętwienie pomagało wytrzymać bez ruchu następne kilka godzin. W pewnym momencie mężczyzna wyszedł a Borg kontynuował rytuał. Pomógł wstać otępiałemu młodzieńcowi i nagle wylał mu na głowę kubeł zimnej wody.

– Sergi Błękitnych Szponów jesteś gotowy do swej roli – powiedział patrząc w nagle oprzytomniałe oczy młodzieńca.

W pomieszczeniu szybko robiło się coraz ciemniej.

 

~~*~~

 

Sergi leżał odkryty na swoim posłaniu. Obok siedział Borg trzymając wyciągnięte nad nim ręce. Miał zamknięte oczy i szeptał coś niezrozumiale. Za nim ognisko dogasało powoli. Jego twarz zmarszczyła się w skupieniu zniekształcając tatuaż na twarzy. Na jego ciele perlił się pot. Leżący patrzył na niego badawczo. Czuł mrowienie tuż pod skórą. Zamknął oczy. Dziwne odczucia nie pozwalały mu zasnąć, jednocześnie był nimi wyczerpany.

Po kilku minutach Borg otworzył zmęczone oczy i oklapł widocznie. Spojrzał młodzieńcowi prosto w oczy.

– Usiądź– powiedział.

Sergi wykonał polecenie. Podniósł ramiona, a Borg zdjął mu opatrunek. Ze zdziwieniem zauważył, że rana prawie całkowicie się zabliźniła. Starszy mężczyzna pomógł mu wstać i wyprowadził go na zewnątrz. Na bezchmurnym niebie jasno świecił księżyc. Podeszli oboje do strumienia. Młodzieniec został posadzony na środku strumienia, gdzie było trochę głębiej. Zimna woda nie sięgała mu nawet do pasa. Chociaż noc była ciepła poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach. Borg ukląkł obok niego i napełnił przyniesioną przez siebie drewnianą miskę wodą. Szepcząc słowa modlitwy wylał jej zawartość na jego głowę. Zmiął w dłoniach jakieś liście i zaczął go nimi nacierać jednocześnie wciąż modląc się cicho. Tonacja szeptu zaczęła opadać i wnosić się przybierając formę śpiewu. Słowa przechodziły gładko jedno w drugie splatając się, mieszając, tworząc nowe znaczenia starej pieśni. Jednocześnie spływająca po ciele zimna woda nie pozwalała poddać się hipnotycznemu rytmowi. Nagle Sergi zdał sobie sprawę, że zna tę pieśń. Słyszał ją nieraz w świątyni Pana Świata Umarłych. Choć wtedy stary Sergi– Borg śpiewał ją odrobinę inaczej.

Nagle śpiew ustał. Sergi spojrzał badawczo na klęczącego obok Borga. Ten podał mu skórzane ubranie.

– Jutro będziesz zdrów– rzekł.

 

~~*~~

 

Ściemniało się. Mężczyzna w średnim wieku przygotowywał się do zamknięcia bramy. Ubrany był w skórzany kaftan, na który narzuconą miał zniszczoną kolczugę bez rękawów, sięgającą zaledwie do pasa. U boku miał zawieszony krótki, jednoręczny miecz. Właśnie miał zamknąć wrota, gdy usłyszał kroki. Zobaczył jakąś postać idącą drogą od strony bagien. Odwrócił się w jej stronę. Z powodu pogłębiającego się mroku nie mógł zobaczyć dokładniej kim ona jest. Przyglądał jeszcze przez chwilę, lecz nadal nie rozpoznawał zbliżającego się mężczyzny.

– Stój! – krzyknął w stronę nadchodzącego – Kto idzie?!

Poczuł na sobie spojrzenie nieznajomego.

– Grzech – usłyszał cichą odpowiedź wypowiedzianą z dziwnym akcentem.

Nagle nadchodzący mężczyzna w kilku szybkich krokach znalazł się obok niego. Zanim strażnik zdążył wyciągnąć miecz, ostrze kościanego noża zatonęło w jego sercu, a usta przykryła dłoń nieznajomego. Rzężąc, zbrojny patrzył w zimne, ciemne oczy nieznajomego młodzieńca.

Sergi ułożył na ziemi martwego mężczyznę. Wyciągnął nóż z jego piersi i wytarł go w trawę. Po chwili wahania wziął również miecz. Spojrzał w głąb miasta. Miał zadanie do wykonania. Usta drgnęły mu w słabym uśmiechu, który wcale nie był wesoły. Na wzgórzu w samym środku miasta znajdował się budynek, do którego musiał się dostać i zabić wszystkich jego mieszkańców.

 

~~*~~

 

Borg przygotowywał jakąś potrawę z suszonego mięsa i ziół. Wolno mieszał drewnianą łyżką w glinianym kociołku, którego zawartość była dosyć gęsta. Smakowite zapachy nie pozwalały Sergiemu zasnąć. W końcu przekręcił się i leżał tyłem do ognia. Płomienie ogniska odbijały się od skalnych ścian tworząc na nich nieustannie zmieniające się czerwono-czarne wzory.

– Czemu zaszedłeś aż tutaj? – usłyszał głos Borga.

Przez chwilę panowała cisza. Sergi patrzył na krwawe refleksy ogniska.

– Dostałem zadanie – zamilkł zastanawiając się nad czymś – Mam zabić tutejszego księcia i całą jego rodzinę – dopowiedział wreszcie.

Starszy mężczyzna nie odzywał się przez dłuższy czas. Słychać było tylko miarowe szuranie łyżki po dnie kociołka i od czasu do czasu trzaskanie polan w ognisku.

– To poważne zadanie. Świadczy o twoich umiejętnościach. Jest wyróżnieniem – stwierdził wreszcie – Zjesz trochę?

Sergi usiadł na posłaniu i przyjął miskę gęstego gulaszu. Spojrzał na towarzysza z zaskoczeniem. Ten uśmiechnął się tylko lekko i wręczył mu łyżkę. Obaj zaczęli jeść ze smakiem.

– Powiedz szczerze – Borg spojrzał mu głęboko w oczy – Jest coś jeszcze…

Sergi nie uciekł wzrokiem, lecz milczał.

– Coś jest w tym zadaniu… Jest ono dla ciebie ważne, nie tylko z obowiązku.

Młodzieniec patrzył na niego ostro. Po chwili jego usta wykrzywiły się w dziwnym uśmiechu. Prychnął niewesołym śmiechem.

– Tak, masz rację. Coś więcej pcha mnie ku śmierci – ułożył sobie miskę między kolanami i spojrzał w jej zawartość niewidzącym wzrokiem.

Przypomniał sobie rozmowę ze swoim bratem bardzo dawno temu, kiedy nie był jeszcze Sergi i nikt nie wiedział, że będzie musiał się nim stać. Na ustach błąkał mu się słaby niewesoły uśmiech.

– A raczej ktoś – przyjrzał się twarzy starszego od niego Borga – Ktoś, kto stał się przekleństwem mojego Rodu, którego grzech był tak wielki, że nie wystarczyło zwykłe wygnanie – jego spojrzenie na drobną chwilę stało się ostre niczym miecz ofiarny – Którego grzech odkupi dopiero moja śmierć.

Borg opuścił głowę i przytknął kciuki do czoła. Sergi siedział całkowicie zaskoczony. Gest ten wyrażał szacunek dla osób, które uznawało się za szczególnie jego godne, lub które się podziwiało.

– Twa misja jest zatem podwójnie szczególna – powiedział Borg zmienionym głosem – Sergi Błękitnych Szponów.

 

~~*~~

 

Młodzieniec ubrany w skórzane nogawice i bluzę bez rękawów wspinał się na wzgórze spokojnym miarowym krokiem. Zapadła już noc. Ulica, którą szedł, prowadziła do bram pałacyku otoczonego nieprzesadnie wysokim murem. Masywne, drewniane wrota były już zamknięte. Minął kilku ludzi, którzy nie zwrócili większej uwagi na ignorującego ich młodzieńca o wytatuowanych ramionach.

Stanął przed bramą. Rozejrzał się. Domy stały w pewnej odległości od muru otaczającego pałacyk. Przeszedł kilkanaście kroków wzdłuż kamiennego ogrodzenia. Zatrzymał się. Przywiązał spory kawałek rzemienia do jelca miecza, a następnie przewiesił go przez ramię, tak, iż ostrze znalazło się na jego plecach. Znalazł uchwyt dla dłoni i podciągnął się. Bez problemów wspiął się na mur. Zeskoczył z niego i znalazł się w ogrodzie. Okrążył budynek nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Po ogrodzie krążyło kilku strażników, których pozbył się bez problemów. Cicho wszedł do budynku. Znalazł się w korytarzu słabo oświetlonym kilkoma świecami. Zza rogu wyszedł jakiś służący. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, gdy kościana głownia trafiła go w krtań. Zanim upadł, Sergi złapał go i natychmiast wyniósł na zewnątrz. Po chwili ponownie znalazł się w korytarzu. Odwiązał rzemień i trzymając miecz w jednej dłoni, a nóż w drugiej ruszył przed siebie.

 

~~*~~

 

Borg prowadził go przez bagna, na których mieszkał. Niedawno opuścili grotę znajdującą się na niewielkiej wyspie suchej ziemi. Sergi spokojnie dotrzymywał towarzyszowi kroku. Rana mu nie dokuczała. Została po niej zaledwie niewielka blizna ciągnąca się przez pierś aż poniżej żeber. Wtem Borg się zatrzymał.

– Zaraz wejdziemy na drogę – uprzedził.

Weszli w gęstsze krzaki i przedzierali się przez nie przez chwilę. Nagle rośliny się skończyły i znaleźli się na kawałku wolnej przestrzeni. Sergi czuł pod stopami twardą kamienistą nawierzchnię. Wzdłuż drogi rosły drzewa i krzaki, tworząc żywą ścianę odgradzającą od grząskiego bagna. Sergi odwrócił się do Borga.

– Jeżeli pójdziesz w tą stronę – starszy mężczyzna wskazał na północny-wschód – dojdziesz do swego celu.

Młodzieniec nadal patrzył na niego.

– Teraz ty mi coś powiedz – stwierdził spokojnie – Dlaczego zostałeś wygnany?

Borg roześmiał się spojrzał rozmówcy w oczy.

– Zastanawiasz się, dlaczego cię uratowałem? – zapytał, lecz zanim Sergi zdążył odpowiedzieć ciągnął dalej – Przez wiele lat mieszkałem w świątyni Pana Świata Żywych. Posiadłem kilka jego Darów…

Młody mężczyzna nadal patrzył wyczekująco. Borg westchnął i uśmiechnął się.

– Darów Loara – przerwał na chwilę i jego wzrok posmutniał – Lecz otrzymałem również Dar Pana Świata Demonów.

– Przekleństwo Trzeciego Oka – szepnął Sergi, lecz się nie cofnął.

– Tak – odpowiedział Borg uśmiechając się szerzej – Dlatego wiem kim jesteś, dlatego nie pozwoliłem ci umrzeć – nagle spoważniał całkowicie.

Sergi zauważył to i napiął mięśnie. Wtedy starszy od niego mężczyzna całkowicie go zaskoczył – ukląkł przed nim. Pochylił głowę i wzniósł obie dłonie, na których spoczywał kościany nóż.

– Zabij mnie – powiedział.

– MOIM przeznaczeniem jest śmierć – odparł Sergi ze złością w głosie.

Nóż uniósł się wyżej.

– Zabij, Sergi Błękitnych Szponów.

Po dłuższej chwili wziął nóż. Przyjrzał się jego ostrzu. Spojrzał na nadal klęczącego Borga i jego wzrok stężał. Chwycił mężczyznę za włosy i odsłonił jego szyję.

– Ona jest naszą Panią – szepnął nacinając skórę na karku Borga – Panowie Światów są Jej sługami. Jej oddech jest naszym istnieniem – wzniósł nóż – śmierć jest darem życia w świecie innego Jej sługi – kościana głownia opadła.

 

~~*~~

 

Stał pośrodku dużej komnaty. Wypuścił z dłoni złamany miecz. Metal zabrzęczał o kamienną posadzkę. Pochylił się nad jednym z sześciu leżących ciał. Podniósł broń o całej głowni. Mężczyzna przed nim wstał trzymając się za prawie odcięte ramię. Cofnął się i oparł o ścianę. Sergi przestąpił nad martwym księciem i jego strażą przyboczną. Powoli zbliżył się do zesztywniałego mężczyzny. Przytknął sztych do jego gardła.

– Jesteś jednym z rodu Błękitnych Szponów – powiedział cicho młodzieniec.

Po wytatuowanym ciele spływała mu krew. Ciemne oczy patrzyły bezlitośnie na ofiarę.

Mężczyzna przed nim przełknął ślinę.

– Skąd wiesz? – szepnął ledwie słyszalnie.

Uśmiech wykrzywił usta Sergi w dziwnym grymasie. Miecz lekko drgnął i arteria starszego mężczyzny została przecięta. Ten padł na kolana i próbował zatrzymać krwotok.

– Wiem – odpowiedział Sergi spokojnie patrząc w dół – Byłeś moim bratem.

Za nim do komnaty wpadło pięciu zbrojnych. Sergi odwrócił w ich stronę. Nadal miał zadanie do wykonania.

 

~~*~~

 

– Nie rozumiem – stwierdził po prostu kilkunastoletni chłopak.

Sergi-Borg uśmiechnął się nieznacznie. Ciemne oczy otoczone miał zmarszczkami, a krótkie, czarne niegdyś włosy przeplatane były teraz siwizną. Był najstarszym żyjącym Sergi.

– Nie rozumiesz, że musisz umrzeć?

Chłopiec pokręcił przecząco głową.

– Dlaczego jesteśmy szkoleni na wojowników? – zapytał – Czemu nie możemy tak po prostu zginąć, tylko musimy wykonywać zadanie dopóki jesteśmy w stanie?

– Dopóki tli się w nas życie… – mruknął jego towarzysz patrząc gdzieś przez niego.

Przez chwilę siedział w bezruchu. Nagle otrząsnął się i spojrzał głęboko w oczy wychowankowi. Jego źrenice były rozszerzone i nadzwyczaj żywe.

– A w jaki sposób chciałbyś zginąć? – jego wzrok był niezwykle intensywny, lecz młody Sergi nie dał się zdominować.

– W chwale.

– Czy śmierć Sergi nie jest chwalebna?

Młodzieniec zamilkł. Wolno skinął głową.

Stary Sergi-Borg wstał i wyszedł z małej komnaty. Lekcja skończona.

 

~~*~~

 

Sergi upadł na kolana. Krew kapała na kamienie drogi z głębokich ran. Wsparł się na mieczu i stanął na nogach. Zachwiał się. Wypluł krew spływającą mu do ust z prawego oczodołu. Wypuścił broń i opierając się o ściany posuwał się ku bramie. Było krótko po północy, lecz nie zwracał na to uwagi. Zostawiał za sobą krwawe mazy, zarówno na drodze, jak i na powierzchniach, o które się opierał. Zauważyło go dwóch strażników przy bramie.

– Stój! – zawołał jeden z nich.

Obaj zbliżyli się ku niemu. Jeden z nich podszedł do niego i chciał go o coś zapytać. Nagle wyprostował się nienaturalnie i zadrgał. Drugi zdążył wyszarpnąć miecz kiedy kościany nóż wbił mu się w gardło. Sergi zwinął się i upadł. Klęczał, podczas, gdy strażnik próbował ratować swoje życie.

Po chwili wstał przezwyciężając ból i ogarniające go zmęczenie. Przeszedł obok mężczyzny, któremu wbił nóż od dołu w szczękę. Na drugiego nie zwrócił nawet uwagi. Zataczając się podszedł do bramy i nie pamiętając nawet jak, otworzył ją. Wyszedł na zewnątrz. Ruszył drogą. Potknął się o wystający kamień. Upadł. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zacisnął zęby i wczepił palce w ziemię. Czołgał się przed siebie, powoli, z uporem, przezwyciężając słabość. Nie wolno mu było się poddać. Dopóki tli się w nim życie…

Koniec

Komentarze

Pierwsza część opowiadania to przeplatająca się retrospekcja i rozwijająca się relacja Borga i Sergiego. To byłoby w porządku, tyle że akcja wlecze się tutaj niemiłosiernie i zdążyłam się trochę wynudzić, by pogubić się kompletnie w momencie, kiedy coś zaczęło się dziać. Brakuje mi w tym opowiadaniu większej ekspozycji, bo część zjawisk jest tłumaczona po łebkach, zaś zbyt dużo uwagi poświęca się Borgowi pytającemu Sergia, czy ten dobrze się czuje. Rozmowa o misji Sergia mogła się pojawić dużo wcześniej, kosztem nudnych pogawędek.

 

Pozwoliłam też sobie zwrócić uwagę na niektóre błędy:

 

płynie strumyk. Leżał i był czymś przykryty

Strumyk leżał i był przykryty? Pewnie nie, ale tak to brzmi. Ten błąd wpływa na cały akapit, więc trzeba go zmienić, by było wiadomo, że chodzi o bohatera.

Uważaj na swoje rany

Myślę, że ten zaimek jest zbędny, bo wiadomo, że chodzi o rany bohatera.

Przekręcił głowę do góry

Dziwnie to brzmi, czy da się przekręcić głowę w inną stronę niż prawo i lewo?

Ciemną postać postawnego mężczyzny

Może po prostu albo ciemną postać, albo postawnego mężczyznę?

Powinieneś odpoczywać i nie próbować wstawać

Jedno wynika z drugiego, można by zrezygnować z tego uzupełnienia.

Rzekł mężczyzna patrząc

Zapodział się przecinek przed imiesłowem.

Sergi pozwolił napoić się

Brzmi to nieco dziwnie.

stojącego obok młodzieńca, który był jego bratem.

Może zamiast tego: „zapytał stojącego obok brata”?

Czy wiesz co oznacza słowo Sergi?

Ja dalej nie wiem.

w słońcu, które wpadało do jaskini

Słońce nie wpadało do jaskini, tylko jego promienie.

W skale wykute były różnej wielkości wnęki, niczym półki, a w nich różne skórzane worki i sakiewki.

To brzmi, jakby w skale wykute były też worki i sakiewki. Potrzebne jest orzeczenie, np. „a w nich znajdowały się różne skórzane worki i sakiewki”.

Jedne były mocno wypchane jakimiś drobnymi rzeczami, na powierzchniach innych odbijały się kanty umieszczonych w nich przedmiotów.

Jedne były wypchane, ale skoro na powierzchni innych odbijały się kanty, to znaczy, że też były wypchane. Przeredagowałabym całe zdanie, ponieważ brzmi ono nieco niezręcznie, zaczynając od “różnych drobnych rzeczy”, a kończąc na kantach odbijających się na “powierzchniach” worków.

Szybko zjadł papkę zerkając

Przecinek potrzebny przed imiesłowem.

jego oczy śmiały sie przez moment w milczeniu

Hmmm.

cisza jaka panowała w korytarzu

Może „cisza panująca w korytarzu”?

Gdy się obudził było już ciemno. Borg siedział przy ognisku zastygły w bezruchu. Sergi machnął powoli ręką mu przed oczami. Nawet nie mrugnął. Usiadł i zauważył, że miał już ściągniętą część opatrunku.

Pojawił się chaos w narracji i teraz nie wiadomo, kto nawet nie mrugnął, a kto usiadł i zauważył. Oczywiście można się domyślić, ale z tekstu to nie wynika.

Poza tym wydaje mi się trochę dziwne, że w momencie gdy jego towarzysz trwa w stuporze, Sergi zjada sobie spokojnie posiłek i idzie się wysikać. Okej, być może wie, że ten stan nie jest groźny, ale czytelnik nie wie, co jest konfundujące.

Widać, że za opowiadaniem jest jakiś zamysł – same grupy, ich mistycyzm, spoko, zapewne dobry punkt wyjścia. Natomiast mam wrażenie, że w opowiadaniu nie dzieje się dużo fabularnie, ale za to jesteśmy bombardowani faktami ze świata, którego nie znamy i które niewiele nam mówią i jest to po prostu niezrozumiałe i niewciągające. Osobiście nie przepadam też za “rwaniem” fabuły w przeplatające się wątki w krótkich opowiadaniach, a tutaj tego jest dużo i to utrudnia zrozumienie. Trochę jakby to było zakończenie dłuższej opowieści albo kolejne opowiadanie z tego świata, wtedy zrozumienie pewnie byłoby bardziej wciągające. Może warto z tym pomysłem zrobić coś prostszego fabularnie i wątkowo, pewien potencjał jest. Powodzenia!

Cóż, Narmo, zostałam nagle i znienacka wrzucona do całkiem obcego świata, skutkiem czego nie zdołałam się zorientować, co przeczytałam. Jestem przekonana, że bardzo wiele tej historii zostało w Twojej głowie i teraz siedzę z rozwartym otworem gębowym i mocno się zastanawiam, co miałaś nadzieję opowiedzieć…???

Opowiadanie jest napisane bardzo źle. Mnóstwo w nim błędów usterek i powtórzeń, że o pladze zbędnych zaimków i nie najlepszej interpunkcji nie wspomnę. Jest też wiele źle złożonych, wręcz nieczytelnych zdań, a dialogi powinny przejść gruntowny remont.

Mam wrażenie, Narmo, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Pozostaję z nadzieją, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawe, bardziej zrozumiałe i zdecydowanie lepiej napisane. Powodzenia!

 

znaj­du­je się w gro­cie. Po jego pra­wej stro­nie ża­rzy­ło się małe ogni­sko. Oparł się na łok­ciu… → Lekka siękoza.

 

– Uwa­żaj na swoje rany… → Zbędny zaimek – czy mógł zważać na cudze rany?

 

Prze­krę­cił głowę do góry trzy­ma­jąc… → Raczej: Uniósł głowę, trzy­ma­jąc

 

zobaczył po­stać po­staw­ne­go męż­czy­zny. Za­uwa­żył, że męż­czy­zna ścią­gnął coś ze ścia­ny i pod­szedł do ogni­ska. Cały czas czuj­nie go ob­ser­wo­wał. Męż­czy­zna przy­klęk­nął przy żarze… → Powtórzenia.

Proponuję: …zobaczył postawnego mężczyznę. Zauważył, że ściągnął/zdjął coś ze ściany i podszedł do ogniska, cały czas czujnie go obserwując. Przyklęknął przy żarze

 

– Po­wi­nie­neś od­po­czy­wać i nie pró­bo­wać wsta­wać – rzekł męż­czy­zna pa­trząc w ogień – Udało się unik­nąć… → Brak kropki po didaskaliach. Winno być: – Po­wi­nie­neś od­po­czy­wać i nie pró­bo­wać wsta­wać – rzekł męż­czy­zna pa­trząc w ogień. – Udało się unik­nąć

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

– Czy twoja śmierć w tym miej­scu uwol­ni­ła­by twoją ro­dzi­nę? → Czy oba zaimki są konieczne?

 

Mło­dzie­niec spoj­rzał na swego bra­cisz­ka. → Zbędny zaimek.

 

Ukląkł przy nim i spoj­rzał mu pro­sto w oczy. → A może wystarczy: Ukląkł i spojrzał mu prosto w oczy.

 

– To do­brze. źle by było tra­cić tyle ener­gii na marne. → Postawiwszy kropkę, kolejne zdanie rozpoczynamy wielką literą. Chyba że zamiast kropki miał być przecinek.

 

– Połóż się jesz­cze – po­wie­dział do niego Borg nie prze­ry­wa­jąc… → Zbędny zaimek. Nie przerywając czego?

 

Usły­szał jak Borg przy­klęk­nął obok niego. → Zbędny zaimek.

Zastanawiam się, w jaki sposób nausznie można się przekonać, że ktoś klęka…

 

Młody męż­czy­zna zer­k­nął w miskę i za­uwa­żył, jak po­ru­sza się w niej kilka ma­łych, bia­łych ro­ba­ków. Szyb­ko zjadł papkę zer­ka­jąc co… → Zbędne dookreślenie. Powtórzenie.

Proponuję: Męż­czy­zna spojrzał do miski i za­uwa­żył, że po­ru­sza się w niej kilka ma­łych, bia­łych ro­ba­ków. Szyb­ko zjadł papkę, zer­ka­jąc co

 

Sergi usły­szał plusk wody i po chwi­li męż­czy­zna wró­cił z czy­stą miską. → Nie wydaje mi się, aby Sergi słyszał plusk zmywania. Mam wrażenie, że szemrzący strumyk skutecznie zagłuszy odgłosy mycia miseczki.

 

jego oczy śmia­ły sie przez mo­ment w mil­cze­niu… → Czy, kiedy ów moment minął, oczy śmiały się już donośnie, pełnym głosem, by nie rzec do rozpuku? Literówka.

 

Pod­szedł do wyj­ścia i od­wró­cił się do niego. → Skoro podszedł do wyjścia, to chyba nie musiał się do wyjścia odwracać.

 

Chło­piec stał ucze­pio­ny sukni swej matki u przed­bra­mia świą­ty­ni Azar. → Dlaczego suknia matki była u przedbramia świątyni? Zbędny zaimek.

A może miało być: Chło­piec stał u przed­bra­mia świą­ty­ni Azar, uczepiony sukni matki.

 

Ostat­nie wy­da­rze­nia w jego domu ro­dzin­nym… → Zbędny zaimek.

 

oj­ciec leżał chory w do­mo­wej izbie i nikt nie po­zwa­lał mu tam wcho­dzić. → Czy dookreślenie jest konieczne – czy ojciec mógł leżeć w izbie poza domem? Jak ojciec mógł leżeć w izbie, skoro nikt nie pozwalał mu tam wchodzić?

 

za­mknę­li je za nimi. Jeden z nich ukło­nił się przed nią i po­szedł przo­dem, pro­wa­dząc ich przez… → Nadmiar zaimków.

 

kręte ko­ry­ta­rze świą­ty­ni. Chło­piec ze stra­chem roz­glą­dał się wo­ko­ło. Ko­ry­ta­rze spra­wia­ły wra­że­nie cięż­kich i po­nu­rych. → Powtórzenie. Na podstawie czego powstało wrażenie, że korytarze dużo ważą?

 

Przez nie­wiel­kie okna wpa­da­ło nie­wie­le świa­tła, a ka­mien­nych ścia­nach brak było ozdób. → Czegoś tu za dużo, czegoś tu zabrakło.

Proponuję: Przez małe okna wpa­da­ło nie­wie­le świa­tła, a na ka­mien­nych ścia­nach brak było ozdób.

 

do­pro­wa­dził ich do drzwi więk­szych, niż do tej pory mi­ja­ne. Sergi otwo­rzył przed nimi drzwi i po­chy­lił głowę. → Powtórzenie. Zaimki.

Proponuję: …do­pro­wa­dził ich do drzwi więk­szych niż te, które mijali do tej pory. Sergi otwo­rzył wrota i po­chy­lił głowę.

 

we­szli do ogrom­nej sali. Spoj­rze­nie chłop­ca na­tra­fi­ło naj­pierw na ogrom­ny posąg… → Powtórzenie.

 

Po­dług kom­na­ty stali w dwóch rzę­dach Sergi. → Pewnie miało być: Wzdłuż kom­na­ty, w dwóch rzę­dach, stali Sergi.

Sprawdź znaczenie słowa podług.

 

nad wspo­mnie­nia­mi po­wra­ca­ją­cy­mi do niego w snach. Bar­dzo dawno do nich nie wra­cał. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Spoj­rzał na niego za­mglo­nym wzro­kiem i się­gnął tam, gdzie znaj­do­wał się przed­tem bu­kłak z wodą. Gdy go tam nie zna­lazł, jego brwi zmarsz­czy­ły się. Sergi uśmiech­nął się i podał mu go. Borg wypił reszt­kę wodyspoj­rzał na niego. → Nadmiar zaimków. Powtórzenia.

Proponuję: Spoj­rzał za­mglo­nym wzro­kiem i się­gnął po bu­kłak. Gdy go nie zna­lazł, zmarsz­czy­ł brwi. Sergi uśmiech­nął się i podał mu naczynie. Borg wypił reszt­kę wody i popatrzył na niego.

 

Po­ło­żył sobie ręce pod głowę i wes­tchnął. → Zbędny zaimek.

 

Czar­ne ta­tu­aże na na­gich ra­mio­nach i pier­siach… → Czar­ne ta­tu­aże na na­gich ra­mio­nach i pier­si/ torsie

Mężczyzna ma pierś; piersi mają kobiety.

 

– Je­steś upar­ty – stwier­dził pa­trząc w sufit… → W jaskiniach nie ma sufitu.

Proponuję: – Je­steś upar­ty – stwier­dził pa­trząc na strop

 

W środ­ku stał już Ser­gi-Borg pil­nu­ją­cy każ­de­go ry­tu­ału. Obok niego stał star­szy… → Powtórzenie.

 

wykonał malunek na jego ra­mio­nach. Na­stęp­nie po­ło­żył go na ple­cach i wy­sma­ro­wał olej­kiem jego pier­si. → Nadmiar zaimków. Mężczyźnie nie mają piersi.

Proponuję: …wykonał malunek na ra­mio­nach. Na­stęp­nie po­ło­żył go na ple­cach i wy­sma­ro­wał olej­kiem pier­ś.

 

Jego twarz zmarsz­czy­ła się w sku­pie­niu znie­kształ­ca­jąc ta­tu­aż na twa­rzy. Na jego ciele per­lił się pot. → Zbędne zaimki.

Tu, z racji że jest ich bardzo dużo, przestaję wskazywać nadmiar zaimków. Ufam, że dostrzeżesz je sama.

 

– Usiądź– po­wie­dział. → Brak spacji po wypowiedzi.

 

Po­de­szli oboje do stru­mie­nia. → Piszesz o dwóch mężczyznach, więc: Po­de­szli obaj do stru­mie­nia.

Oboje to mężczyzna i kobieta. Oboje to także drewniane instrumenty dęte.

 

Choć wtedy stary Sergi– Borg… → Choć wtedy stary Sergi-Borg

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy; bez spacji.

 

na­rzu­co­ną miał znisz­czo­ną kol­czu­gę bez rę­ka­wów, się­ga­ją­cą za­le­d­wie do pasa. U boku miał za­wie­szo­ny krót­ki, jed­no­ręcz­ny miecz. Wła­śnie miał za­mknąć… → Widzę początki miałozy.

Proponuję: …miał na sobie zniszczoną kolczugę bez rękawów, sięgająca zaledwie pasa. U boku krótki jednoręczny miecz. Wła­śnie chciał za­mknąć

 

jego spoj­rze­nie na drob­ną chwi­lę stało się… → Drobne to można mieć w portmonetce – chwile nie bywają drobne, są krótkie, czasem mogą być nieco dłuższe.

Wystarczy: …jego spoj­rze­nie na chwi­lę stało się

 

– Zaraz wej­dzie­my na drogę – uprze­dził.

We­szli w gęst­sze krza­ki… → Nie brzmi to najlepiej.

 

– Je­że­li pój­dziesz w  stro­nę… → – Je­że­li pój­dziesz w  stro­nę

 

star­szy męż­czy­zna wska­zał na pół­noc­ny-wschód… → …star­szy męż­czy­zna wska­zał pół­noc­ny wschód

Wskazujemy coś, nie na coś.

 

MOIM prze­zna­cze­niem jest śmierć – od­parł Sergi ze zło­ścią w gło­sie. → Umiał mówić wielkimi literami???

 

Za nim do kom­na­ty wpa­dło pię­ciu zbroj­nych. Sergi od­wró­cił w ich stro­nę. → Co Sergi odwrócił w ich stronę?

 

jego wzrok był nie­zwy­kle in­ten­syw­ny… → Na czym polega intensywność wzroku?

 

Krew ka­pa­ła na ka­mie­nie drogi z głę­bo­kich ran. → Czym są kamienie drogi z głębokich ran?

A może miało być: Krew z głę­bo­kich ran ka­pa­ła na ka­mie­nie drogi.

 

Wsparł się na mie­czu i sta­nął na no­gach. → Czy dookreślenie jest konieczne – czy mógł stanąć inaczej, nie na nogach?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Narmo. Do czego się przyczepię na początku, to wyrazy (jakiś, jakieś, jakaś), są określeniami zbędnymi. Gdy np. napiszę: jakieś krzaki, to czy gdy zamienię na: krzaki, zwrot jakieś ma uzasadnienie? Jest zbyteczny. Koniec czepialstwa. Co zauważyłem, a może jestem tylko zmęczony, że nie bardzo rozumiałem świat i bohaterów, który przedstawiłaś. Opowiadanie ma chwiejną konstrukcję, czyli inaczej z przeskokami, w których niewiele wyjaśniasz czytelnikowi, co z czego wynika. Bo widzisz, nie wiem kim tak naprawdę byli Sergi, i ten koleś Borg. Wprowadzasz dużo opisów, które na dłuższą metę mogą zmęczyć, a dla samej historii są niewiele znaczące. Dynamiki w fabule również jest mało. W tekstach typu fantasy, szczególnie nie lubię się domyślać. Jak dla mnie mało klarowne. Ale nie przejmuj się. To tylko moja opinia. Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka