
Tekst napisany w 2019 roku. Kurzył się na dysku, więc, po drobnym liftingu, postanowiłam pokazać go światu.
Tekst napisany w 2019 roku. Kurzył się na dysku, więc, po drobnym liftingu, postanowiłam pokazać go światu.
Postukuję łyżeczką o spodek i rozglądam się po pustawej kawiarni. Jedynie pod oknem siedzi brodacz i dziobie widelcem trójkąt ciasta. Noga w wytartych czarnych dżinsach podryguje mu rytmicznie. Nerwowo.
Kelnerka zniknęła na zapleczu. Mogłabym schować do kieszeni solniczkę, pieprzniczkę, fikuśną cukiernicę, serwetnik i wykałaczki. Nikt by nie zauważył. Nie potrzebuję jednak ani soli, ani cukru. Pieprzu, serwetek, wykałaczek. Uwagi. Chcę, żeby dłonie już nie drżały. Kładę je płasko na blacie. Czuję, jak się lepi. Poprosiłabym o wytarcie stolika, ale kelnerki wciąż nie ma.
Wstaję i idę do łazienki. Nawet zgrzyt krzesła przesuwanego po posadzce nie wywabia dziewczyny z ukrycia. Zostawiam na oparciu kurtkę i szalik.
Zatrzymuję się przed parą drzwi do toalety. Zastanawiam się, który trójkąt wybrać. W końcu decyduję się na ten zwrócony do góry. Nie wiem, czy się nie pomyliłam, w środku nikogo nie ma.
Gdy wracam, czeka na mnie sojowe latte, na spodku obok leży kruche ciasteczko zapakowane w przezroczystą folijkę z logo kawiarni. Jestem uczulona na mleko. Mam nadzieję, że nie dodali go do ciasteczka. Pianka jest nieprzyjemnie gorzka.
Podnoszę szalik z podłogi, otrzepuję. Domówiłabym deser, ale kelnerka zdążyła zniknąć, zanim pojawiłam się przy stoliku. A może wcale jej tu nie było?
Brodacz pod oknem wciąż dziobie. Noga coraz bardziej mu podryguje.
Podskakuję, gdy kelnerka materializuje się tuż obok mnie.
– Coś jeszcze? – pyta.
Patrzę na pustą szklankę przed sobą. Nie pamiętam, żebym wypiła całą kawę, a jednak na dnie widać tylko smętne resztki sojowej pianki.
– Nie, dziękuję – mówię i chcę prosić o rachunek.
– Mamy świeżo upieczoną szarlotkę – wchodzi mi w niewypowiedziane jeszcze słowo kelnerka. – Klienci sobie chwalą.
Dziewczyna patrzy przed siebie, jakby nie interesowała jej moja odpowiedź. Myślę o brodaczu pod oknem. Milczę odrobinę za długo, bo pyta ponownie:
– To jak, podać?
Pochylam nieznacznie głowę, co ona odczytuje jako znak zgody.
– Świetnie – mówi i odchodzi, by po chwili zniknąć na zapleczu.
Czekam na ciasto. Kawiarnia nagle robi się pusta. Nie zauważyłam, kiedy wyszedł brodacz siedzący przy oknie. Po jego obecności nie ma śladu. Ani okruszka na brudnym blacie, krześle, pod stołem.
Ogarnia mnie niepokój.
Pojawia się kelnerka. Stawia przede mną kostkę sernika krakowskiego. Spoglądam na ciasto, potem na dziewczynę.
– Świeżutki, tak jak mówiłam. Z dzisiaj rano – rzuca i odwraca się na pięcie.
Boję się powiedzieć, że przecież zamawiałam szarlotkę. Wydłubuję rodzynki łyżką do latte. Myślałam, że kelnerka ją zabrała razem ze szklanką, spodkiem i nierozpakowanym ciasteczkiem, znalazłam ją jednak pod serwetką, obok podartej folijki z logo kawiarni.
Czuję dziwne ssanie w żołądku. Wkładam do ust kawałek ciasta i robi mi się niedobrze. Jestem uczulona na mleko. Ze zgrzytem odsuwam krzesło i biegnę do łazienki. Tym razem wybieram drzwi z trójkątem skierowanym w dół. W środku nikogo nie ma. Wypluwam ciasto do kosza na śmieci, opłukuję twarz zimną wodą i wycieram rękawem. Wkładam dłonie do suszarki i patrzę, jak strumień ciepłego powietrza przesuwa moją skórę, wydobywając żyły na powierzchnię.
Wracam na swoje miejsce. Po cieście nie ma śladu. Podnoszę szalik z podłogi i zawieszam na oparciu krzesła. Zza lady wysuwa się kelnerka i podchodzi do stolika. Stawia przede mną szklankę sojowego latte.
– Brakuje ciasteczka – zauważam mimowolnie.
– Skończyły się – mówi dziewczyna i wzrusza ramionami. Odchodzi od stolika i znika na zapleczu.
Chcę spokojnie pomyśleć, ale moją uwagę przykuwa wbiegająca do kawiarni dziewczynka. Jasne kucyki podskakują w rytm jej kroków. Też kiedyś takie miałam. Monety brzęczą w kieszeniach sukienki, której falbany zdają się żyć własnym życiem. Podrygują góra-dół, góra-dół. Prawo-lewo, góra-dół.
Dziewczynka macha do brodacza i uśmiecha się szeroko, pokazując szczerby. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Jakby się w ogóle nie znali. Ona wysypuje bilon na ladę i wybiera dwie identyczne monety. Odsuwa je na bok, resztę zgarnia na dłoń i chowa do różowej kieszeni. Kelnerka nakłada dwie gałki sorbetu malinowego do jagodowego rożka i podaje dziewczynce.
Dziewczynka znika, kelnerka wychodzi na zaplecze. Monety leżą na ladzie. Gdyby nie one, można by pomyśleć, że nic się nie wydarzyło.
Lampy gasną. Ciepłe światło latarni na zewnątrz kładzie się długimi pasmami na posadzce. Nie zauważyłam, że za oknem zapadł już zmierzch. Słyszę ciche pyknięcie, potem drugie i światło wraca. Przecieram oczy, spoglądam na ladę. Brakuje monet. Nie ma dziewczynki i malinowego sorbetu w jagodowym rożku. Może nigdy nie było. Musiałam przysnąć. Za oknem znów jest dzień.
Przede mną stoi niedopite latte z gorzką sojową pianką. Trzeba było wziąć z mlekiem owsianym, myślę i mieszam resztki kawy długą łyżką. Napój coraz bardziej przypomina brudną breję. Powinnam powiedzieć kelnerce, że sprzedają lurę, ale dziewczyny nigdzie nie ma.
Przesuwam zdeformowane od wilgoci rodzynki na brzeg talerzyka. Rozgniatam widelcem niedopieczony plaster jabłka i wkładam do ust. Ohydny jak kawa.
Do sali wbiega dziewczynka, podzwaniając monetami. Kucyki podskakują razem z nią. Macha do brodacza, szczerzy się i kładzie monety na ladzie. Kelnerka wybiera dwie identyczne, reszta wraca do różowej kieszeni. Kulki malinowego sorbetu lądują w jagodowym rożku. Dziewczynka znika. Słyszę ciche pyknięcie i lampy gasną. Za oknem latarnie witają nadchodzący zmierzch. Żółte światło długimi pasmami kładzie się na posadzce.
Zamykam oczy, kręci mi się w głowie. Układam wydarzenia dzisiejszego dnia, jedno po drugim, jak domino. Brakuje kilku klocków. Próbuję sobie przypomnieć, czego nie pamiętam. Dlaczego wybrałam się do kawiarni? Nigdy wcześniej tu nie byłam. Dlaczego przyszłam sama? Przecież z nikim się nie umówiłam. Coś nie gra. Otwieram oczy. Czuję się zmęczona. Tak bardzo zmęczona. Kawa powinna była mnie obudzić.
Spoglądam na szklankę. Obok pustej stoi druga, pełna, z sojową pianką leniwie ściekającą po grubej ściance. Przede mną leży kostka sernika krakowskiego. Rozglądam się. Brodacz siedzi przy oknie i dziobie. Okruchy pokrywają podłogę u jego stóp. Noga w czarnych dżinsach podryguje i rozgniata okruchy z cichym chrzęstem. Chrup, chrup, chrup.
Do kawiarni wbiega dziewczynka w różowej sukience, podzwaniając monetami. Kelnerka materializuje się przy ladzie. Sorbet malinowy, jagodowy rożek. Toaleta, trójkąt, szalik na podłodze. Folijka ciasteczko rodzynki szarlotka łyżka. Ciasteczkofolijkalogofolijkałyżkadziewczynkaszarlotkamonetyszalikbrodaczokruchy. Chrup. Chrup, chrup, chrup. Chrupchrupchrup. Dzyń, dzyń, dzyń.
Światło gaśnie.
Patrzę na dwie monety leżące przede mną na stoliku. Zaśniedziałe, prawie nie widać nominału. Obracam je w palcach i czuję w ustach gorycz i rosnący strach. Znowu robi mi się niedobrze. Niepotrzebnie zamówiłam sernik. Mleko mi szkodzi. Biegnę do łazienki i wchodzę na chybił trafił; i tak nikogo tu nie ma. Natykam się na brodacza myjącego ręce.
– Przepraszam – dukam i wycofuję się pospiesznie. Wracam do stolika, nie przepłukawszy ust.
Pod oknem, bokiem do mnie, siedzi dziewczynka w różowej sukience. Jest sama. Macha nogami i podśpiewuje. Patrzę, jak malinowy sorbet topi się w jagodowym rożku. Opadam na krzesło i upijam łyk kawy, jednak gorycz staje się nie do zniesienia. Potrzebna mi kelnerka. Tu i teraz.
Podchodzę do lady i szeleszczę ulotkami. Nikt się nie pojawia. Odwracam się i widzę pustą kawiarnię. Ani dziewczynki, ani brodacza. Na moim stoliku nie leży nic. Nie ma serwetnika, fikuśnej cukiernicy, soli, pieprzu i wykałaczek. Na podłodze szalik. Czuję zimny lepki brud ściekający mi po palcach.
– Co podać? – pyta kelnerka i spogląda na plik ulotek w mojej dłoni.
– Nie, nic, dziękuję, przepraszam. Ja tylko… czekam na kogoś… – Sama nie wiem, co mówię. Zbiera mi się na płacz. Niezdarnie próbuję wepchnąć ulotki do specjalnego stojaka. Gniotą się brzydko, ale w końcu się udaje. Kiedy wracam na miejsce, monety podzwaniają mi w kieszeni.
Zaczynam nerwowo stukać łyżeczką o spodek. Krzesło przy oknie jest puste. Gdzie się podział brodacz? Co ja tu robię?
Wszystko się miesza. Czuję, że powinnam podjąć jakąś decyzję, wybrać ciąg dalszy, lecz nie ruszam się z miejsca.
Zaczekam, aż tata wyjdzie z łazienki i razem pójdziemy do domu, myślę bez sensu; przecież wiem, że w łazience dawno nikogo już nie ma. Blat stolika klei się od roztopionego sorbetu malinowego. Pod butami chrzęszczą drobinki jagodowego rożka. Ciepłe światło latarni wpada do wnętrza sali i oświetla niedojedzony trójkąt szarlotki na stoliku pod oknem. Dwie identyczne monety leżą na ladzie.
Przez chwilę jestem córką czekającą na ojca – porzuconą w kawiarni dziewczynką z drobnymi na lody, kimś, kim mogłam być, gdyby tata nie wrócił z łazienki, a kim się nigdy nie stałam, bo postanowił wrócić.
Wpatruję się w dwa krążki metalu wbrew sobie, nie mogę oderwać wzroku. Przełykam ślinę i odsuwam ze zgrzytem krzesło. Szalik upada na podłogę. Kiedy chowam monety do kieszeni, kelnerka stojąca sztywno za ladą przygląda mi się pustymi oczyma. Wychodzę.
W przejściu bezgłośnie mija mnie dziewczynka w różowej sukience.
… Nic nie zrozumiałem.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Bywa i tak ;) Dzięki za przeczytanie!
It's ok not to.
Powtarzalność, ale podlegajaca kolejnym odkształceniom, pewnych motywów sugeruje zapętlony sen z elementami pętli czasowych.
Cześć, Adamie :)
W zamierzeniu nie miał to być sen. Co do zapętlenia czasowego (czy raczej czasoprzestrzennego) masz rację.
It's ok not to.
Cięzko mi coś wymyślić, żeby poskładać to jakoś do kupy w sensowną całość. Zapętlenie czasoprzestrzenne, mówisz? Ona jest sobą, innym razem dziewczynką? Albo mogłaby być dziewczynką? Brodacz mógłby być tatą? Nie wiem, naprawdę nie wiem… Wiem tylko, że Ty lubisz weird ;)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Cześć, Outta :)
No tak to już jest, że jakoś mnie ciągnie w weirdowo-surrealistyczne rejony. W jakiś sposób są dla mnie odskocznią od cięższych tekstów stricte realistycznych.
To opko to wariacja nt. co by było gdyby… jak czasem jedna decyzja może ustawić dalszy bieg czyjegoś życia.
It's ok not to.
Aha, OK, no niby to jakoś widać, ale tych motywów i zmian jest tam dośc sporo, jak na tak krótki tekst i przez to można tego nie zauważyć ¯\_(ツ)_/¯
Known some call is air am
przez to można tego nie zauważyć ¯\_(ツ)_/¯
Rozumiem, nie potępiam :P Wiesz, jakbyś miał ochotę przeczytać mnie w zupełnie innej, całkowicie zrozumiałej odsłonie, to zapraszam do mojego tekstu pojedynkowego :> Proste, z lekka rubaszne fantasy ;D https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/32257
It's ok not to.
Zajrzę, ale najpierw muszę doczytać tekst Ananke na “Polski Horror” – obowiązki jurorskie, ya know :)
A co do Twojego pisania, to przedwczoraj przeczytałem po raz drugi “Głowę”, tylko tym razem w antologii :)
Known some call is air am
To mam nadzieję, że ponowna lektura była przyjemna ^_^ Ja mam na oku kilka konkursowych horrorów, ale strasznie nie lubię czytać tak długich tekstów na kompie i pewnie poczekam na wersję audio… Choć może się przemogę, kto wie ;)
It's ok not to.
To ja, będąc już po lekturze jedenastu tekstów z tego konkursu mogę polecić z czystym sumieniem cztery, z czego “Animalia profana” Żongler wyterefere mnie z butów. Serio serio, to opowiadanie jest niesamowite.
PS. Tak, lektura była przyjemna, pan Bowie na propsie.
Known some call is air am
z czego “Animalia profana” Żongler wyterefere mnie z butów.
Noted .
It's ok not to.
Masz ode mnie klika za wydłubywanie rodzynek z sernika :D A tak na poważnie (choć rodzynki były kluczowe) to również nie do końca zrozumiałem koniec. Już napisałaś, że chodzi o to, co by było gdyby. I to jest racja, często i gęsto pojedyncze losowe sytuacje wpływają i kształtują resztę naszego życia. Jednak nie widzę spójnej całości w tym tekście. Nie mamy wcześniej nawiązań do życia bohaterki, dlatego nie ma możliwości stwierdzić, jak łączy się z tym wszystkim mężczyzna i dziewczynka. Niemniej jednak brak pełnego zrozumienia to jedno, zaś dobrze napisany, ciekawymi, krótki zdaniami tekst, mimo wszystko utrzymujący zainteresowanie do końca to drugie. Dlatego mimo, że zabrakło według mnie pewnych, choć drobnych, wyjaśnień (mimo, że lubię niedopowiedzenia) to tekst uważam za ciekawą próbę. No i te rodzynki! :D Pozdrawiam!
Cześć, fajny klimat. Trochę mi się kojarzy z serialem "Strefa Mroku" z lat 80-90 tamtego wieku. Też nie di końca zrozumiałem podobnie jak z niektórymi odcinkami wymienionego serialu.
Hej, Dogsdumpling!
Ładnie napisane, czytałem z zaciekawieniem. A na koniec doszedłem do wniosku, że nic nie zrozumiałem xD
Szczęśliwie (dla mojego stanu świadomości, ma się rozumieć) nie jestem osamotniony w tej konkluzji :)
Pozdrawiam serdecznie!
Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"
zdeformowane wilgocią
Od wilgoci.
Patrzę na dwie monety leżące przede mną na stoliku. Zaśniedziałe, prawie nie widać nominału.
To jest ten moment, kiedy się połapałam, że bohaterka nie żyje. Chyba.
Impresjonistyczne. Akurat na tę długość – dłuższe potrzebowałoby lepszego szkieletu, bo tutaj kości niewiele. Ale ma nastrój.
To opko to wariacja nt. co by było gdyby… jak czasem jedna decyzja może ustawić dalszy bieg czyjegoś życia.
Mmm, czyli ona nie ocenia swojego życia z perspektywy po życiu, i to nie jest czyściec? Hmm.
Masz ode mnie klika za wydłubywanie rodzynek z sernika :D
Rodzynki są zue. Tylko czekoladowe fiu-bździu :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć, Realucu!
Masz ode mnie klika za wydłubywanie rodzynek z sernika :D
Yay! A tak na serio, fajnie, że forma się broni, nawet jeśli treść pozostaje mglista :) Dzięki za wizytę :)
PS. Tak się zastanawiałam, czy rodzynki wywołają reakcję ;D
Witaj, pzarzycki :)
Fajnie, że klimat się spodobał . Serialu nie znam, dobry?
Cezary, cześć :)
Szczęśliwie (dla mojego stanu świadomości, ma się rozumieć) nie jestem osamotniony w tej konkluzji :)
Cieszę się, że się cieszysz, że nie jesteś sam XD Dobrze, że dobrze się czytało :)
Cześć, Tarnino,
deformacja rodzynek poprawiona ;)
To jest ten moment, kiedy się połapałam, że bohaterka nie żyje. Chyba.
Nie pomyślałam o tym, ale rzeczywiście nawet pasuje.
Impresjonistyczne. Akurat na tę długość – dłuższe potrzebowałoby lepszego szkieletu, bo tutaj kości niewiele. Ale ma nastrój.
True. Ale jest ciasto!
Co to jest czekoladowe fiu-bździu?
Dzięki, że wpadłaś :)
It's ok not to.
Co to jest czekoladowe fiu-bździu?
Te takie chlusty czekolady do dekoracji sernika :) nie wiem, jak to się nazywa fachowo.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Kurczę, nie znam. Ja kojarzę jedynie “czekoladową” kruszonkę na wierzchu z kruchego ciasta z dodatkiem kakao. Chyba że chodzi o wymieszaną patyczkiem jasną i ciemną masę sernikową, wtedy robią się takie ładne esy-floresy.
It's ok not to.
Serialu nie znam, dobry?
Ten serial był w stanach wyświetlany od 1959 roku. Każdy odcinek to oddzielna historia. Ja to oglądałem w polskiej telewizji na przełomie lat 80/90. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Było poetyckie, tajemnicze, niedopowiedziane. Jeszcze wtedy nie było “Z achiwum X” bo to już inna poetyka.
Brzmi naprawdę ciekawie. Lubię takie z lekka surrealistyczne klimaty, gdzie nie wszystko jest wyłożone kawa na ławę :) Wygooglałam sobie i widzę, że serial miał kilka remaków. I nawet znalazłam jakieś odcinki oryginalnej serii na YouTube. Dzięki za info!
It's ok not to.
Rodzynki są pyszne. :P A fiu-bździu Tarniny chyba można kupić jako ,,kropelki z czekolady”.
Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...
Rodzynki są pyszne. :P
Zgadzam się. W przeciwieństwie do bohaterki opowiadania też je lubię :3 Choć wiem, że te w serniku wzbudzają szczególne kontrowersje i polaryzują społeczeństwo XD
It's ok not to.
Dla mnie to jakieś przemijanie, zanikanie.
Czytało się płynnie i plastycznie przyjemne, ale też nie mam pewności czy zrozumiałam.
"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke
Cześć, Ambush,
to chociaż tyle, że lektura była przyjemna ;) A zanikanie bardzo tu pasuje.
It's ok not to.
Cześć dogsdumpling!
Nieprosty tekst – dlatego przeczytałem drugi raz po dwóch dniach i komentuję za tym drugim razem. Dla mnie plusem jest pełna otwartość interpretacyjna, co wyszło w komentarzach powyżej. Skłania do nieograniczonej refleksji.
To opko to wariacja nt. co by było gdyby… jak czasem jedna decyzja może ustawić dalszy bieg czyjegoś życia.
Tak właśnie to zrozumiałem, więc sukces :). Co prawda za drugim razem, ale w końcu skłoniło, żeby przeczytać te dwa razy, zatem prawidłowo. Choć nawet za drugim czułem zupełne zagubienie momentami, ale stawiam, że oto też chodziło – cele spełnione.
Pozdrawiam!
Ja kojarzę jedynie “czekoladową” kruszonkę na wierzchu z kruchego ciasta z dodatkiem kakao.
A, to tego ja nie znałam.
Chyba że chodzi o wymieszaną patyczkiem jasną i ciemną masę sernikową, wtedy robią się takie ładne esy-floresy.
Nie, ale brzmi fajnie. To czekoladowe chyba wyszło z mody, bo w Internetach widzę głównie dekoracje z owoców, ale takie znalazłam:
Rodzynki są pyszne. :P
A fiu-bździu Tarniny chyba można kupić jako ,,kropelki z czekolady”.
To wersja do samodzielnego montażu :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Czytałam z nadzieją, że w końcu pojmę, co się dzieje w kawiarni, ale cóż… Nadzieja okazała się płonna. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Tarnino, a to nie jest po prostu sos czekoladowy? :P
A sernik z ciemną kruszonką to taki:
Reg, to mam chociaż nadzieję, że nie straciłaś na tekst dużo czasu :( Dzięki za przeczytanie.
It's ok not to.
Och nie, Dogsdumpling, nie tym razem. Niezmiernie rzadko się zdarza, bym czas poświęcony lekturze uznała za stracony. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
To kamień z serca ;)
It's ok not to.
Niech Twoje serce bije radośnie, niech je rozpiera moc twórcza!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki za ciepłe słowa. Oby się spełniły
It's ok not to.
Cześć, beeeecki, jakoś mi Twój komentarz umknął przez sernik Tarniny ;)
Dla mnie plusem jest pełna otwartość interpretacyjna, co wyszło w komentarzach powyżej. Skłania do nieograniczonej refleksji.
Lubię, kiedy teksty zostawiają czytelnikowi miejsce na własne przemyślenia. Tu chyba odrobinę za dużo go zostawiłam, ale super, że udało Ci się wyciągnąć z tekstu coś dla siebie. Dzięki za podwójne przeczytanie! Cieszy, że myśl przewodnia jednak jest widoczna.
It's ok not to.
Pierożku, pozwoliłem się nieść klimatowi pętli czasoprzestrzennych. Nie starałem się zrozumieć. Po prostu podobało misię. :)
Misiu,
jeśli klimat wciągnął i jesteś zadowolony z lektury, to ja też :) Dzięki za przeczytanie.
It's ok not to.
Tarnino, a to nie jest po prostu sos czekoladowy? :P
To chyba tak, ale nie znalazłam tego, co chciałam – to było najbliższe. Takie abstrakcje z czekolady do ozdoby sernika, no.
A sernik z ciemną kruszonką to taki:
Wygląda domowo ^^
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć dogsdumpling !!!
No niestety nie zrozumiałem tekstu. Umywam więc ręce. Przeczytałem ale nie ocenię.
Pozdrawiam! :)
Jestem niepełnosprawny...
Takie abstrakcje z czekolady do ozdoby sernika, no.
To pewnie nie ma osobnej nazwy ;)
Cześć, Dawidzie!
Nie jesteś sam ;) Dziękuję za przeczytanie i pozostawienie śladu :)
It's ok not to.
To pewnie nie ma osobnej nazwy ;)
Amerykanie nazwą wszystko :D
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć, dogsdumpling. Sprawnie, dobrze napisane. Myślałem na początku, że rozwiniesz wątek z brodaczem w inną stronę :-) Cykliczność motywów zastanawiała mnie do samego końca.
Tak na marginesie… Kawę w Krakowie ostatnio piłem podczas Grozowni i była bardzo dobra. Pozdrawiam. Klik ode mnie :-)
Cześć, Heskecie :)
Myślałem na początku, że rozwiniesz wątek z brodaczem w inną stronę :-)
O, a w którą?
Cieszę się, że tekst zastanawia i fajnie, że wykonanie daje radę. Dzięki za klik.
Tak na marginesie… Kawę w Krakowie ostatnio piłem podczas Grozowni i była bardzo dobra. Pozdrawiam. Klik ode mnie :-)
W Krakowie byłam lata temu, ale dobra kawa zawsze na propsie ;)
It's ok not to.
Nerwowy brodacz, wytarte dżinsy. Myślałem, że podejdzie do dziewczyny, zaczną rozmawiać. Skoro taki roztrzęsiony, musiał czegoś doświadczyć, i dowiedziałbym się co, a ona może nie musiałaby wydłubywać rodzynek. A gdyby się wrócił, i jednak się dosiadł? Opcji nieskończenie wiele.
Przyznaję się do dwóch rzeczy jednocześnie
Opcji nieskończenie wiele.
Hesket, dzięki za odpowiedź. I to jest właśnie piękne w literaturze i pisaniu – nieskończenie wiele nitek rozwoju opowieści :)
Cześć, Nova,
1. miło mi, że wpadłaś,
2. cieszę się, że jesteś zadowolona z lektury :D
It's ok not to.
Nie do końca załapałem, ale czytało się fajnie :D
Sen jest dobry, ale książki są lepsze
Cześć, Młody pisarzu :)
czytało się fajnie :D
Zawsze coś ;D Dzięki za przeczytanie!
It's ok not to.
Przeczytałem z zastanowieniem. Żadnej przykrości nie było, ale może istotnie zostawiłaś za dużo dowolności interpretacyjnej? Widzę po komentarzach, że innym odbiorcom raczej nie poszło lepiej ode mnie. Logikę snu widać dość wyraźnie, ale to oczywiście nie znaczy, że tekst ma dosłownie opisywać sen. Również plus za wydłubywanie rodzynek. Przy zaśniedziałych monetach uznałem, że utwór to metafora życia spędzonego na nudnych i niezadowalających drobiazgach. Zakończenie wydało mi się zaskakujące i niezupełnie pasujące do reszty – może gdyby cokolwiek pozwoliło wcześniej się domyślać, że te dwie postaci to młodsze wersje samej bohaterki i jej ojca? Warto może zapytać, czy w takim razie kelnerka też kogoś symbolizuje.
Zdecydowanie doceniam poprawność językową, przejrzałem tekst dość uważnie i wydaje mi się, że do poprawy jest tylko “krakowski sernik” (sernik krakowski – cecha istotowa – konkretny rodzaj wypieku, a nie dowolny sernik pochodzący z Krakowa). Nie dopatrzyłem się nawet uchybień interpunkcyjnych, może oprócz tego, że we wstępie nie wydzielałbym “po drobnym liftingu” przecinkami.
Pozdrawiam ślimaczo!
Początkowo miałam wrażenie, że kobieta i dziewczynka z warkoczykami to ta sama osoba. Ale na końcu nie byłam już pewna. Dziewczynka z pieniążkami jest sama, nie boi się, wie, czego chce. Tymczasem mam wrażenie, że bohaterka nigdy nie czuła się bezpieczna, stale obawiała się porzucenia, skoro nawet wizyta tatusia w kibelku była dla niej traumatyczna. I chyba tak jej zostało. Z kimś się umówiła, a jest sama, ktoś ją porzucił, albo olał po prostu. Chciałaby być tak pewna siebie, jak dziewczynka, chciałaby mieć inne życie, ale jest, jak jest.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Początkowo miałam wrażenie, że kobieta i dziewczynka z warkoczykami to ta sama osoba. Ale na końcu nie byłam już pewna.
Ha, a ja odwrotnie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hmmm. Ja też nie jestem pewna, co Poetka chciała przez to powiedzieć. No, wydarzenia się powtarzają, a przy tym szczegóły giną, zacierają się. Może to przemijanie, może metafora rutyny…
Mam wrażenie, że z niejasnego tekstu można wyciągać dowolne wnioski popierające dowolną tezę. To opowiadanko jest o wiele krótsze niż “Biblia” czy “Kapitał”, ale w wieloznaczności daje radę.
Babska logika rządzi!
Poprzedni komentarz mi zeżarło, próba nr 2.
Cześć, Ślimaku,
rzeczywiście trochę przestrzeliłam z ilością niedopowiedzeń, czy raczej zbyt słabo wyeksponowałam pewne wątki/ elementy tekstu.
Cieszy mnie, że strona językowa tekstu nie zawodzi. Uwaga o serniku jak najbardziej słuszna, poprawię w wolnej chwili.
Dziękuję za wizytę i rozbudowany komentarz.
Cześć Irko,
Początkowo miałam wrażenie, że kobieta i dziewczynka z warkoczykami to ta sama osoba.
bohaterka nigdy nie czuła się bezpieczna, stale obawiała się porzucenia, skoro nawet wizyta tatusia w kibelku była dla niej traumatyczna.
Może bohaterka nigdy nie była porzuconą dziewczynką, a może tylko nie chciała nią być. Może widzi potencjalną siebie w dziewczynce, a może dawną siebie, którą już dawno przestała być. A może jednak ojciec porzucił ją w dzieciństwie i bohaterka zabierając monety, próbuje zmienić coś w scenariuszu. Wiem, dużo tych “może”. Następnym razem postaram się ograniczyć liczbę opcji ;)
Dzięki za przeczytanie, komentarz i klik :)
Ha, a ja odwrotnie.
Tarnino, powiedziałabym, że obie z Irką macie rację.
Cześć, Finklo,
Mam wrażenie, że z niejasnego tekstu można wyciągać dowolne wnioski popierające dowolną tezę.
Według mnie dowolną tezę to nie bardzo. Ale każdy ma inaczej.
Dzięki za przeczytanie i komentarz :)
It's ok not to.
Mam wrażenie, że z niejasnego tekstu można wyciągać dowolne wnioski popierające dowolną tezę.
Z jasnego też można, to kwestia kreatywności ;)
Tarnino, powiedziałabym, że obie z Irką macie rację.
A znasz ten dowcip o uczniu rabina? :D
Według mnie dowolną tezę to nie bardzo.
Dobra, ma być serio. Hmm. Można i nie można. Ex falsum quodlibet, ale kategoria fałszu nie bardzo się stosuje do tekstu literackiego. Z drugiej strony, jeśli ktoś się nim posługuje jak pijak latarnią (jako podporą, nie źródłem światła), to nie wyciąga wniosków, bo już je ma, tylko podpiera przyniesione z domu wnioski tekstem, co może wyglądać w miarę sensownie, ale zwykle nie wygląda. Ponadto:
:)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
A znasz ten dowcip o uczniu rabina? :D
Nie znam ;)
It's ok not to.
Przychodzi małżeństwo do rabina, żeby rozsądził spór.
Rabin z uwagą wysłuchuje męża, po czym kiwa głową i mówi – Masz rację.
Potem z nie mniejszą uwagą wysłuchuje żony, kiwa głową i mówi – Ty też masz rację.
Małżonkowie wychodzą, a uczeń rabina mówi – Rabbi, ale oni oboje naraz nie mogą mieć racji.
A na to rabin kiwa głową i mówi – Ty też masz rację.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Czyli: Wszyscy mają rację, mam i ja! :D
It's ok not to.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Na początku dwa zażalenia:
-powtórzenie zgrzyt odsuwanego krzesła. Później znów pojawia się krzesło w tym samym akapicie.
-a to nie był trójkąt i kółko? kojarzy mi się ten podstawówkowy nieśmieszny żart o tym czy trójkąty są dla chłopaków.
To trochę taki horror (weird) kawarniano-jedzeniowy. Wprowadasz uczucie dyskomfortu poprzez jedzenie i podoba mi się to. Ostatnio byłem na takim filmie, Substancji, ogólnie bardzo słaby reżyser na końcu odleciał, ale pojawiało się tam coś podobnego. Takie skupianie na jedzeniu, żeby trochę obrzydzić odbiorcę. Nie wiem nad czym mogę się tutaj dłużej rozwodzić. Niezły tekst! Udaję się do klikarni i piórkowej nominowarni (?)
Pozdrawiam
Kto wie? >;
Cześć, skryty :)
Co do pierwszego zażalenia – pomyślę co z tym krzesłem zrobić. Co do drugiego, kółko i trójkąt jak najbardziej stosuje się do oznaczania toalet, ale można też spotkać minimalistyczne wersje ludzików w postaci samych trójkątów (trójkąt skierowany w górę – sukienka, skierowany w dół – szerokie barki). A żartu z podstawówki nie znam ;) (ale u mnie w szkole chyba nie było oznaczenia i wszyscy po prostu wiedzieli, gdzie są jakie toalety).
Super, że klimat przypasował i tekst wywołuje reakcję ^^. Filmu nie widziałam, brzmi dość intrygująco. Dzięki za komentarz, klik i nominację! (Nie spodziewałam się :D).
It's ok not to.
Początkowo miałam wrażenie, że kobieta i dziewczynka z warkoczykami to ta sama osoba. Ale na końcu nie byłam już pewna.
Irko, tu mnie zaskoczyłaś, ponieważ komentowałem wcześniej, że opowiadanie mogłoby zyskać, gdyby właśnie to utożsamienie było gdzieś z początku zasugerowane. Czy wystarczyło Ci Jasne kucyki podskakują w rytm jej kroków. Też kiedyś takie miałam, czy jest jeszcze jakaś wskazówka, której nie dostrzegłem?
W każdym razie zainspirowałaś mnie, aby to jednak kliknąć; to, że sens tekstu nie wydał mi się czytelny, nie znaczy, że jakość wykonania nie jest biblioteczna.
Hej. Dobrze napisany weird, który na logikę jest trudny do wytłumaczenia. W całości jest bardzo dużo znaków zapytania i luk, które na siebie nachodzą, lecz przy każdej odsłonie w nieco inny sposób. Jakby roztrząsanie własnego ja i odkrywania siebie na nowo. Bohaterka jest świadoma swoich odruchów, smaków, gestów i tego, co trwa wokół, niemniej większość z wykonanych przez nią czynności jej umyka, jakby była jedynie nieistotnym tłem, nad którym zaczyna się rozwodzić i doszukiwać sensu.
Kawałek życia przedstawiony w przeciągu chwili, jakby kelnerka i brodacz byli rodzicami, a bohaterka tą dziewczynką. Wyobrażanie sobie czegoś, co nigdy nie miało miejsca, a mogłoby mieć, bo wskazuje na to notoryczne powracanie do wspomnień, szczególnie ojca, który był zapalnikiem do zmieszania stanu faktycznego z niespełnieniem w dzieciństwie i wątpienie, czy się naprawdę siebie zna.
Może to właśnie w tej kawiarni toczyło się jej drugie życie, podobne, przywołujące wspomnienia, jednak inne, dopiero się piszące.
Pozdrawiam. :)
Ślimaku,
to ja tylko dodam odnośnie wskazówek, choć widzę, że nie jest to widoczne, że dziewczynka nieprzypadkowo zamawia sorbet (a nie lody).
Dzięki za klik :)
Cześć, Tygrysico,
bardzo podoba mi się Twój odbiór tekstu i to jak odczytujesz bohaterkę.
Bohaterka jest świadoma swoich odruchów, smaków, gestów i tego, co trwa wokół, niemniej większość z wykonanych przez nią czynności jej umyka, jakby była jedynie nieistotnym tłem, nad którym zaczyna się rozwodzić i doszukiwać sensu.
Tak!
Dziękuję za rozbudowany komentarz. Cieszę się, że tekst się spodobał :)
Ktokolwiek doklikał biblio – też dziękuję ;D
It's ok not to.
O, nie wpadłem na to, ale to zupełnie niezła wskazówka! Można by coś takiego wykorzystać w opowiadaniu detektywistycznym. Z drugiej strony – wiele osób (mnie nie wyłączając) może jeść nabiał, a czasem po prostu ma ochotę na sorbet malinowy.
wiele osób (mnie nie wyłączając) może jeść nabiał, a czasem po prostu ma ochotę na sorbet malinowy.
Ja też lubię sorbety, tylko wydawało mi się, że dzieci przeważnie wybierają lody. I przy zestawieniu tego z bohaterką, która kilka razy mówi, że mleko jej szkodzi, myślałam, że będzie to bardziej czytelne. Zapamiętam na przyszłość, że wskazówki dotyczące jedzenia bywają zawodne.
It's ok not to.
Wszystkie bywają zawodne, dogs :) Ile razy podrzucam tropy w swoich tekstach, tyle razy muszę je pokazywać palcem ;)
Known some call is air am
dogsdumpling, niezmiernie mi miło. Kolejny komentarz pod którymś z twoich przyszłych tekstów również będzie rozbudowany, bo już tak mam. :)
Outta,
Ile razy podrzucam tropy w swoich tekstach, tyle razy muszę je pokazywać palcem ;)
Co jest z nami nie tak ?!?!?!?! T_T
Żartuję oczywiście, ale tak serio, to chyba muszę popracować nad łopatologią stosowaną. (Choć w porównaniu z czasem, w którym ten tekst powstał, i tak jestem w tej kwestii do przodu.)
Tygrysico,
.
It's ok not to.
Wszystkie bywają zawodne, dogs :) Ile razy podrzucam tropy w swoich tekstach, tyle razy muszę je pokazywać palcem ;)
Próbowaliście kiedyś grać w IF? Albo napisać IF? Której tydzień po skompilowaniu nie mogliście przejść, bo zapomnieliście, o co chodzi? Taki jest świat :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
IF?
It's ok not to.
Interactive fiction. Dawno, dawno temu ambitnie napisałam taką, w której gracz miał się wydostać z bezludnej wyspy (nie pamiętam, skąd się tam wziął, chyba był rozbity samolot, ale nie jego) balonem (nie pamiętam, skąd go miał). Miała proceduralnie generowane muszelki XD i żółwia (nie pamiętam, po co). Ale to było daaaaawno i tymczasem padł mi dysk, więc niestety. Spróbuj tej: https://www.eblong.com/zarf/if.html#dreamhold (autor należy do Wielkich Przedwiecznych IF, gra jest specjalnie napisana dla zupełnego laika, ale ma atmosferę, choć dla mnie trochę w niej za dużo łażenia z miejsca na miejsce. Ale w mojej drałowało się (chyba… nie pamiętam…) po całej wyspie, więc co ja tam wiem XD Mam też w profilu link do jednej, ale powoli sama zaczynam się gubić w tych linkach (pora je przystrzyc).
ETA: A tu jest króciutka gra w innym paradygmacie (”klikana” nie parsowana): https://allthingsjacq.com/games/cd/cloud-dreaming.html
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Hej!
Kelnerka zniknęła na zapleczu. Mogłabym schować do kieszeni solniczkę, pieprzniczkę, fikuśną cukiernicę, serwetnik i wykałaczki. Nikt by nie zauważył. Nie potrzebuję jed
Hm, zmiana czasu mi trochę zgrzyta.
krzesła przesuwanego po posadzce nie wywabia dziewczyny z ukrycia. Zostawiam na oparciu krzesła
podryguje.
Podskakuję,
Trochę jak rym.
Po jego bytności nie ma śladu.
Przy tym stylu zdanie brzmi sztucznie, tak wzniośle.
Ona wysypuje bilon na ladę i wybiera dwie identyczne monety. Odsuwa je na bok, resztę zgarnia na dłoń i chowa do różowej kieszeni.
A skąd wiadomo, że wybrała dwie identyczne, skoro robiła to na ladzie i je przesuwała, a bohaterka siedziała przy stoliku?
Opowiadanie ma niepokojący klimat, kurczę, lubię takie teksty, w których nie rozumiem, co tam się dzieje i jestem tego bardzo ciekawa. Czy bohaterka jest duchem, a może utknęła między wymiarami, albo po prostu utknęła w życiu, które jest wciąż takie samo: ludzie przychodzą, odchodzą, a ona ledwo to zauważa, życie przez nią przepływa.
W pewnym momencie zaczyna się lekka siękoza, która utrudnia czytanie, np.
Nikt się nie pojawia. Odwracam się i widzę pustą kawiarnię.
I tak gdzieniegdzie to się rzuca w oczy.
Czuję zimny lepki brud ściekający mi po palcach.
A gdyby tak dać bez „mi”?
Aa, teraz rozumiem. Czyli to takie wyobrażenie o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby ojciec nie wrócił. Jedna z możliwości. Jedna z opcji w nieskończonych uniwersach. Skojarzyłam z „Wszystko wszędzie naraz” i „Przypadek”, tylko w bardziej zakręcone wersji. Trochę taki węgierski film był podobny. Miałam wrażenie, że czytam coś w tym stylu. :D
Opowiadanie jest bardzo dobre, ale koniec mimo wszystko ma za słaby wydźwięk. Bo brakuje tych relacji z ojcem – tego, dlaczego mógłby nie wrócić, zostawić ją, zmienić rzeczywistość. I nie chodzi o tłumaczenie, ale o scenę, która by to podkreśliła. Mimo wszystko w alternatywnych rzeczywistościach to jest ważne. ;)
Pozdrawiam,
Ananke
Hm, zmiana czasu mi trochę zgrzyta.
A komu nie (tatko już narzeka XD)? Ale serio – jaka zmiana czasu? Kelnerka jest zniknięta, w dwóch następnych zdaniach mamy tryb przypuszczający, a zasadniczo szort jest w czasie teraźniejszym.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Chodziło mi o taką lekkość, nie pisałam, że błąd, ale że mi zgrzyta. ;)
Kelnerka zniknęła na zapleczu. Mogłabym schować do kieszeni solniczkę, pieprzniczkę, fikuśną cukiernicę, serwetnik i wykałaczki. Nikt by nie zauważył.
Kelnerka zniknęła na zapleczu. Mogę schować do kieszeni solniczkę, pieprzniczkę, fikuśną cukiernicę, serwetnik i wykałaczki. Nikt nie zauważy.
Ananke,
dzięki za przeczytanie i komentarz. Odniosę się do niego jutro, bo mi energii już dzisiaj brakuje ;)
Tarnino,
dzięki za info o IF. Jutro sobie poczytam :D
It's ok not to.
Chodziło mi o taką lekkość, nie pisałam, że błąd, ale że mi zgrzyta. ;)
Aaaa…
Jutro sobie poczytam :D
:)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dogs, rozumiem, ja zaraz lecę do lasu złapać energię. :)
Tarnino, a to IF to coś jak paragrafówki?
Też – istnieją paragrafówki przeniesione do Internetu (najbardziej zaawansowaną technicznie formą tego jest właśnie Twine i pokrewne), ale właściwe, sensu stricte IF to to z parserem, gdzie musisz sama wykombinować, co wpisać. Jest tego ho-ho i trochę, głównie po angielsku (język izolujący znacznie łatwiej się parsuje, zresztą wynaleźli to Anglicy). Poszukaj po Internetach :)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć dogsdumpling, to było bardzo dziwne. Najpierw myślałam, że to toaleta stanowi jakiś dziwny portal do alternatywnej rzeczywistości, co by mnie nie zdziwiło. Szczególnie, że w restauracji podają sernik z rodzynkami, od razu coś śmierdzi. Przed samym końcem myślałam, że w końcu zamieni się w te drobne na blacie i będzie miała problem. Ale też nie. Nie szkodzi. I tak mi się podobało.
Tarnino, no właśnie patrzyłam, ciekawa sprawa. Może kiedyś pogram, aż dziwne, że nigdy nie słyszałam. ;)
XD (Nadal jestem dumna z tych muszelek XD)
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Ananke,
parę wskazanych drobiazgów poprawiłam, inne zostawiłam jak są ;) Dzięki za łapankę.
Opowiadanie jest bardzo dobre, ale koniec mimo wszystko ma za słaby wydźwięk. Bo brakuje tych relacji z ojcem – tego, dlaczego mógłby nie wrócić, zostawić ją, zmienić rzeczywistość. I nie chodzi o tłumaczenie, ale o scenę, która by to podkreśliła. Mimo wszystko w alternatywnych rzeczywistościach to jest ważne. ;)
Niestety nie mogę się nie zgodzić ;) Ech, tak to jest jak za dużo zostaje w głowie. Rzeczywiście dopisanie sceny interakcji dziewczynka – brodacz mogłoby pomóc.
Cieszę się, że całościowo tekst się spodobał, mimo wad. Dzięki za wizytę i podzielenie się spostrzeżeniami – przydadzą się na przyszłość :)
Cześć, Klaro,
to toaleta stanowi jakiś dziwny portal do alternatywnej rzeczywistości, co by mnie nie zdziwiło.
To by było bardzo fajne opowiadanie. Podoba mi się ten pomysł ;D
Szczególnie, że w restauracji podają sernik z rodzynkami, od razu coś śmierdzi.
Cóż, szarlotkę też mieli niedopieczoną :P
Dzięki za wizytę. Miło mi, że się podobało.
Tarnino,
Też – istnieją paragrafówki przeniesione do Internetu (najbardziej zaawansowaną technicznie formą tego jest właśnie Twine i pokrewne), ale właściwe, sensu stricte IF to to z parserem, gdzie musisz sama wykombinować, co wpisać. Jest tego ho-ho i trochę, głównie po angielsku (język izolujący znacznie łatwiej się parsuje, zresztą wynaleźli to Anglicy). Poszukaj po Internetach :)
Fajnie, że gatunek nie umarł i się rozwija razem z technologią.
Może kiedyś pogram, aż dziwne, że nigdy nie słyszałam. ;)
Ananke, ja też nie słyszałam. Po prostu Tarnina wie wszystko ;D
It's ok not to.
Jestem wiedźmą XD
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Fajnie tu narasta dynamika. Pierwszy ogląd jest wolniejszy i bardziej szczegółowy, a każdy kolejny dynamizuje. Różne kąty patrzenia, pozorny (lub nie) chaos. Trochę kojarzy mi się z: wszystko, wszędzie, naraz.
Lubię takie rzeczy.
Cześć Dogs. Fajne, klimatyczne, ale też zagadkowe i z tym wiąże się trudność. Opowiadanie trochę przypomina grę w trzy kubki, podzielone na kilka serii. Kubki są przestawiane, ale czytelnik nie może tylko raz odpowiedzieć pod którym kubkiem jest coś (moneta czy ciastko). Czytelnik musi zapamiętać wszystko, jednocześnie nie tracąc uwagi. A trudno nie tracić uwagi, kiedy długi tekst toczy się prostą linią, podmieniając szczegóły na tej samej planszy. (Długi, bo zwykle zagadki są krótsze).
A jeżeli czytelnik traci uwagę, traci szczegóły niezbędne do zrozumienia. Z tej struktury można by zrobić trochę gałęzi, popisać jak Nabokov czy Capote (swoją drogą ten tekst mnie zachęcił do poczytania znowu obydwu autorów). Przynajmniej ja nie mam teraz takiej uwagi, żeby powoli i dokładnie czytać, ale mimo tej linearności jest poziom szczegółów, który każe wrócić ;)
2019 napisane? To chyba dobrze, znaczy, że teraz jeszcze lepsze piszesz :)
Artystom więcej, szybko!
Cześć, Canulasie :)
Super, że przypadło do gustu i dynamika tekstu zagrała. O filmie słyszałam, ale nie miałam jeszcze okazji oglądać. Dzięki za komentarz!
Witaj, Vacterze :)
A jeżeli czytelnik traci uwagę, traci szczegóły niezbędne do zrozumienia. Z tej struktury można by zrobić trochę gałęzi,
Ciekawa uwaga. Rzeczywiście odejście od liniowości narracji mogłoby pomóc w ekspozycji pożądanych elementów. Nabokov i Capote – dawno nie czytałam, ale to zdecydowanie wysoka literacka półka :)
2019 napisane? To chyba dobrze, znaczy, że teraz jeszcze lepsze piszesz :)
Mam nadzieję :)
It's ok not to.
Fajne, podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Cieszę się. Dzięki, że wpadłaś, Anet :)
It's ok not to.